12 marca 2022

Sto siedemdziesiąt trzy

Renesmee

Okolica, do której zawędrowaliśmy, nie wyglądała ani trochę zachęcająco. I bez pytana zorientowałam się, że jesteśmy gdzieś na obrzeżach, na dodatek w pobliżu portu, choć ten nie przypominał doków, które pamiętałam z ostatniej wizyty. Nie byłam pewna, czy to dobrze, ale z jednym musiałam się zgodzić – to zdecydowanie wyglądało jak miejsce, w którym mógłby schronić się wampir.

– Możesz zaparkować tam – rzuciła szeptem Isabeau, skinieniem głowy wskazując odpowiedni kierunek.

Nie żeby to w ogóle miało jakieś znaczenie. Miałam wrażenie, że z równym powodzeniem moglibyśmy zatrzymać się gdzieś w poprzek, a nikt i tak nie zwróciłby na nas uwagi. Czarny lexus zlewał się z panującym dookoła mrokiem, zwłaszcza że oświetlenie pozostawiało wiele do życzenia. Cóż, przynajmniej w przypadku ludzi to mogło okazać się korzystne. Jeśli jednak w grę wchodził ktoś o wyostrzonych zmysłach, ukrycie się mogło okazać się trochę bardziej problematyczne.

Beau wysiadła pierwsza, czujnie wodząc wzrokiem dookoła. Wyczułam zmianę w powietrzu, świadczącą o użyciu mocy, szybko orientując się, że właśnie próbowała zlokalizować Dimitra. Musiało jej się to udać, bo wyprostowała się i bez wahania ruszyła w odpowiednim kierunku, bezgłośnie stawiając kolejne kroki.

– W porządku. Dalej nam nic nie powiedziałaś, sis – zniecierpliwił się Gabriel, ruszając w ślad za siostrą.

Westchnęła, ale przynajmniej przystanęła, by móc na nas spojrzeć.

– Nie mamy żadnego tropu. Wiecie o tym. – Z niedowierzaniem potrząsnęła głową. – Szukam jednej z dziewczyn, która towarzyszyła tej grupce wampirów ze szkoły. Ma na imię Melanie i najwyraźniej zna Claudię.

– Melanie… – powtórzyłam. Potrzebowałam dłuższej chwili, by zrozumieć skąd znałam to imię. – Zaraz… Partnerka Jasona? Znaczy…

– Ta sama – przyznała Isabeau, podejmując marsz. Narzuciła zdecydowane, choć wciąż w pełni ludzkie tempo. – Wydawała się coś wiedzieć. Później nie było czasu się nią przejmować, kiedy Layla… – Urwała, po czym dyskretnie obejrzała się na siostrę. – Tak czy inaczej – podjęła, szybko odzyskując rezon – teraz potrzebujemy informacji. To wciąż wydaje mi się lepsze od szukanie Charona, skoro wciąż nie mamy pomysłu jak z nim walczyć.

Rufus skwitował jej słowa przeciągłym westchnieniem. Poniekąd go rozumiałam, zwłaszcza że plan brzmiał na co najmniej naciągany, ale wciąż pozostawał jedynym, który mieliśmy. Co więcej, jak nagle sobie uświadomiłam, wampir wcale nie musiał być sceptycznie nastawiony tylko dlatego, że moglibyśmy stracić czas. Uświadomiłam sobie, że faktycznym problemem mogła być Claudia i to, że Melanie faktycznie mogła mieć dla nas jakąś wskazówkę. Oczywiście nie zamierzałam pytać, aż nazbyt świadoma, że szwagier prędzej przetrąciłby mi kark niż przyznał, że woli unikać jakichkolwiek wzmianek o… cóż, siostrze, ale…

Gdzieś w cieniu wychwyciłam ruch i to wystarczyło, bym odrzuciła od siebie niechciane myśli. Rubinowe tęczówki zabłysły w ciemnościach i to na nie zwróciłam uwagę w pierwszej kolejności. Potrzebowałam krótkiej chwili, żeby rozpoznać Dimitra, zwłaszcza że ten z zadziwiającą wręcz wprawą zlał się z otaczającym nas mrokiem. Nosił się na czarno, co było praktyczne, choć w drogim płaszczu i ze statusem nieoficjalnego króla, zdecydowanie nie pasował do kogoś, kto mógłby kręcić się po opustoszałym, najwyraźniej od dawna nieużywanym porcie.

– Cześć – rzucił i zabrzmiało to niemal pogodnie. Przemieścił się na tyle swobodnie, bym nabrała pewności, że w pobliżu nie było nikogo, kogo natychmiast moglibyśmy spłoszyć. – Eve rozłączyła się jakichś pięć minut temu, ale to nic. Dziewczyna jest tam i najwyraźniej nigdzie się nie wybiera – wyjaśnił usłużnie, skinieniem głowy wskazując odpowiedni kierunek.

Zaskoczona, podążyłam za jego spojrzeniem. Powoli znikający księżyc ledwo przebijał się przez chmury, leniwie odbijając się od wzburzonej wody. Czułam wyłącznie wilgoć i chłód, co jedynie utwierdziło mnie w przekonaniu, że nikt od dawna nie zapuścił się do tego miejsca. Chyba wolałam nie wiedzieć, czy taka decyzja brała się z braku pożytku dla tego miejsca, czy jednak… czegoś bardziej nadnaturalnego. Jeśli w pobliżu skryła się żywiąca ludzką krwią wampirzyca, rozwiązań mogło być naprawdę wiele.

Spory kawałek od miejsca, w którym schronił się Dimitr, dostrzegłam zarys czegoś, co okazało się niewielką, blaszaną budką. Kiedy przyjrzałam się dokładniej, zorientowałam się, że czas i wilgoć zdążyły odcisnąć ślad na blaszaku. Budynek – o ile takie określenie w ogóle wchodziło w grę – wyglądał na wyniszczony, przeżarty przez rdzę i, przynajmniej na pierwszy rzut oka, całkowicie opustoszały. Choć wierzyłam, że to wyłącznie pozory, gdy instynktownie posłużyłam się mocą, uważnie lustrując umysłem okolicę, wyraźnie wyczułam cudzą obecność. Wampirzyca nawet nie próbowała jej ukrywać, najpewniej cudownie nieświadoma działania telepatii.

Odetchnęłam. Serce zabiło mi mocniej, choć sama nie byłam pewna dlaczego. Okej, znaleźliśmy ją, ale…

– Co teraz? – zapytałam, niespokojnie spoglądając na Isabeau.

Wyraźnie się zawahała. Skrzyżowała ramiona na piersi, wciąż wpatrzona w kryjówkę Melanie. O dziwo na twarzy Beau odmalowała się przede wszystkim troska.

– Skoro tam jest, to wiele ułatwia – przyznała, ostrożnie dobierając słowa. – Zwłaszcza że nie czuję nikogo innego. W ogóle, więc raczej nie musimy obawiać się dodatkowych komplikacji. Tak sobie myślę… Pójdę sama – zadecydowała, ale to nie zabrzmiało ani trochę zachęcająco.

– Beau… – zaczęła z wahaniem Layla.

Wampirzyca potrząsnęła głową.

– Kiedy widziałam ją ostatnim razem, była przede wszystkim przerażona. Nawet zaproponowałam jej pomoc, ale nie przyszła. – Isabeau wzruszyła ramionami. – Poradzę sobie, jeśli spróbuje uciec. Nie jest utalentowana, o telepatii nie wie niczego, więc… Nie chciałabym, żeby się wystraszyła, jeśli nagle wparujemy jej tam w szóstkę. Zapanuję nad sytuacją i dopiero wtedy dam wam znać – zapewniła nieznoszącym sprzeciwu tonem.

Wydawała się pewna swego, zresztą nic nie wskazywało na to, żeby zamierzała dać nam jakikolwiek wybór. Ostatecznie żadne z nas nie zaprotestowało, ale i tak obserwowałam ją z powątpiewaniem, kiedy ruszyła w swoją stronę. Poruszała się lekko, ukrywając swoją obecność, co pozwoliło jej bez przeszkód dotrzeć aż do wejścia blaszanej zabudowy. Zatrzymała się przed drzwiami, bez zbędnych ceregieli decydując się zapukać. Chyba tylko Isabeau mogła zdobyć się na coś podobnego, zupełnie jakby uprzejmości i nagłe pojawianie się w cudzej kryjówce w istocie szły ze sobą w parze.

Z daleka trudno było mi ocenić, co działo się w środku. Przede wszystkim dzięki telepatii wyczułam nagłe poruszenie i – och, a jakże! – panikę, ale nic ponadto. Beau wciąż tam stała, spokojna i rozluźniona, ani trochę nie wyglądając na kogoś, kto spodziewał się ataku. Ten w istocie nie nadszedł, a dookoła wciąż panowała przede wszystkim cisza.

– Melanie? – spróbowała raz jeszcze Isabeau. Znów zapukała, choć z łatwością mogłaby po prostu wyważyć drzwi i dostać się do środka. – Pamiętasz mnie? Chcę porozmawiać.

Cisza. Żadnych słów, żadnego oddechu, choć to w przypadku istoty nieśmiertelnej nie było żadnym wyzwaniem. Miałam wrażenie, że wszyscy zamarliśmy, obserwując potencjalne drogi ucieczki – a więc okno, choć i tam nie dostrzegłam nawet śladu czyjejś bytności. Choć dziewczyna bez wątpienia zaszyła się w środku, najwyraźniej zamierzała udawać, że absolutnie nie dostrzega zagrożenia.

Nie tego się spodziewałam. Mimo że nie miałam wcześniej do czynienia z Melanie, łatwiej było mi wyobrazić sobie kolejną gonitwę po dokach. Ostatnią pamiętałam aż za dobrze, poniekąd przez bliskie spotkanie z morderczą rośliną. Mimowolnie wzdrygnęłam się na samo wspomnienie, dla pewności oglądając przez ramię, zupełnie jakbym spodziewała się tam zobaczyć kolejne mordercę pnącze, gotowe owinąć się któremuś z nas wokół gardła.

I wtedy ją zobaczyłam.

To były zaledwie ułamki sekund, ale wystarczyły. Nie miałam pojęcia, jakim cudem w ogóle zdołała ukryć przed nami swoją obecność, jednak nie miałam czasu się nad tym zastanawiać. Liczyło się, że w cieniu dostrzegłam wpatrzoną w nas kobietę. Stała tam, skryta w cieniu, jasnowłosa i – co w tym wszystkim zszokowało mnie najbardziej – niebieskooka, mimo że w przypadku wampira nie powinno być to możliwe. Wtedy pojęłam, że to najpewniej nie Melanie, ale i tak…

– T-tam! – wyrwało mi się.

Nie miałam dodawać niczego więcej.

Usłyszałam przekleństwo, które wyrwało się Layli. Zaskoczyła mnie, zwłaszcza że zwykle jej się to nie zdarzało, nim jednak zdążyłam się nad tym zastanowić, wyczułam ruch u swojego boku. Gabriel przemieścił się, w pośpiechu stając pomiędzy mną a nieznajomą. Zauważyłam, że Rufus również się poruszył, ale nie z taką pewnością, jak mogłabym oczekiwać. Nie miała pewności, co to oznacza, jednak nie miałam czasu, żeby się nad tym zastanawiać.

Kobieta nawet nie drgnęła. Po prostu tam stała, obserwując nas z wyraźną dozą ostrożności. W jej oczach dostrzegłam niepokój, ten jednak prawie natychmiast zniknął, wyparty przez obojętność. Dumnie uniosła głowę, przez chwilę lustrując nas wzrokiem, zanim w końcu zdecydowała się odezwać.

– Chcę porozmawiać – wyjaśniła i zabrzmiało to niemal łagodnie. Z westchnieniem uniosła obie dłonie ku górze w poddańczym geście. – Szukacie mnie, tak?

– Claudia?

Zamrugałam. Z niedowierzaniem spojrzałam na Dimitra, niemniej zaskoczona, co i on sam. Nie miałam okazji spotkać Claudii, w gruncie rzeczy wiedząc o niej jedynie tyle, że była niebezpieczna. Och, no i najwyraźniej spokrewniona z Rufusem, choć sam zainteresowany prędzej kogoś by zabił, niż faktycznie zdecydował się omówić ten temat. Tak czy siak, nie miałam pojęcia, czego mogliśmy spodziewać się po tej kobiecie. Cóż, na pewno nie tego, że spokojnie przyjdzie do nas, zaoferować jakiekolwiek wyjaśnienia.

Wciąż zaniepokojona, zmierzyłam ją wzrokiem. Wyglądała bardzo łagodnie, wręcz ludzko; bynajmniej nie jak ktoś, kto planował walczyć albo kogoś skrzywdzić. Jasne włosy zafalowały łagodnie, kiedy poruszyła się niespokojnie, starając trzymać się na dystans. Nie opuściła dłoni, już nie tyle wyglądając jak ktoś, kto próbował uspokoić nas tym gestem, ale raczej jakby w ten sposób w jakiś cudowny sposób mogła zapewnić sobie bezpieczeństwo.

I zabiła Setha, odezwał się cichy głosik w mojej głowie. Ta kobieta zabiła Setha…

Coś ścisnęło mnie w gardle. Bezwiednie przesunęłam się, nerwowo zaciskając palce na ramieniu Gabriela – i to nie dlatego, by go przed czymkolwiek powstrzymać.

– Możecie zostawić Melanie. Ona i tak ma za dużo problemów z mojego powodu. – Claudia z westchnieniem spojrzała w kierunku metalowej przybudówki. – Wiem, że chodzi o mnie. Skoro tak…

Nie dokończyła. Jej oczy rozszerzyły się nieznacznie, kiedy zauważyła coś, co najwyraźniej znajdowało się za naszymi plecami. Zanim zdążyłam zdecydować, czy odwracanie się jest dobrym pomysłem, wyraźnie wyczułam zawirowanie mocy. Fala uderzeniowa przecięła powietrze, wycelowana wprost w zastygłą w bezruchu wampirzycę. Aż wzdrygnęłam się, kiedy moc dosłownie eksplodowała, dosięgając celu.

A przynajmniej tak pomyślałam, póki nie doszło mnie gniewne warkniecie Isabeau, zwieńczone cała wiązanką przekleństw.

Chociaż Claudia nie ruszyła się z miejsca, nic nie wskazywało na to, żeby jakkolwiek ucierpiała. Jedynie skrzywiła się nieznacznie, spod uniesionych brwi spoglądając w kierunku, z którego nadszedł atak. Przez jej twarz przemknął cień, ale nie próbowała uciekać, ani walczyć. Nie opuściła dłoni i wtedy nabrałam pewności, że w jej geście było coś więcej, aniżeli tylko próba przekonania nas, że mogłaby być nieszkodliwa.

Cokolwiek się działo, nie powstrzymało Isabeau. Przemknęła tuż obok, tak szybko, że ledwo ją zarejestrowałam. I, o bogini, była wściekła, ale…

– Beau, nie! – jęknęła Layla, ale to nie zadziałało.

Skuteczne okazało się za to to, co robiła Claudia. Chociaż nie wyczułam ani świadczącej o telepatii energii, ani niczego innego, wampirzyca jednak musiała coś zrobić. Isabeau nie miała szansy choćby jej dosięgnąć, dobry metr od swojej przeciwniczki nagle odlatując w tył, zupełnie jakby zderzyła się z jakąś niewidzialną ścianą. Zderzenie musiało ostudzić jej zapał, bo zaległa na ziemi, rozszerzonymi oczyma spoglądając na stojącą nad nią kobietę.

– Poważnie. – Wampirzyca z niedowierzaniem potrząsnęła głową. Westchnęła, sprawiając wrażenie co najmniej sfrustrowanej. – Będę się bronić, jeśli mnie zmusicie, ale to zły wstęp do jakiejkolwiek rozmowy, więc…

– Rozmowy! – powtórzyła z niedowierzaniem Isabeau.

Dimitr mocniej zacisnął dłonie na jej ramionach. Spojrzała na niego w roztargnieniu, błyszczącymi gniewnie oczyma. Przez ułamek sekundy byłam gotowa przysiąc, że w zwykle błękitnych tęczówkach dostrzegłam błysk czerwieni. Choć jej reakcja nie wydała mi się ni trochę dziwna, poczułam się nieswojo.

Nie miało znaczenia, że to Isabeau uparła się odnaleźć tę kobietę. Tym bardziej nie liczyło się, że Claudia niejako chciała nam dać to, po co przyszliśmy. Mogłam tylko zgadywać, co oznaczało spotkanie z tą kobietą dla wampirzycy, która z jej powodu omal nie odrzuciła człowieczeństwa. Sama też poczułam gorycz, ale nie ruszyłam się nawet o milimetr, niezdolna wykrztusić z siebie chociaż słowa. Prawda była taka, że chyba do samego końca nie wierzyłam w to, że nasze poszukiwania Melanie przyniosą jakikolwiek skutek, o takim nie wspominając.

Cisza dzwoniła mi w uszach. Claudia znosiła to w spokoju, odległa i na swój sposób niedostępna. Próbowałam sobie przypomnieć, ile tak naprawdę o niej wiedzieliśmy, ale poza zdolnością zmiany wyglądu, nie potrafiłam przywołać niczego sensownego. Na pewno nie sposobu, w jaki bez kiwnięcia palcem zdołała odrzucić od siebie rozgniewaną telepatkę.

– Ehm… Może moglibyśmy… Znaczy… – doszedł mnie niepewny głos Layli. Ona jedna nie wyglądała na zagniewaną, wręcz przeciwnie: w jej przypadku dominowało przede wszystkim zaskoczenie. Coś w sposobie, w jaki raz po raz zerkała na Claudię, dało mi do myślenia. – Beau, wszystko gra? – zapytała w końcu.

– A jak ci się wydaje? – wymamrotała Isabeau. Skorzystała z pomocy Dimitra, żeby dźwignąć się na nogi. – Zresztą nieważne. Ty… – zwróciła się ponownie do oddalonej od niej  nieśmiertelnej.

Claudia potrząsnęła głową.

– Z całym szacunkiem, królowo – oznajmiła z naciskiem – ale nie zamierzam ani dać się zabić, ani z nikim walczyć. Oferuję rozmowę, bo wierzę, że mogę wam pomóc. Po to przyszliście, tak? Jestem też winna coś Melanie, ale to inna kwestia – dodała nieznoszącym sprzeciwu tonem. Wykrzywiła w usta w zmęczonym, wyraźnie wymuszonym uśmiechu, który w najmniejszym nawet stopniu nie objął jej jasnych oczu. – To jeden z tych momentów, w których szczerze nienawidzę swojej intuicji. Jako kapłanka powinnaś to rozumieć.

Isabeau gwałtownie zassała powietrze, wyraźnie nieusatysfakcjonowana taką odpowiedzią. Wciąż drżała, nerwowo napinając mięśnie i tylko cudem powstrzymując się od zrobienia czegoś gwałtownego. Przez moment byłam gotowa przysiąc, że wtuliła się w Dimitra w niemalże zaborczy sposób, jakby w obawie przed tym, że znów wydarzy się coś co najmniej niepokojącego. Wampir bez słowa otoczył ją ramionami, w uspokajającym geście pocierając ramię żony.

– Jestem tu, Beau.

Nawet jeśli te słowa ją uspokoiły, nie dała niczego po sobie poznać. Nie odpowiedziała, z uporem milcząc i dosłownie taksując Claudię wzrokiem.

Ona nie jest telepatką, prawda?, zwróciłam się do Gabriela. Czułam, że coś mi umyka, ale wciąż nie byłam pewna co dlaczego.

Nie, zapewnił pospiesznie. W jego mentalnym głosie wyczułam przede wszystkim chłód, bynajmniej nie skierowany do mnie. Ale coś jest nie tak. Czuję… opór, dodał i coś w tych słowach jedynie bardziej mnie zaniepokoiło.

Instynktownie spróbowałam sięgnąć ku Claudii z pomocą umysłu. Nie chciałam atakować, ani tym bardziej wnikać w jej umysł, zresztą nawet gdybym spróbowała, nie miałabym najmniejszych szans nic zdziałać. Wątpliwości wzmogły się, kiedy przekonałam się, że Gabriel miał rację – ja również poczuła się tak, jakbym natrafiła na jakąś niewidzialną barierę. Poczułam się niemalże jak w siedzibie łowców, gdzie przesycone srebrem ściany tłumiły moc, odpychając ją i zmuszając do pozostania w środku.

Kiedy spróbowałam to sobie zwizualizować, gdzieś na granicy świadomości dostrzegłam zarys otaczającej Claudii barierę. Skądkolwiek się wzięła, otaczała wampirzycę połyskującą łagodnie, zapewniającą bezpieczeństwo bańką. Mimowolnie zaczęłam się zastanawiać, czy w ten sposób mogłaby wyglądać tarcza, którą mama odpychała wszelakie mentalne ataki z zewnątrz.

Sęk w tym, że w przypadku tej kobiety chodziło o coś więcej. Skoro bariera fizycznie zatrzymała zarówno moc, jak i Isabeau…

– Ta cisza sprawia, że zaczynam czuć się nieswojo – westchnęła Claudia, skutecznie wyrywając mnie z zamyślenia. – Z pewnością sobie zasłużyłam, ale to dalej nie wyjaśnia, czemu w ogóle się fatygowaliście. Wszyscy wiemy, że chcecie rozmawiać o nim, więc…

– O nim – powtórzył Rufus, bezceremonialnie wchodząc jej w słowo. Natychmiast przeniosła na niego wzrok, wciąż spokojna i obojętna. Kiedy kątem oka zerknęłam na szwagra, przekonałam się, że przybrał podobną taktykę. – O Charonie.

Tym razem Claudia drgnęła. Wciąż uniesione w obronnym geście dłonie nieznacznie zadrżały.

– O Charonie – zgodziła się cicho.

Poraził mnie pobrzmiewający w jej głosie lęk. Co prawda nie na tyle, bym straciła czujność, ale i tak spojrzałam na tę kobietę z rezerwą. Czyli jednak miała z tym związek. Nie byłam co prawda pewna jaki, ale podejrzewałam, że to rozwiąże się wkrótce.

Jakby w odpowiedzi na moje podejrzenia, Rufus przesunął się bliżej. Kątem oka zerknęłam na Isabeau, ale ta najwyraźniej nie miała zamiaru się wtrącać. Wyglądała, jakby cały wysiłek wkładała w to, by powstrzymać gwałtowniejsze reakcje. Może w tej sytuacji tak jednak było lepiej, nawet jeśli wciąż nie przywykłam do utożsamiania Rufusa z rozsądniejszym działaniem.

– Podąża za tobą, tak? Tyle wiem, ale możesz zaprzeczyć, jeśli coś mi umyka.

– Odkąd tylko pamiętam. – Przez twarz Claudii przemknął cień. – Poznałam go jako człowiek. Od tamtego czasu uciekam.

Przeszedł mnie dreszcz, kiedy spróbowałam sobie to wyobrazić. Wiedziałam, że Rufus przeżył… Cóż, sporo. Nie miałam pewności, jaka między tą dwójką była różnica wieku, ale zakładałam, że nie aż tak wielka. Ile czasu w takim razie ta kobieta trwała w ciągłym biegu?

– To byłoby nawet wzruszające, gdyby nie brzmiało jak kłamstwo – wymamrotała gniewnie Isabeau.

– Beau… – zaryzykowała Layla.

– Ma rację. Tu nie ma miejsca na to, co stało się w Mieście Nocy, sis – zauważył cicho Gabriel.

Kiedy spojrzałam na Lay, przekonałam się, że wyglądała blado. Spoglądała na Claudię i choć mogłam zrozumieć wiele, ona wcale nie wyglądała jak ktoś, kto nie do końca wiedział jak się zachować z dodatkową wiedzą, którą posiadała w Lille. Przeciwnie – patrząc na Laylę, byłam gotowa przysiąc, że ona martwiła się przede wszystkim o Claudię. Zupełnie jakby…

– Nie interesuje mnie, co uznacie za kłamstwo. Tym bardziej nie zamierzam prosić o współczucie – stwierdziła chłodno wampirzyca. Uciekła wzrokiem gdzieś w bok, znów spoglądając w miejsce, w którym szukaliśmy Melanie. – Nigdy go nie chciałam. Aczkolwiek… Pytacie o Charona, więc wam odpowiadam. Wrócił, bo ja również zostałam do tego zmuszona. Ja… – Zacisnęła usta. – Amelie poprosiła mnie o pomoc.

Z opóźnieniem dotarło do mnie, że zdecydowanie zbyt mocno zaciskam dłonie w pięści. Spróbowałam nad sobą zapanować, ale to okazało się trudniejsze, niż mogłabym podejrzeć. Nie powstrzymałam się też przez zetknięciem na Gabriela, gotowa przysiąc, że pobladł na wzmiankę o Amelie.

– Ach… – Nie widziałam twarzy Rufusa, ale jego głos pozostał obojętny. – Więc ona…

– Jest moją stwórczynią. Zawdzięczam jej… bardzo dużo – wyjaśniła wymijająco Claudia, bezceremonialnie wchodząc mu w słowo. – Odszukała mnie z pomocą Demetriego. Nie mogłam odmówić jej pomocy.

– Amelie cię na nas nasłała?

Spojrzenie Claudii momentalnie spoczęło na Dimitrze. Coś w wyrazie jej twarzy wyraźnie złagodniało.

– Isobel – poprawiła i zabrzmiało to niemal łagodnie. – Zostałam zobowiązana na życzenie Amelie, ale… Tak, zadanie pochodziło od królowej. Miałam zrobić swoje i zniknąć. Obiecały mi, że nic się nie stanie. – Tym razem do głosu Claudii wkradła się gorycz. – Ale teraz on wrócił i jest na moim tropie. Zresztą nie tylko – dodała tak cicho, że ledwo ją zrozumiałam.

A potem jej spojrzenie powędrowało ku Rufusowi. Coś w wymuszonym uśmiechu, który mu posłała, sprawiło, że poczułam się nieswojo.

– Nie patrz tak na mnie. Wiesz, kim jestem – westchnęła, opuszczając dłonie. Otaczającą ją tarcza zniknęła. – Charon podąża za mną i twoją córką. Jeszcze jakiś czas temu nie przeszłoby mi to przez usta, ale teraz nie dbam o to. Nie pozwolę, by cokolwiek złego spotkało moją bratanicę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa