Nie od razu zorientowała
się, że jednak ktoś jej towarzyszy. Początkowo była niemal pewna, że
została sama, choć nie potrafiła stwierdzić czy to dobrze, czy może
wręcz przeciwnie. Niczego już nie wiedziała, w gruncie rzeczy
spodziewając się po telepatach wszystkiego, co najgorsze.
Dopiero po krótkiej
chwili zorientowała się, że ma do czynienia z Rufusem. I, cholera, to niczego
nie ułatwiło.
– Jednak będziemy
rozmawiać? – zapytała cicho, na moment przystając, by dać mu szanse
na zrównanie z nią kroku.
Skrzyżowała
ramiona na piersi. Powstrzymała się od przywołania tarczy, mimo
że wciąż nie czuła się przy wampirze pewnie. Z drugiej strony
zdawała sobie sprawę, że nie miała do czynienia z telepatą. Gdyby
sprawy wyjątkowo się skomplikowały, to nie ona musiałaby się wysilać,
by zdołać się obronić.
Przynajmniej
nie próbował udawać, że wcale za nią nie podąża. Chociaż nie od razu
dostrzegła go w półmroku, nic nie wskazywało na to, żeby celowo się
przed nią ukrywał.
– Chyba
sama to zaproponowałaś, zanim poszłaś załatwiać prywatne sprawy – zauważył
przytomnie.
Z wolna
skinęła głową. Spojrzała na swojego towarzysza z powątpiewaniem,
próbując ocenić, jakie tak naprawdę były jego intencje. Wciąż wydawał się
porażająco wręcz obojętny i chłodny, jakby było mu wszystko jedno, czy faktycznie
zamierzała z nim porozmawiać. Claudia nie była pewna, czy powinna się
z takiego stanu rzeczy cieszyć, ale przynajmniej na razie nie planowała
narzekać. Wszystko wydawało się lepsze niż kolejnej niepotrzebnej sceny.
Mimo
wszystko nie odezwała się od razu, niespiesznie zmierzając w głąb
zaciemnionej uliczki. Nie żeby w ogóle wiedziała, co mu powiedzieć. Podświadomie
czekała na pytania, ale również jemu najwyraźniej się nie spieszyło.
Skoro tak…
– Layla cię
namówiła, żebyś tutaj przyszła?
Uniosła
brwi. Spodziewała się wielu rzeczy, ale na pewno nie tego.
Ta bezpośredniość ją zaskoczyła, na moment wytrącając z rytmu.
– Skąd taki pomysł?
– mruknęła, spoglądając na niego kątem oka. Zauważyła, że się skrzywił.
– Nie odpowiadaj
pytaniem na pytanie – obruszył się.
– Nie przywykłam
do tego, żeby ktoś dyktował mi warunki. – Wzruszyła ramionami. – Zwykle robię
rzeczy, które sama sobie postanowię. No i chyba dość jasno mówiłam o intuicji,
więc…
– Intuicji!
– powtórzył, bezceremonialnie wchodząc jej w słowo. – To jest
twoje wytłumaczenie?
Claudia
powstrzymała się od warknięcia. Och, więc kiedy odpowiadała
niezgodnie z tym, co mu pasowało, zaczynał się irytować, ale przerywanie
jej było w porządku?
– Na to,
że tutaj jestem? – zapytała, nie mogąc się powstrzymać. – Jak
najbardziej. Na kilka dodatkowych kwestii również, chociaż jeśli w końcu
usłyszę sensowne pytanie, będę bardziej konkretna.
Podejrzewała,
że gdyby wzrok zabijał, doznałaby samozapłonu. Nie chciała być złośliwa, a tym
bardziej prowadzić rozmowy w ten sposób, ale samą ją prowokował. To,
że najwyraźniej zaczynała go drażnić, było niczym dodatkowa zachęta. Fakt, że
coś w pobrzmiewającej w tonie Rufusa pretensji, skojarzyło jej się
z początkowym wyparciem ze strony Claire, tym bardziej. Nie miała cierpliwości
do ponownego przekonywania kogoś, kto upierał się na sceptyczne
podejście.
Przyspieszyła
kroku, narzucając bardziej stanowcze tempo. Nie żeby gdziekolwiek się
spieszyła, ale on nie musiał o tym wiedzieć. Jakkolwiek by jednak
nie było, Claudia nade wszystko pragnęła zachować kontrolę nad sytuacją.
Na pewno nie zamierzała dać przyprzeć się do muru i znosić
przesłuchanie tak, jakby przychodząc tu była komukolwiek coś winna. Może i mieli
wspólny cel, ale nic ponadto – nie na tyle, by mogła
schować dumę do kieszeni i przed kimkolwiek się płaszczyć.
– Na razie
nie odpowiedziałaś mi na żadne – usłyszała po dłuższej chwili.
Miała wrażenie, że powrót do obojętności przyszedł mi z trudem. – Layla…
– Nie miała
na mnie wpływu. Nie na to.
Skinął
głowa, bez zbędnych komentarzy przyjmując taką odpowiedź. Mogła tylko zgadywać,
do jakich doszedł wniosków, chociaż ani trochę jej się to nie podobało.
Mimo wszystko również zamilkła, w duchu odliczając kolejne sekundy. Jeśli
szedł za nią tylko po to, żeby dopytać się o żonę…
– Niech ci będzie
– zgodził się niechętnie. – Mogłem się tego po niej spodziewać.
Obie z Claire tak nieumiejętnie próbowały nakłonić mnie do rozmowy
na twój temat, że aż dziwne, że żadna nie przyprowadziła cię do domu.
Parsknęła,
nie kryjąc zaskoczenia. Z jakiegoś powodu poczuła w piersi
ciepło – tylko przez moment, ale jednak. Uczucie było dziwne, pod każdym względem nienaturalne,
chociaż przyjemne. Nie pamiętała już, co oznaczało, a tym bardziej
nie miała czasu, żeby się nad tym zastanawiać, ale…
Och, te
dwie były niesamowite. Wyjątkowo litościwe albo głupie, choć jedno
drugiego nie wykluczało.
Nie
zasłużyłam.
Natychmiast
odrzuciła od siebie tę myśl. Starając się zachować neutralny wyraz
twarzy, uciekła wzrokiem gdzieś w bok, wbijając wzrok w bliżej
nieokreślony punkt przed sobą.
–
Najwyraźniej skutecznie, skoro rozmawiamy.
– Nie żebym
miał jakiś wybór. Najpewniej wiesz o rzeczach, które nas dotyczą. Poza tym
jesteś zdesperowana, więc…
– Też masz
zamiar potraktować mnie jak Isabeau? – warknęła, nie mogąc się powstrzymać.
Przystanęła,
by móc spojrzeć mu w oczy. Zniósł to w spokoju,
najwyraźniej przyzwyczajony to gwałtownych reakcji na część tego, co
mówił. Mogła to sobie wyobrazić. Co prawda nie miała okazji poznać
Rufusa jakoś szczególnie, ale słyszała dość, żeby zorientować się, że
zwykle nie należał do osób, które darzyło się sympatią. Teraz
dodatkowo utwierdziła się w przekonaniu, że był praktyczny. Och, no
i najpewniej wiedział, co oznaczało przeżycie – tak jak i ona.
Nic ich nie łączyło.
Podejrzewała, że z równą lekkością traktowali więzi rodzinne, przynajmniej
do pewnego stopnia. Tym bardziej mogła sobie wyobrazić, że bez mrugnięcia
oddałby ją Charonowi, gdyby to zagwarantowało mu zapewnienie córce
bezpieczeństwa. Co więcej, Claudia naprawdę potrafiła to zrozumieć.
Czuła, że
Rufus ją obserwuje. W żaden sposób nie zareagował na zarzut, ale
to nie miało znaczenia. Liczyło się, że pozostał spokojny, nagle
odzyskując wcześniejszą pewność siebie i obojętność.
– Charon –
przypomniał. Powstrzymała się od wzdrygnięcia. – Skupmy się na priorytetach.
Czego on chce?
–
Powiedziałam już. – Potrząsnęła głową. – Mnie. Nas.
– Czemu?
Zacisnęła
usta. Mogła spodziewać się tego pytania, ale i tak skrzywiła
się, kiedy w końcu padło. Kiedy do tego wszystkiego Rufus nagle
zmaterializował się przed nią, zmuszając do tego, żeby w końcu się
zatrzymała, poczuła się niemal jak w potrzasku. Instynktownie cofnęła się
o krok, rzucając mu wrogie, pełne rezerwy spojrzenie.
– Nie wiem
– westchnęła, spuszczając wzrok. – Ale poluje na mnie odkąd pamiętam.
Ja…
– Co
znaczy, że nie wiesz? – zniecierpliwił się. – Pragnie zemsty? Czegoś
innego? Nie wmówisz mi, że przez tyle czasu się nie dowiedziałaś,
bo w to nie uwierzę.
Tym razem wyraźnie
wyczuła pobrzmiewającą w jego głosie groźbę. Zacisnęła zęby, przez moment
bliska tego, żeby na niego warknąć. Cofnęła się kolejny krok, choć zyskała
jedynie tyle, że nagle znalazła się pod ścianą. Oparła się o nią
plecami, pośpiesznie prostując, by przynajmniej próbować sprawiać wrażenie
kogoś, kto wciąż panuje nad sytuacją.
– Żyjesz
niewiele krócej ode mnie – zauważyła przytomnie. Odetchnęła, zmuszając się
do zachowania spokojnego tonu głosu. – Świat, w którym oboje się
wychowaliśmy, nie różnił się aż tak bardzo. Skoro tak, wiesz
jakie historie krążą o Charonie. Nie sądzę, żeby potrzebował powodu.
– Nie opowiadaj
mi bajek. Zwłaszcza że nie uwierzę w nie zwłaszcza z powodów,
które wymieniłaś – obruszył się, gniewnie mrużąc oczy. – Sama zaproponowałaś
pomoc. Jak na razie nie powiedziałaś niczego, co by było chociaż
trochę satysfakcjonujące, więc…
– Mam ci opowiadać
łzawe historyjki sprzed kilku stuleci?
Zmierzył ją
wzrokiem tak przenikliwym, że aż poczuła się nieswojo. Tak, jakby
była jakimś wyjątkowo interesującym obiektem naukowym, co do którego nadal
miał wątpliwości. Zwłaszcza w zestawieniu z tym, co wiedziała na jego temat,
takie porównanie okazało się co najmniej niepokojące.
Ale w końcu się
wycofał – tylko nieznacznie, jednak wystarczyło, by w końcu
zdołała swobodniej odetchnąć.
– Próbuj –
zasugerował, krzyżując ramiona na piersi. – O ile wyrobisz się przed
wschodem słońca.
Poczuła się
trochę tak, jakby ją uderzył. W zasadzie sama nie miała pewności,
czego się po nim spodziewać, ale…
Och, ale czy
to miało znaczenie? Potrzebował odpowiedzi. Tyle mogła dla niego zrobić,
zwłaszcza że już podjęła decyzję. Nie musieli się porozumiewać
bardziej niż to konieczne, niezależnie od okoliczności.
– Jak sobie
chcesz – rzuciła chłodno. Pragnęła zabrzmieć równie obojętnie, co i on
przez cały ten czas. – Trafiłam do Charona, kiedy miałam piętnaście
lat. Za sprawą mojego ojczyma, ale to teraz nieistotne. Liczy się, że
przez ponad dwa lata ja… Cóż. – Potrząsnęła głową. – Wierzę, że jestem jedyną
osobą, która od niego uciekła. Od tego czasu za mną podąża. Tak przynajmniej
myślałam do czasu spotkania twojej córki. Kiedy dotarł do Claire…
– Nie jesteście
podobne. Nie sądzę, żeby miała pojęcie kim jesteś, przynajmniej we
Florencji – stwierdził, bynajmniej nie sprawiając wrażenia szczególnie
poruszonego jej słowami.
– Co z tego?
Chciał w
ten sposób coś udowodnić? Słodka bogini, nie szukała ani zrozumienia,
ani nie zamierzała bawić się w cudownie odnalezioną starszą siostrę.
Dlaczego w takim razie brzmiał tak, jakby próbowała mu coś insynuować
albo…?
Rufus
westchnął, wyraźnie sfrustrowany.
– To, że
was pomylił. Wyczuł w Claire coś takiego… – wyjaśnił, a Claudia
zamarła. Znów była gotowa przysiąc, że niewiele brakowało, żeby jej od dawna
martwe serce jednak zaczęło bić. – Po pierwsze, twoje zdolności. Jeśli
trafiłaś do niego jako człowiek… Cóż, jestem w stanie sobie to wyobrazić.
– Doprawdy?
– zadrwiła, jednak puścił jej słowa mimo uszu.
– Dary
zwykle są eskalacją dominującej cechy jeszcze za czasów ludzkiego życia.
Jeśli zależało ci na przetrwaniu… – Zawahał się. Wydawał się mówić
bardziej do siebie, niż faktycznie zwracać się do niej. – Co w takim
razie doprowadziło go do Claire?
Wiedziała,
jak brzmiała odpowiedź. Oczywiście, że tak, a jednak z uporem
milczała, niemalże wtulona w ścianę. W ciszy czekała na dalszy
ciąg jego wypowiedzi, równie podekscytowana, co i zmartwiona. Skoro
był taki inteligentny, jak wiele mógł zrozumieć? Ile wywnioskować na podstawie
wszystkiego, co wiedział? Choć rozsądek podpowiadał jej, że powinna wprost
wszystko wytłumaczyć – w końcu właśnie to zaoferowała, decydując się
ujawnić – nie mogła powstrzymać się przed sprawdzeniem, ile prawdy
było we wszystkich plotkach o geniuszu Prime’a.
Zabawne,
ale wciąż miała wrażenie, że tkwili na dwóch różnych krańcach. W pamięci
wciąż miała miotająca się, przerażoną perspektywą przyjęcia do wiadomości
istnienia magii Claire. Czego w takim razie mogła spodziewać się po
jej ojcu? Miała ochotę go sprawdzić; zasugerować coś, co przerosło
zakochaną w nauce dziewczynę, choć zdaniem Claudii magia i nauka jak
najbardziej szły ze sobą w parze. Jak długo nie spoglądało się
na świat w ograniczony, właściwy dla współczesnego świata sposób…
Kiedyś świat
był inny. Pod wieloma względami prostszy, choć na wiele zjawisk ludzie
wciąż nie mieli nazwy. Czasami naprawdę za tym tęskniła.
– Powiedz
mi coś. – Ciemne oczy Rufusa na powrót spoczęły na niej. – Ty i Amelie…
Zesztywniała.
Czyżby…?
Zmusiła się
do tego, żeby zachować spokój. Prawie natychmiast odzyskała rezon, wyprostowała się
i spojrzała na brata w bardziej zdecydowany sposób. Zupełnie
jakby temat, który nagle zaczął, nie robił na niej wrażenia.
– To moja
stwórczyni, wobec której miałam… mam – poprawiła się niechętnie – dług.
Dokładnie tak, jak już powiedziałam.
– Och, tak.
Amelie ma w zwyczaju pojawiać się tam, gdzie najmniej się jej spodziewasz.
– Miała wrażenie, że niewiele brakowało, żeby Rufus się uśmiechnął. – Ona
cię uratowała?
Nie od razu
zdecydowała mu się odpowiedzieć. Zamknęła oczy, bezskutecznie próbując
powstrzymać natłok niechcianych myśli. Chociaż pytanie wampira zabrzmiało
niewinnie, przywoływało wspomnienia, do których wcale nie chciała
wracać.
Czy Amelie
ją uratowała? Bez wątpienia. Claudia nie wątpiła, że gdyby nie ta kobieta,
już dawno byłaby martwa. Wampiryzm i dar, który dzięki niemu zyskała,
pozwoliły jej przetrwać, niejako warunkując trwającą całe wieki,
nieskończoną ucieczkę. W którymś momencie zatraciła się w niej
tak bardzo, że nie liczyło się już nic innego. W zasadzie
wciąż miała wrażenie, że śni – że trwa w koszmarze, do którego jakimś
cudem przywykła, tak jak i do myśli, że nigdy się nie obudzi.
Biorąc pod uwagę to, gdzie wylądowała teraz…
Czy
Amelie oby na pewno mnie uratowała?
I wtedy
dotarło do niej, że to wcale nie było takie proste. Och, w zasadzie
miała wrażenie, że przemiana jedynie wszystko skomplikowała. Śmierć pod wieloma
względami byłaby prostsza, mniej straszna. Wtedy to byłby koniec. Gdyby
umarła, Charon nie miałby za kim podążać. Jakie zresztą miało
znaczenie to, że przetrwała wieki, skoro już od dawna nie potrafiła
określić egzystencji choćby namiastką życia? Wszystko zlewało się w całość,
podsuwając Claudii cały kalejdoskop obrazów, obejmujących każdą kolejną
tożsamość – niczym zbiór różnych żyć, z których żadne nie należało do niej.
W tym
wszystkim było jedno wspomnienie, które pielęgnowała w sobie, choć nie wracała
do niego od bardzo dawna. Pamiętała chłód i znajome przerażenie.
To i ciemność o wiele głębszą niż ta, której mogłaby spodziewać się
w zamknięciu. Mniej naturalną, o wiele bardziej niepokojącą. Coś było
nie tak z nią, jej ciałem, a może oczami – nie pamiętała
już, co tak naprawdę zaszło tamtego dnia. A może po prostu nie chciała
tego pamiętać.
Ale po dłuższej
chwili zdołała przywołać do siebie głos. Zaledwie jego echo, zatarte
równie mocno, co i wspomnienie, jednak to nie miało znaczenia. Liczyło
się, że ktoś zapewniał ją, że nie musi się bać. Że wszystko będzie w porządku,
jeśli tylko mu zaufa.
Pamiętała,
że ktoś chwycił ją za rękę. Że poprowadził w ciemność, nie puszczając
ani na moment, póki nie wydostała się z więzienia.
Nie potrafiła
stwierdzić, czy jej tajemniczy wybawca towarzyszył jej później, gdy już
biegła przed siebie, próbując znaleźć się jak najdalej od domu
Charona. Szła, raz po raz potykając się i modląc… tak gorączkowo
modląc, kiedy…
Aż do momentu,
w którym znalazła ją Amelie.
Claudia
skrzywiła się. Przez chwilę miała ochotę zakryć uszy dłońmi, mocniej zacisnąć
powieki i zacząć coś nucić, byleby pozbyć się niespójnych myśli. Te
wspomnienia były prawdziwe, czy może jednak coś sobie wyobraziła? Nie miała
pojęcia. Przemiana sprawiła, że wszystkie ludzkie doświadczenia zblakły, choć zdecydowanie
nie na tyle, na ile mogłaby sobie życzyć. Pewne rzeczy wyryły się
w jej pamięci zbyt wyraźnie, niezależnie od wszystkiego, czego
pragnęła sama Claudia. Zupełnie jakby Charon wypalił pewne rzeczy nie tyle
w umyśle, co bezpośrednio w duszy.
– Hej, słuchasz
mnie?
Wzdrygnęła się,
zaskoczona ostrzejszą nutą, która wkradła się do głosu Rufusa. Co
prawda nie podniósł tonu, ale i tak spojrzała na niego w roztargnieniu,
co najmniej jakby próbował na nią naskoczyć. Z opóźnieniem uświadomiła
sobie, że dłuższą chwilę stała przed nim w bezruchu, zaciskając powieki i bynajmniej
nie paląc się z tym, żeby odpowiedzieć na jego pytanie.
Amelie. Rozmawiali
o Amelie, ale…
– Amelie
znalazła mnie później – odparła wymijająco. Zupełnie jakby nic szczególnego nie miało
miejsca, a ona wcale nie zwlekała z wyjaśnieniami. – Uciekłam,
bo miałam szczęście. – Uśmiechnęła się gorzko, w całkowicie
pozbawiony rozbawienia sposób. O, tak… Na pewno. – Zajęła się mną,
póki nie doszłam do siebie. I podarowała nieśmiertelność.
To była
mocno naciągana teoria, ale nad tym zdecydowała się nie rozwodzić.
Przecież dobrze wiedziała, że dla niego i tak nie miało znaczenia to,
w jaki sposób radziła sobie z przeszłością. Rufus potrzebował suchych
faktów.
– Gdzie ona
jest? – drążył, coraz bardziej zniecierpliwiony. – Wiem, że była w Seattle.
Widziałaś się z nią?
– Może.
Tym razem
okazał się zbyt niecierpliwy, by zadowolić się takim
wyjaśnieniem. Claudia i tak była pod wrażeniem, że wytrzymał aż tyle
czasu, zwłaszcza po wcześniejszym wybuchu Isabeau. Na swój sposób
nawet pozwoliła się zaskoczyć, nie od razu reagując na to,
że bezceremonialnie skoczył ku niej, zaciskając palce na jej szyi, chociaż
musiał zdawać sobie sprawę z tego, że w ten sposób nie zdoła
skrzywdzić wampira. Nie z rodzaju tych, które reprezentowała.
Niemalże z wyższością
spojrzała mu w oczy. Nawet się nie skrzywiła, zupełnie jakby to,
że właśnie próbował zmiażdżyć jej krtań, nie robiło na niej
wrażenia. Och, poniekąd tak właśnie było.
Nie ma
to jak rodzinne spotkania, zadrwiła w duchu. Z jakiegoś powodu
naprawdę ją to bawiło… A może w grę wchodził przede wszystkim
śmiech przez łzy.
– Puść mnie
– poprosiła niemal uprzejmym tonem. – Nie dam się skrzywdzić. To też
już powiedziałam.
– Więc zacznij
odpowiadać na pytania.
Nic nie wskazywało
na to, żeby zamierzał się wycofać. Mimo wszystko wciąż wydawał się
spokojny, bez cienia frustracji, którą wyczuła w Isabeau. Spoglądał
na nią w ten dziwny, niezwykle bystry sposób. Miała wrażenie, że badał
wzrokiem jej twarz, zupełnie jakby chciał wyczytać z niej coś, czego
nie miał szans doszukać się w wyjaśnieniach, której do tej
pory mu wyjaśniła.
Claudia
stała spokojnie, mimo że z łatwością mogła mu się wyrwać. Prawda była
taka, że pozostawał jedną z ostatnich osób, które miałyby szansę ją
skrzywdzić. Może jeszcze jakiś czas temu, nim ponownie zwróciła się ku
magii, ale nie teraz. Z niejaką ulgą przyjęła tę pewność siebie, mając
wrażenie, że nie doświadczyła jej od bardzo dawna. Przez moment
poczuła ulgę porównywalna do tej, której doświadczyła, kiedy pierwszy szok
po spotkaniu z Charonem minął, a do niej dotarło, że
właśnie zdołała mu się przeciwstawić – i że faktycznie to przeżyła.
Po czymś
takim spotkanie z Rufusem powinno wydawać się dziecinne proste, a jednak…
– Byłabym milsza,
gdybyś poprosił. Poza tym… – zaczęła, jednak nie miała okazji, żeby dokończyć.
– Rufus,
przestań!
Oboje
wyprostowali się niczym struna, prawie jak przyłapane na robieniu
czegoś złego dzieci. Co prawda uścisk na gardle Claudii nie zelżał,
ale wampir wyraźnie się rozproszył, pospiesznie oglądając przez
ramię. I bez tego oboje wyczuli zmierzająca w ich stronę, wyraźnie
wzburzoną Laylę. Jasne loki podskakiwały przy każdym jej kroku, kiedy w pośpiechu
ruszyła w ich stronę.
Claudia
usłyszała ciche przekleństwo, co jedynie utwierdziło ją w przekonaniu, że
pojawienie się żony ani trochę nie było Prime’owi na rękę.
Tyle że wciąż ją trzymał, być może nawet nie zdając sobie z tego
sprawy. Mimowolnie pomyślała, że taki stan rzeczy zaczynał ją męczyć.
– Mógłbyś w końcu…
– zaryzykowała, ale również tym razem nie miała szansy dopowiedzieć myśli.
– Jeszcze
nie skończyłem – oznajmił nieznoszącym sprzeciwu tonem.
– Ale ja tak.
Jego
spojrzenie na powrót powędrowało ku niej. Tym razem Claudia nie czekała,
żeby sprawdzić, w jaki sposób zareaguje na jej słowa – a zwłaszcza
pobrzmiewająca w nich groźbę. Zdążyła jeszcze zerknąć na Laylę i posłać
jej blady, niemalże przepraszający uśmiech.
Ograniczyła się
do niedbałego machnięcia ręką. Tyle wystarczyło, żeby uścisk na jej gardle
zelżał, a Rufus bezceremonialnie zwalił się na ziemię na ułamek
sekundy po tym, jak usłyszała satysfakcjonujący dźwięk łamanego karku.
Layla zatrzymała się tak gwałtownie, jakby napotkała na niewidzialną
ścianę, choć tym razem nie miało to żadnego związku z magicznymi
zdolnościami Claudii.
– No… – Z wahaniem
spojrzała na bratową, po czym bezradnie rozłożyła ręce. – Nie było
tak źle jak na pierwszy raz, nie?
– Nie było…
– powtórzyła z niedowierzaniem Lay. Ze świstem wypuściła powietrze. – Ty przecież…
O bogini.
Claudia
wzruszyła ramionami.
– Pozbiera się.
A
przynajmniej miała tak nadzieję. Tylko pod warunkiem, że jednak
nie umknęło jej coś istotnego w przypadku tych wampirów.
Odchrząknęła,
ale uścisk w gardle nie chciał zniknąć. Wciąż wpatrzona w Laylę,
z wolna obeszła ciało. Ręce jak gdyby nigdy nic splotła za plecami,
po czym wycofała się w głąb uliczki.
– Daj znać,
jak sytuacja się uspokoi. Będę pod telefonem.
A potem odwróciła się i jak gdyby nigdy nic popędziła w swoją stronę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz