10 grudnia 2021

Sto dwadzieścia

Renesmee

Aldero został do rana. Ta jedna kwestia została przesądzona już w chwili, w której przenieśliśmy się do salonu, a wampir po prostu przysnął na kanapie. Jako że mogłam tylko zgadywać, co oznaczało przebicie kołkiem dla wampira, nie próbowałam go budzić. I tak nie powiedziałby niczego, co mogłoby rozjaśnić sytuację.

Sama mimo zmęczenia nie wyobrażałam sobie, że mogłabym zasnąć. Layla dotrzymywała mi towarzystwa, na wszystkie sposoby próbując znaleźć jakiś neutralny temat do rozmowy. Byłam jej za to wdzięczna, nawet jeśli ta metoda niekoniecznie działała. Prawda była taka, że w głowie wciąż miałam mętlik.

Nie miałam pojęcia, co zrobić z Castielem. Samo to, że zaatakował Aldero, zdawało się mówić samo za siebie. Wiedział o wampirach, a skoro tak… Och, no i uczestniczył w projekcie, o którym już wcześniej wiedzieliśmy, że miał związek z łowcami. Po zamieszaniu z porwaniem Layli, śmiercią Allegry i późniejszą przemianą Beatrycze, ten temat zszedł na dalszy plan. Chciałam wierzyć, że Castiel nie miał o niczym pojęcia, zwłaszcza że zachowywał się normalnie i wyraźnie mnie lubił, ale teraz nie miałam już żadnych wątpliwości.

Słodka bogini, nie miałam pojęcia, co o tym myśleć. Jak długo wiedział? Uświadomiłam sobie, że ostatecznie nie skorzystał z zaproszenia, kiedy zasugerowałam mu, by wpadł na otwarcie klubu. Nie widziałam go od dnia mojego powrotu na uczelnie i choć to nie musiało o niczym świadczyć, nagle poczułam się jeszcze gorzej. Gdybym przynajmniej wiedziała, czego się po nim spodziewać…

Zadręczałam się aż do powrotu Gabriela i Ryana. Ulżyło mi, kiedy przekonałam się, że obaj wyglądali nieźle. Co prawa Ray ewakuował się przy pierwszej okazji, ale zdecydowałam się tego nie komentować.

– Hej. – Gabriel uniósł brwi, kiedy zauważył Aldero. Rzucił mi pytające spojrzenie, więc po prostu wstałam, dając mu do zrozumienia, byśmy przeszli do sypialni. – Co się stało? – rzucił z powątpiewaniem, momentalnie się spinając.

– To dłuższa historia – przyznała wymijająco Layla.

Nie pocieszyłyśmy go tym. Co do tego nie miałam wątpliwości, ale przynajmniej nie próbował pytać aż do momentu, w którym nie dotarliśmy do naszej sypialni. Pospiesznie zamknął drzwi, po czym z uwagą spojrzał na mnie i na bliźniaczkę.

Westchnęłam. Zmęczenie dało mi się we znaki, pozbawiając resztek cierpliwości. To, że Gabriel nie miał się ucieszyć, równie było dla mnie oczywiste, a jednak…

Podeszłam bliżej. Wyciągnęłam dłoń ku jego twarzy, gotowa wyjaśnić wszystko w najbardziej naturalny dla mnie sposób. Chwycił mnie za nadgarstek, bezceremonialnie przyciągając do siebie i zamykając w zdecydowanym uścisku. Nie czekając aż wykorzystam dar, łagodnie wniknął do mojego umysłu. Pozwoliłam mu na to, nie pierwszy raz czując się tak, jakbym stała w podmuchu przyjemnie ciepłego wiatru.

Wyczułam, że Gabriel sztywnieje. Odsunął się ode mnie gwałtownie, raz po raz potrząsając głową.

– Szlag – wyrwało mu się. Na ułamek sekundy zwrócił się do mnie plecami, wyraźnie pobudzony. – Mówiłem, że coś z nim nie tak.

Splotłam ramiona na piersi, niepewna, co zrobić z rękoma. Oczywiście. Od samego początku był sceptycznie nastawiony do Castiela, bynajmniej nie dlatego, że od początku wyczuł w nim coś niewłaściwego. Ostatecznie nie powiedziałam tego na głos, dobrze wiedząc, że zazdrość Gabriela pozostawała sprawą drugorzędną. Co więcej, sprzeczanie się o faktyczne intencje Castiela i tak nie miało nas do niczego doprowadzić.

– Co robimy? – zapytała ze swojego miejsca Layla, siadając na skraju łóżka. – Aldero ma się nieźle. No i sytuacja podobno jest pod kontrolą, więc…

Gabriel rzucił jej sceptyczne spojrzenie.

– Jeśli wierzyć demonom – przypomniał, starannie dobierając słowa. – Tyle dobrego, że wyszli stamtąd cało. Ale to nie wyjaśnia… Cóż, praktycznie niczego – dodał, wzdychając cicho. – Potrzebujemy informacji. Jeśli Rafael coś ustali, to fantastycznie, ale wygląda na to, że nie mają żadnego pomysłu na to, co się tam stało. Jeśli jedynym tropem jest Castiel…

– Sugerujesz coś? – zaniepokoiłam się.

Nie chciałam, by wpakował się w kłopoty. Wizja Gabriela, który jedzie prosto na uczelnie, by rozmówić się z potencjalnym wrogiem wydała mi się aż nazbyt żywa. Niemalże mogłam wyobrazić sobie, jak próbuję trzymać tych dwóch na dystans, nie chcąc ryzykować, że ktoś zauważy więcej niż powinien. To nie tak, że nie ufałam rozsądkowi męża, ale jak znałam jego porywczość…

Och, kogo próbowałam oszukać? Spodziewałam się wszystkiego, zwłaszcza po tym jak specjalnie dla mnie popędził do Isobel, cudem wychodząc z tego spotkania żywy.

Podchwyciłam spojrzenie znajomych, przypominających dwie czarne dziury oczu. Kąciki ust Gabriela drgnęły, jakby doskonale wiedział, co chodziło mi po głowie. Nawet jeśli tak było, powstrzymał się od reakcji, w następnej chwili rozluźniając się – tylko nieznacznie, ale jednak.

– Nie – powiedział w końcu. Brzmiał trochę tak, jakby próbował przekonać przede wszystkim siebie. – Co najwyżej to, byśmy poczekali do rana. Zaczyna świtać.

– Mamy jeszcze jakieś dwadzieścia minut do brzasku – podpowiedziała mu usłużnie Layla.

Przeciągnęła się, po czym z gracją poderwała z miejsca. Wyglądała blado, co jedynie utwierdziło mnie w przekonaniu, że miała rację. Wampiry takie jak ona zdecydowanie nie tryskały entuzjazmem, kiedy zbliżał się świt.

– Tym bardziej. Idź się położyć, sis – zachęcił ją Gabriel, siląc się na blady uśmiech.

– Tylko pod warunkiem, że tu i teraz obiecasz mi, że nie zrobisz nic głupiego.

Skrzyżowała ramiona na piersiach. Choć zabrzmiała swobodnie, niemalże tak, jakby się z nim droczyła, wyczułam w jej głosie nutę stanowczości. Coś w błękitnych oczach sprawiło, że poczułam się nieswojo.

– Nie wiem, czy podoba mi się to, że obie patrzycie na mnie tak dziwnie… – mruknął Gabriel, wywracając oczami. – Wciąż tu jestem. I nigdzie się nie wybieram, więc…

– Na pewno? – Layla nie wyglądała na przekonaną. – Zdenerwowałeś się. Czuję to.

Miała rację. Co prawda większość emocji Gabriela ginęła, stłamszona przez moje własne, ale kiedy skupiłam się na więzi, mogłam wyczuć jego poruszenie. Wydawało się niczym w porównaniu do mojego własnego, ale i tak się zmartwiłam.

– Oczywiście, że jestem. I wcale nie chodzi mi tutaj o Castiela.

– Cokolwiek chodzi ci po głowie, nie wybieram się na uczelnię – zapowiedziałam, decydując się postawić sprawę jasne.

Natychmiast przeniósł wzrok na mnie. Pozwoliłam, by splótł ze sobą nasze palce, mimowolnie rozluźniając się pod jego dotykiem.

– O tym też nie myślałem – zapewnił i zabrzmiało to szczerze. – Nie zamierzam robić zamieszania w miejscu pełnym ludzi, mi amore. Mam inny pomysł, ale to może poczekać.

– Inny? – powtórzyłam, unosząc brwi.

– Nie do końca mi się to podoba, ale pomyślałem o Liz. Skoro wszystko ma związek z łowcami…

Nie dokończył, ale tak naprawdę nie musiał. Skinęłam głową, uświadamiając sobie, że miał rację. Jeśli ktoś miał szansę dowiedzieć się czegoś konkretnego, to zdecydowanie Elizabeth.

Nie będzie zadowolona, uświadomiłam sobie. Tak naprawdę nie miałam pewności, czy utrzymywała jakikolwiek kontakt z rodziną. Z drugiej strony, był jeszcze Ulrich, choć nie widziałam go od dnia, w którym wraz ze wszystkimi innymi utknął w pułapce stworzonej przez Ciemność. Aż za dobrze pamiętałam spojrzenie, którym obdarował mnie, kiedy zaczęło do niego docierać, że niekoniecznie byłam osobą, z którą spędził czas.

Westchnęłam. Na pewno mógł się czegoś dowiedzieć, zwłaszcza że sytuacja z hotelu jak nic miała odbić się echem. Możliwe, że posiadanie wtajemniczonego, wysoko postawionego śledczego mogło okazać się praktyczne.

Nie byłabyś taka spokojna, gdyby chodziło o Charliego…

Pospiesznie odrzuciłam od siebie tę myśl. Jak długo trzymaliśmy się jakiegoś rozsądnego planu, mogłam przynajmniej udawać, że się nie martwię.

– Idę do siebie. Gdyby coś się działo, wiecie, gdzie mnie szukać – zapowiedziała Layla, wycofując się do wyjścia.

Skinęłam głową. Odprowadziłam dziewczynę wzrokiem, w końcu pozwalając sobie na chwilowe rozluźnienie. Co prawda moje myśli wciąż krążyły wokół Castiela, ale już nie poświęcałam im aż takiej uwagi. Przynajmniej na razie sytuacja wydawała się stabilna – na tyle, na ile to możliwe. Jak długo mieliśmy jakikolwiek ślad…

Sis? – rzucił Gabriel, w ostatniej chwili zwracając się do bliźniaczki. Przystanęła w progu, natychmiast odwracając w jego stronę. – Rufusa nie ma? – rzucił jakby od niechcenia.

Wzruszyła ramionami.

– Wyszedł krótko po was. Pogadam z nim, kiedy tylko się pojawi – zapewniła, rzucając bratu promienny uśmiech. – Może powie nam coś twórczego o tym, co tam się stało. A co?

– Nic takiego. Po prostu głośno myślę… – rzucił wymijająco Gabriel. – Wciąż nie wierzę, że akurat do mnie mogłabyś mieć pretensje o działanie na własną rękę.

O dziwo, wampirzyca jedynie się uśmiechnęła.

– Rufus nie działa na własną rękę. No, nie do końca – wyjaśniła usłużnie. – Wiem dobrze, że poszedł szukać Amelie.

Tym razem sama również spojrzałam na nią z zaciekawieniem. Nie pytałam, kiedy okazało się, że wampir przy pierwszej okazji wybył, jak zwykle nie tłumacząc się z tego, co zamierzał zrobić. To nie byłby pierwszy raz, zresztą dobrze pamiętałam naszą rozmowę w Mieście Nocy i to, że już wtedy twierdził, że wciąż ma kilka spraw do załatwienia. Na dłuższą  metę chyba nawet nie powinnam być zaskoczona, a jednak…

Layla uchyliła drzwi i wyślizgnęła się na korytarz.

– Dobranoc, kochani.

Wymieniłam z Gabrielem spojrzenia, ledwo dziewczyna zniknęła nam z oczu. Po wyrazie jego twarzy nie potrafiłam stwierdzić, co tak naprawdę sobie myślał. Ostatecznie zadowoliłam się tym, że przygarnął mnie do siebie, jakby od niechcenia muskając palcami końcówki moich włosów.

– Czy ja chcę wiedzieć, czego Rufus chce od Amelie? – zapytał z powątpiewaniem, ani na moment nie luzując uścisku.

– Wątpię.

Skinął głową, przynajmniej chwilowo usatysfakcjonowany taką odpowiedzią. W następnej sekundzie przemieścił się, ciągnąć mnie za sobą wprost na materac. Z ulgą ułożyłam się u jego boku, w końcu będąc w stanie się rozluźnić.

Zamknęłam oczy. Wciąż miałam wątpliwości co do tego, co się stało, ale te mogły poczekać. Po pierwsze, Aldero i Mira wyszli z tego cało. Co więcej, obyło się bez wciągania w to Jocelyne, za co mimo wszystko byłam tej dwójce wdzięczna. Na tyle, bym powstrzymała instynktowne pragnienie zdzielenia chłopaka po głowie za to, że nawet słowem nie wspomniał o zaproszeniu, które dostała Shannon.

A po drugie, przynajmniej na razie nic nie zapowiadało bezpośredniej konfrontacji z Castielem. Wypytanie Elizabeth albo Ulricha wydawało się najlepszym rozwiązaniem. Jakaś część mnie naiwnie chciała wierzyć, że coś pomyliłam albo że istniało jakieś sensowne wyjaśnienie, ale…

Natychmiast odrzuciłam od siebie te myśli. Później, zadecydowałam i choć nie sądziłam, że to możliwe, ostatecznie udało mi się zasnąć.

 

Liz kilkukrotnie obróciła telefon w dłoniach. Nieznacznie pobladła, ale nawet słowem nie skomentowała naszej prośby. W zasadzie sposób, w jaki przyjęła wszystkie nasze wyjaśnienia, okazał się zadziwiająco wręcz normalny.

Siedzieliśmy większą grupą w salonie, tym razem w o wiele dogodniejszych warunkach. Cóż, na tyle, na ile było to możliwe. Aldero wyglądał lepiej, co przyjęłam z ulgą, zwłaszcza że już nie brzmiał aż tak niespokojnie jak w nocy. Kiedy przyszło co do czego, z ponownym wyjaśnieniem sprawy poradził sobie dużo lepiej. Obserwując jego ruchy miałam wrażenie, że patrzę na Isabeau – opanowaną i pewną siebie.

Niewiele zmieniło się w ciągu zaledwie kilku godzin. Ani Miriam, ani Rafael nie odzywali się, ale nie miałam pewności, czy to dobrze. Żadne z nas nie miało żadnej cudownej teorii i to łącznie z Rufusem, który w międzyczasie wrócił do domu. Nie wyglądał na zaskoczonego, co utwierdziło mnie w przekonaniu, że Layla zdążyła wtajemniczyć go w szczegóły, nim otrząsnęliśmy się na tyle, by zająć się sprawą.

Pomijając Damiena i Liz, chcąc nie chcąc musiałam pozwolić na to, by Al uświadomił również Jocelyne. Siedziała w milczeniu na kanapie, wyraźnie poruszona. Ryan krążył gdzieś w pobliżu, po prostu słuchając i w żaden sposób nie komentując tego, co się działo. Jedynie od czasu do czasu rzucał niepewne spojrzenia Joce, jakby chcąc upewnić się, czy wszystko z nią w porządku.

Spiął się jedynie przy wzmiance o Castielu i to przypomniało mu, jak alergicznie reagowała na niego Cassandra. Jeśli faktycznie miał z tym wszystkim związek, a do tego wszystkiego wiedział, co tak naprawdę dolegało jego podopiecznej…

Zacisnęłam usta. Taki scenariusz zmieniał wszystko, aż za dobrze tłumacząc rozżalenie Cassie.

Jedynie Claire wybyła z domu, jako jedyna wciąż próbując sprawiać pozory i pojawiać się w liceum. Nie wątpiłam, że zwłaszcza Rufusowi taki stan rzeczy był na rękę.

– Mam… pewien pomysł – oznajmiła cicho Elizabeth, nie przestając bawić się telefonem. – Mogę zadzwonić do Ulricha, ale jeśli ktoś może nam coś powiedzieć…

Przez jej twarz przemknął cień. Krótko spojrzała na Damiena, po czym na powrót przeniosła wzrok na telefon. Ostatecznie z westchnieniem odblokowała komórkę, wybrała jakiś numer i – włączywszy tryb głośnomówiący – odłożyła urządzenie na stolik przed sobą.

Do kogokolwiek dzwoniła, odebrał natychmiast, zupełnie jakby rozmówca tylko czekał na kontakt z jej strony.

– Liz.

Drgnęłam. Natychmiast spojrzałam na Laylę, ale ta siedziała spokojnie, wpatrzona w jakiś bliżej nieokreślony punkt przestrzeni. Choć niewątpliwie rozpoznała głos Nicka, nie dała niczego po sobie poznać.

– Cześć, tato – odezwała się po chwili wahania Elizabeth, starannie dobierając słowa. Jakimś cudem pobladła jeszcze bardziej. – Masz pięć minut?

– Oczywiście, że tak.

Mężczyzna nawet się nie zawahał. Brzmiał inaczej niż wtedy, gdy widziałam go po raz ostatni. Kiedy zwracał się do Liz, jego głos łagodniał. Niemalże mogłam wyczuć desperację w każdym kolejnym słowie, jakby bał się, że połączenie w każdej chwili miałoby się zerwać.

Nie dziwiło mnie to. Nie tak jak fakt, że Elizabeth jednak zdecydowała zwrócić się do ojca. W pamięci wciąż miałam moment, w którym natrafiliśmy na łowców w domu Cassandry. Co prawda wtedy wciąż błąkałam się poza ciałem, przez co sama nie miałam okazji zamienić z mężczyzną choćby słowa, ale widziałam dość. Dystans, z jakim zwracał się do Layli i moich najbliższych, mówił sam za siebie.

Liz nachyliła się, wciąż wpatrzyła w telefon. Jeden rzut oka na jej bladą twarz wystarczył, bym pojęła, że rozmowa z ojciec kosztowała ją mnóstwo energii.

– Potrzebuję… informacji – przyznała w końcu. – To ważne. Ja…

– Masz kłopoty? – przerwał jej wyraźnie zaniepokojony Nick. Spiął się, kiedy nie usłyszał odpowiedzi. – Elizabeth, proszę…

– Nic mi nie jest – zapewniła, pospiesznie biorąc się w garść. – Chodzi o coś innego. To ważne dla nas wszystkich.

Jej słowa zabrzmiały niewinnie, ale jakoś nie wątpiłam, że mężczyzna momentalnie zorientował się, do czego piła. Przez chwilę po drugiej stronie panowała cisza, aż sama zaczęłam podejrzewać, że połączenie zostało przerwane. Żałował czy nie, ojciec Liz nie wydawał się osobą, która przy pierwszej okazji rzuciłaby się pomagać któremukolwiek z nas. Przynajmniej ja nie potrafiłam sobie wyobrazić go w roli sprzymierzeńca, nawet mimo kruchego przymierza, które niejako ustalili z Laylą ostatnim razem.

– W porządku. – Miałam wrażenie, że minęła cała wieczność, zanim doczekaliśmy się odpowiedzi. – Jeśli tylko będę wiedział.

– Najwyżej zadzwonię do Niny. Pomyślałam po prostu, że będziesz w stanie mi odpowiedzieć – wyjaśniła pospiesznie Liz. – Wczoraj stało się coś takiego…

– Chyba wiem, o czym mówisz.

Dziewczyna zamilkła. Sięgnęła po telefon, jednak decydując się wziąć go do ręki. Spięłam się razem z nią, sama niepewna, czego powinniśmy się spodziewać.

– A o czym rozmawiamy? – zapytała wprost Elizabeth.

Tym razem odpowiedź padła natychmiastowo.

– Słyszałem to i owo, jeśli w tej chwili pytasz mnie o hotel Hilton. Emanuel był… – Nick urwał, nagle poirytowany. – Nie miałem nic wspólnego z tym zlotem. Tylko kilka razy słyszałem o Projekcie Beta.

Przez twarz Liz przemknął cień.

– A babcia?

– Wątpię. Ale uwierz mi, że zdenerwowała się, kiedy usłyszała o zlocie. To nie była nasza inicjatywa – powtórzył z naciskiem Nick. – Z tego, co wiem na tę chwilę: goście zniknęli, a założyciel projektu popełnił samobójstwo. Coś pomyliłem? – zapytał wprost.

– Zniknęli… – powtórzyła Elizabeth.

Wszyscy jak na zawołanie spojrzeliśmy na Aldero. Wyglądał na równie zdezorientowanego, co i uspokojonego. Cokolwiek zdziałał Rafael, najwyraźniej zadziałało. I choć myśl o załatwianiu sprawy przez jakiekolwiek demony ani trochę mnie nie uspokajała, takie rozwiązanie wydawało się lepsze niż nic.

– Zniknęli. Po prostu. Zero nagrań, jedno ciało. – Nick zamilkł na dłuższą chwilę. Kiedy nie doczekał się odpowiedzi, jedynie cicho westchnął. – Mam wrażenie, że mogłabyś mi powiedzieć na ten temat więcej niż ja tobie – zauważył łagodnie. – I nie, teraz nie pytam. Uznajmy, że… to w porządku.

Zauważyłam, że Liz zadrżała. Palce nerwowo zacisnęła na komórce, żeby jej nie upuścić.

Coś ścisnęło mnie w gardle. Mogłam tylko zgadywać, jak czuła się podczas tej rozmowy, zwłaszcza gdy wszyscy ją obserwowaliśmy. Jakby nie patrzeć, chodziło o jej ojca. To miało znaczenie, nawet jeśli przez długie tygodnie robiła wszystko, co tylko możliwe, byleby nie zbliżać się do rodziny.

– Liz? – ponaglił Nick, przerywając przeciągającą się ciszę. Drgnęła, ale nie odezwała się nawet słowem. – Dalej nie wiem, dlaczego dzwonisz. Oboje wiemy, że o hotel równie dobrze mogłaś zapytać Ulricha.

Tym razem dziewczyna nie była w stanie go zignorować. Nie, skoro trafił w sedno.

– Tak naprawdę chodzi o jedną osobę. Wiem, że tam była – przyznała, w końcu decydując się przejść do rzeczy – ale nie wiem dlaczego. Zastanawiam się, jaki ma związek z… Cóż, z nami.

– Co masz na myśli?

– Chodzi o Castiela Emersona. Tato… Powiedz mi szczerze, bo to akurat musisz wiedzieć. Czy on jest łowcą?

Mimowolnie spięłam się, kiedy zapytała o to wprost. Tak naprawdę do chwili, w której Liz nie sformułowała tego pytanie, taka możliwość wciąż do mnie nie docierała. Uprzejmość, z jaką ten mężczyzna traktował mnie od chwili, w której zatrzymałam się na poboczu, by użyczyć mu telefonu, ani trochę nie pasowała mi do kogoś, kto w wolnych chwilach polował na wampiry.

Ile tak naprawdę wiedział? Myśl o tym, że tak naprawdę igrał sobie ze mną przez cały ten czas…

– Castiel? – Nick wyraźnie się ożywił. Pełna napięcia nuta, która wdarła się do jego głosu, nie wróżyła niczego dobrego. – Mój Boże, oczywiście… Pojawił się kilka lat temu. Nie pamiętam, kiedy widziałem go ostatni raz, ale ciężko, żebym go nie kojarzył. Na pewno miał związek z Projektem Beta. W zasadzie… Och, o ile się nie mylę, sam brał w nim udział – dodał, a ja zesztywniałam.

– Jako… współzałożyciel? – drążyła Liz. – On i ten drugi mężczyzna…

– Nie, nie – zaoponował Nick, bezceremonialnie wchodząc córce w słowo. – Jako jeden z uzdolnionych. Emanuel zawsze się nim zachwycał.

– Co właściwie…?

Urwała. Tak naprawdę nie musiała kończyć.

Tym razem cisza po drugiej stronie trwała dłużej niż do tej pory.

– Tego akurat ci nie powiem. Akurat tą sprawą zajmował się zupełnie ktoś inny… I obawiam się, że nawet nie mam do kogo cię pokierować, Liz – przyznał niechętnie. – Emanuel nie żyje. Siedział w tym z Simonem, więc…

O cholera, jęknęłam w duch.

Kto jak kto, ale Simon nie był skłonny do rozmowy. Nick co prawda nie mógł o tym wiedzieć, przekonany, że łowca nie żyje. Cóż, nie mylił się tak bardzo, zwłaszcza że efekt był jeden: nie mogliśmy liczyć na informację z jego strony.

– Jest jeszcze coś – dodał spiętym tonem ojciec Liz. – Pamiętasz, o czym rozmawialiśmy ostatnim razem? Uwierz mi, zaskoczyłaś mnie, wypytując akurat o Castiela, bo… Cóż, nie mamy z nim kontaktu od dobrych dwóch tygodni. I szczerze mówiąc, obstawaliśmy, że to kolejne zaginięcie.

O czymkolwiek rozmawiali, Elizabeth najwyraźniej zrozumiała przekaz. Przysłoniła dłonią usta, wyraźnie zmartwiona.

– Dziękuję – wykrztusiła w końcu. – Ja… Odezwę się później. I tak mi bardzo pomogłeś – dodała i tym razem nie zdołała zapanować nad drżeniem głosu.

– Dla ciebie wszystko, kochanie.

Nie odpowiedziała, w zamian po prostu kończąc połączenie. Kiedy uważniej jej się przyjrzałam, dostrzegłam zbierające się w oczach dziewczyny łzy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa