
Aldero został do rana. Ta jedna
kwestia została przesądzona już w chwili, w której przenieśliśmy się
do salonu, a wampir po prostu przysnął na kanapie. Jako że
mogłam tylko zgadywać, co oznaczało przebicie kołkiem dla wampira, nie próbowałam
go budzić. I tak nie powiedziałby niczego, co mogłoby rozjaśnić
sytuację.
Sama mimo
zmęczenia nie wyobrażałam sobie, że mogłabym zasnąć. Layla dotrzymywała mi
towarzystwa, na wszystkie sposoby próbując znaleźć jakiś neutralny temat
do rozmowy. Byłam jej za to wdzięczna, nawet jeśli ta metoda
niekoniecznie działała. Prawda była taka, że w głowie wciąż miałam mętlik.
Nie miałam
pojęcia, co zrobić z Castielem. Samo to, że zaatakował Aldero, zdawało się
mówić samo za siebie. Wiedział o wampirach, a skoro tak… Och, no
i uczestniczył w projekcie, o którym już wcześniej wiedzieliśmy,
że miał związek z łowcami. Po zamieszaniu z porwaniem Layli,
śmiercią Allegry i późniejszą przemianą Beatrycze, ten temat zszedł
na dalszy plan. Chciałam wierzyć, że Castiel nie miał o niczym
pojęcia, zwłaszcza że zachowywał się normalnie i wyraźnie mnie lubił,
ale teraz nie miałam już żadnych wątpliwości.
Słodka
bogini, nie miałam pojęcia, co o tym myśleć. Jak długo wiedział? Uświadomiłam
sobie, że ostatecznie nie skorzystał z zaproszenia, kiedy
zasugerowałam mu, by wpadł na otwarcie klubu. Nie widziałam go
od dnia mojego powrotu na uczelnie i choć to nie musiało o niczym
świadczyć, nagle poczułam się jeszcze gorzej. Gdybym przynajmniej
wiedziała, czego się po nim spodziewać…
Zadręczałam się
aż do powrotu Gabriela i Ryana. Ulżyło mi, kiedy przekonałam się, że
obaj wyglądali nieźle. Co prawa Ray ewakuował się przy pierwszej okazji,
ale zdecydowałam się tego nie komentować.
– Hej. – Gabriel
uniósł brwi, kiedy zauważył Aldero. Rzucił mi pytające spojrzenie, więc po prostu
wstałam, dając mu do zrozumienia, byśmy przeszli do sypialni. – Co się
stało? – rzucił z powątpiewaniem, momentalnie się spinając.
– To dłuższa
historia – przyznała wymijająco Layla.
Nie
pocieszyłyśmy go tym. Co do tego nie miałam wątpliwości, ale przynajmniej
nie próbował pytać aż do momentu, w którym nie dotarliśmy
do naszej sypialni. Pospiesznie zamknął drzwi, po czym z uwagą
spojrzał na mnie i na bliźniaczkę.
Westchnęłam.
Zmęczenie dało mi się we znaki, pozbawiając resztek cierpliwości. To, że
Gabriel nie miał się ucieszyć, równie było dla mnie oczywiste, a jednak…
Podeszłam
bliżej. Wyciągnęłam dłoń ku jego twarzy, gotowa wyjaśnić wszystko w najbardziej
naturalny dla mnie sposób. Chwycił mnie za nadgarstek, bezceremonialnie
przyciągając do siebie i zamykając w zdecydowanym uścisku. Nie czekając
aż wykorzystam dar, łagodnie wniknął do mojego umysłu. Pozwoliłam mu na to,
nie pierwszy raz czując się tak, jakbym stała w podmuchu
przyjemnie ciepłego wiatru.
Wyczułam,
że Gabriel sztywnieje. Odsunął się ode mnie gwałtownie, raz po raz
potrząsając głową.
– Szlag –
wyrwało mu się. Na ułamek sekundy zwrócił się do mnie plecami,
wyraźnie pobudzony. – Mówiłem, że coś z nim nie tak.
Splotłam ramiona
na piersi, niepewna, co zrobić z rękoma. Oczywiście. Od samego
początku był sceptycznie nastawiony do Castiela, bynajmniej nie dlatego,
że od początku wyczuł w nim coś niewłaściwego. Ostatecznie nie powiedziałam
tego na głos, dobrze wiedząc, że zazdrość Gabriela pozostawała sprawą
drugorzędną. Co więcej, sprzeczanie się o faktyczne intencje Castiela
i tak nie miało nas do niczego doprowadzić.
– Co
robimy? – zapytała ze swojego miejsca Layla, siadając na skraju łóżka. – Aldero
ma się nieźle. No i sytuacja podobno jest pod kontrolą, więc…
Gabriel
rzucił jej sceptyczne spojrzenie.
– Jeśli
wierzyć demonom – przypomniał, starannie dobierając słowa. – Tyle dobrego, że
wyszli stamtąd cało. Ale to nie wyjaśnia… Cóż, praktycznie niczego – dodał,
wzdychając cicho. – Potrzebujemy informacji. Jeśli Rafael coś ustali, to fantastycznie,
ale wygląda na to, że nie mają żadnego pomysłu na to, co się
tam stało. Jeśli jedynym tropem jest Castiel…
–
Sugerujesz coś? – zaniepokoiłam się.
Nie
chciałam, by wpakował się w kłopoty. Wizja Gabriela, który
jedzie prosto na uczelnie, by rozmówić się z potencjalnym
wrogiem wydała mi się aż nazbyt żywa. Niemalże mogłam wyobrazić sobie, jak
próbuję trzymać tych dwóch na dystans, nie chcąc ryzykować, że ktoś
zauważy więcej niż powinien. To nie tak, że nie ufałam rozsądkowi
męża, ale jak znałam jego porywczość…
Och, kogo
próbowałam oszukać? Spodziewałam się wszystkiego, zwłaszcza po tym
jak specjalnie dla mnie popędził do Isobel, cudem wychodząc z tego
spotkania żywy.
Podchwyciłam
spojrzenie znajomych, przypominających dwie czarne dziury oczu. Kąciki ust
Gabriela drgnęły, jakby doskonale wiedział, co chodziło mi po głowie. Nawet
jeśli tak było, powstrzymał się od reakcji, w następnej chwili
rozluźniając się – tylko nieznacznie, ale jednak.
– Nie –
powiedział w końcu. Brzmiał trochę tak, jakby próbował przekonać przede
wszystkim siebie. – Co najwyżej to, byśmy poczekali do rana. Zaczyna
świtać.
– Mamy
jeszcze jakieś dwadzieścia minut do brzasku – podpowiedziała mu usłużnie
Layla.
Przeciągnęła
się, po czym z gracją poderwała z miejsca. Wyglądała blado, co
jedynie utwierdziło mnie w przekonaniu, że miała rację. Wampiry takie jak
ona zdecydowanie nie tryskały entuzjazmem, kiedy zbliżał się świt.
– Tym bardziej.
Idź się położyć, sis – zachęcił ją Gabriel, siląc się na blady
uśmiech.
– Tylko pod warunkiem,
że tu i teraz obiecasz mi, że nie zrobisz nic głupiego.
Skrzyżowała
ramiona na piersiach. Choć zabrzmiała swobodnie, niemalże tak, jakby się
z nim droczyła, wyczułam w jej głosie nutę stanowczości. Coś w błękitnych
oczach sprawiło, że poczułam się nieswojo.
– Nie wiem,
czy podoba mi się to, że obie patrzycie na mnie tak dziwnie…
– mruknął Gabriel, wywracając oczami. – Wciąż tu jestem. I nigdzie się
nie wybieram, więc…
– Na pewno?
– Layla nie wyglądała na przekonaną. – Zdenerwowałeś się. Czuję to.
Miała rację.
Co prawda większość emocji Gabriela ginęła, stłamszona przez moje własne, ale kiedy
skupiłam się na więzi, mogłam wyczuć jego poruszenie. Wydawało się
niczym w porównaniu do mojego własnego, ale i tak się zmartwiłam.
–
Oczywiście, że jestem. I wcale nie chodzi mi tutaj o Castiela.
– Cokolwiek
chodzi ci po głowie, nie wybieram się na uczelnię –
zapowiedziałam, decydując się postawić sprawę jasne.
Natychmiast
przeniósł wzrok na mnie. Pozwoliłam, by splótł ze sobą nasze palce,
mimowolnie rozluźniając się pod jego dotykiem.
– O tym
też nie myślałem – zapewnił i zabrzmiało to szczerze. – Nie zamierzam
robić zamieszania w miejscu pełnym ludzi, mi amore. Mam inny
pomysł, ale to może poczekać.
– Inny? –
powtórzyłam, unosząc brwi.
– Nie do końca
mi się to podoba, ale pomyślałem o Liz. Skoro wszystko ma
związek z łowcami…
Nie
dokończył, ale tak naprawdę nie musiał. Skinęłam głową, uświadamiając
sobie, że miał rację. Jeśli ktoś miał szansę dowiedzieć się czegoś
konkretnego, to zdecydowanie Elizabeth.
Nie będzie
zadowolona, uświadomiłam sobie. Tak naprawdę nie miałam pewności,
czy utrzymywała jakikolwiek kontakt z rodziną. Z drugiej strony,
był jeszcze Ulrich, choć nie widziałam go od dnia, w którym wraz
ze wszystkimi innymi utknął w pułapce stworzonej przez Ciemność. Aż za dobrze
pamiętałam spojrzenie, którym obdarował mnie, kiedy zaczęło do niego
docierać, że niekoniecznie byłam osobą, z którą spędził czas.
Westchnęłam.
Na pewno mógł się czegoś dowiedzieć, zwłaszcza że sytuacja z hotelu
jak nic miała odbić się echem. Możliwe, że posiadanie wtajemniczonego,
wysoko postawionego śledczego mogło okazać się praktyczne.
Nie
byłabyś taka spokojna, gdyby chodziło o Charliego…
Pospiesznie
odrzuciłam od siebie tę myśl. Jak długo trzymaliśmy się jakiegoś
rozsądnego planu, mogłam przynajmniej udawać, że się nie martwię.
– Idę do siebie.
Gdyby coś się działo, wiecie, gdzie mnie szukać – zapowiedziała Layla,
wycofując się do wyjścia.
Skinęłam
głową. Odprowadziłam dziewczynę wzrokiem, w końcu pozwalając sobie na chwilowe
rozluźnienie. Co prawda moje myśli wciąż krążyły wokół Castiela, ale już
nie poświęcałam im aż takiej uwagi. Przynajmniej na razie sytuacja wydawała się
stabilna – na tyle, na ile to możliwe. Jak długo mieliśmy
jakikolwiek ślad…
– Sis?
– rzucił Gabriel, w ostatniej chwili zwracając się do bliźniaczki.
Przystanęła w progu, natychmiast odwracając w jego stronę. – Rufusa
nie ma? – rzucił jakby od niechcenia.
Wzruszyła
ramionami.
– Wyszedł
krótko po was. Pogadam z nim, kiedy tylko się pojawi – zapewniła,
rzucając bratu promienny uśmiech. – Może powie nam coś twórczego o tym, co
tam się stało. A co?
– Nic
takiego. Po prostu głośno myślę… – rzucił wymijająco Gabriel. – Wciąż nie wierzę,
że akurat do mnie mogłabyś mieć pretensje o działanie na własną
rękę.
O dziwo,
wampirzyca jedynie się uśmiechnęła.
– Rufus nie działa
na własną rękę. No, nie do końca – wyjaśniła usłużnie. – Wiem dobrze,
że poszedł szukać Amelie.
Tym razem
sama również spojrzałam na nią z zaciekawieniem. Nie pytałam,
kiedy okazało się, że wampir przy pierwszej okazji wybył, jak zwykle nie tłumacząc się
z tego, co zamierzał zrobić. To nie byłby pierwszy raz, zresztą
dobrze pamiętałam naszą rozmowę w Mieście Nocy i to, że już wtedy
twierdził, że wciąż ma kilka spraw do załatwienia. Na dłuższą metę chyba nawet nie powinnam być
zaskoczona, a jednak…
Layla
uchyliła drzwi i wyślizgnęła się na korytarz.
– Dobranoc,
kochani.
Wymieniłam
z Gabrielem spojrzenia, ledwo dziewczyna zniknęła nam z oczu. Po wyrazie
jego twarzy nie potrafiłam stwierdzić, co tak naprawdę sobie
myślał. Ostatecznie zadowoliłam się tym, że przygarnął mnie do siebie,
jakby od niechcenia muskając palcami końcówki moich włosów.
– Czy ja chcę
wiedzieć, czego Rufus chce od Amelie? – zapytał z powątpiewaniem, ani na moment
nie luzując uścisku.
– Wątpię.
Skinął
głową, przynajmniej chwilowo usatysfakcjonowany taką odpowiedzią. W następnej
sekundzie przemieścił się, ciągnąć mnie za sobą wprost na materac. Z ulgą
ułożyłam się u jego boku, w końcu będąc w stanie się rozluźnić.
Zamknęłam
oczy. Wciąż miałam wątpliwości co do tego, co się stało, ale te
mogły poczekać. Po pierwsze, Aldero i Mira wyszli z tego cało.
Co więcej, obyło się bez wciągania w to Jocelyne, za co
mimo wszystko byłam tej dwójce wdzięczna. Na tyle, bym powstrzymała
instynktowne pragnienie zdzielenia chłopaka po głowie za to, że nawet
słowem nie wspomniał o zaproszeniu, które dostała Shannon.
A po drugie,
przynajmniej na razie nic nie zapowiadało bezpośredniej konfrontacji
z Castielem. Wypytanie Elizabeth albo Ulricha wydawało się najlepszym
rozwiązaniem. Jakaś część mnie naiwnie chciała wierzyć, że coś pomyliłam albo że
istniało jakieś sensowne wyjaśnienie, ale…
Natychmiast
odrzuciłam od siebie te myśli. Później, zadecydowałam i choć
nie sądziłam, że to możliwe, ostatecznie udało mi się zasnąć.
Liz kilkukrotnie obróciła
telefon w dłoniach. Nieznacznie pobladła, ale nawet słowem nie skomentowała
naszej prośby. W zasadzie sposób, w jaki przyjęła wszystkie nasze
wyjaśnienia, okazał się zadziwiająco wręcz normalny.
Siedzieliśmy
większą grupą w salonie, tym razem w o wiele dogodniejszych
warunkach. Cóż, na tyle, na ile było to możliwe. Aldero wyglądał
lepiej, co przyjęłam z ulgą, zwłaszcza że już nie brzmiał aż tak niespokojnie
jak w nocy. Kiedy przyszło co do czego, z ponownym wyjaśnieniem
sprawy poradził sobie dużo lepiej. Obserwując jego ruchy miałam wrażenie,
że patrzę na Isabeau – opanowaną i pewną siebie.
Niewiele
zmieniło się w ciągu zaledwie kilku godzin. Ani Miriam, ani Rafael
nie odzywali się, ale nie miałam pewności, czy to dobrze. Żadne
z nas nie miało żadnej cudownej teorii i to łącznie z Rufusem,
który w międzyczasie wrócił do domu. Nie wyglądał na zaskoczonego,
co utwierdziło mnie w przekonaniu, że Layla zdążyła wtajemniczyć go w szczegóły,
nim otrząsnęliśmy się na tyle, by zająć się sprawą.
Pomijając
Damiena i Liz, chcąc nie chcąc musiałam pozwolić na to, by Al
uświadomił również Jocelyne. Siedziała w milczeniu na kanapie,
wyraźnie poruszona. Ryan krążył gdzieś w pobliżu, po prostu słuchając
i w żaden sposób nie komentując tego, co się działo. Jedynie
od czasu do czasu rzucał niepewne spojrzenia Joce, jakby chcąc
upewnić się, czy wszystko z nią w porządku.
Spiął się
jedynie przy wzmiance o Castielu i to przypomniało mu, jak alergicznie
reagowała na niego Cassandra. Jeśli faktycznie miał z tym wszystkim
związek, a do tego wszystkiego wiedział, co tak naprawdę dolegało
jego podopiecznej…
Zacisnęłam
usta. Taki scenariusz zmieniał wszystko, aż za dobrze tłumacząc
rozżalenie Cassie.
Jedynie
Claire wybyła z domu, jako jedyna wciąż próbując sprawiać pozory i pojawiać się
w liceum. Nie wątpiłam, że zwłaszcza Rufusowi taki stan rzeczy
był na rękę.
– Mam…
pewien pomysł – oznajmiła cicho Elizabeth, nie przestając bawić się telefonem.
– Mogę zadzwonić do Ulricha, ale jeśli ktoś może nam coś powiedzieć…
Przez jej twarz
przemknął cień. Krótko spojrzała na Damiena, po czym na powrót
przeniosła wzrok na telefon. Ostatecznie z westchnieniem odblokowała
komórkę, wybrała jakiś numer i – włączywszy tryb głośnomówiący – odłożyła
urządzenie na stolik przed sobą.
Do kogokolwiek
dzwoniła, odebrał natychmiast, zupełnie jakby rozmówca tylko czekał na kontakt
z jej strony.
– Liz.
Drgnęłam.
Natychmiast spojrzałam na Laylę, ale ta siedziała spokojnie, wpatrzona
w jakiś bliżej nieokreślony punkt przestrzeni. Choć niewątpliwie rozpoznała
głos Nicka, nie dała niczego po sobie poznać.
– Cześć,
tato – odezwała się po chwili wahania Elizabeth, starannie dobierając
słowa. Jakimś cudem pobladła jeszcze bardziej. – Masz pięć minut?
–
Oczywiście, że tak.
Mężczyzna
nawet się nie zawahał. Brzmiał inaczej niż wtedy, gdy widziałam go po raz
ostatni. Kiedy zwracał się do Liz, jego głos łagodniał. Niemalże
mogłam wyczuć desperację w każdym kolejnym słowie, jakby bał się, że
połączenie w każdej chwili miałoby się zerwać.
Nie dziwiło
mnie to. Nie tak jak fakt, że Elizabeth jednak zdecydowała zwrócić się
do ojca. W pamięci wciąż miałam moment, w którym natrafiliśmy na łowców
w domu Cassandry. Co prawda wtedy wciąż błąkałam się poza ciałem, przez
co sama nie miałam okazji zamienić z mężczyzną choćby słowa, ale widziałam
dość. Dystans, z jakim zwracał się do Layli i moich
najbliższych, mówił sam za siebie.
Liz nachyliła
się, wciąż wpatrzyła w telefon. Jeden rzut oka na jej bladą twarz
wystarczył, bym pojęła, że rozmowa z ojciec kosztowała ją mnóstwo energii.
– Potrzebuję…
informacji – przyznała w końcu. – To ważne. Ja…
– Masz
kłopoty? – przerwał jej wyraźnie zaniepokojony Nick. Spiął się, kiedy nie usłyszał
odpowiedzi. – Elizabeth, proszę…
– Nic mi
nie jest – zapewniła, pospiesznie biorąc się w garść. – Chodzi o coś
innego. To ważne dla nas wszystkich.
Jej słowa
zabrzmiały niewinnie, ale jakoś nie wątpiłam, że mężczyzna momentalnie
zorientował się, do czego piła. Przez chwilę po drugiej stronie
panowała cisza, aż sama zaczęłam podejrzewać, że połączenie zostało przerwane.
Żałował czy nie, ojciec Liz nie wydawał się osobą, która przy
pierwszej okazji rzuciłaby się pomagać któremukolwiek z nas.
Przynajmniej ja nie potrafiłam sobie wyobrazić go w roli sprzymierzeńca,
nawet mimo kruchego przymierza, które niejako ustalili z Laylą ostatnim razem.
– W porządku.
– Miałam wrażenie, że minęła cała wieczność, zanim doczekaliśmy się odpowiedzi.
– Jeśli tylko będę wiedział.
– Najwyżej
zadzwonię do Niny. Pomyślałam po prostu, że będziesz w stanie mi
odpowiedzieć – wyjaśniła pospiesznie Liz. – Wczoraj stało się coś takiego…
– Chyba
wiem, o czym mówisz.
Dziewczyna
zamilkła. Sięgnęła po telefon, jednak decydując się wziąć go do ręki.
Spięłam się razem z nią, sama niepewna, czego powinniśmy się spodziewać.
– A o czym
rozmawiamy? – zapytała wprost Elizabeth.
Tym razem
odpowiedź padła natychmiastowo.
– Słyszałem
to i owo, jeśli w tej chwili pytasz mnie o hotel Hilton.
Emanuel był… – Nick urwał, nagle poirytowany. – Nie miałem nic wspólnego z tym
zlotem. Tylko kilka razy słyszałem o Projekcie Beta.
Przez twarz
Liz przemknął cień.
– A babcia?
– Wątpię.
Ale uwierz mi, że zdenerwowała się, kiedy usłyszała o zlocie. To nie była
nasza inicjatywa – powtórzył z naciskiem Nick. – Z tego, co wiem na tę
chwilę: goście zniknęli, a założyciel projektu popełnił samobójstwo. Coś
pomyliłem? – zapytał wprost.
– Zniknęli…
– powtórzyła Elizabeth.
Wszyscy jak
na zawołanie spojrzeliśmy na Aldero. Wyglądał na równie zdezorientowanego,
co i uspokojonego. Cokolwiek zdziałał Rafael, najwyraźniej zadziałało. I choć
myśl o załatwianiu sprawy przez jakiekolwiek demony ani trochę mnie
nie uspokajała, takie rozwiązanie wydawało się lepsze niż nic.
– Zniknęli.
Po prostu. Zero nagrań, jedno ciało. – Nick zamilkł na dłuższą
chwilę. Kiedy nie doczekał się odpowiedzi, jedynie cicho westchnął. –
Mam wrażenie, że mogłabyś mi powiedzieć na ten temat więcej niż ja tobie
– zauważył łagodnie. – I nie, teraz nie pytam. Uznajmy, że… to w porządku.
Zauważyłam,
że Liz zadrżała. Palce nerwowo zacisnęła na komórce, żeby jej nie upuścić.
Coś
ścisnęło mnie w gardle. Mogłam tylko zgadywać, jak czuła się podczas
tej rozmowy, zwłaszcza gdy wszyscy ją obserwowaliśmy. Jakby nie patrzeć,
chodziło o jej ojca. To miało znaczenie, nawet jeśli przez długie
tygodnie robiła wszystko, co tylko możliwe, byleby nie zbliżać się
do rodziny.
– Liz? –
ponaglił Nick, przerywając przeciągającą się ciszę. Drgnęła, ale nie odezwała się
nawet słowem. – Dalej nie wiem, dlaczego dzwonisz. Oboje wiemy, że o hotel
równie dobrze mogłaś zapytać Ulricha.
Tym razem
dziewczyna nie była w stanie go zignorować. Nie, skoro trafił w sedno.
– Tak naprawdę
chodzi o jedną osobę. Wiem, że tam była – przyznała, w końcu
decydując się przejść do rzeczy – ale nie wiem dlaczego.
Zastanawiam się, jaki ma związek z… Cóż, z nami.
– Co masz
na myśli?
– Chodzi o Castiela
Emersona. Tato… Powiedz mi szczerze, bo to akurat musisz wiedzieć. Czy on
jest łowcą?
Mimowolnie
spięłam się, kiedy zapytała o to wprost. Tak naprawdę do chwili,
w której Liz nie sformułowała tego pytanie, taka możliwość wciąż do mnie
nie docierała. Uprzejmość, z jaką ten mężczyzna traktował mnie
od chwili, w której zatrzymałam się na poboczu, by użyczyć
mu telefonu, ani trochę nie pasowała mi do kogoś, kto w wolnych
chwilach polował na wampiry.
Ile tak naprawdę
wiedział? Myśl o tym, że tak naprawdę igrał sobie ze mną przez cały
ten czas…
– Castiel? –
Nick wyraźnie się ożywił. Pełna napięcia nuta, która wdarła się do
jego głosu, nie wróżyła niczego dobrego. – Mój Boże, oczywiście…
Pojawił się kilka lat temu. Nie pamiętam, kiedy widziałem go ostatni
raz, ale ciężko, żebym go nie kojarzył. Na pewno miał związek z Projektem
Beta. W zasadzie… Och, o ile się nie mylę, sam brał w nim
udział – dodał, a ja zesztywniałam.
– Jako…
współzałożyciel? – drążyła Liz. – On i ten drugi mężczyzna…
– Nie, nie –
zaoponował Nick, bezceremonialnie wchodząc córce w słowo. – Jako jeden z uzdolnionych.
Emanuel zawsze się nim zachwycał.
– Co właściwie…?
Urwała. Tak naprawdę
nie musiała kończyć.
Tym razem
cisza po drugiej stronie trwała dłużej niż do tej pory.
– Tego
akurat ci nie powiem. Akurat tą sprawą zajmował się zupełnie ktoś
inny… I obawiam się, że nawet nie mam do kogo cię pokierować,
Liz – przyznał niechętnie. – Emanuel nie żyje. Siedział w tym z Simonem,
więc…
O
cholera, jęknęłam w duch.
Kto jak kto,
ale Simon nie był skłonny do rozmowy. Nick co prawda nie mógł
o tym wiedzieć, przekonany, że łowca nie żyje. Cóż, nie mylił się
tak bardzo, zwłaszcza że efekt był jeden: nie mogliśmy liczyć na informację
z jego strony.
– Jest
jeszcze coś – dodał spiętym tonem ojciec Liz. – Pamiętasz, o czym
rozmawialiśmy ostatnim razem? Uwierz mi, zaskoczyłaś mnie, wypytując akurat o Castiela,
bo… Cóż, nie mamy z nim kontaktu od dobrych dwóch tygodni. I szczerze
mówiąc, obstawaliśmy, że to kolejne zaginięcie.
O
czymkolwiek rozmawiali, Elizabeth najwyraźniej zrozumiała przekaz. Przysłoniła
dłonią usta, wyraźnie zmartwiona.
– Dziękuję –
wykrztusiła w końcu. – Ja… Odezwę się później. I tak mi bardzo pomogłeś
– dodała i tym razem nie zdołała zapanować nad drżeniem głosu.
– Dla
ciebie wszystko, kochanie.
Nie odpowiedziała, w zamian po prostu kończąc połączenie. Kiedy uważniej jej się przyjrzałam, dostrzegłam zbierające się w oczach dziewczyny łzy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz