7 marca 2022

Sto siedemdziesiąt jeden

 

Claire

„Nie jesteś mi obojętna…”

Zamknęła oczy. Zadrżała, ale nie próbowała ani bardziej odepchnąć Razjela, ani się od niego odsunąć. Nie żeby w ogóle mogła, skoro wciąż napierał na nią, pozostawiając zdecydowanie za mało miejsca między nim a laboratoryjnym stołem. Mimo wszystko nie zdołała wykrztusić z siebie nawet słowa, zbyt oszołomiona, może nawet bardziej niż wtedy, gdy pierwszy raz zaczęła próbować mierzyć się z pojęciem wpojenia.

Kiedy chodziło o Setha, w grę wchodziło coś, co przynajmniej teoretycznie mogła zrozumieć. Zdefiniowane pojęcie, proste zasady. I choć koniec końców wciąż nie potrafiła odpowiedzieć samej sobie na pytanie o to, czy z biegiem czasu zaczęła coś względem Clearwatera czuć, sama relacja jawiła jej się bardzo prosto. To, dlaczego chłopak się nią zainteresował, było dla Claire oczywiste.

Inaczej sprawy miały się z Razjelem.

Potrząsnęła głową, sama niepewna, co chciała w ten sposób osiągnąć – zaprotestować jego słowom czy jednak zmusić go do tego, żeby się wycofał. Mętlik w głowie nie ułatwiał, ale tego mogła się spodziewać. Od dłuższego czasu czuła, że przyjdzie jej mierzyć się z demonem i jego faktycznymi intencjami, ale zdecydowanie nie była na to gotowa. Nie w ten sposób, nie tak po prostu, chociaż…

Dlaczego miałby kłamać?

Ta myśl ją zaskoczyła. Oczami wyobraźni niemalże znów widziała lustro zawieszone w pustce i własne Odbicie. Marzyła, by jakimś cudem stanąć z tamtą Claire oko w oko i z nią porozmawiać. Co mam robić?!, tłukło jej się w głowie, choć przecież dobrze wiedziała, że nie dostanie odpowiedzi. W przypadku Claudii sugestie Odbicia okazały się aż nadto oczywiste, ale ten mężczyzna… Och, z nim wszystko było inne. On taki był.

Właśnie to, że wciąż nie rozumiała, okazało się najgorsze. Przez chwilę szukała jakiegoś wyjaśnienia – tego, co umknęło jej, kiedy jak pierwsza naiwna zaufała Deanowi. Blizna na piersiach znów zapiekła, więc bezradnie przycisnęła do niej dłonie, nerwowo zaciskając palce na przodzie bluzki. Czuła, że Razjel wciąż ją obserwuje, ale to działo się jakby poza nią, zwłaszcza że nie próbował naciskać. I choć była mu za to wdzięczna, jednocześnie chciała, by spróbował porządnie nią potrząsnąć, zwłaszcza jeśli chciał, by w końcu zdecydowała się mu odpowiedzieć.

– Ja tylko… – wykrztusiła, mocniej zaciskając powieki. – Nie wiem, co ci powiedzieć.

Nie wątpiła, że nie tego oczekiwał w odpowiedzi na swoje wyznanie, ale co innego miała zrobić? Wszystko wydawało się lepsze niż trwanie w ciszy. Na ustach wciąż czuła jego pocałunek, ale nie była w stanie stwierdzić, czy sprawiał jej przyjemność. Na swój sposób na pewno, ale…

Och, cholera, dlaczego miałby? Czemu z takim uporem lgnął do niej, tak naprawdę od pierwszej chwili, gdy…?

Otworzyła oczy, spoglądając wprost w błękitne tęczówki demona. Znów poraziła go ich jasność i spokój, z jakim na nią patrzyły. Zawahała się, na moment zaskoczona faktem, że Razjel nie sprawiał wrażenia urażonego tym, że mogłaby kazać mu czekać. Zupełnie jakby to, że w końcu zdobył się na konkretne wyznanie, w zupełności mu wystarczyło. Kto wie, może właśnie tak było, choć mogła się założyć, że taki stan nie będzie trwał w nieskończoność. Mogła uznać go raczej za kolejny półśrodek, ale i tak była za tę dodatkową chwilę wdzięczna.

Nie rozumiała go. Wciąż miała dziesiątki pytań, tak naprawdę od chwili, kiedy wpadli na siebie po raz pierwszy. Przypomniała sobie sposób, w jaki ją trzymał, a jego czarne skrzydła ocierały się o jej ramiona. Pamiętała swój przyspieszony oddech, puls i oszołomienie, kiedy dotarło do niej, że demon wcale nie zamierzał przekręcić jej karku, a tym bardziej wydawać łowcom. Uratował ją, po wszystkim wskazując odpowiedni kierunek i dając szansę na wyrwanie z siedziby, nim stałoby się coś naprawdę złego. Już wtedy nie rozumiała, choć wtedy nie pomyślałaby nawet, że po wszystkim znów stanie oko w oko z demonem na rodzinnych uroczystościach.

Podążał za nią, mówił piękne rzeczy i to wszystko wydawało się zbyt szczere, zbyt zagmatwane. Chciał ją chronić, choć nie miała mu do zaoferowania niczego w zamian. Jasne, właśnie siedziała z Razjelem w laboratorium, przetrząsając książki z biblioteki i szukając rozwiązania na otwarcie zamiennika Przedsionka, ale wciąż…

Tyle że on tego nie wymagał. Zaproponował to, by uparła się szukać czegoś więcej w jego intencjach. Dlaczego…?

Na myśl nasuwało jej się jedno rozwiązanie – tyle że z uporem odsuwała je od siebie.

– Potrzebujesz czasu? – usłyszała i tyle wystarczyło, żeby sprowadzić ją na ziemię. W roztargnieniu przyjrzała się demonowi. – Mam odstawić cię do domu?

– Nie.

Z opóźnieniem uświadomiła sobie, że wyrzuciła z siebie to jedno słowo. Nerwowo przesunęła językiem po wargach, próbując je zwilżyć. Miała problem z tym, żeby zebrać myśli, a co dopiero oczyścić gardło.

Nie, nie chciała wychodzić. Nie tak po prostu, ale…

– Nie… – powtórzyła o wiele łagodniej. – Ja tylko… O bogini. – Potrząsnęła głową. – Naprawdę nie wiem, co ci powiedzieć. Chcę zrozumieć, ale…

– Co zrozumieć? Moje zainteresowanie? – zniecierpliwił się. Wycofał się, w końcu zapewniając Claire trochę więcej swobody. – Nie jesteś pierwszą kobietą, która mnie zauroczyła, ale… Cóż, żadna nie była takim wyzwaniem. – Uśmiechnął się w pozbawiony wesołości sposób. – Zrozumiał bym, gdybyś dała mi do zrozumienia, że nie jesteś zainteresowana. Ale w twoim przypadku to coś innego i… Och, jestem w stanie to wyczuć. Po prostu z uprzejmości nie chcę nazywać tego po imieniu – wyjaśnił i coś w tych słowach sprawiło, że spojrzała na niego z zaciekawieniem.

– To znaczy czego?

Uniosła brwi. Skupienie się na tej kwestii wydało się prostsze, niż gdyby miała dalej walczyć z mętlikiem w głowie.

To przynajmniej sobie powtarzała aż do momentu, w którym Razjel zdecydował się odpowiedzieć:

– Boisz się – oznajmił bez chwili wahania. Wzruszył ramionami, podchwyciwszy jej oszołomione spojrzenie. – Ale nie mnie… Przynajmniej podejrzewam, że nie o to chodzi.

– Ja wcale nie…

– Dlaczego tak bardzo przeraża cię myśl, że ktoś mógłby się w tobie zakochać?

Gwałtownie zassała powietrze. Tym razem nie była w stanie zmusić się do stania w miejscu. Bez słowa przemknęła tuż obok, chwiejnie robiąc kilka kroków i energicznie pocierając przy tym skronie. Na sobie wciąż czuła spojrzenie Razjela, ale nie zwracała na niego uwagi, nawet gdy demon znalazł się tuż za jej plecami. Jakaś cząstka Claire zaprotestowała, ale dziewczyna stanowczo zdusiła ją w sobie.

Czy się bała? Och, żartował sobie…? Ale przecież dobrze wiedziała, że trafił w sedno. Rozumiał czy też nie, był w stanie wyczuć targające nią emocje – przynajmniej te negatywne. Miała wręcz wrażenie, że rozumiał je dużo lepiej niż ona. Nie żeby to było trudne, zwłaszcza że nigdy nie czuła się mistrzynią budowania relacji. Miała w głowie przynajmniej kilka wymówek, którymi mogłaby taki stan rzeczy usprawiedliwić, ale nagle każda z nich wydała się Claire co najmniej żałosna.

Spuściła wzrok; dłonie bezradnie zacisnęła w pięści. Zamrugała zaskoczona, kiedy do tego wszystkiego poczuła narastającą frustrację. Prawda była taka, że pretensje mogła mieć przede wszystkim do siebie. Jasne, próbowała coś zmienić – czy to decydując się pójść do szkoły, czy przełamując za sprawą Claudii. Tyle że to wciąż niczego nie rozwiązywało. Nie czuła się ani pewniejsza, ani choćby trochę rozsądniejsza niż wtedy, gdy jak ostatnia naiwna zaufała Deanowi. Miała wrażenie, że raz po raz popełnia te same błędy, tylko cudem znów nie lądując w ramionach kogoś, kto miał względem niej złe zamiary.

Och, życie nie miało niczego wspólnego z książkami. Już od dawna nie rządziło się logicznymi zasadami, choć Claire tak bardzo ich potrzebowała. Na każdym kroku to czuła, a jednak…

Wyczuła ruch za plecami. Nie zaprotestowała, kiedy na jej biodrach wylądowały dłonie Razjela. Serce zabiło jej szybciej, ale choć nie była pewna dlaczego – podekscytowania czy strachu – zdecydowała się nad tym nie zastanawiać.

– Razjelu? – rzuciła tak cicho, że równie dobrze mogła tylko poruszyć wargami.

– Co tam?

Poczuła ciepło jego oddechu na karku. Zadrżała, ale również wtedy nie zwiększyła dzielącego ich odstępu. W zamian bardzo powoli, poruszając się trochę jak w transie, zwróciła się w jego stronę.

– To zabrzmi dziwnie, ale… – Urwała. Nerwowo przygryzła dolną wargę, aż poczuła w ustach słodycz krwi. – Mogłabym… zobaczyć twoje skrzydła?

Zaskoczyła go. Była tego świadoma, mimo że błyskawicznie wziął się w garść. Skinął głową i – darując sobie jakiekolwiek zbędne pytania – bezceremonialnie zdjął koszulę przez głowę. Oczy Claire rozszerzyły się nieznacznie, kiedy zobaczyła jego nagi tors, zwłaszcza że niekoniecznie w ten sposób wyobraziła sobie spełnienie tej prośby.

Z tego, co wiedziała, skrzydła były metafizyczne. Co prawda nie miała odwagi pytać żadnego demona, co to tak naprawdę oznaczało, ale zwykle Rafael i Elena nie pozbywali się ubrań, by móc je przywołać. Być może wszystko sprowadzało się do świata, do którego zabrał ją Razjel, ale…

Przestała o tym myśleć w chwili, w której w końcu dostrzegła znajomą czerń skrzydeł. Na moment zamarła, kiedy wypełniły przestrzeń – potężne, lśniące, przepiękne. Instynktownie cofnęła się o krok, w pamięci wciąż mając dziwne wrażenie, które towarzyszyło jej, gdy demon w pełnej formie trzymał ją w ramionach. Czuła się wtedy tak, jakby w jej skórę wbijały się kryształki lodu. Być może za sprawą szoku, ale wówczas odebrała to doświadczenie za równie niepokojące, co i… nienaturalnie wręcz przyjemne.

A może upadła na głowę. Kto wie, to wydawało się aż nadto prawdopodobne. Jaki inaczej miała wyjaśnić fakt, że właśnie tkwiła w bezruchu, gapiąc się na wpół nagiego faceta z czarnymi skrzydłami, które sama kazała mu przyzwać…?

– Wszystko w porządku? – zapytał i mógłby nawet zabrzmieć na zmartwionego, gdyby nie cień uśmiechu, który zamajaczył na jego wargach.

Poczuła, że się rumieni, ale nie dała niczego po sobie poznać. Sztywno skinęła głową, po czym ostrożnie przestąpiła naprzód, całą uwagę poświęcając skrzydłom. Wciąż miała przed sobą Razjela, dokładnie tego samego, co od samego początku, ale już nie była w stanie myśleć o nim jak o człowieku. Nie żeby choć przez moment przyszło jej do głowy, że mógłby nim być, nawet jeśli ludzkie zachowanie przychodziło mu w tak naturalny sposób.

Mimo wszystko nie poczuła strachu czy wątpliwości. Chwilę jeszcze mierzyła demona wzrokiem, skupiona przede wszystkim na potężnych skrzydłach. Z wolna okrążyła Razjela, zatrzymując się tuż za nią, wciąż wpatrzona w jego plecy. Niepewnie wyciągnęła rękę i zaraz ją cofnęła, kiedy pióra łagodnie się poruszyły. Z opóźnieniem uświadomiła sobie, że mężczyzna złożył skrzydła, jakby chcąc ułatwić jej to, co zamierzała zrobić.

– Śmiało – wymruczał. Wyczuła, że wciąż się uśmiechał. – Nie przeszkadzaj sobie.

Coś w jego słowach sprawiło, że zapragnęła wywrócić oczami. Żartował sobie. Z drugiej strony, chyba była mu za to wdzięczna, zwłaszcza że nagle poczuła, że uchodzi z niej całe napięcie.

To wcale nie tak, że rozumiała, co właśnie robi. Czuła się niemalże jak wtedy, gdy próbowała przywyknąć do wilczej formy Setha, niespokojnie krążąc wokół istoty, która wprawiała ją w osłupienie. Co prawda to nie Razjel i jego skrzydła powodowały strach, o którym wspominał demon, ale to nie miało znaczenia. Do Claire dotarło, że tak naprawdę chciała go poznać – takiego, jakim był, nawet gdyby nagle miała przed sobą dostrzec niebezpieczną, odpowiedzialną za śmierć setek istnień istotę. Udawanie, że niczego nie wiedziała o faktycznej naturze demonów, nie miałoby żadnego sensu.

Nawet jeśli Razjel wiedział, co działo się w jej głowie, nie dał niczego po sobie poznać. Nie drgnął, kiedy ostrożnie przesunęła palcami po skrzydłach, ani gdy powędrowała dłonią bliżej pleców. Wyraźnie czuła bijące od jego ciała ciepło, jakże różne od dziwnego uczucia, którym okazało się muskanie kruczoczarnych piór. Było tak, jak zapamiętała – delikatnie drażniące opuszki ukłucia chłodu, niczym dziesiątki drobinek lodu. Miała wrażenie, że całą sobą obecnością drażnił jej zmysły, jakby chcąc zmusić do tego, żeby się wycofała. Zdusiła w sobie to uczucie, aż nazbyt świadoma, że to po prostu instynkt. Igranie z istotami takimi jak Razjel zwykle nie należało do rozsądnych.

Zwykle… I właśnie dlatego to robię.

Powstrzymała się od pozbawionego wesołości parsknięcia. Wygodniej było nie zastanawiać się nad tym, co robiła nie tak.

– Och… – wyrwało jej się.

Palce zadrżały, na moment zaprzestając wędrówki, kiedy coś innego przykuło uwagę Claire. Zanim zastanowiła się nad tym, co robi, przesunęła się jeszcze bliżej, wzrokiem śledząc wyblakły już, choć wciąż wyraźny na tle gładkiej skóry ślad. Poszarpana blizna ciągnęła się od miejsca, w którym wyrastało lewe ze skrzydeł, aż po – o czym przekonała się, kiedy zdecydowała się dokładniej ją prześledzić – serce, mimo że dziewczyna nie potrafiła sobie wyobrazić, skąd mogłaby się wziąć. Ktoś zaatakował go od boku, czy może…?

– Coś nie tak?

– N-nie… Nie – zreflektowała się, energicznie potrząsając głową. – Po prostu… nie sądziłam, że też możecie mieć blizny – wyjaśniła, uciekając wzrokiem gdzieś w bok.

Razjel przemieścił się w odpowiedzi na te słowa. Wstrzymała oddech, kiedy stanął tuż przed nią, ostrożnie ujmując ją za obie dłonie.

– To nic – odparł wymijająco. W roztargnieniu spojrzała na zaciskające się na jej przegubach palce. – W bliznach nie ma nic złego. Powiedziałbym raczej, że uszlachetniają – dodał, a cięcie na piersi znów zapulsowało ciepłem.

– Nie ma – przyznała, przez chwilę nawet bliska tego, żeby się uśmiechnąć.

Coś w jego słowach sprawiło, że poczuła się tak, jakby z jej ramion zdjęto olbrzymi ciężar. Stała tuż przed nim, wciąż oszołomiona pocałunkiem i wyznaniem, na które się zdobył, ale już nie czuła się z tym źle. Wręcz przeciwnie – choć Razjel najpewniej nie zdawał sobie z tego sprawy, nagle znalazła zrozumienie, nawet jeśli wcale go nie szukała. Z drugiej strony, jego słowa mówiły same za siebie. Znaczyły więcej niż gdyby padły w chwili, w której zobaczyłby stan jej piersi.

Dlaczego w ogóle miałby…?

Zacisnęła usta. To wcale nie tak, że dopiero co sama przymusiła go, żeby się rozebrał. Również nie do końca świadomie, ale…

– Nie zamierzam na ciebie naciskać, Claire. Wybacz, jeśli właśnie namieszałem ci w głowie, ale jesteś osobą, która najwyraźniej potrzebuje jasnych komunikatów, przynajmniej w kwestii uczuć.

– Dlaczego to zabrzmiało tak źle? – westchnęła, przenosząc na niego wzrok.

Kąciki jego ust drgnęły, kiedy uśmiechnął się czarująco, wręcz łobuzersko.

– Nie mam pojęcia. – Mrugnął do niej porozumiewawczo. – Zrobisz z tym, co tylko uznasz za słuszne. Tak sądzę…

Mimo wszystko nie zabrzmiał, jakby taki stan rzeczy go satysfakcjonował. Jeszcze kiedy mówił, puścił ją i dłonią sięgnął ku jej twarzy. Wierzchem ostrożnie przesunął po policzku dziewczyny, spoglądając nań w tak przejmujący, tęskny sposób, że aż coś ścisnęło ją w gardle.

Nie przypominała sobie, żeby ktokolwiek patrzył na nią podobnie – jak na cenny skarb, którego bardzo pragnął, chociaż nie mógł mieć. Zupełnie jakby było w niej coś, czego ktokolwiek mógłby chcieć. Coś wyjątkowego, mimo że sama nie potrafiła tego dostrzec i…

Uścisk w gardle przybrał na sile. Im dłużej o tym myślała, tym bardziej wątpiła, by jego intencje okazały się złe.

I chciała… naprawdę chciała przestać się bać i…

– Razjelu… – zaryzykowała raz jeszcze.

Spojrzał na nią z zaciekawieniem. Jego wzrok wydawał się zamglony, zbyt odległy. Kiedy przesunęła się naprzód, niepewnie układając mu dłonie na torsie, przygarnął ją do siebie, na ułamek sekundy zaciskając palce na jej ramionach. Tulił ją bardzo ostrożnie, niepewnie, jakby w obawie przed tym, że jeśli znów się zapędzi, tym razem nie powstrzyma jej przed odejściem.

Tyle że Claire nigdzie się nie wybierała. I choć nie była pewna, dokąd miała zaprowadzić ją ta decyzja, uświadomiła sobie, że chciała przynajmniej spróbować – bez wątpliwości i doszukiwania się poczucia bezpieczeństwa podobnego do tego, które kryło się w plemiennej magii. Kiedy do tego wszystkiego w obejmujących ją ramionach poczuła się po prostu dobrze, wszelakie zbędne myśli zeszły na dalszy plan.

Zamknęła oczy. Mimowolnie zadrżała, czując z wolna przesuwające się wzdłuż kręgosłupa dłonie.

– Chyba rozumiem – usłyszała tuż przy uchu.

Coś w tych słowach sprawiło, że zdołała się uśmiechnąć. Doprawdy? Ja chyba nie do końca, pomyślała, ale tym razem niewiedza nie okazała się aż taka zła. Wyzwalała raczej ekscytację, która towarzyszyła jej, kiedy stała przed możliwością nauczenia się czegoś nowego. Jak wtedy, gdy studiowała sporządzone przez demona notatki, próbując jakkolwiek sensownie uporządkować je i stworzyć spójną całość.

Milczała, ale to wydawało się właściwe, pozbawione utrudniającego przebywanie razem napięcia. I chociaż wciąż nie miała pojęcia, co mogła mu zaoferować, uznała, że ta jedna kwestia rozwiąże się z czasem.

– Wspominałem coś o tym, że zwykle stawiam na swoim? – zapytał niemal pogodnym tonem Razjel, bawiąc się końcówkami jej włosów.

– Jeszcze niczego ci nie odpowiedziałam – przypomniała usłużnie.

Parsknął, bynajmniej nie sprawiając wrażenia urażonego.

– Ale jesteś tutaj – zauważył przytomnie. – Już przede mną nie uciekasz. To dobry początek, chociaż wciąż mam w planach coś jeszcze – zapowiedział, a po jego tonie poznała, że się uśmiechał.

– Coś jeszcze, żeby postawić na swoim?

– Otóż to. Obiecałem ci, pamiętasz?

Tym razem uniosła głowę, by spojrzeć mu w oczy. Pozwolił jej na to, nieznacznie luzując uścisk, kiedy odchyliła się w jego ramionach. Mimo wszystko nie puścił Claire, z uporem trzymając dziewczynę przy sobie.

– O czym ty…? – zaczęła, ale nie miała okazji, żeby dokończyć.

– Próbuję wymóc na tobie taniec, odkąd spotkaliśmy się w klubie. Uciekłaś przede mną na weselu i to ostatnie ustępstwo z mojej strony – zapowiedział, raptownie poważniejąc.

– Nie masz na co liczyć – oznajmiła grobowym tonem.

Ale wcale nie była tego taka pewna. Zwłaszcza po tym, jak Claudia zmusiła ją do ubrania szpilek, nalegania Razjela nie wydawały się aż takie nieprawdopodobne.

I pomyśleć, że w całym tym szaleństwie największy problem mam w tym, że on chce ze mną tańczyć…

Jakby w odpowiedzi na jej słowa, Razjel poruszył się. Znów wylądowała w jego ramionach, kiedy przygarnął ją do siebie na tyle stanowczo, że aż instynktownie objęła go za szyję. Poczuła jego rozgrzane ciało i przypominające ukłucia lodowatych kryształków skrzydła. W pierwszym odruchu spięła się, zaskoczona rozbieżnością tych doznań, ale…

Zaufaj mi, rozbrzmiało jej w głowie.

Wciąż skołowana, zamknęła oczy. Wtulona w tors demona, tym wyraźniej słyszała spokojny rytm serca obejmującego ją mężczyzny. Wyczuła, kiedy się poruszył, bardzo spokojnie, niczym w rytm melodii, którą znał tylko on. Nie miała innego wyboru, jak spróbować się do niego dostosować i choć początkowo przyszło jej to z trudem, wyjątkowo niezgrabnie jak na istotę nieśmiertelną, prawie natychmiast zsynchronizowali ruchy. Uniosła głowę, zaskoczona łatwością, z jaką jej to przyszło – dużo szybciej niż tych kilka sporadycznych razów, kiedy dla zabawy pozwalała się wyciągnąć Cameronowi na parkiet.

– Sama widzisz – rzucił z zadowoleniem Razjel.

Odsunął się, wcześniej chwytając Claire za rękę. Uniósł ich splecione dłonie, ruchem zachęcając do tego, żeby się obróciła. Zaraz po tym znów wylądowała w jego ramionach, uśmiechając się i z niedowierzaniem kręcąc głową.

– Już? – parsknęła, zaskoczona lekkością, jaką nagle poczuła.

To był przyjemne. Przebywanie z nim okazało się o wiele prostsze, niż mogłaby podejrzewać.

– Czy postawiłem na swoim? Owszem. – Jego oczy zabłysły z satysfakcją. – Następnym razem wyciągnę cię do jakiegoś klubu.

Początkowo pomyślała, że żartował, ale potem przypomniała sobie, że tak samo deklarowała wszystkie jego dotychczasowe deklaracje. Mimo wszystko zdobyła się na to, by zachować neutralny wyraz twarzy i spojrzeć na Razjela w niemal wyzywający, przenikliwy sposób.

– Spróbuj.

– Nie omieszkam, mała wiedźmo… Nie omieszkam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa