20 lutego 2021

Osiemdziesiąt osiem

Claire

– Wiesz… Trochę się martwiłam, ale nie oczekiwałam aż takie poświęcenia, naprawdę.

Claudia przekrzywiła głowę. Kąciki jej ust drgnęły, kiedy z uwagą spojrzała na przemoczoną bratanicę. W tamtej chwili Claire sama nie była pewna, co przeważało w spojrzeniu wampirzycy – rozbawienie czy może jednak niewysłowiona ulga. Co prawda sama zainteresowana wyraźnie próbowała zachować właściwą osobie obojętność, ale dziewczyna była pewna, że za pobłażliwym uśmiechem kryło się coś więcej.

Sama czuła się przede wszystkim zdezorientowana. Nie chodziło tylko o rozmowę z Jocelyne, choć ta – tak jak i pośpiesznie wyrecytowane haiku – wciąż nie dawała jej spokoju. Równie dziwnie poczuła się, kiedy dotarła na wskazaną przez Claudię ulicę, decydując ukryć się przed deszczem w najbliższej cukierni. Choć początkowo nie miała w planach niczego zamawiać, chłód bijący od przemoczonych ubrań zrobił swoje, przez co ostatecznie skończyła przy stoliku w kacie, popijając gorącą czekoladę, którą tak uwielbiała Joce.

Ciotka nie miała żadnego problemu, żeby ją odnaleźć. Claire instynktownie ją wyczuła, choć w pierwszym odruchu wcale nie rozpoznała w stojącej przed nią kobiecie Claudii. Wampirzyca wyglądała inaczej – i to zaczynając od tego, że tym razem jej włosy były czarne i kończyły się przed łopatkami. Błękitne oczy aż nazbyt przypominały te, które Claire widywała, kiedy spoglądała w lustro. W zasadzie gdyby się uparła, mogłaby zaryzykować stwierdzenie, że właśnie dosiadła się do niej starsza siostra – w wyjątkowo eleganckim, przyciągającym wzrok wydaniu. Co jak co, ale sama na pewno nie zdecydowałaby się na czarną, dopasowana garsonkę, do Claudii jednak taki strój pasował doskonale.

– Czemu patrzysz na mnie tak dziwnie? – zapytała ze spokojem wampirzyca, bez pośpiechu składając wciąż ociekająca deszczem parasolkę.

Bez pośpiechu zajęła miejsce naprzeciwko Claire. Wyglądała na spokojną, w pełni rozluźnioną, zupełnie inaczej niż podczas ostatniego spotkania. Zupełnie jakby wcale dopiero co nie frustrowała się brakiem wiary i tym, że jej towarzyszka mogłaby wzdrygać się na samą wzmiankę o czymś, co z jej perspektywy wydawało się nienaturalne.

– Wyglądasz… – wyrwało się Claire.

Brwi Claudii powędrowały ku górze.

– Och, tak. Pewnie powinnam cię ostrzec. Nie pomyślałam. – Wzruszyła ramionami. W następnej sekundzie pośpiesznie nachyliła się nad stolikiem, zniżając głos do szeptu. – Zwykle nie muszę meldować o zmianie wyglądu. Z założenia robię to właśnie po to, żeby nikt mnie nie rozpoznał.

Jej głos zabrzmiał beztrosko, ale Claire i tak wiedziała swoje. To była kolejna z tych kwestii, które próbowała pojąć – i które dla samej Claudii najwyraźniej stawały się coraz dziwniejsze i niekomfortowe. „Już nie mam po co” – przypomniała sobie słowa ciotki. Te same, które usłyszała kilka tygodni wcześniej, gdy wampirzyca zdecydowała się porzucić plany ucieczki. Cokolwiek zadecydowała, najwyraźniej nie wyzbyło z niej pewnych nawyków.

Albo – jak nagle sobie uświadomiła – Claudia ukrywała się nie tylko przed Charonem. Gdyby ktoś zauważył je razem i ją rozpoznał, Claire mogła spodziewać się małego piekła.

– Jak tak naprawdę wyglądasz? – zapytała, nie mogąc się powstrzymać.

To była nagła, ale niezwykle intensywna myśl. Co prawda ta kwestia wydawała się najmniej istotna, zwłaszcza w obecnej sytuacji, a jednak kiedy przyszło co do czego, nie mogła powstrzymać się przed zadaniem tego pytania. Claudia wydawała się być w dość dobrym nastroju, choć w jej przypadku to wcale nie było takie oczywiste. Co więcej, to właśnie gwałtowna zmiana w wyglądzie najbardziej rzucała się w oczy. Choć Claire dobrze wiedziała, co potrafiła ta kobieta, dopiero widząc ciotkę w nowym wydaniu, uprzytomniła sobie, że tak naprawdę nie miała pojęcia, co było dla niej normą.

Nie od razu doczekała się odpowiedzi. Milczenie ani trochę jej nie zaskoczyło, zwłaszcza że się go spodziewała. Lista pytań, których nie powinna zadać, wciąż rosła, a jednak…

– Chyba już sama nie jestem pewna. To było tak dawno… – oznajmiła cicho Claudia. Jej głos zabrzmiał łagodnie, wręcz nostalgicznie. Nie, zdecydowanie nie sprawiała wrażenia rozeźlonej. – Pamiętam, że zawsze bardzo chciałam być podobna do niej. To jedno z tych życzeń, które się nie spełniło – mruknęła, wplatając palce w ciemne włosy.

– Do Lily Anne? – upewniła się.

– Dziecinne marzenie – zreflektowała się pośpiesznie Claudia, nagle prostując niczym struna. Lekko przekrzywiła głowę, wciąż obserwując siedzącą przed nią dziewczynę. – Ty też nie wdałaś się w nią aż tak bardzo. Masz bardzo łagodne rysy. Bardziej Licavoli niż ktokolwiek.

Nie potrafiła stwierdzić, czy powinna uznać to za zarzut, czy może komplement. Och, tak, wielokrotnie słyszała, że na pierwszy rzut oka dało się rozróżnić, komu zawdzięczała geny. O tym, że Licavoli bywali charakterystyczni, wiedziała aż nazbyt dobrze, a jeśli dodać do tego fakt, że pod wieloma względami z wyglądu wdała się w Marco…

Przestała o tym myśleć w chwili, w której poczuła lodowate muśniecie na wierzchu dłoni. W roztargnieniu spojrzała na Claudię, kiedy ta tak po prostu chwyciła ją za rękę. Wtedy też uświadomiła sobie, że bezwiednie zaciskała palce, przez cały czas trzymając zwiniętą pięść.

– Hej, co jest? Po pierwsze, jesteś przemoczona. Ponowię to, co powiedziałam ci na początku: nie oczekiwałam takiego poświęcenia, kiedy poprosiłam o spotkanie.

– To nie tak – zaoponowała bez przekonania.

– Co się stało?

Potrząsnęła głową. Spróbowała poluzować uścisk, w końcu rozprostowując palce. Było coś kojącego w obecności Claudii, tak jak i w tym, że ta naprawdę brzmiała jak ktoś, kto się troszczył. Zwłaszcza po sposobie, w jaki rozstały się przy ostatniej okazji, Claire poczuła ulgę, kiedy nabrała pewności, że ciotka doszła do siebie.

– Za chwilę ci powiem – obiecała, nie chcąc wystawiać nerwów wampirzycy na próbę. – To raczej nie jest dobre miejsce na rozmowę.

– W porządku. Dopij to, co tam masz i daj znać, kiedy będziesz gotowa do wyjścia.

W jej głosie pobrzmiewało zniecierpliwienie, ale słowa wypowiedziała zaskakująco łagodnie. Claire obserwowała ją w milczeniu, przez chwilę bawiąc się kubkiem, zanim znów zdecydowała się unieść go do ust. Czekolada zdążyła ostygnąć, ale wciąż była wystarczająco ciepła, by zadowalać smakiem.

Claudia wbiła wzrok w okno. Paznokciami zaczęła wystukiwać jakiś nerwowy rytm o blat stołu, ale poza tym nie okazała zniecierpliwienia w żaden bardziej konkretny sposób. Mimo wszystko coś w panującej ciszy sprawiło, że Claire poczuła się nieswojo.

– Ja… zasugerowałam mamie coś, co dotyczyło Nessie. W związku z tym, co mi powiedziałaś – mruknęła cicho, zaczynając pierwszy temat, który przyszedł jej do głowy. Przynajmniej ta kwestia wydawała się najmniej wrażliwa ze wszystkich.

– Hm… – Claudia nawet na nią nie spojrzała. – I jak poszło?

– Z tego co wiem, pomogło. Wychodzi na to, że… w tym faktycznie mogło chodzić o wiarę – przyznała, a ciotka prychnęła.

– Cóż za zaskoczenie…

– Dziękuję.

Tym razem poczuła na sobie spojrzenie błękitnych oczu. Na ustach kobiet z wolna pojawił się uśmiech i to na dodatek taki, który była skłonna uznać za równie pobłażliwy, co i zaskakująco wręcz życzliwy.

– Proszę bardzo. Powiedziałam ci tylko to, co od samego początku wydało mi się oczywiste – stwierdziła ze spokojem Claudia, po czym zawahała się na moment. – Chociaż bardziej zaskoczyłaś mnie tym, że w ogóle zdecydowałaś się posłuchać.

– Ja…

– Nie musisz się tłumaczyć. To, że przyszłaś, mówi samo za siebie – stwierdziła ze spokojem Claudia. Z gracją poderwała się na równe nogi. – Skończyłaś może? Przestało padać, a my nie mamy całego dnia.

Pośpiesznie się dostosowała. Ruszyła za Claudią ku wyjściu, próbując poukładać w głowie to, co zamierzała jej powiedzieć. Chwilami wciąż miała wrażenie, że towarzyszyła tykającej bombie – i to takiej, w przypadku której jeden nieostrożny ruch wystarczył, żeby doszło do wybuchu. Nie chciała doprowadzić do sytuacji, w której kobieta znów by się wycofała, czy to w przypływie frustracji, czy też… czegoś innego.

Tyle że nic nie wskazywało na to, żeby Claudia miała taki zamiar. Claire przekonała się o tym w chwili, w której wampirzyca jak gdyby nigdy nic ujęła ją pod ramię, ledwo tylko znalazły się na zatłoczonej ulicy. Gest okazał się zaskakująco prosty i naturalny, prawie jak wtedy, gdy w podobny sposób zachowywała się Marissa. Problem polegał na tym, że podczas gdy w przypadku Issie taka otwartość ani trochę nie dziwiła – och, wręcz przeciwnie! – u wiecznie zdystansowanej Claudii momentalnie dała Claire do myślenia.

Właśnie wtedy z całą mocą zrozumiała, że tęskniła, na dodatek ze wzajemnością. To było dziwne, ale przyjemne odkrycie, które zdecydowała się zachować dla siebie. Prowokowanie ciotki było ostatnim, czego chciała, przynajmniej na razie.

– Chciałam zaproponować ci spacer, ale to zły pomysł. Wciąż jesteś przemoczona, wiesz? – zaczęła Claudia, bez wahania ruszając przed siebie. Szła szybkim, pewnym krokiem, wyraźnie zmierzając w konkretne miejsce. Claire nie pozostało nic innego, jak dostosować się do narzuconego tempa. – Lepiej będzie, jeśli porozmawiamy w mieszkaniu. Może znajdę coś, w co będziesz mogła się przebrać.

– Nic mi nie jest – zaoponowała natychmiast. – Już się rozgrzałam. Zresztą nie o to chodzi…

– Świetnie. Więc możesz w końcu mnie uświadomić.

Jeszcze kiedy mówiła, gwałtownie skręciła w boczną uliczkę. Co prawda w pobliżu wciąż znajdowali się ludzie, ale żaden z przechodniów nie zwracał na nie uwagi. Claudia i tak mówiła cicho, to jednak przy wyostrzonych zmysłach nie okazało się problemem. Prawda była taka, że jeśli w pobliżu znajdował się ktoś, kogo naprawdę powinny się obawiać, to i tak miał je usłyszeć.

– Nie jestem pewna jak zacząć – przyznała z wahaniem. – Znaczy… Mam pytanie. I to chyba znów związane z twoją matką.

– Nie jestem pewna, czy mi się to podoba…

Zabrzmiało to wystarczająco spokojnie, by Claire doszła do wniosku, że jednak mogła mówić dalej. Odetchnęła, próbując choć trochę się uspokoić.

– Zanim tutaj przyszłam, zrobiłam coś, czego nie rozumiem. Och, poza tym jest jedna rzecz, za którą możesz się za mnie pogniewać – przyznała w przypływie szczerości.

Wyczuła, że Claudia wzmocniła uścisk. Szły blisko siebie i tylko to pozwoliło jej zauważyć, że swoimi słowami na moment wytrąciła wampirzycę z równowagi. To była zaledwie chwila – jeden nieuważny krok, który zaburzył rytm wspólnego marszu.

– Mów dalej.

Ani trochę nie poczuła się zachęcona. Spokój okazał się gorszy niż kolejna złośliwa uwaga. Z doświadczenia wiedziała już, że kiedy doczekiwała się takiej reakcji u ojca, jednak powinna zacząć się martwić.

– Czy… twoja matka za każdym razem musiała zapisywać proroctwa? Mam na myśli… Przed wyjściem wyrecytowałam jedno i to przy osobie, do której powinno trafić. – Nawet się nie zawahała. To, że słowa były przeznaczone dla Joce, nie podlegało dyskusji. – Robiłam tak kilka razy wcześniej. Zapamiętywałam to, co bym zapisała, jeśli akurat nie miałam pod ręką czegoś do pisania. Inaczej, cóż… – mruknęła, uciekając wzrokiem gdzieś w bok. Bezwiednie zacisnęła dłoń w pieść. – Sama widziałaś.

– Tak… Zdążyłam zauważyć – przyznała lakonicznie Claudia.

Trudno żeby nie. Claire mogła się założyć, że moment, w którym dosłownie rzuciła się na śnieg, byleby tylko utrwalić słowa proroctwa, był łatwy do zapamiętania.

Jakkolwiek by nie było, Claudia nie skomentowała tego nawet słowem. W zamian zachęcająco skinęła głową, czekając na dalsze wyjaśnienia.

– Tym razem nawet nie miałam czasu, żeby pomyśleć o kartce. Nie poczułam niczego… A przecież byłam w domu. Miałam na czym pisać – wyrzuciła z siebie na wydechu. – To ma sens? Ma na myśli…

– A czy to źle? Jeśli dobrze się czujesz, nie powinnaś narzekać.

– Ale…

Claudia potrząsnęła głową.

– Dobrze, że mi powiedziałaś. Na razie uwierz na słowo, że nie ma w tym niczego złego – ucięła nieznoszącym sprzeciwu tonem. – Tym lepiej, że jesteś tutaj ze mną. Resztę spróbuje ci wyjaśnić, kiedy już załatwimy to, co sobie zaplanowałam. – Zawahała się na moment. Było coś przenikliwego w spojrzeniu, którym obdarowała Claire. – O ile znów nie uciekniesz ode mnie z krzykiem.

A co to niby miało znaczyć!?

Otworzyła i zaraz zamknęła usta. W tamtej chwili zwątpiła w to, czy spotkanie z Claudią było aż takim dobrym pomysłem. Dla pewności powiodła wzrokiem dookoła, ale uliczka, którą szły, nie wyróżniała się niczym szczególnym. Claire nie miała pewności czy to dobrze, choć spacer po Seattle i tak wydawał się lepszy od zagłębiania w las.

– Dobra. To teraz możesz mi powiedzieć, dlaczego miałabym się na ciebie zdenerwować – padło po chwili ciszy.

Zawahała się. Wolną rękę dla pewności uniosła do gardła, muskając szyję. Wiedziała, że Claudia ją obserwowała, ale nawet jeśli zauważyła brak pentagramu, nie dała niczego po sobie poznać.

– Ja… przed wyjściem oddałam kuzynce łańcuszek. Ten, który mi dałaś – przyznała, uciekając wzrokiem gdzieś w bok. – Jeśli ktoś potrzebuje ochrony, to Jocelyne. Mam na myśli…

– Jocelyne – powtórzyła spokojnie Claudia. – Nekromantka.

Jedynie skinęła głową. Tylko na tyle było ją stać, przynajmniej w tamtej chwili. Po tonie ciotki nie potrafiła stwierdzić, czy ta była jakkolwiek zagniewana i rozczarowana; to w najmniejszym nawet stopniu nie uczyniło sytuacji jaśniejszej.

Zesztywniała, kiedy Claudia nagle się zatrzymała. Wciąż trzymały się razem, przez co Claire nie pozostało nic innego, jak tylko również przystanąć.

– Poczułaś, że pentagram ode mnie powinien trafić do twojej kuzynki, więc go jej oddałaś. Dobrze zrozumiałam?

– Przepraszam. Pomyślałam po prostu, że…

Nie dokończyła. Serce podeszło jej aż do gardła, kiedy Claudia błyskawicznie zwróciła się w jej stronę, luzując uścisk, którym dotychczas ją otaczała. W zamian drobne dłonie z siłą zacisnęły się na ramionach zaskoczonej dziewczyny.

– Przestań bredzić. Claire, do cholery… – jęknęła Claudia, obrzucając ją pełnym niedowierzania spojrzeniem. – Już pomijając to, czy naprawdę mogłabym być zła z takiego powodu – westchnęła, wznosząc jasne oczy ku górze. – Wiesz, co było jedną z pierwszych rzeczy, których nauczyłam się od matki? Że intuicja to skarb. Zwłaszcza w przypadku kogoś takiego jak ty czy ja. Rozumiesz?

– Nie jestem pewna…

Przez twarz Claudii przemknął cień.

– I dopiero teraz jestem zła. Tu nie powinno mieć miejsca na wątpliwości – zniecierpliwiła się. – Jeśli czułaś, że masz to zrobić, to w porządku. Może to znaczy, że nie potrzebowałaś ochrony. Symbole lubią znikać, jeśli nie są potrzebne… Albo kiedy znajdują osobę, która bardziej ich potrzebuje. Nie ma znaczenia, czy to był prezent ode mnie.

Nagle urwała, jakby dopiero w tamtej chwili dotarło do niej, że się zapędziła. Wycofała się równie szybko, co wcześniej straciła cierpliwość, jak gdyby nigdy nic puszczając bratanicę. Claire wciąż obserwowała ją w oszołomieniu, nie rozluźniając się nawet wtedy, gdy Claudia cofnęła się o krok i bez pośpiechu podjęła przerwany marsz.

Poczuła się nieswojo. Natychmiast ruszyła za ciotką, próbując zdecydować, co tak naprawdę powinna myśleć. Intuicja, tak… To i nazywanie wieszczką, pomyślała bez przekonania. Wciąż nie sądziła, żeby ten tytuł w ogóle do niej pasował.

– Chcę, żebyś w końcu zrozumiała, że musisz zaufać sobie. Tak po prostu. Nie wszystko to, co robisz, musi mieć sens i znaczenie podparte w taki sposób, do jakiego się przyzwyczaiłaś. – Tym razem głos Claudii zabrzmiał o wiele łagodniej. – Jeśli rozsądek podpowiada ci, że postąpiłaś właściwie, to najpewniej tak miało być.

– Nie wiem, czy to takie proste – zaoponowała, coraz bardziej zaniepokojona. – Rozumiem instynkt. To, dlaczego mogłabym wyczuć zagrożenie albo… Sama nie wiem? To, że powinnam trzymać się od kogoś z daleka?

– Zabrzmiało jak zarzut do mnie – mruknęła z bladym uśmiechem Claudia.

Claire powstrzymała grymas. Tym razem wyczuła, że ciotka specjalnie ją prowokowała, ale zdecydowała się nie reagować. Wręcz poczuła ulgę, kiedy Claudia w końcu zrobiła coś znajomego, nawet jeśli sprowadzało się to do uszczypliwości.

– Nieważne – nie dawała za wygraną. Nagląco spojrzała na wampirzycę, próbując ściągnąć na siebie jej uwagę. – Czyli wszystko jest w porządku, tak? Miałam taki kaprys i pewnie coś się za tym kryje, więc…

– Tak chcesz to nazywać? Kaprys? – przerwała z rozbawieniem Claudia. – Czemu nie. Tego też nie mogłabym ci zabronić.

– Ja przecież nie…

– A ja wciąż będę obstawiać przy intuicji. Tak jak wtedy, gdy przychodzisz ze swoimi wierszami do osób, które dotyczą. Ty to wiesz, ja ci wierze. W jej przypadku też to działało. – Wzruszyła ramionami. Tym razem wzmianka o matce przyszła jej najzupełniej naturalnie. – Znalazłaś mnie, tak jak i ja ciebie. Gdybyś sobie nie zaufała, nie byłoby cię tutaj.

Tych kilka słów wystarczyło, żeby zamknąć jej usta. Claire zawahała się, przez moment czując tak, jakby ktoś z całej siły zdzielił ją po głowie. To, że w słowach ciotki doszukała się ni mniej, ni więcej, ale swego rodzaju wdzięczności, jedynie bardziej ją oszołomiło. Czegokolwiek nie robiłaby ta kobieta, jedno pozostawało aż nazbyt oczywiste: nie żałowała.

Ja też nie.

Tego jednego była pewna od samego początku. Nie miała pewności, jak nazwać impuls, który pierwszej nocy doprowadził ją do Claudii, ale to już nie miało znaczenia. Wszystko się zgadzało – odnalazły się, z jakiegoś powodu lgnąc do siebie nawet wtedy, gdy Claire jeszcze nie zdawała sobie sprawy z pokrewieństwa. Cokolwiek się za tym kryło, nie zamierzała narzekać. I to nawet wtedy, gdy zrozumienie wampirzycy okazywało się trudniejsze nawet od próby nadążenia za Rufusem.

Wciąż o tym myślała, skupiona wyłącznie na próbach dotrzymania kroku Claudii. Początkowe napięcie z wolna ustąpiło, choć trochę pozwalając jej się rozluźnić. Miała zresztą wrażenie, że ciotka również się uspokoiła, już nie sprawiając wrażenia chętnej przyłożyć pierwszej osobie, która znów spróbowałaby wytrącić ją z równowagi.

– Wybacz – szepnęła ni stąd, ni z owąd Claudia. Znów chwyciła Claire za ramię, bardziej stanowczo przyciągając dziewczynę do siebie. – Nie powinnam naciskać, zwłaszcza że znam twoje podejście. Ale to takie frustrujące…

– Powinnam cię słuchać. No i to ja wciąż do ciebie przychodzę – zauważyła przytomnie. – Powinnam zacząć się od ciebie uczyć, ale to… Och, no i to z Joce…

– Jeśli naprawdę chcesz, żebym cię uczyła, to zrobię to, ale do tego w końcu musisz się określić. Swoją drogą, to dobry moment, bo prawie jesteśmy na miejscu – dodała jak gdyby nigdy nic. – W zasadzie mam w planach coś, do czego będę potrzebowała twojej pomocy. Jeśli się zgodzisz, już nie będzie miejsca na protesty i zaprzeczanie wszystkiemu, co powiem, tylko dlatego że nie będziesz potrafiła w to uwierzyć.

Zaskoczyła ją bezpośredniość tych słów. Z wrażenia omal się nie potknęła, co najmniej zaniepokojona wydźwiękiem tych słów. Nie wątpiła w to, że Claudia mówiła poważnie. Już przez telefon brzmiała wystarczająco jednoznacznie, by Claire pojęła, że działo się coś istotnego. Z kolei miejsce, w którym nagle się znalazły…

Tym razem rozpoznała tę część miasta. Była tutaj zaledwie raz, ale nie mogłaby zapomnieć o wizycie w niewielkim sklepiku, w którym urzędowała ta dziwna, niewidoma staruszka. Cholera, nie dało się tak po prostu zapomnieć pośpiesznych zakupów, sprowadzających się do ziół i wszystkiego, czego potrzebowały do odprawienia pośpiesznego rytuału. To, w jaki sposób zwracała się do nich właścicielka, zwłaszcza gdy zaczęła przemawiać do Claudii, również mówiło samo za siebie.

Z powątpiewaniem spojrzała na ciotkę, ta jednak wydawała się niewzruszona. Jakby to, że wróciła do tego miejsca, wcale nie było aż takie dziwne – i to nawet pomimo tego, że przy ostatniej okazji wypadła ze sklepiku prawie jak oparzona.

– Więc? – ponagliła Claudia. – Chciałabym obiecać ci, że wszystko stanie się proste i jasne, ale to nie takie łatwe, Claire. Obawiam się, że prawda, którą chcesz usłyszeć, nie istnieje. A ja mogę zaoferować ci tylko to, co sama wiem. Pytanie tylko, czy ty naprawdę tego chcesz.

Uścisk w gardle przybrał na sile. Prawda, którą chcę usłyszeć…, powtórzyła w myślach i uświadomiła sobie, że to prawda. Wracała z nadzieją, że w końcu wydarzy się coś, co wpasuje się w sposób, w jaki spoglądała na świat – i za każdym razem uciekała, kiedy sprawy przybierały inny obrót.

Ale wracała. Tak jak Claudia.

Z tą myślą ujęła wampirzycę za rękę.

– Chodźmy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa