
Czujnie powiodła wzrokiem
dookoła. Czuła kumulującą się w jej wnętrzu moc równie wyraźne, co i fale
znajomego ciepła. Wiedziała, że gdyby przyszła taka potrzeba, bez wahania
zdołałaby obronić i siebie, i Claire, ale… jakaś jej cząstka coraz
mocniej wątpiła w to, czy pojawi się taka potrzeba. Coś w sposobie,
w jaki córka ściskała ją za rękę, uświadomiło Layli, że ta dziewczyna
stanęłaby w obronie Claudii, nieważne jak irracjonalne by się to nie wydawało.
Próbowała
zrozumieć, ale to okazało się wyzwaniem większym niż sądziła. Layla
sama nie była pewna, co działo się wokół niej. To miejsce, ta kobieta, no
i Oliver… Spodziewała się wielu rzeczy, ale na pewno nie tego.
I, bogini jej świadkiem, nie miała pojęcia, co powinna w związku
z tym zrobić.
Raz po raz
spojrzeniem uciekała ku Claire. Dziewczyna wydawała się wiedzieć, co robi,
zmierzając ku konkretnego miejscu. I bez większego wysiłku dało się
zauważyć, że budynek, w którym się znalazły, był opustoszały.
Najwyraźniej Claudia faktycznie pozostawała jedyną osobą, która zdecydowała się
tu osiedlić. Co więcej, spoglądając na warunki i pozostawiając
wiele do życzenia okolicę, Layla jak najbardziej mogła uwierzyć, że
kobieta uciekała.
Zawahała się.
Co powinna o tym myśleć? Sama aż za dobrze rozumiała, co oznaczało
uciekanie przed przeszłością. Myśl o Charonie wystarczyła, by sprawy
choć częściowo się wyklarowały, ale…
Skrzywdziła
moją siostrę.
Ta jedna
myśl nie dawała jej spokoju. Mogłaby działać, gdyby w grę
wchodziły tylko sprawy osobiste, ale atak na Isabeau zmieniał postać
rzeczy. Layla nie miała pojęcia jak, ale zamierzała wyciągnąć od wampirzycy
prawdę. Potrzebowała… Och, czegokolwiek. Nawet najmniej sensownego
wytłumaczenia, którym mogłaby uciszyć szalejące wyrzuty sumienia.
Chciała
tego czy nie, pokrewieństwo Claudii i Rufusa niejako zmieniało
wszystko. Jeśli czegoś Layla nauczyła się przez całe wieki, to na pewno
tego, że rodzina miała znaczenie. Może okłamywała samą siebie, takim myśleniem
aż prosząc się o tragedię, ale nic nie mogła na to poradzić.
Chciała dać tej kobiecie szansę się wytłumaczyć i to nawet mimo wewnętrznego
pragnienia, by wcześniej nakopać jej do tyłka. To mogło zaczekać.
Fakt, że
wampirzyca zachowywała się tak nienaturalnie spokojnie, niczego nie ułatwiała.
Zachowanie Claire i Olivera tym bardziej.
W kieszeni
wciąż miała karteczkę, którą wcisnął jej chłopak. Z jedną, jedyną
linijką, która z jakiegoś powodu uderzyła Laylę bardziej niż cokolwiek innego.
Choć Oliver nie mógł się odezwać, w pospiesznie nakreślonych
słowach doszukała się tak silnego błagania, że nawet gdyby chciała,
nie mogłaby go zignorować.
wysłuchaj jej nawet jeśli nie jest
sobą
O bogini. A niby
co próbowała zrobić…?
Claire wysunęła się
naprzód, by otworzyć drzwi na najwyższym piętrze. Nie były zamknięte,
ale dziewczyna i tak zawahała się przed przekroczeniem progu.
Obserwując ją, Layla mimowolnie pomyślała, że czasami z równą ostrożnością
schodziła do laboratorium. Dawno temu, kiedy regularnie zaglądała do pewnego
nieprzewidywalnego wampira, kiedy jeszcze nie miała pewności, czy ten na dzień
dobry nie spróbuje rozerwać jej gardła.
Wywróciła
myślami na tę myśl. Może mogła się tego spodziewać. Przynajmniej nie miała
wątpliwości, że Claire musiała być jej córką. Może w teorii Rufusa o Licavolich
i braku instynktu samozachowawczego było jednak trochę sensu…
Och, kogo
próbowała oszukać? Oczywiście, że tak.
Claire
rozluźniła się, kiedy po przekroczeniu progu nie wydarzyło się absolutnie
nic. Przesunęła się, robiąc Layli dość miejsca, by mogły się ze sobą zrównać.
Przedpokój okazał się niewielki, ciemny i równie zaniedbany, co cały
budynek, ale z jakiegoś powodu wydał się wampirzycy… zaskakująco
przytulny. Być może przez dziwny, kojący zapach, który unosił się w powietrzu.
Zioła?,
pomyślała mimochodem. Czegoś takiego spodziewałaby się po świątyni,
chociaż…
Odwróciła
się, czując ruch po prawej stronie. Natychmiast spojrzała na Olivera,
by odkryć, że ten wpatrywał się w Claire. Złożył ręce jakby
do modlitwy, uśmiechając się przy tym niepewnie. Layla mogła się
założyć, że nie tak wyglądał język migowy, ale dziewczyna
najwyraźniej go zrozumiała, bo skinęła głową.
– Poproszę –
powiedziała cicho, odwzajemniając uśmiech. – Oliver właśnie proponuje nam
herbatę. Zwykle nie uznaje odmowy – wyjaśniła usłużnie.
Parsknęła
śmiechem, niedowierzając. Nie, na pewno nie tego spodziewała się,
kiedy dotarło do niej, do kogo zaprowadziła ją córka.
– O, jasne…
Dziękuję?
Najwyraźniej
tyle chłopakowi wystarczyło, by wycofał się w głąb mieszkania.
Przez chwilę zastanawiała się, czy powinny ruszyć za nią, ale Claire
wybrała przeciwny kierunek. Sposób, w jaki poruszała się po mieszkaniu,
aż nazbyt wyraźnie sugerował, że była w nim przynajmniej kilkukrotnie.
Layla
chciała poczuć choć część tej pewności siebie. Mimo wszystko czuła się, niczym
czający na ofiarę drapieżnik. Instynkt robił swoje, zwłaszcza że po ostatnim
spotkaniu mogła spojrzeć na wampirzycę w tylko jeden sposób. To i fakt,
że ta cudem nie wykończyła zarówno jej przyjaciół, jak i przede
wszystkim siostry, nie pomagał. Jakie miała na to usprawiedliwienie?
Co miała do powiedzenia na temat wykorzystania Dimitra, sprowokowania
Williama atakiem na Irys, a ostatecznie… wszystkim innym?
Ta kobieta
ją niepokoiła. Choć nie potrafiła jednoznacznie sprecyzować dlaczego,
Claudia miała w sobie coś, co przyprawiało o ciarki. Co więcej, nie była
głupia. Nie wyglądała na taką. Ktoś, kto najwyraźniej znał się
na truciznach, a do tego wszystkiego zmieniał wygląd, zdecydowanie
nie brzmiał na słabą, naiwną osobę.
A jednak
kiedy wyszła do salonu, wampirzyca wydała jej się przede wszystkim…
zaskakująco wręcz krucha. Layla przystanęła, unosząc brwi i z powątpiewaniem
spoglądając na drobną postać, która ulokowała się na podłodze
między kanapą a niewielkim stolikiem. Przez to, że Claudia zwrócona była
do niej plecami, początkowo nie zauważyła, co wampirzyca w ogóle
robiła. Widziała jedynie jej smukłe ramiona i jasne włosy, które
miękko opadły na ramiona.
Jak
zagubiona dziewczynka. Chyba, ale…
Wszelakie
myśli uleciały z jej głowy, kiedy Claire przemknęła tuż obok. W pierwszym
odruchu Layla miała ochotę ją powstrzymać, ale w ostatniej chwili z tego
zrezygnowała. To ona czuła się jak intruz. Nie miała pojęcia,
skąd to przekonanie, ale im dłużej przebywała w tym mieszkaniu,
tym wyraźniej czuła, że z nich dwóch to Claire mogła czuć się bezpiecznie.
Ciepło znów
zapulsowało w jej wnętrzu. Ogień znów dał o sobie znać, niczym
najlepszy przyjaciel, który za wszelką cenę usiłował zapewnić ją o swojej
opiece. Coś w tym uczuciu sprawiło, że poczuła się lepiej. Tylko trochę,
ale musiało wystarczyć.
Próbując
sprawiać wrażenie bardziej zdecydowanej niż w rzeczywistości, ostrożnie
przestąpiła naprzód.
I zamarła.
Nie była
pewna, czego się spodziewała. Tak naprawdę niczego, zwłaszcza że
miała wrażenie, że z rejestrów w Lille dowiedziała się dość, by móc
ocenić możliwości tej kobiety. Co prawda nie jej wprawienie w walce,
ale przynajmniej zdolności, którymi ta dysponowała. Dar pozwalający
zmienić wygląd nie brzmiał szczególnie groźnie, o ile przez cały czas
miało się Claudię na oku.
Nic jednak
nie tłumaczyło to, co przyszło Layli zobaczyć, kiedy w końcu stanęła
tak, by przyjrzeć się wampirzycy. Uświadomiła sobie, że kobieta przez
cały ten czas nachylała się nad ustawioną tuż przed sobą święcą…
A właściwie kilkoma, choć tylko jedna z nich pochłonęła uwagę
Claudii. Wampirzyca nie odrywała wzroku od płomienia, jakby od niechcenia
przesuwając dłonią tuż nad nim.
A on gasł i znów się
pojawiał. Gasł i się pojawiał, reagując na każdy kolejny ruch i…
Potrząsnęła
głową. Zamrugała, raz po raz powtarzając sobie, że jednak coś pomyliła,
choć rozsądek podpowiadał jej co innego. To i więź z ogniem,
która nie pozwalała Layli na wątpliwości.
Claire za
to nie wyglądała na zaskoczoną. Wręcz przeciwnie – podeszła bliżej,
kucając tuż obok wampirzycy. Claudia nie spojrzała na nią, wciąż
wpatrzona w świecę, ale na jej ustach pojawił się cień
uśmiechu.
– Nie patrz
tak na mnie. Wciąż próbuję – wyjaśniła, rozprostowując dłoń. Layla
była gotowa przysiąc, że w odpowiedzi na ten gest płomień zwiększył
się, silniejszy i bardziej równy. – To wciąż nic takiego.
– Poruszające się
cząsteczki – mruknęła w odpowiedzi Claire. Z jakiegoś powodu zabrzmiało
to jak żart, które rozumiały tylko te dwie. – Wszystko gra? – dodała,
raptownie poważniejąc.
Kobieta
wzruszyła ramionami. Zacisnęła dłoń w pięść; tyle wystarczyło, by świeca
zgasła.
– Wciąż
waham się, co z tobą zrobić. Pewnie powinnam być wściekła, zwłaszcza że
ona – jej spojrzenie bez ostrzeżenia spoczęło na Laylę – za mną
nie przepada. Mogłaś przynajmniej mnie uprzedzić, że masz dość.
– Uwierz
mi, że jesteśmy w tej samej sytuacji – wyrwało jej się.
Claire
poruszyła się niespokojnie. Poderwała się do pionu, dla pewności
stając między nimi. Layla nie potrafiła stwierdzić, kogo tak naprawdę
próbowała w tamtej chwili bronić.
– Nie wiem,
jak miałam was ostrzec. W zasadzie… – Potrząsnęła głową. – Nie planowałam
tego.
– Świetny
początek – oceniła Claudia.
Przez twarz
dziewczyny przemknął cień.
– Kazałaś
mi słuchać intuicji, pamiętasz?
Coś w tych
słowach musiało dać wampirzycy do myślenia. Wycofała się, w końcu
podnosząc z podłogi, by móc ciężko opaść na kanapę. Ramiona
skrzyżowała na piersi, nerwowo stukając przy tym palcami w przedramię.
– I akurat
teraz stwierdziłaś, że mnie posłuchasz? – zapytała, unosząc brwi. Mimo wszystko
nie zabrzmiała na rozeźloną. – Wciąż lepsze niż rozeźlony tłum z pochodniami,
aczkolwiek…
– Wciąż
mogę być gorsza od rozwścieczonego tłumu – wtrąciła usłużnie Layla.
Obie spojrzały
w jej stronę. Claire wyglądała na zmartwioną, ale nie odezwała się
nawet słowem, ograniczając do błagalnego, ostrzegawczego spojrzenia. Wciąż
nad sobą panuję, pomyślała Layla, ale wątpiła, by wypowiedzenie
tych słów na głos kogokolwiek uspokoiło.
Claudia
jakimś cudem pozostała całkowicie obojętna.
– Domyślam się
– powiedziała po chwili zastanowienia. – Mnie też ta sytuacja nie jest
na rękę. W zasadzie… – Cokolwiek chciała dodać, wycofała się. W zamian
nieznacznie pokręciła głową. – Sama się nad tym zastanawiałam od jakiegoś
czasu. Nie wierzę w cuda, a ona wciąż nie wie, w co się
wpakowała.
Coś w tonie
jej głosu złagodniało, kiedy wspomniała o Claire. Do Layli wciąż
w pełni nie docierało, w jaki sposób prezentowała się relacja
tej dwójki, ale starała się o tym nie myśleć. Prawda byłą
taka, że jak długo ta kobieta okazywała choć odrobinę życzliwości
bratanicy, Lay planowała przynajmniej udawać, że wszystko w porządku.
Mimo
wszystko poczuła ulgę, kiedy napiętą atmosferę zakłóciło pojawienie się Olivera.
Chłopak z wahaniem wszedł do pokoju, przez chwilę tkwiąc w przejściu
i wydając się badać sytuację. Kiedy nabrał pewności, że wciąż nikt nikomu
nie rzucił się do gardła, ludzkim krokiem podszedł bliżej, by na stoliku
– tuż obok parujących świec – ostrożnie ustawić parujące kubki.
Herbata.
Layla do samego końca nie brała pod uwagę, że Claire mogłaby być
poważna, kiedy o tym wspominała.
– Och, na litość
bogini… – westchnęła Claudia, nerwowo uciskając skrzydełka nosa. Spojrzała na chłopaka
przelotnie, by móc skinąć mu głową. – Wciąż jesteś lepszym gospodarzem ode
mnie.
Po jej tonie
trudno było stwierdzić, czy to komplement. Oliverowi najwyraźniej to nie przeszkadzało,
bo jedynie niepewnie się uśmiechnął – w dość wymuszony, nie do końca
szczery sposób. Choć minęło sporo czasu, odkąd Layla widziała go po raz
ostatni, nie mogła pozbyć się wrażenia, że coś zmieniło się w
jego zachowaniu. Obserwując w jaki sposób zwracał się do Claudii,
nie mogła pozbyć się dziwnego wrażenia, że… chłopak się bał.
Więc
czemu?, pomyślała z zaskoczeniem. Nie wyglądał jak ktoś, kto był
do czegokolwiek zmuszany. Claire również, ale…
– Nie przyszłam
tutaj, żeby popijać herbatę. Bez obrazy – powiedziała wprost, decydując się
postawić sprawę jasno. – Chcę pogadać. Tak na dobry początek.
– Mamo… –
wtrąciła Claire, ale nie miała okazji, żeby dokończyć.
– Domyśliłam
się. I tak jestem mile zaskoczona, że wciąż nie muszę się bronić
– stwierdziła ze spokojem Claudia.
Coś w jej słowach
sprawiło, że Layla mimowolnie się spięła. Powinna uznać je za groźbę…?
– Mam za dużo
pytań, by tak po prostu sobie odpuścić. No i ta dwójka mnie
prosiła, więc…
Spodziewała się
wielu rzeczy, ale na pewnie nie tego, że kobieta się roześmieje.
Dłoń Claudii wyraźnie zadrżała, kiedy przycisnęła ją do ust.
– Dobra bogini…
Są dla mnie za dobrzy – westchnęła i zabrzmiała na faktycznie
zaskoczoną takim stanem rzeczy. – Nie powinni.
To nie była
odpowiedź. Nie taka, której mogłaby spodziewać się Layla, ale i tę
uwagę zdecydowała się zostawić dla siebie. Wystarczyło, że zaczynała mieć
serdecznie dość przeciągającego się napięcia, wątpliwości i niespokojnych
spojrzeń, które raz po raz wymieniali między sobą Oliver i Claire.
Odetchnęła,
próbując się uspokoić. Musiała rozegrać to inaczej, chociaż nie miała
pojęcia jak. Wątpiła, by bezpośrednie zadawanie pytań w ogóle
wchodziło w grę. Co więcej, wciąż znajdowała się na obcym
terenie, a obserwując Claudię, powoli nabierała pewności, że ta wcale
nie była aż taka bezbronna. Jeśli do tego jakimś cudem miała wpływ na ogień…
Rejestry
o tym nie wspominały.
Mogła tylko zgadywać,
co jeszcze w takim razie przemilczały zarówno stare wpisy, jak i sama
Claire.
–
Posłuchaj… – zaczęła raz jeszcze, ostrożnie dobierając słowa. Przez moment poczuła się
niemalże jak wielokrotnie wcześniej, kiedy zdarzało jej się przemawiać do któregoś
z zarażonych, balansujących gdzieś na granicy przemiany pół-wampirów.
Jak do dzieci, przy których czuwała, kiedy Isobel… – Chcę… porozmawiać. I może
pomóc, zwłaszcza że tu chodzi o moją córkę. Charon…
– Bądźcie
tacy dobrzy i zostawcie nas same.
Layla
potrzebowała chwili, by pojąć, że ta prośba była skierowana do Olivera
i Claire. Z zaskoczeniem spojrzała na Claudię, ale ta unikała
wpatrywała się w kogokolwiek. Wzrok utkwiła w jakimś bliżej
nieokreślonym punkcie, jakby tylko to pozwalało jej zachować
spokój.
Coś w słowach
wampirzycy okazało się kojące. Może nie perspektywa rozmowy sam na sam
z kimś, kto mógł okazać się nieprzewidywalny, ale o tym
próbowała nie myśleć. Liczyło się, że nie musiałaby na każdym kroku
obawiać się, że wydarzy się coś niewłaściwego. Gdyby Claire z jakiegoś
powodu znalazła się między nimi, gdyby sprawy jednak przybrały
nieoczekiwany obrót…
– To… dobry
pomysł – oceniła, próbując zabrzmiał równie spokojnie, co i Claudia. –
Możecie poczekać w aucie – dodała, sięgając do kieszeni po kluczyki.
– Ale…
– Dziecino –
niemalże warknęła Claudia – bierz te swoją cudowną intuicję i Olivera, i po prostu
zniknijcie na kwadrans. Jakbym miała zrobić coś głupiego, zrobiłabym to jeszcze
na dole. Chyba że masz dla któreś z nas jakąś cudowną rymowankę?
Tyle
wystarczyło, by zamknąć Claire usta. Co prawda przez chwilę jeszcze wyglądała
na chętną, żeby się kłócić, ale wtedy postanowił się wtrącić
Oliver. Chłopak nagle znalazł się tuż obok, w znaczącym geście
wyciągając dłoń. Nawet wtedy pół-wampirzyca nie wyglądała na przekonaną,
ale – ku uldze Layli – ostatecznie pozwoliła się wyprowadzić.
Wszystko
będzie dobrze, pomyślała, podsuwając córce mentalną myśl. Na krótką
chwilę ich spojrzenia się spotkały, jednak nie potrafiła
stwierdzić, czy dziewczyna w te zapewnienia uwierzyła.
Napięcie
wzrosło, kiedy gdzieś jakby z oddali zabrzmiał dźwięk zamykanych drzwi.
Claudia nie ruszyła się
z miejsca. Wciąż siedziała na kanapie, nienaturalnie spokojna i odległa.
Nawet nie drgnęła, zapatrzona w przestrzeń i ani trochę nie sprawiając
wrażenia kogoś, kto właśnie obmyślał jakiś misterny plan ataku. Jednocześnie
nie wyglądała na chętną, by rwać się do jakiejkolwiek szczerej
rozmowy, ale cisza i tak wydawała się lepsza od nagłego
wybuchu gniewu.
Chyba.
Layla zbyt wiele czasu spędziła z Rufusem, by nabrać pewności, że
pojęcie „cisza przed burzą” nie wzięło się znikąd. Wciąż pełna złych
przeczuć, zważając na każdy krok, powoli podeszła bliżej, starając się
nie zrobić niczego, co przez wampirzycę zostałoby odebrane za niewłaściwe.
– Nie musisz się
czaić. Siadaj, jeśli chcesz. I nie patrz na mnie tak, jakbym zaraz miała
na ciebie skoczyć – rzuciła niecierpliwym tonem Claudia. – Nie po to ich wyprosiłam,
by teraz przeciągać w nieskończoność.
Zamrugała,
ale spełniła polecenie. Mimo obaw i nierealności sytuacji,
zdecydowała się zająć fotel naprzeciwko kanapy. Dzielący ją od kobiety
stolik nie wyglądał na żadną przeszkodę, gdyby jednak coś poszło nie tak,
ale wydawał się lepszy niż nic.
– Nie wiem,
co ci powiedzieć. Claire mnie tu zaprosiła, ale… – zaczęła, nie chcąc
ryzykować ponownej ciszy. – Naprawdę chcę porozmawiać.
–
Zorientowałam się. – Claudia westchnęła. Wyprostowała się na swoim
miejscu, wyraźnie próbując wziąć się w garść. – Mówiłaś, że
oczekujesz przeprosin za siostrę… Mogłabym, o ile to ma jakiekolwiek
znaczenie. Wątpię, by przeprosiny od kogoś, komu nie ufasz,
miały jakąkolwiek wartość.
– Jasne, że
mają. O ile są szczere.
Przez twarz
Claudii przemknął cień. Przez moment sprawiała wrażenie rozdrażnionej, prawie
jak Rufus, kiedy ktokolwiek wypominał mu popełnienie błędu. Layla niemalże
spodziewała się, że wampirzyca uniesie się dumą i zmieni temat albo…
– Przepraszam,
że prawie zamordowałam twoją siostrę, przyjaciół i ciebie. Zwykle nie robię
takich rzeczy, jeśli nie muszę.
Uniosła
brwi. Spojrzała na wampirzycę tak, jakby widziała ją po raz pierwszy,
przez chwile niepewna czy się śmiać, czy płakać.
Jakby tego
było mało, coś w bezpośredniości słów Claudii sprawiło, że zabrzmiały
szczerzej niż cokolwiek.
Co z nią
jest nie tak…?
– Jeśli nie musisz
– powtórzyła, rzucając kobiecie wyczekujące spojrzenie. – Czyli nie miałaś
wyboru? Ale Dimitr…
– Nie chcę
rozmawiać o Dimitrze – obruszyła się. Gwałtownie poderwała się na równe
nogi, w ułamku sekundy materializując się po drugiej stronie
pokoju. Layla poruszyła się niespokojnie, z rezerwą obserwując
tkwiącą pryz oknie postać. – Ja… To nie ma teraz znaczenia – oceniła
Claudia, tym razem próbując zabrzmieć łagodniej. – Jestem jego stwórczynią.
Naprawdę chciałabym dla niego jak najlepiej.
– Więc czemu…?
– Wiesz co
znaczy bać się tak bardzo, że nawet śmierć wydaje się lepszą
alternatywą?
Początkowo
nie miała pewności, czy faktycznie usłyszała te słowa. Wbiła wzrok w plecy
Claudii, nie mogąc pozbyć się wrażenia, że miała do czynienia z woskową
figurą. Wampirzyca tkwiła w miejscu, spoglądając w ciemność za oknem
i… po prostu stojąc, obojętna na to, że ktokolwiek mógłby ją
zaatakować. To wciąż mogły być wyłącznie pozory, a jednak…
Layla przemknęła
z trudem. Pytanie, które nagle zawisło między nimi, nie dawało jej spokoju.
– Obawiam
się, że aż za dobrze – przyznała niechętnie.
Mogła sobie
to wyobrazić. Co prawda po czasie wszystko to, co wiązało się z Marco,
przypominało co najwyżej zły sen, ale Layla Prime wiedziała, czym był
strach. To i paraliżująca bezradność, zwłaszcza gdy ten dawał
jej się we znaki, jeszcze długo kładąc się cieniem na wszystko,
co robiła. Aż za dobrze pamiętała te momenty, w których sztywniała
pod dotykiem Rufusa, gotowa rzucić się do ucieczki mimo
świadomości, że wampir nie chciał zrobić jej krzywdy – nigdy w ten sposób.
Na ułamek
sekundy zacisnęła powieki, próbując otrząsnąć się z niechcianych
myśli. Z jakiegokolwiek powodu Claudia poruszyła akurat ten temat…
Ale przecież
wiedziała.
– Mówisz o Charonie,
tak? – rzuciła pod wpływem impulsu. – Claire powiedziała, że uciekasz. Ale…
– Już nie. –
Claudia nawet się nie zawahała. – To już dawno temu przestało mieć
sens. Zwłaszcza odkąd pojawiła się Claire.
To wciąż niczego
nie wyjaśniło. Nie w sposób, który wydałby się Layli
jakkolwiek oczywisty, nawet jeśli nadawał logiki wszystkiemu, co wydarzyło się
we Florencji.
– Jak
bardzo jest źle? – zaryzykowała.
Odpowiedziało
jej przeciągłe westchnienie.
– Podążył
za twoją córką, więc chyba bardzo. Widzisz… – Claudia jednak
zdecydowała się odwrócić. Jej twarz nie wyrażała żadnych emocji.
– Charon to najgorsze bydle, jakie chodzi po tym świecie. Wiem, co
mówię. To, co zrobił waszej małej kapłance… – Potrząsnęła głową. – Miała
szczęście.
Więc… co
zrobił tobie?
To jedno
pytanie zapadło gdzieś między nimi, niewypowiedziane. Layla z opóźnieniem
uświadomiła sobie, że drży, zwłaszcza na wspomnienie tego, co dotyczyło
Alessi.
Chociaż wciąż nie ufała stojącej przed nią kobiecie, z zaskoczeniem pomyślała, że może jednak mogłaby ją zrozumieć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz