
Claudia zdążyła się uspokoić.
Tyle przynajmniej wywnioskowała Claire, kiedy po zejściu do saloniku przekonała
się, że ten nie wyglądał gorzej niż wcześniej. W zasadzie gdyby nie resztki
wciąż walających się odłamków rozbitych filiżanek, mogłaby udawać, że nie wydarzyło
się nic wartego uwagi.
Wampirzyca
nawet nie drgnęła, kiedy się pojawiły. Siedziała w bezruchu na kanapie, z twarzą
ukrytą w dłoniach. Claire nie była w stanie nawet wychwycić jej oddechu
i choć to w przypadku kogoś takiego jak Claudia nie powinno jej
martwić, mimo wszystko sprawiło, że dziewczyna poczuła się nieswojo. Nie żeby
perspektywa odprawiania jakiegokolwiek rytuału, zwłaszcza w takiej atmosferze,
czyniła cokolwiek łatwiejszym, ale mimo wszystko…
–
Przepraszam.
Nie była
pewna, czy faktycznie to usłyszała. Głos ciotki wydawał się ledwo słyszalny, ta
zresztą zdecydowanie nie należały do osób, którym przeprosiny przychodziły
łatwo. Zwłaszcza po tym, jak się zachowała, myśl o tym, że mogłaby zwracać
się do Flory, wydawała się dziwna. Z drugiej strony, sama Claudia zachowywała
się zbyt gwałtowny, pod każdym względem impulsywny sposób. To, że mogłaby żałować,
mimo wszystko było prawdopodobne.
Odrzuciła
od siebie tę myśl, decydując się nie komentować sytuacji. Kątem oka obserwowała
Florę, kiedy ta bez pośpiechu podeszła do kanapy, zatrzymując się tuż za
plecami zastygłej na niej kobiety.
– W porządku,
dziecino. Jeśli już doszłaś do siebie, nie powinnyśmy tracić czasu – stwierdziła
ze spokojem. – Claire już i tak jest przerażona.
– Ja wcale
nie…
Zamilkła, kiedy
ciotka w końcu poderwała głowę. Jej oczy zdążyły wrócić do normy, znów po
prostu niebieskie, tak jak wymogła na nich wampirzyca. Gdy Claudia z wolna
stanęła na nogi, zrobiła to niemalże z gracją, dokładnie jak na istotę
nieśmiertelną przystało.
– Tak –
mruknęła, wydając się zwracać bardziej do siebie niż kogokolwiek innego. – Tak,
chociaż… nie jestem pewna, czy potrafię. Wieki tego nie robiłam. – Uciekła
wzrokiem gdzieś w bok. – Nie sądziłam, że jeszcze kiedykolwiek zrobię…
– Poradzimy
sobie. Przyniosłyśmy z Claire to, co powinno ci się przydać.
Tyle wystarczył,
by Claudia jednak otrząsnęła się na tyle, żeby skupić się na tym, co działo
wokół niej. Z brak lepszych perspektyw, Claire jednak zdecydowała się
podejść bliżej. Do piersi wciąż tuliła rzeczy, które zebrała staruszka,
bezskutecznie próbując znaleźć dla nich jakiekolwiek zastosowanie. Świece, sól,
księga… I ten niepokojący, spoczywający w dłoniach Flory nóż.
Nie, to
zdecydowanie nie brzmiało dobrze.
– Och… O słodka
bogini – doszedł ją drżący głos Claudii. Wampirzyca zmaterializowała się tuż
przed nią, pośpiesznie wyciągając przed siebie dłonie. W pośpiechu wyjęła
stos z uścisku Claire, przy pierwszej okazji odkładając na bok wszystko
prócz książki. – Nie widziałam tego od wieków. Skąd ją masz? Myślałam…
Jeszcze
kiedy mówiła, ciężko opadła na kanapę. Coś w sposobie, w jaki
trzymała książkę, okazało się wystarczająco wymowną wskazówką na to, że opasłe
tomiszcze było czymś więcej, niż tylko przypadkową pozycją z jakiejś
starej biblioteki. Claire zawahała się, ostatecznie decydując się podejść
bliżej. To, że w grę wchodziła jakakolwiek książka…
Claudia
zdecydowanym ruchem odchyliła okładkę. I choć to wydawało się niemożliwe, w chwili,
w której otworzyła książkę, coś zmieniło się w panującej w pokoju
atmosferze. To przecież nie…, pomyślała w oszołomieniu Claire, ale
nawet nie była w stanie dokończyć. Nie po raz kolejny. Nie w chwili, w której
była gotowa przysiąc, że powietrze wokół niej zadrżało, jakby nagle naelektryzowane
– prawie jak wtedy, gdy w grę wchodziła telepatia. Miała wrażenie, że coś
rozeszło się po całym salonie, szeroką falą, która dosięgła wszystkich obecnych.
Poruszając się
trochę jak w transie, z wolna przysunęła się bliżej – na tyle, by
ponad ramieniem Claudii zajrzeć do wnętrza książki. W zasadzie sama nie
była pewna, czego się spodziewała. Czuła, że serce tłucze jej się w piersi,
coraz szybciej i szybciej, jakby chcąc wyrwać się na zewnątrz, ale…
Zawahała
się. Przez chwilę po prostu patrzyła, tak długo aż litery zaczęły rozmazywać się
jej przed oczami.
– To…
łacina? – zapytała z powątpiewaniem. – Tak wygląda, ale…
– Częściowo
tak. – Claudia uniosła głowę. Po wyrazie jej twarzy Claire nie była w stanie
stwierdzić, co tak naprawdę sobie myślała. – Znaczy… To wcale nie taki wymarły
język. W większości nauk wciąż występuje, więc…
Bezradnie
wzruszyła ramionami. Szczerze wątpiła, by to był dobry moment akurat na taką
rozmowę.
– Rozumiem –
mruknęła bez większego zainteresowania Claudia. W następnej sekundzie zachęcająco
wyciągnęła rękę. – Chodź tutaj. Czuję się nieswojo, kiedy tak zaglądasz mi
przez ramię.
Nawet się nie
zawahała. W pośpiechu okrążyła kanapę, posłusznie zajmując miejsce u boku
wampirzycy. Poczuła bijący od jej skóry chłód, ale zignorowała go, tak jak i to,
że w pewnym momencie zaczęły ocierać się ramionami. Napięcie w powietrzu
powróciło, ale wydało się dziwnie właściwe, tak jak i poczucie, że obie
znalazły się w dobrym miejscu i we właściwym momencie. To i ta
dziwna książka, która z jakiegoś powodu zdawała się Claire przyciągać.
Wzdrygnęła się,
kiedy chłodna dłoń nagle zacisnęła się wokół jej własnej. W roztargnieniu
spojrzała na Claudię, ale nie zaprotestowała, pozwalając, by ta chwyciła ją za
rękę.
– Czujesz? –
zapytała wprost wampirzyca, nic jednak nie wskazywało na to, żeby oczekiwała
odpowiedzi. – Oczywiście, że tak. Powiedziałam ci już, że w twoich żyłach
płynie jej krew.
– No tak, ale…
– Wszędzie
rozpoznam te pisma. Zachowały się w tak dobrym stanie… Ale wiem, że to
dokładnie te, z których uczyła mnie matka. Czuję to – oznajmiła z naciskiem.
Rozszerzonymi oczyma wpatrywała się w ułożoną na kolanach książkę. – To
nie przypadek, że tutaj są. My też. Co ty…? – zaczęła, nagle znów zwracając się
do Flory.
Claudia
urwała. Coś w sposobie, w jaki rozejrzała się po pokoju przekonało
Claire, by również to zrobić.
Kiedy
obejrzała się przez ramię, przekonała się, że Flory nie było.
– Niech to
szlag – wymamrotała Claudia. – Niech to…
Tym razem
zapanowała nad sobą dużo szybciej. Mimo wszystko Claire była w stanie
wyczuć, że drżała, wcale nie aż tak spokojna, jak mogłoby się wydawać. Och,
wręcz przeciwnie – z każdą kolejną sekundą Claudia sprawiała wrażenie
bardziej rozbitej i podekscytowanej zarazem. To była dziwna, niepokojąca
mieszanka, która wzbudzała w dziewczynie coraz to silniejsze wątpliwości.
– Musiała… pójść
na górę – zasugerowała, próbując zabrzmieć jak najbardziej rzeczowo. – Mam jej
poszukać? Mogłabym… – zaczęła, ale sposób, w jaki palce ciotki zacisnęły się
wokół jej nadgarstka, okazał się wystarczająco jasną odpowiedzią.
– Zostań.
Po prostu… zostań. – Claudia odetchnęła. – Muszę pomyśleć. Na razie faktycznie zróbmy
tutaj trochę miejsca.
Skinęła
głową, nie ufając sobie na tyle, by
chcieć się odezwać. Dla pewności i tak rozejrzała się po pokoju, chcąc
upewnić się, że jakimś cudem nie przeoczyła Flory. Nie miała pojęcia, co było z tą
kobieta nie tak, ale jedno pozostawało oczywiste: nie mogła być człowiekiem.
Nie tak po prostu. Nie chodziło nawet o to, że mogłaby parać się magią.
Do Claire
wciąż to nie docierało. Już nawet nie próbowała zastanawiać się nad tym, co tak
naprawdę planowały, na samą wzmiankę o rytuale mając w pamięci wyłącznie
te, które widywała w Mieście Nocy. Kolejne obrzędy, powracające tradycje i symbolika
– nic, co wykraczałoby poza zdolności pojmowania.
Tyle że
Claudia od samego początku dawała jej do zrozumienia, że chodziło o coś więcej.
Cokolwiek planowała, nie zamierzała zapalić kilku świeczek tylko po to, żeby
się pomodlić.
W co ja
się wplątałam?
Nic nie wskazywało
na to, żeby miała znaleźć na to odpowiedź. Na pewno nie dostrzegła jej podczas przesuwania
mebli ani później, kiedy dołączyła do Claudii, gdy ta osunęła się na kolana na
samym środku pokoju. Przed sobą znów ułożyła książkę, przez krótką chwilę
kartkując ją, nim ostatecznie skupiła wzrok na jeden ze stron. Claire z powątpiewaniem
spojrzała na zapisane strony; serce zabiło jej szybciej, kiedy znów poczuła… to
coś.
Czymkolwiek
było. Cokolwiek znaczyło.
– Wyczuwasz
jej magię. I ze wzajemnością – stwierdziła Claudia, zadzierając głowę, by
móc spojrzeć na bratanicę. – Nie patrz na mnie tak dziwnie, Claire. Przecież
widzę.
– To tylko
słowa. Takie jak każde inne. – Zawahała się. Energicznie potrząsnęła głową, ale
dziwne wrażenie nie zniknęło. – Wyglądają jak zwoje w świątyni. Tak mi się
wydaje, chociaż…
– Tak…
Świątynne zapiski – mruknęła bez przekonania Claudia. – Kilka może nawet zapoczątkowano
dzięki temu – przyznała niechętnie, stukając paznokciem w książkę – ale to
zaledwie marne kopie. No, może pomijając rytuał ku czci matki wampirów – dodała,
uśmiechając się gorzko. – Zresztą daj mi znać, jeśli którykolwiek ze zwojów
sprawia, że czujesz się tak.
Jeszcze
kiedy mówiła, bezceremonialnie chwyciła Claire za rękę. Nagłe szarpnięcie zaskoczyło
ją na tyle, że chcąc nie chcąc zajęła miejsce u boku ciotki, niezdolna
zaprotestować, kiedy ta tak po prostu przycisnęła jej dłoń do delikatnych, pożółkłych
stron. Efekt był natychmiastowy i zdecydowanie nie przypominał żadnego z tych,
które znała Claire.
Wzdrygnęła
się, przez moment czując tak, jakby poraził ją prąd. Na moment wstrzymała
oddech, świadoma wyłącznie tego dziwnego pulsowania i ciepła, które
rozeszło się po całym jej ciele.
To było
przyjemne. Tylko do pewnego stopnia, ale…
– Gdybyś
tylko widziała swoją aurę… – westchnęła Claudia, lekko przekrzywiając głowę. –
Chociaż jesteś przerażona. Mogłam się tego spodziewać.
Nie miała
pojęcia, czy powinna uznać to za zarzut. Być może, ale nawet jeśli tak, nie
miała okazji, by jakkolwiek na niego odpowiedzieć. Zresztą wiedziała przecież,
że Claudia miała rację. To, że się bała, pozostawało jasne od samego początku.
Ale była
tutaj. I choć czuła, że prędzej czy później miała tego pożałować, nie
zamierzała odchodzić.
Nie żeby w ogóle
mogła.
– To nie
jest ważne – oznajmiła, z ulgą przyjmując, że głos prawie jej nie zadrżał.
Mimo wszystko ciotka i tak spojrzała na nią z powątpiewaniem. – Jeśli
mogę ci jakoś pomóc…
– Daj mi
sól. Możesz porozstawiać świece.
Claudia nie
zamierzała tracić czasu. To stało się jasne, kiedy ujęła wypełniony
kryształkami pojemniczek, stawiając go przed sobą. Pewnym ruchem pochwyciła
garść soli, po czym pozwoliła, by ta prześlizgnęła się między jej palcami, bezszelestnie
lądując na podłodze. Z zadziwiającą wręcz wprawą i precyzją naznaczyła
pokaźnych rozmiarów okrąg; granice kręgu aż nazbyt wyraźnie wyróżniały się na
podłodze, wydając się parodiować dywan, który leżał w tym samym miejscu,
nim zdecydowały się przemeblować pokój.
Przez chwilę
tkwiła w bezruchu, beznamiętnym wzrokiem wpatrując się w domknięty
krąg. Skinęła głową, wyraźnie usatysfakcjonowana efektem, po czym przeniosła
spojrzenie na Claire.
– Świece.
Po jednej na każdą ze stron świata. O ile się nie mylę… – Wyprostowała
się, by raz jeszcze rozejrzeć po pokoju. – Północ jest po twojej stronie.
Jeszcze
kiedy mówiła, poderwała się na równe nogi. Ostrożnie przeszła nad granicą
kręgu, nie chcąc naruszyć rozsypanej soli. Claire spojrzała na nią z powątpiewaniem,
ale nie skomentowała tego, co się działo nawet słowem. Czuła się dziwnie,
prawie jak lata wcześniej, kiedy regularnie przesiadywała z ojcem w laboratorium,
w większości przypadków nie rozumiejąc, co takiego robił. Co prawda prędzej
czy później wszystko stawało się jasne, ale przez długi czas Claire pozostawało
co najwyżej obserwować i próbować dotrzymać mu kroku.
Najwyraźniej
Claudia preferowała podobne metody. Jakby tego było mało, zachowanie wampirzycy
okazało się wystarczająco wymowne, by Claire pojęła, że to zły moment na zadawanie
pytań. Nie żeby odpowiedzi, które mogłaby otrzymać, miały uczynić cokolwiek
bardziej klarownym.
Weszła do
kręgu, nerwowo tuląc do siebie świece. Wciąż niepewna, co robi, podeszła do wskazanego
przez ciotkę miejsca, by ustawić na podłodze jedną z nich. W środku
czy na zewnątrz?, pomyślała z powątpiewaniem, nerwowo rozglądając się w poszukiwaniu
pomocy. Claudia stała zwrócona do niej plecami, szukając czegoś w stosie
rzeczy, które zostawiła im Flora. Nawet z odległości dało się zauważyć, że
smukłe ramiona kobiety drżały – czy to za sprawą napięcia, czy też nadmiaru
emocji.
Claire
zawahała się. Z powątpiewaniem spojrzała na świecę w swoich dłoniach,
na usypany z soli krąg, a ostatecznie na porzuconą na samym środku księgę.
Znów przeszedł ją dreszcz, kiedy zapisane strony znalazły się w zasięgu
jej wzroku. Zamrugała nieco nieprzytomnie, po czym nachyliła się nad książką,
gdy jej uwagę przykuł nakreślony na papierze rysunek. Natychmiast rozpoznała
odwzorowanie kręgu. Zorientowała się, że przecinające go w kilku miejscach
punkty, musiały być świecami, ale…
– Pięć – mruknęła
bezwiednie. – Nie powinno być ich pięć?
– Hm? –
Claudia spojrzała na nią w roztargnieniu. – Co? Och, tak… Tak, piątą weźmiemy
do środka. Będę jej potrzebowała.
Skinęła głowa.
Och, tak. Nie żeby cokolwiek dzięki temu stało się jasne, ale…
– Gdzie mam
je postawić? – zapytała dla pewności, nie odrywając wzroku od książki. – Mam
wrażenie, że nie powinnam naruszać kręgu, ale…
– W środku.
Ale jak najbliżej krawędzi – wyjaśniła pośpiesznie Claudia. Zaraz po tym
zawahała się, przez chwilę z namyłem przypatrując klęczącej wewnątrz kręgu
dziewczynie. – Claire… Ehm, zadam ci… trochę dziwne pytanie, okej? Odpowiedz mi
szczerze.
Zawahała
się. Zabrzmiało obiecując… Natychmiast uniosła głowę, wciąż niepewna, co
sądzić o nagłej zmianie tematu i sposobie, w jaki zabrzmiał głos
Claudii. Spojrzała na ciotkę wyczekująco, próbując zmusić się do zachowania
spokoju.
– Postaram się,
ale…
– Czy kiedy
patrzysz na tę książkę… widzisz coś dziwnego?
Nie tego
się spodziewała. Uniosła brwi, nie kryjąc zaskoczenia. Instynktownie znów
obejrzała się przez ramię, by spojrzeć na księgę. Wyciągnęła rękę, ale nie
odważyła się jej dotknąć, w pamięci wciąż mając tę dziwną energię, którą
wyczuła, kiedy musnęła palcami papier. Na to wciąż nie znalazła wyjaśnienia.
Na to,
dlaczego słowa na papierze wydawały się żyć, tym bardziej.
Serce
zabiło jej szybciej, kiedy sobie to uświadomiła. Spięła się, samej sobie nie
potrafiąc wytłumaczyć, dlaczego nie zorientowała się wcześniej. W pierwszym
odruchu zapragnęła się odsunąć, ale nie zrobiła tego, jak urzeczona wpatrując
się w zapisane kartki. Rysunek kręgu, okalające go słowa, to wszystko… Miała
wrażenie, że łagodnie pulsują – prawie jak bijące serce, żywy organizm albo…
I lśniły.
Naprawdę
wydawały się lśnić.
– Dzięki
bogini.
Zesztywniała,
kiedy lodowate ramiona owinęły się wokół niej. Claudia dosłownie
zmaterializowała się u jej boku, bezceremonialnie biorąc zaskoczoną
dziewczynę w ramiona. Słodki oddech owiał twarz Clare, gdy usta wampirzycy
znalazły się w pobliżu jej gardła, jednak nie poczuła się z tego
powodu zaniepokojona.
Uniosła
głowę, wciąż zaskoczona tą nagłą bliskością. Było coś dziwnego w spojrzeniu,
którym obdarowała ją ciotka – na swój sposób łagodnego, pełnego wdzięczności i…
nadziei.
Claudia wyglądała
jak ktoś, kto zaczął wierzyć, choć nie robił tego od bardzo dawna.
Tyle wystarczyło,
by sama zapragnęła ją objąć – początkowo niepewnie, niemalże spodziewając się,
że wampirzyca za moment otrząśnie się na tyle, by ją odepchnąć. Nie zrobiła
tego, również wtedy, gdy Claire nieco nieporadnie otoczyła ją ramionami.
– Claudio?
Słyszała
jej przyśpieszony oddech. Przez moment wątpiła, czy wampirzyca w ogóle ją
słyszała, o jakiejkolwiek odpowiedzi nie wspominając, a jednak…
– Nie
odrzuciła mnie. Ciebie też. – Kobieta odetchnęła. Potrząsnęła głową, po czym w końcu
odsunęła się od Claire. – Magia nie jest dla każdego. Ja na dodatek się jej wyrzekłam
i… Nieważne – mruknęła, uciekając wzrokiem gdzieś w bok. – Rytuał. Wróćmy
do rytuału.
Poderwała
się pośpiesznie, nie dając Claire szansy na wątpliwości albo zadawanie pytań.
Odsunęła się, błyskawicznie podrywając na równe nogi i zostawiając wciąż oszołomioną
dziewczynę samą, wciąż klęczącą na podłodze.
No, tak…
Tak, powiedzmy, że wszystko jasne…
Słodka
bogini, jak nic miała przy Claudii oszaleć. Prędzej czy później, może nawet od
samego tylko obserwowania, w jaki sposób zmieniały się jej emocje. Do tej
pory miała wrażenie, że to zrozumienie Rufusa było trudne, ale im dłużej
obserwowała jego siostrę, tym więcej wątpliwości miała. A może to po
prostu w tej rodzinie było coś, co prędzej czy później skazywało wszystkich
na szaleństwo. Jakby w ogóle miała mieć pewność!
Świece…
Miałaś ułożyć świecę.
Za wszelką
cenę próbowała się na tym skupić. Starając się nie myśleć o Claudii czy
ułożonej tuż za nią książce, wróciła do pracy. Zadanie było proste – musiała tyko
ustawić cztery świece w odpowiednich miejscach – a jednak Claire miała
wrażenie, że zajęło jej to całe wieki. Dłonie wciąż jej drżały, ani trochę nie pomagając
w ustawieniu wszystkiego tak, jak mogłaby tego oczekiwać. Wciąż tylko
czekała na moment, w którym Claudia uświadomiłaby ją, że traciła czas i jednak
coś pomyliła albo…
– W porządku.
Znów nie mam zapałek – westchnęła wampirzyca, ze swojego miejsca spoglądając na
krąg. – Nie zdziwię się, jeśli tutaj jakieś będą. No i potrzebowałabym
czegoś, gdzie będę mogła spalić zioła… – Kąciki ust Claudii nieznacznie
drgnęły. – Nie, nie zamierzam naćpać cię szałwią.
– Będziesz
mi to teraz wypominać?
– Co najmniej
przez kilka kolejnych lat, chyba że jednak okażesz się taka bystra w przyswajaniu
wiedzy, jak tyle razy słyszałam.
Prychnęła.
Och, tak, Claudia obiecywała, że będzie ją uczyć, ale zwlekały z tym tyle
czasu, że Claire zdążyła w to zwątpić. Ale teraz była tutaj, próbując
czegoś, co pragnęła uznać za niedorzeczne, choć z każdą kolejną sekundą stawało
się niepokojąco prawdziwe. Nie miała pewności, w którym momencie do tego
doszło, ale nie potrafiła zaprzeczać.
Było prawie
jak wtedy, gdy ostatnim razem zaufała Claudii. Jak w świecie stworzonym
przez Ciemność, kiedy wszystko w ułamku sekund przerodziło się w sen
na jawie – zbyt prawdziwy, by protestować, ale przy tym wciąż… nadnaturalne.
Ale
nauka też taka bywa, tak? Póki jej nie zrozumiesz. Skoro tak…
Więc może
to był moment, żeby spróbować zrozumieć.
Wróciła na
piętro, próbując w pełni skupić się na znalezieniu rzeczy, których mogłaby
potrzebować Claudia. W sklepie nie zastała Flory i choć w pierwszym
odruchu to odkrycie jedynie podsyciło odczuwany przez Claire niepokój,
ostatecznie doszła do wniosku, że mogła się tego spodziewać. Kiedy do tego
wszystkiego na kontuarze znalazła pudełeczko zapałek, mimo że – była tego
pewna! – nie był ich tam, kiedy pomagała staruszce wcześniej, nabrała pewności,
że kobieta wszystko starannie zaplanowała. To, że zniknęła, nie było
przypadkiem.
Chwyciła
pudełeczko. Z jednej z półek zabrała metalową tacę, dochodząc do
wniosku, że ta powinna wystarczyć Claudii do podpalenia ziół i nie
puszczenia budynku z dymem. Nie dając sobie czasu na wątpliwości, wróciła
do ciotki, zamierając tylko na moment, kiedy dostrzegła wampirzycę w środku
kręgu, na dodatek ze sztyletem w dłoniach.
– Masz?
Świetnie – stwierdziła z ulgą Claudia, naglącym gestem wyciągając ręce. –
Daj mi to. Zajmę się świecami, a ty zgaś światło i chodź tutaj do
mnie.
Posłuchała,
choć w chwili, w której dookoła zapanowała nieprzenikniona ciemność,
wątpliwości wróciły. Usłyszała trzask. W ułamek sekundy później mrok
rozproszył słaby blask rozpalonej przez Claudię zapałki.
Zawahała
się, zdolna wyłącznie do tego, żeby patrzeć. Widziała blada twarz ciotki, tym
jaśniejszą w blasku ognia. Wampirzyca rozszerzonymi oczyma spoglądała na płomyk,
w sposób wystarczająco jednoznacznym, by Claire pojęła, że mimo wszystko
była przerażona.
– Dobrze… –
Claudia odetchnęła. Z gracją przyklękła, by móc sięgnąć po zioła. – Na
początek. Szałwia, żeby oczyścić. Zresztą tak jak i sól.
Wysuszone
zioła zajęły się ogniem, ledwo tylko przytknęła do nich zapałkę. Ostatecznie
wampirzyca rzuciła ją na stosik, ledwo tylko nabrała pewności, że ta nie
zamierzała zgasnąć. Powietrze jak na zawołanie wypełniły dym i kojący,
znajomy już zapach, tym intensywniejszy w zamkniętym pomieszczeniu. Claire
aż za dobrze pamiętała uczucie upojenia, zawroty głowy i rytmiczny głos
recytującej sobie tylko znane słowa Claudii.
Kolejna
zapałka rozświetliła ciemność. Błękitne oczy spoczęły wprost na Claire –
lśniące i nienaturalnie wręcz duże.
– Chciałabym zacząć, ale… najpierw musisz wejść do kręgu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz