Znalezienie Doriana okazało się
proste, zwłaszcza że ten nawet nie próbował ukrywać swojej obecności.
Przystanął pryz jeziorze, czujnie spoglądając to na spokojną taflę,
to znów na pogrążoną w półmroku okolicę.
– Nie musieliście się
fatygować – stwierdził, ledwo tylko wyczuł ich obecność. – Wszystko
jest pod kontrolą, przynajmniej na razie.
Ale Elena
wcale nie miała pewności, że tak było. W ciągu zaledwie godziny
wydarzyło się dość, żeby zwątpiła w wiele kwestii. Fakt, że
najwyraźniej znów nie mogła czuć się bezpiecznie, niczego nie ułatwiał,
choć razem wydał się dziewczynie najmniej istotny.
Wiedziała,
że Rafael podąża za nią niczym cień, ale przynajmniej nie próbował
protestować. Przynajmniej na razie, choć jak go znała, mogła się spodziewać
dosłownie wszystkiego.
– Na pewno
nie potrzebujesz pomocy? – zapytała dla pewności. – Moglibyśmy się rozejrzeć…
No, ja bym mogła – dodała, wymownie spoglądając na męża.
Spodziewała
się, że wywróci oczami albo jakkolwiek skomentuje jej sugestię, ale nic
podobnego nie miało miejsca. Wręcz przeciwnie – okazał się spokojny,
po prostu przysłuchując się jej słowom. Na sobie czuła
wyłącznie jego przenikliwe spojrzenie, prawie jak wtedy, gdy to jej polecił
przenieść wszystkich do Przedsionka. W jakimś stopniu Elena wciąż nie wierzyła,
że tak po prostu zdołała to zrobić, choć przecież w ostatnim
czasie ćwiczyli pewne rzeczy zdecydowanie zbyt wiele razy.
No, tak…
Tylko wtedy nikt nie zakładał zbiorowych wycieczek do świata
bogini, poprawiła się w myślach.
– To miłe.
– Dorian posłał jej zmęczony uśmiech. – Dziękuję, Światłości. Ale możesz
mi wierzyć, że rozglądałem się zdecydowanie zbyt wiele razy odkąd…
Cóż, sama rozumiesz. – Mężczyzna potrząsnął głową. – Gdyby coś było nie tak,
już byśmy wiedzieli.
– Ma rację
– wtrącił Rafa. Elena spojrzała na niego z zaciekawieniem, kiedy
jednak zdecydował się wtrącić. – Wyczuwam przede wszystkim obecność ojca.
Nawet jeśli nie my, on będzie wiedział.
–
Najpewniej tak – przyznał z rezerwą Dorian. – Chociaż dalej nie podoba
mi się, że on tutaj jest.
Nie dodał
niczego więcej, ale tak naprawdę nie musiał. Elena podejrzewała, że
wszyscy aż nazbyt podzielali jego obawy. Co prawda tym razem przynajmniej
nie wyrywał się do walki, ale mimo wszystko…
– Na razie
jakoś musimy się porozumieć. Nie, mnie też się to nie podoba –
oznajmił wprost Rafael. – Nie wiem, czy właśnie oczekuję za dużo,
ale ujmę sprawę prosto: jeśli nie ze mną, łatwo powinieneś
skontaktować się z Andreasem. Jeśli on będzie na bieżąco, my również.
Działanie na własną rękę to obecnie najgorsze, na co moglibyśmy się
zdecydować.
Brwi anioła
powędrowały ku górze. Zmierzył serafina wzrokiem, zupełnie jakby widział go po raz
pierwszy.
– Oferujesz
pomoc.
To nie było
pytanie, ale Rafa i tak zdecydował się odpowiedzieć:
– Oczywiście,
że tak. Chodzi o Elenę, prawda? – zauważył przytomnie.
Parsknęła,
nie mogąc się powstrzymać. Och, mogła się tego spodziewać. Z drugiej
strony, ten jeden raz była gotowa przysiąc, że za postawą męża kryło się
coś więcej.
– I to dlatego
byłeś prawie uprzejmy dla bogini… – mruknęła z bladym uśmiechem.
– Nie mam
pojęcia, o czym właśnie mówisz.
Tym razem
sama zapragnęła wywrócić oczami. Na pewno! To wcale nie tak, że
wiedziała swoje, zwłaszcza że zdążyła poznać jego zachowanie lepiej niż
chciał przyznać. Co prawda wciąż czuła przede wszystkim chłód i to, że
próbował się dystansować, ale to nie miało znaczenia. Był tutaj, już
niemal angażując się w zrobienie… czegokolwiek. Mógł zasłaniać się
jej bezpieczeństwem, ale oboje wiedzieli, że to nie działało w
ten sposób. Zbyt wiele razy powielali scenariusz, w którym
Rafael próbował ją chronić, by dała się nabrać.
Był tutaj.
To w jakiś pokrętny sposób mówiło samo za siebie. Brak
złośliwych uwag w sali, również wydał się Elenie wystarczająco
wymowny. To jeszcze co prawda nie była rozmowa, ale…
Za dużo
oczekujesz, lilan, rozbrzmiało w jej głowie.
Spojrzała
na demona z powątpiewaniem, na swój sposób wyzywająco.
Pomijająco to, że – świadomie bądź nie – siedział jej w głowie,
wciąż wiedziała swoje. Tyle wystarczyło, by zapragnęła z nim
porozmawiać, tym razem o wiele poważniej, ale doszła do wniosku,
że to mogło zaczekać.
– Wracając
do tematu – oznajmiła, nie odrywając spojrzenia od Rafaela –
chcę wiedzieć, co robimy. Nie zamierzam siedzieć z założonymi rękoma,
więc…
– Ja również.
– Rafa bezceremonialnie przesunął się bliżej. – Skoro tu jesteśmy,
możemy wrócić do tego, czym zajmujemy się w ostatnim czasie.
Może nawet lepiej, że on tu jest – dodał, a stojący tuż obok Dorian
poruszył się niespokojnie.
– Wiesz, że
możesz zwrócić się bezpośrednio do mnie, prawda?
Rafael
puścił jego słowa mimo uszu. Uśmiechnął się i coś w tym
geście sprawiło, że Elena mimo wszystko poczuła się nieswojo. Znała ten wyraz
twarzy, tak jak i zmianę, którą poczuła w powietrzu. W ostatnim
czasie oznaczała tylko jedno.
Coś
przykuło jej uwagę. Przesunęła się, dla pewności chwytając demona za ramię.
– Ani mi się
waż – wycedziła przez zaciśnięte zęby. – Nie teraz.
Spojrzał na nią
pytająco, więc po prostu skinęła głową w stronę jeziora. Po drugiej
stronie dostrzegła Andreasa i rodziców, wciąż w towarzystwie dwóch
jasnowłosych kobiet. Próbując zachować neutralny wyraz twarzy, pomachała
bliskim, kątem oka wciąż obserwując Rafaela. To nie tak, że w jego działaniach
było cokolwiek złego, ale szczerze wątpiła, by Carlisle i Esme
byli w stanie w spokoju obserwować pewne rzeczy. Przynajmniej na razie,
póki wciąż nie panowała nad sytuacją na tyle, ile mogłaby sobie
życzyć.
Cokolwiek
myślał sobie Rafa, nie próbował protestować. Musiał zorientować się w czym
rzecz, choć ani na moment nie odwrócił się w stronę
jeziora.
–
Zamierzasz to ukrywać? – mruknął jedynie, ale nie zamierzała wdawać się
z nimi w dyskusję. – Oj, lilan…
– Ledwo
przyjęli do wiadomości, że jednak nie masz w planach zamordować
mnie w wolnej chwili. Wolę nie ryzykować, przynajmniej na razie.
– Ach…
Mimowolnie
rozluźniła się, widząc jak towarzystwo po drugiej stronie jeziora zaczyna się
oddalać. Niemalże z ulgą odprowadziła rodziców wzrokiem, mimowolnie
zastanawiając nad tym, czy powinna za nimi pójść. Co prawda nie sądziła,
żeby mogła uspokoić ich swoją obecności, ale wciąż warto było
spróbować. No i na pewno chcieli mieć ją blisko, póki…
Tyle że
Rafael miał inne plany.
Dał jej reakcję
zaledwie ułamki sekund. W zasadzie nawet nie zauważyła, że się poruszył,
bardziej wyczuwając fakt, że mogłaby być zagrożona. Jeszcze jakiś czas temu jak
nic skończyłaby na ziemi, klnąc na czym świat stoi i spodziewając się
kilku dodatkowych siniaków, ale tym razem wiedziała, co robić. Zareagowała
instynktownie, odskakując na bezpieczną odległość. Dla pewności przybrała
pozycję obronną, rozłożyła skrzydła i spojrzała na demona
wyczekująco, zachęcająco rozkładając ramiona.
Na ustach
serafina pojawił się cień uśmiechu.
– Dobrze.
Wiedziała,
że na tym nie skończy. Przemieścił się, przymuszając ją do kolejnej
ucieczki. Kiedy blisko trzy tygodnie wcześniej zaczynali ćwiczyć, była
sceptycznie nastawiona do odnowienia treningów, ale teraz po negatywnym
nastawieniu nie było nawet śladu. Czując się trochę tak jak w szkole,
kiedy jeszcze występowała razem z cheerleaderkami, odchyliła się, zrobiła
mostek i bez większego problemu wyrzuciła nogi ku górze, niemalże
trafiając Rafaela w twarz. Oczywiście uniknął ciosu, ale i tak chciała
wierzyć, że kiedyś jednak uda jej się trafić – tak dla zasady, by przestał
spoglądać na nią w tak pobłażliwy sposób, kiedy próbowała uciekać się
do akrobacji, do których przywykła „bezcelowo wymachując pomponami”.
Odzyskała
pion. Obdarowała męża jednym z piękniejszych, niemalże bezczelnych
uśmiechów, próbując przekonać samą siebie, że prowokowanie go w ten sposób
wcale nie było złym pomysłem.
– Stoisz na nogach,
chociaż minęło całych trzydzieści sekund. Chyba jestem pod wrażeniem –
ocenił, a ona parsknęła, przez moment mając ochotę porządnie mu przyłożyć.
–
Przysięgam, że kiedyś naprawdę nakopię ci do dupy.
Jeszcze
kiedy mówiła, wykorzystała okazję, żeby ponowić atak. Zablokował go z łatwością,
ale z niejaką satysfakcją stwierdziła, że zdołała go zaskoczyć. To były
zaledwie ułamki sekund, jednak wystarczyły, by wyczuła nieznaczne
opóźnienie w jego reakcji. Może gdyby spróbowała być nieco bardziej
precyzyjna…
Przez twarz
Rafaela przemknął cień. Zauważyła, że wyciągnął rękę i choć nie miała
pewności, co to oznaczało, pozwoliła sobie na instynktowną reakcję.
Tym razem przywołanie Niebiańskiego Ognia okazało się dziecinnie proste,
zwłaszcza że wciąż znajdowali się w świecie bogini. Miecz zaciążył
jej w dłoni, ale jego obecność wydawała się właściwa. I choć
Elena wciąż nie miała wprawy w wymachiwaniu bronią, już nie czuła się
tak bezradna jak za pierwszym razem, gdy ostrze pierwszy raz
zmaterializowało się przy niej.
Usłyszała
metaliczny zgrzyt. Serce podeszło jej do gardła, a oczy
rozszerzyły nieznacznie, kiedy zorientowała się, że miała rację i również
Rafael zdecydował się przyzwać broń. Czuła się niemal jak wtedy, gdy
trenowali szermierkę, choć tym razem zdecydowanie nie miała do czynienia
z nic nieznaczącymi atrapami, którymi co najwyżej mogła zagwarantować
sobie kilka dodatkowych siniaków. W pamięci wciąż miała moment, w którym
osobiście przebiła męża Niebiańskim Ogniem, zwłaszcza że sam jej na to pozwolił,
ale…
– Nie próbuj się
wycofać – upomniał z błyskiem w oczach. – Podoba mi się to, co się
dzieje.
– Walka
śmiercionośną bronią? – zapytała z niedowierzaniem, cofając się o krok.
Wzrokiem
wciąż śledziła jego ruchy, w szczególności dłonie. Zdążyła zauważyć,
że zdecydował się na krótsze ostrza, bardzo podobne do tak uwielbianych
przez Mirę noży. Chwilę później znów zareagowała instynktownie, pozwalając, by bronie
spotkały się ze sobą z kolejnym metalicznym zgrzytem. A potem
jeszcze raz i jeszcze, coraz szybciej, choć czuła, że Rafael wciąż nie dawał
z siebie wszystkiego. Choć chciała wierzyć, że miał wszystko pod kontrolą,
nie docierało do niej, że tak po prostu postawił ją w tak dziwnej
sytuacji. Do tej pory ich treningi wyglądały inaczej, o wiele
bardziej… bezpieczne.
Czuła, że
ją obserwował. Ba! Mogła się założyć, że doskonale zdawała sobie sprawę z tego,
co działo się w jej głowie, jednak zachował wszelakie uwagi dla
siebie. Uświadomiła sobie, że nie miała innego wyboru, jak tylko spróbować się
do tego dostosować. Wciąż poruszając się trochę jak w transie,
spróbowała dostosować się do narzuconego tempa. Skup się,
nakazała sobie stanowczo i to okazało się proste, być może przez to,
że w ostatnim czasie w istocie zmuszał ją do tego dużo częściej.
Miała wrażenie, że powrót ojca i to, że przyznała mu, że Ciemność już raz
wdarła się do jej umysłu, jedynie sprowokowało Rafaela do włączenia
„trybu upierdliwego”. Potrafił z zaskoczenia uderzyć mentalnie, próbując
wymóc na niej ciągłą czujność i zmusić do tego, żeby spróbowała się
bronić. Co prawda nie w ten sposób, ale po ostatnich
wydarzeniach nawet bezpośredni atak nie wydał się Elenie aż taki dziwny.
Przez
chwilę po prostu walczyli, poruszając się wspólnym rytmem, prawie jak
we wcześniej wyćwiczonym tańcu. Wątpliwości zniknęły, przynajmniej do pewnego
stopnia. Kiedy nabrała pewności, że dosięgnięcie demona nie będzie aż
takie proste, pozwoliła sobie na więcej pewności, już nie mając
poczucia, że jeden nieostrożny ruch wystarczy, by doszło do tragedii.
Przyłapała się nawet na tym, że zaczęła szukać luk w jego obronie,
starając się wybrać bardziej dogodny moment i miejsce, żeby
zaatakować.
Och, był
dobry. I zdecydowanie zbyt doświadczony, choć to wiedziała od dawna.
Miała wrażenie, że wręcz przewidywał jej ruchy, reagując tak płynnie,
że to wydawało się wręcz nieprawdopodobne. Zacisnęła usta, nagle
sfrustrowana, choć przecież nie chciała go skrzywdzić. Z drugiej
strony, ciągłe trwanie w ofensywie zaczynało być męczące. Teraz już nie miała
wątpliwości, że kilka miesięcy wcześniej z premedytacją nadział się
na miecz, woląc pozwolić się zranić niż ryzykować, że jednak zrobi
jej krzywdę.
– Masz
dość, lilan? – rzucił niemal pogodnym tonem Rafael.
Nie
odpowiedziała, przynajmniej słownie. Zauważyła, że wywrócił oczami, kiedy
przyszło mu po raz kolejny zablokować atak.
– To już
chyba dłużej niż trzydzieści sekund – zauważyła, tym samym prowokując go do kolejnego
czarującego uśmiechu.
– Nie zaprzeczę.
Mogłabyś…
Przemieściła
się. Udała, że próbuje go okrążyć od prawej, a spróbował się zasłonić,
bezceremonialnie wystrzeliła w górę, rozkładając skrzydła. Zdołała przemknąć
tuż nad nim, w następnej sekundzie celując ostrzem wprost w jego plecy.
Dysząc ciężko, zatrzymała końcówkę miecza zaledwie kawałek od przestrzeni
między skrzydłami, w duchu odliczając kolejne sekundy i czekając na
jego reakcję.
Zauważyła,
że zesztywniał. Wyprostował się powoli, wciąż na nią nie patrząc.
Mocniej zacisnęła palce na rękojeści miecza, nie chcąc ryzykować, że
nagle wydarzy się coś niewłaściwego. Co prawda nie wyobrażała sobie,
że Rafa po raz kolejny mógłby zdecydować się na posuniecie tak głupie,
jak próba zranienia się, zwłaszcza że nie miał po temu powodów, ale…
– Lilan…
– doszło ją jakby z oddali. Nie cofnęła się, wciąż celując wprost w
jego plecy. – Ty właśnie…
Potrząsnął
głową. Jego głos brzmiał spokojnie, ale nie dała się zwieść. Oboje
wiedzieli, co by się stało, gdyby faktycznie zaskoczyła go w ten sposób.
To nic, że w normalnej wcale pewnie zabiłby ją, nim w ogóle
miałaby okazję na podobny manewr. Liczyło się, że w obecnej sytuacji
wygrana leżała po jej stronie.
Kto jak
kto, ale Elena aż za dobrze wiedziała, jak wrażliwym punktem była
przestrzeń między skrzydłami. Trudno, by sprawy miały się inaczej,
skoro osobiście ratowała tego demona po tym, jak wylądował w środku
lasu, wykrwawiając się przez kawałek szkła, który utknął w plecach.
Kątem oka
wychwyciła ruch. Rozproszył ją tylko na chwilę, ale wystarczającą,
by podchwyciła błysk w ciemnych oczach Doriana. Zdążyła zapomnieć o aniele,
a jednak ten stał tuż obok, uważnie obserwując ich zmagania.
Skrzyżował ramiona na piersi i uśmiechnął się pod nosem –
niezwykle czarująco, tam swoją drogą. Mogła tylko zgadywać, jaką
satysfakcję czerpał po tym, jak przy ostatnim starciu to Rafaelowi
udało się go zranić.
Elena
odetchnęła, próbując zapanować nad przyspieszonym oddechem. Zwiesiła ramiona,
w pośpiechu celując ostrzem w ziemię. Poluzowała palce, w duchu
dostosowując się do nauk Andreasa i cicho dziękując
Niebiańskiemu Ogniowi za to, że zdecydował się ją wesprzeć. I bez patrzenia
wiedziała, że broń zniknęła, nim zdążyłaby wylądować na trawie.
– Wygrałam
– oznajmiła, decydując się powiedzieć na głos to, co powinno być
oczywiste.
Poniekąd
wciąż nie wierzyła. Czuła się dziwnie, nawet bardziej niż wtedy, gdy
po lekcjach z Rafaelem zdołała w kilku ruchach rozbroić Damiena.
To był inny rodzaj satysfakcji, coś więcej niż po prostu radość z utarcia
kuzynowi nosa. I choć nie potrafiła tego nazwać, to mimo
wszystko…
Rafa
poruszył się, z wolna odwracając się w jej stronę. Wyraz jego twarzy
pozostał nieodgadniony, ale błękitne oczy lśniły, zdradzając całą
mieszankę sprzecznych emocji. Mimo wszystko nie wydał jej się rozeźlony.
Wręcz przeciwnie.
– Wygrałaś.
Tylko tyle…
Albo aż tyle. W przypadku tego demona ta prosta uwaga zaskoczyła
ją bardziej niż cokolwiek innego. Dużo bardziej spodziewałaby się kolejnych
uszczypliwości, które miałyby jej wyjaśnić, dlaczego w walce nie było
niczego wyjątkowego. W końcu dawał jej fory; wiedziała o tym. Chwalenie
zwykle nie leżało w gestii Rafaela, o ile faktycznie nie miał
ku temu podstaw.
– I tyle?
– wyrwało jej się.
Brwi demona
powędrowały ku górze.
– Mógłbym
mieć kłopoty, gdybyś mnie dźgnęła. Wiesz o tym – zauważył przytomnie. –
Nie zamierzam tego umniejszać.
– To coś
nowego.
Spojrzał na nią
z zaciekawieniem, ale nie zaprotestował. Zauważyła, że również odwołał
broń, choć nawet nie zauważyła kiedy. Bardziej skupiała się na efektach,
jego słowach, a ostatecznie tym, że z wolna podszedł bliżej,
zachęcająco wyciągając ku niej ręce. Nie zaprotestowała, kiedy ujął ją za obie
dłonie, niemalże z czułością przesuwając palcami po wnętrzu
nadgarstków.
– Raz na jakiś
czas mogę sobie na to pozwolić – stwierdził z przekonaniem. –
Zwłaszcza w tej sytuacji. Mógłbym wręcz uznać ten trening za jeden
z bardziej wartościowych, jakie odbyliśmy.
Przez
chwilę sama nie była pewna, jak zareagować. Spojrzała na ich splecione
dłonie, nie mogąc pozbyć się wrażenia, że sam dotyk Rafaela sugerował
więcej niż słowa. Niczym zaufanie, którego potrzebowała, by mieć poczucie,
że jednak traktował ją poważnie. W tamtej chwili czuła, że jednak było
sobie równi – na tyle, na ile to możliwe i…
– Mówiłem,
że to niezwykła kobieta – doszedł ją pomruk Andreasa.
W
roztargnieniu spojrzała na demona. Nie miała pojęcia, kiedy się pojawił,
zwłaszcza że ostatnim razem widziała go po drugiej stronie jeziora.
Otworzyła usta, gotowa zapytać o rodziców, ale Rafa ubiegł ją, przy
okazji obrzucając brata niemalże zmęczonym spojrzeniem.
–
Potrzebujesz czegoś?
– Chciałem
jedynie dać Elenie znać, że jej rodzice chcą wracać. – Dre wzruszył
ramionami. – Nie przejmujcie się. Zgarnę jeszcze pozostałą dwójkę i…
– Im mniej
was tu, tym lepiej.
Zesztywniała,
kiedy doszły do niej te słowa. Andreas również zamilkł, spoglądając na kogoś,
kto przyczaił się w pobliżu jeziora. Podążyła za jego spojrzeniem,
na moment zamierając, kiedy rozpoznała jedną z krewnych.
Tym razem
Ariadna była sama. Obserwowała ich z odległości, wciąż zdystansowana
i pod każdym względem nieprzyjemna. Elena tak naprawdę nie miała
okazji poznać matki Beatrycze, ale wiedziała jedno – ta kobieta miała
w sobie coś, co niezmiennie wzbudzało w dziewczynie niechęć.
Nieważne, czy faktycznie tego chciała.
– Mówiłaś
coś? – wykrztusiła, przesuwając się naprzód.
Ariadna
drgnęła, ale nie wycofała się. Po prostu tam stała, niespokojnie
obserwując zebrane przy jeziorze towarzystwo.
– Nic
takiego – odparła wymijająco.
To było
kłamstwo, oczywiście, ale Elena musiała się do tego, żeby nie reagować.
Dla pewności ugryzła się w język, w duchu raz po raz
powtarzając sobie, że dodatkowe komplikacje były wszystkim zbędne. Te kobiety
miały prawo się bać, mimo wszystko.
– Jest
późno – wtrącił Dorian, kiwając Ariadnie głową. – Byłoby bezpieczniej,
gdybyście wszystkie wróciły do siebie. My zajmiemy się resztą.
– Nie pozwolimy się
znowu pozamykać w pokojach. Możesz przekazać to swojej pani, skoro
jesteśmy przy temacie – oznajmiła Ariadna, obrzucając anioła niechętnym
spojrzeniem.
Przez twarz
mężczyzny przemknął cień.
– Pani
nigdy nie miała tego w planach. Cokolwiek w tej chwili myślicie
– oznajmił, siląc się na cierpliwość. – Ma czyste zamiary. Selene
jest…
– To ci wmawia,
czy sam z siebie podtrzymujesz jej kłamstwa?
Dorian
drgnął, co najmniej jakby napotkał na jakąś niewidzialną ścianę. Krew
odpłynęła z jego twarzy, zupełnie jakby słowa kobiety dotknęły go bardziej
niż mogłoby się wydawać. Coś w jego reakcji sprawiło, że Elena
zapragnęła go objąć, choć sama nie miała pewności, jak w ten sposób
mogłaby go pocieszyć.
Byli
podobni. On co prawda pozostawał zagadką, ale…
– Lepiej w końcu
wracaj do siebie.
Potrzebowała
chwili, żeby w dziwnie obcym, wypranym z jakichkolwiek emocji głosie,
rozpoznać Andreasa. Kiedy obejrzała się na demona i podchwyciła
jego spojrzenie, sama poczuła się nieswojo. Wystarczająco, by nie zdziwiło
ją, że Ariadna już bez większych protestów wycofała się, w pośpiechu
oddalając w swoją stronę.
Zaniepokojona,
nerwowo zetknęła na Doriana. Zdążył wziąć się w garść, ale jego spojrzenie
wciąż miało w sobie coś dziwnego.
– W porządku?
– zaryzykowała.
W
roztargnieniu skinął głową.
–
Oczywiście – odparł wymijająco. – Jeśli chcecie wracać, możecie śmiało iść
odpocząć. Poradzę sobie – zapewnił, uśmiechając się nerwowo. – Ach, Eleno…
Gdybyś chciała później porozmawiać, będę do dyspozycji. Podobało mi się
to, co właśnie zobaczyłem. Możliwe, że będę miał coś do dodania.
A potem
oddalił się, nawet nie czekając na reakcję. Odprowadziła go wzrokiem,
przez chwilę świadoma wyłącznie bieli jego skrzydeł. Zetknęła na Rafaela,
ale ten wydawał się spokojny, zupełnie jakby nic wartego uwagi nie miało
miejsca.
Oczywiście.
Mogła się tego spodziewać.
– Wybierasz się
niezależnie od tego, co ja mam do powiedzenia, prawda? – rzucił
jakby od niechcenia.
Elena
potrząsnęła głową.
– No jasne,
że tak – oznajmiła z powagą.
Z jakiegoś
powodu to, że nie zaprotestował, wydało jej się znaczyć więcej niż
cokolwiek innego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz