O bogini…
Tylko na tyle
było ją stać. Tkwiła w kącie, niespokojnie wodząc wzrokiem dookoła i próbując
zapanować nad mętlikiem w głowie. Co prawda ujawnienie się Claudii
wydawało się niczym, kiedy przypominała sobie atak Charona i jego możliwe
konsekwencje, ale widząc zamieszanie, które wywołała ciotka, nie do końca
potrafiła to docenić.
Isabeau
była zła… Delikatnie rzecz ujmując, choć tego Claire akurat nie mogła zweryfikować.
Mimo wszystko fakt, że wampirzyca najwyraźniej nie zamierzała pojawić się
w domu, mówił sam za siebie. Co więcej, wciąż chodziło o Beau i
to wystarczyło, by pozbawić dziewczynę złudzeń co do ewentualnej
reakcji kapłanki. Jeśli dodać do tego, że mama chodziła jak struta, przez
większość czasu milcząc, obraz rysował się co najmniej nieciekawie.
Z powątpiewaniem
spojrzała na ojca, ale ten sprawiał wrażenie przede wszystkim sfrustrowanego.
Co prawda nie aż tak, jak przez cały ten czas spodziewała się Claire,
ale…
– Też masz
mi coś do powiedzenia? – zapytał, podchwyciwszy jej spojrzenie.
Powstrzymała się
od grymasu. Chcąc nie chcąc podeszła bliżej, rezygnując z tkwienia
w progu i udawania, że wcale nie przyciągnęło jej towarzyszące
powrotowi całej grupki zamieszanie. Och, no i że wcale przez ostatnią
godzinę nie siedziała jak na szpilkach, gotowa przysiąc, że właśnie
działo się coś nie do końca właściwego, nawet jeśli nie pozwoliła
stwierdzić co takiego. Przynajmniej obyło się bez trudnego do zinterpretowania
wiersza, ale Claire skłamałaby, gdyby stwierdziła, że czuła się za to opatrzności
wdzięczna.
Intuicja.
Tak, oczywiście.
Usłyszała,
że Jocelyne i Ryan wycofują się, wykorzystując okazję, żeby się ewakuować.
Była pewna, że na górze zaszyli się jeszcze Liz i Damien, ale najwyraźniej
nie widzieli powodu, żeby się fatygować. Claire mogła się założyć,
że telepatyczne zdolności kuzyna wystarczyły, żeby w krótkim czasie
zebrali wszystkie niezbędne informacje. Jakoś nie wątpiła, że ani Gabriel,
ani Renesmee nie mieli powodów, żeby cokolwiek przed dziećmi ukrywać,
czego jednak nie dało powiedzieć się o innych członkach rodziny.
Zawahała
się. Wiedziała, że prędzej czy później do tego dojdzie, ale wcale
nie czuła się gotowa na tę rozmowę. Z dwojga złego wolała
już, kiedy Rufus okazywał frustrację w bardziej otwarty sposób, niż
patrząc na nią w tak przenikliwy sposób. We Florencji zdążyła
przekonać się, że wymowne milczenie nie wróżyło niczego dobrego,
przynajmniej w przypadku tego wampira.
Mimo
wszystko zmusiła się do spojrzenia mu w oczy. Skrzyżowała
ramiona na piersi, przez chwilę niepewna, co zrobić z rękami.
– Nie wiem
– przyznała po chwili zastanowienia. – To zależy, ile powiedziała ci Claudia.
– Ach… –
Przez jego twarz przemknął cień. Mimo wszystko nie wydawał się zaskoczony,
że z taką otwartością zdecydowała się potwierdzić, że dobrze
wiedziała o wampirzycy. Nie żeby w tej sytuacji to w ogóle
miało sens. – Ustalmy sobie jedną rzecz… Jak długo?
Przez
moment nie była pewna, w jaki sposób interpretować jego pytanie.
Krótko zerknęła na mamę, ale ta wydawała się przede wszystkim
zmartwiona. I wciąż milczała, co w przypadku Layli zdecydowanie nie było
normalne.
– Jakiś
czas – przyznała wymijająco. – Mamie powiedziałam niedawno. Uznałam, że… –
Zawahała się. Jak bardzo powinna być z nim szczera? – Bywasz nerwowy, tato
– powiedziała w końcu.
Prychnął.
Spojrzał na nią w niemal urażony sposób, ale – mogła to przysiąc
– niewiele brakowało, żeby się uśmiechnął. W pozbawiony wesołości
sposób, ale jednak.
– To nie jest
odpowiedź.
– Ależ tak –
obruszyła się. – Ty też nie mówisz mi wszystkiego, o ile
sytuacja cię do tego nie zmusi, więc…
– Claire.
Nie
zareagowała na pretensje w jego głosie. Może jeszcze trzy miesiące
temu, kiedy sama nie była pewna, jak zachować się względem Claudii, konieczność
tej rozmowy wytrąciłaby ją z równowagi, ale nie w tej sytuacji.
Nie, kiedy wszyscy zabrnęło zbyt daleko, a ona już nie wyobrażała
sobie, że miałaby zostawić ciotkę samą sobie.
Prawda była
taka, że jakaś jej cząstka wciąż miała Rufusowi za złe sposób, w jaki
potraktował ją jeszcze we Florencji. Choć do pewnego stopnia wyjaśnili
sobie pewne sprawy, a ojciec przestał jej unikać, to wciąż nie rozwiązywało
najważniejszego: znów ją okłamał. Czego w takim razie oczekiwał w zamian?
– Spotkałam
Claudię krótko po tym jak Seth… – Potrząsnęła głową. To zdecydowanie
nie był temat, który chciała omawiać. – Wpadłyśmy na siebie. Albo raczej
coś nas do siebie przyciągało, ale wtedy tego nie rozumiałam.
Dopiero później, kiedy mama powiedziała mi kim ona jest.
– Więc dowiedziałaś się
dopiero wtedy. Więc czemu…?
– Nie wiem
– wyrzuciła z siebie na wydechu.
Nie kłamała.
Przecież dobrze wiedziała, o co próbował ją pytać. Na samym początku
naprawdę nie wiedziała, co ciągnęło ją do kobiety, która na jej oczach
zamordowała Setha. Teraz wcale nie czuła się pewniej, wciąż z dystansem
podchodząc do przeznaczenia, intuicji i wszystkiego, co mogłoby
wiązać się z tą bardziej nadnaturalną częścią tego, co je łączyło.
Pokrewieństwo pozostawało sprawą drugorzędną, a w normalnym wypadku
nie zmieniłoby niczego.
Nie
sądzę, żebym dała jej szansę się wytłumaczyć, gdyby po prostu
była moją ciotką, pomyślała z powątpiewaniem. Wciąż nie potrafiła
stwierdzić, co tak naprawdę kierowało nią, kiedy tamtego wieczora wpadła
na Claudię. Ona sama najpewniej również tego nie rozumiała, ale to już
nie miało znaczenia. Nie, skoro Claire nie potrafiła żałować.
Poczuła się
nieswojo, czując na sobie przenikliwe spojrzenie ciemnych oczu Rufusa. Tym
razem na niego nie spojrzała, z uporem spoglądając w przestrzeń.
Czekała, choć sama nie potrafiła stwierdzić na co. Może na wybuch,
ale…
– Zdajesz
sobie sprawę, że to nie ma sensu? – powiedział w końcu i mimo
wszystko zabrzmiało to łagodnie.
– Jak większość
tego, co tyczy się Claudii – przyznała, zanim zdążyła ugryźć się w język.
– No i porozmawiałeś z nią, więc…
– Rozmowa
to mocne słowo – stwierdził chmurnie. Claire jednak zdecydowała się przenieść
na niego wzrok, niepewna jak interpretować te słowa. – Ale to chyba
oznacza, że wywiązałem się z tej twojej głupiej obietnicy. Na więcej
nie licz, moja mała.
Z niedowierzaniem
potrząsnęła głową, przez moment niepewna jak powinna to rozumieć. Z drugiej
strony, nie mogła zaprzeczyć, że zdobył się na przynajmniej tyle.
Co prawda wciąż nie potrafiła sobie wyobrazić Claudii i Rufusa,
próbujących dojść do porozumienia w jakiejkolwiek kwestii, ale… Och,
na początek musiało wystarczyć.
– Pewne
powiedziałaby ci więcej, gdybyś na nią nie naskoczył – wtrąciła
Layla, w końcu decydując się odezwać.
Wampir
rzucił jej co najmniej poirytowane spojrzenie. Gniewnie zmrużył oczy, choć
coś w wyrazie jego twarzy złagodniało, kiedy w końcu zwrócił się
do żony.
– Byłbym
bardziej cierpliwy, gdyby nie próbowała kluczyć. Tak naprawdę niczego
mi nie powiedziała, więc…
– Bo ją
dusiłeś.
Claire z niedowierzaniem
spojrzała to na jedno, to na drugie. W tamtej chwili
nie martwiła się o Claudię, dobrze wiedząc, że wampirowi takiemu
jak ona nie dało się zaszkodzić tak po prostu. Rufus musiał
o tym wiedzieć, ale jak go znała, w istocie okazał się wystarczająco
impulsywny, by próbować – choćby tylko po to, żeby wymóc
natychmiastową reakcję.
– O bogini…
– westchnęła, w końcu pozwalając rozbrzmieć myśli, która dręczyła ją przez
tyle czasu. Potarła skronie, czując nadciągający ból głowy. – A co ona na to?
– W zasadzie…
na tym skończyła się rozmowa – wyjaśnił wymijająco Rufus.
Claudia
skręciła mu kark, dodała usłużnie Layla. W jej mentalnym głosie
pobrzmiewało przede wszystkim rozdrażnienie.
Claire musiała
zmusić się do spokojnego tkwienia w miejscu. Z wolna
wypuściła powietrze, powstrzymując się od jęku. Chociaż wyjaśnienia
mamy ją zaskoczyły, w jakiś pokrętny sposób wydały się dziewczynie prawdopodobne.
Och, o wiele bardziej zszokowałaby ją informacja, że ta dwójka porozmawiała bez jakichkolwiek przeszkód,
doszła do porozumienia, a w wolnej chwili zgadała się na kawę
albo wspólne polowanie.
– I… co
teraz?
Pożałowała tego
pytania, ledwo tylko zdecydowała się je zadać. Z obawą spojrzała
na ojca, w napięciu czekając na coś, czego wcale nie chciała
usłyszeć. Wystarczyło, że Isabeau zareagowała na tyle gwałtownie, by w najgorszym
wypadku chcieć zrobić coś głupiego. Claire wciąż nie potrafiła stwierdzić,
o którą z ciotek martwiła się bardziej. Co prawda miała mamę,
ale gdyby do tego wszystkiego musiała zadręczać się Rufusem…
– Na tę
chwilę? Nic – stwierdził, ale i tak spojrzała na niego z powątpiewaniem.
– Nie patrz tak na mnie, Claire. Nie będę się za nią
teraz uganiał.
– Ale? –
nie dawała za wygraną.
– Jakie „ale”?
– obruszył się. Przez moment wyglądał, jakby chciał iść w zaparte, ale coś
w wyrazie jej twarzy ostatecznie musiało dać mu do zrozumienia,
że nie zdoła wykręcić się o odpowiedzi. Nie, skoro w sprawę
zaangażowała się również Layla. – Wiecie, gdzie jej szukać, tak? –
zapytał w końcu, wyraźnie zrezygnowany.
Skinęła
głową, nie ufając swojemu głosowi na tyle, żeby jednak odpowiedzieć. Tym
razem nie zamierzała wspominać, że z równym powodzeniem mogła
zadzwonić do Claudii i poprosić o spotkanie.
Nie
wątpiła, że sytuacja nie była Rufusowi na rękę. Wydawał się zamyślony
i wciąż sfrustrowany, choć wyraźnie próbował to ukryć. Ostatecznie
zdołał się otrząsnąć, ale Claire i tak obserwowała go w napięciu,
próbując ocenić, co takiego chodziło mu po głowie.
– Wciąż mam
pytania – wyjaśnił lakonicznie. – Nic ponadto. Nie tknę jej, skoro może na
nie odpowiedzieć.
– Nie sądzę,
żeby Claudia na to pozwoliła – zauważyła przytomnie.
Rufus z uwagą
zmierzył ją wzrokiem. Coś w jego spojrzeniu sprawiło, że natychmiast
zapragnęła zejść mu z oczu, mimo że nie wydawał się zagniewany.
Nie aż tak jak wtedy, gdy popędziła na pomoc Pavarottim i Issie,
niemalże nie kończąc jako jedna z ofiar Charona. Sama myśl o tym
sprawiła, że zapragnęła instynktownie dotknąć szyi, mimo że pozostawione przez
wilkołaka siniaki już dawno zdołały wyblaknąć.
– Pewnie
nie – powiedział w końcu Rufus. Wydawał się zwracać bardziej do siebie
niż kogokolwiek innego. – Ale i tak chcę z nią porozmawiać. Może
w bardziej… sprzyjających warunkach – dodał, a serce Claire zabiło
szybciej.
– Mogę zapytać,
jak ona to widzi.
Niemalże
spodziewała się protestu, ale on wciąż na nią patrzył – tak dziwnie,
przenikliwie, inaczej i…
– Muszę
mówić, że wolałbym, żebyś dalej nie wychodziła sama?
– Nie zamierzałam
– zapewniła pospiesznie. – Chociaż nie sądzę, żeby ktokolwiek zareagował
mnie w środku miasta.
Tym razem
Rufus uśmiechnął się gorzko.
– Och,
absolutnie. Zwłaszcza ostatni raz sprawia, że w to wierzę – sarknął,
wznosząc oczy ku górze.
Chcąc nie chcąc
przyznała mu rację. Przez chwilę kusiło ją, żeby zasugerować, że zawsze mogła
poprosić o towarzystwo Razjela, ale momentalnie odrzuciła od siebie
ten pomysł. I to nie tylko dlatego, że sama myśl o demonie
wystarczyła, by znów poczuła na ustach nacisk jego warg.
– Jak
mówiłam, nie zamierzałam – powtórzyła, w pośpiechu podejmując temat.
Ciaśniej objęła się ramionami, próbując przynajmniej sprawiać wrażenie
opanowanej. – Wiem, w jaki sposób się z nią skontaktować. Pewnie
też będzie chciała porozmawiać, kiedy emocje opadną, więc…
Wzruszyła
ramionami. W gruncie rzeczy tego też nie była taka pewna. Chwilami
miała wrażenie, że przewidzenie ruchów Claudii miało okazać się równie
problematyczne, co i nadążenie za Rufusem. Pod tym względem byli
do siebie podobni – zbyt uparci, dumni i wydający się dostrzegać
coś, z czego tylko oni zdawali sobie sprawę. W tym wypadku
mogła tylko zgadywać, jak wampirzyca zapatrywała się na to, że
ktokolwiek próbował ją podduszać.
Z drugiej
strony, przyszła. To ona zdecydowała się ujawnić, tym razem nie czekając
ani na kolejny atak, ani zrządzenie losu, które postawiłoby pod
jej drzewami kolejnego intruza. Claire nie potrafiła stwierdzić co
kryło się za tą decyzją, ale chciała wierzyć, że ta miała
okazać się słuszna. Już i tak poszło lepiej niż się obawiała, co
samo w sobie wydawało się dobre. No, może pomijając Claudię łamiącą
czyjkolwiek kark, ale…
– Krwawisz.
Zamrugała.
W roztargnieniu spojrzała na mamę, co najmniej zaskoczona jej słowami.
Dla pewności uniosła dłoń do nosa, po czym z niedowierzaniem
spojrzała na pozostałe na palcach ślady czerwieni.
– Ja… Nic
mi nie jest – zapewniła bez przekonania. – To tylko nerwy.
Mimo
wszystko nie zaprotestowała, kiedy Layla otoczyła ją ramieniem. Wymieniły
porozumiewawcze spojrzenia, które jedynie utwierdziły Claire w przekonaniu,
że była świadoma ostatniego razu. Nie żeby mogło umknąć ją to, że przy
Beau tez zareagowała podobnie. Co prawda nie miały okazji o tym
porozmawiać, ale niepokój w oczach Layli mówił sam za siebie.
Wyczuła
ruch, kiedy Rufus w pośpiechu się przemieścił. Przypatrywał się
jej uważnie, ale tym razem nie zdołała wyczytać niczego
konkretnego ani z jego spojrzenia, ani wyrazu twarzy.
– Nic więcej
nie pisałaś? – zapytał jakby od niechcenia.
–
Powiedziałabym ci.
Skinął
głowa, chociaż nie sądziła, żeby w pełni jej uwierzył. Co więcej
oboje wiedzieli, że zwykle nie reagowała w ten sposób – nie na wiersze,
nawet jeśli niezapisane proroctwa czasami potrafiły manifestować się w dość
niepokojący sposób.
Sama
również była pewna, że chodziło o coś innego. Claudia by zrozumiała,
choć i z nią Claire nie miała okazji porozmawiać. Zresztą, o bogini,
tym razem czuła się nieźle. Dlaczego krwawiła, skoro nie doczuwała
zawrotów głowy? Co prawda znów pozwoliła sobie na zabawę świecami, tylko przez
chwilę, żeby nie wyjść z wprawy, ale…
A może
chodziło o Razjela? Na ile jego przeskakiwanie między rzeczywistościami
miało wpływ na nią i sposób, w jaki się czuła? Powinna
zrzucić to na przywykający do magii organizm, czy może coś
innego? Gdyby do tego wszystkiego wiedziała, jak powinna się tłumaczyć!
Naprawdę potrzebowała Claudii, ale przynajmniej tego wieczoru rozmowa z ciotką
wciąż musiała poczekać.
– Idę do łazienki.
Zaraz mi przejdzie – rzuciła wymijająco.
W pośpiechu oddaliła się, nie czekając na reakcję.
Chociaż Layla wyglądała na chętną, żeby za nią pójść, ostatecznie
tego nie zrobiła.
Zawahała się. Nie odezwała się
nawet słowem, póki Claire nie zniknęła jej z oczu. Również w chwili,
w której usłyszała zamykające się drzwi, nie uspokoiła się,
wciąż nasłuchując. Wciąż czuła zapach krwi i to ani trochę jej się
nie podobało, bynajmniej nie dlatego, że ta mogłaby się okazać
dla kogokolwiek kusząca.
– Powinnam
za nią iść – mruknęła, ale bez przekonania.
– Joce
zdarza się to cały czas.
Natychmiast
przeniosła wzrok na Rufusa. Przez moment miała ochotę na niego
warknąć, zaskoczona pobrzmiewającą w jego głosie obojętnością.
Przynajmniej w pierwszej chwili, póki w spojrzeniu wampira nie doszukała się
czegoś wystarczająco charakterystycznego, żeby pojąc, że myślami był gdzieś
daleko. Wciąż pełna wątpliwości, stanęła przed nim, krzyżując ramiona.
– Okej… O co
chodzi? – zapytała wprost.
Nie była
zaskoczona tym, że wywrócił oczami. W tej sytuacji pytanie brzmiało co
najmniej niewłaściwie, zwłaszcza że w odpowiedzi mogłaby usłyszeć
cokolwiek. O bogini, oczywiście, że miał powody, żeby się denerwować,
choć przynajmniej na razie nie robił nic nieprzewidywalnego.
Layla spojrzała
mu w oczy, próbując ocenić, czego tak naprawdę powinna się spodziewać.
Skupiła się na więzi, ale nie poczuła nic konkretnego. Nie miała
pewności, czy to dobrze, choć z dwojga złego spokój wydawał się lepszy
niż szarpnięcie, które poczuła, kiedy Claudia zdecydowała się przetrącić
Rufusowi kark. Koniec końców wyszedł z tego bez szwanku, dodatkowo stanowczo
odmawiając, kiedy zaoferowała mu swoją krew, ale wampirzyca wcale nie poczuła się
dzięki temu lepiej.
Podejrzewała,
że miał do niej pretensje. Beau chociażby ich nie kryła, co również
było do przewidzenia. Nie potrafiła mieć tego siostrze za złe, chociaż
wspomnienie ostatniej wymiany zdań bolało. Jakaś jej cząstka pragnęła
odnaleźć siostrę i jednak zmusić ją do rozmowy, ale Layla
zmusiła się do zachowania dystansu. Znała Isabeau wystarczająco, by wiedzieć,
że ta musiała ochłonąć. No i miała Dimitra, więc sytuacja
prezentowała się nie aż tak źle.
– Nic takiego
– zapewnił Rufus, skutecznie sprowadzając ją na ziemię. Uniosła brwi,
nieprzekonana do takich zapewnień. – Po prostu myślę. Mam o czym.
– Możesz ze
mną porozmawiać – przypomniała, ostrożnie dobierając słowa.
Wysilił się
na uśmiech. Nieco złośliwy, ale szczery, choć w jego przypadku
to również mogło oznaczać cokolwiek.
– Nie wątpię.
Cały czas mam to na uwadze. – Potrząsnął głową. – Ale wątpię, żebyś
mogła mi wytłumaczyć akurat to, co nie daje mi spokoju.
– O Claudii?
Zmierzył ją
wzrokiem. W jego oczach dostrzegła błysk.
– I Claire
– przyznał, wymownie spoglądając w ślad za córką. – Jak wspomniałem,
to też zdarza się Joce, ale…
– … ale ona
nigdy tak nie reagowała na wiersze – dokończyła, przez chwilę
świadoma wyłącznie narastającego niepokoju.
Oczywiście,
że to zauważył. Ona również, zwłaszcza że już ostatnim razem rozmawiała na
ten temat z Beau. Sęk w tym, że wciąż nie potrafiła znaleźć
przyczyny. Dużo prościej było zrzucić wszystko na wiersze, ale…
– Wracając
do tematu – podjął jak gdyby nigdy nic Rufus – to ile jesteś w stanie
powiedzieć mi o tym, co ona potrafi? Rejestry mówiły o zmianie
kształtów. A ona nie jest telepatką.
Drgnęła w odpowiedzi
na te słowa. Mówił o Claudii, co również było do przewidzenia. I chociaż
powinna cieszyć się ze względnie spokojnej rozmowy, jak na zawołanie
poczuła nieprzyjemny ucisk w gardle. Co tak naprawdę miałaby mu
powiedzieć…?
– Nie jest
– zgodziła się, uciekając wzrokiem gdzieś w bok.
Udała, że
nie dostrzega ani grymasu, ani pobłażliwości, która wkradła się
do jego spojrzenia. Nie potrzebował potwierdzenia – nie takiego –
ale nie potrafiła udzielić mu odpowiedzi. Wciąż nie potrafiła przyjąć
do wiadomości pewnych kwestii, więc w jaki sposób miałaby je z kimkolwiek
omawiać? Rytuał, który odprawiły z Claudią, pozostawał jedną z nich.
Ale nie mogła
zaprzeczyć. W gruncie rzeczy wcale nie chciała. Co prawda to niczego
nie ułatwiało, aczkolwiek…
– Mogłabym
ci powiedzieć, ale nie wiem, czy mi uwierzysz – przyznała w końcu,
aż nazbyt świadoma przenikliwego spojrzenia.
– Wątpię, żeby
w tej sytuacji cokolwiek mogło mnie jeszcze zaskoczyć.
Jesteś
tego absolutnie pewny?, pomyślała ponuro, ale powstrzymała się od jakichkolwiek
uwag. Przynajmniej na razie wolała się z nim nie drażnić. Wciąż
czuła się trochę tak, jakby w każdej chwili spokój mógł zniknąć.
Jakby mało było, że już teraz zadręczała się reakcją Isabeau!
Wzdrygnęła
się, kiedy na jej twarzy bez ostrzeżenia wylądowały dwie ciepłe
dłonie. Nie zauważyła, żeby wampir się poruszył, a jednak nagle
znalazła się w jego ramionach, kiedy bezceremonialnie przygarnął ją
do siebie.
– Obwiniasz
się. Tyle mogę wyczuć, chociaż dalej uważam, że więź mnie kiedyś wykończy –
oznajmił wprost. – Jeśli chodzi o mnie, przestań. Jeśli o Isabeau…
Tym bardziej. To nie ona ma powody, żeby się zdenerwować.
– A jesteś
zły?
Zawahał
się. Jego oczy nieznacznie pociemniały.
–
Oczywiście – zapewnił z rozbrajającą wręcz szczerością. – Ale nie spodziewałem się
niczego innego. Powiedziałem już.
– Nie wiem,
czy powinnam uznać to za komplement…
Ale jak na niego,
to było dużo. Fakt, że wciąż trzymał ją w ramionach, również wydawał się
mówić sam za siebie. I chociaż nadal nic nie wskazywało na to,
żeby zamierzał z nią porozmawiać, wzajemna bliskość okazała się lepsza
niż to, czego pierwotnie spodziewała się Layla. Wiedziała, że wciąż o niczym
nie świadczyła – nie w kwestii porozumienia z Claudią – ale na początek
musiała wystarczyć.
Westchnęła,
wciąż pełna wątpliwości. Pomijając wampirzycę, Charona i Isabeau, martwiła się
o Claire. Dręczyło ją zdecydowanie zbyt wiele kwestii, a bezradność
jedynie potęgował fakt, że nadal nie potrafiła przyjąć do wiadomości
najważniejszego: magii.
„Kto jak
kto, ale ty nie powinnaś pytać. Sądziłem, że już dawno zaobserwowałaś, ile
można wyjaśnić z pomocą nauki” – przypomniała sobie słowa Rufusa. Wydawał się
taki pewny, kiedy ostatnim razem próbowała podpytać go o coś tak abstrakcyjnego,
jak istnienie wiedźm…
Lepiej dla ciebie, żebyś naprawdę był w stanie to zrobić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz