21 lutego 2021

Osiemdziesiąt dziewięć

 

Claire

Claudia zapanowała nad sobą dużo szybciej niż wcześniej. Choć początkowo Claire miała poczucie, że to ona prowadziła, z wolna zmierzając ku znajomemu już sklepikowi, prawie natychmiast wampirzyca wzięła się w garść na tyle, by role się odwróciły. Obie milczały, kiedy zatrzymały się przed zakurzoną, ubogą wystawą, ale po sposobie, w jaki ciotka ścisnęła ją za rękę, Claire momentalnie zorientowała się, jaki był przekaz: „Trzymaj się blisko mnie”.

Zawahała się. Pamiętała staruszkę, którą spotkali tu podczas ostatniej wizyty – niewidomą i w pełni ludzką, nawet jeśli mówiła rzeczy, które ani trochę nie brzmiały normalnie. Mogła tylko zgadywać, co zadecydowało o powrocie. Z powątpiewaniem spojrzała na wejście, z miejsca orientując się, że sklepik nie zmienił się ani trochę przez ostatnie dwa miesiące. Nic też nie wskazywało na to, żeby pojawiali się w nim inni klienci. Claire szczerze wątpiła, by jakakolwiek osoba, która zawędrowałaby do Cudawianków, miała w sobie cokolwiek normalnego.

Kątem oka spojrzała na Claudię, ale ta wpatrywała się w zupełnie innym kierunku. Na twarzy wampirzycy pojawił się grymas – tylko na chwilę, jednak to wystarczyło. Gdy do tego wszystkiego Claire poczuła, że dłoń w jej uścisku zadrżała, dotarło do niej, że kobieta była przerażona.

– Claudio? – zaryzykowała.

Nie doczekała się odpowiedzi. Chciała odezwać się raz jeszcze, ale zrezygnowała w chwili, w której ciotka przestąpiła naprzód, zdecydowanym ruchem popychając drzwi.

Dzwoneczek przy wejściu wydał z siebie cichy, melodyjny dźwięk, obwieszczając ich przybycie. Już od progu Claire uderzyły duchota oraz silny zapach ziół, kadzidełek oraz kurzu. Choć nerwy zrobiły swoje i jak przez mgłę pamiętała ostatnią wizytę w sklepie, gdy niepewnie rozejrzała się po ciasnym wnętrzu, nabrała pewności, że również w układzie i dostępnym towarze nie zmieniło się nic. Nie rozumiała, gdzie w takim razie był cel prowadzenia jakiegokolwiek interesu – to, że musiał przynosić wyłącznie straty, wydawało się oczywiste – ale prawie natychmiast odrzuciła od siebie tę myśl.

Claudia wciąż trzymała ją za rękę, ale to okazało się o wiele mniej niezręczne, niż mogłoby się wydawać. W zasadzie Claire miała wrażenie, że obie czerpały z tego gestu równie wiele pociechy. Och, jakby w momencie, w którym choć jedna z nich poluzowałaby uścisk, mogło wydarzyć się coś złego i…

– Floro? – wyszeptała Claudia, spoglądając w pustkę.

Flora…?, powtórzyła z wahaniem w myślach, pytająco spoglądając na ciotkę. Zrozumiała, że coś ją ominęło, chociaż nie miała pewności, co to oznaczało. Wątpliwości wróciły, tak jak i cisnące się na usta pytania, ale zachowała je dla siebie. To był zły moment i zrozumiała to w chwili, w której z głębi sklepu rozbrzmiał spokojny, cichy głos.

– Tutaj jestem, drogie dzieci. Wierzę, że pamiętasz drogę, kwiatuszku – dodała kobieta, a Claudia momentalnie zesztywniała.

– T-tak… Tak, oczywiście.

Wcale nie brzmiała na przekonaną, choć jej reakcja raczej nie miała związku z koniecznością przejścia przez sklep. Cokolwiek się działo, Claire mogła jedynie biernie obserwować i pozwalać Claudii działać, przynajmniej na razie. I choć wciąż nie miała pewności, co aż do tego stopnia mogłoby wytrącić wampirzycę z równowagi, przymusiła się do tego, żeby myśleć. W zamian po prostu wzmocniła uścisk wokół dłoni Claudii, nie chcąc ryzykować, że ta znów zdecyduje się ewakuować.

Nie zrobiła tego. W zamian ruszyła w głąb sklepu, w pośpiechu lawirując między zakurzonymi półkami. Claire podążyła za nią, wciąż rozglądając się niespokojnie. Obecność tych wszystkich rzeczy – zakurzonych świec, bibelotów, woreczków z ususzonymi ziołami… To wciąż sprawiało, że czuła się nieswojo, nawet jeśli przedmioty same w sobie nie miały niczego niepokojące. Chciała wierzyć, że pod wieloma względami wszystko i tak sprowadzało się do symboliki albo medycyny.

Och, była pewna, że Claudia osobiście by ją udusiła, gdyby jej o tym wspomniała.

– Tu są schody. Tak tylko cię uprzedzę – usłyszała, ledwo tylko minęły kontuar. Uniosła brwi, nie kryjąc zaskoczenia. Nie, zdecydowanie nie mogłaby tego wiedzieć po jednej wizycie, ale… – Pójdę przodem.

Dłoń Claudii zniknęła. Niepokój wrócił i to ze zdwojoną siłą, ale starała się tego nie okazywać. Mimo panującego dookoła półmroku, wyraźnie widziała sylwetkę kroczącej przed nią wampirzycy. Wciąż pełna złych przeczuć, podążyła za nią, instynktownie zwalniając, kiedy faktycznie dotarły do biegnących w dół schodów.

Świetnie, tego potrzebowała. Piwnica miejsca, które samo w sobie wyglądało niepokojąco, brzmiała dokładnie jak coś, co chciała zobaczyć na własne oczy.

Wciąż powstrzymując się od narastającego pragnienia, żeby podążyć wprost ku wyjściu, zrobiła kilka pierwszych kroków w pustkę. Claudia okazała się mniej wahać, bo dosłownie zbiegła po kolejnych stopniach. Dopiero wtedy Claire zauważyła, że z dołu majaczyło światło i to na tyle jasne, by nabrała pewności, że przynajmniej nie miały w planach siedzieć po ciemku. Nie była pewna czy to dobrze, czy też nie, ale nie miała czasu, by czekać aż cokolwiek się wyjaśni.

Spodziewała się wielu rzeczy, ale na pewno nie tego, co ostatecznie zastała na dole. Napięcie zelżało, kiedy przystanęła na ostatnim stopniu, nerwowo zaciskając dłonie na poręczy i czujnie wodząc wzrokiem dookoła. Co prawda pomieszczenie ani trochę nie przypominało tych, do których Claire przywykła w Mieście Nocy czy domu Licavolich, ale mimo wszystko poczuła się lepiej. W zasadzie skromny salonik, który ukazał się jej oczom, wyglądał niemalże przytulnie. Silny blask wiszącego pod sufitem, przestarzałego już żyrandola, wydawała się wręcz nienaturalny. Claire nie była pewna dlaczego, ale spodziewała się, że prędzej dostrzeże żarzący się gdzieś w kącie kominek, choć zarazem wiedziała, że w tym miejscu nie było dla niego miejsca ani warunków.

– To niezwykle miłe, że jednak zdecydowałaś się przyjść, Claire. Ona bardzo ci ufa i sądzę, że się potrzebujecie.

Z wrażenia omal nie potknęła się o własne nogi. Serce zatrzepotało się w piersi, kiedy pośpiesznie przeniosła wzrok na staruszkę. Jakimś cudem nie zauważyła, żeby ta wcześniej stała tak blisko schodów, a jednak nagle znalazła się tuż obok – przygarbiona i niegroźna. Coś w widoku tej kobiety sprawiło, że Claire momentalnie zapragnęła ująć ją pod ramię i zaprowadzić wprost ku stojącej w samym centrum małego pomieszczenia kanapie.

A jednak te słowa… To i fakt, że kobieta znała jej imię. Może nie powinno jej to dziwić, zwłaszcza że Flora wypowiedziała je już za pierwszym razem, ale to i tak nie wyjaśniało skąd je znała.

Kątem oka wychwyciła ruch, kiedy Claudia niespokojnie się poruszyła. W odpowiedzi na słowa kobiety skrzyżowała ramiona na piersiach i uciekła wzrokiem gdzieś w bok, obojętnie spoglądając w przestrzeń.

– Przyszłam z tobą porozmawiać – oznajmiła lakonicznie. – Dużo myślałam. Nad wieloma kwestiami, nie tylko naszą ostatnią rozmową. I wciąż mam wiele pytań, ale…

– Och, domyślam się. W to, że znów do mnie wrócisz, również ani przez moment nie wątpiłam. – Kobieta w zamyśleniu skinęła głową. – Domyślam się, co ci chodzi po głowie. Ale na dobry początek proponowałabym usiąść.

Jeszcze kiedy mówiła, ostrożnie ruszyła w głąb pomieszczenia. Tyle wystarczyło, żeby Claire otrząsnęła się na tyle, by – działając trochę jak automat – pośpiesznie doskoczyć do Flory. Poczuła się nieswojo, kiedy niewidzące oczy zwróciły się ku niej, ale prawie natychmiast dziwne wrażenie ustąpiło, gdy kobieta obdarzyła ją ciepłym, życzliwym uśmiechem.

– Dziękuję, kruszyno – rzuciła, kiwając głową, kiedy Claire jednak zdecydowała się chwycić ją za ramię.

Już wtedy zorientowała się, że Flora najpewniej nie potrzebowała asysty. Mimo wszystko przyjęła pomoc, pewnie chwytając Claire za ramię. Pachniała w dziwny, trudny do zinterpretowania sposób, prawie jak całe to miejsce – ziołami, kurzem i starością – jednak coś w tej mieszance okazało się zaskakująco kojące, wręcz właściwe.

Claire chciała odsunąć się przy pierwszej możliwej okazji, jednak nie miała po temu okazji. Zanim zdążyła się zastanowić, Flora pewnie chwyciła ją za obie dłonie, gestem zachęcając do zajęcia miejsca u swojego boku. Dziewczyna w panice spojrzała na wciąż stojącą w niewielkim oddaleniu ciotkę, ale Claudia nawet nie spojrzała. Myślami wydawała się być gdzieś daleko, zbyt milcząca i spięta, by Claire uznała to za naturalne.

– Jesteście do siebie bardzo podobne. Trzeba dużo wiary, żeby w tym świecie nie utracić człowieczeństwa – oznajmiła z przekonaniem Flora. Bez jakiegokolwiek ostrzeżenia wyciągnęła dłoń, układając ją na policzku wciąż zdezorientowanej Claire. – Wciąż wydajesz się taka niewinna… Dawno nie spotkałam tak czystej duszy.

– Dziękuję pani, ale ja wcale nie…

– Możemy przejść do rzeczy? Z góry zaznaczam, że tym razem nie zostanę na herbatę – ucięła chłodno Claudia.

Staruszka nawet się nie skrzywiła. Przeniosła wzrok na wampirzycę, spoglądając nań w o wiele zbyt świadomy sposób, by Claire uwierzyła, że Flora mogłaby być niewidoma. To wystarczyło, żeby poczuła się jeszcze dziwniej. Fakt, że Claudia również zabrzmiała jak ktoś, kto dobrze wiedział, czego się spodziewać i przybył w konkretnym celu, jedynie wszystko komplikował.

Musiała tutaj wrócić. Przynajmniej raz po tym, jak przyszli do sklepiku we trójkę. Być może Claire mogła się tego spodziewać, zwłaszcza że Claudia coraz pewniej poruszała się po Seattle. Co więcej, dziewczyna była gotowa założyć się, że nawet w potężnej metropolii nie dało się znaleźć zbyt wielu sklepików, które handlowałyby rytualnymi przyrządami. Zbyt wiele razy słyszała jak Isabeau wspominała, że musi wybrać się na poszukiwanie ziół, nie mając co liczyć, że te mogłyby być sprzedawane w pobliskim markecie.

Oczywiście, że istniały takie miejsce. Ludzie wierzyli w różne rzeczy, a jednak…

– W porządku. Chociaż nie jestem pewna, dlaczego do mnie przyszłaś – doszedł ją jakby z oddali głos Flory. – Wierzę, że sama najlepiej wiesz, czego będziesz potrzebować.

Twarz Claudii pozostała niewzruszona. Claire widziała zaledwie jej profil – tę nową twarz, bladą i pełną napięcia. Jasna cera aż nazbyt wyraźnie kontrastowała z ciemnymi, sięgającymi ramion lokami. Błękitne oczy pociemniały, prawie jak u wygłodniałego wampira, co mimo wszystko wydawało się Claire martwiące. Co prawda nic nie wskazywało na to, żeby ciotka mogła stracić nad sobą kontrolę, ale przeciągająca się cisza wydawała się zbyt napięta.

– Nie robiłam tego od wieków. A to ty zaczęłaś temat mojego dziedzictwa.

– Nie przyprowadziłabyś do mnie tego uroczego stworzenia, gdybyś nie wiedziała, co robisz – odparła ze spokojem Flora.

Dlaczego to tak źle zabrzmiało?, pomyślała w oszołomieniu, nagle zaniepokojona. Poczuła, że zaczyna jej się robić gorąco, bynajmniej nie przez panującą dookoła duchotę. Z powątpiewaniem spojrzała najpierw na staruszkę, a później na wyciąć zaciskające się wokół jej dłoni palce. I choć wiedziała, że gdyby zaszła taka potrzeba, bez większego problemu poradziłaby sobie z człowiekiem…

Natychmiast odrzuciła od siebie tę myśl. Dlaczego miałaby? Staruszka zdecydowanie nie wyglądała na kogoś, kto mógłby ją skrzywdzić. Wręcz przeciwnie – coś w jej posturze i zgarbionych ramionach wciąż sprawiało, że Claire miała ochotę ją chronić.

Tyle że to nie tłumaczyło… Och, tak naprawdę niczego. Na pewno nie sposobu, w jaki rozmawiała z Claudią.

Wbiła wzrok w ciotkę, ale ta nadal unikała jej spojrzenia. Gdzieś w pamięci jak na zawołanie zamajaczyło to, jak wiele razy ta uśmiechała się pobłażliwie i złośliwie komentowała to, że Claire mogłaby jej ufać. Pod wieloma względami to, że wciąż wracała, wydawało się szalone. Miała dość powodów, żeby chcieć trzymać się od Claudii z daleka, choć przez większość czasu z uporem odrzucała wszystkie po kolei. Gdyby miała zginąć, doszłoby do tego już dawno.

A przynajmniej to sobie wmawiała.

Z drugiej strony, słuchając rozmowy tych dwóch kobiet, zaskakująco łatwo wyobraziła sobie Claudię, która… mogłaby ją poświęcić. Cokolwiek to oznaczało.

Odezwij się. Po prostu się odezwij, bo ja…

– Jestem… zagubiona. Od bardzo dawna, wiesz? – zapytała cicho Claudia, nagle podrywając głowę. Claire zesztywniała, bynajmniej nie uspokojona. Choć sądziła, że kiedy ciotka w końcu zacznie mówić, poczuje się pewniej, nic podobnego nie miało miejsca. – Mówiłam ci już, że uciekałam. I że oddałam bardzo wiele, żeby przeżyć.

Nie odpowiedziała. Czekała, nie mogąc zdecydować się, czy którekolwiek z pytań, które mogłaby zadać, cokolwiek by zmieniło. W duchu odliczała kolejne sekundy, nie mogąc pozbyć się wrażenia, że te ciągnęły się w nieskończoność.

Mimo wszystko czekała. To był jeden z tych razów, kiedy całą sobą czuła, że powinna.

Intuicja… Co mówiłyśmy dopiero co o intuicji…?

– Są rzeczy, o których nie chcesz słuchać. A ja tym bardziej nie mam prawa prosić, ale… Widzisz, Claire, nie jestem osobą, która robi dobre rzeczy. Mimo wszystko – usłyszała i tyle wystarczyło, by poczuła się jeszcze bardziej nieswojo. Jakoś nie wątpiła w to, że Claudia mówiła poważnie. – Powiedziałam ci już, że nie dam ci prawdy, której pragniesz. Przyszłaś tu ze mną, więc… uznaję to za wiążącą obietnicę. I nie mam pojęcia, co zrobię, jeśli okaże się, że spróbujesz przede mną uciec. W tej chwili nie wiem bardzo wielu rzeczy.

Zrozumiała, że być może popełniła błąd. Co prawda Claire nie miała pewności, w którym momencie – ufając Claudii, przychodząc tutaj czy jeszcze wcześniej – ale to pozostawało sprawą drugorzędną. Siedziała w ciszy, czekając i próbując uporządkować wszystko to, co słyszała. Problem polegał na tym, że wciąż nie rozumiała, a wampirzyca wcale nie sprawiała wrażenia kogoś, kto miał cierpliwość do tłumaczenia oczywistości.

Poruszyła się niespokojnie. W tamtej chwili uścisk ciepłych dłoni Flory okazał się wręcz zbawienny.

A potem kobieta nagle zabrała ręce, z lekkością podnosząc się na równe nogi.

– Jednak pójdę po herbatę. Porozmawiajcie sobie.

Claire otworzyła usta, gotowa zaprotestować. Ostatecznie wyrwało jej się coś z pogranicza jęku i westchnienia, zwłaszcza gdy podchwyciła beznamiętne spojrzenie Claudii. Ciotka wciąż stała zwrócona do niej okiem, nagle wydając się bardziej obca niż kiedykolwiek wcześniej. W tamtej chwili Claire mogła tylko zgadywać, ile kosztowało ją swobodne zachowanie, kiedy rozmawiały przez telefon, siedziały razem w kawiarni albo przechadzały się po mieście.

Zadrżała, bynajmniej nie dlatego, że wciąż mogłaby być przemoczona. Nie chciała się bać, ale im dłuższej zastanawiała się nad tym, co doprowadziło ją do tego miejsca…

– Dlaczego czuję tak wielkie wyrzuty sumienia, kiedy patrzysz na mnie w ten sposób? – skrzywiła się Claudia. – Nie powinnam. Tak jak i nie powinnam na ciebie naciskać, ale…

– Na litość bogini, po prostu mi powiedz – wyrwało jej się.

Samą siebie zaskoczyła brzmieniem własnego głosu. Zabrzmiała pewniej niż się czuła, choć nie sądziła, że będzie do tego zdolna. Tym bardziej nie przypuszczała, że zdoła wyprostować się i w niemalże naglący sposób spojrzeć na Claudię.

Na krótką chwilę ich spojrzenia spotkały się. Błękitne oczy wciąż wydawały się nienaturalnie ciemne.

– Obie wiemy, że zaraz tego pożałujesz… Ale dobrze. – Claudia uśmiechnęła się w pozbawiony wesołości sposób. – Pamiętasz, co ci powiedziałam? Że Charon podążą za moją magią. Oddałam ją dawno temu, żeby się przed nim chronić. Zapieczętowałam, by nigdy więcej nie zrobić czegoś, co przyciągnęłoby go do mnie… Tyle że to już nie ma znaczenia – przyznała i zabrzmiało to niemal łagodnie.

Claire słuchała jej w ciszy. Tym razem nawet nie drgnęła, przyjmując każde kolejne słowo.

Tak, słyszała już o tym. Co prawda starała się o tym nie myśleć, ale…

– Teraz chcę ją odzyskać.

Zamrugała. W roztargnieniu spojrzała na Claudię tak, jakby widziała ją po raz pierwszy. Czuła się trochę jak po gwałtownym przebudzeniu, kiedy kojarzenie faktów wciąż wydawało się… co najmniej problematycznie.

– Co…?

– Moją magię. Moje dziedzictwo. – Wampirzyca oddychała szybko i płytko, choć powietrze nie było jej potrzebne do normalnego funkcjonowania. Wciąż wyglądała na przerażoną, ale tym razem na pierwszy plan wysunęło się coś innego: determinacja. – Nie sądziłam, że kiedykolwiek… Ale potem pojawiłaś się ty. I nie mogłam być obojętna. Nie mogłam, bo… – Potrząsnęła głową. – Zwłaszcza po tym, co powiedziałaś mi dzisiaj. Wtedy poczułam, że to dobry moment.

– Powiedziałam o czym? Claudia… – zniecierpliwiła się. Bezwiednie poderwała się na równe nogi. – Mówisz takie dziwne rzeczy…

– Twoje wiersze – przerwała spiętym tonem. – Wyczuwam w powietrzu coś takiego… A teraz ty mówisz mi, że się martwisz, bo twoje proroctwa objawiły się inaczej. To dla mnie jak potwierdzenie. Dlatego zdecydowałam się tutaj przyjść.

– Zdajesz sobie sprawę z tego, że to dalej brzmi bezsensownie?

Claudia jedynie się roześmiała – w pozbawiony wesołości, wręcz histeryczny sposób. Prawie natychmiast nad tym zapanowała, ale przyszło jej to z wyraźnym trudem. To, w jaki sposób zakryła usta drżącą dłonią, wydawało się mówić samo za siebie.

Przez krótką chwilę wyglądała prawie tak jak wtedy, kiedy dosłownie rozpadała się na oczach wszystkich, rozdzierająco szlochając w ramionach Olivera. Prawie jak wtedy, gdy…

– Nie mam prawa cię prosić. Ale nie umiem być dłużej bezbronna, zwłaszcza że już nic innego mi nie pozostało. – Claudia odetchnęła. Kiedy znów spojrzała na Claire, wydawała się niemalże spokojna. – Chcę zniszczyć pieczęcie, które sama na siebie nałożyłam. Pragnę… odzyskać siebie – podjęła, a kąciki jej ust nieznacznie drgnęły – ale to wcale nie takie proste. Będę potrzebowała pomocy, Claire.

Przemieściła się gwałtownie, bez jakiegokolwiek ostrzeżenia. Nagle znalazła się tuż obok, wciąż w tym dziwnym, niepokojącym nastroju. Zanim Claire zdążyła się zastanowić, wampirzyca wyciągnęła ku niej ramiona, zdecydowanym ruchem przyciągając do siebie. Przytulała ją, tak po prostu, choć w większości przypadków wydawała się robić wszystko, byleby uniknąć fizycznego kontaktu, o ile sama go nie zainicjowała.

Dopiero wtedy do Claire dotarło, że obie drżały. Choć w pierwszym odruchu zapragnęła się odsunąć, ostatecznie przesunęła się bliżej Claudii, po prostu ją obejmując. Pragnęła jej zaufać i to nie tylko z tym, że ciotka raczej nie miała w planach rzucać jej się do gardła. Chodziło o coś innego, ale…

– Imiona mają moc. I krew… Pamiętasz? O tym też rozmawiałyśmy – usłyszała tuż przy uchu. Wampirzyca nawet nie musiała podnosić głosu. Kolejne słowa zabrzmiały aż nazbyt wyraźnie. – W twoich żyłach płynie krew mojej matki. To więcej, niż mogłabym sobie życzyć. Chcę odprawić rytuał, ale…

– Krew… Potrzebujesz… mojej krwi.

Pozwoliła tym słowom rozbrzmieć. Claudia natychmiast zamilkła, prostując się niczym struna. Jej dłonie wylądowały na ramionach Claire, kiedy zdecydowanym ruchem zdecydowała się odsunąć bratanicę od siebie.

Ich spojrzenia spotkały się. Do dziewczyny z zaskoczeniem dotarło, że czuła przede wszystkim spokój.

– Spodziewałam się… czegoś gorszego – przyznała z wahaniem. – Wiem, że w obrzędach wykorzystuje się krew. Zgadzam się, skoro jej potrzebujesz.

Ale Claudia jedynie potrząsnęła głową. Na jej ustach pojawił się wymuszony, pobłażliwy uśmiech.

– Nie wiem, o jakich rytuałach myślisz, ale w tej chwili zapomnij o tym, co widywałaś w świątyni. Wierzenia, które praktykują kapłanki… – Zamilkła, po czym potrząsnęła głową. – Nie rozumiesz, w czym największy problem, prawda? Och, Claire… Odprawię rytuał. I bogini mi świadkiem, że nie wiem, co się podczas niego stanie. Kiedy zerwę wszystkie więzi…

– Claudio? – zmartwiła się.

Wiedziała, że cokolwiek miała do powiedzenia jej ciotka, nie miało przypaść jej do gustu. Och, nie brzmiało ani trochę obiecująco. Wręcz przeciwnie – im dłużej się nad tym zastanawiała, tym wyraźniej czuła, że właśnie wplątała się w coś, w co nie powinna.

– On mnie znajdzie. W zasadzie już to zrobił, ale po tym… Wtedy już nie będzie miał żadnych wątpliwości. Ale wiesz co? To dobrze. Bardzo dobrze – wyszeptała rozgorączkowanym tonem Claudia. – Skoro tak bardzo mu zależy, będę czekać. Będę…

– Herbata gotowa.

Obie się wzdrygnęły. Claire nawet nie zarejestrowała, która z nich odskoczyła pierwsza – Claudia czy może jednak ona sama. Obie w tym samym momencie spojrzały na Florę, kiedy ta tak po prostu niosąc parujące kubki.

Odetchnęła, po czym ciężko opadła na kanapę. Wciąż drżała, niespokojnie spoglądając to na Claudię, to znów na staruszkę.

W salonie na powrót zapadła martwa cisza.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa