17 marca 2022

Sto siedemdziesiąt pięć

Claudia

Nie od razu zorientowała się, że jednak ktoś jej towarzyszy. Początkowo była niemal pewna, że została sama, choć nie potrafiła stwierdzić czy to dobrze, czy może wręcz przeciwnie. Niczego już nie wiedziała, w gruncie rzeczy spodziewając się po telepatach wszystkiego, co najgorsze.

Dopiero po krótkiej chwili zorientowała się, że ma do czynienia z Rufusem. I, cholera, to niczego nie ułatwiło.

– Jednak będziemy rozmawiać? – zapytała cicho, na moment przystając, by dać mu szanse na zrównanie z nią kroku.

Skrzyżowała ramiona na piersi. Powstrzymała się od przywołania tarczy, mimo że wciąż nie czuła się przy wampirze pewnie. Z drugiej strony zdawała sobie sprawę, że nie miała do czynienia z telepatą. Gdyby sprawy wyjątkowo się skomplikowały, to nie ona musiałaby się wysilać, by zdołać się obronić.

Przynajmniej nie próbował udawać, że wcale za nią nie podąża. Chociaż nie od razu dostrzegła go w półmroku, nic nie wskazywało na to, żeby celowo się przed nią ukrywał.

– Chyba sama to zaproponowałaś, zanim poszłaś załatwiać prywatne sprawy – zauważył przytomnie.

Z wolna skinęła głową. Spojrzała na swojego towarzysza z powątpiewaniem, próbując ocenić, jakie tak naprawdę były jego intencje. Wciąż wydawał się porażająco wręcz obojętny i chłodny, jakby było mu wszystko jedno, czy faktycznie zamierzała z nim porozmawiać. Claudia nie była pewna, czy powinna się z takiego stanu rzeczy cieszyć, ale przynajmniej na razie nie planowała narzekać. Wszystko wydawało się lepsze niż kolejnej niepotrzebnej sceny.

Mimo wszystko nie odezwała się od razu, niespiesznie zmierzając w głąb zaciemnionej uliczki. Nie żeby w ogóle wiedziała, co mu powiedzieć. Podświadomie czekała na pytania, ale również jemu najwyraźniej się nie spieszyło. Skoro tak…

– Layla cię namówiła, żebyś tutaj przyszła?

Uniosła brwi. Spodziewała się wielu rzeczy, ale na pewno nie tego. Ta bezpośredniość ją zaskoczyła, na moment wytrącając z rytmu.

– Skąd taki pomysł? – mruknęła, spoglądając na niego kątem oka. Zauważyła, że się skrzywił.

– Nie odpowiadaj pytaniem na pytanie – obruszył się.

– Nie przywykłam do tego, żeby ktoś dyktował mi warunki. – Wzruszyła ramionami. – Zwykle robię rzeczy, które sama sobie postanowię. No i chyba dość jasno mówiłam o intuicji, więc…

– Intuicji! – powtórzył, bezceremonialnie wchodząc jej w słowo. – To jest twoje wytłumaczenie?

Claudia powstrzymała się od warknięcia. Och, więc kiedy odpowiadała niezgodnie z tym, co mu pasowało, zaczynał się irytować, ale przerywanie jej było w porządku?

– Na to, że tutaj jestem? – zapytała, nie mogąc się powstrzymać. – Jak najbardziej. Na kilka dodatkowych kwestii również, chociaż jeśli w końcu usłyszę sensowne pytanie, będę bardziej konkretna.

Podejrzewała, że gdyby wzrok zabijał, doznałaby samozapłonu. Nie chciała być złośliwa, a tym bardziej prowadzić rozmowy w ten sposób, ale samą ją prowokował. To, że najwyraźniej zaczynała go drażnić, było niczym dodatkowa zachęta. Fakt, że coś w pobrzmiewającej w tonie Rufusa pretensji, skojarzyło jej się z początkowym wyparciem ze strony Claire, tym bardziej. Nie miała cierpliwości do ponownego przekonywania kogoś, kto upierał się na sceptyczne podejście.

Przyspieszyła kroku, narzucając bardziej stanowcze tempo. Nie żeby gdziekolwiek się spieszyła, ale on nie musiał o tym wiedzieć. Jakkolwiek by jednak nie było, Claudia nade wszystko pragnęła zachować kontrolę nad sytuacją. Na pewno nie zamierzała dać przyprzeć się do muru i znosić przesłuchanie tak, jakby przychodząc tu była komukolwiek coś winna. Może i mieli wspólny cel, ale nic ponadto – nie na tyle, by mogła schować dumę do kieszeni i przed kimkolwiek się płaszczyć.

– Na razie nie odpowiedziałaś mi na żadne – usłyszała po dłuższej chwili. Miała wrażenie, że powrót do obojętności przyszedł mi z trudem. – Layla…

– Nie miała na mnie wpływu. Nie na to.

Skinął głowa, bez zbędnych komentarzy przyjmując taką odpowiedź. Mogła tylko zgadywać, do jakich doszedł wniosków, chociaż ani trochę jej się to nie podobało. Mimo wszystko również zamilkła, w duchu odliczając kolejne sekundy. Jeśli szedł za nią tylko po to, żeby dopytać się o żonę…

– Niech ci będzie – zgodził się niechętnie. – Mogłem się tego po niej spodziewać. Obie z Claire tak nieumiejętnie próbowały nakłonić mnie do rozmowy na twój temat, że aż dziwne, że żadna nie przyprowadziła cię do domu.

Parsknęła, nie kryjąc zaskoczenia. Z jakiegoś powodu poczuła w piersi ciepło – tylko przez moment, ale jednak. Uczucie było dziwne,          pod każdym względem nienaturalne, chociaż przyjemne. Nie pamiętała już, co oznaczało, a tym bardziej nie miała czasu, żeby się nad tym zastanawiać, ale…

Och, te dwie były niesamowite. Wyjątkowo litościwe albo głupie, choć jedno drugiego nie wykluczało.

Nie zasłużyłam.

Natychmiast odrzuciła od siebie tę myśl. Starając się zachować neutralny wyraz twarzy, uciekła wzrokiem gdzieś w bok, wbijając wzrok w bliżej nieokreślony punkt przed sobą.

– Najwyraźniej skutecznie, skoro rozmawiamy.

– Nie żebym miał jakiś wybór. Najpewniej wiesz o rzeczach, które nas dotyczą. Poza tym jesteś zdesperowana, więc…

– Też masz zamiar potraktować mnie jak Isabeau? – warknęła, nie mogąc się powstrzymać.

Przystanęła, by móc spojrzeć mu w oczy. Zniósł to w spokoju, najwyraźniej przyzwyczajony to gwałtownych reakcji na część tego, co mówił. Mogła to sobie wyobrazić. Co prawda nie miała okazji poznać Rufusa jakoś szczególnie, ale słyszała dość, żeby zorientować się, że zwykle nie należał do osób, które darzyło się sympatią. Teraz dodatkowo utwierdziła się w przekonaniu, że był praktyczny. Och, no i najpewniej wiedział, co oznaczało przeżycie – tak jak i ona.

Nic ich nie łączyło. Podejrzewała, że z równą lekkością traktowali więzi rodzinne, przynajmniej do pewnego stopnia. Tym bardziej mogła sobie wyobrazić, że bez mrugnięcia oddałby ją Charonowi, gdyby to zagwarantowało mu zapewnienie córce bezpieczeństwa. Co więcej, Claudia naprawdę potrafiła to zrozumieć.

Czuła, że Rufus ją obserwuje. W żaden sposób nie zareagował na zarzut, ale to nie miało znaczenia. Liczyło się, że pozostał spokojny, nagle odzyskując wcześniejszą pewność siebie i obojętność.

– Charon – przypomniał. Powstrzymała się od wzdrygnięcia. – Skupmy się na priorytetach. Czego on chce?

– Powiedziałam już. – Potrząsnęła głową. – Mnie. Nas.

– Czemu?

Zacisnęła usta. Mogła spodziewać się tego pytania, ale i tak skrzywiła się, kiedy w końcu padło. Kiedy do tego wszystkiego Rufus nagle zmaterializował się przed nią, zmuszając do tego, żeby w końcu się zatrzymała, poczuła się niemal jak w potrzasku. Instynktownie cofnęła się o krok, rzucając mu wrogie, pełne rezerwy spojrzenie.

– Nie wiem – westchnęła, spuszczając wzrok. – Ale poluje na mnie odkąd pamiętam. Ja…

– Co znaczy, że nie wiesz? – zniecierpliwił się. – Pragnie zemsty? Czegoś innego? Nie wmówisz mi, że przez tyle czasu się nie dowiedziałaś, bo w to nie uwierzę.

Tym razem wyraźnie wyczuła pobrzmiewającą w jego głosie groźbę. Zacisnęła zęby, przez moment bliska tego, żeby na niego warknąć. Cofnęła się kolejny krok, choć zyskała jedynie tyle, że nagle znalazła się pod ścianą. Oparła się o nią plecami, pośpiesznie prostując, by przynajmniej próbować sprawiać wrażenie kogoś, kto wciąż panuje nad sytuacją.

– Żyjesz niewiele krócej ode mnie – zauważyła przytomnie. Odetchnęła, zmuszając się do zachowania spokojnego tonu głosu. – Świat, w którym oboje się wychowaliśmy, nie różnił się aż tak bardzo. Skoro tak, wiesz jakie historie krążą o Charonie. Nie sądzę, żeby potrzebował powodu.

– Nie opowiadaj mi bajek. Zwłaszcza że nie uwierzę w nie zwłaszcza z powodów, które wymieniłaś – obruszył się, gniewnie mrużąc oczy. – Sama zaproponowałaś pomoc. Jak na razie nie powiedziałaś niczego, co by było chociaż trochę satysfakcjonujące, więc…

– Mam ci opowiadać łzawe historyjki sprzed kilku stuleci?

Zmierzył ją wzrokiem tak przenikliwym, że aż poczuła się nieswojo. Tak, jakby była jakimś wyjątkowo interesującym obiektem naukowym, co do którego nadal miał wątpliwości. Zwłaszcza w zestawieniu z tym, co wiedziała na jego temat, takie porównanie okazało się co najmniej niepokojące.

Ale w końcu się wycofał – tylko nieznacznie, jednak wystarczyło, by w końcu zdołała swobodniej odetchnąć.

– Próbuj – zasugerował, krzyżując ramiona na piersi. – O ile wyrobisz się przed wschodem słońca.

Poczuła się trochę tak, jakby ją uderzył. W zasadzie sama nie miała pewności, czego się po nim spodziewać, ale…

Och, ale czy to miało znaczenie? Potrzebował odpowiedzi. Tyle mogła dla niego zrobić, zwłaszcza że już podjęła decyzję. Nie musieli się porozumiewać bardziej niż to konieczne, niezależnie od okoliczności.

– Jak sobie chcesz – rzuciła chłodno. Pragnęła zabrzmieć równie obojętnie, co i on przez cały ten czas. – Trafiłam do Charona, kiedy miałam piętnaście lat. Za sprawą mojego ojczyma, ale to teraz nieistotne. Liczy się, że przez ponad dwa lata ja… Cóż. – Potrząsnęła głową. – Wierzę, że jestem jedyną osobą, która od niego uciekła. Od tego czasu za mną podąża. Tak przynajmniej myślałam do czasu spotkania twojej córki. Kiedy dotarł do Claire…

– Nie jesteście podobne. Nie sądzę, żeby miała pojęcie kim jesteś, przynajmniej we Florencji – stwierdził, bynajmniej nie sprawiając wrażenia szczególnie poruszonego jej słowami.

– Co z tego?

Chciał w ten sposób coś udowodnić? Słodka bogini, nie szukała ani zrozumienia, ani nie zamierzała bawić się w cudownie odnalezioną starszą siostrę. Dlaczego w takim razie brzmiał tak, jakby próbowała mu coś insynuować albo…?

Rufus westchnął, wyraźnie sfrustrowany.

– To, że was pomylił. Wyczuł w Claire coś takiego… – wyjaśnił, a Claudia zamarła. Znów była gotowa przysiąc, że niewiele brakowało, żeby jej od dawna martwe serce jednak zaczęło bić. – Po pierwsze, twoje zdolności. Jeśli trafiłaś do niego jako człowiek… Cóż, jestem w stanie sobie to wyobrazić.

– Doprawdy? – zadrwiła, jednak puścił jej słowa mimo uszu.

– Dary zwykle są eskalacją dominującej cechy jeszcze za czasów ludzkiego życia. Jeśli zależało ci na przetrwaniu… – Zawahał się. Wydawał się mówić bardziej do siebie, niż faktycznie zwracać się do niej. – Co w takim razie doprowadziło go do Claire?

Wiedziała, jak brzmiała odpowiedź. Oczywiście, że tak, a jednak z uporem milczała, niemalże wtulona w ścianę. W ciszy czekała na dalszy ciąg jego wypowiedzi, równie podekscytowana, co i zmartwiona. Skoro był taki inteligentny, jak wiele mógł zrozumieć? Ile wywnioskować na podstawie wszystkiego, co wiedział? Choć rozsądek podpowiadał jej, że powinna wprost wszystko wytłumaczyć – w końcu właśnie to zaoferowała, decydując się ujawnić – nie mogła powstrzymać się przed sprawdzeniem, ile prawdy było we wszystkich plotkach o geniuszu Prime’a.

Zabawne, ale wciąż miała wrażenie, że tkwili na dwóch różnych krańcach. W pamięci wciąż miała miotająca się, przerażoną perspektywą przyjęcia do wiadomości istnienia magii Claire. Czego w takim razie mogła spodziewać się po jej ojcu? Miała ochotę go sprawdzić; zasugerować coś, co przerosło zakochaną w nauce dziewczynę, choć zdaniem Claudii magia i nauka jak najbardziej szły ze sobą w parze. Jak długo nie spoglądało się na świat w ograniczony, właściwy dla współczesnego świata sposób…

Kiedyś świat był inny. Pod wieloma względami prostszy, choć na wiele zjawisk ludzie wciąż nie mieli nazwy. Czasami naprawdę za tym tęskniła.

– Powiedz mi coś. – Ciemne oczy Rufusa na powrót spoczęły na niej. – Ty i Amelie…

Zesztywniała. Czyżby…?

Zmusiła się do tego, żeby zachować spokój. Prawie natychmiast odzyskała rezon, wyprostowała się i spojrzała na brata w bardziej zdecydowany sposób. Zupełnie jakby temat, który nagle zaczął, nie robił na niej wrażenia.

– To moja stwórczyni, wobec której miałam… mam – poprawiła się niechętnie – dług. Dokładnie tak, jak już powiedziałam.

– Och, tak. Amelie ma w zwyczaju pojawiać się tam, gdzie najmniej się jej spodziewasz. – Miała wrażenie, że niewiele brakowało, żeby Rufus się uśmiechnął. – Ona cię uratowała?

Nie od razu zdecydowała mu się odpowiedzieć. Zamknęła oczy, bezskutecznie próbując powstrzymać natłok niechcianych myśli. Chociaż pytanie wampira zabrzmiało niewinnie, przywoływało wspomnienia, do których wcale nie chciała wracać.

Czy Amelie ją uratowała? Bez wątpienia. Claudia nie wątpiła, że gdyby nie ta kobieta, już dawno byłaby martwa. Wampiryzm i dar, który dzięki niemu zyskała, pozwoliły jej przetrwać, niejako warunkując trwającą całe wieki, nieskończoną ucieczkę. W którymś momencie zatraciła się w niej tak bardzo, że nie liczyło się już nic innego. W zasadzie wciąż miała wrażenie, że śni – że trwa w koszmarze, do którego jakimś cudem przywykła, tak jak i do myśli, że nigdy się nie obudzi. Biorąc pod uwagę to, gdzie wylądowała teraz…

Czy Amelie oby na pewno mnie uratowała?

I wtedy dotarło do niej, że to wcale nie było takie proste. Och, w zasadzie miała wrażenie, że przemiana jedynie wszystko skomplikowała. Śmierć pod wieloma względami byłaby prostsza, mniej straszna. Wtedy to byłby koniec. Gdyby umarła, Charon nie miałby za kim podążać. Jakie zresztą miało znaczenie to, że przetrwała wieki, skoro już od dawna nie potrafiła określić egzystencji choćby namiastką życia? Wszystko zlewało się w całość, podsuwając Claudii cały kalejdoskop obrazów, obejmujących każdą kolejną tożsamość – niczym zbiór różnych żyć, z których żadne nie należało do niej.

W tym wszystkim było jedno wspomnienie, które pielęgnowała w sobie, choć nie wracała do niego od bardzo dawna. Pamiętała chłód i znajome przerażenie. To i ciemność o wiele głębszą niż ta, której mogłaby spodziewać się w zamknięciu. Mniej naturalną, o wiele bardziej niepokojącą. Coś było nie tak z nią, jej ciałem, a może oczami – nie pamiętała już, co tak naprawdę zaszło tamtego dnia. A może po prostu nie chciała tego pamiętać.

Ale po dłuższej chwili zdołała przywołać do siebie głos. Zaledwie jego echo, zatarte równie mocno, co i wspomnienie, jednak to nie miało znaczenia. Liczyło się, że ktoś zapewniał ją, że nie musi się bać. Że wszystko będzie w porządku, jeśli tylko mu zaufa.

Pamiętała, że ktoś chwycił ją za rękę. Że poprowadził w ciemność, nie puszczając ani na moment, póki nie wydostała się z więzienia.

Nie potrafiła stwierdzić, czy jej tajemniczy wybawca towarzyszył jej później, gdy już biegła przed siebie, próbując znaleźć się jak najdalej od domu Charona. Szła, raz po raz potykając się i modląc… tak gorączkowo modląc, kiedy…

Aż do momentu, w którym znalazła ją Amelie.

Claudia skrzywiła się. Przez chwilę miała ochotę zakryć uszy dłońmi, mocniej zacisnąć powieki i zacząć coś nucić, byleby pozbyć się niespójnych myśli. Te wspomnienia były prawdziwe, czy może jednak coś sobie wyobraziła? Nie miała pojęcia. Przemiana sprawiła, że wszystkie ludzkie doświadczenia zblakły, choć zdecydowanie nie na tyle, na ile mogłaby sobie życzyć. Pewne rzeczy wyryły się w jej pamięci zbyt wyraźnie, niezależnie od wszystkiego, czego pragnęła sama Claudia. Zupełnie jakby Charon wypalił pewne rzeczy nie tyle w umyśle, co bezpośrednio w duszy.

– Hej, słuchasz mnie?

Wzdrygnęła się, zaskoczona ostrzejszą nutą, która wkradła się do głosu Rufusa. Co prawda nie podniósł tonu, ale i tak spojrzała na niego w roztargnieniu, co najmniej jakby próbował na nią naskoczyć. Z opóźnieniem uświadomiła sobie, że dłuższą chwilę stała przed nim w bezruchu, zaciskając powieki i bynajmniej nie paląc się z tym, żeby odpowiedzieć na jego pytanie.

Amelie. Rozmawiali o Amelie, ale…

– Amelie znalazła mnie później – odparła wymijająco. Zupełnie jakby nic szczególnego nie miało miejsca, a ona wcale nie zwlekała z wyjaśnieniami. – Uciekłam, bo miałam szczęście. – Uśmiechnęła się gorzko, w całkowicie pozbawiony rozbawienia sposób. O, tak… Na pewno. – Zajęła się mną, póki nie doszłam do siebie. I podarowała nieśmiertelność.

To była mocno naciągana teoria, ale nad tym zdecydowała się nie rozwodzić. Przecież dobrze wiedziała, że dla niego i tak nie miało znaczenia to, w jaki sposób radziła sobie z przeszłością. Rufus potrzebował suchych faktów.

– Gdzie ona jest? – drążył, coraz bardziej zniecierpliwiony. – Wiem, że była w Seattle. Widziałaś się z nią?

– Może.

Tym razem okazał się zbyt niecierpliwy, by zadowolić się takim wyjaśnieniem. Claudia i tak była pod wrażeniem, że wytrzymał aż tyle czasu, zwłaszcza po wcześniejszym wybuchu Isabeau. Na swój sposób nawet pozwoliła się zaskoczyć, nie od razu reagując na to, że bezceremonialnie skoczył ku niej, zaciskając palce na jej szyi, chociaż musiał zdawać sobie sprawę z tego, że w ten sposób nie zdoła skrzywdzić wampira. Nie z rodzaju tych, które reprezentowała.

Niemalże z wyższością spojrzała mu w oczy. Nawet się nie skrzywiła, zupełnie jakby to, że właśnie próbował zmiażdżyć jej krtań, nie robiło na niej wrażenia. Och, poniekąd tak właśnie było.

Nie ma to jak rodzinne spotkania, zadrwiła w duchu. Z jakiegoś powodu naprawdę ją to bawiło… A może w grę wchodził przede wszystkim śmiech przez łzy.

– Puść mnie – poprosiła niemal uprzejmym tonem. – Nie dam się skrzywdzić. To też już powiedziałam.

– Więc zacznij odpowiadać na pytania.

Nic nie wskazywało na to, żeby zamierzał się wycofać. Mimo wszystko wciąż wydawał się spokojny, bez cienia frustracji, którą wyczuła w Isabeau. Spoglądał na nią w ten dziwny, niezwykle bystry sposób. Miała wrażenie, że badał wzrokiem jej twarz, zupełnie jakby chciał wyczytać z niej coś, czego nie miał szans doszukać się w wyjaśnieniach, której do tej pory mu wyjaśniła.

Claudia stała spokojnie, mimo że z łatwością mogła mu się wyrwać. Prawda była taka, że pozostawał jedną z ostatnich osób, które miałyby szansę ją skrzywdzić. Może jeszcze jakiś czas temu, nim ponownie zwróciła się ku magii, ale nie teraz. Z niejaką ulgą przyjęła tę pewność siebie, mając wrażenie, że nie doświadczyła jej od bardzo dawna. Przez moment poczuła ulgę porównywalna do tej, której doświadczyła, kiedy pierwszy szok po spotkaniu z Charonem minął, a do niej dotarło, że właśnie zdołała mu się przeciwstawić – i że faktycznie to przeżyła.

Po czymś takim spotkanie z Rufusem powinno wydawać się dziecinne proste, a jednak…

– Byłabym milsza, gdybyś poprosił. Poza tym… – zaczęła, jednak nie miała okazji, żeby dokończyć.

– Rufus, przestań!

Oboje wyprostowali się niczym struna, prawie jak przyłapane na robieniu czegoś złego dzieci. Co prawda uścisk na gardle Claudii nie zelżał, ale wampir wyraźnie się rozproszył, pospiesznie oglądając przez ramię. I bez tego oboje wyczuli zmierzająca w ich stronę, wyraźnie wzburzoną Laylę. Jasne loki podskakiwały przy każdym jej kroku, kiedy w pośpiechu ruszyła w ich stronę.

Claudia usłyszała ciche przekleństwo, co jedynie utwierdziło ją w przekonaniu, że pojawienie się żony ani trochę nie było Prime’owi na rękę. Tyle że wciąż ją trzymał, być może nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Mimowolnie pomyślała, że taki stan rzeczy zaczynał ją męczyć.

– Mógłbyś w końcu… – zaryzykowała, ale również tym razem nie miała szansy dopowiedzieć myśli.

– Jeszcze nie skończyłem – oznajmił nieznoszącym sprzeciwu tonem.

– Ale ja tak.

Jego spojrzenie na powrót powędrowało ku niej. Tym razem Claudia nie czekała, żeby sprawdzić, w jaki sposób zareaguje na jej słowa – a zwłaszcza pobrzmiewająca w nich groźbę. Zdążyła jeszcze zerknąć na Laylę i posłać jej blady, niemalże przepraszający uśmiech.

Ograniczyła się do niedbałego machnięcia ręką. Tyle wystarczyło, żeby uścisk na jej gardle zelżał, a Rufus bezceremonialnie zwalił się na ziemię na ułamek sekundy po tym, jak usłyszała satysfakcjonujący dźwięk łamanego karku. Layla zatrzymała się tak gwałtownie, jakby napotkała na niewidzialną ścianę, choć tym razem nie miało to żadnego związku z magicznymi zdolnościami Claudii.

– No… – Z wahaniem spojrzała na bratową, po czym bezradnie rozłożyła ręce. – Nie było tak źle jak na pierwszy raz, nie?

– Nie było… – powtórzyła z niedowierzaniem Lay. Ze świstem wypuściła powietrze. – Ty przecież… O bogini.

Claudia wzruszyła ramionami.

– Pozbiera się.

A przynajmniej miała tak nadzieję. Tylko pod warunkiem, że jednak nie umknęło jej coś istotnego w przypadku tych wampirów.

Odchrząknęła, ale uścisk w gardle nie chciał zniknąć. Wciąż wpatrzona w Laylę, z wolna obeszła ciało. Ręce jak gdyby nigdy nic splotła za plecami, po czym wycofała się w głąb uliczki.

– Daj znać, jak sytuacja się uspokoi. Będę pod telefonem.

A potem odwróciła się i jak gdyby nigdy nic popędziła w swoją stronę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa