
Claudia zapanowała nad sobą
dużo szybciej niż wcześniej. Choć początkowo Claire miała poczucie, że to ona
prowadziła, z wolna zmierzając ku znajomemu już sklepikowi, prawie
natychmiast wampirzyca wzięła się w garść na tyle, by role się odwróciły.
Obie milczały, kiedy zatrzymały się przed zakurzoną, ubogą wystawą, ale po sposobie,
w jaki ciotka ścisnęła ją za rękę, Claire momentalnie zorientowała się,
jaki był przekaz: „Trzymaj się blisko mnie”.
Zawahała
się. Pamiętała staruszkę, którą spotkali tu podczas ostatniej wizyty –
niewidomą i w pełni ludzką, nawet jeśli mówiła rzeczy, które ani trochę
nie brzmiały normalnie. Mogła tylko zgadywać, co zadecydowało o powrocie. Z powątpiewaniem
spojrzała na wejście, z miejsca orientując się, że sklepik nie zmienił się
ani trochę przez ostatnie dwa miesiące. Nic też nie wskazywało na to, żeby
pojawiali się w nim inni klienci. Claire szczerze wątpiła, by jakakolwiek
osoba, która zawędrowałaby do Cudawianków, miała w sobie cokolwiek
normalnego.
Kątem oka
spojrzała na Claudię, ale ta wpatrywała się w zupełnie innym kierunku. Na
twarzy wampirzycy pojawił się grymas – tylko na chwilę, jednak to wystarczyło.
Gdy do tego wszystkiego Claire poczuła, że dłoń w jej uścisku zadrżała,
dotarło do niej, że kobieta była przerażona.
– Claudio? –
zaryzykowała.
Nie
doczekała się odpowiedzi. Chciała odezwać się raz jeszcze, ale zrezygnowała w chwili,
w której ciotka przestąpiła naprzód, zdecydowanym ruchem popychając drzwi.
Dzwoneczek
przy wejściu wydał z siebie cichy, melodyjny dźwięk, obwieszczając ich
przybycie. Już od progu Claire uderzyły duchota oraz silny zapach ziół,
kadzidełek oraz kurzu. Choć nerwy zrobiły swoje i jak przez mgłę pamiętała
ostatnią wizytę w sklepie, gdy niepewnie rozejrzała się po ciasnym
wnętrzu, nabrała pewności, że również w układzie i dostępnym towarze nie
zmieniło się nic. Nie rozumiała, gdzie w takim razie był cel prowadzenia jakiegokolwiek
interesu – to, że musiał przynosić wyłącznie straty, wydawało się oczywiste –
ale prawie natychmiast odrzuciła od siebie tę myśl.
Claudia
wciąż trzymała ją za rękę, ale to okazało się o wiele mniej niezręczne,
niż mogłoby się wydawać. W zasadzie Claire miała wrażenie, że obie
czerpały z tego gestu równie wiele pociechy. Och, jakby w momencie, w którym
choć jedna z nich poluzowałaby uścisk, mogło wydarzyć się coś złego i…
– Floro? –
wyszeptała Claudia, spoglądając w pustkę.
Flora…?,
powtórzyła z wahaniem w myślach, pytająco spoglądając na ciotkę.
Zrozumiała, że coś ją ominęło, chociaż nie miała pewności, co to oznaczało. Wątpliwości
wróciły, tak jak i cisnące się na usta pytania, ale zachowała je dla siebie.
To był zły moment i zrozumiała to w chwili, w której z głębi
sklepu rozbrzmiał spokojny, cichy głos.
– Tutaj
jestem, drogie dzieci. Wierzę, że pamiętasz drogę, kwiatuszku – dodała kobieta,
a Claudia momentalnie zesztywniała.
– T-tak…
Tak, oczywiście.
Wcale nie
brzmiała na przekonaną, choć jej reakcja raczej nie miała związku z koniecznością
przejścia przez sklep. Cokolwiek się działo, Claire mogła jedynie biernie
obserwować i pozwalać Claudii działać, przynajmniej na razie. I choć wciąż
nie miała pewności, co aż do tego stopnia mogłoby wytrącić wampirzycę z równowagi,
przymusiła się do tego, żeby myśleć. W zamian po prostu wzmocniła uścisk
wokół dłoni Claudii, nie chcąc ryzykować, że ta znów zdecyduje się ewakuować.
Nie zrobiła
tego. W zamian ruszyła w głąb sklepu, w pośpiechu lawirując między
zakurzonymi półkami. Claire podążyła za nią, wciąż rozglądając się niespokojnie.
Obecność tych wszystkich rzeczy – zakurzonych świec, bibelotów, woreczków z ususzonymi
ziołami… To wciąż sprawiało, że czuła się nieswojo, nawet jeśli przedmioty same
w sobie nie miały niczego niepokojące. Chciała wierzyć, że pod wieloma
względami wszystko i tak sprowadzało się do symboliki albo medycyny.
Och, była
pewna, że Claudia osobiście by ją udusiła, gdyby jej o tym wspomniała.
– Tu są schody.
Tak tylko cię uprzedzę – usłyszała, ledwo tylko minęły kontuar. Uniosła brwi,
nie kryjąc zaskoczenia. Nie, zdecydowanie nie mogłaby tego wiedzieć po jednej
wizycie, ale… – Pójdę przodem.
Dłoń
Claudii zniknęła. Niepokój wrócił i to ze zdwojoną siłą, ale starała się
tego nie okazywać. Mimo panującego dookoła półmroku, wyraźnie widziała sylwetkę
kroczącej przed nią wampirzycy. Wciąż pełna złych przeczuć, podążyła za nią,
instynktownie zwalniając, kiedy faktycznie dotarły do biegnących w dół
schodów.
Świetnie,
tego potrzebowała. Piwnica miejsca, które samo w sobie wyglądało niepokojąco,
brzmiała dokładnie jak coś, co chciała zobaczyć na własne oczy.
Wciąż powstrzymując
się od narastającego pragnienia, żeby podążyć wprost ku wyjściu, zrobiła kilka
pierwszych kroków w pustkę. Claudia okazała się mniej wahać, bo dosłownie
zbiegła po kolejnych stopniach. Dopiero wtedy Claire zauważyła, że z dołu
majaczyło światło i to na tyle jasne, by nabrała pewności, że przynajmniej
nie miały w planach siedzieć po ciemku. Nie była pewna czy to dobrze, czy
też nie, ale nie miała czasu, by czekać aż cokolwiek się wyjaśni.
Spodziewała
się wielu rzeczy, ale na pewno nie tego, co ostatecznie zastała na dole. Napięcie
zelżało, kiedy przystanęła na ostatnim stopniu, nerwowo zaciskając dłonie na
poręczy i czujnie wodząc wzrokiem dookoła. Co prawda pomieszczenie ani
trochę nie przypominało tych, do których Claire przywykła w Mieście Nocy
czy domu Licavolich, ale mimo wszystko poczuła się lepiej. W zasadzie
skromny salonik, który ukazał się jej oczom, wyglądał niemalże przytulnie. Silny
blask wiszącego pod sufitem, przestarzałego już żyrandola, wydawała się wręcz
nienaturalny. Claire nie była pewna dlaczego, ale spodziewała się, że prędzej
dostrzeże żarzący się gdzieś w kącie kominek, choć zarazem wiedziała, że w tym
miejscu nie było dla niego miejsca ani warunków.
– To
niezwykle miłe, że jednak zdecydowałaś się przyjść, Claire. Ona bardzo ci ufa i sądzę,
że się potrzebujecie.
Z wrażenia
omal nie potknęła się o własne nogi. Serce zatrzepotało się w piersi,
kiedy pośpiesznie przeniosła wzrok na staruszkę. Jakimś cudem nie zauważyła,
żeby ta wcześniej stała tak blisko schodów, a jednak nagle znalazła się
tuż obok – przygarbiona i niegroźna. Coś w widoku tej kobiety
sprawiło, że Claire momentalnie zapragnęła ująć ją pod ramię i zaprowadzić
wprost ku stojącej w samym centrum małego pomieszczenia kanapie.
A jednak te
słowa… To i fakt, że kobieta znała jej imię. Może nie powinno jej to
dziwić, zwłaszcza że Flora wypowiedziała je już za pierwszym razem, ale to i tak
nie wyjaśniało skąd je znała.
Kątem oka
wychwyciła ruch, kiedy Claudia niespokojnie się poruszyła. W odpowiedzi na
słowa kobiety skrzyżowała ramiona na piersiach i uciekła wzrokiem gdzieś w bok,
obojętnie spoglądając w przestrzeń.
– Przyszłam
z tobą porozmawiać – oznajmiła lakonicznie. – Dużo myślałam. Nad wieloma
kwestiami, nie tylko naszą ostatnią rozmową. I wciąż mam wiele pytań, ale…
– Och, domyślam
się. W to, że znów do mnie wrócisz, również ani przez moment nie wątpiłam.
– Kobieta w zamyśleniu skinęła głową. – Domyślam się, co ci chodzi po
głowie. Ale na dobry początek proponowałabym usiąść.
Jeszcze
kiedy mówiła, ostrożnie ruszyła w głąb pomieszczenia. Tyle wystarczyło,
żeby Claire otrząsnęła się na tyle, by – działając trochę jak automat –
pośpiesznie doskoczyć do Flory. Poczuła się nieswojo, kiedy niewidzące oczy
zwróciły się ku niej, ale prawie natychmiast dziwne wrażenie ustąpiło, gdy
kobieta obdarzyła ją ciepłym, życzliwym uśmiechem.
– Dziękuję,
kruszyno – rzuciła, kiwając głową, kiedy Claire jednak zdecydowała się chwycić
ją za ramię.
Już wtedy
zorientowała się, że Flora najpewniej nie potrzebowała asysty. Mimo wszystko
przyjęła pomoc, pewnie chwytając Claire za ramię. Pachniała w dziwny, trudny
do zinterpretowania sposób, prawie jak całe to miejsce – ziołami, kurzem i starością
– jednak coś w tej mieszance okazało się zaskakująco kojące, wręcz
właściwe.
Claire chciała
odsunąć się przy pierwszej możliwej okazji, jednak nie miała po temu okazji.
Zanim zdążyła się zastanowić, Flora pewnie chwyciła ją za obie dłonie, gestem
zachęcając do zajęcia miejsca u swojego boku. Dziewczyna w panice
spojrzała na wciąż stojącą w niewielkim oddaleniu ciotkę, ale Claudia nawet
nie spojrzała. Myślami wydawała się być gdzieś daleko, zbyt milcząca i spięta,
by Claire uznała to za naturalne.
– Jesteście
do siebie bardzo podobne. Trzeba dużo wiary, żeby w tym świecie nie
utracić człowieczeństwa – oznajmiła z przekonaniem Flora. Bez
jakiegokolwiek ostrzeżenia wyciągnęła dłoń, układając ją na policzku wciąż
zdezorientowanej Claire. – Wciąż wydajesz się taka niewinna… Dawno nie
spotkałam tak czystej duszy.
– Dziękuję
pani, ale ja wcale nie…
– Możemy przejść
do rzeczy? Z góry zaznaczam, że tym razem nie zostanę na herbatę – ucięła
chłodno Claudia.
Staruszka
nawet się nie skrzywiła. Przeniosła wzrok na wampirzycę, spoglądając nań w o wiele
zbyt świadomy sposób, by Claire uwierzyła, że Flora mogłaby być niewidoma. To
wystarczyło, żeby poczuła się jeszcze dziwniej. Fakt, że Claudia również
zabrzmiała jak ktoś, kto dobrze wiedział, czego się spodziewać i przybył w konkretnym
celu, jedynie wszystko komplikował.
Musiała
tutaj wrócić. Przynajmniej raz po tym, jak przyszli do sklepiku we trójkę. Być
może Claire mogła się tego spodziewać, zwłaszcza że Claudia coraz pewniej
poruszała się po Seattle. Co więcej, dziewczyna była gotowa założyć się, że
nawet w potężnej metropolii nie dało się znaleźć zbyt wielu sklepików,
które handlowałyby rytualnymi przyrządami. Zbyt wiele razy słyszała jak Isabeau
wspominała, że musi wybrać się na poszukiwanie ziół, nie mając co liczyć, że te
mogłyby być sprzedawane w pobliskim markecie.
Oczywiście,
że istniały takie miejsce. Ludzie wierzyli w różne rzeczy, a jednak…
– W porządku.
Chociaż nie jestem pewna, dlaczego do mnie przyszłaś – doszedł ją jakby z oddali
głos Flory. – Wierzę, że sama najlepiej wiesz, czego będziesz potrzebować.
Twarz Claudii
pozostała niewzruszona. Claire widziała zaledwie jej profil – tę nową twarz, bladą
i pełną napięcia. Jasna cera aż nazbyt wyraźnie kontrastowała z ciemnymi,
sięgającymi ramion lokami. Błękitne oczy pociemniały, prawie jak u wygłodniałego
wampira, co mimo wszystko wydawało się Claire martwiące. Co prawda nic nie wskazywało
na to, żeby ciotka mogła stracić nad sobą kontrolę, ale przeciągająca się cisza
wydawała się zbyt napięta.
– Nie
robiłam tego od wieków. A to ty zaczęłaś temat mojego dziedzictwa.
– Nie
przyprowadziłabyś do mnie tego uroczego stworzenia, gdybyś nie wiedziała, co
robisz – odparła ze spokojem Flora.
Dlaczego
to tak źle zabrzmiało?, pomyślała w oszołomieniu, nagle zaniepokojona.
Poczuła, że zaczyna jej się robić gorąco, bynajmniej nie przez panującą dookoła
duchotę. Z powątpiewaniem spojrzała najpierw na staruszkę, a później
na wyciąć zaciskające się wokół jej dłoni palce. I choć wiedziała, że
gdyby zaszła taka potrzeba, bez większego problemu poradziłaby sobie z człowiekiem…
Natychmiast
odrzuciła od siebie tę myśl. Dlaczego miałaby? Staruszka zdecydowanie nie wyglądała
na kogoś, kto mógłby ją skrzywdzić. Wręcz przeciwnie – coś w jej posturze i zgarbionych
ramionach wciąż sprawiało, że Claire miała ochotę ją chronić.
Tyle że to
nie tłumaczyło… Och, tak naprawdę niczego. Na pewno nie sposobu, w jaki
rozmawiała z Claudią.
Wbiła wzrok
w ciotkę, ale ta nadal unikała jej spojrzenia. Gdzieś w pamięci jak
na zawołanie zamajaczyło to, jak wiele razy ta uśmiechała się pobłażliwie i złośliwie
komentowała to, że Claire mogłaby jej ufać. Pod wieloma względami to, że wciąż wracała,
wydawało się szalone. Miała dość powodów, żeby chcieć trzymać się od Claudii z daleka,
choć przez większość czasu z uporem odrzucała wszystkie po kolei. Gdyby
miała zginąć, doszłoby do tego już dawno.
A
przynajmniej to sobie wmawiała.
Z drugiej
strony, słuchając rozmowy tych dwóch kobiet, zaskakująco łatwo wyobraziła sobie
Claudię, która… mogłaby ją poświęcić. Cokolwiek to oznaczało.
Odezwij
się. Po prostu się odezwij, bo ja…
– Jestem…
zagubiona. Od bardzo dawna, wiesz? – zapytała cicho Claudia, nagle podrywając
głowę. Claire zesztywniała, bynajmniej nie uspokojona. Choć sądziła, że kiedy
ciotka w końcu zacznie mówić, poczuje się pewniej, nic podobnego nie miało
miejsca. – Mówiłam ci już, że uciekałam. I że oddałam bardzo wiele, żeby
przeżyć.
Nie
odpowiedziała. Czekała, nie mogąc zdecydować się, czy którekolwiek z pytań,
które mogłaby zadać, cokolwiek by zmieniło. W duchu odliczała kolejne
sekundy, nie mogąc pozbyć się wrażenia, że te ciągnęły się w nieskończoność.
Mimo
wszystko czekała. To był jeden z tych razów, kiedy całą sobą czuła, że
powinna.
Intuicja…
Co mówiłyśmy dopiero co o intuicji…?
– Są
rzeczy, o których nie chcesz słuchać. A ja tym bardziej nie mam prawa
prosić, ale… Widzisz, Claire, nie jestem osobą, która robi dobre rzeczy. Mimo wszystko
– usłyszała i tyle wystarczyło, by poczuła się jeszcze bardziej nieswojo.
Jakoś nie wątpiła w to, że Claudia mówiła poważnie. – Powiedziałam ci już,
że nie dam ci prawdy, której pragniesz. Przyszłaś tu ze mną, więc… uznaję to za
wiążącą obietnicę. I nie mam pojęcia, co zrobię, jeśli okaże się, że spróbujesz
przede mną uciec. W tej chwili nie wiem bardzo wielu rzeczy.
Zrozumiała,
że być może popełniła błąd. Co prawda Claire nie miała pewności, w którym
momencie – ufając Claudii, przychodząc tutaj czy jeszcze wcześniej – ale to
pozostawało sprawą drugorzędną. Siedziała w ciszy, czekając i próbując
uporządkować wszystko to, co słyszała. Problem polegał na tym, że wciąż nie
rozumiała, a wampirzyca wcale nie sprawiała wrażenia kogoś, kto miał
cierpliwość do tłumaczenia oczywistości.
Poruszyła się
niespokojnie. W tamtej chwili uścisk ciepłych dłoni Flory okazał się wręcz
zbawienny.
A potem
kobieta nagle zabrała ręce, z lekkością podnosząc się na równe nogi.
– Jednak
pójdę po herbatę. Porozmawiajcie sobie.
Claire
otworzyła usta, gotowa zaprotestować. Ostatecznie wyrwało jej się coś z pogranicza
jęku i westchnienia, zwłaszcza gdy podchwyciła beznamiętne spojrzenie
Claudii. Ciotka wciąż stała zwrócona do niej okiem, nagle wydając się bardziej obca
niż kiedykolwiek wcześniej. W tamtej chwili Claire mogła tylko zgadywać,
ile kosztowało ją swobodne zachowanie, kiedy rozmawiały przez telefon,
siedziały razem w kawiarni albo przechadzały się po mieście.
Zadrżała, bynajmniej
nie dlatego, że wciąż mogłaby być przemoczona. Nie chciała się bać, ale im
dłuższej zastanawiała się nad tym, co doprowadziło ją do tego miejsca…
– Dlaczego
czuję tak wielkie wyrzuty sumienia, kiedy patrzysz na mnie w ten sposób? –
skrzywiła się Claudia. – Nie powinnam. Tak jak i nie powinnam na ciebie
naciskać, ale…
– Na litość
bogini, po prostu mi powiedz – wyrwało jej się.
Samą siebie
zaskoczyła brzmieniem własnego głosu. Zabrzmiała pewniej niż się czuła, choć
nie sądziła, że będzie do tego zdolna. Tym bardziej nie przypuszczała, że zdoła
wyprostować się i w niemalże naglący sposób spojrzeć na Claudię.
Na krótką
chwilę ich spojrzenia spotkały się. Błękitne oczy wciąż wydawały się
nienaturalnie ciemne.
– Obie
wiemy, że zaraz tego pożałujesz… Ale dobrze. – Claudia uśmiechnęła się w pozbawiony
wesołości sposób. – Pamiętasz, co ci powiedziałam? Że Charon podążą za moją
magią. Oddałam ją dawno temu, żeby się przed nim chronić. Zapieczętowałam, by
nigdy więcej nie zrobić czegoś, co przyciągnęłoby go do mnie… Tyle że to już
nie ma znaczenia – przyznała i zabrzmiało to niemal łagodnie.
Claire
słuchała jej w ciszy. Tym razem nawet nie drgnęła, przyjmując każde
kolejne słowo.
Tak,
słyszała już o tym. Co prawda starała się o tym nie myśleć, ale…
– Teraz chcę
ją odzyskać.
Zamrugała. W roztargnieniu
spojrzała na Claudię tak, jakby widziała ją po raz pierwszy. Czuła się trochę
jak po gwałtownym przebudzeniu, kiedy kojarzenie faktów wciąż wydawało się… co
najmniej problematycznie.
– Co…?
– Moją
magię. Moje dziedzictwo. – Wampirzyca oddychała szybko i płytko, choć powietrze
nie było jej potrzebne do normalnego funkcjonowania. Wciąż wyglądała na
przerażoną, ale tym razem na pierwszy plan wysunęło się coś innego:
determinacja. – Nie sądziłam, że kiedykolwiek… Ale potem pojawiłaś się ty. I nie
mogłam być obojętna. Nie mogłam, bo… – Potrząsnęła głową. – Zwłaszcza po tym,
co powiedziałaś mi dzisiaj. Wtedy poczułam, że to dobry moment.
–
Powiedziałam o czym? Claudia… – zniecierpliwiła się. Bezwiednie poderwała
się na równe nogi. – Mówisz takie dziwne rzeczy…
– Twoje
wiersze – przerwała spiętym tonem. – Wyczuwam w powietrzu coś takiego… A teraz
ty mówisz mi, że się martwisz, bo twoje proroctwa objawiły się inaczej. To dla
mnie jak potwierdzenie. Dlatego zdecydowałam się tutaj przyjść.
– Zdajesz
sobie sprawę z tego, że to dalej brzmi bezsensownie?
Claudia
jedynie się roześmiała – w pozbawiony wesołości, wręcz histeryczny sposób.
Prawie natychmiast nad tym zapanowała, ale przyszło jej to z wyraźnym
trudem. To, w jaki sposób zakryła usta drżącą dłonią, wydawało się mówić
samo za siebie.
Przez
krótką chwilę wyglądała prawie tak jak wtedy, kiedy dosłownie rozpadała się na
oczach wszystkich, rozdzierająco szlochając w ramionach Olivera. Prawie
jak wtedy, gdy…
– Nie mam
prawa cię prosić. Ale nie umiem być dłużej bezbronna, zwłaszcza że już nic
innego mi nie pozostało. – Claudia odetchnęła. Kiedy znów spojrzała na Claire, wydawała
się niemalże spokojna. – Chcę zniszczyć pieczęcie, które sama na siebie
nałożyłam. Pragnę… odzyskać siebie – podjęła, a kąciki jej ust nieznacznie
drgnęły – ale to wcale nie takie proste. Będę potrzebowała pomocy, Claire.
Przemieściła
się gwałtownie, bez jakiegokolwiek ostrzeżenia. Nagle znalazła się tuż obok, wciąż
w tym dziwnym, niepokojącym nastroju. Zanim Claire zdążyła się zastanowić,
wampirzyca wyciągnęła ku niej ramiona, zdecydowanym ruchem przyciągając do
siebie. Przytulała ją, tak po prostu, choć w większości przypadków wydawała
się robić wszystko, byleby uniknąć fizycznego kontaktu, o ile sama go nie
zainicjowała.
Dopiero
wtedy do Claire dotarło, że obie drżały. Choć w pierwszym odruchu
zapragnęła się odsunąć, ostatecznie przesunęła się bliżej Claudii, po prostu ją
obejmując. Pragnęła jej zaufać i to nie tylko z tym, że ciotka raczej
nie miała w planach rzucać jej się do gardła. Chodziło o coś innego, ale…
– Imiona
mają moc. I krew… Pamiętasz? O tym też rozmawiałyśmy – usłyszała tuż
przy uchu. Wampirzyca nawet nie musiała podnosić głosu. Kolejne słowa
zabrzmiały aż nazbyt wyraźnie. – W twoich żyłach płynie krew mojej matki. To
więcej, niż mogłabym sobie życzyć. Chcę odprawić rytuał, ale…
– Krew…
Potrzebujesz… mojej krwi.
Pozwoliła
tym słowom rozbrzmieć. Claudia natychmiast zamilkła, prostując się niczym
struna. Jej dłonie wylądowały na ramionach Claire, kiedy zdecydowanym ruchem
zdecydowała się odsunąć bratanicę od siebie.
Ich
spojrzenia spotkały się. Do dziewczyny z zaskoczeniem dotarło, że czuła
przede wszystkim spokój.
–
Spodziewałam się… czegoś gorszego – przyznała z wahaniem. – Wiem, że w obrzędach
wykorzystuje się krew. Zgadzam się, skoro jej potrzebujesz.
Ale Claudia
jedynie potrząsnęła głową. Na jej ustach pojawił się wymuszony, pobłażliwy
uśmiech.
– Nie wiem,
o jakich rytuałach myślisz, ale w tej chwili zapomnij o tym, co
widywałaś w świątyni. Wierzenia, które praktykują kapłanki… – Zamilkła, po
czym potrząsnęła głową. – Nie rozumiesz, w czym największy problem,
prawda? Och, Claire… Odprawię rytuał. I bogini mi świadkiem, że nie wiem,
co się podczas niego stanie. Kiedy zerwę wszystkie więzi…
– Claudio? –
zmartwiła się.
Wiedziała,
że cokolwiek miała do powiedzenia jej ciotka, nie miało przypaść jej do gustu.
Och, nie brzmiało ani trochę obiecująco. Wręcz przeciwnie – im dłużej się nad
tym zastanawiała, tym wyraźniej czuła, że właśnie wplątała się w coś, w co
nie powinna.
– On mnie
znajdzie. W zasadzie już to zrobił, ale po tym… Wtedy już nie będzie miał
żadnych wątpliwości. Ale wiesz co? To dobrze. Bardzo dobrze – wyszeptała rozgorączkowanym
tonem Claudia. – Skoro tak bardzo mu zależy, będę czekać. Będę…
– Herbata
gotowa.
Obie się wzdrygnęły.
Claire nawet nie zarejestrowała, która z nich odskoczyła pierwsza –
Claudia czy może jednak ona sama. Obie w tym samym momencie spojrzały na
Florę, kiedy ta tak po prostu niosąc parujące kubki.
Odetchnęła,
po czym ciężko opadła na kanapę. Wciąż drżała, niespokojnie spoglądając to na Claudię,
to znów na staruszkę.
W salonie na powrót zapadła martwa cisza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz