
Czekała, w duchu
odliczając kolejne sekundy. Czuła na sobie przenikliwe spojrzenie Razjela,
ale tym razem nie poczuła się dzięki niemu lepiej. Wręcz
przeciwnie – w miarę jak zaczynało docierać do niej, o co ją
prosił, atmosfera między nimi zaczęła gęstnieć.
Z bijącym
sercem, przestąpiła naprzód, niezdolna dłużej tkwić w miejscu. Słodka
bogini… Co miała powiedzieć na coś takiego? Nie miała pojęcia, co
tak naprawdę kryło się za działaniem demona, ale i tak ogarnęły
ją wątpliwości. Igranie z czymś, co zdecydowanie nie podlegało
zasadom normalnego świata, ani trochę nie brzmiało jak dobry pomysł.
Z drugiej strony…
– Trafiłam,
tak? – zapytała, pierwsza tracąc cierpliwość. Miała wrażenie, że oszaleje,
jeśli dalej będą trwać w ciszy. – Jakkolwiek chciałbyś to zrobić. Nie wiem,
czy… Nic nie wiem – westchnęła, uciekając wzrokiem gdzieś w bok. –
Nie jestem wiedźmą, Razjelu.
– Nie potrzebuję
wiedźmy, tylko geniusza.
Uniosła
brwi. Rzuciła mu niepewne spojrzenie, coraz bardziej zdezorientowana. Tylko o
to chodziło? Aż tak wysoko cenił jej wiedzę tylko przez to,
czego dowiedział się o wiedzy, którą rzekomo posiadała?
Claire nie czuła się
ani trochę genialna. Jasne, rozumiała dość. W laboratorium spędziła
więcej czasu niż niejedno dziecko na placu zabaw, ale to jeszcze o niczym
nie świadczyło. Szczerze wątpiła, by jakiekolwiek zdolności miały
znaczenie, jeśli nie szły w parze z doświadczeniem. Gdyby
przynajmniej wiedziała, czego szukać!
O
bogini, on mnie w ogóle słuchał? Mówiłam przecież, że ja…
Potrząsnęła
głową, chcąc pozbyć się niechcianych myśli. Nie pomogło, zwłaszcza że
te wciąż pędziły naprzód w szaleńczym tempie.
– Claire…
Hej, Claire, spójrz na mnie.
Wzdrygnęła
się, czując ciepłe dłonie na ramionach. W pierwszym odruchu
zapragnęła się odsunąć, ale w ostatniej chwili się powstrzymała.
Wstrzymując oddech, pozwoliła, by Razjel zdecydowanym ruchem odwrócił ją
do siebie. Już nie wyglądał na tak spokojnego, jak do tej
pory. Wręcz przeciwnie – w jego spojrzeniu doszukała się niemego
błagania, choć za żadne skarby nie potrafiła określić, o to tak naprawdę
ją prosił.
– Ja naprawdę
nie…
– Słyszałem
wszystko, co mi powiedziałaś. I dalej podtrzymuję swoje zdanie – uciął
stanowczo. – O rany… Pamiętasz, o czym rozmawialiśmy ostatnim razem?
Chcę, żebyś rzuciła na coś okiem. Jeśli będziesz w stanie mi pomóc, w porządku.
Jeśli nie… Cóż, wtedy nie będę naciskał.
Nie
odpowiedziała. W zamian bezwiednie pokręciła głową, wciąż czując się trochę
tak, jakby demon mówił do niej w jakimś innym, obcym języku. Naprawdę
chciała mu wierzyć, ale coś w jego słowach nie dawało jej spokoju.
Jeśli do tego wszystkiego w grę faktycznie wchodził konflikt z Ciemnością…
Ale
potrzebowała pomocy. Jeśli nie tylko dla siebie, to również dla
Claudii.
Zacisnęła
dłonie w pieści. O bogini, za co…?
– Zabrałeś
mnie do domu i pokazałeś bibliotekę – powiedziała cicho, starannie
dobierając słowa. Z ulgą przyjęła to, że głos jej nie zadrżał. – Co
jeszcze chcesz mi pokazać?
O dziwo,
demon zdołał się uśmiechnąć. Tylko nieznacznie, w bardziej
wymuszony sposób niż do tej pory, ale jednak.
– To, co
sam zdążyłem do tej pory stworzyć. Jak wspomniałem, nie szukałem
wiedźmy – oznajmił z przekonaniem. – Kiedyś pojęcie alchemii było szerzej
znane…
– Alchemia
– powtórzyła w zamyśleniu. – Nauka i magia.
Wiedziała
to i owo, zwłaszcza dzięki Rufusowi. Ludzie bywali bardzo prości,
zwłaszcza gdy w grę wchodziły zjawiska, których nie potrafili
wytłumaczyć. Przeglądając stare książki sama miała okazję zauważyć, jak wiele
zmieniło się w postrzeganiu rzeczywistości, którą uznawali śmiertelnicy.
Niegdyś niewyjaśnione zjawiska nabrały znaczenia, nazw i reguł. To, czego
niegdyś się bano, teraz potrafiło stanowić część codzienności.
„Potrafisz
to wytłumaczyć w sensowny dla ciebie sposób, więc to dla ciebie
nauka” – przypomniała sobie słowa Claudii. Mimowolnie pomyślała, że ona i Razjel
mogliby się porozumieć.
Zmusiła
się, by odsunąć od siebie wątpliwości. Przyszło jej to z trudem,
ale zdołała skupić się na tym, co najważniejsze. Gdyby warunki
były inne, a ona po prostu dyskutowała z demonem o możliwościach
nauki, teoriach i technice…
Och,
musiałaby skłamać, gdyby stwierdziła, że jej to nie fascynowało.
Zadrżała,
tym razem nie z zimna. Przypomniała sobie podekscytowanie, które
czasami towarzyszyło jej, kiedy towarzyszyła ojcu w laboratorium, zwłaszcza
wtedy, gdy zaczął pracować nad zrozumieniem Syndromu Agresji. Tym i szczepionką,
która ostatecznie okazała się sukcesem.
– Każdy dar
można jakoś wytłumaczyć. Przynajmniej kiedyś w to wierzyłam – szepnęła, z opóźnieniem
uprzytomniając sobie, że wypowiedziała te słowa na głos. W roztargnieniu
spojrzała na Razjela. Nawet nie miała pewności, czy przypadkiem
nie weszła mu w słowo. – W to, że nauka może wyjaśnić wszystko.
Pytałeś mnie o teorie i chyba jakieś mam, ale…
Potrząsnęła
głową. Poruszyła się niespokojnie, nie pierwszy raz żałując, że nie miała
pod ręką czegoś do pisania. Co prawda bransoletka z ukrytym
pisakiem, którą na urodziny dostała od Lucasa, wciąż zwisała z jej nadgarstka,
ale Claire wątpiła, by tym razem okazała się wystarczająca. Nie,
jeśli nie znalazłaby wystarczającej przestrzeni, by zapisać coś, co
zdecydowanie miało okazać się dłuższe od trzech proroczych linijek
wiersza.
Strząsnęła
z ramion dłonie Razjela, nie będąc w stanie dłużej ustać w miejscu.
Pozwolił jej na to, wciąż śledząc wzrokiem każdy jej krok.
– Mam to uznać
za zgodę? – usłyszała tuż za plecami.
Otworzyła
usta, ale nie zdobyła się na wypowiedzenie nawet słowa. Coś
ścisnęło ją w gardle, na moment pozbawiając tchu. Znajome ciepło
rozeszło się po ciele, kumulując bezpośrednio w dłoni. W nerwowym
geście rozprostowała palce, nie chcąc zdradzić, że cokolwiek mogłoby być
nie tak. Dla pewności wsunęła dłoń do kieszeni, niecierpliwie
czekając aż mrowienie zniknie.
Odetchnęła.
To nie był jeden z tych razów, kiedy pragnienie zapisania wiersza
przeważyłaby ponad zdrowy rozsądek. Wątpiła, by zdołała wytłumaczyć się
Razjelowi, gdyby nagle porwała książkę z pierwszego lepszego regału i zaczęła
po niej bazgrać.
Są granice
Po których
przekroczeniu
Nie ma powrotu
Nieprzyjemny
dreszcz przemknął wzdłuż jej kręgosłupa. Te słowa, choć niewypowiedziane,
wydawały się mówić same za siebie, ale…
– Skąd…?
– Hm? –
zachęcił. Wyczuła, że się poruszył. – Czegokolwiek potrzebujesz… – zaczął,
ale tym razem zdecydowała się mu przerwać.
– Naprawdę
pomożesz Claudii? Możesz to zrobić? – zapytała wprost. Samą siebie
zaskoczyła stanowczością, z jaką wypowiedziała te słowa. Być może wciąż
pozostawała pod wpływem wiersza, ale jeśli dzięki temu zdołała nie zabrzmieć
jak histeryczka, nie miała nic przeciwko. – Chcę mieć pewność. Chociaż to,
że niezależnie od wszystkiego…
Potrząsnęła
głową. To wciąż brzmiało zbyt prosto, zbyt podejrzliwie. W całej tej
cudownej otoczce, pełnej przyjemnych rozmów, odrobiny alkoholu i wyjątkowej
bibliotece. Czy naprawdę był w stanie rzucić się je chronić,
gdyby zaszła taka potrzeba, nie oczekując… Och, tak naprawdę niczego
w zamian? Nawet gdyby chciała w to uwierzyć, nie potrafiłaby.
Oczywiście,
że mogła się zgodzić. Mogłaby wysłuchać wszystkiego, co miał do powiedzenia,
a później rozłożyć ręce, zarzucić lakoniczną radą i wycofać się, nim
sprawy zabrnęłyby za daleko. I tak wątpiła, by zdołała
powiedzieć mu coś, co uznałby za choć odrobinę praktyczne. Dlaczego miałby się
wysilać, skoro nie miała do zaoferowania niczego w zamian? Bała
się, że gdy w końcu Razjel pojmie, że wcale nie znalazł wymarzonego
geniusza, sprawy jedynie bardziej się skomplikują.
A jednak
demon nawet się nie zawahał. Zanim Claire zdążyła powiedzieć
cokolwiek więcej, nagle przemieścił się, wcześniej znów przywołując do siebie
skrzydła. Serce omal nie wyskoczyło jej z piersi, kiedy znalazł się
tuż przed nią. Miała wrażenie, że przestrzeń między nimi gwałtownie się skurczyła,
wypełniona przez czarne, lśniące skrzydła. Dziewczyna mimowolnie zadrżała i skuliła
się, nie chcąc ryzykować, że którekolwiek z delikatnych piór dotknie
jej skóry.
Oczy
Razjela wydawały się lśnić. W następnej sekundzie mężczyzna
bezceremonialnie odsunął się przed nią na kolana, wyciągając przed
siebie obie dłonie.
– Claire
Prime – oznajmił z mocą, a powietrze wokół zawirowało, zupełnie jakby
wypełniła je właściwa dla telepatów moc – tu i teraz obiecuję, że
zrobię wszystko, by ochronić ciebie i twoją ciotkę przed Charonem. W zamian
chcę tylko, byś spróbowała mi pomóc. Ze swojej części wywiążę się niezależnie
od efektów i czasu naszej współpracy.
Z wrażenia
omal się nie wywróciła. Odskoczyła na niego jak oparzona,
spoglądając na demona tak, jakby widziała go po raz pierwszy. Jeśli
sądziła, że nie jest w stanie zaskoczyć ją bardziej niż po przyjściu
do biblioteki, najwyraźniej się myliła.
– C-co ty…?
To wszystko
wydawało się niedorzeczne. Jego słowa, to miejsce, błagalne
spojrzenie, którym ją obdarzył… To oraz wizja, która chcąc nie chcąc
pojawiła się w jej umyśle. Perspektywa zrozumienia czegoś, co pod każdym
względem wychodziło poza dotychczas znany jej świat, brzmiała równie
niepokojąco, co i… niezwykle kusząco. Wystarczająco, by Claire zapragnęła
przynajmniej spróbować.
Mogła bać się
magii. Tego, co oznaczało uwierzenie w coś, co pod każdym względem
wymagało się rozumieniu świata w oparciu o zasady, których
uczyła się od maleńkości.
Ale Claire
Prime nigdy nie bała się nauki.
Potrząsnęła
głową, wciąż niezdolna wykrztusić z siebie chociaż słowa. Wpatrywała się
w Razjela, porażona absurdem sytuacji, w której się znalazła.
Płaszczący się przed nią demon zdecydowanie nie był czymś, co widywała
na co dzień.
Tyle że
Razjel nie zamierzał na tym poprzestać. Zrozumiała to w chwili,
w której już i tak ciężkie, pulsujące powietrze wypełnił zapach krwi.
Samej posoki nie dało się pomylić z niczym innym; Claire
spędziła dość czasu w otoczeniu demonów, by rozpoznać charakterystyczną
woń jeszcze zanim dostrzegła nacięcie, które pojawiło się na dłoni
klęczącego. Nie miała pojęcia, kiedy w ogóle dobył noża, który dostrzegła
w jego zaciśniętej pięści.
Oddech
jeszcze bardziej jej przyspieszył. Obraz zamazał się, więc zamrugała
pospiesznie, próbując doprowadzić się do porządku. Widziała
spływającą krew, powoli skapującą na posadzkę. W srebrzystym blasku
dwóch księżyców przypominała rozlany atrament.
– P-przestań
– wykrztusiła z trudem. – Krwawisz. Co ty w ogóle…?
– Składam
ci najbardziej wartościową z przysięg. Nie wiem jak inaczej
sprawić, żebyś zaufała temu, co mówię.
Zabrzmiał
niemal pogodnie, obojętny na jej przerażone spojrzenie i ciężką
atmosferę. Zupełnie jakby to, co robił, nie miało w sobie niczego
dziwnego, a powietrze wokół nich wcale nie wirowało.
Claire
zadrżała. Wiedziała, o czym mówił, przynajmniej w teorii. Aż za dobrze
zdawała sobie sprawę, co dla niektórych oznaczało raz dane słowo. Demony bywały
równie niebezpieczne, co i niezwykle dumne, a Razjel najwyraźniej do nich
należał. To, że pokusił się o przypieczętowanie obietnic krwią,
mówiło samo za siebie.
Nie miała
niczego do stracenia. Co prawda pakt z synem samej Ciemności brzmiał
jak szaleństwo, ale…
– Składasz
mi wiążące obietnice, chociaż nie mam ci nic do zaoferowania –
wykrztusiła, siląc się na spokój. Ta jedna kwestia wciąż nie dawała
jej spokoju.
– Zdaję
sobie z tego sprawę. – Nawet się nie zawahał.
– Nie wiem,
czy s ogóle będę mogła coś dla ciebie zrobić – naciskała, choć po jego spojrzeniu
momentalnie pojęła, że traciła czas. On już podjął decyzję.
– To też
jest dla mnie jasne.
Gwałtownie
zaczerpnęła tchu. Im dłużej klęczał przed nią w ten sposób, tym trudniej
było jej go ignorować.
– Wciąż nie sądzę,
żebym akurat ja…
– Wybrałem
najwłaściwszą dla mnie osobę. Z pełną świadomością tego, że możesz nie podołać.
– Uśmiechnął się w niemalże niewinny, ujmujący sposób. –
Powiedziałbym, że chcę po prostu pomóc, ale byś tego nie przyjęła.
Uznaj to za formalność z mojej strony.
Wydała z siebie
coś z pogranicza parsknięcia i jęku. Och, bo przecież to było
takie proste! Równie łatwe, co i zasady, którymi kierował się Seth,
zasłaniając się wpojeniem, jakby to w zupełności wystarczyło, by nadstawiał
za nią karku.
Co jest
nie tak z facetami…?
Gorączkowo
szukała jakiegoś argumentu, ale nic sensownego nie przychodziło jej do głowy.
Nieważne jak wiele razy analizowała propozycję Razjela, nie widziała
miejsca, w którym ten mógłby ją oszukać. Miała tylko ocenić
plan, który brzmiał jak interesująca, ale wciąż nierealna teoria.
Jednostronność tego układu poraziła ją bardziej niż warunki, w których
oboje się znaleźli.
Zaklęła w duchu.
Jeśli coś na pewno mu wyszło, to fakt, że zaczynała czuć się z
jego powodu źle.
– Zgodzę się
na wszystko, jeśli w końcu wstaniesz z tych kolan – jęknęła,
tracąc cierpliwość.
Spojrzał na nią
z zaciekawieniem. Uśmiechnął się i w jednoznacznym geście
wyciągnął dłoń. Claire cofnęła się o krok, wciąż ze sobą walcząc i…
Niech
cię szlag.
Doskoczyła
do niego, by chwycić go za rękę – drugą, nie chcąc
zastanawiać się, co mogłoby się stać, gdyby jednak ujęła tę, którą
wyciągnął ku niej. Szarpnięciem przymusiła go, by się podniósł. Co prawda
wiedziała, że gdyby zechciała się opierać, nie ruszyłaby go nawet
siłą, ale ta kwestia zeszła gdzieś na dalszy plan.
Razjel
przesunął się. Czarne skrzydła zafalowały, nagle niebezpiecznie blisko jej twarzy.
– Dla mnie
obietnica i tak jest wiążąca – szepnął jej wprost do ucha.
Zadrżała.
Czuła rozchodzące się po całym ciele ciepło.
– Lepiej
powiedz mi, na czym stanęło.
Nie mogła
ruszyć się z miejsca. Czuła, że gdyby tylko spróbowała, jedynie
pogorszyłaby sytuację. Ta nagła bliskość wystarczyła, by wytrącić ją
z równowagi bardziej niż cokolwiek innego.
Jak wtedy.
Co prawda tym razem jej nie obejmował, ale…
Potrzebowała
powietrza. Wypełniona książkami wieża nagle wydała się zbyt mała dla nich
oboje.
Z tym
większą ulgą przyjęła to, że Razjel ostatecznie ustąpił, kolejny raz przenosząc
ją w inne miejsce. Wystarczyła chwila, by skąpana w księżycowym
świetle sala zniknęła, ustępując miejsca znajomemu już salonowi.
– Chodź.
Chyba najlepiej będzie, jeśli zobaczysz to na własne oczy –
zasugerował demon, w końcu decydując się odsunąć.
Skinęła
głową. Potrzebowała chwili, by ruszyć się z miejsca i na wciąż
drżących nogach wycofać się za nim do wyjścia. Nigdzie nie zauważyła
Mimi, co przyjęła z ulgą. Claire czuła, że za którymś razem jej serce
mogłoby jednak nie wytrzymać nadmiaru wrażeń.
Razjel
poprowadził ją na piętro. Zanim dotarli na górę, zdążyła otrząsnąć się
na tyle, by zacząć normalnie oddychać. Dużo ułatwiał fakt, że demon
zdążył schować skrzydła, znów tak ludzki, jak tylko było to możliwe.
Dyskretnie
rozejrzała się po korytarzu. Wodziła wzrokiem dookoła, chcąc
zarejestrować tak wiele szczegółów, jak tylko mogła. Zwłaszcza po wędrówce
przez nietypową bibliotekę, widok najzupełniej normalnego domu okazał się dezorientujący.
Co prawda nie była pewna, czego powinna spodziewać się po lokum
kogoś takiego jak Razjel, ale…
–
Zapraszam.
W
roztargnieniu spojrzała na drzwi, które przed nią otworzył. Nie dając
sobie czasu na wątpliwości, przekroczyła próg.
Tym razem
jej nie zaskoczył. Nie tak bardzo jak mógłby, gdyby już na wstępie
zabrał ją akurat do tego pokoju. Możliwe, że jednak istniał limit dziwnych
doświadczeń, które mogła zaakceptować w ciągu kilku godzin. Jeśli tak, po jeździe
motorem, wędrówce między światami i wieży książek, widok pracowni wypadł
wyjątkowo blado. A może jednak coś było z nią nie tak, zwłaszcza
po dzieciństwie spędzonym w podziemiach, ze szczególnym naciskiem na laboratorium.
Cokolwiek się
za tym kryło, sprawiło, że Claire w końcu udało się rozluźnić.
Bez wahania weszła do środka, z dużo większą swobodą poruszając się
po pomieszczeniu. Pierwszym, co uderzyło ją już od progu, okazał się
zaskakujący wręcz porządek. Nie w takich warunkach przywykła
pracować, choć zwykle to nie ona była przyczyną powstałego dookoła chaosu.
Patrząc na niewielki, uporządkowany blat, uświadomiła sobie, że chyba
brakowało jej atmosfery, do której przywykła w bardziej znajomym
laboratorium.
Co więcej,
pokój wcale nie wyglądał jak miejsce, w którym mogłaby przeprowadzać
jakiekolwiek eksperymenty. W oczy rzucało się coś zupełnie innego,
niejako wypełniając każdy skrawek wolnej przestrzeni. Ostrożnie podeszła
bliżej, z zaciekawieniem spoglądając na metalowy, sięgający niemalże
do sufitu łuk. Zawahała się, przez chwilę niepewna, w jaki sposób
mogłaby opisać górujący nad nią kształt. Ostatecznie skojarzyła go z bramą
– prowadzącą donikąd, ale jednak. Podobnie wyglądało opisane pochwałami ku
czci Selene przejście, które ustawiono przy wejściu do Miasta Nocy, a które
wielu określało mianem Piekielnej Bramy.
–
Podszedłeś do tego… niezwykle dosłownie – oceniła, ostrożnie dobierając
słowa.
– W tej
chwili się ze mnie nabijasz, czy jednak mam to uznać za komplement.
Wzruszyła
ramionami. Wciąż z uwagą oglądała wypełniający pokój kształt, próbując stwierdzić,
z czym tak naprawdę miała do czynienia.
– Nie jestem
pewna – przyznała zgodnie z prawdą. Kiedy zerknęła na Razjela,
przekonała się, że z założonymi rękoma oparł się o blat, ani na moment
nie odrywając od niej wzroku. – No, co?
–
Absolutnie nic – zapewnił, uśmiechając się pod nosem. – Ale w końcu
zachowujesz się w sposób, w jaki najbardziej mi się podoba.
Spłonęła
rumieńcem. W pośpiechu odwróciła się na pięcie, na powrót
zwracając ku nietypowej konstrukcji.
– To znaczy
w jaki? – wymamrotała.
Czemu wciąż
jej to robił? Nie miała pojęcia, jak reagować na komplementy.
Nie musiał starać się aż do tego stopnia, skoro wciąż tutaj
była. Skoro chciał opinii, zamierzała mu jej udzielić. Pochlebne słowa
niczego nie miały zmienić.
Chyba że
jest poważny…
Natychmiast
odrzuciła od siebie tę myśl.
– Jakbyś
wiedziała, co robisz. Bez obrazy, oczywiście – dodał pospiesznie – ale ujęło
mnie to, jak zachowywałaś się w klubie. Wtedy byłaś pewna siebie.
– To były
zwykłe kroki, na litość bogini…
– Myśl o tym,
cokolwiek zechcesz – odparł, prostując się. Wystarczyła chwila, by znalazł się
u jej boku. – Wracając do tematu… Uznaj mnie za szaleńca, ale to jedyne,
co przyszło mi do głowy. – Wyciągnął rękę, jakby od niechcenia
gładząc metalowy łuk. – I tak mam dużo wolnego czasu. Plus bibliotekę pod ręką,
ale… Cóż, możliwe, że czegoś nie dostrzegam.
– Och… Więc mam
rozumieć, że jest coś więcej, poza efektownymi drzwiami? – wypaliła, nim zdążyła
ugryźć się w język.
Demon
wywrócił oczami. Skinął głową, w przeciwległy kąt pokoju. Dopiero gdy
podążyła za jego spojrzeniem, przekonała się, że w pokoju jednak nie wszystko
było uporządkowane. Uniosła brwi, spoglądając na pokrywające ścianę luźne
notatki, rysunki i starannie nakreślone wykresy.
W porządku,
to zmieniało postać rzeczy. Nawet bardzo, zwłaszcza że najwyraźniej miała
jednak to i owo do przestudiowania.
– Chyba
potrzebuję czasu – uświadomiła sobie. Z opóźnieniem uświadomiła sobie, że
wypowiedziała te słowa na głos.
– Mam przez
to rozumieć, że nasz układ jest aktualny?
Drgnęła w odpowiedzi
na te słowa. Spojrzała na Razjela w roztargnieniu, przed oczami
wciąż mając zapiski na ścianie. Wszystko w niej aż rwało się do tego,
by je przejrzeć, spróbować uporządkować i wyciągnąć jakieś sensowne
wnioski. Co więcej, potrzebowała więcej informacji o samym Przedsionku.
Gdyby porównała je i porównała z niespójnymi teoriami, które zaczęły się
formować gdzieś w jej głowie, kiedy dotarło do niej, nad czym
tak naprawdę pracował demon…
Potrząsnęła
głową. Wzrok ponownie wbiła w pokrytą zapiskami ścianę, choć i tak nie była
w stanie skupić się na treści.
– Nie mam
wyboru – przyznała zgodnie z prawdą. – Poza tym…
Urwała.
Przez chwilę szukała odpowiednich słów, ale żadne nie wydawały się
właściwe. Jedynie bezradnie wzruszyła ramionami, dobrze wiedząc, że Razjel i
tak nie potrzebował tłumaczenia.
Mogła
spróbować. Co więcej skłamałaby, gdyby powiedziała, że jej nie zaintrygował.
Nie pamiętała już, co znaczyło poruszać się w ramach tego, co
znała. Kto wie, może przy odrobinie szczęścia dzięki Razjelowi miała znaleźć
to, czego tak bardzo potrzebowała: równowagę między magią a zdrowym
rozsądkiem.
Albo
ostatecznie zwariuję. To też jakaś opcja.
Tym razem nawet
nie skrzywiła się, kiedy Razjel w najzupełniej naturalnym geście ujął
ją za rękę.
– W takim
razie mamy umowę, mała wiedźmo.
Coś w jego słowach
sprawiło, że zdołała się uśmiechnąć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz