W ciszy obracała wciąż parujący
kubek. Gdzieś z salonu słyszała glosy, ale nie zwracała większej
uwagi na treść rozmowy. Miała wrażenie, że Layla i Beau nie dyskutowały
o niczym konkretnym, a przynajmniej nie na tyle, by ją
to zaalarmowało. Była zresztą pewna, że mama powiedziałaby jej od razu,
gdyby sprawy jeszcze bardziej się skomplikowały.
Myślami raz
po raz uciekała do tego, co stało się w łazience. Jeszcze
jakiś czas temu zrzuciłaby wszystko na zmęczenie i nerwy, ale to już
dawno przestało stanowić wygodną wymówkę. Nie, skoro regularnie przesiadywała z własnym
odbiciem i próbowała dyskutować o tym, co dopiero miało nadejść. Gdyby
przynajmniej miała pewność, że nagłe pojawienie się podobnej wizji w rzeczywistości
miało rację bytu…
Zawahała
się. Wyjęła telefon, przez moment nerwowo stukając paznokciem w obudowę.
Pomijając Laylę, Dimitra i Isabeau, w domu nie było nikogo
więcej. W ostatnim czasie taki stan rzeczy wydawał się normą –
Renesmee i Gabriel przesiadywali w domu Cullenów, by mieć oko na Jocelyne,
z kolei Damien i Liz… Cóż, mogli być gdziekolwiek. Z kolei jej ojciec
albo znów poświęcał czas na szukanie Amelie, albo faktycznie
ewakuował się tylko po to, by nie musieć dyskutować z Isabeau.
W przypadku Rufusa obie te możliwości wydawały się równie prawdopodobne.
Gdyby nie goście
w sąsiednim pokoju, Claire bez wahania poprosiłaby mamę o wizytę
u Claudii. Oczywiście wciąż mogła bez słowa wyjść i pojechać
prosto do ciotki, ale to brzmiało jak najgorszy plan na świecie.
Jak długo nie wiedzieli, czego spodziewać się po Charonie, na dodatek
zaledwie chwilę przed pełnią, lepiej było nie ryzykować.
Mogła zrobić
coś innego, ale…
Odblokowała
komórkę. Nie pisała do Razjela od chwili, w której pierwszy
raz zabrał ją do swojego domu, po wszystkim tak po prostu
pomagając wrócić, kiedy przysnęła w fotelu. Poczuła się dziwnie,
kiedy znów dostrzegła swoje zdjęcie, ale tym razem zdołała uśmiechnąć się
na ten widok. Okej, może pod jakimś względem było urocze. Tylko trochę,
ale jednak.
Prześledziła
wzrokiem ostatnie wiadomości, chcąc zyskać na czasie. Wtedy nawet do głowy
by jej nie przyszło, że kolejne spotkanie odbędą podczas walki z morderczym
wilkołakiem. To nie brzmiało ani trochę dobrze, ale…
Możemy się
spotkać?
Nerwowo
przygryzła dolną wargę. Zaraz po tym wysłała wiadomość, nie chcąc
pozwolić sobie na dalsze wahanie.
Odetchnęła.
Wstając od strony prawie potrąciła kubek z resztkami naparu od Isabeau.
Dla pewności dopiła go, po czym odstawiła naczynie do zlewu, zalewając
je wodą. Nerwowo zerknęła na komórkę, próbując zdusić w sobie
poczucie, że brak natychmiastowej odpowiedzi to coś złego. To wcale
nie tak, że w ogóle powinien odpisać w kilka sekund po tym,
jak zdecydowała się do niego napisać. Nie żeby w ogóle był
jej coś inny.
Wróciła do pokoju,
nieudolnie próbując powstrzymać niechciane myśli. Przynajmniej zawroty głowy
minęły, poza tym już nie czuła, by krwawiła. Marne pocieszenie, ale biorąc
pod uwagę mieszkanie z wampirami…
– Na litość
bogini!
Natychmiast
przycisnęła dłoń do ust. Zastygła w progu, przez moment sama niepewna,
co chciała zrobić – uciec w popłochu, czy może jednak wejść do sypialni.
Zamarła w oczekiwaniu, niemalże spodziewając się usłyszeć szybkie
kroki obecnych w domu nieśmiertelnych, ale nic podobnego nie miało
miejsca.
Odpowiedziała
jej wyłącznie cisza i zaciekawione spojrzenie spokojnie stojącego
przy oknie Razjela.
Tak po prostu.
W jej pokoju.
Jeśli
demony robią tak na co dzień, naprawdę nie rozumiem Eleny…
– Co ty tu…?
– Potrząsnęła głową. W końcu podjęła decyzję, szybko wślizgując się
do środka i starannie zamykając za sobą drzwi. – Razjelu, co…?
– Napisałaś,
że chcesz się spotkać – przypomniał, rozkładając ramiona.
Otworzyła i zaraz
zamknęła usta. To wciąż było mniej widowiskowe, niż gdyby zajechał pod dom
na motorze, ale wcale nie poczuła się dzięki temu lepiej. Z bijącym
sercem podeszła bliżej, podświadomie wyczekując zamieszania. Słodka bogini, na dole
wciąż były Isabeau i Layla. Dwie telepatki pod każdym względem mogły
okazać się problematyczne.
– I nie mogłeś
mi po prostu odpisać? – zniecierpliwiła się.
Demon
wzruszył ramionami. Spojrzał na nią niemalże z uprzejmym
zainteresowaniem, jakby materializowanie się w cudzych sypialniach
było dokładnie tym, co praktykował w wolnych chwilach.
– Pomyślałem,
że tak będzie szybciej. Chociaż przyznaję, że mogłem cię uprzedzić –
przyznał po chwili namysłu. – A może za bardzo ucieszyłem się,
że w końcu postanowiłaś się odezwać. Czy wszystko w porządku?
– Ani trochę
– westchnęła, zanim zdążyła ugryźć się w język. – Rany, nie wiem…
Manipulujesz rzeczywistością? – dodała, raptownie poważniejąc.
Na jego ustach
pojawił się blady uśmiech. Choć to samo w sobie wydało się Claire
wystarczającą odpowiedzią, demon ostatecznie zdecydował się rozwiać
wszelakie wątpliwości.
– Telepaci
są zdolni, ale ich też da się zwieść. Nie w nieskończoność,
oczywiście – wyjaśnił pospiesznie – dlatego gdybyś była taka dobra…
Jeszcze
kiedy mówił, zachęcająco wyciągnął rękę w jej stronę. Nie zareagowała
od razu, w głowie szukając przynajmniej kilku dobrych powodów, które
zadecydowałyby o tym, że impulsywne podążenie za Razjelem jednak nie było
takim dobrym pomysłem. Z drugiej strony, sama go o to poprosiła. Skoro
już doprowadziła do tego, że jak gdyby nigdy nic stał tutaj i zakrzywiał
rzeczywistość, równie dobrze mogła posunąć się o krok dalej.
– Poczekaj
chwilę.
Przemknęła
przez pokój, materializując się przy szafce. Zabrała notes z notatkami,
choć zdążyła nauczyć się ich na pamięć. Ostatecznie doszła do wniosku,
że powinni wykorzystać okazję i przynajmniej spróbować omówić to, co
ustaliła. Pracowanie na opracowanym materiale zawsze jawiło jej się jako
dużo przyjemniejsze.
Gdzieś za plecami
usłyszała ciche warknięcie. Aż wzdrygnęła się, kiedy dotychczas śpiąca obok
łóżka Star przebudziła się i zaczęła ujadać, wyraźnie niezadowolona z gościa
w pokoju. Claire natychmiast zwróciła się w stronę psa, by przekonać
się, że suczka stanęła w bezpiecznej odległości od demona, głośno
dając do zrozumienia, że jego obecność ani trochę nie była
jej na rękę.
– Star, na litość
bogini… – skrzywiła się.
Razjel stał
niewzruszony, bynajmniej nie sprawiając wrażenia przejętego zamieszaniem.
Nawet nie drgnął, przynajmniej do momentu, w którym Claire nie zdecydowała się
zatrzymać u jego boku.
– Zwierzęta
to sama radość. Może widzi we mnie konkurencję – ocenił, nie przestając się
uśmiechać. Jego błękitne oczy zabłysły figlarnie. – Nie przejmuj się
nią. Gotowa?
Ani trochę.
Ale tę
uwagę zachowała dla siebie. W zamian po prostu ujęła Razjela za rękę,
dla pewności zamykając oczy. Chyba wolała nie sprawdzać, co tak naprawdę
towarzyszyło przenoszeniu się z miejsca na miejsce. Pewność, że
coś się zmieniło, dało jej wyłącznie to, że skomlenie Star ucichło, niczym
ucięte nożem.
Kiedy
otworzyła oczy, ujrzała znajomy już salon. Rozluźniła się, choć nie sądziła,
że będzie do tego zdolna. Z drugiej strony, dobrze wspominała to miejsce.
Rozmowy przy whisky zdecydowanie nie były czymś, co zdarzało jej się
na co dzień. I choć początkowo przytłoczył ją nadmiar bodźców i emocji,
które zafundował jej Razjel, kiedy pierwszy szok minął, do Claire z mocą
dotarło, że bawiła się całkiem nieźle. Kiedy do tego wszystkiego
zrozumiała, że właśnie pozwalała mu na kolejne wspólne wyjście, z zaskoczeniem
uświadomiła sobie, że może nawet za nim tęskniła. Tylko trochę, ale wciąż.
W roztargnieniu
spojrzała na tkwiącego u jej boku demona. Z opóźnieniem
uświadomiła sobie, że wciąż trzymała go za rękę. W pośpiechu się
odsunęła, uciekając wzrokiem gdzieś w bok, by ukryć zmieszanie.
– Dalej nie wierzę
w to, co właśnie zrobiłeś – wymamrotała, chcąc przerwać przeciągającą się
ciszę.
– W co?
– Wciąż nie wyglądał na przejętego. – Miałem nadzieje na spotkanie
od dłuższego czasu. Nie sądzę, by to było dziwne – zauważył
przytomnie. – Nie pojawiłaś się w szkole. Uznałem, że nie będę
niepokoił cię w domu, jeśli sama nie wyjdziesz z inicjatywą,
więc…
– Chwila –
obruszyła się, bez zastanowienia wchodząc mu w słowo. – Śledziłeś
mnie w szkole?
– Po prostu
sprawdzałem – poprawił, wciąż nie sprawiając wrażenia zmieszanego tą
uwagą. – Obiecałem ci coś. Powiedziałem, że ochronię i ciebie, i twoją
ciotkę. Nie sądzę, by Charon powstrzymywał się przed atakiem na liceum,
jeśli akurat miałby taki kaprys.
Jęknęła w odpowiedzi.
Nerwowo pomasowała skronie, czując nieunikniony ból głowy. W tamtej chwili
sama nie była pewna, jak powinna podchodzić do jego słów. Myśl o wilkołaku,
który ot tak ujawnia się w środku miasta, brzmiała zbyt
abstrakcyjnie, ale z drugiej strony… Och, wciąż mogła to sobie
wyobrazić. Nawet jeśli słowa Razjela brzmiały jak najgorsza wymówka na świecie,
nie potrafiła mieć do niego pretensji.
– Nieważne –
zadecydowała. W tamtej chwili sama nie była pewna, kogo tak naprawdę
próbowała przekonać: jego, czy może jednak siebie. – Chciałam się zobaczyć.
I jeszcze raz podziękować. Ja… – Potrząsnęła głową. Choć korciło ją, by zacząć
nerwowo krążyć, zapanowała nad sobą na tyle, by skupić wzrok na demonie.
Spojrzała mu w oczy, wciąż zaskoczona czystością błękitu, jakby nie patrzeć,
demonicznych tęczówek. – Dziękuję. Mam wrażenie, że wtedy nie zrobiłam
tego jak należy. Gdybyś nie przyszedł…
– Obiecałem
– uciął stanowczo. – Już to ustaliliśmy. Cieszę się, że nie stała ci się
krzywda, Claire.
Mnie…
Potrząsnęła
głową. Coś w jego słowach i spojrzeniu sprawiło, że poczuła się nieswojo.
Pobrzmiewająca w tych słowach sugestia wydawała się aż nazbyt
oczywista. Nie potrafiła tego zignorować, zwłaszcza że demon od samego
początku dawał jej do zrozumienia, że był z nią zainteresowany.
Chciała zrozumieć jego intencje, ale im dłużej próbowała, tym mniej
rozumiała. W gruncie rzeczy coraz bardziej wątpiła w to, czy powinna
pytać.
„To
normalne, że kobieta podoba się mężczyźnie” – przypomniała sobie słowa
Layli. Odległe, jakby zasłyszane w jakimś innym życiu. Wtedy stresowała się
Sethem, wpojeniem i wszystkim tym, co wiązało się z pojawieniem
wilczego adoratora. Miała wrażenie, że od tamtego momentu minęły całe
wieki, a jednak…
Może
powinna odpuścić. Przynajmniej spróbować, a potem sprawdzić, dokąd to wszystko
miało ją zaprowadzić. Może gdyby zdołała otworzyć się na Razjela i sprawdzić,
jak będzie się z tym czuła…
Gdyby to było
takie proste! Cudowna intuicja najwyraźniej nie obejmowała jednoznacznych
sugestii co do tego, w jaki sposób należało postępować z facetem.
– Chcesz usiąść?
Nic nie sugeruję, ale jesteś bardzo blada – stwierdził Razjel, zachęcająco
kiwając głową w stronę kominka.
– Też zamierzasz
dyskutować na temat mojej aury? – wymamrotała, ale skorzystała z zaproszenia.
Skuliła się
w fotelu, w końcu pozwalając sobie na chwilowe rozluźnienie. Na kolanach
starannie ułożyła notatki, z opóźnieniem pojmując, że wciąż trzymała jej w ramionach.
Razjel zajął
miejsce naprzeciwko. Nie wyglądał na zaskoczonego tym, co wynikało ze
złośliwej uwagi.
– Mógłbym –
przyznał niemal pogodnym tonem – ale doszedłem do wniosku, że
bardziej poprawne będzie poczekać, aż sama zaczniesz temat, panno nie-jestem-wiedźmą.
Spojrzała
na niego tak, jakby widzieli się po raz pierwszy. Na taki argument
akurat nie miała odpowiedzi. Na pewno nie w formie, którą
mogłaby uznać za jakkolwiek sensowną, o ile wciąż miałaby zakładać
zaprzeczenie. Nie żeby w ogóle chciała kłamać mu w żywe oczy,
zwłaszcza że wiedział o niej więcej niż by chciała. Jako jeden z niewielu,
przynajmniej na razie, a skoro tak…
Uciekła
wzrokiem w bok, wbijając spojrzenie w wygaszone palenisko. Zanim zdążyła
dobrze się zastanowić, wyciągnęła przed siebie dłoń. Wystarczył jeden
gest, by płomień zapłonął jasnym, równym blaskiem – potężniejszy niż te,
które zajmowały knoty świec, na których do tej pory próbowała
ćwiczyć.
– Mam to uznać
za deklarację? – usłyszała i coś w tonie demona sprawiło, że zapragnęła
na niego warknąć.
– Czemu mam
wrażenie, że się ze mnie nabijasz?
Obdarował
ją kolejnym uprzejmym uśmiechem.
– Ani trochę,
mała wiedźmo.
Parsknęła.
Jeśli chciał ją w ten sposób przekonać, szło mu marnie, przynajmniej na pierwszy
rzut oka. A jednak odetchnęła, kiedy z taką swobodą zareagował na to,
co robiła. Przez moment poczuła się tak, jakby z ramion zdjęto jej jakiś
ogromny ciężar. Jasne, zdążyła się już przekonać, że o niektórych
sprawach łatwiej rozmawiało się z obcymi, ale na pewno nie brała
pod uwagę wywędrowania do innego wymiaru tylko po to, by podyskutować
z demonem.
Potrzebowała
tego. Nie zdawała sobie sprawy, jak wiele wątpliwości napotkała w ciągu
zaledwie kilu dni. Jakby mało było, że nagle zaczęła robić takie rzeczy…
– To wciąż
nic takiego – powiedziała cicho, znów mając wrażenie, że zwracała się przede
wszystkim do siebie. – W zasadzie…
Wiesz, że chyba czuję się bezużyteczna? Tym nie zrobiłabym mu niczego,
gdybyś się nie pojawił. Mam na myśli…
Urwała.
Czuła, że zaczyna pleść od rzeczy, a jednak to wydawało się
lepsze niż trwanie w ciszy. Kiedy uniosła głowę, podchwyciła spojrzenie
błękitnych oczu. Razjel wydawał się zamyślony, tak po prostu
chłonąc każde kolejne słowo. Słuchał jej i to wydawało się dobre,
choć nie była pewna dlaczego. W zasadzie Claire miała wrażenie, że
właśnie się pogrąża, zaprzeczając wszystkiemu, co myślał na jej temat.
Jasne, utrzymywał, że potrzebował geniusza, ale wspominając swoje spotkanie
z Charonem, nie czuła się ani trochę inteligentna.
Drgnęła,
kiedy demon nagle poderwał się na równe nogi, w pośpiechu
skracając dzielący ich dystans.
– Obwiniasz
się, choć nie zrobiłaś nic złego. Wyczułem to ostatnim razem i czuję
teraz – oznajmił ze spokojem, kucając przy niej. Jego oczy zdawały się
lśnić, bystre i skupione wyłącznie na niej. – Wyjaśnisz mi to?
– Skąd ty…?
– Potrząsnęła głową. Och, oczywiście. Demony i negatywne emocje… – No, tak –
zreflektowała się.
– To nie odpowiedź.
– Nie wiem,
czy mam jakąkolwiek – przyznała niechętnie. – Nie miałam pojęcia, co
robić. Udało mi się zabrać Joce, ale to wciąż… – Zacisnęła usta. Jak
miała mu to wytłumaczyć? – Wiem, że nawet gdybym odpowiedziała od razu
na pytanie, które mi zdał, pewnie i tak by ją skrzywdził. Nie mam
złudzeń, ale i tak się zastanawiam… I czułam się taka bezradna. – Wbiła wzrok w swoje dłonie. Z jakiegoś
powodu nie zaskoczyło jej to, że drżały. – Cały czas słyszę, że zrobiłam
dużo i dobrze sobie poradziłam, ale to nie tak. Oni nie wiedzą,
co mogłabym zrobić. W zasadzie sama nie wiem.
Zamrugała,
kiedy obraz rozmazał jej się przed oczami. Sądziła, że wyrzuciła z siebie
wszystko podczas rozmowy z Rufusem, ale to nie było tak. Z jakiegoś
powodu w tym niewielkim salonie, świadoma wyłącznie spojrzenia błękitnych
oczu Razjela, znów zaczęła to analizować. Tym razem nie musiała
zastanawiać się nad słowami. Jemu mogła powiedzieć, choć ujęcie
wszystkiego takim, jakim było, czyniło sprawę dużo bardziej skomplikowaną.
Kiedy opowiadała o tym w ten sposób, naprawdę czuła się winna.
Gdyby
zareagowała wcześniej, bardziej stanowczo niż w ostatniej chwili wywracając
szafę, kiedy…
Gdyby,
gdyby, gdyby…
– Claire.
Wzdrygnęła
się, zaskoczona zarówno sposobem, w jaki wypowiedział jej imię, jaki
tym, że ujął ją za ręce. Spoglądając mu w twarz, poczuła się niemalże
jak w wieczór, w który natrafiła na niego w zaułku, w pobliżu
mieszkania Claudii. Wtedy znalazła w sobie dość siły, by trzymać go
na dystans, nie wyobrażając sobie, że miałaby ot tak dopuścić
obcego demona do swojego umysłu, ale tym razem…
Wiedziała,
co chciał zrobić. Po sposobie, w jaki na nią patrzył, mogła się
tego domyśli. I, cholera, powinna zaprotestować, ale nie zrobiła absolutnie
niczego, kiedy Razjel tak po prostu ujął jej twarz w obie
dłonie, kciukami muskając skronie. Jego dotyk był dziwny, przyjemnie
ciepły, na swój sposób właściwy, choć przecież nie powinien. To przynajmniej
sobie wmawiała, nie potrafiąc stwierdzić, jak w takim razie powinna
odbierać kogoś, kto mógł pochwalić się parą kruczoczarnych skrzydeł.
Wyczuła
jego mentalna obecność, choć ta okazała się zupełnie różna od sposobu,
w jaki poruszali się telepaci. Zacisnęła powieki, przez moment sama
niepewna, jak się zachować. Powinna z nim walczyć? Zaprotestować? Rozsądek
podpowiadał jej, że powinna – trzymanie granic wydawało się jak
najbardziej właściwe – a jednak…
– Ach. –
Demon wycofał się równie nagle, co wcześniej zdecydował się naruszyć
jej prywatność. Nie od razu zabrał dłonie; nawet po tym wciąż
czuła pulsujące ciepło na skórze tam, gdzie znajdowały się jego palce.
– Chyba rozumiem. I zarazem absolutnie nie.
– To nie ma
sensu – zauważyła cicho.
Razjel
parsknął śmiechem – melodyjnym, wyjątkowo łagodnym. Wciąż kucał tuż obok,
wydając się nad czymś intensywnie myśleć.
– Z tego,
co widzę, udało ci się go zranić. Tyle dobrego, że w ogóle zdobyłaś
broń, choć mogłaś wykorzystać ją lepiej.
Uniosła
brwi na ten zarzut. W zasadzie to, że odważyła się zrobić użytek
ze sztyletu, wciąż do pewnego stopnia ją szokowało. Jasne, miała w pamięci
wskazówki Gabriela, zresztą wtedy działała pod wpływem impulsu, ale to wciąż
nie zmieniało najważniejszego: czuła się bezradna. To, że sam Charon
po wszystkim zdecydował się skomentować fakt, że niejako pozbyła się
jedynej broni, również mówiło samo za siebie. Co prawda samo ostrze nie zrobiło
na nim wrażenia, ale…
Potrząsnęła
głową. O czym myślała? Jeśli czegoś zdążyła nauczyć się przez lata,
to co najwyżej natychmiastowej ucieczki. Jeśli sytuacja tego wymagała, mogła
naprędce ułożyć jakiś improwizowany plan, który zapewniłby jej trochę
czasu, ale to wciąż nie wiązało się z walką wręcz. Unikanie
bezpośredniej konfrontacji z kimś, kogo i tak nie miała szansy
pokonać, brzmiało jak najsensowniejsza opcja, jeśli chciało się przeżyć.
– Zwykle
nie noszę przy sobie noży.
Razjel
potrząsnął głową.
– Może
powinnaś. Zwłaszcza teraz, kiedy nie wiesz, czego się spodziewać –
stwierdził i zabrzmiało to wyjątkowo poważnie. – Jak u ciebie z walką
wręcz?
– Kiedyś
próbowałam. Nie nadaję się do tego.
Och, bardzo
szybko zrezygnowała w treningów z Gabrielem. Nie żeby miała coś
do samego wujka albo jego metod, ale zdecydowanie nie czuła się
dobrze, próbując nadążyć za narzucanym przez niego tempem. Co prawda lata
temu uważała, że to dobry pomysł, zwłaszcza po tym, co stało się
w hotelu, ale później…
Demon zmierzył
ją wzrokiem. W jego oczach pojawił się niepokojący błysk.
– Świetnie się
zapowiada – stwierdził i tym razem nie miała wątpliwości co do tego,
czy to sarkazm. – A szermierka? To chyba wciąż praktykuje się
w Mieście Nocy…
– Nie chodziłam
do Akademii – przyznała niechętnie.
– Słodka
bogini… – jęknął Razjel. Spojrzał na nią tak, jakby widzieli się po raz
pierwszy. – Powiedz mi, proszę… Jakim cudem przeżyłaś do tego momentu?
Gwałtownie zaczerpnęła
tchu. Wyprostowała się niczym struna, gwałtownie nachylając w jego stronę.
Gdyby nie to, że znajdował się zbyt blisko, jak nic poderwałaby się
na równe nogi.
– Masz
jeszcze coś błyskotliwego do dodania? – obruszyła się. – Nie potrzebowałam
tego. Zwykle nie polują na mnie pierwotne, nieśmiertelne wilkołaki,
więc…
– Ale teraz
poluje. Zresztą nie o to chodzi. – Przez twarz Razjela przemknął
cień. – W porządku, wstawaj. Mam plan na dzisiaj – zapowiedział i tych
kilka słów wystarczyło, by jeszcze bardziej wytrącić ją z równowagi.
– Co
właściwie…?
Nie pozwolił
jej dokończyć. Uśmiechając się w sposób, który ani trochę
nie przypadł Claire do gustu, Razjel poderwał się na równe
nogi. Spojrzała na niego z niedowierzaniem, kiedy wyjął jej z rąk
notatki, bez większego zainteresowania odkładając je na bok. Jakby
to, że obiecała mu zająć się problemem, który dręczył go tyle czasu, nie miało
najmniejszego nawet znaczenia.
– Zobaczysz.
Na dobry początek pozwól, że ruszymy się z domu – oznajmił
nieznoszącym sprzeciwu tonem. – Jeśli mnie zadowolisz, może nawet zabiorę cię znów
do biblioteki.
– Jeśli cię
zadowolę? – powtórzyła z niedowierzaniem.
Ale on już
zwrócił się do niej plecami, zmierzając w jego stronę. Claire zaklęła
w duchu i z braku lepszych pomysłów ruszył za nim. W głowie
tłukła jej się jedna, jedyna myśl.
Ja naprawdę nie rozumiem, jakim cudem Elena wciąż nie oszalała…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz