1 marca 2022

Sto siedemdziesiąt

Claire

– Claire?!

– Jestem na górze.

Nawet nie musiała podnosić głosu. Wiedziała, że demon doskonale ją słyszał, a po tym jak w kilka zaledwie sekund namierzył ją i zmaterializował obok, nabrała co do tego całkowitej pewności. W normalnym wypadku pewnie wzdrygnęłaby się, instynktownie reagując na obecność kogoś związanego z samą Ciemnością, ale buszowanie po zawieszonej w pustce, zajmującej niemal całą wieżę bibliotece, zdecydowanie nie zakrawało o jakąkolwiek „normalność”.

Nie od razu przeniosła wzrok na Razjela. W zasadzie zerknęła na niego tylko po to, żeby posłać mu blady uśmiech i wrócić do uważnie studiowania tego, co znajdowało się na jednym z regałów.

– Szukasz czegoś konkretnego? – zapytał z uprzejmym zainteresowaniem demon.

Czuła, że ani na moment nie spuszczał z niej wzroku. Oczami wyobraźni wręcz widziała te lśniące, przypominające niebo tęczówki.

– Nie jestem pewna – przyznała zgodnie z prawdą. – Ale chyba znalazłam pozycje poświęcone magii, więc…

– Och.

Nie dodał niczego więcej, ale tak naprawdę nie musiał. Przynajmniej zamilkł, ograniczając się do biernej obserwacji, co na swój sposób było Claire na rękę. Ostatecznie zdecydowała się skorzystać z jego obecności, by bezceremonialnie wcisnąć Razjelowi w ręce lampę naftową, którą przytaszczyła ze sobą z samego dołu. Na pewno była mniej praktyczna niż latarka, ale w jakiś pokrętny sposób pasowała do tego miejsca.

Wyczuła ruch, kiedy Razjel się przemieścił. Przynajmniej trzymał źródło światła na tyle blisko, by wyraźniej widziała grzbiety książek, choć niewiele to pomogło. Nie, skoro większość z nich i tak musiała wyciągnąć i przynajmniej zerknąć na przód okładki, by ocenić, czy miały jakikolwiek tytuł.

– Wiesz… Skoro o magii mowa, to pewnie mogłabyś wykombinować coś praktyczniejszego niż to – ocenił, a po sposobie, w jaki poruszyły się cienie, Claire zorientowała się, że musiał wymownie poruszyć lampą.

– Jeśli kiedyś dowiem się, jak to zrobić, to bardzo chętnie – odparła wymijająco.

Mimowolnie pomyślała o kulach energii, które czasami przywoływali telepaci. W teorii na pewno istniał jakiś sposób, by stworzyć coś podobnego. Postanowiła dorzucić to do listy pytań, które miała dla Claudii, choć ciotka wciąż z uporem unikała kontaktu. Tak może i było nawet lepiej, zwłaszcza że atmosfera w domu wciąż pozostawała napięta. Mimo że przynajmniej Jocelyne wyszła ze wszystkiego ze szwanku, Claire czuła, że dalsze ukrywanie… pewnych kwestii, mogłoby okazać się problematyczne.

Właśnie dlatego ostatecznie uległa, coraz więcej czasu spędzając z Razjelem. Nie miała pojęcia jak działał wytworzony przez niego świat i on sam, ale nie mogła zaprzeczyć, że samo doświadczenie coraz bardziej ją fascynowało. Albo raczej samo pojęcie „czasu”, który płynął zupełnie innym rytmem. Mogła zniknąć na cały dzień, by po wszystkim odkryć, że w rzeczywistości minął raptem kwadrans. W równym stopniu przerażało ją to i ciekawiło, a z dwojga złego doszła do wniosku, że woli uznać taki stan rzeczy za „praktyczny”. Skoro nie musiała ani kłamać, ani szukać pretekstu, który usprawiedliwiłby wyjście z domu…

Inna sprawa, że przy Razjelu czuła się o wiele swobodniej niż zwykle. No, może niekoniecznie wtedy, kiedy próbował zachęcać ją do walki, czym zwykle zapewniał jej co najmniej kilka dodatkowych siniaków, ale jednak. Z tym większą ulgą przyjęła jego propozycję, by znów udać się do biblioteki i przy pierwszej okazji zniknęła niemal na samej górze, taszcząc ze sobą znalezioną przypadkowo latarnię. Na pewno wydawała się bezpieczniejsza, niż gdyby spróbowała na własną rękę przywołać magię i puścić wieżę oraz wszystkie książki z dymem.

Przez chwilę trwali w ciszy, ona wciąż z uwagą przeglądając zawartość regałów. Kątem oka zauważyła, że Razjel przemieścił się, z zaciekawieniem spoglądając na szybko rosnący stos, który ułożyła na schodach obok siebie. Nie miała pewności, na ile poważnie powinna potraktować te wszystkie książki, ale zamierzała je przynajmniej przejrzeć.

– Hm… A to? – usłyszała i coś w tonie mężczyzny sprawiło, ze jednak zdecydowała się na niego spojrzeć. – Pomijając, że wygląda jakby miała się rozpaść, to… chcę wiedzieć, czemu interesują cię zakazane praktyki?

– Zakazane? – powtórzyła, nie kryjąc zaskoczenia.

Obrzuciła spojrzeniem grube tomiszcze, które w rękach trzymał Razjel. Nieznacznie zmarszczyła brwi, przez chwilę próbując sobie przypomnieć, co zaciekawiło ją w tym konkretnym tytule. Ciemna, wyniszczona okładka nie wyróżniała się niczym szczególnym, zresztą nigdzie nie było nawet wzmianki o tym, czego można było się spodziewać w środku. Dopiero kiedy odsunęła się od regału i wspięła na kilka dodatkowych stopni, by móc zajrzeć do wnętrza księgi, uświadomiła sobie, co takiego miał na myśli demon.

Potrząsnęła głową. Pomijając stary język, który tylko częściowo pokrywał się z tym pierwotnych, który znała, przez co Claire miała problem z odczytaniem treści, decydując się odłożyć książkę na bok, zdecydowanie nie kierowała się stroną, na którą spoglądał Razjel. Tym bardziej nie sądziła, że którakolwiek z opisanych w niej praktyk mogłaby zostać określona „zakazaną”.

– Odłożyłam ją – wyjaśniła pospiesznie – bo znalazłam wzmianki o nekromancji. Byłam ciekawa przez wzgląd na Joce.

– Rozumiem. – Przez twarz demona przemknął cień. – Chociaż wątpię, żeby akurat to mogło jej pomóc. W zasadzie… – Przerzucił kilka stron, w pośpiechu śledząc wzrokiem tekst. Uświadomiła sobie, że najwyraźniej rozumiał język o wiele lepiej od niej. – To tutaj można by określić nekromancją, ale nie radziłbym tego próbować.

– Nie rozumiem…?

Razjel przemieścił się, jakby od niechcenia opierając o regał. Odłożył lampę na bok, ustawiając na skraju jednej z półek. Przez chwilę Claire miała ochotę zaprotestować, oczami wyobraźni widząc, co mogłoby pójść nie tak, gdyby ktoś przypadkiem ją zrzucił, ale ostatecznie nie odezwała się nawet słowem. Ciekawość wzięła górę, więc w pośpiechu przystanęła obok swojego towarzysza, z zaciekawieniem nachylając w jego stronę.

Poczuła ciepło jego ciała, kiedy przypadkiem otarła się o ramię demona. Wzajemna bliskość wydała się… wyjątkowo właściwa. O wiele bardziej rozgrzewająca niż whisky, które już chyba z przyzwyczajenia przyjmowała za każdym razem, gdy oferował jej je podczas wizyty. Nie miała pewności, na ile alkohol miał wpływ na to, że czuła się przy nim tak dobrze, zwłaszcza że wcale nie miała poczucia, by była pijana – nie po kilku zaledwie łykach – ale mimo wszystko…

– Twoja kuzynka… Cóż, widzi umarłych. Zapewne przyciąga ich, zresztą ze wzajemnością. Mogę sobie wyobrazić, że jest bardzo wrażliwa na istoty nadnaturalne. Takich jak ja również, a i my jesteśmy w stanie wyczuć nekromantkę nawet z daleka. – Razjel zamyślił się, jakby szukając odpowiednich słów. – Ona po prostu to robi, poza tym musi być atrakcyjnym źródłem energii dla tych, którzy jej potrzebują. Mam na myśli…

– Tyle wiem – przerwała, nie mogąc się powstrzymać. Uśmiechnęła się niepewnie, podchwyciwszy jego spojrzenie. – Jak i o duchach, które mogłyby się zapędzić w negatywnych emocjach. No i Joce przywróciła do życia Beatrycze – zauważyła przytomnie.

– A kiedy spotkałem ją po raz pierwszy, nieświadomie wciągnęła kilka niewinnych dusz w ich martwe ciała – przyznał łagodnie, skutecznie przyprawiając Claire o dreszcze.

O tym nie miała pojęcia. Co najwyżej o fakcie, że uratował Jocelyne, ale sama zainteresowana nie wnikała w szczegóły.

Razjel musiał uświadomić sobie, że powiedział za dużo, bo pospiesznie zmienił temat. Jego spojrzenie znów spoczęło na książce.

– Tak czy siak – podjął jakby od niechcenia – nekromanci mają sporo energii, którą mogą dzielić się z bytami, które utknęły gdzieś na granicy. Co prawda rzadko spotyka się takich, którzy mogliby przywołać kogoś do życia, ale wyszedłbym na ignoranta, gdybym temu zaprzeczył. Jak wspomniałaś, Jocelyne przywołała Beatrycze. – Razjel postukał palcami w okładkę. – Jednak tutaj wciąż mówimy o naturalnym darze, przez który twoja kuzynka krąży na granicy dwóch światów. Za to praktyki, które opisano w tej książce, to nieco inna bajka… I bardziej podchodzą pod magię – dodał, jedynie wzbudzając w Claire więcej wątpliwości.

– Zabrzmiało… wyjątkowo niepokojąco.

Demon parsknął nieco nerwowym śmiechem.

– Bo miało. Nie mnie oceniać, co czarownice uważają za dobre, a co za złe. Aczkolwiek celowe igranie ze śmiercią za każdym razem brzmi równie kiepsko – zauważył przytomnie. – Rytuał tutaj zakłada przekraczanie granic i przywrócenie kogoś do życia kosztem samego siebie. Chyba, bo równie dobrze może się okazać równie niepraktyczny, co i Halloweenowa zabawa dla dzieciaków. Gdyby uprawianie czarów i sprowadzanie umarłych zza grobu było takie proste, przebywanie z ludźmi stałoby się dużo ciekawsze.

Nie była pewna, czy podziela jego tok rozumowania. Tym bardziej szczerze wątpiła, by Jocelyne choć po części zgodziła się ze słowami Razjela. Wspominając przerażenie w oczach kuzynki, kiedy ostatnim razem Claire zdarzyło się widzieć ją, kiedy ostatnim razem widziała dziewczynę komunikującą się z kimś, kogo widziała jako jedyna, mówiło samo za siebie. Z drugiej strony…

Potrząsnęła głową. Czy miała w takim razie uznać, że księga zakładała ożywienie kogoś w sposób nieco inny niż ten, którym posłużyła się Joce? Myśląc o tym, uświadomiła sobie, że chyba jednak nie chciała poznać szczegółów.

– Zdecydowanie nie tego szukałam – przyznała wymijająco. Wyjęła księgę z rąk Razjela, planując odłożyć ją na miejsce. – W zasadzie sama nie wiem, czego potrzebuję. Nie wiem nic – dodała, nie kryjąc frustracji.

Wsunęła książkę w odpowiednie miejsce, nieco zbyt gwałtownie, bo regał aż zadygotał. Zaraz po tym serce podeszło jej do gardła, kiedy zostawiona na półce lampa przechyliła się, nie lądując na schodach wyłącznie dzięki refleksowi Razjela.

– Puszczenie biblioteki z dymem nie sprawi, że uzupełnisz braki – ocenił z rozbrajającym uśmiechem.

Parsknęła, nie mogąc się powstrzymać. Spojrzała na niego z niedowierzaniem, przez moment walcząc z pragnieniem, by zdzielić demona w ramię. Nie sądziła, że kiedykolwiek coś podobnego przyjdzie jej do głowy, ale z drugiej strony… Och, była tutaj, w innym świecie i kimś, na kogo już nie potrafiła patrzeć jak na potencjalne zagrożenie. Czy to w ogóle powinno wchodzić w grę?

– Nie wybaczyłabym sobie tego – przyznała zgodnie z prawdą, krzyżując ramiona na piersi. Z powątpiewaniem spojrzała na pozostały stos książek, które odłożyła na bok. – Chyba mi wystarczy, przynajmniej na razie. Oczywiście myślę o tym, co ci obiecałam – dodała pospiesznie – ale wciąż nie jestem pewna, jak się do tego zabrać. No i tak sobie pomyślałam, że magia mogłaby pomóc – wyjaśniła, z opóźnieniem uświadamiając sobie, że ostatnie słowa również wypowiedziała na głos.

Właściwie sama nie była pewna, kiedy podobny pomysł przyszedł jej do głowy. W pewnym momencie po prostu uznała, że to miało rację bytu. W pamięci wciąż miała wątpliwy wykład Claudii na temat fizyki i choć teoria „poruszających się cząsteczek” wciąż nie tłumaczyła pełni ewentualnego posługiwania się jakąś bliżej nieokreśloną mocą, Claire łączenie tych dwóch światów wydawało się coraz bardziej naturalne. Zbyt długo wierzyła, że każde zjawisko da się okiełznać, jeśli odpowiednio podejść do tematu, by tak po prostu to porzucić.

Z obawą spojrzała na Razjela, niepewna jak ten zareaguje na jej słowa. „Potrzebuję geniusza” – oświadczył jakiś czas temu. Wtedy doszli do porozumienia, zwłaszcza że również ona negowała to, że mogłaby być wiedźmą, ale…

– Zaangażowałaś się – ocenił z uśmiechem. Jakby od niechcenia przemieścił się, po czym sięgnął po stos, z lekkością unosząc książki. – O wiele bardziej, niż początkowo sądziłem. Nie powiem, że mi z tego powodu przykro.

– Ja…

– Daj sobie tyle czasu, ile potrzebujesz. W zasadzie – dodał, zwracając się do niej plecami – im więcej ci to zajmie, tym lepiej dla mnie.

Otworzyła i zaraz zamknęła usta. Te słowa były tak dwuznaczne, że nawet gdyby chciała, nie potrafiłaby ich zignorować. Zbyt wiele razy podkreślał, że zależało mu na czymś innym. Na tym, że mógłby oczekiwać jej bliskości, że był nią zainteresowany i…

Potrząsnęła głową, chcąc jak najszybciej opędzić się od niechcianych myśl. Serce i tak zabiło jej szybciej, z czego – och, mogła się założyć! – Razjel doskonale zdawał sobie sprawę.

– Możemy stąd wyjść? – poprosiła, chcąc zmienić temat.

Nie musiała się powtarzać. Wystarczyły ułamki sekund, by znaleźli się w zupełnie innym miejscu – tak po prostu, bez zbędnych gestów, pytań albo magicznych zaklęć. Odetchnęła, kiedy przekonała się, że stoi w niewielkiej pracowni, którą w międzyczasie już zaczęła uporządkowywać pod swoje potrzeby. Co prawda sprowadzało się to do uporządkowania blatów, posegregowania notatek i przestudiowania większości tego, co miała pod ręką po próbach Razjela, ale na dobry początek musiało wystarczyć.

Teraz do wszystkiego dołączyły książki, które sobie wybrała. Większość dotyczyła magii i wiedźm, chociaż Claire naprawdę wierzyła, że dzięki temu znajdzie… Cóż, coś więcej. Chociażby olśnienie, by stworzyć kopię Przedsionka.

W milczeniu spojrzała na wyróżniającą się na tle ściany metalową konstrukcję. Dziwna, przypominająca obręcz brama wciąż wzbudzała w niej wątpliwości, całkowicie niepraktyczna i zdolna co najwyżej do zbierania kurzu.

– Mogę o coś zapytać? – rzuciła pod wpływem impulsu.

Razjel spojrzał na nią z zaciekawieniem, ale nawet się nie zawahał.

– Oczywiście.

– Ja tylko… Tak tylko się zastanawiam… – Potrząsnęła głową. – To pewnie trochę zbyt osobiste – zastrzegła, przez chwilę bliska tego, żeby jednak się wycofać – ale myślałam o twoim konflikcie z Ciemnością. Co tak naprawdę między wami zaszło? Wiem, że to zamknięta sprawa, sam to powiedziałeś, ale…

Urwała, czując narastający ucisk w gardle. Nie powinna. Jedno spojrzenie na skupioną, niezwykle poważną twarz demona, utwierdziło ją w przekonaniu, że prościej było nie wnikać w ten temat. Z drugiej strony, już raz popełniła błąd, zbyt pochopnie ufając przypadkowo poznanemu mężczyźnie. Jasne, nie chciała porównywać Razjela do Deana, ale nic nie mogła poradzić na targające nią wątpliwości. Może gdyby wtedy poświęciła więcej uwagi temu, co mówił jej o przeszłości…

Niedokończone sprawy potrafiły być problematyczne. Och, najdelikatniej rzecz ujmując, o czym zresztą zdążyła się już przekonać. Skoro demon po takim czasie wciąż nie porzucił pragnienia wyrwania się z ograniczeń, które narzucił mu ojciec, coś musiało być na rzeczy.

Nie miała pewności, czy chciała poznać odpowiedzi, ale… jaki wybór tak naprawdę wchodził w tej sytuacji w grę?

– Och.

Tylko tyle, choć nie miała pojęcia, jak interpretować taką reakcję. Poruszyła się niespokojnie, kiedy Razjel w pełni ludzkim krokiem przeszedł przez pokój, jakby od niechcenia układając dłoń na metalowej konstrukcji. Chwilę obserwował wypełniający pomieszczenie łuk, pogrążany we własnych myślach. Jego twarz pozostała nieprzenikniona, ale Claire była gotowa przysiąc, że ciało napięło się bardziej niż do tej pory. Aż nazbyt wyraźnie widziała zwłaszcza jego plecy, tym bardziej że nie pierwszy raz w jej obecności ukrywał skrzydła.

Cisza dzwoniła jej w uszach. Miała wrażenie, że minęła cała wieczność, nim w końcu doczekała się odpowiedzi.

– Zakochałem się – odparł z porażającym wręcz spokojem. – I poznałem ludzkie uczucia. Och, Claire… Naprawdę muszę tłumaczyć coś więcej? – Obrócił się i posłał jej zmęczony uśmiech. – Znasz ten scenariusz. Gdyby w grę nie wchodziła sama Światłość, Rafael i Elena najpewniej skończyliby w ten sposób.

– To znaczy? – zapytała. Nie mogła pozbyć się niepokojącego wrażenia, że dobrze wie, jaka będzie odpowiedź. – Ciebie wygnał, ale wciąż żyjesz. A ona…

– Ona umarła. – Razjel potrząsnął głową. – Śmiem twierdzić, że wiesz, co oznacza utrata kogoś bliskiego. Może kiedy żyje się wiecznie, takie doświadczenia są nieuniknione.

Tym razem nie znalazła na to odpowiedzi. Jedynie potrząsnęła głową, nie tyle w ramach protestu, co próbując uporządkować mętlik w głowie. Bezwiednie przycisnęła dłoń do ust, wciąż oszołomiona, choć przecież mogła się tego spodziewać. Zresztą to, o czym mówił jej Razjel, wydawało się aż nazbyt prawdopodobne: utrata ukochanej i względów jako kara za poznanie czegoś, co dla demonów najwyraźniej nie powinno być dostępne. Cóż, przynajmniej kiedyś, nim świat stanął na głowie wraz z powrotem samej Selene.

Jej myśli na ułamek sekundy powędrowały do Setha, ale tym razem zdołała się od nich odciąć. Oczywiście, że wiedziała, co oznaczało stracić kogoś ważnego. Co prawda wciąż nie potrafiła szczerze przyznać, czy kochała tego chłopaka, ale na pewno był jej bliski. Na coś więcej najzwyczajniej w świecie zabrakło im czasu.

Po słowach Razjela poznała, że w jego przypadku sprawy miały się trochę inaczej. On potrafił nazwać te uczucia.

Utrata ukochanej kobiety w jakichś bliżej nieokreślonych okolicznościach… Znajomy scenariusz, prawda?

Natychmiast odrzuciła od siebie tę myśl. Sprawa Deana i Rosy to było zupełnie coś innego, chociaż i tak wolała pozostać ostrożna. Na tyle, na ile to wciąż pozostawało możliwe po tym, jak dobrnęła aż do tego miejsca.

– Przykro mi.

– Niepotrzebnie. To już i tak nie ma znaczenia. – Razjel posłał jej wymuszony uśmiech. – Tutaj nie chodzi o kobietę… No, nie martwią – poprawił z błyskiem w oczach.

Patrzył na nią, co do tego nie miała wątpliwości. Poraził ją błękit jego oczu, zwłaszcza w zestawieniu z jednoznacznymi słowami. Drgnęła, ale nie ruszyła się z miejsca, kiedy bezceremonialnie skrócił dzielący ich dystans. Gdy do tego wszystkiego Razjel nachylił się w jej stronę, układając obie dłonie na blacie, o który się opierała, czym w efekcie uwięził ją między stołem a sobą…

Wzajemna bliskość ją zaskoczyła. To, z jaką swobodą sugerował, że był nią zainteresowany, również.

– Razjelu… – Nerwowo przygryzła dolną wargę. Przez jego bliskość nie potrafiła się skupić. – Ona… Ugh, czy jestem… do niej podobna? – wypaliła pod wpływem impulsu.

Nieznacznie się odsunął. Jego brwi powędrowały ku górze.

– Skąd taki pomysł?

– Odpowiedz – ponagliła, siląc się na stanowczość. Samą siebie zaskoczyła tonem, na który nieświadomie się zdobyła.

Zawahał się. Jego twarz stężała, ale tylko na moment. Błękitne oczy pozostały nieprzeniknione.

– Nie – powiedział w końcu i zabrzmiało to szczerze. – I mówię to z pełnym przekonaniem. Kochałem moją lilan, ale była słaba. Z tobą jest zupełnie inaczej, Claire.

– Ja przecież… – zaczęła, ale coś w jego spojrzeniu powstrzymało ją od dokończenia.

– Zaufaj mi, mała wiedźmo. – Jego dłonie bez jakiegokolwiek ostrzeżenia wylądowały na jej policzkach. Zesztywniała, zaskoczona tą nagłą bliskością. – Jeśli chcesz mi oznajmić, że jesteś słaba, bo nie potrafisz walczyć, to daruj sobie. Tego akurat da się nauczyć. Wciąż próbujemy – przypomniał, a kąciki jego ust drgnęły. Ostatecznie nie uśmiechnął się, na powrót poważniejąc. – Mam przed sobą inteligentną dziewczynę o wielkim potencjale, który chciałbym wydobyć. Nie wiem jakim cudem nie doszło do tego wcześniej, ale nie dbam o to. Uznajmy po prostu, że… żyję wystarczająco długo, żeby to ocenić.

Spojrzała na niego z niedowierzaniem. Mógł to ocenić? To brzmiało jak najsłabszy argument na świecie, choć nie potrafiła znaleźć żadnego, który mogłaby postawić w kontrze. Nie, skoro wciąż jej dotykał, raz po raz przesuwając kciukami po jej policzkach i…

– Czemu?

Bardziej poruszyła wargami niż faktycznie o to zapytała. Nie żeby w ogóle miała pewność, czego chciała się dowiedzieć. Mętlik w głowie powrócił, niezmiennie ten sam, kiedy w grę wchodziły argumenty Razjela.

Miała wrażenie, że wiruje jej w głowie. Bardziej niż wtedy, gdy pierwszy raz skosztowała zaoferowanej przez niego whisky.

A potem Razjel z wolna nachylił się ku niej i choć wciąż mogła się wycofać, pozwoliła, żeby musnął wargami jej usta.

Nie poruszyła się nawet o milimetr, plecami wciąż przywierając do blatu. Rozszerzonymi oczyma spojrzała wprost w błękitne tęczówki demona, sama niepewna, co bardziej wytrąciło ją z równowagi – pocałunek, głębia jego oczu czy może fakt, że gest okazał się o wiele łagodniejszy, wręcz słodki, niż mogłaby się spodziewać. Prawie jak wtedy, gdy pierwszy raz pozwoliła na to Sethowi.

Uniosła dłonie, niemalże bezwiednie układając je na torsie Razjela. Zdobyła się tylko na to, ale wystarczyło, żeby odsunął się – tylko nieznacznie, ale jednak.

– Za wcześnie? – zmartwił się, opierając czoło o czubek jej głowy. A potem dodał coś, o czym przecież dobrze wiedziała, choć jak długo pozostawało niewypowiedziane, mogła o tym nie myśleć: – Wybacz, ale za długo już czekam. Nie jesteś mi obojętna, Claire.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa