20 grudnia 2021

Sto dwadzieścia osiem

Claire

Otworzyła oczy, choć nie przypominała sobie, żeby je zamykała. Przez chwilę leżała w bezruchu, bezmyślnie wpatrując się w sufit. Potrzebowała kilka sekund, by uporządkować wszystko, co wiązało się z tym, co robiła przed zaśnięciem. Pamiętała, że pojechała do szkoły, ale…

Razjel. Inne światy. Niezwykła biblioteka i…

Poderwała się tak gwałtownie, że aż zawirowało jej w głowie. W panice rozejrzała się dookoła, by odkryć, że znajdowała się w jak najbardziej znajomym miejscu. Odetchnęła, spoglądając na sypialnię, którą zajmowała w domu Licavolich. Co prawda nie przypominała sobie powrotu, ale nad tym zdecydowała się nie zastanawiać.

Znalazła telefon. Spojrzała na wyświetlacz, by odkryć, że zbliżała się osiemnasta. To nie wyjaśniało, co robiła od chwili, w której zgodziła się zawrzeć z Razjelem jakikolwiek układ. Claire potrząsnęła głową, krzywiąc się nieznacznie, kiedy poczuła nieprzyjemne pulsowanie w skroniach.

Okej, więc jednak doświadczyła za dużo na raz. Ewentualnie powinna trzymać się z daleka od alkoholu, skoro po kilku łykach whisky czuła się gorzej niż po rytuale odprawionym u boku Claudii.

Natychmiast wyprostowała się niczym struna. Sama myśl o ciotce wystarczyła, by uświadomić Claire, że z tego wszystkiego nie pojawiła się tam, gdzie powinna. Co prawda kiedy ostatnim razem zostawiała wampirzycę samą, ta nie była w najlepszym nastroju, ale to niczego nie zmieniało. Claire zdecydowanie nie zamierzała czekać, aż kobieta spróbuje się z nią skontaktować. Wystarczyło, że wciąż się o nią martwiła.

Wciąż o tym myślała, kiedy telefon w jej dłoni zawibrował. W roztargnieniu spojrzała na wyświetlacz, ale w numerze, który dostrzegła, nie było niczego znajomego.

Wszystko okej?

Ze świstem wypuściła powietrze. Nie zapisała tego kontaktu, ale…

Chyba. Jestem
w domu.

Zawahała się. Chwilę wpatrywała się w wiadomość, nim zdecydowała się wysłać. Co prawda miała ochotę zapytać wprost, czy dobrze podejrzewała, że właśnie wypisywał do niej Razjel, ale powstrzymała się. I to bynajmniej nie dlatego, by przypadkiem go nie urazić.

Kiedy, na litość bogini podała mu swój numer? To w tym wszystkim i tak pozostawało najmniej istotną zagadką, ale i tak nie dawało jej spokoju. Pustka w głowie okazała się niepokojąca.

Odpowiedź przyszła niemal natychmiast.

To dobrze. Wyglądałaś
na zmęczoną.

Zawahała się. Och, do prawdy? Potarła skronie, czekając aż nieprzyjemne pulsowanie ustąpi. Potrzebowała dłuższej chwili, by przywołać skrawki wspomnień i uporządkować je w jakkolwiek sensowny sposób.

Okej, dobrze pamiętała ich rozmowę od chwili, w której zabrał ją do siebie. Swój zachwyt, kiedy zaczęła rozglądać się po przypominającej wieżę bibliotece i to, co później usłyszała od niego na samym szczycie, obserwując dwa księżyce. Och, a już na pewno moment, w którym w końcu stało się dla niej jasne, czego potrzebował demon i w końcu stanęła oko w oko z jego niedokończonym dziełem. Co prawda wciąż nie docierało do niej, że niejako przystała, że spróbuje dokończyć tworzenie czegoś tak abstrakcyjnego jak drugi Przedsionek, ale ta część wciąż pozostawała klarowna.

Ale… Co dalej? Czuła ulgę, widząc, że Razjel dotrzymał słowa i naprawdę pozwolił jej opuść swój dom, ale nie była pewna, czy podobało jej się to, że jakimś cudem przegapiła ten moment. Kiedy bardziej się skupiła, przypomniała sobie, że w którymś momencie pochłonęło ją studiowanie wykresów i notatek, które znalazła w pracowni. Och, może nawet bardziej niż trochę, ale…

Ponownie ujęła telefon.

Czy ja zasnęłam
w pracowni?

Właściwie sama nie była pewna, czy chciała poznać odpowiedź. To wydawało się głupie, nawet bardzo, ale…

Razjel nie trudził się pisaniem czegokolwiek. Gwałtownie zaczerpnęła tchu, kiedy w odpowiedzi otrzymała zdjęcie. Przypomniała sobie, że w istocie rozsiadła się z powrotem w salonie, z naręczem papierów, które udało jej się znaleźć, a które mogły mieć znaczenie. To wciąż nie wyjaśniało, kiedy w ogóle zamknęła oczy, ale najwyraźniej musiała, skoro demon znalazł chwilę, by zajść ją z telefonem.

Claire wywróciła oczami. Z rozrzuconymi wokół głowy długimi włosami wyglądała nawet uroczo, ale…

Dlaczego na wszystkie pomysły, do głowy przyszło mu akurat to, by robić mi zdjęcia?

Westchnęła. O bogini, nie miała pojęcia, co robić. Nie chodziło nawet o to, że nie miała pewności, w co właśnie się wpakowała. Dużo większym problem okazał się sam Razjel i zachowanie, które niezmiennie przyprawiało ją o zawroty głowy.

Nie przywykła do tego. Jasne, wprost dawał jej do zrozumienia, że był nią zainteresowany – widziała to – ale nie miała pojęcia, co robić. Potrzebowała rady, ale i to okazało się trudniejsze, niż mogłaby sobie tego życzyć. Kogo miała zapytać? Eleny? Wątpiła, by akurat kuzynka podpowiedziała jej coś sensownego. Może dla kogoś, kto owijał sobie facetów wokół palca, postępowanie z zalecającym się demonem byłoby oczywiste, ale Claire zdecydowanie nie czuła się kompetentna. Gdyby mogła przynajmniej porozmawiać z mamą…

Aha. Najlepiej przy tacie, pomyślała z przekąsem.

Natychmiast odrzuciła od siebie te myśli. Miała inne priorytety, zaczynając od tego, że wciąż musiała zobaczyć się z Claudią. Możliwe, że ta niejako była rozwiązaniem, choć dziewczyna wciąż nie miała pewności, jak powiedzieć wampirzycy o Razjelu. Wspominając ostatnie spotkanie z ciotką, mogła sobie wyobrazić, co się stanie, kiedy ta znacznie panikować.

Ze swoim nieoczekiwanym partnerem musiała porozmawiać w najbliższym czasie. Zaczynając od wyjaśnienia pewnych spraw i wyznaczenia granic, ale…

O ile w ogóle powinna.

To był jeden z tych momentów, w którym nade wszystko pragnęła zobaczyć się z odbiciem. W to, że jej drugie ja musiało coś wiedzieć, nie wątpiła ani przez moment. Nie miała co prawda pewności, w jaki sposób przekonać tamtą Claire do mówienia, ale może teraz, skoro zabrnęła tak daleko…

Przyszłaby do mnie, uświadomiła sobie.

Nie była pewna czy to dobrze, że powoli zaczynała przewidywać ruchy swojej lustrzanej wersji. Jakby to, że w ogóle ze sobą rozmawiały, samo w sobie nie brzmiało dziwnie.

Pulsowanie w skroniach wciąż dawało jej się we znaki, ale zdołała je zignorować. Zanim doprowadziła się do porządku i wyszła z pokoju, ból ustąpił całkowicie, pozostawiając po sobie dezorientację. Claire bez pośpiechu zeszła do salonu, nasłuchując i próbując stwierdzić, kogo tak naprawdę powinna spodziewać się w domu.

– O, tu jesteś – usłyszała pogodny głos mamy. Layla wychyliła się z kuchni, uśmiechając się promiennie. – Nie zauważyłam, kiedy wróciłaś.

– Hm… Przysnęłam – wyjaśniła lakonicznie. Cóż, to wcale nie wydawało się aż takie dalekie od rzeczywistości.

Mama skinęła głową. Nie wyglądała na jakkolwiek podejrzliwą, co Claire przyjęła z ulgą. Nie miała ochoty szukać wymówek, zwłaszcza że już i tak czuła się, jakby próbowała wciskać je samej sobie.

– Wychodzisz? – zapytała wprost Layla, nawet nie czekając na odpowiedź.

Wystarczyła chwila, by znalazła się tuż bok, bezceremonialnie ujmując Claire pod ramię. Dziewczyna nie zaprotestowała, mimowolnie rozluźniając się pod wpływem znajomego dotyku. Nie odezwała się nawet słowem, nawet gdy już razem znalazły się na podjeździe, wystawione na działanie chłodnego, wieczornego powietrza. Przynajmniej już nie padało, ale wilgotność sama w sobie okazała się nieprzyjemna.

Claire czekała, powstrzymując się od komentarza. Jeśli komuś mogła zaufać, mama bez wątpienia była jedną z takich osób. Co prawda uciekająca się do podchodów Layla mogła oznaczać dosłownie wszystko, ale…

– Chciałam porozmawiać – oznajmiła w końcu wampirzyca. – O kilku rzeczach.

– Mamo?

To nie zabrzmiało dobrze. Powstrzymała się od komentarza, choć na usta cisnęło jej się przynajmniej kilka pytań. Choć na pierwszy rzut oka Layla wyglądała na równe pogodną i rozluźnioną, co zazwyczaj, Claire doszukała się w jej spojrzeniu czegoś, co ją zaniepokoiło. Jasne, już wychodząc do szkoły zorientowała się, że właśnie ominęła coś istotnego, ale to nadal nie wyjaśniało najważniejszego.

– Mogę cię podwieźć do miasta, jeśli masz ochotę. Pomówimy po drodze – zasugerowała pospiesznie Layla. Zaraz po tym z westchnieniem wniosła jasne oczy ku niebu. – Nie chcę powtórki z tego, co stało się we Florencji – wyjaśniła, raptownie poważniejąc.

– To znaczy? Chodzi ci o…?

Serce podeszło jej do gardła. Aż za dobrze pamiętała spotkanie z Charonem i rozmowę, którą zaraz po tym odbyła z Laylą. Wciąż była mamie wdzięczna za wyjaśnienia, nawet jeśli o pokrewieństwie z Claudią powinna usłyszeć dawno temu. Od tego czasu wydarzyło się dość, ale przynajmniej nie miała już wrażenia, że ktokolwiek próbował ją odsuwać od tych ważniejszych kwestii. Nawet jeśli Rufus nie palił się do rozmowy, wciąż miała mamę.

Cokolwiek działo się tym razem, nie spodobało jej się. Ile mogło się wydarzyć w czasie, który spędziła z Razjelem? Co, jeśli Claudia…?

– Powiem ci po drodze – obiecała Layla.

Claire zdobyła się wyłącznie na zdawkowe skinięcie głową. Korciło ją, by wysłać wiadomość do ciotki, ale powstrzymała się. Gdyby nagle zaczęła panikować, sprawy jak nic przybrały mi najgorszy z możliwych kierunków.

Próbując zachować względny spokój, ruszyła w ślad za mamą wprost do garażu. Bez zbędnego pytania zabrały samochód Renesmee, ale to nie wydało się Claire ani trochę dziwne. Wątpiła, by ciocia miała pretensje do swojej najlepszej przyjaciółki.

Pierwszy raz miała okazję obserwować mamę za kierownicą. Mimo wszystko zdołała rozluźnić się, kiedy przekonała się, że ta wydawała się dobrze wiedzieć, co robi. Wystarczyła chwila, by znalazły się na drodze – opustoszałej w porównaniu do tych, które składały się na centrum. Claire mimowolnie się rozluźniła, dochodząc do wniosku, że to lepsze od szukania autobusu. A już na pewno od jazdy motorem z pewnym trudnym do zrozumienia demonem.

Wymownie zerknęła na skupioną na drodze Laylę.

– Musisz mnie w końcu tego nauczyć – stwierdziła i tyle wystarczyło, by wampirzyca obdarowała ją jednym z piękniejszych uśmiechów.

– Kiedy tylko zechcesz. – Nawet się nie zawahała. – Jak tylko w końcu załatwię dokumenty.

Claire parsknęła, nie mogąc się powstrzymać. O, tak. Chyba mogła się tego spodziewać. W Mieście Nocy żadna z nich nie potrzebowała prawa jazdy, zresztą mama nie musiała przejmować się takimi drobiazgami. Ktoś, kto z łatwością mógł mieszać innym w głowach, nie potrzebował żadnych dokumentów.

Kto wie, może gdybym poprosiła Claudię…

Momentalnie spoważniała. Jakkolwiek swobodnie nie czułaby się w towarzystwie mamy, to wciąż nie wyjaśniało nagłej chęci rozmowy z jej strony.

– Mamo… Co się stało? – zapytała wprost.

Layla westchnęła.

– Nic złego. Na szczęście – zapewniła, nie odrywając wzroku od ulicy. – Rano wybyłaś tak szybko, że nawet nie zdążyłam ci powiedzieć. Zresztą wtedy sama nie wiedziałam, na czym stoimy.

– Hm… Coś w związku z tatą?

To była pierwsza myśl, która przyszła jej do głowy. Chciała tego czy nie, prędzej czy później wszystko sprowadzało się do Rufusa. Fakt, że wciąż niewiele jej mówił, odkąd zdecydował się wrócić do Miasta Nocy, niewiele ułatwiał.

– Lepiej dla niego, żeby nie. Jak ostatnio go pytałam, dalej nie miał żadnej teorii. – Layla wywróciła oczami. – Ale po kolei. Pamiętasz ten projekt, w który wplątała się Joce?

Nie tego się spodziewała. Krótko skinęła głową, mimowolnie prostując się na swoim miejscu. W jakimś stopniu kamień spadł jej z serca, kiedy nabrała pewności, że nie chodziło o Claudię, ale to wydawało się marnym pocieszeniem. Wspomnienie ośrodka, do którego pozwoliła zaciągnąć się kuzynom, by ratować Jocelyne, nie prezentował się ani trochę lepiej.

Najwyraźniej mogło być gorzej.

W milczeniu słuchała, próbując uporządkować kolejne fakty. Shannon, zaproszenie, hotel Hilton… Co prawda wciąż brzmiało lepiej od skakanie między wymiarami i mieszanie magii z techniką, ale wątpiła, by akurat taki argument mogła wysnuć w rozmowie z mamą. Starając się zachować neutralny wyraz twarzy, starała się przeanalizować zarówno kolejne fakty, jak i cudowny plan Aldero, ale przy tym ostatnim nie mogła się już powstrzymać.

– Al zabrał Mirę na uroczystości i wszyscy zniknęli? – wyrwało jej się. – To wszystko brzmi…

– Wiem – zapewniła pospiesznie Layla. – Chociaż ona twierdzi, że ich nie zabiła. Chyba. Nie mam pojęcia na ile ufać demonom.

Claire westchnęła. Nie miała zbyt wielkiej styczności z Miriam, ale aż za dobrze pamiętała ich pierwsze spotkanie. Ciężko było zapomnieć o kimś, kto krążył wokół niej, kiedy balansowała na cieniutkim gzymsie. Tym bardziej nie mogłaby wyrzucić z pamięci mentalnego głosu demonicy i tego, że ta jak nic próbowała ją zabić.

Zadrżała mimo woli. Od tamtego czasu zmieniło się wiele, a Elena niejako przypieczętowała zmianę Rafaela, ale to wciąż niczego nie tłumaczyło. Claire jakoś nie wątpiła, że demony byłyby w stanie zorganizować potężną krwawą rzeź, a po wszystkim pozbyć się ciał. Wystarczyło, by przypomniała sobie ułamek zdolności, które zamanifestował Ryan, choć chłopak wciąż pozostawał zaledwie niestabilnym mieszańcem, zrodzonym z krwi nieśmiertelnego…

Najdziwniejsze jednak w tym wszystkim było to, że Mira tak naprawdę nie miała powodu, żeby kłamać.

Jeden rzut oka na mamę wystarczył, by Claire pojęła, że myślały o tym samym. Wciąż zamyślona, wbiła wzrok w umykający za oknem krajobraz, próbując się skupić. Przynajmniej raz czuła, że ktoś traktował ją poważnie, zamiast ukrywać fakty, ale to wciąż nie rozwiązywało najważniejszego problemu.

– Okej – powiedziała po dłuższej chwili wahania, ostrożnie dobierając słowa. – A co na to Rafael?

– On też nie wie niczego konkretnego. Na razie zadbali z Eleną o to, żeby sytuacja nie wymknęła się spod kontroli – wyjaśniła Layla. – Aldero oberwał kołkiem i na tym mogłoby się skończyć, gdyby nie… No cóż.

– To nie zabrzmiało dobrze – przyznała z wahaniem.

– Nie miało. Ani trochę nie wygląda. No i musieliśmy wmieszać we wszystko Liz. Wychodzi na to, że gość, który załatwił Nessie i Gabrielowi dom, ma z tym jakiś związek.

Zamrugała zaskoczona. Jeśli sądziła, że nic więcej jej nie zaskoczy, pomyliła się.

– Ten… Ten Castiel? – upewniła się, wysilając pamięć. – On jej to załatwił, prawda? Ale…

– Ojciec Liz stwierdził, że Castiel siedzi w tym od dawna.

Nie, to zdecydowanie nie brzmiało dobrze. Jej myśli wirowały, wciąż krążąc przy tym, co mama powiedziała na temat hotelu Hilton. Jeśli wykluczyć nadnaturalne działanie demonów, sytuacja wydawała się co najmniej irracjonalna.

Nie pierwszy raz, pomyślała z niedowierzaniem Claire. W ostatnim czasie stałaś się ekspertem w temacie.

Wcale nie poczuła się dzięki temu lepiej. Z tym, że jej myśli jak na zawołanie uciekły do Claudii i… cóż, magii, tym bardziej. Czy gdyby ciotka przyjrzała się sprawie, mogłaby coś wyczuć? Czy to w ogóle przypadek, że zaraz po tym jak odprawiły rytuał, zaczęły dziać się niewyjaśnione rzeczy? Nie miała pojęcia, jak to działało, ale skoro nawet Razjel wychwycił wybuch mocy i zdołał poprawnie go umiejscowić, to wydawało się mówić samo za siebie. Czy w takim razie powinna obawiać się podejrzeń ze strony Rafaela i Miry…?

Wątpliwości wróciły ze zdwojoną siłą. Od jakiegoś czasu czuła, że stąpały z Claudią po kruchym lodzie. Prędzej czy później ten w końcu miał się zarwać. Claire obawiała się, że ten moment znajdował się bliżej niż dalej.

Musiała coś zrobić. Zwłaszcza jeśli w całym tym szaleństwie był jeszcze Charon, ale…

– Wszystko w porządku? – usłyszała zatroskany głos. W roztargnieniu spojrzała na Laylę. – Pobladłaś, wiesz?

– Zdenerwowałam się – rzuciła wymijająco. I bez pytania wiedziała, że te wyjaśnienia nie zabrzmiały ani trochę wiarygodnie. – Mamuś…

Urwała. Nie przypominała sobie, kiedy ostatnim razem zwracała się do Layli w ten sposób. A jednak siedząc u boku wampirzycy w pędzącym samochodzie, z daleka od jakichkolwiek świadków, poczuła się spokojna i bezpieczna. Prawie jak wtedy, gdy tuliła się do matki po ataki we Florencji, choć raz mając poczucie, że może powiedzieć o wszystkim – i że doszuka się wyłącznie zrozumienia.

Wyczuła, że samochód zwalnia. Zanim zdążyła się zastanowić, Layla bezceremonialnie zjechała na pobocze. Jej błękitne tęczówki wydawały się lśnić.

Spokój, który nagle zapanował dookoła, wydał się Claire wręcz nienaturalny.

Spuściła wzrok. Pustka w głowie przybrała na sile, choć tym razem nie towarzyszyło jej pulsowanie w skroniach. Nie patrząc na wampirzycę, wbiła wzrok we własne dłonie. Bezwiednie to zaciskała je w pięści, to znów luzowała uścisk, niepewna, co zrobić z rękoma.

Potrzebowała kogoś. Tak po prostu, byleby tylko wyrzucić z siebie nadmiar tego, co działo się w jej głowie. Jeśli istniała lepsza kandydatka…

– Claire.

Ciepłe palce z czułością musnęły jej policzek. Chcąc nie chcąc uniosła głowę, jednak decydując się spojrzeć wprost w niebieskie tęczówki Layli. Jeszcze kilka lat wcześniej zrobiłaby wszystko, by znaleźć się w takiej sytuacji, a jednak…

Odetchnęła. Nie dając sobie czasu na wątpliwości, zadała pierwsze pytanie, które przyszło jej do głowy:

– Gdzie znów zniknął tata?

– Och… – wyrwało się Layli. – O tym też miałam ci powiedzieć. Znaczy… W zasadzie mi nie zabronił – kąciki jej ust nieznacznie drgnęły – zresztą wyraziłam się dość jasno ostatnim razem. – Layla westchnęła. – Doszliśmy do wniosku, że powinniśmy znaleźć Amelie.

Claire uniosła brwi.

– Amelie?

Nie tego się spodziewała. W jakimś stopniu poczuła się lepiej, kiedy nie usłyszała imienia Claudii, ale…

– Spędziła sporo czasu z Gabrielem. Może to faktycznie jest jakiś pomysł – stwierdziła po chwili zastanowienia Layla. – Też chciałabym wiedzieć, co tu się dzieje. Teraz tym bardziej ma wątpliwości.

– A co z Claudią? – zapytała, zanim zdążyła ugryźć się w język.

Czuła, że ryzykuje. Gdyby rozmawiała z Rufusem, nie odważyłaby się o to zapytać – nie wprost i nie ryzykując niewygodnych pytań. Z mamą jednak było inaczej, a Claire naprawdę chciała jej zaufać.

Wampirzyca zawahała się. Wyprostowała się na swoim miejscu, krzyżując ramiona na piersi.

– O niej wciąż nie chce rozmawiać, ale to pewnie wiesz – przyznała, ostrożnie dobierając słowa.

– A ty?

Layla potrząsnęła głową.

– Nie wiem. Może jestem głupia, ale dla mnie to zmienia postać rzeczy. – Przez jej twarz przemknął cień. – Nie to, co zrobiła Isabeau, oczywiście. No i ty… Ty i Seth… – Urwała, przez chwilę niespokojnie obserwując twarz córki. – Wiem, że to nie jest proste. Oczywiście, że nie, ale…

– Ale to jego siostra – podsunęła cicho.

Mama skinęła głową. Nawet jeśli była jakkolwiek zaskoczona tym, że mogłyby zgadzać się w tej kwestii, nie dała niczego po sobie poznać.

– Uwierz mi, że gdybym spotkała Claudię na ulicy zaraz po tym, co się stało, osobiście skręciłabym jej kark. Wciąż mam ochotę – oznajmiła Layla. – Teraz… pewnie miałabym ochotę. Powinnam mieć. – Westchnęła przeciągle. – Chyba tak, ale… ale najpierw chciałabym porozmawiać. Tylko tyle.

Do Claire z opóźnieniem dotarło, że w pewnym momencie wstrzymała oddech. Natychmiast zaczerpnęła tchu, samej sobie nie potrafiąc wyjaśnić, czy czuła się bardziej zaniepokojona, czy może wręcz przeciwnie.

Oczywiście, że to rozumiała. Sama czuła się niewiele lepiej, kiedy wyszła na ulicę, by wpaść na Claudię zaraz po tym, co ta zrobiła Sethowi. Aż za dobrze pamiętała napięcie i sprzeczne uczucia, targające ją, kiedy towarzyszyła ciotce, wówczas cudownie nieświadoma o tym, co tak naprawdę je do siebie przyciągało. Wampirzyca wystarczająco wiele razy sama wypominała jej, że upadła na głowę, ale…

Zawahała się. Wciąż pełna wątpliwości, raz jeszcze zacisnęła dłoń w pięści. Przez chwilę nasłuchiwała, nie tyle spodziewając się pulsowania, które świadczyłoby o nadejściu kolejnego cudownego wiersza, co jakiegoś wewnętrznego sprzeciwu – impulsu, który dałby jej do zrozumienia, że upadła na głowę.

Nic podobnego nie miało miejsca.

Sama ciągle mi powtarza, że mam słuchać się intuicji. Skoro tak… Proszę bardzo!

Nie sądziła, by taki argument powstrzymał Claudię od starcia jej z powierzchni ziemi.

– Mamo… – Bezceremonialnie otoczyła zaskoczoną Laylę ramionami. Rozluźniła się, kiedy ta bez wahania odwzajemniła uścisk. – Bardzo się na mnie zdenerwujesz, jeśli dopiero teraz pokażę ci coś, o czym nie wspominałam wcześniej? Swoją drogą, bardzo cię kocham – dodała pospiesznie.

Layla prychnęła. Mimo wszystko nie rozluźniła uścisku.

– Zabrzmiało obiecująco…

Claire obawiała się, że po spotkaniu z miotającą się Claudią będzie miała do powiedzenia dużo więcej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa