
Wyczuła zmianę już w chwili, w
której Star zaczęła popiskiwać i niespokojnie się kręcić. Przystanęła, wymownie
spoglądając to znajomy budynek, to znów na pobudzone zwierzę. Sama również miała
wrażenie, że wyczuła w powietrzu… coś, jakkolwiek powinna to nazwać. Mimowolnie
zadrżała, bynajmniej nie z zimna, ale za sprawą tej dziwnej, obecnej aury,
jakże podobnej do tej, która wypełniała mały sklepik, w którym wraz z Claudią
zdecydowała się na odprawienie rytuału. Jakby tego było mało, do Claire
dotarło, że uczucie wcale nie sprawiało, że czuła się jakkolwiek zaniepokojona.
Wręcz przeciwnie – miała wrażenie, że w grę wchodziło raczej podekscytowanie,
prawie jak wtedy, gdy spoglądała na lśniące łagodnie litery w książce.
Odetchnęła.
Spróbowała wypatrzyć okna na najwyższym piętrze, ale jak zawsze nie była w
stanie ot tak wychwycić jakichkolwiek oznak życia. Jeśli chodziło o ukrywanie
się, Claudia wciąż pozostawała zbyt ostrożna. Cóż, przynajmniej do pewnego
stopnia i tak długo, jak w grę wchodzili ludzie.
– Tak, tak…
Możesz tu zostać – mruknęła, machinalnie przeczesując miękkie futerko Star
dłonią. – Zaczekaj tu na mnie, a ja… spróbuję nie oszaleć.
Wywróciła oczami,
nie mogąc się powstrzymać. To wcale nie tak, że spodziewała się spokojnego
wieczoru w towarzystwie Claudii. Nie po tym, co się wydarzyło i po
zapowiedziach ciotki, która wprost twierdziła, że zamierzała ją uczyć. Claire
nie była pewna, czy jej to odpowiadało, ale z drugiej strony…
Spojrzała
na wnętrze dłoni. Po cięciu nie został nawet ślad, chociaż minęło raptem kilka
dni. A przecież, słodka bogini, w grę wchodziło srebro, prawda? Nawet i bez
tego gojenie powinno zająć więcej czasu.
W pośpiechu
odrzuciła od siebie tę myśl. Nie chciała tracić czasu, choć i tak miała go
sporo. Oficjalnie właśnie wracała z lekcji, już od dawna nie mówiąc prawdy o
tym, ile tak naprawdę trwały zajęcia i czy naprawdę potrzebowała
natychmiastowej wizyty w bibliotece. W jej przypadku to, że mogłaby bardziej się
angażować, nikogo nie dziwiło, choć wiedziała, co takiego sądzili o całej
sprawie jej kuzyni. Miała wrażenie, że Rufusowi za to jak najbardziej było to
na rękę, przynajmniej tak długo, jak nie próbowała pytać o Claudię. Co prawda
gdyby wiedział, co robiła w wolnym czasie, jak nic wpadłby w szał, ale tego
zdecydowanie nie zamierzała sprawdzać.
Wzajemne
okłamywanie się wychodzi nam znakomicie.
Skrzywiła
się na tę myśl, porażona tym, jak bardzo ta wydawała się adekwatna. Była pewna,
że od powrotu w Mieście Nocy ojciec też zajmował się czymś, o czym – a jakże –
wolał jej nie wspominać, ale ten jeden raz postanowiła tego nie komentować. Tak
było łatwiej. A może to znaczyło, że już zaczynała się przyzwyczajać. Nie miała
pojęcia, czy to dobrze, ale… Och, tak, przynajmniej na razie mogła spróbować
się w tym odnaleźć.
Zostawiła
Star na zewnątrz, wcześniej raz jeszcze zapewniając ją o szybkim powrocie. W
odpowiedzi usłyszała ciche skomlenie, ale skwitowała je uśmiechem. Dopiero gdy
w pośpiechu wbiegała po schodach, uświadomiła sobie, że może jednak nie powinna
z taką lekkością podchodzić do instynktu, którym kierowała się Star. Skoro ona
potrafiła wyczuć, że coś było nie tak, najpewniej reagując na… magię, to
mogło oznaczać tylko jedno: że Claudia nie bez powodu zadręczała się, wahając
przed sięgnięciem po swoje dziedzictwo.
Nasze
dziedzictwo, poprawiła się machinalnie, a po jej ciele jak na zawołanie
rozeszła się fala ciepła.
W pierwszym
odruchu chciała zapukać, ale ostatecznie tego nie zrobiła. Zawahała się, przez
chwilę świadoma wyłącznie ciszy – nieprzeniknionej, przynajmniej na początku,
póki nie nabrała pewności, że gdzieś po drugiej stronie doszło ją ciche westchnienie.
Nacisnęła klamkę, nieznacznie unosząc brwi, kiedy przekonała się, że drzwi były
otwarte. Niepokój przybrał na sile, choć przecież wiedziała, że tego, którego obawiała
się ciotka, nie powstrzymałby żaden zamek ani nawet najlepiej zabezpieczone
wejście. Jedno spotkanie z Charonem we Florencji wystarczyło, by potrafiła
sobie wyobrazić, że jeszcze przed przekroczeniem progu budynku, nabrałaby
pewności co do obecności tego wilkołaka.
W pośpiechu
wślizgnęła się do środka. Niepewnie zajrzała do mieszkania, w pierwszym odruchu
nie dostrzegając niczego, co mogłaby uznać za niepokojące. Co prawda nie
dostrzegła również żywego ducha, ale…
A potem
ktoś dosłownie na nią skoczył, obejmując ramionami i bezceremonialnie przyciskając
do ściany. Aż jęknęła, czując jak zaczyna brakować jej powietrza. Natychmiast spróbowała
się oswobodzić, bezradnie starając odepchnąć od siebie niespodziewanego
przeciwnika. Szarpnęła się, chcąc przynajmniej zyskać okazję, by zaczerpnąć tchu
i zacząć krzyczeć albo…
Podchwyciła
spojrzenie znajomych oczu i tyle wystarczyło, by w końcu rozpoznała Olivera.
W tym samym
momencie powietrze przecięło coś jasnego, błyskawicznie przemykając przez
miejsce, w którym dopiero co stała. Usłyszała przekleństwo, a potem w końcu dostrzegła
tkwiącą w głębi mieszkania Claudię. Wampirzyca w pośpiechu wyciągnęła przed siebie
rękę, zdecydowanym ruchem zaciskając dłoń w pieść. Jakby w odpowiedzi na ten
ruch, wypełniające powietrze zjawisko rozpadło się, nim zdążyłoby uderzyć o
którąkolwiek ze ścian albo jakąkolwiek z obecnych osób.
Claudia
odetchnęła. Drżącą dłoń przycisnęła do ust, wciąż próbując się uspokoić.
Wzrokiem śledziła przez chwilę jeszcze unoszące się w powietrzu iskierki, do
pewnego stopnia przypominające Claire te, które czasem unosiły się nad ogniskiem.
Tyle wystarczyło, by naszła ją co najmniej niepokojąca myśl.
Ogień…
Czy to był ogień?
Chyba
wolała nie poznać odpowiedzi.
– Puść ją,
Oliverze – upomniała spiętym tonem Claudia.
Prawie
zapomniała o obejmujących ją ramionach, o braku tchu nie wspominając. Skrzywiła
się, w pośpiechu nabierając powietrza, ledwo tylko ramiona chłopaka zniknęły.
Podchwyciła jego przepraszające spojrzenie, więc po prostu skinęła głowa,
niezdolna zdobyć się na nic więcej. Odetchnęła, machinalnie przyciskając obie
dłonie do piersi. Spojrzenie utkwiła w ciotce, wciąż próbując uporządkować to,
co zobaczyła.
– To było… –
wyrwało jej się.
Claudia potrząsnęła
głową.
– Zawału
przez ciebie dostanę. Nigdy więcej nie zachodź mnie w ten sposób –
zniecierpliwiła się, nie kryjąc rozdrażnienia. Z gracją okręciła się na pięcie,
by wrócić do salonu. – Wybacz takie powitanie, ale sama jesteś sobie winna.
Trochę sobie ćwiczę, więc…
– Ćwiczysz
co?
Nie od razu
doczekała się odpowiedzi. Spojrzała na Olivera, ale ten jedynie wzruszył
ramionami, skinieniem głowy dając jej do zrozumienia, że powinna podążyć za
Claudią. Nie mając większego wyboru, ruszyła za ciotką, jednak decydując się
zajrzeć do salonu. Poczuła się nieswojo, kiedy przekonała się, że w salonie
panował półmrok, jeśli nie liczyć zapalonych świec, wyznaczających miejsce, w
którym jak nic wcześniej musiała siedzieć wampirzyca.
Żadnych
kręgów, soli ani szałwii…, pomyślała mimochodem. Przynajmniej nie wyglądało
to tak, jakby właśnie wparowała do ciotki w momencie, w którym ta odprawiała
kolejny rytuał. Nie miała pewności czy to dobrze, zwłaszcza gdy zauważyła otwartą
księgę, którą Claudia zabrała ze sklepiku Flory, ale zdecydowała się tego nie
komentować.
– W zasadzie…
dobrze, że jesteś – stwierdziła po chwili zastanowienia kobieta. Pstryknęła
palcami, a wtedy salon zalało jasne światło jarzeniówki. Claire zamrugała,
zaskoczona tą nagłą zmianą. To wcale nie tak, że żadna z nas wcale nie dotknęła
włącznika… – Rany… – Claudia z bladym uśmiechem spojrzała na swoją dłoń. –
Naprawdę czuję się sobą.
– Wyręczanie
się magią to twój cel życiowy? – zapytała, nie mogąc się powstrzymać.
– Co komu po
magii, jeśli nie potrafi się z niej czerpać? – żachnęła się. – Jak długo mam do
niej szacunek, wszystko w porządku. – Zawahała się. Na jej ustach pojawił się
uprzejmy, nieco tylko złośliwy uśmiech. – Jak tam twoja cudowna technika? Chyba
że nie chcesz jej nadużywać i regularnie biegasz do Florencji, żeby porozmawiać
z przyjaciółką?
– Ja
przecież nie… Och, nieważne!
Słodka
bogini, mogła się tego po niej spodziewać. Co prawda tym razem obyło się bez
pytań z serii „Dlaczego?”, ale kilka niewinnych uwag wystarczyło, żeby Claire
jednak zdecydowała się wycofać. Okej, może jednak nie rozumiała. A to, czym
kierowała się Claudia, rządziło się zupełnie innymi prawami.
– Wracając
do tematu, skupiłam się na podstawach… Zastanawiałaś się nad tym, czym tak
naprawdę jest magia? – zapytała wprost wampirzyca. Opadła na kanapę, po czym
nachyliła się, by porwać księgę i ułożyć ją sobie na kolanach. – Za jakiś czas –
podjęła ze spokojem – nie będę musiała się tym wspomagać. No, nie we wszystkim…
Widzisz, magia – podjęła niemalże radośnie – to czynne wpływanie na to, co tu i
teraz. Rozumiesz? Po prostu ingeruję w obecny stan rzeczy, by dostosować go do
własnych potrzeb. Tak najprościej bym ci to wyjaśniła.
– Coś jak
iluzja, ale w rzeczywistości? – rzuciła bez przekonania.
Próbowała
zrozumieć, ale to wciąż nie było proste. Kiedy w grę wchodziła telepatia, odnalezienie
prawidłowości przychodziło jej łatwiej, może dlatego, że Kristin wpajała jej
pewne zasady od dziecka. Iluzja za to opierała się na umyśle. Aż za dobrze rozumiała
to, kiedy przebywała z Lucasem, w głowie wciąż mając to, że po prostu igrał z
jej zmysłami. Wiedział, w jaki sposób sprawić, żeby wydawało jej się, że
czuje – że to, co ją otacza, to coś więcej niż sen na jawie.
Ale magia…
Och, wcale nie czuła się, jakby miała do czynienia z iluzją, kiedy Oliver
rzucił się ją osłaniać. Skoro tak…
– Powiedzmy.
O ile to dla ciebie dzięki temu łatwiejsze – zgodziła się Claudia, ale Claire
wyraźnie wyczuła w jej głosie rezerwę, prawie jak u ojca, kiedy dla świętego
spokoju pozwalał określać SA mianem wirusa. – Zastanawiałam się, w jaki sposób rozmawiać
z tobą, żebyś rozumiała i… Wiesz, chyba mam pomysł. Pół dnia spędziłam w bibliotece,
więc to doceń, jasne?
– Poszłaś
do biblioteki z mojego powodu? – powtórzyła, ledwo powstrzymując się od
uśmiechu.
Claudia
wywróciła oczami.
– Nie powiem
tego na głos. Jak wspomniałam, doceń – powtórzyła z naciskiem. – Nie wierzę, że
teraz wystarczy kilka uproszczeń i ładnie sformułowanych regułek, by nazwać coś
nauką. Tak czy siak… Masz ochotę na szybką lekcje fizyki? I tak, domyślam się,
że znasz temat lepiej ode mnie.
– Hm…
Przysiadła
u boku Claudii, spoglądając na nią z zaciekawieniem. Znów uderzyło ją, że ta wydawała
się inna – bardziej swobodna i radosna, jakby nagle nabrała energii. Co więcej brzmiała
tak, jakby naprawdę chciała wytłumaczyć to, co dla niej pozostawało oczywiste.
Claire znała ten rodzaj pasji aż za dobrze, choć Rufus nie wydawał się przy tym
aż tak cierpliwy.
Czekała, z
uwagą wpatrując się w ciotkę. To nie był pierwszy raz, kiedy ta wydawała się
szukać powiazań magii ze światem, który – przynajmniej zdaniem Claire – nie
miał z nią nic wspólnego. Wciąż miała wrażenie, że nauka stała całkowicie z
drugiej strony tego, co samo w sobie wydawało się utożsamiać abstrakcję.
– Dobrze. Więc
szukałam analogii… Pewnie spłycę temat, ale przypominam ci, że nie jestem twoim
ojcem. – Claudia wywróciła oczami. – Fizyka zakłada, że wszystko składa się z
cząsteczek, tak? Cały czas się ruszają, zbliżają, rozpadają i tak dalej.
Prawie
udało jej się uśmiechnąć. Tak, to zdecydowanie brzmiało jak spłycenie tematu. Nie
w ten sposób rozmawiał z nią Rufus, ale zdecydowała się tego nie komentować… I
to nie tylko dlatego, że wtedy Claudia jak nic wyrzuciłaby ją przez okno.
– Tak –
powiedziała w zamian. – Wiem, o czym teraz mówisz.
To była
miła odmiana. Przez krótką chwilę mogła skupić się na świecie, który był dla
niej oczywisty i znajomy. Choć nie sądziła, że to w ogóle możliwe, pierwszy raz od dawna przy Claudii zdołała
skupić się na zasadach, które kiedyś wydawały jej się wszystkim. To właśnie niezmienność
tego, co ją otaczało, bardzo długo pozwalała jej zachować równowagę.
– W
porządku. Wracając do cząsteczek… – Wampirzyca zawahała się na moment. – Można
na nie wpływać. Choćby zmieniając temperaturę… Tak? Kiedy przyśpieszają,
wzrasta. Odległości miedzy nimi też mają znaczenie, więc…
Sięgnęła po
coś, co stało na stoliku. Claire przekonała się, że to zwykła szklanka z woda,
choć co do tego drugiego nie mogła mieć pewności, zwłaszcza że zdążyła poznać
zamiłowanie Claudii do ziół. Ostatecznie i to zbyła milczeniem, obserwując
ciotkę, kiedy ta ustawiła przed sobą naczynie. Znów wyciągnęła przed siebie
rękę, celując w wodę i obserwując ją w skupieniu. Początkowo nic się nie działo,
ale…
A potem na
gładkiej tafli pojawiły się pierwsze zakłócenia. Claire wyprostowała się niczym
struna, by w następnej sekundzie nachylić się bliżej i upewnić, że jednak
czegoś nie pomyliła. Kilka bąbelków, początkowo tylko pod powierzchnią, a
później…
Wrzała.
Woda
wrzała, choć Claudia nie wydawała się robić niczego konkretnego, by móc ją
podgrzać.
– Chcę,
żeby cząsteczki poruszały się szybciej – wyszeptała, powoli zaciskając dłoń w
pieść. Wrażenie było takie, jakby próbowała zacisnąć pace wokół jakiejś niewidzialnej,
opierającej się jej działaniom przeszkody. – Albo przeciwnie.
Nagle rozluźniła
uścisk. Wrzenie gwałtownie ustało, zbyt szybko, by uznać to za naturalne. Na
szklance pojawił się szron, kiedy…
Potem
eksplodowała. Odłamki szkła i lodu rozprysły się dookoła.
Claire
siedziała w bezruchu, wciąż oszołomiona. Milczała, niezdolna wykrztusić z
siebie chociażby słowa. Zdobyła się wyłącznie na nieznaczne potrząśnięcie głową
– tylko tyle, choć i to przyszło jej z trudem. W ciszy wpatrywała się w resztki
szklanki, zanim dla pewności zdecydowała się wyciągnąć przed siebie rękę.
Starając się uważać na szkło, ostrożnie wyłuskała odłamek lodu, chcąc
utwierdzić się w przekonaniu, że tym był naprawdę. Poczuła ukłucie zimna –
tylko przez krótką chwilę, zanim okruszek roztopił się w kontakcie z jej
nagrzaną skórą.
– To jest… –
Odchrząknęła, bezskutecznie próbując oczyścić gardło. Poruszając się trochę jak
w transie, z wolna zsunęła się z sofy, by móc przykucnąć naprzeciwko usłanego
szkłem i lodem stolika. – Tak mógłby funkcjonować dar wpływania na żywioły.
Zawsze słyszałam, że te najczęściej się dublują – wyszeptała, oszołomiona tym,
jak łatwo przyszło jej połączenie faktów.
– To
prawda. Ale jeśli nie natura, co innego będzie nam bliższe? – zapytała wprost Claudia,
z gracją podrywając się na równe nogi. – Znaczenie natury było pierwszym, czego
nauczyła mnie matka. Żywioły są wszędzie, a jeśli wiesz, w jaki sposób poprosić
je o pomoc… Cóż, czasami nie ma skuteczniejszej broni.
Pomyślała o
kuli, którą omal nie oberwała, kiedy weszła do mieszkania. Tak, teraz mogła
wyobrazić sobie, że to ogień albo coś równie uroczego. Mogła tylko zgadywać, co
takiego próbowała zrobić Claudia, zanim swoją obecnością zmusiła ciotkę do
prowadzenia pośpiesznego wykładu o podstawach fizyki.
Zacisnęła
usta, wciąż oszołomiona. Jakby tego było mało…
Jednak się
łączyły. Ta myśl ją poraziła, wydając się zakłócać wszystko, co dotychczas
wydawało się Claire logiczne. Z drugiej strony, nagłe znalezienie połączenia,
podziałało na nią kojąco. Gdzieś w pamięci wciąż miała słowa bogini – o
otwartym umyśle, który miałby okazać się najpiękniejszym darem, tak jak i
zdolności wybaczania, ale…
I może
faktycznie tak było. Zwłaszcza teraz, gdy choć przez moment mogła zrozumieć.
– Dziękuję –
rzuciła pod wpływem impulsu. Kiedy spojrzała na Claudię, doszukała się na
twarzy ciotki konsternacji. – Że mi to pokazałaś. Mam na myśli…
– Chodź
tutaj.
Posłusznie się
podniosła, w roztargnieniu spoglądając na wyciągnięta ku niej dłoń. Natychmiast
ją ujęła, pozwalając, żeby wampirzyca bezceremonialnie przygarnęła ją do
siebie. Zesztywniała, kiedy Claudia tak po prostu ją uściskała – nie pierwszy
raz, ale to jedynie bardziej dało Claire do myślenia. Mimo wszystko
odwzajemniła uścisk, nie mogąc pozbyć się wrażenia, że było coś zaborczego w
sposobie, w jaki wampirzyca przygarnęła ją do siebie.
– Ehm…
Claudio? – zaryzykowała.
– Po prostu
dobrze cię tu widzieć, zwłaszcza taką… spokojną – odparła tamta cicho. Odsunęła
się, po czym jak gdyby nigdy nic ujęła Claire za ręce. Dziewczyna wzdrygnęła się,
przez moment czując tak, jakby przez jej ciało przetoczył się prąd. Była gotowa
przysiąc, że dostrzegła łagodny, jasny blask, mający swoje źródło gdzieś między
dłoniami jej a Claudii. – Choć raz nie szukasz usprawiedliwień. Ty po prostu…
przyjmujesz to, co mówię – stwierdziła, nie odrywając wzroku od twarzy
bratanicy.
Claire z
trudem wysiliła się na blady uśmiech. Możliwe, że tak właśnie było. Zwłaszcza w
tamtej chwili zapragnęła zrobić coś, czym utwierdziłaby ciotkę w przekonaniu,
że ta miała rację, ale nic sensownego nie przychodziło jej do głowy. Gdyby
powiedziała to na głos, zabrzmiałoby pusto. Takie przynajmniej miała wrażenie,
ale…
Tyle że
Claudia nie wygląda jak ktoś, kto potrzebował dodatkowych zapewnień.
Było coś
dziwnego w jej spojrzeniu, kiedy ostrożnie, niemalże z czułością wyciągnęła
rękę, by ułożyć ją na policzku Claire. Dziewczyna wzdrygnęła się, ale nie
zaprotestowała. Coś w spojrzeniu ciotki dało jej do myślenia, chociaż nie od
razu zdołała określić, co tak naprawdę kryło się w błękitnych, skupionych na
niej oczach.
Strach.
Tylko trochę, zresztą nie powinien jej dziwić, ale…
– Co się
stało? – zapytała wprost. – Claudia… Hej, Claudio – ponagliła, ale doczekała
się wyłącznie energicznego potrząśnięcia głową.
–
Absolutnie nic – oznajmiła tamta takim tonem, że Claire nie miała wątpliwości
co do tego, że właśnie kłamała. – To dla mnie dziwne. To wszystko.
Uciekła
wzrokiem zbyt szybko, by można było w to uwierzyć. Dłoń zniknęła, Claire wciąż
czuła na policzku muśnięcie lodowatych palców – równie zimnych, co i kryształki
wymieszanego ze szkłem lodu. Odetchnęła, czując jak uchodzi z niej całe
napięcie. Wciąż obserwowała ciotkę, po jej zachowaniu próbując stwierdzić, czy
zmiana tematu w ogóle wchodziła w grę, czy może właśnie obie dotarły do
momentu, w którym należało jak najszybciej się pożegnać. Na to drugie
decydowała się tak wiele razy, że…
A potem
zauważyła, że Claudia nieznacznie się zachwiała i choć to mogło być zaledwie
wrażeniem, pośpiesznie doskoczyła do niej, chwytając wampirzycę pod ramię.
– Ach… To
nic – zapewniła bez większego przekonania kobieta. Mimo wszystko nie
zaprotestowała, kiedy Claire spróbowała ją zachęcić do tego, żeby usiadła. –
Zapomniałam już, jakie to wykańczające. Wyszłam z wprawy.
– Zmęczony
wampir? – zapytała, nie kryjąc zaskoczenia. – Mogę coś dla ciebie zrobić? –
drążyła, ale Claudia jedynie potrząsnęła głową.
–
Psychicznie na pewno. Muszę zwolnić – westchnęła, siląc się na uśmiech, ale tym
razem wyszło jej do o wiele sztuczniej niż wcześniej. Z jękiem ukryła twarz w
dłoniach, energicznie pocierając skronie. – Muszę, ale… nie mam na to czasu. Ja
już od dawna nie mam czasu, Claire.
Zesztywniała,
przez chwilę sama niepewna, co zrobić. Bezradnie spojrzała na Claudię, rozdarta
między pragnieniem otoczenia jej ramionami, a zrobienia… czegokolwiek innego. Bezradność
uderzyła w nią z całą mocą, uświadamiając, że wspólne spotkania już od jakiegoś
czasu prowadziły donikąd. Zwłaszcza odkąd poznała prawdę.
Nie miała
pewności, czego tak naprawdę się spodziewała. W gruncie rzeczy nie zastanawiała
się nad tym, dokąd prowadziły kolejne spotkania. To nie miało znaczenia, a
przynajmniej tak sobie powtarzała, ale…
Pragnęła chronić Claudię. I to ze wzajemnością, co również od jakiegoś czasu było oczywiste. W gruncie rzeczy rozumiała to od chwili, w której ta zrezygnowała z ucieczki, powtarzając, że już nie ma powodów. Gdyby nie chodziło o kogoś więcej, nie powiedziałaby czegoś takiego – i to nawet wiedząc, że Charon wpadł na trop. W końcu czy właśnie wtedy ucieczka nie byłaby uzasadniona?
To wydało jej się aż nazbyt oczywiste. Myśl, że Claudia robiła to dla niej…
Więc co miała zrobić, by móc się za to odwdzięczyć…?
– Idź już, Claire – doszło ją jakby z oddali. – Ja chyba… znowu mam gorszy nastrój.
Nie odważyła się zaprotestować.
No i setka, po takim czasie… Ja po prostu jak zwykle podziękuję. Na więcej chwilowo mnie nie stać. ;)
OdpowiedzUsuń