
Lodowate palce zacisnęły się wokół
jej dłoni, ledwo tylko przekroczyła granicę kręgu. Spojrzała na Claudię, ale ta
jedynie skinęła głową. Jej twarz wydawała się upiornie wręcz blada, zwłaszcza w nikłym
blasku ognia.
– Weź ją –
rzuciła spiętym tonem wampirzyca, wciskając jej do rąk dodatkową świecę. –
Trzymaj ją, nieważne co będzie się działo. Ja zajmę się resztą.
Zadanie wydawało
się proste, ale wcale nie poczuła się dzięki temu pewniej. Stojąc w wysypanym
z soli kręgu, w oparach palonych ziół, nie mogłaby ot tak się rozluźnić.
Co prawda na razie nie działo się nic dziwniejszego od tego, co mogłaby
doświadczyć w świątyni, ale po zachowaniu Claudii poznała, że to zaledwie
kwestia czasu.
– Ego
confido. Tibi credo. Ego confido…
Wzdrygnęła
się. Szept Claudii zabrzmiał co najmniej niepokojąco, wydając się jedynym
dźwiękiem zakłócającym ciszę. I choć dobrze znała głos ciotki, momentalnie
poczuła się nieswojo, nie mogąc pozbyć się wrażenia, że brzmiał inaczej niż
wcześniej. Nawet słowa, które tak gorączkowo szeptała ostatnim razem, nie
zabrzmiały aż tak desperacko i melodyjnie zarazem.
Musiała się
skupić, by przypomnieć sobie znaczenie poszczególnych słów. Rzadko wracała do
łaciny, zresztą korzystała z niej w innym kontekście, ale po kilku
sekundach pojęła, że Claudia niczym mantrę powtarzała dwa proste zwroty. „Ufam
ci. Wierzę ci. Ufam ci…”. Claire zawahała się, przez moment świadoma wyłącznie narastającego
uścisku w piersi. Do kogokolwiek skierowana była ta modlitwa…
Ale to wydawało
się oczywiste. Tak przynajmniej sądziła, choć nigdy wprost nie zapytała Claudii
o jej stosunek do Selene. Nie sądziła, by otrzymała odpowiedź.
Mocniej zacisnęła
palce wokół świecy, z trudem kontrolując siłę i starając się jej nie
połamać. Z góry spojrzała na krąg i klęczącą wampirzycę, która – wciąż
szepcąc – pozwoliła knotom kolejnych świec zając się ogniem. W mroku tworząca
krąg sól wydawała się ledwo widoczna.
– Claire.
Drgnęła,
kiedy ciotka wypowiedziała jej imię. W roztargnieniu spojrzała na
wyciągniętą ku niej w zapraszającym geście dłoń, ale nie zawahała się
przed ujęciem jej. Z wolna osunęła się na kolana, pozwalając, by jej twarz
znalazła się na wysokości Claudii. Zauważyła, że ta się uśmiechała – w nieco
wymuszony, ale zaskakująco szczery sposób.
Ciemne
włosy zafalowały wokół jej twarzy, kiedy przesunęła się bliżej, przy pierwszej
okazji wyciągając dłonie ku twarzy Claire.
– To takie
dziwne… – Claudia zawahała się. W jej spojrzeniu było coś dziwnego; rodzaj
trudnej do zidentyfikowania nostalgii. – Jesteś do niej tak podobna. Nie
sądziłam, że kiedykolwiek… – Zamilkła, już tylko potrząsając głową. – Trzymaj
świecę. Zapalę ją.
Nie to
chciała powiedzieć. To było aż nazbyt oczywiste, ale cokolwiek chodziło Claudii
po głowie, ostatecznie zachowała to dla siebie. W zamian znów skupiła się na
rytmicznie powtarzanych słowach, jednocześnie odpalając kolejną zapałkę. Świeca
zapłonęła jasnym blaskiem, ledwo tylko płomień zbliżył się do knota. Dłonie
Claire zadrżały, kiedy znów wyczuła tę dziwną, wypełniającą powietrze energię.
Pytająco
spojrzała na Claudię. W porządku, więc klęczała w kręgu z soli i świec,
trzymając piątą z nich. Czego powinna spodziewać się w następnej
kolejności…?
Serce
podeszło jej do gardła, kiedy wampirzyca sięgnęła po nóż. Choć w drżącym,
słabym świetle, rzucanym przez płomienie, Claire wciąż nie była w stanie
dokładnie mu się przyjrzeć, mimo wszystko zauważyła więcej szczegółów niż wtedy,
gdy ostrze jeszcze spoczywało w pochwie. Dopiero wtedy w pełni
dotarło do niej to, jak ostry był. To i sposób, w jaki sposób srebro
odbijało blask płomieni, przyprawiło ją o dreszcze.
Spodziewała
się wielu rzeczy, ale nie tego, że Claudia nagle wymierzy nożem wprost w jej
pierś. Tak przynajmniej pomyślała w pierwszej chwili, póki nie uświadomiła
sobie, że wampirzyca – wciąż szepcąc, tym razem coś o oczyszczeniu – bez
wahania wsunęła nóż w płomień trzymanej przez Claire świecy. Chwilę pozwalała,
by ogień przesuwał się po gładkiej powierzchni, nie pozostawiając na niej
chociażby śladu. Dopiero po chwili odsunęła sztylet, dała mu kilka sekund na
ostygnięcie, a potem…
– Daj rękę.
Równie
dobrze wciąż mogłaby mówić w jakimś innym języku. Claire spojrzała na ciotkę
rozszerzonymi do granic możliwości oczyma, nawet nie próbując ukryć
przerażenia. To nie tak, że nie ufała Claudii, ale…
Możemy ufać
Claudii.
Nie miała pojęcia,
dlaczego akurat w tamtej chwili przypomniała sobie słowa odbicia. Nagle po
prostu wróciły, jakby ta druga Claire dosłownie stała za nią, szepcąc wprost do
ucha swojej młodszej wersji. Mogła tylko zgadywać, czy to złudzenie, wpływ ziół
czy coś jeszcze innego. Już i tak kręciło jej się w głowie, również
od nadmiaru wrażeń, choć to przecież wciąż nie był koniec.
Wyciągnęła
rękę, za wszelką cenę próbując zachować spokój. Przecież było prawie tak jak
wtedy, kiedy pomagała ojcu w laboratorium, tak? Wtedy też nie wątpiła, że
wampir nie zamierzał jej skrzywdzić, nawet jeśli czasami zdarzało mu się
działać zbyt impulsywnie. Zresztą była tutaj, na dodatek nie bez powodu.
Wiedziała, że prędzej czy później będzie musiało do tego dojść; Claudia w końcu
od samego początku wprost powiedziała, że będzie potrzebowała krwi.
Mimo
wszystko nie była przygotowana na to, że wampirzyca bezceremonialnie chwyci ją
za rękę, błyskawicznie przyciskając ostrze do skóry. Zanim Claire zdążyła się zastanowić,
ciotka zmusiła ją do zaciśnięcia palców wokół sztyletu. Szarpnięciem wyciągnęła
nóż z uścisku, tak szybko i wprawnie, że początkowo wydawało się, że
nie stało się nic wartego uwagi.
Palący ból
pojawił się z opóźnieniem. Claire aż zachłystnęła się powietrzem – w równym
stopniu zaskoczona, co i oszołomiona. Początkowa fala ciepła przeszła w palenie
i to wystarczająco silne, że oczy jak na zawołanie zaszły jej łzami. Chyba
krzyknęła, choć to równie dobrze mogło sprowadzać się do zdławionego jęku.
Krew
spłynęła gęstym strumieniem. Natychmiast pojawiła się między palcami, ciepła i lepka.
Od słodkiego zapachu, mieszającego się z wonią ziół i wciąż odczuwalnym
bólem, na moment pociemniało jej przed oczami. Prawie nie zwróciła uwagi na to,
że Claudia delikatnie ujęła ją za rękę, delikatnie przymuszając do rozprostowania
palców.
– Jesteś
dzielna. Taka dzielna… – wyszeptała kojącym tonem. W tamtej chwili
brzmiała tak, jakby zwracała się do dziecka i… Och, Claire mimo oszołomienia
była gotowa przysiąc, że wampirzyca naprawdę brzmiała na wdzięczną. – Jeszcze tylko
chwilę.
Jeszcze
kiedy mówiła, uniosła pokrwawioną dłoń, by móc przycisnąć do niej usta. Tyle
wystarczyło, by dziewczyna momentalnie oprzytomniała, pojmując, że Claudia właśnie
z niej piła – bezpośrednio z szerokiej, wciąż krwawiącej rany. W pierwszym
odruchu instynktownie zapragnęła zaprotestować; poddać się instynktowni i spróbować
uciec, ale…
Tyle że wampirzyca
nie wyglądała na kogoś, kto stracił kontrolę. Jej ruchy były delikatne i przemyślane,
zbyt świadome, by Claire uwierzyła, że to morderczy impuls. Sama Claudia
okazała się zbyt skupiona, by pozwolić sobie na popełnienie błędu. To, że
robiła wszystko, by nie pozwolić sobie na wpuszczenie jadu do organizmu
bratanicy, również stało się aż nazbyt jasne.
Płomienie
świec zadrżały, a potem nagle wystrzeliły ku górze. Coś jest nie tak.
Coś jest…, tłukło się Claire w głowie, ale nie była w stanie
ocenić, na ile te przypuszczenia były prawdziwe. Wiedziała jedynie, że zwykłe
świece nie powinny płonąc tak jasno, płomienie strzelać do tego poziomu,
dodatkowo domykając krąg. Powietrze znów wydało jej się zbyt ciężkie i naelektryzowane,
pod każdym względem inne niż to, czego mogłaby się spodziewać po samych tylko
oparach ziół. Kolejny raz usłyszała szept Claudii i to uświadomiło jej, że
wampirzyca w końcu oderwała wargi od rozcięcia na dłoni. Już nie piła, znów
wyrzucając z siebie obce Claire słowa, tym razem zbyt skomplikowane, by
mogła je zrozumieć.
Chyba że
problem leżał w czymś. Może to ona nie była w stanie się skupić.
Uświadomiła sobie, że drży, kołysząc się na boki i utrzymując pion
wyłącznie dzięki zaciskającym się wokół niej dłoniach ciotki. Kobieta wciąż trzymała
ją w swoich objęciach, nie przestając szeptać i…
Płakała…
Dlaczego miała wrażenie, że Claudia płakała…?
A potem
świece zgasły – tak po prostu, wszystkie na raz i bez wyraźnego powodu.
Dookoła zapanowała nieprzenikniona ciemność, kiedy w ułamku sekundy zapanował
spokój. Obie wciąż klęczały w środku kręgu, jednak tego Claire była świadoma
wyłącznie dzięki obejmującym ją ramionom.
Nawet nie
zarejestrowała momentu, w którym ostatecznie doszła do wniosku, że dłużej
nie jest w stanie siedzieć. Poleciała do przodu i byłaby upadła,
gdyby nie to, że natrafiła na Claudię. Wampirzyca bez wahania przygarnęła ją do
siebie, jak gdyby nigdy nic tuląc do siebie i głaskając po włosach.
– Już
dobrze. Już…
Cokolwiek miała
do powiedzenia, nie dokończyła. Ciemność, która zapadła w chwili, w której
zgasły świece, zacisnęła się również wokół Claire.
A potem ostatecznie
wszystko zniknęło, kiedy straciła przytomność.
Jeszcze zanim otworzyła
oczy, wiedziała, gdzie się znajdzie. Nie miała pewności, skąd brała się ta
pewność – może wiedziała, że śni, a może wszystko sprowadzało się do
dziwnej atmosfery tego miejsca. To w zasadzie i tak nie miało
znaczenia.
Och… W zasadzie
gdzie indziej miałaby wylądować po tym, co się wydarzyło?
Zatrzepotała
powiekami. Nie zaniepokoił ją widok ciemności nad sobą – pozbawionego gwiazd
nieba, choć dużo prościej było utożsamiać przestrzeń dookoła z pustką.
Przez chwilę leżała, skupiona na liczeniu kolejnych oddechów, nim ostatecznie
zdecydowała się rozejrzeć.
Lustro
znów tam było, dokładnie w tym samym miejscu, co zazwyczaj. Równie znajomy
okazał się widok uwięzionego po drugiej stronie, spoglądającego na nią z zaciekawieniem
Odbicia. Tym razem druga Claire nie odezwała się nawet słowem, obojętna i spokojna.
Po prostu patrzyła, wydając się czekać na rozwój sytuacji, choć
zainteresowanie, jakie przy tym wykazywała, okazało się znikome.
– Nic
nie powiesz? – zniecierpliwiła się Claire.
Nie
takie słowa wyobrażała sobie wypowiedzieć sobie zaraz po tym, co się stało. Podniosła
się, instynktownie opierając na dłoniach i to w pełni uświadomiło
jej, co się stało. Natychmiast poderwała rękę, w panice spoglądając na
wnętrze jednej z nich, ale nie dostrzegła choćby śladu krwi czy cięcia.
Odetchnęła, ale nie rozluźniła się, w głowie wciąż mając to, że rytuał był
prawdziwy – i że Claudia jak nic rozorała jej dłoń niemalże do kości,
byleby upuścić krwi.
– Wyglądasz
beznadziejnie. Może być?
Z
wrażenia aż się zapowietrzyła. Natychmiast poderwała głowę, z niedowierzaniem
spoglądając na postać po drugiej stronie. Druga Claire zdążyła przysunąć się
bliżej lustra, siadając po turecku i jakby od niechcenia wspierając brodę
na dłoni. Nie wyglądała na przejętą, ale to jedno wydawało się do przewidzenia.
Claire już od dawna wiedziała, że to, co ją samą wprawiało w osłupienie, dla
istoty z lustra pozostawało najzupełniej normalne.
Zacisnęła
usta. Raz jeszcze spojrzała na dłoń, po czym zacisnęła ją w pięść. Chwile
wahała się, nim ostatecznie sama również zdecydowała przesunąć się bliżej
lustra, by móc oprzeć się o nie plecami.
– Pewnie
tak. Ja właśnie… – Urwała, przez chwilę świadoma wyłącznie rosnącej w gardle
guli. Spróbowała przemknąć, ale niewiele pomogło. – Nie wiem, co to było, ale…
Słodka bogini – wymamrotała, nerwowo przyciskając do piersi dłoń.
– Daj
spokój. Po jakimś czasie to już prawie jak delikatne draśniecie – usłyszała i coś
w tych słowach prawiło, że zapragnęła histerycznie się roześmiać.
–
Draśnięcie?! – powtórzyła z niedowierzaniem. – Ten nóż wyglądał na taki, co
spokojnie mógłby przebić się na wylot albo od razu uciąć mi całą rękę!
Być może
dramatyzowała, ale nie potrafiła się tym przejąć. Nie chodziło o to, czy w ogóle
podejrzewała Claudię o możliwość posunięcia się za daleko. Może wszystko sprowadzało
się do szoku, ale i na tym nie potrafiła się skupić. I choć próbowała
przekonać samą siebie, że najpewniej wszystko wyolbrzymiała, pod wpływem emocji
dopisując rytuałowi więcej zbędnych szczegółów, niż faktycznie miało miejsce, jednego
była pewna.
Nie tak
wyobrażała sobie ewentualne upuszczenie krwi. Jasne, nie brała pod uwagę tego,
że mogłyby podejść do tego tak, jak w laboratorium – zorganizować
strzykawkę, wybrać żyłę i po prostu pobrać tyle, ile potrzebowały. Nie przyszłoby
jej to do głowy zwłaszcza po tym, jak w przygotowanych przez Florę rzeczach
dostrzegła sztylet. A jednak…
Chodziło
o srebro. Claudia z kolei cięła wystarczająco głęboko, by Claire
momentalnie pomyślała o szwach. Jeśli to miała być subtelna pomoc,
zwłaszcza taka, której zamierzała udzielić wampirzycy w sekrecie…
– Dramatyzujesz.
Przez
moment miała ochotę warknąć. Nie zrobiła tego tylko dlatego, że nagle
uświadomiła sobie coś o wiele ważniejszego.
– Nie
przychodziłaś do mnie. Przez tyle czasu… – Wyprostowała się niczym struna,
błyskawicznie zwracając ku zwierciadłu. Ułożyła obie dłonie na gładkiej powierzchni,
jakby chcąc przedostać się na drugą stronę. – Czemu?
Ile
czasu minęło od ostatniego spotkania? Uświadomiła sobie, że ponad dwa tygodnie –
dość, by wydało jej się to podejrzane. Gdyby do tego wszystkiego miała dodać
wątpliwości i pytania, które zrodziły się w niej przez cały ten czas…
Odbicie
nawet nie drgnęło. Wciąż siedziała spokojnie, spoglądając na Claire w łagodny,
choć na swój sposób pobłażliwy sposób. W odpowiedzi jedynie potrząsnęła głową,
ani na moment nie odrywając wzroku do dziewczyny.
– To i tak
nie ma znaczenia. Nie traktuj mnie jak wyroczni albo swojego przewodnika, bo nią
nie jestem. Wydawało mi się, że to oczywiste – zauważyła, a Claire
mimowolnie się skrzywiła.
– Właśnie,
że nie jest. Myślałam, że…
– Więc
teraz przynajmniej mamy jasność.
Co to
niby miało znaczyć? Skrzywiła się, bynajmniej nie uspokojona. Z niedowierzaniem
spojrzała na swoje drugie ja, wciąż porażona bijącą od odbicia obojętnością.
Czemu to robiła? I dlaczego w takim razie zdecydowała się objawić,
skoro najwyraźniej nie chciała…?
–
Pojawiasz się zawsze wtedy, kiedy dzieje się… Och, coś takiego – zaoponowała, w pośpiechu
wyrzucając z siebie kolejne słowa. Próbowała zabrzmieć rzeczowo, jak najbardziej
sensownie, ale – mogła się o to założyć – szło jej to marnie. – Co ja mam
niby o tym myśleć?
– Chyba
ci o tym wspominałam. Uznajmy, że się nudzę. – Odbicie wzruszyło
ramionami. – Więc obserwuję. Nie mogę powiedzieć ci więcej niż to, co sama
wiesz.
Claire
otworzyła i zaraz zamknęła usta. Och, tak, słyszała to już. Nie mogła
zaprzeczyć, że w tej jednej kwestii dziewczyna z lustra była z nią
szczera od początku, ale to wciąż nie było wszystko. Nie chciała uwierzyć, że
mogłoby chodzić tylko o to. W jakiś pokrętny sposób zdążyła przywyknąć
do tego miejsca i tych snów – tego
oraz Odbicia, które wiedziało dużo więcej, niż z założenia powinno. Co więcej,
skoro upierało się, że były jednością…
Spuściła
wzrok. Wzięła kilka głębszych wdechów, bezskutecznie próbując się uspokoić.
– W porządku
– dała za wygraną, choć wcale nie czuła się z tym dobrze. – Ale właśnie
zaprzeczasz wszystkiemu, co wiem, więc…
– Wcale
nie. – Druga Claire znów bez wahania weszła jej w słowo. – Powinnaś ufać
Claudii. Nie ucięła ci ręki. Rytuał miał miejsce. – Zamilkła, po czym wzruszyła
ramionami. – O czymś zapomniałam?
Jeśli
chciała wytrącić Claire z równowagi, szło jej świetnie. Wciąż z niedowierzaniem
spoglądając na Odbicie, odsunęła się od lustra. Znów poczuła się zmęczona, choć
nie w sposób, którego doświadczyła, kiedy osunęła się z objęciach
Claudii. W grę wchodziła przede wszystkim frustracja. To oraz swego
rodzaju rozczarowanie, bo nie tego oczekiwała, kiedy wyobrażała sobie kolejne
spotkanie w tym świecie.
O bogini,
miała wrażenie, że ostatnim razem prawie się dogadywały. Co prawda to nie był
ten rodzaj rozmowy z pytaniami i odpowiedziami, który mógłby
cokolwiek wyjaśnić w takim stopniu, jak mogłaby oczekiwać Claire, ale
jednak. Przez moment naprawdę czuła się tak, jakby jej własne Odbicie ją
prowadziło, podsuwając sensowne rady. Kiedy dostała sugestię, by spróbować
łagodniej spojrzeć na Rufusa albo zapytać go o siostrę… Och, no i później, kiedy prawie udało im się zejść na temat rzekomej jedności.
Teraz
czuła wyłącznie dystans. Nie miała pojęcia, co się zmieniło i skąd się
brał, ale poczuła się nieswojo.
Z
wahaniem spojrzała na lustro, nieznacznie krzywiąc się, kiedy dostrzegła cień
znajomych już pęknięć. Pamiętała, w jaki sposób Odbicie tłumaczyło jej
znaczenie poszczególnych z nich. W tamtej chwili bezwiednie śledziła
wzrokiem kolejne wzory, próbując zorientować się, czy pojawiło się jakiekolwiek
nowe. Tylko ty przychodziło jej do głowy, skoro doczekała się tak osobliwej
reakcji – chłodu, na który nie zasłużyła. I choć myśl o tym, że jej
drugie „ja” mogłoby się na nią obrazić, po spędzeniu dnia z Claudią
naprawdę była w stanie wciąż takie rozwiązanie pod uwagę.
Gdyby do
tego wszystkiego widziała w tym sens… Była tutaj, ale skoro problem nie
leżał w tym, co zrobiła ciotka, gdzie indziej miałaby szukać przyczyny?
– No i?
Co zdecydowałaś? – doszło ją jakby z oddali.
Zamrugała,
mimo wszystko zaskoczona tym, że druga Claire jednak zdecydowała się przemówić.
W roztargnieniu spojrzała na lustro.
– W związku
z czym? – zapytała bez przekonania. – Z Claudią? Mam jej ufać, więc…
– Więc
jeszcze z nim nie rozmawiałaś. – Odbicie wzruszyło ramionami. – Nieważne.
Tak tylko pytam…
W
pierwszej chwili pomyślała o Rufusie, gotowa zacząć się zastanawiać, czy
ten znów mógł mieć przed nią jakieś tajemnice. Zrozumienie pojawiło się chwilę później,
niczym kolejny impuls, którego Claire nie miała czasu roztrząsać.
– Z Razjelem
– domyśliła się.
Nie doczekała
się odpowiedzi. Mimo wszystko po sposobie, w jaki druga Claire nagle
wyprostowała się niczym struna, zrozumiała, że trafiła w sedno.
To były
zaledwie ułamki sekund – tylko tyle, bo Odbicie prawie natychmiast otrząsnęło
się, znów przybierając neutralny wyraz twarzy. Tyle że to nie miało znaczenia.
Coś musiało być na rzeczy, niezależnie od tego, czy miały o tym rozmawiać,
czy jednak przemilczeć temat. To, w jaki sposób Claire w lustrze
reagowała na to imię…
Co to
znaczy? Czego w takim razie powinna się spodziewać, skoro…?
Zawahała
się. To mógł być zwykły przypadek, ale szczerze w to wątpiła. I choć
cisza niczego nie tłumaczyła, Claire momentalnie poczuła się nieswojo. Gdy do
tego wszystkiego przypomniała sobie tę dziwną, choć trwająca przez zaledwie ułamki
sekund wizję – moment, w którym dostrzegła płaczącą siebie w lustrze,
gdy wraz z Razjelem wychodziła z herbaciarni…
– Kim on
jest? – zapytała wprost, choć dobrze wiedziała, że niczego tym nie wskóra. –
Jemu też powinnam ufać?
O dziwo Odbicie
jednak zdecydowało się odpowiedzieć.
– W żadnym
razie – wyrwało jej się. W następnej sekundzie roześmiała się w sposób,
który z miejsca przyprawił Claire o dreszcze. – A może tak? Może
następnym razem ty mi odpowiesz.
Nie
miała pojęcia, co o tym myśleć. Z powątpiewaniem spojrzała na Odbicie,
nic jednak nie wskazywało na to, by ta zamierzała rozwinąć wypowiedź. Znów
siedziała obojętna, beznamiętnym wzrokiem spoglądając w bliżej
nieokreślony punkt przestrzeni. Ciemne włosy strząsnęła na twarz i tyle wystarczyło,
by Claire pojęła, że rozmowa skończona. Nie żeby w ogóle przyniosła jej
cokolwiek, nie wspominając o tym, że nie miała okazji zadać nawet części
pytań, które dręczyły ją od jakiegoś czasu. Gdyby w ogóle miała po temu
okazję…
– Nie
zabierzesz mnie do siebie znowu, jeśli poproszę, prawda?
Claire w lustrze
jedynie wywróciła oczami.
– Po co,
skoro i tak nie będę odpowiadać na twoje pytania? Nie podpowiem ci niczego
twórczego, jeśli sama na to nie wpadniesz – stwierdziła z rezerwą.
–
Wcześniej jakoś to robiłaś.
– Nie w tym
wypadku – odparła ze smutnym uśmiechem. Mimo wszystko w tym geście Claire doszukała
się namiastki sympatii, którą była w stanie wyczuć u swojego odbicia
wcześniej. Nie miała pewności, czy to dobrze. – Ale dalej podtrzymuję to, co już
ci powiedziałam: możemy ufać Claudii. Swoją drogą, wróć do niej. Świetnie sobie
poradziła, ale wcale nie jest taka pewna siebie, na jaką wygląda.
W chwili, w której padły te słowa, lustro zniknęło.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz