
– Niech go szlag. To wcale nie
tak, że powinien tutaj siedzieć i pilnować, prawda?
– Rafa…
Wywróciła
oczami. Przez moment miała ochotę chwycić demona za ramię, tak dla pewności,
choć nie sądziła, żeby mógł zrobić coś głupiego. Nie, skoro Przedsionek okazał
się opustoszały, przynajmniej na pierwszy rzut oka. Co prawda była w stanie
wyczuć obecność cieni, zwłaszcza że te jak zwykle szeptały między sobą, kryjąc
się gdzieś w mroku, ale jak długo nie zwracały na nich uwagi, nie
zamierzała się nimi przejmować.
– Pewnie
poszedł się przejść – zasugerowała po chwili zastanowienia Esme.
Rozglądała
się z zaciekawieniem, nieco tylko zaniepokojona. To był pierwszy raz,
kiedy zdecydowała się im towarzyszyć. Po tym, co wydarzyło się w tym
świecie, Eleny ani trochę to nie dziwiło.
Z tatą było
inaczej, ale i to mogła przewidzieć, zwłaszcza że widziała jak bardzo
fascynowało go to miejsce. No i lubił Andreasa, czego nawet nie próbował
ukrywać.
– Przejść… –
powtórzył z rezerwą Rafael. – Oczywiście, że tak. Czego innego ja się po
nim spodziewam?
– Mówił, że
to monotonne, kiedy ciągle się tutaj przesiaduje – zauważyła przytomnie Esme. –
Chociaż teraz pewnie nie jest taki samotny. No i w końcu ma zajęcie,
więc…
– Dla
Andreasa to pewnie najgorsze, co może być. Jest na to zbyt leniwy.
Coś w jego
słowach dało Elenie do myślenia. To nie tak, że mógłby powstrzymać się od
możliwości. Miała wrażenie, że dużo bardziej zmartwiłaby się, gdyby nie
powiedział nic, co zabrzmiałoby w aż tak drażniący sposób. Co prawda nie
miała pewności, czym zawinił sobie akurat Andreas, ale mimo wszystko…
Błękitne
oczy spoczęły wprost na niej. Kąciki ust Rafaela drgnęły, kiedy wysilił się na
uśmiech.
– Andreas
to dosłownie lenistwo. Nie wymyśliłem sobie tego – wyjaśnił usłużnie. – Nie
wspominałem ci o tym?
– Że co proszę?
– Dokładnie
to, co powiedziałem. Mój brat nie należy do osób, które lubią się przemęczać. –
Wymownie spojrzał na opustoszałe biurko. – Odpowiednia osoba na odpowiednim
miejscu – zadrwił, ale w jakiś pokrętny sposób jego słowa zabrzmiały
wyjątkowo sympatycznie.
Wciąż czuła
się dziwnie, próbując wyobrazić sobie powiązania demonów z cechami, które
wiele religii uznawało za grzechy główne. Tak naprawdę wcale nie chciała, aż za
dobrze pamiętając, co to oznaczało w przypadku Rafaela. Stanięcie oko w oko
z uosobieniem gniewu zdecydowanie nie było tym, co chciała powtarzać.
– No,
dobra… – Zawahała się na moment. – Andreas i lenistwo. Co jeszcze?
–
Chronicznie kłamie? – rzucił bez przekonanie Rafael. – Sama zauważyłaś. Jeśli
powie ci, że jest zajęty, absolutnie mu nie wierz.
Jeszcze
kiedy mówił, z westchnieniem zawrócił, zmierzając ku jednemu z odchodzących
od Przedsionka korytarzy. Dopiero wtedy Elena zauważyła, że tata zdążył się od
nich oddalić, uważniej niż do tej pory rozglądając się po okolicy. Z jej perspektywy
zdecydowanie nie było tam niczego do oglądania – bliźniaczo podobne odnogi, na
pierwszy rzut oka prowadzące donikąd, o ile nie miało się konkretnego
celu. A przynajmniej tak zrozumiała wyjaśnienia Andreasa.
Wciąż nie
czuła się jak ktoś, kto choć trochę rozumiał to miejsce. Wręcz przeciwnie, bo
choć świat bogini faktycznie wydawał się wyzwalać w niej to, co miało upodabniać
ją do światła, wcale nie czuła się pewniej. Och, wręcz przeciwnie – miała
wrażenie, że gdyby pojawiła się taka potrzeba, nie miałaby pojęcia, co zrobić dalej,
o ile w ogóle dotarłaby do Przedsionka.
Pod wpływem
impulsu dopadła do przejścia, przy którym zatrzymał się Carlisle. Wciąż wpatrując
się w Rafaela, przesunęła dłonią po ścianie, po czym wymownie obejrzała
się przez ramię.
– Co tam
jest? – rzuciła zaczepnym tonem.
Demon
wzruszył ramionami.
– To
zależy. Najpewniej nic – stwierdził bez większego zainteresowania. – Mówię poważnie.
Będzie ciągnął się w nieskończoność, póki nie nadasz mu konkretnego
kształtu.
– To nie ma
sensu – wyrwało jej się. – Przejścia donikąd. Mam sobie wyobrażać, gdzie chcę się
znaleźć?
Brwi
Rafaela powędrowały ku górze. Spojrzał na nią z zaciekawieniem, na swój sposób
w pobłażliwy sposób.
– Chyba
właśnie to powiedziałem.
Odetchnęła,
bynajmniej nie czując się dzięki tym słowom lepiej. Jedynie potrząsnęła głową,
po czym obejrzała się na rodziców. Jeśli oczekiwała, że Rafa okaże się choć
trochę praktyczny, jeśli zacznie prowokować go do wyjaśnień, przeliczyła się.
Tyle że
Carlisle wcale nie wyglądał na zdezorientowanego. Wręcz przeciwnie – kiedy
spojrzał na Rafę, wydawał się zaciekawiony bardziej niż do tej pory.
– Więc
wszystko sprowadza się do posiadania celu. Zakładam, że gdybyśmy teraz uparli się
wrócić do Seattle…
– Otóż to. –
Demon niecierpliwie machnął ręką. – Wygodne i szybkie. To tylko przejście.
Nie ma sensu tu przesiadywać, jeśli nie ma się pojęcia, gdzie iść dalej.
– Ciężko mówić
o praktyczności, skoro nie widziałam tych twoich innych światów na oczy –
rzuciła bez przekonania.
Ta jedna
kwestia wciąż nie dawała jej spokoju. Aż za dobrze pamiętała pierwszą rozmowę, w której
wprost zasugerował jej istnienie innych miejsc, podobnych do tego, w którym
Ciemność kolekcjonowała dusze. Przynajmniej Elena zakładała, że musiały być ze
sobą jakkolwiek powiązane, choć zarazem wcale nie była tego taka pewna. Nie
miała pojęcia, co tak naprawdę kryło się za pojęciem „innych światów”, ale
skoro istniał taki, z którego wywodziły się demony…
– Mogę
wiedzieć, czemu w ogóle o tym rozmawiamy? – zniecierpliwił się
Rafael. – Uparłaś się na wycieczkę, bo poprosiła cię o to Liz. W tej
chwili powinniśmy poszukać mojego brata.
Wydęła
usta. Jak zawsze myślał praktycznie, chociaż nie miała pewności czy to dobrze,
czy może wręcz przeciwnie. Zwłaszcza po ceremonii i ponownym spotkaniu z Selene,
Elena zapragnęła zrozumieć więcej. Uświadomiła sobie, że tak naprawdę nie miała
okazji rozejrzeć się po Przedsionku, a co dopiero zadawać konkretne
pytania. Zwykle wpadali tu tylko na chwilę, by z pomocą Andreasa przenieść
się wprost do świata, nad którym pieczę sprawowała bogini.
Teraz musieli
czekać i to dało jej do myślenia. Jeśli istniało miejsce, gdzie niebo
rozświetlały dwa księżyce, a dookoła panowała wieczna noc… Co jeszcze
mogło się kryć gdzieś tam, w zakamarkach biegnących w różne strony
korytarzy…?
Możemy
pokazać Światłości Pustkę, rozbrzmiało gdzieś w mruku. Być może
powinna przywyknąć do szepcących za jej plecami cieni, z taką swobodą zwracających
się do niej w ten sposób, ale i tak się wzdrygnęła.
Tak… Pustka
to dobre miejsce, podchwycił ktoś. Przez moment była gotowa przysiąc, że
jeden z bezkształtnych braci Rafaela przemknął tuż za jej plecami. Możemy…
– Możecie się
zamknąć, zanim to ja pokażę wam Pustkę – wtrącił lodowatym tonem Rafa.
Znała ten
ton. I choć słowa demona nie przeznaczone były dla niej, momentalnie
zrobiło jej się zimno.
Wyczuła, że
cienie błyskawicznie się wycofały – bez słowa, bez protestów czy prób
przekonywania. Jeśli miała wątpliwości co do tego, dlaczego akurat Rafael od
zawsze był tak bardzo ceniony przez ojca, w chwilach takich jak ta, momentalnie
się ich wyzbywała.
– To
zabrzmiało… – zauważył z wahaniem Carlisle, jako pierwszy przerywając przeciągającą
się ciszę.
– Podyskutujmy
o czymś innym. Albo od razu skupmy się na priorytetach – zniecierpliwił
się Rafael. – Możesz prowadzić. Wszyscy wiemy, gdzie szukać mojego brata.
Rezerwa w jego
głosie okazała się aż nazbyt wyczuwalna. Elena zawahała się, ale powstrzymała
od komentarza. Temat tego, w jaki sposób reagował na samą sugestię o tym,
że mogliby spotkać się z Selene, był dla niej aż nazbyt jasny. I choć
wszystko w niej aż rwało się do tego, żeby zmusić Rafaela do konfrontacji,
to wciąż mogło poczekać.
Tym razem
przynajmniej nie zamierzała pozwolić mu uciec. Na pewno byłby zdolny do tego,
żeby bez wahania zostawić jej rodziców w innym świecie (co prawda pod
opieką Selene, ale jednak!), ale z nią na pewno nie miało pójść mu tak
łatwo.
Cokolwiek
myślał sobie tata, ciekawość musiała wziąć górę, bo nawet nie zawahał się przed
przyjęciem sugestii Rafaela. Ruszyli w głąb korytarza, przynajmniej
początkowo trzymając się razem. Zorientowała się, że demon specjalnie zwolnił, wycofując
się na tyle, by pomiędzy nim, a jego niechcianymi towarzyszami pojawiła
się dość znacząca odległość. Choć nie miała pewności, czy właśnie tego
oczekiwał, sama również zmieniła tempo, doprowadzając do tego, by się zrównali.
Tak…
Pustka?, zapytała wprost. Chwyciła go za rękę, z ulgą przyjmując fakt,
że odwzajemnił uścisk.
Uznajmy,
że stąd biorą się demony, odparł lakonicznie. Uwierz mi, że nie chcesz
wnikać w szczegóły. A tym bardziej nigdzie z nimi iść.
Wyczuła
ostrzeżenie, choć to okazało się wyjątkowo subtelne, zwłaszcza jak na Rafaela. Z jakiegoś
powodu to sprawiło, że poczuła się jeszcze bardziej nieswojo. W tamtej
chwili zwątpiła, czy chciała wypytywać o resztę światów, zwłaszcza jeśli
wszystkie miały okazać się aż tak niepokojące.
O dziwo,
Rafael jedynie się uśmiechnął.
– To nie
tak – zapewnił, ostrożnie dobierając słowa. – Światy są neutralne, tak jak i energia.
Powinnaś to już zaobserwować. – Zacisnął usta. Uniósł głowę, wymownie
spoglądając ku górze. – Choćby tutaj.
W chwili, w której
wypowiedział te słowa, momentalnie zorientowała się, że coś się zmieniło.
Ciemny korytarz ot tak przeistoczył się w znajomą okolicę, pogrążoną w ciszy
i kojącej ciemności. Wzrok Eleny momentalnie przykuł lśniący, królujący na
niebie księżyc, sprawiający wrażenie tym większego, że odbijał się w tafli
jak zawsze spokojnego jeziora.
Tyle
wystarczyło, żeby pojęła, do czego dążył Rafael. Pamiętała tę lekcję, tak jak i wszystko
to, czego dowiedziała się o Ogniu – Piekielnym czy Niebiańskim, to
pozostawało sprawą drugorzędną. Skoro energia pozostawała neutralna, najwyraźniej
światy też mogły. Różnica w atmosferze okazała się aż nazbyt wyraźna, zwłaszcza
odkąd pojawiła się Selene.
W tamtej
chwili w świecie bogini królował przede wszystkim spokój. Wieczna nocy
koiła, nie mając w sobie nic niepokojącego. Co więcej, sam widok jeziora,
gaju i królującej nad okolicą rezydencji, okazał się o wiele bardziej
sympatyczny, niż tygodnie wcześniej, gdy miejsce pozostawało piękną, złotą
klatką Ciemności. Nawet w blasku dnia mogła się wtedy dopatrzyć cieni.
Teraz te zniknęły.
Dookoła panował wyłącznie spokój.
– Nie
pamiętałam, że tutaj było tak pięknie – szepnęła Esme.
Wydawała
się spokojniejsza niż w chwili, w której zaczęli rozważać przyjście
tutaj. Tak naprawdę od chwili powrotu do Seattle, Elena tylko czekała na
moment, w którym będzie mogła wywiązać się ze złożonej Liz obietnicy. To,
że prędzej czy później jednak mieli znów spotkać się z Andreasem, było
oczywiste – i to nie tylko dlatego, że ostatnim razem demon tak naprawdę
nie skończył opowiadać historii związanych z Selene i Ciemnością.
Teraz mieli
więcej powodów, żeby się z nim zobaczyć. Fakt, że Beatrycze mimo wszystko zamartwiała
się wypadkiem siostry, był jednym z nich.
– Czy to
Andreas?
Natychmiast
spojrzała w kierunku, który wskazała mama. Jej wzrok raz po raz uciekał ku
jezioru, przez co nie od razu zwróciła uwagę na majaczącą po drugiej stronie
postać. W ciemnościach czarne skrzydła aż tak nie wrzucały się w oczy,
ale i tak okazały się aż nadto charakterystyczne.
– Hm… I to
nie sam – uświadomiła sobie.
Kimkolwiek
była kobieta, która towarzyszyła demonowi, musiała należeć do rodziny. Tyle przynajmniej
wywnioskowała Elena, nawet z odległości dostrzegając, że towarzyszka
Andreasa miała jasne włosy i charakterystyczne rysy twarzy. Co prawda stała
za daleko, by dostrzec oczy, ale mogła się założyć, że i te miały dość konkretny
kolor – i oczywiście musiały być niebieskie.
Więc to
jakaś moja ciotka. Albo kuzynka… To nie tak, że powinnam wiedzieć,
pomyślała mimochodem. Jeśli już wcześniej miała powody do narzekania na zawiłe koligacje
rodzinne, teraz było jeszcze gorzej.
– Och, całe
szczęście… Cassandra najwyraźniej czuje się lepiej – ocenił Carlisle i to
wystarczyło, by wszystko w końcu stało się jasne.
Cassandra.
Oczywiście. Być może powinna się tego spodziewać, ale…
– Więc to
jest Cassie. – Mama natychmiast ruszyła wzdłuż jeziora. – Beatrycze się
ucieszy. Tak bardzo chciała się upewnić, że nic jej nie jest…
Myśl o tym,
że w świecie bogini – w tym spokojnym, tak cichym świecie! – mogłoby
dojść do jakiejkolwiek tragedii, wciąż nie dawała Elenie spokoju. Natychmiast
ruszyła za rodzicami, dla pewności oglądając się przez ramię, by upewnić się,
że Rafa jednak nie skorzystał z okazji, żeby się ewakuować. Nie zrobił tego,
ale po sposobie, w jaki napiął mięśnie, natychmiast zorientowała się, że
wcale nie był zadowolony.
Och, albo
raczej nie miał ochoty napatoczyć się na Selene. To jedno pozostawało dla Eleny
aż nazbyt jasne.
Usłyszała
śmiech – uroczy i przyjemny dla ucha. Zauważyła, że Cassandra przysłoniła
dłonią usta, próbując ukryć rozbawienie. Zarumieniła się, nagle zawstydzona, a może
po prostu onieśmielona stojącym przed nią demonem. Co jak co, ale to Elena
mogła zrozumieć – słabość do czarującego faceta, na dodatek takiego, który mógł
pochwalić się parą kruczoczarnych skrzydeł.
A potem Cassie
ich zauważyła i zmierzała się jeszcze bardziej.
– Och… –
wyrwało jej się.
Andreas nie
od razu zdecydował się odwrócić. Nie wyglądał na szczególnie zaskoczonego tym,
że mogliby mieć towarzystwo.
– Oczywiście.
Wyjdę tylko na chwilę i… – Wywrócił oczami. Jego uśmiech wciąż pozostawał aż
nadto ujmujący. – Nie żeby coś, naprawdę miło was widzieć. Zwłaszcza z tobą
nie miałem w ostatnim czasie przyjemności, miła pani – dodał, porozumiewawczo
mrugając do Esme.
Elena była
pewna, że gdyby nie wampirza natura, mama jak nic by się zarumieniła. W tamtej
chwili zmieszanie Cassandry wydało jej się aż nadto zrozumiałe.
– Tylko na
chwilę – wtrącił Rafael, wznosząc oczy ku niebu – chociaż wszyscy wiemy, gdzie
powinieneś być.
–
Przedsionek nie zawali się, jeśli zniknę raz na jakiś czas – obruszył się Andreas.
– Przynajmniej do tej pory tak było. Dopiero teraz zaczęliście się tak tłumie
tak schodzić.
– Wybacz.
Pewnie mogliśmy się zapowiedzieć… – zareagował natychmiast Carlisle, ale demon
jedynie potrząsnął głową.
– Rafa jest
jak zwykle do przesady służbistą. Zresztą trochę ciężko mówić o pilnowaniu
Przedsionka, skoro pewnie macie do mnie sprawę. – Andreas wzruszył ramionami. –
Czasami pomagam Selene. No i chciałem się upewnić, czy wszystko w porządku.
Na szczęście wychodzi na to, że jak najbardziej.
Jego spojrzenie
momentalnie powędrowało w kierunku Cassandry. Tyle wystarczyło, żeby dziewczyna
zmieszała się jeszcze bardziej. Natychmiast pochyliła głowę, pozwalając, żeby
jasne włosy opadły jej na twarz, częściowo ją przysłaniając.
Zdecydowanie
wyglądała jak jedna ze starszych sióstr Beatrycze. Wydawała się bardziej
dojrzała niż Leana, być może dlatego, że przynajmniej nie została wyrwana ze
znanego jej świata. Co więcej, okazała się równie piękna, co i jej krewne –
jasnowłosa, błękitnooka i smukła. Na sobie miała jasną, zwiewną sukienkę o bardzo
prostym, skromnym kroku. Elena zdecydowanie nie wyobrażała sobie tej kobiety,
przechadzającej się ulicami tak ruchliwego miasta, jakim było Seattle.
Cassandra
przycisnęła obie dłonie do piersi, po czym bezceremonialnie skłoniła się przed
Andreasem.
– Właśnie
próbowałam podziękować. Pamiętam, kto mnie uratował. Ja…
– Za dużo
mówisz, panienko. Sądziłem, że w tej jednej kwestii już doszliśmy do porozumienia
– wtrącił pośpiesznie demon. – Jak powiedziałem, najważniejsze, że nic ci nie
jest.
– Ale…
– Trzymajmy
się tego. Tak najlepiej mi podziękujesz – powtórzył z naciskiem.
Nie
wyglądała na przekonaną, ale ostatni argument wystarczył, żeby przestała
protestować. Wyprostowała się, ale wciąż wpatrywała się w Andreasa w sposób
zdradzający przede wszystkim nieopisaną wręcz wdzięczność.
– Nie będę wam
przeszkadzać. Już i tak zajęłam za dużo czasu – oceniła, siląc się na
blady uśmiech. – O ile nie macie nic przeciwko, wrócę do domu.
– Nie
musisz, jeśli nie masz ochoty. Co prawda szukaliśmy Andreasa, ale to nic
takiego – zapewnił dziewczynę pośpiesznie Carlisle. – Najważniejsze, że nic ci się
nie stało. Beatrycze bardzo się zmartwiła.
Oczy
Cassandry rozszerzyły się. Drgnęła niespokojnie, nieznacznie przysuwając się
bliżej Carlisle’a. Nie zaprotestowała, kiedy ten w pełni naturalnym,
uspokajającym geście chwycił ją za obie dłonie.
– Ach, Trycze…
– Potrząsnęła głową. – Powiedzcie jej, że jestem cała. Bogini o to
zadbała. Przy niej nie mogłoby spotkać mnie nic złego.
– Powiem
jej przy pierwszej okazji.
Wyraźnie
się uspokoiła. Krótko spojrzała na ich splecione dłonie, po czym obdarowała
wampira jednym z piękniejszych uśmiechów.
– Dziękuję.
Tobie również – dodała, raz jeszcze mierząc Carlisle’a wzrokiem. – Pamiętam, że
też przy mnie byłeś. Zmartwiłam wszystkich.
– To nie
twoja wina. Po prostu się potknęłaś.
Andreas
parsknął w pozbawiony wesołości sposób. Stał na uboczu, krzyżując ramiona
na piersi.
– Nie trać
czasu – doradził z nieco cierpkim uśmiechem. – Próbuję ją przekonać od
dobrych piętnastu minut.
Jego słowa
sprawiły, że Cassandra znów się zarumieniła – tylko nieznacznie, ale jednak. W następnej
sekundzie drgnęła, po czym w pośpiechu oswobodziła dłonie z uścisku
Carlisle’a.
– Jak wspomniałam,
jestem wam bardzo wdzięczna. A teraz już wrócę do siebie.
Nikt jej
nie zatrzymał, kiedy szybkim krokiem wycofała się w kierunku domu. Elena
zauważyła, że dziewczyna pośpiesznie oddaliła się od jeziora, próbując trzymać się
na dystans. I choć spokojna, odbijająca księżyc i okolicę woda nie
miała w sobie nic niepokojącego, po tym, co spotkało Cassandrę, jej
zachowanie okazało się zrozumiałe.
– Wydaje się
urocza. Tak jak Leana – zauważyła z bladym uśmiechem Esme, odprowadzając
dziewczynę wzrokiem. – Dobrze, że doszła do siebie.
– Nie
powiedziałbym. Wciąż jest przerażona.
Wszyscy jak
na zawołanie spojrzeli na Rafaela. Wydawał się obojętny, ale Elena doszukała się
w wyrazie jego twarzy swego rodzaju konsternacji. To jeszcze nie było
zmartwienie – nie ten rodzaj, którego mogłaby spodziewać się, gdyby w grę
wchodziło jej bezpieczeństwo – ale i tak okazało się dość wymowne.
– Cóż… To
akurat prawda – przyznał niechętnie Andreas. – Wyczułem ją, kiedy tylko
zbliżyła się do jeziora.
– Dziwne,
że w ogóle to zrobiła, skoro tak się go boi. – Rafael wzruszył ramionami. –
Nie żeby mogła wpaść po raz drugi. Dopiero to byłoby naprawdę niepokojące…
– Wiesz…
Niektórzy chociaż próbują walczyć ze swoimi lękami. Może Cassandra robi właśnie
to – wtrąciła, nie mogąc się powstrzymać.
Demon
rzucił jej wymowne, częściowo tylko rozdrażnione spojrzenie. Tak uważasz,
lilan?, rzucił pozornie obojętnym tonem, ale zwłaszcza w jego
mentalnym głosie wyczuła swego rodzaju napięcie. To, że zrozumiał aluzję, było
oczywiste.
Zawahała
się tylko na moment. Miała wrażenie, że zarzucanie mu tego, że dosłownie
uciekał przed Selene, nie było najuczciwszym zagraniem, ale nie mogła się
powstrzymać. Jak miałaby, skoro czuła, że trafiła w sedno…?
– Cóż… Wracają
do was. – Andreas w pośpiechu zmienił temat. Wyprostował się, składając
czarne skrzydła na plecach i wymownie spoglądając na wybrane towarzystwo. –
Już ustaliliśmy, że nie przyszliście z towarzyską wizytą. Skoro tak, w czym
mogę wam pomóc, moi mili?
– Mam
wrażenie, że jedna kwestia właśnie się rozwiązała. Dobrze widzieć, że nic złego
się nie stało – stwierdził z bladym uśmiechem Carlisle. – Nie żebym wątpił
w zapewnienia Selene.
– Moja pani
nie skłamałaby w tej kwestii – zapewnił natychmiast demon.
– I dlatego
sam przyszedłeś skontrolować sytuację – mruknęła.
Andreas
jedynie się roześmiał – w nieco nerwowy, ale wciąż sympatyczny sposób.
Jego oczy zabłysły, kiedy z zaciekawieniem spojrzał na Elenę.
– Masz mnie
– przyznał, nie przestając się uśmiechać. – Dlatego mogę zrozumieć waszą
obecność. No i… Jedna kwestia? – powtórzył, pośpiesznie zmieniając temat. –
Przejdźmy się, co? Nie mam jeszcze ochoty wracać do Przedsionka. Zresztą to o wiele
lepsze miejsce na przyjmowanie gości.
Nikt nie
zaprotestował – i to łącznie z Rafaelem, choć Elena wyraźnie czuła
jego sceptycyzm. Zauważyła, że wciąż nerwowo rozglądał się dookoła, jak nic
wypatrując jednej, jedynej osoby. Mimo wszystko ruszył za Andreasem, kiedy ten
pewnym krokiem poprowadził ich w ślad za Cassandrą.
Bogini
nigdzie nie było, choć dało się wyczuć jej obecność. Ta okazała się równie oczywista,
co i niegdyś bliskość Ciemności, mimo że zarazem pozostawała o wiele
subtelniejsza.
I choć Selene nie wyszła im na spotkanie, Elena mimowolnie pomyślała, że nie miałaby nic przeciwko, żeby ją zobaczyć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz