
Otworzyła oczy, choć nie przypominała
sobie, żeby je zamykała. Przez chwilę leżała w bezruchu, bezmyślnie
wpatrując się w sufit. Potrzebowała kilka sekund, by uporządkować
wszystko, co wiązało się z tym, co robiła przed zaśnięciem.
Pamiętała, że pojechała do szkoły, ale…
Razjel.
Inne światy. Niezwykła biblioteka i…
Poderwała się
tak gwałtownie, że aż zawirowało jej w głowie. W panice
rozejrzała się dookoła, by odkryć, że znajdowała się w jak
najbardziej znajomym miejscu. Odetchnęła, spoglądając na sypialnię, którą
zajmowała w domu Licavolich. Co prawda nie przypominała sobie powrotu,
ale nad tym zdecydowała się nie zastanawiać.
Znalazła
telefon. Spojrzała na wyświetlacz, by odkryć, że zbliżała się osiemnasta.
To nie wyjaśniało, co robiła od chwili, w której zgodziła się
zawrzeć z Razjelem jakikolwiek układ. Claire potrząsnęła głową, krzywiąc się
nieznacznie, kiedy poczuła nieprzyjemne pulsowanie w skroniach.
Okej, więc jednak
doświadczyła za dużo na raz. Ewentualnie powinna trzymać się z daleka
od alkoholu, skoro po kilku łykach whisky czuła się gorzej niż
po rytuale odprawionym u boku Claudii.
Natychmiast
wyprostowała się niczym struna. Sama myśl o ciotce wystarczyła, by uświadomić
Claire, że z tego wszystkiego nie pojawiła się tam, gdzie
powinna. Co prawda kiedy ostatnim razem zostawiała wampirzycę samą, ta nie była
w najlepszym nastroju, ale to niczego nie zmieniało. Claire
zdecydowanie nie zamierzała czekać, aż kobieta spróbuje się z nią
skontaktować. Wystarczyło, że wciąż się o nią martwiła.
Wciąż o tym
myślała, kiedy telefon w jej dłoni zawibrował. W roztargnieniu
spojrzała na wyświetlacz, ale w numerze, który dostrzegła, nie było
niczego znajomego.
Wszystko okej?
Ze świstem
wypuściła powietrze. Nie zapisała tego kontaktu, ale…
Chyba. Jestem
w domu.
Zawahała
się. Chwilę wpatrywała się w wiadomość, nim zdecydowała się wysłać.
Co prawda miała ochotę zapytać wprost, czy dobrze podejrzewała, że właśnie
wypisywał do niej Razjel, ale powstrzymała się. I to bynajmniej
nie dlatego, by przypadkiem go nie urazić.
Kiedy, na litość
bogini podała mu swój numer? To w tym wszystkim i tak pozostawało
najmniej istotną zagadką, ale i tak nie dawało jej spokoju.
Pustka w głowie okazała się niepokojąca.
Odpowiedź
przyszła niemal natychmiast.
To dobrze. Wyglądałaś
na zmęczoną.
Zawahała
się. Och, do prawdy? Potarła skronie, czekając aż nieprzyjemne pulsowanie
ustąpi. Potrzebowała dłuższej chwili, by przywołać skrawki wspomnień i uporządkować
je w jakkolwiek sensowny sposób.
Okej, dobrze
pamiętała ich rozmowę od chwili, w której zabrał ją do siebie.
Swój zachwyt, kiedy zaczęła rozglądać się po przypominającej wieżę
bibliotece i to, co później usłyszała od niego na samym
szczycie, obserwując dwa księżyce. Och, a już na pewno moment, w którym
w końcu stało się dla niej jasne, czego potrzebował demon i w końcu
stanęła oko w oko z jego niedokończonym dziełem. Co prawda wciąż nie docierało
do niej, że niejako przystała, że spróbuje dokończyć tworzenie czegoś tak abstrakcyjnego
jak drugi Przedsionek, ale ta część wciąż pozostawała klarowna.
Ale… Co
dalej? Czuła ulgę, widząc, że Razjel dotrzymał słowa i naprawdę pozwolił
jej opuść swój dom, ale nie była pewna, czy podobało jej się
to, że jakimś cudem przegapiła ten moment. Kiedy bardziej się skupiła,
przypomniała sobie, że w którymś momencie pochłonęło ją studiowanie
wykresów i notatek, które znalazła w pracowni. Och, może nawet
bardziej niż trochę, ale…
Ponownie
ujęła telefon.
Czy ja zasnęłam
w pracowni?
Właściwie
sama nie była pewna, czy chciała poznać odpowiedź. To wydawało się
głupie, nawet bardzo, ale…
Razjel nie trudził się
pisaniem czegokolwiek. Gwałtownie zaczerpnęła tchu, kiedy w odpowiedzi
otrzymała zdjęcie. Przypomniała sobie, że w istocie rozsiadła się z powrotem
w salonie, z naręczem papierów, które udało jej się znaleźć, a które
mogły mieć znaczenie. To wciąż nie wyjaśniało, kiedy w ogóle
zamknęła oczy, ale najwyraźniej musiała, skoro demon znalazł chwilę, by zajść
ją z telefonem.
Claire
wywróciła oczami. Z rozrzuconymi wokół głowy długimi włosami wyglądała
nawet uroczo, ale…
Dlaczego
na wszystkie pomysły, do głowy przyszło mu akurat to, by robić
mi zdjęcia?
Westchnęła.
O bogini, nie miała pojęcia, co robić. Nie chodziło nawet o to,
że nie miała pewności, w co właśnie się wpakowała. Dużo większym
problem okazał się sam Razjel i zachowanie, które niezmiennie
przyprawiało ją o zawroty głowy.
Nie
przywykła do tego. Jasne, wprost dawał jej do zrozumienia, że był
nią zainteresowany – widziała to – ale nie miała pojęcia, co robić.
Potrzebowała rady, ale i to okazało się trudniejsze, niż mogłaby
sobie tego życzyć. Kogo miała zapytać? Eleny? Wątpiła, by akurat kuzynka
podpowiedziała jej coś sensownego. Może dla kogoś, kto owijał sobie facetów
wokół palca, postępowanie z zalecającym się demonem byłoby oczywiste,
ale Claire zdecydowanie nie czuła się kompetentna. Gdyby mogła
przynajmniej porozmawiać z mamą…
Aha.
Najlepiej przy tacie, pomyślała z przekąsem.
Natychmiast
odrzuciła od siebie te myśli. Miała inne priorytety, zaczynając od tego,
że wciąż musiała zobaczyć się z Claudią. Możliwe, że ta niejako
była rozwiązaniem, choć dziewczyna wciąż nie miała pewności, jak
powiedzieć wampirzycy o Razjelu. Wspominając ostatnie spotkanie z ciotką,
mogła sobie wyobrazić, co się stanie, kiedy ta znacznie panikować.
Ze swoim
nieoczekiwanym partnerem musiała porozmawiać w najbliższym czasie.
Zaczynając od wyjaśnienia pewnych spraw i wyznaczenia granic, ale…
O ile w ogóle
powinna.
To był
jeden z tych momentów, w którym nade wszystko pragnęła zobaczyć się
z odbiciem. W to, że jej drugie ja musiało coś wiedzieć,
nie wątpiła ani przez moment. Nie miała co prawda pewności, w jaki
sposób przekonać tamtą Claire do mówienia, ale może teraz, skoro
zabrnęła tak daleko…
Przyszłaby
do mnie, uświadomiła sobie.
Nie była
pewna czy to dobrze, że powoli zaczynała przewidywać ruchy swojej
lustrzanej wersji. Jakby to, że w ogóle ze sobą rozmawiały, samo w sobie
nie brzmiało dziwnie.
Pulsowanie
w skroniach wciąż dawało jej się we znaki, ale zdołała je
zignorować. Zanim doprowadziła się do porządku i wyszła z pokoju,
ból ustąpił całkowicie, pozostawiając po sobie dezorientację. Claire bez pośpiechu
zeszła do salonu, nasłuchując i próbując stwierdzić, kogo tak naprawdę
powinna spodziewać się w domu.
– O, tu jesteś
– usłyszała pogodny głos mamy. Layla wychyliła się z kuchni, uśmiechając się
promiennie. – Nie zauważyłam, kiedy wróciłaś.
– Hm… Przysnęłam
– wyjaśniła lakonicznie. Cóż, to wcale nie wydawało się aż takie
dalekie od rzeczywistości.
Mama
skinęła głową. Nie wyglądała na jakkolwiek podejrzliwą, co Claire
przyjęła z ulgą. Nie miała ochoty szukać wymówek, zwłaszcza że już i
tak czuła się, jakby próbowała wciskać je samej sobie.
–
Wychodzisz? – zapytała wprost Layla, nawet nie czekając na odpowiedź.
Wystarczyła
chwila, by znalazła się tuż bok, bezceremonialnie ujmując Claire pod ramię.
Dziewczyna nie zaprotestowała, mimowolnie rozluźniając się pod wpływem
znajomego dotyku. Nie odezwała się nawet słowem, nawet gdy już razem
znalazły się na podjeździe, wystawione na działanie chłodnego,
wieczornego powietrza. Przynajmniej już nie padało, ale wilgotność
sama w sobie okazała się nieprzyjemna.
Claire
czekała, powstrzymując się od komentarza. Jeśli komuś mogła zaufać,
mama bez wątpienia była jedną z takich osób. Co prawda uciekająca się
do podchodów Layla mogła oznaczać dosłownie wszystko, ale…
– Chciałam
porozmawiać – oznajmiła w końcu wampirzyca. – O kilku rzeczach.
– Mamo?
To nie zabrzmiało
dobrze. Powstrzymała się od komentarza, choć na usta cisnęło jej się
przynajmniej kilka pytań. Choć na pierwszy rzut oka Layla wyglądała na równe
pogodną i rozluźnioną, co zazwyczaj, Claire doszukała się w jej spojrzeniu
czegoś, co ją zaniepokoiło. Jasne, już wychodząc do szkoły zorientowała
się, że właśnie ominęła coś istotnego, ale to nadal nie wyjaśniało
najważniejszego.
– Mogę cię
podwieźć do miasta, jeśli masz ochotę. Pomówimy po drodze –
zasugerowała pospiesznie Layla. Zaraz po tym z westchnieniem wniosła
jasne oczy ku niebu. – Nie chcę powtórki z tego, co stało się we
Florencji – wyjaśniła, raptownie poważniejąc.
– To znaczy?
Chodzi ci o…?
Serce
podeszło jej do gardła. Aż za dobrze pamiętała spotkanie z Charonem
i rozmowę, którą zaraz po tym odbyła z Laylą. Wciąż była mamie
wdzięczna za wyjaśnienia, nawet jeśli o pokrewieństwie z Claudią
powinna usłyszeć dawno temu. Od tego czasu wydarzyło się dość, ale przynajmniej
nie miała już wrażenia, że ktokolwiek próbował ją odsuwać od tych
ważniejszych kwestii. Nawet jeśli Rufus nie palił się do rozmowy,
wciąż miała mamę.
Cokolwiek działo się
tym razem, nie spodobało jej się. Ile mogło się wydarzyć w czasie,
który spędziła z Razjelem? Co, jeśli Claudia…?
– Powiem ci po drodze
– obiecała Layla.
Claire
zdobyła się wyłącznie na zdawkowe skinięcie głową. Korciło ją, by wysłać
wiadomość do ciotki, ale powstrzymała się. Gdyby nagle zaczęła
panikować, sprawy jak nic przybrały mi najgorszy z możliwych kierunków.
Próbując
zachować względny spokój, ruszyła w ślad za mamą wprost do garażu.
Bez zbędnego pytania zabrały samochód Renesmee, ale to nie wydało się
Claire ani trochę dziwne. Wątpiła, by ciocia miała pretensje do swojej
najlepszej przyjaciółki.
Pierwszy
raz miała okazję obserwować mamę za kierownicą. Mimo wszystko zdołała
rozluźnić się, kiedy przekonała się, że ta wydawała się dobrze
wiedzieć, co robi. Wystarczyła chwila, by znalazły się na drodze
– opustoszałej w porównaniu do tych, które składały się na centrum.
Claire mimowolnie się rozluźniła, dochodząc do wniosku, że to lepsze
od szukania autobusu. A już na pewno od jazdy motorem z pewnym
trudnym do zrozumienia demonem.
Wymownie
zerknęła na skupioną na drodze Laylę.
– Musisz mnie
w końcu tego nauczyć – stwierdziła i tyle wystarczyło, by wampirzyca
obdarowała ją jednym z piękniejszych uśmiechów.
– Kiedy
tylko zechcesz. – Nawet się nie zawahała. – Jak tylko w końcu
załatwię dokumenty.
Claire
parsknęła, nie mogąc się powstrzymać. O, tak. Chyba mogła się tego
spodziewać. W Mieście Nocy żadna z nich nie potrzebowała prawa
jazdy, zresztą mama nie musiała przejmować się takimi drobiazgami.
Ktoś, kto z łatwością mógł mieszać innym w głowach, nie potrzebował
żadnych dokumentów.
Kto wie,
może gdybym poprosiła Claudię…
Momentalnie
spoważniała. Jakkolwiek swobodnie nie czułaby się w towarzystwie
mamy, to wciąż nie wyjaśniało nagłej chęci rozmowy z jej strony.
– Mamo… Co się
stało? – zapytała wprost.
Layla
westchnęła.
– Nic
złego. Na szczęście – zapewniła, nie odrywając wzroku od ulicy. –
Rano wybyłaś tak szybko, że nawet nie zdążyłam ci powiedzieć.
Zresztą wtedy sama nie wiedziałam, na czym stoimy.
– Hm… Coś w związku
z tatą?
To była pierwsza
myśl, która przyszła jej do głowy. Chciała tego czy nie, prędzej
czy później wszystko sprowadzało się do Rufusa. Fakt, że wciąż niewiele
jej mówił, odkąd zdecydował się wrócić do Miasta Nocy, niewiele
ułatwiał.
– Lepiej
dla niego, żeby nie. Jak ostatnio go pytałam, dalej nie miał żadnej teorii.
– Layla wywróciła oczami. – Ale po kolei. Pamiętasz ten projekt,
w który wplątała się Joce?
Nie tego się
spodziewała. Krótko skinęła głową, mimowolnie prostując się na swoim
miejscu. W jakimś stopniu kamień spadł jej z serca, kiedy nabrała
pewności, że nie chodziło o Claudię, ale to wydawało się marnym
pocieszeniem. Wspomnienie ośrodka, do którego pozwoliła zaciągnąć się
kuzynom, by ratować Jocelyne, nie prezentował się ani trochę
lepiej.
Najwyraźniej
mogło być gorzej.
W milczeniu
słuchała, próbując uporządkować kolejne fakty. Shannon, zaproszenie, hotel
Hilton… Co prawda wciąż brzmiało lepiej od skakanie między wymiarami i mieszanie
magii z techniką, ale wątpiła, by akurat taki argument
mogła wysnuć w rozmowie z mamą. Starając się zachować neutralny
wyraz twarzy, starała się przeanalizować zarówno kolejne fakty, jak i cudowny
plan Aldero, ale przy tym ostatnim nie mogła się już powstrzymać.
– Al zabrał
Mirę na uroczystości i wszyscy zniknęli? – wyrwało jej się. – To wszystko
brzmi…
– Wiem –
zapewniła pospiesznie Layla. – Chociaż ona twierdzi, że ich nie zabiła.
Chyba. Nie mam pojęcia na ile ufać demonom.
Claire westchnęła.
Nie miała zbyt wielkiej styczności z Miriam, ale aż za dobrze
pamiętała ich pierwsze spotkanie. Ciężko było zapomnieć o kimś, kto
krążył wokół niej, kiedy balansowała na cieniutkim gzymsie. Tym bardziej
nie mogłaby wyrzucić z pamięci mentalnego głosu demonicy i tego,
że ta jak nic próbowała ją zabić.
Zadrżała
mimo woli. Od tamtego czasu zmieniło się wiele, a Elena niejako
przypieczętowała zmianę Rafaela, ale to wciąż niczego nie tłumaczyło.
Claire jakoś nie wątpiła, że demony byłyby w stanie zorganizować
potężną krwawą rzeź, a po wszystkim pozbyć się ciał. Wystarczyło,
by przypomniała sobie ułamek zdolności, które zamanifestował Ryan, choć
chłopak wciąż pozostawał zaledwie niestabilnym mieszańcem, zrodzonym z krwi
nieśmiertelnego…
Najdziwniejsze
jednak w tym wszystkim było to, że Mira tak naprawdę nie miała
powodu, żeby kłamać.
Jeden rzut
oka na mamę wystarczył, by Claire pojęła, że myślały o tym
samym. Wciąż zamyślona, wbiła wzrok w umykający za oknem krajobraz,
próbując się skupić. Przynajmniej raz czuła, że ktoś traktował ją
poważnie, zamiast ukrywać fakty, ale to wciąż nie rozwiązywało
najważniejszego problemu.
– Okej –
powiedziała po dłuższej chwili wahania, ostrożnie dobierając słowa. – A co
na to Rafael?
– On też
nie wie niczego konkretnego. Na razie zadbali z Eleną o to,
żeby sytuacja nie wymknęła się spod kontroli – wyjaśniła Layla. –
Aldero oberwał kołkiem i na tym mogłoby się skończyć, gdyby nie…
No cóż.
– To nie zabrzmiało
dobrze – przyznała z wahaniem.
– Nie miało.
Ani trochę nie wygląda. No i musieliśmy wmieszać we wszystko
Liz. Wychodzi na to, że gość, który załatwił Nessie i Gabrielowi dom,
ma z tym jakiś związek.
Zamrugała
zaskoczona. Jeśli sądziła, że nic więcej jej nie zaskoczy, pomyliła się.
– Ten… Ten Castiel?
– upewniła się, wysilając pamięć. – On jej to załatwił, prawda? Ale…
– Ojciec
Liz stwierdził, że Castiel siedzi w tym od dawna.
Nie, to zdecydowanie
nie brzmiało dobrze. Jej myśli wirowały, wciąż krążąc przy tym, co
mama powiedziała na temat hotelu Hilton. Jeśli wykluczyć nadnaturalne
działanie demonów, sytuacja wydawała się co najmniej irracjonalna.
Nie
pierwszy raz, pomyślała z niedowierzaniem Claire. W ostatnim
czasie stałaś się ekspertem w temacie.
Wcale nie poczuła się
dzięki temu lepiej. Z tym, że jej myśli jak na zawołanie uciekły
do Claudii i… cóż, magii, tym bardziej. Czy gdyby ciotka przyjrzała się
sprawie, mogłaby coś wyczuć? Czy to w ogóle przypadek, że zaraz po tym
jak odprawiły rytuał, zaczęły dziać się niewyjaśnione rzeczy? Nie miała
pojęcia, jak to działało, ale skoro nawet Razjel wychwycił wybuch
mocy i zdołał poprawnie go umiejscowić, to wydawało się mówić
samo za siebie. Czy w takim razie powinna obawiać się podejrzeń
ze strony Rafaela i Miry…?
Wątpliwości
wróciły ze zdwojoną siłą. Od jakiegoś czasu czuła, że stąpały z Claudią
po kruchym lodzie. Prędzej czy później ten w końcu miał się
zarwać. Claire obawiała się, że ten moment znajdował się bliżej niż dalej.
Musiała coś
zrobić. Zwłaszcza jeśli w całym tym szaleństwie był jeszcze Charon, ale…
– Wszystko
w porządku? – usłyszała zatroskany głos. W roztargnieniu spojrzała na Laylę.
– Pobladłaś, wiesz?
–
Zdenerwowałam się – rzuciła wymijająco. I bez pytania wiedziała,
że te wyjaśnienia nie zabrzmiały ani trochę wiarygodnie. – Mamuś…
Urwała. Nie przypominała
sobie, kiedy ostatnim razem zwracała się do Layli w ten sposób.
A jednak siedząc u boku wampirzycy w pędzącym samochodzie, z daleka
od jakichkolwiek świadków, poczuła się spokojna i bezpieczna.
Prawie jak wtedy, gdy tuliła się do matki po ataki we Florencji,
choć raz mając poczucie, że może powiedzieć o wszystkim – i że
doszuka się wyłącznie zrozumienia.
Wyczuła, że
samochód zwalnia. Zanim zdążyła się zastanowić, Layla bezceremonialnie
zjechała na pobocze. Jej błękitne tęczówki wydawały się lśnić.
Spokój,
który nagle zapanował dookoła, wydał się Claire wręcz nienaturalny.
Spuściła
wzrok. Pustka w głowie przybrała na sile, choć tym razem nie towarzyszyło
jej pulsowanie w skroniach. Nie patrząc na wampirzycę,
wbiła wzrok we własne dłonie. Bezwiednie to zaciskała je w pięści, to znów
luzowała uścisk, niepewna, co zrobić z rękoma.
Potrzebowała
kogoś. Tak po prostu, byleby tylko wyrzucić z siebie
nadmiar tego, co działo się w jej głowie. Jeśli istniała lepsza kandydatka…
– Claire.
Ciepłe
palce z czułością musnęły jej policzek. Chcąc nie chcąc uniosła głowę,
jednak decydując się spojrzeć wprost w niebieskie tęczówki Layli.
Jeszcze kilka lat wcześniej zrobiłaby wszystko, by znaleźć się w takiej
sytuacji, a jednak…
Odetchnęła.
Nie dając sobie czasu na wątpliwości, zadała pierwsze pytanie, które
przyszło jej do głowy:
– Gdzie znów
zniknął tata?
– Och… –
wyrwało się Layli. – O tym też miałam ci powiedzieć. Znaczy… W zasadzie
mi nie zabronił – kąciki jej ust nieznacznie drgnęły – zresztą wyraziłam się
dość jasno ostatnim razem. – Layla westchnęła. – Doszliśmy do wniosku, że
powinniśmy znaleźć Amelie.
Claire
uniosła brwi.
– Amelie?
Nie tego się
spodziewała. W jakimś stopniu poczuła się lepiej, kiedy nie usłyszała
imienia Claudii, ale…
– Spędziła
sporo czasu z Gabrielem. Może to faktycznie jest jakiś pomysł –
stwierdziła po chwili zastanowienia Layla. – Też chciałabym wiedzieć, co
tu się dzieje. Teraz tym bardziej ma wątpliwości.
– A co
z Claudią? – zapytała, zanim zdążyła ugryźć się w język.
Czuła, że
ryzykuje. Gdyby rozmawiała z Rufusem, nie odważyłaby się o to zapytać
– nie wprost i nie ryzykując niewygodnych pytań. Z mamą jednak
było inaczej, a Claire naprawdę chciała jej zaufać.
Wampirzyca
zawahała się. Wyprostowała się na swoim miejscu, krzyżując ramiona na piersi.
– O niej
wciąż nie chce rozmawiać, ale to pewnie wiesz – przyznała, ostrożnie dobierając
słowa.
– A ty?
Layla
potrząsnęła głową.
– Nie wiem.
Może jestem głupia, ale dla mnie to zmienia postać rzeczy. – Przez
jej twarz przemknął cień. – Nie to, co zrobiła Isabeau, oczywiście. No
i ty… Ty i Seth… – Urwała, przez chwilę niespokojnie obserwując
twarz córki. – Wiem, że to nie jest proste. Oczywiście, że nie, ale…
– Ale to jego siostra
– podsunęła cicho.
Mama
skinęła głową. Nawet jeśli była jakkolwiek zaskoczona tym, że mogłyby zgadzać się
w tej kwestii, nie dała niczego po sobie poznać.
– Uwierz
mi, że gdybym spotkała Claudię na ulicy zaraz po tym, co się stało,
osobiście skręciłabym jej kark. Wciąż mam ochotę – oznajmiła Layla. –
Teraz… pewnie miałabym ochotę. Powinnam mieć. – Westchnęła przeciągle. – Chyba
tak, ale… ale najpierw chciałabym porozmawiać. Tylko tyle.
Do Claire z opóźnieniem
dotarło, że w pewnym momencie wstrzymała oddech. Natychmiast zaczerpnęła
tchu, samej sobie nie potrafiąc wyjaśnić, czy czuła się bardziej
zaniepokojona, czy może wręcz przeciwnie.
Oczywiście,
że to rozumiała. Sama czuła się niewiele lepiej, kiedy wyszła na ulicę,
by wpaść na Claudię zaraz po tym, co ta zrobiła Sethowi. Aż
za dobrze pamiętała napięcie i sprzeczne uczucia, targające ją, kiedy
towarzyszyła ciotce, wówczas cudownie nieświadoma o tym, co tak naprawdę
je do siebie przyciągało. Wampirzyca wystarczająco wiele razy sama
wypominała jej, że upadła na głowę, ale…
Zawahała się.
Wciąż pełna wątpliwości, raz jeszcze zacisnęła dłoń w pięści. Przez chwilę
nasłuchiwała, nie tyle spodziewając się pulsowania, które
świadczyłoby o nadejściu kolejnego cudownego wiersza, co jakiegoś
wewnętrznego sprzeciwu – impulsu, który dałby jej do zrozumienia, że
upadła na głowę.
Nic podobnego
nie miało miejsca.
Sama ciągle
mi powtarza, że mam słuchać się intuicji. Skoro tak… Proszę bardzo!
Nie
sądziła, by taki argument powstrzymał Claudię od starcia jej z powierzchni
ziemi.
– Mamo… –
Bezceremonialnie otoczyła zaskoczoną Laylę ramionami. Rozluźniła się, kiedy ta bez wahania
odwzajemniła uścisk. – Bardzo się na mnie zdenerwujesz, jeśli dopiero
teraz pokażę ci coś, o czym nie wspominałam wcześniej? Swoją
drogą, bardzo cię kocham – dodała pospiesznie.
Layla
prychnęła. Mimo wszystko nie rozluźniła uścisku.
– Zabrzmiało
obiecująco…
Claire obawiała się, że po spotkaniu z miotającą się Claudią będzie miała do powiedzenia dużo więcej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz