Las okazał się nienaturalnie
cichy. Poczuła się nieswojo, ledwo tylko znalazła się przed
znajomym już domem. Co prawda zdążyła oswoić się z myślą, że Razjel
osiedlił się w miejscu, które nie do końca wiązało się
ze znaną jej rzeczywistością, coś w tej świadomości mimo wszystko
przyprawiło ją o dreszcze. To, że demon wydawał się budzony, nagle w co
najmniej niepokojącym nastroju, dodatkowo spotęgowało efekt.
Mimochodem
pomyślała, że gdyby w tej chwili miała do czynienia z Rufusem,
przynajmniej wiedziałaby, czego się spodziewać. Na tyle, na ile było
to możliwe w przypadku kogoś, kto potrafił zmieniać nastroje ot tak.
Jeśli zaś chodziło o tego mężczyznę…
– Teraz się
boisz – ocenił, nagle przerywając przeciągającą się ciszę.
Potrząsnęła
głową. Spojrzała na demona w roztargnieniu, mimowolnie skupiając
wzrok na lśniących, błękitnych tęczówkach. Dookoła królowała przede
wszystkim szarość, przez co jego oczy zdawały się wyróżniać. Fakt, że
naprawdę przypominały bezchmurne niebo, wciąż wydawał się Claire co
najmniej nienaturalny.
– To nie
tak – zaoponowała, krzyżując ramiona na piersi. – Ale nie wiem,
czy podoba mi się, że właśnie znów porywasz mnie bez wyjaśnienia.
– Sama się
tutaj zaprosiłaś – przypomniał usłużnie. – Poprosiłaś o spotkanie, więc jestem.
To brzmiało
prosto, kiedy mówił o tym w ten sposób. Kto wie, może z jego perspektywy
faktycznie tak było.
– Myślałam…
Sama nie wiem, ale niekoniecznie o tym – przyznała zgodnie z prawdą.
– No i byłam pewna, że bardziej zainteresuje cię to, co znalazłam, więc… –
zaczęła, ale tym razem Razjel zdecydował się jej przerwać.
– Wytrzymałem
bez odpowiedzi dość długo, by dodatkowy dzień mnie nie zwabił.
Zresztą to jest ważniejsze.
Spoważniał
i to wystarczyło, by nabrała pewności, że nie zamierzał
odpuścić. Zawahała się, ale tym razem powstrzymała od komentarza. W zamian
po prostu stanęła przed demonem, próbując ocenić, co planował. Nic nie wskazywało
na to, żeby wybierali się do lasu, co przyjęła z ulgą. Nie mogła
pozbyć się wrażenia, że gdyby zapuściła się zbyt daleko w gęstwinę,
nie znalazłaby wyjścia – i to niezależnie od tego, w którą
stronę przyszłoby jej uciekać.
Natychmiast
oderwała wzrok od linii drzew. Nawet jeśli Razjel był w stanie wyczuć
jej obawy, nie dał niczego po sobie poznać.
– Okej.
Więc co teraz? – westchnęła, decydując się dać za wygraną.
Razjel
odpowiedział jej jednym z piękniejszych uśmiechów. Nie odezwał
się, w zamian jakby od niechcenia odsuwając się o kilka
kroków. Stanął tuż przed nią, w pełni rozluźniony, to jednak ani trochę
dziewczyny nie uspokoiło. Nie była pewna, czy podobał jej się
sposób, w jaki na nią spoglądał.
Zmieszana,
uciekła wzrokiem gdzieś w bok. Dostrzegła zaparkowany pod ścianą motor
i coś w widoku pojazdu pozwoliło Claire rozproszyć myśli. Tylko na chwilę
i nie wystarczająco, by zdążyła zapomnieć o obserwującym ją
mężczyźnie.
– Ufasz mi,
mała wiedźmo? – zapytał ze stoickim spokojem.
Zacisnęła
usta. Miała wrażenie, że za tym pytaniem kryło się jakieś ukryte dno,
tak jak i w większości podobnych, które zadawała je Claudia.
Tyle wystarczyło, by zaczęła wątpić, czy oby na pewno chciała na
nie odpowiedzieć.
– Jestem
tutaj – zauważyła w końcu. – I raczej już nie mam nic do powiedzenia,
więc…
–
Pomyślałem, że będzie przyjemniej, jeśli zachowam pozory. Wiesz, wolny wybór i te
sprawy – stwierdził Razjel, nie tracąc dobrego humoru. – Demony bywają
bardzo bezpośrednie. Zwykle realizujemy sobie to, co postanowiliśmy.
To ani trochę
nie zabrzmiało pocieszająco…
Tyle że obawiało
się, że nigdy nie miało.
– Ty tak samo?
– zapytała, ale obawiała się, że dobrze znała odpowiedź.
– Zwłaszcza
ja. – Razjel nawet się nie zawahał. – Nie martw się, nie zamierzam
cię skrzywdzić. Nie bardziej niż to konieczne.
Nie miała
nawet okazji, by spróbować przyswoić sobie jego słowa. Zanim sens
ostatniego słowa dotarł do jej podświadomości, bezceremonialnie wylądowała
na ziemi. Początkowo nawet tego nie zauważyła, dopiero po chwili
doświadczając kilku rzeczy na raz – od bólu, po czyste
zaskoczenie, kiedy nagle ujrzała spokojną twarz Razjela tuż nad sobą.
– Co ty…? –
wyrwało jej się.
Wywrócił
oczami. Wyciągnął ku niej dłoń, więc chcąc nie chcąc ją ujęła.
Pozwoliła, by zdecydowanym ruchem postawił ją do pionu.
– Mam
wrażenie, że czeka nas dużo pracy – ocenił, ale wcale nie zabrzmiał
na zmartwionego taką perspektywą.
– Nawet
mnie nie ostrzegłeś – obruszyła się. Spróbowała wyrwać dłoń z uścisku,
ale Razjel jej na to nie pozwolił. – Nie wiedziałam, że…
– Oczywiście.
Bo w końcu Charon najpierw wyśle ci zaproszenie, a potem da ci pięć
minut na rozgrzewkę – zadrwił, znów wchodząc jej w słowo.
Wzdrygnęła się
w odpowiedzi. Z pewnością miał rację, ale to wciąż nie było
takie proste. Stojąc przed nim, aż nazbyt skutecznie przypomniała sobie,
dlaczego zrezygnowała z treningów z Gabrielem. Czuła się jak
dziecko we mgle, nie potrafiąc znaleźć ani żadnego sensownego
schematu, ani nawet celu w tym, co właśnie się działo. Pamiętała,
że wujek też zarzucił jej, że walki nie dało się nauczyć z książek
i schematów. Z pewnością coś w tym było, ale właśnie przez
to Claire miała poczucie, że ani trochę nie nadawała się do walki
wręcz. Świat, w którym przywykła funkcjonować, działał na zupełnie
innych zasadach.
Mogła
porozmawiać z Razjelem o teoriach, książkach i nauce. O poezji.
Mogła na kolejnych kilka godzin zaszyć się w małej pracowni, by raz
jeszcze poszukać wskazówek, które choć trochę potwierdziłyby kierunek, który
obrała, analizując notatki demona. Och, w zasadzie z równym powodzeniem
zdecydowałaby się znów wymienić przepalony bezpiecznik albo żarówkę,
gdyby zaszła taka potrzeba.
To wszystko
rozumiała i dzięki temu czuła się z tym dobrze. W perspektywie
regularnego lądowania na ziemi nie widziała niczego praktycznego.
– O, a to coś
nowego… – stwierdził Razjel, spoglądając na nią z błyskiem w oczach.
Rzuciła mu
pytające spojrzenie. Nie rozumiała ani jego uwagi, ani znaczenia
spojrzenia, którym ją zmierzył.
Cokolwiek
chodziło demonowi po głowie, zachował to dla siebie.
Tym razem
była przygotowana na to, że może spróbować wykorzystać element
zaskoczenia. Spróbowała zareagować, kiedy nagle się poruszył, dla pewności
chcąc odsunąć się na bezpieczną odległość, ale skutecznie ją
powstrzymał. Wciąż trzymał ją za rękę, zdecydowanym ruchem przyciągając dziewczynę
do siebie, by w następnej sekundzie z wprawą wykręcić jej rękę
na plecy.
– Hej! – jęknęła
w proteście.
Nie tak wyobrażała
sobie jakąkolwiek lekcje. Przez moment poczuła się jak marionetka w jego rękach,
zwłaszcza że nawet nie ukrywał tego, kto był silniejszy. Jakby miała
wątpliwości! Mogła się założyć, że i bez pary czarnych skrzydeł
czy nadludzkiej szybkości, byłby w stanie rozerwać ją na kawałeczki,
gdyby akurat miał na to ochotę.
Szarpnęła się,
ale z równym powodzeniem mogłaby siłować się z pobliską
ścianą. Kiedy nabrała pewności, że oswobodzenie prawego ramienia nie będzie
możliwe, spróbowała okręcić się na tyle, by spróbować uderzyć go
drugą ręką. Kolejny raz ja zaskoczył, oswobadzając jej nadgarstek
tylko po to, żeby bez większego wysiłku pochwycić ją za obie
ręce.
– Tak też
źle – wyjaśnił z uprzejmym uśmiechem.
Parsknęła,
z zaskoczeniem odkrywając, że była bardziej rozeźlona, niż faktycznie
zaniepokojona jego postępowaniem. Ani przez moment nie myślała o tym,
że ma przed sobą demona. W zasadzie pryz Razjelu rzadko o tym
pamiętała, o ile akurat nie afiszował się parą czarnych
skrzydeł. W tamtej chwili widziała najnormalniejszego na świecie
faceta z bezczelnym uśmiechem i parą błyszczących, przenikliwych
oczu.
Szarpnęła się
ponownie. A potem jeszcze raz, kiedy znów wylądowała w jego ramionach,
skutecznie unieruchomiona. Nie musiał nic mówić, by wiedziała, że
gdyby tylko zechciał, mógłby raz jeszcze powalić ją na ziemię albo…
Och, w zasadzie zrobić cokolwiek – ze skręceniem karku włącznie.
Poczuła to z całą
mocą w chwili, w której Razjel otoczył ją ramionami od tyłu,
jedną dłoń dociskając do jej szyi. Oddech Claire gwałtownie przyspieszył.
Co prawda uścisk nie okazał się na tyle silny, by zaczęła się
dusić – czuła, że Razjel miał wszystko pod kontrolą – ale sugestywność
tego gestu na moment wytrąciła ją z równowagi. Kiedy do tego wszystkiego
poczuła na policzku jego gorący oddech…
– Teraz
wcale nie lepiej – szepnął jej do ucha.
Coś w tych
słowach sprawiło, że poczuła zawroty głowy. Zacisnęła powieki, bezskutecznie
próbując odzyskać kontrolę. Oddychała szybko i płytko, z trudem
chwytając oddech. Jak przez mgłę pamiętała, że nawet nie prosząc o rady
dotyczące obrony, jedna zasada była dla niej oczywista: zawsze należało chronić
szyję…
Niepewnie
uniosła rękę, dla pewności chwytając dłoń Razjela. Wiedziała, że gdyby tylko zechciał,
mógłby ją skrzywdzić, ale chciała przynajmniej udawać, że jest w stanie
cokolwiek zdziałać.
– W tej
chwili mógłbym cię ukąsić, tak jak on zrobił to z twoją kuzynką.
Ewentualnie przetrącić kark albo poderżnąć gardło, gdybym akurat miał ochotę
przywołać Niebiański Ogień – podjął cicho demon, jak gdyby nigdy nic przerywając
zbyt długą ciszę. Wzdrygnęła się, zaskoczona jego bezpośredniością. –
Wiesz o czym mówię, prawda?
– Elena… –
Claire potrząsnęła głową. Zebranie myśli okazało się trudne. – To wasza
broń. Znaczy…
– Mniej
więcej. – Demon parsknął nerwowym śmiechem. – Widzisz, nawet teraz jesteś w stanie
podać mi techniczne kwestie. Dyskutujemy o Niebiańskim Ogniu, podczas gdy
wciąż masz dłoń na gardle.
– Przecież
i tak wygrałeś – zauważyła przytomnie. – Wiem, jak to działa.
O dziwo,
Razjel znów się roześmiał.
– Nie ustaliliśmy
konkretnych zasad, a ty wciąż oddychasz. Poddajesz się, mała wiedźmo?
Nie miała
pojęcia. Nic już nie wiedziała, może pomijając to, że chyba właśnie się
pogrążała. A może zrobiła to już w chwili, w której na samym
początku powalił ją na ziemię. Nie żeby w ogóle miała szansę, w kryzysowych
sytuacjach zwykle improwizując i powołując się na to, co akurat
miała pod ręką. Wiedziała przecież, że od samego początku była na straconej
pozycji.
Jakkolwiek
by nie było, bezradność zabolała – i to równie mocno jak wtedy,
gdy nie zdołała ochronić Jocelyne. Gdyby znów doszło do podobnej
sytuacji, okazałaby się równie bezużyteczna. Jak zawsze, kiedy…
To było
niczym impuls. Szarpnęła się, zaciskając powieki, kiedy do oczu napłynęły
jej łzy wściekłości. Dłoń wciąż przyciskała do tej, która spoczywała
na jej gardle. Co prawda nawet nie brała pod uwagę siłowania się
z uściskiem Razjela, ale…
– Szlag!
Demon
odskoczył od niej jak oparzony – i to dosłownie. Początkowo nawet nie zorientowała
się, że jego dłonie zniknęły. Zareagowała instynktownie, odsuwając się
na bezpieczną odległość. Zastygła w bezruchu, raz po raz chwytając
powietrze. Zawirowało jej w głowie, ale przez moment sama nie była
pewna dlaczego – przez nadmiar bodźców czy może fakt, że znów wykorzystała
magię.
Poruszając się
trochę jak w transie, powoli odwróciła się, żeby spojrzeć na Razjela.
Wydawał się co najmniej zaskoczony, z uwagą spoglądając na swoją
dłoń. Coś ścisnęło ją w gardle, kiedy dostrzegła czerwone ślady na jego skórze
– blaknące, w miarę jak same z siebie zaczęły się zaleczać, ale mimo
wszystko…
– O bogini
– wyrwało jej się.
Natychmiast
poczuła na sobie spojrzenie błękitnych oczu. Na ustach demona pojawił się
niepewny uśmiech.
– Nie zrobiłaś
tego świadomie, prawda? – zapytał takim tonem, jakby właśnie dyskutowali o pogodzie.
Zdołała jedynie potrząsnąć głową. – Tak sądziłem. Mam wrażenie, że nie będę się
przy tobie nudził, Claire.
–
Przepraszam cię. Ja…
Uciszył ja spojrzeniem.
Wciąż zachowywał się tak, jakby nic szczególnego nie miało miejsca.
To, że jego skóra błyskawicznie wróciła do normy, niejako zdawało się
tę teorie potwierdzać, ale Claire nie potrafiła udawać.
Wciąż z trudem
chwytała oddech. W pamięci wciąż miała to, jak ją trzymał i…
– Wróćmy do środka.
Mam wrażenie, że na początek wystarczy – zasugerował Razjel, zachęcająco kiwając
w stronę drzwi wejściowych. – Masz ochotę się napić? Osobiście nie wzgardziłbym
czymś mocniejszym.
Na drżących
nogach ruszyła za nim. Wciąż nie rozumiała, czując się trochę
tak, jakby ktoś z całej siły zdzielił ją czymś ciężkim po głowie. Przez
moment nie rozumiała samej siebie – a już zwłaszcza emocji, które ot
tak wzbudzał w niej ten mężczyzna.
Idąc za Razjelem,
uświadomiła sobie, że może jednak wiedziała, co zaciekawiło go, kiedy niemal
płakała z frustracji, bezskutecznie miotając się i próbując zaatakować.
Co prawda nie od razu zdecydowała się to nazwać,
nieprzywykła odczuwać czegoś takiego, ale…
Duma.
Najzwyklejsza
w świecie, urażona duma.
W pośpiechu
odrzuciła od siebie tę myśl. Może i miało to drobinę sensu,
zwłaszcza że wielokrotnie obserwowała coś podobnego u Licavolich. Gdzieś w pamięci
wciąż miała jedną z rozmów z Rafaelem, kiedy niemalże uniosła się
dumą, ani trochę nieusatysfakcjonowana tym, że mogłoby się dziać coś,
czego nie dało się opisać nauką. Może i czasem zachowywała się
jak ojciec, zwłaszcza gdy sytuacja wymagała jej się spod kontroli – tylko sporadycznie,
ani trochę do takiego stanu rzeczy nieprzyzwyczajona.
A
przynajmniej to próbowała sobie wmówić.
Razjel
milczał, ale nie czuła się przez to źle. Niemalże z ulgą
wróciła z nim do salonu, przy pierwszej okazji opadając na fotel.
Zerknęła na pozostawiony na stoliku notatnik, ale nie wyobrażała
sobie, by tak po prostu mogli zacząć dyskutować o wnioskach,
które wyciągnęła. Nie po czymś takim, kiedy w głowie wciąż miała
mętlik. Co więcej, nagle poczuła się zmęczona, choć nie potrafiła
stwierdzić, w jakim stopniu powinna obwiniać o to… Cóż, magię.
Dla pewności
otarła twarz, ale tym razem przynajmniej nie dostrzegła śladów krwi.
Uspokojona, rozluźniła się nieznacznie i w końcu odważyła się
spojrzeć na krążącego po pokoju mężczyznę.
– Proszę. –
Bez zbędnych pytań podsunął jej wypełnioną do połowy szklankę.
Rozpoznała jej zawartość. – Ostatnio się po tym rozluźniłaś.
– Zamierasz
poić mnie whisky za każdym razem, kiedy się tu pojawię? –
zapytała bez przekonania.
Wzruszył
ramionami. Uniósł własną szklankę do ust, by wziąć kilka łyków. Nawet
nie skrzywił się, zupełnie jakby alkohol nie robił na nim wrażenia.
Nie byłaby zdziwiona, gdyby taki wniosek okazał się słuszny.
– Jeśli będę
musiał, to bardzo chętnie.
Wciąż nie była
przekonana, ale zdecydowała się tego nie komentować. Nerwowo obracając
w dłoniach naczynie, ostatecznie uniosła je na ust. Znajome ciepło i smak
okazały się kojące, choć wciąż nie była pewna, czy upajanie się
alkoholem za każdym razem, gdy zamierzał ją u siebie gościć, było
dobrym pomysłem. Jeśli to miał być jego sposób na odreagowanie
każdej dziwnej rzeczy, której doświadczała w ostatnim czasie, jak nic
czekało ją wieczne upojenie.
Kto wie, może
to wcale nie było takie złe. Nie w świecie, który podobno
nawet nie był prawdziwy…
– Już
lepiej?
Potrząsnęła
głową. Wątpiła, by mogło być. Wciąż miała przynajmniej kilka pytań, uwag i wątpliwości,
ale mimo wszystko…
– Poparzyłam
cię – powiedziała w końcu, zupełnie jakby to wszystko tłumaczyło.
Może tak było.
W zamyśleniu spojrzała na swoją dłoń, niemalże spodziewając się dostrzec
coś wyjątkowego. Czego powinna spodziewać się następnym razem? Że bez ostrzeżenia
stanie w ogniu, tak jak czasami zdarzało się mamie? Nagle zapragnęła
porozmawiać z Laylą, choć nie miała pojęcia, jak miałaby wytłumaczyć
coś takiego. Wiedziała jedynie, że brnęła w próby manipulowania ogniem od chwili,
w której Flora zasugerowała, że z racji pokrewieństwa ten żywioł
mógłby stać się dla niej najbliższy.
Tyle że w tym
było coś więcej. Tak przynajmniej zrozumiała słowa Claudii, kiedy ta próbowała
wyjaśnić jej chociaż podstawowe kwestie. Pamiętała, że ciotka z równym
powodzeniem wprawiała wodę we wrzenie, jak i później ją zamrażała. Wtedy
wydawało jej się to co najmniej abstrakcyjne, ale teraz…
– Jeszcze
nad tym popracujemy. O ile będziesz chciała – stwierdził Razjel. –
Nie wiem, czy pomogę ci akurat z magią, ale nie musisz się
ograniczać. Widzę, że to wszystko jest dla ciebie nowe.
– Żeby
tylko… – Rzuciła mu niepewne spojrzenie. – Chciałabym powiedzieć ci coś
sensownego, ale nie mam pojęcia, co mogłoby zabrzmieć dobrze. Ale uwierz
mi, że nie napisałam do ciebie po to, by wypłakiwać sobie
oczy i zmuszać do tego, żebyś uczył mnie walczyć.
Z gwoli
ścisłości, o to drugie nie prosiła wcale. Co prawda Razjel nie wyglądał,
jakby miał jej cokolwiek za złe, ale i tak czuła się z tym
nieswojo. Gdy do tego wszystkiego przypominała sobie sposób, w jaki
ją trzymał…
– Możemy
darować sobie kolejną rozmowę na temat moich intencji? Wydaje mi się, że
dopiero co jasno się określiłem. To, że demony zwykle robią rzeczy, na które
mają ochotę, również już mamy ustalone – przypomniał usłużnie.
Kto i kiedy
cokolwiek ustalił, na litość bogini…?
– Zabrzmiało,
jakbyś zamierzał zostać moim celem do ćwiczeń – zauważyła, bezskutecznie
próbując rozładować atmosferę.
– Próbuj. –
Razjel nawet się nie zawahał. Uniósł szklankę z resztką
alkoholu, zupełnie jakby chciał wznieść toast. Spojrzała na niego z niedowierzaniem,
nie po raz pierwszy mając problem ze stwierdzeniem, czy sobie z niej
żartował. – Lubisz wyzwania? Widzę potencjał na przynajmniej jedno.
– Jesteś niemożliwy.
Odpowiedział
jej serdecznym śmiechem i choć nie sądziła, że w ogóle będzie
do tego zdolna, zdołała się rozluźnić. Z pomocą kilku kolejnych łyków
whisky, ale jednak. Słuchanie śmiechu Razjela również okazało się przyjemne,
zwłaszcza że wciąż nie miała poczucia, by robiła coś nie tak,
jak powinna. Nie patrzył na nią dziwnie, nie naciskał, a w
jego domu panowała dziwna, trudna do opisania aura. Claire miała
wrażenie, że nie musi się ograniczać. Nie musiała sprawdzać, czy ktoś
przypadkiem nie wejdzie do pokoju albo zapyta ją o to,
gdzie była. W jakiś pokrętny sposób ta świadomość przynosiła
dziewczynie ulgę.
Dla pewności
sprawdziła telefon, by przekonać się, że czas kolejny raz wydawał się
żyć swoim życiem. Zero nieodebranych połączeń albo dowodu na to, że zniknęła
na kilka godzin. Z jednej strony ją to fascynowało, z drugiej
na swój sposób wydawało się… niepokojące. Gdzieś w głowie wciąż miała
to, że zawieszony w nicości kawałek rzeczywistości, który jakimś cudem
zdołał stworzyć demon, z powodzeniem mógł okazać się doskonałym
więzieniem. Chciała tego czy nie, podczas każdej wizyty była od Razjela
zależna.
Z
drugiej strony…
– Rajzelu? –
zaryzykowała, w zamyśleniu przypatrując się szklance. Nie zauważyła,
kiedy właściwie zdecydowała się opróżnić ją do końca. – A ty? Ty wiesz
cokolwiek o magii? – zapytała, siląc się na beztroski ton.
– To i owo.
Świat wciąż jest jej pełen, nie uważasz?
Nie takiej
odpowiedzi się spodziewała, ale zdecydowała się tego nie komentować.
W zamian w zamyśleniu skinęła głową.
– Powiedziałeś,
że mógłbyś nauczyć mnie, jak poruszać się po tym miejscu – podjęła,
decydując się zmienić temat. Nie mogła powstrzymać się przed przejściem
do sedna. – Tak, żebym mogła swobodnie się tutaj pojawiać. Skoro już
i tak przestałam uciekać przed magią…
– Ach. – W
jego oczach pojawiło się zrozumienie. Usta jak na zawołanie
wykrzywił uśmiech. – Zabrzmiało jak obietnica, na którą bardzo chętnie się
zgodzę. I dość dobre rozwiązanie, póki nie nauczysz się walczyć –
dodał, raptownie poważniejąc. – Chciałbym być obok, gdybyś tego potrzebowała.
To najpewniej nie wchodzi w grę, więc przynajmniej miałbym
pewność, że znasz miejsce, do którego mogłabyś uciekać. Ten świat – wymownie
rozejrzał się dookoła – to azyl, który stworzyłem sobie dawno temu. I choć
przerażą mnie, jak bardzo jest ograniczony, to wciąż najlepsze, co mogę ci zaoferować,
Claire.
Słuchała go
w ciszy, nie pierwszy raz zaskoczona bezpośredniością i znaczeniem
jego słów. Kolejny raz jej to robił. Sposób, w jaki mówił,
wydawał się aż nazbyt oczywisty. Takich rzeczy nie oferowało się
przypadkowej osobie, nawet mając działający w obie strony układ, ale…
– Dziękuję.
Tylko na tyle
było ją stać.
Zaraz po tym,
całkowicie impulsywnie, poderwała się na równe nogi. W pośpiechu
pokonała dzielącą ją od Razjela odległość, po czym – bardzo niepewnie
– zdecydowała się otoczyć go ramionami.
W chwili, w której tak po prostu odwzajemnił uścisk, choć przez chwilę poczuła się tak, jakby w końcu znalazła swoje miejsce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz