14 lutego 2022

Sto sześćdziesiąt cztery

Dorian

– Nie, nie, nie…

Przez chwilę był świadom wyłącznie zawodzenia jasnowłosej kobiety. Dusza wycofała się, niemalże wpadając w ramiona wyraźnie zmartwionej Selene. Już nie krzyczała, ale niczym w transie powtarzała to jedno, jedyne słowo. Kiedy bogini spróbowała wejść jej w słowo, jedynie podniosła głos, znów bliska tego, żeby zacząć rozdzierająco krzyczeć.

– Lydio – wyszeptała Selene.

Jej głos zabrzmiał łagodnie, ale w tonie dało się wyczuć stanowczą, wręcz władczą nutę. Kobieta natychmiast zamilkła i znieruchomiała, wtulona w pierś podtrzymującej ją istoty. Ponad ramieniem drżącej Lydii, Dorian zauważył bladą jak papier twarz bogini. Srebrzyste tęczówki odszukały jego własne i tyle wystarczyło, żeby zrozumiał, że wydarzyło się coś bardzo złego. Strach, którego doszukał się w jej spojrzeniu, mówił sam za siebie.

To nie był pierwszy raz, kiedy rozumieli się praktycznie bez słów. Dorian z wolna odwrócił się, w końcu zwracając ku miejscu, które tak przeraziło Lydię. Coś ścisnęło go w gardle, kiedy dostrzegł zarys smukłej sylwetki. Unosiła się zaledwie kilka centymetrów nad ziemią, całkowicie nieruchoma i bez życia. Wyraźnie poczuł odór śmierci, równie oczywisty i prawdziwy, co i srebrzysta poświata księżyca. Wręcz niedowierzał temu, że wraz z Selene wcześniej nie zorientowali się, że cokolwiek mogłoby być nie tak. Powinni, zwłaszcza że chodziło o coś takiego, ale…

Wyciągnął przed siebie dłoń. Wystarczyła chwila, by w jego dłoni pojawiło się ostrze. Nie oglądając się za siebie, świadom wyłącznie nieustającego szlochu Lydii i spojrzenia srebrzystych oczu Selene, zamachnął się i wprawnym ruchem ściął linę, krępującą szyję zwisającej z gałęzi Gai. Zupełnie machinalnie pochwycił bezwładne ciało, nim uderzyłoby o ziemię, choć dobrze wiedział, że w tej sytuacji nie było już niczego, co mogłoby kobiecie zaszkodzić.

Czuł to. Selene też, co wyjaśniało brak jakiejkolwiek reakcji z jej strony. Nie poganiała go, nie krzyczała ani nie próbowała interweniować – nie tak, jak zrobiła to w przypadku Cassandry czy Anabelle. Po prostu tam stała, tuląc do siebie zapłakaną Lydie i raz po raz przeczesując blond włosy kobiety palcami.

– Pani…

– Zabiorę ją stąd – wyszeptała wypranym z jakichkolwiek emocji głosem. Dorian z trudem powstrzymał grymas. – Spotkajmy się, proszę, w głównej sali. Ja… Zabierz ją tam – dodała łagodnie, zranionym spojrzeniem obrzucając nieruchomą postać w ramionach anioła.

Nie próbował protestować. Odprowadził boginię wzrokiem, jednak sam nie od razu ruszył się z miejsca. Stał w bezruchu, świadom wyłącznie ciążącego mu w ramionach ciała – nieruchomego, zbyt zesztywniałego i już zimnego. Z wolna przeniósł wzrok na twarz Gai, wciąż niedowierzając temu, co właśnie się działo. A jednak jej puste spojrzenie i rozchylone usta mówiły same za siebie. Jasne włosy częściowo przysłaniały policzki, ale Dorian wciąż był w stanie rozpoznać kobietę, którą wszystkie inne wybrały na swoją przewodniczkę. Aż za dobrze pamiętał ją z dnia powrotu Selene, kiedy – niepewna jak wszystkie jej siostry – odważyła się przyjąć propozycję bogini i swoją nową rolę.

W tamtej chwili wyglądała przede wszystkim pusto. Sznur wciąż zwisał z jej szyi, wrzynając się w delikatną skórę. Dorian w pośpiechu przeniósł ciężar ciała na jedną rękę, by móc poluzować uścisk. Zaraz tego pożałował, kiedy jego oczom ukazały się zasinienia. Choć przez dekady życia widział dość, wraz z Selene zdecydowanie zbyt często spoglądając na nieszczęścia tego świata, na dłuższą metę nie potrafił znieść pustego spojrzenia błękitnych oczu. Chciał udawać, że w ramionach niesie wyłącznie szmacianą, bezwładną lalkę, ale takie myślenie na dłuższą metę okazało się nieskuteczne.

Jak do tego doszło? Jak, skoro naprawdę wierzył, że świat bogini był najbezpieczniejszym z tych, które istniały? Zacisnął zęby, czując znajomy, czający się w jego głębi gniew. Uczucie bezradności powróciło, silniejsze niż do tej pory. W pamięci wciąż miał pusty wyraz twarzy Selene – wystarczający, by zapragnął za nią podążyć, by upewnić się, czy wszystko w porządku. Tym razem nie brał pod uwagę, że ktoś mógłby ją zaatakować. Och, Doriana martwiło coś innego, zwłaszcza że zbyt długo obserwował jak cierpiała, trzymając się z daleka od swoich dzieci, choć tak bardzo pragnęła zapewnić im spokój. Jeśli on czuł, że właśnie zawiódł, co mógł powiedzieć o niej…?

Uciekł wzrokiem gdzieś w bok, nie chcąc dłużej patrzeć na pozbawioną życia twarz Gai. Tak umarłaś? Odebrałaś sobie życie, czy może…? Ale nie chciał, ani nie potrafił dokończyć tej myśli. Wciąż tuląc kobietę do siebie, poderwał się do lotu, jak najszybciej pragnąc znaleźć się w miejscu, o którym wspominała Selene. Miał tylko nadzieję, że ona sama pojawi się wkrótce, woląc nie zastanawiać się, czy przypadkiem wcześniej nie zdecyduje się na zrobienie czegoś wyjątkowo głupiego.

Ogromna sala, w której niegdyś bogini i Ciemność sprawowali swoje rządy, jak zawsze wydała mu się zbyt duża i cicha. Zupełnie inna niż wtedy, gdy tętniła życiem, wypełniona zabłąkanymi duszami, które Selene zdecydowała się wyrwać z objęć ojca demonów. Teraz Dorian był świadom wyłącznie głuchej ciszy, echa własnych kroków i napierającego zewsząd chłodu. Spoglądając na zdobione witrażami okna, czuł wyłącznie niepokój, zwłaszcza gdy przypomniał sobie rubinowy blask mniejszego z księżyców.

– Musiałam ją uśpić. Nie jestem gotowa, żeby z nimi rozmawiać aż do samego rana.

Glos Selene go zaskoczył, w najmniejszym stopniu nie przynosząc oczekiwanej ulgi. Dorian odwrócił się powoli, wciąż tuląc do siebie nieruchomą Gaję. Bogini pojawiła się znikąd, dosłownie materializując zaledwie kilka metrów od niego. Nie uśmiechała się, niepokojąco przypominając mu raczej cień, aniżeli promienną, pełną ciepła istotę, którą widywał na co dzień. Uważnie śledził wzrokiem jej ruchy, kiedy z wolna ruszyła w jego stronę, co prawda wciąż pełna gracji, ale z jakiegoś powodu ruchami przypominając mu raczej wymęczoną życiem staruszkę. Zupełnie jakby w zaledwie kilka minut postarzała się o całe wieki, o ile nie tysiąclecia.

Mógł tylko zgadywać, ile kosztowało ją podejście bliżej. Nie zmieniając neutralnego wyrazu twarzy, Selene wyciągnęła dłoń, po czym niemalże z czułością przesunęła palcami po policzku Gai. Delikatnym ruchem zamknęła oczy zmarłej, nim przeniosła rękę niżej, wprost na posiniaczoną szyję. Ślady natychmiast zniknęły; na skórze nie pozostał nawet ślad, czy najmniejsza niedoskonałość. Patrząc na kobietę w tamtej chwili, łatwo można byłoby dojść do wniosku, że po prostu spała.

– Śpij dobrze, dziecino.

Dorian zacisnął usta. Przeniósł wzrok z twarzy Gai na Selene, niemalże spodziewając się… czegoś więcej. Kiedy Andreas wyciągnął z jeziora Cassandrę, rzuciła się na pomoc. Walczyła o tę dziewczynę, choć ta balansowała gdzieś na granicy życia i śmierci. Anioł dobrze wiedział, że ma do czynienia z jedną z najpotężniejszych istot, jakie istniały. Nie wątpił, że potrafiła dużo więcej niż to, co na co dzień pokazywała, a jednak…

Czemu? Jak daleko mogła sięgnąć i dlaczego w takim razie tego nie robiła? Patrzenie na tak bezradną Selene nie było normalne. Bynajmniej. Wzbudzało w Dorianie poczucie, że coś było nie tak – i to nie tylko dlatego, że właśnie doszło do czegoś tak niepokojącego w świecie, w którym nade wszystko pragnęli zagwarantować spokój. Co i w którym momencie poszło nie tak, skoro ostatecznie skończyli tutaj?

Chciał coś powiedzieć, ale pustka w głowie skutecznie mu to utrudniła. Miał wrażenie, że o wiele rozsądniej było milczeć, a jednak im dłużej obserwował boginię w takim stanie, tym bardziej rozpaczliwie szukał odpowiednich słów. Tylko po to, by przerwać to uporczywe milczenie. Zrobić cokolwiek, zanim…

A potem powietrze dookoła zawirowało i Dorian wyraźnie wyczuł obecność kogoś jeszcze.

Machinalnie napiął mięśnie. Poruszył się niespokojnie, instynktownie stając przed Selene, kiedy w zasięgu jego wzroku pojawiła się jakaś postać. Co prawda z Gają na rękach nie miał aż takiego pola manewru, ale nie dbał o to. Podejrzliwie zmrużył oczy i rozłożył skrzydła, gotów rzucić się do obrony, gdyby zaszła taka potrzeba.

– Dorianie – upomniała, ale prawie nie zwrócił na to uwagi.

– Nie powtarzajmy znów tego samego scenariusza, co? Sądzę, że już udowodniłem, który z nas ma większe szanse. – Ciemność zbliżyła się, nie zaszczyciwszy anioła nawet jednym spojrzeniem. Uwagę w pełni poświęcił skrytej za plecami Doriana Selene. – Ona mnie tutaj zaprosiła.

– To prawda.

Oczy Doriana rozszerzyły się nieznacznie na te słowa. Z drugiej strony, czyż nie ta sama bogini popędziła bez cienia wahania dyskutować z tą istotą, kiedy widzieli się po raz ostatni? Wtedy wykluczyła go z dyskusji i tylko świadomość, że mogłaby pokusić się o to samo ponownie, powstrzymała serafina od gwałtowniejszej reakcji. To i resztki cierpliwości, ale choć wiedział o wspólnej przeszłości tej dwójki, spokojnie znoszenie obecności demona okazało się wyzwaniem.

– Pani…

Selene wyminęła go. Jej dłoń na ułamek sekundy wylądowała na ramieniu Doriana w kojącym, pocieszającym geście. Na ustach pojawił się cień uśmiechu, ale wyjątkowo nie objął srebrzystych oczu.

– Wszystko w porządku. Zaufaj mi, proszę – szepnęła, choć to nadal brzmiało jak marny żart. Czy w ogóle zdawała sobie sprawę z tego, czego wymagała. – Nie bez powodu prosiłam, żebyśmy spotkali się tutaj.

– W istocie. Jak za starych dobrych czasów, co?

Ale nawet w słowach Ciemności Dorian nie doszukał się rozbawienia. Pomijając niepokojącą aurę, poraził go bijący od przybysza spokój. Stał tam, na pierwszy rzut oka obojętny, choć w sposobie, w jaki zwracał się do Selene, dało się doszukać niezwykle łagodnej nuty. Oczywiście, demony bywały zwodnicze, ta istota już w szczególności, ale…

Dorian machinalnie wzmógł uścisk wokół Gai. Ciążyła mu w ramionach, co wydawało się nienaturalne, skoro ważyła tak niewiele.

– Ach… Ją zawsze ceniłem w szczególności – wyrwało się Ciemności. Zmierzył zmarłą wzrokiem, po czym z niedowierzaniem potrząsnął głową. – Pamiętam je wszystkie. Gaja była pierwsza i…

– Czego chcesz?

Ciemność natychmiast zamilkła. Gniewne spojrzenie spoczęło wprost na wciąż poruszonym Dorianie.

– Znów planujesz zrzucić na mnie winę? Przyzwyczaiłem się, aczkolwiek nie zamierzam…

– Nie zaprosiłam was obu po to, żeby się kłócić!

Obaj wzdrygnęli się, słysząc podniesiony głos Selene. Rzadko pozwalała sobie na coś podobnego. W gruncie rzeczy Dorian nie przypominał sobie, kiedy ostatnim razem widział ją zagniewaną. Natychmiast się wycofał, mimo obaw przenosząc wzrok z Ciemności wprost na boginię. Wyglądała blado, a kiedy spojrzał się jej dokładniej, dostrzegł spływające po twarzy łzy. Drżące dłonie zacisnęła w pieści tak mocno, że Dorian aż zwątpił, czy przypadkiem nie była bliska tego, żeby zrobić sobie krzywdę.

– Moja miła – doszedł go pomruk Ciemności – oboje wiemy, że byłabyś w stanie…

– Nie – ucięła stanowczo. Energicznie potrząsnęła głową, po czym otarła twarz. – Nie… Nie mogłabym – powtórzyła łagodniej. – Pewne rzeczy miały miejsce i należy pogodzić się z konsekwencjami. Takimi prawami rządzi się świat.

Ciemność prychnęła. Po raz pierwszy przez myśl Doriana przeszło, że niejako się z nim zgadzał. Do cholery, to była bogini! Widział rzeczy, które robiła. Dlaczego mogła odesłać Leanę albo przyjąć do siebie Elenę, skoro teraz opowiadała takie rzeczy? Nie chciał w nią wątpić, ale widząc jak cierpiała i rozkładała ręce, nie rozumiał. W tym, co właśnie robiła, nie dostrzegał żadnego sensu.

Bogini jednak pozostała niewzruszona. Zignorowała reakcję Ciemności, całą sobą skupiona na bezwładnym ciele Gai.

– Puść ją i odsuń się, najdroższy – poprosiła cicho.

Pełen złych przeczuć, chcąc nie chcąc zdecydował się dostosować. Początkowo nie miał pewności, co kryło się za poleceniem „puść ją”, zwłaszcza że nie wyobrażał sobie porzucenia kobiety na ziemi, ale zrozumiał w chwili, w której Selene wyciągnęła przed siebie ręce i poczuł, że ciało już mu nie ciąży. Wycofał się, wciąż uważnie obserwując Gaję. I bez jego uścisku unosiła się w powietrzu, zupełnie jakby podtrzymywały ją jakieś niewidzialne ramiona.

W srebrzystych oczach Selene pojawił się niepokojący, trudny do opisania błysk. Zanim Dorian zdążył zastanowić się nad tym, co to oznaczało, bogini zacisnęła dłonie w pięści. Panujący w sali półmrok rozproszył blask płomieni. Ogień pojawił się znikąd, natychmiast obejmując ciało i pochłaniając je, nim ktokolwiek zdążyłby zdobyć się na reakcję. Selene przyglądała się temu w ciszy, nie odrywając wzroku aż do momentu, w którym proces dobiegł końca. Blask znikł równie nagle, co wcześniej się pojawił, pozostawiając salę w aż nazbyt znajomym stanie – cichą i pogrążoną w ciemnościach.

– Wciąż sobie to robisz – westchnęła Ciemność.

Selene drgnęła, ale nie zareagowała na ten zarzut. Wciąż wyglądała marnie, zupełnie jak ktoś, kto potrzebował tylko jednego: nieprzerwanego snu.

– Nie poprosiłam cię o obecność tylko po to, byś wypominał mi moją bezradność – odparła, uciekając wzrokiem gdzieś w bok.

– Więc niczego ci nie wypominam. Próbuję…

Bez chwili wahania zdecydowała się mu przerwać.

– Za pierwszym razem sam do mnie przyszedłeś. Chciałeś pomóc, więc wierzę, że nic się pod tym względem nie zmieniło. – Przestąpiła naprzód, w ułamku sekundy materializując się przed Ciemnością. Dorian z niepokojem obserwował tę dwójkę, choć w tamtej chwili nie miał poczucia, by jego pani była jakkolwiek zagrożona. Cóż, nie przez tę istotę, nieważne jak nieprawdopodobne wydawało mu się to odkrycie. – Potrzebuję odpowiedzi. Domyślam się, ale i tak zapytam, zwłaszcza że sam twierdzisz, że pamiętasz je wszystkie… Jak umarła Gaja?

Anioł zamarł, nasłuchując. On również miał swoją teorię, w gruncie rzeczy spodziewając się, co usłyszy. A jednak chciał się mylić, zwłaszcza że…

– Osobiście odebrała sobie życie. Z żalu po tym, jak zniknęło jej dziecko. – Ciemność wzruszyła ramionami. – Naturalnie jej przekonanie o jego śmierci było błędne, aczkolwiek… Ach, moja najdroższa Gaja od zawsze była bardzo wrażliwa.

– Więc czemu…? – wyrwało się Dorianowi.

Mógł zrozumieć wiele. Och, widział kobietę, której przyszło stracić dziecko. Dłonie nieznacznie mu zadrżały, więc dla pewności schował je za plecami, próbując pozbyć się nieprzyjemnego wrażenia. A jednak wciąż czuł się tak, jakby trzymał w ramionach drżące ciało, słyszał urywany oddech i szloch… ten cholerny szloch, kiedy drżącym głosem błagała go o pomoc. Jakby mógł cokolwiek zrobić!

I krew. Pamiętał znaczącą nieskazitelnie biały śnieg czerwień, powoli zbierającą się u jej stóp. To i przerażone spojrzenie Claudii, kiedy…

W pośpiechu odrzucił od siebie te myśli. Przynajmniej próbował, choć w tej sytuacji to okazało się co najmniej trudne. Nie po tym, co zrobiła Gaja, a jakby tego było mało… z jego perspektywy to naprawdę nie miało sensu. Może kiedyś, ale teraz? Co miałoby popchnąć ją do powtórzenia dokładnie tego samego scenariusza? Jak jeszcze wypadek Cassie albo chorobę Any mogliby jakoś sensownie wytłumaczyć, nawet jeśli w grę wciąż nie mógł wchodzić zwykły zbieg okoliczności, tak to… wydawało się pod każdym względem nieprawdopodobne.

– Pytanie, co tam się stało. – Głos Ciemności wystarczył, by wyrwać Doriana z zamyślenia. – Wy ją znaleźliście?

– Lydia – poprawiła Selene. – Ledwo ją uspokoiłam. Nie nadawała się do rozmowy – dodała i choć zabrzmiało to niewinnie, sposób, w jaki spojrzała na Ciemność, okazał się dość jednoznaczny.

– Ona tym bardziej nie pasuje mi do profilu ewentualnego mordercy.

Dorian spojrzał na obecną w sali dwójkę z niedowierzaniem, czując się niemalże tak, jakby ktoś mówił do niego w obcym języku. Może czegoś nie rozumiał, ale…

– Chyba nie sugerujesz, że same sobie to robią? – zapytał z niedowierzaniem.

To było ostatnim, co wziąłby pod uwagę. Wciąż nie ufał Ciemności i choć przez wzgląd na boginię nie chciał mu niczego zarzucać, spokojne słuchanie takich sugestii zdecydowanie nie wchodziło w grę. Nie żeby w ogóle to, co się działo, było dla niego jakkolwiek normalne. Coś złego wisiało nad światem samej Selene, a ona w akcie bezradności zapraszała uosobienie zła? Brzmiało jak marny żart, a jednak właśnie się działo.

– Nie, nie… Absolutnie. – Na ustach Ciemności pojawił się nieco wymuszony uśmiech. – Co prawda chętnie podyskutowałbym o okrucieństwie kobiet, zwłaszcza w tej rodzinie, aczkolwiek… – Urwał, podchwyciwszy ostrzegawcze spojrzenie bogini. – Chociaż to wciąż się łączy. Tak naprawdę mogliśmy to przewidzieć, choć do głowy mi nie przyszło, że moja najdroższa posunie się aż tak daleko.

Dorian potrzebował dłuższej chwili, by zrozumieć sens tych słów. Co więcej, tym razem to Selene zdecydowała się potwierdzić jego obawy.

– Ophelia – wyszeptała, przykładając dłoń do ust. – Tyle w niej gniewu, a ty…

– Sama przyznała mi rację, kiedy powiedziałem, że jej krewne nie mają znaczenia. Może nawet nie wie, że jej akcje mają jakiś wpływ na ten świat. – Ciemność w poddańczym geście uniosła obie dłonie ku górze. – Sądziłem, że ma dość jasno wyznaczony obiekt zemsty.

– Była na krawędzi upadku. Albo już upadła – obruszyła się Selene. Jej oczy znów zalśniły, kiedy wypełniły je łzy. – Nie pomogłeś jej. Popchnąłeś ją w szaleństwo, a ja…

– Ty jak zwykle pozostałaś bierna. – Przez twarz Ciemności przemknął cień. Wydawał się wręcz żałować swoich słów, zwłaszcza że w odpowiedzi bogini cofnęła się o krok, a po jej policzkach spłynęły świeże łzy. – Ale to już bez znaczenia. Skupmy się… na priorytetach.

Jeszcze kiedy mówił, rozejrzał się po sali. Jego spojrzenie powędrowało wprost ku zdobiącym szyby witrażom, zupełnie jakby w kolorowych szkiełkach mieli szansę znaleźć odpowiedź na dręczące ich problemy. Dorian nie mógł pozbyć się wrażenia, że tracili czas, o ryzyku nie wspominając. Nie ufał Ciemności. To ani przez moment nie wchodziło w grę, a jego obecność w świecie bogini jedynie wszystko komplikowała. Czuł się tak, jakby obserwował niebezpiecznego drapieżnika, który tylko czekał na moment słabości wszystkich dookoła, by odzyskać dawno utracone wpływy.

Mimo wszystko nie skomentował tego nawet słowem, w ciszy śledząc poczytania tej istoty. Wzrok na ułamek sekundy skupił na witrażach, które tak interesowały Ciemność, a zwłaszcza jednym – z rozłożonymi, pokrytymi krwią dłońmi, które jakby sięgały w przestrzeń. Przez silniejszy niż zwykle blask mniejszego z księżyców, czerwień szkiełek wydawała się intensywniejsza niż do tej pory.

– Zaczekajmy do świtu – zaoferowała ni stąd, ni z owąd Ciemność. Na powrót zwrócił się ku Selene, spoglądając na boginię w niemalże troskliwy sposób. – A potem zorganizujmy spotkanie. Jak za starych, dobrych czasów.

– Masz na myśli…

– W tej sytuacji to jedyne sensowne rozwiązanie, jakie widzę. Nie oczekuję zaufania i tak naprawdę mi na nim nie zależy. Aczkolwiek wierzę, że w twoim przypadku dyskutowanie ze mną za plecami wszystkich wokół, niekoniecznie może być na rękę. – Ciemność wzruszyła ramionami. – Niech w tej sali znów zapanuje chaos w takim razie. Co powiesz na rodzinne spotkanie, moja miła?

– Ale… – wyszeptała i w tamtej chwili wyglądała przede wszystkim na przerażoną. – Chcesz się ujawnić?

Odpowiedział jej uśmiechem – zbyt niepokojącym, przynajmniej jak na gust Doriana, ale jednak szczerym.

– A czy mam powody, by się kogokolwiek obawiać? Najdroższa Światłość już się pewnie przyzwyczaiła – stwierdził i to utwierdziło serafina w przekonaniu, że planował coś więcej, aniżeli stanięcie przed zamieszkującymi ten świat kobietami. – Sprawa pewnie dotyczy ich wszystkich, więc niech przyjdą. Czy to nie byłoby uczciwe?

Selene nie wyglądała na przekonaną. Wyraźnie pobladła, przez chwilę po prostu wpatrując się w stojącego przed nią mężczyznę. Już nie płakała, ale łzy wciąż znaczyły jej policzki, powoli zbierając się na brodzie. Wydawała się tego nie zauważać, zbyt poruszona, by reagować na nic nieznaczące drobiazgi.

– Najdroższy… – wyszeptała w końcu. Dorian drgnął, kiedy zwróciła się do niego. – Znajdziesz dla mnie Andreasa? Będę miała zadanie dla was obu.

Tyle wystarczyło. Zrozumiał, że podjęła decyzję, ale nie skomentował tego nawet słowem. Nie mógł pozbyć się wrażenia, że Ciemność trafiła w sedno – i że pozwolenie mu działać wciąż pozostawało lepsze niż czekanie na jakikolwiek ruch. Już dawno zwątpił w to, czy bogini potrafiłaby w pełni pozbyć się tej istoty. Być może wcale nie chciała.

– Tak… Tak, oczywiście.

Wraz z tymi słowami chcąc nie chcąc się oddalił.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa