20 lutego 2022

Sto sześćdziesiąt osiem

Carlisle

Cassandra zacisnęła powieki. Raz po raz potrząsała głową, zupełnie jakby w ten sposób mogła opędzić się od niechcianych myśli. Znów spróbowała oswobodzić się z uścisku Andreasa, ale ten nie wyglądał na chętnego, żeby ją puścić. Wręcz przeciwnie – w odpowiedzi na starania kobiety, bezceremonialnie przesunął się jeszcze bliżej.

– Dlaczego poszłaś nad jezioro? – powtórzył stanowczym, wyzutym ze zbędnych emocji głosem.

Coś w jego tonie skojarzyło się Carlisle’owi ze sposobem, który sporadycznie widywał u Jaspera. Krótkie, stanowcze polecenia. Niczym rozkazy, które bez wątpienia sprawdzały się, kiedy próbowało utrzymać się w ryzach rozemocjonowane wampiry. Ten sam ton skutkował w przypadku Alice, kiedy tej zdarzały się cięższe, bardziej skomplikowane widzenia. To, że podobna metoda mogłaby zadziałać w przypadku Cassandry, nagle wydało się prawdopodobne.

Dużo gorsze okazało się, że dziewczyna była przerażona. W zasadzie wyglądała jak ktoś, kto w każdej chwili mógłby rzucić się do ucieczki; zrobić cokolwiek, byleby bronić się przed wspomnieniami, które…

– Proszę… – jęknęła, ale nie zabrzmiało to tak pewnie jak wcześniej.

Demon zresztą nie zamierzał się wycofać. Nawet nie drgnął, wciąż zaciskając dłonie na ramionach Cassie. W zasadzie wcale nie wyglądało to tak, jakby próbował ją zaatakować albo do czegokolwiek zmuszać. Stał spokojnie, trzymając ją za barki i raz po raz powtarzając to samo pytanie. Tak długo, aż do dziewczyny w końcu dotarło, że spieranie się z kimś tak zawziętym było z góry skazane na niepowodzenie.

– Tamten wieczór – nie dawał za wygraną Andreas. – Skup się na mnie i tamtym wieczorze. Byłem tam, więc nie stanie ci się krzywda. Nawet jeśli zaczniesz się topić, wyciągnę cię.

Otworzyła oczy. Błękitne tęczówki wydały się nienaturalnie wręcz duże, kiedy spojrzała wprost na Andreasa. Cassandra nagle zesztywniała, prostując niczym struna. Coś zmieniło się w wyrazie jej twarzy.

Carlisle kątem oka wychwycił ruch. Bezceremonialnie chwycił Anabelle za rękę, kiedy zorientował się, że dziewczyna przesunęła się bliżej, niespokojnie patrząc na krewną. Nieznacznie potrząsnął głowa, choć wciąż nie miał pewności czy to, co robili, było słuszne. Możliwe, że nie, ale mimo wszystko…

– Słyszałam… głos – doszedł go drżący szept Cassandry. Zawahała się na moment, ale tym razem nie zdecydowała się wycofać. W zamian w pośpiechu mówiła dalej: – Tak mi się wydaje. Ktoś mnie wołał, więc po prostu… – Spuściła wzrok. Jasne włosy opadły jej na twarz, ale i tak dało się zauważyć świeże łzy, które spłynęły po bladych policzkach. – Od strony jeziora. Nie wiem, dlaczego tam poszłam. Czułam, że muszę i… Chociaż – zreflektowała się, w pośpiechu podrywając głowę – wydaje mi się, że ktoś mnie o to prosił. Nie mogłam odmówić. Czułam taki smutek, ja… Chyba nawet nie wiem, jak to opisać. Ale nie potrafiłam z tym walczyć. Nikt nie powinien być tak smutny, ja…

Urwała. Gwałtownie zaczerpnęła powietrza, a potem nagle wybuchła niepohamowanym płaczem, niezdolna wykrztusić niczego więcej. Choć wyjaśnienia, na które się zdobyła, w opinii Carlisle’a ani trochę nie rozjaśniły sytuacji, Andreasowi najwyraźniej musiały wystarczyć, bo poluzował uścisk i przygarnął dziewczynę do siebie. Wtuliła się w jego tors, równie ufna co i wtedy, gdy wyciągnął ją z głębi jeziora – przerażoną i ledwo żywą.

Przez chwilę panowała cisza. Carlisle słyszał przyspieszony oddech Esme i stopniowo przybierający na sile uścisk Any.

– Wieki temu – oznajmił łagodnie Andreas, jakby od niechcenia przeczesując blond loki Cassandry palcami – Selene i Ciemność zapędzili się w konflikcie, który trwał… w zasadzie od zawsze. Sami mogliście się przekonać, jak wyglądała ich dzisiejsza rozmowa. To nic, zresztą bogini jest inna odkąd wróciła. Kiedyś to… wyglądało trochę inaczej – przyznał wymijająco. – Wciąż nie jestem pewien, co zadecydowało o jej odejściu. Wiem jedynie, że kiedy się wycofała, załamał się cały porządek świata, który wtedy znałem. Powstał Przedsionek, wzmianki o Selene odeszły w zapomnienie, pośród nieśmiertelnych zapanował chaos… Aż do wydarzeń sprzed trzech miesięcy. Oczywiście zmiany i wtedy, i teraz zachodziły dekadami, ale nie o tym teraz mowa.

Andreas uwał, po czym lekko zmarszczył brwi, jakby dopiero wtedy dotarło do niego, że powiedział za dużo. Potrząsnął głową, po czym – wciąż tuląc do siebie Cassandrę – bezceremonialnie zwrócił się w stronę jeziora.

– Andreasie… – rzuciła z wahaniem Esme. Jej głos brzmiał dziwnie, zdławiony i jakby niepewny.

Demon puścił jej słowa mimo uszu. Nie pozostawił im innego wyboru, jak tylko ruszyć za nim, póki nie dotarli do jeziora. Przystanął w niewielkim oddaleniu od brzegu, przezornie odsuwając Cassandrę na tyle, by mogła schować się za jego plecami. Wzrok wbił w spokojną taflę, po chwili przenosząc spojrzenie na rozświetlone dwoma księżycami niebo.

– Wierzę, że nie muszę przypominać wam wzmianek o nadejściu Światłości. To chyba najbardziej znana z pieśni, które krążyły między moimi pobratymcami… I najpewniej tutaj również, skoro problem bezpośrednio wiązał się z decyzjami mojego ojca. Zresztą nawet gdybym miał wątpliwości, piękna Elena lśni bardziej i bardziej, ilekroć zjawia się w tym miejscu – przyznał, uśmiechając się niepewnie.

Wpatrywał się w dal, a kiedy Carlisle podążył za jego spojrzeniem, zorientował się, że Elena, Rafael i Dorian najwyraźniej również wylądowali przy jeziorze. Bez trudu wypatrzył córkę, zwłaszcza że ta wyróżniała się w towarzystwie nieśmiertelnych. Gestykulowała żywo, zwrócona bezpośrednio do męża, ale to nie wydało się wampirowi dziwne. W zasadzie ta dwójka sprzeczała się ze sobą przez cały czas, w większości przypadków tylko dla zasady. To, że nawet nie słyszał wyrzucanych przez dziewczynę słów, jedynie utwierdziło Carlisle’a w przekonaniu, że wcale się nie kłócili. Gdyby było inaczej, krzyków Eleny zdecydowanie nie dałoby się przeoczyć.

Nie miał pojęcia, po kim to odziedziczyła, ale chyba wolał nie wiedzieć. Nawet jeśli iście płomienny temperament zdecydowanie zbyt często sprawiał, że jego córka wpadała w kłopoty, nie potrafił sobie wyobrazić, by mogła zachowywać się inaczej. I to zwłaszcza biorąc pod uwagę to, kim była.

Elena poruszyła się, rozkładając skrzydła – białe, łagodnie lśniące w blasku księżyca. Uniosła głowę i najwyraźniej zauważyła, że ją obserwują, bo uśmiechnęła się i jak gdyby nigdy nic pomachała w ich kierunku. Carlisle rozluźnił się, pierwszy raz od chwili przybycia do tego miejsca wysilając na uśmiech.

– Niezwykła kobieta – ocenił Andreas, nie odrywając wzroku od Eleny. Za jego słowami mogło kryć się dosłownie wszystko. – I zarazem najbardziej wyrazista ingerencja ze strony Selene. Nie zrozumcie mnie źle, zwłaszcza że ma męża – zreflektował się pospiesznie demon. – Po prostu kiedy widziało się tyle, co i ja, patrząc na Światłość, dostrzegam przede wszystkim nadzieję.

– Nadzieję… – powtórzyła cicho Esme. Nawet jeśli wciąż był poruszona tym, jak wcześniej potraktował Cassandrę, tych kilka słów wystarczyło, by przykuć jej uwagę. Spojrzała na Andreasa z błyskiem we wciąż pociemniałych oczach. – Boję się o nią. Zwłaszcza teraz – dodała i tyle wystarczyło, by Carlisle natychmiast zmaterializował się u jej boku.

Przygarnął ją do siebie, przez chwilę sam niepewny, czy chciał w ten sposób uspokoić ją, czy może jednak siebie. Skłamałby, gdyby powiedział, że nie podzielał jej obaw. To niezależnie od wszystkiego nie miało się zmienić, nawet jeśli i jemu słowa Andreasa dały do myślenia.

Demon musiał zdawać sobie z tego sprawę, bo podjął temat, nim którekolwiek z nich zdążyło dodać coś jeszcze.

– Osobiście zacząłbym bać się tych, którzy podniosą rękę na tę dziewczynę. Nie tylko przez wzgląd na mojego brata – ocenił, krzyżując ramiona na piersi. – Bogini pobłogosławiła ją w sposób, który zapowiadano od wieków. Nie sądzę, by obecna sytuacja coś w tej kwestii zmieniła. W zasadzie… Do tego cały czas dążę. Elena to najpiękniejsza oznaka zmian, o których wspomniałem, ale jest ich więcej. – Jego spojrzenie na powrót uciekło ku niebu. – Cały czas je dostrzegam.

– W niebie? – zapytał wprost Carlisle. Natychmiast poczuł na sobie spojrzenie Andreasa. – Nie odrywasz wzroku od księżyców, odkąd tutaj przyszliśmy. I też mógłbym przysiąc, że coś się w nich zmieniło, ale…

– W jednym. – Dre nawet się nie zawahał. – Ale dobrze kombinujesz. Nie opowiedziałem wam o Krwawym Księżycu, prawda?

Brzmiał beztrosko, prawie jak wtedy, gdy jak gdyby nigdy nic spacerowali w pobliżu jeziora. Wcale nie jak ktoś, kto czymkolwiek faktycznie się przejmował, a jednak…

Carlisle potrząsnął głową. Na więcej się nie zdobył, nie chcąc prowokować Andreasa do tego, żeby ten jednak porzucił temat. Wolał nie sprawdzać na ile rozmowny tego dnia mógł okazać się ten z braci Rafaela.

– Tej historii się tu nie opowiada? – rzucił jeszcze demon, pytająco zerkając na Cassandrę i Anabelle.

– Księżyce pojawiły się wraz  boginią – zauważyła przytomnie Ana. Z powątpiewaniem spojrzała w niebo. – Podobno między tu a teraz było jedynie wycinkiem świata bogini… Tak?

– W istocie – zreflektował się Andreas. – No cóż, ona sama nie lubi, kiedy o tym wspominam… Ale prawdą jest, że ten tutaj – skinął głowa w kierunku nieba – nazywany jest Krwawym Księżycem. Niektóre opowieści mówią, że obserwując go, można przewidzieć przyszłe nieszczęścia. To oczywiście trochę naciągana teoria, ale nie wzięła się znikąd. Jego nazwa też – dodał, nie odrywając wzroku od czerwieniącego się punktu na niebie. – Światło i Ciemność walczyły ze sobą od zarania dziejów. A wraz z nimi królowały Śmierć i Szaleństwo, dwie siostry, będące niczym ukoronowanie ich konfliktu. – Zaśmiał się nerwowo. – Brzmi jak bajka, ale równie nieprawdopodobnie brzmiały wzmianki o Światłości. Aczkolwiek ujmując temat bardziej… przyziemnie – Andreas uśmiechnął się pod nosem – to zauważcie, że jezioro jest potężnym skupiskiem mocy. Sam uczyłem Elenę, w jaki sposób działa Niebiański Ogień. Wiem, że i wy odkryłyście moc tego miejsca – dodał, a Ana energicznie pokiwała głową. – Za wymyślnymi przenośniami zwykle kryje się przynajmniej odrobina prawdy.

– A Krwawy Księżyc? – zaniepokoiła się Cassandra.

Zdążyła się uspokoić, ale wciąż czaiła się za plecami Andreasa, z niepokojem obserwując jezioro. Demon najwyraźniej nie miał nic przeciwko, nawet gdy dziewczyna wpiła mu place w ramię, trzymając się zaskakująco blisko.

– Moc jest neutralna. Każdą energię można wykorzystać w dobrym albo złym celu, ale to my nadajemy jej intencje. Pewnie właśnie powielam największe na świecie frazesy, ale tak właśnie jest. – Dre wzruszył ramionami. – To samo można powiedzieć o wszystkim, łącznie z konfliktem, o którym wspominałem. I to nawet jeśli bez wahania wskazalibyście mi strony, gdybym zapytał. Oczywiście to nic złego, zresztą jak i zrzucanie tego co najgorsze na mojego ojca, chociaż… to nie takie proste. Zwłaszcza jeśli pomyślimy o równowadze. A przecież właśnie o to w tym chodzi – oznajmił z naciskiem. – Wracając jednak do Krwawego Księżyca… Krążą historie, które całkowicie zaprzeczają temu, co właśnie powiedziałem. Mam na myśli równowagę, mimo że znany mi świat dąży właśnie do tego. Podobno Krwawy Księżyc… nie tylko symbolizuje nieszczęścia, ale dosłownie się nimi syci. Trochę jak my – dodał z wymuszonym uśmiechem.

Jak my. Demony. Odkąd tylko wróciła Isobel, Carlisle słyszał podobne sugestie przynajmniej kilkukrotnie. Jeśli coś w tym było, słowa Andreasa brzmiały źle.

To wszystko się takie wydawało, choć starał się o tym nie myśleć. Same wierzenia okazały się fascynujące – padające z ust demona słowa tym bardziej – ale w tej sytuacji wampir chcąc nie chcąc nie potrafił ich docenić. Z drugiej strony…

– Kiedy Rafael opowiadał Elenie o międzyświatach i… cóż, sektorach, które podobno wam przysługują – oznajmił pod wpływem impulsu – przyrównałem je do kręgów piekielnych. Jak bardzo się pomylę, jeśli teraz nasuwa mi się skojarzenie z Pandorą?

O dziwo, demon jedynie się roześmiał.

– A niech to… Pewnie nie aż tak bardzo. Ludzie zawsze wiedzieli więcej niż chcieli przyznać – przyznał niechętnie Andreas. – Tylko trochę, ale coś w tym jest. Chociaż moja historia nie przewiduje pięknej naiwnej niewiasty, która uwolni całe zło tego świata. Obawiam się, że to nigdy nie zostało uwięzione.

– Jedno spaceruje po ogrodach bogini – mruknęła bez większego entuzjazmu Ana.

Andreas wywrócił oczami. Mimo wszystko nie wyglądał na rozbawionego, wyraźnie poruszony tematem, który przyszło mu omawiać.

– Krwawy Księżyc – oznajmił grobowo – podobno powstał, kiedy Selene przytłoczyły negatywne emocje. Jakby to ująć… Cóż, jedna wersja mówi, że to grzech samej bogini. Mój ojciec zaprzecza, jakby miał coś w tym wspólnego. Ona również.

Wiec dlaczego brzmisz, jakbyś w to wierzył?, pomyślał z powątpiewaniem Carlisle. Wpatrywał się w Andreasa, ale nic nie wskazywało na to, żeby ten zamierzał rozwinąć myśl. W zasadzie nagle zmieszał się, jakby uświadomił sobie, że powiedział za dużo. Co prawda wszystko trwało zaledwie chwilę, ale…

– Tak czy siak – podjął w pośpiechu Dre – daleko mu od bycia neutralnym. A teraz się zmienia… I szczerze mówiąc, mam swoje podejrzenia. Zaczynając od tego, co właśnie powiedziała Ana – przyznał, wymownie zerkając na dziewczynę. – Wasz świat od zawsze był cząstką tego. Kiedy wróciła Selene, zniknęły wszystkie wpływy, którymi między tu a teraz otaczał ojciec. Nie chcę, żeby to źle zabrzmiało, więc wybaczcie mi bezpośredniość, ale… Cóż, nie żyjecie. Wasze ludzkie życia urwały się gwałtownie. Macie w sobie sporo żalu, co jest zrozumiałe, tak jak i w pełni zrozumiały jest gniew waszej krewnej. Powiedziałbym wręcz, że linię rodową Ophelii przesyca jedno wielkie cierpienie. – Zawahał się. Przez kilka kolejnych sekund po prostu spoglądał na czerwieniący się na niebie punkt. – Załóżmy, że księżyc go pochłania. Niczym demon. Ale skoro tak… Co się stanie, kiedy już się nasyci?

Ostatnie słowa wypowiedział niemalże szeptem, ale i tak okazały się aż nazbyt wyraźne. Carlisle bez słowa mocniej przygarnął do siebie Esme, świadom wyłącznie tego, że ta poruszyła się niespokojnie. Był pewien, że gdyby oboje wciąż pozostawali ludźmi, rewelacje Andreasa wystarczyłyby, żeby przyspieszyć wszystkim wokół puls.

– To, co stało się w sali… nie pomaga, prawda? – zapytała cicho Cassie.

– Pewnie nie. Ale trzymajmy się tego, że to tylko moja teoria – przypomniał Dre, potrząsając głową. – Bogini sobie poradzi. Nawet jeśli kilka z was będzie miało wątpliwości, wątpię, żeby doszło do buntu.

Ale wcale nie brzmiał jak ktoś, kto faktycznie odrzucał taką możliwość. Wręcz przeciwnie – zabrzmiał raczej jak ktoś, kto nieudolnie próbował pocieszyć obecnych po tym, jak jednak powiedział za dużo.

– Wydaje mi się, że pora odpocząć – zasugerował pospiesznie, próbując zapanować nad sytuacją. Wymienił krótkie spojrzenie z Esme, nim zdecydował się dodać: – Dzisiaj już nic się nie stanie. Cassie też poradziła sobie świetnie – dodał, kiwając kobiecie głową. Uśmiechnął się i chyba nawet spróbowała odwzajemnić gest, ale wyszło jej to marnie. – Od gdybania daleko nie zabrniemy, więc…

– Otóż to – podchwycił niemal z ulgą demon.

Nawet jeśli Cassandra i Anabelle miały jakieś wątpliwości, nie okazały ich. Carlisle miał wręcz wrażenie, że z ulgą przyjęły perspektywę powrotu do domu. Co prawda szczerze wątpił, żeby którakolwiek zdołała spokojnie zasnąć, ale wszystko wydawało się lepsze, niż gdyby mieli dalej tkwić w pobliżu jeziora, mierzyć ze śmiercią Gai i słuchać niepokojących opowieści o Krwawym Księżycu.

Mimo wszystko słowa Andreasa nie dawały doktorowi spokoju. To nie był pierwszy raz, kiedy wszystko wydawało się kręcić wokół wierzeń. W zasadzie od chwili powrotu Isobel i wszystkiego, co się z nim wiązało, odrzucenie jakichkolwiek wydawało się czystą ignorancją. Co prawda nie miał pojęcia, gdzie miałby szukać jakichś dodatkowych informacji, na których ewentualnie mogliby się oprzeć, ale i tak zapragnął wrócić do domu i spróbować zaszyć się w bibliotece. Przejrzenie ludzkich wierzeń brzmiało jak dobry plan, choć zarazem wydawało się czymś, co mogłoby zająć wieki – w końcu biblijne kręgi piekielne i grecka Persefona niekoniecznie musiały iść ze sobą w parze. Z drugiej strony…

Och, gdzieś wciąż miał księgę, która blisko wiek wcześniej tak fascynowała L. Momentalnie pomyślał też o pamiętniku, który zabrała Jocelyne, a który okazał się powiązany z Ophelią na tyle, by rozbudzić wspomnienia Beatrycze. Wciąż nie podobała mu się myśl o wplątywaniu we wszystko prawnuczki, ale przynajmniej o notes mógł ją poprosić. Na dobry początek musiało wystarczyć.

Gniew Ophelii, pierwotna wampirzyca… i nieśmiertelny wilkołak. Co jeszcze?

I choć brzmiało to niedorzecznie, Carlisle wcale nie byłby zdziwiony, gdyby okazało się, że te sprawy są ze sobą powiązane. Gdyby przynajmniej wiedzieli jak, może wszystko stałoby się prostsze. W końcu zdefiniowanie zagrożenia od zawsze było podstawowym krokiem.

Wycofując się, krótko jeszcze obejrzał się na jezioro. Wyglądało na spokojne, choć to o niczym nie świadczyło – i to zwłaszcza wtedy, gdy spoglądało się na odbijające się w tafli księżyce. W szczególności krwistoczerwony punkt nagle okazał się bardziej niepokojący niż do tej pory. Niczym nabrzmiałe, pulsujące, spoglądające na dotychczas spokojny świat bogini.

To ani trochę nie brzmiało pocieszająco.

Gdzieś po drugiej stronie jeziora Elena, Rafael i Dorian wciąż zawzięcie dyskutowali, przynajmniej do pewnego momentu. Carlisle zawahał się, kiedy dostrzegł jak dziewczyna cofa się, przybierając pozycję kogoś gotowego do ataku. Ostatecznie potrząsnął głową, nie chcąc ingerować bardziej niż powinien. Tyle razy widział już, jak jego córka traci cierpliwość przez demona, że chyba zdążył już do tego przywyknąć. O ile było to możliwe.

Czasami dużo prościej było udawać, że absolutnie nie dostrzegał tego, co działo się między tą dwójką. Zupełnie jakby wiara w to, że Rafael poświęcił za dużo, by sprowadzić dziewczynę z powrotem, więc teraz nie miał powodów jej krzywdzić, w zupełności wystarczyła.

Dom wyglądał na opustoszały, kiedy do niego dotarli. Co prawda po dokładniejszym skupieniu, Carlisle zdążył wyczuć kilka zamieszkujących go kobiet, ale żadna nie kręciła się w pobliżu ani na korytarzu. Anabelle i Cassandra również pożegnały się przy pierwszej możliwej okazji, każda kierując się w swoją stronę. Doktor wciąż się o nie martwił, ale nie miał pojęcia, co mógłby zrobić, by pomóc którejkolwiek z nich. Och, tak naprawdę żadnej. Wszystkie musiały uporać się z żałobą i nowymi informacjami w swoim czasie.

– Mam was odesłać? – zapytał Andreas, kiedy zostali sami w opustoszałym przedsionku. W roztargnieniu przeczesał włosy palcami. W tamtej chwili sprawiał wrażenie przede wszystkim zmęczonego. – Elena i Rafa pewnie wrócą w swoim czasie, a jeśli chodzi o pozostałą dwójkę, to mogę ich poszukać.

– Tak chyba będzie najlepiej – przyznał, zerkając na Esme. Ona też wyglądała na wymęczoną, przynajmniej na tyle, na ile było to możliwe w przypadku wampira. Mimo wszystko coś w uścisku jej dłoni zapewniało Carlisle’owi spokój ducha. – O ile nie ma niczego do dodania…

– Nie ma. Chyba, chociaż… – Andreas zmarszczył brwi. – Ach, tak mi się przypomniało. W temacie tego, o czym rozmawialiśmy… Wiedźmy też miały swoje zwyczaje, jeśli chodzi o wpływ księżyca. Może warto popytać – zasugerował, po czym uniósł brwi, kiedy Carlisle spojrzał na niego tak, jakby widzieli się po raz pierwszy. – No, co?

– Wiedźmy?

Demon zmierzył go wzrokiem. W jego oczach pojawiło się zrozumienie; mina niewiniątka, która nagle przybrał, kolejny raz dała doktorowi do zrozumienia, że jego rozmówca wiedział więcej, niż faktycznie chciał przyznać.

– To tylko sugestia – odparł wymijająco Dre. – Macie w rodzinie wieszczki. Nie wierzycie w magię?

– No tak, ale…

– Idę poszukać pozostałych. Jeśli coś jeszcze sobie przypomnę, na pewno dam znać.

Oddalił się zbyt szybko, by wyglądało to naturalnie. Carlisle z niedowierzaniem odprowadził demona wzrokiem, nim ostatecznie przeniósł spojrzenie na Esme. Wampirzyca otworzyła i zaraz zamknęła usta, najwyraźniej nie będąc w stanie znaleźć żadnego sensownego komentarza.

Cóż, też go nie miał. Mętlik w głowie jak najbardziej, ale nic ponadto. Ostatecznie zdobył się jedynie na to, by przygarnąć żonę do siebie i pod wpływem impulsu uspokajająco ucałować ją w czoło. Wtuliła się w niego, więc po prostu oparł brodę na jej głowie, palcami raz po raz przeczesując kasztanowe loki.

Może jednak przeprowadzenie małego śledztwa wcale nie było takim złym pomysłem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa