4 lutego 2022

Sto sześćdziesiąt

Claire

Las okazał się nienaturalnie cichy. Poczuła się nieswojo, ledwo tylko znalazła się przed znajomym już domem. Co prawda zdążyła oswoić się z myślą, że Razjel osiedlił się w miejscu, które nie do końca wiązało się ze znaną jej rzeczywistością, coś w tej świadomości mimo wszystko przyprawiło ją o dreszcze. To, że demon wydawał się budzony, nagle w co najmniej niepokojącym nastroju, dodatkowo spotęgowało efekt.

Mimochodem pomyślała, że gdyby w tej chwili miała do czynienia z Rufusem, przynajmniej wiedziałaby, czego się spodziewać. Na tyle, na ile było to możliwe w przypadku kogoś, kto potrafił zmieniać nastroje ot tak. Jeśli zaś chodziło o tego mężczyznę…

– Teraz się boisz – ocenił, nagle przerywając przeciągającą się ciszę.

Potrząsnęła głową. Spojrzała na demona w roztargnieniu, mimowolnie skupiając wzrok na lśniących, błękitnych tęczówkach. Dookoła królowała przede wszystkim szarość, przez co jego oczy zdawały się wyróżniać. Fakt, że naprawdę przypominały bezchmurne niebo, wciąż wydawał się Claire co najmniej nienaturalny.

– To nie tak – zaoponowała, krzyżując ramiona na piersi. – Ale nie wiem, czy podoba mi się, że właśnie znów porywasz mnie bez wyjaśnienia.

– Sama się tutaj zaprosiłaś – przypomniał usłużnie. – Poprosiłaś o spotkanie, więc jestem.

To brzmiało prosto, kiedy mówił o tym w ten sposób. Kto wie, może z jego perspektywy faktycznie tak było.

– Myślałam… Sama nie wiem, ale niekoniecznie o tym – przyznała zgodnie z prawdą. – No i byłam pewna, że bardziej zainteresuje cię to, co znalazłam, więc… – zaczęła, ale tym razem Razjel zdecydował się jej przerwać.

– Wytrzymałem bez odpowiedzi dość długo, by dodatkowy dzień mnie nie zwabił. Zresztą to jest ważniejsze.

Spoważniał i to wystarczyło, by nabrała pewności, że nie zamierzał odpuścić. Zawahała się, ale tym razem powstrzymała od komentarza. W zamian po prostu stanęła przed demonem, próbując ocenić, co planował. Nic nie wskazywało na to, żeby wybierali się do lasu, co przyjęła z ulgą. Nie mogła pozbyć się wrażenia, że gdyby zapuściła się zbyt daleko w gęstwinę, nie znalazłaby wyjścia – i to niezależnie od tego, w którą stronę przyszłoby jej uciekać.

Natychmiast oderwała wzrok od linii drzew. Nawet jeśli Razjel był w stanie wyczuć jej obawy, nie dał niczego po sobie poznać.

– Okej. Więc co teraz? – westchnęła, decydując się dać za wygraną.

Razjel odpowiedział jej jednym z piękniejszych uśmiechów. Nie odezwał się, w zamian jakby od niechcenia odsuwając się o kilka kroków. Stanął tuż przed nią, w pełni rozluźniony, to jednak ani trochę dziewczyny nie uspokoiło. Nie była pewna, czy podobał jej się sposób, w jaki na nią spoglądał.

Zmieszana, uciekła wzrokiem gdzieś w bok. Dostrzegła zaparkowany pod ścianą motor i coś w widoku pojazdu pozwoliło Claire rozproszyć myśli. Tylko na chwilę i nie wystarczająco, by zdążyła zapomnieć o obserwującym ją mężczyźnie.

– Ufasz mi, mała wiedźmo? – zapytał ze stoickim spokojem.

Zacisnęła usta. Miała wrażenie, że za tym pytaniem kryło się jakieś ukryte dno, tak jak i w większości podobnych, które zadawała je Claudia. Tyle wystarczyło, by zaczęła wątpić, czy oby na pewno chciała na nie odpowiedzieć.

– Jestem tutaj – zauważyła w końcu. – I raczej już nie mam nic do powiedzenia, więc…

– Pomyślałem, że będzie przyjemniej, jeśli zachowam pozory. Wiesz, wolny wybór i te sprawy – stwierdził Razjel, nie tracąc dobrego humoru. – Demony bywają bardzo bezpośrednie. Zwykle realizujemy sobie to, co postanowiliśmy.

To ani trochę nie zabrzmiało pocieszająco…

Tyle że obawiało się, że nigdy nie miało.

– Ty tak samo? – zapytała, ale obawiała się, że dobrze znała odpowiedź.

– Zwłaszcza ja. – Razjel nawet się nie zawahał. – Nie martw się, nie zamierzam cię skrzywdzić. Nie bardziej niż to konieczne.

Nie miała nawet okazji, by spróbować przyswoić sobie jego słowa. Zanim sens ostatniego słowa dotarł do jej podświadomości, bezceremonialnie wylądowała na ziemi. Początkowo nawet tego nie zauważyła, dopiero po chwili doświadczając kilku rzeczy na raz – od bólu, po czyste zaskoczenie, kiedy nagle ujrzała spokojną twarz Razjela tuż nad sobą.

– Co ty…? – wyrwało jej się.

Wywrócił oczami. Wyciągnął ku niej dłoń, więc chcąc nie chcąc ją ujęła. Pozwoliła, by zdecydowanym ruchem postawił ją do pionu.

– Mam wrażenie, że czeka nas dużo pracy – ocenił, ale wcale nie zabrzmiał na zmartwionego taką perspektywą.

– Nawet mnie nie ostrzegłeś – obruszyła się. Spróbowała wyrwać dłoń z uścisku, ale Razjel jej na to nie pozwolił. – Nie wiedziałam, że…

– Oczywiście. Bo w końcu Charon najpierw wyśle ci zaproszenie, a potem da ci pięć minut na rozgrzewkę – zadrwił, znów wchodząc jej w słowo.

Wzdrygnęła się w odpowiedzi. Z pewnością miał rację, ale to wciąż nie było takie proste. Stojąc przed nim, aż nazbyt skutecznie przypomniała sobie, dlaczego zrezygnowała z treningów z Gabrielem. Czuła się jak dziecko we mgle, nie potrafiąc znaleźć ani żadnego sensownego schematu, ani nawet celu w tym, co właśnie się działo. Pamiętała, że wujek też zarzucił jej, że walki nie dało się nauczyć z książek i schematów. Z pewnością coś w tym było, ale właśnie przez to Claire miała poczucie, że ani trochę nie nadawała się do walki wręcz. Świat, w którym przywykła funkcjonować, działał na zupełnie innych zasadach.

Mogła porozmawiać z Razjelem o teoriach, książkach i nauce. O poezji. Mogła na kolejnych kilka godzin zaszyć się w małej pracowni, by raz jeszcze poszukać wskazówek, które choć trochę potwierdziłyby kierunek, który obrała, analizując notatki demona. Och, w zasadzie z równym powodzeniem zdecydowałaby się znów wymienić przepalony bezpiecznik albo żarówkę, gdyby zaszła taka potrzeba.

To wszystko rozumiała i dzięki temu czuła się z tym dobrze. W perspektywie regularnego lądowania na ziemi nie widziała niczego praktycznego.

– O, a to coś nowego… – stwierdził Razjel, spoglądając na nią z błyskiem w oczach.

Rzuciła mu pytające spojrzenie. Nie rozumiała ani jego uwagi, ani znaczenia spojrzenia, którym ją zmierzył.

Cokolwiek chodziło demonowi po głowie, zachował to dla siebie.

Tym razem była przygotowana na to, że może spróbować wykorzystać element zaskoczenia. Spróbowała zareagować, kiedy nagle się poruszył, dla pewności chcąc odsunąć się na bezpieczną odległość, ale skutecznie ją powstrzymał. Wciąż trzymał ją za rękę, zdecydowanym ruchem przyciągając dziewczynę do siebie, by w następnej sekundzie z wprawą wykręcić jej rękę na plecy.

– Hej! – jęknęła w proteście.

Nie tak wyobrażała sobie jakąkolwiek lekcje. Przez moment poczuła się jak marionetka w jego rękach, zwłaszcza że nawet nie ukrywał tego, kto był silniejszy. Jakby miała wątpliwości! Mogła się założyć, że i bez pary czarnych skrzydeł czy nadludzkiej szybkości, byłby w stanie rozerwać ją na kawałeczki, gdyby akurat miał na to ochotę.

Szarpnęła się, ale z równym powodzeniem mogłaby siłować się z pobliską ścianą. Kiedy nabrała pewności, że oswobodzenie prawego ramienia nie będzie możliwe, spróbowała okręcić się na tyle, by spróbować uderzyć go drugą ręką. Kolejny raz ja zaskoczył, oswobadzając jej nadgarstek tylko po to, żeby bez większego wysiłku pochwycić ją za obie ręce.

– Tak też źle – wyjaśnił z uprzejmym uśmiechem.

Parsknęła, z zaskoczeniem odkrywając, że była bardziej rozeźlona, niż faktycznie zaniepokojona jego postępowaniem. Ani przez moment nie myślała o tym, że ma przed sobą demona. W zasadzie pryz Razjelu rzadko o tym pamiętała, o ile akurat nie afiszował się parą czarnych skrzydeł. W tamtej chwili widziała najnormalniejszego na świecie faceta z bezczelnym uśmiechem i parą błyszczących, przenikliwych oczu.

Szarpnęła się ponownie. A potem jeszcze raz, kiedy znów wylądowała w jego ramionach, skutecznie unieruchomiona. Nie musiał nic mówić, by wiedziała, że gdyby tylko zechciał, mógłby raz jeszcze powalić ją na ziemię albo… Och, w zasadzie zrobić cokolwiek – ze skręceniem karku włącznie.

Poczuła to z całą mocą w chwili, w której Razjel otoczył ją ramionami od tyłu, jedną dłoń dociskając do jej szyi. Oddech Claire gwałtownie przyspieszył. Co prawda uścisk nie okazał się na tyle silny, by zaczęła się dusić – czuła, że Razjel miał wszystko pod kontrolą – ale sugestywność tego gestu na moment wytrąciła ją z równowagi. Kiedy do tego wszystkiego poczuła na policzku jego gorący oddech…

– Teraz wcale nie lepiej – szepnął jej do ucha.

Coś w tych słowach sprawiło, że poczuła zawroty głowy. Zacisnęła powieki, bezskutecznie próbując odzyskać kontrolę. Oddychała szybko i płytko, z trudem chwytając oddech. Jak przez mgłę pamiętała, że nawet nie prosząc o rady dotyczące obrony, jedna zasada była dla niej oczywista: zawsze należało chronić szyję…

Niepewnie uniosła rękę, dla pewności chwytając dłoń Razjela. Wiedziała, że gdyby tylko zechciał, mógłby ją skrzywdzić, ale chciała przynajmniej udawać, że jest w stanie cokolwiek zdziałać.

– W tej chwili mógłbym cię ukąsić, tak jak on zrobił to z twoją kuzynką. Ewentualnie przetrącić kark albo poderżnąć gardło, gdybym akurat miał ochotę przywołać Niebiański Ogień – podjął cicho demon, jak gdyby nigdy nic przerywając zbyt długą ciszę. Wzdrygnęła się, zaskoczona jego bezpośredniością. – Wiesz o czym mówię, prawda?

– Elena… – Claire potrząsnęła głową. Zebranie myśli okazało się trudne. – To wasza broń. Znaczy…

– Mniej więcej. – Demon parsknął nerwowym śmiechem. – Widzisz, nawet teraz jesteś w stanie podać mi techniczne kwestie. Dyskutujemy o Niebiańskim Ogniu, podczas gdy wciąż masz dłoń na gardle.

– Przecież i tak wygrałeś – zauważyła przytomnie. – Wiem, jak to działa.

O dziwo, Razjel znów się roześmiał.

– Nie ustaliliśmy konkretnych zasad, a ty wciąż oddychasz. Poddajesz się, mała wiedźmo?

Nie miała pojęcia. Nic już nie wiedziała, może pomijając to, że chyba właśnie się pogrążała. A może zrobiła to już w chwili, w której na samym początku powalił ją na ziemię. Nie żeby w ogóle miała szansę, w kryzysowych sytuacjach zwykle improwizując i powołując się na to, co akurat miała pod ręką. Wiedziała przecież, że od samego początku była na straconej pozycji.

Jakkolwiek by nie było, bezradność zabolała – i to równie mocno jak wtedy, gdy nie zdołała ochronić Jocelyne. Gdyby znów doszło do podobnej sytuacji, okazałaby się równie bezużyteczna. Jak zawsze, kiedy…

To było niczym impuls. Szarpnęła się, zaciskając powieki, kiedy do oczu napłynęły jej łzy wściekłości. Dłoń wciąż przyciskała do tej, która spoczywała na jej gardle. Co prawda nawet nie brała pod uwagę siłowania się z uściskiem Razjela, ale…

– Szlag!

Demon odskoczył od niej jak oparzony – i to dosłownie. Początkowo nawet nie zorientowała się, że jego dłonie zniknęły. Zareagowała instynktownie, odsuwając się na bezpieczną odległość. Zastygła w bezruchu, raz po raz chwytając powietrze. Zawirowało jej w głowie, ale przez moment sama nie była pewna dlaczego – przez nadmiar bodźców czy może fakt, że znów wykorzystała magię.

Poruszając się trochę jak w transie, powoli odwróciła się, żeby spojrzeć na Razjela. Wydawał się co najmniej zaskoczony, z uwagą spoglądając na swoją dłoń. Coś ścisnęło ją w gardle, kiedy dostrzegła czerwone ślady na jego skórze – blaknące, w miarę jak same z siebie zaczęły się zaleczać, ale mimo wszystko…

– O bogini – wyrwało jej się.

Natychmiast poczuła na sobie spojrzenie błękitnych oczu. Na ustach demona pojawił się niepewny uśmiech.

– Nie zrobiłaś tego świadomie, prawda? – zapytał takim tonem, jakby właśnie dyskutowali o pogodzie. Zdołała jedynie potrząsnąć głową. – Tak sądziłem. Mam wrażenie, że nie będę się przy tobie nudził, Claire.

– Przepraszam cię. Ja…

Uciszył ja spojrzeniem. Wciąż zachowywał się tak, jakby nic szczególnego nie miało miejsca. To, że jego skóra błyskawicznie wróciła do normy, niejako zdawało się tę teorie potwierdzać, ale Claire nie potrafiła udawać.

Wciąż z trudem chwytała oddech. W pamięci wciąż miała to, jak ją trzymał i…

– Wróćmy do środka. Mam wrażenie, że na początek wystarczy – zasugerował Razjel, zachęcająco kiwając w stronę drzwi wejściowych. – Masz ochotę się napić? Osobiście nie wzgardziłbym czymś mocniejszym.

Na drżących nogach ruszyła za nim. Wciąż nie rozumiała, czując się trochę tak, jakby ktoś z całej siły zdzielił ją czymś ciężkim po głowie. Przez moment nie rozumiała samej siebie – a już zwłaszcza emocji, które ot tak wzbudzał w niej ten mężczyzna.

Idąc za Razjelem, uświadomiła sobie, że może jednak wiedziała, co zaciekawiło go, kiedy niemal płakała z frustracji, bezskutecznie miotając się i próbując zaatakować. Co prawda nie od razu zdecydowała się to nazwać, nieprzywykła odczuwać czegoś takiego, ale…

Duma.

Najzwyklejsza w świecie, urażona duma.

W pośpiechu odrzuciła od siebie tę myśl. Może i miało to drobinę sensu, zwłaszcza że wielokrotnie obserwowała coś podobnego u Licavolich. Gdzieś w pamięci wciąż miała jedną z rozmów z Rafaelem, kiedy niemalże uniosła się dumą, ani trochę nieusatysfakcjonowana tym, że mogłoby się dziać coś, czego nie dało się opisać nauką. Może i czasem zachowywała się jak ojciec, zwłaszcza gdy sytuacja wymagała jej się spod kontroli – tylko sporadycznie, ani trochę do takiego stanu rzeczy nieprzyzwyczajona.

A przynajmniej to próbowała sobie wmówić.

Razjel milczał, ale nie czuła się przez to źle. Niemalże z ulgą wróciła z nim do salonu, przy pierwszej okazji opadając na fotel. Zerknęła na pozostawiony na stoliku notatnik, ale nie wyobrażała sobie, by tak po prostu mogli zacząć dyskutować o wnioskach, które wyciągnęła. Nie po czymś takim, kiedy w głowie wciąż miała mętlik. Co więcej, nagle poczuła się zmęczona, choć nie potrafiła stwierdzić, w jakim stopniu powinna obwiniać o to… Cóż, magię.

Dla pewności otarła twarz, ale tym razem przynajmniej nie dostrzegła śladów krwi. Uspokojona, rozluźniła się nieznacznie i w końcu odważyła się spojrzeć na krążącego po pokoju mężczyznę.

– Proszę. – Bez zbędnych pytań podsunął jej wypełnioną do połowy szklankę. Rozpoznała jej zawartość. – Ostatnio się po tym rozluźniłaś.

– Zamierasz poić mnie whisky za każdym razem, kiedy się tu pojawię? – zapytała bez przekonania.

Wzruszył ramionami. Uniósł własną szklankę do ust, by wziąć kilka łyków. Nawet nie skrzywił się, zupełnie jakby alkohol nie robił na nim wrażenia. Nie byłaby zdziwiona, gdyby taki wniosek okazał się słuszny.

– Jeśli będę musiał, to bardzo chętnie.

Wciąż nie była przekonana, ale zdecydowała się tego nie komentować. Nerwowo obracając w dłoniach naczynie, ostatecznie uniosła je na ust. Znajome ciepło i smak okazały się kojące, choć wciąż nie była pewna, czy upajanie się alkoholem za każdym razem, gdy zamierzał ją u siebie gościć, było dobrym pomysłem. Jeśli to miał być jego sposób na odreagowanie każdej dziwnej rzeczy, której doświadczała w ostatnim czasie, jak nic czekało ją wieczne upojenie.

Kto wie, może to wcale nie było takie złe. Nie w świecie, który podobno nawet nie był prawdziwy…

– Już lepiej?

Potrząsnęła głową. Wątpiła, by mogło być. Wciąż miała przynajmniej kilka pytań, uwag i wątpliwości, ale mimo wszystko…

– Poparzyłam cię – powiedziała w końcu, zupełnie jakby to wszystko tłumaczyło.

Może tak było. W zamyśleniu spojrzała na swoją dłoń, niemalże spodziewając się dostrzec coś wyjątkowego. Czego powinna spodziewać się następnym razem? Że bez ostrzeżenia stanie w ogniu, tak jak czasami zdarzało się mamie? Nagle zapragnęła porozmawiać z Laylą, choć nie miała pojęcia, jak miałaby wytłumaczyć coś takiego. Wiedziała jedynie, że brnęła w próby manipulowania ogniem od chwili, w której Flora zasugerowała, że z racji pokrewieństwa ten żywioł mógłby stać się  dla niej najbliższy.

Tyle że w tym było coś więcej. Tak przynajmniej zrozumiała słowa Claudii, kiedy ta próbowała wyjaśnić jej chociaż podstawowe kwestie. Pamiętała, że ciotka z równym powodzeniem wprawiała wodę we wrzenie, jak i później ją zamrażała. Wtedy wydawało jej się to co najmniej abstrakcyjne, ale teraz…

– Jeszcze nad tym popracujemy. O ile będziesz chciała – stwierdził Razjel. – Nie wiem, czy pomogę ci akurat z magią, ale nie musisz się ograniczać. Widzę, że to wszystko jest dla ciebie nowe.

– Żeby tylko… – Rzuciła mu niepewne spojrzenie. – Chciałabym powiedzieć ci coś sensownego, ale nie mam pojęcia, co mogłoby zabrzmieć dobrze. Ale uwierz mi, że nie napisałam do ciebie po to, by wypłakiwać sobie oczy i zmuszać do tego, żebyś uczył mnie walczyć.

Z gwoli ścisłości, o to drugie nie prosiła wcale. Co prawda Razjel nie wyglądał, jakby miał jej cokolwiek za złe, ale i tak czuła się z tym nieswojo. Gdy do tego wszystkiego przypominała sobie sposób, w jaki ją trzymał…

– Możemy darować sobie kolejną rozmowę na temat moich intencji? Wydaje mi się, że dopiero co jasno się określiłem. To, że demony zwykle robią rzeczy, na które mają ochotę, również już mamy ustalone – przypomniał usłużnie.

Kto i kiedy cokolwiek ustalił, na litość bogini…?

– Zabrzmiało, jakbyś zamierzał zostać moim celem do ćwiczeń – zauważyła, bezskutecznie próbując rozładować atmosferę.

– Próbuj. – Razjel nawet się nie zawahał. Uniósł szklankę z resztką alkoholu, zupełnie jakby chciał wznieść toast. Spojrzała na niego z niedowierzaniem, nie po raz pierwszy mając problem ze stwierdzeniem, czy sobie z niej żartował. – Lubisz wyzwania? Widzę potencjał na przynajmniej jedno.

– Jesteś niemożliwy.

Odpowiedział jej serdecznym śmiechem i choć nie sądziła, że w ogóle będzie do tego zdolna, zdołała się rozluźnić. Z pomocą kilku kolejnych łyków whisky, ale jednak. Słuchanie śmiechu Razjela również okazało się przyjemne, zwłaszcza że wciąż nie miała poczucia, by robiła coś nie tak, jak powinna. Nie patrzył na nią dziwnie, nie naciskał, a w jego domu panowała dziwna, trudna do opisania aura. Claire miała wrażenie, że nie musi się ograniczać. Nie musiała sprawdzać, czy ktoś przypadkiem nie wejdzie do pokoju albo zapyta ją o to, gdzie była. W jakiś pokrętny sposób ta świadomość przynosiła dziewczynie ulgę.

Dla pewności sprawdziła telefon, by przekonać się, że czas kolejny raz wydawał się żyć swoim życiem. Zero nieodebranych połączeń albo dowodu na to, że zniknęła na kilka godzin. Z jednej strony ją to fascynowało, z drugiej na swój sposób wydawało się… niepokojące. Gdzieś w głowie wciąż miała to, że zawieszony w nicości kawałek rzeczywistości, który jakimś cudem zdołał stworzyć demon, z powodzeniem mógł okazać się doskonałym więzieniem. Chciała tego czy nie, podczas każdej wizyty była od Razjela zależna.

Z drugiej strony…

– Rajzelu? – zaryzykowała, w zamyśleniu przypatrując się szklance. Nie zauważyła, kiedy właściwie zdecydowała się opróżnić ją do końca. – A ty? Ty wiesz cokolwiek o magii? – zapytała, siląc się na beztroski ton.

– To i owo. Świat wciąż jest jej pełen, nie uważasz?

Nie takiej odpowiedzi się spodziewała, ale zdecydowała się tego nie komentować. W zamian w zamyśleniu skinęła głową.

– Powiedziałeś, że mógłbyś nauczyć mnie, jak poruszać się po tym miejscu – podjęła, decydując się zmienić temat. Nie mogła powstrzymać się przed przejściem do sedna. – Tak, żebym mogła swobodnie się tutaj pojawiać. Skoro już i tak przestałam uciekać przed magią…

– Ach. – W jego oczach pojawiło się zrozumienie. Usta jak na zawołanie wykrzywił uśmiech. – Zabrzmiało jak obietnica, na którą bardzo chętnie się zgodzę. I dość dobre rozwiązanie, póki nie nauczysz się walczyć – dodał, raptownie poważniejąc. – Chciałbym być obok, gdybyś tego potrzebowała. To najpewniej nie wchodzi w grę, więc przynajmniej miałbym pewność, że znasz miejsce, do którego mogłabyś uciekać. Ten świat – wymownie rozejrzał się dookoła – to azyl, który stworzyłem sobie dawno temu. I choć przerażą mnie, jak bardzo jest ograniczony, to wciąż najlepsze, co mogę ci zaoferować, Claire.

Słuchała go w ciszy, nie pierwszy raz zaskoczona bezpośredniością i znaczeniem jego słów. Kolejny raz jej to robił. Sposób, w jaki mówił, wydawał się aż nazbyt oczywisty. Takich rzeczy nie oferowało się przypadkowej osobie, nawet mając działający w obie strony układ, ale…

– Dziękuję.

Tylko na tyle było ją stać.

Zaraz po tym, całkowicie impulsywnie, poderwała się na równe nogi. W pośpiechu pokonała dzielącą ją od Razjela odległość, po czym – bardzo niepewnie – zdecydowała się otoczyć go ramionami.

W chwili, w której tak po prostu odwzajemnił uścisk, choć przez chwilę poczuła się tak, jakby w końcu znalazła swoje miejsce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa