Przystanęła, niespokojnie
spoglądając w ciemność przed sobą. Chociaż wyostrzone zmysły podsuwały dość,
by nabrała pewności, że tym razem nikt za nią nie szedł, Claudia
miała wątpliwości. Zaklęła w duchu, podejrzewając, że najpewniej właśnie
popadała w paranoję, ale nic nie mogła na to poradzić.
Kiedy emocje opadły, a ona została sama, wątpliwości wróciły i to ze
zdwojoną siłą.
Mimo wszystko
nie skłamała, mówiąc Layli, że nie poszło aż tak źle. W zasadzie
byłaby całkiem zadowolona z przebiegu rozmów, gdyby nie okoliczności.
Nie chodziło już nawet o Melanie, choć na swój sposób uderzyło
ją to, że ta wolała trzymać się z daleka. Sama o tym
zadecydowałam. I to już jakiś czas temu, uświadomiła sobie, ale choć
mogła sobie wyobrazić przyczyny takiego stanu rzeczy, coś i tak nieprzyjemnie
ścisnęło ją w gardle. Kiedy w ogóle stała się aż tak sentymentalna
i przywiązana do kogokolwiek?
Potrząsnęła
głową, jednak niechciane myśli nie chciały odejść. Znów pomyślała o spotkaniu
w dokach i uśmiechnęła się w pozbawiony wesołości,
wymuszony sposób. Och, właśnie porozmawiała z Rufusem i nawet obyło się
bez ofiar. No, prawie, chociaż jego nie do końca liczyła do grona
osób, które mogłaby mieć na sumieniu. Jeden skręcony kark w przypadku
wampira takiego jak on nic nie znaczył, a wciąż pozostawał lepszym
scenariuszem niż te, które brała pod uwagę.
Isabeau
pozostawała sprawą drugorzędną, choć i po niej Claudia nie spodziewała się
niczego innego. W gruncie rzeczy najbardziej żal było jej w tym
wszystkim Layli i najpewniej Claire, bo jakoś nie wątpiła, że wyjście
pewnych tajemnic na światło dzienne miało się na nich odbić. Z drugiej
strony, one również się o to prosiły. Nie prosiła żadnej z nich
o to, żeby jej ufały, traktowały inaczej jak wroga, a tym bardziej
bawiły się w rodzinę. Zresztą to wciąż wydawało się lepsze
od mierzenia z Charonem bez świadomości niebezpieczeństwa.
„Daj znać,
jak już sobie przypomnisz, która z nas faktycznie jest twoją rodziną” –
przypomniała sobie słowa kapłanki. Nie musiała znać Layli szczególnie
dobrze, by zorientować się, że ją ubodły. Sam fakt tego, że padły, w normalnym
wypadku wydałby się Claudii śmieszny, ale…
Nie udawaj.
Cieszysz się z tego.
Zacisnęła
usta. Spróbowała zapanować nad własnymi myślami, ale te żyły własnym życiem,
zbyt poplątane i swobodne. Wampirzy umysł zapewniał aż nadto miejsca, by roztrząsać
nawet kilka kwestii jednocześnie, co często okazywało się bronią obosieczną.
Claudia wiedziała o tym aż nazbyt dobrze, po chwili wahania chcąc nie chcąc
zaprzestając walki z samą sobą. Przecież i tak nie miała wygrać.
Przyjemne
ciepło, które przez ułamek sekundy poczuła w okolicach od dawna
niebijącego serca, również zdawało się mówić samo za siebie.
Przyspieszyła
kroku, pozwalając sobie na bardziej zdecydowane tempo. W porządku,
poddała się impulsowi, ujawniła się i… Co dalej? Po cichu
liczyła, że Layla albo Claire dadzą jej znać, jaki obrót przybrały
sprawy. Spodziewała się zamieszania, ale to pozostawała tym dwóm.
Podejrzewała, że emocje musiały opaść, tym bardziej że wszyscy byli
zdesperowani. Sam to, że Rufus zdecydował się z nią porozmawiać,
stanowiło jednoznaczny dowód. Teraz wszystko pozostawało kwestią czasu, choć
perspektywa czekania ani trochę nie była Claudii na rękę.
Nie,
potrzebowała planu. Jakiegokolwiek, nawet jeśli to samo w sobie miało
okazać się co najmniej skomplikowane. Wciąż istniały kwestie, które musiała
uporządkować i ewentualnie ujawnić, o ile Layla i jej córka nie zamierzały
zrobić tego osobiście. Magia była jedną z nich, ale Claudia nie była
pewna, na ile otwarcie mogła o tym mówić. Myśląc o uporze, z jakim
do niedawna Claire broniła się przed jakimikolwiek wzmiankami,
wampirzyca była skłonna spodziewać się dosłownie wszystkiego, ale z drugiej
strony…
Zawahała
się. Kiedy rozmawiała z Rufusem, wydawał się zaskakująco rzeczowy i świadomy,
chociaż to równie dobrze mogło być wyłącznie wrażeniem. Jeśli przeżył tyle
czasu, jak nic musiał nauczyć się tego, co i ją od dawien dawna
trzymało przy życiu: udawania. Skoro do tego wszystkiego był aż taki inteligentny,
tym bardziej nie mogła ufać pośpiesznie wyciągniętym wnioskom, ale mimo
wszystko… w sposobie, w jaki zapytał ją o Amelie, doszukała się
czegoś specyficznego, czego w żaden sposób nie potrafiła nazwać.
Przez moment naprawdę brała pod uwagę to, żeby mu powiedzieć, dziwnie
pewna, że nie zanegowałby wszystkiego aż tak bardzo, jak jego córka.
Wtedy do Claudii
dotarło, że potrzebowała informacji. Nigdy wcześniej nie brała pod uwagę
zabawy w szczęśliwą rodzinę, ale teraz wszystko było inne. Och, skoro
Rufus nie widział niczego złego w śledzeniu jej aż do Lille,
sama mogła spróbować czegoś podobnego. Po kimś, kto chodził po świecie
całe wieki, musiało zostać całkiem sporo śladów. Gdyby przynajmniej wiedziała,
gdzie powinna szukać…
Tyle że
ja nie mam na to czasu.
Potrzebowała
czegoś innego, bardziej pewnego. Przez moment pomyślała o Claryssie, ale
nie miała pojęcia, jak mogłaby skontaktować się z dawną znajomą,
choć ta wydawała się absolutnie zauroczona Primem. Rejestry
przepadły, a wypytywanie Layli i Claire nie wchodziło w grę.
Przynajmniej te dwie miały mieć w najbliższym czasie wystarczająco
problemów, które mogła dodatkowo zaognić, gdyby spróbowała się mieszać.
Ale
przecież był ktoś, z kim mogłaby porozmawiać. Gdyby tylko się postarała…
Przystanęła
w ciemnościach, przez chwilę świadoma wyłącznie odgłosów jak zawsze tętniącego
życiem miasta. Upewniwszy się, że w pobliżu nie było nikogo, na kogo
nie chciałaby się napatoczyć, zamknęła oczy i bezgłośnie wyszeptała
jedno, jedyne imię. Kolejny raz poddała się impulsowi, sama niepewna,
kiedy zdobyła się na coś podobnego ostatnim razem. Jakaś jej cząstka
obawiała się, że mogłaby przywołać do siebie kogoś zupełnie innego, na kogo
absolutnie wolałaby się nie napatoczyć, ale Claudia odsunęła od siebie
lęki. W ostatnim czasie posługiwała się magią tak wiele razy i z
tak wielką otwartością, że tak drobne gesty już dawno przestały mieć
znaczenie.
Początkowo
nic się nie zmieniło. Wciąż tkwiła w miejscu, otoczona
ciemnością i świadoma wyłącznie napierającego zewsząd wieczornego chłodu.
Nie wyczuwała nikogo, a jednak…
– Dobrze widzieć,
że nawet po takim czasie wciąż się w tym odnajdujesz.
Wzdrygnęła
się, słysząc za sobą znajomy głos. Natychmiast otworzyła oczy i odwróciła
się, przez ułamek sekundy spodziewając, że za sobą nie zastanie
nikogo. Z tym większą ulgą przyjęła widok dwóch postaci, choć obecność
Michaela Rotha wzbudziła w niej możliwości.
– Jesteś –
odetchnęła, zwracając się do Amelie.
Gdyby to było
takie proste, kiedy została sama po konieczności ucieczki z Miasta
Nocy! Wtedy jednak robiła wszystko, by nie sięgnąć do swojego
dziedzictwa, nawet mimo poczucia, że już i tak popełniła błąd. Teraz nie miała
nic do stracenia.
– Nikt nie wzywał
mnie w ten sposób od dawien dawna. Uznajmy, że mnie zaintrygowałaś. –
Amelie uśmiechnęła się olśniewająco, jednak prawie natychmiast
spoważniała. – Ja też już od jakiegoś czasu chciałam się z tobą
zobaczyć.
– Jak na razie
to ja widziałam się z moim bratem – oznajmiła bez zastanowienia.
Amelie
uniosła brwi, wyraźnie zaskoczona. Po wyrazie je twarzy trudno było
stwierdzić, co takiego sobie myślała.
– Z Rufusem?
– A mam
jakiegoś innego? – żachnęła się. Mimo wszystko spojrzała na stwórczynię wyczekująco,
przez moment gotowa spodziewać się dosłownie wszystkiego.
Gdzieś
ponad ramieniem wampirzycy podchwyciła spojrzenie Michaela. Stał z założonymi
ramionami, jakby od niechcenia opierając się o ścianę. Choć
wyraz jego twarzy nie sugerował niczego konkretnego, zauważyła, że
kąciki jego ust nieznacznie drgnęło.
– I jak
poszło? – zapytał i zabrzmiało to niemal pogodnie.
Wzruszyła
ramionami. Wciąż nie miała pewności, co sądzić o obecności akurat
tego mężczyzny, ale skoro już się pojawił…
– Całkiem
nieźle – zapewniła, siląc się na obojętność. – Pomijająco to, że na pożegnanie
skręciłam mu kark…
– Ach. – Michael
nie wydawał się zaskoczony. – W istocie, poszło całkiem nieźle.
Nie miała
pojęcia, czy właśnie się z niej nabijał, czy może wręcz
przeciwnie. Z jakiegoś powodu pomyślała, że w grę jednak wchodziło to drugie.
–
Zabrzmiało, jakbyś go znał.
Wyprostowała
się, ani na moment nie odrywając wzroku od wampira.
Uświadomiła sobie, że to mogłaby być jej szansa. Potrzebowała
informacji, a skoro tak… Och, nie miała zbyt wielu okazji do rozmów
z Michaelem, choć już wieki temu zdążyła się przekonać, że miał jakiś
związek z Amelie. Co więcej, z racji daru zwykle rozumiał więcej niż
wszyscy wokół, mimo że mało kiedy się z tym dzielił. Podejrzewała, że
właśnie prosiła go o niemożliwe, ale…
Jakby w odpowiedzi
na jej myśli, Michael wykrzywił usta. Jego rubinowe tęczówki zabłysły
niepokojąco.
– Być może –
odparł wymijająco.
I tyle. „Nie
licz na mnie” – wydawał się komunikować całym sobą. Claudia
powstrzymała grymas, co najmniej sfrustrowana. Nie żeby miała jakiekolwiek
nadzieje, ale…
– Chcesz
porozmawiać – nie tyle zapytała, co wprost stwierdziła Amelie. Wampirzyca
natychmiast przeniosła wzrok na stwórczynię, zaintrygowana jej tonem.
Zupełnie jakby to, że faktycznie mogłaby oczekiwać odpowiedzi, w równym
stopniu pierwotną zaskoczyło, co i zadowoliło. – Zostaw nas, Michaelu –
poleciła, a mężczyzna prychnął.
– Ile razy mam
jeszcze podkreślić, że nie zamierzam być twoim osobistym środkiem
transportu? – obruszył się.
– Trafię z powrotem
sama. Dziękuję ci bardzo – zapewniła Amelie, nawet na niego nie spoglądając.
– Leć, zanim kawa ci wystygnie.
Claudia
niespokojnie spoglądała to na jedno, to na drugie, próbując
zrozumieć, czego tak naprawdę była świadkiem. Nie potrafiła
stwierdzić, co zaskoczyło ją bardziej – przekomarzająca się z kimkolwiek
Amelie, czy może sam fakt tego, że jej relacje z Rothem nagle
wydały się… zażyłe. Z jakiegoś powodu byli razem, a to o czymś
świadczyło. I choć przez wieki, które spędziła odcinając się od wszystkich
wokół, mogło wydarzyć się wszystko, Claudia z całą mocą poczuła, że
właśnie umykało jej cos istotnego.
Mimo
wszystko zachowała wszelakie uwagi dla siebie aż do momentu, w którym
Michael zdecydował się usłuchać i bez pożegnania rozpłynął się
w powietrzu. Przez moment wpatrywała się w miejsce, w którym
dopiero co widziała władcę czasu, nim zdecydowała zwrócić się do Amelie.
Nawet wtedy nie odezwała się nawet słowem, z uporem milcząc i w duchu
odliczając kolejne sekundy.
– Więc… – Amelie
westchnęła. Wysiliła się na blady uśmiech. – Zadajesz pytania. O Rufusa.
To dla mnie… dość niecodzienne.
– Pod jakim
względem? – mruknęła, mimowolnie się spinając.
– Takim, że
nigdy wcześniej tego nie robiłaś – wyjaśniła i zabrzmiała tak, jakby
faktycznie miała na myśli wyłącznie to. Claudia z jakiegoś powodu nie potrafiła
w to uwierzyć. – Wybacz. Wciąż mam przed oczami wystraszoną dziewczynkę,
której podarowałam nieśmiertelność. Ilekroć się widziałyśmy, robiłaś
wszystko, byleby nie wypytywać o rodzinę. Sądziłam, że nie chcesz
go widzieć.
– Bo nie chciałam.
W zasadzie…
Co miała
jej powiedzieć? Przez długi czas myśli zaprzątała tylko jednym: tym,
żeby trzymać się z daleka od Charona. Oddała wszystko, łącznie z mocą
i… Cóż, samą sobą. A może to raczej on odebrał jej wszelakie
perspektywy, spychając do miejsca, w której nie miała już innego
wyboru, jak tylko zacząć uciekać. Dlaczego miałaby myśleć o rodzinie,
skoro i tak nie miała jak jej zbudować? Nie potrafiła nawet
należycie zająć się Dimitrem, mimo że przecież była mu winna chociaż tyle,
gdy podarowała mu nieśmiertelność. Jak mogłaby, skoro…?
Skrzywiła
się, czując nieprzyjemny ucisk w piersi. Wcześniej łatwiej znajdowała usprawiedliwienia
na kolejne decyzje, nieważne jak niewłaściwe. W którymś momencie to zniknęło,
pozostawiając wyłącznie gorycz i palące poczucie winy.
– Pytam
teraz – powiedziała w końcu, próbując wziąć się w garść. Była aż
nazbyt świadoma badawczego spojrzenia Amelie. – Skoro zdecydowałaś się ze
mną znaczyć, nie dam się zbyć. Ja… Coś ci obiecałam, ale to działa
w obie strony.
Czy w ogóle
miała prawo wymagać? Pewnie nie, ale nad tym również wolała się
nie rozwodzić. Amelie i tak ją zostawiła, mimo że ustalenia były
inne. Kwestia długu, który miała wobec stwórczyni, pozostawała dyskusyjna, a przynajmniej
Claudia pragnęła w to wierzyć.
–
Oczywiście – usłyszała. Zamrugała, co najmniej zaskoczona taką reakcją. – Jestem
szczęśliwa widząc się w takim stanie, kwiatuszku.
Gwałtownie zaczerpnęła
powietrza. Cofnęła się o krok, przez moment czując trochę tak, jakby ktoś
ją uderzył. Choć w głosie wampirzycy pobrzmiewała wyłącznie czułość,
pieszczotliwe „kwiatuszku” niezmiennie przyprawiało Claudię o dreszcze.
To również
mi odebrał…
Bezwiednie zacisnęła
dłonie w pięści.
– A co
takiego widzisz? – szepnęła, uciekając wzrokiem gdzieś w bok.
Chciała
zmienić temat, mimo że czuła, iż nie zdoła zwieść Amelie. Cokolwiek
widziała ta kobieta, najwyraźniej wyciągała dokładnie te wnioski, których
potrzebowała. Tyle wystarczyło, by Claudia przypomniała sobie, dlaczego od zawsze
miała względem niej aż tyle szacunku. A może po prostu się bała,
choć wampirzyca nigdy nie zrobiła niczego, co sugerowałoby otwartą
wrogość.
Ale
mogłaby, przypomniał usłużnie rozsądek Claudii. Co prawda pierwotna zwykle
działała z rozmysłem, ale…
– Widzę
kogoś, kto powoli przypomina sobie, co oznacza człowieczeństwo – oznajmiła spokojnie
Amelie. – Jest mi tylko przykro, że w takich okolicznościach. Żałuję,
że nie mogłam doprowadzić do tego już wieki temu.
Nie tego się
spodziewała. Otworzyła i zaraz zamknęła usta, niezdolna wykrztusić z siebie
chociaż słowa. Rozszerzonymi oczyma spojrzała na stojącą przed nią kobietę,
próbując zrozumieć, co ta tak naprawdę jej sugerowała. Prawda była
taka, że jakaś cząstka Claudii pragnęła się na nią złościć – obwiniać
o wszystko, zwłaszcza że to przez dług względem Amelie ściągnęła na siebie
niebezpieczeństwo. Gdyby nie ta nieszczęsna prośba, która sprowadziła
ją do Miasta Nocy…
Claudia
spuściła wzrok. Mogła uciekać i wmawiać sobie wszystko, co tylko chciała,
ale to nie zmieniało najważniejszego: gdyby nie stwórczyni, od dawna
byłaby martwa. Albo gorzej, uświadomiła sobie. Gdyby Charon
odnalazł ją jeszcze za ludzkiego życia, nawet wieki ciągłej ucieczki okazałyby się
niczym. Jakoś nie wątpiła, że dopiero wtedy zagwarantowałby jej prawdziwe
piekło. Opieka Amelie okazała się jedną z najlepszych rzeczy, które spotkały
Claudię, nawet jeśli nawet ta kobieta nie potrafiła zagwarantować pełnej
ochrony przed Charonem.
Wyczuła
ruch, a chwilę później na policzkach poczuła muśnięcie dłoni. Chcąc
nie chcąc poddała się dotykowi stwórczyni, zmuszając się do spojrzenia
wampirzycy w oczy. Zawahała się, wciąż pełna obaw, które dodatkowo nasiliły
się, kiedy zajrzała w rubinowe tęczówki. Wyraz twarzy Amelie pozostawał nieodgadniony,
ale mimo wszystko…
– Poprosiłaś
mnie o spotkanie i z tego również się cieszę. Mimo wszystko
czuję się tak bardzo winna, choć kiedy patrzę na ciebie… –
Urwała. Cokolwiek miała do powiedzenia, ograniczyła się do potrząśnięcia
głową. – Nieważne. Co chciałabyś wiedzieć? Nie zamierzam cię zwodzić –
zapewniła, w pośpiechu się wycofując.
Claudia nie zareagowała
od razu, wciąż oszołomiona. Na policzkach wciąż czuła dotyk Amelie,
mimo że kobieta zdążyła zabrać ręce. Myślami mimowolnie uciekła całe wieki wstecz,
choć wspomnienia z ludzkiego życia zdążyły się zamazać i wyblaknąć.
Mimo wszystko wciąż pamiętała dotyk lodowatych palców, muskających jej policzki
i włosy; kojące ramiona, które przez jakiś czas skutecznie zastępowały
matczyne, nawet jeśli nigdy nie przynosiły ukojenia.
W pośpiechu
odcięła się od tych myśli. Już i tak pozwoliła sobie na zdecydowanie
zbyt wiele i to w tak krótkim czasie. Wciąż miała wrażenie, jakby
staranna bariera, którą tyle czasu budowała wokół swoje umysłu, próbując
uwięzić tam wszystkie niechciane wspomnienia i wymykające się spod
kontroli emocje, nagle osłabła i bezlitośnie się kruszyła. I choć
początkowo Claudia z uporem próbowała ratować resztki tego, co stanowiło
względnie bezpieczną strefę, to już dawno przestało mieć znaczenie.
Zabrnęła
zbyt dlatego, by dalej udawać, że na niczym jej nie zależało.
– Mój… mój brat
– wymamrotała. Odchrząknęła, skrzyżowała ramiona na piersi i spróbowała
raz jeszcze, tym razem bardziej pewnie: – Znaczy Rufus. Chcę informacji na jego temat
– oznajmiła wprost.
– Ach… I pytasz
akurat mnie? – Amelie nie kryła zaskoczenia.
Claudia
powstrzymała grymas.
Chyba
rozumiem, czemu tak zirytował się odpowiadaniem pytaniem na pytanie…
– Zapytał
mnie o ciebie. Wie, że jesteśmy jakoś powiązane – wyjaśniła pospiesznie. –
Skoro tak, musisz go znać. Jestem po prostu ciekawa, więc…
To była dość
naciągana teoria, ale na dobry początek musiała wystarczyć.
Przynajmniej na razie Claudia nie chciała rozwodzić się bardziej,
niż było to potrzebne. Nie sądziła, żeby przyznawanie się do całkowitego
braku planu, było rozsądnym posunięciem.
W milczeniu
obserwowała Amelie, jednak ta zdążyła otrząsnąć się na tyle, by zachować
obojętność. Jedynie skinęła głową, w zamyśleniu przyjmując słowa podopiecznej.
– Jakoś nie wątpię,
że chętnie by ze mną porozmawiał. Rufus ma powody, żeby się mną
interesować – przyznała, ostrożnie dobierając słowa. – Nie jestem nawet
zaskoczona, zwłaszcza po mojej współpracy z Gabrielem. Podejrzewam,
że powinnam się z nimi zobaczyć, ale to musi jeszcze chwilę
zaczekać. Chociaż dzięki tobie… – Znów urwała, ku rosnącej irytacji Claudii. –
Wracając do twojego pytania, to w istocie zdążyłam poznać
Rufusa. Nie zrozum mnie źle, bo nigdy nie byliśmy blisko. Kiedy
jeszcze służył królowej, to z nią rozmawiał dużo częściej.
– Chwila… –
Claudia uniosła brwi. – Służył królowej.
Na ustach
Amelie pojawił się cierpki uśmiech.
– W przypadku
Rufusa to dość naciągane określenie. Powiedziałabym raczej, że zwykle robi
to, co uważa za wartościowe albo ciekawe dla niego – wyjaśniła
usłużnie. – Jest inteligentny. To jedno mogę ci potwierdzić.
– Tak…
Geniusz?
– Tak jak
i ty. Oboje okazaliście się wyjątkowo pojętni. – Amelie z uwagą
zmierzyła ją wzrokiem. – Chociaż mnie przypadła opieka nad przerażoną
dziewczynką z olbrzymim potencjałem. A teraz stoi przede mną silna kobieta,
która z powodzeniem mogłaby dorównać swojej matce.
– Do rzeczy
– wycedziła przez zaciśnięte zęby.
Nie mogła
tego słuchać. Nie umiała. Wcale nie czuła się ani potężna,
ani tym bardziej wyjątkowo uzdolniona. W zasadzie podejrzewała, że
gdyby mogła porozmawiać z Lily Anne, ta prędzej zapadłaby się
pod ziemię ze wstydu, niż faktycznie przyznała, że córka mogłaby jej dorównać.
Mama
nigdy nie wyrzekałby się magii, to po pierwsze, pomyślała
ponuro. Nie ma znaczenia, że tak naprawdę nie miałam wyboru…
– Rufus
zwrócił się w zupełnie innym kierunku, choć śmiem twierdzić, że moglibyście się
porozumieć. W kwestiach naukowych, oczywiście. Pod warunkiem, że znów
nie rzucicie się sobie do gardeł.
– To on
rzucił mi się do gardła – poprawiła odruchowo.
Tym razem
Amelie puściła jej słowa mimo uszu.
– Część z tego,
co zrobił na życzenie Isobel, wszyscy odczuwamy do dziś. W zasadzie
pewne rzeczy wciąż się dzieją. Mam tu chociażby na myśli nowe
wampiry – podjęła, kolejny raz wzbudzając w Claudii wątpliwości. A co
to niby miało znaczyć…? – Więc tak, można określić to mianem
geniuszu.
– Jak i
jego córkę. W zasadzie tego się boję. Nie wspominałam o magii,
bo w zasadzie nie wiem jak. Jeśli zamierza reagować jak ona…
– Och, ależ
próbuj – oznajmiła bez wahania Amelie. – Kiedyś naukę postrzegano w zupełnie
inny sposób. Pamiętasz nasze lekcje, Claudio?
Potrzebowała
chwili, żeby uświadomić sobie, do czego dążyła jej stwórczyni. Kiedy
to do niej dotarło, znów poczuła ciepło – tylko przez chwilę,
ale jednak. Dobre wspomnienia wciąż gdzieś tam były, nawet jeśli
wracała do nich zdecydowanie zbyt rzadko.
A potem pomyślała
o sposobie, w jaki podeszła do Claire, próbując wytłumaczyć
dziewczynie działanie magii na przykładzie fizyki i przesuwających się
cząsteczek. Mogły patrzeć na świat inaczej, ale ostatecznie doszły do porozumienia.
W istocie, całe wieki temu podział między magią a nauką nie był
aż tak wyrazisty. W zasadzie dużo łatwiej potrafiła wskazać podobieństwa
wtedy, nim ludzie uparli się wprowadzić sztywne zasady i zaczęli być
krótkowzroczni.
Krótko
spojrzała na Amelie, po czym skinęła głową. Być może w tym
wypadku faktycznie wystarczyła bezpośredniość. Ewentualnie zawsze mogła pokusić się
o ponowne przetrącenie bratu karku.
– Świetnie. W takim razie teraz pomówmy o czymś innym…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz