
Gwałtownie zaczerpnęła
powietrza. Razjel dał jej zaledwie kilka sekund, by otoczyła go
ramionami. Instynktownie objęła go w pasie, sama niepewna, czego powinna się
spodziewać, a co dopiero jak powinna zinterpretować jego słowa. Kiedy
do tego wszystkiego poczuła szarpnięcie w chwili, w której
pojazd nagle wyrwał do przodu, nie miała innego wyboru, jak tylko wzmocnić
uścisk.
Nigdy
wcześniej nie doświadczyła czegoś takiego. Co prawda prędkość, z jaką
poruszał się motocykl, nie miała szans dorównać tej wampirzej, ale i
tak okazała się imponująca. Pęd powietrza rozwiał jej włosy, na moment
skutecznie pozbawiając tchu. Poczuła chłód deszczu, ten jednak wydawał się
być gdzieś na dalszym planie. Przez chwilę była świadoma wyłącznie tego,
że się poruszali i ciepła bijącego od ciała demona.
Dotykanie
go wydawało się nienaturalne. Czuła bijącą od nieśmiertelnego aurę
wystarczająco wyraźnie, by woleć trzymać się z daleka.
Rozpoznała te wątpliwości, zwłaszcza że już raz ich doświadczyła. Co
prawda kiedy spotkali się po raz pierwszy, to on trzymał ją w objęciach,
ale to nie zmieniało najważniejszego: że jakaś jej cząstka aż
krzyczała, że Claire powinna się odsunąć. Oczywiście na pędzącym
motorze to zdecydowanie nie skończyłoby się dobrze, ale instynkt
wydawał się wiedzieć swoje.
Kiedy
pierwszy szok minął, zdołała odsunąć od siebie niechciane myśli. Zamrugała
nieco nieprzytomnie, przez moment wpatrzona wyłącznie w napięte plecy.
Znów uderzył ją brak skrzydeł, zwłaszcza że ich dotyk pamiętała aż za dobrze
– niczym ukłucie dziesiątek lodowatych igieł. A jednak przed sobą miała
wyłącznie czarną kurtkę, w którą mogła swobodnie się wtulić, by nie ryzykować
upadku. Jak długo Razjel pozostawał pod każdym względem ludzi, mogła
przynajmniej udawać, że była przy nim bezpieczna.
Nie od razu
odważyła się rozejrzeć. Ostrożnie wychyliła się zza jego pleców,
bynajmniej nie zaskoczona tym, że już nie byli na szkolnym
parkingu. Dzięki wyostrzonym zmysłom bez trudu dostrzegła przemykające ulicą
samochody, bezskutecznie próbujące przebić się przez zakorkowane miasto. Razjel
nie miał tego problemu, z wprawą wykorzystując luki między autami.
Nie zwolnił nawet na moment, nie musząc obawiać się zderzenia.
Claire
odetchnęła. To przypominało bieganie w lesie. Demon wymijał kolejne
przeszkody tak, jakby to były drzewa, najwyraźniej nieźle się przy
tym bawiąc.
Choć nie sądziła,
że będzie do tego zdolna, zdołała się rozluźnić – tylko nieznacznie,
a już na pewno nie na tyle, by poluzować uścisk,
którym go otaczała, ale jednak. Pęd był przyjemny. Czasami brakowało jej swobody,
z którą mogła poruszać się po Mieście Nocy. Gdyby nie musiała
zadręczać się sprawianiem pozorów, przedostanie się do mieszkania
Claudii albo powrót do domu zajmowałyby jej dużo mniej czasu.
Mogła tylko zgadywać,
gdzie zabierał ją Razjel. Seattle było olbrzymie, a Claire znała zaledwie najbliższą
okolicę, po której przyzwyczaiła się poruszać. Spróbowała rozejrzeć się
dookoła, ale nie rozpoznawała żadnej z ulic, którą się poruszali.
Tak naprawdę w tak wielkim mieście wszystkie wyglądały podobnie:
pełne przechodniów, samochodów i kolorowych witryn niezliczonych sklepów. Choć
przywykła do harmideru właściwego dla żyjącej swoim rytmem metropolii, obserwując
je z pędzącego motocykla, poczuła się dziwnie przytłoczona.
Zbyt
szybkie i nowoczesne. Prawie jak współczesna poezja, którą nie potrafiła się
cieszyć, w efekcie raz po raz wracając do klasyków.
Zamknęła
oczy, przez moment marząc wyłącznie o ciszy.
Skręcili po raz
kolejny. Była na to gotowa, szybko orientując się, w jaki sposób
napinało się i rozluźniało ciało demona, zależnie od decyzji,
które podejmował. Dla pewności mocniej do niego przywarła, sama niepewna,
czego powinna się spodziewać.
Zatrzymali się
tak gwałtownie, że początkowo tego nie zarejestrowała.
– Claire?
Jego głos
doszedł do niej jakby z oddali. Nie zareagowała. Jedynym, na co się
zdobyła, to gwałtownie zaczerpnięcie powietrza, kiedy zorientowała się, że
w którymś momencie wstrzymała oddech.
Cisza
dzwoniła jej w uszach. Ona również okazała się zaskakująca i zbyt
gwałtowna po czasie, który spędziła narażona na napierające ze
wszystkich stron bodźce. Wciąż napisała mięśnie, niezdolna poluzować uścisku,
który zacieśniła wokół demona. Wyczuła, że się wyprostował, ale nawet
wtedy nie odważyła się go puścić.
– Hej. –
Ciepłe dłonie owinęły się wokół jej nadgarstków. Razjel delikatnie
acz stanowczo przymusił ją do tego, by jednak go puściła. – Wszystko
gra?
Dobre
pytanie.
Potrząsnęła
głową. Otworzyła oczy dopiero przy trzeciej z kolei próbie, wciąż dziwnie
oszołomiona. Czując się trochę tak jak we śnie, uniosła głowę i mimo
obaw powiodła wzrokiem dookoła. Z ulgą przekonała się, że faktycznie się
zatrzymali – tyle że zdecydowanie nie w miejscu, którego mogłaby się
spodziewać.
Miasto
zniknęło. Claire zamrugała, początkowo pewna, że jednak coś pomyliła.
Wyprostowała się gwałtownie, tylko cudem nie wysuwając z siodełka.
Przez chwilę była gotowa przysiąc, że tak naprawdę znajdowali się w jakimś
niewielkim parku – stąd drzewa i wysłużona droga, przy której zatrzymał się
Razjel – ale takie rozwiązanie nie wchodziło w grę. Dookoła było
zdecydowanie zbyt cicho, by uwierzyła, że wciąż znajdowali się w Seattle.
– Gdzie…? –
zaczęła i zaraz zamilkła, mimowolnie się krzywiąc. Jej własny
głos zabrzmiał zdecydowanie zbyt piskliwie.
– Zobaczysz
– odparł wymijająco Razjel.
Poruszył
się, w następnej sekundzie podrywając na nogi. Sama nie ruszyła się
z miejsca, dłonie nerwowo zaciskając na siedzisku, żeby nie upaść.
Potrzebowała
chwili, by pójść w jego ślady. Dopiero wtedy dotarło do niej, jak
bardzo zesztywniała się czuła. Na nogach jak z waty, zrobiła
pierwszy krok i zaraz tego pożałowała, niebezpiecznie się zataczając.
– Ostrożnie
– zareagował natychmiast demon, materializując się u jej boku. Pochwycił
ją, zdecydowanym ruchem stawiając do pionu. Na jego ustach jak na zawołanie
pojawił się ujmujący uśmiech. – Więc… Co myślisz? – zagaił, jakby wcale
nie była na dobrej drodze do tego, żeby się wywrócić.
– To było…
Potrząsnęła
głową. Gdyby chodziło o samą przejażdżkę, mogłaby udawać, że jest w porządku.
Ba! Może nawet z czystym sumieniem stwierdziłaby, że jej się podobała.
Wspomnienie lekkości, z jaką poruszali się przez miasto, nie musząc
przejmować się, czy kogoś przypadkiem tym nie zaalarmują,
zdecydowanie należało do przyjemnych.
Z tym, że
to nie wyjaśniało najważniejszego. Claire milczała, wciąż niespokojnie rozglądając się
dookoła. To miejsce, ta cisza… Jak mogłaby nie zauważyć, że
wyjechali z Seattle? Czy naprawdę denerwowała się aż do tego
stopnia, by…?
– Claire –
ponaglił demon. Nie miała nawet okazji mu odpowiedzieć, bo nagle ujął ją
pod brodę, zmuszając do spojrzenia sobie w oczy. – Czy wszystko
w porządku?
Zesztywniała,
porażona błękitem wpatrzonych w nią oczu. Razjel wyglądał na zatroskanego,
jakby dopiero w tamtej chwili dotarło do niego, że coś mogłoby być
nie tak. Tyle wystarczyło, by wzbudzić w niej wyrzuty sumienia.
– Tak… Tak,
jasne – zreflektowała się pospiesznie. W końcu zapanowała nad uciskiem
w gardle. – Chociaż… chyba muszę na chwilę usiąść.
Nie musiała
powtarzać tego po raz drugi. Przemieścił się, z lekkością podrywając ją
i sadzając z powrotem na motocyklu. Przykucnął tuż obok, wciąż
nie odrywając wzroku od jej twarzy. W czystości jego oczu
było coś kojącego, dlatego zdecydowała się na nich skupić.
Nie miała
pewności, jak długo trwali w ciszy. Wzięła kilka głębszych wdechów,
próbując uspokoić oddech i wciąż drżące mięśnie. Opanowanie mętliku w głowie
okazało się trudniejsze, ale i z tym ostatecznie zdołała się
uporać.
Dobra, w porządku…
To nie dziwniejsze niż magia, prawda?
Tyle że
wcale nie była tego taka pewna.
– Okej –
wyszeptała, przez moment sama niepewna, do kogo tak naprawdę się
zwracała – Razjela czy siebie samej. – Już dobrze. Tak sądzę…
Przepraszam – westchnęła, skupiając na nim wzrok.
– Nie przejmuj
się. Nie ty pierwsza tak reagujesz. – Mężczyzna pospiesznie się
wyprostował. – Mogłem cię ostrzec. Miałem nadzieję, że ci się spodoba,
ale…
– Podobało
mi się.
Uświadomiła
sobie, że to prawda. Spięta czy nie, czuła się nieźle. Kiedy
szok minął, do Claire dotarło, że krążąca w żyłach adrenalina miała
swoje dobre strony. Czuła się pobudzona w sposób, którego nie zaznała
od dawna. I choć to nie tłumaczyło nawet częściowo tego, jakim
cudem wylądowali w tym miejscu, to uczucie okazało się nienajgorsze.
Razjel
rzucił jej zaciekawione spojrzenie, zachęcająco wyciągając rękę. Ujęła ją,
wciąż nie ufając sobie na tyle, by samodzielnie próbować stanąć
na nogi. Tym razem zdołała uchwycić pion.
– Teraz powiesz
mi, gdzie jesteśmy? – zapytała, nie mogąc się powstrzymać.
Ta jedna
kwestia nie dawała jej spokoju. Mętlik w głowie nie ustępował,
jedynie wzmagany przez wątpliwości. Wiedziała, że strach bywał irracjonalny, a jednak…
Och, czemu spanikowała? Dlaczego wyłączyła się aż do tego stopnia, by nie zauważyć
czegoś tak istotnego jak wyjazd z miasta? Powinna wyczuć, kiedy zrobiło się
ciszej, zwłaszcza że zamęt dookoła dawał jej się we znaki, a jednak…
O
bogini, jestem beznadziejna, westchnęła w duchu. Spróbowała wciąć się
w garść, aż nazbyt świadoma tego, że Razjel wciąż ją obserwował. Wątpiła,
by w tamtej chwili wciąż uważał ją za tak opanowaną, jak
początkowo twierdził.
A jednak
kiedy na niego spojrzała, nie wyglądał na ani trochę zniecierpliwionego.
Uśmiechnął się jedynie – w nieco wymuszony, przepraszający sposób.
– Jest
pewno miejsce, w które chciałbym cię zabrać. Mam wrażenie, że na dzisiaj
wystarczy ci wrażeń, więc możemy się kawałek przejść – wyjaśnił
usłużnie.
– Nie o
to pytałam.
Puścił jej słowa
mimo uszu. Obszedł motocykl, jak gdyby nigdy nic zostawiając go przy drodze.
Obejrzała się przez ramię, wypatrując oznak jakiegokolwiek ruchu – choćby
tylko nadjeżdżającego samochodu – ale nic podobnego nie miało
miejsca.
Cisza. Już nawet
nie padało, choć niebo wciąż pozostawało zachmurzone. Słyszała wyłącznie
szum bawiącego się liśćmi wiatru.
Drzewa rosły
zaskakująco gęsto. Zbyt, by mogła uznać, że wylądowali po prostu na obrzeżach.
Mogłaby uwierzyć, że nie od razu zauważyła, że dookoła zrobiło się
spokojniej, ale ta cisza…
Splotła
ramiona na piersiach, nagle zaniepokojona. Nie widziała niczego, co
świadczyłoby o obecności jakiegokolwiek miasta. Nawet znaków, które
sugerowałyby, że w pobliżu toczyło się normalne życie.
– Razjelu…
– Przejdźmy się
– zaoferował pogodnym tonem. – Nie przejmuj się. Obiecuję, że odstawię cię
do domu zanim zrobi się ciemno.
To znaczy
gdzie?
Ale również
to pytanie zostawiła dla siebie. I tak wątpiła, by zechciał
odpowiedzieć.
Możliwe, że
jednak panikowała. Chciała w to wierzyć, zwłaszcza że znała siebie.
Przyjemne czy nie, jazda motorem zdecydowanie nie była czymś, co
zdarzało jej się na co dzień. Podobnie sprawy miały się ze
spacerowaniem u boku przypadkowego, niezwykle uprzejmego demona, który
nawet nie próbował ukrywać tego, że ją śledził. Miała dość powodów, by czuć się
skołowana.
Może,
ale…
Zacisnęła
usta. Jakby nie patrzeć, zgodziła się z nim pójść. Wycofanie się
teraz, kiedy i tak nie miała pewności, gdzie się znajdowali, nie wchodziło
w grę. Prawda była taka, że do pewnego stopnia jednak mu ufała – choćby
w kwestii tego, że nie miał powodu, żeby ją zabijać. Nie po tym,
jak osobiście uratował jej życie.
Na drżących
nogach ruszyła w ślad za Razjelem. Nawet słowem nie skomentował
tego, że instynktownie zdecydowała się zachować bezpieczny dystans. Co
prawda kilka razy spojrzał na nią z uwagą, jakby oczekując, że
znów będzie musiał ją pochwycić, gdyby się potknęła, ale w żaden
sposób nie okazał rozdrażnienia.
– Wracając
do tematu, to jeśli mówisz prawdę, miło mi ją słyszeć – podjął jak
gdyby nigdy nic demon. – Nie wiem jak ty, ale dla mnie to przyjemne.
Nie tak jak latanie, ale wystarczająco.
– Przydatne,
kiedy nie możesz biegać – przyznała, wyrzucając z siebie pierwsze, co
przyszło jej do głowy.
Spojrzał na nią
z zaciekawieniem.
– To prawda
– przyznał po chwili zastanowienia. – Pozwól, że zapytam… Dlaczego w ogóle
Seattle? Funkcjonowanie w tak dużym miejsce, kiedy jest się nieśmiertelnym,
to jakaś udręka.
– Mogłabym zapytać
o to samo – zauważyła przytomnie.
– Hm… Uznaj
to za przypadek. Poza tym byłem ciekawy. – Wzruszył ramionami. –
Chodzi o Światłość, oczywiście. Trudno zignorować taki temat.
– No, tak…
To brzmiało
sensownie. Kto jak kto, ale Elena potrafiła błyszczeć i to na długo
przed tym, jak spotkała na swojej drodze Rafaela. Z jakiegoś powodu
to, że mogłaby przyciągnąć do siebie chordę zaciekawionych nią demonów,
ani trochę nie wydało się Claire dziwne.
– Tak więc
ja pojawiłem się tutaj, by zweryfikować plotki. Teraz czekam na twoją
wersję.
Westchnęła.
Chciała zarzucić mu, że grał nieczysto, ale nie potrafiła.
– Miasto
Nocy w pewnym momencie przestało być bezpieczne, więc wylądowałam
tutaj. Poniekąd też przez Elenę – przyznała – albo raczej całą jej rodzinę.
To skomplikowane… Zwłaszcza odkąd mam swoje powody.
– Powody
ukrywające się w tamtym mieszkaniu – stwierdził ze zrozumieniem.
Myślami
momentalnie uciekła do Claudii. Wciąż nie miała pojęcia, jak
powiedzieć jej o Razjelu, o jego propozycji nie wspominając.
Sama czuła się dziwnie na myśl o tym, że demon wiedział o kłopotach,
które miały. Co prawda nadal nie potrafiła stwierdzić czy to dobrze,
ale nad tym nie chciała się zastanawiać. Nie, skoro i tak niczego
by nie zmieniło.
Mimo
wszystko zdołała się rozluźnić. Przez chwilę szli w ciszy, ale to wydawało się
właściwe. Emocje opadły, a Claire w końcu poczuła się spokojna.
Rozmawianie z Razjelem okazało się równie łatwe, co i wtedy, gdy
razem siedzieli w kawiarni, dyskutując o interpretacji poezjo i pędzącym
świecie. Tym razem dodatkowo krążyli wokół tematów, których się obawiała,
ale… prędzej czy później musiało do tego dość. Wiedziała o tym
od chwili, w której demon zaskoczył ją pod mieszkaniem Claudii.
– Nie powiedziałam
jej o tobie – przyznała pod wpływem impulsu. – Jeśli chodzi o to,
co wtedy zaproponowałeś…
– W porządku
– zapewnił, bez wahania wchodząc jej w słowo. – O tym
porozmawiamy w bardziej sprzyjających warunkach, jeśli będziesz miała na
to ochotę. Powiedziałem już, że chcę zabrać się do tego
właściwie.
Nie miała
pojęcia, jak powinna interpretować jego słowa. Nie ułatwiał niczego,
ale czego tak naprawdę powinna spodziewać się po facecie,
który pojawiał się znikąd i z jakiegoś powodu nie chciał
dać jej spokoju? Mogła tylko zgadywać, czego oczekiwał w zamian.
I czy dla demonów takie zachowanie było jakkolwiek normalne.
Obserwowała
go kątem oka, spodziewając się… Och, czegokolwiek. Byli sami, na dodatek w miejscu,
w którym królowała cisza. Wciąż nie potrafiła znaleźć odpowiedzi na to,
gdzie w takim razie wylądowali, ale zdecydowała się przemilczeć
ten temat. Jak długo Razjel zachowywał się równie swobodnie, co i początkowo,
mogła przynajmniej udawać, że nie wzbudzał w niej wątpliwości.
Wbiła wzrok
w ścieżkę, ostrożnie stawiając kolejne kroki. Razjel wydawał się poruszać
bezszelestnie, aż w pewnym momencie zwątpiła w to, czy wciąż jej towarzyszył.
Do czasu.
– Jesteśmy.
Brzmiał na zadowolonego
z siebie, prawie jak wtedy, gdy z entuzjazmem zaproponował wspólną
jazdę na rowerze. Och, zdecydowanie nie tak powinien zachowywać się
jakikolwiek demon. Nie tak, a jednak…
Poderwała
głowę. Wciąż otaczały ich drzewa, ale rosły dużo rzadziej, stopniowo
ustępując miejsca wolnej przestrzeni. Nie musiała pytać, by zorientować
się, że właśnie ona stanowiła cel ich podróży. Spodziewała się polany
albo czegoś równie neutralnego, choć zarazem wątpiła, by ktoś taki Razjel
zdobył się akurat na to.
Kilka
kolejnych kroków wystarczyło, żeby wszystko stało się jasne.
– Och… –
wyrwało jej się.
Przez
chwilę poczuła się tak, jakby znów znalazła się w Mieście Nocy.
Dom, który dosłownie wyrósł tuż przed nią, z powodzeniem mógłby konkurować
w Niebiańską Rezydencją. Okazała posiadłość idealnie wkomponowała się
w leśny klimat, z powodzeniem mogąc uchodzić za coś wyjętego
prosto z jakiejś fantastycznej książki.
Claire
zamrugała, niemalże spodziewając się, że dwupiętrowa posiadłość zniknie, jeśli
choć na chwilę spuści z niej wzroku. Powiodła wzrokiem po drewnianej
fasadzie, mimowolnie zastanawiając nad tym, jakim cudem komukolwiek udało się
połączyć drewnianą chatkę z nowoczesnym designem, który zaobserwowała
choćby w przypadku domu Cullenów. Na piętrze dostrzegła przeszklone
ściany, a jednak z zewnątrz nie potrafiła stwierdzić, co
znajdowało się w środku. Zauważyła za to, że wewnątrz zapalono
światło, choć nie potrafiła określić, czy ktokolwiek znajdował się
w pobliżu.
Obejrzała się
na Razjela. Uśmiechnął się z zadowoleniem, nagle przyspieszając
kroku. Ruszył wprost ku drzwiom wejściowym, nie pozostając jej innego
wyboru, jak tylko ruszyć za nim. Wbiegła wprost na werandę,
przeskakując po dwa stopnie na raz.
Razjel bez większego
problemu otworzył rozsuwane drzwi.
– Zapraszam
– zachęcił, puszczając ją przodem.
Niepewnie
zajrzała do środku. Weszła do przedsionka, wciąż niespokojnie widząc
wzrokiem na prawo i lewo. Już od progu poczuła przyjemne ciepło,
dopiero wtedy uświadamiając sobie, że zdążyła przemarznąć. Nie miała
pojęcia, czy to za sprawą panującego na zewnątrz chłodu,
deszczowej aury, czy może nadmiaru emocji, ale w nagrzanym
pokoju poczuła się dużo lepiej.
Czuła, że
demon nie odstępował jej na krok. Poczuła się nieswojo ze
świadomością, że miała go tuż za plecami, ale zdołała zignorować tę
myśl.
– To jest…
– Moje
tymczasowe lokum. Jak bardzo bezczelne jest z mojej strony to, że właśnie
zaprosiłem cię do siebie? – zapytał, ani trochę nie brzmiąc jak
ktoś, kto żałował podjętej decyzji.
Parsknęła z niedowierzaniem.
Świetnie! Na pewno nie to zaplanowała na to popołudnie. Nie żeby
kolejna wizyta u Claudii brzmiała jakkolwiek rozsądniej, ale mimo
wszystko…
Razjel
ruszył w głąb mieszkania, gestem dając jej do zrozumienia, by poszła
za nim.
– Jeśli
masz na to ochotę, mów śmiało. Krew też mam, gdybyś potrzebowała –
oznajmił ze spokojem.
– Wywiozłeś
mnie tutaj z myślą o obiedzie? – zapytała, nie kryjąc sceptycyzmu.
Jakim cudem się
w to wplątała? Pomyślała, że powinna być na niego zła. Co prawda nie sprecyzował,
co było celem ich wycieczki, ale na pewno nie zgodziłaby się
tu przyjechać, gdyby oznajmił, że zabiera ją do siebie. Wchodzenie do mieszkania
obcego faceta ani trochę nie brzmiało jak dobry plan. O tym
akurat zdążyła się już przekonać.
Mimowolnie spięła
się, ogarnięta nieprzyjemnym uczuciem déjà vu. Dean też na dobry
początek pokazał jej swoje mieszkanie. Pamiętała fascynację, kiedy wtedy
czuła, mogąc przyjrzeć się należącym do wampira rzeczom. To i zaskoczenie,
gdy przekonała się, że mężczyzna również fascynował się poezją. Tak niewiele
potrzebował, by owinąć ją sobie wokół palca…
Serce Claire
zabiło mocniej, niespokojnie trzepocąc się w piersi. Przystanęła w pół
kroku, nagle zaniepokojona.
Błękitne
oczy Razjela momentalnie spoczęły na niej.
– Coś nie tak?
– zmartwił się. Przez jego twarz przemknął cień. – Czuję twój strach
nawet tutaj. Zrobiłem coś, czego nie powinienem?
Ze świstem
wypuściła powietrze. Gdyby to było takie proste…
– Nie –
przyznała zgodnie z prawdą. – Chyba. Po prostu coś innego powiedziałeś
mi na parkingu. Myślałam…
Urwała. Co
tak naprawdę sobie myślała, kiedy impulsywnie przystała na to, by gdziekolwiek
z nim pojechać? Chciała wierzyć, że intencje Razjela były czyste, ale nic
nie mogła poradzić na wątpliwości.
Obserwowała
go, kiedy przystanął w progu, jakby od niechcenia opierając się
o framugę. Skrzyżował ramiona na piersi. Coś w wyrazie jego twarzy
złagodniało, kiedy zmierzył ją wzrokiem.
– Wybacz,
jeśli źle odebrałaś moje słowa. Zwłaszcza że cię nie okłamałem – zapewnił,
starannie dobierając słowa. – Jest coś, co chciałbym ci pokazać. I uwierz
mi, że to jak najbardziej ma związek z moją propozycją. – Razjel
pospiesznie się wyprostował. – Jeśli życzysz sobie wyjść, mogę choćby
zaraz odstawić cię do domu.
Otworzyła i zaraz
zamknęła usta. Spuściła wzrok, niezdolna znieść jego przenikliwego
spojrzenia. Możliwe, że reagowała zbyt żywo, ale mimo wszystko…
A potem to poczuła.
Coś
zmieniło się w dotychczas spokojnej atmosferze, kolejny raz przyprawiając
Claire o palpitacje serca.
W chwili, w której usłyszała dziecięcy śmiech, a demoniczna aura przybrała na sile, dziewczyna zamarła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz