13 października 2019

Sześć

Claire
Wyczuła, gdzie się znalazła, jeszcze przed otwarciem oczu. Tym razem nie wahała się przed otwarciem oczu, natychmiast podrywając się do siadu i spoglądając wprost w znajdujące się na wyciągnięcie ręki lustro.
– Hej – rzuciło jak gdyby nigdy nic odbicie.
Zabawne, że przychodzi nam to coraz swobodniej, pomyślała Claire, przesuwając się bliżej, by móc plecami oprzeć się o gładką powierzchnię. Postać po drugiej stronie zrobiła dokładnie to samo, bynajmniej nie po to, by naśladować ruchy dziewczyny. Po czasie zdążyła już przywyknąć do myśli, że lustro działało inaczej niż powinno, a otaczający ją świat był mimo wszystko czymś więcej, aniżeli wytworem wyobraźni. W zasadzie teraz rozumiała to lepiej niż wcześniej, w pamięci wciąż mając między tu a teraz oraz spotkanie z boginią.
– Okej. Co tym razem? – zapytała wprost, wymownie spoglądając na swoją lustrzaną kopię.
Na twarzy drugiej Claire pojawiła się konsternacja.
– Tak, ciebie też dobrze widzieć. – Odbicie parsknęło śmiechem. – Dlaczego traktujesz mnie jak jakieś skaranie boskie, co?
– Wcale nie – zaoponowała pośpiesznie Claire. – Ale za każdym razem, kiedy się spotykamy, dzieje się coś niedobrego.
– Wypraszam sobie. Nie jestem przyczyną wszystkich złych rzeczy, jasne? Po prostu się nudzę.
– Nudzisz się…
Odbicie wzruszyło ramionami.
– Mam… dużo wolnego czasu – wyjaśniła, ale coś w jej tonie zabrzmiało w co najmniej niepokojący sposób.
„Jak długo już tutaj siedzisz? Albo siedzę” – cisnęło się Claire na usta, ale nie odważyła się wypowiedzieć tych słów na głos. Tak naprawdę nie chciała wiedzieć, zbyt mocno obawiając się tego, co mogłaby usłyszeć. Inna sprawa, że wciąż nie miała pewności, w jaki sposób powinna traktować swoją lustrzaną kopię. Co prawda słowa odbicia bywały dość sugestywne, dając dziewczynie niepokojąco jasny obraz tego, co zaszło, ale Claire za nic w świecie nie chciała przyjąć tego do świadomości. Czasami o wiele łatwiej było nie udawać.
– W porządku – powiedziała w zamian. – Ale nie widziałam cię od dawna. A ostatnim razem… Cóż.
Zamilkła, ale nie czuła potrzeby, by dodawać cokolwiek więcej. Zresztą nie wątpiła, że odbicie rozumiało aż za dobrze, do czego dążyła. Kiedy widziały się ostatnim razem, Claire cudem uszła z życiem po spotkaniu z Charonem, nie wspominając o tym, że właśnie wtedy dowiedziała się o Claudii. Wcześniej spotkały się na krótko po śmierci Setha. W takich okolicznościach trudno było jej utożsamiać wizyty przy lustrze z czymkolwiek pozytywnym.
– Pomyślałam, że potrzebujesz czasu. Wiesz, poukładać sobie wszystko – usłyszała spokojny głos swojej towarzyszki. – Podejrzewam, że ostatnie tygodnie były… burzliwe.
– Wiedziałaś – wyrwało się Claire.
Nie zaskoczyło jej to, choć może powinno. Odbicie zawsze wiedziało i to najpewniej z uprzedzeniem. Miała swoje podejrzenia co do tego, co to oznaczało, ale z uporem odsuwała je od siebie. Być może się myliła, ale…
– Wiedziałam. – Krótka, spokojna odpowiedź. Dokładnie taka, jakiej spodziewała się po swojej rozmówczyni Claire. Jakiej spodziewałaby się po samej sobie. – Czekałam na to, wiesz? Z czasem będzie tylko łatwiej.
Dla kogo?!, jęknęła w duchu, ale i tę uwagę zachowała dla siebie.
– Nie jest – powiedziała w zamian.
Doczekała się wyłącznie wymownego spojrzenia jakże znajomych, jasnoniebieskich tęczówek. Z westchnieniem oparła czoło o gładką powierzchnię, próbując zapanować nad mętlikiem w głowie. Musiała się uspokoić, ale to wcale nie było takie łatwe.
Poniekąd cieszyła się z kolejnego spotkania z odbiciem. Nie wiedziała czy powinna, a tym bardziej na ile mogła na nie liczyć, ale i tak chciała przynajmniej spróbować uporządkować wszystko, co ją dręczyło. Jeśli mogła z kimś szczerze porozmawiać, to tylko z… Cóż, samą sobą.
– Claudia jest inna. I to chyba dobrze, ale czasami jej nie rozumiem – przyznała, jak gdy nigdy nic zaczynając nowy temat. Przerwanie ciszy tylko po to, by zacząć się zwierzać, przyszło jej zaskakująco łatwo. – Właściwie wprost powiedziała mi, że jej na mnie zależy. Nie sądziłam, że będzie ją stać na coś takiego.
– Możemy ufać Claudii.
Wzdrygnęła się w odpowiedzi na liczbę mnogą. Z drugiej strony, taka forma odpowiadała jej niż wtedy, gdy odbicie zarzekało się, że są z Claire jednością. To było niczym kompromis, na który chcąc nie chcąc zdecydowała się przystać.
– To nie jest takie proste – powiedziała w końcu.
Albo raczej nie powinno. Nie po śmierci Setha, choć Claire już od dawna nie potrafiła mieć o to do ciotki pretensji. Jej myśli po raz wtóry uciekły do rozmowy z boginią, a zwłaszcza momentu, w którym Selene zaczęła mówić jej o znaczeniu wybaczenia – tym, jakim niezwykłym miało być to darem. Możliwe, że w istocie tak było, ale dziewczyna chwilami sama nie miała pewności, gdzie leżała granica między zrozumieniem a głupotą. O ile w ogóle istniała jakakolwiek.
– Jeśli czegoś się nauczyłam, to na pewno tego, że nadmierne analizowanie nie jest dobre. Czasami warto podążać za tym, co się czuje – oznajmiło z powagą odbicie. – Nie szukaj logiki we wszystkim, co widzisz albo robisz, Claire. Czasem po prostu warto wierzyć.
– Łatwo ci mówić.
Odbicie znów jedynie się zaśmiało.
– Kiedyś miałam te same problemy, co i ty. Możesz mi wierzyć.
Z trudem powstrzymała grymas w odpowiedzi na te słowa. Mimowolnie wzdrygnęła się, po czym uciekła wzrokiem gdzieś w bok. Czuła, że odbicie dosłownie przeszywało ją spojrzeniem – w ten przenikliwy, wymowny sposób, który niezmiennie sprawiał, że Claire czuła się nieswojo. To było spojrzenie kogoś doświadczonego, kto widział zdecydowanie zbyt wiele.
I wiedział. W takich chwilach nie miała wątpliwości, że odbicie wiedziało.
I to przerażało ją w tym wszystkim najbardziej.
– To jest twoja rada dla mnie? Robić swoje i w ciemno ufać Claudii? – zaryzykowała, choć tak naprawdę podjęła już decyzję.
– A nie robisz tego od dobrych dwóch miesięcy? Daj jej czas. Tata też miewa różne humorki – dodała, a Claire prychnęła.
– Zaszył się w Mieście Nocy i robi wszystko, byleby nie rozmawiać ze mną o Claudii. Nie żebym próbowała pytać.
– Typowe. – Odbicie westchnęło przeciągle. – Wciąż niewiele mogę zdradzić. Ale wierz mi, że to tylko kwestia czasu.
Claire zacisnęła usta.
– Kwestia czasu aż wydarzy się co? – zapytała, ale jeszcze gdy mówiła, wyczuła, że nie miała co liczyć na żadną konkretną odpowiedź.
Bezwiednie zacisnęła dłoń w pięść. Pomyślała o przepowiedni, której nie zapisała, choć powinna. Wciąż jej nie znała i nic nie wskazywało na to, by linijki wiersza same z siebie miały się pojawić. Nie mogła wyzbyć się wrażenia, że przegapiła coś nader istotnego i to poniekąd na własne życzenie.
– Czasem trudno rozeznać mi się w czasie… Mówiłaś, że kiedy otwarcie tego klubu?
Tym razem nie powstrzymała sfrustrowanego jęku.
– A co? Też masz dla mnie sukienkę? – zapytała, nie mogąc się powstrzymać.
– To sarkazm? W tej chwili nie wiem czy powinnam się martwić, czy być dumna – stwierdziło odbicie. – Tak czy siak, idź tam i baw się dobrze. Wysokie obcasy nie są takie złe.
– Tak zginęłam?
Na dłuższą chwilę zapanowała wymowna, przenikliwa cisza. Odbicie poruszyło się, prostując niczym struna. Claire po drugiej stronie lustra swobodnie siedziała na ziemi, opierając się plecami o zwierciadło i od czasu do czasu oglądając przez ramię. W tamtej chwili przemieściła się, nagle stając twarz w twarz z kucającą przy lustrze dziewczyną.
– Pytasz poważnie – stwierdziło odbicie. – To ci przyszło do głowy? Że umrzesz? – zapytało, ale – co najbardziej poraziło Claire – nie próbowało zaprzeczać. Nie wprost.
– Sama nie wiem. Ale wciąż próbuję zrozumieć kim jesteś. – Z niedowierzaniem potrząsnęła głową. – I tak, zrozumiałam, że jesteśmy jednością. Nie musisz mi tego przypominać – zapewniła, widząc, ze postać po drugiej stronie otwiera usta. – Mam swoje zdanie na ten temat, ale nie o to chodzi. Zwłaszcza że to żadna odpowiedź… Ale jeśli jesteś mną – nie dawała za wygraną – i wiesz o rzeczach, które ja dopiero poznam, to znaczy, że wydarzy się coś, co doprowadzi mnie do tego miejsca. Więc chcę zrozumieć, co zrobiłam. Jakim cudem…?
– Na wszystko przyjdzie czas. A może i nie, jeśli dopisze ci szczęście – przerwało szorstkim tonem odbicie. Coś w jego tonie sprawiło, że Claire momentalnie zamilkła, nagle zaniepokojona. To była ostra, ostrzegawcza nuta, której zdecydowanie nie spodziewałaby się po sobie. Ta kobieta, kimkolwiek by nie była, znacznie różniła się od niej, nawet jeśli faktycznie wyglądały tak samo. – Nie myśl o czymś, na co nie masz wpływu. Ważniejsze jest, co wydarzy się teraz.
– To żadna odpowiedź.
– Nie miała być. Chociaż teraz brzmię okropnie, prawda? – Claire w lustrze wywróciła oczami. – Sama najlepiej wiesz jak to bywa z tymi wymijającymi odpowiedziami.
Gdyby sytuacja była inna, może nawet udałoby się jej uśmiechnąć. Pod wieloma względami bywała podobna do Rufusa, przynajmniej jeśli chodziło o tępo przyswajania wiedzy. Nie była pewna czy chciała przejmować od ojca jakiekolwiek inne cechy.
– I naprawdę najważniejsze w tym wszystkim jest to, żebym założyła sukienkę i poszła na imprezę? – zapytała cicho, siląc się na pojednawczy ton.
– Ładna kiecka to zawsze dobra alternatywa.
– Nie możesz być mną. Nie lubię sukienek – wymamrotała zrezygnowanym tonem. – Nigdy nie wysłałabym samej siebie na imprezę.
– Do wszystkiego da się przyzwyczaić. Nawet do szpilek. – Odbicie uśmiechnęło się w nieco drapieżny sposób. – Wysokie obcasy potrafią być najniebezpieczniejszą bronią na świecie.
– W to wierzę. Zabiję się, zanim uda mi się dojść tam, gdzie powinnam – stwierdziła bez przekonania. – O to chodzi, prawda? Zabiję się, próbując chodzić na obcasach…
– To byłaby najbardziej bezwartościowa śmierć, o jakiej słyszałam.
W tamtej chwili Claire sama nie była pewna czy się śmiać, czy może płakać. Wystarczyło, że siedziała gdzieś w samym środku pustki, dyskutując ze swoim odbiciem o sposobach umierania. Mówiła rzeczy, których w normalnych warunkach by nie powiedziała, nie szczędząc sobie przy tym złośliwości. W końcu mogła się frustrować i naciskać, nie obawiając, że jej słowa zostaną odebrane nie tak jak powinny.
Właśnie tego brakowało jej podczas rozmów z Marissą. Śniła czy nie, przynajmniej nie musiała kłamać i szukać wymówek. Zresztą nawet jeśli zdecydowałaby się na powiedzenie prawdy, nie sądziła, by wszyscy ot tak przeszli z tym do porządku dziennego. Przed sobą nie musiała się tłumaczyć. To nic, że wielu rzeczy po prostu nie rozumiała. Wystarczyło, że odbicie przyjmowało jej słowa ze spokojem, zupełnie jakby zadawanie się z kobietą, którą wszyscy wokół traktowali jak wroga, było najnormalniejszą rzeczą na świecie.
– Chcesz jeszcze o czymś porozmawiać? Nic twórczego ci nie powiem, ale czasami dobrze się wygadać – usłyszała spokojny głos swojej lustrzanej kopii. Ta dziwna, gniewna nuta zniknęła równie nagle, co się pojawiła.
– A ma to jakiś sens? Mam wiele pytań, ale i tak mi nie odpowiesz.
Odbicie wzruszyło ramionami.
– Próbuj.
Claire westchnęła cicho. Nie od razu zareagowała, przez chwilę wahając się nad tym, co powinna powiedzieć. Kiedy zapytała o Claudię, nie dostała żadnej sensownej rady – jedynie sugestię, by dalej brnąc w coś, względem czego miała tak wiele wątpliwości. To nie brzmiało dobrze, przynajmniej z jej perspektywy. Z drugiej strony, jednocześnie brzmiało jak coś, co podświadomie chciała usłyszeć.
Może tak to działało. Skoro miała przed sobą siebie, nie spodziewała się żadnych trafnych uwag, ale faktycznie mogła próbować. Odrobina dowartościowania się jeszcze nikomu nie zaszkodziła.
– Okej, więc na ile prawdziwe było to, co stało się w… tamtym miejscu? Moje spotkanie z boginią i tak dalej.
– Nie wmawiaj mi, że wątpisz. W moje istnienie też wierzysz – stwierdziło w odbicie, a Claire wyrwał się sfrustrowany jęk.
– Nie pomagasz mi.
– Mam inne wrażenie. Chciałaś potwierdzenie, więc je dostałaś – usłyszała w odpowiedzi. – I sama musisz przyznać, że bogini jest cudowna. Jej powrót to przewrót, chociaż może jeszcze za wcześnie, żeby to odczuć. Zresztą dlatego chciałam dać ci czas. Z niektórymi rzeczami trzeba najpierw przejść do porządku dziennego.
– Z czymś takim nie da się przejść do porządku dziennego – wymamrotała.
I bez patrzenia na twarz swojej lustrzanej kopii wyczuła, że to ją obserwowało. I jak nic uśmiechało się w ten nieco pobłażliwy, irytujący sposób.
– Właśnie dyskutujesz ze mną o Claudii i istnieniu Selene, chociaż nie tak dawno temu udawałaś, że jestem snem. Więc jak to jest z tym przyzwyczajaniem, hm?
Claire nie odpowiedziała, nerwowo zaciskając dłonie w pięści – tak mocno, że aż zabolały ją palce. Czuła, że odbicie trafiło w sedno. Problem polegał w tym, że wcale tego nie chciała; wciąż miała wrażenie, że odpuszczając i uznając istnienie pewnych kwestii, pozwoli na to, żeby dotychczas uporządkowany świat bezpowrotnie się rozpadł.
Tyle że przecież już do tego doszło. Tak naprawdę wszystko zmieniło się w chwili, w której zaczęła pisać wiersze – tak po prostu, niejako naruszając zasady, którymi dotychczas się kierowała. Na wyjaśnienie proroctw nie istniało żadne logiczne uzasadnienie, nawet jeśli w grę w istocie wchodził dar. Już samo istnienie takich zdolności naginało granice, co na dłuższą metę nigdy Claire nie przeszkadzało – aż do momentu, w którym nadnaturalne umiejętności zaczęły dotyczyć również jej.
Wiersze były początkiem, a ich pojawienie się przypominało powoli przybierającą na sile infekcję. Pierwsze objawy były subtelne, wręcz niezauważalne – na tyle łagodne, by w istocie przejść z nimi do porządku dziennego. Usypiały czujność, wystarczająco znośne, by nie próbować z nimi walczyć.
A potem choroba uderzała z całą mocą i już nie dało się zrobić niczego, by ją zatrzymać. Odbicie było niczym stan zapalny, który dodatkowo podsycała swoimi rewelacjami Claudia. Zupełnie jakby obie uwzięły się, by ostatecznie wytrącić Claire z równowagi czymś, czego dziewczyna za żadne skarby nie potrafiła zrozumieć…
Albo nie chciała, ale czy pragnienie świętego spokoju było aż takie złe?
– Idź już, co? – zaproponowało odbicie, nagle odwracając się plecami. – Chyba powiedziałyśmy już sobie wszystko, co było do powiedzenia.
– Ale…
Claire zawahała się, wciąż pełna wątpliwości. Zastygła w bezruchu, przez chwilę jeszcze walcząc ze sobą i mętlikiem w głowie. Były rzeczy, o które chciała zapytać. Za każdym razem układała sobie całą listę, którą miała nadzieję wykorzystać podczas spotkać z odbiciem. Problem polegał na tym, że kiedy przychodziło co do czego, w głowie niezmiennie miała pustkę.
Tym razem było podobnie, z tą tylko różnicą, że mimo wszystko przypomniała sobie o niezapisanym haiku. Czy miało jakieś znaczenie? Z pewnością, przez co tym bardziej chciała wspomnieć o nim swojej lustrzanej kopii, ale…
– Poczekaj chwilę – rzuciła spiętym tonem. – Jest coś, czego nie rozumiem. Mówiłaś, że kiedyś będę cię potrzebować, więc przestań mnie zbywać.
– Kiedyś – przypomniało usłużnie odbicie. – Niekoniecznie teraz.
– Skąd wiesz? Nawet nie dasz mi dokończyć i…
Jakby jej na przekór, faktycznie nie miała okazji, by sprecyzować myśl. Słowa zamarły jej na ustach, kiedy nagle zabrakło jej tchu.
Wkrótce po tym sen się rozpłynął, a lustro i odbicie kolejny raz zniknęły.
Claudia
Szturchnięcie w ramię wyrwało ją z zamyślenia. Wzdrygnęła się, po czym poderwała tak gwałtownie, że aż potrąciła niedawno ustawiony na stoliku bukiet w kwiatami. Naczynie zatoczyło się, przechyliło i byłoby upadło na podłogę, gdyby nie para zwinnych dłoni, które w porę je pochwyciły.
Claudia zastygła w bezruchu, nerwowo napinając mięśnie. Notes, który zostawiła Claire, a który wampirzyca po raz wtóry wertowała, układając sobie odpowiedzi na wypadek kolejnego spotkania, niemalże wypadł jej z rąk. Z gardła wyrwało się poirytowane, ostrzegawcze warknięcie, którego prawie natychmiast pożałowała, kiedy podchwyciła przepraszające spojrzenie Olivera.
– Nie zachodź mnie tak! Wciąż się skradasz! – jęknęła, potrząsając głową.
Spuścił wzrok. Przez moment wyglądał na chętnego, żeby coś powiedzieć – jak nic poprzez kolejny liścik, skoro z takim zapałem je pisał – ale ostatecznie się na to nie zdecydował. W zamian bez pośpiechu odstawił wazon z powrotem na stół, puszczając go dopiero w chwili, w której nabrał pewności, że naczynie stabilnie stoi na blacie. Claudia obserwowała go w ciszy, przez moment mając ochotę wywrócić oczami – zwłaszcza gdy zauważyła, że spróbował poprawić kwiaty, które wcześniej starannie ułożyła w kolorowy bukiet.
Zacisnęła usta. Machnięciem ręki dała mu do zrozumienia, żeby się odsunął.
– Zostaw. Sama to zrobię – wymamrotała, tym razem chcąc nie chcąc spuszczając z tonu.
Natychmiast na to przystał. Było coś rozbrajającego w sposobie, w jaki ją obserwował. I bez słów rozumiała, co próbował jej przekazać, choć nie miała pewności skąd to wie. Z czasem niektóre gesty i zachowania stały się dla niej zrozumiałe, zwłaszcza że zdążyła do nich przywyknąć.
Poprawiała kwiaty w milczeniu, dziwnie speszona przenikliwym spojrzeniem Olivera. W tamtej chwili błogosławiła fakt bycia wampirzycą, zwłaszcza że gdy emocje opadły, poczuła się dziwnie z własną, zdecydowanie zbyt gwałtowną reakcją. Dotychczas Oliver robił wszystko, by jej nie drażnić. Pod tym względem musiała oddać mu sprawiedliwość, choć nie zamierzała w żaden sposób tego zaakcentować – zwłaszcza na głos. Tak czy siak nie wyobrażała sobie, że miałby ot tak ją zajść i to kolejny raz w tak krótkim czasie.
Tak naprawdę problem leżał w niej. Chodziła spięta i rozkojarzona, podświadomie wyczekując czegoś, co przecież musiało nadejść. Zatrzymała się i to sprawiało, że czuła się co najmniej dziwnie. Szukała sobie zajęcia, nade wszystko próbując znaleźć sposób na wyzbycie się niechcianych myśli. Paradoksalnie czuła się jak zapędzone w kozi róg zwierzę akurat teraz, gdy w końcu mogła się zatrzymać. Jej instynkt krzyczał, alarmując na wszystkie możliwe sposoby, że popełniała błąd, ale… jaki tak naprawdę miała wybór?
Wyczuła ruch u swojego boku. Tym razem jej nie zaskoczył, ale Claudia i tak z trudem powstrzymała się od wzdrygnięcia.
– Zamyśliłam się. Nie przejmuj się, nie twoja wina – mruknęła, z uporem unikając spoglądania na Olivera. – Ale nie rób mi tego więcej. Nie lubię, kiedy ktoś mnie zachodzi.
W zasadzie było to niedopowiedzeniem stulecia, ale tę uwagę zdecydowała się zachować dla siebie. Nie miała ochoty na zwierzenia.
Westchnęła, kiedy usłyszała szelest papieru. Więc jednak karteczka. Przyjęła notatkę, kiedy wyciągnął ją w jej stronę, ale dopiero po chwili zdecydowała się na nią zerknąć. Chwilami nie miała cierpliwości ani do Olivera, ani do jego ograniczonego sposobu komunikowania się.
Możemy pogadać?
Zacisnęła usta. W ostatniej chwili powstrzymała się przed powiedzeniem czegoś, czego jak nic później przyszłoby jej żałować. Mimo wszystko miała ochotę jakkolwiek odsunąć od siebie wpatrzonego w nią mężczyznę. Nie żeby zniechęcanie go przynosiło skutki, ale wciąż mogła przynajmniej próbować przemówić mu do rozsądku.
– Zabrzmiało poważnie – stwierdziła, uśmiechając się gorzko. – Ale może innym razem, co? Jeśli chcesz pytać o Claire, to nie jestem na nią zła. I na tym zakończmy. – Claudia wzruszyła ramionami. – A teraz przepraszam cię bardzo, ale wychodzę. Sama, tak z gwoli ścisłości.
Jeszcze kiedy mówiła, szybkim krokiem ruszyła ku drzwiom. Oliver drgnął, ale nie ruszył za nią. Cóż, przynajmniej na razie, bo jak go znała, to i tak miał spróbować jej towarzyszyć. Musiała być ostrożna, bo jego towarzystwo pozostawało ostatnim, na co miała ochotę. Potrzebowała spokoju, wytchnienia i choćby chwili samotności.
To przynajmniej próbowała sobie wmówić.
Zbiegła po schodach, nie oglądając się za siebie. Wieczorne powietrze – choć chłodne i orzeźwiające – nawet w niewielkim stopniu nie sprawiło, że poczuła się lepiej. Claudia czułą się tak, jakby się dusiła; jakby wokół niej zaciskała się jakaś dziwna, niesprecyzowana siła. I choć oddech nie był wampirzycy potrzebny do normalnego funkcjonowania, uczucie samo w sobie okazało się okropne.
Wciąż czując się tak, jakby ktoś podążał za nią krok za krokiem, rzuciła się do biegu, co najmniej jakby ktoś za nią podążał.
Znów uciekała, ale tym razem nie miała pojęcia dokąd.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa