17 marca 2021

Sto

 

Claire

Wyczuła zmianę już w chwili, w której Star zaczęła popiskiwać i niespokojnie się kręcić. Przystanęła, wymownie spoglądając to znajomy budynek, to znów na pobudzone zwierzę. Sama również miała wrażenie, że wyczuła w powietrzu… coś, jakkolwiek powinna to nazwać. Mimowolnie zadrżała, bynajmniej nie z zimna, ale za sprawą tej dziwnej, obecnej aury, jakże podobnej do tej, która wypełniała mały sklepik, w którym wraz z Claudią zdecydowała się na odprawienie rytuału. Jakby tego było mało, do Claire dotarło, że uczucie wcale nie sprawiało, że czuła się jakkolwiek zaniepokojona. Wręcz przeciwnie – miała wrażenie, że w grę wchodziło raczej podekscytowanie, prawie jak wtedy, gdy spoglądała na lśniące łagodnie litery w książce.

Odetchnęła. Spróbowała wypatrzyć okna na najwyższym piętrze, ale jak zawsze nie była w stanie ot tak wychwycić jakichkolwiek oznak życia. Jeśli chodziło o ukrywanie się, Claudia wciąż pozostawała zbyt ostrożna. Cóż, przynajmniej do pewnego stopnia i tak długo, jak w grę wchodzili ludzie.

– Tak, tak… Możesz tu zostać – mruknęła, machinalnie przeczesując miękkie futerko Star dłonią. – Zaczekaj tu na mnie, a ja… spróbuję nie oszaleć.

Wywróciła oczami, nie mogąc się powstrzymać. To wcale nie tak, że spodziewała się spokojnego wieczoru w towarzystwie Claudii. Nie po tym, co się wydarzyło i po zapowiedziach ciotki, która wprost twierdziła, że zamierzała ją uczyć. Claire nie była pewna, czy jej to odpowiadało, ale z drugiej strony…

Spojrzała na wnętrze dłoni. Po cięciu nie został nawet ślad, chociaż minęło raptem kilka dni. A przecież, słodka bogini, w grę wchodziło srebro, prawda? Nawet i bez tego gojenie powinno zająć więcej czasu.

W pośpiechu odrzuciła od siebie tę myśl. Nie chciała tracić czasu, choć i tak miała go sporo. Oficjalnie właśnie wracała z lekcji, już od dawna nie mówiąc prawdy o tym, ile tak naprawdę trwały zajęcia i czy naprawdę potrzebowała natychmiastowej wizyty w bibliotece. W jej przypadku to, że mogłaby bardziej się angażować, nikogo nie dziwiło, choć wiedziała, co takiego sądzili o całej sprawie jej kuzyni. Miała wrażenie, że Rufusowi za to jak najbardziej było to na rękę, przynajmniej tak długo, jak nie próbowała pytać o Claudię. Co prawda gdyby wiedział, co robiła w wolnym czasie, jak nic wpadłby w szał, ale tego zdecydowanie nie zamierzała sprawdzać.

Wzajemne okłamywanie się wychodzi nam znakomicie.

Skrzywiła się na tę myśl, porażona tym, jak bardzo ta wydawała się adekwatna. Była pewna, że od powrotu w Mieście Nocy ojciec też zajmował się czymś, o czym – a jakże – wolał jej nie wspominać, ale ten jeden raz postanowiła tego nie komentować. Tak było łatwiej. A może to znaczyło, że już zaczynała się przyzwyczajać. Nie miała pojęcia, czy to dobrze, ale… Och, tak, przynajmniej na razie mogła spróbować się w tym odnaleźć.

Zostawiła Star na zewnątrz, wcześniej raz jeszcze zapewniając ją o szybkim powrocie. W odpowiedzi usłyszała ciche skomlenie, ale skwitowała je uśmiechem. Dopiero gdy w pośpiechu wbiegała po schodach, uświadomiła sobie, że może jednak nie powinna z taką lekkością podchodzić do instynktu, którym kierowała się Star. Skoro ona potrafiła wyczuć, że coś było nie tak, najpewniej reagując na… magię, to mogło oznaczać tylko jedno: że Claudia nie bez powodu zadręczała się, wahając przed sięgnięciem po swoje dziedzictwo.

Nasze dziedzictwo, poprawiła się machinalnie, a po jej ciele jak na zawołanie rozeszła się fala ciepła.

W pierwszym odruchu chciała zapukać, ale ostatecznie tego nie zrobiła. Zawahała się, przez chwilę świadoma wyłącznie ciszy – nieprzeniknionej, przynajmniej na początku, póki nie nabrała pewności, że gdzieś po drugiej stronie doszło ją ciche westchnienie. Nacisnęła klamkę, nieznacznie unosząc brwi, kiedy przekonała się, że drzwi były otwarte. Niepokój przybrał na sile, choć przecież wiedziała, że tego, którego obawiała się ciotka, nie powstrzymałby żaden zamek ani nawet najlepiej zabezpieczone wejście. Jedno spotkanie z Charonem we Florencji wystarczyło, by potrafiła sobie wyobrazić, że jeszcze przed przekroczeniem progu budynku, nabrałaby pewności co do obecności tego wilkołaka.

W pośpiechu wślizgnęła się do środka. Niepewnie zajrzała do mieszkania, w pierwszym odruchu nie dostrzegając niczego, co mogłaby uznać za niepokojące. Co prawda nie dostrzegła również żywego ducha, ale…

A potem ktoś dosłownie na nią skoczył, obejmując ramionami i bezceremonialnie przyciskając do ściany. Aż jęknęła, czując jak zaczyna brakować jej powietrza. Natychmiast spróbowała się oswobodzić, bezradnie starając odepchnąć od siebie niespodziewanego przeciwnika. Szarpnęła się, chcąc przynajmniej zyskać okazję, by zaczerpnąć tchu i zacząć krzyczeć albo…

Podchwyciła spojrzenie znajomych oczu i tyle wystarczyło, by w końcu rozpoznała Olivera.

W tym samym momencie powietrze przecięło coś jasnego, błyskawicznie przemykając przez miejsce, w którym dopiero co stała. Usłyszała przekleństwo, a potem w końcu dostrzegła tkwiącą w głębi mieszkania Claudię. Wampirzyca w pośpiechu wyciągnęła przed siebie rękę, zdecydowanym ruchem zaciskając dłoń w pieść. Jakby w odpowiedzi na ten ruch, wypełniające powietrze zjawisko rozpadło się, nim zdążyłoby uderzyć o którąkolwiek ze ścian albo jakąkolwiek z obecnych osób.

Claudia odetchnęła. Drżącą dłoń przycisnęła do ust, wciąż próbując się uspokoić. Wzrokiem śledziła przez chwilę jeszcze unoszące się w powietrzu iskierki, do pewnego stopnia przypominające Claire te, które czasem unosiły się nad ogniskiem. Tyle wystarczyło, by naszła ją co najmniej niepokojąca myśl.

Ogień… Czy to był ogień?

Chyba wolała nie poznać odpowiedzi.

– Puść ją, Oliverze – upomniała spiętym tonem Claudia.

Prawie zapomniała o obejmujących ją ramionach, o braku tchu nie wspominając. Skrzywiła się, w pośpiechu nabierając powietrza, ledwo tylko ramiona chłopaka zniknęły. Podchwyciła jego przepraszające spojrzenie, więc po prostu skinęła głowa, niezdolna zdobyć się na nic więcej. Odetchnęła, machinalnie przyciskając obie dłonie do piersi. Spojrzenie utkwiła w ciotce, wciąż próbując uporządkować to, co zobaczyła.

– To było… – wyrwało jej się.

Claudia potrząsnęła głową.

– Zawału przez ciebie dostanę. Nigdy więcej nie zachodź mnie w ten sposób – zniecierpliwiła się, nie kryjąc rozdrażnienia. Z gracją okręciła się na pięcie, by wrócić do salonu. – Wybacz takie powitanie, ale sama jesteś sobie winna. Trochę sobie ćwiczę, więc…

– Ćwiczysz co?

Nie od razu doczekała się odpowiedzi. Spojrzała na Olivera, ale ten jedynie wzruszył ramionami, skinieniem głowy dając jej do zrozumienia, że powinna podążyć za Claudią. Nie mając większego wyboru, ruszyła za ciotką, jednak decydując się zajrzeć do salonu. Poczuła się nieswojo, kiedy przekonała się, że w salonie panował półmrok, jeśli nie liczyć zapalonych świec, wyznaczających miejsce, w którym jak nic wcześniej musiała siedzieć wampirzyca.

Żadnych kręgów, soli ani szałwii…, pomyślała mimochodem. Przynajmniej nie wyglądało to tak, jakby właśnie wparowała do ciotki w momencie, w którym ta odprawiała kolejny rytuał. Nie miała pewności czy to dobrze, zwłaszcza gdy zauważyła otwartą księgę, którą Claudia zabrała ze sklepiku Flory, ale zdecydowała się tego nie komentować.

– W zasadzie… dobrze, że jesteś – stwierdziła po chwili zastanowienia kobieta. Pstryknęła palcami, a wtedy salon zalało jasne światło jarzeniówki. Claire zamrugała, zaskoczona tą nagłą zmianą. To wcale nie tak, że żadna z nas wcale nie dotknęła włącznika… – Rany… – Claudia z bladym uśmiechem spojrzała na swoją dłoń. – Naprawdę czuję się sobą.

– Wyręczanie się magią to twój cel życiowy? – zapytała, nie mogąc się powstrzymać.

– Co komu po magii, jeśli nie potrafi się z niej czerpać? – żachnęła się. – Jak długo mam do niej szacunek, wszystko w porządku. – Zawahała się. Na jej ustach pojawił się uprzejmy, nieco tylko złośliwy uśmiech. – Jak tam twoja cudowna technika? Chyba że nie chcesz jej nadużywać i regularnie biegasz do Florencji, żeby porozmawiać z przyjaciółką?

– Ja przecież nie… Och, nieważne!

Słodka bogini, mogła się tego po niej spodziewać. Co prawda tym razem obyło się bez pytań z serii „Dlaczego?”, ale kilka niewinnych uwag wystarczyło, żeby Claire jednak zdecydowała się wycofać. Okej, może jednak nie rozumiała. A to, czym kierowała się Claudia, rządziło się zupełnie innymi prawami.

– Wracając do tematu, skupiłam się na podstawach… Zastanawiałaś się nad tym, czym tak naprawdę jest magia? – zapytała wprost wampirzyca. Opadła na kanapę, po czym nachyliła się, by porwać księgę i ułożyć ją sobie na kolanach. – Za jakiś czas – podjęła ze spokojem – nie będę musiała się tym wspomagać. No, nie we wszystkim… Widzisz, magia – podjęła niemalże radośnie – to czynne wpływanie na to, co tu i teraz. Rozumiesz? Po prostu ingeruję w obecny stan rzeczy, by dostosować go do własnych potrzeb. Tak najprościej bym ci to wyjaśniła.

– Coś jak iluzja, ale w rzeczywistości? – rzuciła bez przekonania.

Próbowała zrozumieć, ale to wciąż nie było proste. Kiedy w grę wchodziła telepatia, odnalezienie prawidłowości przychodziło jej łatwiej, może dlatego, że Kristin wpajała jej pewne zasady od dziecka. Iluzja za to opierała się na umyśle. Aż za dobrze rozumiała to, kiedy przebywała z Lucasem, w głowie wciąż mając to, że po prostu igrał z jej zmysłami. Wiedział, w jaki sposób sprawić, żeby wydawało jej się, że czuje – że to, co ją otacza, to coś więcej niż sen na jawie.

Ale magia… Och, wcale nie czuła się, jakby miała do czynienia z iluzją, kiedy Oliver rzucił się ją osłaniać. Skoro tak…

– Powiedzmy. O ile to dla ciebie dzięki temu łatwiejsze – zgodziła się Claudia, ale Claire wyraźnie wyczuła w jej głosie rezerwę, prawie jak u ojca, kiedy dla świętego spokoju pozwalał określać SA mianem wirusa. – Zastanawiałam się, w jaki sposób rozmawiać z tobą, żebyś rozumiała i… Wiesz, chyba mam pomysł. Pół dnia spędziłam w bibliotece, więc to doceń, jasne?

– Poszłaś do biblioteki z mojego powodu? – powtórzyła, ledwo powstrzymując się od uśmiechu.

Claudia wywróciła oczami.

– Nie powiem tego na głos. Jak wspomniałam, doceń – powtórzyła z naciskiem. – Nie wierzę, że teraz wystarczy kilka uproszczeń i ładnie sformułowanych regułek, by nazwać coś nauką. Tak czy siak… Masz ochotę na szybką lekcje fizyki? I tak, domyślam się, że znasz temat lepiej ode mnie.

– Hm…

Przysiadła u boku Claudii, spoglądając na nią z zaciekawieniem. Znów uderzyło ją, że ta wydawała się inna – bardziej swobodna i radosna, jakby nagle nabrała energii. Co więcej brzmiała tak, jakby naprawdę chciała wytłumaczyć to, co dla niej pozostawało oczywiste. Claire znała ten rodzaj pasji aż za dobrze, choć Rufus nie wydawał się przy tym aż tak cierpliwy.

Czekała, z uwagą wpatrując się w ciotkę. To nie był pierwszy raz, kiedy ta wydawała się szukać powiazań magii ze światem, który – przynajmniej zdaniem Claire – nie miał z nią nic wspólnego. Wciąż miała wrażenie, że nauka stała całkowicie z drugiej strony tego, co samo w sobie wydawało się utożsamiać abstrakcję.

– Dobrze. Więc szukałam analogii… Pewnie spłycę temat, ale przypominam ci, że nie jestem twoim ojcem. – Claudia wywróciła oczami. – Fizyka zakłada, że wszystko składa się z cząsteczek, tak? Cały czas się ruszają, zbliżają, rozpadają i tak dalej.

Prawie udało jej się uśmiechnąć. Tak, to zdecydowanie brzmiało jak spłycenie tematu. Nie w ten sposób rozmawiał z nią Rufus, ale zdecydowała się tego nie komentować… I to nie tylko dlatego, że wtedy Claudia jak nic wyrzuciłaby ją przez okno.

– Tak – powiedziała w zamian. – Wiem, o czym teraz mówisz.

To była miła odmiana. Przez krótką chwilę mogła skupić się na świecie, który był dla niej oczywisty i znajomy. Choć nie sądziła, że to w ogóle możliwe,  pierwszy raz od dawna przy Claudii zdołała skupić się na zasadach, które kiedyś wydawały jej się wszystkim. To właśnie niezmienność tego, co ją otaczało, bardzo długo pozwalała jej zachować równowagę.

– W porządku. Wracając do cząsteczek… – Wampirzyca zawahała się na moment. – Można na nie wpływać. Choćby zmieniając temperaturę… Tak? Kiedy przyśpieszają, wzrasta. Odległości miedzy nimi też mają znaczenie, więc…

Sięgnęła po coś, co stało na stoliku. Claire przekonała się, że to zwykła szklanka z woda, choć co do tego drugiego nie mogła mieć pewności, zwłaszcza że zdążyła poznać zamiłowanie Claudii do ziół. Ostatecznie i to zbyła milczeniem, obserwując ciotkę, kiedy ta ustawiła przed sobą naczynie. Znów wyciągnęła przed siebie rękę, celując w wodę i obserwując ją w skupieniu. Początkowo nic się nie działo, ale…

A potem na gładkiej tafli pojawiły się pierwsze zakłócenia. Claire wyprostowała się niczym struna, by w następnej sekundzie nachylić się bliżej i upewnić, że jednak czegoś nie pomyliła. Kilka bąbelków, początkowo tylko pod powierzchnią, a później…

Wrzała.

Woda wrzała, choć Claudia nie wydawała się robić niczego konkretnego, by móc ją podgrzać.

– Chcę, żeby cząsteczki poruszały się szybciej – wyszeptała, powoli zaciskając dłoń w pieść. Wrażenie było takie, jakby próbowała zacisnąć pace wokół jakiejś niewidzialnej, opierającej się jej działaniom przeszkody. – Albo przeciwnie.

Nagle rozluźniła uścisk. Wrzenie gwałtownie ustało, zbyt szybko, by uznać to za naturalne. Na szklance pojawił się szron, kiedy…

Potem eksplodowała. Odłamki szkła i lodu rozprysły się dookoła.

Claire siedziała w bezruchu, wciąż oszołomiona. Milczała, niezdolna wykrztusić z siebie chociażby słowa. Zdobyła się wyłącznie na nieznaczne potrząśnięcie głową – tylko tyle, choć i to przyszło jej z trudem. W ciszy wpatrywała się w resztki szklanki, zanim dla pewności zdecydowała się wyciągnąć przed siebie rękę. Starając się uważać na szkło, ostrożnie wyłuskała odłamek lodu, chcąc utwierdzić się w przekonaniu, że tym był naprawdę. Poczuła ukłucie zimna – tylko przez krótką chwilę, zanim okruszek roztopił się w kontakcie z jej nagrzaną skórą.

– To jest… – Odchrząknęła, bezskutecznie próbując oczyścić gardło. Poruszając się trochę jak w transie, z wolna zsunęła się z sofy, by móc przykucnąć naprzeciwko usłanego szkłem i lodem stolika. – Tak mógłby funkcjonować dar wpływania na żywioły. Zawsze słyszałam, że te najczęściej się dublują – wyszeptała, oszołomiona tym, jak łatwo przyszło jej połączenie faktów.

– To prawda. Ale jeśli nie natura, co innego będzie nam bliższe? – zapytała wprost Claudia, z gracją podrywając się na równe nogi. – Znaczenie natury było pierwszym, czego nauczyła mnie matka. Żywioły są wszędzie, a jeśli wiesz, w jaki sposób poprosić je o pomoc… Cóż, czasami nie ma skuteczniejszej broni.

Pomyślała o kuli, którą omal nie oberwała, kiedy weszła do mieszkania. Tak, teraz mogła wyobrazić sobie, że to ogień albo coś równie uroczego. Mogła tylko zgadywać, co takiego próbowała zrobić Claudia, zanim swoją obecnością zmusiła ciotkę do prowadzenia pośpiesznego wykładu o podstawach fizyki.

Zacisnęła usta, wciąż oszołomiona. Jakby tego było mało…

Jednak się łączyły. Ta myśl ją poraziła, wydając się zakłócać wszystko, co dotychczas wydawało się Claire logiczne. Z drugiej strony, nagłe znalezienie połączenia, podziałało na nią kojąco. Gdzieś w pamięci wciąż miała słowa bogini – o otwartym umyśle, który miałby okazać się najpiękniejszym darem, tak jak i zdolności wybaczania, ale…

I może faktycznie tak było. Zwłaszcza teraz, gdy choć przez moment mogła zrozumieć.

– Dziękuję – rzuciła pod wpływem impulsu. Kiedy spojrzała na Claudię, doszukała się na twarzy ciotki konsternacji. – Że mi to pokazałaś. Mam na myśli…

– Chodź tutaj.

Posłusznie się podniosła, w roztargnieniu spoglądając na wyciągnięta ku niej dłoń. Natychmiast ją ujęła, pozwalając, żeby wampirzyca bezceremonialnie przygarnęła ją do siebie. Zesztywniała, kiedy Claudia tak po prostu ją uściskała – nie pierwszy raz, ale to jedynie bardziej dało Claire do myślenia. Mimo wszystko odwzajemniła uścisk, nie mogąc pozbyć się wrażenia, że było coś zaborczego w sposobie, w jaki wampirzyca przygarnęła ją do siebie.

– Ehm… Claudio? – zaryzykowała.

– Po prostu dobrze cię tu widzieć, zwłaszcza taką… spokojną – odparła tamta cicho. Odsunęła się, po czym jak gdyby nigdy nic ujęła Claire za ręce. Dziewczyna wzdrygnęła się, przez moment czując tak, jakby przez jej ciało przetoczył się prąd. Była gotowa przysiąc, że dostrzegła łagodny, jasny blask, mający swoje źródło gdzieś między dłoniami jej a Claudii. – Choć raz nie szukasz usprawiedliwień. Ty po prostu… przyjmujesz to, co mówię – stwierdziła, nie odrywając wzroku od twarzy bratanicy.

Claire z trudem wysiliła się na blady uśmiech. Możliwe, że tak właśnie było. Zwłaszcza w tamtej chwili zapragnęła zrobić coś, czym utwierdziłaby ciotkę w przekonaniu, że ta miała rację, ale nic sensownego nie przychodziło jej do głowy. Gdyby powiedziała to na głos, zabrzmiałoby pusto. Takie przynajmniej miała wrażenie, ale…

Tyle że Claudia nie wygląda jak ktoś, kto potrzebował dodatkowych zapewnień.

Było coś dziwnego w jej spojrzeniu, kiedy ostrożnie, niemalże z czułością wyciągnęła rękę, by ułożyć ją na policzku Claire. Dziewczyna wzdrygnęła się, ale nie zaprotestowała. Coś w spojrzeniu ciotki dało jej do myślenia, chociaż nie od razu zdołała określić, co tak naprawdę kryło się w błękitnych, skupionych na niej oczach.

Strach. Tylko trochę, zresztą nie powinien jej dziwić, ale…

– Co się stało? – zapytała wprost. – Claudia… Hej, Claudio – ponagliła, ale doczekała się wyłącznie energicznego potrząśnięcia głową.

– Absolutnie nic – oznajmiła tamta takim tonem, że Claire nie miała wątpliwości co do tego, że właśnie kłamała. – To dla mnie dziwne. To wszystko.

Uciekła wzrokiem zbyt szybko, by można było w to uwierzyć. Dłoń zniknęła, Claire wciąż czuła na policzku muśnięcie lodowatych palców – równie zimnych, co i kryształki wymieszanego ze szkłem lodu. Odetchnęła, czując jak uchodzi z niej całe napięcie. Wciąż obserwowała ciotkę, po jej zachowaniu próbując stwierdzić, czy zmiana tematu w ogóle wchodziła w grę, czy może właśnie obie dotarły do momentu, w którym należało jak najszybciej się pożegnać. Na to drugie decydowała się tak wiele razy, że…

A potem zauważyła, że Claudia nieznacznie się zachwiała i choć to mogło być zaledwie wrażeniem, pośpiesznie doskoczyła do niej, chwytając wampirzycę pod ramię.

– Ach… To nic – zapewniła bez większego przekonania kobieta. Mimo wszystko nie zaprotestowała, kiedy Claire spróbowała ją zachęcić do tego, żeby usiadła. – Zapomniałam już, jakie to wykańczające. Wyszłam z wprawy.

– Zmęczony wampir? – zapytała, nie kryjąc zaskoczenia. – Mogę coś dla ciebie zrobić? – drążyła, ale Claudia jedynie potrząsnęła głową.

– Psychicznie na pewno. Muszę zwolnić – westchnęła, siląc się na uśmiech, ale tym razem wyszło jej do o wiele sztuczniej niż wcześniej. Z jękiem ukryła twarz w dłoniach, energicznie pocierając skronie. – Muszę, ale… nie mam na to czasu. Ja już od dawna nie mam czasu, Claire.

Zesztywniała, przez chwilę sama niepewna, co zrobić. Bezradnie spojrzała na Claudię, rozdarta między pragnieniem otoczenia jej ramionami, a zrobienia… czegokolwiek innego. Bezradność uderzyła w nią z całą mocą, uświadamiając, że wspólne spotkania już od jakiegoś czasu prowadziły donikąd. Zwłaszcza odkąd poznała prawdę.

Nie miała pewności, czego tak naprawdę się spodziewała. W gruncie rzeczy nie zastanawiała się nad tym, dokąd prowadziły kolejne spotkania. To nie miało znaczenia, a przynajmniej tak sobie powtarzała, ale…

Pragnęła chronić Claudię. I to ze wzajemnością, co również od jakiegoś czasu było oczywiste. W gruncie rzeczy rozumiała to od chwili, w której ta zrezygnowała z ucieczki, powtarzając, że już nie ma powodów. Gdyby nie chodziło o kogoś więcej, nie powiedziałaby czegoś takiego – i to nawet wiedząc, że Charon wpadł na trop. W końcu czy właśnie wtedy ucieczka nie byłaby uzasadniona?

To wydało jej się aż nazbyt oczywiste. Myśl, że Claudia robiła to dla niej…

Więc co miała zrobić, by móc się za to odwdzięczyć…?

– Idź już, Claire – doszło ją jakby z oddali. – Ja chyba… znowu mam gorszy nastrój.

Nie odważyła się zaprotestować. 

1 komentarz:

  1. No i setka, po takim czasie… Ja po prostu jak zwykle podziękuję. Na więcej chwilowo mnie nie stać. ;)

    OdpowiedzUsuń









After We Fall
stories by Nessa