14 grudnia 2021

Sto dwadzieścia cztery

Claire

– Ty żartujesz… – wyszeptała, czując jak zaczyna kręcić jej się w głowie. Mogła zrzucić to na alkohol, choć wcale nie miała wrażenia, że w grę wchodziło upojenie. Wręcz przeciwnie: Claire czuła się aż nazbyt przytomna. – Musisz żartować!

Na nic więcej nie było ją stać. Nie miało już znaczenia nawet to, że Razjel tym razem otwarcie ich przeniósł.

Przejście między światami przypominało korzystanie z daru Lilly – w jednej chwili siedzieli w salonie, by w następnej sekundzie wylądować w zupełnie innym miejscu. Tak po prostu, jakby ktoś wcisnął przycisk na pilocie od telewizora.

Najistotniejsze jednak okazało się to, gdzie się znaleźli. Początkowo Claire po prostu wodziła wzrokiem dookoła, świadoma napierającego ze wszystkich stron chłodu. Temperatura spadła, co do tego nie miała wątpliwości. Z drugiej strony coś w widoku kamiennej posadzki sprawiło, że ten stan rzeczy wydał jej się właściwy. Miejsce, w którym wylądowali, ani trochę nie przypominało przytulnego mieszkania.

Dopiero po chwili zaczęła zwracać uwagę na szczegóły. Przynajmniej próbowała, bo kiedy w końcu dotarło do niej, na co patrzy, była już w stanie tylko wodzić wzrokiem dookoła i wyrzucać z siebie niespójne słowa.

To była biblioteka. Och, zdecydowanie widziała książki – setki, może nawet tysiące. Otaczały ją ze wszystkich stron, pokrywając regały najbardziej nietypowej czytelni, jakiej przyszło jej widzieć. Claire w swoim życiu widziała dziesiątki takich miejsc, ale żadne nie wytrąciło ją z równowagi aż do tego stopnia… I to nie tylko dlatego, że Razjel zabrał ją w miejsce, do którego żaden śmiertelnik nie miał wstępu.

Nie miało znaczenia, że właśnie kolejny raz pozwoliła demonowi igrać ze swoimi zmysłami. Że ot tak przeniosła się do zupełnie innego świata – takiego, w którym równie dobrze mogła spotkać istotę równie niebezpieczną, co i Ciemność albo Łowca. To wszystko straciło na znaczeniu, wyparte przez całą mieszankę myśli i uczuć, nad którymi nie potrafiła zapanować.

Poruszając się trochę jak w transie, przestąpiła naprzód. Nieufnie spojrzała na kręte schody, pnące się coraz wyżej i wyżej, by zniknąć gdzieś w ciemności. Miejsce, w którym ktoś pokusił się o zgromadzenie książek, budową przypominało latarnie morską albo wieżę. Choć przestrzeń na pierwszy rzut oka wydawała się ograniczona, regały pięły się ku górze, starannie dopasowane do zaokrąglonych ścian. Kamienne stopnie powoli zakręcały, zapewniając dostęp do każdej pozycji i to bez większego wysiłku.

Z niedowierzaniem potrząsnęła głową. Dla pewności weszła na kilka pierwszych schodów, nie dbając o to, że Razjel po raz kolejny znalazł się tuż za jej plecami. Co prawda instynkt zaprotestował przed takim rozwiązaniem, ale stanowczo kazała mu się zamknąć. Jeśli akurat to miejsce miałoby zostać jej mogiłą, chyba nie miała nic przeciwko.

O bogini… O słodka bogini…

Podeszła do najbliższego regału, niepewnie wyciągając rękę. Czuła się jak we śnie, niemalże spodziewając się, że biblioteka rozpłynie się w nicości. Nic podobnego nie miało miejsca, a Claire niemalże z ulgą przesunęła opuszkami po grzbiecie jednego z ciężkich tomiszczy. Zdołała oczytać tytuł, z zaskoczeniem przekonując się, że ten zapisano w języku pierwotnych. Widywała dość podobnych pozycji w laboratorium ojca i archiwach pod świątynią, by to odkrycie nie wydało jej się dziwne.

– Tak sądziłem, że ci się spodoba.

Zamrugała. Natychmiast zwróciła się ku Razjelowi, by przekonać się, że ten nie ruszył się z miejsca. Dopiero kiedy ich spojrzenia się spotkały, jakby od niechcenia podszedł bliżej, bez pośpiechu pokonując dzieląca ich odległość.

– To miejsce…

– Wiem. – Demon skrzyżował ramiona. Wciąż się uśmiechał. – Widziałem, jak rzuciłaś się na książki, kiedy poszliśmy na herbatę. Już wtedy pomyślałem o tym miejscu i… Hm, nie zawiodłaś mnie.

Poczuła, że się rumieni. Uciekła wzorkiem gdzieś w bok, wbijając spojrzenie w ustawione na półce książki. Również pozostałe teksty wyglądały na stare, choć nie miała okazji się upewnić.

Wyczuła ruch, a chwilę później dostrzegła zachęcająco wyciągniętą dłoń Razjela.

– Chodź. To zaledwie zalążek – wyjaśnił ze spokojem, wymownie spoglądając na pnące się ku górze schody. – Mam ci do pokazania dużo więcej.

– Te wszystkie książki… One… – Z niedowierzaniem potrząsnęła głową. – Odnajdujesz się tutaj? Skąd w ogóle wzięło się to miejsce? O bogini…

Czuła, że plecie trzy po trzy, ale nie była w stanie się powstrzymać. Może jednak wszystko sprowadzało się do nadmiaru alkoholu. To nic, że wypiła tylko odrobinę whisky…

– Kiedy długo żyjesz i masz sporo wolnego czasu, zaczynasz szukać sobie zajęcia… I nie, nie przeczytałem wszystkich – zapewnił Razjel, widząc jej uniesione brwi. – Tylko te ciekawsze pozycje. Ostatnio utknąłem w dziale z poezją.

Parsknęła, niepewna jak odebrać jego słowa. Jakoś nie wyobrażała sobie, by nagle został fanem Blake’a tylko dlatego, że rozmawiali o nim ostatnim razem. Miała ochotę o to zapytać, ale powstrzymała się, dochodząc do wniosku, że demon i tak nie powiedziałby jej prawdy.

Jest niesamowity, uświadomiła sobie. Czuła trzepoczące się w piersi serce. Albo to ja upadłam na głowę.

Nie była pewna, która z tych pespektyw bardziej ją zadawalała.

– To iluzja? – zapytała w zamian. – Nigdy wcześniej nie widziałam czegoś takiego. Jeśli właśnie śnimy, po prostu mi powiedz.

– Hm… – Demon przekrzywił głowę. Zaraz po tym wyprostował się i sięgnął po pierwszy w brzegu tekst. Otworzył tomiszcze na losowej stronie, po czym podsunął je na tyle blisko jej twarzy, by mogła prześledzić go wzrokiem. – O ile się nie mylę, nie da się czytać we śnie. Czyż nie tak?

Nie odpowiedziała. Raz jeszcze powiodła wzrokiem po tekście, choć nie była w stanie skupić się na zrozumieniu poszczególnych słów. Wiedziała za to, że zdecydowanie nie wyglądały jak zlepek przypadkowych, nic nieznaczących znaków. Nie, ani trochę nie przypominały czegoś, co byłoby efektem śniącego umysłu.

Nie zastanawiając się nad tym, co robi, okręciła się na pięcie i ruszyła dalej. Czuła się trochę jak dziecko, któremu właśnie oznajmiono, że święta wypadają w tym roku wcześniej. Obawy zniknęły, wyparte przez lekkość, której się nie spodziewała. Nie po tym jak zorientowała się, że właśnie wylądowała w innym świecie zdana na łaskę (albo jej brak) demona.

Tyle że Razjel ani trochę nie zachowywał się jak niebezpieczny łowca. Nie sądziła, by ktokolwiek, kto miał złe zamiary, najpierw komplementował kobietę, zabierał ją do domu, poił alkoholem… a finalnie przenosił wprost do nadnaturalnej biblioteki. Co prawda wątpiła, by takimi argumentami trafiła do Rufusa, gdyby przyszło jej się tłumaczyć, ale mimo wszystko…

Zatrzymała się w pół kroku. Natychmiast sięgnęła po telefon, w panice spoglądając na wyświetlacz. Zawahała się, odkrywając, że zegar pokazywał zaledwie kwadrans po południu.

– Czas to pojęcie względne – usłyszała tuż za plecami. – Ale komu ja to tłumacze, prawda?

– Ale…

Coś w spojrzeniu Razjela sprawiło, że jednak zamilkła, pozwalając mu mówić.

– Rozluźnij się. Nie mam w planach wpakować się w kłopoty, więc spokojnie – zapewnił z uśmiechem.

Gdyby to było takie proste! Może na kimś, komu regularnie zdarzało się skakać między światami, podobne doświadczenia nie robiły wrażenia, ale z nią było inaczej. Jakby tego było mało, kolejny raz brakowało jej tego, w czym za każdym razem znajdowała poczucie bezpieczeństwa. Magia czy to, co właśnie pokazywał jej Razjel, zdecydowanie nie podlegały zasadom, które znała.

A jednak coś w tym miejscu sprawiało, że chciała dowiedzieć się więcej. W myślach wciąż rozpamiętywała swoją teorię, próbując jak najsensowniej rozrysować wszystko to, co wiązało się z Przedsionkiem. Skoro mogła przynajmniej wyobrazić sobie kilka istniejących na różnych płaszczyznach miejsc…

– Opowiedz mi więcej – poprosiła cicho. – O tym miejscu. Widziałam świat, który stworzył twój ojciec, ale…

Urwała, widząc jak demon się krzywi.

– Mój ojciec – zaczął, nie kryjąc zniechęcenia – nie potrafi tworzyć. Jeśli już coś zrobił, to po prostu przywłaszczył sobie to, co do niego nie należało. – Razjel potrząsnął głową. – Wybacz. Nie przepadamy za sobą.

– Och… – wyrwało jej się. Nie miała pewności, czy chciała, by rozwinął akurat tę myśl. – W porządku. Wracając do mojego pytania…

Razjel skinieniem wskazał na schody. Ruszyła za nim, ostrożnie stawiając kolejne kroki na stromych stopniach. Raz po raz rozglądała się na boki, wodząc wzrokiem po grzbietach mijanych książek. Próbowała doszukać się jakiejkolwiek prawidłowości i zrozumieć, w jaki sposób ktokolwiek mógł odnaleźć się w tak okazałych zbiorach, ale klucz nie przypominał jej żadnego z tych, które znała.

Przez chwilę milczeli. Na dłuższą metę cisza okazała się zaskakująco przyjemna, choć Claire nie sądziła, że to w ogóle możliwe. Z drugiej strony, to wydawało się właściwe – zresztą tak jak i bliskość kroczącego u jej boku demona. W jakiś pokrętny sposób wydawał się pasować do miejsca, w którym się znaleźli.

– Chciałbym powiedzieć ci bardzo wiele, ale nie wiem od czego zacząć – podjął ni stąd, ni z owąd Razjel. Szedł przodem, nie oglądając się za siebie. – To, co tutaj widzisz… Ach, to zaledwie zalążek, Claire. – Mężczyzna parsknął pozbawionym wesołości śmiechem. – Tylko do tego wciąż mam dostęp.

– Chyba nie rozumiem – przyznała po chwili wahania.

Poczuła się źle, ledwo tylko wypowiedziała te słowa. Nie sądziła, by potrzebował kogoś takiego jak ona. Co było mu po drżącej, przerażonej dziewczynie, która nie miała pojęcia, co działo się wokół niej? Nie miała pojęcia, kogo dostrzegł, kiedy spotkali się na imprezie i razem pracowali przy wymianie korków, ale obawiała się, że jakimś cudem doszedł do dalej idących wniosków, aniżeli powinien. Słodka bogini, zadając kolejne pytania czuła się głupia, nie jakkolwiek inteligentna, a co dopiero genialna.

Razjel jednak nie wydawał się zrażony. W odpowiedzi jedynie westchnął, jakby spodziewając się, że będzie zmuszony pokusić się o głębsze wyjaśnienia.

– Jak już wspomniałem, ja ojciec nieszczególnie za sobą przepadamy. – Choć nie widziała jego twarzy, mogła założyć się, że wywrócił oczami. Ton, którym wypowiedział te słowa, okazał się wystarczająco wymowną wskazówką. – Wystarczająco, bym stał się wyrodnym synem, który już dawno temu stracił swobodę. Można powiedzieć, że Ciemność mnie wydziedziczyła.

Nie tego się spodziewała. Na moment straciła rytm, tylko cudem nie potykając się na schodach. W ostatniej chwili odzyskała równowagę i przyspieszyła kroku, chcąc jak najszybciej zrównać się z demonem.

– Chwila… Masz konflikt z Ciemnością? – zapytała wprost. To nie brzmiało ani trochę dobrze. – Jak Rafael? Ale…

– To też powód, dla którego chciałem poznać jego i Elenę. Bycie czarną owcą i te sprawy… – Razjel wzruszył ramionami. – Zresztą nieważne. Jak wspomniałem, od dawna nie mam takich możliwości, jak część mojego rodzeństwa. I nie mówię tutaj o cieniach. O Mimi tym bardziej… Ale ona przynajmniej się ode mnie nie odwróciła.

Chyba mogła to zrozumieć. Co prawda nie poczuła się ani trochę pewniej na wspomnienie upiornego dziecka, które już zdążyła poznać, ale coś w słowach Razjela sprawiło, że pomyślała o Mimi w bardziej przychylny sposób. Mogła sobie wyobrazić, co oznaczała samotność.

Jak Claudia i Oliver, pomyślała mimochodem. Ciotka nigdy nie powiedziała tego wprost, ale jej zachowanie względem chłopaka mówiło samo za siebie. Irytowała się, ale wciąż nie potrafiła go odesłać. Podobnie jak i mnie…

Coś ścisnęło ją w gardle. Dyskretnie odchrząknęła, próbując doprowadzić się do porządku.

– Selene wróciła – przypomniała łagodnie. – Może mogłaby ci pomóc. Na pewno bardziej ode mnie.

– Ach… Bogini – westchnął i zabrzmiało to niemal pobłażliwie. – Chciałbym, żeby to faktycznie było takie proste, mała wiedźmo.

Tym razem nawet nie miała mu za złe tego, jak ją nazywał. Czekała aż doda coś jeszcze, ale wymowna cisza, która zapadła między nimi, uświadomiła jej, że temat przynajmniej chwilowo dobiegł końca. Ta „nowa” cisza okazała się dużo cięższa i mniej przyjemna niż do tej pory.

Jak miała mu pomóc? Co w takim razie robiła w tym miejscu? Powiodła wzrokiem dookoła, w zapełnionych książkami regałach bezskutecznie szukając odpowiedzi. Entuzjazm, który odczuwała do tej pory, przygasł, kiedy uświadomiła sobie własną bezradność.

Nie chciała plątać się w jakikolwiek konflikt – a już zwłaszcza taki, który obejmował Ciemność. Wystarczyło, że nie potrafiła pomóc samej sobie, o Claudii nie wspominając. Czegokolwiek oczekiwał od niej ten mężczyzna…

Przestała o tym myśleć w chwili, w której zauważyła, że Razjel zwalania. Poderwała głowę, by odkryć, że w końcu dotarli do szczytu schodów. Demon przesunął się, puszczając ją przodem wprost na okrągłą, otoczoną barierkami platformę. O dziwo na samej górze nie zobaczyła niczego, choć po przejściu przez całą nietypową bibliotekę spodziewała się jakiegoś zaskakującego zwieńczenia budowli.

Razjel nagle ożywił się, żwawym krokiem przechodząc aż na sam środek. Ruszyła za nim, kiedy gestem zachęcił ją, by podeszła bliżej. Wolała nie zastanawiać się, jak wysoko się znajdowali.

– Spójrz.

Posłusznie uniosła głowę. W chwili, w której spojrzała wprost w rozciągające się tuż nad nimi niebo, wszystko stało się jasne. Zawahała się, przez chwilę czując tak, jakby wylądowała w Niebiańskiej Rezydencji. Dobrze znała fałszywy nieboskłon, który niezmiennie zdobił główną salę, z sobie tylko znanych powodów reagując na zmieniające się nastroje Dimitra.

Jednak niebo, na które patrzyła, nie wyglądało na sztuczne. Nad głową miała przeźroczystą kopułę, wieńczącą potężną wieżę z ukrytą biblioteką. Wpatrując się w wyróżniający się na tle ciemności, srebrzysty księżyc, Claire pomyślała, że z powodzeniem mogłaby rozsiąść się na podłodze i czytać, gdyby dano jej po temu okazję. Zdecydowanie miałaby co.

Milczała, gorączkowo zastanawiając się nad tym, co powiedzieć. Nie sądziła, by istniały jakiekolwiek sensowne słowa, by podsumować coś takiego. Wystarczyło, że nerwy puściły jej, kiedy byli na dole, ale…

– A to co? – zapytała pod wpływem impulsu.

Srebrzysty księżyc przysłaniał większość powierzchni, ale nie na tyle, by zasłonić inny punkt na niebie – mniejszy, krwiście czerwony. Przypominał szkarłatne oko, które spoglądało na nich z góry, nawet mimo szklanej bariery.

– Drugi księżyc – wyjaśnił ze stoickim spokojem Razjel. – To samo niebo mogłaś zobaczyć w świecie bogini. Wieczna noc, rozświetlona przez dwa księżyce.

– Ale… nie jesteśmy w świecie bogini, tak?

Demon wzruszył ramionami.

– Jakbym miał zgadywać, wszystko w mniejszym lub większym stopniu należy do niej i mojego ojca. Chociaż to bardziej skomplikowane.

Och, oczywiście… Bo przecież nie mogłoby być prosto.

– Ten drugi księżyc jest… dziwny – przyznała z wahaniem. Było coś niepokojącego w pulsującym czerwienią punkcie.

– Hm… Nic dziwnego. Zgaduję, że nie słyszałaś historii o Krwawym Księżycu?

Natychmiast przeniosła na niego wzrok. Potrząsnęła głową, chcąc nie chcąc przyznając się do niewiedzy.

– Zabrzmiało niepokojąco – przyznała niechętnie.

O dziwo, Razjel jedynie się uśmiechnął. Już nie wyglądał na spiętego, co przyjęła z ulgą.

– Miało. Podobno Krwawy Księżyc pozwala przewidzieć przyszłe nieszczęścia. – Wciąż się uśmiechając, zmierzył ją wzrokiem. – No i podobno wiedźmy czerpią z niego moc. Świeci jaśniej, odkąd ty i twoja ciotka odprawiłyście rytuał.

Z wrażenia omal się nie zakrztusiła.

– Że co…?

Zanim zdążyła dodać coś więcej, demon po prostu się roześmiał. Spojrzała na niego z niedowierzaniem, przez moment niepewna, jak powinna zinterpretować jego reakcję. No i to, że mówił o czymś takim tak spokojnie…!

– O rany… Żartuję – zreflektował się. – Przepraszam, Claire.

Ze świstem wypuściła powietrze. Uświadomiła sobie, że drży, nerwowo zaciskając dłonie w pięści. W którymś momencie przemieściła się, stając tuż przed nimi. Spiorunowała go wzrokiem, bynajmniej nie rozbawiona.

– Nie rób tak więcej.

– Dlaczego? Nie masz poczucia humoru? – rzucił zaczepnym tonem. Czuła, że doskonale bawił się jej kosztem. – W porządku, nie patrz tak na mnie. Zresztą pomijając żarty, ten tutaj – wzniósł wzrok ku niebu – naprawdę nazywany jest Krwawym Księżycem i krążą wokół niego różne historie. Może jeszcze kiedyś ci je opowiem, jeśli będziesz chciała tu ze mną wrócić.

Coś złagodniało przy ostatniej części jego wypowiedzi. Claire odetchnęła, czując dziwne, choć przyjemne ciepło, które rozeszło się po jej ciele, kumulując gdzieś w piersi. Ciaśniej objęła się ramionami, przez moment niepewna, co powinna zrobić z rękami.

Dlaczego w ogóle tutaj byli? Nie wyjaśnił tego, a ona nie próbowała pytać. Co więcej, nie mogła zaprzeczyć, że olbrzymia biblioteka z miejsca podbiła jej serce. Cokolwiek próbował zrobić Razjel, musiała przyznać mu jedno: dobrze wiedział, co zrobić, by poczuła się przy nim… dobrze.

– Nasz… układ – przypomniała, ostrożnie dobierając słowa. – Powiesz mi w końcu, czego potrzebujesz? Chociaż zaczynam wątpić, czy jestem odpowiednią osobą do proszenia o pomoc – dodała, nie mogąc się powstrzymać.

– Skąd takim pomysł? – obruszył się demon.

Westchnęła. Mimo obaw zdecydowała się spojrzeć mu w oczy. Zwłaszcza w srebrzystym blasku błękitne tęczówki przybrały niecodzienny odcień.

– Nie jestem czarownicą. Tak naprawdę nie wiem, co to oznacza. Ja i Claudia… – Potrząsnęła głową. – Nie rozumiem bardzo wielu rzeczy. Ten świat też jest mi obcy, chociaż skłamałabym, gdybym powiedziała, że nie jest piękny – przyznała, z wolna wznosząc głowę, by raz jeszcze spojrzeć na górujące na niebie księżyce. – Wiem niewiele o Przedsionku i równoległych światach, a już na pewno nie chciałabym stać się częścią jakiegokolwiek konfliktu z Ciemnością.

– O to bym cię nie przeprosił. Zresztą sprawa między mną a ojcem jest zamknięta – oznajmił bez wahania Razjel. – Jeśli chodzi o to, co mówisz… Och, Claire, właśnie utwierdziłaś mnie w przekonaniu, że wybrałem bardzo dobrze.

Nie zauważyła, kiedy znalazł się obok. Na moment zabrakło jej tchu, zwłaszcza gdy uprzytomniła sobie, że Razjel się zmienił. Zadrżała na widok pary lśniących, czarnych skrzydeł – tych samych, które pierwszy raz zobaczyła w siedzibie łowców, kiedy podczas ucieczki dosłownie na niego wpadła. Aż za dobrze pamiętała muśnięcia skrzydeł na skórze, tę dziwną aurę i… dziwne wrażenie, że wszystko będzie dobrze.

Czemu…?

W tamtej chwili żałowała, że nie może zobaczyć się z odbiciem. Potrzebowała tego bardziej niż czegokolwiek innego, wręcz marząc, by przycisnąć drugą siebie i zażądać odpowiedzi. Co prawda wątpiła, by dostała jakiekolwiek, o cudownych radach nie wspominając, ale mimo wszystko…

– Słyszałem na twój temat to i owo. O tym, że jesteś inteligenta – podjął Razjel, przesuwając się jeszcze bliżej. Poczuła bijące od jego ciała ciepło. Zanim się obejrzała, otoczyły ją czarne skrzydła i choć demon nie próbował jej dotykać, serce Claire zabiło mocniej, omal nie wyskakując z piersi. – Widzę, jak reagujesz na wszystko, co się dzieje. Jak to analizujesz. Oczywiście nie miałaś do czynienia z demonami i innymi światami, ale… Bądź ze mną szczera, co? Masz jakieś teorie.

– Nawet kilka – przyznała, porażona jego spojrzeniem. Nie była w stanie ruszyć się choćby o milimetr. – Ale to nie…

– To mi wystarczy. Zależy mi na spojrzeniu kogoś, kto będzie… neutralny. – Demon westchnął. W roztargnieniu przeczesał włosy palcami. – Mogę zapewnić ci bibliotekę i wszystko, co będziesz potrzebowała. Odpowiem na każde pytanie, jeśli będziesz tego potrzebowała – podjął, w pośpiechu wyrzucając z siebie kolejne słowa. – Jest coś, co próbuję zrozumieć od bardzo dawna. I w czego powodzenie wierzę zwłaszcza teraz, kiedy Przedsionek znów zaczął funkcjonować. Gdybyś przynajmniej powiedziała mi, co o tym myślisz i na ile realne jest to, czego chciałbym zrobić…

Urwał. Nagle odsunął się, jakby nagle dotarło do niego, że zbytnio się zapędził. Złożył skrzydła, po kilku kolejnych sekundach pozwalając, żeby zniknęły. Znów wyglądał najnormalniej w świecie, prawie jak człowiek, nie zaś istota, która z powodzeniem mogłaby rozerwać ją na kawałki.

Claire stała w bezruchu, z trudem chwytając oddech. Czuła, że powinna być przerażona, a jednak…

– Wybacz – doszło ją jakby z oddali. – Nie wiem, jak powiedzieć. Nie w ten sposób wyobrażałem sobie to wszystko. Mam na myśli…

– Chyba rozumiem – stwierdziła, bezceremonialnie wchodząc mu w słowo. Wciąż wpatrzona w demona, wyrzuciła z siebie pierwsze, co przyszło jej do głowy: – Powiedziałeś, że Ciemność cię wydziedziczyła. I rozmawiamy o Przedsionku… Dlaczego mam wrażenie, że pragniesz stworzyć własny?

W chwili, w której zauważyła jak jego oczy się rozszerzają, Claire pojęła, że trafiła w sedno.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa