24 marca 2022

Sto siedemdziesiąt siedem

Claire

O bogini…

Tylko na tyle było ją stać. Tkwiła w kącie, niespokojnie wodząc wzrokiem dookoła i próbując zapanować nad mętlikiem w głowie. Co prawda ujawnienie się Claudii wydawało się niczym, kiedy przypominała sobie atak Charona i jego możliwe konsekwencje, ale widząc zamieszanie, które wywołała ciotka, nie do końca potrafiła to docenić.

Isabeau była zła… Delikatnie rzecz ujmując, choć tego Claire akurat nie mogła zweryfikować. Mimo wszystko fakt, że wampirzyca najwyraźniej nie zamierzała pojawić się w domu, mówił sam za siebie. Co więcej, wciąż chodziło o Beau i to wystarczyło, by pozbawić dziewczynę złudzeń co do ewentualnej reakcji kapłanki. Jeśli dodać do tego, że mama chodziła jak struta, przez większość czasu milcząc, obraz rysował się co najmniej nieciekawie.

Z powątpiewaniem spojrzała na ojca, ale ten sprawiał wrażenie przede wszystkim sfrustrowanego. Co prawda nie aż tak, jak przez cały ten czas spodziewała się Claire, ale…

– Też masz mi coś do powiedzenia? – zapytał, podchwyciwszy jej spojrzenie.

Powstrzymała się od grymasu. Chcąc nie chcąc podeszła bliżej, rezygnując z tkwienia w progu i udawania, że wcale nie przyciągnęło jej towarzyszące powrotowi całej grupki zamieszanie. Och, no i że wcale przez ostatnią godzinę nie siedziała jak na szpilkach, gotowa przysiąc, że właśnie działo się coś nie do końca właściwego, nawet jeśli nie pozwoliła stwierdzić co takiego. Przynajmniej obyło się bez trudnego do zinterpretowania wiersza, ale Claire skłamałaby, gdyby stwierdziła, że czuła się za to opatrzności wdzięczna.

Intuicja. Tak, oczywiście.

Usłyszała, że Jocelyne i Ryan wycofują się, wykorzystując okazję, żeby się ewakuować. Była pewna, że na górze zaszyli się jeszcze Liz i Damien, ale najwyraźniej nie widzieli powodu, żeby się fatygować. Claire mogła się założyć, że telepatyczne zdolności kuzyna wystarczyły, żeby w krótkim czasie zebrali wszystkie niezbędne informacje. Jakoś nie wątpiła, że ani Gabriel, ani Renesmee nie mieli powodów, żeby cokolwiek przed dziećmi ukrywać, czego jednak nie dało powiedzieć się o innych członkach rodziny.

Zawahała się. Wiedziała, że prędzej czy później do tego dojdzie, ale wcale nie czuła się gotowa na tę rozmowę. Z dwojga złego wolała już, kiedy Rufus okazywał frustrację w bardziej otwarty sposób, niż patrząc na nią w tak przenikliwy sposób. We Florencji zdążyła przekonać się, że wymowne milczenie nie wróżyło niczego dobrego, przynajmniej w przypadku tego wampira.

Mimo wszystko zmusiła się do spojrzenia mu w oczy. Skrzyżowała ramiona na piersi, przez chwilę niepewna, co zrobić z rękami.

– Nie wiem – przyznała po chwili zastanowienia. – To zależy, ile powiedziała ci Claudia.

– Ach… – Przez jego twarz przemknął cień. Mimo wszystko nie wydawał się zaskoczony, że z taką otwartością zdecydowała się potwierdzić, że dobrze wiedziała o wampirzycy. Nie żeby w tej sytuacji to w ogóle miało sens. – Ustalmy sobie jedną rzecz… Jak długo?

Przez moment nie była pewna, w jaki sposób interpretować jego pytanie. Krótko zerknęła na mamę, ale ta wydawała się przede wszystkim zmartwiona. I wciąż milczała, co w przypadku Layli zdecydowanie nie było normalne.

– Jakiś czas – przyznała wymijająco. – Mamie powiedziałam niedawno. Uznałam, że… – Zawahała się. Jak bardzo powinna być z nim szczera? – Bywasz nerwowy, tato – powiedziała w końcu.

Prychnął. Spojrzał na nią w niemal urażony sposób, ale – mogła to przysiąc – niewiele brakowało, żeby się uśmiechnął. W pozbawiony wesołości sposób, ale jednak.

– To nie jest odpowiedź.

– Ależ tak – obruszyła się. – Ty też nie mówisz mi wszystkiego, o ile sytuacja cię do tego nie zmusi, więc…

– Claire.

Nie zareagowała na pretensje w jego głosie. Może jeszcze trzy miesiące temu, kiedy sama nie była pewna, jak zachować się względem Claudii, konieczność tej rozmowy wytrąciłaby ją z równowagi, ale nie w tej sytuacji. Nie, kiedy wszyscy zabrnęło zbyt daleko, a ona już nie wyobrażała sobie, że miałaby zostawić ciotkę samą sobie.

Prawda była taka, że jakaś jej cząstka wciąż miała Rufusowi za złe sposób, w jaki potraktował ją jeszcze we Florencji. Choć do pewnego stopnia wyjaśnili sobie pewne sprawy, a ojciec przestał jej unikać, to wciąż nie rozwiązywało najważniejszego: znów ją okłamał. Czego w takim razie oczekiwał w zamian?

– Spotkałam Claudię krótko po tym jak Seth… – Potrząsnęła głową. To zdecydowanie nie był temat, który chciała omawiać. – Wpadłyśmy na siebie. Albo raczej coś nas do siebie przyciągało, ale wtedy tego nie rozumiałam. Dopiero później, kiedy mama powiedziała mi kim ona jest.

– Więc dowiedziałaś się dopiero wtedy. Więc czemu…?

– Nie wiem – wyrzuciła z siebie na wydechu.

Nie kłamała. Przecież dobrze wiedziała, o co próbował ją pytać. Na samym początku naprawdę nie wiedziała, co ciągnęło ją do kobiety, która na jej oczach zamordowała Setha. Teraz wcale nie czuła się pewniej, wciąż z dystansem podchodząc do przeznaczenia, intuicji i wszystkiego, co mogłoby wiązać się z tą bardziej nadnaturalną częścią tego, co je łączyło. Pokrewieństwo pozostawało sprawą drugorzędną, a w normalnym wypadku nie zmieniłoby niczego.

Nie sądzę, żebym dała jej szansę się wytłumaczyć, gdyby po prostu była moją ciotką, pomyślała z powątpiewaniem. Wciąż nie potrafiła stwierdzić, co tak naprawdę kierowało nią, kiedy tamtego wieczora wpadła na Claudię. Ona sama najpewniej również tego nie rozumiała, ale to już nie miało znaczenia. Nie, skoro Claire nie potrafiła żałować.

Poczuła się nieswojo, czując na sobie przenikliwe spojrzenie ciemnych oczu Rufusa. Tym razem na niego nie spojrzała, z uporem spoglądając w przestrzeń. Czekała, choć sama nie potrafiła stwierdzić na co. Może na wybuch, ale…

– Zdajesz sobie sprawę, że to nie ma sensu? – powiedział w końcu i mimo wszystko zabrzmiało to łagodnie.

– Jak większość tego, co tyczy się Claudii – przyznała, zanim zdążyła ugryźć się w język. – No i porozmawiałeś z nią, więc…

– Rozmowa to mocne słowo – stwierdził chmurnie. Claire jednak zdecydowała się przenieść na niego wzrok, niepewna jak interpretować te słowa. – Ale to chyba oznacza, że wywiązałem się z tej twojej głupiej obietnicy. Na więcej nie licz, moja mała.

Z niedowierzaniem potrząsnęła głową, przez moment niepewna jak powinna to rozumieć. Z drugiej strony, nie mogła zaprzeczyć, że zdobył się na przynajmniej tyle. Co prawda wciąż nie potrafiła sobie wyobrazić Claudii i Rufusa, próbujących dojść do porozumienia w jakiejkolwiek kwestii, ale… Och, na początek musiało wystarczyć.

– Pewne powiedziałaby ci więcej, gdybyś na nią nie naskoczył – wtrąciła Layla, w końcu decydując się odezwać.

Wampir rzucił jej co najmniej poirytowane spojrzenie. Gniewnie zmrużył oczy, choć coś w wyrazie jego twarzy złagodniało, kiedy w końcu zwrócił się do żony.

– Byłbym bardziej cierpliwy, gdyby nie próbowała kluczyć. Tak naprawdę niczego mi nie powiedziała, więc…

– Bo ją dusiłeś.

Claire z niedowierzaniem spojrzała to na jedno, to na drugie. W tamtej chwili nie martwiła się o Claudię, dobrze wiedząc, że wampirowi takiemu jak ona nie dało się zaszkodzić tak po prostu. Rufus musiał o tym wiedzieć, ale jak go znała, w istocie okazał się wystarczająco impulsywny, by próbować – choćby tylko po to, żeby wymóc natychmiastową reakcję.

– O bogini… – westchnęła, w końcu pozwalając rozbrzmieć myśli, która dręczyła ją przez tyle czasu. Potarła skronie, czując nadciągający ból głowy. – A co ona na to?

– W zasadzie… na tym skończyła się rozmowa – wyjaśnił wymijająco Rufus.

Claudia skręciła mu kark, dodała usłużnie Layla. W jej mentalnym głosie pobrzmiewało przede wszystkim rozdrażnienie.

Claire musiała zmusić się do spokojnego tkwienia w miejscu. Z wolna wypuściła powietrze, powstrzymując się od jęku. Chociaż wyjaśnienia mamy ją zaskoczyły, w jakiś pokrętny sposób wydały się dziewczynie prawdopodobne. Och, o wiele bardziej zszokowałaby ją informacja, że ta dwójka  porozmawiała bez jakichkolwiek przeszkód, doszła do porozumienia, a w wolnej chwili zgadała się na kawę albo wspólne polowanie.

– I… co teraz?

Pożałowała tego pytania, ledwo tylko zdecydowała się je zadać. Z obawą spojrzała na ojca, w napięciu czekając na coś, czego wcale nie chciała usłyszeć. Wystarczyło, że Isabeau zareagowała na tyle gwałtownie, by w najgorszym wypadku chcieć zrobić coś głupiego. Claire wciąż nie potrafiła stwierdzić, o którą z ciotek martwiła się bardziej. Co prawda miała mamę, ale gdyby do tego wszystkiego musiała zadręczać się Rufusem…

– Na tę chwilę? Nic – stwierdził, ale i tak spojrzała na niego z powątpiewaniem. – Nie patrz tak na mnie, Claire. Nie będę się za nią teraz uganiał.

– Ale? – nie dawała za wygraną.

– Jakie „ale”? – obruszył się. Przez moment wyglądał, jakby chciał iść w zaparte, ale coś w wyrazie jej twarzy ostatecznie musiało dać mu do zrozumienia, że nie zdoła wykręcić się o odpowiedzi. Nie, skoro w sprawę zaangażowała się również Layla. – Wiecie, gdzie jej szukać, tak? – zapytał w końcu, wyraźnie zrezygnowany.

Skinęła głową, nie ufając swojemu głosowi na tyle, żeby jednak odpowiedzieć. Tym razem nie zamierzała wspominać, że z równym powodzeniem mogła zadzwonić do Claudii i poprosić o spotkanie.

Nie wątpiła, że sytuacja nie była Rufusowi na rękę. Wydawał się zamyślony i wciąż sfrustrowany, choć wyraźnie próbował to ukryć. Ostatecznie zdołał się otrząsnąć, ale Claire i tak obserwowała go w napięciu, próbując ocenić, co takiego chodziło mu po głowie.

– Wciąż mam pytania – wyjaśnił lakonicznie. – Nic ponadto. Nie tknę jej, skoro może na nie odpowiedzieć.

– Nie sądzę, żeby Claudia na to pozwoliła – zauważyła przytomnie.

Rufus z uwagą zmierzył ją wzrokiem. Coś w jego spojrzeniu sprawiło, że natychmiast zapragnęła zejść mu z oczu, mimo że nie wydawał się zagniewany. Nie aż tak jak wtedy, gdy popędziła na pomoc Pavarottim i Issie, niemalże nie kończąc jako jedna z ofiar Charona. Sama myśl o tym sprawiła, że zapragnęła instynktownie dotknąć szyi, mimo że pozostawione przez wilkołaka siniaki już dawno zdołały wyblaknąć.

– Pewnie nie – powiedział w końcu Rufus. Wydawał się zwracać bardziej do siebie niż kogokolwiek innego. – Ale i tak chcę z nią porozmawiać. Może w bardziej… sprzyjających warunkach – dodał, a serce Claire zabiło szybciej.

– Mogę zapytać, jak ona to widzi.

Niemalże spodziewała się protestu, ale on wciąż na nią patrzył – tak dziwnie, przenikliwie, inaczej i…

– Muszę mówić, że wolałbym, żebyś dalej nie wychodziła sama?

– Nie zamierzałam – zapewniła pospiesznie. – Chociaż nie sądzę, żeby ktokolwiek zareagował mnie w środku miasta.

Tym razem Rufus uśmiechnął się gorzko.

– Och, absolutnie. Zwłaszcza ostatni raz sprawia, że w to wierzę – sarknął, wznosząc oczy ku górze.

Chcąc nie chcąc przyznała mu rację. Przez chwilę kusiło ją, żeby zasugerować, że zawsze mogła poprosić o towarzystwo Razjela, ale momentalnie odrzuciła od siebie ten pomysł. I to nie tylko dlatego, że sama myśl o demonie wystarczyła, by znów poczuła na ustach nacisk jego warg.

– Jak mówiłam, nie zamierzałam – powtórzyła, w pośpiechu podejmując temat. Ciaśniej objęła się ramionami, próbując przynajmniej sprawiać wrażenie opanowanej. – Wiem, w jaki sposób się z nią skontaktować. Pewnie też będzie chciała porozmawiać, kiedy emocje opadną, więc…

Wzruszyła ramionami. W gruncie rzeczy tego też nie była taka pewna. Chwilami miała wrażenie, że przewidzenie ruchów Claudii miało okazać się równie problematyczne, co i nadążenie za Rufusem. Pod tym względem byli do siebie podobni – zbyt uparci, dumni i wydający się dostrzegać coś, z czego tylko oni zdawali sobie sprawę. W tym wypadku mogła tylko zgadywać, jak wampirzyca zapatrywała się na to, że ktokolwiek próbował ją podduszać.

Z drugiej strony, przyszła. To ona zdecydowała się ujawnić, tym razem nie czekając ani na kolejny atak, ani zrządzenie losu, które postawiłoby pod jej drzewami kolejnego intruza. Claire nie potrafiła stwierdzić co kryło się za tą decyzją, ale chciała wierzyć, że ta miała okazać się słuszna. Już i tak poszło lepiej niż się obawiała, co samo w sobie wydawało się dobre. No, może pomijając Claudię łamiącą czyjkolwiek kark, ale…

– Krwawisz.

Zamrugała. W roztargnieniu spojrzała na mamę, co najmniej zaskoczona jej słowami. Dla pewności uniosła dłoń do nosa, po czym z niedowierzaniem spojrzała na pozostałe na palcach ślady czerwieni.

– Ja… Nic mi nie jest – zapewniła bez przekonania. – To tylko nerwy.

Mimo wszystko nie zaprotestowała, kiedy Layla otoczyła ją ramieniem. Wymieniły porozumiewawcze spojrzenia, które jedynie utwierdziły Claire w przekonaniu, że była świadoma ostatniego razu. Nie żeby mogło umknąć ją to, że przy Beau tez zareagowała podobnie. Co prawda nie miały okazji o tym porozmawiać, ale niepokój w oczach Layli mówił sam za siebie.

Wyczuła ruch, kiedy Rufus w pośpiechu się przemieścił. Przypatrywał się jej uważnie, ale tym razem nie zdołała wyczytać niczego konkretnego ani z jego spojrzenia, ani wyrazu twarzy.

– Nic więcej nie pisałaś? – zapytał jakby od niechcenia.

– Powiedziałabym ci.

Skinął głowa, chociaż nie sądziła, żeby w pełni jej uwierzył. Co więcej oboje wiedzieli, że zwykle nie reagowała w ten sposób – nie na wiersze, nawet jeśli niezapisane proroctwa czasami potrafiły manifestować się w dość niepokojący sposób.

Sama również była pewna, że chodziło o coś innego. Claudia by zrozumiała, choć i z nią Claire nie miała okazji porozmawiać. Zresztą, o bogini, tym razem czuła się nieźle. Dlaczego krwawiła, skoro nie doczuwała zawrotów głowy? Co prawda znów pozwoliła sobie na zabawę świecami, tylko przez chwilę, żeby nie wyjść z wprawy, ale…

A może chodziło o Razjela? Na ile jego przeskakiwanie między rzeczywistościami miało wpływ na nią i sposób, w jaki się czuła? Powinna zrzucić to na przywykający do magii organizm, czy może coś innego? Gdyby do tego wszystkiego wiedziała, jak powinna się tłumaczyć! Naprawdę potrzebowała Claudii, ale przynajmniej tego wieczoru rozmowa z ciotką wciąż musiała poczekać.

– Idę do łazienki. Zaraz mi przejdzie – rzuciła wymijająco.

W pośpiechu oddaliła się, nie czekając na reakcję. Chociaż Layla wyglądała na chętną, żeby za nią pójść, ostatecznie tego nie zrobiła.

Layla

Zawahała się. Nie odezwała się nawet słowem, póki Claire nie zniknęła jej z oczu. Również w chwili, w której usłyszała zamykające się drzwi, nie uspokoiła się, wciąż nasłuchując. Wciąż czuła zapach krwi i to ani trochę jej się nie podobało, bynajmniej nie dlatego, że ta mogłaby się okazać dla kogokolwiek kusząca.

– Powinnam za nią iść – mruknęła, ale bez przekonania.

– Joce zdarza się to cały czas.

Natychmiast przeniosła wzrok na Rufusa. Przez moment miała ochotę na niego warknąć, zaskoczona pobrzmiewającą w jego głosie obojętnością. Przynajmniej w pierwszej chwili, póki w spojrzeniu wampira nie doszukała się czegoś wystarczająco charakterystycznego, żeby pojąc, że myślami był gdzieś daleko. Wciąż pełna wątpliwości, stanęła przed nim, krzyżując ramiona.

– Okej… O co chodzi? – zapytała wprost.

Nie była zaskoczona tym, że wywrócił oczami. W tej sytuacji pytanie brzmiało co najmniej niewłaściwie, zwłaszcza że w odpowiedzi mogłaby usłyszeć cokolwiek. O bogini, oczywiście, że miał powody, żeby się denerwować, choć przynajmniej na razie nie robił nic nieprzewidywalnego.

Layla spojrzała mu w oczy, próbując ocenić, czego tak naprawdę powinna się spodziewać. Skupiła się na więzi, ale nie poczuła nic konkretnego. Nie miała pewności, czy to dobrze, choć z dwojga złego spokój wydawał się lepszy niż szarpnięcie, które poczuła, kiedy Claudia zdecydowała się przetrącić Rufusowi kark. Koniec końców wyszedł z tego bez szwanku, dodatkowo stanowczo odmawiając, kiedy zaoferowała mu swoją krew, ale wampirzyca wcale nie poczuła się dzięki temu lepiej.

Podejrzewała, że miał do niej pretensje. Beau chociażby ich nie kryła, co również było do przewidzenia. Nie potrafiła mieć tego siostrze za złe, chociaż wspomnienie ostatniej wymiany zdań bolało. Jakaś jej cząstka pragnęła odnaleźć siostrę i jednak zmusić ją do rozmowy, ale Layla zmusiła się do zachowania dystansu. Znała Isabeau wystarczająco, by wiedzieć, że ta musiała ochłonąć. No i miała Dimitra, więc sytuacja prezentowała się nie aż tak źle.

– Nic takiego – zapewnił Rufus, skutecznie sprowadzając ją na ziemię. Uniosła brwi, nieprzekonana do takich zapewnień. – Po prostu myślę. Mam o czym.

– Możesz ze mną porozmawiać – przypomniała, ostrożnie dobierając słowa.

Wysilił się na uśmiech. Nieco złośliwy, ale szczery, choć w jego przypadku to również mogło oznaczać cokolwiek.

– Nie wątpię. Cały czas mam to na uwadze. – Potrząsnął głową. – Ale wątpię, żebyś mogła mi wytłumaczyć akurat to, co nie daje mi spokoju.

– O Claudii?

Zmierzył ją wzrokiem. W jego oczach dostrzegła błysk.

– I Claire – przyznał, wymownie spoglądając w ślad za córką. – Jak wspomniałem, to też zdarza się Joce, ale…

– … ale ona nigdy tak nie reagowała na wiersze – dokończyła, przez chwilę świadoma wyłącznie narastającego niepokoju.

Oczywiście, że to zauważył. Ona również, zwłaszcza że już ostatnim razem rozmawiała na ten temat z Beau. Sęk w tym, że wciąż nie potrafiła znaleźć przyczyny. Dużo prościej było zrzucić wszystko na wiersze, ale…

– Wracając do tematu – podjął jak gdyby nigdy nic Rufus – to ile jesteś w stanie powiedzieć mi o tym, co ona potrafi? Rejestry mówiły o zmianie kształtów. A ona nie jest telepatką.

Drgnęła w odpowiedzi na te słowa. Mówił o Claudii, co również było do przewidzenia. I chociaż powinna cieszyć się ze względnie spokojnej rozmowy, jak na zawołanie poczuła nieprzyjemny ucisk w gardle. Co tak naprawdę miałaby mu powiedzieć…?

– Nie jest – zgodziła się, uciekając wzrokiem gdzieś w bok.

Udała, że nie dostrzega ani grymasu, ani pobłażliwości, która wkradła się do jego spojrzenia. Nie potrzebował potwierdzenia – nie takiego – ale nie potrafiła udzielić mu odpowiedzi. Wciąż nie potrafiła przyjąć do wiadomości pewnych kwestii, więc w jaki sposób miałaby je z kimkolwiek omawiać? Rytuał, który odprawiły z Claudią, pozostawał jedną z nich.

Ale nie mogła zaprzeczyć. W gruncie rzeczy wcale nie chciała. Co prawda to niczego nie ułatwiało, aczkolwiek…

– Mogłabym ci powiedzieć, ale nie wiem, czy mi uwierzysz – przyznała w końcu, aż nazbyt świadoma przenikliwego spojrzenia.

– Wątpię, żeby w tej sytuacji cokolwiek mogło mnie jeszcze zaskoczyć.

Jesteś tego absolutnie pewny?, pomyślała ponuro, ale powstrzymała się od jakichkolwiek uwag. Przynajmniej na razie wolała się z nim nie drażnić. Wciąż czuła się trochę tak, jakby w każdej chwili spokój mógł zniknąć. Jakby mało było, że już teraz zadręczała się reakcją Isabeau!

Wzdrygnęła się, kiedy na jej twarzy bez ostrzeżenia wylądowały dwie ciepłe dłonie. Nie zauważyła, żeby wampir się poruszył, a jednak nagle znalazła się w jego ramionach, kiedy bezceremonialnie przygarnął ją do siebie.

– Obwiniasz się. Tyle mogę wyczuć, chociaż dalej uważam, że więź mnie kiedyś wykończy – oznajmił wprost. – Jeśli chodzi o mnie, przestań. Jeśli o Isabeau… Tym bardziej. To nie ona ma powody, żeby się zdenerwować.

– A jesteś zły?

Zawahał się. Jego oczy nieznacznie pociemniały.

– Oczywiście – zapewnił z rozbrajającą wręcz szczerością. – Ale nie spodziewałem się niczego innego. Powiedziałem już.

– Nie wiem, czy powinnam uznać to za komplement…

Ale jak na niego, to było dużo. Fakt, że wciąż trzymał ją w ramionach, również wydawał się mówić sam za siebie. I chociaż nadal nic nie wskazywało na to, żeby zamierzał z nią porozmawiać, wzajemna bliskość okazała się lepsza niż to, czego pierwotnie spodziewała się Layla. Wiedziała, że wciąż o niczym nie świadczyła – nie w kwestii porozumienia z Claudią – ale na początek musiała wystarczyć.

Westchnęła, wciąż pełna wątpliwości. Pomijając wampirzycę, Charona i Isabeau, martwiła się o Claire. Dręczyło ją zdecydowanie zbyt wiele kwestii, a bezradność jedynie potęgował fakt, że nadal nie potrafiła przyjąć do wiadomości najważniejszego: magii.

„Kto jak kto, ale ty nie powinnaś pytać. Sądziłem, że już dawno zaobserwowałaś, ile można wyjaśnić z pomocą nauki” – przypomniała sobie słowa Rufusa. Wydawał się taki pewny, kiedy ostatnim razem próbowała podpytać go o coś tak abstrakcyjnego, jak istnienie wiedźm…

Lepiej dla ciebie, żebyś naprawdę był w stanie to zrobić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa