12 grudnia 2021

Sto dwadzieścia dwa

Claire

Gwałtownie zaczerpnęła powietrza. Razjel dał jej zaledwie kilka sekund, by otoczyła go ramionami. Instynktownie objęła go w pasie, sama niepewna, czego powinna się spodziewać, a co dopiero jak powinna zinterpretować jego słowa. Kiedy do tego wszystkiego poczuła szarpnięcie w chwili, w której pojazd nagle wyrwał do przodu, nie miała innego wyboru, jak tylko wzmocnić uścisk.

Nigdy wcześniej nie doświadczyła czegoś takiego. Co prawda prędkość, z jaką poruszał się motocykl, nie miała szans dorównać tej wampirzej, ale i tak okazała się imponująca. Pęd powietrza rozwiał jej włosy, na moment skutecznie pozbawiając tchu. Poczuła chłód deszczu, ten jednak wydawał się być gdzieś na dalszym planie. Przez chwilę była świadoma wyłącznie tego, że się poruszali i ciepła bijącego od ciała demona.

Dotykanie go wydawało się nienaturalne. Czuła bijącą od nieśmiertelnego aurę wystarczająco wyraźnie, by woleć trzymać się z daleka. Rozpoznała te wątpliwości, zwłaszcza że już raz ich doświadczyła. Co prawda kiedy spotkali się po raz pierwszy, to on trzymał ją w objęciach, ale to nie zmieniało najważniejszego: że jakaś jej cząstka aż krzyczała, że Claire powinna się odsunąć. Oczywiście na pędzącym motorze to zdecydowanie nie skończyłoby się dobrze, ale instynkt wydawał się wiedzieć swoje.

Kiedy pierwszy szok minął, zdołała odsunąć od siebie niechciane myśli. Zamrugała nieco nieprzytomnie, przez moment wpatrzona wyłącznie w napięte plecy. Znów uderzył ją brak skrzydeł, zwłaszcza że ich dotyk pamiętała aż za dobrze – niczym ukłucie dziesiątek lodowatych igieł. A jednak przed sobą miała wyłącznie czarną kurtkę, w którą mogła swobodnie się wtulić, by nie ryzykować upadku. Jak długo Razjel pozostawał pod każdym względem ludzi, mogła przynajmniej udawać, że była przy nim bezpieczna.

Nie od razu odważyła się rozejrzeć. Ostrożnie wychyliła się zza jego pleców, bynajmniej nie zaskoczona tym, że już nie byli na szkolnym parkingu. Dzięki wyostrzonym zmysłom bez trudu dostrzegła przemykające ulicą samochody, bezskutecznie próbujące przebić się przez zakorkowane miasto. Razjel nie miał tego problemu, z wprawą wykorzystując luki między autami. Nie zwolnił nawet na moment, nie musząc obawiać się zderzenia.

Claire odetchnęła. To przypominało bieganie w lesie. Demon wymijał kolejne przeszkody tak, jakby to były drzewa, najwyraźniej nieźle się przy tym bawiąc.

Choć nie sądziła, że będzie do tego zdolna, zdołała się rozluźnić – tylko nieznacznie, a już na pewno nie na tyle, by poluzować uścisk, którym go otaczała, ale jednak. Pęd był przyjemny. Czasami brakowało jej swobody, z którą mogła poruszać się po Mieście Nocy. Gdyby nie musiała zadręczać się sprawianiem pozorów, przedostanie się do mieszkania Claudii albo powrót do domu zajmowałyby jej dużo mniej czasu.

Mogła tylko zgadywać, gdzie zabierał ją Razjel. Seattle było olbrzymie, a Claire znała zaledwie najbliższą okolicę, po której przyzwyczaiła się poruszać. Spróbowała rozejrzeć się dookoła, ale nie rozpoznawała żadnej z ulic, którą się poruszali. Tak naprawdę w tak wielkim mieście wszystkie wyglądały podobnie: pełne przechodniów, samochodów i kolorowych witryn niezliczonych sklepów. Choć przywykła do harmideru właściwego dla żyjącej swoim rytmem metropolii, obserwując je z pędzącego motocykla, poczuła się dziwnie przytłoczona.

Zbyt szybkie i nowoczesne. Prawie jak współczesna poezja, którą nie potrafiła się cieszyć, w efekcie raz po raz wracając do klasyków.

Zamknęła oczy, przez moment marząc wyłącznie o ciszy.

Skręcili po raz kolejny. Była na to gotowa, szybko orientując się, w jaki sposób napinało się i rozluźniało ciało demona, zależnie od decyzji, które podejmował. Dla pewności mocniej do niego przywarła, sama niepewna, czego powinna się spodziewać.

Zatrzymali się tak gwałtownie, że początkowo tego nie zarejestrowała.

– Claire?

Jego głos doszedł do niej jakby z oddali. Nie zareagowała. Jedynym, na co się zdobyła, to gwałtownie zaczerpnięcie powietrza, kiedy zorientowała się, że w którymś momencie wstrzymała oddech.

Cisza dzwoniła jej w uszach. Ona również okazała się zaskakująca i zbyt gwałtowna po czasie, który spędziła narażona na napierające ze wszystkich stron bodźce. Wciąż napisała mięśnie, niezdolna poluzować uścisku, który zacieśniła wokół demona. Wyczuła, że się wyprostował, ale nawet wtedy nie odważyła się go puścić.

– Hej. – Ciepłe dłonie owinęły się wokół jej nadgarstków. Razjel delikatnie acz stanowczo przymusił ją do tego, by jednak go puściła. – Wszystko gra?

Dobre pytanie.

Potrząsnęła głową. Otworzyła oczy dopiero przy trzeciej z kolei próbie, wciąż dziwnie oszołomiona. Czując się trochę tak jak we śnie, uniosła głowę i mimo obaw powiodła wzrokiem dookoła. Z ulgą przekonała się, że faktycznie się zatrzymali – tyle że zdecydowanie nie w miejscu, którego mogłaby się spodziewać.

Miasto zniknęło. Claire zamrugała, początkowo pewna, że jednak coś pomyliła. Wyprostowała się gwałtownie, tylko cudem nie wysuwając z siodełka. Przez chwilę była gotowa przysiąc, że tak naprawdę znajdowali się w jakimś niewielkim parku – stąd drzewa i wysłużona droga, przy której zatrzymał się Razjel – ale takie rozwiązanie nie wchodziło w grę. Dookoła było zdecydowanie zbyt cicho, by uwierzyła, że wciąż znajdowali się w Seattle.

– Gdzie…? – zaczęła i zaraz zamilkła, mimowolnie się krzywiąc. Jej własny głos zabrzmiał zdecydowanie zbyt piskliwie.

– Zobaczysz – odparł wymijająco Razjel.

Poruszył się, w następnej sekundzie podrywając na nogi. Sama nie ruszyła się z miejsca, dłonie nerwowo zaciskając na siedzisku, żeby nie upaść.

Potrzebowała chwili, by pójść w jego ślady. Dopiero wtedy dotarło do niej, jak bardzo zesztywniała się czuła. Na nogach jak z waty, zrobiła pierwszy krok i zaraz tego pożałowała, niebezpiecznie się zataczając.

– Ostrożnie – zareagował natychmiast demon, materializując się u jej boku. Pochwycił ją, zdecydowanym ruchem stawiając do pionu. Na jego ustach jak na zawołanie pojawił się ujmujący uśmiech. – Więc… Co myślisz? – zagaił, jakby wcale nie była na dobrej drodze do tego, żeby się wywrócić.

– To było…

Potrząsnęła głową. Gdyby chodziło o samą przejażdżkę, mogłaby udawać, że jest w porządku. Ba! Może nawet z czystym sumieniem stwierdziłaby, że jej się podobała. Wspomnienie lekkości, z jaką poruszali się przez miasto, nie musząc przejmować się, czy kogoś przypadkiem tym nie zaalarmują, zdecydowanie należało do przyjemnych.

Z tym, że to nie wyjaśniało najważniejszego. Claire milczała, wciąż niespokojnie rozglądając się dookoła. To miejsce, ta cisza… Jak mogłaby nie zauważyć, że wyjechali z Seattle? Czy naprawdę denerwowała się aż do tego stopnia, by…?

– Claire – ponaglił demon. Nie miała nawet okazji mu odpowiedzieć, bo nagle ujął ją pod brodę, zmuszając do spojrzenia sobie w oczy. – Czy wszystko w porządku?

Zesztywniała, porażona błękitem wpatrzonych w nią oczu. Razjel wyglądał na zatroskanego, jakby dopiero w tamtej chwili dotarło do niego, że coś mogłoby być nie tak. Tyle wystarczyło, by wzbudzić w niej wyrzuty sumienia.

– Tak… Tak, jasne – zreflektowała się pospiesznie. W końcu zapanowała nad uciskiem w gardle. – Chociaż… chyba muszę na chwilę usiąść.

Nie musiała powtarzać tego po raz drugi. Przemieścił się, z lekkością podrywając ją i sadzając z powrotem na motocyklu. Przykucnął tuż obok, wciąż nie odrywając wzroku od jej twarzy. W czystości jego oczu było coś kojącego, dlatego zdecydowała się na nich skupić.

Nie miała pewności, jak długo trwali w ciszy. Wzięła kilka głębszych wdechów, próbując uspokoić oddech i wciąż drżące mięśnie. Opanowanie mętliku w głowie okazało się trudniejsze, ale i z tym ostatecznie zdołała się uporać.

Dobra, w porządku… To nie dziwniejsze niż magia, prawda?

Tyle że wcale nie była tego taka pewna.

– Okej – wyszeptała, przez moment sama niepewna, do kogo tak naprawdę się zwracała – Razjela czy siebie samej. – Już dobrze. Tak sądzę… Przepraszam – westchnęła, skupiając na nim wzrok.

– Nie przejmuj się. Nie ty pierwsza tak reagujesz. – Mężczyzna pospiesznie się wyprostował. – Mogłem cię ostrzec. Miałem nadzieję, że ci się spodoba, ale…

– Podobało mi się.

Uświadomiła sobie, że to prawda. Spięta czy nie, czuła się nieźle. Kiedy szok minął, do Claire dotarło, że krążąca w żyłach adrenalina miała swoje dobre strony. Czuła się pobudzona w sposób, którego nie zaznała od dawna. I choć to nie tłumaczyło nawet częściowo tego, jakim cudem wylądowali w tym miejscu, to uczucie okazało się nienajgorsze.

Razjel rzucił jej zaciekawione spojrzenie, zachęcająco wyciągając rękę. Ujęła ją, wciąż nie ufając sobie na tyle, by samodzielnie próbować stanąć na nogi. Tym razem zdołała uchwycić pion.

– Teraz powiesz mi, gdzie jesteśmy? – zapytała, nie mogąc się powstrzymać.

Ta jedna kwestia nie dawała jej spokoju. Mętlik w głowie nie ustępował, jedynie wzmagany przez wątpliwości. Wiedziała, że strach bywał irracjonalny, a jednak… Och, czemu spanikowała? Dlaczego wyłączyła się aż do tego stopnia, by nie zauważyć czegoś tak istotnego jak wyjazd z miasta? Powinna wyczuć, kiedy zrobiło się ciszej, zwłaszcza że zamęt dookoła dawał jej się we znaki, a jednak…

O bogini, jestem beznadziejna, westchnęła w duchu. Spróbowała wciąć się w garść, aż nazbyt świadoma tego, że Razjel wciąż ją obserwował. Wątpiła, by w tamtej chwili wciąż uważał ją za tak opanowaną, jak początkowo twierdził.

A jednak kiedy na niego spojrzała, nie wyglądał na ani trochę zniecierpliwionego. Uśmiechnął się jedynie – w nieco wymuszony, przepraszający sposób.

– Jest pewno miejsce, w które chciałbym cię zabrać. Mam wrażenie, że na dzisiaj wystarczy ci wrażeń, więc możemy się kawałek przejść – wyjaśnił usłużnie.

– Nie o to pytałam.

Puścił jej słowa mimo uszu. Obszedł motocykl, jak gdyby nigdy nic zostawiając go przy drodze. Obejrzała się przez ramię, wypatrując oznak jakiegokolwiek ruchu – choćby tylko nadjeżdżającego samochodu – ale nic podobnego nie miało miejsca.

Cisza. Już nawet nie padało, choć niebo wciąż pozostawało zachmurzone. Słyszała wyłącznie szum bawiącego się liśćmi wiatru.

Drzewa rosły zaskakująco gęsto. Zbyt, by mogła uznać, że wylądowali po prostu na obrzeżach. Mogłaby uwierzyć, że nie od razu zauważyła, że dookoła zrobiło się spokojniej, ale ta cisza…

Splotła ramiona na piersiach, nagle zaniepokojona. Nie widziała niczego, co świadczyłoby o obecności jakiegokolwiek miasta. Nawet znaków, które sugerowałyby, że w pobliżu toczyło się normalne życie.

– Razjelu…

– Przejdźmy się – zaoferował pogodnym tonem. – Nie przejmuj się. Obiecuję, że odstawię cię do domu zanim zrobi się ciemno.

To znaczy gdzie?

Ale również to pytanie zostawiła dla siebie. I tak wątpiła, by zechciał odpowiedzieć.

Możliwe, że jednak panikowała. Chciała w to wierzyć, zwłaszcza że znała siebie. Przyjemne czy nie, jazda motorem zdecydowanie nie była czymś, co zdarzało jej się na co dzień. Podobnie sprawy miały się ze spacerowaniem u boku przypadkowego, niezwykle uprzejmego demona, który nawet nie próbował ukrywać tego, że ją śledził. Miała dość powodów, by czuć się skołowana.

Może, ale…

Zacisnęła usta. Jakby nie patrzeć, zgodziła się z nim pójść. Wycofanie się teraz, kiedy i tak nie miała pewności, gdzie się znajdowali, nie wchodziło w grę. Prawda była taka, że do pewnego stopnia jednak mu ufała – choćby w kwestii tego, że nie miał powodu, żeby ją zabijać. Nie po tym, jak osobiście uratował jej życie.

Na drżących nogach ruszyła w ślad za Razjelem. Nawet słowem nie skomentował tego, że instynktownie zdecydowała się zachować bezpieczny dystans. Co prawda kilka razy spojrzał na nią z uwagą, jakby oczekując, że znów będzie musiał ją pochwycić, gdyby się potknęła, ale w żaden sposób nie okazał rozdrażnienia.

– Wracając do tematu, to jeśli mówisz prawdę, miło mi ją słyszeć – podjął jak gdyby nigdy nic demon. – Nie wiem jak ty, ale dla mnie to przyjemne. Nie tak jak latanie, ale wystarczająco.

– Przydatne, kiedy nie możesz biegać – przyznała, wyrzucając z siebie pierwsze, co przyszło jej do głowy.

Spojrzał na nią z zaciekawieniem.

– To prawda – przyznał po chwili zastanowienia. – Pozwól, że zapytam… Dlaczego w ogóle Seattle? Funkcjonowanie w tak dużym miejsce, kiedy jest się nieśmiertelnym, to jakaś udręka.

– Mogłabym zapytać o to samo – zauważyła przytomnie.

– Hm… Uznaj to za przypadek. Poza tym byłem ciekawy. – Wzruszył ramionami. – Chodzi o Światłość, oczywiście. Trudno zignorować taki temat.

– No, tak…

To brzmiało sensownie. Kto jak kto, ale Elena potrafiła błyszczeć i to na długo przed tym, jak spotkała na swojej drodze Rafaela. Z jakiegoś powodu to, że mogłaby przyciągnąć do siebie chordę zaciekawionych nią demonów, ani trochę nie wydało się Claire dziwne.

– Tak więc ja pojawiłem się tutaj, by zweryfikować plotki. Teraz czekam na twoją wersję.

Westchnęła. Chciała zarzucić mu, że grał nieczysto, ale nie potrafiła.

– Miasto Nocy w pewnym momencie przestało być bezpieczne, więc wylądowałam tutaj. Poniekąd też przez Elenę – przyznała – albo raczej całą jej rodzinę. To skomplikowane… Zwłaszcza odkąd mam swoje powody.

– Powody ukrywające się w tamtym mieszkaniu – stwierdził ze zrozumieniem.

Myślami momentalnie uciekła do Claudii. Wciąż nie miała pojęcia, jak powiedzieć jej o Razjelu, o jego propozycji nie wspominając. Sama czuła się dziwnie na myśl o tym, że demon wiedział o kłopotach, które miały. Co prawda nadal nie potrafiła stwierdzić czy to dobrze, ale nad tym nie chciała się zastanawiać. Nie, skoro i tak niczego by nie zmieniło.

Mimo wszystko zdołała się rozluźnić. Przez chwilę szli w ciszy, ale to wydawało się właściwe. Emocje opadły, a Claire w końcu poczuła się spokojna. Rozmawianie z Razjelem okazało się równie łatwe, co i wtedy, gdy razem siedzieli w kawiarni, dyskutując o interpretacji poezjo i pędzącym świecie. Tym razem dodatkowo krążyli wokół tematów, których się obawiała, ale… prędzej czy później musiało do tego dość. Wiedziała o tym od chwili, w której demon zaskoczył ją pod mieszkaniem Claudii.

– Nie powiedziałam jej o tobie – przyznała pod wpływem impulsu. – Jeśli chodzi o to, co wtedy zaproponowałeś…

– W porządku – zapewnił, bez wahania wchodząc jej w słowo. – O tym porozmawiamy w bardziej sprzyjających warunkach, jeśli będziesz miała na to ochotę. Powiedziałem już, że chcę zabrać się do tego właściwie.

Nie miała pojęcia, jak powinna interpretować jego słowa. Nie ułatwiał niczego, ale czego tak naprawdę powinna spodziewać się po facecie, który pojawiał się znikąd i z jakiegoś powodu nie chciał dać jej spokoju? Mogła tylko zgadywać, czego oczekiwał w zamian. I czy dla demonów takie zachowanie było jakkolwiek normalne.

Obserwowała go kątem oka, spodziewając się… Och, czegokolwiek. Byli sami, na dodatek w miejscu, w którym królowała cisza. Wciąż nie potrafiła znaleźć odpowiedzi na to, gdzie w takim razie wylądowali, ale zdecydowała się przemilczeć ten temat. Jak długo Razjel zachowywał się równie swobodnie, co i początkowo, mogła przynajmniej udawać, że nie wzbudzał w niej wątpliwości.

Wbiła wzrok w ścieżkę, ostrożnie stawiając kolejne kroki. Razjel wydawał się poruszać bezszelestnie, aż w pewnym momencie zwątpiła w to, czy wciąż jej towarzyszył.

Do czasu.

– Jesteśmy.

Brzmiał na zadowolonego z siebie, prawie jak wtedy, gdy z entuzjazmem zaproponował wspólną jazdę na rowerze. Och, zdecydowanie nie tak powinien zachowywać się jakikolwiek demon. Nie tak, a jednak…

Poderwała głowę. Wciąż otaczały ich drzewa, ale rosły dużo rzadziej, stopniowo ustępując miejsca wolnej przestrzeni. Nie musiała pytać, by zorientować się, że właśnie ona stanowiła cel ich podróży. Spodziewała się polany albo czegoś równie neutralnego, choć zarazem wątpiła, by ktoś taki Razjel zdobył się akurat na to.

Kilka kolejnych kroków wystarczyło, żeby wszystko stało się jasne.

– Och… – wyrwało jej się.

Przez chwilę poczuła się tak, jakby znów znalazła się w Mieście Nocy. Dom, który dosłownie wyrósł tuż przed nią, z powodzeniem mógłby konkurować w Niebiańską Rezydencją. Okazała posiadłość idealnie wkomponowała się w leśny klimat, z powodzeniem mogąc uchodzić za coś wyjętego prosto z jakiejś fantastycznej książki.

Claire zamrugała, niemalże spodziewając się, że dwupiętrowa posiadłość zniknie, jeśli choć na chwilę spuści z niej wzroku. Powiodła wzrokiem po drewnianej fasadzie, mimowolnie zastanawiając nad tym, jakim cudem komukolwiek udało się połączyć drewnianą chatkę z nowoczesnym designem, który zaobserwowała choćby w przypadku domu Cullenów. Na piętrze dostrzegła przeszklone ściany, a jednak z zewnątrz nie potrafiła stwierdzić, co znajdowało się w środku. Zauważyła za to, że wewnątrz zapalono światło, choć nie potrafiła określić, czy ktokolwiek znajdował się w pobliżu.

Obejrzała się na Razjela. Uśmiechnął się z zadowoleniem, nagle przyspieszając kroku. Ruszył wprost ku drzwiom wejściowym, nie pozostając jej innego wyboru, jak tylko ruszyć za nim. Wbiegła wprost na werandę, przeskakując po dwa stopnie na raz.

Razjel bez większego problemu otworzył rozsuwane drzwi.

– Zapraszam – zachęcił, puszczając ją przodem.

Niepewnie zajrzała do środku. Weszła do przedsionka, wciąż niespokojnie widząc wzrokiem na prawo i lewo. Już od progu poczuła przyjemne ciepło, dopiero wtedy uświadamiając sobie, że zdążyła przemarznąć. Nie miała pojęcia, czy to za sprawą panującego na zewnątrz chłodu, deszczowej aury, czy może nadmiaru emocji, ale w nagrzanym pokoju poczuła się dużo lepiej.

Czuła, że demon nie odstępował jej na krok. Poczuła się nieswojo ze świadomością, że miała go tuż za plecami, ale zdołała zignorować tę myśl.

– To jest…

– Moje tymczasowe lokum. Jak bardzo bezczelne jest z mojej strony to, że właśnie zaprosiłem cię do siebie? – zapytał, ani trochę nie brzmiąc jak ktoś, kto żałował podjętej decyzji.

Parsknęła z niedowierzaniem. Świetnie! Na pewno nie to zaplanowała na to popołudnie. Nie żeby kolejna wizyta u Claudii brzmiała jakkolwiek rozsądniej, ale mimo wszystko…

Razjel ruszył w głąb mieszkania, gestem dając jej do zrozumienia, by poszła za nim.

– Jeśli masz na to ochotę, mów śmiało. Krew też mam, gdybyś potrzebowała – oznajmił ze spokojem.

– Wywiozłeś mnie tutaj z myślą o obiedzie? – zapytała, nie kryjąc sceptycyzmu.

Jakim cudem się w to wplątała? Pomyślała, że powinna być na niego zła. Co prawda nie sprecyzował, co było celem ich wycieczki, ale na pewno nie zgodziłaby się tu przyjechać, gdyby oznajmił, że zabiera ją do siebie. Wchodzenie do mieszkania obcego faceta ani trochę nie brzmiało jak dobry plan. O tym akurat zdążyła się już przekonać.

Mimowolnie spięła się, ogarnięta nieprzyjemnym uczuciem déjà vu. Dean też na dobry początek pokazał jej swoje mieszkanie. Pamiętała fascynację, kiedy wtedy czuła, mogąc przyjrzeć się należącym do wampira rzeczom. To i zaskoczenie, gdy przekonała się, że mężczyzna również fascynował się poezją. Tak niewiele potrzebował, by owinąć ją sobie wokół palca…

Serce Claire zabiło mocniej, niespokojnie trzepocąc się w piersi. Przystanęła w pół kroku, nagle zaniepokojona.

Błękitne oczy Razjela momentalnie spoczęły na niej.

– Coś nie tak? – zmartwił się. Przez jego twarz przemknął cień. – Czuję twój strach nawet tutaj. Zrobiłem coś, czego nie powinienem?

Ze świstem wypuściła powietrze. Gdyby to było takie proste…

– Nie – przyznała zgodnie z prawdą. – Chyba. Po prostu coś innego powiedziałeś mi na parkingu. Myślałam…

Urwała. Co tak naprawdę sobie myślała, kiedy impulsywnie przystała na to, by gdziekolwiek z nim pojechać? Chciała wierzyć, że intencje Razjela były czyste, ale nic nie mogła poradzić na wątpliwości.

Obserwowała go, kiedy przystanął w progu, jakby od niechcenia opierając się o framugę. Skrzyżował ramiona na piersi. Coś w wyrazie jego twarzy złagodniało, kiedy zmierzył ją wzrokiem.

– Wybacz, jeśli źle odebrałaś moje słowa. Zwłaszcza że cię nie okłamałem – zapewnił, starannie dobierając słowa. – Jest coś, co chciałbym ci pokazać. I uwierz mi, że to jak najbardziej ma związek z moją propozycją. – Razjel pospiesznie się wyprostował. – Jeśli życzysz sobie wyjść, mogę choćby zaraz odstawić cię do domu.

Otworzyła i zaraz zamknęła usta. Spuściła wzrok, niezdolna znieść jego przenikliwego spojrzenia. Możliwe, że reagowała zbyt żywo, ale mimo wszystko…

A potem to poczuła.

Coś zmieniło się w dotychczas spokojnej atmosferze, kolejny raz przyprawiając Claire o palpitacje serca.

W chwili, w której usłyszała dziecięcy śmiech, a demoniczna aura przybrała na sile, dziewczyna zamarła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa