
Natychmiast się odwróciła.
Potrzebowała chwili, by namierzyć postać, która przyczaiła się tuż za
jej plecami. Już samo to wystarczyło, by przyprawić Claire o dreszcze.
Kiedy do tego wszystko przekonała się, że miała do czynienia z dzieckiem…
Cofnęła się
gwałtownie, cudem nie potykając o własne nogi. Gwałtownie zaczerpnęła
tchu, w ostatniej chwili powstrzymując zaskoczony okrzyk. Co prawda w drobnej
postaci o ciemnych włosach, okrągłej buzi i zarumienionych policzkach
nie było nic niepokojącego. Nawet się uśmiechała – w nieco złośliwy,
przesadnie niewinny sposób.
Wszystko za
to zmieniały jej oczy. Całkowicie czarne i bez wyrazu, nie miały
w sobie niczego ludzkiego.
– Miałaś
tego nie robić – zniecierpliwił się Razjel.
Przemieścił
się. Claire zesztywniała, czując na ramionach ciepłe dłonie. W pierwszym
odruchu zapragnęła się odsunąć, ale coś w dotyku demona
sprawiło, że jednak tego nie zrobiła. Coś w jego bliskości sprawiło,
że poczuła się bezpieczniej.
Upiorna
dziewczynka spoważniała, posłusznie kiwając głową.
– Mimi
przeprasza – powiedziała cicho. Głos okazał się przyjemny dla ucha, bardzo
melodyjny. Gdyby nie oczy, z powodzeniem mogłaby uchodzić za uroczą
ośmiolatkę. – Ale Mimi była ciekawa, kogo przyprowadził brat. Jej obawy
czuć z daleka – dodała, kiwając głową w kierunku Claire.
Chyba na nią
spojrzała. Chyba, bo ciężko było jednoznacznie ocenić tę kwestię w przypadku
kogoś, kto nie posiadał źrenic. A jednak dwie czarne dziury w miejscu,
w którym znajdowały się oczodoły, zdawały się być zwrócone w jednoznacznym
kierunku.
Mimi…,
powtórzyła w myślach Claire, przez chwilę niepewna, czy roześmianie się
na głos to dobre posuniecie. Nie żeby w ogóle czuła się
rozbawiona. Wręcz przeciwnie – napięte ciało aż rwało się do ucieczki
z krzykiem.
– Postaraj się
jednak nam nie przeszkadzać. I zachowuj się, zwłaszcza kiedy ona
tutaj jest – zadecydował Razjel, mocniej zaciskając palce na dłoniach Claire.
Z zaskoczeniem doszukała się stanowczej, niemalże władczej nuty w
jego głosie. Coś w tym tonie sprawiło, że mimowolnie się wzdrygnęła,
aż nazbyt wyraźnie czując, że miała do czynienia z demonem. – Wybacz
mi za nią, Claire.
Jego głos
złagodniał przy ostatnich słowach. Nie mogła zobaczyć jego twarzy,
ale za to aż nazbyt wyraźnie widziała, że Mimi z zaciekawieniem
przekrzywiła głowę.
– Ach,
Claire… – powtórzyła dziewczynka. – Mimi rozumie.
To
świetnie, bo ja nie…
– Znikaj.
Tym razem
dziecko nie próbowało dyskutować. Drobna postać jeszcze chwilę tkwiła w przejściu,
nim odwróciła się i energicznym krokiem ruszyła w swoją stronę,
by zniknąć gdzieś na schodach. Ciemne włosy falowały łagodnie przy
każdym kroku.
Wciąż
drżąc, Claire z opóźnieniem odwróciła się do swojego towarzysza.
Strząsnęła z ramion jego dłonie, w pośpiechu oswabadzając się
z opiekuńczego uścisku. Otworzyła usta, ale nie od razu zdołała się
odezwać, ostatecznie ograniczając się do potrząśnięcia głową.
Miała
pytanie. Albo nawet kilka, chociaż wcale nie była taka pewna, czy chce
poznać odpowiedzi.
– Chyba
znów muszę usiąść – wykrztusiła w końcu.
Kąciki ust
Razjela drgnęły, ale przynajmniej powstrzymał się od komentarza.
Ujął ją pod ramię, stanowczo ciągnąć za sobą. Choć wciąż nie była
pewna, czy powinna mu ufać, jak długo prowadził ją w kierunku
przeciwnym do tego, w którym udała się upiorna dziewczynka,
Claire bardzo chętnie mogła mu potowarzyszyć. Przynajmniej na dobry
początek, skoro wciąż nie miała pojęcia, jak dostać się do wyjścia.
Weszli
razem do pokoju, który najwyraźniej miał pełnić rolę salonu. Tyle przynajmniej
wywnioskowała na widok foteli i kominka. Palenisko co prawda okazało się
wygaszone, ale i tak coś w jego widoku sprawiło, że Claire
poczuła się pewniej. Była pewna, że gdyby w pobliżu znajdowała się
mama, mogłaby ot tak przywołać płomienie.
Natychmiast
skorzystała z okazji, żeby usiąść. Sądziła, że Razjel zajmie miejsce
naprzeciwko, ale ten najwyraźniej nie miał takiego zamiaru.
Obserwowała go, kiedy zaczął krążyć po pokoju, jakby chcąc upewnić się, że
gdzieś w kącie nie kryła się kolejna cudowna niespodzianka.
– Więc… –
Potarła skronie, czując nadciągający ból głowy. Słodka bogini, co to w ogóle
było…? – Mimi, tak? – zapytała z niedowierzaniem.
Razjel
natychmiast zwrócił się w jej stronę. Westchnął, krzyżując ramiona i w końcu
decydując się usiąść w fotelu naprzeciwko.
– Nie przejmuj
się. Wszyscy tak na nią reagują – zapewnił, ale wcale nie poczuła się
dzięki temu uspokojona.
– Jest…
Przełknęła
z trudem. Co niby miała mu powiedzieć.
– Rozkoszna
– rzucił z przekąsem Razjel. To zdecydowanie nie było słowo,
którego zamierzała użyć, ale zdecydowała się tego nie komentować.
– Ale niegroźna. Uwierz mi, że nic ci nie zrobi… Lepiej dla niej, by nie próbowała.
– Przez jego twarz przemknął cień. Claire była gotowa przysiąc, że
dotychczas pogodne, jasne oczy, jak na zawołanie pociemniały. – Już moja w tym
głowa, by cię nie niepokoiła.
– Nie o
to chodzi. Znaczy… – zaczęła i znów urwała. Odetchnęła, w końcu
uspokajając się na tyle, by wyrzucić z siebie to, co
chodziło jej po głowie. – Mieszka tutaj?
– To moja
siostra. Jedna z tych bardziej specyficznych – wyjaśnił usłużnie Razjel. –
Mam dużą rodzinę.
Tym razem
Claire prawie udało się uśmiechnąć.
– Tak… Z tym
akurat jestem zaznajomiona.
Wiedziała,
że sprawy z demonami były skomplikowane – od hierarchii, aż po relacje
rodzinne. W zasadzie jedno wynikało z drugiego, zaczynając od tego,
że wszyscy określali się mianem braci i sióstr. Nigdy nie wnikała,
na ile poprawne były to określenie, zresztą rodzinne korelacje nie zmieniały
najważniejszego: że demony wcale nie zachowywały się, jakby były sobie
równe. Obserwowanie Miry, Rafaela i pojedynczych cieni, które przewinęły się
przez Miasto Nocy, w zupełności wystarczyło, by zauważyć różnicę.
Mimi nie pasowała
ani tu, ani tu. Nie miała skrzydeł, choć to wciąż nie musiało
o niczym świadczyć – w końcu demony potrafiły je ukryć. Tyle że to wciąż
nie wyjaśniało oczu.
Och, a już
na pewno nie wyglądała jak mgła, ale…
Odrzuciła
od siebie tę myśl. Przenikliwe spojrzenie Razjela i tak nie pozwalało
jej się skupić.
– Czy dalej…
chcesz wyjść? – usłyszała i to wystarczyło, by jeszcze bardziej
wytrącić ją z równowagi.
Westchnęła.
„Oczywiście, że tak” – cisnęło jej się na usta, ale wcale nie była
tego taka pewna. Chcąc zyskać na czasie, wygodniej usadowiła się w fotelu,
podwijając po siebie nogi. Powiodła wzrokiem dookoła, raz jeszcze spoglądając
na wygaszony kominek i obity skórą komplet wypoczynkowy. Dopiero
wtedy pozwoliła sobie zwrócić uwagę na szczegóły – ciepłe kolory, miękki
dywan na panelach i zapełnione książkami regały. Z daleka nie widziała
tytułów, ale widok pełnej biblioteczki sprawił, że mimowolnie się rozluźniła.
Salon
zdecydowanie nie wyglądał jak miejsce, w którym bytowałby jakikolwiek
demon. Nie żeby wiedziała, czego powinna się po tych istotach
spodziewać. Z drugiej strony, uczący się ludzkich emocji Rafael nie wyglądał
na pasjonata beletrystyki albo kogoś, kto w wolnych chwilach
oglądał telewizję. To, jak ludzki wydawał się Razjel, wciąż było dla
dziewczyny nie do pomyślenia.
Póki się
nie zdenerwował, poprawiła się w myślach. Nie mogła
zapomnieć wyrazu jego twarzy, kiedy kazał siostrze uciec.
Igrała z ogniem.
Wiedziała o tym, raz po raz powtarzając sobie, że nie powinna pozwolić
sobie na rozluźnienie. To, jak uprzejmy wydawał się jej rozmówca,
nie miało tu nic do rzeczy.
– To zależy
– powiedziała w końcu. Starannie dobierała słowa, próbując zabrzmieć jak najspokojniej
i rzeczowo. Nie żebym w ogóle miała coś do powiedzenia…
Ale o tym, kto tak naprawdę kontrolował sytuację, zdecydowanie
wolała nie myśleć. – Powiesz mi, gdzie jesteśmy? Tylko szczerze.
Z ulgą
przyjęła, że zabrzmiała o wiele spokojniej, aniżeli faktycznie się czuła.
O bogini… Możliwe, że regularnie przebywanie z Claudią, jednak dawało
efekty. Przy ciotce coraz łatwiej mogła zachowywać się tak, jakby kolejne
rewelacje wcale nie robiły na niej aż takiego wrażenia – i to tylko dlatego,
że denerwowanie wampirzycy mogłoby przynieść dużo gorsze efekty. Możliwe, że w przypadku
demonów sprawdzała się dokładnie ta sama zasada.
Razjel uniósł
brwi. Przez chwilę wyglądał na chętnego, żeby zaprotestować, ale ostatecznie
tego nie zrobił. W zamian w zamyśleniu skinął głową.
– Jako że
ty i Światłość jesteście ze sobą dość blisko… – zaczął, jednak dając
za wygraną. Claire powstrzymała się od uświadomienia go, że
relacje jej i Eleny wcale nie były aż tak zażyłe. – Czy słyszałaś
kiedyś o Przedsionku, Claire?
– Ach…
Powstrzymała
dreszcz. Oczywiście, że słyszała, zresztą jak i wszystkim innym, co
przyniósł ze sobą powrót Selene. Co prawda nie miała okazji ujrzeć
korytarza, który podobno łączył ze sobą równoległe światy, w tym również
ten, który miała okazję zobaczyć, gdy rzuciła się ratować rodzinę, ale wcale
nie było jej z tego powodu przykro. Wystarczyło, że sam koncept
wychodził poza granice tego, do czego przywykła, nawet jeśli zarazem
wydawał się… zadziwiająco logiczny.
Kolejny
wymiar. Myśląc o tym, mogła wyobrazić sobie zarówno mechanikę działania,
jak i samo funkcjonowanie Przedsionka. Tak naprawdę wydawał się
o wiele prostszy niż to, co zdarzało się robić Michaelowi.
Uciekła
wzrokiem gdzieś w bok, próbując zapanować nad mętlikiem w głowie.
Myśli pędziły do przodu, gorączkowo analizując to, przed czym podświadomie
broniła się przez całe tygodnie. Cóż, to wciąż wydawało się prostsze
niż magia. Jak długo opierało się na względnie sensownych zasadach,
mogła to zaakceptować.
Wierzyła,
że Claudia osobiście by jej przyłożyła, gdyby to usłyszała.
– Czyli tak naprawdę
nie mam nic do powiedzenia – mruknęła, samą siebie zaskakując
swobodą, z jaką wypowiedziała te słowa. – I tak nie wyrwę się
stąd, jeśli mi na to nie pozwolisz, więc…
– Martwi
cię to? – zapytał wprost Razjel. Chcąc nie chcąc przeniosła na niego
wzrok, mimowolnie spinając się, kiedy podchwyciła błękit jego oczu. – To najspokojniejsze
miejsce, które znam. Będziemy mogli spokojnie porozmawiać, ale nie zamknąłem
tego świata. – Rzucił jej wymowne spojrzenie. Nie musiał dodawać
niczego więcej, bo jej myśli jak na zawołanie uciekły do między
tu i teraz. – Nie powstrzymam cię, jeśli będziesz chciała
odejść.
– Nie wiem,
czy to takie proste – przyznała bez przekonania.
– Dlaczego?
– Razlej nachylił się w jej stronę. – Jesteś czarownicą, prawda?
Skrzywiła się
na te słowa. Co prawda brzmiało o wiele naturalniej niż wiedźma, ale i
tak poraziła ją bezpośredniość, z jaką się do niej zwracał.
Gdyby przynajmniej wiedziała, co robić! Z trudem oswoiła się z wzmiankami
o magii na tyle, by zaufać Claudii. Sama wciąż ograniczała się
do wierszy, ale szczerze wątpiła, by pospiesznie naskrobane na kartce
haiku pozwoliło jej wydostać się z jakiegoś nieznanego świata.
Z drugiej
strony, być może Razjel miał rację. Pamiętała rytuał, który odprawiła ciotka, pomagając
jej przedostać się do świata Ciemności. Może gdyby poszukała szałwii,
znalazła jakieś spokojne miejsce i zaczęła medytować…
To brzmi
idiotycznie.
– Nie nazywaj
mnie tak – westchnęła, decydując się podstawić sprawę jasno. – Chyba
że mylisz mnie z Claudią. Ja i magia… To chyba nie zadziała.
– Masz na myśli,
że ty…? – Demon urwał. Przemieścił się, nagle podrywając na równe nogi. –
W porządku, wybacz. Nie miałem nic złego na myśli, ale… Nie wiem,
czy zdajesz sobie sprawę, ale twoja aura lśni. Mogę to wyczuć
zwłaszcza w tym miejscu – wyjaśnił z powagą. – Pamiętasz, co powiedziałem
ci ostatnim razem? Zwłaszcza teraz wyczuwam w tobie to, kim jesteś.
Pomyśl o tym.
Nie była
pewna, czy chce. Nawet jeśli, wciąż nie czuła się na tyle
kompetentna, by nagle zacząć przenosić się z miejsca na miejsce.
Podejrzewała, że gdyby to działało w taki sposób, już dawno by się
zorientowała. Nie czuła się inaczej, a tym bardziej nie jak
ktoś, kto z dnia na dzień nabył jakichś cudownych nadzwyczajnych
zdolności. Była po prostu sobą, ale…
Bezwiednie zacisnęła
dłonie w pięści. Czyż nie to samo powtarzała sobie, kiedy
zaczęła pisać pierwsze prorocze wiersze?
– Możemy
zmienić temat? – mruknęła, wbijając wzrok w palenisko. – Twoja propozycja…
– Naprawdę
aż tak spieszy ci się do interesów? – padło w odpowiedzi. – Rozluźnij się trochę.
– Ciężko mi
to zrobić po spotkaniu z twoją siostrą – przyznała, nim zdążyła
ugryźć się w język. – No i ty… Ty też mi nie ułatwiasz.
Nie
zarejestrowała momentu, w którym demon zmaterializował się u jej boku.
Nagle znalazł się tuż przed nią, dosłownie na wyciągniecie ręki.
Wyprostowała się na fotelu, ale i tak nad nią górował.
– Doprawdy?
– zapytał ze spokojem, uśmiechając się w niemalże uprzejmy sposób. –
A cóż takiego robię?
Nie
odpowiedziała. Nie żeby w ogóle mogła, zaskoczona bezpośredniością
tego pytania. Nie przywykła do tego, by ktokolwiek traktował ją
w taki sposób, zwłaszcza że Razjel nawet nie próbował ukrywać, że…
Czego…?
Ale
przecież wiedziała. Rozumiała to od chwili, w której jeszcze na imprezie
zaczął prawić jej komplementy. Sęk w tym, że niezależnie od wszystkiego
Claire nie miała pojęcia, jak powinna się w tej sytuacji zachować.
Nawet gdyby nie miała do czynienia z demonem, zainteresowanie ze
strony jakiegokolwiek mężczyzny nie było czymś, z czym spotykała się
na co dzień.
Seth należał
do zupełnie innej kategorii, kierując się czymś potężniejszym niż
zwykła fascynacja kobietą. Jego nie liczyła, mimo wszystko traktując wpojenie
jako swoisty przymus – taki, który mógł zagwarantować jej cudownego
przyjaciela, a przy odrobinie szczęścia kogoś więcej, ale… wciąż przymus.
Zabawne, ale dojście do ładu z uczuciami, o które oboje
musieli walczyć przez długie tygodnie, przyszło jej zadziwiająco
naturalnie. Wydawało się właściwe i pewne, choć przecież nie powinno.
Z tym, co
robił Razjel, sprawy miały się zupełnie inaczej. Tak naprawdę Claire doświadczyła
tego zaledwie raz.
Skrzyżowała
ramiona na piersi, czując jak przebiegająca przez klatkę piersiową blizna
nieprzyjemnie pulsuje pod ubraniem. Kiedy ostatnim razem jakikolwiek facet
okazał jej zainteresowanie, omal nie doprowadził ją tym do grobu.
Jak mogła stwierdzić, czy w takim razie Razjel…?
Dlaczego
miałby?, zaoponowała w duchu. Co miałoby sprawić, że ja…?
Demon
drgnął i odsunął się. Rzucił jej bliżej nieokreślone spojrzenie.
Mogła tylko zgadywać, do jakich wniosków doszedł, ale zdecydowała się
tego nie robić. W tamtej chwili była mu wdzięczna za to, że
jednak zdecydował się wycofać.
– Masz
ochotę się napić? Tak na dobry początek – zaproponował, jak
gdyby nigdy nic zmieniając temat.
Poczuła,
jak częściowo uchodzi z niej napięcie. Z wolna wypuściła powietrze, z opóźnieniem
uświadamiając sobie, że wstrzymała oddech. Potrzebowała kilku kolejnych sekund,
by zapanować nad trzepoczącym się w piersi sercem.
W porządku.
Jak długo naprawdę nie próbował naciskać, było w porządku…
Sztywno
skinęła głową. Obserwowała go, kiedy przemknął przez pokój, bynajmniej nie kierując się
do kuchni. Dopiero wtedy dostrzegła niewielki barek, z którego demon wyjął
butelkę i dwie kryształowe szklanki. Spodziewała się wina, ale płyn,
którym ostatecznie napełnił naczynia, okazał się o wiele ciemniejszy.
Przyjęła
szklankę bez słowa. Z namysłem przyjrzała się jej zwartości,
przez chwilę skupiona wyłącznie na sposobie, w jaki alkohol zmieniał
kształt, zależnie od nachylenia. Czuła słodki, całkiem przyjemny zapach, jednak
nie potrafiła utożsamić go z niczym konkretnym. Miód? Karmel? Coś
innego? Nie miała pewności, choć
zarazem wyraźnie poczuła charakterystyczną dla alkoholu nutę.
– To whisky
– wyjaśnił usłużnie Razjel. – Wyglądasz, jakbyś potrzebowała czegoś
konkretnego.
Parsknęła
pozbawionym wesołości śmiechem. Świetnie! Może powinna mieć mu za złe, że
do tego wszystkiego próbował ją upić, ale z drugiej strony…
Och, możliwe,
że właśnie tego potrzebowała. Zwłaszcza po spotkaniu z Mimi.
Niepewnie
wzięła pierwszy łyk. Momentalnie poczuła rozchodzące się po ciele
ciepło. Smak okazał się równie specyficzny, co i zapach. Na pewno
inny niż wino, do którego przywykła, zwłaszcza odkąd spędzała czas w domu
Licavolich. Zwykle stroniła do alkoholu, ale w innym świecie, na dodatek
w towarzystwie demona, mogła sobie na to pozwolić.
Wzięła
kolejny łyk, chcąc zyskać na czasie. Kiedy piła, nie musiała z nim
rozmawiać, ale…
– Ciekawe… –
zauważyła, przypatrując się szklance. Znów zaczęła bawić się naczyniem,
raz po raz zmieniając kąt nachylenia. – Najpierw zabrałeś mnie na herbatę,
teraz próbujesz mnie upić.
– Nie próbuję
– oznajmił niemalże urażonym tonem. – Gdybym faktycznie tego chciał, zaoferowałbym
ci coś zupełnie innego.
Spojrzała
na niego z powątpiewaniem, niepewna jak interpretować jego słowa.
Znów poczuła się nieswojo, prawie jak wtedy, gdy odprawił Mimi, ale tym
razem zdołała zignorować to uczucie. Właśnie popijała whisky z demonem.
Nie wiedziała, czy mogło być gorzej.
Zresztą –
choć wciąż nie chciała się do tego przyznać – u boku
Razjela wcale nie czuła się źle. Wciąż starała się być ostrożna,
ale nie mogła zaprzeczyć, że jego bliskość miała w sobie coś
kojącego. Co prawda wciąż nie wiedziała, co planował, ale na dobry
początek chwilowe rozluźnienie musiało wystarczyć.
– Świetnie.
Skoro już się uspokoiłaś, zacznijmy jeszcze raz – zaproponował pogodnym
tonem. Bezceremonialnie przysiadł na podłokietniku zajmowanego przez nią
fotela. Uznała, że to w porządku. – Przyznaję, mogłem ostrzec cię, dokąd
jedziemy. To tylko mały skrawek rzeczywistości, którą pozwoliłem sobie
zająć.
– Chyba nie bardzo
rozumiem…
– Hm… Mam
na myśli to, że prawdziwe międzyświaty wyglądają inaczej. To tutaj
uznaj raczej jako sen na jawie, jeśli tak ci wygodniej. –
Wzruszył ramionami. – Uwierz mi, że dom jest prawdziwy. Okolica również. Mocno
bazują na świecie, który znasz, więc… Jak wspomniałem, potrzebowałem
miejsca, w którym mógłbym cieszyć się prywatnością – wyjaśnił, unosząc
szklankę do ust. Opróżnił ją haustem, nawet się przy tym nie krzywiąc.
– I samotnością, o ile akurat nie zadecyduję inaczej.
– Jak teraz?
– domyśliła się. Spróbowała wyobrazić sobie to, o czym właśnie mówił. W zamyśleniu
postukała paznokciem w szklankę. – Zabrzmiało… jakby te światy się przenikały
– przyznała pod wpływem impulsu. Momentalnie pomyślała o cienkiej
granicy, po której zwykle poruszała się Jocelyne. – To coś
innego niż więzienie, które stworzył twój ojciec, ale…
–
Zaczynając od tego, że to nie więzienie – zareagował natychmiast
Razjel. Przez jego twarz przemknął cień. – Jak wspomniałem, to niczym
iluzja. Zaledwie namiastka, do której wciąż mam dostęp. – Urwał i poderwał się
do pionu. – Jeśli będziesz chciała, nauczę cię, jak swobodnie się między
tymi światami przemieszczać. To wiele ułatwi, jeśli będziesz chciała mi
pomagać, mała wiedźmo.
Drgnęła.
Palce dla pewności mocniej zacisnęła na szklance, nie chcąc
przypadkiem jej opuścić.
– Jeszcze
na nic się nie zgodziłam.
Demon
skinął głową. Nie wyglądał na zmartwionego.
– Wszystko
w swoim czasie. Wciąż tu jesteś, a to już coś – stwierdził z przekonaniem.
Nie miała pewności, czy w tamtej chwili w grę wchodziła zbyt
wielka pewność siebie, czy może swoisty optymizm. – Skoro już zaczęliśmy
temat poruszania się między światami i Przedsionka… Cóż, jest jedno
miejsce, które chciałbym ci pokazać. Tak naprawdę mój… mały projekt,
o którym już ci wspominałem, dotyczy właśnie tego.
Spojrzała
na niego z powątpiewaniem. Intrygował ją, choć zarazem wcale nie była
pewna, czy miała ochotę na jeszcze większe zamieszanie. Czy nie wystarczyło,
że przywiózł ją do tego miejsca? Niezależnie od tego, co mówił, czuła się
jak w potrzasku. Była pewna, że Claudia na jej miejscu nie miałaby
takiego problemu – zwłaszcza teraz, gdy coraz swobodniej zwracała się ku
magii – ale sama nie miała pojęcia, jak mogłaby uciec.
Co stałoby
się, gdyby wypadła z domu i pobiegła na oślep w głąb lasu?
Znalazłaby wyjście, czy może błądziła po opustoszałej okolicy tak długo,
aż Razjel albo Mimi jednak by ją dopadli? A może utknęła w nicości,
tak jak pewne lustrzane odbicie, które…?
Pospiesznie
dopiła alkohol. Niewiele brakowało, by do tego wszystkiego się zakrztusiła.
– Powiesz
mi przynajmniej, dokąd tym razem się wybieramy? – zaryzykowała, wymownie
spojrzała na Razjela.
– Nie uważasz,
że to trochę kłóci się z pojęciem niespodzianki?
Zacisnęła
usta.
– Wybacz,
ale po spotkaniu z twoją siostrą chyba mam dość.
Razjel
roześmiał się – tak po prostu, serdecznie, całkowicie po ludzku.
Jakby tego było mało, jednak zdecydował się odpowiedzieć.
– Och, w porządku… Wiesz, to ci się spodoba – stwierdził, nie przestając się uśmiechać. – Otóż, moja droga Claire… Zabieram cię do biblioteki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz