
Zrozumiała, że coś jest nie
tak już w chwili, w której Selene uparła się podążyć za Dorianem.
Początkowo nie było w tym nic szczególnego, zwłaszcza że mężczyzna
wyglądał na poruszonego. Jeśli ktoś wiedział, do czego mógł się posunąć w takim
stanie, to na pewno bogini.
Mimo
wszystko Elena nie mogła powstrzymać się przed tym, by jej towarzyszyć.
Anabelle spała, więc siedzenie przy niej i tak nie wchodziło w grę.
Powrót do domu również – nie, skoro Rafael i Andreas wciąż się nie
pojawiali. Kiedy do tego wszystkiego rodzice również stwierdzili, że dalsze
przesiadywanie w domu nie miało sensu, decyzja niejako została podjęta.
A potem
wszyscy poczuli, że coś jest nie tak. Kiedy na dodatek Selene nagle wystrzeliła
przed siebie, zmierzając ku jezioru, wszelakie wątpliwości ostatecznie
zniknęły.
Spodziewała
się wielu rzeczy, ale na pewno nie tego, co ostatecznie zastali na miejscu. I choć
rozsądek podpowiadał jej, że powinna to przewidzieć, zdecydowanie nie była
gotowa. Tak przynajmniej pomyślała w chwili, w której ujrzała
spokojnie stojącego tuż przy jeziorze mężczyznę, a jednak…
Dlaczego
nie jestem zaskoczona. Dlaczego…?
Potrząsnęła
głową. Zamarła, nerwowo zaciskając dłonie w pieści i próbując
zapanować nad drżeniem. Jak na zawołanie poczuła pulsujące ciepło, ale nie
próbowała go powstrzymywać. Zanim zastanowiła się, co robi, przywołała
Niebiański Ogień, bynajmniej nie zaskoczona, że ten jak zwykle przybrał postać
miecza. Mocniej chwyciła rękojeść, unosząc broń z nadzieją, że wcale nie
będzie musiała jej użyć.
Wyczuła
ruch za plecami, ale prawie go nie zarejestrowała. Nawet nie drgnęła, kiedy
wokół niej owinęły się ramiona wciąż poruszanej mamy.
Powinna coś
zrobić. Chciała ich bronić, zresztą tak jak i Selene albo Rafaela, ale nie
była w stanie. W chwili, w której do tego wszystkiego
podchwyciła spojrzenie Ciemności – te niepokojące, przenikające ją oczy, które…
Tyle że
uwaga nieśmiertelnego w pełni skupiła się tylko na jednej osobie. Bogini
wyprostowała się, kiedy Ciemność w niemalże uprzejmy, serdeczny sposób
zwrócił się do niej. Przez twarz nieśmiertelnej przemknął cień – zbyt szybko,
by Elena mogła ocenić targające nią emocje.
– Najpierw
ich puść – poleciła nieznoszącym sprzeciwu tonem.
Mężczyzna
uniósł brwi. Jakby w roztargnieniu rozejrzał się dookoła. Do Eleny dopiero
wtedy w pełni dotarło, co musiało oznaczać jego pojawienie. To oraz fakt,
że w którymś momencie najwyraźniej udało mu się powalić dwa demony i anioła.
Dłonie
Eleny zadrżały. Z trudem utrzymała miecz, nie chcąc pozwolić, żeby
zniknął.
Jeśli
któremukolwiek z nich coś zrobiłeś…
– Powinnaś
być mi wdzięczna. Powstrzymałem nasze dzieci od walki… – Wzruszył ramionami. – A twój
podopieczny najwyraźniej bardziej bardzo chciał się ze mną zobaczyć, więc…
–
Poprosiłam o coś – przerwała mu.
Uśmiechnął
się, ale nie było w tym nic kojącego. Przestąpił naprzód, z lekkością
skracając dzielący ich dystans. Instynktownie się spięła, aż rwąc się do tego,
by dla pewności zmaterializować się między nim a boginią.
– To była
prośba? – zapytał, nie kryjąc sceptycyzmu. – Na życzenie, moja miła, chociaż
trudno mi prowadzić uprzejmą dyskusję, kiedy szykujecie mi takie powitanie. –
Jego spojrzenie bez jakiegokolwiek ostrzeżenia spoczęło na Elenie. –
Światłości, odłóż to. Musimy przestać reagować na siebie w ten sposób.
– O czym
ty…? – wyrwało jej się.
Pstryknął
palcami. Aż zachłystnęła się powietrze, kiedy do jej umysłu dosłownie wdarło
się wspomnienie – nie tak odległe, wciąż obecne, a jednak…
Na pierwszy
rzut oka przypominało sen – z tym, że nim nie było. Rozszerzonymi oczyma
spojrzała na Ciemność, wciąż nie dowierzając. Jak w ogóle mogła zapomnieć,
że próbował się z nią spotkać? To i moment, w którym zmusiła go
do wycofania się. Gdyby wiedziała, już dawno dałaby znać Rafaelowi, ale…
I
dlatego mi nie pozwolił, uświadomiła sobie. O to jedno nie musiała
pytać.
– Elena… –
usłyszała tuż przy uchu zatroskany szept mamy, ale w odpowiedzi jedynie
potrząsnęła głową. Nie sądziła, żeby to był dobry moment na tłumaczenie im
czegokolwiek, o ile odpowiednia chwila w ogóle wchodziła w grę.
– Nie przyszedłem
się sprzeczać. Walczyć też nie – doszedł ją ponownie opanowany głos Ciemności.
Ledwo powstrzymała się od prychnięcia, ale w tym samym momencie Rafael
nagle poderwał się z ziemi i to wystarczyło, żeby ją powstrzymać. –
Aczkolwiek, jak wspomniałem, musimy porozmawiać. W ustronnym miejscu.
– Po moim…
Reakcja
była natychmiastowa. Przemieścił się, zwracając ku Dorianowi, nim ten w ogóle
zdążył się podnieść. Nie wysilając się, poderwał go do pionu, bezceremonialnie
chwytając za gardło.
– To się da
załatwić. Skoro tak rwałeś się do walki…
–
Wystarczy!
O dziwo,
tyle w istocie wystarczyło. Ciemność bez pośpiechu wyprostowała się,
reagując na podniesiony głos Selene. W następnej sekundzie poluzował
uścisku, jakby od niechcenia odrzucając Doriana od siebie.
– W porządku.
Chociaż rozczarowuje mnie twoja obstawa, najmilsza – stwierdził takim tonem,
jakby właśnie rozmawiali o pogodzie. – Nie wiem, co gorsze: twój wierny
strażnik, którego mógłbym roznieść, zanim w ogóle się podniesie, czy może
nasza słodka Elena… Kiedyś to byłoby nie do pomyślenia. – Zawahał się na
moment. – To też.
Jeszcze
kiedy mówił, zwrócił się ku synom. Andreas nie wiadomo kiedy poderwał się do
pionu, uzbrojony w znajomą już Elenie kosę. Pamiętała żarty o śmierci,
ale w tamtej chwili ani trochę nie było jej do śmiechu. Jeśli ktoś
faktycznie miał przejąć rolę ponurego, odbierającego życia grabarza, obawiała
się, że padnie na Ciemność.
Rafael
przyczaił się w pobliżu. Odetchnęła, kiedy przekonała się, że wyglądał na
całego, choć zarazem czuła, że ta kwestia zdecydowanie zbyt szybko mogła ulec
zmianie. Zwłaszcza gdy demon przesunął się bliżej Selene, ściągając na siebie
spojrzenie ojca, Elena poczuła się zaniepokojona.
– Nie
obawiaj się. Jakbym chciał jej dosięgnąć, zrobiłbym to. – Mężczyzna wywrócił
oczami. – Chociaż wciąż podtrzymuję, że widok mojego najwierniejszego, który
spogląda na mnie w taki sposób…
–
Zaskoczyłeś nas, ojcze – wtrącił Andreas.
– Mógłbyś
wysilić się na lepsze kłamstwo… – Na ustach Ciemności pojawił się pozbawiony
wesołości uśmiech. – Ale powiedzmy, że doceniam.
Nawet jeśli
miał do dodania coś jeszcze, zachował wszelakie uwagi dla siebie. W zamian
z wolna zwrócił się ku bogini.
– No i już.
Nikt nie ucierpiał – podjął, wymownie rozglądając się dookoła. – Twój strażnik
to nie moja zasługa.
Dopiero
wtedy Elena wyczuła krew. Wcześniej nie zwróciła na nią uwagi, zbyt przejęta
widokiem Ciemności, jednak po jego słowach nie miała już wątpliwości.
Natychmiast spojrzała na Doriana, by przekonać się, że ten wciąż klęczał na
ziem. Choć dopiero co cudze dłonie zaciskały się na jego gardle, mężczyzna okazał
się skupiony na nieco tylko nieudolnym tamowaniu krwi, która sączyła się z jego
ramienia.
Selene nie
odezwała się nawet słowem. Jedynie potrząsnęła głowa, po czym bez chwili
wahania pokonała dzieląca ją od Doriana odległość, by z gracją osunąć się
na kolana u jego boku.
– Pani… –
zaoponował, ale uciszyła go samym tylko spojrzeniem srebrzystych, zatroskanych
oczu.
– W porządku,
najdroższy. Chociaż nie powinieneś był –
szepnęła kojąco, wyciągając dłoń, by móc musnąć opuszkami ranę. Choć
przez ubranie nie dało się dostrzec cięcia, Elena mogła się założyć, że pod
samym tylko dotykiem Selene przestało krwawić. – Wróć, proszę, do domu i trochę
odpocznij. Upewnij się dla mnie, że nie dzieje się nic niedobrego.
– Ale…
– Andreasie
– podjęła Selene, jak gdyby nigdy nic ignorując protesty swojego towarzysza.
Pomogła Dorianowi wstać, choć ten wyraźnie robił wszystko, byleby sprawiać
wrażenie silniejszego niż w rzeczywistości. – Odprowadzisz resztę? Ja
zajmę się resztą.
To
znaczy czym?, pomyślała Elena, przez moment czując się tak, jakby ktoś z całej
siły zdzielił ją po głowie. Obserwowała, świadoma wyłącznie tego, że wszystko
było nie tak – i to zaczynając od obecności Ciemności, na dodatek po takim
czasie. Jakby tego było mało, bogini najwyraźniej wcale nie zamierzała go
odprawić.
Chciała z nim
rozmawiać, na dodatek bez czyjejkolwiek obecności. Nie, to zdecydowanie nie
brzmiało dobrze.
– Oczywiście
– podchwycił pośpiesznie Andreas. – Jeśli jesteś pewna…
– Tak,
jestem – zapewniła Selene. Wysiliła się na blady, kojący uśmiech, ale ten
wyjątkowo nie zadziałał tak jak zazwyczaj. – Wybaczcie, że muszę pożegnać was w taki
sposób. – Westchnęła cicho, po czym zwróciła się wprost ku Ciemności. – Wiesz
gdzie.
– Aż za
dobrze.
Oboje
zniknęli. Elena miała wrażenie, że Ciemność tylko na to czekała, cokolwiek
miało oznaczać to, że tak nagle zdecydował się pojawić. Zanim zdążyła zastanowić
się albo zaprotestować, świat bogini również rozmył jej się przed oczami,
ustępując miejsca znajomym już, pogrążonym w półmroku korytarzom
przedsionka.
Odetchnęła.
Uświadomiła sobie, że wciąż drży, dłonie kurczowo zaciskając na mieczu. Ostrze
zadrżało, ale tym razem nie próbowała go utrzymać; Niebiański Ogień po prostu
zniknął, nim zdążył choćby dosięgnąć ziemi.
– Chyba
cieszę się, że coraz łatwiej przychodzi ci przyzwanie go – usłyszała opanowany
głos Rafaela.
Tyle
wystarczyło, by wyrwać ją z letargu. Poruszając się trochę jak w transie,
ruszyła ku niemu, wcześniej w pośpiechu oswobadzając z uścisku Esme.
Bezceremonialnie wpadła demonowi w ramiona, nie mogąc powstrzymać się przed
ułożeniem obu dłoni na jego torsie. Wciąż dziwnie roztrzęsiona, zmierzyła go
wzrokiem, szukając jakichkolwiek oznak tego, że przed pojawieniem się bogini,
nad jeziorem wydarzyło się coś niedobrego. Skoro Dorian oberwał…
Ale Rafael
wydawał się cały. Odetchnęła, wciąż niespokojnie go obserwując, kiedy chwycił
ją za nadgarstek, po chwili decydując się przycisnąć wargi do jej dłoni. Coś w tym
nagłym, niezwykle czułym geście sprawiło, że poczuła się dziwnie. Tak naprawdę
to wystarczyło, wydając się komunikować więcej niż mogłaby oczekiwać.
– Co się
stało? – doszedł ją niespokojny głos ojca. Carlisle odezwał się pierwszy raz od
chwili, w której wyszli z domu, zostawiając Anę. – Zaatakował was?
Dorian… – zaczął, ale Andreas nie pozwolił mu dokończyć.
– Ojciec
nie skłamał – oznajmił cicho demon. W rękach wciąż obracał kosę, jakby to,
że dzierżył śmiertelnie niebezpieczną broń, pozostawało najoczywistszą rzeczą
na świecie. – Dorian na nas naskoczył. No i niejako go sprowokował, ale…
– Dorian
prowokował Ciemność? – powtórzyła z niepokojem Esme. – Dlaczego? Zmartwił
się Aną, tak, ale…
– Najwyraźniej
jak zawsze wszystko co złe musiało przypaść naszemu ojcu.
– Zabrzmiało,
jakbyś wcale w to nie wierzył – zauważył Carlisle.
Elena również
spojrzała na szwagra. Andreas nie odpowiedział od razu, myślami wydając się być
gdzieś daleko.
– W zasadzie…
– Demon z wolna wyprostował się, po chwili zastanowienia zwracając do
Rafaela. Obaj wymienili krótkie, wymowne spojrzenia. – Lubię Doriana. Widywałem
go wiele razy wcześniej, zwłaszcza że zwykle nie odstępuje pani na krok. Ale
jest porywczy, szczególnie kiedy na kimś mu zależy, więc…
– Aż nadto
porywczy – wtrącił Rafael.
Choć Elenie
nie było do śmiechu, nie powstrzymała się od parsknięcia. Wciąż wtulona w męża,
bez wahania spojrzała mu w oczy.
– Jak taki
jeden demon, którego znam.
Nie odpowiedział,
ale zauważyła, że kąciki jego ust drgnęły. Tylko nieznacznie, ale to również
mówiło samo za siebie.
– Tak czy
siak, Dorian zareagował dość… żywiołowo – podjął Andreas, krzyżując ramiona na
piersi. W końcu odrzucił od siebie kosę, pozwalając żeby ta zniknęła.
Elena zdecydowanie bardziej wolała go w takim wydaniu, wciąż mając problem
z utożsamieniem tego mężczyzny z posłannikiem śmierci. – Zaczął wzywać
Ciemność. I rzucił się do walki, więc…
– Chwila –
przerwała, prostując się niczym struna. – Walczyliście z nim?
– To za
mocne słowo – ocenił z rezerwą Rafael. – Dre nawet się nie wysilał –
dodał, a sam zainteresowany parsknął pozbawionym wesołości śmiechem.
– Gdybym
chciał go zabić, nie bawiłbym się w ofensywę.
Coś w słowach
demona – spokojnych, wypowiedzianych znajomym już uprzejmym tonem – przyprawiło
Elenę o dreszcze. Aż za łatwo przychodziło jej zapomnieć, na co tak
naprawdę było stać te istoty. Czegokolwiek nie myślałaby o Andreasie,
jakoś nie wątpiła, że byłby w stanie zabić. Słowa Rafaela jedynie
utwierdziły ją w tym przekonaniu.
– Ale ktoś
go zranił. Czułam krew… – zmartwiła się Esme.
– Cóż… –
Rafa wzruszył ramionami. Jego ramiona mocniej owinęły się wokół Eleny. – Uznajmy,
że cel uświęca środki. I nie patrzcie się tak na mnie – zniecierpliwił
się, kiedy uwaga jak na zawołanie spoczęła na nim. Dlaczego nie jestem
zaskoczona…? – Nie chybiłbym, gdybym nie chciał.
W to również
nie wątpiła.
– To dalej
nie wyjaśnia pojawienia się waszego ojca – zauważył Carlisle, pośpiesznie
zmieniając temat.
I bez patrzenia
na tatę, Elena zorientowała się, że się martwił. Była mu wdzięczna, że
przynajmniej nie próbował drążyć kwestii walki, być może w końcu
zaczynając przywykać do myśli, że właśnie towarzyszyli demonom.
– Nie
wyjaśnia niczego – poprawił Rafa, potrząsając głową. – Jak i wiele innych
kwestii, które dotyczą ojca, ale…
– Widziałam
go we śnie.
Z opóźnieniem
uświadomiła sobie, że wypowiedziała te słowa na głos. Pozwoliła im rozbrzmieć
pierwszy raz od chwili, w której Ciemność sprawiła, że wspomnienie
wróciło. Nie miała pojęcia, jak doszło do tego, że w ogóle zapomniała, a jednak…
– Co
takiego?
Zmusiła się
do tego, żeby spojrzeć w jasne oczy obejmującego ją demona. Wyraźnie
poczuła jego mentalną obecność, kiedy – nie czekając na odpowiedź – zdecydował
się sięgnąć po to, co ją dręczyło.
– Nie wiem,
jak to wyjaśnić – przyznała niechętnie. – Pojawił się w moim śnie, kolejny
raz, tak swoją drogą. Nie sądziłam, że… – Energicznie potrząsnęła głową. –
Chciał rozmawiać, ale się nie zgodziłam. Odpuścił, ale najwyraźniej nie chciał,
żebym zapamiętała… Przynajmniej do tego momentu.
– Więc
czemu ujawnił się teraz? – zniecierpliwił się Rafael.
Na to nie
miała żadnej odpowiedzi. Wątpiła, by którekolwiek z nich miało, zwłaszcza
że w grę wchodziła Ciemność. Elena nie mogła pozbyć się wrażenia, że w chwili,
w której zaczęłaby rozumieć działania tej istoty, ostatecznie by
zwariowała… O ile już do tego nie doszło.
–
Powinniśmy tam wrócić – doszedł ją spięty głos Carlisle’a. Natychmiast
przeniosła wzrok na ojca, nie kryjąc zaskoczenia. – Nie wszyscy, ale… właśnie
zostawiliśmy Selene z Ciemnością.
To brzmiało
źle, zwłaszcza gdy ujął to w taki sposób. Myśl o powrocie tego
mężczyzny, zwłaszcza gdy ten tak po prostu pojawił się w świecie, który
wykorzystywał jako więzienie przez długie lata, nie wróżyła niczego dobrego.
Ranny Dorian, którego bogini tak po prostu odesłała, tym bardziej, a jednak…
– On jej
nie skrzywdzi. Tak jak i ona jego.
Spojrzeli
na Andreasa w tym samym momencie. Wydawał się rozluźniony – a przy
tym bardzo, ale to bardzo zatroskany. Jakby tego było mało, Elena mogła wręcz
przysiąc, że jego wątpliwości wcale nie dotyczyły Ciemności – i to nawet
mimo tego, że ojciec ot tak mógłby roznieść wszystkich wokół.
– Ale… –
zaoponował Carlisle, demon jednak potrząsnął głową.
– Pamiętacie,
co mówiłem? Kiedyś ta dwója sprawowała wspólne rządy. Potrafią rozmawiać, o ile
sytuacja tego wymaga – podjął z przekonaniem. Och, na pewno… To wcale
nie tak, że połowa ich rozmów brzmi jak kłótnia starego małżeństwa,
pomyślała w oszołomieniu. Chciało jej się wyć i to nie tylko dlatego,
że kolejny raz nie rozumiała beztroski demona. – Nieważne co się dzieje, wciąż trafią
w równowadze.
– Będziemy
mieć przecudowną równowagę, kiedy się okaże, że pod naszą nieobecność znów
stworzył sobie więzienie – wymamrotała, nie mogąc się powstrzymać.
– Eleno… –
westchnęła mama, ale również ona nie wyglądała na przekonaną.
Andreas
nawet się nie skrzywił. Wręcz przeciwnie – udało mu się wysilić na blady, nieco
tylko zmęczony uśmiech.
– Tego też
nie zrobi. A Selene wbrew pozorom nie jest osobą, którą łatwo zranić. Wierzę,
że jest jedną z nielicznych, które ojciec naprawdę cenić – przyznał, a potem
raptownie spoważniał. – Jeśli zdecydował się pojawić, na dodatek w taki sposób,
najpewniej ma swoje powody. I to na tyle poważne, by leżały w ich wspólnym
interesie.
Dlaczego
mam wrażenie, że wiesz więcej niż przyznajesz?
Pełna złych
przeczuć, spojrzała wyczekująco na demona. Na krótką chwilę zajrzał jej w oczy,
ale prawie natychmiast odwrócił wzrok.
– Odstawię
was do domu, moi mili. Jeśli tylko zadzieje się coś wartego uwagi, na pewno dam
znać.
Chciała
zaprotestować. Wierzyła, że mogłaby znaleźć przynajmniej kilka powodów, by
jednak kłócić się z Andreasem, ale kiedy przyszło co do czego, żaden nie
wydał jej się wystarczająco sensowny, by wypowiedzieć go na głos. Spojrzała na
Rafaela, ale ten wydawał się obojętny, jakby nic z tego, co się działo, go
nie dotyczyło. Nie miała innego wyboru, jak tylko zaufać mu w tej kwestii,
ale zdecydowała się tego nie komentować.
Powoli zaczynała
przywykać do sposobu, w jaki zwykle żegnał się z nimi Andreas.
Zadrżała, kiedy nagle uderzył w nią chłód wieczornego powietrza. Uświadomiła
sobie, że stoi przed rodzinnym domem, wciąż w objęciach Rafy. W końcu
zdecydował się ją puścić, zwłaszcza że cofnęła się o krok, niejako to na
nim wymuszając.
– I co
o tym myślimy? – wykrztusiła, nie mogąc się powstrzymać.
– Pewnie
to, co powiedział Dre. – Rafael wzruszył ramionami. – Zna ich oboje. Zresztą
jesteśmy tutaj, więc…
– To dalej
nie chroni Selene i tych kobiet – zaoponował Carlisle, jednak decydując
się odezwać.
Stał przy
Esme, zaciskając dłonie na ramionach mamy. Elena dawno nie widziała go do tego
stopnia poruszonego, ale ta reakcja jej nie zdziwiła. Zdążyła już zorientować się,
że zżył się zarówno z tamtymi kobietami, jak i – przede wszystkim – z samą
Selene. Bogini go fascynowała, tak jak i jej świat. Jak znała ojca, mogła
się tego po nim spodziewać.
– Być może –
przyznał z rezerwą Rafa. – Ale na tę chwilę niczego z tym nie zrobimy.
Śmiem jednak twierdzić, że Andreas ma dużo racji. Gdyby ojciec faktycznie
pragnął walki, nie zrobiłby tego w taki sposób. – Przez twarz demona
przemknął cień. – Nie próbowałby zachodzić cię w ten sposób, lilan,
gdyby miał w planach dać nam się we znaki w ten sposób.
Otworzyła i zaraz
zamknęła usta. Znów zadrżała, sama niepewna, co było tego faktycznym powodem: chłód,
nadmiar emocji czy może jednak świadomość, że dopiero co znów stanęła oko w oko
z Ciemnością, choć nie widziała go przez dobrych dwa miesiące. Cokolwiek trzymało
go na dystans przez cały ten czas, najwyraźniej zniknęło.
Albo – jak
nagle sobie uświadomiła – pojawiło się coś innego, co zmusiło go do zmiany
decyzji.
Spojrzała
na Rafę, wciąż zaniepokojona. Wiedziała, że trafił w sedno, zwłaszcza że
zdążyła przekonać się, w jaki sposób działała ta istota. Gdyby była jego
celem, wiedziałaby o tym. Sen, w którym ją nawiedził, okazał się
zupełnie inny niż ostrzeżenia, które Ciemność podsyłała wcześniej. To było…
zbyt bezpośrednie i jasne, by mogła uwierzyć w jego złe intencje.
– Ach,
gdybyście chcieli rozmawiać z Beatrycze albo kimkolwiek innym… – podjął ni
stąd, ni z owąd Rafael. Jego głos wystarczył, by sprowadzić Elenę na
ziemię. – Zróbcie z tym, co tylko uważacie za słuszne, ale śmiem twierdzić,
że podejrzenia Doriana były bezpodstawne. Mojemu ojcu można wiele zarzucić,
zwłaszcza jeśli chodzi o krzywdę tych kobiet, aczkolwiek… nie sądzę, że miał
wpływ na wypadek Cassandry. Na to, co stało się dzisiaj, tym bardziej.
– Uważasz,
że to zbieg okoliczności? – zapytał z powątpiewaniem Carlisle.
Rafa potrząsnął
głową.
–
Oczywiście, że nie. Jeden przypadek można przyrównać do cudu – odparł z przekonaniem
demon. – Kolejny nie ma już z nim nic wspólnego. Twierdzę jedynie, że nie
możemy winić za to ojca. Patrząc na to, że bogini właśnie ugościła go w swoim
świecie, coś w tym jest… Któreś z was zaprzeczy?
Ale nawet
nie czekał na odpowiedź. Jakby od niechcenia zwrócił się do zebranych plecami,
bezceremonialnie rozkładając krzywda. Elena cofnęła się, chcąc nie chcąc robiąc
mu trochę miejsca.
I co,
tak po prostu wracamy do domu?, jęknęła w duchu, aż nazbyt świadoma,
że wciąż lustrował jej umysł.
– O ile
nie masz czegoś do dodania… My też musimy pomówić, lilan – zapowiedział z rozbrajającą
szczerością.
Obawiała się, że nie miała wyboru. I – cholera – ani trochę jej się to nie podobało.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz