21 grudnia 2021

Sto dwadzieścia dziewięć

 

Claire

– Okej… Chcę wiedzieć, co tutaj robimy?

Claire powstrzymała westchnienie. Spróbowała się uśmiechnąć, ale wątpiła, by z perspektywy mamy wyglądało to jakkolwiek kojąco. Nie, skoro wylądowały w mało atrakcyjnej części miasta, na dobrze skrytej przez wzrokiem przechodniów uliczce.

Przychodziła tu tak wiele razy, że położenie już dawno przestało robić na niej wrażenia. Dopiero obserwując znajomą okolicę u boku Layli, zrozumiała, że ta pozostawała równie niepokojąca, co za pierwszym razem. To, że obie z łatwością mogłyby się obronić, gdyby zagrożeniem okazali się ludzie, niczego nie zmieniało.

– Obiecałaś, że nie będziesz pytać – przypomniała Claire.

– Za dużo czasu spędziłaś z Rufusem – usłyszała w odpowiedzi. Jedynie wywróciła oczami.

– Jego bym tutaj nie zabrała – przypomniała usłużnie. Uniosła głowę, próbując ocenić, czy ktokolwiek był w mieszkaniu Claudii, ale ze swojej pozycji jak zwykle nie widziała okien. – No i ja wyjaśnię ci wszystko za pięć minut. Po prostu prościej będzie pokazać niż tłumaczyć.

Zwątpiła we własne słowa, ledwo tylko wypowiedziała je na głos. Wcale nie była taka pewna, czy napuszczanie mamy na Claudię, kiedy żadna z nich nie spodziewała się tego spotkania, było dobrym pomysłem. Zwłaszcza mając w pamięci kulę ognia, która powitała ją w mieszkaniu ostatnim razem, Claire mogła spodziewać się dosłownie wszystkiego. Dwie temperamentne kobiety, próbujące uciekać się do sztuczek opartych na kontrolowaniu żywiołów, brzmiały jak przepis na błyskawiczne kłopoty.

Jeśli to nie zadziała, składam reklamację na tę cudowną intuicję, pomyślała, ale nie ruszyła się z miejsca. Czekała na olśnienie, przez całą drogę mając nadzieję, że wpadnie na genialny pomysł na rozegranie wszystkiego tak, by obyło się bez ofiar, a jednak kiedy przyszło co do czego, w głowie miała pustkę.

– Hej. – Wzdrygnęła się, czując ciepłą dłoń na ramieniu. Natychmiast przeniosła wzrok na twarz mamy. Layla czujnie rozglądała się dookoła, ale przy tym wyglądała przede wszystkim na zatroskaną. – Dlaczego mam wrażenie, że nie bez powodu zapytałaś mnie o Claudię?

Tyle wystarczyło, by Claire jeszcze bardziej się spięła. Otworzyła usta, ale nie zdołała wykrztusić z siebie choćby słowa. Zresztą co miała powiedzieć? Layla nie była głupia. W tym wypadku uporządkowanie faktów nie wymagało większego wysiłku.

Mama nie wyglądała na złą. To wciąż nie musiało o niczym świadczyć, a może po prostu wciąż odrzucała od siebie myśl o tym, że mogłaby mieć rację, ale…

– Och.

Claire nawet nie zdążyła mrugnąć, kiedy wampirzyca nagle przemieściła się, stając w taki sposób, by móc ją osłonić. Chciała zaprotestować, ale zanim zdążyła powiedzieć cokolwiek, uświadomiła sobie, że nie były samej. Kiedy spojrzała w odpowiednim kierunku, w ciemnościach dostrzegła zarys zmierzającej w ich stronę postaci.

W pierwszym odruchu pomyślała, że na domiar złego napatoczyły się na Razjela, choć jego zdecydowanie nie zamierzała w to mieszać, jednak prawie natychmiast uświadomiła sobie swoją pomyłkę.

– To ty. – Zaskoczona Layla przesunęła się naprzód. – O bogini, wieki cię nie widziałam. Skąd…?

Oliver nie odpowiedział. Jedynie uśmiechnął się niewinnie, w poddańczym geście unosząc obie ręce ku górze. Claire poczuła, jak kamień spada jej z serca, zwłaszcza gdy mama bezceremonialnie doskoczyła do przybysza, by móc go uściskać. Jak przez mgłę pamiętała, że Layla jak najbardziej wspominała o Oliverze, traktując pół-wampira niemalże jak jedno ze „swoich dzieciaków”, kiedy ten zawitał w Mieście Nocy.

Ponad ramieniem mamy podchwyciła niepewne, wyraźnie zdezorientowane spojrzenie chłopaka. Nie potrafiła stwierdzić, co w tym widoku zaniepokoiło ją bardziej – fakt, że kolejny raz miała wrażenie, że Oliver unikał przebywania z Claudią, czy może cienie, które dostrzegła pod jego oczami.

– Wybacz. Znów się zapędzam – wyrzuciła na wydechu Layla, wycofując się. Wciąż się uśmiechając, raz jeszcze zmierzyła przybysza wzrokiem. – Wszystko gra? Och, chyba nie mieliście okazji się poznać, ale… – zaczęła i zwróciła się do Claire, ale nie miała okazji, żeby dokończyć.

– W zasadzie… to już się znamy.

Layla zamilkła, ograniczając się wyłącznie do uniesienia brwi. Nawet słowem nie skomentowała tego, że Oliver przemknął tuż obok niej, w ruchu pospiesznie kreśląc coś na wyjętym z kieszeni notesie. Claire już z przyzwyczajenia przejęła notatkę, niezrażona niedbałym pismem. Chłopak już dawno przestał kłopotać się kaligrafią, zwłaszcza gdy zaczęli wchodzić w częstsze dyskusje.

Tym razem wiadomość była krótka. Z równym powodzeniem Claire wyczytałaby ją z niespokojnego spojrzenia, które jej rzucił.

wiesz co robisz

Potrząsnęła głową. Tak naprawdę nie miała pojęcia od dnia, w którym pojawiła się tu po raz pierwszy.

Mimo wszystko wysiliła się na neutralny ton głosu, jednak decydując się zadać pytanie, które dręczyło ją najbardziej:

– Powinnam… wchodzić na górę?

Doczekała się wzruszenia ramionami. Tego i kolejnej karteczki, którą Oliver podsunął jej chwilę po tym.

martwię się o nią

Nie tego się spodziewała. Coraz bardziej zaniepokojona, kilkukrotnie prześledziła tekst wzrokiem, choć już pierwszy rzut oka wystarczył, by nauczyła się go na pamięć. W gruncie rzeczy nawet nie była zaskoczona, dobrze pamiętając jak zachowywała się Claudia, kiedy zostawiała ją ostatnim razem, ale…

Coś się stało, kiedy wyszłam, uświadomiła sobie. Czuła to równie wyraźnie, co i przed otwarciem klubu Alice, gdy zaczęła zauważać, że relacja ciotki i Olivera znacznie się oziębiła. Coś niedobrego, ale… i tak mi nie powiedzą.

Nie mogła pozbyć się wrażenia, że tym razem jednak powinna zacząć naciskać. Jeśli coś faktycznie było nie tak…

– Co się dzieje? – wtrąciła Layla.

Oboje na nią spojrzeli – Oliver z powątpiewaniem, Claire z rosnącą paniką. Słodka bogini, może jednak popełniła błąd. Jeśli Claudia już teraz była w nieprzewidywalnym nastroju…

Potrząsnęła głową.

– Nie wiem, jak to ująć – przyznała zgodnie z prawdą. To stwierdzenie, choć zgodne z prawdą, zabrzmiało jak niedopowiedzenie stulecia.

– Prosto z mostu – zasugerowała wprost mama, krzyżując ramiona na piersi. – Po pierwsze, jest tu Oliver i najwyraźniej macie dobre stosunki. To nic złego – zapewniła i jakimś cudem udało jej się uśmiechnąć – ale nie robiłabyś takich podchodów, żeby mnie do niego zabrać. A po drugie…

Spojrzenie Layli momentalnie powędrowało na budynek. Nie w konkretne miejsce, ale to nie miało znaczenia. Nie, skoro już wcześniej jasno zasugerowała, że podejrzewa, czego powinna się spodziewać.

Cóż, przynajmniej w teorii. Claire wątpiła, by cokolwiek miało przygotować wampirzycę na to, co ostatecznie przyszło jej usłyszeć:

– Claudia najpewniej jest na górze, bo bardzo rzadko wychodzi, jeśli nie musi. Ja i Ollie dotrzymujemy jej towarzystwa od… Hm, kilku tygodni, choć regularnie zachowuje się tak, jakby miała nas pozabijać – wyrzuciła z siebie, tym razem nawet nie zastanawiając nad doborem słów. – Wcale nie jest taka zła, przynajmniej zazwyczaj. Chyba mnie lubi. I to na tyle, by wciąż tu być, bo obie jesteśmy na liście Charona.

A poza tym jest czarownicą, dopowiedziała w myślach. Miała wrażenie, że takie wyznanie mogło poczekać, zwłaszcza w natłoku pozostałych.

Coś w wyrazie bladej twarzy Layli dało jej do zrozumienia, że i bez tego usłyszała za dużo. Przez chwilę po prostu stała, spoglądając to na nią, to znów na stojącego tuż obok Olivera. Nie mogła pozbyć się wrażenia, że chłopak zapobiegawczo odsunął się na bezpieczną odległość.

– Że… co?

Miała wrażenie, że minęła cała wieczność, zanim doczekała się reakcji. Głos Layli okazał się ledwo słyszalny, nawet panującej dookoła ciszy.

– Ja… powiedziałam… – zaczęła, próbując złapać oddech.

Wampirzyca potrząsnęła głową.

– Słyszałam, co powiedziałaś. Po prostu wciąż czekam, aż… – Urwała. W następnej sekundzie wyprostowała się niczym struna, nagle zaalarmowana. – Zaraz. Co znaczy, że Charon na was poluje?!

Claire skrzywiła się, mając wrażenie, że przy ostatnich słowach jej głos stał się głośniejszy i wyższy o przynajmniej oktawę. Uświadomiła sobie, że jednak powiedziała za dużo. Z drugiej strony… Kiedy i w jakich okolicznościach pojawiłyby się odpowiedni moment na takie wyznania? Skoro już tutaj była, próbując ufać temu, co Claudia z takim uporem określała mianem „intuicji”, nie zamierzała przebierać w półśrodkach.

Wystarczyła chwila, by Layla dosłownie zmaterializowała się przed nią. Dłonie bezceremonialnie zacisnęła na ramionach córki.

– Claire…

– To… skomplikowane – przyznała wymijająco. – Wiele z tego sama nie rozumiem. Ale to, co stało się we Florencji… – Odetchnęła, próbując się uspokoić. – Od ciebie dowiedziałam się, co łączy mnie z Claudią. No i to, dlaczego Charon wtedy nas pomylił. Poszłam do niej później i…

Zawahała się. Ile tak naprawdę mogła powiedzieć? Gdyby przynajmniej Claudia opowiedziała jej coś więcej poza oczywistościami…

Pewne historie bywały zbyt bolesne, by miały prawo wspominać o nich osoby trzecie. Claire wierzyła, że kto jak kto, ale mama mogła to zrozumieć.

– Ona… ucieka – powiedziała w końcu. –  Od dawna i najwyraźniej przed nim. Nie wiem, czy to jakiekolwiek usprawiedliwienie… Na pewno nie na wszystko, co zrobiła, ale… – Wzrok raz jeszcze wbiła w najwyższe piętro budynku. – Zatrzymała się dla mnie. Została tu, kiedy zrozumiała, że mogę być zagrożona. To nie wystarczający powód, żeby jej wysłuchać? – wyszeptała i zamrugała nieprzytomnie, z zaskoczeniem odkrywając, że głos zaczynał jej łamać.

W roztargnieniu otarła twarz. Dlaczego płakała? Spróbowała nad sobą zapanować, ale z jakiegoś powodu łzy płynęły i najwyraźniej nie zamierzały przestać.

Prawda była taka, że dopiero mówiąc, uprzytomniła sobie, że sprawy wyglądały… co najmniej źle. Nie zdawała sobie sprawy, że tak naprawdę od dawna tkwiły w martwym punkcie. Albo raczej nie chciała tego przyznać. Claudia mogła udawać, że wie, co robi, uśmiechać się i sprawiać wrażenie kogoś, kto działa, ale tak naprawdę była przerażona. Jej zachowanie, kiedy wprost przyznała, że nie ma czasu, mówiło samo za siebie. To, w jaki sposób zachowywała się, kiedy odprawiły rytuał, tym bardziej.

Claire potrząsnęła głową. Nie miała pojęcia, ile z tego sobie dopowiadała, a ile po prostu pozostawało oczywiste. Nie wiedziała tego, kiedy rozmawiała z Razjelem, a tym bardziej teraz, próbując wyjaśnić sprawę mamie. Co prawda kilkukrotnie wyobrażała sobie ten moment, ale niezmiennie wydawał jej się abstrakcyjny – i zwykle zwieńczony wybuchem Rufusa, który prędzej zrobiłby z siostry pochodnię, niż pokusił się o jakąkolwiek spokojną reakcję.

Nie tego chciała dla kogoś, kto ją chronił. Mogła udawać, że sprawy wcale nie miały się aż tak źle, ale… przecież to nie była prawda. To, że okłamuje samą siebie, niejako przyznała, ulegając namowom Razjela.

Och, no i kochała Claudię. Nie miało znaczenia, czy powinna.

– Ja tylko…

Zamilkła, ledwo tylko otoczyły ją znajome ramiona. Wtuliła się w Laylę, w napięciu czekając na… cokolwiek. Mogła spodziewać się czegokolwiek. Ufała mamie, oczywiście, ale wciąż czuła się, jakby stąpała po cienkim lodzie. Chwilami wątpiła, by jakiekolwiek wyjaśnienia wystarczyły, by wszystko naprawić.

W tamtej chwili nie chciała o tym myśleć. W obejmujących ją ramionach było coś kojącego, tak jak i w sposobie, w jaki Layla przeczesała jej włosy palcami. Wciąż milczała, ale cisza na dłuższą metę okazała się właściwa. Co prawda Claire nie miała pojęcia, co zrobić dalej, ale…

– Chwilami naprawdę nie wiem, co powinnam z tobą zrobić.

Wyprostowała się tak gwałtownie, że aż zakręciło jej się w głowie. Jak oparzona odskoczyła od matki, rozszerzonymi oczyma spoglądając wprost w wejście do budynku. Przez moment miała wrażenie, że się przesłyszała, jednak reakcje Layli i Olivera skutecznie pozbawiły ją złudzeń. W tamtej chwili była w stanie docenić jedynie fakt, że wciąż nie widziała gotowych pochłonąć wszystko na swojej drodze płomieni.

Claudia przyczaiła się w drzwiach wejściowych. Stała spokojnie, oparta o framugę i z zamkniętymi oczyma. Jasne włosy opadły jej na twarz, częściowo ją przysłaniając i raz po raz łagodnie muskając smukłe ramiona. Jedynie drżące, zaciśnięte w pięści dłonie zdradzały, że wcale nie była aż tak opanowana, choć i te prawie natychmiast schowała za plecami.

Jak długo…?

Nie wyczuła jej wcześniej. A jednak miała wrażenie, że Claudia obserwowała od dłuższego czasu, bynajmniej nie sprawiając wrażenia rozeźlonej. Wręcz przeciwnie – Claire poczuła się nieswojo, nie doczekawszy się żadnej gwałtownej reakcji z jej strony.

Otworzyła usta, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Co prawda czuła, że powinna coś powiedzieć, ale…

– Jeśli macie ochotę, będę czekała na górze. Jeśli nie… – Claudia wzruszyła ramionami. W końcu poruszyła się, prostując i bez pośpiechu wycofując w głąb budynku. – Wszystko mi jedno. Już przestałam uciekać.

Jej słowa zabrzmiały jak największe kłamstwo na świecie. Aż za dobrze znała ten ton i zachowanie. W zasadzie nie potrafiła zliczyć, jak wiele razy ciotka prowokowała ją w ten sposób, chwilami zachowując jak ktoś, kto już dawno się poddał. Przynajmniej Claire chciała wierzyć, że wszystkie te rzucane pełnym goryczy tonem wzmianki o tym, że już dawno powinna komuś powiedzieć, nie miały znaczenia.

Z drugiej strony… Co, jeśli się pomyliła? Co, jeśli Claudia faktycznie tego chciała? Może nie tyle szybkiej śmierci z ręki kogoś, kto chciał się na niej zemścić, ale ratunku? Nigdy nie powiedziała tego wprost, jednak jej zachowanie sugerowało coś innego.

Ta Claudia, którą Claire zastała raz w niebieskiej sukience, radośnie układającą kwiaty, pragnęła wybawienia.

– C-czekaj! – To Layla odezwała się jako pierwsza. Przemieściła się, w pośpiechu robiąc krok naprzód. – Chcę tylko… Poczekaj.

O dziwo, Claudia zatrzymała się. Wciąż tkwiąc w progu, niepewnie obejrzała się na wampirzycę.

– Chyba powinnam przeprosić cię za ostatnie spotkanie. Chociaż to ty stanęłaś mi na drodze, więc… – zaczęła jakby od niechcenia wampirzyca.

Layla nie dała jej dokończyć.

– Powinnaś przeprosić mnie za moją siostrę.

Nawet z odległości Claire zauważyła, że przez twarz wampirzycy przemknął cień. Nie zdziwiło jej to, zwłaszcza że aż za dobrze wiedziała, jak kobieta reagowała na jakiekolwiek wzmianki o Isabeau.

Po kolejnej chwili ciszy, Claudia po prostu zbyła temat, w pośpiechu znikając na korytarzu.

– O bogini… Co z nią nie tak? – wyrwało się Layli. – Ona naprawdę… – wymamrotała i chciała ruszyć w ślad za wampirzycą, ale Claire instynktownie chwyciła ją za rękę.

– Mamo…

Błękitne tęczówki momentalnie spoczęły wprost na niej. Wydawały się lśnić w ciemnościach, jednak nie w sposób, który w przypadku wampira okazałby się niepokojący.

– Nie chcę z nią walczyć, tylko pogadać. Powiedziałam już – zapewniła pospiesznie. – Chociaż naprawdę nie wierzę, że ona tutaj jest. No i ty…

Claire spuściła wzrok. Och, mogła sobie to wyobrazić. Podobne wątpliwości dręczyły ją cały czas, choć coraz częściej dotyczyły akurat ciotki.

Coś w słowach mamy mimo wszystko ją uspokoiło. Layla wyglądała na zdeterminowaną, nie wściekłą. Co więcej, wciąż nie rzuciły się sobie z Claudią do gardeł. To wciąż o niczym nie świadczyło i mogło się zmienić w każdej chwili, ale na dobry początek musiało wystarczyć.

– A co z…?

– Nie wiem. – Mama westchnęła. – Chcę z nią porozmawiać – powtórzyła, spoglądając w ślad za wampirzycą. – Jeśli będzie chciała, wysłucham ją. Uwierz mi, że nie zrobię niczego głupiego – dodała pospiesznie. – Ale to, co mi powiedziałaś, brzmi źle. Nie podoba mi się trzymanie czegokolwiek w tajemnicy.

Wiedziała o tym. Och, aż za dobrze zdawała sobie sprawę z tego, że najpewniej oczekiwała niemożliwego. Wątpiła, by Gabriel, Rufus czy sama Isabeau z otwartymi ramionami wysłuchali Claudii, nawet jeśli ta zechciałaby współpracować. W tym od samego początku leżał problem, a Claire szczerze wątpiła, by tak po prostu zdołały go rozwiązać – i to nawet ze wsparciem mamy. W to ostatnie pragnęła wierzyć, nawet jeśli Layla wciąż wydawała się niepewna tego, co powinna myśleć.

Chwyciła wampirzycę za rękę, sama niepewna, co chciała w ten sposób osiągnąć – uspokoić siebie, czy może upewnić się, że… sprawy nie zabrnął za daleko. Mimo wszystko poczuła się lepiej, kiedy razem ruszyły ku wejściu.

Kątem oka wyczuła ruch, gdy Oliver tak po prostu zdecydował się im towarzyszyć. Tym razem wiadomość, którą w pospiechu przygotował, wręcz bezpośrednio Layli.

– Och… – wyrwało jej się. Pospiesznie przycisnęła kartkę do piersi, zanim Claire zdążyłaby na nią zerknąć. – Jasne, że jej wysłucham. Spróbuję. Nie chciałabym nikogo skrzywdzić.

Skinął głową, najwyraźniej decydując się w te zapewnienia uwierzyć. Zaraz po tym przyspieszył, wymijając obie towarzyszki i decydując się ruszyć przodem.

Claire z niedowierzaniem odprowadziła go wzrokiem. Dlaczego miała wrażenie, że chłopak stanąłby na drodze nawet Layli, gdyby sytuacja tego wymagała? To, że troszczył się o Claudię od dawna było dla niej oczywiste, ale…

– Mieszka na samej górze, tak?

Skinęła głową. Mocniej ścisnęła dłoń wampirzycy, zdecydowanym ruchem ciągnąc ją za sobą.

– Przepraszam, że… Za wszystko – westchnęła, wciąż niezdolna znaleźć odpowiednich słów. – Nie wiem, co powinnam powiedzieć. Nie wiem niczego.

– Claire…

– Nie wiem nawet, czy to dobry moment. Claudia czasami… – Zawahała się, szukając właściwego określenia. – Bywa humorzasta. Zwłaszcza ostatnio.

– Jak taki jeden wampir, którego znam – mruknęła Layla. – Poradzę sobie z tym. A później… Hm, później zobaczymy.

Coś w tych słowach sprawiło, że Claire zapragnęła histerycznie się roześmiać. Och, tak! Kierowała się dokładnie tym samym przekonaniem, kiedy raz za razem wracała do tego mieszkania. Powtarzała sobie te same zapewnienia tak wiele razy, aż ostatecznie umknęły w martwym punkcie. Co prawda z mamą mogło być inaczej, ale i tak nie czuła się najlepiej z tym, w co próbowała Laylę wciągać.

Co powiedziała mi Claudia o intuicji…?

Skupiła się na sobie. Mimo mętliku w głowie, próbowała określić, jak bardzo namieszała. A jednak mimo chaosu i wątpliwości, Claire nie mogła pozbyć się wrażenia, że postępowała dobrze. Nawet jeśli wciąż nie miała pojęcia, czego spodziewać się po Claudii i jej reakcjach, wciąż czuła, że podjęła najlepszą z możliwych decyzji. Zresztą komu miała zaufać, jeśli nie własnej matce?

Myśląc o tym, uświadomiła sobie, że Layla trafiła w sedno. Sama aż nazbyt wiele razy miała wrażenie, że widzi podobieństwo między Claudią a Rufusem, choć zwykle zachowywała te uwagi dla siebie. Aczkolwiek jeśli był ktoś, kto miał szansę poradzić sobie z humorzastą wampirzycą, która w każdej chwili mogła zrobić coś nieprzewidywalnego…

I wybaczenie, przeszło przez myśl Claire.

Z bijącym sercem weszła na klatkę schodową, którą przez całe miesiące pokonywała tak wiele razy. Linijka wiersza, który napisała tak dawno temu, nie dawała jej spokoju. Claire miała wrażenie, że minęła cała wieczność, odkąd napisała haiku o Marco i Layli, przy okazji przepowiadające śmierć Allegry. I choć początkowo nie miała pewności, dlaczego wróciło do niej akurat w tych okolicznościach, ten jeden wiersz wydał jej się aż nadto istotny.

Selene powiedziała, że wybaczanie było pięknym darem. Skoro tak…

Uspokojona, w końcu zdołała się rozluźnić. Bardziej stanowczo pociągnęła za sobą mamę, więcej nie dając sobie czasu na wątpliwości. Teraz nie miała innego wyboru, jak spróbować zaufać sobie i temu, że postępowała słusznie.

Wejdą na górę. Drzwi nie będą zamknięte, a Claudia nie zrobi niczego dziwniejszego niż zwykle. A później porozmawiają, na dobry początek ograniczając się do tego, by nie pozabijać siebie nawzajem.

Claire naprawdę tego pragnęła.

I choć pojęcie intuicji wciąż stanowiło dla niej czystą abstrakcję, w tamtej chwili z całą mocą mogła uwierzyć w jedno: jeśli ktoś mógł zrozumieć Claudię, to zdecydowanie kobieta, która dla wszystkich wokół była niczym płomień w ciemnościach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa