3 lutego 2022

Sto pięćdziesiąt dziewięć

Claire

W ciszy obracała wciąż parujący kubek. Gdzieś z salonu słyszała glosy, ale nie zwracała większej uwagi na treść rozmowy. Miała wrażenie, że Layla i Beau nie dyskutowały o niczym konkretnym, a przynajmniej nie na tyle, by ją to zaalarmowało. Była zresztą pewna, że mama powiedziałaby jej od razu, gdyby sprawy jeszcze bardziej się skomplikowały.

Myślami raz po raz uciekała do tego, co stało się w łazience. Jeszcze jakiś czas temu zrzuciłaby wszystko na zmęczenie i nerwy, ale to już dawno przestało stanowić wygodną wymówkę. Nie, skoro regularnie przesiadywała z własnym odbiciem i próbowała dyskutować o tym, co dopiero miało nadejść. Gdyby przynajmniej miała pewność, że nagłe pojawienie się podobnej wizji w rzeczywistości miało rację bytu…

Zawahała się. Wyjęła telefon, przez moment nerwowo stukając paznokciem w obudowę. Pomijając Laylę, Dimitra i Isabeau, w domu nie było nikogo więcej. W ostatnim czasie taki stan rzeczy wydawał się normą – Renesmee i Gabriel przesiadywali w domu Cullenów, by mieć oko na Jocelyne, z kolei Damien i Liz… Cóż, mogli być gdziekolwiek. Z kolei jej ojciec albo znów poświęcał czas na szukanie Amelie, albo faktycznie ewakuował się tylko po to, by nie musieć dyskutować z Isabeau. W przypadku Rufusa obie te możliwości wydawały się równie prawdopodobne.

Gdyby nie goście w sąsiednim pokoju, Claire bez wahania poprosiłaby mamę o wizytę u Claudii. Oczywiście wciąż mogła bez słowa wyjść i pojechać prosto do ciotki, ale to brzmiało jak najgorszy plan na świecie. Jak długo nie wiedzieli, czego spodziewać się po Charonie, na dodatek zaledwie chwilę przed pełnią, lepiej było nie ryzykować.

Mogła zrobić coś innego, ale…

Odblokowała komórkę. Nie pisała do Razjela od chwili, w której pierwszy raz zabrał ją do swojego domu, po wszystkim tak po prostu pomagając wrócić, kiedy przysnęła w fotelu. Poczuła się dziwnie, kiedy znów dostrzegła swoje zdjęcie, ale tym razem zdołała uśmiechnąć się na ten widok. Okej, może pod jakimś względem było urocze. Tylko trochę, ale jednak.

Prześledziła wzrokiem ostatnie wiadomości, chcąc zyskać na czasie. Wtedy nawet do głowy by jej nie przyszło, że kolejne spotkanie odbędą podczas walki z morderczym wilkołakiem. To nie brzmiało ani trochę dobrze, ale…

Możemy się spotkać?

Nerwowo przygryzła dolną wargę. Zaraz po tym wysłała wiadomość, nie chcąc pozwolić sobie na dalsze wahanie.

Odetchnęła. Wstając od strony prawie potrąciła kubek z resztkami naparu od Isabeau. Dla pewności dopiła go, po czym odstawiła naczynie do zlewu, zalewając je wodą. Nerwowo zerknęła na komórkę, próbując zdusić w sobie poczucie, że brak natychmiastowej odpowiedzi to coś złego. To wcale nie tak, że w ogóle powinien odpisać w kilka sekund po tym, jak zdecydowała się do niego napisać. Nie żeby w ogóle był jej coś inny.

Wróciła do pokoju, nieudolnie próbując powstrzymać niechciane myśli. Przynajmniej zawroty głowy minęły, poza tym już nie czuła, by krwawiła. Marne pocieszenie, ale biorąc pod uwagę mieszkanie z wampirami…

– Na litość bogini!

Natychmiast przycisnęła dłoń do ust. Zastygła w progu, przez moment sama niepewna, co chciała zrobić – uciec w popłochu, czy może jednak wejść do sypialni. Zamarła w oczekiwaniu, niemalże spodziewając się usłyszeć szybkie kroki obecnych w domu nieśmiertelnych, ale nic podobnego nie miało miejsca.

Odpowiedziała jej wyłącznie cisza i zaciekawione spojrzenie spokojnie stojącego przy oknie Razjela.

Tak po prostu. W jej pokoju.

Jeśli demony robią tak na co dzień, naprawdę nie rozumiem Eleny…

– Co ty tu…? – Potrząsnęła głową. W końcu podjęła decyzję, szybko wślizgując się do środka i starannie zamykając za sobą drzwi. – Razjelu, co…?

– Napisałaś, że chcesz się spotkać – przypomniał, rozkładając ramiona.

Otworzyła i zaraz zamknęła usta. To wciąż było mniej widowiskowe, niż gdyby zajechał pod dom na motorze, ale wcale nie poczuła się dzięki temu lepiej. Z bijącym sercem podeszła bliżej, podświadomie wyczekując zamieszania. Słodka bogini, na dole wciąż były Isabeau i Layla. Dwie telepatki pod każdym względem mogły okazać się problematyczne.

– I nie mogłeś mi po prostu odpisać? – zniecierpliwiła się.

Demon wzruszył ramionami. Spojrzał na nią niemalże z uprzejmym zainteresowaniem, jakby materializowanie się w cudzych sypialniach było dokładnie tym, co praktykował w wolnych chwilach.

– Pomyślałem, że tak będzie szybciej. Chociaż przyznaję, że mogłem cię uprzedzić – przyznał po chwili namysłu. – A może za bardzo ucieszyłem się, że w końcu postanowiłaś się odezwać. Czy wszystko w porządku?

– Ani trochę – westchnęła, zanim zdążyła ugryźć się w język. – Rany, nie wiem… Manipulujesz rzeczywistością? – dodała, raptownie poważniejąc.

Na jego ustach pojawił się blady uśmiech. Choć to samo w sobie wydało się Claire wystarczającą odpowiedzią, demon ostatecznie zdecydował się rozwiać wszelakie wątpliwości.

– Telepaci są zdolni, ale ich też da się zwieść. Nie w nieskończoność, oczywiście – wyjaśnił pospiesznie – dlatego gdybyś była taka dobra…

Jeszcze kiedy mówił, zachęcająco wyciągnął rękę w jej stronę. Nie zareagowała od razu, w głowie szukając przynajmniej kilku dobrych powodów, które zadecydowałyby o tym, że impulsywne podążenie za Razjelem jednak nie było takim dobrym pomysłem. Z drugiej strony, sama go o to poprosiła. Skoro już doprowadziła do tego, że jak gdyby nigdy nic stał tutaj i zakrzywiał rzeczywistość, równie dobrze mogła posunąć się o krok dalej.

– Poczekaj chwilę.

Przemknęła przez pokój, materializując się przy szafce. Zabrała notes z notatkami, choć zdążyła nauczyć się ich na pamięć. Ostatecznie doszła do wniosku, że powinni wykorzystać okazję i przynajmniej spróbować omówić to, co ustaliła. Pracowanie na opracowanym materiale zawsze jawiło jej się jako dużo przyjemniejsze.

Gdzieś za plecami usłyszała ciche warknięcie. Aż wzdrygnęła się, kiedy dotychczas śpiąca obok łóżka Star przebudziła się i zaczęła ujadać, wyraźnie niezadowolona z gościa w pokoju. Claire natychmiast zwróciła się w stronę psa, by przekonać się, że suczka stanęła w bezpiecznej odległości od demona, głośno dając do zrozumienia, że jego obecność ani trochę nie była jej na rękę.

– Star, na litość bogini… – skrzywiła się.

Razjel stał niewzruszony, bynajmniej nie sprawiając wrażenia przejętego zamieszaniem. Nawet nie drgnął, przynajmniej do momentu, w którym Claire nie zdecydowała się zatrzymać u jego boku.

– Zwierzęta to sama radość. Może widzi we mnie konkurencję – ocenił, nie przestając się uśmiechać. Jego błękitne oczy zabłysły figlarnie. – Nie przejmuj się nią. Gotowa?

Ani trochę.

Ale tę uwagę zachowała dla siebie. W zamian po prostu ujęła Razjela za rękę, dla pewności zamykając oczy. Chyba wolała nie sprawdzać, co tak naprawdę towarzyszyło przenoszeniu się z miejsca na miejsce. Pewność, że coś się zmieniło, dało jej wyłącznie to, że skomlenie Star ucichło, niczym ucięte nożem.

Kiedy otworzyła oczy, ujrzała znajomy już salon. Rozluźniła się, choć nie sądziła, że będzie do tego zdolna. Z drugiej strony, dobrze wspominała to miejsce. Rozmowy przy whisky zdecydowanie nie były czymś, co zdarzało jej się na co dzień. I choć początkowo przytłoczył ją nadmiar bodźców i emocji, które zafundował jej Razjel, kiedy pierwszy szok minął, do Claire z mocą dotarło, że bawiła się całkiem nieźle. Kiedy do tego wszystkiego zrozumiała, że właśnie pozwalała mu na kolejne wspólne wyjście, z zaskoczeniem uświadomiła sobie, że może nawet za nim tęskniła. Tylko trochę, ale wciąż.

W roztargnieniu spojrzała na tkwiącego u jej boku demona. Z opóźnieniem uświadomiła sobie, że wciąż trzymała go za rękę. W pośpiechu się odsunęła, uciekając wzrokiem gdzieś w bok, by ukryć zmieszanie.

– Dalej nie wierzę w to, co właśnie zrobiłeś – wymamrotała, chcąc przerwać przeciągającą się ciszę.

– W co? – Wciąż nie wyglądał na przejętego. – Miałem nadzieje na spotkanie od dłuższego czasu. Nie sądzę, by to było dziwne – zauważył przytomnie. – Nie pojawiłaś się w szkole. Uznałem, że nie będę niepokoił cię w domu, jeśli sama nie wyjdziesz z inicjatywą, więc…

– Chwila – obruszyła się, bez zastanowienia wchodząc mu w słowo. – Śledziłeś mnie w szkole?

– Po prostu sprawdzałem – poprawił, wciąż nie sprawiając wrażenia zmieszanego tą uwagą. – Obiecałem ci coś. Powiedziałem, że ochronię i ciebie, i twoją ciotkę. Nie sądzę, by Charon powstrzymywał się przed atakiem na liceum, jeśli akurat miałby taki kaprys.

Jęknęła w odpowiedzi. Nerwowo pomasowała skronie, czując nieunikniony ból głowy. W tamtej chwili sama nie była pewna, jak powinna podchodzić do jego słów. Myśl o wilkołaku, który ot tak ujawnia się w środku miasta, brzmiała zbyt abstrakcyjnie, ale z drugiej strony… Och, wciąż mogła to sobie wyobrazić. Nawet jeśli słowa Razjela brzmiały jak najgorsza wymówka na świecie, nie potrafiła mieć do niego pretensji.

– Nieważne – zadecydowała. W tamtej chwili sama nie była pewna, kogo tak naprawdę próbowała przekonać: jego, czy może jednak siebie. – Chciałam się zobaczyć. I jeszcze raz podziękować. Ja… – Potrząsnęła głową. Choć korciło ją, by zacząć nerwowo krążyć, zapanowała nad sobą na tyle, by skupić wzrok na demonie. Spojrzała mu w oczy, wciąż zaskoczona czystością błękitu, jakby nie patrzeć, demonicznych tęczówek. – Dziękuję. Mam wrażenie, że wtedy nie zrobiłam tego jak należy. Gdybyś nie przyszedł…

– Obiecałem – uciął stanowczo. – Już to ustaliliśmy. Cieszę się, że nie stała ci się krzywda, Claire.

Mnie…

Potrząsnęła głową. Coś w jego słowach i spojrzeniu sprawiło, że poczuła się nieswojo. Pobrzmiewająca w tych słowach sugestia wydawała się aż nazbyt oczywista. Nie potrafiła tego zignorować, zwłaszcza że demon od samego początku dawał jej do zrozumienia, że był z nią zainteresowany. Chciała zrozumieć jego intencje, ale im dłużej próbowała, tym mniej rozumiała. W gruncie rzeczy coraz bardziej wątpiła w to, czy powinna pytać.

„To normalne, że kobieta podoba się mężczyźnie” – przypomniała sobie słowa Layli. Odległe, jakby zasłyszane w jakimś innym życiu. Wtedy stresowała się Sethem, wpojeniem i wszystkim tym, co wiązało się z pojawieniem wilczego adoratora. Miała wrażenie, że od tamtego momentu minęły całe wieki, a jednak…

Może powinna odpuścić. Przynajmniej spróbować, a potem sprawdzić, dokąd to wszystko miało ją zaprowadzić. Może gdyby zdołała otworzyć się na Razjela i sprawdzić, jak będzie się z tym czuła…

Gdyby to było takie proste! Cudowna intuicja najwyraźniej nie obejmowała jednoznacznych sugestii co do tego, w jaki sposób należało postępować z facetem.

– Chcesz usiąść? Nic nie sugeruję, ale jesteś bardzo blada – stwierdził Razjel, zachęcająco kiwając głową w stronę kominka.

– Też zamierzasz dyskutować na temat mojej aury? – wymamrotała, ale skorzystała z zaproszenia.

Skuliła się w fotelu, w końcu pozwalając sobie na chwilowe rozluźnienie. Na kolanach starannie ułożyła notatki, z opóźnieniem pojmując, że wciąż trzymała jej w ramionach.

Razjel zajął miejsce naprzeciwko. Nie wyglądał na zaskoczonego tym, co wynikało ze złośliwej uwagi.

– Mógłbym – przyznał niemal pogodnym tonem – ale doszedłem do wniosku, że bardziej poprawne będzie poczekać, aż sama zaczniesz temat, panno nie-jestem-wiedźmą.

Spojrzała na niego tak, jakby widzieli się po raz pierwszy. Na taki argument akurat nie miała odpowiedzi. Na pewno nie w formie, którą mogłaby uznać za jakkolwiek sensowną, o ile wciąż miałaby zakładać zaprzeczenie. Nie żeby w ogóle chciała kłamać mu w żywe oczy, zwłaszcza że wiedział o niej więcej niż by chciała. Jako jeden z niewielu, przynajmniej na razie, a skoro tak…

Uciekła wzrokiem w bok, wbijając spojrzenie w wygaszone palenisko. Zanim zdążyła dobrze się zastanowić, wyciągnęła przed siebie dłoń. Wystarczył jeden gest, by płomień zapłonął jasnym, równym blaskiem – potężniejszy niż te, które zajmowały knoty świec, na których do tej pory próbowała ćwiczyć.

– Mam to uznać za deklarację? – usłyszała i coś w tonie demona sprawiło, że zapragnęła na niego warknąć.

– Czemu mam wrażenie, że się ze mnie nabijasz?

Obdarował ją kolejnym uprzejmym uśmiechem.

– Ani trochę, mała wiedźmo.

Parsknęła. Jeśli chciał ją w ten sposób przekonać, szło mu marnie, przynajmniej na pierwszy rzut oka. A jednak odetchnęła, kiedy z taką swobodą zareagował na to, co robiła. Przez moment poczuła się tak, jakby z ramion zdjęto jej jakiś ogromny ciężar. Jasne, zdążyła się już przekonać, że o niektórych sprawach łatwiej rozmawiało się z obcymi, ale na pewno nie brała pod uwagę wywędrowania do innego wymiaru tylko po to, by podyskutować z demonem.

Potrzebowała tego. Nie zdawała sobie sprawy, jak wiele wątpliwości napotkała w ciągu zaledwie kilu dni. Jakby mało było, że nagle zaczęła robić takie rzeczy…

– To wciąż nic takiego – powiedziała cicho, znów mając wrażenie, że zwracała się przede wszystkim do siebie. –  W zasadzie… Wiesz, że chyba czuję się bezużyteczna? Tym nie zrobiłabym mu niczego, gdybyś się nie pojawił. Mam na myśli…

Urwała. Czuła, że zaczyna pleść od rzeczy, a jednak to wydawało się lepsze niż trwanie w ciszy. Kiedy uniosła głowę, podchwyciła spojrzenie błękitnych oczu. Razjel wydawał się zamyślony, tak po prostu chłonąc każde kolejne słowo. Słuchał jej i to wydawało się dobre, choć nie była pewna dlaczego. W zasadzie Claire miała wrażenie, że właśnie się pogrąża, zaprzeczając wszystkiemu, co myślał na jej temat. Jasne, utrzymywał, że potrzebował geniusza, ale wspominając swoje spotkanie z Charonem, nie czuła się ani trochę inteligentna.

Drgnęła, kiedy demon nagle poderwał się na równe nogi, w pośpiechu skracając dzielący ich dystans.

– Obwiniasz się, choć nie zrobiłaś nic złego. Wyczułem to ostatnim razem i czuję teraz – oznajmił ze spokojem, kucając przy niej. Jego oczy zdawały się lśnić, bystre i skupione wyłącznie na niej. – Wyjaśnisz mi to?

– Skąd ty…? – Potrząsnęła głową. Och, oczywiście. Demony i negatywne emocje… – No, tak – zreflektowała się.

– To nie odpowiedź.

– Nie wiem, czy mam jakąkolwiek – przyznała niechętnie. – Nie miałam pojęcia, co robić. Udało mi się zabrać Joce, ale to wciąż… – Zacisnęła usta. Jak miała mu to wytłumaczyć? – Wiem, że nawet gdybym odpowiedziała od razu na pytanie, które mi zdał, pewnie i tak by ją skrzywdził. Nie mam złudzeń, ale i tak się zastanawiam… I czułam się taka bezradna.  – Wbiła wzrok w swoje dłonie. Z jakiegoś powodu nie zaskoczyło jej to, że drżały. – Cały czas słyszę, że zrobiłam dużo i dobrze sobie poradziłam, ale to nie tak. Oni nie wiedzą, co mogłabym zrobić. W zasadzie sama nie wiem.

Zamrugała, kiedy obraz rozmazał jej się przed oczami. Sądziła, że wyrzuciła z siebie wszystko podczas rozmowy z Rufusem, ale to nie było tak. Z jakiegoś powodu w tym niewielkim salonie, świadoma wyłącznie spojrzenia błękitnych oczu Razjela, znów zaczęła to analizować. Tym razem nie musiała zastanawiać się nad słowami. Jemu mogła powiedzieć, choć ujęcie wszystkiego takim, jakim było, czyniło sprawę dużo bardziej skomplikowaną. Kiedy opowiadała o tym w ten sposób, naprawdę czuła się winna.

Gdyby zareagowała wcześniej, bardziej stanowczo niż w ostatniej chwili wywracając szafę, kiedy…

Gdyby, gdyby, gdyby…

– Claire.

Wzdrygnęła się, zaskoczona zarówno sposobem, w jaki wypowiedział jej imię, jaki tym, że ujął ją za ręce. Spoglądając mu w twarz, poczuła się niemalże jak w wieczór, w który natrafiła na niego w zaułku, w pobliżu mieszkania Claudii. Wtedy znalazła w sobie dość siły, by trzymać go na dystans, nie wyobrażając sobie, że miałaby ot tak dopuścić obcego demona do swojego umysłu, ale tym razem…

Wiedziała, co chciał zrobić. Po sposobie, w jaki na nią patrzył, mogła się tego domyśli. I, cholera, powinna zaprotestować, ale nie zrobiła absolutnie niczego, kiedy Razjel tak po prostu ujął jej twarz w obie dłonie, kciukami muskając skronie. Jego dotyk był dziwny, przyjemnie ciepły, na swój sposób właściwy, choć przecież nie powinien. To przynajmniej sobie wmawiała, nie potrafiąc stwierdzić, jak w takim razie powinna odbierać kogoś, kto mógł pochwalić się parą kruczoczarnych skrzydeł.

Wyczuła jego mentalna obecność, choć ta okazała się zupełnie różna od sposobu, w jaki poruszali się telepaci. Zacisnęła powieki, przez moment sama niepewna, jak się zachować. Powinna z nim walczyć? Zaprotestować? Rozsądek podpowiadał jej, że powinna – trzymanie granic wydawało się jak najbardziej właściwe – a jednak…

– Ach. – Demon wycofał się równie nagle, co wcześniej zdecydował się naruszyć jej prywatność. Nie od razu zabrał dłonie; nawet po tym wciąż czuła pulsujące ciepło na skórze tam, gdzie znajdowały się jego palce. – Chyba rozumiem. I zarazem absolutnie nie.

– To nie ma sensu – zauważyła cicho.

Razjel parsknął śmiechem – melodyjnym, wyjątkowo łagodnym. Wciąż kucał tuż obok, wydając się nad czymś intensywnie myśleć.

– Z tego, co widzę, udało ci się go zranić. Tyle dobrego, że w ogóle zdobyłaś broń, choć mogłaś wykorzystać ją lepiej.

Uniosła brwi na ten zarzut. W zasadzie to, że odważyła się zrobić użytek ze sztyletu, wciąż do pewnego stopnia ją szokowało. Jasne, miała w pamięci wskazówki Gabriela, zresztą wtedy działała pod wpływem impulsu, ale to wciąż nie zmieniało najważniejszego: czuła się bezradna. To, że sam Charon po wszystkim zdecydował się skomentować fakt, że niejako pozbyła się jedynej broni, również mówiło samo za siebie. Co prawda samo ostrze nie zrobiło na nim wrażenia, ale…

Potrząsnęła głową. O czym myślała? Jeśli czegoś zdążyła nauczyć się przez lata, to co najwyżej natychmiastowej ucieczki. Jeśli sytuacja tego wymagała, mogła naprędce ułożyć jakiś improwizowany plan, który zapewniłby jej trochę czasu, ale to wciąż nie wiązało się z walką wręcz. Unikanie bezpośredniej konfrontacji z kimś, kogo i tak nie miała szansy pokonać, brzmiało jak najsensowniejsza opcja, jeśli chciało się przeżyć.

– Zwykle nie noszę przy sobie noży.

Razjel potrząsnął głową.

– Może powinnaś. Zwłaszcza teraz, kiedy nie wiesz, czego się spodziewać – stwierdził i zabrzmiało to wyjątkowo poważnie. – Jak u ciebie z walką wręcz?

– Kiedyś próbowałam. Nie nadaję się do tego.

Och, bardzo szybko zrezygnowała w treningów z Gabrielem. Nie żeby miała coś do samego wujka albo jego metod, ale zdecydowanie nie czuła się dobrze, próbując nadążyć za narzucanym przez niego tempem. Co prawda lata temu uważała, że to dobry pomysł, zwłaszcza po tym, co stało się w hotelu, ale później…

Demon zmierzył ją wzrokiem. W jego oczach pojawił się niepokojący błysk.

– Świetnie się zapowiada – stwierdził i tym razem nie miała wątpliwości co do tego, czy to sarkazm. – A szermierka? To chyba wciąż praktykuje się w Mieście Nocy…

– Nie chodziłam do Akademii – przyznała niechętnie.

– Słodka bogini… – jęknął Razjel. Spojrzał na nią tak, jakby widzieli się po raz pierwszy. – Powiedz mi, proszę… Jakim cudem przeżyłaś do tego momentu?

Gwałtownie zaczerpnęła tchu. Wyprostowała się niczym struna, gwałtownie nachylając w jego stronę. Gdyby nie to, że znajdował się zbyt blisko, jak nic poderwałaby się na równe nogi.

– Masz jeszcze coś błyskotliwego do dodania? – obruszyła się. – Nie potrzebowałam tego. Zwykle nie polują na mnie pierwotne, nieśmiertelne wilkołaki, więc…

– Ale teraz poluje. Zresztą nie o to chodzi. – Przez twarz Razjela przemknął cień. – W porządku, wstawaj. Mam plan na dzisiaj – zapowiedział i tych kilka słów wystarczyło, by jeszcze bardziej wytrącić ją z równowagi.

– Co właściwie…?

Nie pozwolił jej dokończyć. Uśmiechając się w sposób, który ani trochę nie przypadł Claire do gustu, Razjel poderwał się na równe nogi. Spojrzała na niego z  niedowierzaniem, kiedy wyjął jej z rąk notatki, bez większego zainteresowania odkładając je na bok. Jakby to, że obiecała mu zająć się problemem, który dręczył go tyle czasu, nie miało najmniejszego nawet znaczenia.

– Zobaczysz. Na dobry początek pozwól, że ruszymy się z domu – oznajmił nieznoszącym sprzeciwu tonem. – Jeśli mnie zadowolisz, może nawet zabiorę cię znów do biblioteki.

– Jeśli cię zadowolę? – powtórzyła z niedowierzaniem.

Ale on już zwrócił się do niej plecami, zmierzając w jego stronę. Claire zaklęła w duchu i z braku lepszych pomysłów ruszył za nim. W głowie tłukła jej się jedna, jedyna myśl.

Ja naprawdę nie rozumiem, jakim cudem Elena wciąż nie oszalała…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa