17 października 2019

Osiem

Claudia
Początkowo bez słowa podążała za Florą. Choć spodziewała się schodów w górę, te, na których się znalazła, ewidentnie prowadziły w przeciwną stronę. Znów ogarnęło ją niepokojące wrażenie, że jednak nie miała do czynienia z człowiekiem. Inaczej nie potrafiła wyjaśnić pewności, z jaką niewidoma staruszka poruszała się, bez wahania pokonując kolejne strome stopnie. Nawet nie próbowała przytrzymywać się ściany, nie wspominając o braku jakiejkolwiek poręczy.
Na dole panował chłód. Claudia wyczuła go nawet mimo tego, że temperatura w żaden sposób nie wpływała na jej samopoczucie. Podejrzliwie zmrużyła oczy, w mroku próbując wypatrzeć cokolwiek, co mogłaby uznać za niepokojące. Nie bała się ciasnych, ciemnych pomieszczeń, ale perspektywa zejścia do jakichkolwiek podziemi, napawała ją niepokojem. Zresztą co w ogóle ją podkusiło, by podążać za tą kobietą…?
– Możesz zapalić światło, jeśli masz ochotę. Łącznik był gdzieś przy schodach – oznajmiła Flora, podążając w głąb pomieszczenia. – Ja niekoniecznie tego potrzebuję.
Claudia potrząsnęła głową. W ciemnościach zaczynała czuć się nieswojo, zwłaszcza u boku tej kobiety, dlatego odwróciła się, by jednak spełnić polecenie. Światło rozjaśniło cały pokój, uświadamiając wampirzycy, że miejsce, w którym się znajdowały, ani trochę nie przypominało lochu czy piwnicy. W zasadzie nagle znalazła się w skromnie urządzonym, skąpanym w przyjemnie ciepłym blasku salonie. Widziała przysłoniętą jakimś kolorowym kocem kanapę, dwa fotele i mały, starannie uprzątnięty stolik.
Obejrzała się przez ramię, z powątpiewaniem spoglądając na dopiero co pokonane schody. Nie, zdecydowanie nie tego spodziewała się po zejściu tutaj. Momentalnie uszło z niej całe napięcie, choć wcale nie poczuła się pewniej. Wciąż nie miała pewności, czego powinna spodziewać się po starszej kobiecie, choć odrobina światła i mieszkanie urządzone w sposób, który pasował jej do staruszki, nieznacznie ją uspokoiły.
– Pójdę po herbatę – zapowiedziała kobieta. Tym razem Claudia nie powstrzymała się od westchnienia. Wierzyła, że gdyby Oliver był w stanie mówić, to byłyby pierwsze słowa, które padałyby pod adresem każdego przyjętego gościa. – Coś ciepłego do picia na pewno się przyda, więc…
– Proszę nie udawać, że nie ma pani pojęcia, kim jestem. Obie wiemy, że herbata to ostatnie, co mogłabym wypić.
Zawahała się, przez moment niepewna czy postąpiła słusznie, decydując się na taka bezpośredniość. Obserwowała staruszkę, czekając na jakiekolwiek oznaki zdenerwowania, ale ta przyjęła jej słowa ze spokojem, wręcz obojętnością. W zasadzie zachowywała się tak, jakby w ogóle ich nie dosłyszała.
– Usiądź sobie. Ja zaraz wracam – rzuciła na odchodne Flora, z wolna ruszając ku sąsiedniemu pomieszczeniu.
Gdy wyszła, Claudia poczuła się jeszcze dziwniej. Prychnęła, wciąż z uporem tkwiąc przy schodach i walcząc z pragnieniem natychmiastowego powrotu na górę. Skrzyżowała ramiona na piersiach, byleby tylko zająć czymś ręce, zwłaszcza że wciąż czuła się nieswojo. W głowie miała mętlik nad którym w żaden sposób nie potrafiła zapanować.
Czego tak naprawdę się spodziewała? Kobieta – Flora, choć zaczęcie używania jej imienia przychodziło Claudii z trudem – z pewnością była specyficzna, ale nic ponadto. Dziwna, zajmująca się nietypowymi rzeczami staruszka. Najpewniej cudownie nieświadoma, choć jej zachowanie mogłoby sugerować coś innego. W pewnym wieku ludziom zaczynało odbijać, prawda? Możliwe, że żyła w swoim świecie, każdego klienta racząc niepokojącymi uwagami. To, że przypadkiem trafiła w przypadku Claudii… Ewentualnie niektórzy ludzie miewali intuicję, z której często nie dawali sobie sprawy. Czy to byłoby takie dziwne? Myśląc o tym, wampirzyca poczuła się co najmniej jak ignorantka. Przecież znała ten świat – wiedziała jak wyjątkowi potrafili być ludzie – a jednak gdy przyszło co do czego, panikowała bardziej od Claire na wzmiankę o magii.
Jestem przewrażliwiona. Zdecydowanie o to chodzi.
Tyle że wciąż nie do końca w to wierzyła. A teraz była tutaj, kierowana niezdrową, trudną do zignorowania ciekawością. Musiała przynajmniej sprawdzić na czym stała, nawet gdyby w grę miała wchodzić zwykła, w pełni śmiertelna szarlatanka. Claudia spotykała na drodze wróżbitów-oszustów, którzy opowiadali rzeczy, które na dłuższą metę mogły pasować do każdego. A to, że czasem trafiali…
Po świecie kroczyło wiele osób, których dusze zostały rozbite. Równie prawdopodobne było to, że napotkana kobieta kiedyś straciła dziecko. Mało kto chwaliłby się taką tragedią na prawo i lewo, ale to nie znaczyło, że takie sytuacje nie miały miejsca. Claudia obawiała się, że dochodziło do nich o wiele częściej, niż niektórym mogłoby się wydawać.
Ale zna moje imię. Skąd, do cholery, zna moje imię?!
Gorączkowo próbowała sobie przypomnieć, czy istniała szansa, by kobieta gdzieś je zasłyszała, ale nie miała pewności. Wiedziała, że sprawne zmysły osób, u których jeden z nich zaniemógł, potrafiły zacznie się wyostrzyć. Wierzyła, że staruszka mogła nauczyć się sposobu poruszania czy nawet brzmienia kroków tych, z którymi miała do czynienia. Mogłaby ją rozpoznać i bez pytania o tożsamość gościa, ale… to wciąż brzmiało jak zdecydowanie zbyt mocno naciągana teoria. Claudia czuła się tak, jakby na siłę próbowała załatać luki, byleby nie dopuścić do siebie bardziej prawdopodobnego, a zarazem niepokojącego scenariusza.
Kiedy Flora wróciła do salonu, ostrożnie niosąc w drżących dłoniach tackę z parującymi filiżankami, wampirzyca wciąż tkwiła przy drzwiach – niczym spłoszone, gotowe do ucieczki zwierzę. Gniewnie spojrzała na kobietę, chwilę lustrując staruszkę wzrokiem i doszukując się do nich oznak czegoś niepokojącego, ale widziała wyłącznie nieszkodliwą starowinkę. Niech to szlag, jęknęła w duchu, po czym z westchnieniem ruszyła się z miejsca, bezceremonialnie dopadając do śmiertelniczki. Wyjęła z jej rąk zastawioną tacę, by bezpiecznie ułożyć ją na stoliku.
Usta kobiety ułożyły się w pełen wdzięczności uśmiech.
– Dziękuję, dziecino.
Claudia wzdrygnęła się na te słowa. To wcale nie tak, że w każdej chwili mogłabym cię zabić, pomyślała z przekąsem. Czy Flora naprawdę tego nie dostrzegała? A może nie chciała wiedzieć?
Wampirzyca zacisnęła usta, z uporem myśląc. Znów stanęła na uboczu, krzyżując ramiona na piersiach, jakby chcąc podkreślić, że wcale nie miała ochoty przebywać w tym małym saloniku. Co prawda takie demonstracje wydawały się całkowicie bez sensu, skoro Flora i tak nie mogła ich dostrzec, ale to nie miało dla Claudii większego znaczenia. Dlaczego miałoby, skoro sama już nie była pewna, co i dlaczego robi?
Staruszka jak gdyby nigdy nic zajęła jeden z foteli. Niewidzącym wzrokiem wpatrywała się w drugi – spokojna i w pełni rozluźniona. Wciąż się uśmiechała, zachowując tak swobodnie, jakby przyjmowała wyczekiwanego gościa, nie zaś kogoś, kto na każdym możliwym kroku podkreślał dystans.
– Sądzę, że herbata jest w sam raz do picia – oznajmiła staruszka, nachylając się, by sięgnąć po filiżankę.
– Więc smacznego. Powiedziałam już, jak to wygląda z mojej strony – zniecierpliwiła się Claudia. – Ja chcę wyłącznie odpowiedzi. Chcę…
– Posmakuje ci.
W tamtej chwili wampirzyca poczuła, że ma ochotę krzyczeć z frustracji. Traciła czas! Jak nic traciła czas, choć wciąż nie była pewna dlaczego. Ta kobieta równie dobrze mogła się z niej nabijać, jak i poważnie wierzyć w rzeczy, które nie miały racji bytu.
W pokoju znów zapanowała cisza. Claudia stała, Flora siedziała, a herbata powoli stygła w filiżankach. Chociaż staruszka trzymała swoje naczynie w obu dłoniach, nie wzięła nawet łyka, wydając się czekać na ruch swojego gościa. To było niczym swoisty szantaż. Zupełnie jakby cały pokój zamarł aż do momentu, w którym Claudia podejmie ostateczną decyzję.
Niech to szlag…
Bez słowa przeszła przez pokój, by chcąc nie chcąc opaść na przeciwny fotel. Wciąż ze skrzyżowanymi ramionami spojrzała wyczekująco na Florę, ale ta nawet nie drgnęła. Z trudem powstrzymując się od gniewnego warknięcia, wampirzyca nachyliła się, by jednak ująć filiżankę. Czuła bijące od porcelany ciepło, kiedy zaś zaciągnęła się unoszącą nad napojem parą, wyczuła całą mieszankę ziół. Nie wszystkie rozpoznawała, ale część z nich była znajoma. Och, to tak bardzo kojarzyło jej się z tymi, które kiedyś przygotowywała przy niej matka…
W pośpiechu odrzuciła od siebie niechciane myśli. Odchrząknęła, a wtedy Flora w końcu drgnęła i uniosła filiżankę do ust.
– Spróbuj, a potem możemy porozmawiać. Wierzę, że masz pytania.
Tym razem Claudia powstrzymała się od kolejnych uwag na temat tego, dlaczego nie wyobrażała sobie picia jakichkolwiek ziół. Chwilę obracała filiżankę w dłoniach, przejęta zapachem – na swój sposób oszałamiającym i… niezwykle kuszącym. Nie tak jak krew, ale nie czuła niechęci względem czegoś, czego jej organizm i tak nie miał przyswoić.
Poruszając się trochę jak w transie, uniosła naczynię do ust. Zanim zdążyła się zastanowić, wzięła niewielki łyk – ot tak, jakby wieki przyzwyczajeń i świadomość tego, że już od dawna nie była człowiekiem, przestała mieć jakiekolwiek znaczenie.
Gdy na dodatek zamiast odruchu wymiotnego albo całkowicie neutralnego smaku, wyraźnie poczuła smak herbaty, poczuła się trochę tak, jakby ktoś uderzył ją czymś ciężkim po głowie. Filiżanka nieznacznie zadrżała jej w dłoniach, kiedy Claudia wyprostowała się niczym struna, wciąż oszołomiona.
– Jak…?
Nie była w stanie dokończyć. Spojrzała na napój i zawahała się, wciąż czekając, aż coś pójdzie nie tak. Nie w ten sposób odbierała ludzkie smaki i produkty. Wampiryzm pod wieloma względami ograniczał, tym bardziej że nieśmiertelne ciało reagowało wyłącznie na krew.
A jednak nie czuła się źle. Zaskoczona, wzięła kolejny łyk, ale i tym razem poczuła wyłącznie znajomy, na swój sposób kojący smak. Nie pamiętała już, kiedy miała do czynienia z ziołami w takim wydaniu. Sama tworzyła podobne mieszanki, jednak nigdy nie próbowała ich pić. Jedyną korzyść miała z bukietów – czy to mających przyozdobić wnętrze, czy podczas odprawiania jakiegokolwiek rytuału.
Zacisnęła usta, po czym wymownie spojrzała na obserwująca ją kobietę. Och, była pewna, że ta na nią patrzy. W jakiś sposób musiała, choć Claudia nie wątpiła, że niemalże całkowicie białe oczy dostrzegały coś innego niż to, co widywali zwykli ludzie.
– Uspokoiłaś się już? – zapytała jak gdyby nigdy nic Flora.
Ani trochę, westchnęła w myślach Claudia, ale zostawiła tę uwagę dla siebie. Wyprostowała się i – odstawiwszy wciąż w połowie pełną filiżankę – całą uwagę skupiła na kobiecie.
– Wie pani kim jestem, prawda? – zapytała wprost, decydując się postawić sprawę jasno.
Kobieta nie odpowiedziała od razu. Przez chwilę sama skupiała się przede wszystkim na piciu swojej porcji ziół.
– Możesz mi mówić Flora – odparła, kolejny raz wystawiając nerwy Claudii na próbę.
– Nie o to pytałam – wycedziła przez zaciśnięte zęby.
Niewidzące oczy staruszki znów spoczęły wprost na niej, wydając się przenikać wampirzycę na wskroś.
– Może napij się jeszcze herbaty, co? – zasugerowała, po czym mówiła dalej, tym razem nie czekając na reakcję swojego gościa. – Pytania, które mi zadajesz, są dość ogólne… Ale tak, sądzę, że wiem kim jesteś, Claudio.
– W porządku. Więc zapytam o coś innego – zareagowała natychmiast. – Skąd znasz moje imię? Jestem pewna, że go nie podawałam.
– Twoje prawdziwe imię… Bo miałaś ich wiele.
Takie uwagi nie powinny jej dziwić. Zdążyła zorientować się, że ta kobieta wiedziała o wiele więcej niż powinna… A jednak w odpowiedzi na te słowa Claudia jeszcze bardziej się spięła, bezwiednie zaciskając palce na brzegach fotela. Z trudem kontrolowała siłę, blika tego, by jednak coś uszkodzić – w najlepszym wypadku meble, w najgorszym… konkretna osoba.
– Ty…
– Dostrzegam wiele rzeczy. Czasami w ciemności można zauważyć więcej niż w świetle dnia. – Flora westchnęła. – Sama najlepiej wiesz, że pewne rany potrafią być głębsze i bardziej trwałe, choć nie da się ich zobaczyć. Poraniona dusza…
– Nie przyszłam tutaj po filozoficzne brednie.
Claudia gwałtownie poderwała się na równe nogi. Potrąciła stolik, a filiżanka z resztką odstawionych na blat ziół wywróciła się, rozlewając zawartość. Wampirzyca nawet nie zwróciła na to uwagi, rozdarta między pragnieniem ucieczki, a pozostania i poczekania na rozwój wypadków.
Flora nawet nie drgnęła, wciąż spokojnie siedząc w fotelu.
– Powiedziałam ci już, że w najbliższym czasie będziesz potrzebowała ochrony i mnóstwa szczęścia. Szykują się zmiany.
– To już wiem. Do jasnej cholery… – Claudia z niedowierzaniem potrząsnęła głową. – O co tutaj chodzi? Nie uwierzę, że o nic, bo… Od dawna nie wierzę w przypadki – oznajmiła, gniewnie mrużąc oczy. – Czekałaś na mnie od tego pierwszego dnia, prawda? Wiedziałaś, że przyjdę. Masz jakiś dar czy może pałasz się magią? Tylko szczerze, bo zaczynam mieć dość niedopowiedzeń.
– Jakie to ma znaczenie? – zapytała wprost kobieta. – To ty cały czas tutaj wracasz. Wierzę, że tego potrzebujesz.
– Jedyne, czego potrzebuję – oznajmiła nieznoszącym sprzeciwu tonem Claudia – to odpowiedzi.
Flora uniosła brwi.
– Więc ich poszukaj. Przecież wiesz, co robić – stwierdziła staruszka. – Już i tak przestałaś uciekać. Może pora byś odzyskała to, co do ciebie należy. Twoje dziedzictwo…
– Moje dziedzictwo to przekleństwo, które już raz ściągnęło na mnie tylko cierpienie! – jęknęła, momentalnie tracąc nad sobą kontrolę. – Teraz zresztą też. Nie uciekam, bo już nie mam po co. On i tak mnie odnajdzie!
Urwała, chwilę tkwiąc w miejscu i spazmatycznie chwytając oddech. Drżała, nerwowo zaciskając dłonie w pięści. Zacisnęła usta, ale już nie była w stanie cofnąć słów, które w przypływie frustracji z siebie wyrzuciła. Czuła się z tym źle, zwłaszcza że zwierzanie się komukolwiek – zwłaszcza tej obcej kobiecie – było ostatnim, czego Claudia tak naprawdę chciała.
Tyle że to już nie miało znaczenia. Nie mogła niczego zmienić i była tego świadoma. Poczucie, że staruszka wciąż ją obserwowała, jedynie pogarszało sytuację, wzbudzając w wampirzycy silniejsze niż do tej pory wątpliwości.
Chciała zniknąć Florze z oczu.
Ale nie potrafiła.
– Proszenie o pomoc nie jest oznaką słabości – usłyszała i tych kilka słów jeszcze bardziej wytrąciło ją z równowagi. – Masz osoby, do których możesz się zwrócić. Możliwe, że jest ich więcej niż sądzisz.
– Ci, których mogłabym o cokolwiek poprosić, już dawno przestali mnie słuchać – odparła z goryczą Claudia.
Jej myśli znów uciekły ku Selene i wszystkim modlitwom, które do niej posłała. Nic nie dały. Gdyby było inaczej, nie byłoby jej tutaj.
Gdyby bogini słuchała, Claudia nie musiałaby się bać.
Tym razem nie czekała aż kobieta doda cokolwiek więcej. Nic nie powstrzymało jej przed ruszeniem ku schodom, zwłaszcza że wszystko aż krzyczało, że dalsza rozmowa była bez sensu. Traciła czasu. Flora może i była świadoma bardziej niż przeciętny człowiek, ale nie miała jej pomóc. Nie żeby w ogóle chciała.
Wypadła na opustoszałą ulicę, nie pierwszy raz uciekając z maleńkiego sklepu. Nie zarejestrowała momentu, w którym w ogóle pokonała schody i dotarła do drzwi wejściowych. To działo się jakby poza nią, bo liczyło się wyłącznie to, że znalazła się z daleka od dusznego wnętrza. Kolejny raz uciekała z tego małego, niepozornego sklepiku, roztrzęsiona tak, jakby ktoś dopiero co próbował zrobić jej krzywdę.
Jednak tym razem nie zamierzała wracać. Cokolwiek by się nie działo, pragnęła trzymać się jak najdalej od tego miejsca – od ciasnej uliczki, zapachu ziół i niewidzącego, a jednak przenikliwego spojrzenia Flory.
Pragnęła być jak najdalej. I tego zamierzała się trzymać.

Oliver czekał na jej powrót. Tyle przynajmniej wywnioskowała, już na pierwszy rzut oka orientując się, że jej towarzyszył był podenerwowany. Kiedy stanęła w progu, dosłownie zmaterializował się przed nią, by w następnej sekundzie – nie dając Claudii czasu na reakcję czy choćby zebranie myśli – bezceremonialnie wziąć ją w ramiona.
Spodziewała się wielu rzeczy, ale nie tego. Taka wylewność do niego nie pasowała, zwłaszcza że dobrze wiedział, co sądziła o kontakcie fizycznym. W ramionach trzymał ją tylko raz, gdy straciła kontrolę i zaczęła niekontrolowanie szlochać, wytrącona z równowagi myślą o Charonie. Od tamtego czasu nie wracali do tego incydentu – chwili słabości, o której Claudia nade wszystko pragnęła zapomnieć.
Teraz znów wylądowała w jego objęciach – tak po prostu, bez żadnej konkretnej przyczyny. Zamarła, w ostatniej chwili powstrzymując się od natychmiastowego odepchnięcia tulącego się do niej nieśmiertelnego. Mogła tylko zgadywać jak wyglądała, skoro zdecydował się na coś takiego, najpewniej licząc się z tym, że z równie dobrze mógł oberwać po głowie.
Nie zrobiła tego. Chciała, a jednak kiedy przyszło co do czego, ot tak zastygła w jego ramionach. Pozwalała mu się obejmować, chociaż jakaś jej cząstka pragnęła natychmiast przywołać Olivera do porządku.
– Okej, wystarczy… Dobra. – Zdecydowanym ruchem odsunęła go od siebie. Usłuchał, co przyjęła z ulgą, bowiem sytuacja już i tak okazała się co najmniej niezręczna. – Aż tak się stęskniłeś? – mruknęła, wymijając go i ruszając w głąb mieszkania.
Podążył za nią niczym cień, nie pierwszy raz wprawiając Claudię tym zachowaniem w konsternację. Nie rozumiała go. Nie pojmowała, dlaczego z takim uporem podążał za nią, choć wcale nie musiał. Był uparty, zbyt troskliwy, a jednak…
„Masz osoby, do których możesz się zwrócić”.
Zacisnęła usta. Nie, zdecydowanie nie. Oliver był ostatnią osobą, z którą miała ochotę rozmawiać o przeszłości. O czymkolwiek, co było aż do tego stopnia zawiłe, trudne i… bolesne.
Chronisz jego czy siebie?
Nie potrafiła odpowiedzieć na to pytanie.
– Czemu tak dziwnie się na mnie patrzysz? – westchnęła, nagle sfrustrowana tym, że zielone oczy wciąż z uporem śledziły jej każdy ruch. Chwilami czuła się przez to równie dziwnie, co i wtedy, gdy obserwowała ją Flora. – Musiałam się przejść. Jestem już dużą dziewczynką, tak?
Zresztą i tak nie ochronisz mnie przed tym, kto mi zagraża. Lepiej dla ciebie, byś nigdy nie spotkał Charona, dopowiedziała w myślach.
Przez moment miała ochotę parsknąć histerycznym śmiechem. To było coś, o czym zdecydowanie nie chciała myśleć. Problem polegał na tym, że zamykanie oczu i ignorowanie zła nie sprawiało, że to znikało. Próbowała udawać, że wszystko w porządku przed dobre dwa miesiące i jak się to dla niej skończyło? Zachowywała się jak niepewna tego, czego tak naprawdę chce histeryczka.
Pod wieloma względami kobieta ze sklepu miała rację. Jakby tego było mało, trafiła w sedno. Co więcej, jeśli chciała wzbudzić w Claudii wątpliwości i jeszcze bardziej namieszać jej w głowie, trafiła w sedno.
Starając się uspokoić, wampirzyca szybkim krokiem przeszła przez salon. Torebki z zakupami wciąż leżały na podłodze, chociaż Oliver przełożył je w jedno miejsce, dzięki czemu pokój wydawał się bardziej uporządkowany. Oczywiście. Perfekcyjny pan domu… Westchnęła, na swój sposób rozczulona. Coś w jego zachowaniu wciąż nie dawało jej spokoju, zwłaszcza że był dla niej lepszy niż mogłaby oczekiwać. Bardziej niż zasłużyła, skoro wciąż traktowała go jak zło konieczne.
A w tamtej chwili wydawał się zmartwiony. Nie pierwszy raz wiedział, że coś ją dręczyło, chociaż nie mówiła o tym wprost. Nie miała pojęcia jakim cudem, ale wyczuwał jej nastroje tak wprawnie, jakby należały do niego. Jakby łączyła ich więź, której Claudia nie potrafiła ani nazwać, ani tym bardziej stwierdzić, skąd się wzięła.
Jeśli Flora się na nią uwzięła, co więc powinna sądzić o Oliverze? Jego intencje wciąż były dla Claudii niejasne, ale już dawno przestała dopraszać się o odpowiedzi.
– Nie zapytasz, ale chcesz wiedzieć, prawda? – rzuciła pod wpływem impulsu. Czuła się dziwnie, a wymowna cisza i spojrzenie jadeitowych oczu jedynie to potęgowały. – O mnie, o moich lękach… O Charonie. Wiem jak z Claire na mnie patrzycie i że szepczecie za moimi plecami. Tak bardzo cię to interesuje? – Potrząsnęła głową. – A może wiesz i dlatego tak mnie traktujesz? To jakieś chore współczucie, o które nigdy nie prosiłam?
Zamrugała, próbując pozbyć się suchości oczu. Wiedziała, co oznaczała. I za nic w świecie nie chciała pozwolić, by ten stan się utrzymał. Nie zamierzała płakać.
Ale obawiała się, że będzie.
Kiedy w grę wchodziła przeszłość, trudno było nie płakać.

1 komentarz:









After We Fall
stories by Nessa