
– Okej… Chcę wiedzieć, co
tutaj robimy?
Claire
powstrzymała westchnienie. Spróbowała się uśmiechnąć, ale wątpiła, by z perspektywy
mamy wyglądało to jakkolwiek kojąco. Nie, skoro wylądowały w mało atrakcyjnej
części miasta, na dobrze skrytej przez wzrokiem przechodniów uliczce.
Przychodziła
tu tak wiele razy, że położenie już dawno przestało robić na niej
wrażenia. Dopiero obserwując znajomą okolicę u boku Layli, zrozumiała, że
ta pozostawała równie niepokojąca, co za pierwszym razem. To, że obie
z łatwością mogłyby się obronić, gdyby zagrożeniem okazali się ludzie,
niczego nie zmieniało.
– Obiecałaś,
że nie będziesz pytać – przypomniała Claire.
– Za dużo
czasu spędziłaś z Rufusem – usłyszała w odpowiedzi. Jedynie wywróciła
oczami.
– Jego bym
tutaj nie zabrała – przypomniała usłużnie. Uniosła głowę, próbując ocenić,
czy ktokolwiek był w mieszkaniu Claudii, ale ze swojej pozycji jak
zwykle nie widziała okien. – No i ja wyjaśnię ci wszystko za pięć
minut. Po prostu prościej będzie pokazać niż tłumaczyć.
Zwątpiła we
własne słowa, ledwo tylko wypowiedziała je na głos. Wcale nie była
taka pewna, czy napuszczanie mamy na Claudię, kiedy żadna z nich
nie spodziewała się tego spotkania, było dobrym pomysłem. Zwłaszcza
mając w pamięci kulę ognia, która powitała ją w mieszkaniu ostatnim
razem, Claire mogła spodziewać się dosłownie wszystkiego. Dwie temperamentne
kobiety, próbujące uciekać się do sztuczek opartych na kontrolowaniu
żywiołów, brzmiały jak przepis na błyskawiczne kłopoty.
Jeśli to
nie zadziała, składam reklamację na tę cudowną intuicję, pomyślała,
ale nie ruszyła się z miejsca. Czekała na olśnienie, przez
całą drogę mając nadzieję, że wpadnie na genialny pomysł na rozegranie
wszystkiego tak, by obyło się bez ofiar, a jednak kiedy
przyszło co do czego, w głowie miała pustkę.
– Hej. –
Wzdrygnęła się, czując ciepłą dłoń na ramieniu. Natychmiast przeniosła
wzrok na twarz mamy. Layla czujnie rozglądała się dookoła, ale przy
tym wyglądała przede wszystkim na zatroskaną. – Dlaczego mam wrażenie, że
nie bez powodu zapytałaś mnie o Claudię?
Tyle
wystarczyło, by Claire jeszcze bardziej się spięła. Otworzyła usta,
ale nie zdołała wykrztusić z siebie choćby słowa. Zresztą co miała
powiedzieć? Layla nie była głupia. W tym wypadku uporządkowanie
faktów nie wymagało większego wysiłku.
Mama nie wyglądała
na złą. To wciąż nie musiało o niczym świadczyć, a może
po prostu wciąż odrzucała od siebie myśl o tym, że mogłaby mieć
rację, ale…
– Och.
Claire
nawet nie zdążyła mrugnąć, kiedy wampirzyca nagle przemieściła się, stając
w taki sposób, by móc ją osłonić. Chciała zaprotestować, ale zanim
zdążyła powiedzieć cokolwiek, uświadomiła sobie, że nie były samej. Kiedy spojrzała
w odpowiednim kierunku, w ciemnościach dostrzegła zarys zmierzającej
w ich stronę postaci.
W pierwszym
odruchu pomyślała, że na domiar złego napatoczyły się na Razjela,
choć jego zdecydowanie nie zamierzała w to mieszać, jednak
prawie natychmiast uświadomiła sobie swoją pomyłkę.
– To ty.
– Zaskoczona Layla przesunęła się naprzód. – O bogini, wieki cię nie widziałam.
Skąd…?
Oliver nie odpowiedział.
Jedynie uśmiechnął się niewinnie, w poddańczym geście unosząc obie
ręce ku górze. Claire poczuła, jak kamień spada jej z serca,
zwłaszcza gdy mama bezceremonialnie doskoczyła do przybysza, by móc
go uściskać. Jak przez mgłę pamiętała, że Layla jak najbardziej wspominała o Oliverze,
traktując pół-wampira niemalże jak jedno ze „swoich dzieciaków”, kiedy ten zawitał
w Mieście Nocy.
Ponad
ramieniem mamy podchwyciła niepewne, wyraźnie zdezorientowane spojrzenie
chłopaka. Nie potrafiła stwierdzić, co w tym widoku zaniepokoiło ją
bardziej – fakt, że kolejny raz miała wrażenie, że Oliver unikał przebywania z Claudią,
czy może cienie, które dostrzegła pod jego oczami.
– Wybacz.
Znów się zapędzam – wyrzuciła na wydechu Layla, wycofując się. Wciąż się
uśmiechając, raz jeszcze zmierzyła przybysza wzrokiem. – Wszystko gra? Och, chyba
nie mieliście okazji się poznać, ale… – zaczęła i zwróciła się
do Claire, ale nie miała okazji, żeby dokończyć.
– W zasadzie…
to już się znamy.
Layla
zamilkła, ograniczając się wyłącznie do uniesienia brwi. Nawet słowem
nie skomentowała tego, że Oliver przemknął tuż obok niej, w ruchu
pospiesznie kreśląc coś na wyjętym z kieszeni notesie. Claire już z przyzwyczajenia
przejęła notatkę, niezrażona niedbałym pismem. Chłopak już dawno przestał
kłopotać się kaligrafią, zwłaszcza gdy zaczęli wchodzić w częstsze
dyskusje.
Tym razem
wiadomość była krótka. Z równym powodzeniem Claire wyczytałaby ją z niespokojnego
spojrzenia, które jej rzucił.
wiesz co robisz
Potrząsnęła
głową. Tak naprawdę nie miała pojęcia od dnia, w którym
pojawiła się tu po raz pierwszy.
Mimo
wszystko wysiliła się na neutralny ton głosu, jednak decydując się
zadać pytanie, które dręczyło ją najbardziej:
– Powinnam…
wchodzić na górę?
Doczekała się
wzruszenia ramionami. Tego i kolejnej karteczki, którą Oliver podsunął jej chwilę
po tym.
martwię się o nią
Nie tego się
spodziewała. Coraz bardziej zaniepokojona, kilkukrotnie prześledziła tekst
wzrokiem, choć już pierwszy rzut oka wystarczył, by nauczyła się go
na pamięć. W gruncie rzeczy nawet nie była zaskoczona, dobrze
pamiętając jak zachowywała się Claudia, kiedy zostawiała ją ostatnim
razem, ale…
Coś się
stało, kiedy wyszłam, uświadomiła sobie. Czuła to równie wyraźnie, co
i przed otwarciem klubu Alice, gdy zaczęła zauważać, że relacja ciotki i Olivera
znacznie się oziębiła. Coś niedobrego, ale… i tak mi nie powiedzą.
Nie mogła
pozbyć się wrażenia, że tym razem jednak powinna zacząć naciskać. Jeśli
coś faktycznie było nie tak…
– Co się
dzieje? – wtrąciła Layla.
Oboje na nią
spojrzeli – Oliver z powątpiewaniem, Claire z rosnącą paniką. Słodka
bogini, może jednak popełniła błąd. Jeśli Claudia już teraz była w nieprzewidywalnym
nastroju…
Potrząsnęła
głową.
– Nie wiem,
jak to ująć – przyznała zgodnie z prawdą. To stwierdzenie, choć
zgodne z prawdą, zabrzmiało jak niedopowiedzenie stulecia.
– Prosto z mostu
– zasugerowała wprost mama, krzyżując ramiona na piersi. – Po pierwsze,
jest tu Oliver i najwyraźniej macie dobre stosunki. To nic złego
– zapewniła i jakimś cudem udało jej się uśmiechnąć – ale nie robiłabyś
takich podchodów, żeby mnie do niego zabrać. A po drugie…
Spojrzenie
Layli momentalnie powędrowało na budynek. Nie w konkretne
miejsce, ale to nie miało znaczenia. Nie, skoro już wcześniej jasno
zasugerowała, że podejrzewa, czego powinna się spodziewać.
Cóż,
przynajmniej w teorii. Claire wątpiła, by cokolwiek miało przygotować
wampirzycę na to, co ostatecznie przyszło jej usłyszeć:
– Claudia
najpewniej jest na górze, bo bardzo rzadko wychodzi, jeśli nie musi.
Ja i Ollie dotrzymujemy jej towarzystwa od… Hm, kilku tygodni, choć
regularnie zachowuje się tak, jakby miała nas pozabijać – wyrzuciła z siebie,
tym razem nawet nie zastanawiając nad doborem słów. – Wcale nie jest
taka zła, przynajmniej zazwyczaj. Chyba mnie lubi. I to na tyle, by wciąż
tu być, bo obie jesteśmy na liście Charona.
A poza
tym jest czarownicą, dopowiedziała w myślach. Miała wrażenie, że takie
wyznanie mogło poczekać, zwłaszcza w natłoku pozostałych.
Coś w wyrazie
bladej twarzy Layli dało jej do zrozumienia, że i bez tego
usłyszała za dużo. Przez chwilę po prostu stała, spoglądając to na nią,
to znów na stojącego tuż obok Olivera. Nie mogła pozbyć się
wrażenia, że chłopak zapobiegawczo odsunął się na bezpieczną
odległość.
– Że… co?
Miała
wrażenie, że minęła cała wieczność, zanim doczekała się reakcji. Głos
Layli okazał się ledwo słyszalny, nawet panującej dookoła ciszy.
– Ja…
powiedziałam… – zaczęła, próbując złapać oddech.
Wampirzyca
potrząsnęła głową.
–
Słyszałam, co powiedziałaś. Po prostu wciąż czekam, aż… – Urwała. W następnej
sekundzie wyprostowała się niczym struna, nagle zaalarmowana. – Zaraz. Co
znaczy, że Charon na was poluje?!
Claire
skrzywiła się, mając wrażenie, że przy ostatnich słowach jej głos stał się
głośniejszy i wyższy o przynajmniej oktawę. Uświadomiła sobie, że
jednak powiedziała za dużo. Z drugiej strony… Kiedy i w jakich
okolicznościach pojawiłyby się odpowiedni moment na takie wyznania?
Skoro już tutaj była, próbując ufać temu, co Claudia z takim uporem
określała mianem „intuicji”, nie zamierzała przebierać w półśrodkach.
Wystarczyła
chwila, by Layla dosłownie zmaterializowała się przed nią. Dłonie
bezceremonialnie zacisnęła na ramionach córki.
– Claire…
– To…
skomplikowane – przyznała wymijająco. – Wiele z tego sama nie rozumiem.
Ale to, co stało się we Florencji… – Odetchnęła, próbując się uspokoić.
– Od ciebie dowiedziałam się, co łączy mnie z Claudią. No i to,
dlaczego Charon wtedy nas pomylił. Poszłam do niej później i…
Zawahała
się. Ile tak naprawdę mogła powiedzieć? Gdyby przynajmniej Claudia opowiedziała
jej coś więcej poza oczywistościami…
Pewne
historie bywały zbyt bolesne, by miały prawo wspominać o nich osoby
trzecie. Claire wierzyła, że kto jak kto, ale mama mogła to zrozumieć.
– Ona… ucieka
– powiedziała w końcu. – Od dawna
i najwyraźniej przed nim. Nie wiem, czy to jakiekolwiek
usprawiedliwienie… Na pewno nie na wszystko, co zrobiła, ale… – Wzrok
raz jeszcze wbiła w najwyższe piętro budynku. – Zatrzymała się dla
mnie. Została tu, kiedy zrozumiała, że mogę być zagrożona. To nie wystarczający
powód, żeby jej wysłuchać? – wyszeptała i zamrugała nieprzytomnie, z zaskoczeniem
odkrywając, że głos zaczynał jej łamać.
W
roztargnieniu otarła twarz. Dlaczego płakała? Spróbowała nad sobą
zapanować, ale z jakiegoś powodu łzy płynęły i najwyraźniej nie zamierzały
przestać.
Prawda była
taka, że dopiero mówiąc, uprzytomniła sobie, że sprawy wyglądały… co najmniej
źle. Nie zdawała sobie sprawy, że tak naprawdę od dawna tkwiły w martwym
punkcie. Albo raczej nie chciała tego przyznać. Claudia mogła udawać,
że wie, co robi, uśmiechać się i sprawiać wrażenie kogoś, kto działa,
ale tak naprawdę była przerażona. Jej zachowanie, kiedy wprost
przyznała, że nie ma czasu, mówiło samo za siebie. To, w jaki
sposób zachowywała się, kiedy odprawiły rytuał, tym bardziej.
Claire
potrząsnęła głową. Nie miała pojęcia, ile z tego sobie dopowiadała, a ile
po prostu pozostawało oczywiste. Nie wiedziała tego, kiedy rozmawiała
z Razjelem, a tym bardziej teraz, próbując wyjaśnić sprawę mamie. Co
prawda kilkukrotnie wyobrażała sobie ten moment, ale niezmiennie
wydawał jej się abstrakcyjny – i zwykle zwieńczony wybuchem Rufusa,
który prędzej zrobiłby z siostry pochodnię, niż pokusił się o jakąkolwiek
spokojną reakcję.
Nie tego
chciała dla kogoś, kto ją chronił. Mogła udawać, że sprawy wcale nie miały się
aż tak źle, ale… przecież to nie była prawda. To, że okłamuje samą
siebie, niejako przyznała, ulegając namowom Razjela.
Och, no
i kochała Claudię. Nie miało znaczenia, czy powinna.
– Ja tylko…
Zamilkła,
ledwo tylko otoczyły ją znajome ramiona. Wtuliła się w Laylę, w napięciu
czekając na… cokolwiek. Mogła spodziewać się czegokolwiek. Ufała mamie,
oczywiście, ale wciąż czuła się, jakby stąpała po cienkim lodzie.
Chwilami wątpiła, by jakiekolwiek wyjaśnienia wystarczyły, by wszystko
naprawić.
W tamtej
chwili nie chciała o tym myśleć. W obejmujących ją ramionach
było coś kojącego, tak jak i w sposobie, w jaki Layla
przeczesała jej włosy palcami. Wciąż milczała, ale cisza na dłuższą
metę okazała się właściwa. Co prawda Claire nie miała pojęcia, co
zrobić dalej, ale…
– Chwilami
naprawdę nie wiem, co powinnam z tobą zrobić.
Wyprostowała się
tak gwałtownie, że aż zakręciło jej się w głowie. Jak oparzona
odskoczyła od matki, rozszerzonymi oczyma spoglądając wprost w wejście
do budynku. Przez moment miała wrażenie, że się przesłyszała, jednak
reakcje Layli i Olivera skutecznie pozbawiły ją złudzeń. W tamtej
chwili była w stanie docenić jedynie fakt, że wciąż nie widziała
gotowych pochłonąć wszystko na swojej drodze płomieni.
Claudia
przyczaiła się w drzwiach wejściowych. Stała spokojnie, oparta o framugę
i z zamkniętymi oczyma. Jasne włosy opadły jej na twarz,
częściowo ją przysłaniając i raz po raz łagodnie muskając smukłe
ramiona. Jedynie drżące, zaciśnięte w pięści dłonie zdradzały, że wcale
nie była aż tak opanowana, choć i te prawie natychmiast schowała
za plecami.
Jak
długo…?
Nie wyczuła
jej wcześniej. A jednak miała wrażenie, że Claudia obserwowała od dłuższego
czasu, bynajmniej nie sprawiając wrażenia rozeźlonej. Wręcz przeciwnie – Claire
poczuła się nieswojo, nie doczekawszy się żadnej gwałtownej reakcji
z jej strony.
Otworzyła
usta, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Co prawda czuła,
że powinna coś powiedzieć, ale…
– Jeśli
macie ochotę, będę czekała na górze. Jeśli nie… – Claudia wzruszyła
ramionami. W końcu poruszyła się, prostując i bez pośpiechu
wycofując w głąb budynku. – Wszystko mi jedno. Już przestałam uciekać.
Jej słowa
zabrzmiały jak największe kłamstwo na świecie. Aż za dobrze znała ten ton
i zachowanie. W zasadzie nie potrafiła zliczyć, jak wiele razy ciotka
prowokowała ją w ten sposób, chwilami zachowując jak ktoś, kto już dawno się
poddał. Przynajmniej Claire chciała wierzyć, że wszystkie te rzucane pełnym
goryczy tonem wzmianki o tym, że już dawno powinna komuś powiedzieć, nie miały
znaczenia.
Z drugiej
strony… Co, jeśli się pomyliła? Co, jeśli Claudia faktycznie tego chciała?
Może nie tyle szybkiej śmierci z ręki kogoś, kto chciał się na niej
zemścić, ale ratunku? Nigdy nie powiedziała tego wprost, jednak jej zachowanie
sugerowało coś innego.
Ta Claudia,
którą Claire zastała raz w niebieskiej sukience, radośnie układającą kwiaty,
pragnęła wybawienia.
– C-czekaj!
– To Layla odezwała się jako pierwsza. Przemieściła się, w pośpiechu
robiąc krok naprzód. – Chcę tylko… Poczekaj.
O dziwo, Claudia
zatrzymała się. Wciąż tkwiąc w progu, niepewnie obejrzała się na wampirzycę.
– Chyba
powinnam przeprosić cię za ostatnie spotkanie. Chociaż to ty stanęłaś
mi na drodze, więc… – zaczęła jakby od niechcenia wampirzyca.
Layla nie dała
jej dokończyć.
– Powinnaś
przeprosić mnie za moją siostrę.
Nawet z odległości
Claire zauważyła, że przez twarz wampirzycy przemknął cień. Nie zdziwiło
jej to, zwłaszcza że aż za dobrze wiedziała, jak kobieta reagowała na jakiekolwiek
wzmianki o Isabeau.
Po kolejnej
chwili ciszy, Claudia po prostu zbyła temat, w pośpiechu znikając na korytarzu.
– O bogini…
Co z nią nie tak? – wyrwało się Layli. – Ona naprawdę… – wymamrotała
i chciała ruszyć w ślad za wampirzycą, ale Claire
instynktownie chwyciła ją za rękę.
– Mamo…
Błękitne
tęczówki momentalnie spoczęły wprost na niej. Wydawały się lśnić w ciemnościach,
jednak nie w sposób, który w przypadku wampira okazałby się
niepokojący.
– Nie chcę
z nią walczyć, tylko pogadać. Powiedziałam już – zapewniła pospiesznie.
– Chociaż naprawdę nie wierzę, że ona tutaj jest. No i ty…
Claire
spuściła wzrok. Och, mogła sobie to wyobrazić. Podobne wątpliwości
dręczyły ją cały czas, choć coraz częściej dotyczyły akurat ciotki.
Coś w słowach
mamy mimo wszystko ją uspokoiło. Layla wyglądała na zdeterminowaną, nie wściekłą.
Co więcej, wciąż nie rzuciły się sobie z Claudią do gardeł.
To wciąż o niczym nie świadczyło i mogło się zmienić w każdej
chwili, ale na dobry początek musiało wystarczyć.
– A co
z…?
– Nie wiem.
– Mama westchnęła. – Chcę z nią porozmawiać – powtórzyła, spoglądając w ślad
za wampirzycą. – Jeśli będzie chciała, wysłucham ją. Uwierz mi, że nie zrobię
niczego głupiego – dodała pospiesznie. – Ale to, co mi powiedziałaś, brzmi
źle. Nie podoba mi się trzymanie czegokolwiek w tajemnicy.
Wiedziała o tym.
Och, aż za dobrze zdawała sobie sprawę z tego, że najpewniej
oczekiwała niemożliwego. Wątpiła, by Gabriel, Rufus czy sama Isabeau
z otwartymi ramionami wysłuchali Claudii, nawet jeśli ta zechciałaby
współpracować. W tym od samego początku leżał problem, a Claire
szczerze wątpiła, by tak po prostu zdołały go rozwiązać – i to nawet
ze wsparciem mamy. W to ostatnie pragnęła wierzyć, nawet jeśli Layla wciąż
wydawała się niepewna tego, co powinna myśleć.
Chwyciła
wampirzycę za rękę, sama niepewna, co chciała w ten sposób osiągnąć –
uspokoić siebie, czy może upewnić się, że… sprawy nie zabrnął za daleko.
Mimo wszystko poczuła się lepiej, kiedy razem ruszyły ku wejściu.
Kątem oka
wyczuła ruch, gdy Oliver tak po prostu zdecydował się im
towarzyszyć. Tym razem wiadomość, którą w pospiechu przygotował, wręcz
bezpośrednio Layli.
– Och… –
wyrwało jej się. Pospiesznie przycisnęła kartkę do piersi, zanim
Claire zdążyłaby na nią zerknąć. – Jasne, że jej wysłucham. Spróbuję.
Nie chciałabym nikogo skrzywdzić.
Skinął głową,
najwyraźniej decydując się w te zapewnienia uwierzyć. Zaraz po tym
przyspieszył, wymijając obie towarzyszki i decydując się ruszyć
przodem.
Claire z niedowierzaniem
odprowadziła go wzrokiem. Dlaczego miała wrażenie, że chłopak stanąłby na drodze
nawet Layli, gdyby sytuacja tego wymagała? To, że troszczył się o Claudię
od dawna było dla niej oczywiste, ale…
– Mieszka
na samej górze, tak?
Skinęła
głową. Mocniej ścisnęła dłoń wampirzycy, zdecydowanym ruchem ciągnąc ją za sobą.
–
Przepraszam, że… Za wszystko – westchnęła, wciąż niezdolna znaleźć odpowiednich
słów. – Nie wiem, co powinnam powiedzieć. Nie wiem niczego.
– Claire…
– Nie wiem
nawet, czy to dobry moment. Claudia czasami… – Zawahała się, szukając
właściwego określenia. – Bywa humorzasta. Zwłaszcza ostatnio.
– Jak taki jeden
wampir, którego znam – mruknęła Layla. – Poradzę sobie z tym. A później…
Hm, później zobaczymy.
Coś w tych
słowach sprawiło, że Claire zapragnęła histerycznie się roześmiać. Och,
tak! Kierowała się dokładnie tym samym przekonaniem, kiedy raz za razem
wracała do tego mieszkania. Powtarzała sobie te same zapewnienia tak wiele
razy, aż ostatecznie umknęły w martwym punkcie. Co prawda z mamą
mogło być inaczej, ale i tak nie czuła się najlepiej z tym,
w co próbowała Laylę wciągać.
Co
powiedziała mi Claudia o intuicji…?
Skupiła się
na sobie. Mimo mętliku w głowie, próbowała określić, jak bardzo namieszała.
A jednak mimo chaosu i wątpliwości, Claire nie mogła pozbyć się
wrażenia, że postępowała dobrze. Nawet jeśli wciąż nie miała pojęcia,
czego spodziewać się po Claudii i jej reakcjach, wciąż czuła, że
podjęła najlepszą z możliwych decyzji. Zresztą komu miała zaufać, jeśli
nie własnej matce?
Myśląc o tym,
uświadomiła sobie, że Layla trafiła w sedno. Sama aż nazbyt wiele razy miała
wrażenie, że widzi podobieństwo między Claudią a Rufusem, choć zwykle
zachowywała te uwagi dla siebie. Aczkolwiek jeśli był ktoś, kto miał szansę
poradzić sobie z humorzastą wampirzycą, która w każdej chwili mogła
zrobić coś nieprzewidywalnego…
I
wybaczenie, przeszło przez myśl Claire.
Z bijącym
sercem weszła na klatkę schodową, którą przez całe miesiące pokonywała tak wiele
razy. Linijka wiersza, który napisała tak dawno temu, nie dawała jej spokoju.
Claire miała wrażenie, że minęła cała wieczność, odkąd napisała haiku o Marco
i Layli, przy okazji przepowiadające śmierć Allegry. I choć początkowo
nie miała pewności, dlaczego wróciło do niej akurat w tych
okolicznościach, ten jeden wiersz wydał jej się aż nadto istotny.
Selene
powiedziała, że wybaczanie było pięknym darem. Skoro tak…
Uspokojona,
w końcu zdołała się rozluźnić. Bardziej stanowczo pociągnęła za sobą
mamę, więcej nie dając sobie czasu na wątpliwości. Teraz nie miała
innego wyboru, jak spróbować zaufać sobie i temu, że postępowała słusznie.
Wejdą na górę.
Drzwi nie będą zamknięte, a Claudia nie zrobi niczego dziwniejszego
niż zwykle. A później porozmawiają, na dobry początek ograniczając się
do tego, by nie pozabijać siebie nawzajem.
Claire
naprawdę tego pragnęła.
I choć pojęcie intuicji wciąż stanowiło dla niej czystą abstrakcję, w tamtej chwili z całą mocą mogła uwierzyć w jedno: jeśli ktoś mógł zrozumieć Claudię, to zdecydowanie kobieta, która dla wszystkich wokół była niczym płomień w ciemnościach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz