
– Okej, ojciec w świecie
bogini… Nie zabrzmiało zbyt optymistycznie.
Och,
żeby tylko!
Wymownie
spojrzała na Mirę. Demonica rozsiadła się na kanapie, wystukując jakiś nerwowy
rytm stopą o dywan. Na pierwszy rzut oka wyglądała na rozluźnioną, ale coś
w wyrazie jej twarzy momentalnie uświadomiło Elenie, że to wyłącznie
pozory. Zwłaszcza na wzmiankę o Ciemności Miriam się spięła, to jednak nie
wydało się dziewczynie dziwne.
Nie była
zaskoczona, że Rafael przy pierwszej okazji wymógł na niej powrót do apartamentowca.
Rozsiedli się w salonie, co byłoby całkiem miłe i na swój sposób
normalne, gdyby nie obecność krążącego po pomieszczeniu Mgiełka. Była pewna, że
demon krył się gdzieś w ciemnościach, w milczeniu przysłuchując
pośpiesznej relacji z tego, co stało się w świecie Selene.
– Nie miało
zabrzmieć – stwierdził z rezerwą Rafael. On jeden stał, z założonymi
rękoma spoglądając na dwie towarzyszące mu kobiety. – Dlatego pozwól, że
zapytam wprost… Nie kontaktował się z tobą w ostatnim czasie? –
zwrócił się do siostry.
Przez twarz
Miriam przemknął cień.
– Dlaczego
wciąż uważasz, że ja…? – zaczęła, nie kryjąc poirytowania.
– Niczego
ci nie zarzucam. Pytam, bo wcześniej próbował kontaktować się przez Elenę –
zniecierpliwił się. Z uwaga zmierzył siostrę wzrokiem. – Powinienem
podejrzewać cokolwiek innego?
–
Oczywiście, że nie! – obruszyła się. – Nie, nie widziałam go. Nie zamieniliśmy
słowa, odkąd… No, sami wiecie.
Miriam
wzruszyła ramionami. Zmieniła pozycję, przez moment sprawiając wrażenie kogoś,
kto sam nie jest pewien, co ze sobą zrobić. Elena aż za dobrze pamiętała
przerażone spojrzenie wpatrzonej w talerz Miry, podczas gdy Ciemność
krążyła wokół niej, mówiąc o rzeczach, które ta jak nic wolałaby zachować
dla siebie. To, że mogłaby nie mieć ochoty na kolejne spotkanie z ojcem,
wydawało się aż nazbyt oczywiste.
Wymownie
spojrzała na Rafaela. Miała wrażenie, że coś w wyrazie jego twarzy
złagodniało, ale i tak nie zdobył się na to, żeby przeprosić.
– W porządku
– powiedział w zamian. – Daj mi znać, gdyby to się zmieniło. W zasadzie…
o czymkolwiek – polecił spiętym tonem.
– Jasne.
– O czym
chciałeś rozmawiać? – zapytała wprost Elena. Tyle wystarczyło, by poczuła na
sobie pytające spojrzenie błękitnych, przypominających niebo oczu. – Tak
powiedziałeś, kiedy Andreas nas odesłał. Że musimy porozmawiać.
Nie
wierzyła, żeby chodziło tylko o wtajemniczenie Miry. Co prawda to, że
prędzej czy później wmieszałby we wszystko siostrę, choćby tylko dla zyskania
dodatkowych informacji, wydawało się oczywiste, ale instynkt podpowiadał jej,
że w grę wchodziło coś więcej. Za dobrze poznała Rafaela, by dać się
nabrać.
– O twoich
snach. I tym, że znów przywołałaś Niebiański Ogień – odparł bez chwili
wahania.
– To coś
złego? Myślałam…
Demon
potrząsnął głową.
–
Przeciwnie. Tak sądzę, chociaż zarazem mnie to niepokoi – przyznał, skutecznie
mieszając Elenie w głowie. Świetnie, w końcu to brzmi tak
oczywiście…, zadrwiła w myślach. To wcale nie tak, że mógłby sobie
przeczyć. – Ja również pierwszy raz od dawna przywołałem do siebie broń. Jak na
to, że wyszedłem z wprawy…
– Tak.
Zraniłeś Doriana – mruknęła, rzucając mu wymowne spojrzenie. – Oczywiście, że
nie mogłeś się powstrzymać.
Być może
stąpała po cienkim lodzie, ale nie mogła się powstrzymać. Już poznała jego
naturę, ale to nie zmieniało najważniejszego: tego, że wciąż bywał zdecydowanie
zbyt porywczy. Co prawda dużo gorzej sprawy się miały, kiedy nad Rafaelem
kontrolę przejmował gniew w czystej postaci, ale i tak jej się to nie
spodobało. Myśl o tym, co mogłoby się stać, gdyby się zapędził…
– Rzucił
się na mnie i Dre. Uznaj to za samoobronę – uciął stanowczo. – Jak
mówiłem, gdybym chciał trafić, tak by się stało. Dorian potrzebował czegoś,
żeby ochłonąć.
– Noża w ramieniu?
– rzuciła bez przekonania.
– Wciąż
lepsze niż kosa Andreasa – zauważył, a kąciki jego ust drgnęły,
nieznacznie unosząc się ku górze.
– Dalej
uważam, że to dziecinne. Dre mógłby trochę dorosnąć – stwierdziła Miriam.
Przeciągnęła się, nagle podrywając na równe nogi. – Jeśli skończyliście, będę
lecieć. Nie czekajcie na mnie… Nie, nie wrócę do rana, więc róbcie na co tylko
macie ochotę – dodała, ruszając w kierunku tarasu. – Tak, będę patrolować i dam
znać, jeśli coś zauważę. Jak zawsze. Pod tym względem robisz się strasznie
monotonny, Rafa.
Wraz z tymi
słowami po prostu wyszła. Oboje odprowadzili ją wzrokiem, Rafael nerwowo
zaciskając usta. Elena była gotowa przysiąc, że jeszcze rok wcześniej jak nic
sprawiłby, żeby siostra bardzo szybko pożałowała własnych słów.
– Ona
naprawdę robi się bezczelna – ocenił, ale nie wydawał się tym faktem
szczególnie zszokowany.
– A kiedyś
była inna? Zresztą nieważne… Co chciałeś mi powiedzieć?
Nie chciała
krążenia ani owijania w bawełnę. Tym razem nie miała wątpliwości, że
Rafaela dręczyło coś więcej niż tylko to, że Ciemność objawiła się w świecie
Selene. Nie sądziła, by jakkolwiek martwił się o boginię i te
kobiety. Jeśli się angażował, w grę wchodziło coś innego, ale…
Zawahała
się, podchwyciwszy jego spojrzenie. Nie odpowiedział od razu, myślami wydając
się być gdzieś daleko. Miała wrażenie, że minęła cała wieczność, zanim
zdecydował się zając miejsce u jej boku. Nagle wydał się przede wszystkim
zmęczony, chociaż nie sądziła, że to w jego przypadku możliwe.
– Nie
jestem pewien – przyznał niechętnie. – Podtrzymuję to, co powiedziałem: nie
sądzę, żeby ojciec miał jakikolwiek wpływ na dalsze dręczenie twoich krewnych…
Ale zarazem nie wierzę w zbieg okoliczności – podjął, starannie dobierając
słowa. – Wyczuwam coś, co naprawdę mnie niepokoi. Pytanie czy ty również, lilan.
Ledwo
powstrzymała się od westchnienia. To nie był pierwszy raz, kiedy zadawał jej
takie pytania. Pokręciła głową, niezdolna zdobyć się na inną reakcję. Czuła się
równie zdezorientowana, co i w noc, w którą uwolniony został
Łowca. Do tej pory pamiętała słowa Rafy o „innej nocy” i jego
rozczarowanie, kiedy nie zdołała w pełni poważnie podejść do tematu, ale
mimo wszystko…
– Czuję
jedynie, że zaczyna boleć mnie głowa – przyznała niechętnie. – No i Liz…
Co ja mam powiedzieć Liz?
Tym razem
doczekała się wyłącznie nieco tylko wymuszonego uśmiechu.
– Prawdę.
Prychnęła,
nie mogąc się powstrzymać. Och, tak! W końcu to było takie proste! Już
widziała, jak jej przyjaciółka ze spokojem przyjmuje rewelację o tym, że
jest jakimś cholernym ewenementem, na dodatek takim, któremu do człowieka o wiele
dalej, aniżeli sama zainteresowana mogłaby sobie życzyć.
Wbiła wzrok
w swoje dłonie, wpatrując się w nie tak długo, aż obraz zaczął
rozmazywać jej się przed oczami. Zamrugała nieco nieprzytomnie, wciąż
oszołomiona. Mętlik w głowie dawał jej się we znaki, równie uciążliwy, co
przeciągająca się cisza. Nie tego spodziewała się po spotkaniu z Selene, a jakby
tego było mało…
– Dlaczego
mam wrażenie, że to Ophelia?
Z
opóźnieniem uprzytomniła sobie, że wypowiedziała te słowa na głos. Poczuła się
nieswojo, ledwo tylko pozwoliła im rozbrzmieć.
– Hm… –
Rafael rzucił jej bliżej nieokreślone spojrzenie. – Ciekawa teoria.
Nie
zaprotestował. Nawet jej nie wyśmiał, choć po cichu na to liczyła. Gdyby zrobił
cokolwiek, co mogłaby uznać za protest…
Ale on tego
nie zrobił.
– O bogini
– wyrwało się Elenie. Wsunęła palce we włosy, nerwowo bawiąc się kosmykami. –
Ale czemu miałaby…? Znaczy to oczywiste, ale… ale to jej córki, tak? Mam na
myśli…
Urwała, ograniczając
się do bezradnego potrząśnięcia głową. Pamiętała Ophelię, choć widziała ją
zaledwie raz. W tamtej chwili to spotkanie wydawało się odległe i mało
znaczące – niczym sen, który z łatwością mogłaby wyrzucić z pamięci.
Tak byłoby prościej, zwłaszcza że wspominanie rozpaczy tej istoty wiązało się
przede wszystkim z bólem. To i tak silny żal, który żywiła do Selene,
gotowa uciec się do układania nawet z Ciemnością, której tak bardzo
nienawidziła…
Kobiety w tej
rodzinie… Co on tyle razy powtarzał o okrucieństwie?, pomyślała w oszołomieniu.
To, że na swój sposób potrafiła zrozumieć Ophelię, okazało się równie
niepokojące, co i na swój sposób… przerażające.
– Naprawdę
dalej dziwi cię mój dystans do bogini? – usłyszała i tyle wystarczyło, by
wyrwać ją z zamyślenia. W roztargnieniu poderwała głowę, zwłaszcza że
nagle poczuła na policzku muśniecie ciepłych, znajomych palców Rafaela. – To,
co właśnie powiedziałaś, wcale nie wydaje mi się takie dziwne. Mógłbym zarzucić
wiele ojcu, ale tym razem niczym nie zawinił. Z kolei Selene… powinna wziąć
odpowiedzialność za swoje decyzje.
Skrzywiła
się, przez moment czując tak, jakby próbował ją uderzył. Trafił w sedno,
tak, a jednak…
– Ophelia
mści się na Selene, bo ta nie chciała jej pomóc? To sugerujesz?
–
Niekoniecznie. – Coś w spojrzeniu Rafaela złagodniało. – Ale ojciec wspominał
o duszy, która upadła dawno temu. Wierzę, że Ophelia również dotarła do
granicy. Może nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, co robi.
Na to nie
znalazła odpowiedzi. Spojrzała mu w oczy, w znajomym spojrzeniu
próbując doszukać się choćby szczątkowego ukojenia. Do pewnego stopnia pomogło,
choć i tak dręczyły ją wątpliwości. Pragnęła coś zrobić, ale nic
sensownego nie przychodziło jej do głowy. Wszystko zresztą sprowadzało się do
Selene i tego, czy powinni jej zaufać – choć przez moment, tym bardziej że
wciąż oswajała się z powrotem – ale i to nie uczyniło niczego
łatwiejszym. To nie tak, że wątpiła w zdolności bogini, ale…
Tutaj
nie powinno być ale.
– Co
robimy? – zapytała wprost.
Rafael wzruszył
ramionami.
– Na razie
nic. Do czasu, aż przekonamy się, co wyniknie z ich dyskusji – stwierdził,
po czym mówił dalej, nie chcąc czekać na jej protesty. – Jeśli zaś chodzi o ciebie…
Chciałbym czegoś spróbować, Eleno.
– Nie wiem,
czy mi się to podoba…
Zauważyła,
że kąciki jego ust drgnęły. Uśmiechnął się w szczery, zaskakująco ujmujący
sposób, na moment skutecznie wytrącając ją z równowagi. Ledwo powstrzymała
się przed wywróceniem oczami, kiedy tak po prostu naparł na nią,
bezceremonialnie biorąc w ramiona. Mogła spróbować zaprotestować, choćby
po to, żeby się z nim podroczyć, ale zrezygnowała w chwili, w której
poczuła usta Rafaela na swoich. Natychmiast odwzajemniła pocałunek, w duchu
klnąc na to, że kiedy w grę wchodziła jego bliskość, jakiekolwiek przejawy
silnej woli schodziły na dalszy plan. Nawet gdyby chciała, nie potrafiłaby go
odepchnąć.
Nawet nie
zarejestrowała momentu, w którym sytuacja się zmieniła, a ona
wylądowała w jego ramionach. Z łatwością posadził ją sobie na
kolanach, prawie jak dziecko, ale i to nie miało dla Eleny znaczenia.
Przez chwilę skupiała się wyłącznie na pocałunkach, jego dotyku i tym, że
przestrzeń między nimi wypełniły skrzydła. Tym razem Rafa nie musiał prosić, by
przywołała również swoje – lśniące i białe, pod każdym względem różne od
tych, które wyrastały z jego pleców.
A potem coś
się zmieniło, mimo że Elena nie od razu zdała sobie z tego sprawę. Z opóźnieniem
wyczuła jego mentalna obecność. Zanim zdążyła choćby się zastanowić, Rafael
niemalże stłamsił ją swoim umysłem – bliskością, wewnętrzną siłą i…
Zabrakło
jej tchu. Napięła mięśnie, gotowa walczyć, ale nie miała pojęcia, w jaki
sposób się do tego zabrać. W grę wchodziło coś więcej, aniżeli tylko to,
że mógłby ją trzymać. W oszołomieniu uświadomiła sobie, że to nie był
fizyczny atak – nie do końca.
Wiedziała,
co potrafił. To nie był pierwszy raz, kiedy świat dookoła wydawał się zwolnić, a oni
wylądowali w czymś, czego nawet nie potrafiła nazwać. Miała wrażenie, że
Rafael uwięził ich w tej jednej chwili – pozornie kruchej, ulotnej i nic
nieznaczącej, a jednak…
– P-przestań!
– zaoponowała, próbując odepchnąć jego ręce. Szarpnięciem oswobodziła się z uścisku
demona, z wrażenia tracąc równowagę i lądując na dywanie. To, że
jednak ją puścił, momentalnie dało jej do myślenia. – Co ty robisz?!
Spojrzała
na niego w panice, świadoma wyłącznie trzepoczącego się w piersi
serca. Niemalże spodziewała się, że nagle na nią skoczy – że zaatakuje,
ogarnięty dzikim szałem, który już raz miała okazję zaobserwować. Nasłuchiwała,
próbując wychwycić cokolwiek, co świadczyłoby o obecności Ciemności okazało
się dowodem na to, że ten znów próbował podsycać w synu to, co najgorsze,
jednak nic podobnego nie miało miejsca.
Rafael nawet
nie ruszył się z kanapy. Spoglądał na nią z góry, zadziwiający wręcz
spokojny i skupiony.
– Chcę,
żebyś spróbowała się uwolnić – oznajmił, starannie dobierając słowa. Brzmiał
tak, jakby właśnie dyskutowali o czymś błahym, a on wcale nie robił
czegoś nienormalnego. – Wyrwałaś się ze snu, w którym nawiedził cię
ojciec. W takim razie spróbuj ze mną.
– Czy ty
jesteś normalny?!
Nawet się
nie skrzywił. W żaden sposób nie dał po sobie poznać, że jej krzyki robiły
na nim jakiekolwiek wrażenie. Wręcz przeciwnie – mogła się założyć, że
doskonale bawił się jej kosztem. Co prawda pozbawione wyrazu spojrzenie, którym
ją uraczył, nie pozwoliło Elenie tego zweryfikować, ale i tak wiedziała swoje.
Oddychała
szybko i płytko. Z wolna podniosła się, milczeniem decydując się zbyć
fakt, że nie pierwszy raz wylądowała z jego powodu na ziemi. Dłonie
nerwowo zacisnęła w pięści, próbując powstrzymać drżenie i narastającą
frustrację. Cholera, oczywiście, że jak zawsze robił jej to z zaskoczenia.
Nie byłby sobą, gdyby chociaż raz zapytał o zdanie, a tym bardziej
uprzejmie uprzedził, że miał w planach wymóc na niej kolejną lekcję.
Niech
cię diabli. Ciebie i twoje cudowne treningi.
Odrzuciła
od siebie tę myśl. Jeszcze jakiś czas temu zaczęłaby kląć na czym świat stoi i próbować
się kłócić, ale tym razem sprawy miały się inaczej. Po pierwsze, aż za dobrze
poznała Rafaela. A po drugie, doskonale wiedziała, co nim kierowało.
Zacisnęła
usta. Spróbowała się skoncentrować, choć to okazało się nie lada wyzwaniem – i to
nie tylko dlatego, że wciąż była na niego zła. Ale już to zrobiła, prawda?
Udało jej się uwolnić od Ciemności, co samo w sobie o czymś
świadczyło. Co prawda własny mąż nie wzbudzał w niej aż takich emocji, jak
szanowny teść, ale to pozostawało sprawą drugorzędną. Wiedziała już, że
chodziło o umysł i to, kto w tym niewerbalnym pojedynku
zamierzał postawić na swoim.
Poczuła opór
ze strony Rafaela, ledwo tylko spróbowała odeprzeć jego mentalną obecność. Nie
walczyła z nim fizycznie, nie próbowała atakować ani błagać, żeby ją wypuścił.
Nie tym razem. Ten jeden raz zamierzała zrobić to, co wydawało się najbardziej
sensowne: po prostu zmusić go, żeby odpuścił. Nie chciała, żeby wpływał
na otaczającą ją rzeczywistość i to, co widziała. Tym bardziej nie życzyła
sobie, żeby mieszał jej w głowie, a skoro tak…
Puść,
pomyślała z mocą.
Nie posłuchał,
ale zauważyła, że jego oczy zabłysły. Uświadomiła sobie, że – choć wciąż niepewna
tego, co robi – zmierzała w dobrym kierunku. Walczyła z nim, mimo że
nie sądziła, że będzie do tego zdolna. Przez krótką chwilę była gotowa przysiąc,
że znów lśniła, prawie jak w Przedsionku, co jedynie dodało jej pewności
siebie. Skoro wszyscy wokół upierali się, że była wyjątkowa, mogła spróbować to
udowodnić.
– Więc zrób
to – ponaglił Rafael, nagle podrywając się na równe nogi. – Przywołaj Niebiański
Ogień, Eleno. Oboje wiemy, że potrafisz.
Och, mogła
to zrobić. Wyciągnęła rękę, bynajmniej niezaskoczona ciepłem, które jak na
zawołanie rozeszło się po całym jej ciele. Tym razem nie potrzebowała ani
innego świata, ani jeziora czy morderczych odruchów, by miecz zmaterializował
się w jej ręce. Poczuła jego ciężar – znajomy i przyjemny zarazem,
pod każdym względem właściwy. Pochwyciła broń bardziej stanowczo, uśmiechając
się i niemalże wyzywająco spoglądając na Rafaela.
Skinął
głową. Ten jeden, jedyny raz była pewna, że go usatysfakcjonowała.
– Moja lilan…
– westchnął.
Sam również
wyciągnął rękę. Oczy Eleny rozszerzyły się w geście niedowierzania, kiedy
dostrzegła ostrze w jego dłoni. Co prawda nie zamierzył się na nią ani
własnym mieczem, ani czymś tak imponującym jak kosa, którą wymachiwał Andreas,
ale i tak zapragnęła natychmiast zejść mu z oczu.
– Żartujesz
sobie – wymamrotała, jednak obawiała się, że w przypadku Rafy, byłoby to
pobożnym życzeniem.
– Odrobina
zaufania.
Nie miała
nawet okazji, by skwitować jego słowa wybuchem śmiechu. Dał jej tylko ułamek
sekundy na próbę zablokowania ciosu, kiedy – poruszając się z lekkością,
której niejeden mógłby mu pozazdrościć – błyskawicznie skoczył w jej
stronę. Czując się prawie tak jak wtedy, gdy jeszcze ćwiczyli szermierkę, zablokowała
cios, nieco nieporadnie osłaniając mieczem. Uśmiechnął się w niemalże uprzejmy
sposób, po czym ponowił atak, tym razem zmuszając Elenę do tego, co przez
większość lekcji wychodziło jej najlepiej: do pośpiesznego wycofania się.
Nie
skrzywdzi mnie, warknęła na siebie w duchu. Nie on, więc…
Zamachnęła
się, jednak decydując zaatakować. Już nie myślała, w zamian poddając się
impulsom i odruchom, którymi kierowało się ciało. Choć w pierwszym
odruchu znów poczuła opór, tak jak zawsze, gdy w grę wchodziła walka z Rafaelem,
po chwili dyskomfort zniknął. Miała wrażenie, że odnalazła rytm we wcześniej
zaplanowanym, w pełni zsynchronizowanym tańcu, mimo że – cholera – nie
miała nawet okazji wcześniej zapoznać się z krokami.
Już nie
miało znaczenia to, czy potrafiła posługiwać się bronią. Nawet to, czy
właściwie trzymała miecz w rękach. Ciążył jej i chwiał się na boki,
więc pochwyciła go bardziej stanowczo, nie chcąc pozwolić, by ot tak Rafael mógł
go wytrącić. Pamiętała, że broń mogła okazać się śmiertelna, ale o tym
zdecydowała się nie myśleć. Skoro upierał się, że powinna mu zaufać…
Zamachnęła
się po raz kolejny. Odsunął się w ostatniej chwili, przez co z rozpędu
poleciała jak długa przed siebie, wpadając na kanapę. Natychmiast poderwała się
na równe nogi i chciała odwrócić, ale nie miała po temu okazji. Mimowolnie
zesztywniała, kiedy cudze ramiona owinęły się wokół niej, obejmując od tyłu. Na
gardle poczuła muśniecie gorącego oddechu.
– Prawie –
stwierdził cicho Rafael, w znaczącym geście przesuwając dłonią po jej
szyi. Nóż zniknął, choć nawet nie zauważyła kiedy. – Prawie, ale…
– Nienawidzę,
kiedy mi to robisz – wyksztusiła, przez moment sama niepewna, co tak naprawdę
kryło się za tym zarzutem.
Nienawidziła
wspólnych lekcji? A może tego, że zwykle sprowadzał ją na ziemię, kiedy
sądziła, że jest na wygranej pozycji? To wszystko wydawało się równie
prawdopodobne, a jednak…
A może
tego, że jego dotyk wystarczył, żeby serce próbowało wyrwać się z jej
piersi, trzepocąc równie gwałtownie, co i uwieziony w klatce ptak.
– Tak… Tak,
domyślam się – usłyszała tuż przy uchu, nawet bez patrzenia gotowa przysiąc, że
Rafael uśmiechał się w drapieżny, złośliwy sposób.
Odetchnęła.
Wzięła kilka drżących oddechów, po czym z wolna rozluźniła ramiona.
Poruszając się trochę jak w transie, okręciła się w jego ramionach, zdecydowanym
ruchem unosząc głowę, by móc spojrzeć mu w oczy.
– To świetnie.
Zdałam? – zapytała wprost.
Obdarował
ją kolejnym uśmiechem. Trzymał ją w ramionach tak pewnie i kurczowo, że
nawet gdyby chciała, nie miałaby szansy się wyrwać. Pozwoliła mu na to, dla pewności
przesuwając się jeszcze bliżej – na tyle, by poczuć jak jego pierś faluje w rytm
oddechu.
– Ani
trochę.
Wraz z tymi
słowami, Rafael nachylił się ku niej. Wciąż spoglądała mu w oczy, kiedy ją
pocałował – w początkowo delikatny, wyszukany sposób. Dopiero po krótkiej
chwili zdecydowała się odwzajemnić, a dotychczasowe napięcie zniknęło,
uświadamiając jej, że Rafa jednak zdecydował się ją uwolnić. W ułamku
sekundy świat wrócił do normy, choć to nie zmieniło jednej, aż nadto istotnej
kwestii: to, że Elena wciąż czuła się tak, jakby wszystko wokół zniknęło,
ograniczając się wyłącznie do apartamentu i tej krótkiej, ulotnej chwili.
Miała Rafaela. Tyle musiało wystarczyć, niezależnie od tego, kogo powinna się obawiać – Ciemności, Isobel czy może pałającej zemstą Ophelii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz