Claudia
Początkowo bez słowa podążała
za Florą. Choć spodziewała się schodów w górę, te, na których się
znalazła, ewidentnie prowadziły w przeciwną stronę. Znów ogarnęło ją
niepokojące wrażenie, że jednak nie miała do czynienia z człowiekiem.
Inaczej nie potrafiła wyjaśnić pewności, z jaką niewidoma staruszka
poruszała się, bez wahania pokonując kolejne strome stopnie. Nawet nie
próbowała przytrzymywać się ściany, nie wspominając o braku jakiejkolwiek
poręczy.
Na dole
panował chłód. Claudia wyczuła go nawet mimo tego, że temperatura w żaden
sposób nie wpływała na jej samopoczucie. Podejrzliwie zmrużyła oczy, w mroku
próbując wypatrzeć cokolwiek, co mogłaby uznać za niepokojące. Nie bała się
ciasnych, ciemnych pomieszczeń, ale perspektywa zejścia do jakichkolwiek
podziemi, napawała ją niepokojem. Zresztą co w ogóle ją podkusiło, by
podążać za tą kobietą…?
– Możesz
zapalić światło, jeśli masz ochotę. Łącznik był gdzieś przy schodach – oznajmiła
Flora, podążając w głąb pomieszczenia. – Ja niekoniecznie tego potrzebuję.
Claudia
potrząsnęła głową. W ciemnościach zaczynała czuć się nieswojo, zwłaszcza u boku
tej kobiety, dlatego odwróciła się, by jednak spełnić polecenie. Światło
rozjaśniło cały pokój, uświadamiając wampirzycy, że miejsce, w którym się
znajdowały, ani trochę nie przypominało lochu czy piwnicy. W zasadzie
nagle znalazła się w skromnie urządzonym, skąpanym w przyjemnie
ciepłym blasku salonie. Widziała przysłoniętą jakimś kolorowym kocem kanapę,
dwa fotele i mały, starannie uprzątnięty stolik.
Obejrzała
się przez ramię, z powątpiewaniem spoglądając na dopiero co pokonane
schody. Nie, zdecydowanie nie tego spodziewała się po zejściu tutaj.
Momentalnie uszło z niej całe napięcie, choć wcale nie poczuła się
pewniej. Wciąż nie miała pewności, czego powinna spodziewać się po starszej
kobiecie, choć odrobina światła i mieszkanie urządzone w sposób,
który pasował jej do staruszki, nieznacznie ją uspokoiły.
– Pójdę po
herbatę – zapowiedziała kobieta. Tym razem Claudia nie powstrzymała się od
westchnienia. Wierzyła, że gdyby Oliver był w stanie mówić, to byłyby
pierwsze słowa, które padałyby pod adresem każdego przyjętego gościa. – Coś
ciepłego do picia na pewno się przyda, więc…
– Proszę
nie udawać, że nie ma pani pojęcia, kim jestem. Obie wiemy, że herbata to ostatnie,
co mogłabym wypić.
Zawahała
się, przez moment niepewna czy postąpiła słusznie, decydując się na taka
bezpośredniość. Obserwowała staruszkę, czekając na jakiekolwiek oznaki
zdenerwowania, ale ta przyjęła jej słowa ze spokojem, wręcz obojętnością. W zasadzie
zachowywała się tak, jakby w ogóle ich nie dosłyszała.
– Usiądź
sobie. Ja zaraz wracam – rzuciła na odchodne Flora, z wolna ruszając ku
sąsiedniemu pomieszczeniu.
Gdy wyszła,
Claudia poczuła się jeszcze dziwniej. Prychnęła, wciąż z uporem tkwiąc przy
schodach i walcząc z pragnieniem natychmiastowego powrotu na górę.
Skrzyżowała ramiona na piersiach, byleby tylko zająć czymś ręce, zwłaszcza że
wciąż czuła się nieswojo. W głowie miała mętlik nad którym w żaden
sposób nie potrafiła zapanować.
Czego tak
naprawdę się spodziewała? Kobieta – Flora, choć zaczęcie używania jej imienia
przychodziło Claudii z trudem – z pewnością była specyficzna, ale nic
ponadto. Dziwna, zajmująca się nietypowymi rzeczami staruszka. Najpewniej
cudownie nieświadoma, choć jej zachowanie mogłoby sugerować coś innego. W pewnym
wieku ludziom zaczynało odbijać, prawda? Możliwe, że żyła w swoim świecie,
każdego klienta racząc niepokojącymi uwagami. To, że przypadkiem trafiła w przypadku
Claudii… Ewentualnie niektórzy ludzie miewali intuicję, z której często
nie dawali sobie sprawy. Czy to byłoby takie dziwne? Myśląc o tym,
wampirzyca poczuła się co najmniej jak ignorantka. Przecież znała ten świat –
wiedziała jak wyjątkowi potrafili być ludzie – a jednak gdy przyszło co do
czego, panikowała bardziej od Claire na wzmiankę o magii.
Jestem
przewrażliwiona. Zdecydowanie o to chodzi.
Tyle że
wciąż nie do końca w to wierzyła. A teraz była tutaj, kierowana
niezdrową, trudną do zignorowania ciekawością. Musiała przynajmniej sprawdzić
na czym stała, nawet gdyby w grę miała wchodzić zwykła, w pełni
śmiertelna szarlatanka. Claudia spotykała na drodze wróżbitów-oszustów, którzy
opowiadali rzeczy, które na dłuższą metę mogły pasować do każdego. A to,
że czasem trafiali…
Po świecie
kroczyło wiele osób, których dusze zostały rozbite. Równie prawdopodobne było
to, że napotkana kobieta kiedyś straciła dziecko. Mało kto chwaliłby się taką
tragedią na prawo i lewo, ale to nie znaczyło, że takie sytuacje nie miały
miejsca. Claudia obawiała się, że dochodziło do nich o wiele częściej, niż
niektórym mogłoby się wydawać.
Ale zna
moje imię. Skąd, do cholery, zna moje imię?!
Gorączkowo
próbowała sobie przypomnieć, czy istniała szansa, by kobieta gdzieś je
zasłyszała, ale nie miała pewności. Wiedziała, że sprawne zmysły osób, u których
jeden z nich zaniemógł, potrafiły zacznie się wyostrzyć. Wierzyła, że
staruszka mogła nauczyć się sposobu poruszania czy nawet brzmienia kroków tych,
z którymi miała do czynienia. Mogłaby ją rozpoznać i bez pytania o tożsamość
gościa, ale… to wciąż brzmiało jak zdecydowanie zbyt mocno naciągana teoria.
Claudia czuła się tak, jakby na siłę próbowała załatać luki, byleby nie
dopuścić do siebie bardziej prawdopodobnego, a zarazem niepokojącego
scenariusza.
Kiedy Flora
wróciła do salonu, ostrożnie niosąc w drżących dłoniach tackę z parującymi
filiżankami, wampirzyca wciąż tkwiła przy drzwiach – niczym spłoszone, gotowe
do ucieczki zwierzę. Gniewnie spojrzała na kobietę, chwilę lustrując staruszkę
wzrokiem i doszukując się do nich oznak czegoś niepokojącego, ale widziała
wyłącznie nieszkodliwą starowinkę. Niech to szlag, jęknęła w duchu,
po czym z westchnieniem ruszyła się z miejsca, bezceremonialnie
dopadając do śmiertelniczki. Wyjęła z jej rąk zastawioną tacę, by
bezpiecznie ułożyć ją na stoliku.
Usta
kobiety ułożyły się w pełen wdzięczności uśmiech.
– Dziękuję,
dziecino.
Claudia
wzdrygnęła się na te słowa. To wcale nie tak, że w każdej chwili
mogłabym cię zabić, pomyślała z przekąsem. Czy Flora naprawdę tego nie
dostrzegała? A może nie chciała wiedzieć?
Wampirzyca
zacisnęła usta, z uporem myśląc. Znów stanęła na uboczu, krzyżując ramiona
na piersiach, jakby chcąc podkreślić, że wcale nie miała ochoty przebywać w tym
małym saloniku. Co prawda takie demonstracje wydawały się całkowicie bez sensu,
skoro Flora i tak nie mogła ich dostrzec, ale to nie miało dla Claudii
większego znaczenia. Dlaczego miałoby, skoro sama już nie była pewna, co i dlaczego
robi?
Staruszka
jak gdyby nigdy nic zajęła jeden z foteli. Niewidzącym wzrokiem wpatrywała
się w drugi – spokojna i w pełni rozluźniona. Wciąż się uśmiechała,
zachowując tak swobodnie, jakby przyjmowała wyczekiwanego gościa, nie zaś
kogoś, kto na każdym możliwym kroku podkreślał dystans.
– Sądzę, że
herbata jest w sam raz do picia – oznajmiła staruszka, nachylając się, by
sięgnąć po filiżankę.
– Więc
smacznego. Powiedziałam już, jak to wygląda z mojej strony –
zniecierpliwiła się Claudia. – Ja chcę wyłącznie odpowiedzi. Chcę…
– Posmakuje
ci.
W tamtej
chwili wampirzyca poczuła, że ma ochotę krzyczeć z frustracji. Traciła
czas! Jak nic traciła czas, choć wciąż nie była pewna dlaczego. Ta kobieta
równie dobrze mogła się z niej nabijać, jak i poważnie wierzyć w rzeczy,
które nie miały racji bytu.
W pokoju
znów zapanowała cisza. Claudia stała, Flora siedziała, a herbata powoli
stygła w filiżankach. Chociaż staruszka trzymała swoje naczynie w obu
dłoniach, nie wzięła nawet łyka, wydając się czekać na ruch swojego gościa. To
było niczym swoisty szantaż. Zupełnie jakby cały pokój zamarł aż do momentu, w którym
Claudia podejmie ostateczną decyzję.
Niech to
szlag…
Bez słowa
przeszła przez pokój, by chcąc nie chcąc opaść na przeciwny fotel. Wciąż ze
skrzyżowanymi ramionami spojrzała wyczekująco na Florę, ale ta nawet nie
drgnęła. Z trudem powstrzymując się od gniewnego warknięcia, wampirzyca
nachyliła się, by jednak ująć filiżankę. Czuła bijące od porcelany ciepło,
kiedy zaś zaciągnęła się unoszącą nad napojem parą, wyczuła całą mieszankę
ziół. Nie wszystkie rozpoznawała, ale część z nich była znajoma. Och, to
tak bardzo kojarzyło jej się z tymi, które kiedyś przygotowywała przy niej
matka…
W pośpiechu
odrzuciła od siebie niechciane myśli. Odchrząknęła, a wtedy Flora w końcu
drgnęła i uniosła filiżankę do ust.
– Spróbuj, a potem
możemy porozmawiać. Wierzę, że masz pytania.
Tym razem
Claudia powstrzymała się od kolejnych uwag na temat tego, dlaczego nie
wyobrażała sobie picia jakichkolwiek ziół. Chwilę obracała filiżankę w dłoniach,
przejęta zapachem – na swój sposób oszałamiającym i… niezwykle kuszącym. Nie
tak jak krew, ale nie czuła niechęci względem czegoś, czego jej organizm i tak
nie miał przyswoić.
Poruszając
się trochę jak w transie, uniosła naczynię do ust. Zanim zdążyła się
zastanowić, wzięła niewielki łyk – ot tak, jakby wieki przyzwyczajeń i świadomość
tego, że już od dawna nie była człowiekiem, przestała mieć jakiekolwiek
znaczenie.
Gdy na
dodatek zamiast odruchu wymiotnego albo całkowicie neutralnego smaku, wyraźnie
poczuła smak herbaty, poczuła się trochę tak, jakby ktoś uderzył ją czymś
ciężkim po głowie. Filiżanka nieznacznie zadrżała jej w dłoniach, kiedy
Claudia wyprostowała się niczym struna, wciąż oszołomiona.
– Jak…?
Nie była w stanie
dokończyć. Spojrzała na napój i zawahała się, wciąż czekając, aż coś
pójdzie nie tak. Nie w ten sposób odbierała ludzkie smaki i produkty.
Wampiryzm pod wieloma względami ograniczał, tym bardziej że nieśmiertelne ciało
reagowało wyłącznie na krew.
A jednak
nie czuła się źle. Zaskoczona, wzięła kolejny łyk, ale i tym razem poczuła
wyłącznie znajomy, na swój sposób kojący smak. Nie pamiętała już, kiedy miała
do czynienia z ziołami w takim wydaniu. Sama tworzyła podobne
mieszanki, jednak nigdy nie próbowała ich pić. Jedyną korzyść miała z bukietów
– czy to mających przyozdobić wnętrze, czy podczas odprawiania jakiegokolwiek
rytuału.
Zacisnęła
usta, po czym wymownie spojrzała na obserwująca ją kobietę. Och, była pewna, że
ta na nią patrzy. W jakiś sposób musiała, choć Claudia nie wątpiła, że
niemalże całkowicie białe oczy dostrzegały coś innego niż to, co widywali
zwykli ludzie.
–
Uspokoiłaś się już? – zapytała jak gdyby nigdy nic Flora.
Ani
trochę, westchnęła w myślach Claudia, ale zostawiła tę uwagę dla
siebie. Wyprostowała się i – odstawiwszy wciąż w połowie pełną
filiżankę – całą uwagę skupiła na kobiecie.
– Wie pani
kim jestem, prawda? – zapytała wprost, decydując się postawić sprawę jasno.
Kobieta nie
odpowiedziała od razu. Przez chwilę sama skupiała się przede wszystkim na piciu
swojej porcji ziół.
– Możesz mi
mówić Flora – odparła, kolejny raz wystawiając nerwy Claudii na próbę.
– Nie o to
pytałam – wycedziła przez zaciśnięte zęby.
Niewidzące
oczy staruszki znów spoczęły wprost na niej, wydając się przenikać wampirzycę
na wskroś.
– Może
napij się jeszcze herbaty, co? – zasugerowała, po czym mówiła dalej, tym razem nie
czekając na reakcję swojego gościa. – Pytania, które mi zadajesz, są dość
ogólne… Ale tak, sądzę, że wiem kim jesteś, Claudio.
– W porządku.
Więc zapytam o coś innego – zareagowała natychmiast. – Skąd znasz moje
imię? Jestem pewna, że go nie podawałam.
– Twoje
prawdziwe imię… Bo miałaś ich wiele.
Takie uwagi
nie powinny jej dziwić. Zdążyła zorientować się, że ta kobieta wiedziała o wiele
więcej niż powinna… A jednak w odpowiedzi na te słowa Claudia jeszcze
bardziej się spięła, bezwiednie zaciskając palce na brzegach fotela. Z trudem
kontrolowała siłę, blika tego, by jednak coś uszkodzić – w najlepszym
wypadku meble, w najgorszym… konkretna osoba.
– Ty…
–
Dostrzegam wiele rzeczy. Czasami w ciemności można zauważyć więcej niż w świetle
dnia. – Flora westchnęła. – Sama najlepiej wiesz, że pewne rany potrafią być
głębsze i bardziej trwałe, choć nie da się ich zobaczyć. Poraniona dusza…
– Nie
przyszłam tutaj po filozoficzne brednie.
Claudia
gwałtownie poderwała się na równe nogi. Potrąciła stolik, a filiżanka z resztką
odstawionych na blat ziół wywróciła się, rozlewając zawartość. Wampirzyca nawet
nie zwróciła na to uwagi, rozdarta między pragnieniem ucieczki, a pozostania
i poczekania na rozwój wypadków.
Flora nawet
nie drgnęła, wciąż spokojnie siedząc w fotelu.
–
Powiedziałam ci już, że w najbliższym czasie będziesz potrzebowała ochrony
i mnóstwa szczęścia. Szykują się zmiany.
– To już
wiem. Do jasnej cholery… – Claudia z niedowierzaniem potrząsnęła głową. – O co
tutaj chodzi? Nie uwierzę, że o nic, bo… Od dawna nie wierzę w przypadki
– oznajmiła, gniewnie mrużąc oczy. – Czekałaś na mnie od tego pierwszego dnia,
prawda? Wiedziałaś, że przyjdę. Masz jakiś dar czy może pałasz się magią? Tylko
szczerze, bo zaczynam mieć dość niedopowiedzeń.
– Jakie to
ma znaczenie? – zapytała wprost kobieta. – To ty cały czas tutaj wracasz.
Wierzę, że tego potrzebujesz.
– Jedyne,
czego potrzebuję – oznajmiła nieznoszącym sprzeciwu tonem Claudia – to
odpowiedzi.
Flora uniosła
brwi.
– Więc ich
poszukaj. Przecież wiesz, co robić – stwierdziła staruszka. – Już i tak
przestałaś uciekać. Może pora byś odzyskała to, co do ciebie należy. Twoje
dziedzictwo…
– Moje dziedzictwo
to przekleństwo, które już raz ściągnęło na mnie tylko cierpienie! – jęknęła, momentalnie
tracąc nad sobą kontrolę. – Teraz zresztą też. Nie uciekam, bo już nie mam po co.
On i tak mnie odnajdzie!
Urwała,
chwilę tkwiąc w miejscu i spazmatycznie chwytając oddech. Drżała,
nerwowo zaciskając dłonie w pięści. Zacisnęła usta, ale już nie była w stanie
cofnąć słów, które w przypływie frustracji z siebie wyrzuciła. Czuła
się z tym źle, zwłaszcza że zwierzanie się komukolwiek – zwłaszcza tej
obcej kobiecie – było ostatnim, czego Claudia tak naprawdę chciała.
Tyle że to już
nie miało znaczenia. Nie mogła niczego zmienić i była tego świadoma. Poczucie,
że staruszka wciąż ją obserwowała, jedynie pogarszało sytuację, wzbudzając w wampirzycy
silniejsze niż do tej pory wątpliwości.
Chciała
zniknąć Florze z oczu.
Ale nie
potrafiła.
– Proszenie
o pomoc nie jest oznaką słabości – usłyszała i tych kilka słów
jeszcze bardziej wytrąciło ją z równowagi. – Masz osoby, do których możesz
się zwrócić. Możliwe, że jest ich więcej niż sądzisz.
– Ci, których
mogłabym o cokolwiek poprosić, już dawno przestali mnie słuchać – odparła z goryczą
Claudia.
Jej myśli
znów uciekły ku Selene i wszystkim modlitwom, które do niej posłała. Nic
nie dały. Gdyby było inaczej, nie byłoby jej tutaj.
Gdyby
bogini słuchała, Claudia nie musiałaby się bać.
Tym razem
nie czekała aż kobieta doda cokolwiek więcej. Nic nie powstrzymało jej przed
ruszeniem ku schodom, zwłaszcza że wszystko aż krzyczało, że dalsza rozmowa
była bez sensu. Traciła czasu. Flora może i była świadoma bardziej niż
przeciętny człowiek, ale nie miała jej pomóc. Nie żeby w ogóle chciała.
Wypadła na
opustoszałą ulicę, nie pierwszy raz uciekając z maleńkiego sklepu. Nie
zarejestrowała momentu, w którym w ogóle pokonała schody i dotarła
do drzwi wejściowych. To działo się jakby poza nią, bo liczyło się wyłącznie to,
że znalazła się z daleka od dusznego wnętrza. Kolejny raz uciekała z tego
małego, niepozornego sklepiku, roztrzęsiona tak, jakby ktoś dopiero co próbował
zrobić jej krzywdę.
Jednak tym
razem nie zamierzała wracać. Cokolwiek by się nie działo, pragnęła trzymać się
jak najdalej od tego miejsca – od ciasnej uliczki, zapachu ziół i niewidzącego,
a jednak przenikliwego spojrzenia Flory.
Pragnęła
być jak najdalej. I tego zamierzała się trzymać.
Oliver czekał na jej powrót.
Tyle przynajmniej wywnioskowała, już na pierwszy rzut oka orientując się, że
jej towarzyszył był podenerwowany. Kiedy stanęła w progu, dosłownie zmaterializował
się przed nią, by w następnej sekundzie – nie dając Claudii czasu na
reakcję czy choćby zebranie myśli – bezceremonialnie wziąć ją w ramiona.
Spodziewała
się wielu rzeczy, ale nie tego. Taka wylewność do niego nie pasowała, zwłaszcza
że dobrze wiedział, co sądziła o kontakcie fizycznym. W ramionach
trzymał ją tylko raz, gdy straciła kontrolę i zaczęła niekontrolowanie
szlochać, wytrącona z równowagi myślą o Charonie. Od tamtego czasu
nie wracali do tego incydentu – chwili słabości, o której Claudia nade
wszystko pragnęła zapomnieć.
Teraz znów
wylądowała w jego objęciach – tak po prostu, bez żadnej konkretnej
przyczyny. Zamarła, w ostatniej chwili powstrzymując się od natychmiastowego
odepchnięcia tulącego się do niej nieśmiertelnego. Mogła tylko zgadywać jak
wyglądała, skoro zdecydował się na coś takiego, najpewniej licząc się z tym,
że z równie dobrze mógł oberwać po głowie.
Nie zrobiła
tego. Chciała, a jednak kiedy przyszło co do czego, ot tak zastygła w jego
ramionach. Pozwalała mu się obejmować, chociaż jakaś jej cząstka pragnęła
natychmiast przywołać Olivera do porządku.
– Okej, wystarczy…
Dobra. – Zdecydowanym ruchem odsunęła go od siebie. Usłuchał, co przyjęła z ulgą,
bowiem sytuacja już i tak okazała się co najmniej niezręczna. – Aż tak się
stęskniłeś? – mruknęła, wymijając go i ruszając w głąb mieszkania.
Podążył za
nią niczym cień, nie pierwszy raz wprawiając Claudię tym zachowaniem w konsternację.
Nie rozumiała go. Nie pojmowała, dlaczego z takim uporem podążał za nią, choć
wcale nie musiał. Był uparty, zbyt troskliwy, a jednak…
„Masz
osoby, do których możesz się zwrócić”.
Zacisnęła
usta. Nie, zdecydowanie nie. Oliver był ostatnią osobą, z którą miała
ochotę rozmawiać o przeszłości. O czymkolwiek, co było aż do tego
stopnia zawiłe, trudne i… bolesne.
Chronisz
jego czy siebie?
Nie
potrafiła odpowiedzieć na to pytanie.
– Czemu tak
dziwnie się na mnie patrzysz? – westchnęła, nagle sfrustrowana tym, że zielone
oczy wciąż z uporem śledziły jej każdy ruch. Chwilami czuła się przez to
równie dziwnie, co i wtedy, gdy obserwowała ją Flora. – Musiałam się
przejść. Jestem już dużą dziewczynką, tak?
Zresztą i tak
nie ochronisz mnie przed tym, kto mi zagraża. Lepiej dla ciebie, byś nigdy nie
spotkał Charona, dopowiedziała w myślach.
Przez moment
miała ochotę parsknąć histerycznym śmiechem. To było coś, o czym zdecydowanie
nie chciała myśleć. Problem polegał na tym, że zamykanie oczu i ignorowanie
zła nie sprawiało, że to znikało. Próbowała udawać, że wszystko w porządku
przed dobre dwa miesiące i jak się to dla niej skończyło? Zachowywała się
jak niepewna tego, czego tak naprawdę chce histeryczka.
Pod wieloma
względami kobieta ze sklepu miała rację. Jakby tego było mało, trafiła w sedno.
Co więcej, jeśli chciała wzbudzić w Claudii wątpliwości i jeszcze
bardziej namieszać jej w głowie, trafiła w sedno.
Starając
się uspokoić, wampirzyca szybkim krokiem przeszła przez salon. Torebki z zakupami
wciąż leżały na podłodze, chociaż Oliver przełożył je w jedno miejsce,
dzięki czemu pokój wydawał się bardziej uporządkowany. Oczywiście.
Perfekcyjny pan domu… Westchnęła, na swój sposób rozczulona. Coś w jego
zachowaniu wciąż nie dawało jej spokoju, zwłaszcza że był dla niej lepszy niż
mogłaby oczekiwać. Bardziej niż zasłużyła, skoro wciąż traktowała go jak zło konieczne.
A w tamtej
chwili wydawał się zmartwiony. Nie pierwszy raz wiedział, że coś ją dręczyło, chociaż
nie mówiła o tym wprost. Nie miała pojęcia jakim cudem, ale wyczuwał jej
nastroje tak wprawnie, jakby należały do niego. Jakby łączyła ich więź, której
Claudia nie potrafiła ani nazwać, ani tym bardziej stwierdzić, skąd się wzięła.
Jeśli Flora
się na nią uwzięła, co więc powinna sądzić o Oliverze? Jego intencje wciąż
były dla Claudii niejasne, ale już dawno przestała dopraszać się o odpowiedzi.
– Nie
zapytasz, ale chcesz wiedzieć, prawda? – rzuciła pod wpływem impulsu. Czuła się
dziwnie, a wymowna cisza i spojrzenie jadeitowych oczu jedynie to
potęgowały. – O mnie, o moich lękach… O Charonie. Wiem jak z Claire
na mnie patrzycie i że szepczecie za moimi plecami. Tak bardzo cię to
interesuje? – Potrząsnęła głową. – A może wiesz i dlatego tak mnie
traktujesz? To jakieś chore współczucie, o które nigdy nie prosiłam?
Zamrugała,
próbując pozbyć się suchości oczu. Wiedziała, co oznaczała. I za nic w świecie
nie chciała pozwolić, by ten stan się utrzymał. Nie zamierzała płakać.
Ale obawiała
się, że będzie.
Kiedy w grę
wchodziła przeszłość, trudno było nie płakać.
Dla mojej shanzi z okazji urodzin. <3
OdpowiedzUsuń