22 lutego 2021

Dziewięćdziesiąt

  

Claire

– Pamiętaj, proszę, żeby poodsuwać meble. Mimo wszystko chciałabym, żeby ten pokój wrócił do ładu, o ile to będzie możliwe.

Obie spojrzały na staruszkę. Claire rozchyliła usta, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Zerknęła na Claudię, ale ta po prostu siedziała nieruchomo, spoglądając w przestrzeń.

– Że co proszę? – zapytała w końcu wampirzyca, nawet nie patrząc na spokojnie sączącą herbatę Florę. – Przecież nie powiedziałam, że…

– Możecie skorzystać z tego pokoju – oznajmiła kobieta, bez wahania wchodząc Claudii w słowo. – Sądzę, że wszystkie czujemy, że to odpowiedni dzień. Nie byłoby was tutaj, gdyby sprawy miały się inaczej.

– Przecież nie mogę odprawić go teraz!

Serce Claire zabiło mocniej. Wzdrygnęła się, kiedy Claudia podniosła głos, nagle tracąc cierpliwość. Mimo wszystko nie zabrzmiała na zagniewaną – nie tak po prostu. Chodziło o coś innego, choć dopiero po chwili uświadomiła sobie w czym rzecz.

A raczej to Flora zdecydowała się nazwać po imieniu to, co nagle wydało się oczywiste:

– Oczywiście, że możesz. Powinnaś, kochaniutka – stwierdziła staruszka takim tonem, jakby właśnie dyskutowały o pogodzie. – Masz tutaj wszystko, czego potrzebujesz. Jeśli zwlekasz, to nie dlatego, że nie możesz. To zwykła wymówka – dodała, ostrożnie odstawiając filiżankę na stolik. – Strach to bardzo zły doradca, Claudio.

Tym razem reakcja była natychmiastowa. Wampirzyca przemieściła się błyskawicznie, jednym ruchem posyłając porcelanową zastawę na najbliższą ścianę. Claire aż podskoczyła na swoim miejscu, na krotką chwilę wytrącona z równowagi. Widziała już miotająca się Claudię, ale i tak poczuła się nieswojo. Dostrzegła czerwień w oczach ciotki, kiedy ta straciła nad sobą panowanie. Tak przynajmniej pomyślała w pierwszej chwili, póki nie uświadomiła sobie, że wampirzyca musiała zrobić to specjalnie, być może chcąc podkreślić to, kim była.

Claudia zatrzymała się tuż przed Florą, z wciąż wyciągniętą w bok ręką. W tamtej chwili Claire sama nie była pewna, w jaki sposób filiżanki z herbatą zniknęły ze stolika – czy za sprawą uderzenia, czy może poderwały się samoistnie. Tak naprawdę nie chciała wiedzieć. Wystarczyło, że w pamięci wciąż miała trzask pękającego drzewa, aż za dobrze pamiętając moment, w którym wampirzyca pierwszy raz postanowiła zademonstrować pełnie swoich możliwości. Zwłaszcza po rozmowie, którą odbyły chwile wcześniej, Claire nabrała pewności, że tak naprawdę wciąż nie widziała nawet ułamka tego, na co musiało być stać tę kobietę.

Cóż, przynajmniej kiedyś. Jeśli pragnęła odzyskać to, co utraciła…

– Czemu? – wycedziła przez zaciśnięte zęby Claudia. – Dlaczego znów to robisz? Kim ty w ogóle jesteś? – nie dawała za wygraną.

– Claudio… – wyrwało jej się.

Natychmiast zamilkła, kiedy szkarłatne tęczówki wampirzycy spoczęły wprost na niej. „Nie wtrącaj się” – zdawała się mówić całą sobą, jednak Claire obawiała się, że to wcale nie będzie takie proste. Zastygła w bezruchu, niespokojnie obserwując to, co się działo. Gdyby przynajmniej wiedziała, co robić…

Rozsądek podpowiadał jej, że to jeden z tych momentów, w których powinna trzymać się z daleka. Słodka bogini, zbliżanie się do zagniewanego wampira nigdy nie było dobrym pomysłem, niezależnie od łączących ją z nim relacji. Jeśli czegoś nauczyła się przy ojcu, to na pewno tego, że kiedy zaczynał tracić cierpliwość, najlepiej było się wycofać i przeczekać. Przy Claudii ta metoda wydała się równie sensowna, przynajmniej do tej pory, kiedy mogła pozwolić sobie na powrót do domu i udawanie, że nic szczególnego nie miało miejsca.

Gdyby właśnie siedziała w mieszkaniu Claudii, wiedząc, że ta znów dotarła do granic cierpliwości, jak zawsze by wyszła. Nawet zostawienie Olivera sam na sam z zagniewaną wampirzycą nie wydawało się niewłaściwe, skoro potrafił sam o siebie zabrać.

Ale – na litość Selene – nie mogła przecież wycofać się, skoro w grę wchodziła bezbronna staruszka.

Na pewno…?

W pośpiechu odrzuciła od siebie tę myśl. Choć w tej dziwnej kobiecie nie było nic normalnego, wciąż pozostawała człowiekiem. To przynajmniej powtarzała sobie Claire, pośpiesznie podrywając się na równe nogi i w pośpiechu dopadając do Claudii.

– Proszę – wyrzuciła z siebie na wydechu. – Claudio, proszę… – zaczęła raz jeszcze, choć sama nie była pewna, w jaki sposób powinna dokończyć.

Tyle że nie doczekała się reakcji. Zanim zdążyła dodać cokolwiek więcej, wampirzyca przemieściła się, bezceremonialnie zaciskając palce na gardle kobiety. Niemalże wywróciła kanapę, kiedy – obojętna na to, że Flora spróbowała oswobodzić się z jej uścisku – dopadła do ściany, zdecydowanie niedelikatnie przycisnęła staruszkę do ściany. Claire usłyszała zdławiony okrzyk, z opóźnieniem uświadamiając sobie, że ten wyrwał się z jej gardła.

– Claudia!

– Gadaj! Dlaczego tak ci na tym zależy?! – huknęła wampirzyca. W pośpiechu wyrzucała z siebie kolejne pytania, wyraźnie nie zamierzając odpuścić. – Dlaczego mi pomagasz?! Dlaczego…?!

Cokolwiek miała dodać, nie dokończyła. Nagle wzdrygnęła się i odskoczyła jak oparzona, gwałtownie zataczając się do tyłu. Jej palce ześlizgnęły się z gardła Flory, pozwalając kobiecie opaść na podłogę. Wciąż wyglądała zaskakująco spokojnie, jakby to, że zagniewana wampirzyca rzuciła jej się do gardła, nie robiło na niej wrażenia.

Claudia tymczasem zaczęła krzyczeć. Wszystko sprowadzało się do krótkiego, urywanego wrzasku, który ostatecznie przeszedł w zdławiony szloch. W następnej sekundzie nieśmiertelna osunęła się na kolana, trzymając za głowę i z trudem walcząc oddech. Claire natychmiast do niej dopadła, dla pewności chwytając ciotkę za ramię, choć sama nie potrafiła stwierdzić dlaczego – chcąc ją uspokoić czy może powstrzymać przed zrobieniem czegoś głupiego.

– Hej… Hej, wszystko w porządku? Co się…? – zaczęła i zaraz urwała, kiedy wyczuła ruch przed sobą.

Z niepokojem spojrzała na Florę, kiedy ta zatrzymała się raptem kilka metrów od nich. Z zaskoczeniem przyłapała się na tym, że przez krótką chwilę naprawdę miała ochotę osłonić Claudię przed tą staruszką. To nie miało sensu – nie w przypadku człowieka – a jednak…

– Powiedziałam ci już ostatnim razem, kochanie. Masz więcej osób, które możesz prosić o pomoc, niż mogłoby ci się wydawać.

W odpowiedzi Claudia parsknęła pozbawionym wesołości śmiechem. Wciąż klęczała na ziemi, jednak już nie próbowała wyrywać się do ataku. Oddychała szybko i płytko, bardzo nierówno, z trudem powstrzymując szloch. To, że w ogóle sobie na to pozwalała, wydało się Claire nienaturalne, ale nie próbowała tego roztrząsać. Jak długo wampirzyca nie próbowała jej odpychać ani znów atakować Flory, wszystko wydawało się w porządku.

– I ty… – Claudia odetchnęła. Z wolna uniosła głowę, by wyzywająco spojrzeć na staruszkę. – Ty jesteś jedną z takich osób.

– Być może. Ale to nie oznacza, że pozwolę się skrzywdzić – wyjaśniła łagodnie staruszka. – Nie tylko ty nauczyłaś się, co oznacza przeżycie.

Na to stwierdzenie nie padła żadna odpowiedź. Claudia nie odezwała się nawet słowem, wciąż zachowując się jak ktoś, kto walczył o każdy oddech. Wciąż drżała, już nie tak zauważalnie jak wcześniej, ale napięte mięśnie mówiły same za siebie. Zwłaszcza uczepiona ramienia ciotki Claire czuła, że ta wcale nie była spokojna.

To nic, pomyślała w oszołomieniu. Sama nie była pewna, kogo tak naprawdę chciała przekonać, że tak jest. Już w porządku. Już…

Burza minęła. Przynajmniej wszystko na to wskazywało, choć Claire wiedziała, że z nastrojami wampirów powinna być ostrożna. Nie miało znaczenia, jak bardzo wiekowa była Claudia. Kiedy w grę wchodziły skrajne emocje, nawet najbardziej doświadczony wampir potrafił ot tak przemienić się w wyrafinowanego mordercę. Co jak co, ale o tym zdążyła się przekonać o wiele więcej razy, aniżeli mogłaby sobie tego życzyć.

Nie poruszyła się, bojąc poluzować uścisk choć na moment. Nie drgnęła nawet wtedy, gdy poczuła na sobie roztargnione spojrzenie Claudii, jakby dopiero wtedy do wampirzycy dotarło, że ktokolwiek próbował ją przytrzymywać. Rubinowe tęczówki rozszerzyły się, co prawda tylko nieznacznie, ale Claire i tak to zauważyła. Poczuła się nieswojo, podświadomie wyczekując momentu, w którym zostanie odepchnięta i…

Claudia tego nie zrobiła.

– Puść mnie już – poprosiła w zamian. – Ja tylko… – Przez jej twarz przemknął cień. – Nie skrzywdziłam cię, prawda?

Zamrugała, co najmniej zaskoczona. Potrząsnęła głową, po czym posłusznie odsunęła się, chcąc nie chcąc dostosowując do prośby.

– Nie. Oczywiście, że nie.

Wampirzyca z wolna skinęła głową.

– To dobrze.

Claire spojrzała na nią z powątpiewaniem. Pragnęła raz jeszcze ująć Claudię pod ramię, tym razem po to, żeby pomóc jej wstać, ale powstrzymała się. Zanim zdążyła podjąć decyzję, wampirzyca sama w końcu ruszyła się z miejsca, bardzo ostrożnie stając na nogi. Jej ruchy okazały się wręcz nienaturalnie delikatne, niemal ludzkie.

W ciszy przesunęła się bliżej kanapy, po czym ciężko na nią opadła. Coś w wyrazie jej twarzy się zmieniło, kiedy przybrała nieprzeniknioną, pozbawioną jakichkolwiek emocji maskę.

– Po prostu… dajcie mi chwilę – mruknęła i mimo wszystko zabrzmiało to jak prośba.

Odmowa nie wchodziła w grę. Claire zdecydowanie wolała nie sprawdzać, co stałoby się, gdyby nie posłuchała. Co prawda cisza okazała się pod każdym względem męcząca, ale wszystko wydawało się lepsze od szalejącej wampirzycy.

– Chodź, dziecko. Pomożesz mi.

Natychmiast przeniosła wzrok na Florę, dopiero po chwili pojmując, że ta zwracała się do niej. Gdy do tego wszystkiego kobieta odwróciła się i tak po prostu ruszyła ku schodom, Claire bez zastanowienia podążyła za nią. Nie doczekała się protestów ze strony Claudii, ale wcale nie poczuła się dzięki temu lepiej, aż nazbyt świadoma, że w tamtej chwili wampirzyca nie była w stanie, który pozwalałby jej na podjęcie jakichkolwiek decyzji.

Wciąż drżała, kiedy wraz ze staruszką wspięła się po stromych schodach. Kobieta zdecydowanie nie poruszała się w sposób, który pasowałby do ograniczonej ruchowo, mającej problemy ze wzrokiem wiekowej już kobiety. Dla pewności wolała trzymać się kilka kroków za Florą, choć to mimo wszystko wydawało się nieprawdopodobne. To, że z jakiegokolwiek powodu miałaby obawiać się kogoś takiego…

– Nie jest pani zwykłym człowiekiem, prawda? – zaryzykowała, nie mogąc powstrzymać się przed zadaniem tego pytania na głos.

– Masz słuszność. – Flora nawet się nie zawahała. – Ale obie wiemy, że wciąż nie chcesz nazywać rzeczy po imieniu. Nie będę cię do tego zmuszać, Claire.

Skrzywiła się na te słowa. To nie była odpowiedź, której oczekiwała, ale zdecydowała się tego nie komentować. W jej pamięci i tak jak na zawołanie rozbrzmiały słowa Claudii: o tym, że prawda, której oczekiwała, nie istniała.

Przystanęła, przez chwilę po prostu obserwując Florę. Kobieta z wprawą poruszała się po sklepie, wydając się znać cały układ na pamięć. Jej ruchy były pewne; w sposobie, w jaki sięgnęła po coś, co znajdowało się na jednym z regałów, Claire nie dostrzegła choćby cienia wahania.

– Nie mam jej za złe tego, co się stało. Jest przerażona. Pod wieloma względami to bardzo ludzkie – podjęła Flora, jak gdyby nigdy nic znów przerywając ciszę. – Ciebie też przyciąga jej człowieczeństwo. Powiedziałabym wręcz, że je wyzwalasz – dodała po chwili zastanowienia. – Nie da się oszukać więzów krwi.

– Nie wiem, czy to takie proste. Claudia…

Zawahała się. Słowa kobiety mogły brzmieć kojąco, ale nie zmieniały najważniejszego. Claire mogła stać u boku Claudii, próbując wierzyć w nią tak, jak oczekiwali tego Oliver czy nawet sama bogini, ale obawiała się, że to za mało. Nie chodziło nawet o to, czy Charon mógłby złapać trop i spróbować skrzywdzić kobietę, która najwyraźniej czymś mu podpadła. Prawdziwy problem polegał na tym, że Claire szczerze wątpiła, żeby mogła jakkolwiek ciotkę ochronić.

W przypadku jej ojca argument o więzach krwi najpewniej skończyłby się tym, że – w najlepszym wypadku! – po prostu by się roześmiał. A potem najpewniej osobiście zaprowadził Claudię wprost do jej oprawcy. Brakowało tylko, by wcześniej obwiązał ją ozdobną wstążeczką, tak dla lepszego efektu.

Zacisnęła usta. Kochała Rufusa, ale aż za dobrze wiedziała, co działo się, kiedy wpadał w gniew. To, jak reagował na samą wzmiankę o siostrze, mówiło samo za siebie. Co prawda Claire chciała wierzyć, że bardziej frustrował się tym, co wydarzyło się we Florencji, ale wcale nie była tego taka pewna. Claudia wystarczająco namieszała, by narobić sobie wrogów. Nie chodziło tyko o Isabeau, choć dziewczyna wciąż nie była pewna, co kryło się za wydarzeniami sprzed kilku miesięcy.

Nie zmieniało to jednak faktu, że pragnęła wierzyć w Claudię – tak po prostu, nieważne jak nierozsądne by się to nie wydawało. Czuła, że powinna. Czuła, że…

To wcale nie tak, że dopiero co zaprzeczałam znaczeniu intuicji…

Zacisnęła powieki, bezskutecznie próbując się uspokoić. Być może w grę wchodziło przede wszystkim zmęczenie, ale im dłuższej przebywała w tym miejscu, tym bardziej rozbita się czuła. Miała wrażenie, że przebywanie z Claudią zwykle kończy się dotarciem do granic tego, co mogła zaakceptować – a potem bezlitosnym ich niszczeniu, kiedy okazywało się, że wszystko to, w co starała się wierzyć przez tyle czasu, nie miało racji bytu.

– Trwasz w równowadze. To piękne zjawisko, ale tak niewiele trzeba, żeby je zakłócić… – usłyszała łagodny, wręcz zatroskany głos Flory. Nie wiadomo kiedy znalazła się tuż obok, to jednak nie przeszkodziło kobiecie w ułożeniu dłoni na twarzy wciąż oszołomionej Claire. Dotyk okazał się przyjemnie ciepły i na swój sposób kojący. – Jeśli będziesz kurczowo trzymać się jednej strony, w końcu spadniesz.

Te słowa zabrzmiały niewinnie, ale Claire i tak aż się wzdrygnęła. Przez moment naprawdę tak się czuła – jakby balansowała na krawędzi, coraz bliższa tego, żeby runąć w przepaść. W zasadzie miała wrażenie, że już spadła – coraz niżej i niżej, już od dłuższego czasu nie mając nad niczym kontroli.

A teraz była tutaj, wcale nie czując się pewniej od miotającej się pod wpływem skrajnych emocji Claudii.

– Nie wiem, co robić. Chcę jej pomóc, ale to wszystko brzmi tak… – Urwała, w końcu decydując się otworzyć oczy. Spuściła wzrok na swój drżące dłonie. – Ona to zrobiła.

– I zarazem bardzo cię zraniła.

– Więc jak bardzo jestem głupia, skoro już nawet nie umiem mieć o to żalu?

Nie o to powinna pytać. W zasadzie wątpiła, czy spokojne rozmawianie z kimś, kogo nawet nie znała, w ogóle wchodziło w grę… A jednak spoglądając na Florę, czuła wyłącznie spokój. Nie potrafiła tego wyjaśnić, ale sama bliskość i obecność tej kobiety wystarczyła. Wydawała się ją upajać, prawie jak przyprawiający o zawroty głowy, ciężki zapach kadzidełek i kurzu. Być może powinna czuć się z tego powodu zaniepokojona, ale to również zeszło gdzieś na dalszy plan. Claire po prostu się temu poddawała, przez moment nie potrafiąc wyjaśnić samej sobie, jakim cudem do tego wszystkiego dawała radę utrzymać się na nogach.

Nawet nie drgnęła, kiedy staruszka przysunęła się jeszcze bliżej. W zasadzie już nawet nie wyglądała jak ktoś w podeszłym wieku, choć na pierwszy rzut oka to wydawało się nie mieć sensu.

A jednak była piękna – z tym swoim  łagodnym spojrzeniem, srebrzystymi słowami, kojącym dotykiem pomarszczonych dłoni…

– Postrzegacie mnie na tak wiele dziwnych sposobów… – westchnęła Flora, nieznacznie przekrzywiając głowę. Na jej ustach pojawił się nikły, łagodny uśmiech. – Nieważne. W tej rodzinie i tak szaleństwo króluje od dawien dawna, hm?

– Nie rozumiem…

Staruszka jedynie potrząsnęła głową.

– To nic takiego, dziecino. Absolutnie nic takiego – zapewniła, a potem najzupełniej naturalnym gestem ucałowała Claire w czoło. Tyle wystarczyło, by jeszcze bardziej wytrącić dziewczynę z równowagi. – Pomożesz mi przenieść kilka rzeczy? Wydaje mi się, że już doszła do siebie.

Wydaje ci się, czy wiesz?

Blade oczy staruszki na krótką chwilę spoczęły wprost na niej – zbyt świadomie, bo Claire dalej mogła wierzyć, że kobieta jej nie widziała. W następnym momencie Flora po prostu się oddaliła, wracając do przechadzania się po sklepie. Wróciła szybko, bynajmniej nie sprawiając wrażenia zaskoczonej tym, że przez cały ten czas jej towarzyszka nie ruszyła się z miejsca. Wręcz przeciwnie – uśmiechając się życzliwe, wręczyła Claire rzeczy, które przez ten czas udało jej się skompletować.

– Sól? – zapytała z powątpiewaniem, z powątpiewaniem spoglądając na wnętrze wypełnionego drobinkami woreczka. To, pokaźnych rozmiarów stara księga, trochę świec… – Ale…

Urwała, kiedy jej wzrok spoczął na czymś innym. Dostrzegła posrebrzaną rękojeść noża, choć samo ostrze okazało się skryte w skórzanym pokrowcu. Co prawda Claudia powiedziała, że będzie potrzebować krwi, a jednak…

Pośpiesznie przeniosła wszystko na sklepowy kontuar, by móc sięgnąć po ostrze. Sama obecność srebra sprawiła, że Claire poczuła się nieswojo, choć nie reagowała na kruszec tak jak wilkołaki czy nowe wampiry. Nie zmieniało to jednak faktu, że cięcie miało boleć – i że zdecydowanie nie miało ot tak się zagoić. Ufała Claudii, a jednak w chwili, w której zdecydowała się wyjąć nóż, by obejrzeć go w całej okazałości, z całą mocą uderzyły ją wątpliwości.

Och, to nie było zwykłe ostrze. Nazwałaby je raczej rytualnym sztyletem, żywcem wyjętym z jakichś starych opowieści. Ostrożnie uniosła nóż, chcąc lepiej mu się przyjrzeć. Nawet jeśli był stary, okazał się w nienaruszonym wręcz stanie. Claire miała wrażenie, że gdyby tylko przytknęła skórę do krawędzi, od razu pojawiłoby się na niej nacięcie. Kiedy przyjrzała się dokładniej, dostrzegła wyryte na krawędziach znaki, aż nazbyt podobne do siigili, które rozszyfrowywała dla niej Claudia. I choć nie była w stanie odczytać pełnej inskrypcji, zdołała rozpoznać jedno słowo.

– Śmierć… – wyrwało jej się.

Mimowolnie się wzdrygnęła. To ostrze, jakkolwiek zwyczajne by się nie okazało, zaczynało coraz bardziej ją niepokoić.

– Śmierć… Boisz się jej? – usłyszała tuż za plecami łagodny głos Flory. Zesztywniała, zaniepokojona tym, że kobieta mogłaby znaleźć się tuż za nią. – Mimo wszystko wielu uważa, że jest łagodna i sprawiedliwa… Kiedy jest się nieśmiertelnym, być może mogłaby stać się partnerką w ciemnościach. To jak kroczyć tą samą ścieżką.

Nie odpowiedziała. W głowie miała pustkę, zdolna co najwyżej wpatrywać się w ozdobiony dziwnymi słowami sztylet.

Nie zaprotestowała, kiedy Flora zajęła miejsce u jej boku, znaczącym gestem sięgając po ostrze.

– To jedna z piękniejszych pochwał śmierci, jakie znam – stwierdziła niemalże pogodnym tonem kobieta, przesuwając kciukiem po żłobieniach.

– Pochwała…?

Flora skinęła głową.

– I niechaj śmierć przyjmie ofiar, znaczoną przez krew, esencję życia. – Kobieta odwróciła ostrze, by móc odczytać dalszą część, choć – Claire mogła się o to założyć – znała ją na pamięć. – I już nie będzie podziałów, kiedy sprawiedliwa matka przywróci swoje dzieci nocy.

– To nie zabrzmiało zbyt… optymistycznie – przyznała, ostrożnie dobierając słowa. – Mam na myśli ciemność…

– Noc – poprawiła Flora. – Noc, nie ciemność. Czyż nie jesteś jedną z tych, które oddały się samej bogini nocy i księżyca?

– No tak, ale…

– W magii nie ma niczego złego. W śmierci również. To my sami nadajemy intencje naszym czynom – ucięła stanowczo kobieta. Jej blade, niewidzące oczy wydawały się lśnić w półmroku. – A teraz wróćmy do twojej ciotki, moja kochana. Już i tak za długo czeka.

To wciąż niczego nie wyjaśniało. Claire czuła przede wszystkim nieustępujące napięcie. To i strach, który nie ustąpił nawet mimo tego, że zdecydowała się jednak podążyć za kobietą. W pośpiechu zebrała pozostałe rzeczy, w duchu błogosławić fakt, że jednak nie musiała nieść rytualnego noża. I, cholera, wolała nie zastanawiać się, do czego ten miał przydać się Claudii. To, czyją krew miały przelewać podczas rytuały, było akurat aż nadto oczywiste.

Zeszła po schodach, wciąż niepewna, co sądzić o Florze. Prawda była taka, że staruszka nie odpowiedziała na żadne z pytań, które próbowały jej zadać. To ani trochę niczego nie ułatwiało, choć mogła to przewidzieć. Gdyby sprawy miały się inaczej, już Claudii udałoby się wyciągnąć od niej odpowiedzi.

Ale mimo wszystko jej ufała. Tak po prostu, mimo że nie miała pojęcia, skąd brało się przeświadczenie, że intencje kobiety były dobre.

Flora jednak wydawała się łagodna i pod każdym względem dobra.

Tak jak śmierć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa