5 kwietnia 2022

Sto siedemdziesiąt dziewięć

Dorian

Elena przyjęła jego słowa z absolutnym spokojem. No, tak… Z kim ja rozmawiam?, pomyślał i przez moment był bliski tego, żeby się uśmiechnąć.

– Ona chyba bardzo lubi to robić – stwierdziła, unosząc brwi.

– Jak i wiele innych rzeczy, których nie rozumiem – przyznał Dorian. – Możesz sobie wyobrazić, jak to wyglądało. Co znaczy umierać tylko po to, żeby odkryć, że ktoś się nad tobą zlitował.

– O ile chce się o tym pamiętać.

Zauważył, że przez jej twarz przemknął cień w odpowiedzi na jakieś najwyraźniej nie do końca chciane wspomnienie. Wydźwięk wypowiedzianych przez nią słów mówił sam za siebie i choć Dorian przez moment chciał pociągnąć temat, ostatecznie tego nie zrobił. Możliwe, że pewnych wydarzeń lepiej było nie wspominać.

– Selene po prostu pewnego dnia pojawiła się w moim życiu, a ja zdecydowałem się przy niej zostać. Ilekroć sobie o tym przypominam, jednego jestem pewien nade wszystko – stwierdził w zamyśleniu. Wbił wzrok w srebrzysty księżyc, próbując jakkolwiek zapanować nad mętlikiem w głowie. – Tego, że była bardzo samotna. Mogę tylko zgadywać, dlaczego postanowiła zwrócić się akurat do mnie. Może po prostu pewne osoby są sobie pisane.

Tyle że to również w pełni nie oddawało nawet połowy wątpliwości, które czasami go nachodziły, a o których nie zamierzał Elenie wspominać. Mimo wszystko nie mógł powstrzymać się przed przypomnieniem sobie scenariusza, który zrodził się w jego głowie na samym początku znajomości z boginią, kiedy powoli zaczęło do niego docierać, kim się stał i jakie niosło to ze sobą konsekwencje. Selene nie zatrzymywała go przy sobie siłą, zresztą miała w sobie coś, co z miejsca wzbudzało zaufanie. Wydawała się niewinna, zraniona i na wskroś dobra, choć Dorian dobrze wiedział, że pierwsze wrażenie zdecydowanie zbyt często potrafiło być złudne.

Właśnie dlatego w naturalny sposób pojawiły się pierwsze obawy i wątpliwości. Co by było, gdyby odrzucił to, co mu oferowała? Rozważał to, co prawda nigdy nie na poważnie, ale jednak. Pamiętał obietnicę, która ich połączyła – i która powracała raz po raz, wciąż niespełniona. Tę samą, którą równie dobrze mógłby uznać za zmyślny sposób zmuszenia go do darzenia tej istoty choćby szczątkowym zaufaniem, o lojalności nie wspominając.

Czasami miał wrażenie, że to nie Selene, ale dawno wypowiedziane słowa uczyniły go tym, kim był teraz.

„Jesteś moja. I niezależnie od wszystkiego, zawsze będziesz. Nieważne, co się stanie, zawsze cię znajdę”…

Zacisnął dłonie w pieści, choć to uświadomił sobie dopiero w chwili, w której poczuł napięte mięśnie zapulsowany bólem. Obraz na moment zamazał się od zbyt intensywnego wpatrywania w jednego punkt.

– Ehm… Dorianie?

Wzdrygnął się, słysząc zatroskany głos Eleny. Uświadomił sobie, co robi i spróbował nad sobą zapanować. Z opóźnieniem spojrzał na dziewczynę, wciąż czując się trochę tak, jakby wyrwał się ze snu. Niechciane myśli nie ustępowały, nagle zbyt żywe, by mógł w pełni je zignorować.

– Wybacz, zamyśliłem się – rzucił wymijająco. „Znów?”, doszukał się w jej spojrzeniu, ale przynajmniej nie próbowała drążyć. – Dawno z nikim nie rozmawiałem na ten temat.

– Umieranie to zdecydowanie nie coś, do czego ma się ochotę wracać.

Parsknął, choć zdecydowanie nie było mu do śmiechu. Po prostu weź się w garść, nakazał sobie stanowczo. Sposób, w jaki się czuł, ani trochę mu nie odpowiadał. Zniecierpliwienie również, zwłaszcza że zdążył do niego przywyknąć… A przynajmniej tak sądził. Im dłużej jednak rozważał to, co mógł powiedzieć Elenie, tym wyraźniej widział, że jednak niekoniecznie.

Zacisnął usta. Czy powinien uznać to za wpływ Ciemności i cieni, które tak nagle pojawiły się w dotychczas w pełni oddanym bogini świecie? To brzmiało jak wygodna wymówka, ale…

– Eleno? – rzucił pod wpływem impulsu. Zanim zdążył zastanowić się nad doborem słów, dziewczyna spojrzała na niego z mieszanką zaciekawienia i wątpliwości. – Czy uważasz, że… niektóre obietnice mogą przetrwać nawet po śmierci? Znaczy… Och, nie zrozum mnie źle. Tak tylko sobie gdybam – zapewnił, chociaż wiedział, że jego zachowanie sugerowało coś zupełnie innego. – Ale czy miałaś kiedyś poczucie, że istnieje osoba, którą odszukałabyś niezależnie od tego, co się wydarzy?

Spojrzał na nią wyczekująco, coraz bardziej żałując własnych słów. Nie powinien poruszać tego tematu. Nie z kimś, kogo nawet nie znał, choć paradoksalnie właśnie ta świadomość sprawiła, że łatwiej przyszło mu prowadzenie tej rozmowy. Nie miał pojęcia, czy to wpływ jeziora, Ciemności, samej Eleny, czy bogini raczyła wiedzieć czego jeszcze. Przywykł do odsuwania pewnych myśli, a jednak teraz stał tutaj, bredząc trzy po trzy i powoli zmierzając w kierunku, który wolałby zignorować.

Spodziewał się wielu rzeczy, z naciskiem na kolejne zatroskane pytanie o to, czy wszystko z nim w porządku. To albo jakąś naprędce wymyśloną wymówkę, którą dziewczyna wykorzystałaby, żeby szybko się ewakuować. Zrozumiałby to, dobrze wiedząc, że rozmowa zeszła na co najmniej dziwne tory, ale…

A jednak w jasnych oczach Eleny doszukał się wyłącznie zrozumienia.

– Mój facet jest demonem i na dzień dobry oznajmił mi, że umrę wtedy, kiedy mi na to pozwoli – oznajmiła takim tonem, jakby właśnie rozmawiali o pogodzie. – I… Cholera, pewnie gdyby trzeba było, zrobiłabym wszystko, byleby zatrzymać go przy sobie. Nieważne jak trudne by to nie było.

Zaśmiała się nerwowo, bynajmniej nie sprawiając wrażenia rozbawionej. Roztargnionym gestem przeczesała palcami jasne włosy, wciąż nerwowo nawijając kosmyki na palce. Przez moment trwała w ciszy, jakby zawstydzona własnymi słowami. Bawiła się lokami, wyraźnie nie wiedząc, co zrobić z rękoma.

Dorian również milczał. Dobra bogini, zapomniał, kim tak naprawdę była ta dziewczyna! Przez chwilę znów widział Elenę przy tym samym jeziorze, klęczącą przy Rafaelu, gotową oddać wszystko, byleby tylko doprosić się od Selene pomocy. „Nawet skrzydła” – przypomniał sobie i wtedy dotarło do niego, że ona jak najbardziej mogła go zrozumieć. Choć od konfrontacji z Łowcą minęły całe miesiące, Dorian wciąż był pewien, że Elena nie wahałaby się przed podjęciem nawet najbardziej brzemiennej w skutkach decyzji, jeśli tylko miałaby cień pewności, że w ten sposób uratuje męża.

A ty? Co ty robisz?

Powstrzymał grymas. Odpowiedź była prosta, zbyt bolesna, by mógł wypowiedzieć ją na głos. On czekał. Cierpliwie, odkąd tylko sięgał pamięcią. Zwlekał, zgodnie z tym, czego oczekiwała od niego Selene. W końcu jej ufał, ale…

Kątem oka spojrzał na Elenę, przez moment widząc w tej pozornie kruchej dziewczynie kogoś znacznie potężniejszego, niż początkowo zakładał. Ona nie zawahałaby się przed poświęceniem siebie, gdyby pojawiła się taka potrzeba. Na pewno nie zwlekałaby całe wieki, czekając na…

W pośpiechu odrzucił od siebie niechciane myśli. Mimo wszystko te wciąż się tam czaiły, intensywniejsze niż kiedykolwiek wcześniej.

„To ci wmawia, czy sam z siebie podtrzymujesz jej kłamstwa?” – przypomniał sobie słowa Ariadny i przez moment poczuł się tak, jakby kobieta znów stała przed nim i co najmniej próbowała go uderzyć.

– Ja… Wybaczysz mi, jeśli skrócimy nasze spotkanie? – zapytał cicho, uciekając wzrokiem gdzieś w bok. – Powinienem trochę rozejrzeć się po okolicy.

– Jasne. Chociaż mogę iść z tobą – zaoferowała natychmiast Elena. – Powiedziałam coś nie tak? Znaczy…

– Nie, nie… – Dorian wysilił się na uśmiech. – Przeciwnie. Dziękuję ci za tę rozmowę, Eleno. Gdybyś kiedykolwiek potrzebowała jakiejś wskazówki, możesz śmiało do mnie przyjść – zapewnił, w końcu przymuszając się do tego, żeby spojrzeć wprost na nią. W błękitnych oczach doszukał się rezerwy, co uświadomiło mu, że wciąż musiała być zatroskana. – Skrzydła to nasz największy potencjał. Najwyraźniej wyróżniają nad od demonów, więc… Wykorzystuj to, w porządku?

Skinęła głowa, chociaż nie wyglądała na przekonaną. A może martwiła się o niego? Nie miał pewności i tak naprawdę wcale nie chciał tego wiedzieć.

Nie dodał niczego więcej, bez zbędnych wyjaśnień podrywając się do lotu i zostawiając wciąż zdezorientowaną dziewczynę przy jeziorze. Postarał się jak najszybciej zniknąć jej z oczy, jednak nawet gdy już został sam, mętlik w głowie nie ustąpił. Wręcz przeciwnie – dawał się Dorianowi we znaki coraz bardziej i bardziej, tym samym powoli doprowadzając go do szału. Nie przypominał sobie, kiedy ostatnim razem poczuł się w ten sposób; tak bardzo rozbity i pełen wątpliwości.

Nigdy nie zdarzało mu się wątpić w zapewnienia Selene. Co prawda czasami konieczność zachowania cierpliwości stanowiła wyzwanie, ale dotychczas chcąc nie chcąc dostosowywał się do wymagań bogini i po prostu wycofywał. Robił to tak wiele razy, że już nawet nie potrafił tego zliczyć. Miał wrażenie, że oboje do tego przywykli: on co jakiś czas pytał tylko po to, żeby udzieliła mu dokładnie tej samej odpowiedzi. Niekończąca się pętla, stanowiąca idealne usprawiedliwienie dla braku jakichkolwiek działań.

Ale teraz przecież wszystko było inne, prawda? Bogini wróciła, w końcu zainterweniowała i powoli uczyła się podejmowania decyzji, które niegdyś przychodziły jej naturalnie. Świat się zmieniał, nie tylko między tu a teraz czy wymiarach połączonych z Przedsionkiem, ale również w miejscu, które najbardziej interesowało Doriana. Ona również była inna, ale…

Och, Claudio.

Westchnął. Na moment opadł, niemalże zahaczając o korony łagodnie szumiących drzew. Błyskawicznie odzyskał kontrolę nad ciałem i lotem, przynajmniej do pewnego stopnia. Uświadomił sobie, że nieznacznie drży, ale nawet nie próbował tego opanowywać. W miejscu, w którym nikt i tak nie mógł go zobaczyć, to i tak nie miało znaczenia.

Jesteś pewien?, rozbrzmiało bezpośrednio w umyśle Doriana.

Zesztywniał. Niespokojnie powiódł wzrokiem dookoła, ale na pierwszy rzut oka wszystko wskazywało na to, że był sam. A jednak mentalna obecność kogoś, z kim zdecydowanie wolał nie mieć styczności, nie pozostawiała żadnych wątpliwości.

– To ty… – wycedził przez zaciśnięte zęby.

Ciemność odpowiedziała mu znudzonym parsknięciem. Nawet nie próbował ukrywać tego, że z jakiegokolwiek powodu mógłby wtrącać się w cudze myśli.

Po prostu wyczułem Światłość. Wypadałoby czuwać nad własną synową, czyż nie?

Dorian nie odpowiedział. Dla pewności obniżył lot, jak najszybciej lądując na ziemi, by nie ryzykować, że rozproszy się na tyle, by zrobić coś nieprzewidywalnego. Spróbował zamknąć przed intruzem, ale ten wydawał się całkowicie niewzruszony na jakiekolwiek próby.

Czego chcesz?, zniecierpliwił się w końcu.

Jeszcze miesiąc temu w tej sytuacji bez wahania przywołałby broń, a później popędził do Selene, gotów stanąć u jej boku. Sęk w tym, że teraz sprawy prezentowały się zupełnie inaczej, ku narastającej irytacji Doriana. Jak bardzo zdesperowana musiała być bogini, skoro sama Ciemność przekroczyła granice tego świata zgodnie z jej wolą? Akceptował to czy nie, wciąż ufał bogini na tyle, żeby taki stan rzeczy uszanować, ale to jeszcze nie oznaczało, że zamierzał z tą istotą dyskutować.

Nic takiego. Po prostu wyczułem coś, co mnie zaintrygowało, padło w odpowiedzi. Głos wciąż brzmiał obojętnie, choć Dorian zdołał wychwycić w nim nutkę rozbawienia. Nie przejmuj się, nie robię tego dla przyjemności. Ale wzburzenie łatwo wyczuć. Zwłaszcza teraz jestem wrażliwy na negatywne emocje.

Negatywne emocje? Dorian mocniej zacisnął dłonie w pięści. Przez chwilę niemalże gorączkowo szukał jakiegoś zarzutu albo przynajmniej uwagi, którą mógłby wierzyć w Ciemność, ale w głowie miał pustkę. Jakby tego było mało, zapewnienia nieśmiertelnego brzmiały szczerze. Czyż nie taki był cel jego obecności w tym miejscu? Wraz z nią próbował zapewnić bezpieczeństwo temu miejscu. To, że mógłby reagować na jakiekolwiek niepokojące oznaki, wydawało się w pełni naturalne.

Dorian odetchnął, bezskutecznie próbując się uspokoić. Przecież wiedział, jak to działa. Zwykle trzymanie myśli na wodzy przychodziło mu z łatwością, ale tym razem…

Czego chcesz?, ponowił, nie zamierzając dać za wygraną.

Tym razem odpowiedziała mu wymowna cisza, ale wcale nie poczuł się dzięki temu lepiej. Co prawda przez moment miał nadzieję, że Ciemność nie odpowie, ale to wciąż nie rozwiązywało podstawowego problemu – tego, że ta istota gdzieś tutaj była, reagowała na zamęt w głowie Doriana i… mogła oczekiwać czegokolwiek. Nie miał pojęcia, czy Selene o tym wiedziała, ale przecież nie mógł jej powiedzieć. Nie sądził, by w obecnej sytuacji zadręczanie bogini niechęcią względem istoty, którą znała lepiej niż ktokolwiek, miało sens.

W końcu dostrzegasz problem?, rozbrzmiało w jego głowie i tym razem głos Ciemności zabrzmiał niemal łagodnie.

Dorian stłumił przekleństwo. Przystanął w pół kroku, zupełnie jakby zderzył się z jakąś niewidzialną ścianą. Więc wciąż tu był i słuchał, ale…

Co…?

Moja miła nie ma złych zamiarów. Nigdy nie miała, zapewnił ponownie głos. Ale to nie znaczy, że nie popełnia błędów. Sam zapewniałeś o tym Światłość.

Nie odpowiedział, choć i temu nie mógł zaprzeczyć. Nie potrafił nawet zdenerwować się za to, że Ciemność mogłaby przysłuchiwać się im aż tak długo. Skoro jednak tak… Co jeszcze wiedział?

Liczył, że istota zniechęci się i zamilknie, ale cisza nie zrobiła na ojcu demonów żadnego wrażenia.

Selene się boi. Szukasz na to usprawiedliwienia, zresztą jak i wszyscy wokół, ale to nie działa w ten sposób… A letarg potrafi być zgubny. Weź to pod uwagę, kiedy przyjdzie odpowiedni moment.

Zaraz po tych słowach ostatecznie zapanowała cisza. Ciemność nawet nie czekała na odpowiedź, wycofując się równie nagle, co wcześniej pojawiła. Dorian przez chwilę jeszcze nasłuchiwał, szukając jakichkolwiek oznak tego, że ktoś buszuje w jego umyśle, jednak nic podobnego nie miało miejsca – a przynajmniej on nie wychwycił nawet śladu cudzej bytności. Jedynie przenikliwa cisza, bardziej ostateczna niż cokolwiek innego.

Wciąż oszołomiony, Dorian bezradnie powiódł wzrokiem dookoła. Gdzieś między drzewami czaiły się cienie, dokładnie jak w dniu, w którym wraz z Eleną osobiście je przepędzili. Teraz znów igrały gdzieś poza zasięgiem wzroku, równie rzeczywiste, co i sama Ciemność. Współistnieli wraz z Selene, tworząc kruchą równowagę, o której wielokrotnie wcześniej słyszał, że istniała, mimo że nigdy nie miał okazji zobaczyć tego na własne oczy.

Jego spojrzenie powędrowało ku rezydencji, którą zamieszkiwały trwające między tu a teraz dusze. Były gdzieś dam, najpewniej śpiąc, choć wcale nie zdziwiłoby go, gdyby okazało się, że niektóre nie potrafiły zmrużyć oka. Całym ustępstwem z ich strony pozostawało to, że przynajmniej trzymały się razem i na dystans, ale Dorian nie sądził, żeby ta zmiana okazała się na dłuższą metę dobra. Strach był bardzo złym doradcą, a sądząc po tym, jak te kobiety zareagowały na śmierć Gai i sprowadzenie do ich bezpiecznego azylu tego, który igrał z nimi przez całe wieki…

O, bogini, w co ty pogrywasz?

Ale tym razem Dorian nie doczekał się żadnej odpowiedzi na dręczące go myśli. Chyba tak naprawdę wcale nie chciał ich poznać, zbytnio zaniepokojony myślą o tym, jak mogłyby brzmieć. Niechętnie to przyznawał, ale Ciemność trafiła w sedno. Istniało wiele kwestii, które dotyczyły Selene, na które Dorian z uporem przymykał oczy. Pragnął wspierać swoją boginie i dawać jej czas, ale w miarę rozwoju kolejnych problemów, coraz wyraźniej czuł, że być może popełniał błąd. Obchodzenie się z nią jak z jakiem wcale nie musiało być takim dobrym rozwiązaniem. Zresztą jak to się mawiało? Dobrymi intencjami wybrukowane jest piekło?

– Niech cię szlag… – wymamrotał, wbijając wzrok w ziemię.

Ciemność jednak próbowała z nim igrać. Inaczej nie potrafił wyjaśnić coraz bardziej zawiłych, trudnych do opanowania myśli, które zaprzątały jego umysł. Nie potrafił ich odepchnąć, choć przecież wiedział, że były niewłaściwe, że tak bardzo zraniły jego panią i…

Tyle że zarazem czuł, że sprawy zaszły za daleko. Niezależnie od tego, czy ufał Selene, musiał wziąć się sprawy w swoje ręce. Tak jak Elena, zwłaszcza że rozmawiając z tą dziewczyną, całym sobą poczuł własną bezradność. Musiał mieć jakikolwiek plan, na wypadek gdyby sprawy jeszcze bardziej się skomplikowały, a bogini musiałaby się skupić się przede wszystkim na dobru podlegającego jej świata, nie zaś trzymającej przy niej Doriana obietnicy.

Tak jak wtedy, pomyślał mimochodem i prawie udało mu się uśmiechnąć.

Czasami zastanawiał się, czy wiedziała, do czego posunął się kilka lat temu. To była drobna ingerencja – jedyna, na jaką sobie pozwolił – ale mimo wszystko…

Potrząsnął głową. O tym wolał nie myśleć, zwłaszcza że przecież ktoś mógł słuchać.

Przez chwilę wydawało mu się, że słyszy śmiech, ale wrażenie to ustąpiło zbyt szybko, by zdołał to zweryfikować. Nie dając sobie czasu na wątpliwości, Dorian błyskawicznie poderwał się do lotu, zamierzając rozejrzeć się po okolicy. Tym razem zdołał nad sobą zapanować, w końcu zamykając umysł przed niechcianymi gośćmi – zwłaszcza takimi, którzy przypadkiem mogliby zareagować na nadmiar skrajnych emocji.

Jeśli czegoś dowiedział się w ostatnim czasie, to na pewno tego, że przynajmniej Claudia radziła sobie lepiej, aniżeli mógłby przypuszczać. Kiedy zamknął oczy i przywołał do siebie wspomnienie tego, co zaobserwował w ostatnim czasie, prawie udało mu się uśmiechnąć. Przez chwilę widział zdecydowane spojrzenie i lśniącą aurę, o której sądził, że nigdy więcej jej u niej nie zobaczy. Ryzykowała, ale mimo zagrożenia ze strony Charona, przez ostatnie dni zdawała się bardziej żywa niż całe minione lata.

Cokolwiek miało się wydarzyć, Dorian nade wszystko pragnął ją ochronić. Gdyby tylko mógł stanąć tuż przed nią, a później zapewnić, że wcale nie skłamał, kiedy składał jej przysięgę – że wciąż tu był, cały czas ją chronił, że nie zapomniał…

Jeszcze trochę.

I chociaż szczerze nienawidził tych słów, zwłaszcza gdy słyszał je od Selene, kiedy sam przywołał je do siebie, okazały się zaskakująco kojące. Zupełnie jakby tego wieczora, krążąc nad uśpionym, rozświetlonym dwoma księżycami światem, Dorian złożył kolejną, przeznaczoną dla niego samego obietnicę. Wtedy jeszcze nie miał pewności, co to oznaczało, ale coraz wyraźniej czuł, że dociera do granicy – i to takiej, zza której nie miało być powrotu. Zupełnie jakby w chwili, w której uświadomił sobie, ile skłonna była w stanie poświecić Elena, żeby ochronić swojego partnera, sam również podjął decyzję.

Uspokojony i dziwnie podekscytowany, zatoczył ostatecznie koło nad okolicą, po czym zawrócił w kierunku domu.

Tym razem po drodze nie zatrzymały go żadne dziwne podszepty.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa