Okolica,
do której zawędrowaliśmy, nie wyglądała ani trochę zachęcająco.
I bez pytana zorientowałam się, że jesteśmy gdzieś na obrzeżach,
na dodatek w pobliżu portu, choć ten nie przypominał doków,
które pamiętałam z ostatniej wizyty. Nie byłam pewna, czy to dobrze,
ale z jednym musiałam się zgodzić – to zdecydowanie
wyglądało jak miejsce, w którym mógłby schronić się wampir.
– Możesz zaparkować tam – rzuciła
szeptem Isabeau, skinieniem głowy wskazując odpowiedni kierunek.
Nie żeby to w ogóle miało jakieś
znaczenie. Miałam wrażenie, że z równym powodzeniem moglibyśmy zatrzymać się
gdzieś w poprzek, a nikt i tak nie zwróciłby na nas
uwagi. Czarny lexus zlewał się z panującym dookoła mrokiem, zwłaszcza
że oświetlenie pozostawiało wiele do życzenia. Cóż, przynajmniej w przypadku
ludzi to mogło okazać się korzystne. Jeśli jednak w grę wchodził
ktoś o wyostrzonych zmysłach, ukrycie się mogło okazać się trochę
bardziej problematyczne.
Beau wysiadła pierwsza, czujnie wodząc
wzrokiem dookoła. Wyczułam zmianę w powietrzu, świadczącą o użyciu
mocy, szybko orientując się, że właśnie próbowała zlokalizować Dimitra. Musiało
jej się to udać, bo wyprostowała się i bez wahania
ruszyła w odpowiednim kierunku, bezgłośnie stawiając kolejne kroki.
– W porządku. Dalej nam nic nie powiedziałaś,
sis – zniecierpliwił się Gabriel, ruszając w ślad za siostrą.
Westchnęła, ale przynajmniej
przystanęła, by móc na nas spojrzeć.
– Nie mamy żadnego tropu. Wiecie o tym.
– Z niedowierzaniem potrząsnęła głową. – Szukam jednej z dziewczyn,
która towarzyszyła tej grupce wampirów ze szkoły. Ma na imię Melanie i najwyraźniej
zna Claudię.
– Melanie… – powtórzyłam. Potrzebowałam
dłuższej chwili, by zrozumieć skąd znałam to imię. – Zaraz… Partnerka
Jasona? Znaczy…
– Ta sama – przyznała Isabeau,
podejmując marsz. Narzuciła zdecydowane, choć wciąż w pełni ludzkie tempo.
– Wydawała się coś wiedzieć. Później nie było czasu się nią
przejmować, kiedy Layla… – Urwała, po czym dyskretnie obejrzała się
na siostrę. – Tak czy inaczej – podjęła, szybko odzyskując rezon
– teraz potrzebujemy informacji. To wciąż wydaje mi się lepsze od szukanie
Charona, skoro wciąż nie mamy pomysłu jak z nim walczyć.
Rufus skwitował jej słowa przeciągłym
westchnieniem. Poniekąd go rozumiałam, zwłaszcza że plan brzmiał na co
najmniej naciągany, ale wciąż pozostawał jedynym, który mieliśmy. Co
więcej, jak nagle sobie uświadomiłam, wampir wcale nie musiał być
sceptycznie nastawiony tylko dlatego, że moglibyśmy stracić czas.
Uświadomiłam sobie, że faktycznym problemem mogła być Claudia i to, że
Melanie faktycznie mogła mieć dla nas jakąś wskazówkę. Oczywiście nie zamierzałam
pytać, aż nazbyt świadoma, że szwagier prędzej przetrąciłby mi kark niż
przyznał, że woli unikać jakichkolwiek wzmianek o… cóż, siostrze, ale…
Gdzieś w cieniu wychwyciłam ruch i to wystarczyło,
bym odrzuciła od siebie niechciane myśli. Rubinowe tęczówki zabłysły w ciemnościach
i to na nie zwróciłam uwagę w pierwszej kolejności.
Potrzebowałam krótkiej chwili, żeby rozpoznać Dimitra, zwłaszcza że ten z zadziwiającą
wręcz wprawą zlał się z otaczającym nas mrokiem. Nosił się na czarno,
co było praktyczne, choć w drogim płaszczu i ze statusem
nieoficjalnego króla, zdecydowanie nie pasował do kogoś, kto mógłby kręcić się
po opustoszałym, najwyraźniej od dawna nieużywanym porcie.
– Cześć – rzucił i zabrzmiało to niemal
pogodnie. Przemieścił się na tyle swobodnie, bym nabrała pewności, że
w pobliżu nie było nikogo, kogo natychmiast moglibyśmy spłoszyć. –
Eve rozłączyła się jakichś pięć minut temu, ale to nic. Dziewczyna
jest tam i najwyraźniej nigdzie się nie wybiera – wyjaśnił
usłużnie, skinieniem głowy wskazując odpowiedni kierunek.
Zaskoczona, podążyłam za jego spojrzeniem.
Powoli znikający księżyc ledwo przebijał się przez chmury, leniwie
odbijając się od wzburzonej wody. Czułam wyłącznie wilgoć i chłód,
co jedynie utwierdziło mnie w przekonaniu, że nikt od dawna nie zapuścił się
do tego miejsca. Chyba wolałam nie wiedzieć, czy taka decyzja
brała się z braku pożytku dla tego miejsca, czy jednak… czegoś
bardziej nadnaturalnego. Jeśli w pobliżu skryła się żywiąca ludzką
krwią wampirzyca, rozwiązań mogło być naprawdę wiele.
Spory kawałek od miejsca, w którym
schronił się Dimitr, dostrzegłam zarys czegoś, co okazało się niewielką,
blaszaną budką. Kiedy przyjrzałam się dokładniej, zorientowałam się, że
czas i wilgoć zdążyły odcisnąć ślad na blaszaku. Budynek – o ile
takie określenie w ogóle wchodziło w grę – wyglądał na wyniszczony,
przeżarty przez rdzę i, przynajmniej na pierwszy rzut oka, całkowicie
opustoszały. Choć wierzyłam, że to wyłącznie pozory, gdy instynktownie
posłużyłam się mocą, uważnie lustrując umysłem okolicę, wyraźnie wyczułam
cudzą obecność. Wampirzyca nawet nie próbowała jej ukrywać,
najpewniej cudownie nieświadoma działania telepatii.
Odetchnęłam. Serce zabiło mi mocniej, choć
sama nie byłam pewna dlaczego. Okej, znaleźliśmy ją, ale…
– Co teraz? – zapytałam, niespokojnie
spoglądając na Isabeau.
Wyraźnie się zawahała. Skrzyżowała
ramiona na piersi, wciąż wpatrzona w kryjówkę Melanie. O dziwo
na twarzy Beau odmalowała się przede wszystkim troska.
– Skoro tam jest, to wiele ułatwia
– przyznała, ostrożnie dobierając słowa. – Zwłaszcza że nie czuję nikogo
innego. W ogóle, więc raczej nie musimy obawiać się dodatkowych
komplikacji. Tak sobie myślę… Pójdę sama – zadecydowała, ale to nie zabrzmiało
ani trochę zachęcająco.
– Beau… – zaczęła z wahaniem Layla.
Wampirzyca potrząsnęła głową.
– Kiedy widziałam ją ostatnim razem, była
przede wszystkim przerażona. Nawet zaproponowałam jej pomoc, ale nie przyszła.
– Isabeau wzruszyła ramionami. – Poradzę sobie, jeśli spróbuje uciec. Nie jest
utalentowana, o telepatii nie wie niczego, więc… Nie chciałabym,
żeby się wystraszyła, jeśli nagle wparujemy jej tam w szóstkę.
Zapanuję nad sytuacją i dopiero wtedy dam wam znać – zapewniła
nieznoszącym sprzeciwu tonem.
Wydawała się pewna swego, zresztą nic
nie wskazywało na to, żeby zamierzała dać nam jakikolwiek wybór.
Ostatecznie żadne z nas nie zaprotestowało, ale i tak obserwowałam
ją z powątpiewaniem, kiedy ruszyła w swoją stronę. Poruszała się
lekko, ukrywając swoją obecność, co pozwoliło jej bez przeszkód
dotrzeć aż do wejścia blaszanej zabudowy. Zatrzymała się przed
drzwiami, bez zbędnych ceregieli decydując się zapukać. Chyba tylko Isabeau
mogła zdobyć się na coś podobnego, zupełnie jakby uprzejmości i nagłe
pojawianie się w cudzej kryjówce w istocie szły ze sobą w parze.
Z daleka trudno było mi ocenić, co działo się
w środku. Przede wszystkim dzięki telepatii wyczułam nagłe poruszenie i –
och, a jakże! – panikę, ale nic ponadto. Beau wciąż tam stała,
spokojna i rozluźniona, ani trochę nie wyglądając na kogoś,
kto spodziewał się ataku. Ten w istocie nie nadszedł, a dookoła
wciąż panowała przede wszystkim cisza.
– Melanie? – spróbowała raz jeszcze Isabeau.
Znów zapukała, choć z łatwością mogłaby po prostu wyważyć drzwi i dostać się
do środka. – Pamiętasz mnie? Chcę porozmawiać.
Cisza. Żadnych słów, żadnego oddechu, choć to w przypadku
istoty nieśmiertelnej nie było żadnym wyzwaniem. Miałam wrażenie, że
wszyscy zamarliśmy, obserwując potencjalne drogi ucieczki – a więc okno,
choć i tam nie dostrzegłam nawet śladu czyjejś bytności. Choć dziewczyna
bez wątpienia zaszyła się w środku, najwyraźniej zamierzała
udawać, że absolutnie nie dostrzega zagrożenia.
Nie tego się spodziewałam. Mimo że nie miałam
wcześniej do czynienia z Melanie, łatwiej było mi wyobrazić sobie
kolejną gonitwę po dokach. Ostatnią pamiętałam aż za dobrze, poniekąd
przez bliskie spotkanie z morderczą rośliną. Mimowolnie wzdrygnęłam się
na samo wspomnienie, dla pewności oglądając przez ramię, zupełnie jakbym
spodziewała się tam zobaczyć kolejne mordercę pnącze, gotowe owinąć się
któremuś z nas wokół gardła.
I wtedy ją zobaczyłam.
To były zaledwie ułamki sekund, ale wystarczyły.
Nie miałam pojęcia, jakim cudem w ogóle zdołała ukryć przed nami
swoją obecność, jednak nie miałam czasu się nad tym zastanawiać.
Liczyło się, że w cieniu dostrzegłam wpatrzoną w nas kobietę. Stała
tam, skryta w cieniu, jasnowłosa i – co w tym wszystkim
zszokowało mnie najbardziej – niebieskooka, mimo że w przypadku wampira
nie powinno być to możliwe. Wtedy pojęłam, że to najpewniej nie Melanie,
ale i tak…
– T-tam! – wyrwało mi się.
Nie miałam dodawać niczego więcej.
Usłyszałam przekleństwo, które wyrwało się
Layli. Zaskoczyła mnie, zwłaszcza że zwykle jej się to nie zdarzało,
nim jednak zdążyłam się nad tym zastanowić, wyczułam ruch u swojego
boku. Gabriel przemieścił się, w pośpiechu stając pomiędzy mną a nieznajomą.
Zauważyłam, że Rufus również się poruszył, ale nie z taką
pewnością, jak mogłabym oczekiwać. Nie miała pewności, co to oznacza,
jednak nie miałam czasu, żeby się nad tym zastanawiać.
Kobieta nawet nie drgnęła. Po prostu
tam stała, obserwując nas z wyraźną dozą ostrożności. W jej oczach
dostrzegłam niepokój, ten jednak prawie natychmiast zniknął, wyparty przez
obojętność. Dumnie uniosła głowę, przez chwilę lustrując nas wzrokiem, zanim w końcu
zdecydowała się odezwać.
– Chcę porozmawiać – wyjaśniła i zabrzmiało
to niemal łagodnie. Z westchnieniem uniosła obie dłonie ku górze w poddańczym
geście. – Szukacie mnie, tak?
– Claudia?
Zamrugałam. Z niedowierzaniem spojrzałam
na Dimitra, niemniej zaskoczona, co i on sam. Nie miałam okazji
spotkać Claudii, w gruncie rzeczy wiedząc o niej jedynie tyle, że
była niebezpieczna. Och, no i najwyraźniej spokrewniona z Rufusem,
choć sam zainteresowany prędzej kogoś by zabił, niż faktycznie zdecydował się
omówić ten temat. Tak czy siak, nie miałam pojęcia, czego
mogliśmy spodziewać się po tej kobiecie. Cóż, na pewno nie tego,
że spokojnie przyjdzie do nas, zaoferować jakiekolwiek wyjaśnienia.
Wciąż zaniepokojona, zmierzyłam ją wzrokiem.
Wyglądała bardzo łagodnie, wręcz ludzko; bynajmniej nie jak ktoś, kto
planował walczyć albo kogoś skrzywdzić. Jasne włosy zafalowały łagodnie,
kiedy poruszyła się niespokojnie, starając trzymać się na dystans.
Nie opuściła dłoni, już nie tyle wyglądając jak ktoś, kto próbował
uspokoić nas tym gestem, ale raczej jakby w ten sposób w jakiś
cudowny sposób mogła zapewnić sobie bezpieczeństwo.
I zabiła Setha, odezwał się cichy
głosik w mojej głowie. Ta kobieta zabiła Setha…
Coś ścisnęło mnie w gardle. Bezwiednie
przesunęłam się, nerwowo zaciskając palce na ramieniu Gabriela – i to nie dlatego,
by go przed czymkolwiek powstrzymać.
– Możecie zostawić Melanie. Ona i tak ma
za dużo problemów z mojego powodu. – Claudia z westchnieniem
spojrzała w kierunku metalowej przybudówki. – Wiem, że chodzi o mnie.
Skoro tak…
Nie dokończyła. Jej oczy rozszerzyły się
nieznacznie, kiedy zauważyła coś, co najwyraźniej znajdowało się za naszymi
plecami. Zanim zdążyłam zdecydować, czy odwracanie się jest dobrym
pomysłem, wyraźnie wyczułam zawirowanie mocy. Fala uderzeniowa przecięła
powietrze, wycelowana wprost w zastygłą w bezruchu wampirzycę. Aż
wzdrygnęłam się, kiedy moc dosłownie eksplodowała, dosięgając celu.
A przynajmniej tak pomyślałam, póki nie doszło
mnie gniewne warkniecie Isabeau, zwieńczone cała wiązanką przekleństw.
Chociaż Claudia nie ruszyła się z miejsca,
nic nie wskazywało na to, żeby jakkolwiek ucierpiała. Jedynie
skrzywiła się nieznacznie, spod uniesionych brwi spoglądając w kierunku,
z którego nadszedł atak. Przez jej twarz przemknął cień, ale nie próbowała
uciekać, ani walczyć. Nie opuściła dłoni i wtedy nabrałam
pewności, że w jej geście było coś więcej, aniżeli tylko próba
przekonania nas, że mogłaby być nieszkodliwa.
Cokolwiek się działo, nie powstrzymało
Isabeau. Przemknęła tuż obok, tak szybko, że ledwo ją zarejestrowałam. I,
o bogini, była wściekła, ale…
– Beau, nie! – jęknęła Layla, ale to nie zadziałało.
Skuteczne okazało się za to to, co
robiła Claudia. Chociaż nie wyczułam ani świadczącej o telepatii
energii, ani niczego innego, wampirzyca jednak musiała coś zrobić. Isabeau
nie miała szansy choćby jej dosięgnąć, dobry metr od swojej
przeciwniczki nagle odlatując w tył, zupełnie jakby zderzyła się z jakąś
niewidzialną ścianą. Zderzenie musiało ostudzić jej zapał, bo zaległa na ziemi,
rozszerzonymi oczyma spoglądając na stojącą nad nią kobietę.
– Poważnie. – Wampirzyca z niedowierzaniem
potrząsnęła głową. Westchnęła, sprawiając wrażenie co najmniej sfrustrowanej. –
Będę się bronić, jeśli mnie zmusicie, ale to zły wstęp do jakiejkolwiek
rozmowy, więc…
– Rozmowy! – powtórzyła z niedowierzaniem
Isabeau.
Dimitr mocniej zacisnął dłonie na jej ramionach.
Spojrzała na niego w roztargnieniu, błyszczącymi gniewnie oczyma.
Przez ułamek sekundy byłam gotowa przysiąc, że w zwykle błękitnych
tęczówkach dostrzegłam błysk czerwieni. Choć jej reakcja nie wydała
mi się ni trochę dziwna, poczułam się nieswojo.
Nie miało znaczenia, że to Isabeau
uparła się odnaleźć tę kobietę. Tym bardziej nie liczyło się, że
Claudia niejako chciała nam dać to, po co przyszliśmy. Mogłam tylko zgadywać,
co oznaczało spotkanie z tą kobietą dla wampirzycy, która z jej powodu
omal nie odrzuciła człowieczeństwa. Sama też poczułam gorycz, ale nie ruszyłam się
nawet o milimetr, niezdolna wykrztusić z siebie chociaż słowa. Prawda
była taka, że chyba do samego końca nie wierzyłam w to, że nasze
poszukiwania Melanie przyniosą jakikolwiek skutek, o takim nie wspominając.
Cisza dzwoniła mi w uszach. Claudia
znosiła to w spokoju, odległa i na swój sposób niedostępna.
Próbowałam sobie przypomnieć, ile tak naprawdę o niej wiedzieliśmy,
ale poza zdolnością zmiany wyglądu, nie potrafiłam przywołać niczego
sensownego. Na pewno nie sposobu, w jaki bez kiwnięcia
palcem zdołała odrzucić od siebie rozgniewaną telepatkę.
– Ehm… Może moglibyśmy… Znaczy… – doszedł
mnie niepewny głos Layli. Ona jedna nie wyglądała na zagniewaną,
wręcz przeciwnie: w jej przypadku dominowało przede wszystkim zaskoczenie.
Coś w sposobie, w jaki raz po raz zerkała na Claudię, dało
mi do myślenia. – Beau, wszystko gra? – zapytała w końcu.
– A jak ci się wydaje? –
wymamrotała Isabeau. Skorzystała z pomocy Dimitra, żeby dźwignąć się
na nogi. – Zresztą nieważne. Ty… – zwróciła się ponownie do oddalonej
od niej nieśmiertelnej.
Claudia potrząsnęła głową.
– Z całym szacunkiem, królowo –
oznajmiła z naciskiem – ale nie zamierzam ani dać się zabić,
ani z nikim walczyć. Oferuję rozmowę, bo wierzę, że mogę wam pomóc.
Po to przyszliście, tak? Jestem też winna coś Melanie, ale to inna
kwestia – dodała nieznoszącym sprzeciwu tonem. Wykrzywiła w usta w zmęczonym,
wyraźnie wymuszonym uśmiechu, który w najmniejszym nawet stopniu nie objął
jej jasnych oczu. – To jeden z tych momentów, w których
szczerze nienawidzę swojej intuicji. Jako kapłanka powinnaś to rozumieć.
Isabeau gwałtownie zassała powietrze,
wyraźnie nieusatysfakcjonowana taką odpowiedzią. Wciąż drżała, nerwowo
napinając mięśnie i tylko cudem powstrzymując się od zrobienia
czegoś gwałtownego. Przez moment byłam gotowa przysiąc, że wtuliła się w Dimitra
w niemalże zaborczy sposób, jakby w obawie przed tym, że znów wydarzy się
coś co najmniej niepokojącego. Wampir bez słowa otoczył ją ramionami, w uspokajającym
geście pocierając ramię żony.
– Jestem tu, Beau.
Nawet jeśli te słowa ją uspokoiły, nie dała
niczego po sobie poznać. Nie odpowiedziała, z uporem milcząc i dosłownie
taksując Claudię wzrokiem.
Ona nie jest telepatką, prawda?,
zwróciłam się do Gabriela. Czułam, że coś mi umyka, ale wciąż
nie byłam pewna co dlaczego.
Nie, zapewnił pospiesznie. W jego mentalnym
głosie wyczułam przede wszystkim chłód, bynajmniej nie skierowany do mnie.
Ale coś jest nie tak. Czuję… opór, dodał i coś w tych
słowach jedynie bardziej mnie zaniepokoiło.
Instynktownie spróbowałam sięgnąć ku Claudii
z pomocą umysłu. Nie chciałam atakować, ani tym bardziej wnikać
w jej umysł, zresztą nawet gdybym spróbowała, nie miałabym
najmniejszych szans nic zdziałać. Wątpliwości wzmogły się, kiedy przekonałam
się, że Gabriel miał rację – ja również poczuła się tak, jakbym
natrafiła na jakąś niewidzialną barierę. Poczułam się niemalże jak w siedzibie
łowców, gdzie przesycone srebrem ściany tłumiły moc, odpychając ją i zmuszając
do pozostania w środku.
Kiedy spróbowałam to sobie
zwizualizować, gdzieś na granicy świadomości dostrzegłam zarys otaczającej
Claudii barierę. Skądkolwiek się wzięła, otaczała wampirzycę połyskującą
łagodnie, zapewniającą bezpieczeństwo bańką. Mimowolnie zaczęłam się zastanawiać,
czy w ten sposób mogłaby wyglądać tarcza, którą mama odpychała
wszelakie mentalne ataki z zewnątrz.
Sęk w tym, że w przypadku tej
kobiety chodziło o coś więcej. Skoro bariera fizycznie zatrzymała zarówno
moc, jak i Isabeau…
– Ta cisza sprawia, że zaczynam czuć się
nieswojo – westchnęła Claudia, skutecznie wyrywając mnie z zamyślenia. – Z pewnością
sobie zasłużyłam, ale to dalej nie wyjaśnia, czemu w ogóle się
fatygowaliście. Wszyscy wiemy, że chcecie rozmawiać o nim, więc…
– O nim – powtórzył Rufus,
bezceremonialnie wchodząc jej w słowo. Natychmiast przeniosła na niego
wzrok, wciąż spokojna i obojętna. Kiedy kątem oka zerknęłam na szwagra,
przekonałam się, że przybrał podobną taktykę. – O Charonie.
Tym razem Claudia drgnęła. Wciąż uniesione w obronnym
geście dłonie nieznacznie zadrżały.
– O Charonie – zgodziła się cicho.
Poraził mnie pobrzmiewający w jej głosie
lęk. Co prawda nie na tyle, bym straciła czujność, ale i tak spojrzałam
na tę kobietę z rezerwą. Czyli jednak miała z tym związek.
Nie byłam co prawda pewna jaki, ale podejrzewałam, że to rozwiąże się
wkrótce.
Jakby w odpowiedzi na moje
podejrzenia, Rufus przesunął się bliżej. Kątem oka zerknęłam na Isabeau,
ale ta najwyraźniej nie miała zamiaru się wtrącać. Wyglądała,
jakby cały wysiłek wkładała w to, by powstrzymać gwałtowniejsze
reakcje. Może w tej sytuacji tak jednak było lepiej, nawet jeśli
wciąż nie przywykłam do utożsamiania Rufusa z rozsądniejszym
działaniem.
– Podąża za tobą, tak? Tyle wiem, ale możesz
zaprzeczyć, jeśli coś mi umyka.
– Odkąd tylko pamiętam. – Przez twarz
Claudii przemknął cień. – Poznałam go jako człowiek. Od tamtego czasu
uciekam.
Przeszedł mnie dreszcz, kiedy spróbowałam
sobie to wyobrazić. Wiedziałam, że Rufus przeżył… Cóż, sporo. Nie miałam
pewności, jaka między tą dwójką była różnica wieku, ale zakładałam, że nie aż
tak wielka. Ile czasu w takim razie ta kobieta trwała w ciągłym
biegu?
– To byłoby nawet wzruszające, gdyby nie brzmiało
jak kłamstwo – wymamrotała gniewnie Isabeau.
– Beau… – zaryzykowała Layla.
– Ma rację. Tu nie ma miejsca na to,
co stało się w Mieście Nocy, sis – zauważył cicho Gabriel.
Kiedy spojrzałam na Lay, przekonałam
się, że wyglądała blado. Spoglądała na Claudię i choć mogłam
zrozumieć wiele, ona wcale nie wyglądała jak ktoś, kto nie do końca
wiedział jak się zachować z dodatkową wiedzą, którą posiadała w Lille.
Przeciwnie – patrząc na Laylę, byłam gotowa przysiąc, że ona martwiła się
przede wszystkim o Claudię. Zupełnie jakby…
– Nie interesuje mnie, co uznacie za kłamstwo.
Tym bardziej nie zamierzam prosić o współczucie – stwierdziła chłodno
wampirzyca. Uciekła wzrokiem gdzieś w bok, znów spoglądając w miejsce,
w którym szukaliśmy Melanie. – Nigdy go nie chciałam. Aczkolwiek…
Pytacie o Charona, więc wam odpowiadam. Wrócił, bo ja również
zostałam do tego zmuszona. Ja… – Zacisnęła usta. – Amelie poprosiła mnie o pomoc.
Z opóźnieniem dotarło do mnie, że
zdecydowanie zbyt mocno zaciskam dłonie w pięści. Spróbowałam nad sobą
zapanować, ale to okazało się trudniejsze, niż mogłabym podejrzeć.
Nie powstrzymałam się też przez zetknięciem na Gabriela, gotowa
przysiąc, że pobladł na wzmiankę o Amelie.
– Ach… – Nie widziałam twarzy Rufusa,
ale jego głos pozostał obojętny. – Więc ona…
– Jest moją stwórczynią. Zawdzięczam jej…
bardzo dużo – wyjaśniła wymijająco Claudia, bezceremonialnie wchodząc mu w słowo.
– Odszukała mnie z pomocą Demetriego. Nie mogłam odmówić jej pomocy.
– Amelie cię na nas nasłała?
Spojrzenie Claudii momentalnie spoczęło na Dimitrze.
Coś w wyrazie jej twarzy wyraźnie złagodniało.
– Isobel – poprawiła i zabrzmiało to niemal
łagodnie. – Zostałam zobowiązana na życzenie Amelie, ale… Tak, zadanie
pochodziło od królowej. Miałam zrobić swoje i zniknąć. Obiecały mi,
że nic się nie stanie. – Tym razem do głosu Claudii wkradła się
gorycz. – Ale teraz on wrócił i jest na moim tropie. Zresztą nie tylko –
dodała tak cicho, że ledwo ją zrozumiałam.
A potem jej spojrzenie powędrowało ku
Rufusowi. Coś w wymuszonym uśmiechu, który mu posłała, sprawiło, że
poczułam się nieswojo.
– Nie patrz tak na mnie.
Wiesz, kim jestem – westchnęła, opuszczając dłonie. Otaczającą ją tarcza
zniknęła. – Charon podąża za mną i twoją córką. Jeszcze jakiś czas
temu nie przeszłoby mi to przez usta, ale teraz nie dbam o to.
Nie pozwolę, by cokolwiek złego spotkało moją bratanicę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz