25 lutego 2022

Sto sześćdziesiąt dziewięć

Elena

Znalezienie Doriana okazało się proste, zwłaszcza że ten nawet nie próbował ukrywać swojej obecności. Przystanął pryz jeziorze, czujnie spoglądając to na spokojną taflę, to znów na pogrążoną w półmroku okolicę.

– Nie musieliście się fatygować – stwierdził, ledwo tylko wyczuł ich obecność. – Wszystko jest pod kontrolą, przynajmniej na razie.

Ale Elena wcale nie miała pewności, że tak było. W ciągu zaledwie godziny wydarzyło się dość, żeby zwątpiła w wiele kwestii. Fakt, że najwyraźniej znów nie mogła czuć się bezpiecznie, niczego nie ułatwiał, choć razem wydał się dziewczynie najmniej istotny.

Wiedziała, że Rafael podąża za nią niczym cień, ale przynajmniej nie próbował protestować. Przynajmniej na razie, choć jak go znała, mogła się spodziewać dosłownie wszystkiego.

– Na pewno nie potrzebujesz pomocy? – zapytała dla pewności. – Moglibyśmy się rozejrzeć… No, ja bym mogła – dodała, wymownie spoglądając na męża.

Spodziewała się, że wywróci oczami albo jakkolwiek skomentuje jej sugestię, ale nic podobnego nie miało miejsca. Wręcz przeciwnie – okazał się spokojny, po prostu przysłuchując się jej słowom. Na sobie czuła wyłącznie jego przenikliwe spojrzenie, prawie jak wtedy, gdy to jej polecił przenieść wszystkich do Przedsionka. W jakimś stopniu Elena wciąż nie wierzyła, że tak po prostu zdołała to zrobić, choć przecież w ostatnim czasie ćwiczyli pewne rzeczy zdecydowanie zbyt wiele razy.

No, tak… Tylko wtedy nikt nie zakładał zbiorowych wycieczek do świata bogini, poprawiła się w myślach.

– To miłe. – Dorian posłał jej zmęczony uśmiech. – Dziękuję, Światłości. Ale możesz mi wierzyć, że rozglądałem się zdecydowanie zbyt wiele razy odkąd… Cóż, sama rozumiesz. – Mężczyzna potrząsnął głową. – Gdyby coś było nie tak, już byśmy wiedzieli.

– Ma rację – wtrącił Rafa. Elena spojrzała na niego z zaciekawieniem, kiedy jednak zdecydował się wtrącić. – Wyczuwam przede wszystkim obecność ojca. Nawet jeśli nie my, on będzie wiedział.

– Najpewniej tak – przyznał z rezerwą Dorian. – Chociaż dalej nie podoba mi się, że on tutaj jest.

Nie dodał niczego więcej, ale tak naprawdę nie musiał. Elena podejrzewała, że wszyscy aż nazbyt podzielali jego obawy. Co prawda tym razem przynajmniej nie wyrywał się do walki, ale mimo wszystko…

– Na razie jakoś musimy się porozumieć. Nie, mnie też się to nie podoba – oznajmił wprost Rafael. – Nie wiem, czy właśnie oczekuję za dużo, ale ujmę sprawę prosto: jeśli nie ze mną, łatwo powinieneś skontaktować się z Andreasem. Jeśli on będzie na bieżąco, my również. Działanie na własną rękę to obecnie najgorsze, na co moglibyśmy się zdecydować.

Brwi anioła powędrowały ku górze. Zmierzył serafina wzrokiem, zupełnie jakby widział go po raz pierwszy.

– Oferujesz pomoc.

To nie było pytanie, ale Rafa i tak zdecydował się odpowiedzieć:

– Oczywiście, że tak. Chodzi o Elenę, prawda? – zauważył przytomnie.

Parsknęła, nie mogąc się powstrzymać. Och, mogła się tego spodziewać. Z drugiej strony, ten jeden raz była gotowa przysiąc, że za postawą męża kryło się coś więcej.

– I to dlatego byłeś prawie uprzejmy dla bogini… – mruknęła z bladym uśmiechem.

– Nie mam pojęcia, o czym właśnie mówisz.

Tym razem sama zapragnęła wywrócić oczami. Na pewno! To wcale nie tak, że wiedziała swoje, zwłaszcza że zdążyła poznać jego zachowanie lepiej niż chciał przyznać. Co prawda wciąż czuła przede wszystkim chłód i to, że próbował się dystansować, ale to nie miało znaczenia. Był tutaj, już niemal angażując się w zrobienie… czegokolwiek. Mógł zasłaniać się jej bezpieczeństwem, ale oboje wiedzieli, że to nie działało w ten sposób. Zbyt wiele razy powielali scenariusz, w którym Rafael próbował ją chronić, by dała się nabrać.

Był tutaj. To w jakiś pokrętny sposób mówiło samo za siebie. Brak złośliwych uwag w sali, również wydał się Elenie wystarczająco wymowny. To jeszcze co prawda nie była rozmowa, ale…

Za dużo oczekujesz, lilan, rozbrzmiało w jej głowie.

Spojrzała na demona z powątpiewaniem, na swój sposób wyzywająco. Pomijająco to, że – świadomie bądź nie – siedział jej w głowie, wciąż wiedziała swoje. Tyle wystarczyło, by zapragnęła z nim porozmawiać, tym razem o wiele poważniej, ale doszła do wniosku, że to mogło zaczekać.

– Wracając do tematu – oznajmiła, nie odrywając spojrzenia od Rafaela – chcę wiedzieć, co robimy. Nie zamierzam siedzieć z założonymi rękoma, więc…

– Ja również. – Rafa bezceremonialnie przesunął się bliżej. – Skoro tu jesteśmy, możemy wrócić do tego, czym zajmujemy się w ostatnim czasie. Może nawet lepiej, że on tu jest – dodał, a stojący tuż obok Dorian poruszył się niespokojnie.

– Wiesz, że możesz zwrócić się bezpośrednio do mnie, prawda?

Rafael puścił jego słowa mimo uszu. Uśmiechnął się i coś w tym geście sprawiło, że Elena mimo wszystko poczuła się nieswojo. Znała ten wyraz twarzy, tak jak i zmianę, którą poczuła w powietrzu. W ostatnim czasie oznaczała tylko jedno.

Coś przykuło jej uwagę. Przesunęła się, dla pewności chwytając demona za ramię.

– Ani mi się waż – wycedziła przez zaciśnięte zęby. – Nie teraz.

Spojrzał na nią pytająco, więc po prostu skinęła głową w stronę jeziora. Po drugiej stronie dostrzegła Andreasa i rodziców, wciąż w towarzystwie dwóch jasnowłosych kobiet. Próbując zachować neutralny wyraz twarzy, pomachała bliskim, kątem oka wciąż obserwując Rafaela. To nie tak, że w jego działaniach było cokolwiek złego, ale szczerze wątpiła, by Carlisle i Esme byli w stanie w spokoju obserwować pewne rzeczy. Przynajmniej na razie, póki wciąż nie panowała nad sytuacją na tyle, ile mogłaby sobie życzyć.

Cokolwiek myślał sobie Rafa, nie próbował protestować. Musiał zorientować się w czym rzecz, choć ani na moment nie odwrócił się w stronę jeziora.

– Zamierzasz to ukrywać? – mruknął jedynie, ale nie zamierzała wdawać się z nimi w dyskusję. – Oj, lilan

– Ledwo przyjęli do wiadomości, że jednak nie masz w planach zamordować mnie w wolnej chwili. Wolę nie ryzykować, przynajmniej na razie.

– Ach…

Mimowolnie rozluźniła się, widząc jak towarzystwo po drugiej stronie jeziora zaczyna się oddalać. Niemalże z ulgą odprowadziła rodziców wzrokiem, mimowolnie zastanawiając nad tym, czy powinna za nimi pójść. Co prawda nie sądziła, żeby mogła uspokoić ich swoją obecności, ale wciąż warto było spróbować. No i na pewno chcieli mieć ją blisko, póki…

Tyle że Rafael miał inne plany.

Dał jej reakcję zaledwie ułamki sekund. W zasadzie nawet nie zauważyła, że się poruszył, bardziej wyczuwając fakt, że mogłaby być zagrożona. Jeszcze jakiś czas temu jak nic skończyłaby na ziemi, klnąc na czym świat stoi i spodziewając się kilku dodatkowych siniaków, ale tym razem wiedziała, co robić. Zareagowała instynktownie, odskakując na bezpieczną odległość. Dla pewności przybrała pozycję obronną, rozłożyła skrzydła i spojrzała na demona wyczekująco, zachęcająco rozkładając ramiona.

Na ustach serafina pojawił się cień uśmiechu.

– Dobrze.

Wiedziała, że na tym nie skończy. Przemieścił się, przymuszając ją do kolejnej ucieczki. Kiedy blisko trzy tygodnie wcześniej zaczynali ćwiczyć, była sceptycznie nastawiona do odnowienia treningów, ale teraz po negatywnym nastawieniu nie było nawet śladu. Czując się trochę tak jak w szkole, kiedy jeszcze występowała razem z cheerleaderkami, odchyliła się, zrobiła mostek i bez większego problemu wyrzuciła nogi ku górze, niemalże trafiając Rafaela w twarz. Oczywiście uniknął ciosu, ale i tak chciała wierzyć, że kiedyś jednak uda jej się trafić – tak dla zasady, by przestał spoglądać na nią w tak pobłażliwy sposób, kiedy próbowała uciekać się do akrobacji, do których przywykła „bezcelowo wymachując pomponami”.

Odzyskała pion. Obdarowała męża jednym z piękniejszych, niemalże bezczelnych uśmiechów, próbując przekonać samą siebie, że prowokowanie go w ten sposób wcale nie było złym pomysłem.

– Stoisz na nogach, chociaż minęło całych trzydzieści sekund. Chyba jestem pod wrażeniem – ocenił, a ona parsknęła, przez moment mając ochotę porządnie mu przyłożyć.

– Przysięgam, że kiedyś naprawdę nakopię ci do dupy.

Jeszcze kiedy mówiła, wykorzystała okazję, żeby ponowić atak. Zablokował go z łatwością, ale z niejaką satysfakcją stwierdziła, że zdołała go zaskoczyć. To były zaledwie ułamki sekund, jednak wystarczyły, by wyczuła nieznaczne opóźnienie w jego reakcji. Może gdyby spróbowała być nieco bardziej precyzyjna…

Przez twarz Rafaela przemknął cień. Zauważyła, że wyciągnął rękę i choć nie miała pewności, co to oznaczało, pozwoliła sobie na instynktowną reakcję. Tym razem przywołanie Niebiańskiego Ognia okazało się dziecinnie proste, zwłaszcza że wciąż znajdowali się w świecie bogini. Miecz zaciążył jej w dłoni, ale jego obecność wydawała się właściwa. I choć Elena wciąż nie miała wprawy w wymachiwaniu bronią, już nie czuła się tak bezradna jak za pierwszym razem, gdy ostrze pierwszy raz zmaterializowało się przy niej.

Usłyszała metaliczny zgrzyt. Serce podeszło jej do gardła, a oczy rozszerzyły nieznacznie, kiedy zorientowała się, że miała rację i również Rafael zdecydował się przyzwać broń. Czuła się niemal jak wtedy, gdy trenowali szermierkę, choć tym razem zdecydowanie nie miała do czynienia z nic nieznaczącymi atrapami, którymi co najwyżej mogła zagwarantować sobie kilka dodatkowych siniaków. W pamięci wciąż miała moment, w którym osobiście przebiła męża Niebiańskim Ogniem, zwłaszcza że sam jej na to pozwolił, ale…

– Nie próbuj się wycofać – upomniał z błyskiem w oczach. – Podoba mi się to, co się dzieje.

– Walka śmiercionośną bronią? – zapytała z niedowierzaniem, cofając się o krok.

Wzrokiem wciąż śledziła jego ruchy, w szczególności dłonie. Zdążyła zauważyć, że zdecydował się na krótsze ostrza, bardzo podobne do tak uwielbianych przez Mirę noży. Chwilę później znów zareagowała instynktownie, pozwalając, by bronie spotkały się ze sobą z kolejnym metalicznym zgrzytem. A potem jeszcze raz i jeszcze, coraz szybciej, choć czuła, że Rafael wciąż nie dawał z siebie wszystkiego. Choć chciała wierzyć, że miał wszystko pod kontrolą, nie docierało do niej, że tak po prostu postawił ją w tak dziwnej sytuacji. Do tej pory ich treningi wyglądały inaczej, o wiele bardziej… bezpieczne.

Czuła, że ją obserwował. Ba! Mogła się założyć, że doskonale zdawała sobie sprawę z tego, co działo się w jej głowie, jednak zachował wszelakie uwagi dla siebie. Uświadomiła sobie, że nie miała innego wyboru, jak tylko spróbować się do tego dostosować. Wciąż poruszając się trochę jak w transie, spróbowała dostosować się do narzuconego tempa. Skup się, nakazała sobie stanowczo i to okazało się proste, być może przez to, że w ostatnim czasie w istocie zmuszał ją do tego dużo częściej. Miała wrażenie, że powrót ojca i to, że przyznała mu, że Ciemność już raz wdarła się do jej umysłu, jedynie sprowokowało Rafaela do włączenia „trybu upierdliwego”. Potrafił z zaskoczenia uderzyć mentalnie, próbując wymóc na niej ciągłą czujność i zmusić do tego, żeby spróbowała się bronić. Co prawda nie w ten sposób, ale po ostatnich wydarzeniach nawet bezpośredni atak nie wydał się Elenie aż taki dziwny.

Przez chwilę po prostu walczyli, poruszając się wspólnym rytmem, prawie jak we wcześniej wyćwiczonym tańcu. Wątpliwości zniknęły, przynajmniej do pewnego stopnia. Kiedy nabrała pewności, że dosięgnięcie demona nie będzie aż takie proste, pozwoliła sobie na więcej pewności, już nie mając poczucia, że jeden nieostrożny ruch wystarczy, by doszło do tragedii. Przyłapała się nawet na tym, że zaczęła szukać luk w jego obronie, starając się wybrać bardziej dogodny moment i miejsce, żeby zaatakować.

Och, był dobry. I zdecydowanie zbyt doświadczony, choć to wiedziała od dawna. Miała wrażenie, że wręcz przewidywał jej ruchy, reagując tak płynnie, że to wydawało się wręcz nieprawdopodobne. Zacisnęła usta, nagle sfrustrowana, choć przecież nie chciała go skrzywdzić. Z drugiej strony, ciągłe trwanie w ofensywie zaczynało być męczące. Teraz już nie miała wątpliwości, że kilka miesięcy wcześniej z premedytacją nadział się na miecz, woląc pozwolić się zranić niż ryzykować, że jednak zrobi jej krzywdę.

– Masz dość, lilan? – rzucił niemal pogodnym tonem Rafael.

Nie odpowiedziała, przynajmniej słownie. Zauważyła, że wywrócił oczami, kiedy przyszło mu po raz kolejny zablokować atak.

– To już chyba dłużej niż trzydzieści sekund – zauważyła, tym samym prowokując go do kolejnego czarującego uśmiechu.

– Nie zaprzeczę. Mogłabyś…

Przemieściła się. Udała, że próbuje go okrążyć od prawej, a spróbował się zasłonić, bezceremonialnie wystrzeliła w górę, rozkładając skrzydła. Zdołała przemknąć tuż nad nim, w następnej sekundzie celując ostrzem wprost w jego plecy. Dysząc ciężko, zatrzymała końcówkę miecza zaledwie kawałek od przestrzeni między skrzydłami, w duchu odliczając kolejne sekundy i czekając na jego reakcję.

Zauważyła, że zesztywniał. Wyprostował się powoli, wciąż na nią nie patrząc. Mocniej zacisnęła palce na rękojeści miecza, nie chcąc ryzykować, że nagle wydarzy się coś niewłaściwego. Co prawda nie wyobrażała sobie, że Rafa po raz kolejny mógłby zdecydować się na posuniecie tak głupie, jak próba zranienia się, zwłaszcza że nie miał po temu powodów, ale…

Lilan… – doszło ją jakby z oddali. Nie cofnęła się, wciąż celując wprost w jego plecy. – Ty właśnie…

Potrząsnął głową. Jego głos brzmiał spokojnie, ale nie dała się zwieść. Oboje wiedzieli, co by się stało, gdyby faktycznie zaskoczyła go w ten sposób. To nic, że w normalnej wcale pewnie zabiłby ją, nim w ogóle miałaby okazję na podobny manewr. Liczyło się, że w obecnej sytuacji wygrana leżała po jej stronie.

Kto jak kto, ale Elena aż za dobrze wiedziała, jak wrażliwym punktem była przestrzeń między skrzydłami. Trudno, by sprawy miały się inaczej, skoro osobiście ratowała tego demona po tym, jak wylądował w środku lasu, wykrwawiając się przez kawałek szkła, który utknął w plecach.

Kątem oka wychwyciła ruch. Rozproszył ją tylko na chwilę, ale wystarczającą, by podchwyciła błysk w ciemnych oczach Doriana. Zdążyła zapomnieć o aniele, a jednak ten stał tuż obok, uważnie obserwując ich zmagania. Skrzyżował ramiona na piersi i uśmiechnął się pod nosem – niezwykle czarująco, tam swoją drogą. Mogła tylko zgadywać, jaką satysfakcję czerpał po tym, jak przy ostatnim starciu to Rafaelowi udało się go zranić.

Elena odetchnęła, próbując zapanować nad przyspieszonym oddechem. Zwiesiła ramiona, w pośpiechu celując ostrzem w ziemię. Poluzowała palce, w duchu dostosowując się do nauk Andreasa i cicho dziękując Niebiańskiemu Ogniowi za to, że zdecydował się ją wesprzeć. I bez patrzenia wiedziała, że broń zniknęła, nim zdążyłaby wylądować na trawie.

– Wygrałam – oznajmiła, decydując się powiedzieć na głos to, co powinno być oczywiste.

Poniekąd wciąż nie wierzyła. Czuła się dziwnie, nawet bardziej niż wtedy, gdy po lekcjach z Rafaelem zdołała w kilku ruchach rozbroić Damiena. To był inny rodzaj satysfakcji, coś więcej niż po prostu radość z utarcia kuzynowi nosa. I choć nie potrafiła tego nazwać, to mimo wszystko…

Rafa poruszył się, z wolna odwracając się w jej stronę. Wyraz jego twarzy pozostał nieodgadniony, ale błękitne oczy lśniły, zdradzając całą mieszankę sprzecznych emocji. Mimo wszystko nie wydał jej się rozeźlony. Wręcz przeciwnie.

– Wygrałaś.

Tylko tyle… Albo aż tyle. W przypadku tego demona ta prosta uwaga zaskoczyła ją bardziej niż cokolwiek innego. Dużo bardziej spodziewałaby się kolejnych uszczypliwości, które miałyby jej wyjaśnić, dlaczego w walce nie było niczego wyjątkowego. W końcu dawał jej fory; wiedziała o tym. Chwalenie zwykle nie leżało w gestii Rafaela, o ile faktycznie nie miał ku temu podstaw.

– I tyle? – wyrwało jej się.

Brwi demona powędrowały ku górze.

– Mógłbym mieć kłopoty, gdybyś mnie dźgnęła. Wiesz o tym – zauważył przytomnie. – Nie zamierzam tego umniejszać.

– To coś nowego.

Spojrzał na nią z zaciekawieniem, ale nie zaprotestował. Zauważyła, że również odwołał broń, choć nawet nie zauważyła kiedy. Bardziej skupiała się na efektach, jego słowach, a ostatecznie tym, że z wolna podszedł bliżej, zachęcająco wyciągając ku niej ręce. Nie zaprotestowała, kiedy ujął ją za obie dłonie, niemalże z czułością przesuwając palcami po wnętrzu nadgarstków.

– Raz na jakiś czas mogę sobie na to pozwolić – stwierdził z przekonaniem. – Zwłaszcza w tej sytuacji. Mógłbym wręcz uznać ten trening za jeden z bardziej wartościowych, jakie odbyliśmy.

Przez chwilę sama nie była pewna, jak zareagować. Spojrzała na ich splecione dłonie, nie mogąc pozbyć się wrażenia, że sam dotyk Rafaela sugerował więcej niż słowa. Niczym zaufanie, którego potrzebowała, by mieć poczucie, że jednak traktował ją poważnie. W tamtej chwili czuła, że jednak było sobie równi – na tyle, na ile to możliwe i…

– Mówiłem, że to niezwykła kobieta – doszedł ją pomruk Andreasa. 

W roztargnieniu spojrzała na demona. Nie miała pojęcia, kiedy się pojawił, zwłaszcza że ostatnim razem widziała go po drugiej stronie jeziora. Otworzyła usta, gotowa zapytać o rodziców, ale Rafa ubiegł ją, przy okazji obrzucając brata niemalże zmęczonym spojrzeniem.

– Potrzebujesz czegoś?

– Chciałem jedynie dać Elenie znać, że jej rodzice chcą wracać. – Dre wzruszył ramionami. – Nie przejmujcie się. Zgarnę jeszcze pozostałą dwójkę i…

– Im mniej was tu, tym lepiej.

Zesztywniała, kiedy doszły do niej te słowa. Andreas również zamilkł, spoglądając na kogoś, kto przyczaił się w pobliżu jeziora. Podążyła za jego spojrzeniem, na moment zamierając, kiedy rozpoznała jedną z krewnych.

Tym razem Ariadna była sama. Obserwowała ich z odległości, wciąż zdystansowana i pod każdym względem nieprzyjemna. Elena tak naprawdę nie miała okazji poznać matki Beatrycze, ale wiedziała jedno – ta kobieta miała w sobie coś, co niezmiennie wzbudzało w dziewczynie niechęć. Nieważne, czy faktycznie tego chciała.

– Mówiłaś coś? – wykrztusiła, przesuwając się naprzód.

Ariadna drgnęła, ale nie wycofała się. Po prostu tam stała, niespokojnie obserwując zebrane przy jeziorze towarzystwo.

– Nic takiego – odparła wymijająco.

To było kłamstwo, oczywiście, ale Elena musiała się do tego, żeby nie reagować. Dla pewności ugryzła się w język, w duchu raz po raz powtarzając sobie, że dodatkowe komplikacje były wszystkim zbędne. Te kobiety miały prawo się bać, mimo wszystko.

– Jest późno – wtrącił Dorian, kiwając Ariadnie głową. – Byłoby bezpieczniej, gdybyście wszystkie wróciły do siebie. My zajmiemy się resztą.

– Nie pozwolimy się znowu pozamykać w pokojach. Możesz przekazać to swojej pani, skoro jesteśmy przy temacie – oznajmiła Ariadna, obrzucając anioła niechętnym spojrzeniem.

Przez twarz mężczyzny przemknął cień.

– Pani nigdy nie miała tego w planach. Cokolwiek w tej chwili myślicie – oznajmił, siląc się na cierpliwość. – Ma czyste zamiary. Selene jest…

– To ci wmawia, czy sam z siebie podtrzymujesz jej kłamstwa?

Dorian drgnął, co najmniej jakby napotkał na jakąś niewidzialną ścianę. Krew odpłynęła z jego twarzy, zupełnie jakby słowa kobiety dotknęły go bardziej niż mogłoby się wydawać. Coś w jego reakcji sprawiło, że Elena zapragnęła go objąć, choć sama nie miała pewności, jak w ten sposób mogłaby go pocieszyć.

Byli podobni. On co prawda pozostawał zagadką, ale…

– Lepiej w końcu wracaj do siebie.

Potrzebowała chwili, żeby w dziwnie obcym, wypranym z jakichkolwiek emocji głosie, rozpoznać Andreasa. Kiedy obejrzała się na demona i podchwyciła jego spojrzenie, sama poczuła się nieswojo. Wystarczająco, by nie zdziwiło ją, że Ariadna już bez większych protestów wycofała się, w pośpiechu oddalając w swoją stronę.

Zaniepokojona, nerwowo zetknęła na Doriana. Zdążył wziąć się w garść, ale jego spojrzenie wciąż miało w sobie coś dziwnego.

– W porządku? – zaryzykowała.

W roztargnieniu skinął głową.

– Oczywiście – odparł wymijająco. – Jeśli chcecie wracać, możecie śmiało iść odpocząć. Poradzę sobie – zapewnił, uśmiechając się nerwowo. – Ach, Eleno… Gdybyś chciała później porozmawiać, będę do dyspozycji. Podobało mi się to, co właśnie zobaczyłem. Możliwe, że będę miał coś do dodania.

A potem oddalił się, nawet nie czekając na reakcję. Odprowadziła go wzrokiem, przez chwilę świadoma wyłącznie bieli jego skrzydeł. Zetknęła na Rafaela, ale ten wydawał się spokojny, zupełnie jakby nic wartego uwagi nie miało miejsca.

Oczywiście. Mogła się tego spodziewać.

– Wybierasz się niezależnie od tego, co ja mam do powiedzenia, prawda? – rzucił jakby od niechcenia.

Elena potrząsnęła głową.

– No jasne, że tak – oznajmiła z powagą.

Z jakiegoś powodu to, że nie zaprotestował, wydało jej się znaczyć więcej niż cokolwiek innego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa