Elena przyjęła jego słowa
z absolutnym spokojem. No, tak… Z kim ja rozmawiam?,
pomyślał i przez moment był bliski tego, żeby się uśmiechnąć.
– Ona chyba
bardzo lubi to robić – stwierdziła, unosząc brwi.
– Jak i wiele
innych rzeczy, których nie rozumiem – przyznał Dorian. – Możesz sobie
wyobrazić, jak to wyglądało. Co znaczy umierać tylko po to, żeby
odkryć, że ktoś się nad tobą zlitował.
– O ile
chce się o tym pamiętać.
Zauważył,
że przez jej twarz przemknął cień w odpowiedzi na jakieś
najwyraźniej nie do końca chciane wspomnienie. Wydźwięk
wypowiedzianych przez nią słów mówił sam za siebie i choć Dorian
przez moment chciał pociągnąć temat, ostatecznie tego nie zrobił. Możliwe,
że pewnych wydarzeń lepiej było nie wspominać.
– Selene po prostu
pewnego dnia pojawiła się w moim życiu, a ja zdecydowałem się
przy niej zostać. Ilekroć sobie o tym przypominam, jednego jestem pewien
nade wszystko – stwierdził w zamyśleniu. Wbił wzrok w srebrzysty
księżyc, próbując jakkolwiek zapanować nad mętlikiem w głowie. –
Tego, że była bardzo samotna. Mogę tylko zgadywać, dlaczego postanowiła
zwrócić się akurat do mnie. Może po prostu pewne osoby są sobie
pisane.
Tyle że to również
w pełni nie oddawało nawet połowy wątpliwości, które czasami go
nachodziły, a o których nie zamierzał Elenie wspominać. Mimo
wszystko nie mógł powstrzymać się przed przypomnieniem sobie
scenariusza, który zrodził się w jego głowie na samym początku
znajomości z boginią, kiedy powoli zaczęło do niego docierać, kim się
stał i jakie niosło to ze sobą konsekwencje. Selene nie zatrzymywała
go przy sobie siłą, zresztą miała w sobie coś, co z miejsca wzbudzało
zaufanie. Wydawała się niewinna, zraniona i na wskroś dobra,
choć Dorian dobrze wiedział, że pierwsze wrażenie zdecydowanie zbyt często
potrafiło być złudne.
Właśnie
dlatego w naturalny sposób pojawiły się pierwsze obawy i wątpliwości.
Co by było, gdyby odrzucił to, co mu oferowała? Rozważał to, co prawda
nigdy nie na poważnie, ale jednak. Pamiętał obietnicę, która ich połączyła
– i która powracała raz po raz, wciąż niespełniona. Tę samą, którą
równie dobrze mógłby uznać za zmyślny sposób zmuszenia go do darzenia
tej istoty choćby szczątkowym zaufaniem, o lojalności nie wspominając.
Czasami
miał wrażenie, że to nie Selene, ale dawno wypowiedziane słowa uczyniły
go tym, kim był teraz.
„Jesteś
moja. I niezależnie od wszystkiego, zawsze będziesz. Nieważne, co się
stanie, zawsze cię znajdę”…
Zacisnął
dłonie w pieści, choć to uświadomił sobie dopiero w chwili, w której
poczuł napięte mięśnie zapulsowany bólem. Obraz na moment zamazał się
od zbyt intensywnego wpatrywania w jednego punkt.
– Ehm…
Dorianie?
Wzdrygnął
się, słysząc zatroskany głos Eleny. Uświadomił sobie, co robi i spróbował
nad sobą zapanować. Z opóźnieniem spojrzał na dziewczynę, wciąż
czując się trochę tak, jakby wyrwał się ze snu. Niechciane myśli nie ustępowały,
nagle zbyt żywe, by mógł w pełni je zignorować.
– Wybacz,
zamyśliłem się – rzucił wymijająco. „Znów?”, doszukał się w jej spojrzeniu,
ale przynajmniej nie próbowała drążyć. – Dawno z nikim nie rozmawiałem
na ten temat.
– Umieranie
to zdecydowanie nie coś, do czego ma się ochotę wracać.
Parsknął,
choć zdecydowanie nie było mu do śmiechu. Po prostu weź się
w garść, nakazał sobie stanowczo. Sposób, w jaki się czuł,
ani trochę mu nie odpowiadał. Zniecierpliwienie również, zwłaszcza że
zdążył do niego przywyknąć… A przynajmniej tak sądził. Im dłużej
jednak rozważał to, co mógł powiedzieć Elenie, tym wyraźniej widział, że jednak
niekoniecznie.
Zacisnął
usta. Czy powinien uznać to za wpływ Ciemności i cieni,
które tak nagle pojawiły się w dotychczas w pełni oddanym
bogini świecie? To brzmiało jak wygodna wymówka, ale…
– Eleno? –
rzucił pod wpływem impulsu. Zanim zdążył zastanowić się nad doborem
słów, dziewczyna spojrzała na niego z mieszanką zaciekawienia i wątpliwości.
– Czy uważasz, że… niektóre obietnice mogą przetrwać nawet po śmierci?
Znaczy… Och, nie zrozum mnie źle. Tak tylko sobie gdybam –
zapewnił, chociaż wiedział, że jego zachowanie sugerowało coś zupełnie
innego. – Ale czy miałaś kiedyś poczucie, że istnieje osoba, którą
odszukałabyś niezależnie od tego, co się wydarzy?
Spojrzał na nią
wyczekująco, coraz bardziej żałując własnych słów. Nie powinien poruszać
tego tematu. Nie z kimś, kogo nawet nie znał, choć paradoksalnie
właśnie ta świadomość sprawiła, że łatwiej przyszło mu prowadzenie tej
rozmowy. Nie miał pojęcia, czy to wpływ jeziora, Ciemności, samej
Eleny, czy bogini raczyła wiedzieć czego jeszcze. Przywykł do odsuwania
pewnych myśli, a jednak teraz stał tutaj, bredząc trzy po trzy i powoli
zmierzając w kierunku, który wolałby zignorować.
Spodziewał się
wielu rzeczy, z naciskiem na kolejne zatroskane pytanie o to,
czy wszystko z nim w porządku. To albo jakąś naprędce
wymyśloną wymówkę, którą dziewczyna wykorzystałaby, żeby szybko się ewakuować.
Zrozumiałby to, dobrze wiedząc, że rozmowa zeszła na co najmniej dziwne
tory, ale…
A jednak w jasnych
oczach Eleny doszukał się wyłącznie zrozumienia.
– Mój facet
jest demonem i na dzień dobry oznajmił mi, że umrę wtedy, kiedy mi na
to pozwoli – oznajmiła takim tonem, jakby właśnie rozmawiali o pogodzie.
– I… Cholera, pewnie gdyby trzeba było, zrobiłabym wszystko, byleby zatrzymać
go przy sobie. Nieważne jak trudne by to nie było.
Zaśmiała się
nerwowo, bynajmniej nie sprawiając wrażenia rozbawionej. Roztargnionym
gestem przeczesała palcami jasne włosy, wciąż nerwowo nawijając kosmyki na palce.
Przez moment trwała w ciszy, jakby zawstydzona własnymi słowami. Bawiła się
lokami, wyraźnie nie wiedząc, co zrobić z rękoma.
Dorian
również milczał. Dobra bogini, zapomniał, kim tak naprawdę była ta dziewczyna!
Przez chwilę znów widział Elenę przy tym samym jeziorze, klęczącą przy Rafaelu,
gotową oddać wszystko, byleby tylko doprosić się od Selene
pomocy. „Nawet skrzydła” – przypomniał sobie i wtedy dotarło do niego,
że ona jak najbardziej mogła go zrozumieć. Choć od konfrontacji z Łowcą
minęły całe miesiące, Dorian wciąż był pewien, że Elena nie wahałaby się
przed podjęciem nawet najbardziej brzemiennej w skutkach decyzji, jeśli
tylko miałaby cień pewności, że w ten sposób uratuje męża.
A ty? Co
ty robisz?
Powstrzymał
grymas. Odpowiedź była prosta, zbyt bolesna, by mógł wypowiedzieć ją na głos.
On czekał. Cierpliwie, odkąd tylko sięgał pamięcią. Zwlekał, zgodnie z tym,
czego oczekiwała od niego Selene. W końcu jej ufał, ale…
Kątem oka
spojrzał na Elenę, przez moment widząc w tej pozornie kruchej
dziewczynie kogoś znacznie potężniejszego, niż początkowo zakładał. Ona nie zawahałaby się
przed poświęceniem siebie, gdyby pojawiła się taka potrzeba. Na pewno
nie zwlekałaby całe wieki, czekając na…
W pośpiechu
odrzucił od siebie niechciane myśli. Mimo wszystko te wciąż się tam czaiły,
intensywniejsze niż kiedykolwiek wcześniej.
„To ci wmawia,
czy sam z siebie podtrzymujesz jej kłamstwa?” – przypomniał sobie
słowa Ariadny i przez moment poczuł się tak, jakby kobieta znów stała
przed nim i co najmniej próbowała go uderzyć.
– Ja…
Wybaczysz mi, jeśli skrócimy nasze spotkanie? – zapytał cicho, uciekając wzrokiem
gdzieś w bok. – Powinienem trochę rozejrzeć się po okolicy.
– Jasne.
Chociaż mogę iść z tobą – zaoferowała natychmiast Elena. – Powiedziałam
coś nie tak? Znaczy…
– Nie, nie…
– Dorian wysilił się na uśmiech. – Przeciwnie. Dziękuję ci za tę
rozmowę, Eleno. Gdybyś kiedykolwiek potrzebowała jakiejś wskazówki, możesz
śmiało do mnie przyjść – zapewnił, w końcu przymuszając się do tego,
żeby spojrzeć wprost na nią. W błękitnych oczach doszukał się rezerwy,
co uświadomiło mu, że wciąż musiała być zatroskana. – Skrzydła to nasz największy
potencjał. Najwyraźniej wyróżniają nad od demonów, więc… Wykorzystuj
to, w porządku?
Skinęła
głowa, chociaż nie wyglądała na przekonaną. A może martwiła się
o niego? Nie miał pewności i tak naprawdę wcale nie chciał
tego wiedzieć.
Nie dodał niczego
więcej, bez zbędnych wyjaśnień podrywając się do lotu i zostawiając
wciąż zdezorientowaną dziewczynę przy jeziorze. Postarał się jak
najszybciej zniknąć jej z oczy, jednak nawet gdy już został sam, mętlik
w głowie nie ustąpił. Wręcz przeciwnie – dawał się Dorianowi we
znaki coraz bardziej i bardziej, tym samym powoli doprowadzając go do szału.
Nie przypominał sobie, kiedy ostatnim razem poczuł się w ten sposób;
tak bardzo rozbity i pełen wątpliwości.
Nigdy nie zdarzało
mu się wątpić w zapewnienia Selene. Co prawda czasami konieczność zachowania
cierpliwości stanowiła wyzwanie, ale dotychczas chcąc nie chcąc
dostosowywał się do wymagań bogini i po prostu wycofywał. Robił
to tak wiele razy, że już nawet nie potrafił tego zliczyć. Miał
wrażenie, że oboje do tego przywykli: on co jakiś czas pytał tylko po to,
żeby udzieliła mu dokładnie tej samej odpowiedzi. Niekończąca się pętla,
stanowiąca idealne usprawiedliwienie dla braku jakichkolwiek działań.
Ale teraz
przecież wszystko było inne, prawda? Bogini wróciła, w końcu zainterweniowała
i powoli uczyła się podejmowania decyzji, które niegdyś przychodziły
jej naturalnie. Świat się zmieniał, nie tylko między tu a teraz
czy wymiarach połączonych z Przedsionkiem, ale również w miejscu,
które najbardziej interesowało Doriana. Ona również była inna, ale…
Och,
Claudio.
Westchnął.
Na moment opadł, niemalże zahaczając o korony łagodnie szumiących
drzew. Błyskawicznie odzyskał kontrolę nad ciałem i lotem, przynajmniej
do pewnego stopnia. Uświadomił sobie, że nieznacznie drży, ale nawet
nie próbował tego opanowywać. W miejscu, w którym nikt i tak nie mógł
go zobaczyć, to i tak nie miało znaczenia.
Jesteś
pewien?, rozbrzmiało bezpośrednio w umyśle Doriana.
Zesztywniał.
Niespokojnie powiódł wzrokiem dookoła, ale na pierwszy rzut oka
wszystko wskazywało na to, że był sam. A jednak mentalna obecność
kogoś, z kim zdecydowanie wolał nie mieć styczności, nie pozostawiała
żadnych wątpliwości.
– To ty…
– wycedził przez zaciśnięte zęby.
Ciemność
odpowiedziała mu znudzonym parsknięciem. Nawet nie próbował ukrywać tego, że
z jakiegokolwiek powodu mógłby wtrącać się w cudze myśli.
Po
prostu wyczułem Światłość. Wypadałoby czuwać nad własną synową, czyż nie?
Dorian nie odpowiedział.
Dla pewności obniżył lot, jak najszybciej lądując na ziemi, by nie ryzykować,
że rozproszy się na tyle, by zrobić coś nieprzewidywalnego. Spróbował
zamknąć przed intruzem, ale ten wydawał się całkowicie niewzruszony
na jakiekolwiek próby.
Czego
chcesz?, zniecierpliwił się w końcu.
Jeszcze miesiąc
temu w tej sytuacji bez wahania przywołałby broń, a później
popędził do Selene, gotów stanąć u jej boku. Sęk w tym, że teraz
sprawy prezentowały się zupełnie inaczej, ku narastającej irytacji
Doriana. Jak bardzo zdesperowana musiała być bogini, skoro sama Ciemność
przekroczyła granice tego świata zgodnie z jej wolą? Akceptował to czy nie,
wciąż ufał bogini na tyle, żeby taki stan rzeczy uszanować, ale to jeszcze
nie oznaczało, że zamierzał z tą istotą dyskutować.
Nic
takiego. Po prostu wyczułem coś, co mnie zaintrygowało, padło w odpowiedzi.
Głos wciąż brzmiał obojętnie, choć Dorian zdołał wychwycić w nim nutkę
rozbawienia. Nie przejmuj się, nie robię tego dla przyjemności.
Ale wzburzenie łatwo wyczuć. Zwłaszcza teraz jestem wrażliwy na negatywne
emocje.
Negatywne
emocje? Dorian mocniej zacisnął dłonie w pięści. Przez chwilę niemalże
gorączkowo szukał jakiegoś zarzutu albo przynajmniej uwagi, którą mógłby
wierzyć w Ciemność, ale w głowie miał pustkę. Jakby tego było
mało, zapewnienia nieśmiertelnego brzmiały szczerze. Czyż nie taki był
cel jego obecności w tym miejscu? Wraz z nią próbował zapewnić
bezpieczeństwo temu miejscu. To, że mógłby reagować na jakiekolwiek
niepokojące oznaki, wydawało się w pełni naturalne.
Dorian
odetchnął, bezskutecznie próbując się uspokoić. Przecież wiedział, jak to działa.
Zwykle trzymanie myśli na wodzy przychodziło mu z łatwością, ale tym
razem…
Czego
chcesz?, ponowił, nie zamierzając dać za wygraną.
Tym razem
odpowiedziała mu wymowna cisza, ale wcale nie poczuł się dzięki temu
lepiej. Co prawda przez moment miał nadzieję, że Ciemność nie odpowie, ale
to wciąż nie rozwiązywało podstawowego problemu – tego, że ta istota
gdzieś tutaj była, reagowała na zamęt w głowie Doriana i… mogła
oczekiwać czegokolwiek. Nie miał pojęcia, czy Selene o tym wiedziała,
ale przecież nie mógł jej powiedzieć. Nie sądził, by w obecnej
sytuacji zadręczanie bogini niechęcią względem istoty, którą znała lepiej niż
ktokolwiek, miało sens.
W końcu
dostrzegasz problem?, rozbrzmiało w jego głowie i tym razem głos
Ciemności zabrzmiał niemal łagodnie.
Dorian stłumił
przekleństwo. Przystanął w pół kroku, zupełnie jakby zderzył się z jakąś
niewidzialną ścianą. Więc wciąż tu był i słuchał, ale…
Co…?
Moja miła
nie ma złych zamiarów. Nigdy nie miała, zapewnił ponownie głos.
Ale to nie znaczy, że nie popełnia błędów. Sam zapewniałeś o tym
Światłość.
Nie
odpowiedział, choć i temu nie mógł zaprzeczyć. Nie potrafił
nawet zdenerwować się za to, że Ciemność mogłaby przysłuchiwać się
im aż tak długo. Skoro jednak tak… Co jeszcze wiedział?
Liczył, że
istota zniechęci się i zamilknie, ale cisza nie zrobiła na ojcu
demonów żadnego wrażenia.
Selene się
boi. Szukasz na to usprawiedliwienia, zresztą jak i wszyscy wokół,
ale to nie działa w ten sposób… A letarg potrafi być zgubny. Weź
to pod uwagę, kiedy przyjdzie odpowiedni moment.
Zaraz po tych
słowach ostatecznie zapanowała cisza. Ciemność nawet nie czekała na odpowiedź,
wycofując się równie nagle, co wcześniej pojawiła. Dorian przez chwilę
jeszcze nasłuchiwał, szukając jakichkolwiek oznak tego, że ktoś buszuje w jego umyśle,
jednak nic podobnego nie miało miejsca – a przynajmniej on nie wychwycił
nawet śladu cudzej bytności. Jedynie przenikliwa cisza, bardziej ostateczna niż
cokolwiek innego.
Wciąż oszołomiony,
Dorian bezradnie powiódł wzrokiem dookoła. Gdzieś między drzewami czaiły się
cienie, dokładnie jak w dniu, w którym wraz z Eleną osobiście je
przepędzili. Teraz znów igrały gdzieś poza zasięgiem wzroku, równie
rzeczywiste, co i sama Ciemność. Współistnieli wraz z Selene, tworząc
kruchą równowagę, o której wielokrotnie wcześniej słyszał, że istniała, mimo
że nigdy nie miał okazji zobaczyć tego na własne oczy.
Jego
spojrzenie powędrowało ku rezydencji, którą zamieszkiwały trwające między tu a teraz
dusze. Były gdzieś dam, najpewniej śpiąc, choć wcale nie zdziwiłoby go,
gdyby okazało się, że niektóre nie potrafiły zmrużyć oka. Całym ustępstwem
z ich strony pozostawało to, że przynajmniej trzymały się razem i na dystans,
ale Dorian nie sądził, żeby ta zmiana okazała się na dłuższą
metę dobra. Strach był bardzo złym doradcą, a sądząc po tym, jak te kobiety
zareagowały na śmierć Gai i sprowadzenie do ich bezpiecznego
azylu tego, który igrał z nimi przez całe wieki…
O,
bogini, w co ty pogrywasz?
Ale tym razem
Dorian nie doczekał się żadnej odpowiedzi na dręczące go myśli.
Chyba tak naprawdę wcale nie chciał ich poznać, zbytnio
zaniepokojony myślą o tym, jak mogłyby brzmieć. Niechętnie to przyznawał,
ale Ciemność trafiła w sedno. Istniało wiele kwestii, które dotyczyły
Selene, na które Dorian z uporem przymykał oczy. Pragnął wspierać
swoją boginie i dawać jej czas, ale w miarę rozwoju
kolejnych problemów, coraz wyraźniej czuł, że być może popełniał błąd. Obchodzenie się
z nią jak z jakiem wcale nie musiało być takim dobrym
rozwiązaniem. Zresztą jak to się mawiało? Dobrymi intencjami wybrukowane
jest piekło?
– Niech cię
szlag… – wymamrotał, wbijając wzrok w ziemię.
Ciemność jednak
próbowała z nim igrać. Inaczej nie potrafił wyjaśnić coraz bardziej
zawiłych, trudnych do opanowania myśli, które zaprzątały jego umysł.
Nie potrafił ich odepchnąć, choć przecież wiedział, że były niewłaściwe,
że tak bardzo zraniły jego panią i…
Tyle że zarazem
czuł, że sprawy zaszły za daleko. Niezależnie od tego, czy ufał
Selene, musiał wziąć się sprawy w swoje ręce. Tak jak Elena,
zwłaszcza że rozmawiając z tą dziewczyną, całym sobą poczuł własną
bezradność. Musiał mieć jakikolwiek plan, na wypadek gdyby sprawy jeszcze
bardziej się skomplikowały, a bogini musiałaby się skupić się
przede wszystkim na dobru podlegającego jej świata, nie zaś trzymającej
przy niej Doriana obietnicy.
Tak jak
wtedy, pomyślał mimochodem i prawie udało mu się uśmiechnąć.
Czasami
zastanawiał się, czy wiedziała, do czego posunął się kilka lat
temu. To była drobna ingerencja – jedyna, na jaką sobie pozwolił –
ale mimo wszystko…
Potrząsnął
głową. O tym wolał nie myśleć, zwłaszcza że przecież ktoś mógł
słuchać.
Przez chwilę
wydawało mu się, że słyszy śmiech, ale wrażenie to ustąpiło zbyt
szybko, by zdołał to zweryfikować. Nie dając sobie czasu na wątpliwości,
Dorian błyskawicznie poderwał się do lotu, zamierzając rozejrzeć się
po okolicy. Tym razem zdołał nad sobą zapanować, w końcu
zamykając umysł przed niechcianymi gośćmi – zwłaszcza takimi, którzy
przypadkiem mogliby zareagować na nadmiar skrajnych emocji.
Jeśli
czegoś dowiedział się w ostatnim czasie, to na pewno tego,
że przynajmniej Claudia radziła sobie lepiej, aniżeli mógłby przypuszczać.
Kiedy zamknął oczy i przywołał do siebie wspomnienie tego, co
zaobserwował w ostatnim czasie, prawie udało mu się uśmiechnąć. Przez
chwilę widział zdecydowane spojrzenie i lśniącą aurę, o której
sądził, że nigdy więcej jej u niej nie zobaczy. Ryzykowała, ale mimo
zagrożenia ze strony Charona, przez ostatnie dni zdawała się bardziej żywa
niż całe minione lata.
Cokolwiek miało się
wydarzyć, Dorian nade wszystko pragnął ją ochronić. Gdyby tylko mógł
stanąć tuż przed nią, a później zapewnić, że wcale nie skłamał, kiedy
składał jej przysięgę – że wciąż tu był, cały czas ją chronił, że nie zapomniał…
Jeszcze
trochę.
I chociaż
szczerze nienawidził tych słów, zwłaszcza gdy słyszał je od Selene, kiedy
sam przywołał je do siebie, okazały się zaskakująco kojące. Zupełnie
jakby tego wieczora, krążąc nad uśpionym, rozświetlonym dwoma księżycami
światem, Dorian złożył kolejną, przeznaczoną dla niego samego obietnicę. Wtedy
jeszcze nie miał pewności, co to oznaczało, ale coraz wyraźniej
czuł, że dociera do granicy – i to takiej, zza której nie miało
być powrotu. Zupełnie jakby w chwili, w której uświadomił sobie, ile
skłonna była w stanie poświecić Elena, żeby ochronić swojego partnera, sam
również podjął decyzję.
Uspokojony
i dziwnie podekscytowany, zatoczył ostatecznie koło nad okolicą, po czym
zawrócił w kierunku domu.
Tym razem po drodze nie zatrzymały go żadne dziwne podszepty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz