10 marca 2021

Dziewięćdziesiąt osiem

  

Elena

Zrozumiała, że coś jest nie tak już w chwili, w której Selene uparła się podążyć za Dorianem. Początkowo nie było w tym nic szczególnego, zwłaszcza że mężczyzna wyglądał na poruszonego. Jeśli ktoś wiedział, do czego mógł się posunąć w takim stanie, to na pewno bogini.

Mimo wszystko Elena nie mogła powstrzymać się przed tym, by jej towarzyszyć. Anabelle spała, więc siedzenie przy niej i tak nie wchodziło w grę. Powrót do domu również – nie, skoro Rafael i Andreas wciąż się nie pojawiali. Kiedy do tego wszystkiego rodzice również stwierdzili, że dalsze przesiadywanie w domu nie miało sensu, decyzja niejako została podjęta.

A potem wszyscy poczuli, że coś jest nie tak. Kiedy na dodatek Selene nagle wystrzeliła przed siebie, zmierzając ku jezioru, wszelakie wątpliwości ostatecznie zniknęły.

Spodziewała się wielu rzeczy, ale na pewno nie tego, co ostatecznie zastali na miejscu. I choć rozsądek podpowiadał jej, że powinna to przewidzieć, zdecydowanie nie była gotowa. Tak przynajmniej pomyślała w chwili, w której ujrzała spokojnie stojącego tuż przy jeziorze mężczyznę, a jednak…

Dlaczego nie jestem zaskoczona. Dlaczego…?

Potrząsnęła głową. Zamarła, nerwowo zaciskając dłonie w pieści i próbując zapanować nad drżeniem. Jak na zawołanie poczuła pulsujące ciepło, ale nie próbowała go powstrzymywać. Zanim zastanowiła się, co robi, przywołała Niebiański Ogień, bynajmniej nie zaskoczona, że ten jak zwykle przybrał postać miecza. Mocniej chwyciła rękojeść, unosząc broń z nadzieją, że wcale nie będzie musiała jej użyć.

Wyczuła ruch za plecami, ale prawie go nie zarejestrowała. Nawet nie drgnęła, kiedy wokół niej owinęły się ramiona wciąż poruszanej mamy.

Powinna coś zrobić. Chciała ich bronić, zresztą tak jak i Selene albo Rafaela, ale nie była w stanie. W chwili, w której do tego wszystkiego podchwyciła spojrzenie Ciemności – te niepokojące, przenikające ją oczy, które…

Tyle że uwaga nieśmiertelnego w pełni skupiła się tylko na jednej osobie. Bogini wyprostowała się, kiedy Ciemność w niemalże uprzejmy, serdeczny sposób zwrócił się do niej. Przez twarz nieśmiertelnej przemknął cień – zbyt szybko, by Elena mogła ocenić targające nią emocje.

– Najpierw ich puść – poleciła nieznoszącym sprzeciwu tonem.

Mężczyzna uniósł brwi. Jakby w roztargnieniu rozejrzał się dookoła. Do Eleny dopiero wtedy w pełni dotarło, co musiało oznaczać jego pojawienie. To oraz fakt, że w którymś momencie najwyraźniej udało mu się powalić dwa demony i anioła.

Dłonie Eleny zadrżały. Z trudem utrzymała miecz, nie chcąc pozwolić, żeby zniknął.

Jeśli któremukolwiek z  nich coś zrobiłeś…

– Powinnaś być mi wdzięczna. Powstrzymałem nasze dzieci od walki… – Wzruszył ramionami. – A twój podopieczny najwyraźniej bardziej bardzo chciał się ze mną zobaczyć, więc…

– Poprosiłam o coś – przerwała mu.

Uśmiechnął się, ale nie było w tym nic kojącego. Przestąpił naprzód, z lekkością skracając dzielący ich dystans. Instynktownie się spięła, aż rwąc się do tego, by dla pewności zmaterializować się między nim a boginią.

– To była prośba? – zapytał, nie kryjąc sceptycyzmu. – Na życzenie, moja miła, chociaż trudno mi prowadzić uprzejmą dyskusję, kiedy szykujecie mi takie powitanie. – Jego spojrzenie bez jakiegokolwiek ostrzeżenia spoczęło na Elenie. – Światłości, odłóż to. Musimy przestać reagować na siebie w ten sposób.

– O czym ty…? – wyrwało jej się.

Pstryknął palcami. Aż zachłystnęła się powietrze, kiedy do jej umysłu dosłownie wdarło się wspomnienie – nie tak odległe, wciąż obecne, a jednak…

Na pierwszy rzut oka przypominało sen – z tym, że nim nie było. Rozszerzonymi oczyma spojrzała na Ciemność, wciąż nie dowierzając. Jak w ogóle mogła zapomnieć, że próbował się z nią spotkać? To i moment, w którym zmusiła go do wycofania się. Gdyby wiedziała, już dawno dałaby znać Rafaelowi, ale…

I dlatego mi nie pozwolił, uświadomiła sobie. O to jedno nie musiała pytać.

– Elena… – usłyszała tuż przy uchu zatroskany szept mamy, ale w odpowiedzi jedynie potrząsnęła głową. Nie sądziła, żeby to był dobry moment na tłumaczenie im czegokolwiek, o ile odpowiednia chwila w ogóle wchodziła w grę.

– Nie przyszedłem się sprzeczać. Walczyć też nie – doszedł ją ponownie opanowany głos Ciemności. Ledwo powstrzymała się od prychnięcia, ale w tym samym momencie Rafael nagle poderwał się z ziemi i to wystarczyło, żeby ją powstrzymać. – Aczkolwiek, jak wspomniałem, musimy porozmawiać. W ustronnym miejscu.

– Po moim…

Reakcja była natychmiastowa. Przemieścił się, zwracając ku Dorianowi, nim ten w ogóle zdążył się podnieść. Nie wysilając się, poderwał go do pionu, bezceremonialnie chwytając za gardło.

– To się da załatwić. Skoro tak rwałeś się do walki…

– Wystarczy!

O dziwo, tyle w istocie wystarczyło. Ciemność bez pośpiechu wyprostowała się, reagując na podniesiony głos Selene. W następnej sekundzie poluzował uścisku, jakby od niechcenia odrzucając Doriana od siebie.

– W porządku. Chociaż rozczarowuje mnie twoja obstawa, najmilsza – stwierdził takim tonem, jakby właśnie rozmawiali o pogodzie. – Nie wiem, co gorsze: twój wierny strażnik, którego mógłbym roznieść, zanim w ogóle się podniesie, czy może nasza słodka Elena… Kiedyś to byłoby nie do pomyślenia. – Zawahał się na moment. – To też.

Jeszcze kiedy mówił, zwrócił się ku synom. Andreas nie wiadomo kiedy poderwał się do pionu, uzbrojony w znajomą już Elenie kosę. Pamiętała żarty o śmierci, ale w tamtej chwili ani trochę nie było jej do śmiechu. Jeśli ktoś faktycznie miał przejąć rolę ponurego, odbierającego życia grabarza, obawiała się, że padnie na Ciemność.

Rafael przyczaił się w pobliżu. Odetchnęła, kiedy przekonała się, że wyglądał na całego, choć zarazem czuła, że ta kwestia zdecydowanie zbyt szybko mogła ulec zmianie. Zwłaszcza gdy demon przesunął się bliżej Selene, ściągając na siebie spojrzenie ojca, Elena poczuła się zaniepokojona.

– Nie obawiaj się. Jakbym chciał jej dosięgnąć, zrobiłbym to. – Mężczyzna wywrócił oczami. – Chociaż wciąż podtrzymuję, że widok mojego najwierniejszego, który spogląda na mnie w taki sposób…

– Zaskoczyłeś nas, ojcze – wtrącił Andreas.

– Mógłbyś wysilić się na lepsze kłamstwo… – Na ustach Ciemności pojawił się pozbawiony wesołości uśmiech. – Ale powiedzmy, że doceniam.

Nawet jeśli miał do dodania coś jeszcze, zachował wszelakie uwagi dla siebie. W zamian z wolna zwrócił się ku bogini.

– No i już. Nikt nie ucierpiał – podjął, wymownie rozglądając się dookoła. – Twój strażnik to nie moja zasługa.

Dopiero wtedy Elena wyczuła krew. Wcześniej nie zwróciła na nią uwagi, zbyt przejęta widokiem Ciemności, jednak po jego słowach nie miała już wątpliwości. Natychmiast spojrzała na Doriana, by przekonać się, że ten wciąż klęczał na ziem. Choć dopiero co cudze dłonie zaciskały się na jego gardle, mężczyzna okazał się skupiony na nieco tylko nieudolnym tamowaniu krwi, która sączyła się z jego ramienia.

Selene nie odezwała się nawet słowem. Jedynie potrząsnęła głowa, po czym bez chwili wahania pokonała dzieląca ją od Doriana odległość, by z gracją osunąć się na kolana u jego boku.

– Pani… – zaoponował, ale uciszyła go samym tylko spojrzeniem srebrzystych, zatroskanych oczu.

– W porządku, najdroższy. Chociaż nie powinieneś był –  szepnęła kojąco, wyciągając dłoń, by móc musnąć opuszkami ranę. Choć przez ubranie nie dało się dostrzec cięcia, Elena mogła się założyć, że pod samym tylko dotykiem Selene przestało krwawić. – Wróć, proszę, do domu i trochę odpocznij. Upewnij się dla mnie, że nie dzieje się nic niedobrego.

– Ale…

– Andreasie – podjęła Selene, jak gdyby nigdy nic ignorując protesty swojego towarzysza. Pomogła Dorianowi wstać, choć ten wyraźnie robił wszystko, byleby sprawiać wrażenie silniejszego niż w rzeczywistości. – Odprowadzisz resztę? Ja zajmę się resztą.

To znaczy czym?, pomyślała Elena, przez moment czując się tak, jakby ktoś z całej siły zdzielił ją po głowie. Obserwowała, świadoma wyłącznie tego, że wszystko było nie tak – i to zaczynając od obecności Ciemności, na dodatek po takim czasie. Jakby tego było mało, bogini najwyraźniej wcale nie zamierzała go odprawić.

Chciała z nim rozmawiać, na dodatek bez czyjejkolwiek obecności. Nie, to zdecydowanie nie brzmiało dobrze.

– Oczywiście – podchwycił pośpiesznie Andreas. – Jeśli jesteś pewna…

– Tak, jestem – zapewniła Selene. Wysiliła się na blady, kojący uśmiech, ale ten wyjątkowo nie zadziałał tak jak zazwyczaj. – Wybaczcie, że muszę pożegnać was w taki sposób. – Westchnęła cicho, po czym zwróciła się wprost ku Ciemności. – Wiesz gdzie.

– Aż za dobrze.

Oboje zniknęli. Elena miała wrażenie, że Ciemność tylko na to czekała, cokolwiek miało oznaczać to, że tak nagle zdecydował się pojawić. Zanim zdążyła zastanowić się albo zaprotestować, świat bogini również rozmył jej się przed oczami, ustępując miejsca znajomym już, pogrążonym w półmroku korytarzom przedsionka.

Odetchnęła. Uświadomiła sobie, że wciąż drży, dłonie kurczowo zaciskając na mieczu. Ostrze zadrżało, ale tym razem nie próbowała go utrzymać; Niebiański Ogień po prostu zniknął, nim zdążył choćby dosięgnąć ziemi.

– Chyba cieszę się, że coraz łatwiej przychodzi ci przyzwanie go – usłyszała opanowany głos Rafaela.

Tyle wystarczyło, by wyrwać ją z letargu. Poruszając się trochę jak w transie, ruszyła ku niemu, wcześniej w pośpiechu oswobadzając z uścisku Esme. Bezceremonialnie wpadła demonowi w ramiona, nie mogąc powstrzymać się przed ułożeniem obu dłoni na jego torsie. Wciąż dziwnie roztrzęsiona, zmierzyła go wzrokiem, szukając jakichkolwiek oznak tego, że przed pojawieniem się bogini, nad jeziorem wydarzyło się coś niedobrego. Skoro Dorian oberwał…

Ale Rafael wydawał się cały. Odetchnęła, wciąż niespokojnie go obserwując, kiedy chwycił ją za nadgarstek, po chwili decydując się przycisnąć wargi do jej dłoni. Coś w tym nagłym, niezwykle czułym geście sprawiło, że poczuła się dziwnie. Tak naprawdę to wystarczyło, wydając się komunikować więcej niż mogłaby oczekiwać.

– Co się stało? – doszedł ją niespokojny głos ojca. Carlisle odezwał się pierwszy raz od chwili, w której wyszli z domu, zostawiając Anę. – Zaatakował was? Dorian… – zaczął, ale Andreas nie pozwolił mu dokończyć.

– Ojciec nie skłamał – oznajmił cicho demon. W rękach wciąż obracał kosę, jakby to, że dzierżył śmiertelnie niebezpieczną broń, pozostawało najoczywistszą rzeczą na świecie. – Dorian na nas naskoczył. No i niejako go sprowokował, ale…

– Dorian prowokował Ciemność? – powtórzyła z niepokojem Esme. – Dlaczego? Zmartwił się Aną, tak, ale…

– Najwyraźniej jak zawsze wszystko co złe musiało przypaść naszemu ojcu.

– Zabrzmiało, jakbyś wcale w to nie wierzył – zauważył Carlisle.

Elena również spojrzała na szwagra. Andreas nie odpowiedział od razu, myślami wydając się być gdzieś daleko.

– W zasadzie… – Demon z wolna wyprostował się, po chwili zastanowienia zwracając do Rafaela. Obaj wymienili krótkie, wymowne spojrzenia. – Lubię Doriana. Widywałem go wiele razy wcześniej, zwłaszcza że zwykle nie odstępuje pani na krok. Ale jest porywczy, szczególnie kiedy na kimś mu zależy, więc…

– Aż nadto porywczy – wtrącił Rafael.

Choć Elenie nie było do śmiechu, nie powstrzymała się od parsknięcia. Wciąż wtulona w męża, bez wahania spojrzała mu w oczy.

– Jak taki jeden demon, którego znam.

Nie odpowiedział, ale zauważyła, że kąciki jego ust drgnęły. Tylko nieznacznie, ale to również mówiło samo za siebie.

– Tak czy siak, Dorian zareagował dość… żywiołowo – podjął Andreas, krzyżując ramiona na piersi. W końcu odrzucił od siebie kosę, pozwalając żeby ta zniknęła. Elena zdecydowanie bardziej wolała go w takim wydaniu, wciąż mając problem z utożsamieniem tego mężczyzny z posłannikiem śmierci. – Zaczął wzywać Ciemność. I rzucił się do walki, więc…

– Chwila – przerwała, prostując się niczym struna. – Walczyliście z nim?

– To za mocne słowo – ocenił z rezerwą Rafael. – Dre nawet się nie wysilał – dodał, a sam zainteresowany parsknął pozbawionym wesołości śmiechem.

– Gdybym chciał go zabić, nie bawiłbym się w ofensywę.

Coś w słowach demona – spokojnych, wypowiedzianych znajomym już uprzejmym tonem – przyprawiło Elenę o dreszcze. Aż za łatwo przychodziło jej zapomnieć, na co tak naprawdę było stać te istoty. Czegokolwiek nie myślałaby o Andreasie, jakoś nie wątpiła, że byłby w stanie zabić. Słowa Rafaela jedynie utwierdziły ją w tym przekonaniu.

– Ale ktoś go zranił. Czułam krew… – zmartwiła się Esme.

– Cóż… – Rafa wzruszył ramionami. Jego ramiona mocniej owinęły się wokół Eleny. – Uznajmy, że cel uświęca środki. I nie patrzcie się tak na mnie – zniecierpliwił się, kiedy uwaga jak na zawołanie spoczęła na nim. Dlaczego nie jestem zaskoczona…? – Nie chybiłbym, gdybym nie chciał.

W to również nie wątpiła.

– To dalej nie wyjaśnia pojawienia się waszego ojca – zauważył Carlisle, pośpiesznie zmieniając temat.

I bez patrzenia na tatę, Elena zorientowała się, że się martwił. Była mu wdzięczna, że przynajmniej nie próbował drążyć kwestii walki, być może w końcu zaczynając przywykać do myśli, że właśnie towarzyszyli demonom.

– Nie wyjaśnia niczego – poprawił Rafa, potrząsając głową. – Jak i wiele innych kwestii, które dotyczą ojca, ale…

– Widziałam go we śnie.

Z opóźnieniem uświadomiła sobie, że wypowiedziała te słowa na głos. Pozwoliła im rozbrzmieć pierwszy raz od chwili, w której Ciemność sprawiła, że wspomnienie wróciło. Nie miała pojęcia, jak doszło do tego, że w ogóle zapomniała, a jednak…

– Co takiego?

Zmusiła się do tego, żeby spojrzeć w jasne oczy obejmującego ją demona. Wyraźnie poczuła jego mentalną obecność, kiedy – nie czekając na odpowiedź – zdecydował się sięgnąć po to, co ją dręczyło.

– Nie wiem, jak to wyjaśnić – przyznała niechętnie. – Pojawił się w moim śnie, kolejny raz, tak swoją drogą. Nie sądziłam, że… – Energicznie potrząsnęła głową. – Chciał rozmawiać, ale się nie zgodziłam. Odpuścił, ale najwyraźniej nie chciał, żebym zapamiętała… Przynajmniej do tego momentu.

– Więc czemu ujawnił się teraz? – zniecierpliwił się Rafael.

Na to nie miała żadnej odpowiedzi. Wątpiła, by którekolwiek z nich miało, zwłaszcza że w grę wchodziła Ciemność. Elena nie mogła pozbyć się wrażenia, że w chwili, w której zaczęłaby rozumieć działania tej istoty, ostatecznie by zwariowała… O ile już do tego nie doszło.

– Powinniśmy tam wrócić – doszedł ją spięty głos Carlisle’a. Natychmiast przeniosła wzrok na ojca, nie kryjąc zaskoczenia. – Nie wszyscy, ale… właśnie zostawiliśmy Selene z Ciemnością.

To brzmiało źle, zwłaszcza gdy ujął to w taki sposób. Myśl o powrocie tego mężczyzny, zwłaszcza gdy ten tak po prostu pojawił się w świecie, który wykorzystywał jako więzienie przez długie lata, nie wróżyła niczego dobrego. Ranny Dorian, którego bogini tak po prostu odesłała, tym bardziej, a jednak…

– On jej nie skrzywdzi. Tak jak i ona jego.

Spojrzeli na Andreasa w tym samym momencie. Wydawał się rozluźniony – a przy tym bardzo, ale to bardzo zatroskany. Jakby tego było mało, Elena mogła wręcz przysiąc, że jego wątpliwości wcale nie dotyczyły Ciemności – i to nawet mimo tego, że ojciec ot tak mógłby roznieść wszystkich wokół.

– Ale… – zaoponował Carlisle, demon jednak potrząsnął głową.

– Pamiętacie, co mówiłem? Kiedyś ta dwója sprawowała wspólne rządy. Potrafią rozmawiać, o ile sytuacja tego wymaga – podjął z przekonaniem. Och, na pewno… To wcale nie tak, że połowa ich rozmów brzmi jak kłótnia starego małżeństwa, pomyślała w oszołomieniu. Chciało jej się wyć i to nie tylko dlatego, że kolejny raz nie rozumiała beztroski demona. – Nieważne co się dzieje, wciąż trafią w równowadze.

– Będziemy mieć przecudowną równowagę, kiedy się okaże, że pod naszą nieobecność znów stworzył sobie więzienie – wymamrotała, nie mogąc się powstrzymać.

– Eleno… – westchnęła mama, ale również ona nie wyglądała na przekonaną.

Andreas nawet się nie skrzywił. Wręcz przeciwnie – udało mu się wysilić na blady, nieco tylko zmęczony uśmiech.

– Tego też nie zrobi. A Selene wbrew pozorom nie jest osobą, którą łatwo zranić. Wierzę, że jest jedną z nielicznych, które ojciec naprawdę cenić – przyznał, a potem raptownie spoważniał. – Jeśli zdecydował się pojawić, na dodatek w taki sposób, najpewniej ma swoje powody. I to na tyle poważne, by leżały w ich wspólnym interesie.

Dlaczego mam wrażenie, że wiesz więcej niż przyznajesz?

Pełna złych przeczuć, spojrzała wyczekująco na demona. Na krótką chwilę zajrzał jej w oczy, ale prawie natychmiast odwrócił wzrok.

– Odstawię was do domu, moi mili. Jeśli tylko zadzieje się coś wartego uwagi, na pewno dam znać.

Chciała zaprotestować. Wierzyła, że mogłaby znaleźć przynajmniej kilka powodów, by jednak kłócić się z Andreasem, ale kiedy przyszło co do czego, żaden nie wydał jej się wystarczająco sensowny, by wypowiedzieć go na głos. Spojrzała na Rafaela, ale ten wydawał się obojętny, jakby nic z tego, co się działo, go nie dotyczyło. Nie miała innego wyboru, jak tylko zaufać mu w tej kwestii, ale zdecydowała się tego nie komentować.

Powoli zaczynała przywykać do sposobu, w jaki zwykle żegnał się z nimi Andreas. Zadrżała, kiedy nagle uderzył w nią chłód wieczornego powietrza. Uświadomiła sobie, że stoi przed rodzinnym domem, wciąż w objęciach Rafy. W końcu zdecydował się ją puścić, zwłaszcza że cofnęła się o krok, niejako to na nim wymuszając.

– I co o tym myślimy? – wykrztusiła, nie mogąc się powstrzymać.

– Pewnie to, co powiedział Dre. – Rafael wzruszył ramionami. – Zna ich oboje. Zresztą jesteśmy tutaj, więc…

– To dalej nie chroni Selene i tych kobiet – zaoponował Carlisle, jednak decydując się odezwać.

Stał przy Esme, zaciskając dłonie na ramionach mamy. Elena dawno nie widziała go do tego stopnia poruszonego, ale ta reakcja jej nie zdziwiła. Zdążyła już zorientować się, że zżył się zarówno z tamtymi kobietami, jak i – przede wszystkim – z samą Selene. Bogini go fascynowała, tak jak i jej świat. Jak znała ojca, mogła się tego po nim spodziewać.

– Być może – przyznał z rezerwą Rafa. – Ale na tę chwilę niczego z tym nie zrobimy. Śmiem jednak twierdzić, że Andreas ma dużo racji. Gdyby ojciec faktycznie pragnął walki, nie zrobiłby tego w taki sposób. – Przez twarz demona przemknął cień. – Nie próbowałby zachodzić cię w ten sposób, lilan, gdyby miał w planach dać nam się we znaki w ten sposób.

Otworzyła i zaraz zamknęła usta. Znów zadrżała, sama niepewna, co było tego faktycznym powodem: chłód, nadmiar emocji czy może jednak świadomość, że dopiero co znów stanęła oko w oko z Ciemnością, choć nie widziała go przez dobrych dwa miesiące. Cokolwiek trzymało go na dystans przez cały ten czas, najwyraźniej zniknęło.

Albo – jak nagle sobie uświadomiła – pojawiło się coś innego, co zmusiło go do zmiany decyzji.

Spojrzała na Rafę, wciąż zaniepokojona. Wiedziała, że trafił w sedno, zwłaszcza że zdążyła przekonać się, w jaki sposób działała ta istota. Gdyby była jego celem, wiedziałaby o tym. Sen, w którym ją nawiedził, okazał się zupełnie inny niż ostrzeżenia, które Ciemność podsyłała wcześniej. To było… zbyt bezpośrednie i jasne, by mogła uwierzyć w jego złe intencje.

– Ach, gdybyście chcieli rozmawiać z Beatrycze albo kimkolwiek innym… – podjął ni stąd, ni z owąd Rafael. Jego głos wystarczył, by sprowadzić Elenę na ziemię. – Zróbcie z tym, co tylko uważacie za słuszne, ale śmiem twierdzić, że podejrzenia Doriana były bezpodstawne. Mojemu ojcu można wiele zarzucić, zwłaszcza jeśli chodzi o krzywdę tych kobiet, aczkolwiek… nie sądzę, że miał wpływ na wypadek Cassandry. Na to, co stało się dzisiaj, tym bardziej.

– Uważasz, że to zbieg okoliczności? – zapytał z powątpiewaniem Carlisle.

Rafa potrząsnął głową.

– Oczywiście, że nie. Jeden przypadek można przyrównać do cudu – odparł z przekonaniem demon. – Kolejny nie ma już z nim nic wspólnego. Twierdzę jedynie, że nie możemy winić za to ojca. Patrząc na to, że bogini właśnie ugościła go w swoim świecie, coś w tym jest… Któreś z was zaprzeczy?

Ale nawet nie czekał na odpowiedź. Jakby od niechcenia zwrócił się do zebranych plecami, bezceremonialnie rozkładając krzywda. Elena cofnęła się, chcąc nie chcąc robiąc mu trochę miejsca.

I co, tak po prostu wracamy do domu?, jęknęła w duchu, aż nazbyt świadoma, że wciąż lustrował jej umysł.

– O ile nie masz czegoś do dodania… My też musimy pomówić, lilan – zapowiedział z rozbrajającą szczerością.

Obawiała się, że nie miała wyboru. I – cholera – ani trochę jej się to nie podobało.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa