
Nie odpowiedziała. Z uporem
milczała, wyczekująco spoglądając na obserwującego ją demona. Poczuła się
dziwnie, kiedy ich spojrzenia się spotkały, zwłaszcza że w lśniących,
niebieskich oczach dostrzegła coś takiego…
Razjel
milczał przez kilka kolejnych sekund, nim ostatecznie doszedł do wniosku, że
jednak nie doczeka się reakcji z jej strony.
– W porządku,
w takim razie to zrobię – zapowiedział, bez jakiegokolwiek ostrzeżenia
przesuwając się bliżej nie. – Powiedz mi… To prawda? Jesteście spokrewnione? –
zapytał wprost i to wystarczyło, by poczuła się tak, jakby ktoś z całej
siły zdzielił ją czymś ciężkim po głowie.
– C-co…?
Nie
dokończyła. Zesztywniała, kiedy Razjel nagle zmaterializował się tuż przed nią,
chwytając ją za obie dłonie. W pierwszym odruchu zapragnęła się cofnąć,
ale coś w sposobie, w jaki zacisnął dłonie wokół jej nadgarstków,
ostatecznie ją przed tym powstrzymało. Wbrew wszystkiemu wcale nie czuła się,
jakby chciał ją zaatakować. Co prawda jego oczy lśniły w podekscytowany,
na swój sposób niepokojący sposób, ale…
– Jesteśmy
wrażliwi na to, co nadnaturalne… Wiesz o tym, prawda? – podjął pośpiesznie
Razjel. Z jakiegoś powodu była pewna, że w tamtej chwili nie mówił
tylko o demonach. – Jakiś czas temu… Och, noc eksplodowała. Nie tak jak
wtedy, gdy mój ojciec wezwał do siebie Łowcę – przyznał, kolejny raz wprawiając
dziewczynę w konsternację – ale i tak to poczułem. Czego takiego nie
da się zignorować.
– Ani
trochę cię nie rozumiem – obruszyła się, ale już w chwili, w której
pozwoliła tym słowom rozbrzmieć, zorientowała się, że nie są prawdziwe.
Oczywiście,
że tak. Musiałaby być ślepa i głucha, by nie zorientować się, że w rytualne,
który odprawiła Claudia, chodziło o coś więcej niż zapalenie kilku świec i efektowe
przelanie krwi. Czuła tę moc. Czuła, że powietrze wokół nich pulsuje, wypełnione…
czymś… tym rodzajem energii, której nie potrafiła zignorować. Tym łatwiej mogła
sobie wyobrazić, dlaczego ciotka miała aż tyle obaw. Mówiła, że wtedy się
ujawnić, ale…
Ujawniły
się obie. Cokolwiek to oznaczało.
Demon
potrząsnął głową.
– Nie
wyobrażasz sobie, jak wyraźnie to czuję. Od początku nazywałem cię wieszczką,
ale teraz… – Z wolna uniósł ich splecione dłonie. – Promieniejesz. W sposób,
którego nie czułem, kiedy widzieliśmy się po raz ostatni. A teraz znajduję
cię akurat tutaj…
– Wyszłam…
na spacer – wykrztusiła, ale po sposobie, w jaki Razjel się roześmiał,
momentalnie pojęła, że jej nie uwierzył.
– Tak,
oczywiście. Dokładnie tak jak i ja. – Wywrócił oczami. W następnej
sekundzie raptownie spoważniał. – Dopiero co ustaliliśmy, że to mało wiarygodna
wymówka. Wiem o niej – oznajmił, wymownie spoglądając w kierunku
budynku, z którego wyszła. – Kim ona jest? A zresztą… Nie musisz mi
odpowiadać. Nie chcę, żeby to brzmiało jak przesłuchanie.
Puścił ją,
jakby dopiero w tamtej chwili dotarło do niego, co robił. Natychmiast się
wycofała, przez moment czując tak, jak nogi mogły odmówić jej posłuszeństwa.
Czuła na sobie spojrzenie Razjela – wystarczająco wymowne i przenikliwe,
by zapragnęła zniknąć. To, co mówił, jedynie pogarszało sytuację; z każdym
kolejnym słowem czuła się bardziej zapędzona w kozi róg, bez choćby szansy
na to, żeby jednak uciec.
Cóż, to i tak
było lepsze niż rozeźlony Rufus, który jakimś cudem zorientowałby się, co
robiła w wolnym czasie. Nie żeby dopiero co nie zastanawiała się, jak
pomóc sobie i Claudii, ale mimo wszystko…
– Co chcesz
z tym zrobić? – zapytała cicho, uciekając wzrokiem gdzieś w bok. – Nie
rozumiem. Chodzisz za mną, więc…
– Uważasz,
że mogę być twoim wrogiem?
Natychmiast
poderwała głowę. Nie zastanawiała się nad tym, ale coś w sposobie, w jaki
wypowiedział te słowa, dało jej do myślenia.
– A mam
powody, żeby tak uważasz? – zapytała w zmiana.
W tamtej
chwili naprawdę zapragnęła zobaczyć się z Odbiciem. Gdyby tylko mogła, znalazłaby
sposób, żeby dorwać swoje odbicie, potrząsnąć nim i zażądać odpowiedzi. To
nic, że to brzmiało jak czysta abstrakcja – ten rodzaj szaleństwa, przed którym
wciąż próbowała się bronić. Być może zaczynała popadać w desperację, ale i tym
nie potrafiła się przejąć. Szlag, chodził za nią demon, na dodatek taki, który
utrzymywał, że mu się podobała, za to teraz…
Kąciki ust
mężczyzny drgnęły, nieznacznie unosząc się ku górze. Nie wyglądał na
poirytowanego tym, że mogłaby odpowiadać mu pytaniem na pytanie.
– Nie
sądzę. Nigdy nie chciałem cię skrzywdzić – zapewnił i zabrzmiało to niemal
łagodnie. – Pod tym względem nic się nie zmieniło. Ale jeśli chcesz mojej
pomocy, dobrze byłoby, gdybyśmy jednak porozmawiali.
Spojrzała
na niego z niedowierzaniem, uświadamiając sobie, że właśnie próbował
dyktować warunki. Nie miała pojęcia, czy powinna mu na to pozwolić. Nerwowo
obejrzała się przez ramię, mimowolnie zastanawiając nad tym, jak zareagowałaby
Claudia, gdyby się dowiedziała. Miała zaprowadzić demona na górę, przedstawić
go i oznajmić, że w zasadzie to nawet go nie znała, ale z jakiegoś
powodu uparł się ją śledzić, a teraz – tylko teoretycznie – mógł okazać
się chętny do pomocy?
Potrząsnęła
głową. Z wolna uniosła dłonie, wsuwając je we włosy. Potarła skronie, po czym
– ignorując to, że rozsądek podpowiadał jej, że postępuje głupio – zwróciła się
do Razjela plecami. Zaczęła niespokojnie krążyć, bezskutecznie próbując
zapanować nad mętlikiem w głowie.
Niemożliwy.
On jest po prostu niemożliwy…
Znów
poczuła się jak w potrzasku. Jeśli do tej pory sporadycznie do głosu
dochodziła bezradność, coś w obecności Razjela jedynie ją podsyciło. Nie
miała pojęcia, co robić i taka była prawda.
– Co się
dzieje? Po prostu mi powiedz – doszedł ją jego spokojny, niemalże hipnotyzujący
głos. Próbował na nią wpłynąć? Powinno ją to zaniepokoić, a jednak nic
podobnego nie miało miejsca. – Jesteś przerażona. Tego jednego nie ukryjesz
przed żadnym demonem – dodał, a wzdłuż jej kręgosłupa jak na zawołanie
przeszedł dreszcz.
– Nie wiem,
czy ktokolwiek będzie w stanie to zrozumieć – przyznała niechętnie.
– Spróbuj.
Parsknęła,
nie mogąc się powstrzymać. Uważał, że to było takie proste? Prawda była taka,
że miała ochotę roześmiać się w głos, co jedynie dowodziło, że może jednak
była zdesperowana. Z drugiej strony, skoro Razjel tutaj był i wiedział
rzeczy, które wolałaby zostawić dla siebie… Och, jaka była szansa na to, że
mógłby zdradzić ją przed Eleną i Rafaelem? Co prawda kuzynka lepiej niż
ktokolwiek wiedziała, co znaczyło trzymać pewne rzeczy w sekrecie, z kolei
jej mąż wydawał się ją lubić, no i na pewno w wolnych chwilach nie
dyskutował z innymi, ale mimo wszystko…
Demon nie
naciskał, ale wcale nie poczuła się dzięki temu lepiej. Wciąż ją obserwował i to
w tak otwarty sposób, że nie potrafiła ignorować jego spojrzenia. Nic nie
wskazywało na to, by zamierzał ot tak odpuścić i zniknąć.
Gdzie
ten mój rzekomy geniusz, kiedy tak bardzo go potrzebuję?, zadrwiła. Gdyby
Razjel przyszedł do niej z quizem w tematyce fizyki kwantowej,
poradziłaby sobie o wiele lepiej.
– O kogo
zapytałeś mnie na samym początku? – wypaliła pod wpływem impulsu. Podejrzewała,
że zna odpowiedź, ale musiała ustalić przynajmniej tę jedną kwestię.
– Sądziłem,
że to oczywiste. Chociaż nie przypuszczałem, że Lilly Ann zostawiła po sobie
jakichkolwiek potomków.
Mogła się
tego spodziewać. Mogła, a jednak słowa Razjela kolejny raz wytrąciły ją z równowagi.
To i bezpośredniość, z jakim o tym mówił.
Kolejny raz
słyszała takie rzeczy akurat od demonów. Jak źle było, skoro najwyraźniej
właśnie do nich powinna się zwrócić, by dowiedzieć się więcej o własnych
przodkach?
– Ty
znałeś…? – zaczęła, pośpiesznie oglądając się na swojego towarzysza.
– Nie
miałem okazji. Nie osobiście – sprostował, siląc się na blady uśmiech. – Miałem
w tamtym okresie inne problemy. Ale trudno byłoby nie słyszeć najpotężniejszej
czarownicy tamtych lat.
Wzdrygnęła
się, choć nie powiedział jej niczego, o czym nie słyszałaby wcześniej.
Przez krótką chwilę miała ochotę zapytać o więcej – o to, co
powiedział jej Rafael. Ile prawdy było w takim razie w plotkach na
temat Lilly Ann? Skoro tradycyjne źródła zawodziły, musiała próbować inaczej,
ale to wydawało się najmniej odpowiednim momencie.
– No, tak…
– wyrwało jej się. Skrzyżowała ramiona na piersiach, przez chwilę niepewna, co z nimi
zrobić. – Wciąż nie wiem, jak zacząć, ale… – Nerwowo obejrzała się przez ramię
na pogrążony w ciszy budynek. Podświadomie wciąż wyczekiwała pojawienia
się rozeźlonej, rozczarowanej nią Claudii. – Mówisz, że o niej wiesz.
Tyle, ile o mnie?
– Tyle,
żeby wiedzieć, że musicie być jakoś spokrewnione – przyznał, nie tracąc
opanowania.
W
zamyśleniu skinęła głową.
– To moja
ciotka – oznajmiła, w końcu decydując się nazwać sprawy po imieniu. – To…
skomplikowane – podjęła, a kąciki ust Razjela nieznacznie drgnęły. Tak, to
również dała mu już do zrozumienia. – Zwłaszcza dla mnie. Znam ją krótko. W zasadzie…
do niedawna nie wiedziałam wielu rzeczy. – Parsknęła pozbawionym wesołości
śmiechem. – Wiem tylko, że mamy kłopoty. A ty wcale mi nie ułatwiasz.
–
Przeprosiłbym, ale chyba nie czuję się winny – stwierdził Razjel, nagle materializując
się u jej boku. – Hej… Nie musisz mi opowiadać, jeśli masz problem z zebraniem
myśli. Mógłbym dowiedzieć się inaczej, jeśli tylko mi pozwolisz.
Oczy Claire
rozszerzyły się nieznacznie, kiedy dostrzegła wyciągnięte ku niej dłonie. Serce
podeszło jej do gardła, ale nie odsunęła się, kiedy demon tak po prostu ujął
jej twarz. Stała jak sparaliżowania, porażona jego dotykiem i bliskością,
prawie jak wtedy, gdy napatoczyli się na siebie po raz pierwszy – ona z impetem
wpadając mu w ramiona. Rozchyliła wargi, ale nie wyrwał się z nich
żaden dźwięk. Po prostu na niego spoglądała, próbując zrozumieć, dlaczego tak
nagle zaczęła drżeć. Choć mężczyzna ukrył czarne, potężne skrzydła, Claire aż
za dobrze pamiętała, co oznaczała ich bliskość. Prze krótką chwilę niemalże
czuła, jak te powoli owijają się wokół niej, muskając ramiona i sprawiając,
że czuła się tak, jakby drobinki lodu wbijały się w jej ciało.
Wiedziała,
co chciał zrobić Razjel. Zwłaszcza obracając się wokół telepatów aż za dobrze
zdawała sobie sprawę z tego, że ci w ułamku sekundy potrafili zdobyć
wszystkie potrzebne informacje, po prostu buszując we wspomnieniach, ale…
Nie była
pewna, czy tego chciała. Nie przy nim, skoro tak naprawdę go nie znała. Czego
miała spodziewać się po obcym demonie, który z sobie tylko znanych powodów
próbował ją śledzić? Już i tak powiedziała mu za dużo, poniekąd dlatego,
że nie pozostawił jej większego wyboru.
– Ja…
– Nie
sięgnę po nic, czego nie będziesz chciała mi pokazać. Wierzę, że proszę o wiele…
– zaczął, ale nie pozwoliła mu dokończyć.
– Zbyt
wiele.
Skrzywił
się w odpowiedzi na te słowa. Jakimś cudem zdołała ruszyć się z miejsca,
cofając tak gwałtownie, że omal się nie wywróciła. Rozszerzonymi oczyma
wpatrywała się w stojącego przed nią mężczyznę, wciąż czując się tak,
jakby ktoś z całej siły zdzielił ją po głowie. Nie powinna mu ufać – nie
tak po prostu. Już raz popełniła błąd, przyjmując pomoc kogoś, kto zdecydowanie
nie miał względem niej dobrych zamiarów. Łagodne spojrzenie, piękne słowa – to
wszystko było znajome, niczym doskonała iluzja, która prędzej czy później
musiała przecież zniknąć.
Blizna na
piersi zapiekła, choć Claire dobrze wiedziała, że to nie był prawdziwy ból. Mimo
wszystko z trudem powstrzymała grymas, instynktownie przyciskając obie
dłonie do klatki piersiowej. Dean był nauczką, której nie potrafiła zapomnieć.
Razjel z kolei…
Ale gdzieś w pamięci
wciąż miała spojrzenie Odbicia. Tę miotająca się, mówiącą zagadkami drugą
siebie, która… tak naprawdę nie powiedziała jej niczego. Nie w ten sam
sposób, co po spotkaniu z Claudią.
Co to oznaczało?
Co miała rozumieć, skoro ten mężczyzna…?
–
Przepraszam – doszło ją jakby z oddali. Kiedy poderwała głowę, przekonała
się, że demon wciąż ją obserwował, na dodatek w zdecydowanie zbyt
przenikliwy, trudny do zinterpretowania sposób. Nawet jeśli go uraziła, nie dał
niczego po sobie poznać. – Nie powinienem. Tak… To dość jasne – zapewnił, ale z jakiegoś
powodu i tak poczuła się źle.
Nie
odpowiedziała. Spuściła wzrok, na dłuższą metę niezdolna wytrzymać jego
spojrzenie. Czuła, że palą ją policzki, wciąż wydając się reagować na dotyk
dopiero co spoczywających na twarzy dłoni.
– To nie
tak… Ja… – Potrząsnęła głową. Wciąż na niego nie patrząc, odchrząknęła,
ostatecznie decydując się zmienić temat. – Słyszałeś o Charonie? – zapytała
wprost.
– Oczywiście.
– Razjel nawet się nie zawahał. – Ach… Chyba rozumiem.
– Czyżby? –
rzuciła bez przekonania, nagle zaniepokojona.
Czy możliwe
było, żeby jednak przeniknął jej myśli? Czego powinna spodziewać się po kimś,
kto pozostawał powiązany z samą Ciemnością? I z Selene,
dopowiedział cichy głosik w jej głowie, ale nawet to nie uczyniło niczym
łatwiejsze. Kiedy myślało się o demonach, trudno było wiązać je
bezpośrednio z boginią.
– Kiedy
żyje się tyle co ja czy moje rodzeństwo, trudno nie usłyszeć o kimś takim –
odparł lakonicznie Razjel. – Tym bardziej że… Och, powiedziałaś, że macie
kłopoty. Teraz jak najbardziej mogę w to uwierzyć.
Nie dodał
niczego więcej, ale tak naprawdę nie musiał. Mogła tylko zgadywać, co myślał
sobie w tamtej chwili. Co kryło się za jego obecnością i spojrzeniem.
Za tym wszystkim i…
Kłopoty
mamy dopiero teraz.
Bała się na
niego spojrzeć. Mętlik w głowie wciąż dawał jej się we znaki, tak jak i wrażenie,
że z tej sytuacji nie było dobrego wyjścia. Musiała zaufać Razjelowi – w choć
niewielkim stopniu, może nie na tyle, by pozwolić mu wejść sobie do głowy… O ile
w jego przypadku jakiekolwiek nakazy czy przyzwolenia w ogóle miały
rację bytu. Już od chwili, w której dostrzegła go w tym miejscu,
oczywistym stało się dla niego, że nie mogła ot tak odejść i zostawić go
bez odpowiedzi. Wtedy byłoby gorzej, ale to nadal nie wyjaśniało, czego od niej
oczekiwał.
Przecież
ci powiedział, pomyślała i przez chwilę była pewna, że słyszy słowa
Odbicia – poirytowane, zupełnie inne niż te, które mogłyby paść z jej ust.
Tyle że to nie czyniło niczego łatwiejszym. Wiara w to, że mogłoby chodzić
tylko o to, że jakkolwiek mu się podobała…
Jego bezpośredniość
ją peszyła. Myśl, że był nią jakkolwiek zainteresowany. Że tutaj stał, oferując
pomoc, kiedy najbardziej tego potrzebowała. To wszystko brzmiało jak marny
żart, na dodatek taki, którego nie potrafiła traktować poważnie. W przypadku
wpojenia przynajmniej miała jakiś punkt podparcia, jakieś usprawiedliwienie, ale
Razjel…?
W emocjach
nie było niczego logicznego. Czy nie to na każdym kroku próbował zasugerować jej
Rufus? Najwyraźniej z tym tematem oboje radzili sobie równie beznadziejnie.
– Claire? –
odezwał się ponownie demon. Jego głos brzmiał spokojnie, ale i tak na
niego nie spojrzała. – Pamiętasz nasze pierwsze spotkanie? To, co wtedy
zrobiłem? – drążył, więc po prostu skinęła głową. Ciężko, żeby zapomniała,
jakim cudem w ogóle wyszła z podziemi. – Więc uwierz mi, że zamierzam
zrobić to po raz kolejny. Pomóc ci. Będę powtarzał to tak długo, aż w końcu
mi uwierzysz – nalegał, ale również wtedy nie zdecydowała się na niego
spojrzeć.
Zacisnęła
usta. Uświadomiła sobie, że drży, choć prawie nie zwracała na to uwagi. Jakie
to miało znaczenie w tej sytuacji? Jasne, gdyby zechciał, skrzywdziłby ją
dawno temu, w gruncie rzeczy nawet nie musząc brudzić sobie rąk, ale…
Przywykła,
że wszystko miało swoją przyczynę i skutek – jasny, konkretny cel, który
potrafiła dostrzec i wytłumaczyć. Ten, który próbował przedstawić jej
Razjel, w żadnym razie taki nie był. Nie dla niej.
Nie tak po
prostu.
– W porządku…
Skoro tak, mam propozycję. – Mężczyzna bez jakiegokolwiek ostrzeżenia zmaterializował
się u jej boku. – Nie jestem zaskoczony, że tak reagujesz. Wierze, że… jestem
zbyt bezpośrednio – przyznał i po jego tonie poznała, że się uśmiechał. –
Ale skoro tak… Co powiesz na mały układ, mała wiedźmo?
Jednak
poderwała głowę. Sama nie była pewna, co wytrąciło ją z równowagi
bardziej: to, co sugerował czy sposób, w jaki się do niej zwracał. „Wiedźma”
brzmiała jeszcze dziwaczniej niż „wieszczka”, zwłaszcza że do tej drugiej
powoli zaczynała przywykać.
– Układ? –
powtórzyła, przez chwilę mając ochotę się roześmiać. To nie brzmiało dobrze. Ani
trochę.
–
Oczywiście. Układ – zgodził się Razjel. Jego oczy zalśniły, kiedy skupił wzrok
na jej twarzy. – Nie wiem jak wygląda to teraz, ale niegdyś dane słowo
traktowano bardzo poważnie. Raz złożona obietnica ma dla mnie znaczenie, więc… –
Urwał, jakby od niechcenia wzruszył ramionami. – Zrobię wszystko, żeby zapewnić
ci bezpieczeństwo. Twojej ciotce też – dodał, zanim zdążyłaby zaprotestować.
Dostrzegła w jego
twarzy coś, co mimo wszystko przyprawiło ją o dreszcze. W pamięci wciąż
miała czarne skrzydła – jednoznaczny dowód na to, że Razjel jak najbardziej
mógł okazać się osobą, która mogłaby mierzyć się z kimś takim jak Charon.
Jakkolwiek niewinny by się nie wydawał, kiedy tak po prostu przed nią stał z bladym
uśmiechem, mówiąc te wszystkie miłe, życzliwe słowa, jakoś nie wątpiła w to,
że był niebezpieczny. Ktoś, kto wywodził się od Ciemności i żył tyle
czasu, już od dawna musiał mieć krew na rękach.
Może tego
potrzebowały – i ona, i Claudia. Może, ale…
– Ale? –
zapytała wprost. Razjel pytająco uniósł brwi. – Z układów zwykle płynie
korzyść dla obu stron – zauważyła przytomnie.
Demon
jedynie się uśmiechnął.
– Ach… Słyszałem,
że jesteś inteligentna. I zbyt poważnie traktujesz otaczający cię świat –
stwierdził, choć to ani trochę nie brzmiał jak odpowiedź, której mogłaby
oczekiwać.
– Kto ci to
powiedział? – obruszyła się. To brzmiało jak coś, co bez chwili wahania mógłby
wyrecytować Aldero. I może nawet by w to uwierzyła, gdyby jej kuzyna
łączyła jakakolwiek cieplejsza relacja z demonami. – Zresztą nieważne! Ja…
– Jesteś
inteligentna – przerwał Razjel, wydając się szukać potwierdzenia tego
stwierdzenia. – Słyszałem wręcz, że genialna, więc… Claire? Uznajmy, że w zamian
pomożesz mi w jednym projekcie. Bardzo chętnie usłyszę opinię kogoś
takiego jak ty. – Bez wahania przesunął się jeszcze bliżej. – Czy taka
propozycja bardziej ci odpowiada?
Żartował
sobie? W oszołomieniu spojrzała na wyciągniętą ku niej dłoń. Poraził ją
jego spokój, pewność w głowie i to, że wciąż spoglądał na nią w ten
trudny do zinterpretowania sposób. Spoglądając w te oczy, naprawdę mogłaby
uwierzyć, że przyszedł dla niej. Że chciał ją poznać i…
Nie tego
się spodziewała. Chciało jej się krzyczeć, choć nie sądziła, by na Razjelu
zrobiło to jakiekolwiek wrażenie. Była pewna, ze nawet gdyby uciekła albo
odmówiła ujęcia go za rękę, nie odpuściłby. Układ, który proponował, był tylko
wymówką. Czymś, co w gruncie rzeczy sama na nim wymogła, nie będąc w stanie
uwierzyć, że jego intencje mogłyby być w pełni czyste. To, że miał jakiś
ukryty motyw, wydawało się logiczne… Prawda?
Więc
dlaczego wcale nie czuła się z tym lepiej…?
– Ten
projekt… – zaczęła, ale demon jedynie potrząsnął głową.
– W swoim
czasie. To nic wielkiego. Żadne zobowiązanie, a ty wcale nie podpisujesz
paktu z diabłem – zapewnił, chociaż jeśli miała być ze sobą szczera, czuła
się, jakby jednak miała to zrobić. Jakby w chwili, w której ujmie go
za rękę, miało zmienić się wszystko. – Pozwól mi pomóc. Będzie prościej, jeśli
zaczniemy współpracować… I nie, nie zamierzam nikomu wspominać – dodał z bladym
uśmiechem. – Zorientowałem się, że to miejsce – wymownie spojrzał na budynek za
jej plecami – nie jest właściwe. Raczej nie chwalisz się, że tutaj
przychodzisz.
Jak wiele
wiedział? Mogła tylko zgadywać, skąd brał informacje. I dlaczego tak
bardzo zależało mu na tym, żeby się do niej zbliżyć.
„Następnym
razem ty mi odpowiesz” – przypomniała sobie słowa Odbicia.
Dlaczego…?
Pod wpływem impulsu wyciągnęła rękę. W chwili, w której ciepłe palce Razjela zacisnęły się wokół jej dłoni, z jakiegoś powodu poczuła się, jakby z ramion zdjęto jej jakiś olbrzymi ciężar.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz