„Nie jesteś mi obojętna…”
Zamknęła
oczy. Zadrżała, ale nie próbowała ani bardziej odepchnąć Razjela, ani się
od niego odsunąć. Nie żeby w ogóle mogła, skoro wciąż napierał
na nią, pozostawiając zdecydowanie za mało miejsca między nim a laboratoryjnym
stołem. Mimo wszystko nie zdołała wykrztusić z siebie nawet słowa,
zbyt oszołomiona, może nawet bardziej niż wtedy, gdy pierwszy raz zaczęła
próbować mierzyć się z pojęciem wpojenia.
Kiedy
chodziło o Setha, w grę wchodziło coś, co przynajmniej teoretycznie
mogła zrozumieć. Zdefiniowane pojęcie, proste zasady. I choć koniec końców
wciąż nie potrafiła odpowiedzieć samej sobie na pytanie o to,
czy z biegiem czasu zaczęła coś względem Clearwatera czuć, sama
relacja jawiła jej się bardzo prosto. To, dlaczego chłopak się nią
zainteresował, było dla Claire oczywiste.
Inaczej
sprawy miały się z Razjelem.
Potrząsnęła
głową, sama niepewna, co chciała w ten sposób osiągnąć – zaprotestować
jego słowom czy jednak zmusić go do tego, żeby się wycofał.
Mętlik w głowie nie ułatwiał, ale tego mogła się spodziewać.
Od dłuższego czasu czuła, że przyjdzie jej mierzyć się z demonem
i jego faktycznymi intencjami, ale zdecydowanie nie była na to gotowa.
Nie w ten sposób, nie tak po prostu, chociaż…
Dlaczego
miałby kłamać?
Ta myśl ją
zaskoczyła. Oczami wyobraźni niemalże znów widziała lustro zawieszone w pustce
i własne Odbicie. Marzyła, by jakimś cudem stanąć z tamtą Claire
oko w oko i z nią porozmawiać. Co mam robić?!, tłukło jej się
w głowie, choć przecież dobrze wiedziała, że nie dostanie odpowiedzi.
W przypadku Claudii sugestie Odbicia okazały się aż nadto oczywiste,
ale ten mężczyzna… Och, z nim wszystko było inne. On taki był.
Właśnie to,
że wciąż nie rozumiała, okazało się najgorsze. Przez chwilę szukała
jakiegoś wyjaśnienia – tego, co umknęło jej, kiedy jak pierwsza naiwna zaufała
Deanowi. Blizna na piersiach znów zapiekła, więc bezradnie
przycisnęła do niej dłonie, nerwowo zaciskając palce na przodzie
bluzki. Czuła, że Razjel wciąż ją obserwuje, ale to działo się jakby
poza nią, zwłaszcza że nie próbował naciskać. I choć była mu za to wdzięczna,
jednocześnie chciała, by spróbował porządnie nią potrząsnąć, zwłaszcza
jeśli chciał, by w końcu zdecydowała się mu odpowiedzieć.
– Ja tylko…
– wykrztusiła, mocniej zaciskając powieki. – Nie wiem, co ci powiedzieć.
Nie
wątpiła, że nie tego oczekiwał w odpowiedzi na swoje wyznanie,
ale co innego miała zrobić? Wszystko wydawało się lepsze niż trwanie
w ciszy. Na ustach wciąż czuła jego pocałunek, ale nie była
w stanie stwierdzić, czy sprawiał jej przyjemność. Na swój
sposób na pewno, ale…
Och,
cholera, dlaczego miałby? Czemu z takim uporem lgnął do niej, tak naprawdę
od pierwszej chwili, gdy…?
Otworzyła
oczy, spoglądając wprost w błękitne tęczówki demona. Znów poraziła go ich jasność
i spokój, z jakim na nią patrzyły. Zawahała się, na moment
zaskoczona faktem, że Razjel nie sprawiał wrażenia urażonego tym, że
mogłaby kazać mu czekać. Zupełnie jakby to, że w końcu zdobył się na konkretne
wyznanie, w zupełności mu wystarczyło. Kto wie, może właśnie tak było,
choć mogła się założyć, że taki stan nie będzie trwał w nieskończoność.
Mogła uznać go raczej za kolejny półśrodek, ale i tak była za tę
dodatkową chwilę wdzięczna.
Nie
rozumiała go. Wciąż miała dziesiątki pytań, tak naprawdę od chwili,
kiedy wpadli na siebie po raz pierwszy. Przypomniała sobie sposób, w jaki
ją trzymał, a jego czarne skrzydła ocierały się o jej ramiona.
Pamiętała swój przyspieszony oddech, puls i oszołomienie, kiedy dotarło do niej,
że demon wcale nie zamierzał przekręcić jej karku, a tym
bardziej wydawać łowcom. Uratował ją, po wszystkim wskazując odpowiedni
kierunek i dając szansę na wyrwanie z siedziby, nim stałoby się
coś naprawdę złego. Już wtedy nie rozumiała, choć wtedy nie pomyślałaby
nawet, że po wszystkim znów stanie oko w oko z demonem na rodzinnych
uroczystościach.
Podążał za nią,
mówił piękne rzeczy i to wszystko wydawało się zbyt szczere, zbyt
zagmatwane. Chciał ją chronić, choć nie miała mu do zaoferowania
niczego w zamian. Jasne, właśnie siedziała z Razjelem w laboratorium,
przetrząsając książki z biblioteki i szukając rozwiązania na otwarcie
zamiennika Przedsionka, ale wciąż…
Tyle że on
tego nie wymagał. Zaproponował to, by uparła się szukać czegoś
więcej w jego intencjach. Dlaczego…?
Na myśl nasuwało
jej się jedno rozwiązanie – tyle że z uporem odsuwała je od siebie.
–
Potrzebujesz czasu? – usłyszała i tyle wystarczyło, żeby sprowadzić ją na ziemię.
W roztargnieniu przyjrzała się demonowi. – Mam odstawić cię do domu?
– Nie.
Z
opóźnieniem uświadomiła sobie, że wyrzuciła z siebie to jedno słowo.
Nerwowo przesunęła językiem po wargach, próbując je zwilżyć. Miała problem
z tym, żeby zebrać myśli, a co dopiero oczyścić gardło.
Nie, nie chciała
wychodzić. Nie tak po prostu, ale…
– Nie… –
powtórzyła o wiele łagodniej. – Ja tylko… O bogini. –
Potrząsnęła głową. – Naprawdę nie wiem, co ci powiedzieć. Chcę
zrozumieć, ale…
– Co
zrozumieć? Moje zainteresowanie? – zniecierpliwił się. Wycofał się, w końcu
zapewniając Claire trochę więcej swobody. – Nie jesteś pierwszą kobietą,
która mnie zauroczyła, ale… Cóż, żadna nie była takim wyzwaniem. –
Uśmiechnął się w pozbawiony wesołości sposób. – Zrozumiał bym, gdybyś
dała mi do zrozumienia, że nie jesteś zainteresowana. Ale w twoim
przypadku to coś innego i… Och, jestem w stanie to wyczuć. Po prostu
z uprzejmości nie chcę nazywać tego po imieniu – wyjaśnił i coś
w tych słowach sprawiło, że spojrzała na niego z zaciekawieniem.
– To znaczy
czego?
Uniosła
brwi. Skupienie się na tej kwestii wydało się prostsze, niż
gdyby miała dalej walczyć z mętlikiem w głowie.
To
przynajmniej sobie powtarzała aż do momentu, w którym Razjel
zdecydował się odpowiedzieć:
– Boisz się
– oznajmił bez chwili wahania. Wzruszył ramionami, podchwyciwszy jej oszołomione
spojrzenie. – Ale nie mnie… Przynajmniej podejrzewam, że nie o to chodzi.
– Ja wcale
nie…
– Dlaczego
tak bardzo przeraża cię myśl, że ktoś mógłby się w tobie
zakochać?
Gwałtownie zassała
powietrze. Tym razem nie była w stanie zmusić się do stania
w miejscu. Bez słowa przemknęła tuż obok, chwiejnie robiąc kilka
kroków i energicznie pocierając przy tym skronie. Na sobie wciąż
czuła spojrzenie Razjela, ale nie zwracała na niego uwagi, nawet gdy
demon znalazł się tuż za jej plecami. Jakaś cząstka Claire
zaprotestowała, ale dziewczyna stanowczo zdusiła ją w sobie.
Czy się
bała? Och, żartował sobie…? Ale przecież dobrze wiedziała, że trafił w sedno.
Rozumiał czy też nie, był w stanie wyczuć targające nią emocje –
przynajmniej te negatywne. Miała wręcz wrażenie, że rozumiał je dużo lepiej niż
ona. Nie żeby to było trudne, zwłaszcza że nigdy nie czuła się
mistrzynią budowania relacji. Miała w głowie przynajmniej kilka wymówek,
którymi mogłaby taki stan rzeczy usprawiedliwić, ale nagle każda z nich
wydała się Claire co najmniej żałosna.
Spuściła
wzrok; dłonie bezradnie zacisnęła w pięści. Zamrugała zaskoczona, kiedy do tego
wszystkiego poczuła narastającą frustrację. Prawda była taka, że pretensje
mogła mieć przede wszystkim do siebie. Jasne, próbowała coś zmienić – czy
to decydując się pójść do szkoły, czy przełamując za sprawą
Claudii. Tyle że to wciąż niczego nie rozwiązywało. Nie czuła się
ani pewniejsza, ani choćby trochę rozsądniejsza niż wtedy, gdy jak
ostatnia naiwna zaufała Deanowi. Miała wrażenie, że raz po raz popełnia te
same błędy, tylko cudem znów nie lądując w ramionach kogoś, kto
miał względem niej złe zamiary.
Och, życie
nie miało niczego wspólnego z książkami. Już od dawna nie rządziło się
logicznymi zasadami, choć Claire tak bardzo ich potrzebowała. Na każdym
kroku to czuła, a jednak…
Wyczuła
ruch za plecami. Nie zaprotestowała, kiedy na jej biodrach
wylądowały dłonie Razjela. Serce zabiło jej szybciej, ale choć nie była
pewna dlaczego – podekscytowania czy strachu – zdecydowała się nad tym
nie zastanawiać.
– Razjelu?
– rzuciła tak cicho, że równie dobrze mogła tylko poruszyć wargami.
– Co tam?
Poczuła
ciepło jego oddechu na karku. Zadrżała, ale również wtedy nie zwiększyła
dzielącego ich odstępu. W zamian bardzo powoli, poruszając się trochę
jak w transie, zwróciła się w jego stronę.
– To zabrzmi
dziwnie, ale… – Urwała. Nerwowo przygryzła dolną wargę, aż poczuła w ustach
słodycz krwi. – Mogłabym… zobaczyć twoje skrzydła?
Zaskoczyła
go. Była tego świadoma, mimo że błyskawicznie wziął się w garść. Skinął
głową i – darując sobie jakiekolwiek zbędne pytania – bezceremonialnie
zdjął koszulę przez głowę. Oczy Claire rozszerzyły się nieznacznie, kiedy
zobaczyła jego nagi tors, zwłaszcza że niekoniecznie w ten sposób
wyobraziła sobie spełnienie tej prośby.
Z tego, co
wiedziała, skrzydła były metafizyczne. Co prawda nie miała odwagi pytać
żadnego demona, co to tak naprawdę oznaczało, ale zwykle Rafael i Elena
nie pozbywali się ubrań, by móc je przywołać. Być może wszystko
sprowadzało się do świata, do którego zabrał ją Razjel, ale…
Przestała o tym
myśleć w chwili, w której w końcu dostrzegła znajomą czerń
skrzydeł. Na moment zamarła, kiedy wypełniły przestrzeń – potężne,
lśniące, przepiękne. Instynktownie cofnęła się o krok, w pamięci
wciąż mając dziwne wrażenie, które towarzyszyło jej, gdy demon w pełnej
formie trzymał ją w ramionach. Czuła się wtedy tak, jakby w jej skórę
wbijały się kryształki lodu. Być może za sprawą szoku, ale wówczas
odebrała to doświadczenie za równie niepokojące, co i… nienaturalnie
wręcz przyjemne.
A może
upadła na głowę. Kto wie, to wydawało się aż nadto
prawdopodobne. Jaki inaczej miała wyjaśnić fakt, że właśnie tkwiła w bezruchu,
gapiąc się na wpół nagiego faceta z czarnymi skrzydłami, które
sama kazała mu przyzwać…?
– Wszystko
w porządku? – zapytał i mógłby nawet zabrzmieć na zmartwionego,
gdyby nie cień uśmiechu, który zamajaczył na jego wargach.
Poczuła, że się
rumieni, ale nie dała niczego po sobie poznać. Sztywno skinęła głową,
po czym ostrożnie przestąpiła naprzód, całą uwagę poświęcając skrzydłom.
Wciąż miała przed sobą Razjela, dokładnie tego samego, co od samego
początku, ale już nie była w stanie myśleć o nim jak o człowieku.
Nie żeby choć przez moment przyszło jej do głowy, że mógłby nim
być, nawet jeśli ludzkie zachowanie przychodziło mu w tak naturalny
sposób.
Mimo
wszystko nie poczuła strachu czy wątpliwości. Chwilę jeszcze mierzyła
demona wzrokiem, skupiona przede wszystkim na potężnych skrzydłach. Z wolna
okrążyła Razjela, zatrzymując się tuż za nią, wciąż wpatrzona w jego plecy.
Niepewnie wyciągnęła rękę i zaraz ją cofnęła, kiedy pióra łagodnie się
poruszyły. Z opóźnieniem uświadomiła sobie, że mężczyzna złożył skrzydła,
jakby chcąc ułatwić jej to, co zamierzała zrobić.
– Śmiało –
wymruczał. Wyczuła, że wciąż się uśmiechał. – Nie przeszkadzaj sobie.
Coś w jego słowach
sprawiło, że zapragnęła wywrócić oczami. Żartował sobie. Z drugiej strony,
chyba była mu za to wdzięczna, zwłaszcza że nagle poczuła, że uchodzi z niej
całe napięcie.
To wcale
nie tak, że rozumiała, co właśnie robi. Czuła się niemalże jak wtedy,
gdy próbowała przywyknąć do wilczej formy Setha, niespokojnie krążąc wokół
istoty, która wprawiała ją w osłupienie. Co prawda to nie Razjel i
jego skrzydła powodowały strach, o którym wspominał demon, ale to nie miało
znaczenia. Do Claire dotarło, że tak naprawdę chciała go poznać –
takiego, jakim był, nawet gdyby nagle miała przed sobą dostrzec niebezpieczną,
odpowiedzialną za śmierć setek istnień istotę. Udawanie, że niczego nie wiedziała
o faktycznej naturze demonów, nie miałoby żadnego sensu.
Nawet jeśli
Razjel wiedział, co działo się w jej głowie, nie dał niczego po sobie
poznać. Nie drgnął, kiedy ostrożnie przesunęła palcami po skrzydłach,
ani gdy powędrowała dłonią bliżej pleców. Wyraźnie czuła bijące od jego ciała
ciepło, jakże różne od dziwnego uczucia, którym okazało się muskanie
kruczoczarnych piór. Było tak, jak zapamiętała – delikatnie drażniące opuszki
ukłucia chłodu, niczym dziesiątki drobinek lodu. Miała wrażenie, że całą sobą
obecnością drażnił jej zmysły, jakby chcąc zmusić do tego, żeby się
wycofała. Zdusiła w sobie to uczucie, aż nazbyt świadoma, że to po prostu
instynkt. Igranie z istotami takimi jak Razjel zwykle nie należało do rozsądnych.
Zwykle…
I właśnie dlatego to robię.
Powstrzymała się
od pozbawionego wesołości parsknięcia. Wygodniej było nie zastanawiać się
nad tym, co robiła nie tak.
– Och… –
wyrwało jej się.
Palce
zadrżały, na moment zaprzestając wędrówki, kiedy coś innego przykuło uwagę
Claire. Zanim zastanowiła się nad tym, co robi, przesunęła się jeszcze
bliżej, wzrokiem śledząc wyblakły już, choć wciąż wyraźny na tle gładkiej
skóry ślad. Poszarpana blizna ciągnęła się od miejsca, w którym
wyrastało lewe ze skrzydeł, aż po – o czym przekonała się, kiedy
zdecydowała się dokładniej ją prześledzić – serce, mimo że dziewczyna nie potrafiła
sobie wyobrazić, skąd mogłaby się wziąć. Ktoś zaatakował go od boku,
czy może…?
– Coś nie tak?
– N-nie…
Nie – zreflektowała się, energicznie potrząsając głową. – Po prostu…
nie sądziłam, że też możecie mieć blizny – wyjaśniła, uciekając wzrokiem
gdzieś w bok.
Razjel przemieścił się
w odpowiedzi na te słowa. Wstrzymała oddech, kiedy stanął tuż przed
nią, ostrożnie ujmując ją za obie dłonie.
– To nic
– odparł wymijająco. W roztargnieniu spojrzała na zaciskające się
na jej przegubach palce. – W bliznach nie ma nic złego.
Powiedziałbym raczej, że uszlachetniają – dodał, a cięcie na piersi
znów zapulsowało ciepłem.
– Nie ma
– przyznała, przez chwilę nawet bliska tego, żeby się uśmiechnąć.
Coś w jego słowach
sprawiło, że poczuła się tak, jakby z jej ramion zdjęto olbrzymi ciężar.
Stała tuż przed nim, wciąż oszołomiona pocałunkiem i wyznaniem, na które się
zdobył, ale już nie czuła się z tym źle. Wręcz przeciwnie –
choć Razjel najpewniej nie zdawał sobie z tego sprawy, nagle znalazła
zrozumienie, nawet jeśli wcale go nie szukała. Z drugiej strony, jego słowa
mówiły same za siebie. Znaczyły więcej niż gdyby padły w chwili, w której
zobaczyłby stan jej piersi.
Dlaczego
w ogóle miałby…?
Zacisnęła
usta. To wcale nie tak, że dopiero co sama przymusiła go, żeby się
rozebrał. Również nie do końca świadomie, ale…
– Nie zamierzam
na ciebie naciskać, Claire. Wybacz, jeśli właśnie namieszałem ci w głowie,
ale jesteś osobą, która najwyraźniej potrzebuje jasnych komunikatów,
przynajmniej w kwestii uczuć.
– Dlaczego
to zabrzmiało tak źle? – westchnęła, przenosząc na niego wzrok.
Kąciki jego ust
drgnęły, kiedy uśmiechnął się czarująco, wręcz łobuzersko.
– Nie mam
pojęcia. – Mrugnął do niej porozumiewawczo. – Zrobisz z tym, co tylko uznasz
za słuszne. Tak sądzę…
Mimo
wszystko nie zabrzmiał, jakby taki stan rzeczy go satysfakcjonował.
Jeszcze kiedy mówił, puścił ją i dłonią sięgnął ku jej twarzy.
Wierzchem ostrożnie przesunął po policzku dziewczyny, spoglądając nań w
tak przejmujący, tęskny sposób, że aż coś ścisnęło ją w gardle.
Nie
przypominała sobie, żeby ktokolwiek patrzył na nią podobnie – jak na cenny
skarb, którego bardzo pragnął, chociaż nie mógł mieć. Zupełnie jakby było
w niej coś, czego ktokolwiek mógłby chcieć. Coś wyjątkowego, mimo że sama
nie potrafiła tego dostrzec i…
Uścisk w gardle
przybrał na sile. Im dłużej o tym myślała, tym bardziej wątpiła, by jego intencje
okazały się złe.
I chciała…
naprawdę chciała przestać się bać i…
– Razjelu… –
zaryzykowała raz jeszcze.
Spojrzał na nią
z zaciekawieniem. Jego wzrok wydawał się zamglony, zbyt odległy.
Kiedy przesunęła się naprzód, niepewnie układając mu dłonie na torsie,
przygarnął ją do siebie, na ułamek sekundy zaciskając palce na jej ramionach.
Tulił ją bardzo ostrożnie, niepewnie, jakby w obawie przed tym, że jeśli
znów się zapędzi, tym razem nie powstrzyma jej przed odejściem.
Tyle że
Claire nigdzie się nie wybierała. I choć nie była pewna,
dokąd miała zaprowadzić ją ta decyzja, uświadomiła sobie, że chciała
przynajmniej spróbować – bez wątpliwości i doszukiwania się poczucia
bezpieczeństwa podobnego do tego, które kryło się w plemiennej
magii. Kiedy do tego wszystkiego w obejmujących ją ramionach poczuła się
po prostu dobrze, wszelakie zbędne myśli zeszły na dalszy plan.
Zamknęła
oczy. Mimowolnie zadrżała, czując z wolna przesuwające się wzdłuż
kręgosłupa dłonie.
– Chyba
rozumiem – usłyszała tuż przy uchu.
Coś w tych
słowach sprawiło, że zdołała się uśmiechnąć. Doprawdy? Ja chyba
nie do końca, pomyślała, ale tym razem niewiedza nie okazała się
aż taka zła. Wyzwalała raczej ekscytację, która towarzyszyła jej, kiedy stała
przed możliwością nauczenia się czegoś nowego. Jak wtedy, gdy studiowała
sporządzone przez demona notatki, próbując jakkolwiek sensownie uporządkować je
i stworzyć spójną całość.
Milczała,
ale to wydawało się właściwe, pozbawione utrudniającego przebywanie
razem napięcia. I chociaż wciąż nie miała pojęcia, co mogła mu zaoferować,
uznała, że ta jedna kwestia rozwiąże się z czasem.
–
Wspominałem coś o tym, że zwykle stawiam na swoim? – zapytał niemal
pogodnym tonem Razjel, bawiąc się końcówkami jej włosów.
– Jeszcze
niczego ci nie odpowiedziałam – przypomniała usłużnie.
Parsknął,
bynajmniej nie sprawiając wrażenia urażonego.
– Ale jesteś
tutaj – zauważył przytomnie. – Już przede mną nie uciekasz. To dobry
początek, chociaż wciąż mam w planach coś jeszcze – zapowiedział, a po
jego tonie poznała, że się uśmiechał.
– Coś
jeszcze, żeby postawić na swoim?
– Otóż to.
Obiecałem ci, pamiętasz?
Tym razem
uniosła głowę, by spojrzeć mu w oczy. Pozwolił jej na to,
nieznacznie luzując uścisk, kiedy odchyliła się w jego ramionach.
Mimo wszystko nie puścił Claire, z uporem trzymając dziewczynę przy
sobie.
– O czym
ty…? – zaczęła, ale nie miała okazji, żeby dokończyć.
– Próbuję
wymóc na tobie taniec, odkąd spotkaliśmy się w klubie. Uciekłaś
przede mną na weselu i to ostatnie ustępstwo z mojej strony –
zapowiedział, raptownie poważniejąc.
– Nie masz
na co liczyć – oznajmiła grobowym tonem.
Ale wcale
nie była tego taka pewna. Zwłaszcza po tym, jak Claudia zmusiła ją do ubrania
szpilek, nalegania Razjela nie wydawały się aż takie
nieprawdopodobne.
I
pomyśleć, że w całym tym szaleństwie największy problem mam w tym, że
on chce ze mną tańczyć…
Jakby w odpowiedzi
na jej słowa, Razjel poruszył się. Znów wylądowała w jego ramionach,
kiedy przygarnął ją do siebie na tyle stanowczo, że aż instynktownie
objęła go za szyję. Poczuła jego rozgrzane ciało i przypominające
ukłucia lodowatych kryształków skrzydła. W pierwszym odruchu spięła się,
zaskoczona rozbieżnością tych doznań, ale…
Zaufaj
mi, rozbrzmiało jej w głowie.
Wciąż skołowana,
zamknęła oczy. Wtulona w tors demona, tym wyraźniej słyszała spokojny rytm
serca obejmującego ją mężczyzny. Wyczuła, kiedy się poruszył, bardzo spokojnie,
niczym w rytm melodii, którą znał tylko on. Nie miała innego
wyboru, jak spróbować się do niego dostosować i choć początkowo przyszło
jej to z trudem, wyjątkowo niezgrabnie jak na istotę
nieśmiertelną, prawie natychmiast zsynchronizowali ruchy. Uniosła głowę,
zaskoczona łatwością, z jaką jej to przyszło – dużo szybciej niż tych
kilka sporadycznych razów, kiedy dla zabawy pozwalała się wyciągnąć Cameronowi
na parkiet.
– Sama
widzisz – rzucił z zadowoleniem Razjel.
Odsunął
się, wcześniej chwytając Claire za rękę. Uniósł ich splecione dłonie,
ruchem zachęcając do tego, żeby się obróciła. Zaraz po tym znów
wylądowała w jego ramionach, uśmiechając się i z niedowierzaniem
kręcąc głową.
– Już? –
parsknęła, zaskoczona lekkością, jaką nagle poczuła.
To był
przyjemne. Przebywanie z nim okazało się o wiele prostsze, niż mogłaby
podejrzewać.
– Czy postawiłem
na swoim? Owszem. – Jego oczy zabłysły z satysfakcją. –
Następnym razem wyciągnę cię do jakiegoś klubu.
Początkowo
pomyślała, że żartował, ale potem przypomniała sobie, że tak samo
deklarowała wszystkie jego dotychczasowe deklaracje. Mimo wszystko zdobyła się
na to, by zachować neutralny wyraz twarzy i spojrzeć na Razjela
w niemal wyzywający, przenikliwy sposób.
– Spróbuj.
– Nie omieszkam, mała wiedźmo… Nie omieszkam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz