Gdyby Claudia wciąż mogła
cieszyć się człowieczeństwem, w tamtej chwili jej serce jak nic
biłoby jak oszalałe. Stojąc przed grupą wpatrzonych w nią nieśmiertelnych,
czuła wyłącznie narastający niepokój. Nie miało znaczenia, że w razie
potrzeby bez trudu znalazłaby sposób na to, żeby uciec. Równie
nieistotne pozostawało życzliwe spojrzenie wyraźnie zatroskanej Layli i to,
że tym samym miała najbardziej niebezpieczną dziewczynę po swojej stronie.
Nie, skoro te wszystkie czynniki nie rozwiązywały najważniejszego
problemu: tego, że Claudia absolutnie nie wiedziała jak się z nimi
wszystkimi porozumieć.
Nie
skłamała twierdząc, że to instynkt przywołał ją do tego miejsca. Już
od dłuższego czasu rozważała za i przeciw ujawnienia się, dobrze
wiedząc, że na dłuższą metę jedynie bardziej narażała Claire, zmuszając ją
do trzymania wszystkiego w sekrecie. Po ostatnich wydarzeniach
tym bardziej nie wyobrażała sobie ciągnięcia tej szopki dłużej, niż było
to potrzebne. Kiedy zaś tego wieczoru myślami raz po raz zaczęła
uciekać ku Melanie, pierwszy raz od dawna walcząc z wyrzutami
sumienia po tym, jak zostawiła tę dziewczynę samą sobie…
Och, kiedy
w podobnych okolicznościach ruszyła na miasto i pierwszy raz napatoczyła się
na Claire, decyzja ta – choć brzemienna w skutkach – okazała się
słuszna. Skoro z uporem powtarzała bratanicy, że instynkt to najcenniejsze,
co obie miały, sama również musiała zacząć się do tego stosować.
Gdyby to było
takie proste…
Nie
wyobrażała sobie tego… Cóż, w zasadzie w żaden konkretny sposób. Nie układała
w myślach ani wyniosłych przemówień, ani wyjaśnień albo nic
nieznaczących próśb. Tym bardziej nie oczekiwała, że w ułamku sekundy
spowoduje, iż wszyscy wokół obdarzą ją zaufaniem. Jeśli miała być ze sobą
szczera, nie chciała tego. Przyszła tylko i wyłącznie przez
wzgląd na Claire i poczucie, że konfrontacja z rodziną dziewczyny
wciąż pozostawała lepsza, niż nerwowe oczekiwanie na pojawienie się Charona.
Może i była zdesperowana, ale to już nie miało znaczenia. W końcu
tonący brzytwy się chwytał, czyż nie?
Starała się
nie zwracać większej uwagi na obecnych, również na wpatrzoną w nią
Laylę. Mnóstwo wysiłku kosztowało ją opuszczenie tarczy, którą dla pewności się
otaczała, ale rozsądek podpowiadał Claudii, że tak będzie lepiej. Co
prawda zmęczenie wciąż nie dawało jej się we znaki, ale używanie
mocy nadal pozostawało ryzykowne. Musiała być gotowa, gdyby okazało się, że
Isabeau ponownie straci nad sobą panowanie. Choć zdaniem wampirzycy takie
zachowanie ze strony królowej było równie śmieszne, co i sceny zazdrości,
które odgrywała w Mieście Nocy, na dłuższą metę nie potrafiła
mieć kapłance tego za złe.
Był jeszcze
Rufus, po którym Claudia spodziewała się dosłownie wszystkiego. Nie miała
pewności, co sądzić po sposobie, w jaki z nią rozmawiał, ale jak
długo praktykował obojętność, nie zamierzała się sprzeczać.
Czegokolwiek nie powiedziałaby o ojcu Claire, w tamtej chwili
wydawał się rozsądny… A przynajmniej praktyczny w sposób, który
mogłaby docenić. W gruncie rzeczy właśnie tego oczekiwała po tej rozmowie
– przejścia do konkretów, bez zbędnej emocjonalności i roztrząsania
więzów rodzinnych, które nigdy tak naprawdę nie miały znaczenia.
Dalej w
to wierzysz?, odezwał się cichy głosik w jej głowie. Claudia
niemal gniewnie nakazała mu się zamknąć.
Przybywając
do Miasta Nocy, nie szukała ani zemsty, ani rodziny.
Później wszystko poszło nie tak, ale bezpieczniej było się nad tym
nie zastanawiać.
Słowa,
które ostatecznie padły z jej ust, wydawały się temu zaprzeczać.
Wiedziała, że rozpęta zamieszanie, ale sytuacja wymagała poświęceń. Zresztą
jeden rzut oka na zebranych wystarczył, żeby nabrała pewności, że Rufus
raczej nie chwalił się nabytą w Lille wiedzą. Prawie udało jej się
uśmiechnąć – w nieco wymuszony, pozbawiony wesołości sposób. Pewnie na
jego miejscu zrobiłaby dokładnie to samo, przynajmniej jakiś czas
temu.
Trzy
miesiące konkretnie. Mniej więcej od tego czasu Claudia pogodziła się
z widywaniem pewnej uroczej dziewczyny w swoim mieszkaniu.
– Czekaj…
Czekaj, stop. – Głos Isabeau zabrzmiał obojętnie, czego jednak nie dało się
doszukać w jej spojrzeniu. Błękitne oczy rozszerzyły się nieznacznie,
kiedy w pośpiechu zaczęła łączyć fakty. – O czym ona właśnie…?
– O niczym,
co miałoby znaczenie – uciął szorstko Rufus. – Wracając do tematu…
Ale
wampirzyca nie pozwoliła mu dokończyć.
– To znaleźliście
w Lille, tak? – warknęła, tym razem nie próbując tłumić
zdenerwowania. – Wiedziałam, że coś jest nie tak, ale… To – machnęła ręką
w kierunku Claudii – twoja siostra?
– Na papierze
sprzed kilku stuleci najwyraźniej tak.
Claudia
spojrzała na niego z zaciekawieniem. Nie tego się spodziewała,
ale coś w słowach wampira sprawiło, że prawie się uśmiechnęła.
Puściła mimo uszu nawet to, że Isabeau mówiła na jej temat prawie tak,
jakby wspominała rzecz. „To”… Cóż za klasa!, pomyślała z przekąsem,
ale zachowała uwagi dla siebie.
– I nie wspomniałeś
o tym, bo…? – doszedł ją ponownie podenerwowany głos kapłanki. Zagniewane
spojrzenie wbiła w Rufusa.
– A czy to coś
zmienia?
To pytanie
i obojętność, z jaką je zadał, na moment zamknęły Isabeau usta.
Wciąż wyglądała na wzburzoną, ale wycofała się, nieznacznie tylko wzdrygając,
kiedy Dimitr położył jej obie dłonie na ramionach. Nie patrzył w stronę
Claudii, ale nie poczuła się z tym źle. Chociaż miała poczucie,
że również jemu była winna wyjaśnienia, nie sądziła, żeby chciał słuchać.
Prawda zresztą była taka, że nie stała przed nimi wszystkimi po to,
żeby się płaszczyć i nieudolnie próbować uzdrowić jakiekolwiek
relacje.
Skrzyżowała
ramiona na piersiach, próbując sprawiać wrażenie zniecierpliwionej. Gdzieś
od strony stanowiącego kryjówkę Melanie blaszaka doszedł ją ledwo
słyszalny szelest, ale nie dała niczego po sobie poznać. Mimo
wszystko coś ścisnęło ją w gardle, kiedy zorientowała się, że wampirzyca
najwyraźniej ukrywała się w takich warunkach. Opustoszały dok
wyglądał niewiele lepiej niż puste mieszkanie, w którym ukryła się Claudia.
To moja
wina, uświadomiła sobie. Zacisnęła usta, próbując powstrzymać grymas.
Sądziła, że wyrobiła sobie nawyk, dzięki któremu trzymała niechciane emocje na wodzy,
zwłaszcza że zawsze miała dla swoich decyzji usprawiedliwienie, ale od jakiegoś
czasu stare sztuczki nie działały. W chwili, w której
zdecydowała się zatrzymać, coś się zmieniło i…
A czy to coś
zmienia?
Nagle
zapragnęła, by to faktycznie stało się tak proste, jak
sugerował jej brat. Och, jakkolwiek to brzmiało. Unikała myślenia
takimi kategoriami tak długo, że nazywając rzeczy po imieniu, poczuła się
co najmniej dziwnie.
– To nic
nie zmienia – oznajmiła, przez moment niepewna czy odpowiadała
Rufusowi, czy może przede wszystkim samej sobie. – Dokładnie tak, jak
powiedziałam. Ale mamy wspólny cel, a ja oferuję odpowiedzi, których
szukaliście.
Rozłożyła
ręce, jakby chcąc podkreślić, że nie miała niczego do ukrycia. Wciąż
trzymała się na dystans, gotowa zablokować atak albo zrobić coś,
dzięki czemu zdołałaby się pospiesznie ewakuować. Och, nie chcieli
zmusić jej do tego, by musiała walczyć, więc…
– Teraz
przynajmniej wiem, co z tym wszystkim łączyło Claire – westchnął Gabriel,
ostrożnie dobierając słowa. Rzucił Claudii nieprzychylne spojrzenie, dosłownie przenikając
ją czarnymi oczyma. Zniosła to w spokoju, starając się sprawiać
wrażenie równie dumnej i pewnej siebie, co zazwyczaj. – Świetnie, więc powiedz
mi tylko jedno: czego on chciał od mojej córki?
– Nie spotkałam
jej osobiście, więc mogę się mylić, ale… Och, dużo w niej z człowieka,
prawda? Więcej niż u przeciętnego pół-wampira – zauważyła, nawet nie czekając
na potwierdzenie. Starała się zabrzmieć łagodnie i rzeczowo, ale wątpiła,
by z perspektywy Gabriela to cokolwiek zmieniało. Trudno.
– Charon uważa się za tradycjonalistę. Wieki temu powszechnym było
przekonanie, że ludzie nie mają znaczenia, a mieszanie się z nimi
to splamienie własnej rasy. Oczywiście później czasy się zmieniły – dodała
pospiesznie – ale wielu zachowało konserwatywne poglądy. Nie sądzę,
żeby potrzebował dodatkowego zaproszenia, kiedy wpadła mu w ręce.
W
zasadzie powiedziałabym, że i tak miała szczęście. Już lepiej, żeby się
tam wykrwawiła, dopowiedziała w myślach. Tę uwagę jednak
zachowała dla siebie, dobrze wiedząc, że nie zabrzmiałaby co najmniej źle,
zwłaszcza w tej sytuacji.
W napięciu
czekała na kolejne uwagi i pytania. W duchu odliczała kolejne
sekundy, próbując się uspokoić. Pomijając pierwszą reakcję Isabeau, wciąż
obywało się bez rękoczynów, przynajmniej na razie. O więcej
nie śmiała prosić, ale…
– Czego on
chce?
Wstrzymała
oddech, słysząc to pytanie. Podchwyciła spojrzenie błyszczących
niespokojnie, czekoladowych oczu. Rozpoznała Renesmee, zwłaszcza że ta okazała się
aż nazbyt charakterystyczna przez wzgląd na rude włosy i sposób, w jaki
uczepiła się ramienia męża. Z całego towarzystwa wydawała się najłagodniejsza,
a przynajmniej do takiego wniosku doszła Claudia. Co więcej –
pomijając milczącą, wyraźnie wycofaną Laylę – dziewczyna jako jedyna spoglądała
na nią bez aż tak wyraźnej wrogości. Och, no i całkiem
świadomie, ale…
Layla
jej powiedziała? Claudia nie potrafiła tego stwierdzić, zresztą
to wydawało się mało istotne. Nie, skoro musiała odpowiedzieć.
– Wiesz…
Kilka miesięcy temu odpowiedziałabym ci bardzo prosto – przyznała, siląc się
na blady uśmiech. – Teraz to bardziej skomplikowane.
– Po prostu
odpowiedz – ponaglił Gabriel.
Claudia
westchnęła. Ani trochę nie podobał jej się taki ton.
– Sam to zrób.
Wydawało mi się, że to dość oczywiste – obruszyła się. Prawie natychmiast
pożałowała tego, że pozwoliła się sprowokować. Chcąc nie chcąc
spuściła z tonu, jednak decydując się przejść do rzeczy: – Mnie.
A odkąd pierwszy raz pomylił mnie z Claire, najpewniej również jej.
Przez twarz
Gabriela przemknął cień, ale przynajmniej nie próbował drążyć. Zauważyła,
że jego oczy jakimś cudem jeszcze bardziej pociemniały. Renesmee pobladła,
a może wrażenie to brało się z obecności jej męża i tego,
że on sam wyglądał, jakby składał się z dwóch kontrastowych kolorów.
Przynajmniej Isabeau z uporem milczała, nieruchoma niczym posąg i pogrążona
we własnych myślach. Gdzieś ponad ramieniem kapłanki, Claudia podchwyciła
spojrzenie Dimitra, ale ten prawie natychmiast uciekł wzrokiem gdzieś w bok.
Zabawne, ale coś w jego reakcji sprawiło, że poczuła się trochę
tak, jakby się na nią zamachnął.
– Ciebie,
co? – rzuciła bez przekonania Isabeau. Tym razem jej głos zabrzmiał
inaczej, o wiele spokojniej niż do tej pory. Kiedy spojrzała na Claudię,
jej spojrzenie okazało się niemalże wyzywające. – Więc może to rozwiązuje
problem. Daj mi jeden powód, dla którego nie powinniśmy rozegrać tego najprościej,
jak się da.
– Ach…
Oddając mnie w jego ręce? – podsunęła niemal pogodnym tonem. – Zrobiłabyś
to z radością.
– Dokładnie
taką samą, z jaką ty chciałaś mi zagwarantować spotkanie z bratem
– wycedziła, a w jej oczach pojawił się niebezpieczny błysk.
Chociaż nie powinna,
nie powstrzymała się od śmiechu. Przycisnęła dłoń do ust,
próbując nad sobą zapanować, ale to okazało się trudne. To nie tak,
że kiedykolwiek życzyła Isabeau Falcone źle – nie miała powodów, niezależnie
od zadania, które otrzymała. Nie zmieniało to jednak faktu, że
zachowanie kapłanki ją bawiło. Claudia miała wrażenie, że niezależnie od warunków,
w których przyszłoby im się poznać, nie polubiłby się.
– Klasa
sama w sobie – rzuciła, zanim zdążyła ugryźć się w język. –
Zresztą nie słuchasz mnie. Spóźniłaś się, droga królowo. Nawet jeśli
dotrze do mnie, to go nie zadowoli, skoro może dorwać również Claire.
– Ty…
Layla
znikąd zmaterializowała się u boku siostry. Chwyciła Isabeau za ramię,
wyraźnie zaniepokojona.
– Beau,
proszę – wyrzuciła z siebie na wydechu. – Nie mówisz poważnie,
prawda? Claudia przecież…
– Claudia
co? – Spojrzenie kapłanki momentalnie powędrowało na siostrę. Coś w wyrazie
jej twarzy nieznacznie złagodniało, ale Layla i tak skuliła się
pod tym spojrzeniem. – Zapomniałaś już, że ona… że wtedy… – Przez twarz
wampirzycy przemknął cień. – Wiedziałaś?
– Beau…
Kapłanka w zdecydowanie
niedelikatny sposób odsunęła trzymające ją dłonie. Wycofała się, gniewnie spoglądając
to na zmartwioną Laylę, to znów wszystkich wokół.
– Świetnie.
To takie w twoim stylu… Zostaw mnie, Lay – warknęła, cofając się
gwałtownie, kiedy siostra znów spróbowała do niej podejść. – Daj znać, jak
już sobie przypomnisz, która z nas faktycznie jest twoją rodziną. Dobrej
zabawy.
Wraz z tymi
słowami bezceremonialnie odwróciła się, ruszając w swoją stronę. Layla drgnęła,
przez moment wyglądając na chętną, by za nią pobiec, ale ostatecznie
powstrzymał ją Dimitr. Wampirzyca w roztargnieniu spojrzała na zaciśnięte
wokół jej nadgarstka palce.
– Oboje
wiemy, że to zły pomysł – zauważył cicho. Uśmiechnął się smutno,
spoglądając Layli w oczy. – Ja za nią pójdę.
Nie
wyglądała na przekonaną, ale ostatecznie skinęła głową. Claudia
mimowolnie pomyślała, że w tej wampirzycy było coś, przez co atakowanie
jej w ten sposób przypominało kopanie szczeniaka. I chociaż nie żałowała
ani jednego słowa, które wypowiedziała pod adresem Isabeau, efekt
wcale nie okazał się zadowalający.
Odprowadziła
Dimitra wzrokiem, aż nazbyt świadoma, że ten unikał jej wzroku. Oczywiście,
że tak, westchnęła w duchu. Czego innego mogłaby się po nim
spodziewać.
– Ja przecież
nie… O bogini – westchnęła Layla, w roztargnieniu przeczesując włosy
palcami. Niespokojnie spojrzała to na brata i jego żonę, to znów
na obojętnie obserwującego rozwój wypadków Rufusa. Ten ostatni
wydawał się… niemalże znudzony. – Wiedziałam o niej. Znaczy my… Cóż, jakiś
czas…
– Czasami
za tobą nie nadążam, sis – przyznał Gabriel, rzucając siostrze
wymowne spojrzenie.
Przez twarz
wampirzycy przemknął cień.
– I tak nie mamy
większego wyboru. Claudia chce pomóc – wyjaśniła cicho. Zaraz po tym
spojrzała Gabrielowi w oczy. – Wiem, jak to brzmi. I na początku
też jej nie wierzyłam, ale później Charon zaatakował i… – Potrząsnęła
głową. Natychmiast zwróciła się ku Claudii. – Powiesz im?
– O czym?
Że tam byłam? – Wzruszyła ramionami. – To Claire uratowała Jocelyne.
– Ale to ty powstrzymałaś
przemianę.
Skrzywiła się
na te słowa. Layla chciała dobrze, ale tłumaczenie się ze
wszystkiego w tym miejscu i po niedawnej scenie wydało się Claudii
co najmniej niewłaściwe. Nie chciała tutaj stać, błagać i wyciągać
kolejnych dowodów, które miałyby przekonać obecnych, że powinni jej zaufać.
Zupełnie jakby kilka dobrych uczynków mogło naprawić to, co poszło nie tak za pierwszym
razem! Zresztą szybki wykład o magii również pozostawał ostatnim, na co
miała ochotę. Dawanie potencjalnych wrogom kolejnych argumentów, by mogli
spalić ją na stosie, nigdy nie było dobrym pomysłem.
– Joce… –
wyrwało się Renesmee. – Ale…
Claudia
wywróciła oczami.
– Przerwałam
więź Charona i małej nekromantki. Nie dziękujcie. – Niecierpliwie
machnęła ręką. – Jeśli macie pytania, odpowiem na wszystkie, o ile
uznam je za wartościowe. Ale to za chwilę, zresztą to złe
miejsce, żeby o czymkolwiek rozmawiać. – Z powątpiewaniem rozejrzała się
po pogrążonym w mroku doku. – Zróbcie mi tę przysługę i zostawcie
Melanie. Niczym nie zawiniła, zresztą… Och, za dużo ma problemów z mojego
powodu.
Jeszcze
kiedy mówiła, bez pośpiechu, w pełni ludzkim krokiem ruszyła w kierunku
kryjówki wampirzycy. Przechodząc koło Gabriela, przez ułamek sekundy wahała się
nad przywołaniem tarczy, ale powstrzymała odruch. Nie atakował,
po prostu obserwując ją nieufnie. Tak czy siak, w tej
sytuacji musiała przynajmniej spróbować jej zaufać.
Zdążyła odejść
zaledwie kilka metrów, kiedy zorientowała się, że ktoś za nią podąża.
Podejrzliwie zmrużyła oczy, po czym obejrzała się przez ramię,
niemalże spodziewając się zobaczyć Laylę. Mimowolnie spięła się, kiedy w zamian
podchwyciła przenikliwe spojrzenie Rufusa.
– Chcesz
czegoś? – mruknęła bez większego zainteresowania. – Idę uspokoić Melanie.
Nie potrzebuję do tego obstawy.
– Nie skończyliśmy
tematu – zauważył przytomnie.
Przystanęła,
co najmniej zaskoczona. Chciał rozmawiać na osobności? Bardziej
spodziewałaby się, że jednak spróbuje skoczyć jej do gardła. Ten nienaturalny
spokój wydał się Claudii nienaturalny, nawet jeśli słyszała o Rufusie
to i owo. Na pewno tyle, że był genialny, co w teorii
powinni iść w parze ze zdrowym rozsądkiem i praktycznością, ale…
Och, nie,
jeśli w grę wchodziło również szaleństwo. Podobno, choć i to aż tak bardzo
Claudii nie dziwiło. Nikt w pełni poczytalny sam z siebie nie próbowałby
porozumieć się z kimś takim jak Isobel. Gdyby do tego
wszystkiego potrafiła stwierdzić, ile z informacji, które miała, pokrywało się
z prawdą, może przewidzenie reakcji tego wampira stałoby się dużo
prostsze. Przynajmniej wiedziałaby, na ile mógł okazać się niebezpieczny.
–
Oczywiście – przyznała, pospiesznie odzyskując rezon. – Więc porozmawiać z Melanie,
a później możemy się przejść.
To był
impuls, choć do samego końca zwątpiła, czy zgodzi się na coś
podobnego. Z drugiej strony była gotowa przysiąc, że wolałby przepytać ją
na osobności. Mogła tylko zgadywać czy to dobrze, czy może
wręcz przeciwnie.
Och, ale to,
kim dla siebie byli, nie miało przecież znaczenia. Claudia nie szukała
rodziny ani wybaczenia. Jeśli dobrze podejrzewała, że Rufusowi zachowanie
obojętności było na rękę, a ponad wszystko preferował praktyczność…
Odczekała
kilka sekund, a kiedy nie doczekała się odpowiedzi, bez zbędnego
tłumaczenia ruszyła w swoją stronę. Drzwi do przybudówki otworzyły
się, nim w ogóle zdążyła ich dotknąć. Melanie wypadła ze środka, z niedowierzaniem
spoglądając na stojącą przed nią kobietę. Wyglądała jak siódme
nieszczęście, choć w przypadku nieśmiertelnego wydawało się to co
najmniej nienaturalne. A jednak Claudia z łatwością mogła sobie wyobrazić,
co oznaczało żyć w lęku, a co dopiero nie otrzymać pomocy od osób,
które uważało się za jedyną deskę ratunku.
Ona w ten sposób
zostawiła zdecydowanie zbyt wielu dawnych towarzyszy. W przypadku Melanie
okazało się to niemal bolesne, zwłaszcza kiedy przypomniała sobie
ostatnią rozmowę. To i panikę, która przysłoniła wszystko inne, kiedy
– obojętna na wszystko – uciekła, skupiona wyłącznie na własnym
problemie. I chociaż wszystko wskazywało na to, że Melanie nie wpadła
ani w ręce Volturi, ani niczyje inne, Claudia nie potrafiła
spojrzeć jej w oczy.
– Jesteś sama
– oceniła, wbijając wzrok w bliżej nieokreślony punkt. – Nie czuję
Jasona.
Melanie
prychnęła. To uświadomiło Claudii, co najbardziej poraziło ją w widoku
tej dziewczyny w takim stanie. Zwykle miała charakterek, a jednak
teraz wyglądała jak zagubiona mała dziewczynka.
– Miałam
dość. Nie wiem, co robi. – Potrząsnęła głową. – Jeśli przyszłaś proponować
pomoc, to trochę się spóźniłaś. Niczego od ciebie nie potrzebuję.
– Ach… Więc
nie będę się narzucać – zapewniła, siląc się na obojętność.
– Wybacz najście. Ale gdybyś jednak chciała znać moje zdanie – dodała, nie czekając
na jakiekolwiek protesty ze strony byłej towarzyszki – to chyba dobry
moment, żeby wyjechać. Gdyby mieli cię dopaść, już by to zrobili.
Nie
doczekała się reakcji. Kątem oka zauważyła jedynie, że Melanie otwiera
usta, jakby chcąc zaprotestować. Ostatecznie nie odezwała się nawet
słowem, być może nie będąc w stanie znaleźć żadnego sensownego
argumentu. Claudia mogła sobie to wyobrazić, aż za dobrze wiedząc, co
tak naprawdę trzymało kobietę w Seattle. Albo raczej kto.
Wycofała
się, nawet nie krzywiąc, kiedy drzwi za jej plecami gwałtownie się
zamknęły. Uśmiechnęła się pod nosem, mimo że ani trochę nie czuła się
rozbawiona. Wręcz przeciwnie – coś ścisnęło ją w gardle, zbyt prawdziwe i żywe,
by mogła to zignorować.
Kiedy do tego
doszło? Wcześniej uciekanie i porzucanie wszystkich wokół było łatwiejsze?
Kiedy i jakim cudem stała się taka miękka, a tym bardziej…
Och, kiedy
zaczęło jej zależeć…?
Nieznacznie
potrząsnęła głową, porażona własnymi myślami. Były niebezpieczne i Claudia
aż nazbyt zdawała sobie z tego sprawę. Zwracanie się ku własnym
słabościom mogło okazać się śmiertelną pułapką, o czym zresztą zdążyła się
przekonać. Sądziła, że po wiekach nieśmiertelnego życia i ciągłej
ucieczki zdążyła się tego nauczyć, ale teraz nie była już tego
taka pewna. Popełniając kolejne błędy, czuła się jak absolutnie
niedoświadczony człowiek.
Sęk w tym,
że było za późno. W chwili, w której sięgnęła po swoje
dziedzictwo, odzyskała coś więcej, niż tylko odrzuconą moc. Czuła się
sobą i to pod każdym możliwym względem, mimo że wciąż nie miała
pewności, co to oznaczało.
W chwili, w której przestała uciekać, zza dawno już zamkniętych drzwi wymknęło się coś, o czym sądziła, że już dawno zostało pogrzebane. I choć nie miała pojęcia, czy to dobrze, prawda była taka, że już nie potrafiła tego zatrzymać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz