16 grudnia 2021

Sto dwadzieścia pięć

 

Claire

Czekała, w duchu odliczając kolejne sekundy. Czuła na sobie przenikliwe spojrzenie Razjela, ale tym razem nie poczuła się dzięki niemu lepiej. Wręcz przeciwnie – w miarę jak zaczynało docierać do niej, o co ją prosił, atmosfera między nimi zaczęła gęstnieć.

Z bijącym sercem, przestąpiła naprzód, niezdolna dłużej tkwić w miejscu. Słodka bogini… Co miała powiedzieć na coś takiego? Nie miała pojęcia, co tak naprawdę kryło się za działaniem demona, ale i tak ogarnęły ją wątpliwości. Igranie z czymś, co zdecydowanie nie podlegało zasadom normalnego świata, ani trochę nie brzmiało jak dobry pomysł. Z drugiej strony…

– Trafiłam, tak? – zapytała, pierwsza tracąc cierpliwość. Miała wrażenie, że oszaleje, jeśli dalej będą trwać w ciszy. – Jakkolwiek chciałbyś to zrobić. Nie wiem, czy… Nic nie wiem – westchnęła, uciekając wzrokiem gdzieś w bok. – Nie jestem wiedźmą, Razjelu.

– Nie potrzebuję wiedźmy, tylko geniusza.

Uniosła brwi. Rzuciła mu niepewne spojrzenie, coraz bardziej zdezorientowana. Tylko o to chodziło? Aż tak wysoko cenił jej wiedzę tylko przez to, czego dowiedział się o wiedzy, którą rzekomo posiadała?

Claire nie czuła się ani trochę genialna. Jasne, rozumiała dość. W laboratorium spędziła więcej czasu niż niejedno dziecko na placu zabaw, ale to jeszcze o niczym nie świadczyło. Szczerze wątpiła, by jakiekolwiek zdolności miały znaczenie, jeśli nie szły w parze z doświadczeniem. Gdyby przynajmniej wiedziała, czego szukać!

O bogini, on mnie w ogóle słuchał? Mówiłam przecież, że ja…

Potrząsnęła głową, chcąc pozbyć się niechcianych myśli. Nie pomogło, zwłaszcza że te wciąż pędziły naprzód w szaleńczym tempie.

– Claire… Hej, Claire, spójrz na mnie.

Wzdrygnęła się, czując ciepłe dłonie na ramionach. W pierwszym odruchu zapragnęła się odsunąć, ale w ostatniej chwili się powstrzymała. Wstrzymując oddech, pozwoliła, by Razjel zdecydowanym ruchem odwrócił ją do siebie. Już nie wyglądał na tak spokojnego, jak do tej pory. Wręcz przeciwnie – w jego spojrzeniu doszukała się niemego błagania, choć za żadne skarby nie potrafiła określić, o to tak naprawdę ją prosił.

– Ja naprawdę nie…

– Słyszałem wszystko, co mi powiedziałaś. I dalej podtrzymuję swoje zdanie – uciął stanowczo. – O rany… Pamiętasz, o czym rozmawialiśmy ostatnim razem? Chcę, żebyś rzuciła na coś okiem. Jeśli będziesz w stanie mi pomóc, w porządku. Jeśli nie… Cóż, wtedy nie będę naciskał.

Nie odpowiedziała. W zamian bezwiednie pokręciła głową, wciąż czując się trochę tak, jakby demon mówił do niej w jakimś innym, obcym języku. Naprawdę chciała mu wierzyć, ale coś w jego słowach nie dawało jej spokoju. Jeśli do tego wszystkiego w grę faktycznie wchodził konflikt z Ciemnością…

Ale potrzebowała pomocy. Jeśli nie tylko dla siebie, to również dla Claudii.

Zacisnęła dłonie w pieści. O bogini, za co…?

– Zabrałeś mnie do domu i pokazałeś bibliotekę – powiedziała cicho, starannie dobierając słowa. Z ulgą przyjęła to, że głos jej nie zadrżał. – Co jeszcze chcesz mi pokazać?

O dziwo, demon zdołał się uśmiechnąć. Tylko nieznacznie, w bardziej wymuszony sposób niż do tej pory, ale jednak.

– To, co sam zdążyłem do tej pory stworzyć. Jak wspomniałem, nie szukałem wiedźmy – oznajmił z przekonaniem. – Kiedyś pojęcie alchemii było szerzej znane…

– Alchemia – powtórzyła w zamyśleniu. – Nauka i magia.

Wiedziała to i owo, zwłaszcza dzięki Rufusowi. Ludzie bywali bardzo prości, zwłaszcza gdy w grę wchodziły zjawiska, których nie potrafili wytłumaczyć. Przeglądając stare książki sama miała okazję zauważyć, jak wiele zmieniło się w postrzeganiu rzeczywistości, którą uznawali śmiertelnicy. Niegdyś niewyjaśnione zjawiska nabrały znaczenia, nazw i reguł. To, czego niegdyś się bano, teraz potrafiło stanowić część codzienności.

„Potrafisz to wytłumaczyć w sensowny dla ciebie sposób, więc to dla ciebie nauka” – przypomniała sobie słowa Claudii. Mimowolnie pomyślała, że ona i Razjel mogliby się porozumieć.

Zmusiła się, by odsunąć od siebie wątpliwości. Przyszło jej to z trudem, ale zdołała skupić się na tym, co najważniejsze. Gdyby warunki były inne, a ona po prostu dyskutowała z demonem o możliwościach nauki, teoriach i technice…

Och, musiałaby skłamać, gdyby stwierdziła, że jej to nie fascynowało.

Zadrżała, tym razem nie z zimna. Przypomniała sobie podekscytowanie, które czasami towarzyszyło jej, kiedy towarzyszyła ojcu w laboratorium, zwłaszcza wtedy, gdy zaczął pracować nad zrozumieniem Syndromu Agresji. Tym i szczepionką, która ostatecznie okazała się sukcesem.

– Każdy dar można jakoś wytłumaczyć. Przynajmniej kiedyś w to wierzyłam – szepnęła, z opóźnieniem uprzytomniając sobie, że wypowiedziała te słowa na głos. W roztargnieniu spojrzała na Razjela. Nawet nie miała pewności, czy przypadkiem nie weszła mu w słowo. – W to, że nauka może wyjaśnić wszystko. Pytałeś mnie o teorie i chyba jakieś mam, ale…

Potrząsnęła głową. Poruszyła się niespokojnie, nie pierwszy raz żałując, że nie miała pod ręką czegoś do pisania. Co prawda bransoletka z ukrytym pisakiem, którą na urodziny dostała od Lucasa, wciąż zwisała z jej nadgarstka, ale Claire wątpiła, by tym razem okazała się wystarczająca. Nie, jeśli nie znalazłaby wystarczającej przestrzeni, by zapisać coś, co zdecydowanie miało okazać się dłuższe od trzech proroczych linijek wiersza.

Strząsnęła z ramion dłonie Razjela, nie będąc w stanie dłużej ustać w miejscu. Pozwolił jej na to, wciąż śledząc wzrokiem każdy jej krok.

– Mam to uznać za zgodę? – usłyszała tuż za plecami.

Otworzyła usta, ale nie zdobyła się na wypowiedzenie nawet słowa. Coś ścisnęło ją w gardle, na moment pozbawiając tchu. Znajome ciepło rozeszło się po ciele, kumulując bezpośrednio w dłoni. W nerwowym geście rozprostowała palce, nie chcąc zdradzić, że cokolwiek mogłoby być nie tak. Dla pewności wsunęła dłoń do kieszeni, niecierpliwie czekając aż mrowienie zniknie.

Odetchnęła. To nie był jeden z tych razów, kiedy pragnienie zapisania wiersza przeważyłaby ponad zdrowy rozsądek. Wątpiła, by zdołała wytłumaczyć się Razjelowi, gdyby nagle porwała książkę z pierwszego lepszego regału i zaczęła po niej bazgrać.

Są granice

Po których przekroczeniu

Nie ma powrotu

Nieprzyjemny dreszcz przemknął wzdłuż jej kręgosłupa. Te słowa, choć niewypowiedziane, wydawały się mówić same za siebie, ale…

– Skąd…?

– Hm? – zachęcił. Wyczuła, że się poruszył. – Czegokolwiek potrzebujesz… – zaczął, ale tym razem zdecydowała się mu przerwać.

– Naprawdę pomożesz Claudii? Możesz to zrobić? – zapytała wprost. Samą siebie zaskoczyła stanowczością, z jaką wypowiedziała te słowa. Być może wciąż pozostawała pod wpływem wiersza, ale jeśli dzięki temu zdołała nie zabrzmieć jak histeryczka, nie miała nic przeciwko. – Chcę mieć pewność. Chociaż to, że niezależnie od wszystkiego…

Potrząsnęła głową. To wciąż brzmiało zbyt prosto, zbyt podejrzliwie. W całej tej cudownej otoczce, pełnej przyjemnych rozmów, odrobiny alkoholu i wyjątkowej bibliotece. Czy naprawdę był w stanie rzucić się je chronić, gdyby zaszła taka potrzeba, nie oczekując… Och, tak naprawdę niczego w zamian? Nawet gdyby chciała w to uwierzyć, nie potrafiłaby.

Oczywiście, że mogła się zgodzić. Mogłaby wysłuchać wszystkiego, co miał do powiedzenia, a później rozłożyć ręce, zarzucić lakoniczną radą i wycofać się, nim sprawy zabrnęłyby za daleko. I tak wątpiła, by zdołała powiedzieć mu coś, co uznałby za choć odrobinę praktyczne. Dlaczego miałby się wysilać, skoro nie miała do zaoferowania niczego w zamian? Bała się, że gdy w końcu Razjel pojmie, że wcale nie znalazł wymarzonego geniusza, sprawy jedynie bardziej się skomplikują.

A jednak demon nawet się nie zawahał. Zanim Claire zdążyła powiedzieć cokolwiek więcej, nagle przemieścił się, wcześniej znów przywołując do siebie skrzydła. Serce omal nie wyskoczyło jej z piersi, kiedy znalazł się tuż przed nią. Miała wrażenie, że przestrzeń między nimi gwałtownie się skurczyła, wypełniona przez czarne, lśniące skrzydła. Dziewczyna mimowolnie zadrżała i skuliła się, nie chcąc ryzykować, że którekolwiek z delikatnych piór dotknie jej skóry.

Oczy Razjela wydawały się lśnić. W następnej sekundzie mężczyzna bezceremonialnie odsunął się przed nią na kolana, wyciągając przed siebie obie dłonie.

– Claire Prime – oznajmił z mocą, a powietrze wokół zawirowało, zupełnie jakby wypełniła je właściwa dla telepatów moc – tu i teraz obiecuję, że zrobię wszystko, by ochronić ciebie i twoją ciotkę przed Charonem. W zamian chcę tylko, byś spróbowała mi pomóc. Ze swojej części wywiążę się niezależnie od efektów i czasu naszej współpracy.

Z wrażenia omal się nie wywróciła. Odskoczyła na niego jak oparzona, spoglądając na demona tak, jakby widziała go po raz pierwszy. Jeśli sądziła, że nie jest w stanie zaskoczyć ją bardziej niż po przyjściu do biblioteki, najwyraźniej się myliła.

– C-co ty…?

To wszystko wydawało się niedorzeczne. Jego słowa, to miejsce, błagalne spojrzenie, którym ją obdarzył… To oraz wizja, która chcąc nie chcąc pojawiła się w jej umyśle. Perspektywa zrozumienia czegoś, co pod każdym względem wychodziło poza dotychczas znany jej świat, brzmiała równie niepokojąco, co i… niezwykle kusząco. Wystarczająco, by Claire zapragnęła przynajmniej spróbować.

Mogła bać się magii. Tego, co oznaczało uwierzenie w coś, co pod każdym względem wymagało się rozumieniu świata w oparciu o zasady, których uczyła się od maleńkości.

Ale Claire Prime nigdy nie bała się nauki.

Potrząsnęła głową, wciąż niezdolna wykrztusić z siebie chociaż słowa. Wpatrywała się w Razjela, porażona absurdem sytuacji, w której się znalazła. Płaszczący się przed nią demon zdecydowanie nie był czymś, co widywała na co dzień.

Tyle że Razjel nie zamierzał na tym poprzestać. Zrozumiała to w chwili, w której już i tak ciężkie, pulsujące powietrze wypełnił zapach krwi. Samej posoki nie dało się pomylić z niczym innym; Claire spędziła dość czasu w otoczeniu demonów, by rozpoznać charakterystyczną woń jeszcze zanim dostrzegła nacięcie, które pojawiło się na dłoni klęczącego. Nie miała pojęcia, kiedy w ogóle dobył noża, który dostrzegła w jego zaciśniętej pięści.

Oddech jeszcze bardziej jej przyspieszył. Obraz zamazał się, więc zamrugała pospiesznie, próbując doprowadzić się do porządku. Widziała spływającą krew, powoli skapującą na posadzkę. W srebrzystym blasku dwóch księżyców przypominała rozlany atrament.

– P-przestań – wykrztusiła z trudem. – Krwawisz. Co ty w ogóle…?

– Składam ci najbardziej wartościową z przysięg. Nie wiem jak inaczej sprawić, żebyś zaufała temu, co mówię.

Zabrzmiał niemal pogodnie, obojętny na jej przerażone spojrzenie i ciężką atmosferę. Zupełnie jakby to, co robił, nie miało w sobie niczego dziwnego, a powietrze wokół nich wcale nie wirowało.

Claire zadrżała. Wiedziała, o czym mówił, przynajmniej w teorii. Aż za dobrze zdawała sobie sprawę, co dla niektórych oznaczało raz dane słowo. Demony bywały równie niebezpieczne, co i niezwykle dumne, a Razjel najwyraźniej do nich należał. To, że pokusił się o przypieczętowanie obietnic krwią, mówiło samo za siebie.

Nie miała niczego do stracenia. Co prawda pakt z synem samej Ciemności brzmiał jak szaleństwo, ale…

– Składasz mi wiążące obietnice, chociaż nie mam ci nic do zaoferowania – wykrztusiła, siląc się na spokój. Ta jedna kwestia wciąż nie dawała jej spokoju.

– Zdaję sobie z tego sprawę. – Nawet się nie zawahał.

– Nie wiem, czy s ogóle będę mogła coś dla ciebie zrobić – naciskała, choć po jego spojrzeniu momentalnie pojęła, że traciła czas. On już podjął decyzję.

– To też jest dla mnie jasne.

Gwałtownie zaczerpnęła tchu. Im dłużej klęczał przed nią w ten sposób, tym trudniej było jej go ignorować.

– Wciąż nie sądzę, żebym akurat ja…

– Wybrałem najwłaściwszą dla mnie osobę. Z pełną świadomością tego, że możesz nie podołać. – Uśmiechnął się w niemalże niewinny, ujmujący sposób. – Powiedziałbym, że chcę po prostu pomóc, ale byś tego nie przyjęła. Uznaj to za formalność z mojej strony.

Wydała z siebie coś z pogranicza parsknięcia i jęku. Och, bo przecież to było takie proste! Równie łatwe, co i zasady, którymi kierował się Seth, zasłaniając się wpojeniem, jakby to w zupełności wystarczyło, by nadstawiał za nią karku.

Co jest nie tak z facetami…?

Gorączkowo szukała jakiegoś argumentu, ale nic sensownego nie przychodziło jej do głowy. Nieważne jak wiele razy analizowała propozycję Razjela, nie widziała miejsca, w którym ten mógłby ją oszukać. Miała tylko ocenić plan, który brzmiał jak interesująca, ale wciąż nierealna teoria. Jednostronność tego układu poraziła ją bardziej niż warunki, w których oboje się znaleźli.

Zaklęła w duchu. Jeśli coś na pewno mu wyszło, to fakt, że zaczynała czuć się z jego powodu źle.

– Zgodzę się na wszystko, jeśli w końcu wstaniesz z tych kolan – jęknęła, tracąc cierpliwość.

Spojrzał na nią z zaciekawieniem. Uśmiechnął się i w jednoznacznym geście wyciągnął dłoń. Claire cofnęła się o krok, wciąż ze sobą walcząc i…

Niech cię szlag.

Doskoczyła do niego, by chwycić go za rękę – drugą, nie chcąc zastanawiać się, co mogłoby się stać, gdyby jednak ujęła tę, którą wyciągnął ku niej. Szarpnięciem przymusiła go, by się podniósł. Co prawda wiedziała, że gdyby zechciała się opierać, nie ruszyłaby go nawet siłą, ale ta kwestia zeszła gdzieś na dalszy plan.

Razjel przesunął się. Czarne skrzydła zafalowały, nagle niebezpiecznie blisko jej twarzy.

– Dla mnie obietnica i tak jest wiążąca – szepnął jej wprost do ucha.

Zadrżała. Czuła rozchodzące się po całym ciele ciepło.

– Lepiej powiedz mi, na czym stanęło.

Nie mogła ruszyć się z miejsca. Czuła, że gdyby tylko spróbowała, jedynie pogorszyłaby sytuację. Ta nagła bliskość wystarczyła, by wytrącić ją z równowagi bardziej niż cokolwiek innego.

Jak wtedy. Co prawda tym razem jej nie obejmował, ale…

Potrzebowała powietrza. Wypełniona książkami wieża nagle wydała się zbyt mała dla nich oboje.

Z tym większą ulgą przyjęła to, że Razjel ostatecznie ustąpił, kolejny raz przenosząc ją w inne miejsce. Wystarczyła chwila, by skąpana w księżycowym świetle sala zniknęła, ustępując miejsca znajomemu już salonowi.

– Chodź. Chyba najlepiej będzie, jeśli zobaczysz to na własne oczy – zasugerował demon, w końcu decydując się odsunąć.

Skinęła głową. Potrzebowała chwili, by ruszyć się z miejsca i na wciąż drżących nogach wycofać się za nim do wyjścia. Nigdzie nie zauważyła Mimi, co przyjęła z ulgą. Claire czuła, że za którymś razem jej serce mogłoby jednak nie wytrzymać nadmiaru wrażeń.

Razjel poprowadził ją na piętro. Zanim dotarli na górę, zdążyła otrząsnąć się na tyle, by zacząć normalnie oddychać. Dużo ułatwiał fakt, że demon zdążył schować skrzydła, znów tak ludzki, jak tylko było to możliwe.

Dyskretnie rozejrzała się po korytarzu. Wodziła wzrokiem dookoła, chcąc zarejestrować tak wiele szczegółów, jak tylko mogła. Zwłaszcza po wędrówce przez nietypową bibliotekę, widok najzupełniej normalnego domu okazał się dezorientujący. Co prawda nie była pewna, czego powinna spodziewać się po lokum kogoś takiego jak Razjel, ale…

– Zapraszam.

W roztargnieniu spojrzała na drzwi, które przed nią otworzył. Nie dając sobie czasu na wątpliwości, przekroczyła próg.

Tym razem jej nie zaskoczył. Nie tak bardzo jak mógłby, gdyby już na wstępie zabrał ją akurat do tego pokoju. Możliwe, że jednak istniał limit dziwnych doświadczeń, które mogła zaakceptować w ciągu kilku godzin. Jeśli tak, po jeździe motorem, wędrówce między światami i wieży książek, widok pracowni wypadł wyjątkowo blado. A może jednak coś było z nią nie tak, zwłaszcza po dzieciństwie spędzonym w podziemiach, ze szczególnym naciskiem na laboratorium.

Cokolwiek się za tym kryło, sprawiło, że Claire w końcu udało się rozluźnić. Bez wahania weszła do środka, z dużo większą swobodą poruszając się po pomieszczeniu. Pierwszym, co uderzyło ją już od progu, okazał się zaskakujący wręcz porządek. Nie w takich warunkach przywykła pracować, choć zwykle to nie ona była przyczyną powstałego dookoła chaosu. Patrząc na niewielki, uporządkowany blat, uświadomiła sobie, że chyba brakowało jej atmosfery, do której przywykła w bardziej znajomym laboratorium.

Co więcej, pokój wcale nie wyglądał jak miejsce, w którym mogłaby przeprowadzać jakiekolwiek eksperymenty. W oczy rzucało się coś zupełnie innego, niejako wypełniając każdy skrawek wolnej przestrzeni. Ostrożnie podeszła bliżej, z zaciekawieniem spoglądając na metalowy, sięgający niemalże do sufitu łuk. Zawahała się, przez chwilę niepewna, w jaki sposób mogłaby opisać górujący nad nią kształt. Ostatecznie skojarzyła go z bramą – prowadzącą donikąd, ale jednak. Podobnie wyglądało opisane pochwałami ku czci Selene przejście, które ustawiono przy wejściu do Miasta Nocy, a które wielu określało mianem Piekielnej Bramy.

– Podszedłeś do tego… niezwykle dosłownie – oceniła, ostrożnie dobierając słowa.

– W tej chwili się ze mnie nabijasz, czy jednak mam to uznać za komplement.

Wzruszyła ramionami. Wciąż z uwagą oglądała wypełniający pokój kształt, próbując stwierdzić, z czym tak naprawdę miała do czynienia.

– Nie jestem pewna – przyznała zgodnie z prawdą. Kiedy zerknęła na Razjela, przekonała się, że z założonymi rękoma oparł się o blat, ani na moment nie odrywając od niej wzroku. – No, co?

– Absolutnie nic – zapewnił, uśmiechając się pod nosem. – Ale w końcu zachowujesz się w sposób, w jaki najbardziej mi się podoba.

Spłonęła rumieńcem. W pośpiechu odwróciła się na pięcie, na powrót zwracając ku nietypowej konstrukcji.

– To znaczy w jaki? – wymamrotała.

Czemu wciąż jej to robił? Nie miała pojęcia, jak reagować na komplementy. Nie musiał starać się aż do tego stopnia, skoro wciąż tutaj była. Skoro chciał opinii, zamierzała mu jej udzielić. Pochlebne słowa niczego nie miały zmienić.

Chyba że jest poważny…

Natychmiast odrzuciła od siebie tę myśl.

– Jakbyś wiedziała, co robisz. Bez obrazy, oczywiście – dodał pospiesznie – ale ujęło mnie to, jak zachowywałaś się w klubie. Wtedy byłaś pewna siebie.

– To były zwykłe kroki, na litość bogini…

– Myśl o tym, cokolwiek zechcesz – odparł, prostując się. Wystarczyła chwila, by znalazł się u jej boku. – Wracając do tematu… Uznaj mnie za szaleńca, ale to jedyne, co przyszło mi do głowy. – Wyciągnął rękę, jakby od niechcenia gładząc metalowy łuk. – I tak mam dużo wolnego czasu. Plus bibliotekę pod ręką, ale… Cóż, możliwe, że czegoś nie dostrzegam.

– Och… Więc mam rozumieć, że jest coś więcej, poza efektownymi drzwiami? – wypaliła, nim zdążyła ugryźć się w język.

Demon wywrócił oczami. Skinął głową, w przeciwległy kąt pokoju. Dopiero gdy podążyła za jego spojrzeniem, przekonała się, że w pokoju jednak nie wszystko było uporządkowane. Uniosła brwi, spoglądając na pokrywające ścianę luźne notatki, rysunki i starannie nakreślone wykresy.

W porządku, to zmieniało postać rzeczy. Nawet bardzo, zwłaszcza że najwyraźniej miała jednak to i owo do przestudiowania.

– Chyba potrzebuję czasu – uświadomiła sobie. Z opóźnieniem uświadomiła sobie, że wypowiedziała te słowa na głos.

– Mam przez to rozumieć, że nasz układ jest aktualny?

Drgnęła w odpowiedzi na te słowa. Spojrzała na Razjela w roztargnieniu, przed oczami wciąż mając zapiski na ścianie. Wszystko w niej aż rwało się do tego, by je przejrzeć, spróbować uporządkować i wyciągnąć jakieś sensowne wnioski. Co więcej, potrzebowała więcej informacji o samym Przedsionku. Gdyby porównała je i porównała z niespójnymi teoriami, które zaczęły się formować gdzieś w jej głowie, kiedy dotarło do niej, nad czym tak naprawdę pracował demon…

Potrząsnęła głową. Wzrok ponownie wbiła w pokrytą zapiskami ścianę, choć i tak nie była w stanie skupić się na treści.

– Nie mam wyboru – przyznała zgodnie z prawdą. – Poza tym…

Urwała. Przez chwilę szukała odpowiednich słów, ale żadne nie wydawały się właściwe. Jedynie bezradnie wzruszyła ramionami, dobrze wiedząc, że Razjel i tak nie potrzebował tłumaczenia.

Mogła spróbować. Co więcej skłamałaby, gdyby powiedziała, że jej nie zaintrygował. Nie pamiętała już, co znaczyło poruszać się w ramach tego, co znała. Kto wie, może przy odrobinie szczęścia dzięki Razjelowi miała znaleźć to, czego tak bardzo potrzebowała: równowagę między magią a zdrowym rozsądkiem.

Albo ostatecznie zwariuję. To też jakaś opcja.

Tym razem nawet nie skrzywiła się, kiedy Razjel w najzupełniej naturalnym geście ujął ją za rękę.

– W takim razie mamy umowę, mała wiedźmo.

Coś w jego słowach sprawiło, że zdołała się uśmiechnąć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa