1 grudnia 2021

Sto piętnaście

 

Miriam

Nie wierzyła, że to robi. Prawda była taka, że w pierwszej chwili miała ochotę roześmiać się Aldero w twarz. A potem najlepiej dokończyć to, co zaczęli jeszcze w apartamentowcu, kiedy rozważała wbicie mu kołka w serce, zasztyletowanie albo od razu wykopanie przez barierkę, tak dla jasności przekazu. Jakaś jej cząstka naprawdę miała ochotę to zrobić.

Później doszła do wniosku, że sam wieczór może okazać się interesująco. Perspektywa wejścia między ludzi i urządzenia małego zamieszania brzmiała kusząco. Co prawda Miriam niekoniecznie miała ochotę na takie towarzystwo, ale z drugiej strony…

Och, no i był jeszcze jej brat. I oczywiście Elena.

Z dwojga złego wolała udawać, że miała wybór. Już i tak zdecydowanie zbyt często ratowała im wszystkim tyłki. Jeśli mogła się przy okazji rozerwać, nie miała nic przeciwko.

Rozczesała włosy, pozwalając, by miękko opadły na ramiona. Chwilę zastanawiała się, czy nie powinna ich upiąć, ale w ostatniej chwili z tego zrezygnowała. Nie, koki i wymyślne fryzury nie były dla niej. W zasadzie wątpiła, by ktokolwiek zwracał uwagę akurat na ten aspekt jej wyglądu, zwłaszcza jeśli chodziło o płeć przeciwną. Jeśli czegoś nauczyła się o ludziach, to zdecydowanie tego, że pod wieloma względami zachowywali się niewiele lepiej od zwierząt.

Krytycznie zmierzyła własne odbicie wzrokiem, ostatecznie dochodząc do wniosku, że wyglądała znośnie. W podkreślającej sylwetkę, czarnej sukience – o wiele skromniejszej niż te, które czasami zwykła nosić – prezentowała się wystarczająco dobrze, ale nie wyzywająco. Nie przeszkadzało jej to, zwłaszcza że demoniczna aura miała zrobić swoje. Co prawda dziwnie czuła się bez skrzydeł, ale nie sądziła, by prowokowanie łowców na sam start okazało się dobrym pomysłem.

Bez pośpiechu wyślizgnęła się z łazienki. Nie potrzebowała niczego więcej, nie trudząc się ani makijażem, ani dodatkowymi ozdobami. Kiedy żyło się tyle czasu i brało się udział w niezliczonych uroczystościach, takie drobiazgi przestawały mieć znaczenie.

Świetnie, przeszło jej przez myśl, ledwo uprzytomniła sobie, że apartament opustoszał. Elena i Rafael zniknęli, co w normalnym wypadku byłoby kobiecie na rękę. Ba! Mogłaby nawet znieść obecność kręcącego się gdzieś po mieszkaniu, chwilowo nie próbującego niczego niszczyć Mgiełka. Do tego wszystkiego zdążyła przywyknąć, wręcz z premedytacją starając się unikać gruchającą ze sobą parkę. Patrzenie na Rafę i jego wybrankę było tak cudownie urocze, że aż przyprawiało ją o mdłości.

Ale wciąż musiała znosić obecność Aldero. Czuła go wyraźnie w salonie, a kiedy zajrzała do pokoju, przekonała się, że rozsiadł na sofie, jakby od niechcenia spoglądając w stronę tarasu. Gdyby się postarała, mogłaby zajść go od tyłu i przetrącić mu kark, tak na powitanie. I tak nic by mu się nie stało, ale przynajmniej miałaby satysfakcję.

Mira zacisnęła usta. W następnej sekundzie niechętnie schowała dumę do kieszeni i przestąpiła naprzód, specjalnie stukając wysokimi obcasami o posadzkę. Tak dla bezpieczeństwa, jeśli mieli gdziekolwiek się ruszyć.

Natychmiast się odwrócił. Zauważyła, że jego oczy rozszerzyły się nieznacznie. Przynajmniej miał na tyle taktu, by odwrócić wzrok, ale i tak wyczuła, że dokładnie zlustrował całą jej sylwetkę.

Powstrzymała się przed wywróceniem oczami. Mogła się tego spodziewać.

– No, co? – westchnęła, wspierając dłonie na biodrach.

Poderwał się na równe nogi. To, że się zmieszał, było dla niej równie jasne, co i fakt, że nagle przyspieszył mu puls.

– N-nic – mruknął, choć jego ton sugerował zupełnie coś innego. – Po prostu… wyglądasz… Hm.

Brwi Miry powędrowały ku górze.

– Jak?

Wcale nie miała pewności, czy chce poznać odpowiedź. Napięcie, które wytworzyło się między nimi całe tygodnie wcześniej, wciąż nie zniknęło. Jakby tego było mało, w pamięci miała rozmowę, którą odbyli, kiedy tak po prostu przyszedł, by porozmawiać.

Przeprosiny. I pocałunek…

Kolejny cholerny pocałunek, który nie powinien mieć miejsca. Jakby w ogóle kiedykolwiek przejmowała się tym, co właściwie!

Ale z nim było inaczej.

– Normalnie – usłyszała i to wystarczyło, by wyrwać ją z zamyślenia. Zamrugała nieco nieprzytomnie, na powrót skupiając wzrok na wampirze. – Zadziwiająco… normalnie.

Parsknęła. Spodziewała się, że to głupi żart, z którego zaraz się wycofa, ale nic podobnego nie miało miejsca. Aldero po prostu tam stał, w eleganckiej koszuli i przerzuconej przez ramię marynarce, opowiadając… takie rzeczy. I, cholera, wydawał się przy tym tak cudownie niewinny i szczery, że nie mogła tego zignorować.

Chwilę jeszcze mierzyła go wzrokiem, analizując to, co powiedział. W następnej sekundzie nie wytrzymała, wybuchając niemalże serdecznym śmiechem.

– Rany – westchnęła, przyciskając dłoń do ust. – Teraz to dopiero mnie skomplementowałeś… Wyglądam normalnie – powtórzyła, nie przestając się uśmiechać.

– Schowałaś skrzydła. I masz na sobie całkiem niezłą kieckę, więc…

Znów zachichotała.

– Sugerujesz mi właśnie, że to dla mnie niecodzienne, że nie wyglądam jak kurtyzana? – zapytała, podejrzliwie mrużąc oczy.

Drgnął. Spojrzał na nią z niedowierzaniem, momentalnie jeszcze bardziej zmieszany. Przygryzła wargę, by powstrzymać uśmiech, aż nazbyt świadoma, że postępowała co najmniej nieuczciwe. Jasne, że wytrąciła go z równowagi. Czasami manipulowanie facetami było aż nazbyt proste.

– Oczywiście, że nie – powiedział w końcu. – Ej… To jedno z tych podchwytliwych babskich pytań, jak te z serii „Czy ten kolor mnie pogrubia”?

– A pogrubia?

Warknął, odsłaniając kły.

– Możesz przestać? – Potrząsnął głową. – Próbuję cię skomplementować – dodał, ale to jedynie bardziej ją rozbawiło.

– Próbuj dalej – rzuciła, bez pośpiechu przechodząc przez salon, by zabrać wcześniej przygotowaną torebkę. Pomijając telefon, była pusta. Miriam nie potrzebowała się wysilać, by w razie potrzeby dobyć broni. – Zbieramy się?

– Mamy jeszcze chwilę – stwierdził, zerkając na zegarek. – To niedaleko.

– Szybciej byłoby, gdybym poleciała – westchnęła, wznosząc oczy ku górze.

Poruszanie się bez skrzydeł zdecydowanie jej nie odpowiadało. Zbyt mocno przywykła do ich obecności i tego, że większość czasu po prostu kryła się przed wzrokiem ludzi. Jasne, nie miała najmniejszego problemu z udawaniem człowieka, ale ani trochę tego nie lubiła. Wciąż nie pojmowała jak w ogóle doszło do tego, że istoty mroku zaczęły ukrywać się przed ludźmi.

Z drugiej strony, coś w słowach Aldero dało jej do myślenia. Mogła się nad nim pastwić, wciąż wściekał… Och, w zasadzie za wszystko! A jednak niezależnie od emocji, które w niej rozbudzał, coś w jego staraniach i sposobnie, w jaki na nią patrzył, sprawiało kobiecie przyjemność.

– Mogę spróbować jeszcze raz? – zapytał Al, skutecznie wprawiając Mirę z konsternację.

– Spróbować co?

– Powiedzieć coś miłego – wyjaśnił, nie kryjąc rozdrażnienia. Zaraz po tym pospiesznie wziął się w garść i dodał: – Wyglądasz jak dziewczyna Bonda. Może być?

Uśmiechnęła się. Tym razem o wiele mniej złośliwie, dobrze wiedząc, że sobie żartował – nie tyle przy samym komplemencie, co zdecydowanie doborze słów.

Odwróciła się, by ukryć to, że jednak był w stanie poprawić jej humor.

– Jakbym jeszcze miała swojego Bonda… – westchnęła, nie mogąc się powstrzymać. – A teraz chodź. Jeszcze dobrze stąd nie wyszliśmy, a ty już gadasz jak po kilku głębszych.

Skwitował te słowa parsknięciem. Kiedy dyskretnie się na niego obejrzała, przekonała się, że się uśmiechnął.

 

Mira nie rozumiała ludzi. Naprawdę nie pojmowała, co takiego śmiertelnicy widzieli w połowie miejsc, które określali mianem „renomowanych”. Hotel Hilton – choć popularny i podobno oblegany – nie zrobił na niej większego wrażenia. Rozświetlony, pokaźnych rozmiarów budynek może i robił wrażenie na pierwszy rzut oka, ale dla niej niczym nie różnił się od połowy miejsc, które miała okazję zaobserwować w Seattle. Zbyt jasny, zbyt głośny, zbyt nowoczesny – ani trochę nieatrakcyjny z perspektywy kogoś, kto liczył sobie kilka wieków.

Czasami tęskniła za spokojem i większymi możliwościami. Za swobodą, z jaką mogła poruszać się po mieście, nie ukrywając tego, kim naprawdę była. Stojąc pośród zmierzającego w swoje strony tłumu, Miriam czuła się niemalże jak zmuszona do gry kukiełka. Uśmiechała się niewinnie, krocząc u boku Aldero, ale to nawet w połowie nie oddawało jej faktycznego nastroju.

Przemknęli przez recepcję, nie poświęcając większej uwagi obecnym tam ludziom. Nie miała pojęcia, czy to zasługa wampira, czy może normą było, że niektórzy goście sami wiedzieli, gdzie powinni się udać. Nie wnikała. Po prostu wsiadła do windy, jakby od niechcenia opierając się plecami o ścianę i czekając, aż ta zatrzyma się na odpowiednim piętrze.

– Masz zaproszenie? – zapytała pod wpływem impulsu.

Wyprostował się. Nerwowym gestem sięgnął do kieszeni marynarki. Miriam wywróciła oczami, ale zanim zdążyła radośnie obwieścić mu, że był idiotą, Aldero pomachał jej przed nosem znajomą już kopertą.

– Żartuję – obruszył się. – Nawet w tym nie możesz mi zaufać?

– Hm… – Postukała palcem o podbródek. Spoglądając mu prosto w oczy, przekrzywiła głowę. – Nie. Nie bardzo.

Nawet jeśli miał w planach odpowiedzieć, nie miał po temu okazji. Winda zatrzymała się, krótkim sygnałem dźwiękowym obwieszczając, że dotarli do celu. Miriam wysiadła jako pierwsza, nie czekając na asystę i bez chwili wahania kierując się w głąb korytarza.

Łatwo zorientowała się, dokąd iść. Salę konferencyjną dało się zauważyć z daleka, nie tylko dzięki zgromadzonym przy wejściu ludziom. Ktoś ustawił przed wejściem szyld powitalny, ale nie zwróciła na niego uwagi. Bardziej zainteresował ją symbol otoczonego poświatą oka i złote litery, układające się w hasło: Zlot Uzdolnionych.

Bardzo subtelnie, zadrwiła w myślach. Z drugiej strony, mogła się tego spodziewać. Przez wieki widziała sporo, zresztą ludzie nie różnili się od siebie aż tak bardzo, jak mogłoby się im wydawać. Kiedy żyło się wiecznie, pewne kwestie stawały się dużo jaśniejsze. Tak jak i zjawiska, które swobodnie obserwowała przez cały ten czas. Wszystkie religie, zgromadzenia naukowe, sekty… Chwilami miała wrażenie, że działały tak samo. Zwłaszcza te, które z jakiegoś powodu nie rozpadały się po kilku pierwszych spotkaniach.

Wciąż mogła tylko zgadywać, czego oczekiwali ci ludzie, ale obserwując otoczkę spotkania, nie mogła pozbyć się wrażenia, że zapowiadało się wyjątkowo nudno. Widok ważniaków w garniturach, perspektywa klepania po plecach i nagradzania za własne, rzekomo świetne pomysły, nie wróżyły niczego dobrego. Na pewno nie niebezpiecznego, chociaż…

No dobra. A co z uczestnikami?

Tylko tego była ciekawa. Ten element nie pasował, choć za wszelką cenę usiłowała go zrozumieć. Gdyby to miało okazać się spotkaniem inauguracyjnym, wszystko stałoby się jasne. Ludzie bywali prości. Trochę przepychu, ładne słówka i kilka niepokrytych obietnic wystarczyłoby, żeby namieszać im w głowie. To i ich własny strach, co zresztą działo się przez cały ten czas. W końcu co innego kierowało takimi osobami jak Shannon czy Jocelyne, kiedy zgodziły się wziąć udział w projekcie, nie zadając zbędnych pytań?

Ale teraz już wiedziały. Wszyscy wiedzieli. Kto mógł okazać się na tyle szalony, by oczekiwać pojawienia się gości…?

To wcale nie tak, że właśnie przyszliśmy, pomyślała, kątem oka spoglądając na Aldero. Podchwycił jej spojrzenie i przyspieszył kroku, jak gdyby nigdy nic ujmując Mirę pod ramie. Pozwoliła mu na to, decydując się zostawić wątpliwości na później. W końcu po to tutaj byli. Ona z kolei miała rolę do odegrania.

Razem podeszli do wejścia. Ubrana w elegancką, czerwoną suknię blondynka (Farbowana. Mira była tego pewna równie mocno, co i własnego sztucznego uśmiechu) skinęła im głową i poprosiła o zaproszenie. Aldero pospiesznie wyciągnął kopertę.

– Ambrose… – odczytała kobieta, przenosząc wzrok na listę gości. Przesunęła wzrokiem po spisie. Wciąż się uśmiechała, ale między jej brwiami pojawiła się pionowa zmarszczka. – Shannon, tak? Mogłabym prosić o…?

Urwała. Coś zmieniło się w wyrazie jej twarzy, kiedy spojrzała w ciemne oczy Aldero. Mira nie wyczuła telepatii, szybko orientując się, że w grę musiała wchodzić czysta perswazja.

Nie pewny uśmiech pojawił się na twarzy kobiety. Zamrugała, jakby nagle wyrwana ze snu.

– O czym to ja…? A, tak. Zapraszam.

Wampir nawet się nie zawahał. Przestąpił naprzód, stanowczo ciągnąc Miriam za rękę. W normalnym wypadku zdzieliłaby go za to po głowie, ale coś w jego zachowaniu dało jej do myślenia. Pospiesznie wyrównała krok, zajmując miejsce u jego boku. Odczekała, aż znajdą się wystarczająco daleko od kobiety przy wejściu, by się odezwać.

– Co jest? – szepnęła, uważnie wodząc wzrokiem dookoła.

Gości nie było wielu, ale i tak uniosła brwi na ich widok. Kobiety i mężczyźni w różnym wieku, swobodnie dyskutujący ze sobą w parach bądź większych grupach. Niektórzy rozsiedli się przy starannie zastawionych, czteroosobowych stolikach, inni krążyli po skromnej, choć przyjemnej dla oka sali. Sądząc po wystroju, Mira była skłonna spodziewać się uroczystego bankietu albo spotkania integracyjnego jakiejś niewielkiej firmy.

Z głośników leciała muzyka, wystarczająco cicho, by nie przeszkadzać w rozmowach. Wydzielono nawet niewielką przestrzeń, by tańczyć, choć na to zdecydowało się raptem kilka osób. Demonica uniosła brwi, mimowolnie zastanawiając się nad tym, czy jakimś cudem czegoś nie pomylili. Przynajmniej na razie ani trochę nie czuła się jak na prywatnej imprezie hobbistycznych łowców wampirów, chociaż kto ich tam wiedział. Kolejne pokolenia i tak jawiły jej się jako coraz głupsze.

Zdążyła podejść do przygotowanego pod ścianą stołu szwedzkiego, nim Aldero w końcu zdecydował się odpowiedzieć na pytanie.

– Coś tu nie gra – wyjaśnił, ostrożnie dobierając słowa. – Tamta kobieta wiedziała, jak powinna wyglądać Shannon, chociaż nigdy nie widziała jej na oczy.

– Mhm…

Mira wzruszyła ramionami. Ignorując karcące spojrzenie swojego towarzysza, ujęła kieliszek szampana. Przynajmniej o to zadbali, choć gdyby miała wybierać, wolałaby coś o wiele mocniejszego.

– Serio zamierzasz się upić? – zapytał z niedowierzaniem Aldero. Skrzyżował ramiona na piersi, wyraźnie poirytowany. – Słuchałaś w ogóle, co powiedziałem?

– Trudno, żebym tego nie robiła. A wracając do pytania… – Potrząsnęła kieliszkiem, przypatrując się jak złocisty trunek zmienia kształt zależnie od nachylenia. – Masz słabą głowę, jeśli uważasz, że zaszkodzą mi bąbelki – stwierdziła, unosząc naczynie do ust.

Zauważyła, że się skrzywił. Nie powstrzymała uśmiechu, nie tylko dlatego, że udało jej się trafić w sedno. Aż za dobrze pamiętała tamtą jedną, przeklętą noc, kiedy to poszła z nim do łóżka. Po pijaku, bez zobowiązań i wtedy wcale nie zadręczając się tym, że mogłaby być czyimkolwiek zamiennikiem. Wtedy mogła po prostu rozkoszować się jego bólem, mogąc choć trochę poprawić sobie nastrój w całym tym szaleństwie. Na tyle, na ile było to możliwe, skoro słaniała się na nogach po walce z Hunterem.

„Odpowiedni moment, niewłaściwa kobieta”. Te słowa wciąż ją prześladowały.

W pośpiechu pociągnęła łyk. Alkohol okazał się rozczarowująco słaby, ale i tak wydawał się lepsze niż nic. Skoro już zgodziła się tutaj przyjść, zamierzała korzystać na tyle, na ile miało się to okazać możliwe.

– Jak sobie chcesz. Nie będę cię odprowadzał do apartamentowca – mruknął Aldero, wznosząc oczy ku górze.

– O ile pamiętam, ostatnim razem to ja prowadziłam ciebie.

– Nie wierzę, że to mówię, ale… Ech, możemy się skupić? – rzucił bez większego przekonania. – Co sądzisz?

– Że mógłby mieć więcej procent – odparła zgodnie z prawdą, spoglądając na w połowie opróżniony już kieliszek.

– Mira! – syknął.

Zgromiła go wzrokiem. Dla pewności rozejrzała się, chcąc upewnić się, czy nikt przypadkiem się im nie przysłuchuje.

Odstawiła niedopitego szampana na bok. Bezceremonialnie przesunęła się bliżej, niemalże zmuszając wampira do tego, by wycofał się pod ścianę. Jego oczy rozszerzyły się nieznacznie, kiedy nachyliła się na tyle, by móc szeptać mu wprost do ucha.

– Na razie szkodzisz nam bardziej niż ja. Nie mów do mnie po imieniu, jeśli nie chcesz stąd wylecieć – szepnęła, uśmiechając się przy tym w przesadnie słodki, wymuszony sposób. Skinął głową, jakby dopiero w tamtej chwili dotarło do niego, że pozwolił sobie na zbyt wiele. – Świetnie. A teraz po prostu wyluzuj i daj mi się zabawić. Jeśli coś będzie nie tak, poradzimy sobie. Po to mnie zabrałeś, tak?

Nie wyglądał na przekonanego, ale przynajmniej nie zaprotestował. Była za to wdzięczna, mimowolnie zastanawiając się nad tym, jak ironiczne okazało się to, że na wszystkie możliwe osoby, akurat Aldero Devile próbował udawać tego rozsądnego. Nie dziwiło jej, że zaangażował się aż do tego stopnia – w końcu chodziło o bezpieczeństwo jego przyjaciółki i kuzynki – ale i tak ją zaskoczył. Na swój sposób pozytywnie, bo zdecydowanie nie sprawiał wrażenia odpowiedzialnej osoby.

Odpowiedzialna osoba nie pcha się w paszczę lwa z demonem u boku, poprawiła się w myślach. Jakoś nie wątpiła, że wampir zdawał sobie z tego sprawę. Z tego, że kilku uzbrojonych śmiertelników stanowiło o wiele mniejsze zagrożenie niż ona, tym bardziej.

Wróciła do popijania szampana, jednocześnie dyskretnie wodząc wzrokiem po sali. Dookoła wciąż panował spokój. Słuchała muzyki, jakby od niechcenia kołysząc się i obracając w dłoni kieliszek. Mimo wszystko myślami wraz po raz uciekała do sytuacji z wejścia i tego, co powiedział jej Aldero. Mogła udawać, że go nie słucha i że wcale nie interesuje ją to, jak poważnie prezentowała się sytuacja, ale instynkt wciąż robił swoje. Doświadczenie zaś pozwoliło Mirze z czystym sumieniem stwierdzić, że coś zdecydowanie tutaj nie grało.

Mogła znaleźć wiele wyjaśnień na to, dlaczego blondynka przy wejściu znała wygląd gości… A przynajmniej Shannon. Na dłuższą metę nie było to problemem, ale w istocie wydało się Mirze niepokojące. Jasne, w grę mogły wchodzić kamery, akta osobowe albo cokolwiek innego, ale nie poczuła się dzięki temu lepiej. Cokolwiek za tym stało, ci ludzie wiedzieli za dużo.

Nieodpowiednie informacje w jeszcze mniej odpowiednich rękach mogły okazać się zgubne.

Wciąż o tym myślała, kiedy coś innego przykuło jej uwagę. Wyprostowała się, w ostatniej chwili powstrzymując od rozejrzenia się dookoła. Musiała zachowywać się naturalnie, przynajmniej przez jakiś czas. Zbyt otwarte węszenie po sali nie brzmiało jak dobry pomysł, a jednak…

W powietrzu coś było. Coś, co jakimś cudem wcześniej umknęło jej uwadze. Początkowo pomyślała nawet, że właśnie wyczuwa któregoś ze swoich pobratymców, ale prawie natychmiast odsunęła od siebie tę myśl. Nie, nie tak. Chodziło o coś o wiele bardziej subtelnego, a przy tym innego niż dzieciaki podobne do tych, które z trudem przeżyły eksperymenty łowców. Czuła, że powinna rozpoznać tę dziwną aurę, ale w głowie miała pustkę.

Ale przecież ją znała. To było coś…

Uniosła brwi. Zrozumienie pojawiło się nagle, a gdyby nie świadomość, że Licavoli i Cullenowie prędzej zaprosiliby Isobel na herbatkę niż pozwolili na to, by ich najmłodsza dziecina pojawiła się w tym miejscu, zaczęłaby wypatrywać bytności Jocelyne.

I to jest dopiero ciekawe…

Tyle że w tłumie gości nie dostrzegła niczego podejrzanego. Musiała rozejrzę się dokładniej, ale nie miała pojęcia w jaki sposób. Niepotrzebne zwracanie uwagi nie wchodziło w grę, ale…

– Aldero – szepnęła, pospiesznie zwracając się w jego stronę.

Zauważyła, że zdążył się trochę rozluźnić. Rozpiął marynarkę, dzięki czemu wydał jej się o wiele mniej oficjalny i we właściwy dla siebie sposób roztrzepany. Również sięgnął po szampana, choć w przeciwieństwie do niej nie spieszył się z dopiciem swojej porcji. Tak może było lepiej, zwłaszcza że już miała okazję przekonać się, co dzieje się z nim po pijaku.

Szybkim krokiem pokonała dzieląca ich odległość. Spojrzał na nią w roztargnieniu, kiedy tak po prostu chwyciła go za rękę. Zrobił wręcz taki ruch, jakby chciał się odsunąć, być może w obawie przed tym, że mogłaby chcieć mu przyłożyć.

Chciała. Oczywiście, że tak, ale… to mogło zaczekać.

– Chodź zatańczyć – oznajmiła z rozbrajającą wręcz szczerością.

Spojrzał na nią tak, jakby widział ją po raz pierwszy. Mira wydęła usta, czując na sobie jego ciemne, błyszczące oczy. Znów wpatrywał się w nią tak dziwnie, tak jak w apartamencie, kiedy tak dziwnie zareagował na to, że mogłaby wyglądać normalnie.

Czekała na… cokolwiek. Zwłaszcza wątpliwości albo głupie pytanie, ale…

– Jak sobie życzysz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa