13 grudnia 2021

Sto dwadzieścia trzy

Claire

Natychmiast się odwróciła. Potrzebowała chwili, by namierzyć postać, która przyczaiła się tuż za jej plecami. Już samo to wystarczyło, by przyprawić Claire o dreszcze. Kiedy do tego wszystko przekonała się, że miała do czynienia z dzieckiem…

Cofnęła się gwałtownie, cudem nie potykając o własne nogi. Gwałtownie zaczerpnęła tchu, w ostatniej chwili powstrzymując zaskoczony okrzyk. Co prawda w drobnej postaci o ciemnych włosach, okrągłej buzi i zarumienionych policzkach nie było nic niepokojącego. Nawet się uśmiechała – w nieco złośliwy, przesadnie niewinny sposób.

Wszystko za to zmieniały jej oczy. Całkowicie czarne i bez wyrazu, nie miały w sobie niczego ludzkiego.

– Miałaś tego nie robić – zniecierpliwił się Razjel.

Przemieścił się. Claire zesztywniała, czując na ramionach ciepłe dłonie. W pierwszym odruchu zapragnęła się odsunąć, ale coś w dotyku demona sprawiło, że jednak tego nie zrobiła. Coś w jego bliskości sprawiło, że poczuła się bezpieczniej.

Upiorna dziewczynka spoważniała, posłusznie kiwając głową.

– Mimi przeprasza – powiedziała cicho. Głos okazał się przyjemny dla ucha, bardzo melodyjny. Gdyby nie oczy, z powodzeniem mogłaby uchodzić za uroczą ośmiolatkę. – Ale Mimi była ciekawa, kogo przyprowadził brat. Jej obawy czuć z daleka – dodała, kiwając głową w kierunku Claire.

Chyba na nią spojrzała. Chyba, bo ciężko było jednoznacznie ocenić tę kwestię w przypadku kogoś, kto nie posiadał źrenic. A jednak dwie czarne dziury w miejscu, w którym znajdowały się oczodoły, zdawały się być zwrócone w jednoznacznym kierunku.

Mimi…, powtórzyła w myślach Claire, przez chwilę niepewna, czy roześmianie się na głos to dobre posuniecie. Nie żeby w ogóle czuła się rozbawiona. Wręcz przeciwnie – napięte ciało aż rwało się do ucieczki z krzykiem.

– Postaraj się jednak nam nie przeszkadzać. I zachowuj się, zwłaszcza kiedy ona tutaj jest – zadecydował Razjel, mocniej zaciskając palce na dłoniach Claire. Z zaskoczeniem doszukała się stanowczej, niemalże władczej nuty w jego głosie. Coś w tym tonie sprawiło, że mimowolnie się wzdrygnęła, aż nazbyt wyraźnie czując, że miała do czynienia z demonem. – Wybacz mi za nią, Claire.

Jego głos złagodniał przy ostatnich słowach. Nie mogła zobaczyć jego twarzy, ale za to aż nazbyt wyraźnie widziała, że Mimi z zaciekawieniem przekrzywiła głowę.

– Ach, Claire… – powtórzyła dziewczynka. – Mimi rozumie.

To świetnie, bo ja nie…

– Znikaj.

Tym razem dziecko nie próbowało dyskutować. Drobna postać jeszcze chwilę tkwiła w przejściu, nim odwróciła się i energicznym krokiem ruszyła w swoją stronę, by zniknąć gdzieś na schodach. Ciemne włosy falowały łagodnie przy każdym kroku.

Wciąż drżąc, Claire z opóźnieniem odwróciła się do swojego towarzysza. Strząsnęła z ramion jego dłonie, w pośpiechu oswabadzając się z opiekuńczego uścisku. Otworzyła usta, ale nie od razu zdołała się odezwać, ostatecznie ograniczając się do potrząśnięcia głową.

Miała pytanie. Albo nawet kilka, chociaż wcale nie była taka pewna, czy chce poznać odpowiedzi.

– Chyba znów muszę usiąść – wykrztusiła w końcu.

Kąciki ust Razjela drgnęły, ale przynajmniej powstrzymał się od komentarza. Ujął ją pod ramię, stanowczo ciągnąć za sobą. Choć wciąż nie była pewna, czy powinna mu ufać, jak długo prowadził ją w kierunku przeciwnym do tego, w którym udała się upiorna dziewczynka, Claire bardzo chętnie mogła mu potowarzyszyć. Przynajmniej na dobry początek, skoro wciąż nie miała pojęcia, jak dostać się do wyjścia.

Weszli razem do pokoju, który najwyraźniej miał pełnić rolę salonu. Tyle przynajmniej wywnioskowała na widok foteli i kominka. Palenisko co prawda okazało się wygaszone, ale i tak coś w jego widoku sprawiło, że Claire poczuła się pewniej. Była pewna, że gdyby w pobliżu znajdowała się mama, mogłaby ot tak przywołać płomienie.

Natychmiast skorzystała z okazji, żeby usiąść. Sądziła, że Razjel zajmie miejsce naprzeciwko, ale ten najwyraźniej nie miał takiego zamiaru. Obserwowała go, kiedy zaczął krążyć po pokoju, jakby chcąc upewnić się, że gdzieś w kącie nie kryła się kolejna cudowna niespodzianka.

– Więc… – Potarła skronie, czując nadciągający ból głowy. Słodka bogini, co to w ogóle było…? – Mimi, tak? – zapytała z niedowierzaniem.

Razjel natychmiast zwrócił się w jej stronę. Westchnął, krzyżując ramiona i w końcu decydując się usiąść w fotelu naprzeciwko.

– Nie przejmuj się. Wszyscy tak na nią reagują – zapewnił, ale wcale nie poczuła się dzięki temu uspokojona.

– Jest…

Przełknęła z trudem. Co niby miała mu powiedzieć.

– Rozkoszna – rzucił z przekąsem Razjel. To zdecydowanie nie było słowo, którego zamierzała użyć, ale zdecydowała się tego nie komentować. – Ale niegroźna. Uwierz mi, że nic ci nie zrobi… Lepiej dla niej, by nie próbowała. – Przez jego twarz przemknął cień. Claire była gotowa przysiąc, że dotychczas pogodne, jasne oczy, jak na zawołanie pociemniały. – Już moja w tym głowa, by cię nie niepokoiła.

– Nie o to chodzi. Znaczy… – zaczęła i znów urwała. Odetchnęła, w końcu uspokajając się na tyle, by wyrzucić z siebie to, co chodziło jej po głowie. – Mieszka tutaj?

– To moja siostra. Jedna z tych bardziej specyficznych – wyjaśnił usłużnie Razjel. – Mam dużą rodzinę.

Tym razem Claire prawie udało się uśmiechnąć.

– Tak… Z tym akurat jestem zaznajomiona.

Wiedziała, że sprawy z demonami były skomplikowane – od hierarchii, aż po relacje rodzinne. W zasadzie jedno wynikało z drugiego, zaczynając od tego, że wszyscy określali się mianem braci i sióstr. Nigdy nie wnikała, na ile poprawne były to określenie, zresztą rodzinne korelacje nie zmieniały najważniejszego: że demony wcale nie zachowywały się, jakby były sobie równe. Obserwowanie Miry, Rafaela i pojedynczych cieni, które przewinęły się przez Miasto Nocy, w zupełności wystarczyło, by zauważyć różnicę.

Mimi nie pasowała ani tu, ani tu. Nie miała skrzydeł, choć to wciąż nie musiało o niczym świadczyć – w końcu demony potrafiły je ukryć. Tyle że to wciąż nie wyjaśniało oczu.

Och, a już na pewno nie wyglądała jak mgła, ale…

Odrzuciła od siebie tę myśl. Przenikliwe spojrzenie Razjela i tak nie pozwalało jej się skupić.

– Czy dalej… chcesz wyjść? – usłyszała i to wystarczyło, by jeszcze bardziej wytrącić ją z równowagi.

Westchnęła. „Oczywiście, że tak” – cisnęło jej się na usta, ale wcale nie była tego taka pewna. Chcąc zyskać na czasie, wygodniej usadowiła się w fotelu, podwijając po siebie nogi. Powiodła wzrokiem dookoła, raz jeszcze spoglądając na wygaszony kominek i obity skórą komplet wypoczynkowy. Dopiero wtedy pozwoliła sobie zwrócić uwagę na szczegóły – ciepłe kolory, miękki dywan na panelach i zapełnione książkami regały. Z daleka nie widziała tytułów, ale widok pełnej biblioteczki sprawił, że mimowolnie się rozluźniła.

Salon zdecydowanie nie wyglądał jak miejsce, w którym bytowałby jakikolwiek demon. Nie żeby wiedziała, czego powinna się po tych istotach spodziewać. Z drugiej strony, uczący się ludzkich emocji Rafael nie wyglądał na pasjonata beletrystyki albo kogoś, kto w wolnych chwilach oglądał telewizję. To, jak ludzki wydawał się Razjel, wciąż było dla dziewczyny nie do pomyślenia.

Póki się nie zdenerwował, poprawiła się w myślach. Nie mogła zapomnieć wyrazu jego twarzy, kiedy kazał siostrze uciec.

Igrała z ogniem. Wiedziała o tym, raz po raz powtarzając sobie, że nie powinna pozwolić sobie na rozluźnienie. To, jak uprzejmy wydawał się jej rozmówca, nie miało tu nic do rzeczy.

– To zależy – powiedziała w końcu. Starannie dobierała słowa, próbując zabrzmieć jak najspokojniej i rzeczowo. Nie żebym w ogóle miała coś do powiedzenia… Ale o tym, kto tak naprawdę kontrolował sytuację, zdecydowanie wolała nie myśleć. – Powiesz mi, gdzie jesteśmy? Tylko szczerze.

Z ulgą przyjęła, że zabrzmiała o wiele spokojniej, aniżeli faktycznie się czuła. O bogini… Możliwe, że regularnie przebywanie z Claudią, jednak dawało efekty. Przy ciotce coraz łatwiej mogła zachowywać się tak, jakby kolejne rewelacje wcale nie robiły na niej aż takiego wrażenia – i to tylko dlatego, że denerwowanie wampirzycy mogłoby przynieść dużo gorsze efekty. Możliwe, że w przypadku demonów sprawdzała się dokładnie ta sama zasada.

Razjel uniósł brwi. Przez chwilę wyglądał na chętnego, żeby zaprotestować, ale ostatecznie tego nie zrobił. W zamian w zamyśleniu skinął głową.

– Jako że ty i Światłość jesteście ze sobą dość blisko… – zaczął, jednak dając za wygraną. Claire powstrzymała się od uświadomienia go, że relacje jej i Eleny wcale nie były aż tak zażyłe. – Czy słyszałaś kiedyś o Przedsionku, Claire?

– Ach…

Powstrzymała dreszcz. Oczywiście, że słyszała, zresztą jak i wszystkim innym, co przyniósł ze sobą powrót Selene. Co prawda nie miała okazji ujrzeć korytarza, który podobno łączył ze sobą równoległe światy, w tym również ten, który miała okazję zobaczyć, gdy rzuciła się ratować rodzinę, ale wcale nie było jej z tego powodu przykro. Wystarczyło, że sam koncept wychodził poza granice tego, do czego przywykła, nawet jeśli zarazem wydawał się… zadziwiająco logiczny.

Kolejny wymiar. Myśląc o tym, mogła wyobrazić sobie zarówno mechanikę działania, jak i samo funkcjonowanie Przedsionka. Tak naprawdę wydawał się o wiele prostszy niż to, co zdarzało się robić Michaelowi.

Uciekła wzrokiem gdzieś w bok, próbując zapanować nad mętlikiem w głowie. Myśli pędziły do przodu, gorączkowo analizując to, przed czym podświadomie broniła się przez całe tygodnie. Cóż, to wciąż wydawało się prostsze niż magia. Jak długo opierało się na względnie sensownych zasadach, mogła to zaakceptować.

Wierzyła, że Claudia osobiście by jej przyłożyła, gdyby to usłyszała.

– Czyli tak naprawdę nie mam nic do powiedzenia – mruknęła, samą siebie zaskakując swobodą, z jaką wypowiedziała te słowa. – I tak nie wyrwę się stąd, jeśli mi na to nie pozwolisz, więc…

– Martwi cię to? – zapytał wprost Razjel. Chcąc nie chcąc przeniosła na niego wzrok, mimowolnie spinając się, kiedy podchwyciła błękit jego oczu. – To najspokojniejsze miejsce, które znam. Będziemy mogli spokojnie porozmawiać, ale nie zamknąłem tego świata. – Rzucił jej wymowne spojrzenie. Nie musiał dodawać niczego więcej, bo jej myśli jak na zawołanie uciekły do między tu i teraz. – Nie powstrzymam cię, jeśli będziesz chciała odejść.

– Nie wiem, czy to takie proste – przyznała bez przekonania.

– Dlaczego? – Razlej nachylił się w jej stronę. – Jesteś czarownicą, prawda?

Skrzywiła się na te słowa. Co prawda brzmiało o wiele naturalniej niż wiedźma, ale i tak poraziła ją bezpośredniość, z jaką się do niej zwracał. Gdyby przynajmniej wiedziała, co robić! Z trudem oswoiła się z wzmiankami o magii na tyle, by zaufać Claudii. Sama wciąż ograniczała się do wierszy, ale szczerze wątpiła, by pospiesznie naskrobane na kartce haiku pozwoliło jej wydostać się z jakiegoś nieznanego świata.

Z drugiej strony, być może Razjel miał rację. Pamiętała rytuał, który odprawiła ciotka, pomagając jej przedostać się do świata Ciemności. Może gdyby poszukała szałwii, znalazła jakieś spokojne miejsce i zaczęła medytować…

To brzmi idiotycznie.

– Nie nazywaj mnie tak – westchnęła, decydując się podstawić sprawę jasno. – Chyba że mylisz mnie z Claudią. Ja i magia… To chyba nie zadziała.

– Masz na myśli, że ty…? – Demon urwał. Przemieścił się, nagle podrywając na równe nogi. – W porządku, wybacz. Nie miałem nic złego na myśli, ale… Nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę, ale twoja aura lśni. Mogę to wyczuć zwłaszcza w tym miejscu – wyjaśnił z powagą. – Pamiętasz, co powiedziałem ci ostatnim razem? Zwłaszcza teraz wyczuwam w tobie to, kim jesteś. Pomyśl o tym.

Nie była pewna, czy chce. Nawet jeśli, wciąż nie czuła się na tyle kompetentna, by nagle zacząć przenosić się z miejsca na miejsce. Podejrzewała, że gdyby to działało w taki sposób, już dawno by się zorientowała. Nie czuła się inaczej, a tym bardziej nie jak ktoś, kto z dnia na dzień nabył jakichś cudownych nadzwyczajnych zdolności. Była po prostu sobą, ale…

Bezwiednie zacisnęła dłonie w pięści. Czyż nie to samo powtarzała sobie, kiedy zaczęła pisać pierwsze prorocze wiersze?

– Możemy zmienić temat? – mruknęła, wbijając wzrok w palenisko. – Twoja propozycja…

– Naprawdę aż tak spieszy ci się do interesów? – padło w odpowiedzi.  – Rozluźnij się trochę.

– Ciężko mi to zrobić po spotkaniu z twoją siostrą – przyznała, nim zdążyła ugryźć się w język. – No i ty… Ty też mi nie ułatwiasz.

Nie zarejestrowała momentu, w którym demon zmaterializował się u jej boku. Nagle znalazł się tuż przed nią, dosłownie na wyciągniecie ręki. Wyprostowała się na fotelu, ale i tak nad nią górował.

– Doprawdy? – zapytał ze spokojem, uśmiechając się w niemalże uprzejmy sposób. – A cóż takiego robię?

Nie odpowiedziała. Nie żeby w ogóle mogła, zaskoczona bezpośredniością tego pytania. Nie przywykła do tego, by ktokolwiek traktował ją w taki sposób, zwłaszcza że Razjel nawet nie próbował ukrywać, że…

Czego…?

Ale przecież wiedziała. Rozumiała to od chwili, w której jeszcze na imprezie zaczął prawić jej komplementy. Sęk w tym, że niezależnie od wszystkiego Claire nie miała pojęcia, jak powinna się w tej sytuacji zachować. Nawet gdyby nie miała do czynienia z demonem, zainteresowanie ze strony jakiegokolwiek mężczyzny nie było czymś, z czym spotykała się na co dzień.

Seth należał do zupełnie innej kategorii, kierując się czymś potężniejszym niż zwykła fascynacja kobietą. Jego nie liczyła, mimo wszystko traktując wpojenie jako swoisty przymus – taki, który mógł zagwarantować jej cudownego przyjaciela, a przy odrobinie szczęścia kogoś więcej, ale… wciąż przymus. Zabawne, ale dojście do ładu z uczuciami, o które oboje musieli walczyć przez długie tygodnie, przyszło jej zadziwiająco naturalnie. Wydawało się właściwe i pewne, choć przecież nie powinno.

Z tym, co robił Razjel, sprawy miały się zupełnie inaczej. Tak naprawdę Claire doświadczyła tego zaledwie raz.

Skrzyżowała ramiona na piersi, czując jak przebiegająca przez klatkę piersiową blizna nieprzyjemnie pulsuje pod ubraniem. Kiedy ostatnim razem jakikolwiek facet okazał jej zainteresowanie, omal nie doprowadził ją tym do grobu. Jak mogła stwierdzić, czy w takim razie Razjel…?

Dlaczego miałby?, zaoponowała w duchu. Co miałoby sprawić, że ja…?

Demon drgnął i odsunął się. Rzucił jej bliżej nieokreślone spojrzenie. Mogła tylko zgadywać, do jakich wniosków doszedł, ale zdecydowała się tego nie robić. W tamtej chwili była mu wdzięczna za to, że jednak zdecydował się wycofać.

– Masz ochotę się napić? Tak na dobry początek – zaproponował, jak gdyby nigdy nic zmieniając temat.

Poczuła, jak częściowo uchodzi z niej napięcie. Z wolna wypuściła powietrze, z opóźnieniem uświadamiając sobie, że wstrzymała oddech. Potrzebowała kilku kolejnych sekund, by zapanować nad trzepoczącym się w piersi sercem.

W porządku. Jak długo naprawdę nie próbował naciskać, było w porządku…

Sztywno skinęła głową. Obserwowała go, kiedy przemknął przez pokój, bynajmniej nie kierując się do kuchni. Dopiero wtedy dostrzegła niewielki barek, z którego demon wyjął butelkę i dwie kryształowe szklanki. Spodziewała się wina, ale płyn, którym ostatecznie napełnił naczynia, okazał się o wiele ciemniejszy.

Przyjęła szklankę bez słowa. Z namysłem przyjrzała się jej zwartości, przez chwilę skupiona wyłącznie na sposobie, w jaki alkohol zmieniał kształt, zależnie od nachylenia. Czuła słodki, całkiem przyjemny zapach, jednak nie potrafiła utożsamić go z niczym konkretnym. Miód? Karmel? Coś innego?  Nie miała pewności, choć zarazem wyraźnie poczuła charakterystyczną dla alkoholu nutę.

– To whisky – wyjaśnił usłużnie Razjel. – Wyglądasz, jakbyś potrzebowała czegoś konkretnego.

Parsknęła pozbawionym wesołości śmiechem. Świetnie! Może powinna mieć mu za złe, że do tego wszystkiego próbował ją upić, ale z drugiej strony…

Och, możliwe, że właśnie tego potrzebowała. Zwłaszcza po spotkaniu z Mimi.

Niepewnie wzięła pierwszy łyk. Momentalnie poczuła rozchodzące się po ciele ciepło. Smak okazał się równie specyficzny, co i zapach. Na pewno inny niż wino, do którego przywykła, zwłaszcza odkąd spędzała czas w domu Licavolich. Zwykle stroniła do alkoholu, ale w innym świecie, na dodatek w towarzystwie demona, mogła sobie na to pozwolić.

Wzięła kolejny łyk, chcąc zyskać na czasie. Kiedy piła, nie musiała z nim rozmawiać, ale…

– Ciekawe… – zauważyła, przypatrując się szklance. Znów zaczęła bawić się naczyniem, raz po raz zmieniając kąt nachylenia. – Najpierw zabrałeś mnie na herbatę, teraz próbujesz mnie upić.

– Nie próbuję – oznajmił niemalże urażonym tonem. – Gdybym faktycznie tego chciał, zaoferowałbym ci coś zupełnie innego.

Spojrzała na niego z powątpiewaniem, niepewna jak interpretować jego słowa. Znów poczuła się nieswojo, prawie jak wtedy, gdy odprawił Mimi, ale tym razem zdołała zignorować to uczucie. Właśnie popijała whisky z demonem. Nie wiedziała, czy mogło być gorzej.

Zresztą – choć wciąż nie chciała się do tego przyznać – u boku Razjela wcale nie czuła się źle. Wciąż starała się być ostrożna, ale nie mogła zaprzeczyć, że jego bliskość miała w sobie coś kojącego. Co prawda wciąż nie wiedziała, co planował, ale na dobry początek chwilowe rozluźnienie musiało wystarczyć.

– Świetnie. Skoro już się uspokoiłaś, zacznijmy jeszcze raz – zaproponował pogodnym tonem. Bezceremonialnie przysiadł na podłokietniku zajmowanego przez nią fotela. Uznała, że to w porządku. – Przyznaję, mogłem ostrzec cię, dokąd jedziemy. To tylko mały skrawek rzeczywistości, którą pozwoliłem sobie zająć.

– Chyba nie bardzo rozumiem…

– Hm… Mam na myśli to, że prawdziwe międzyświaty wyglądają inaczej. To tutaj uznaj raczej jako sen na jawie, jeśli tak ci wygodniej. – Wzruszył ramionami. – Uwierz mi, że dom jest prawdziwy. Okolica również. Mocno bazują na świecie, który znasz, więc… Jak wspomniałem, potrzebowałem miejsca, w którym mógłbym cieszyć się prywatnością – wyjaśnił, unosząc szklankę do ust. Opróżnił ją haustem, nawet się przy tym nie krzywiąc. – I samotnością, o ile akurat nie zadecyduję inaczej.

– Jak teraz? – domyśliła się. Spróbowała wyobrazić sobie to, o czym właśnie mówił. W zamyśleniu postukała paznokciem w szklankę. – Zabrzmiało… jakby te światy się przenikały – przyznała pod wpływem impulsu. Momentalnie pomyślała o cienkiej granicy, po której zwykle poruszała się Jocelyne. – To coś innego niż więzienie, które stworzył twój ojciec, ale…

– Zaczynając od tego, że to nie więzienie – zareagował natychmiast Razjel. Przez jego twarz przemknął cień. – Jak wspomniałem, to niczym iluzja. Zaledwie namiastka, do której wciąż mam dostęp. – Urwał i poderwał się do pionu. – Jeśli będziesz chciała, nauczę cię, jak swobodnie się między tymi światami przemieszczać. To wiele ułatwi, jeśli będziesz chciała mi pomagać, mała wiedźmo.

Drgnęła. Palce dla pewności mocniej zacisnęła na szklance, nie chcąc przypadkiem jej opuścić.

– Jeszcze na nic się nie zgodziłam.

Demon skinął głową. Nie wyglądał na zmartwionego.

– Wszystko w swoim czasie. Wciąż tu jesteś, a to już coś – stwierdził z przekonaniem. Nie miała pewności, czy w tamtej chwili w grę wchodziła zbyt wielka pewność siebie, czy może swoisty optymizm. – Skoro już zaczęliśmy temat poruszania się między światami i Przedsionka… Cóż, jest jedno miejsce, które chciałbym ci pokazać. Tak naprawdę mój… mały projekt, o którym już ci wspominałem, dotyczy właśnie tego.

Spojrzała na niego z powątpiewaniem. Intrygował ją, choć zarazem wcale nie była pewna, czy miała ochotę na jeszcze większe zamieszanie. Czy nie wystarczyło, że przywiózł ją do tego miejsca? Niezależnie od tego, co mówił, czuła się jak w potrzasku. Była pewna, że Claudia na jej miejscu nie miałaby takiego problemu – zwłaszcza teraz, gdy coraz swobodniej zwracała się ku magii – ale sama nie miała pojęcia, jak mogłaby uciec.

Co stałoby się, gdyby wypadła z domu i pobiegła na oślep w głąb lasu? Znalazłaby wyjście, czy może błądziła po opustoszałej okolicy tak długo, aż Razjel albo Mimi jednak by ją dopadli? A może utknęła w nicości, tak jak pewne lustrzane odbicie, które…?

Pospiesznie dopiła alkohol. Niewiele brakowało, by do tego wszystkiego się zakrztusiła.

– Powiesz mi przynajmniej, dokąd tym razem się wybieramy? – zaryzykowała, wymownie spojrzała na Razjela.

– Nie uważasz, że to trochę kłóci się z pojęciem niespodzianki?

Zacisnęła usta.

– Wybacz, ale po spotkaniu z twoją siostrą chyba mam dość.

Razjel roześmiał się – tak po prostu, serdecznie, całkowicie po ludzku. Jakby tego było mało, jednak zdecydował się odpowiedzieć.

– Och, w porządku… Wiesz, to ci się spodoba – stwierdził, nie przestając się uśmiechać. – Otóż, moja droga Claire… Zabieram cię do biblioteki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa