23 lutego 2021

Dziewięćdziesiąt jeden

   

Claire

Claudia zdążyła się uspokoić. Tyle przynajmniej wywnioskowała Claire, kiedy po zejściu do saloniku przekonała się, że ten nie wyglądał gorzej niż wcześniej. W zasadzie gdyby nie resztki wciąż walających się odłamków rozbitych filiżanek, mogłaby udawać, że nie wydarzyło się nic wartego uwagi.

Wampirzyca nawet nie drgnęła, kiedy się pojawiły. Siedziała w bezruchu na kanapie, z twarzą ukrytą w dłoniach. Claire nie była w stanie nawet wychwycić jej oddechu i choć to w przypadku kogoś takiego jak Claudia nie powinno jej martwić, mimo wszystko sprawiło, że dziewczyna poczuła się nieswojo. Nie żeby perspektywa odprawiania jakiegokolwiek rytuału, zwłaszcza w takiej atmosferze, czyniła cokolwiek łatwiejszym, ale mimo wszystko…

– Przepraszam.

Nie była pewna, czy faktycznie to usłyszała. Głos ciotki wydawał się ledwo słyszalny, ta zresztą zdecydowanie nie należały do osób, którym przeprosiny przychodziły łatwo. Zwłaszcza po tym, jak się zachowała, myśl o tym, że mogłaby zwracać się do Flory, wydawała się dziwna. Z drugiej strony, sama Claudia zachowywała się zbyt gwałtowny, pod każdym względem impulsywny sposób. To, że mogłaby żałować, mimo wszystko było prawdopodobne.

Odrzuciła od siebie tę myśl, decydując się nie komentować sytuacji. Kątem oka obserwowała Florę, kiedy ta bez pośpiechu podeszła do kanapy, zatrzymując się tuż za plecami zastygłej na niej kobiety.

– W porządku, dziecino. Jeśli już doszłaś do siebie, nie powinnyśmy tracić czasu – stwierdziła ze spokojem. – Claire już i tak jest przerażona.

– Ja wcale nie…

Zamilkła, kiedy ciotka w końcu poderwała głowę. Jej oczy zdążyły wrócić do normy, znów po prostu niebieskie, tak jak wymogła na nich wampirzyca. Gdy Claudia z wolna stanęła na nogi, zrobiła to niemalże z gracją, dokładnie jak na istotę nieśmiertelną przystało.

– Tak – mruknęła, wydając się zwracać bardziej do siebie niż kogokolwiek innego. – Tak, chociaż… nie jestem pewna, czy potrafię. Wieki tego nie robiłam. – Uciekła wzrokiem gdzieś w bok. – Nie sądziłam, że jeszcze kiedykolwiek zrobię…

– Poradzimy sobie. Przyniosłyśmy z Claire to, co powinno ci się przydać.

Tyle wystarczył, by Claudia jednak otrząsnęła się na tyle, żeby skupić się na tym, co działo wokół niej. Z brak lepszych perspektyw, Claire jednak zdecydowała się podejść bliżej. Do piersi wciąż tuliła rzeczy, które zebrała staruszka, bezskutecznie próbując znaleźć dla nich jakiekolwiek zastosowanie. Świece, sól, księga… I ten niepokojący, spoczywający w dłoniach Flory nóż.

Nie, to zdecydowanie nie brzmiało dobrze.

– Och… O słodka bogini – doszedł ją drżący głos Claudii. Wampirzyca zmaterializowała się tuż przed nią, pośpiesznie wyciągając przed siebie dłonie. W pośpiechu wyjęła stos z uścisku Claire, przy pierwszej okazji odkładając na bok wszystko prócz książki. – Nie widziałam tego od wieków. Skąd ją masz? Myślałam…

Jeszcze kiedy mówiła, ciężko opadła na kanapę. Coś w sposobie, w jaki trzymała książkę, okazało się wystarczająco wymowną wskazówką na to, że opasłe tomiszcze było czymś więcej, niż tylko przypadkową pozycją z jakiejś starej biblioteki. Claire zawahała się, ostatecznie decydując się podejść bliżej. To, że w grę wchodziła jakakolwiek książka…

Claudia zdecydowanym ruchem odchyliła okładkę. I choć to wydawało się niemożliwe, w chwili, w której otworzyła książkę, coś zmieniło się w panującej w pokoju atmosferze. To przecież nie…, pomyślała w oszołomieniu Claire, ale nawet nie była w stanie dokończyć. Nie po raz kolejny. Nie w chwili, w której była gotowa przysiąc, że powietrze wokół niej zadrżało, jakby nagle naelektryzowane – prawie jak wtedy, gdy w grę wchodziła telepatia. Miała wrażenie, że coś rozeszło się po całym salonie, szeroką falą, która dosięgła wszystkich obecnych.

Poruszając się trochę jak w transie, z wolna przysunęła się bliżej – na tyle, by ponad ramieniem Claudii zajrzeć do wnętrza książki. W zasadzie sama nie była pewna, czego się spodziewała. Czuła, że serce tłucze jej się w piersi, coraz szybciej i szybciej, jakby chcąc wyrwać się na zewnątrz, ale…

Zawahała się. Przez chwilę po prostu patrzyła, tak długo aż litery zaczęły rozmazywać się jej przed oczami.

– To… łacina? – zapytała z powątpiewaniem. – Tak wygląda, ale…

– Częściowo tak. – Claudia uniosła głowę. Po wyrazie jej twarzy Claire nie była w stanie stwierdzić, co tak naprawdę sobie myślała. – Znaczy… To wcale nie taki wymarły język. W większości nauk wciąż występuje, więc…

Bezradnie wzruszyła ramionami. Szczerze wątpiła, by to był dobry moment akurat na taką rozmowę.

– Rozumiem – mruknęła bez większego zainteresowania Claudia. W następnej sekundzie zachęcająco wyciągnęła rękę. – Chodź tutaj. Czuję się nieswojo, kiedy tak zaglądasz mi przez ramię.

Nawet się nie zawahała. W pośpiechu okrążyła kanapę, posłusznie zajmując miejsce u boku wampirzycy. Poczuła bijący od jej skóry chłód, ale zignorowała go, tak jak i to, że w pewnym momencie zaczęły ocierać się ramionami. Napięcie w powietrzu powróciło, ale wydało się dziwnie właściwe, tak jak i poczucie, że obie znalazły się w dobrym miejscu i we właściwym momencie. To i ta dziwna książka, która z jakiegoś powodu zdawała się Claire przyciągać.

Wzdrygnęła się, kiedy chłodna dłoń nagle zacisnęła się wokół jej własnej. W roztargnieniu spojrzała na Claudię, ale nie zaprotestowała, pozwalając, by ta chwyciła ją za rękę.

– Czujesz? – zapytała wprost wampirzyca, nic jednak nie wskazywało na to, żeby oczekiwała odpowiedzi. – Oczywiście, że tak. Powiedziałam ci już, że w twoich żyłach płynie jej krew.

– No tak, ale…

– Wszędzie rozpoznam te pisma. Zachowały się w tak dobrym stanie… Ale wiem, że to dokładnie te, z których uczyła mnie matka. Czuję to – oznajmiła z naciskiem. Rozszerzonymi oczyma wpatrywała się w ułożoną na kolanach książkę. – To nie przypadek, że tutaj są. My też. Co ty…? – zaczęła, nagle znów zwracając się do Flory.

Claudia urwała. Coś w sposobie, w jaki rozejrzała się po pokoju przekonało Claire, by również to zrobić.

Kiedy obejrzała się przez ramię, przekonała się, że Flory nie było.

– Niech to szlag – wymamrotała Claudia. – Niech to…

Tym razem zapanowała nad sobą dużo szybciej. Mimo wszystko Claire była w stanie wyczuć, że drżała, wcale nie aż tak spokojna, jak mogłoby się wydawać. Och, wręcz przeciwnie – z każdą kolejną sekundą Claudia sprawiała wrażenie bardziej rozbitej i podekscytowanej zarazem. To była dziwna, niepokojąca mieszanka, która wzbudzała w dziewczynie coraz to silniejsze wątpliwości.

– Musiała… pójść na górę – zasugerowała, próbując zabrzmieć jak najbardziej rzeczowo. – Mam jej poszukać? Mogłabym… – zaczęła, ale sposób, w jaki palce ciotki zacisnęły się wokół jej nadgarstka, okazał się wystarczająco jasną odpowiedzią.

– Zostań. Po prostu… zostań. – Claudia odetchnęła. – Muszę pomyśleć. Na razie faktycznie zróbmy tutaj trochę miejsca.

Skinęła głową,  nie ufając sobie na tyle, by chcieć się odezwać. Dla pewności i tak rozejrzała się po pokoju, chcąc upewnić się, że jakimś cudem nie przeoczyła Flory. Nie miała pojęcia, co było z tą kobieta nie tak, ale jedno pozostawało oczywiste: nie mogła być człowiekiem. Nie tak po prostu. Nie chodziło nawet o to, że mogłaby parać się magią.

Do Claire wciąż to nie docierało. Już nawet nie próbowała zastanawiać się nad tym, co tak naprawdę planowały, na samą wzmiankę o rytuale mając w pamięci wyłącznie te, które widywała w Mieście Nocy. Kolejne obrzędy, powracające tradycje i symbolika – nic, co wykraczałoby poza zdolności pojmowania.

Tyle że Claudia od samego początku dawała jej do zrozumienia, że chodziło o coś więcej. Cokolwiek planowała, nie zamierzała zapalić kilku świeczek tylko po to, żeby się pomodlić.

W co ja się wplątałam?

Nic nie wskazywało na to, żeby miała znaleźć na to odpowiedź. Na pewno nie dostrzegła jej podczas przesuwania mebli ani później, kiedy dołączyła do Claudii, gdy ta osunęła się na kolana na samym środku pokoju. Przed sobą znów ułożyła książkę, przez krótką chwilę kartkując ją, nim ostatecznie skupiła wzrok na jeden ze stron. Claire z powątpiewaniem spojrzała na zapisane strony; serce zabiło jej szybciej, kiedy znów poczuła… to coś.

Czymkolwiek było. Cokolwiek znaczyło.

– Wyczuwasz jej magię. I ze wzajemnością – stwierdziła Claudia, zadzierając głowę, by móc spojrzeć na bratanicę. – Nie patrz na mnie tak dziwnie, Claire. Przecież widzę.

– To tylko słowa. Takie jak każde inne. – Zawahała się. Energicznie potrząsnęła głową, ale dziwne wrażenie nie zniknęło. – Wyglądają jak zwoje w świątyni. Tak mi się wydaje, chociaż…

– Tak… Świątynne zapiski – mruknęła bez przekonania Claudia. – Kilka może nawet zapoczątkowano dzięki temu – przyznała niechętnie, stukając paznokciem w książkę – ale to zaledwie marne kopie. No, może pomijając rytuał ku czci matki wampirów – dodała, uśmiechając się gorzko. – Zresztą daj mi znać, jeśli którykolwiek ze zwojów sprawia, że czujesz się tak.

Jeszcze kiedy mówiła, bezceremonialnie chwyciła Claire za rękę. Nagłe szarpnięcie zaskoczyło ją na tyle, że chcąc nie chcąc zajęła miejsce u boku ciotki, niezdolna zaprotestować, kiedy ta tak po prostu przycisnęła jej dłoń do delikatnych, pożółkłych stron. Efekt był natychmiastowy i zdecydowanie nie przypominał żadnego z tych, które znała Claire.

Wzdrygnęła się, przez moment czując tak, jakby poraził ją prąd. Na moment wstrzymała oddech, świadoma wyłącznie tego dziwnego pulsowania i ciepła, które rozeszło się po całym jej ciele.

To było przyjemne. Tylko do pewnego stopnia, ale…

– Gdybyś tylko widziała swoją aurę… – westchnęła Claudia, lekko przekrzywiając głowę. – Chociaż jesteś przerażona. Mogłam się tego spodziewać.

Nie miała pojęcia, czy powinna uznać to za zarzut. Być może, ale nawet jeśli tak, nie miała okazji, by jakkolwiek na niego odpowiedzieć. Zresztą wiedziała przecież, że Claudia miała rację. To, że się bała, pozostawało jasne od samego początku.

Ale była tutaj. I choć czuła, że prędzej czy później miała tego pożałować, nie zamierzała odchodzić.

Nie żeby w ogóle mogła.

– To nie jest ważne – oznajmiła, z ulgą przyjmując, że głos prawie jej nie zadrżał. Mimo wszystko ciotka i tak spojrzała na nią z powątpiewaniem. – Jeśli mogę ci jakoś pomóc…

– Daj mi sól. Możesz porozstawiać świece.

Claudia nie zamierzała tracić czasu. To stało się jasne, kiedy ujęła wypełniony kryształkami pojemniczek, stawiając go przed sobą. Pewnym ruchem pochwyciła garść soli, po czym pozwoliła, by ta prześlizgnęła się między jej palcami, bezszelestnie lądując na podłodze. Z zadziwiającą wręcz wprawą i precyzją naznaczyła pokaźnych rozmiarów okrąg; granice kręgu aż nazbyt wyraźnie wyróżniały się na podłodze, wydając się parodiować dywan, który leżał w tym samym miejscu, nim zdecydowały się przemeblować pokój.

Przez chwilę tkwiła w bezruchu, beznamiętnym wzrokiem wpatrując się w domknięty krąg. Skinęła głową, wyraźnie usatysfakcjonowana efektem, po czym przeniosła spojrzenie na Claire.

– Świece. Po jednej na każdą ze stron świata. O ile się nie mylę… – Wyprostowała się, by raz jeszcze rozejrzeć po pokoju. – Północ jest po twojej stronie.

Jeszcze kiedy mówiła, poderwała się na równe nogi. Ostrożnie przeszła nad granicą kręgu, nie chcąc naruszyć rozsypanej soli. Claire spojrzała na nią z powątpiewaniem, ale nie skomentowała tego, co się działo nawet słowem. Czuła się dziwnie, prawie jak lata wcześniej, kiedy regularnie przesiadywała z ojcem w laboratorium, w większości przypadków nie rozumiejąc, co takiego robił. Co prawda prędzej czy później wszystko stawało się jasne, ale przez długi czas Claire pozostawało co najwyżej obserwować i próbować dotrzymać mu kroku.

Najwyraźniej Claudia preferowała podobne metody. Jakby tego było mało, zachowanie wampirzycy okazało się wystarczająco wymowne, by Claire pojęła, że to zły moment na zadawanie pytań. Nie żeby odpowiedzi, które mogłaby otrzymać, miały uczynić cokolwiek bardziej klarownym.

Weszła do kręgu, nerwowo tuląc do siebie świece. Wciąż niepewna, co robi, podeszła do wskazanego przez ciotkę miejsca, by ustawić na podłodze jedną z nich. W środku czy na zewnątrz?, pomyślała z powątpiewaniem, nerwowo rozglądając się w poszukiwaniu pomocy. Claudia stała zwrócona do niej plecami, szukając czegoś w stosie rzeczy, które zostawiła im Flora. Nawet z odległości dało się zauważyć, że smukłe ramiona kobiety drżały – czy to za sprawą napięcia, czy też nadmiaru emocji.

Claire zawahała się. Z powątpiewaniem spojrzała na świecę w swoich dłoniach, na usypany z soli krąg, a ostatecznie na porzuconą na samym środku księgę. Znów przeszedł ją dreszcz, kiedy zapisane strony znalazły się w zasięgu jej wzroku. Zamrugała nieco nieprzytomnie, po czym nachyliła się nad książką, gdy jej uwagę przykuł nakreślony na papierze rysunek. Natychmiast rozpoznała odwzorowanie kręgu. Zorientowała się, że przecinające go w kilku miejscach punkty, musiały być świecami, ale…

– Pięć – mruknęła bezwiednie. – Nie powinno być ich pięć?

– Hm? – Claudia spojrzała na nią w roztargnieniu. – Co? Och, tak… Tak, piątą weźmiemy do środka. Będę jej potrzebowała.

Skinęła głowa. Och, tak. Nie żeby cokolwiek dzięki temu stało się jasne, ale…

– Gdzie mam je postawić? – zapytała dla pewności, nie odrywając wzroku od książki. – Mam wrażenie, że nie powinnam naruszać kręgu, ale…

– W środku. Ale jak najbliżej krawędzi – wyjaśniła pośpiesznie Claudia. Zaraz po tym zawahała się, przez chwilę z namyłem przypatrując klęczącej wewnątrz kręgu dziewczynie. – Claire… Ehm, zadam ci… trochę dziwne pytanie, okej? Odpowiedz mi szczerze.

Zawahała się. Zabrzmiało obiecując… Natychmiast uniosła głowę, wciąż niepewna, co sądzić o nagłej zmianie tematu i sposobie, w jaki zabrzmiał głos Claudii. Spojrzała na ciotkę wyczekująco, próbując zmusić się do zachowania spokoju.

– Postaram się, ale…

– Czy kiedy patrzysz na tę książkę… widzisz coś dziwnego?

Nie tego się spodziewała. Uniosła brwi, nie kryjąc zaskoczenia. Instynktownie znów obejrzała się przez ramię, by spojrzeć na księgę. Wyciągnęła rękę, ale nie odważyła się jej dotknąć, w pamięci wciąż mając tę dziwną energię, którą wyczuła, kiedy musnęła palcami papier. Na to wciąż nie znalazła wyjaśnienia.

Na to, dlaczego słowa na papierze wydawały się żyć, tym bardziej.

Serce zabiło jej szybciej, kiedy sobie to uświadomiła. Spięła się, samej sobie nie potrafiąc wytłumaczyć, dlaczego nie zorientowała się wcześniej. W pierwszym odruchu zapragnęła się odsunąć, ale nie zrobiła tego, jak urzeczona wpatrując się w zapisane kartki. Rysunek kręgu, okalające go słowa, to wszystko… Miała wrażenie, że łagodnie pulsują – prawie jak bijące serce, żywy organizm albo…

I lśniły.

Naprawdę wydawały się lśnić.

– Dzięki bogini.

Zesztywniała, kiedy lodowate ramiona owinęły się wokół niej. Claudia dosłownie zmaterializowała się u jej boku, bezceremonialnie biorąc zaskoczoną dziewczynę w ramiona. Słodki oddech owiał twarz Clare, gdy usta wampirzycy znalazły się w pobliżu jej gardła, jednak nie poczuła się z tego powodu zaniepokojona.

Uniosła głowę, wciąż zaskoczona tą nagłą bliskością. Było coś dziwnego w spojrzeniu, którym obdarowała ją ciotka – na swój sposób łagodnego, pełnego wdzięczności i… nadziei.

Claudia wyglądała jak ktoś, kto zaczął wierzyć, choć nie robił tego od bardzo dawna.

Tyle wystarczyło, by sama zapragnęła ją objąć – początkowo niepewnie, niemalże spodziewając się, że wampirzyca za moment otrząśnie się na tyle, by ją odepchnąć. Nie zrobiła tego, również wtedy, gdy Claire nieco nieporadnie otoczyła ją ramionami.

– Claudio?

Słyszała jej przyśpieszony oddech. Przez moment wątpiła, czy wampirzyca w ogóle ją słyszała, o jakiejkolwiek odpowiedzi nie wspominając, a jednak…

– Nie odrzuciła mnie. Ciebie też. – Kobieta odetchnęła. Potrząsnęła głową, po czym w końcu odsunęła się od Claire. – Magia nie jest dla każdego. Ja na dodatek się jej wyrzekłam i… Nieważne – mruknęła, uciekając wzrokiem gdzieś w bok. – Rytuał. Wróćmy do rytuału.

Poderwała się pośpiesznie, nie dając Claire szansy na wątpliwości albo zadawanie pytań. Odsunęła się, błyskawicznie podrywając na równe nogi i zostawiając wciąż oszołomioną dziewczynę samą, wciąż klęczącą na podłodze.

No, tak… Tak, powiedzmy, że wszystko jasne…

Słodka bogini, jak nic miała przy Claudii oszaleć. Prędzej czy później, może nawet od samego tylko obserwowania, w jaki sposób zmieniały się jej emocje. Do tej pory miała wrażenie, że to zrozumienie Rufusa było trudne, ale im dłużej obserwowała jego siostrę, tym więcej wątpliwości miała. A może to po prostu w tej rodzinie było coś, co prędzej czy później skazywało wszystkich na szaleństwo. Jakby w ogóle miała mieć pewność!

Świece… Miałaś ułożyć świecę.

Za wszelką cenę próbowała się na tym skupić. Starając się nie myśleć o Claudii czy ułożonej tuż za nią książce, wróciła do pracy. Zadanie było proste – musiała tyko ustawić cztery świece w odpowiednich miejscach – a jednak Claire miała wrażenie, że zajęło jej to całe wieki. Dłonie wciąż jej drżały, ani trochę nie pomagając w ustawieniu wszystkiego tak, jak mogłaby tego oczekiwać. Wciąż tylko czekała na moment, w którym Claudia uświadomiłaby ją, że traciła czas i jednak coś pomyliła albo…

– W porządku. Znów nie mam zapałek – westchnęła wampirzyca, ze swojego miejsca spoglądając na krąg. – Nie zdziwię się, jeśli tutaj jakieś będą. No i potrzebowałabym czegoś, gdzie będę mogła spalić zioła… – Kąciki ust Claudii nieznacznie drgnęły. – Nie, nie zamierzam naćpać cię szałwią.

– Będziesz mi to teraz wypominać?

– Co najmniej przez kilka kolejnych lat, chyba że jednak okażesz się taka bystra w przyswajaniu wiedzy, jak tyle razy słyszałam.

Prychnęła. Och, tak, Claudia obiecywała, że będzie ją uczyć, ale zwlekały z tym tyle czasu, że Claire zdążyła w to zwątpić. Ale teraz była tutaj, próbując czegoś, co pragnęła uznać za niedorzeczne, choć z każdą kolejną sekundą stawało się niepokojąco prawdziwe. Nie miała pewności, w którym momencie do tego doszło, ale nie potrafiła zaprzeczać.

Było prawie jak wtedy, gdy ostatnim razem zaufała Claudii. Jak w świecie stworzonym przez Ciemność, kiedy wszystko w ułamku sekund przerodziło się w sen na jawie – zbyt prawdziwy, by protestować, ale przy tym wciąż… nadnaturalne.

Ale nauka też taka bywa, tak? Póki jej nie zrozumiesz. Skoro tak…

Więc może to był moment, żeby spróbować zrozumieć.

Wróciła na piętro, próbując w pełni skupić się na znalezieniu rzeczy, których mogłaby potrzebować Claudia. W sklepie nie zastała Flory i choć w pierwszym odruchu to odkrycie jedynie podsyciło odczuwany przez Claire niepokój, ostatecznie doszła do wniosku, że mogła się tego spodziewać. Kiedy do tego wszystkiego na kontuarze znalazła pudełeczko zapałek, mimo że – była tego pewna! – nie był ich tam, kiedy pomagała staruszce wcześniej, nabrała pewności, że kobieta wszystko starannie zaplanowała. To, że zniknęła, nie było przypadkiem.

Chwyciła pudełeczko. Z jednej z półek zabrała metalową tacę, dochodząc do wniosku, że ta powinna wystarczyć Claudii do podpalenia ziół i nie puszczenia budynku z dymem. Nie dając sobie czasu na wątpliwości, wróciła do ciotki, zamierając tylko na moment, kiedy dostrzegła wampirzycę w środku kręgu, na dodatek ze sztyletem w dłoniach.

– Masz? Świetnie – stwierdziła z ulgą Claudia, naglącym gestem wyciągając ręce. – Daj mi to. Zajmę się świecami, a ty zgaś światło i chodź tutaj do mnie.

Posłuchała, choć w chwili, w której dookoła zapanowała nieprzenikniona ciemność, wątpliwości wróciły. Usłyszała trzask. W ułamek sekundy później mrok rozproszył słaby blask rozpalonej przez Claudię zapałki.

Zawahała się, zdolna wyłącznie do tego, żeby patrzeć. Widziała blada twarz ciotki, tym jaśniejszą w blasku ognia. Wampirzyca rozszerzonymi oczyma spoglądała na płomyk, w sposób wystarczająco jednoznacznym, by Claire pojęła, że mimo wszystko była przerażona.

– Dobrze… – Claudia odetchnęła. Z gracją przyklękła, by móc sięgnąć po zioła. – Na początek. Szałwia, żeby oczyścić. Zresztą tak jak i sól.

Wysuszone zioła zajęły się ogniem, ledwo tylko przytknęła do nich zapałkę. Ostatecznie wampirzyca rzuciła ją na stosik, ledwo tylko nabrała pewności, że ta nie zamierzała zgasnąć. Powietrze jak na zawołanie wypełniły dym i kojący, znajomy już zapach, tym intensywniejszy w zamkniętym pomieszczeniu. Claire aż za dobrze pamiętała uczucie upojenia, zawroty głowy i rytmiczny głos recytującej sobie tylko znane słowa Claudii.

Kolejna zapałka rozświetliła ciemność. Błękitne oczy spoczęły wprost na Claire – lśniące i nienaturalnie wręcz duże.

– Chciałabym zacząć, ale… najpierw musisz wejść do kręgu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa