Claire
Wyczuła, gdzie się
znalazła, jeszcze przed otwarciem oczu. Tym razem nie wahała się przed
otwarciem oczu, natychmiast podrywając się do siadu i spoglądając wprost w znajdujące
się na wyciągnięcie ręki lustro.
– Hej –
rzuciło jak gdyby nigdy nic odbicie.
Zabawne,
że przychodzi nam to coraz swobodniej, pomyślała Claire, przesuwając się
bliżej, by móc plecami oprzeć się o gładką powierzchnię. Postać po drugiej
stronie zrobiła dokładnie to samo, bynajmniej nie po to, by naśladować ruchy
dziewczyny. Po czasie zdążyła już przywyknąć do myśli, że lustro działało
inaczej niż powinno, a otaczający ją świat był mimo wszystko czymś więcej,
aniżeli wytworem wyobraźni. W zasadzie teraz rozumiała to lepiej niż
wcześniej, w pamięci wciąż mając między tu a teraz oraz spotkanie z boginią.
– Okej.
Co tym razem? – zapytała wprost, wymownie spoglądając na swoją lustrzaną kopię.
Na
twarzy drugiej Claire pojawiła się konsternacja.
– Tak,
ciebie też dobrze widzieć. – Odbicie parsknęło śmiechem. – Dlaczego traktujesz
mnie jak jakieś skaranie boskie, co?
– Wcale
nie – zaoponowała pośpiesznie Claire. – Ale za każdym razem, kiedy się
spotykamy, dzieje się coś niedobrego.
–
Wypraszam sobie. Nie jestem przyczyną wszystkich złych rzeczy, jasne? Po prostu
się nudzę.
–
Nudzisz się…
Odbicie
wzruszyło ramionami.
– Mam…
dużo wolnego czasu – wyjaśniła, ale coś w jej tonie zabrzmiało w co
najmniej niepokojący sposób.
„Jak
długo już tutaj siedzisz? Albo siedzę” – cisnęło się Claire na usta, ale nie
odważyła się wypowiedzieć tych słów na głos. Tak naprawdę nie chciała wiedzieć,
zbyt mocno obawiając się tego, co mogłaby usłyszeć. Inna sprawa, że wciąż nie
miała pewności, w jaki sposób powinna traktować swoją lustrzaną kopię. Co
prawda słowa odbicia bywały dość sugestywne, dając dziewczynie niepokojąco
jasny obraz tego, co zaszło, ale Claire za nic w świecie nie chciała
przyjąć tego do świadomości. Czasami o wiele łatwiej było nie udawać.
– W porządku
– powiedziała w zamian. – Ale nie widziałam cię od dawna. A ostatnim
razem… Cóż.
Zamilkła,
ale nie czuła potrzeby, by dodawać cokolwiek więcej. Zresztą nie wątpiła, że
odbicie rozumiało aż za dobrze, do czego dążyła. Kiedy widziały się ostatnim
razem, Claire cudem uszła z życiem po spotkaniu z Charonem, nie
wspominając o tym, że właśnie wtedy dowiedziała się o Claudii.
Wcześniej spotkały się na krótko po śmierci Setha. W takich
okolicznościach trudno było jej utożsamiać wizyty przy lustrze z czymkolwiek
pozytywnym.
–
Pomyślałam, że potrzebujesz czasu. Wiesz, poukładać sobie wszystko – usłyszała
spokojny głos swojej towarzyszki. – Podejrzewam, że ostatnie tygodnie były…
burzliwe.
–
Wiedziałaś – wyrwało się Claire.
Nie
zaskoczyło jej to, choć może powinno. Odbicie zawsze wiedziało i to
najpewniej z uprzedzeniem. Miała swoje podejrzenia co do tego, co to
oznaczało, ale z uporem odsuwała je od siebie. Być może się myliła, ale…
–
Wiedziałam. – Krótka, spokojna odpowiedź. Dokładnie taka, jakiej spodziewała
się po swojej rozmówczyni Claire. Jakiej spodziewałaby się po samej sobie. –
Czekałam na to, wiesz? Z czasem będzie tylko łatwiej.
Dla
kogo?!, jęknęła w duchu, ale i tę uwagę zachowała dla siebie.
– Nie
jest – powiedziała w zamian.
Doczekała
się wyłącznie wymownego spojrzenia jakże znajomych, jasnoniebieskich tęczówek. Z westchnieniem
oparła czoło o gładką powierzchnię, próbując zapanować nad mętlikiem w głowie.
Musiała się uspokoić, ale to wcale nie było takie łatwe.
Poniekąd
cieszyła się z kolejnego spotkania z odbiciem. Nie wiedziała czy
powinna, a tym bardziej na ile mogła na nie liczyć, ale i tak chciała
przynajmniej spróbować uporządkować wszystko, co ją dręczyło. Jeśli mogła z kimś
szczerze porozmawiać, to tylko z… Cóż, samą sobą.
–
Claudia jest inna. I to chyba dobrze, ale czasami jej nie rozumiem –
przyznała, jak gdy nigdy nic zaczynając nowy temat. Przerwanie ciszy tylko po
to, by zacząć się zwierzać, przyszło jej zaskakująco łatwo. – Właściwie wprost
powiedziała mi, że jej na mnie zależy. Nie sądziłam, że będzie ją stać na coś
takiego.
– Możemy
ufać Claudii.
Wzdrygnęła
się w odpowiedzi na liczbę mnogą. Z drugiej strony, taka forma
odpowiadała jej niż wtedy, gdy odbicie zarzekało się, że są z Claire
jednością. To było niczym kompromis, na który chcąc nie chcąc zdecydowała się
przystać.
– To nie
jest takie proste – powiedziała w końcu.
Albo
raczej nie powinno. Nie po śmierci Setha, choć Claire już od dawna nie
potrafiła mieć o to do ciotki pretensji. Jej myśli po raz wtóry uciekły do
rozmowy z boginią, a zwłaszcza momentu, w którym Selene zaczęła
mówić jej o znaczeniu wybaczenia – tym, jakim niezwykłym miało być to
darem. Możliwe, że w istocie tak było, ale dziewczyna chwilami sama nie
miała pewności, gdzie leżała granica między zrozumieniem a głupotą. O ile
w ogóle istniała jakakolwiek.
– Jeśli
czegoś się nauczyłam, to na pewno tego, że nadmierne analizowanie nie jest
dobre. Czasami warto podążać za tym, co się czuje – oznajmiło z powagą
odbicie. – Nie szukaj logiki we wszystkim, co widzisz albo robisz, Claire.
Czasem po prostu warto wierzyć.
– Łatwo
ci mówić.
Odbicie
znów jedynie się zaśmiało.
– Kiedyś
miałam te same problemy, co i ty. Możesz mi wierzyć.
Z trudem
powstrzymała grymas w odpowiedzi na te słowa. Mimowolnie wzdrygnęła się,
po czym uciekła wzrokiem gdzieś w bok. Czuła, że odbicie dosłownie
przeszywało ją spojrzeniem – w ten przenikliwy, wymowny sposób, który
niezmiennie sprawiał, że Claire czuła się nieswojo. To było spojrzenie kogoś
doświadczonego, kto widział zdecydowanie zbyt wiele.
I
wiedział. W takich chwilach nie miała wątpliwości, że odbicie wiedziało.
I to
przerażało ją w tym wszystkim najbardziej.
– To
jest twoja rada dla mnie? Robić swoje i w ciemno ufać Claudii? –
zaryzykowała, choć tak naprawdę podjęła już decyzję.
– A nie
robisz tego od dobrych dwóch miesięcy? Daj jej czas. Tata też miewa różne
humorki – dodała, a Claire prychnęła.
– Zaszył
się w Mieście Nocy i robi wszystko, byleby nie rozmawiać ze mną o Claudii.
Nie żebym próbowała pytać.
– Typowe.
– Odbicie westchnęło przeciągle. – Wciąż niewiele mogę zdradzić. Ale wierz mi,
że to tylko kwestia czasu.
Claire
zacisnęła usta.
–
Kwestia czasu aż wydarzy się co? – zapytała, ale jeszcze gdy mówiła, wyczuła,
że nie miała co liczyć na żadną konkretną odpowiedź.
Bezwiednie
zacisnęła dłoń w pięść. Pomyślała o przepowiedni, której nie
zapisała, choć powinna. Wciąż jej nie znała i nic nie wskazywało na to, by
linijki wiersza same z siebie miały się pojawić. Nie mogła wyzbyć się
wrażenia, że przegapiła coś nader istotnego i to poniekąd na własne
życzenie.
– Czasem
trudno rozeznać mi się w czasie… Mówiłaś, że kiedy otwarcie tego klubu?
Tym
razem nie powstrzymała sfrustrowanego jęku.
– A co?
Też masz dla mnie sukienkę? – zapytała, nie mogąc się powstrzymać.
– To
sarkazm? W tej chwili nie wiem czy powinnam się martwić, czy być dumna –
stwierdziło odbicie. – Tak czy siak, idź tam i baw się dobrze. Wysokie
obcasy nie są takie złe.
– Tak
zginęłam?
Na
dłuższą chwilę zapanowała wymowna, przenikliwa cisza. Odbicie poruszyło się,
prostując niczym struna. Claire po drugiej stronie lustra swobodnie siedziała
na ziemi, opierając się plecami o zwierciadło i od czasu do czasu
oglądając przez ramię. W tamtej chwili przemieściła się, nagle stając
twarz w twarz z kucającą przy lustrze dziewczyną.
– Pytasz
poważnie – stwierdziło odbicie. – To ci przyszło do głowy? Że umrzesz? –
zapytało, ale – co najbardziej poraziło Claire – nie próbowało zaprzeczać. Nie
wprost.
– Sama
nie wiem. Ale wciąż próbuję zrozumieć kim jesteś. – Z niedowierzaniem
potrząsnęła głową. – I tak, zrozumiałam, że jesteśmy jednością. Nie musisz
mi tego przypominać – zapewniła, widząc, ze postać po drugiej stronie otwiera
usta. – Mam swoje zdanie na ten temat, ale nie o to chodzi. Zwłaszcza że
to żadna odpowiedź… Ale jeśli jesteś mną – nie dawała za wygraną – i wiesz
o rzeczach, które ja dopiero poznam, to znaczy, że wydarzy się coś, co
doprowadzi mnie do tego miejsca. Więc chcę zrozumieć, co zrobiłam. Jakim
cudem…?
– Na
wszystko przyjdzie czas. A może i nie, jeśli dopisze ci szczęście –
przerwało szorstkim tonem odbicie. Coś w jego tonie sprawiło, że Claire
momentalnie zamilkła, nagle zaniepokojona. To była ostra, ostrzegawcza nuta,
której zdecydowanie nie spodziewałaby się po sobie. Ta kobieta, kimkolwiek by
nie była, znacznie różniła się od niej, nawet jeśli faktycznie wyglądały tak
samo. – Nie myśl o czymś, na co nie masz wpływu. Ważniejsze jest, co
wydarzy się teraz.
– To
żadna odpowiedź.
– Nie
miała być. Chociaż teraz brzmię okropnie, prawda? – Claire w lustrze
wywróciła oczami. – Sama najlepiej wiesz jak to bywa z tymi wymijającymi
odpowiedziami.
Gdyby
sytuacja była inna, może nawet udałoby się jej uśmiechnąć. Pod wieloma
względami bywała podobna do Rufusa, przynajmniej jeśli chodziło o tępo
przyswajania wiedzy. Nie była pewna czy chciała przejmować od ojca jakiekolwiek
inne cechy.
– I naprawdę
najważniejsze w tym wszystkim jest to, żebym założyła sukienkę i poszła
na imprezę? – zapytała cicho, siląc się na pojednawczy ton.
– Ładna
kiecka to zawsze dobra alternatywa.
– Nie
możesz być mną. Nie lubię sukienek – wymamrotała zrezygnowanym tonem. – Nigdy
nie wysłałabym samej siebie na imprezę.
– Do
wszystkiego da się przyzwyczaić. Nawet do szpilek. – Odbicie uśmiechnęło się w nieco
drapieżny sposób. – Wysokie obcasy potrafią być najniebezpieczniejszą bronią na
świecie.
– W to
wierzę. Zabiję się, zanim uda mi się dojść tam, gdzie powinnam – stwierdziła
bez przekonania. – O to chodzi, prawda? Zabiję się, próbując chodzić na
obcasach…
– To
byłaby najbardziej bezwartościowa śmierć, o jakiej słyszałam.
W tamtej
chwili Claire sama nie była pewna czy się śmiać, czy może płakać. Wystarczyło,
że siedziała gdzieś w samym środku pustki, dyskutując ze swoim odbiciem o sposobach
umierania. Mówiła rzeczy, których w normalnych warunkach by nie
powiedziała, nie szczędząc sobie przy tym złośliwości. W końcu mogła się
frustrować i naciskać, nie obawiając, że jej słowa zostaną odebrane nie
tak jak powinny.
Właśnie
tego brakowało jej podczas rozmów z Marissą. Śniła czy nie, przynajmniej
nie musiała kłamać i szukać wymówek. Zresztą nawet jeśli zdecydowałaby się
na powiedzenie prawdy, nie sądziła, by wszyscy ot tak przeszli z tym do
porządku dziennego. Przed sobą nie musiała się tłumaczyć. To nic, że wielu
rzeczy po prostu nie rozumiała. Wystarczyło, że odbicie przyjmowało jej słowa
ze spokojem, zupełnie jakby zadawanie się z kobietą, którą wszyscy wokół traktowali
jak wroga, było najnormalniejszą rzeczą na świecie.
– Chcesz
jeszcze o czymś porozmawiać? Nic twórczego ci nie powiem, ale czasami
dobrze się wygadać – usłyszała spokojny głos swojej lustrzanej kopii. Ta
dziwna, gniewna nuta zniknęła równie nagle, co się pojawiła.
– A ma
to jakiś sens? Mam wiele pytań, ale i tak mi nie odpowiesz.
Odbicie
wzruszyło ramionami.
–
Próbuj.
Claire
westchnęła cicho. Nie od razu zareagowała, przez chwilę wahając się nad tym, co
powinna powiedzieć. Kiedy zapytała o Claudię, nie dostała żadnej sensownej
rady – jedynie sugestię, by dalej brnąc w coś, względem czego miała tak
wiele wątpliwości. To nie brzmiało dobrze, przynajmniej z jej perspektywy.
Z drugiej strony, jednocześnie brzmiało jak coś, co podświadomie chciała
usłyszeć.
Może tak
to działało. Skoro miała przed sobą siebie, nie spodziewała się żadnych
trafnych uwag, ale faktycznie mogła próbować. Odrobina dowartościowania się
jeszcze nikomu nie zaszkodziła.
– Okej,
więc na ile prawdziwe było to, co stało się w… tamtym miejscu? Moje spotkanie z boginią
i tak dalej.
– Nie
wmawiaj mi, że wątpisz. W moje istnienie też wierzysz – stwierdziło w odbicie,
a Claire wyrwał się sfrustrowany jęk.
– Nie
pomagasz mi.
– Mam
inne wrażenie. Chciałaś potwierdzenie, więc je dostałaś – usłyszała w odpowiedzi.
– I sama musisz przyznać, że bogini jest cudowna. Jej powrót to przewrót,
chociaż może jeszcze za wcześnie, żeby to odczuć. Zresztą dlatego chciałam dać
ci czas. Z niektórymi rzeczami trzeba najpierw przejść do porządku dziennego.
– Z czymś
takim nie da się przejść do porządku dziennego – wymamrotała.
I bez
patrzenia na twarz swojej lustrzanej kopii wyczuła, że to ją obserwowało. I jak
nic uśmiechało się w ten nieco pobłażliwy, irytujący sposób.
–
Właśnie dyskutujesz ze mną o Claudii i istnieniu Selene, chociaż nie
tak dawno temu udawałaś, że jestem snem. Więc jak to jest z tym
przyzwyczajaniem, hm?
Claire
nie odpowiedziała, nerwowo zaciskając dłonie w pięści – tak mocno, że aż
zabolały ją palce. Czuła, że odbicie trafiło w sedno. Problem polegał w tym,
że wcale tego nie chciała; wciąż miała wrażenie, że odpuszczając i uznając
istnienie pewnych kwestii, pozwoli na to, żeby dotychczas uporządkowany świat
bezpowrotnie się rozpadł.
Tyle że
przecież już do tego doszło. Tak naprawdę wszystko zmieniło się w chwili, w której
zaczęła pisać wiersze – tak po prostu, niejako naruszając zasady, którymi
dotychczas się kierowała. Na wyjaśnienie proroctw nie istniało żadne logiczne
uzasadnienie, nawet jeśli w grę w istocie wchodził dar. Już samo
istnienie takich zdolności naginało granice, co na dłuższą metę nigdy Claire
nie przeszkadzało – aż do momentu, w którym nadnaturalne umiejętności
zaczęły dotyczyć również jej.
Wiersze
były początkiem, a ich pojawienie się przypominało powoli przybierającą na
sile infekcję. Pierwsze objawy były subtelne, wręcz niezauważalne – na tyle
łagodne, by w istocie przejść z nimi do porządku dziennego. Usypiały
czujność, wystarczająco znośne, by nie próbować z nimi walczyć.
A potem
choroba uderzała z całą mocą i już nie dało się zrobić niczego, by ją
zatrzymać. Odbicie było niczym stan zapalny, który dodatkowo podsycała swoimi
rewelacjami Claudia. Zupełnie jakby obie uwzięły się, by ostatecznie wytrącić
Claire z równowagi czymś, czego dziewczyna za żadne skarby nie potrafiła
zrozumieć…
Albo nie
chciała, ale czy pragnienie świętego spokoju było aż takie złe?
– Idź
już, co? – zaproponowało odbicie, nagle odwracając się plecami. – Chyba powiedziałyśmy
już sobie wszystko, co było do powiedzenia.
– Ale…
Claire
zawahała się, wciąż pełna wątpliwości. Zastygła w bezruchu, przez chwilę
jeszcze walcząc ze sobą i mętlikiem w głowie. Były rzeczy, o które
chciała zapytać. Za każdym razem układała sobie całą listę, którą miała
nadzieję wykorzystać podczas spotkać z odbiciem. Problem polegał na tym,
że kiedy przychodziło co do czego, w głowie niezmiennie miała pustkę.
Tym
razem było podobnie, z tą tylko różnicą, że mimo wszystko przypomniała
sobie o niezapisanym haiku. Czy miało jakieś znaczenie? Z pewnością,
przez co tym bardziej chciała wspomnieć o nim swojej lustrzanej kopii,
ale…
–
Poczekaj chwilę – rzuciła spiętym tonem. – Jest coś, czego nie rozumiem.
Mówiłaś, że kiedyś będę cię potrzebować, więc przestań mnie zbywać.
– Kiedyś
– przypomniało usłużnie odbicie. – Niekoniecznie teraz.
– Skąd
wiesz? Nawet nie dasz mi dokończyć i…
Jakby
jej na przekór, faktycznie nie miała okazji, by sprecyzować myśl. Słowa zamarły
jej na ustach, kiedy nagle zabrakło jej tchu.
Wkrótce po tym sen się rozpłynął, a lustro i odbicie
kolejny raz zniknęły.
Claudia
Szturchnięcie w ramię
wyrwało ją z zamyślenia. Wzdrygnęła się, po czym poderwała tak gwałtownie,
że aż potrąciła niedawno ustawiony na stoliku bukiet w kwiatami. Naczynie
zatoczyło się, przechyliło i byłoby upadło na podłogę, gdyby nie para
zwinnych dłoni, które w porę je pochwyciły.
Claudia
zastygła w bezruchu, nerwowo napinając mięśnie. Notes, który zostawiła
Claire, a który wampirzyca po raz wtóry wertowała, układając sobie
odpowiedzi na wypadek kolejnego spotkania, niemalże wypadł jej z rąk. Z gardła
wyrwało się poirytowane, ostrzegawcze warknięcie, którego prawie natychmiast
pożałowała, kiedy podchwyciła przepraszające spojrzenie Olivera.
– Nie
zachodź mnie tak! Wciąż się skradasz! – jęknęła, potrząsając głową.
Spuścił
wzrok. Przez moment wyglądał na chętnego, żeby coś powiedzieć – jak nic poprzez
kolejny liścik, skoro z takim zapałem je pisał – ale ostatecznie się na
to nie zdecydował. W zamian bez pośpiechu odstawił wazon z powrotem
na stół, puszczając go dopiero w chwili, w której nabrał pewności, że
naczynie stabilnie stoi na blacie. Claudia obserwowała go w ciszy, przez
moment mając ochotę wywrócić oczami – zwłaszcza gdy zauważyła, że spróbował poprawić
kwiaty, które wcześniej starannie ułożyła w kolorowy bukiet.
Zacisnęła
usta. Machnięciem ręki dała mu do zrozumienia, żeby się odsunął.
– Zostaw.
Sama to zrobię – wymamrotała, tym razem chcąc nie chcąc spuszczając z tonu.
Natychmiast
na to przystał. Było coś rozbrajającego w sposobie, w jaki ją
obserwował. I bez słów rozumiała, co próbował jej przekazać, choć nie
miała pewności skąd to wie. Z czasem niektóre gesty i zachowania
stały się dla niej zrozumiałe, zwłaszcza że zdążyła do nich przywyknąć.
Poprawiała
kwiaty w milczeniu, dziwnie speszona przenikliwym spojrzeniem Olivera. W tamtej
chwili błogosławiła fakt bycia wampirzycą, zwłaszcza że gdy emocje opadły, poczuła
się dziwnie z własną, zdecydowanie zbyt gwałtowną reakcją. Dotychczas
Oliver robił wszystko, by jej nie drażnić. Pod tym względem musiała oddać mu
sprawiedliwość, choć nie zamierzała w żaden sposób tego zaakcentować –
zwłaszcza na głos. Tak czy siak nie wyobrażała sobie, że miałby ot tak ją zajść
i to kolejny raz w tak krótkim czasie.
Tak
naprawdę problem leżał w niej. Chodziła spięta i rozkojarzona, podświadomie
wyczekując czegoś, co przecież musiało nadejść. Zatrzymała się i to
sprawiało, że czuła się co najmniej dziwnie. Szukała sobie zajęcia, nade wszystko
próbując znaleźć sposób na wyzbycie się niechcianych myśli. Paradoksalnie czuła
się jak zapędzone w kozi róg zwierzę akurat teraz, gdy w końcu mogła
się zatrzymać. Jej instynkt krzyczał, alarmując na wszystkie możliwe sposoby,
że popełniała błąd, ale… jaki tak naprawdę miała wybór?
Wyczuła ruch
u swojego boku. Tym razem jej nie zaskoczył, ale Claudia i tak z trudem
powstrzymała się od wzdrygnięcia.
– Zamyśliłam
się. Nie przejmuj się, nie twoja wina – mruknęła, z uporem unikając
spoglądania na Olivera. – Ale nie rób mi tego więcej. Nie lubię, kiedy ktoś
mnie zachodzi.
W zasadzie
było to niedopowiedzeniem stulecia, ale tę uwagę zdecydowała się zachować dla
siebie. Nie miała ochoty na zwierzenia.
Westchnęła,
kiedy usłyszała szelest papieru. Więc jednak karteczka. Przyjęła notatkę, kiedy
wyciągnął ją w jej stronę, ale dopiero po chwili zdecydowała się na nią
zerknąć. Chwilami nie miała cierpliwości ani do Olivera, ani do jego
ograniczonego sposobu komunikowania się.
Możemy pogadać?
Zacisnęła
usta. W ostatniej chwili powstrzymała się przed powiedzeniem czegoś, czego
jak nic później przyszłoby jej żałować. Mimo wszystko miała ochotę jakkolwiek
odsunąć od siebie wpatrzonego w nią mężczyznę. Nie żeby zniechęcanie go
przynosiło skutki, ale wciąż mogła przynajmniej próbować przemówić mu do
rozsądku.
–
Zabrzmiało poważnie – stwierdziła, uśmiechając się gorzko. – Ale może innym
razem, co? Jeśli chcesz pytać o Claire, to nie jestem na nią zła. I na
tym zakończmy. – Claudia wzruszyła ramionami. – A teraz przepraszam cię
bardzo, ale wychodzę. Sama, tak z gwoli ścisłości.
Jeszcze
kiedy mówiła, szybkim krokiem ruszyła ku drzwiom. Oliver drgnął, ale nie ruszył
za nią. Cóż, przynajmniej na razie, bo jak go znała, to i tak miał
spróbować jej towarzyszyć. Musiała być ostrożna, bo jego towarzystwo pozostawało
ostatnim, na co miała ochotę. Potrzebowała spokoju, wytchnienia i choćby
chwili samotności.
To
przynajmniej próbowała sobie wmówić.
Zbiegła po
schodach, nie oglądając się za siebie. Wieczorne powietrze – choć chłodne i orzeźwiające
– nawet w niewielkim stopniu nie sprawiło, że poczuła się lepiej. Claudia
czułą się tak, jakby się dusiła; jakby wokół niej zaciskała się jakaś dziwna,
niesprecyzowana siła. I choć oddech nie był wampirzycy potrzebny do
normalnego funkcjonowania, uczucie samo w sobie okazało się okropne.
Wciąż
czując się tak, jakby ktoś podążał za nią krok za krokiem, rzuciła się do biegu,
co najmniej jakby ktoś za nią podążał.
Znów
uciekała, ale tym razem nie miała pojęcia dokąd.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz