26 lutego 2021

Dziewięćdziesiąt cztery

  

Elena

– Niech go szlag. To wcale nie tak, że powinien tutaj siedzieć i pilnować, prawda?

– Rafa…

Wywróciła oczami. Przez moment miała ochotę chwycić demona za ramię, tak dla pewności, choć nie sądziła, żeby mógł zrobić coś głupiego. Nie, skoro Przedsionek okazał się opustoszały, przynajmniej na pierwszy rzut oka. Co prawda była w stanie wyczuć obecność cieni, zwłaszcza że te jak zwykle szeptały między sobą, kryjąc się gdzieś w mroku, ale jak długo nie zwracały na nich uwagi, nie zamierzała się nimi przejmować.

– Pewnie poszedł się przejść – zasugerowała po chwili zastanowienia Esme.

Rozglądała się z zaciekawieniem, nieco tylko zaniepokojona. To był pierwszy raz, kiedy zdecydowała się im towarzyszyć. Po tym, co wydarzyło się w tym świecie, Eleny ani trochę to nie dziwiło.

Z tatą było inaczej, ale i to mogła przewidzieć, zwłaszcza że widziała jak bardzo fascynowało go to miejsce. No i lubił Andreasa, czego nawet nie próbował ukrywać.

– Przejść… – powtórzył z rezerwą Rafael. – Oczywiście, że tak. Czego innego ja się po nim spodziewam?

– Mówił, że to monotonne, kiedy ciągle się tutaj przesiaduje – zauważyła przytomnie Esme. – Chociaż teraz pewnie nie jest taki samotny. No i w końcu ma zajęcie, więc…

– Dla Andreasa to pewnie najgorsze, co może być. Jest na to zbyt leniwy.

Coś w jego słowach dało Elenie do myślenia. To nie tak, że mógłby powstrzymać się od możliwości. Miała wrażenie, że dużo bardziej zmartwiłaby się, gdyby nie powiedział nic, co zabrzmiałoby w aż tak drażniący sposób. Co prawda nie miała pewności, czym zawinił sobie akurat Andreas, ale mimo wszystko…

Błękitne oczy spoczęły wprost na niej. Kąciki ust Rafaela drgnęły, kiedy wysilił się na uśmiech.

– Andreas to dosłownie lenistwo. Nie wymyśliłem sobie tego – wyjaśnił usłużnie. – Nie wspominałem ci o tym?

– Że co proszę?

– Dokładnie to, co powiedziałem. Mój brat nie należy do osób, które lubią się przemęczać. – Wymownie spojrzał na opustoszałe biurko. – Odpowiednia osoba na odpowiednim miejscu – zadrwił, ale w jakiś pokrętny sposób jego słowa zabrzmiały wyjątkowo sympatycznie.

Wciąż czuła się dziwnie, próbując wyobrazić sobie powiązania demonów z cechami, które wiele religii uznawało za grzechy główne. Tak naprawdę wcale nie chciała, aż za dobrze pamiętając, co to oznaczało w przypadku Rafaela. Stanięcie oko w oko z uosobieniem gniewu zdecydowanie nie było tym, co chciała powtarzać.

– No, dobra… – Zawahała się na moment. – Andreas i lenistwo. Co jeszcze?

– Chronicznie kłamie? – rzucił bez przekonanie Rafael. – Sama zauważyłaś. Jeśli powie ci, że jest zajęty, absolutnie mu nie wierz.

Jeszcze kiedy mówił, z westchnieniem zawrócił, zmierzając ku jednemu z odchodzących od Przedsionka korytarzy. Dopiero wtedy Elena zauważyła, że tata zdążył się od nich oddalić, uważniej niż do tej pory rozglądając się po okolicy. Z jej perspektywy zdecydowanie nie było tam niczego do oglądania – bliźniaczo podobne odnogi, na pierwszy rzut oka prowadzące donikąd, o ile nie miało się konkretnego celu. A przynajmniej tak zrozumiała wyjaśnienia Andreasa.

Wciąż nie czuła się jak ktoś, kto choć trochę rozumiał to miejsce. Wręcz przeciwnie, bo choć świat bogini faktycznie wydawał się wyzwalać w niej to, co miało upodabniać ją do światła, wcale nie czuła się pewniej. Och, wręcz przeciwnie – miała wrażenie, że gdyby pojawiła się taka potrzeba, nie miałaby pojęcia, co zrobić dalej, o ile w ogóle dotarłaby do Przedsionka.

Pod wpływem impulsu dopadła do przejścia, przy którym zatrzymał się Carlisle. Wciąż wpatrując się w Rafaela, przesunęła dłonią po ścianie, po czym wymownie obejrzała się przez ramię.

– Co tam jest? – rzuciła zaczepnym tonem.

Demon wzruszył ramionami.

– To zależy. Najpewniej nic – stwierdził bez większego zainteresowania. – Mówię poważnie. Będzie ciągnął się w nieskończoność, póki nie nadasz mu konkretnego kształtu.

– To nie ma sensu – wyrwało jej się. – Przejścia donikąd. Mam sobie wyobrażać, gdzie chcę się znaleźć?

Brwi Rafaela powędrowały ku górze. Spojrzał na nią z zaciekawieniem, na swój sposób w pobłażliwy sposób.

– Chyba właśnie to powiedziałem.

Odetchnęła, bynajmniej nie czując się dzięki tym słowom lepiej. Jedynie potrząsnęła głową, po czym obejrzała się na rodziców. Jeśli oczekiwała, że Rafa okaże się choć trochę praktyczny, jeśli zacznie prowokować go do wyjaśnień, przeliczyła się.

Tyle że Carlisle wcale nie wyglądał na zdezorientowanego. Wręcz przeciwnie – kiedy spojrzał na Rafę, wydawał się zaciekawiony bardziej niż do tej pory.

– Więc wszystko sprowadza się do posiadania celu. Zakładam, że gdybyśmy teraz uparli się wrócić do Seattle…

– Otóż to. – Demon niecierpliwie machnął ręką. – Wygodne i szybkie. To tylko przejście. Nie ma sensu tu przesiadywać, jeśli nie ma się pojęcia, gdzie iść dalej.

– Ciężko mówić o praktyczności, skoro nie widziałam tych twoich innych światów na oczy – rzuciła bez przekonania.

Ta jedna kwestia wciąż nie dawała jej spokoju. Aż za dobrze pamiętała pierwszą rozmowę, w której wprost zasugerował jej istnienie innych miejsc, podobnych do tego, w którym Ciemność kolekcjonowała dusze. Przynajmniej Elena zakładała, że musiały być ze sobą jakkolwiek powiązane, choć zarazem wcale nie była tego taka pewna. Nie miała pojęcia, co tak naprawdę kryło się za pojęciem „innych światów”, ale skoro istniał taki, z którego wywodziły się demony…

– Mogę wiedzieć, czemu w ogóle o tym rozmawiamy? – zniecierpliwił się Rafael. – Uparłaś się na wycieczkę, bo poprosiła cię o to Liz. W tej chwili powinniśmy poszukać mojego brata.

Wydęła usta. Jak zawsze myślał praktycznie, chociaż nie miała pewności czy to dobrze, czy może wręcz przeciwnie. Zwłaszcza po ceremonii i ponownym spotkaniu z Selene, Elena zapragnęła zrozumieć więcej. Uświadomiła sobie, że tak naprawdę nie miała okazji rozejrzeć się po Przedsionku, a co dopiero zadawać konkretne pytania. Zwykle wpadali tu tylko na chwilę, by z pomocą Andreasa przenieść się wprost do świata, nad którym pieczę sprawowała bogini.

Teraz musieli czekać i to dało jej do myślenia. Jeśli istniało miejsce, gdzie niebo rozświetlały dwa księżyce, a dookoła panowała wieczna noc… Co jeszcze mogło się kryć gdzieś tam, w zakamarkach biegnących w różne strony korytarzy…?

Możemy pokazać Światłości Pustkę, rozbrzmiało gdzieś w mruku. Być może powinna przywyknąć do szepcących za jej plecami cieni, z taką swobodą zwracających się do niej w ten sposób, ale i tak się wzdrygnęła.

Tak… Pustka to dobre miejsce, podchwycił ktoś. Przez moment była gotowa przysiąc, że jeden z bezkształtnych braci Rafaela przemknął tuż za jej plecami. Możemy…

– Możecie się zamknąć, zanim to ja pokażę wam Pustkę – wtrącił lodowatym tonem Rafa.

Znała ten ton. I choć słowa demona nie przeznaczone były dla niej, momentalnie zrobiło jej się zimno.

Wyczuła, że cienie błyskawicznie się wycofały – bez słowa, bez protestów czy prób przekonywania. Jeśli miała wątpliwości co do tego, dlaczego akurat Rafael od zawsze był tak bardzo ceniony przez ojca, w chwilach takich jak ta, momentalnie się ich wyzbywała.

– To zabrzmiało… – zauważył z wahaniem Carlisle, jako pierwszy przerywając przeciągającą się ciszę.

– Podyskutujmy o czymś innym. Albo od razu skupmy się na priorytetach – zniecierpliwił się Rafael. – Możesz prowadzić. Wszyscy wiemy, gdzie szukać mojego brata.

Rezerwa w jego głosie okazała się aż nazbyt wyczuwalna. Elena zawahała się, ale powstrzymała od komentarza. Temat tego, w jaki sposób reagował na samą sugestię o tym, że mogliby spotkać się z Selene, był dla niej aż nazbyt jasny. I choć wszystko w niej aż rwało się do tego, żeby zmusić Rafaela do konfrontacji, to wciąż mogło poczekać.

Tym razem przynajmniej nie zamierzała pozwolić mu uciec. Na pewno byłby zdolny do tego, żeby bez wahania zostawić jej rodziców w innym świecie (co prawda pod opieką Selene, ale jednak!), ale z nią na pewno nie miało pójść mu tak łatwo.

Cokolwiek myślał sobie tata, ciekawość musiała wziąć górę, bo nawet nie zawahał się przed przyjęciem sugestii Rafaela. Ruszyli w głąb korytarza, przynajmniej początkowo trzymając się razem. Zorientowała się, że demon specjalnie zwolnił, wycofując się na tyle, by pomiędzy nim, a jego niechcianymi towarzyszami pojawiła się dość znacząca odległość. Choć nie miała pewności, czy właśnie tego oczekiwał, sama również zmieniła tempo, doprowadzając do tego, by się zrównali.

Tak… Pustka?, zapytała wprost. Chwyciła go za rękę, z ulgą przyjmując fakt, że odwzajemnił uścisk.

Uznajmy, że stąd biorą się demony, odparł lakonicznie. Uwierz mi, że nie chcesz wnikać w szczegóły. A tym bardziej nigdzie z nimi iść.

Wyczuła ostrzeżenie, choć to okazało się wyjątkowo subtelne, zwłaszcza jak na Rafaela. Z jakiegoś powodu to sprawiło, że poczuła się jeszcze bardziej nieswojo. W tamtej chwili zwątpiła, czy chciała wypytywać o resztę światów, zwłaszcza jeśli wszystkie miały okazać się aż tak niepokojące.

O dziwo, Rafael jedynie się uśmiechnął.

– To nie tak – zapewnił, ostrożnie dobierając słowa. – Światy są neutralne, tak jak i energia. Powinnaś to już zaobserwować. – Zacisnął usta. Uniósł głowę, wymownie spoglądając ku górze. – Choćby tutaj.

W chwili, w której wypowiedział te słowa, momentalnie zorientowała się, że coś się zmieniło. Ciemny korytarz ot tak przeistoczył się w znajomą okolicę, pogrążoną w ciszy i kojącej ciemności. Wzrok Eleny momentalnie przykuł lśniący, królujący na niebie księżyc, sprawiający wrażenie tym większego, że odbijał się w tafli jak zawsze spokojnego jeziora.

Tyle wystarczyło, żeby pojęła, do czego dążył Rafael. Pamiętała tę lekcję, tak jak i wszystko to, czego dowiedziała się o Ogniu – Piekielnym czy Niebiańskim, to pozostawało sprawą drugorzędną. Skoro energia pozostawała neutralna, najwyraźniej światy też mogły. Różnica w atmosferze okazała się aż nazbyt wyraźna, zwłaszcza odkąd pojawiła się Selene.

W tamtej chwili w świecie bogini królował przede wszystkim spokój. Wieczna nocy koiła, nie mając w sobie nic niepokojącego. Co więcej, sam widok jeziora, gaju i królującej nad okolicą rezydencji, okazał się o wiele bardziej sympatyczny, niż tygodnie wcześniej, gdy miejsce pozostawało piękną, złotą klatką Ciemności. Nawet w blasku dnia mogła się wtedy dopatrzyć cieni.

Teraz te zniknęły. Dookoła panował wyłącznie spokój.

– Nie pamiętałam, że tutaj było tak pięknie – szepnęła Esme.

Wydawała się spokojniejsza niż w chwili, w której zaczęli rozważać przyjście tutaj. Tak naprawdę od chwili powrotu do Seattle, Elena tylko czekała na moment, w którym będzie mogła wywiązać się ze złożonej Liz obietnicy. To, że prędzej czy później jednak mieli znów spotkać się z Andreasem, było oczywiste – i to nie tylko dlatego, że ostatnim razem demon tak naprawdę nie skończył opowiadać historii związanych z Selene i Ciemnością.

Teraz mieli więcej powodów, żeby się z nim zobaczyć. Fakt, że Beatrycze mimo wszystko zamartwiała się wypadkiem siostry, był jednym z nich.

– Czy to Andreas?

Natychmiast spojrzała w kierunku, który wskazała mama. Jej wzrok raz po raz uciekał ku jezioru, przez co nie od razu zwróciła uwagę na majaczącą po drugiej stronie postać. W ciemnościach czarne skrzydła aż tak nie wrzucały się w oczy, ale i tak okazały się aż nadto charakterystyczne.

– Hm… I to nie sam – uświadomiła sobie.

Kimkolwiek była kobieta, która towarzyszyła demonowi, musiała należeć do rodziny. Tyle przynajmniej wywnioskowała Elena, nawet z odległości dostrzegając, że towarzyszka Andreasa miała jasne włosy i charakterystyczne rysy twarzy. Co prawda stała za daleko, by dostrzec oczy, ale mogła się założyć, że i te miały dość konkretny kolor – i oczywiście musiały być niebieskie.

Więc to jakaś moja ciotka. Albo kuzynka… To nie tak, że powinnam wiedzieć, pomyślała mimochodem. Jeśli już wcześniej miała powody do narzekania na zawiłe koligacje rodzinne, teraz było jeszcze gorzej.

– Och, całe szczęście… Cassandra najwyraźniej czuje się lepiej – ocenił Carlisle i to wystarczyło, by wszystko w końcu stało się jasne.

Cassandra. Oczywiście. Być może powinna się tego spodziewać, ale…

– Więc to jest Cassie. – Mama natychmiast ruszyła wzdłuż jeziora. – Beatrycze się ucieszy. Tak bardzo chciała się upewnić, że nic jej nie jest…

Myśl o tym, że w świecie bogini – w tym spokojnym, tak cichym świecie! – mogłoby dojść do jakiejkolwiek tragedii, wciąż nie dawała Elenie spokoju. Natychmiast ruszyła za rodzicami, dla pewności oglądając się przez ramię, by upewnić się, że Rafa jednak nie skorzystał z okazji, żeby się ewakuować. Nie zrobił tego, ale po sposobie, w jaki napiął mięśnie, natychmiast zorientowała się, że wcale nie był zadowolony.

Och, albo raczej nie miał ochoty napatoczyć się na Selene. To jedno pozostawało dla Eleny aż nazbyt jasne.

Usłyszała śmiech – uroczy i przyjemny dla ucha. Zauważyła, że Cassandra przysłoniła dłonią usta, próbując ukryć rozbawienie. Zarumieniła się, nagle zawstydzona, a może po prostu onieśmielona stojącym przed nią demonem. Co jak co, ale to Elena mogła zrozumieć – słabość do czarującego faceta, na dodatek takiego, który mógł pochwalić się parą kruczoczarnych skrzydeł.

A potem Cassie ich zauważyła i zmierzała się jeszcze bardziej.

– Och… – wyrwało jej się.

Andreas nie od razu zdecydował się odwrócić. Nie wyglądał na szczególnie zaskoczonego tym, że mogliby mieć towarzystwo.

– Oczywiście. Wyjdę tylko na chwilę i… – Wywrócił oczami. Jego uśmiech wciąż pozostawał aż nadto ujmujący. – Nie żeby coś, naprawdę miło was widzieć. Zwłaszcza z tobą nie miałem w ostatnim czasie przyjemności, miła pani – dodał, porozumiewawczo mrugając do Esme.

Elena była pewna, że gdyby nie wampirza natura, mama jak nic by się zarumieniła. W tamtej chwili zmieszanie Cassandry wydało jej się aż nadto zrozumiałe.

– Tylko na chwilę – wtrącił Rafael, wznosząc oczy ku niebu – chociaż wszyscy wiemy, gdzie powinieneś być.

– Przedsionek nie zawali się, jeśli zniknę raz na jakiś czas – obruszył się Andreas. – Przynajmniej do tej pory tak było. Dopiero teraz zaczęliście się tak tłumie tak schodzić.

– Wybacz. Pewnie mogliśmy się zapowiedzieć… – zareagował natychmiast Carlisle, ale demon jedynie potrząsnął głową.

– Rafa jest jak zwykle do przesady służbistą. Zresztą trochę ciężko mówić o pilnowaniu Przedsionka, skoro pewnie macie do mnie sprawę. – Andreas wzruszył ramionami. – Czasami pomagam Selene. No i chciałem się upewnić, czy wszystko w porządku. Na szczęście wychodzi na to, że jak najbardziej.

Jego spojrzenie momentalnie powędrowało w kierunku Cassandry. Tyle wystarczyło, żeby dziewczyna zmieszała się jeszcze bardziej. Natychmiast pochyliła głowę, pozwalając, żeby jasne włosy opadły jej na twarz, częściowo ją przysłaniając.

Zdecydowanie wyglądała jak jedna ze starszych sióstr Beatrycze. Wydawała się bardziej dojrzała niż Leana, być może dlatego, że przynajmniej nie została wyrwana ze znanego jej świata. Co więcej, okazała się równie piękna, co i jej krewne – jasnowłosa, błękitnooka i smukła. Na sobie miała jasną, zwiewną sukienkę o bardzo prostym, skromnym kroku. Elena zdecydowanie nie wyobrażała sobie tej kobiety, przechadzającej się ulicami tak ruchliwego miasta, jakim było Seattle.

Cassandra przycisnęła obie dłonie do piersi, po czym bezceremonialnie skłoniła się przed Andreasem.

– Właśnie próbowałam podziękować. Pamiętam, kto mnie uratował. Ja…

– Za dużo mówisz, panienko. Sądziłem, że w tej jednej kwestii już doszliśmy do porozumienia – wtrącił pośpiesznie demon. – Jak powiedziałem, najważniejsze, że nic ci nie jest.

– Ale…

– Trzymajmy się tego. Tak najlepiej mi podziękujesz – powtórzył z naciskiem.

Nie wyglądała na przekonaną, ale ostatni argument wystarczył, żeby przestała protestować. Wyprostowała się, ale wciąż wpatrywała się w Andreasa w sposób zdradzający przede wszystkim nieopisaną wręcz wdzięczność.

– Nie będę wam przeszkadzać. Już i tak zajęłam za dużo czasu – oceniła, siląc się na blady uśmiech. – O ile nie macie nic przeciwko, wrócę do domu.

– Nie musisz, jeśli nie masz ochoty. Co prawda szukaliśmy Andreasa, ale to nic takiego – zapewnił dziewczynę pośpiesznie Carlisle. – Najważniejsze, że nic ci się nie stało. Beatrycze bardzo się zmartwiła.

Oczy Cassandry rozszerzyły się. Drgnęła niespokojnie, nieznacznie przysuwając się bliżej Carlisle’a. Nie zaprotestowała, kiedy ten w pełni naturalnym, uspokajającym geście chwycił ją za obie dłonie.

– Ach, Trycze… – Potrząsnęła głową. – Powiedzcie jej, że jestem cała. Bogini o to zadbała. Przy niej nie mogłoby spotkać mnie nic złego.

– Powiem jej przy pierwszej okazji.

Wyraźnie się uspokoiła. Krótko spojrzała na ich splecione dłonie, po czym obdarowała wampira jednym z piękniejszych uśmiechów.

– Dziękuję. Tobie również – dodała, raz jeszcze mierząc Carlisle’a wzrokiem. – Pamiętam, że też przy mnie byłeś. Zmartwiłam wszystkich.

– To nie twoja wina. Po prostu się potknęłaś.

Andreas parsknął w pozbawiony wesołości sposób. Stał na uboczu, krzyżując ramiona na piersi.

– Nie trać czasu – doradził z nieco cierpkim uśmiechem. – Próbuję ją przekonać od dobrych piętnastu minut.

Jego słowa sprawiły, że Cassandra znów się zarumieniła – tylko nieznacznie, ale jednak. W następnej sekundzie drgnęła, po czym w pośpiechu oswobodziła dłonie z uścisku Carlisle’a.

– Jak wspomniałam, jestem wam bardzo wdzięczna. A teraz już wrócę do siebie.

Nikt jej nie zatrzymał, kiedy szybkim krokiem wycofała się w kierunku domu. Elena zauważyła, że dziewczyna pośpiesznie oddaliła się od jeziora, próbując trzymać się na dystans. I choć spokojna, odbijająca księżyc i okolicę woda nie miała w sobie nic niepokojącego, po tym, co spotkało Cassandrę, jej zachowanie okazało się zrozumiałe.

– Wydaje się urocza. Tak jak Leana – zauważyła z bladym uśmiechem Esme, odprowadzając dziewczynę wzrokiem. – Dobrze, że doszła do siebie.

– Nie powiedziałbym. Wciąż jest przerażona.

Wszyscy jak na zawołanie spojrzeli na Rafaela. Wydawał się obojętny, ale Elena doszukała się w wyrazie jego twarzy swego rodzaju konsternacji. To jeszcze nie było zmartwienie – nie ten rodzaj, którego mogłaby spodziewać się, gdyby w grę wchodziło jej bezpieczeństwo – ale i tak okazało się dość wymowne.

– Cóż… To akurat prawda – przyznał niechętnie Andreas. – Wyczułem ją, kiedy tylko zbliżyła się do jeziora.

– Dziwne, że w ogóle to zrobiła, skoro tak się go boi. – Rafael wzruszył ramionami. – Nie żeby mogła wpaść po raz drugi. Dopiero to byłoby naprawdę niepokojące…

– Wiesz… Niektórzy chociaż próbują walczyć ze swoimi lękami. Może Cassandra robi właśnie to – wtrąciła, nie mogąc się powstrzymać.

Demon rzucił jej wymowne, częściowo tylko rozdrażnione spojrzenie. Tak uważasz, lilan?, rzucił pozornie obojętnym tonem, ale zwłaszcza w jego mentalnym głosie wyczuła swego rodzaju napięcie. To, że zrozumiał aluzję, było oczywiste.

Zawahała się tylko na moment. Miała wrażenie, że zarzucanie mu tego, że dosłownie uciekał przed Selene, nie było najuczciwszym zagraniem, ale nie mogła się powstrzymać. Jak miałaby, skoro czuła, że trafiła w sedno…?

– Cóż… Wracają do was. – Andreas w pośpiechu zmienił temat. Wyprostował się, składając czarne skrzydła na plecach i wymownie spoglądając na wybrane towarzystwo. – Już ustaliliśmy, że nie przyszliście z towarzyską wizytą. Skoro tak, w czym mogę wam pomóc, moi mili?

– Mam wrażenie, że jedna kwestia właśnie się rozwiązała. Dobrze widzieć, że nic złego się nie stało – stwierdził z bladym uśmiechem Carlisle. – Nie żebym wątpił w zapewnienia Selene.

– Moja pani nie skłamałaby w tej kwestii – zapewnił natychmiast demon.

– I dlatego sam przyszedłeś skontrolować sytuację – mruknęła.

Andreas jedynie się roześmiał – w nieco nerwowy, ale wciąż sympatyczny sposób. Jego oczy zabłysły, kiedy z zaciekawieniem spojrzał na Elenę.

– Masz mnie – przyznał, nie przestając się uśmiechać. – Dlatego mogę zrozumieć waszą obecność. No i… Jedna kwestia? – powtórzył, pośpiesznie zmieniając temat. – Przejdźmy się, co? Nie mam jeszcze ochoty wracać do Przedsionka. Zresztą to o wiele lepsze miejsce na przyjmowanie gości.

Nikt nie zaprotestował – i to łącznie z Rafaelem, choć Elena wyraźnie czuła jego sceptycyzm. Zauważyła, że wciąż nerwowo rozglądał się dookoła, jak nic wypatrując jednej, jedynej osoby. Mimo wszystko ruszył za Andreasem, kiedy ten pewnym krokiem poprowadził ich w ślad za Cassandrą.

Bogini nigdzie nie było, choć dało się wyczuć jej obecność. Ta okazała się równie oczywista, co i niegdyś bliskość Ciemności, mimo że zarazem pozostawała o wiele subtelniejsza.

I choć Selene nie wyszła im na spotkanie, Elena mimowolnie pomyślała, że nie miałaby nic przeciwko, żeby ją zobaczyć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa