– Nie, nie, nie…
Przez
chwilę był świadom wyłącznie zawodzenia jasnowłosej kobiety. Dusza wycofała
się, niemalże wpadając w ramiona wyraźnie zmartwionej Selene. Już nie krzyczała,
ale niczym w transie powtarzała to jedno, jedyne słowo. Kiedy
bogini spróbowała wejść jej w słowo, jedynie podniosła głos, znów
bliska tego, żeby zacząć rozdzierająco krzyczeć.
– Lydio –
wyszeptała Selene.
Jej głos
zabrzmiał łagodnie, ale w tonie dało się wyczuć stanowczą, wręcz
władczą nutę. Kobieta natychmiast zamilkła i znieruchomiała, wtulona w pierś
podtrzymującej ją istoty. Ponad ramieniem drżącej Lydii, Dorian zauważył bladą
jak papier twarz bogini. Srebrzyste tęczówki odszukały jego własne i tyle
wystarczyło, żeby zrozumiał, że wydarzyło się coś bardzo złego. Strach,
którego doszukał się w jej spojrzeniu, mówił sam za siebie.
To nie był
pierwszy raz, kiedy rozumieli się praktycznie bez słów. Dorian z wolna
odwrócił się, w końcu zwracając ku miejscu, które tak przeraziło
Lydię. Coś ścisnęło go w gardle, kiedy dostrzegł zarys smukłej sylwetki.
Unosiła się zaledwie kilka centymetrów nad ziemią, całkowicie
nieruchoma i bez życia. Wyraźnie poczuł odór śmierci, równie
oczywisty i prawdziwy, co i srebrzysta poświata księżyca. Wręcz
niedowierzał temu, że wraz z Selene wcześniej nie zorientowali się,
że cokolwiek mogłoby być nie tak. Powinni, zwłaszcza że chodziło o coś
takiego, ale…
Wyciągnął
przed siebie dłoń. Wystarczyła chwila, by w jego dłoni pojawiło się
ostrze. Nie oglądając się za siebie, świadom wyłącznie
nieustającego szlochu Lydii i spojrzenia srebrzystych oczu Selene,
zamachnął się i wprawnym ruchem ściął linę, krępującą szyję
zwisającej z gałęzi Gai. Zupełnie machinalnie pochwycił bezwładne ciało,
nim uderzyłoby o ziemię, choć dobrze wiedział, że w tej sytuacji nie było
już niczego, co mogłoby kobiecie zaszkodzić.
Czuł to.
Selene też, co wyjaśniało brak jakiejkolwiek reakcji z jej strony. Nie poganiała
go, nie krzyczała ani nie próbowała interweniować – nie tak, jak
zrobiła to w przypadku Cassandry czy Anabelle. Po prostu
tam stała, tuląc do siebie zapłakaną Lydie i raz po raz
przeczesując blond włosy kobiety palcami.
– Pani…
– Zabiorę
ją stąd – wyszeptała wypranym z jakichkolwiek emocji głosem. Dorian z trudem
powstrzymał grymas. – Spotkajmy się, proszę, w głównej sali. Ja… Zabierz
ją tam – dodała łagodnie, zranionym spojrzeniem obrzucając nieruchomą
postać w ramionach anioła.
Nie
próbował protestować. Odprowadził boginię wzrokiem, jednak sam nie od razu
ruszył się z miejsca. Stał w bezruchu, świadom wyłącznie
ciążącego mu w ramionach ciała – nieruchomego, zbyt zesztywniałego i już
zimnego. Z wolna przeniósł wzrok na twarz Gai, wciąż niedowierzając
temu, co właśnie się działo. A jednak jej puste spojrzenie i rozchylone
usta mówiły same za siebie. Jasne włosy częściowo przysłaniały policzki,
ale Dorian wciąż był w stanie rozpoznać kobietę, którą wszystkie inne
wybrały na swoją przewodniczkę. Aż za dobrze pamiętał ją z dnia
powrotu Selene, kiedy – niepewna jak wszystkie jej siostry – odważyła się
przyjąć propozycję bogini i swoją nową rolę.
W tamtej
chwili wyglądała przede wszystkim pusto. Sznur wciąż zwisał z jej szyi,
wrzynając się w delikatną skórę. Dorian w pośpiechu przeniósł
ciężar ciała na jedną rękę, by móc poluzować uścisk. Zaraz tego
pożałował, kiedy jego oczom ukazały się zasinienia. Choć przez dekady
życia widział dość, wraz z Selene zdecydowanie zbyt często spoglądając na nieszczęścia
tego świata, na dłuższą metę nie potrafił znieść pustego spojrzenia
błękitnych oczu. Chciał udawać, że w ramionach niesie wyłącznie szmacianą,
bezwładną lalkę, ale takie myślenie na dłuższą metę okazało się nieskuteczne.
Jak do tego
doszło? Jak, skoro naprawdę wierzył, że świat bogini był najbezpieczniejszym z tych,
które istniały? Zacisnął zęby, czując znajomy, czający się w jego głębi
gniew. Uczucie bezradności powróciło, silniejsze niż do tej pory. W pamięci
wciąż miał pusty wyraz twarzy Selene – wystarczający, by zapragnął za nią
podążyć, by upewnić się, czy wszystko w porządku. Tym razem nie brał
pod uwagę, że ktoś mógłby ją zaatakować. Och, Doriana martwiło coś innego,
zwłaszcza że zbyt długo obserwował jak cierpiała, trzymając się z daleka
od swoich dzieci, choć tak bardzo pragnęła zapewnić im spokój. Jeśli
on czuł, że właśnie zawiódł, co mógł powiedzieć o niej…?
Uciekł
wzrokiem gdzieś w bok, nie chcąc dłużej patrzeć na pozbawioną
życia twarz Gai. Tak umarłaś? Odebrałaś sobie życie, czy może…?
Ale nie chciał, ani nie potrafił dokończyć tej myśli. Wciąż tuląc
kobietę do siebie, poderwał się do lotu, jak najszybciej pragnąc
znaleźć się w miejscu, o którym wspominała Selene. Miał tylko nadzieję,
że ona sama pojawi się wkrótce, woląc nie zastanawiać się, czy przypadkiem
wcześniej nie zdecyduje się na zrobienie czegoś wyjątkowo
głupiego.
Ogromna
sala, w której niegdyś bogini i Ciemność sprawowali swoje rządy, jak
zawsze wydała mu się zbyt duża i cicha. Zupełnie inna niż wtedy, gdy
tętniła życiem, wypełniona zabłąkanymi duszami, które Selene zdecydowała się
wyrwać z objęć ojca demonów. Teraz Dorian był świadom wyłącznie głuchej
ciszy, echa własnych kroków i napierającego zewsząd chłodu. Spoglądając na zdobione
witrażami okna, czuł wyłącznie niepokój, zwłaszcza gdy przypomniał sobie
rubinowy blask mniejszego z księżyców.
– Musiałam
ją uśpić. Nie jestem gotowa, żeby z nimi rozmawiać aż do samego
rana.
Glos Selene
go zaskoczył, w najmniejszym stopniu nie przynosząc oczekiwanej ulgi.
Dorian odwrócił się powoli, wciąż tuląc do siebie nieruchomą Gaję.
Bogini pojawiła się znikąd, dosłownie materializując zaledwie kilka metrów
od niego. Nie uśmiechała się, niepokojąco przypominając mu raczej
cień, aniżeli promienną, pełną ciepła istotę, którą widywał na co dzień.
Uważnie śledził wzrokiem jej ruchy, kiedy z wolna ruszyła w jego stronę,
co prawda wciąż pełna gracji, ale z jakiegoś powodu ruchami przypominając
mu raczej wymęczoną życiem staruszkę. Zupełnie jakby w zaledwie kilka
minut postarzała się o całe wieki, o ile nie tysiąclecia.
Mógł tylko zgadywać,
ile kosztowało ją podejście bliżej. Nie zmieniając neutralnego wyrazu
twarzy, Selene wyciągnęła dłoń, po czym niemalże z czułością
przesunęła palcami po policzku Gai. Delikatnym ruchem zamknęła oczy
zmarłej, nim przeniosła rękę niżej, wprost na posiniaczoną szyję. Ślady
natychmiast zniknęły; na skórze nie pozostał nawet ślad, czy najmniejsza
niedoskonałość. Patrząc na kobietę w tamtej chwili, łatwo można
byłoby dojść do wniosku, że po prostu spała.
– Śpij
dobrze, dziecino.
Dorian
zacisnął usta. Przeniósł wzrok z twarzy Gai na Selene, niemalże
spodziewając się… czegoś więcej. Kiedy Andreas wyciągnął z jeziora
Cassandrę, rzuciła się na pomoc. Walczyła o tę dziewczynę, choć
ta balansowała gdzieś na granicy życia i śmierci. Anioł dobrze
wiedział, że ma do czynienia z jedną z najpotężniejszych istot,
jakie istniały. Nie wątpił, że potrafiła dużo więcej niż to, co na co
dzień pokazywała, a jednak…
Czemu? Jak
daleko mogła sięgnąć i dlaczego w takim razie tego nie robiła?
Patrzenie na tak bezradną Selene nie było normalne. Bynajmniej.
Wzbudzało w Dorianie poczucie, że coś było nie tak – i to nie tylko dlatego,
że właśnie doszło do czegoś tak niepokojącego w świecie, w którym
nade wszystko pragnęli zagwarantować spokój. Co i w którym momencie
poszło nie tak, skoro ostatecznie skończyli tutaj?
Chciał coś
powiedzieć, ale pustka w głowie skutecznie mu to utrudniła. Miał
wrażenie, że o wiele rozsądniej było milczeć, a jednak im dłużej
obserwował boginię w takim stanie, tym bardziej rozpaczliwie szukał
odpowiednich słów. Tylko po to, by przerwać to uporczywe
milczenie. Zrobić cokolwiek, zanim…
A potem
powietrze dookoła zawirowało i Dorian wyraźnie wyczuł obecność kogoś
jeszcze.
Machinalnie
napiął mięśnie. Poruszył się niespokojnie, instynktownie stając przed
Selene, kiedy w zasięgu jego wzroku pojawiła się jakaś postać.
Co prawda z Gają na rękach nie miał aż takiego pola manewru, ale
nie dbał o to. Podejrzliwie zmrużył oczy i rozłożył skrzydła,
gotów rzucić się do obrony, gdyby zaszła taka potrzeba.
– Dorianie
– upomniała, ale prawie nie zwrócił na to uwagi.
– Nie powtarzajmy
znów tego samego scenariusza, co? Sądzę, że już udowodniłem, który z nas
ma większe szanse. – Ciemność zbliżyła się, nie zaszczyciwszy anioła nawet
jednym spojrzeniem. Uwagę w pełni poświęcił skrytej za plecami
Doriana Selene. – Ona mnie tutaj zaprosiła.
– To prawda.
Oczy
Doriana rozszerzyły się nieznacznie na te słowa. Z drugiej
strony, czyż nie ta sama bogini popędziła bez cienia wahania
dyskutować z tą istotą, kiedy widzieli się po raz ostatni? Wtedy
wykluczyła go z dyskusji i tylko świadomość, że mogłaby pokusić się
o to samo ponownie, powstrzymała serafina od gwałtowniejszej reakcji.
To i resztki cierpliwości, ale choć wiedział o wspólnej
przeszłości tej dwójki, spokojnie znoszenie obecności demona okazało się wyzwaniem.
– Pani…
Selene
wyminęła go. Jej dłoń na ułamek sekundy wylądowała na ramieniu
Doriana w kojącym, pocieszającym geście. Na ustach pojawił się cień
uśmiechu, ale wyjątkowo nie objął srebrzystych oczu.
– Wszystko
w porządku. Zaufaj mi, proszę – szepnęła, choć to nadal brzmiało jak
marny żart. Czy w ogóle zdawała sobie sprawę z tego, czego
wymagała. – Nie bez powodu prosiłam, żebyśmy spotkali się tutaj.
– W istocie.
Jak za starych dobrych czasów, co?
Ale nawet w słowach
Ciemności Dorian nie doszukał się rozbawienia. Pomijając niepokojącą
aurę, poraził go bijący od przybysza spokój. Stał tam, na pierwszy
rzut oka obojętny, choć w sposobie, w jaki zwracał się do Selene,
dało się doszukać niezwykle łagodnej nuty. Oczywiście, demony bywały
zwodnicze, ta istota już w szczególności, ale…
Dorian
machinalnie wzmógł uścisk wokół Gai. Ciążyła mu w ramionach, co wydawało się
nienaturalne, skoro ważyła tak niewiele.
– Ach… Ją
zawsze ceniłem w szczególności – wyrwało się Ciemności. Zmierzył
zmarłą wzrokiem, po czym z niedowierzaniem potrząsnął głową. –
Pamiętam je wszystkie. Gaja była pierwsza i…
– Czego
chcesz?
Ciemność
natychmiast zamilkła. Gniewne spojrzenie spoczęło wprost na wciąż
poruszonym Dorianie.
– Znów
planujesz zrzucić na mnie winę? Przyzwyczaiłem się, aczkolwiek nie zamierzam…
– Nie zaprosiłam
was obu po to, żeby się kłócić!
Obaj
wzdrygnęli się, słysząc podniesiony głos Selene. Rzadko pozwalała sobie na coś
podobnego. W gruncie rzeczy Dorian nie przypominał sobie, kiedy
ostatnim razem widział ją zagniewaną. Natychmiast się wycofał, mimo obaw
przenosząc wzrok z Ciemności wprost na boginię. Wyglądała blado, a kiedy
spojrzał się jej dokładniej, dostrzegł spływające po twarzy łzy.
Drżące dłonie zacisnęła w pieści tak mocno, że Dorian aż zwątpił, czy przypadkiem
nie była bliska tego, żeby zrobić sobie krzywdę.
– Moja miła
– doszedł go pomruk Ciemności – oboje wiemy, że byłabyś w stanie…
– Nie –
ucięła stanowczo. Energicznie potrząsnęła głową, po czym otarła twarz. –
Nie… Nie mogłabym – powtórzyła łagodniej. – Pewne rzeczy miały miejsce i należy
pogodzić się z konsekwencjami. Takimi prawami rządzi się świat.
Ciemność prychnęła.
Po raz pierwszy przez myśl Doriana przeszło, że niejako się z nim
zgadzał. Do cholery, to była bogini! Widział rzeczy, które robiła.
Dlaczego mogła odesłać Leanę albo przyjąć do siebie Elenę, skoro
teraz opowiadała takie rzeczy? Nie chciał w nią wątpić, ale widząc
jak cierpiała i rozkładała ręce, nie rozumiał. W tym, co właśnie
robiła, nie dostrzegał żadnego sensu.
Bogini
jednak pozostała niewzruszona. Zignorowała reakcję Ciemności, całą sobą
skupiona na bezwładnym ciele Gai.
– Puść ją i odsuń
się, najdroższy – poprosiła cicho.
Pełen złych
przeczuć, chcąc nie chcąc zdecydował się dostosować. Początkowo nie miał
pewności, co kryło się za poleceniem „puść ją”, zwłaszcza że nie wyobrażał
sobie porzucenia kobiety na ziemi, ale zrozumiał w chwili, w której
Selene wyciągnęła przed siebie ręce i poczuł, że ciało już mu nie ciąży.
Wycofał się, wciąż uważnie obserwując Gaję. I bez jego uścisku
unosiła się w powietrzu, zupełnie jakby podtrzymywały ją jakieś
niewidzialne ramiona.
W srebrzystych
oczach Selene pojawił się niepokojący, trudny do opisania błysk.
Zanim Dorian zdążył zastanowić się nad tym, co to oznaczało, bogini
zacisnęła dłonie w pięści. Panujący w sali półmrok rozproszył blask
płomieni. Ogień pojawił się znikąd, natychmiast obejmując ciało i pochłaniając
je, nim ktokolwiek zdążyłby zdobyć się na reakcję. Selene przyglądała się
temu w ciszy, nie odrywając wzroku aż do momentu, w którym
proces dobiegł końca. Blask znikł równie nagle, co wcześniej się pojawił,
pozostawiając salę w aż nazbyt znajomym stanie – cichą i pogrążoną w ciemnościach.
– Wciąż
sobie to robisz – westchnęła Ciemność.
Selene drgnęła,
ale nie zareagowała na ten zarzut. Wciąż wyglądała marnie, zupełnie
jak ktoś, kto potrzebował tylko jednego: nieprzerwanego snu.
– Nie poprosiłam
cię o obecność tylko po to, byś wypominał mi moją bezradność –
odparła, uciekając wzrokiem gdzieś w bok.
– Więc niczego
ci nie wypominam. Próbuję…
Bez chwili
wahania zdecydowała się mu przerwać.
– Za pierwszym
razem sam do mnie przyszedłeś. Chciałeś pomóc, więc wierzę, że nic się
pod tym względem nie zmieniło. – Przestąpiła naprzód, w ułamku
sekundy materializując się przed Ciemnością. Dorian z niepokojem
obserwował tę dwójkę, choć w tamtej chwili nie miał poczucia, by jego pani
była jakkolwiek zagrożona. Cóż, nie przez tę istotę, nieważne jak
nieprawdopodobne wydawało mu się to odkrycie. – Potrzebuję odpowiedzi.
Domyślam się, ale i tak zapytam, zwłaszcza że sam twierdzisz, że
pamiętasz je wszystkie… Jak umarła Gaja?
Anioł
zamarł, nasłuchując. On również miał swoją teorię, w gruncie rzeczy
spodziewając się, co usłyszy. A jednak chciał się mylić, zwłaszcza
że…
– Osobiście
odebrała sobie życie. Z żalu po tym, jak zniknęło jej dziecko. –
Ciemność wzruszyła ramionami. – Naturalnie jej przekonanie o jego śmierci
było błędne, aczkolwiek… Ach, moja najdroższa Gaja od zawsze była bardzo
wrażliwa.
– Więc czemu…?
– wyrwało się Dorianowi.
Mógł
zrozumieć wiele. Och, widział kobietę, której przyszło stracić dziecko. Dłonie
nieznacznie mu zadrżały, więc dla pewności schował je za plecami,
próbując pozbyć się nieprzyjemnego wrażenia. A jednak wciąż czuł się
tak, jakby trzymał w ramionach drżące ciało, słyszał urywany oddech i szloch…
ten cholerny szloch, kiedy drżącym głosem błagała go o pomoc. Jakby
mógł cokolwiek zrobić!
I krew.
Pamiętał znaczącą nieskazitelnie biały śnieg czerwień, powoli zbierającą się
u jej stóp. To i przerażone spojrzenie Claudii, kiedy…
W pośpiechu
odrzucił od siebie te myśli. Przynajmniej próbował, choć w tej sytuacji
to okazało się co najmniej trudne. Nie po tym, co zrobiła
Gaja, a jakby tego było mało… z jego perspektywy to naprawdę nie miało
sensu. Może kiedyś, ale teraz? Co miałoby popchnąć ją do powtórzenia dokładnie
tego samego scenariusza? Jak jeszcze wypadek Cassie albo chorobę Any
mogliby jakoś sensownie wytłumaczyć, nawet jeśli w grę wciąż nie mógł
wchodzić zwykły zbieg okoliczności, tak to… wydawało się pod każdym
względem nieprawdopodobne.
– Pytanie,
co tam się stało. – Głos Ciemności wystarczył, by wyrwać Doriana z zamyślenia.
– Wy ją znaleźliście?
– Lydia –
poprawiła Selene. – Ledwo ją uspokoiłam. Nie nadawała się do rozmowy
– dodała i choć zabrzmiało to niewinnie, sposób, w jaki
spojrzała na Ciemność, okazał się dość jednoznaczny.
– Ona tym
bardziej nie pasuje mi do profilu ewentualnego mordercy.
Dorian spojrzał
na obecną w sali dwójkę z niedowierzaniem, czując się niemalże
tak, jakby ktoś mówił do niego w obcym języku. Może czegoś nie rozumiał,
ale…
– Chyba nie sugerujesz,
że same sobie to robią? – zapytał z niedowierzaniem.
To było ostatnim,
co wziąłby pod uwagę. Wciąż nie ufał Ciemności i choć przez
wzgląd na boginię nie chciał mu niczego zarzucać, spokojne słuchanie
takich sugestii zdecydowanie nie wchodziło w grę. Nie żeby w ogóle
to, co się działo, było dla niego jakkolwiek normalne. Coś złego wisiało
nad światem samej Selene, a ona w akcie bezradności zapraszała
uosobienie zła? Brzmiało jak marny żart, a jednak właśnie się działo.
– Nie, nie…
Absolutnie. – Na ustach Ciemności pojawił się nieco wymuszony
uśmiech. – Co prawda chętnie podyskutowałbym o okrucieństwie kobiet,
zwłaszcza w tej rodzinie, aczkolwiek… – Urwał, podchwyciwszy ostrzegawcze
spojrzenie bogini. – Chociaż to wciąż się łączy. Tak naprawdę
mogliśmy to przewidzieć, choć do głowy mi nie przyszło, że moja
najdroższa posunie się aż tak daleko.
Dorian
potrzebował dłuższej chwili, by zrozumieć sens tych słów. Co więcej, tym
razem to Selene zdecydowała się potwierdzić jego obawy.
– Ophelia –
wyszeptała, przykładając dłoń do ust. – Tyle w niej gniewu, a ty…
– Sama przyznała
mi rację, kiedy powiedziałem, że jej krewne nie mają znaczenia. Może
nawet nie wie, że jej akcje mają jakiś wpływ na ten świat. – Ciemność
w poddańczym geście uniosła obie dłonie ku górze. – Sądziłem, że ma dość
jasno wyznaczony obiekt zemsty.
– Była na krawędzi
upadku. Albo już upadła – obruszyła się Selene. Jej oczy znów
zalśniły, kiedy wypełniły je łzy. – Nie pomogłeś jej. Popchnąłeś ją w szaleństwo,
a ja…
– Ty jak
zwykle pozostałaś bierna. – Przez twarz Ciemności przemknął cień. Wydawał się
wręcz żałować swoich słów, zwłaszcza że w odpowiedzi bogini cofnęła się
o krok, a po jej policzkach spłynęły świeże łzy. – Ale to już
bez znaczenia. Skupmy się… na priorytetach.
Jeszcze
kiedy mówił, rozejrzał się po sali. Jego spojrzenie powędrowało
wprost ku zdobiącym szyby witrażom, zupełnie jakby w kolorowych szkiełkach
mieli szansę znaleźć odpowiedź na dręczące ich problemy. Dorian nie mógł
pozbyć się wrażenia, że tracili czas, o ryzyku nie wspominając.
Nie ufał Ciemności. To ani przez moment nie wchodziło w grę,
a jego obecność w świecie bogini jedynie wszystko komplikowała. Czuł się
tak, jakby obserwował niebezpiecznego drapieżnika, który tylko czekał na moment
słabości wszystkich dookoła, by odzyskać dawno utracone wpływy.
Mimo
wszystko nie skomentował tego nawet słowem, w ciszy śledząc poczytania
tej istoty. Wzrok na ułamek sekundy skupił na witrażach, które tak interesowały
Ciemność, a zwłaszcza jednym – z rozłożonymi, pokrytymi krwią dłońmi,
które jakby sięgały w przestrzeń. Przez silniejszy niż zwykle blask
mniejszego z księżyców, czerwień szkiełek wydawała się intensywniejsza
niż do tej pory.
–
Zaczekajmy do świtu – zaoferowała ni stąd, ni z owąd
Ciemność. Na powrót zwrócił się ku Selene, spoglądając na boginię
w niemalże troskliwy sposób. – A potem zorganizujmy spotkanie. Jak za starych,
dobrych czasów.
– Masz na myśli…
– W tej
sytuacji to jedyne sensowne rozwiązanie, jakie widzę. Nie oczekuję
zaufania i tak naprawdę mi na nim nie zależy. Aczkolwiek wierzę,
że w twoim przypadku dyskutowanie ze mną za plecami wszystkich wokół,
niekoniecznie może być na rękę. – Ciemność wzruszyła ramionami. – Niech w tej
sali znów zapanuje chaos w takim razie. Co powiesz na rodzinne
spotkanie, moja miła?
– Ale… –
wyszeptała i w tamtej chwili wyglądała przede wszystkim na przerażoną.
– Chcesz się ujawnić?
Odpowiedział
jej uśmiechem – zbyt niepokojącym, przynajmniej jak na gust Doriana,
ale jednak szczerym.
– A czy mam
powody, by się kogokolwiek obawiać? Najdroższa Światłość już się pewnie
przyzwyczaiła – stwierdził i to utwierdziło serafina w przekonaniu,
że planował coś więcej, aniżeli stanięcie przed zamieszkującymi ten świat
kobietami. – Sprawa pewnie dotyczy ich wszystkich, więc niech przyjdą.
Czy to nie byłoby uczciwe?
Selene nie wyglądała
na przekonaną. Wyraźnie pobladła, przez chwilę po prostu wpatrując się
w stojącego przed nią mężczyznę. Już nie płakała, ale łzy wciąż
znaczyły jej policzki, powoli zbierając się na brodzie. Wydawała się
tego nie zauważać, zbyt poruszona, by reagować na nic
nieznaczące drobiazgi.
–
Najdroższy… – wyszeptała w końcu. Dorian drgnął, kiedy zwróciła się
do niego. – Znajdziesz dla mnie Andreasa? Będę miała zadanie dla was obu.
Tyle
wystarczyło. Zrozumiał, że podjęła decyzję, ale nie skomentował tego nawet
słowem. Nie mógł pozbyć się wrażenia, że Ciemność trafiła w sedno
– i że pozwolenie mu działać wciąż pozostawało lepsze niż czekanie na jakikolwiek
ruch. Już dawno zwątpił w to, czy bogini potrafiłaby w pełni
pozbyć się tej istoty. Być może wcale nie chciała.
– Tak… Tak,
oczywiście.
Wraz z tymi słowami chcąc nie chcąc się oddalił.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz