22 marca 2022

Sto siedemdziesiąt sześć

Claudia

Przystanęła, niespokojnie spoglądając w ciemność przed sobą. Chociaż wyostrzone zmysły podsuwały dość, by nabrała pewności, że tym razem nikt za nią nie szedł, Claudia miała wątpliwości. Zaklęła w duchu, podejrzewając, że najpewniej właśnie popadała w paranoję, ale nic nie mogła na to poradzić. Kiedy emocje opadły, a ona została sama, wątpliwości wróciły i to ze zdwojoną siłą.

Mimo wszystko nie skłamała, mówiąc Layli, że nie poszło aż tak źle. W zasadzie byłaby całkiem zadowolona z przebiegu rozmów, gdyby nie okoliczności. Nie chodziło już nawet o Melanie, choć na swój sposób uderzyło ją to, że ta wolała trzymać się z daleka. Sama o tym zadecydowałam. I to już jakiś czas temu, uświadomiła sobie, ale choć mogła sobie wyobrazić przyczyny takiego stanu rzeczy, coś i tak nieprzyjemnie ścisnęło ją w gardle. Kiedy w ogóle stała się aż tak sentymentalna i przywiązana do kogokolwiek?

Potrząsnęła głową, jednak niechciane myśli nie chciały odejść. Znów pomyślała o spotkaniu w dokach i uśmiechnęła się w pozbawiony wesołości, wymuszony sposób. Och, właśnie porozmawiała z Rufusem i nawet obyło się bez ofiar. No, prawie, chociaż jego nie do końca liczyła do grona osób, które mogłaby mieć na sumieniu. Jeden skręcony kark w przypadku wampira takiego jak on nic nie znaczył, a wciąż pozostawał lepszym scenariuszem niż te, które brała pod uwagę.

Isabeau pozostawała sprawą drugorzędną, choć i po niej Claudia nie spodziewała się niczego innego. W gruncie rzeczy najbardziej żal było jej w tym wszystkim Layli i najpewniej Claire, bo jakoś nie wątpiła, że wyjście pewnych tajemnic na światło dzienne miało się na nich odbić. Z drugiej strony, one również się o to prosiły. Nie prosiła żadnej z nich o to, żeby jej ufały, traktowały inaczej jak wroga, a tym bardziej bawiły się w rodzinę. Zresztą to wciąż wydawało się lepsze od mierzenia z Charonem bez świadomości niebezpieczeństwa.

„Daj znać, jak już sobie przypomnisz, która z nas faktycznie jest twoją rodziną” – przypomniała sobie słowa kapłanki. Nie musiała znać Layli szczególnie dobrze, by zorientować się, że ją ubodły. Sam fakt tego, że padły, w normalnym wypadku wydałby się Claudii śmieszny, ale…

Nie udawaj. Cieszysz się z tego.

Zacisnęła usta. Spróbowała zapanować nad własnymi myślami, ale te żyły własnym życiem, zbyt poplątane i swobodne. Wampirzy umysł zapewniał aż nadto miejsca, by roztrząsać nawet kilka kwestii jednocześnie, co często okazywało się bronią obosieczną. Claudia wiedziała o tym aż nazbyt dobrze, po chwili wahania chcąc nie chcąc zaprzestając walki z samą sobą. Przecież i tak nie miała wygrać.

Przyjemne ciepło, które przez ułamek sekundy poczuła w okolicach od dawna niebijącego serca, również zdawało się mówić samo za siebie.

Przyspieszyła kroku, pozwalając sobie na bardziej zdecydowane tempo. W porządku, poddała się impulsowi, ujawniła się i… Co dalej? Po cichu liczyła, że Layla albo Claire dadzą jej znać, jaki obrót przybrały sprawy. Spodziewała się zamieszania, ale to pozostawała tym dwóm. Podejrzewała, że emocje musiały opaść, tym bardziej że wszyscy byli zdesperowani. Sam to, że Rufus zdecydował się z nią porozmawiać, stanowiło jednoznaczny dowód. Teraz wszystko pozostawało kwestią czasu, choć perspektywa czekania ani trochę nie była Claudii na rękę.

Nie, potrzebowała planu. Jakiegokolwiek, nawet jeśli to samo w sobie miało okazać się co najmniej skomplikowane. Wciąż istniały kwestie, które musiała uporządkować i ewentualnie ujawnić, o ile Layla i jej córka nie zamierzały zrobić tego osobiście. Magia była jedną z nich, ale Claudia nie była pewna, na ile otwarcie mogła o tym mówić. Myśląc o uporze, z jakim do niedawna Claire broniła się przed jakimikolwiek wzmiankami, wampirzyca była skłonna spodziewać się dosłownie wszystkiego, ale z drugiej strony…

Zawahała się. Kiedy rozmawiała z Rufusem, wydawał się zaskakująco rzeczowy i świadomy, chociaż to równie dobrze mogło być wyłącznie wrażeniem. Jeśli przeżył tyle czasu, jak nic musiał nauczyć się tego, co i ją od dawien dawna trzymało przy życiu: udawania. Skoro do tego wszystkiego był aż taki inteligentny, tym bardziej nie mogła ufać pośpiesznie wyciągniętym wnioskom, ale mimo wszystko… w sposobie, w jaki zapytał ją o Amelie, doszukała się czegoś specyficznego, czego w żaden sposób nie potrafiła nazwać. Przez moment naprawdę brała pod uwagę to, żeby mu powiedzieć, dziwnie pewna, że nie zanegowałby wszystkiego aż tak bardzo, jak jego córka.

Wtedy do Claudii dotarło, że potrzebowała informacji. Nigdy wcześniej nie brała pod uwagę zabawy w szczęśliwą rodzinę, ale teraz wszystko było inne. Och, skoro Rufus nie widział niczego złego w śledzeniu jej aż do Lille, sama mogła spróbować czegoś podobnego. Po kimś, kto chodził po świecie całe wieki, musiało zostać całkiem sporo śladów. Gdyby przynajmniej wiedziała, gdzie powinna szukać…

Tyle że ja nie mam na to czasu.

Potrzebowała czegoś innego, bardziej pewnego. Przez moment pomyślała o Claryssie, ale nie miała pojęcia, jak mogłaby skontaktować się z dawną znajomą, choć ta wydawała się absolutnie zauroczona Primem. Rejestry przepadły, a wypytywanie Layli i Claire nie wchodziło w grę. Przynajmniej te dwie miały mieć w najbliższym czasie wystarczająco problemów, które mogła dodatkowo zaognić, gdyby spróbowała się mieszać.

Ale przecież był ktoś, z kim mogłaby porozmawiać. Gdyby tylko się postarała…

Przystanęła w ciemnościach, przez chwilę świadoma wyłącznie odgłosów jak zawsze tętniącego życiem miasta. Upewniwszy się, że w pobliżu nie było nikogo, na kogo nie chciałaby się napatoczyć, zamknęła oczy i bezgłośnie wyszeptała jedno, jedyne imię. Kolejny raz poddała się impulsowi, sama niepewna, kiedy zdobyła się na coś podobnego ostatnim razem. Jakaś jej cząstka obawiała się, że mogłaby przywołać do siebie kogoś zupełnie innego, na kogo absolutnie wolałaby się nie napatoczyć, ale Claudia odsunęła od siebie lęki. W ostatnim czasie posługiwała się magią tak wiele razy i z tak wielką otwartością, że tak drobne gesty już dawno przestały mieć znaczenie.

Początkowo nic się nie zmieniło. Wciąż tkwiła w miejscu, otoczona ciemnością i świadoma wyłącznie napierającego zewsząd wieczornego chłodu. Nie wyczuwała nikogo, a jednak…

– Dobrze widzieć, że nawet po takim czasie wciąż się w tym odnajdujesz.

Wzdrygnęła się, słysząc za sobą znajomy głos. Natychmiast otworzyła oczy i odwróciła się, przez ułamek sekundy spodziewając, że za sobą nie zastanie nikogo. Z tym większą ulgą przyjęła widok dwóch postaci, choć obecność Michaela Rotha wzbudziła w niej możliwości.

– Jesteś – odetchnęła, zwracając się do Amelie.

Gdyby to było takie proste, kiedy została sama po konieczności ucieczki z Miasta Nocy! Wtedy jednak robiła wszystko, by nie sięgnąć do swojego dziedzictwa, nawet mimo poczucia, że już i tak popełniła błąd. Teraz nie miała nic do stracenia.

– Nikt nie wzywał mnie w ten sposób od dawien dawna. Uznajmy, że mnie zaintrygowałaś. – Amelie uśmiechnęła się olśniewająco, jednak prawie natychmiast spoważniała. – Ja też już od jakiegoś czasu chciałam się z tobą zobaczyć.

– Jak na razie to ja widziałam się z moim bratem – oznajmiła bez zastanowienia.

Amelie uniosła brwi, wyraźnie zaskoczona. Po wyrazie je twarzy trudno było stwierdzić, co takiego sobie myślała.

– Z Rufusem?

– A mam jakiegoś innego? – żachnęła się. Mimo wszystko spojrzała na stwórczynię wyczekująco, przez moment gotowa spodziewać się dosłownie wszystkiego.

Gdzieś ponad ramieniem wampirzycy podchwyciła spojrzenie Michaela. Stał z założonymi ramionami, jakby od niechcenia opierając się o ścianę. Choć wyraz jego twarzy nie sugerował niczego konkretnego, zauważyła, że kąciki jego ust nieznacznie drgnęło.

– I jak poszło? – zapytał i zabrzmiało to niemal pogodnie.

Wzruszyła ramionami. Wciąż nie miała pewności, co sądzić o obecności akurat tego mężczyzny, ale skoro już się pojawił…

– Całkiem nieźle – zapewniła, siląc się na obojętność. – Pomijająco to, że na pożegnanie skręciłam mu kark…

– Ach. – Michael nie wydawał się zaskoczony. – W istocie, poszło całkiem nieźle.

Nie miała pojęcia, czy właśnie się z niej nabijał, czy może wręcz przeciwnie. Z jakiegoś powodu pomyślała, że w grę jednak wchodziło to drugie.

– Zabrzmiało, jakbyś go znał.

Wyprostowała się, ani na moment nie odrywając wzroku od wampira. Uświadomiła sobie, że to mogłaby być jej szansa. Potrzebowała informacji, a skoro tak… Och, nie miała zbyt wielu okazji do rozmów z Michaelem, choć już wieki temu zdążyła się przekonać, że miał jakiś związek z Amelie. Co więcej, z racji daru zwykle rozumiał więcej niż wszyscy wokół, mimo że mało kiedy się z tym dzielił. Podejrzewała, że właśnie prosiła go o niemożliwe, ale…

Jakby w odpowiedzi na jej myśli, Michael wykrzywił usta. Jego rubinowe tęczówki zabłysły niepokojąco.

– Być może – odparł wymijająco.

I tyle. „Nie licz na mnie” – wydawał się komunikować całym sobą. Claudia powstrzymała grymas, co najmniej sfrustrowana. Nie żeby miała jakiekolwiek nadzieje, ale…

– Chcesz porozmawiać – nie tyle zapytała, co wprost stwierdziła Amelie. Wampirzyca natychmiast przeniosła wzrok na stwórczynię, zaintrygowana jej tonem. Zupełnie jakby to, że faktycznie mogłaby oczekiwać odpowiedzi, w równym stopniu pierwotną zaskoczyło, co i zadowoliło. – Zostaw nas, Michaelu – poleciła, a mężczyzna prychnął.

– Ile razy mam jeszcze podkreślić, że nie zamierzam być twoim osobistym środkiem transportu? – obruszył się.

– Trafię z powrotem sama. Dziękuję ci bardzo – zapewniła Amelie, nawet na niego nie spoglądając. – Leć, zanim kawa ci wystygnie.

Claudia niespokojnie spoglądała to na jedno, to na drugie, próbując zrozumieć, czego tak naprawdę była świadkiem. Nie potrafiła stwierdzić, co zaskoczyło ją bardziej – przekomarzająca się z kimkolwiek Amelie, czy może sam fakt tego, że jej relacje z Rothem nagle wydały się… zażyłe. Z jakiegoś powodu byli razem, a to o czymś świadczyło. I choć przez wieki, które spędziła odcinając się od wszystkich wokół, mogło wydarzyć się wszystko, Claudia z całą mocą poczuła, że właśnie umykało jej cos istotnego.

Mimo wszystko zachowała wszelakie uwagi dla siebie aż do momentu, w którym Michael zdecydował się usłuchać i bez pożegnania rozpłynął się w powietrzu. Przez moment wpatrywała się w miejsce, w którym dopiero co widziała władcę czasu, nim zdecydowała zwrócić się do Amelie. Nawet wtedy nie odezwała się nawet słowem, z uporem milcząc i w duchu odliczając kolejne sekundy.

– Więc… – Amelie westchnęła. Wysiliła się na blady uśmiech. – Zadajesz pytania. O Rufusa. To dla mnie… dość niecodzienne.

– Pod jakim względem? – mruknęła, mimowolnie się spinając.

– Takim, że nigdy wcześniej tego nie robiłaś – wyjaśniła i zabrzmiała tak, jakby faktycznie miała na myśli wyłącznie to. Claudia z jakiegoś powodu nie potrafiła w to uwierzyć. – Wybacz. Wciąż mam przed oczami wystraszoną dziewczynkę, której podarowałam nieśmiertelność. Ilekroć się widziałyśmy, robiłaś wszystko, byleby nie wypytywać o rodzinę. Sądziłam, że nie chcesz go widzieć.

– Bo nie chciałam. W zasadzie…

Co miała jej powiedzieć? Przez długi czas myśli zaprzątała tylko jednym: tym, żeby trzymać się z daleka od Charona. Oddała wszystko, łącznie z mocą i… Cóż, samą sobą. A może to raczej on odebrał jej wszelakie perspektywy, spychając do miejsca, w której nie miała już innego wyboru, jak tylko zacząć uciekać. Dlaczego miałaby myśleć o rodzinie, skoro i tak nie miała jak jej zbudować? Nie potrafiła nawet należycie zająć się Dimitrem, mimo że przecież była mu winna chociaż tyle, gdy podarowała mu nieśmiertelność. Jak mogłaby, skoro…?

Skrzywiła się, czując nieprzyjemny ucisk w piersi. Wcześniej łatwiej znajdowała usprawiedliwienia na kolejne decyzje, nieważne jak niewłaściwe. W którymś momencie to zniknęło, pozostawiając wyłącznie gorycz i palące poczucie winy.

– Pytam teraz – powiedziała w końcu, próbując wziąć się w garść. Była aż nazbyt świadoma badawczego spojrzenia Amelie. – Skoro zdecydowałaś się ze mną znaczyć, nie dam się zbyć. Ja… Coś ci obiecałam, ale to działa w obie strony.

Czy w ogóle miała prawo wymagać? Pewnie nie, ale nad tym również wolała się nie rozwodzić. Amelie i tak ją zostawiła, mimo że ustalenia były inne. Kwestia długu, który miała wobec stwórczyni, pozostawała dyskusyjna, a przynajmniej Claudia pragnęła w to wierzyć.

– Oczywiście – usłyszała. Zamrugała, co najmniej zaskoczona taką reakcją. – Jestem szczęśliwa widząc się w takim stanie, kwiatuszku.

Gwałtownie zaczerpnęła powietrza. Cofnęła się o krok, przez moment czując trochę tak, jakby ktoś ją uderzył. Choć w głosie wampirzycy pobrzmiewała wyłącznie czułość, pieszczotliwe „kwiatuszku” niezmiennie przyprawiało Claudię o dreszcze.

To również mi odebrał…

Bezwiednie zacisnęła dłonie w pięści.

– A co takiego widzisz? – szepnęła, uciekając wzrokiem gdzieś w bok.

Chciała zmienić temat, mimo że czuła, iż nie zdoła zwieść Amelie. Cokolwiek widziała ta kobieta, najwyraźniej wyciągała dokładnie te wnioski, których potrzebowała. Tyle wystarczyło, by Claudia przypomniała sobie, dlaczego od zawsze miała względem niej aż tyle szacunku. A może po prostu się bała, choć wampirzyca nigdy nie zrobiła niczego, co sugerowałoby otwartą wrogość.

Ale mogłaby, przypomniał usłużnie rozsądek Claudii. Co prawda pierwotna zwykle działała z rozmysłem, ale…

– Widzę kogoś, kto powoli przypomina sobie, co oznacza człowieczeństwo – oznajmiła spokojnie Amelie. – Jest mi tylko przykro, że w takich okolicznościach. Żałuję, że nie mogłam doprowadzić do tego już wieki temu.

Nie tego się spodziewała. Otworzyła i zaraz zamknęła usta, niezdolna wykrztusić z siebie chociaż słowa. Rozszerzonymi oczyma spojrzała na stojącą przed nią kobietę, próbując zrozumieć, co ta tak naprawdę jej sugerowała. Prawda była taka, że jakaś cząstka Claudii pragnęła się na nią złościć – obwiniać o wszystko, zwłaszcza że to przez dług względem Amelie ściągnęła na siebie niebezpieczeństwo. Gdyby nie ta nieszczęsna prośba, która sprowadziła ją do Miasta Nocy…

Claudia spuściła wzrok. Mogła uciekać i wmawiać sobie wszystko, co tylko chciała, ale to nie zmieniało najważniejszego: gdyby nie stwórczyni, od dawna byłaby martwa. Albo gorzej, uświadomiła sobie. Gdyby Charon odnalazł ją jeszcze za ludzkiego życia, nawet wieki ciągłej ucieczki okazałyby się niczym. Jakoś nie wątpiła, że dopiero wtedy zagwarantowałby jej prawdziwe piekło. Opieka Amelie okazała się jedną z najlepszych rzeczy, które spotkały Claudię, nawet jeśli nawet ta kobieta nie potrafiła zagwarantować pełnej ochrony przed Charonem.

Wyczuła ruch, a chwilę później na policzkach poczuła muśnięcie dłoni. Chcąc nie chcąc poddała się dotykowi stwórczyni, zmuszając się do spojrzenia wampirzycy w oczy. Zawahała się, wciąż pełna obaw, które dodatkowo nasiliły się, kiedy zajrzała w rubinowe tęczówki. Wyraz twarzy Amelie pozostawał nieodgadniony, ale mimo wszystko…

– Poprosiłaś mnie o spotkanie i z tego również się cieszę. Mimo wszystko czuję się tak bardzo winna, choć kiedy patrzę na ciebie… – Urwała. Cokolwiek miała do powiedzenia, ograniczyła się do potrząśnięcia głową. – Nieważne. Co chciałabyś wiedzieć? Nie zamierzam cię zwodzić – zapewniła, w pośpiechu się wycofując.

Claudia nie zareagowała od razu, wciąż oszołomiona. Na policzkach wciąż czuła dotyk Amelie, mimo że kobieta zdążyła zabrać ręce. Myślami mimowolnie uciekła całe wieki wstecz, choć wspomnienia z ludzkiego życia zdążyły się zamazać i wyblaknąć. Mimo wszystko wciąż pamiętała dotyk lodowatych palców, muskających jej policzki i włosy; kojące ramiona, które przez jakiś czas skutecznie zastępowały matczyne, nawet jeśli nigdy nie przynosiły ukojenia.

W pośpiechu odcięła się od tych myśli. Już i tak pozwoliła sobie na zdecydowanie zbyt wiele i to w tak krótkim czasie. Wciąż miała wrażenie, jakby staranna bariera, którą tyle czasu budowała wokół swoje umysłu, próbując uwięzić tam wszystkie niechciane wspomnienia i wymykające się spod kontroli emocje, nagle osłabła i bezlitośnie się kruszyła. I choć początkowo Claudia z uporem próbowała ratować resztki tego, co stanowiło względnie bezpieczną strefę, to już dawno przestało mieć znaczenie.

Zabrnęła zbyt dlatego, by dalej udawać, że na niczym jej nie zależało.

– Mój… mój brat – wymamrotała. Odchrząknęła, skrzyżowała ramiona na piersi i spróbowała raz jeszcze, tym razem bardziej pewnie: – Znaczy Rufus. Chcę informacji na jego temat – oznajmiła wprost.

– Ach… I pytasz akurat mnie? – Amelie nie kryła zaskoczenia.

Claudia powstrzymała grymas.

Chyba rozumiem, czemu tak zirytował się odpowiadaniem pytaniem na pytanie…

– Zapytał mnie o ciebie. Wie, że jesteśmy jakoś powiązane – wyjaśniła pospiesznie. – Skoro tak, musisz go znać. Jestem po prostu ciekawa, więc…

To była dość naciągana teoria, ale na dobry początek musiała wystarczyć. Przynajmniej na razie Claudia nie chciała rozwodzić się bardziej, niż było to potrzebne. Nie sądziła, żeby przyznawanie się do całkowitego braku planu, było rozsądnym posunięciem.

W milczeniu obserwowała Amelie, jednak ta zdążyła otrząsnąć się na tyle, by zachować obojętność. Jedynie skinęła głową, w zamyśleniu przyjmując słowa podopiecznej.

– Jakoś nie wątpię, że chętnie by ze mną porozmawiał. Rufus ma powody, żeby się mną interesować – przyznała, ostrożnie dobierając słowa. – Nie jestem nawet zaskoczona, zwłaszcza po mojej współpracy z Gabrielem. Podejrzewam, że powinnam się z nimi zobaczyć, ale to musi jeszcze chwilę zaczekać. Chociaż dzięki tobie… – Znów urwała, ku rosnącej irytacji Claudii. – Wracając do twojego pytania, to w istocie zdążyłam poznać Rufusa. Nie zrozum mnie źle, bo nigdy nie byliśmy blisko. Kiedy jeszcze służył królowej, to z nią rozmawiał dużo częściej.

– Chwila… – Claudia uniosła brwi. – Służył królowej.

Na ustach Amelie pojawił się cierpki uśmiech.

– W przypadku Rufusa to dość naciągane określenie. Powiedziałabym raczej, że zwykle robi to, co uważa za wartościowe albo ciekawe dla niego – wyjaśniła usłużnie. – Jest inteligentny. To jedno mogę ci potwierdzić.

– Tak… Geniusz?

– Tak jak i ty. Oboje okazaliście się wyjątkowo pojętni. – Amelie z uwagą zmierzyła ją wzrokiem. – Chociaż mnie przypadła opieka nad przerażoną dziewczynką z olbrzymim potencjałem. A teraz stoi przede mną silna kobieta, która z powodzeniem mogłaby dorównać swojej matce.

– Do rzeczy – wycedziła przez zaciśnięte zęby.

Nie mogła tego słuchać. Nie umiała. Wcale nie czuła się ani potężna, ani tym bardziej wyjątkowo uzdolniona. W zasadzie podejrzewała, że gdyby mogła porozmawiać z Lily Anne, ta prędzej zapadłaby się pod ziemię ze wstydu, niż faktycznie przyznała, że córka mogłaby jej dorównać.

Mama nigdy nie wyrzekałby się magii, to po pierwsze, pomyślała ponuro. Nie ma znaczenia, że tak naprawdę nie miałam wyboru…

– Rufus zwrócił się w zupełnie innym kierunku, choć śmiem twierdzić, że moglibyście się porozumieć. W kwestiach naukowych, oczywiście. Pod warunkiem, że znów nie rzucicie się sobie do gardeł.

– To on rzucił mi się do gardła – poprawiła odruchowo.

Tym razem Amelie puściła jej słowa mimo uszu.

– Część z tego, co zrobił na życzenie Isobel, wszyscy odczuwamy do dziś. W zasadzie pewne rzeczy wciąż się dzieją. Mam tu chociażby na myśli nowe wampiry – podjęła, kolejny raz wzbudzając w Claudii wątpliwości. A co to niby miało znaczyć…? – Więc tak, można określić to mianem geniuszu.

– Jak i jego córkę. W zasadzie tego się boję. Nie wspominałam o magii, bo w zasadzie nie wiem jak. Jeśli zamierza reagować jak ona…

– Och, ależ próbuj – oznajmiła bez wahania Amelie. – Kiedyś naukę postrzegano w zupełnie inny sposób. Pamiętasz nasze lekcje, Claudio?

Potrzebowała chwili, żeby uświadomić sobie, do czego dążyła jej stwórczyni. Kiedy to do niej dotarło, znów poczuła ciepło – tylko przez chwilę, ale jednak. Dobre wspomnienia wciąż gdzieś tam były, nawet jeśli wracała do nich zdecydowanie zbyt rzadko.

A potem pomyślała o sposobie, w jaki podeszła do Claire, próbując wytłumaczyć dziewczynie działanie magii na przykładzie fizyki i przesuwających się cząsteczek. Mogły patrzeć na świat inaczej, ale ostatecznie doszły do porozumienia. W istocie, całe wieki temu podział między magią a nauką nie był aż tak wyrazisty. W zasadzie dużo łatwiej potrafiła wskazać podobieństwa wtedy, nim ludzie uparli się wprowadzić sztywne zasady i zaczęli być krótkowzroczni.

Krótko spojrzała na Amelie, po czym skinęła głową. Być może w tym wypadku faktycznie wystarczyła bezpośredniość. Ewentualnie zawsze mogła pokusić się o ponowne przetrącenie bratu karku.

– Świetnie. W takim razie teraz pomówmy o czymś innym…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa