30 marca 2021

Sto dwa

Claire

Nie odpowiedziała. Z uporem milczała, wyczekująco spoglądając na obserwującego ją demona. Poczuła się dziwnie, kiedy ich spojrzenia się spotkały, zwłaszcza że w lśniących, niebieskich oczach dostrzegła coś takiego…

Razjel milczał przez kilka kolejnych sekund, nim ostatecznie doszedł do wniosku, że jednak nie doczeka się reakcji z jej strony.

– W porządku, w takim razie to zrobię – zapowiedział, bez jakiegokolwiek ostrzeżenia przesuwając się bliżej nie. – Powiedz mi… To prawda? Jesteście spokrewnione? – zapytał wprost i to wystarczyło, by poczuła się tak, jakby ktoś z całej siły zdzielił ją czymś ciężkim po głowie.

– C-co…?

Nie dokończyła. Zesztywniała, kiedy Razjel nagle zmaterializował się tuż przed nią, chwytając ją za obie dłonie. W pierwszym odruchu zapragnęła się cofnąć, ale coś w sposobie, w jaki zacisnął dłonie wokół jej nadgarstków, ostatecznie ją przed tym powstrzymało. Wbrew wszystkiemu wcale nie czuła się, jakby chciał ją zaatakować. Co prawda jego oczy lśniły w podekscytowany, na swój sposób niepokojący sposób, ale…

– Jesteśmy wrażliwi na to, co nadnaturalne… Wiesz o tym, prawda? – podjął pośpiesznie Razjel. Z jakiegoś powodu była pewna, że w tamtej chwili nie mówił tylko o demonach. – Jakiś czas temu… Och, noc eksplodowała. Nie tak jak wtedy, gdy mój ojciec wezwał do siebie Łowcę – przyznał, kolejny raz wprawiając dziewczynę w konsternację – ale i tak to poczułem. Czego takiego nie da się zignorować.

– Ani trochę cię nie rozumiem – obruszyła się, ale już w chwili, w której pozwoliła tym słowom rozbrzmieć, zorientowała się, że nie są prawdziwe.

Oczywiście, że tak. Musiałaby być ślepa i głucha, by nie zorientować się, że w rytualne, który odprawiła Claudia, chodziło o coś więcej niż zapalenie kilku świec i efektowe przelanie krwi. Czuła tę moc. Czuła, że powietrze wokół nich pulsuje, wypełnione… czymś… tym rodzajem energii, której nie potrafiła zignorować. Tym łatwiej mogła sobie wyobrazić, dlaczego ciotka miała aż tyle obaw. Mówiła, że wtedy się ujawnić, ale…

Ujawniły się obie. Cokolwiek to oznaczało.

Demon potrząsnął głową.

– Nie wyobrażasz sobie, jak wyraźnie to czuję. Od początku nazywałem cię wieszczką, ale teraz… – Z wolna uniósł ich splecione dłonie. – Promieniejesz. W sposób, którego nie czułem, kiedy widzieliśmy się po raz ostatni. A teraz znajduję cię akurat tutaj…

– Wyszłam… na spacer – wykrztusiła, ale po sposobie, w jaki Razjel się roześmiał, momentalnie pojęła, że jej nie uwierzył.

– Tak, oczywiście. Dokładnie tak jak i ja. – Wywrócił oczami. W następnej sekundzie raptownie spoważniał. – Dopiero co ustaliliśmy, że to mało wiarygodna wymówka. Wiem o niej – oznajmił, wymownie spoglądając w kierunku budynku, z którego wyszła. – Kim ona jest? A zresztą… Nie musisz mi odpowiadać. Nie chcę, żeby to brzmiało jak przesłuchanie.

Puścił ją, jakby dopiero w tamtej chwili dotarło do niego, co robił. Natychmiast się wycofała, przez moment czując tak, jak nogi mogły odmówić jej posłuszeństwa. Czuła na sobie spojrzenie Razjela – wystarczająco wymowne i przenikliwe, by zapragnęła zniknąć. To, co mówił, jedynie pogarszało sytuację; z każdym kolejnym słowem czuła się bardziej zapędzona w kozi róg, bez choćby szansy na to, żeby jednak uciec.

Cóż, to i tak było lepsze niż rozeźlony Rufus, który jakimś cudem zorientowałby się, co robiła w wolnym czasie. Nie żeby dopiero co nie zastanawiała się, jak pomóc sobie i Claudii, ale mimo wszystko…

– Co chcesz z tym zrobić? – zapytała cicho, uciekając wzrokiem gdzieś w bok. – Nie rozumiem. Chodzisz za mną, więc…

– Uważasz, że mogę być twoim wrogiem?

Natychmiast poderwała głowę. Nie zastanawiała się nad tym, ale coś w sposobie, w jaki wypowiedział te słowa, dało jej do myślenia.

– A mam powody, żeby tak uważasz? – zapytała w zmiana.

W tamtej chwili naprawdę zapragnęła zobaczyć się z Odbiciem. Gdyby tylko mogła, znalazłaby sposób, żeby dorwać swoje odbicie, potrząsnąć nim i zażądać odpowiedzi. To nic, że to brzmiało jak czysta abstrakcja – ten rodzaj szaleństwa, przed którym wciąż próbowała się bronić. Być może zaczynała popadać w desperację, ale i tym nie potrafiła się przejąć. Szlag, chodził za nią demon, na dodatek taki, który utrzymywał, że mu się podobała, za to teraz…

Kąciki ust mężczyzny drgnęły, nieznacznie unosząc się ku górze. Nie wyglądał na poirytowanego tym, że mogłaby odpowiadać mu pytaniem na pytanie.

– Nie sądzę. Nigdy nie chciałem cię skrzywdzić – zapewnił i zabrzmiało to niemal łagodnie. – Pod tym względem nic się nie zmieniło. Ale jeśli chcesz mojej pomocy, dobrze byłoby, gdybyśmy jednak porozmawiali.

Spojrzała na niego z niedowierzaniem, uświadamiając sobie, że właśnie próbował dyktować warunki. Nie miała pojęcia, czy powinna mu na to pozwolić. Nerwowo obejrzała się przez ramię, mimowolnie zastanawiając nad tym, jak zareagowałaby Claudia, gdyby się dowiedziała. Miała zaprowadzić demona na górę, przedstawić go i oznajmić, że w zasadzie to nawet go nie znała, ale z jakiegoś powodu uparł się ją śledzić, a teraz – tylko teoretycznie – mógł okazać się chętny do pomocy?

Potrząsnęła głową. Z wolna uniosła dłonie, wsuwając je we włosy. Potarła skronie, po czym – ignorując to, że rozsądek podpowiadał jej, że postępuje głupio – zwróciła się do Razjela plecami. Zaczęła niespokojnie krążyć, bezskutecznie próbując zapanować nad mętlikiem w głowie.

Niemożliwy. On jest po prostu niemożliwy…

Znów poczuła się jak w potrzasku. Jeśli do tej pory sporadycznie do głosu dochodziła bezradność, coś w obecności Razjela jedynie ją podsyciło. Nie miała pojęcia, co robić i taka była prawda.

– Co się dzieje? Po prostu mi powiedz – doszedł ją jego spokojny, niemalże hipnotyzujący głos. Próbował na nią wpłynąć? Powinno ją to zaniepokoić, a jednak nic podobnego nie miało miejsca. – Jesteś przerażona. Tego jednego nie ukryjesz przed żadnym demonem – dodał, a wzdłuż jej kręgosłupa jak na zawołanie przeszedł dreszcz.

– Nie wiem, czy ktokolwiek będzie w stanie to zrozumieć – przyznała niechętnie.

– Spróbuj.

Parsknęła, nie mogąc się powstrzymać. Uważał, że to było takie proste? Prawda była taka, że miała ochotę roześmiać się w głos, co jedynie dowodziło, że może jednak była zdesperowana. Z drugiej strony, skoro Razjel tutaj był i wiedział rzeczy, które wolałaby zostawić dla siebie… Och, jaka była szansa na to, że mógłby zdradzić ją przed Eleną i Rafaelem? Co prawda kuzynka lepiej niż ktokolwiek wiedziała, co znaczyło trzymać pewne rzeczy w sekrecie, z kolei jej mąż wydawał się ją lubić, no i na pewno w wolnych chwilach nie dyskutował z innymi, ale mimo wszystko…

Demon nie naciskał, ale wcale nie poczuła się dzięki temu lepiej. Wciąż ją obserwował i to w tak otwarty sposób, że nie potrafiła ignorować jego spojrzenia. Nic nie wskazywało na to, by zamierzał ot tak odpuścić i zniknąć.

Gdzie ten mój rzekomy geniusz, kiedy tak bardzo go potrzebuję?, zadrwiła. Gdyby Razjel przyszedł do niej z quizem w tematyce fizyki kwantowej, poradziłaby sobie o wiele lepiej.

– O kogo zapytałeś mnie na samym początku? – wypaliła pod wpływem impulsu. Podejrzewała, że zna odpowiedź, ale musiała ustalić przynajmniej tę jedną kwestię.

– Sądziłem, że to oczywiste. Chociaż nie przypuszczałem, że Lilly Ann zostawiła po sobie jakichkolwiek potomków.

Mogła się tego spodziewać. Mogła, a jednak słowa Razjela kolejny raz wytrąciły ją z równowagi. To i bezpośredniość, z jakim o tym mówił.

Kolejny raz słyszała takie rzeczy akurat od demonów. Jak źle było, skoro najwyraźniej właśnie do nich powinna się zwrócić, by dowiedzieć się więcej o własnych przodkach?

– Ty znałeś…? – zaczęła, pośpiesznie oglądając się na swojego towarzysza.

– Nie miałem okazji. Nie osobiście – sprostował, siląc się na blady uśmiech. – Miałem w tamtym okresie inne problemy. Ale trudno byłoby nie słyszeć najpotężniejszej czarownicy tamtych lat.

Wzdrygnęła się, choć nie powiedział jej niczego, o czym nie słyszałaby wcześniej. Przez krótką chwilę miała ochotę zapytać o więcej – o to, co powiedział jej Rafael. Ile prawdy było w takim razie w plotkach na temat Lilly Ann? Skoro tradycyjne źródła zawodziły, musiała próbować inaczej, ale to wydawało się najmniej odpowiednim momencie.

– No, tak… – wyrwało jej się. Skrzyżowała ramiona na piersiach, przez chwilę niepewna, co z nimi zrobić. – Wciąż nie wiem, jak zacząć, ale… – Nerwowo obejrzała się przez ramię na pogrążony w ciszy budynek. Podświadomie wciąż wyczekiwała pojawienia się rozeźlonej, rozczarowanej nią Claudii. – Mówisz, że o niej wiesz. Tyle, ile o mnie?

– Tyle, żeby wiedzieć, że musicie być jakoś spokrewnione – przyznał, nie tracąc opanowania.

W zamyśleniu skinęła głową.

– To moja ciotka – oznajmiła, w końcu decydując się nazwać sprawy po imieniu. – To… skomplikowane – podjęła, a kąciki ust Razjela nieznacznie drgnęły. Tak, to również dała mu już do zrozumienia. – Zwłaszcza dla mnie. Znam ją krótko. W zasadzie… do niedawna nie wiedziałam wielu rzeczy. – Parsknęła pozbawionym wesołości śmiechem. – Wiem tylko, że mamy kłopoty. A ty wcale mi nie ułatwiasz.

– Przeprosiłbym, ale chyba nie czuję się winny – stwierdził Razjel, nagle materializując się u jej boku. – Hej… Nie musisz mi opowiadać, jeśli masz problem z zebraniem myśli. Mógłbym dowiedzieć się inaczej, jeśli tylko mi pozwolisz.

Oczy Claire rozszerzyły się nieznacznie, kiedy dostrzegła wyciągnięte ku niej dłonie. Serce podeszło jej do gardła, ale nie odsunęła się, kiedy demon tak po prostu ujął jej twarz. Stała jak sparaliżowania, porażona jego dotykiem i bliskością, prawie jak wtedy, gdy napatoczyli się na siebie po raz pierwszy – ona z impetem wpadając mu w ramiona. Rozchyliła wargi, ale nie wyrwał się z nich żaden dźwięk. Po prostu na niego spoglądała, próbując zrozumieć, dlaczego tak nagle zaczęła drżeć. Choć mężczyzna ukrył czarne, potężne skrzydła, Claire aż za dobrze pamiętała, co oznaczała ich bliskość. Prze krótką chwilę niemalże czuła, jak te powoli owijają się wokół niej, muskając ramiona i sprawiając, że czuła się tak, jakby drobinki lodu wbijały się w jej ciało.

Wiedziała, co chciał zrobić Razjel. Zwłaszcza obracając się wokół telepatów aż za dobrze zdawała sobie sprawę z tego, że ci w ułamku sekundy potrafili zdobyć wszystkie potrzebne informacje, po prostu buszując we wspomnieniach, ale…

Nie była pewna, czy tego chciała. Nie przy nim, skoro tak naprawdę go nie znała. Czego miała spodziewać się po obcym demonie, który z sobie tylko znanych powodów próbował ją śledzić? Już i tak powiedziała mu za dużo, poniekąd dlatego, że nie pozostawił jej większego wyboru.

– Ja…

– Nie sięgnę po nic, czego nie będziesz chciała mi pokazać. Wierzę, że proszę o wiele… – zaczął, ale nie pozwoliła mu dokończyć.

– Zbyt wiele.

Skrzywił się w odpowiedzi na te słowa. Jakimś cudem zdołała ruszyć się z miejsca, cofając tak gwałtownie, że omal się nie wywróciła. Rozszerzonymi oczyma wpatrywała się w stojącego przed nią mężczyznę, wciąż czując się tak, jakby ktoś z całej siły zdzielił ją po głowie. Nie powinna mu ufać – nie tak po prostu. Już raz popełniła błąd, przyjmując pomoc kogoś, kto zdecydowanie nie miał względem niej dobrych zamiarów. Łagodne spojrzenie, piękne słowa – to wszystko było znajome, niczym doskonała iluzja, która prędzej czy później musiała przecież zniknąć.

Blizna na piersi zapiekła, choć Claire dobrze wiedziała, że to nie był prawdziwy ból. Mimo wszystko z trudem powstrzymała grymas, instynktownie przyciskając obie dłonie do klatki piersiowej. Dean był nauczką, której nie potrafiła zapomnieć. Razjel z kolei…

Ale gdzieś w pamięci wciąż miała spojrzenie Odbicia. Tę miotająca się, mówiącą zagadkami drugą siebie, która… tak naprawdę nie powiedziała jej niczego. Nie w ten sam sposób, co po spotkaniu z Claudią.

Co to oznaczało? Co miała rozumieć, skoro ten mężczyzna…?

– Przepraszam – doszło ją jakby z oddali. Kiedy poderwała głowę, przekonała się, że demon wciąż ją obserwował, na dodatek w zdecydowanie zbyt przenikliwy, trudny do zinterpretowania sposób. Nawet jeśli go uraziła, nie dał niczego po sobie poznać. – Nie powinienem. Tak… To dość jasne – zapewnił, ale z jakiegoś powodu i tak poczuła się źle.

Nie odpowiedziała. Spuściła wzrok, na dłuższą metę niezdolna wytrzymać jego spojrzenie. Czuła, że palą ją policzki, wciąż wydając się reagować na dotyk dopiero co spoczywających na twarzy dłoni.

– To nie tak… Ja… – Potrząsnęła głową. Wciąż na niego nie patrząc, odchrząknęła, ostatecznie decydując się zmienić temat. – Słyszałeś o Charonie? – zapytała wprost.

– Oczywiście. – Razjel nawet się nie zawahał. – Ach… Chyba rozumiem.

– Czyżby? – rzuciła bez przekonania, nagle zaniepokojona.

Czy możliwe było, żeby jednak przeniknął jej myśli? Czego powinna spodziewać się po kimś, kto pozostawał powiązany z samą Ciemnością? I z Selene, dopowiedział cichy głosik w jej głowie, ale nawet to nie uczyniło niczym łatwiejsze. Kiedy myślało się o demonach, trudno było wiązać je bezpośrednio z boginią.

– Kiedy żyje się tyle co ja czy moje rodzeństwo, trudno nie usłyszeć o kimś takim – odparł lakonicznie Razjel. – Tym bardziej że… Och, powiedziałaś, że macie kłopoty. Teraz jak najbardziej mogę w to uwierzyć.

Nie dodał niczego więcej, ale tak naprawdę nie musiał. Mogła tylko zgadywać, co myślał sobie w tamtej chwili. Co kryło się za jego obecnością i spojrzeniem. Za tym wszystkim i…

Kłopoty mamy dopiero teraz.

Bała się na niego spojrzeć. Mętlik w głowie wciąż dawał jej się we znaki, tak jak i wrażenie, że z tej sytuacji nie było dobrego wyjścia. Musiała zaufać Razjelowi – w choć niewielkim stopniu, może nie na tyle, by pozwolić mu wejść sobie do głowy… O ile w jego przypadku jakiekolwiek nakazy czy przyzwolenia w ogóle miały rację bytu. Już od chwili, w której dostrzegła go w tym miejscu, oczywistym stało się dla niego, że nie mogła ot tak odejść i zostawić go bez odpowiedzi. Wtedy byłoby gorzej, ale to nadal nie wyjaśniało, czego od niej oczekiwał.

Przecież ci powiedział, pomyślała i przez chwilę była pewna, że słyszy słowa Odbicia – poirytowane, zupełnie inne niż te, które mogłyby paść z jej ust. Tyle że to nie czyniło niczego łatwiejszym. Wiara w to, że mogłoby chodzić tylko o to, że jakkolwiek mu się podobała…

Jego bezpośredniość ją peszyła. Myśl, że był nią jakkolwiek zainteresowany. Że tutaj stał, oferując pomoc, kiedy najbardziej tego potrzebowała. To wszystko brzmiało jak marny żart, na dodatek taki, którego nie potrafiła traktować poważnie. W przypadku wpojenia przynajmniej miała jakiś punkt podparcia, jakieś usprawiedliwienie, ale Razjel…?

W emocjach nie było niczego logicznego. Czy nie to na każdym kroku próbował zasugerować jej Rufus? Najwyraźniej z tym tematem oboje radzili sobie równie beznadziejnie.

– Claire? – odezwał się ponownie demon. Jego głos brzmiał spokojnie, ale i tak na niego nie spojrzała. – Pamiętasz nasze pierwsze spotkanie? To, co wtedy zrobiłem? – drążył, więc po prostu skinęła głową. Ciężko, żeby zapomniała, jakim cudem w ogóle wyszła z podziemi. – Więc uwierz mi, że zamierzam zrobić to po raz kolejny. Pomóc ci. Będę powtarzał to tak długo, aż w końcu mi uwierzysz – nalegał, ale również wtedy nie zdecydowała się na niego spojrzeć.

Zacisnęła usta. Uświadomiła sobie, że drży, choć prawie nie zwracała na to uwagi. Jakie to miało znaczenie w tej sytuacji? Jasne, gdyby zechciał, skrzywdziłby ją dawno temu, w gruncie rzeczy nawet nie musząc brudzić sobie rąk, ale…

Przywykła, że wszystko miało swoją przyczynę i skutek – jasny, konkretny cel, który potrafiła dostrzec i wytłumaczyć. Ten, który próbował przedstawić jej Razjel, w żadnym razie taki nie był. Nie dla niej.

Nie tak po prostu.

– W porządku… Skoro tak, mam propozycję. – Mężczyzna bez jakiegokolwiek ostrzeżenia zmaterializował się u jej boku. – Nie jestem zaskoczony, że tak reagujesz. Wierze, że… jestem zbyt bezpośrednio – przyznał i po jego tonie poznała, że się uśmiechał. – Ale skoro tak… Co powiesz na mały układ, mała wiedźmo?

Jednak poderwała głowę. Sama nie była pewna, co wytrąciło ją z równowagi bardziej: to, co sugerował czy sposób, w jaki się do niej zwracał. „Wiedźma” brzmiała jeszcze dziwaczniej niż „wieszczka”, zwłaszcza że do tej drugiej powoli zaczynała przywykać.

– Układ? – powtórzyła, przez chwilę mając ochotę się roześmiać. To nie brzmiało dobrze. Ani trochę.

– Oczywiście. Układ – zgodził się Razjel. Jego oczy zalśniły, kiedy skupił wzrok na jej twarzy. – Nie wiem jak wygląda to teraz, ale niegdyś dane słowo traktowano bardzo poważnie. Raz złożona obietnica ma dla mnie znaczenie, więc… – Urwał, jakby od niechcenia wzruszył ramionami. – Zrobię wszystko, żeby zapewnić ci bezpieczeństwo. Twojej ciotce też – dodał, zanim zdążyłaby zaprotestować.

Dostrzegła w jego twarzy coś, co mimo wszystko przyprawiło ją o dreszcze. W pamięci wciąż miała czarne skrzydła – jednoznaczny dowód na to, że Razjel jak najbardziej mógł okazać się osobą, która mogłaby mierzyć się z kimś takim jak Charon. Jakkolwiek niewinny by się nie wydawał, kiedy tak po prostu przed nią stał z bladym uśmiechem, mówiąc te wszystkie miłe, życzliwe słowa, jakoś nie wątpiła w to, że był niebezpieczny. Ktoś, kto wywodził się od Ciemności i żył tyle czasu, już od dawna musiał mieć krew na rękach.

Może tego potrzebowały – i ona, i Claudia. Może, ale…

– Ale? – zapytała wprost. Razjel pytająco uniósł brwi. – Z układów zwykle płynie korzyść dla obu stron – zauważyła przytomnie.

Demon jedynie się uśmiechnął.

– Ach… Słyszałem, że jesteś inteligentna. I zbyt poważnie traktujesz otaczający cię świat – stwierdził, choć to ani trochę nie brzmiał jak odpowiedź, której mogłaby oczekiwać.

– Kto ci to powiedział? – obruszyła się. To brzmiało jak coś, co bez chwili wahania mógłby wyrecytować Aldero. I może nawet by w to uwierzyła, gdyby jej kuzyna łączyła jakakolwiek cieplejsza relacja z demonami. – Zresztą nieważne! Ja…

– Jesteś inteligentna – przerwał Razjel, wydając się szukać potwierdzenia tego stwierdzenia. – Słyszałem wręcz, że genialna, więc… Claire? Uznajmy, że w zamian pomożesz mi w jednym projekcie. Bardzo chętnie usłyszę opinię kogoś takiego jak ty. – Bez wahania przesunął się jeszcze bliżej. – Czy taka propozycja bardziej ci odpowiada?

Żartował sobie? W oszołomieniu spojrzała na wyciągniętą ku niej dłoń. Poraził ją jego spokój, pewność w głowie i to, że wciąż spoglądał na nią w ten trudny do zinterpretowania sposób. Spoglądając w te oczy, naprawdę mogłaby uwierzyć, że przyszedł dla niej. Że chciał ją poznać i…

Nie tego się spodziewała. Chciało jej się krzyczeć, choć nie sądziła, by na Razjelu zrobiło to jakiekolwiek wrażenie. Była pewna, ze nawet gdyby uciekła albo odmówiła ujęcia go za rękę, nie odpuściłby. Układ, który proponował, był tylko wymówką. Czymś, co w gruncie rzeczy sama na nim wymogła, nie będąc w stanie uwierzyć, że jego intencje mogłyby być w pełni czyste. To, że miał jakiś ukryty motyw, wydawało się logiczne… Prawda?

Więc dlaczego wcale nie czuła się z tym lepiej…?

– Ten projekt… – zaczęła, ale demon jedynie potrząsnął głową.

– W swoim czasie. To nic wielkiego. Żadne zobowiązanie, a ty wcale nie podpisujesz paktu z diabłem – zapewnił, chociaż jeśli miała być ze sobą szczera, czuła się, jakby jednak miała to zrobić. Jakby w chwili, w której ujmie go za rękę, miało zmienić się wszystko. – Pozwól mi pomóc. Będzie prościej, jeśli zaczniemy współpracować… I nie, nie zamierzam nikomu wspominać – dodał z bladym uśmiechem. – Zorientowałem się, że to miejsce – wymownie spojrzał na budynek za jej plecami – nie jest właściwe. Raczej nie chwalisz się, że tutaj przychodzisz.

Jak wiele wiedział? Mogła tylko zgadywać, skąd brał informacje. I dlaczego tak bardzo zależało mu na tym, żeby się do niej zbliżyć.

„Następnym razem ty mi odpowiesz” – przypomniała sobie słowa Odbicia.

Dlaczego…?

Pod wpływem impulsu wyciągnęła rękę. W chwili, w której ciepłe palce Razjela zacisnęły się wokół jej dłoni, z jakiegoś powodu poczuła się, jakby z ramion zdjęto jej jakiś olbrzymi ciężar.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa