19 października 2019

Dziewięć

Claudia
Milczenie zaczynało być przygnębiające. Czekała na reakcję, choć zarazem wcale jej nie chciała. Z uporem unikała spojrzenia Olivera, zbytnio obawiając się tego, czego mogłaby doszukać się w jego oczach. Nie chciała współczucia. Tym bardziej nie wyobrażała sobie, że nagle miałby stać się jeszcze bardziej zaborczy albo… odwrócić się i odejść. Z jakiegoś powodu to ostatnie wydało jej się prawdopodobne. W końcu kto na własne życzenie chciałby ściągnąć na siebie aż tak wielkie ryzyko, jeśli nie musiał?
Nie byłoby cię tutaj, gdybyś wiedział na co się piszesz.
Ta myśl była natrętna i co najmniej niepokojąca. Claudia z trudem powstrzymała dreszcz, dla pewności krzyżując ramiona na piersiach, by łatwiej nad sobą zapanować. Wbiła wzrok w okno, kolejny raz szukając ukojenia w panującej na zewnątrz ciemnościach. Cóż, nie pomogło – była świadoma wyłącznie narastającej z każdą kolejną sekundą pustki, nie tylko za oknem, ale przede wszystkim w jej wnętrzu.
Kątem oka wyczuła ruch. Oliver przesunął się, a potem dostrzegła jego wyciągniętą rękę. Nie była zaskoczona widokiem pośpiesznie nabazgranej notatki, ale i tak nie od razu zdecydowała się ja przeczytać.
wiem dość
Parsknęła pozbawionym wesołości śmiechem. Z niedowierzaniem spojrzała na swojego towarzysza, przez chwilę mając szczerą ochotę na niego warknąć. Dlaczego wciąż jej to robił? Dlaczego, do cholery…?
– Wiesz? – Potrząsnęła głową. – Skąd i ile? Kim ty, do diabła, jesteś?
Nawet nie podniosła głosu. Flora wyssała z niej całą energię, sprawiając, że Claudia zwątpiła w to, czy zadawanie jakichkolwiek pytań miało sens. Zresztą te pod adresem Olivera padały wystarczająco wiele razy wcześniej. On po prostu był, podążając za nią niczym cień – z tą tylko różnicą, że jego intencje wydawały się właściwe.
Czekała, choć wciąż towarzyszyło jej poczucie, że traciła czas. Oliver nie wyglądał na skorego, by naskrobać kolejną notatkę – choćby najbardziej lakoniczną. Przez chwilę przyglądał jej się w milczeniu, a potem – gestem tak naturalnym jak wcześniej, gdy wróciła do domu – po prostu zrobił krok w jej stronę, zachęcająco wyciągając ramiona. Tym razem nie objął jej, w zamian czekając na jakikolwiek ruch ze strony wampirzycy. Mimo wszystko wylewność z jego strony znów dała Claudii do myślenia. Ta dziwna więź, którą nagle tak wyraźnie wyczuła…
Istniała wcześniej? Próbowała sobie przypomnieć, ale nie potrafiła. W głowie miała pustkę, a wątpliwości jedynie sprawiały, że wszystko wydawało się jeszcze bardziej frustrujące. Od dłuższego trwała w klatce niedopowiedzeń i kłamstw, z której w żaden sposób nie potrafiła się wyrwać. Straciła kontrolę i czujność, nieubłaganie dążąc do bliżej nieokreślonego końca – cokolwiek kryło się pod tym stwierdzeniem.
Cofnęła się o krok. Przez twarz Olivera przemknął cień, ale nie zaprotestował. Po prostu zwiesił ramiona, posłusznie się wycofując.
Z jakiegoś powodu w chwili, w której to zrobił, Claudia poczuła się rozczarowana.
– W porządku – mruknęła, wzruszając ramionami. Wciąż nie mogła pozbyć się wrażenia, że oszukiwała samą siebie. I, cholera, że on to wiedział. – Rób jak uważasz. Tylko później nie miej do mnie pretensji, kiedy Charon już mnie odszuka.
Pierwszy raz wypowiedziała te słowa na głos. Natychmiast zamilkła, przez chwilę czując się tak, jakby ktoś z całej siły zdzielił ją czymś ciężkim po głowie. Przecież wiedziała, czyż nie? Prędzej czy później musiało do tego dojść. Spodziewała się, że znów napotka na swojej drodze pierwotnego, odkąd Claire przyszła do niej z wierszem i streszczeniem tego, czego doświadczyła we Florencji. Zresztą Claudia nie była głupia. Nie uciekałaby przez tyle czasu, gdyby wierzyła, że ma szansę na święty spokój.
Teraz jednak dotarła do punktu, z którego nie miała dokąd się uda. Mogła próbować, oczywiście, ale to byłoby niczym próba przeciągania nieuniknionego – i to kosztem tych, którzy niczego nie zawinili. Z jednej strony taka perspektywa była kusząca, a ta najbardziej egoistyczna cześć Claudii pragnęła uchwycić się każdej dostępnej deski ratunku, ale z drugiej…
– Miałam piętnaście lat, wiesz? Chociaż wtedy nikt nie traktował nastolatki jak dziecka. W tym wieku dziewczęta swobodnie wychodziły za mąż. Też tego pragnęłam… Marzyłam o czymś, czego nigdy nie miałam dostać. – Zamilkła i zawahała się na moment. Jej głos brzmiał dziwnie, odległy i mechaniczny, zupełnie jakby należał do kogoś innego. I opisywał cudze życie. Niczym dawno zapomniana historia, która na dłuższą metę i tak nie miała już znaczenia. Coś, o czym mogłaby słuchać, ale nie przeżywać. – Byłam wtedy człowiekiem, ale pamiętam aż za dobrze… Niektórych rzeczy się nie zapomina.
Z opóźnieniem uświadomiła sobie, że położyła obie dłonie na brzuchu. Nawet nie zarejestrowała momentu, w którym to zrobiła – nagle po prostu stała, przyciskając ręce do ciała. Do całkiem płaskiego, pustego brzucha, przysłoniętego tą cholerną, niebieską sukienką.
„Puste łono” – przypomniała sobie słowa Flory. Czasem wciąż ją nawiedzały, przywołując wspomnienia, które przez tyle czasu od siebie odsuwała.
– Moja mama była piękną kobietą. Bardzo zdolną czarownicą, choć pewnie dla ciebie to słowo znaczy równie niewiele, co i dla Claire. Nie obwiniam was. – Claudia parsknęła nieco wymuszonym śmiechem. – Chociaż nie sądziłam, że dożyję dnia, w którym nieśmiertelni zaczną być równie wielkimi ignorantami, co i ludzie. Jakież to ironiczne, że dysponując wyjątkowymi zdolnościami i pijąc krew, wielu wywraca oczami na wzmiankę o wiedźmach… To już zaczątki hipokryzji czy jeszcze nie?
Tak naprawdę nie czekała na odpowiedź. Zacisnęła usta, w duchu wzdychając przeciągle, gdy uprzytomniła sobie, że szukała sposobu na zmianę tematu. Podyskutować o faktach, mitach i magii, zamiast brnąć w przeszłość? Czemu nie? W końcu robiła to na co dzień, w miarę, jak Claire przychodziła do niej z coraz to nowszymi pytaniami!
Oliver po prostu ją obserwowała, słuchając i cierpliwie czekając. Jego twarz nie wyrażała niczego konkretnego, co najwyżej spokój i nieopisane wręcz pokłady cierpliwości. Dlaczego mam wrażenie, że pozwalasz mi mówić tylko po to, bym poczuła się lepiej…? Nie znała odpowiedzi, ale im dłużej zastanawiała się nad nieśmiertelnym, tym więcej miała wątpliwości. Coraz trudniej było patrzeć na jego bliskość przez palce, zwłaszcza gdy wydawał się rozumieć więcej niż mogłaby przypuszczać.
Odchrząknęła, po czym w pośpiechu mówiła dalej, nie chcąc dać sobie czasu na wątpliwości.
– To mama nauczyła mnie wszystkiego. Naszego dziedzictwa, zielarstwa… Wszystkiego, co potrafię. – Oderwała ręce od brzucha, po czym złożyła je razem. Przez chwilę wpatrywała się w wewnętrzną część dłoni, póki nie dostrzegła łagodnego blasku, który rozjaśnił jej skórę. Dopiero wtedy zacisnęła pięści, w milczeniu czekając aż mrowienie, które nagle poczuła, ostatecznie ustąpi. – Była potężna i piękna… Lily Anne budziła strach. Do tej pory nie wiem ile z historii, które o niej krążyły, było prawdziwe, ale wiesz co? Dla mnie była najcudowniejszą kobietą na świecie. I kochała mnie równie mocno, co i ja ją. – Claudia wysiliła się na blady uśmiech. Zamknęła oczy, próbując przywołać z pamięci obraz ciemnych, bystrych oczu i bladej cery. Tego i falujących łagodnie, intensywnie czarnych włosów. Smukłej sylwetki i melodyjnego głosu, który pewnie szeptał kolejne inkantacje, ale i karcił ją, kiedy popełniała błędy. – Tyle że potem to przepadło. Nigdy nie zrozumiem, co przywiązało ją do mojego ojczyma… I jak mogła pozwolić, by ktokolwiek zrobił z niej żywy inkubator.
Wzdrygnęła się, co najmniej oszołomiona gniewem, który nagle poczuła. Uderzył w nią w najmniej spodziewanym momencie, gwałtowny i żywy, wystarczająco intensywny, by na moment Claudii zabrakło tchu. Zamarła, coraz to mocniej zaciskając palce. Nie czuła bólu, ale mogła się założyć, że gdyby wciąż była człowiekiem, jak nic połamałaby sobie ręce. Tyle że nawet wtedy nie miałoby to dla niej znaczenia.
Nie skłamała, kiedy mówiła Claire, że jej ojciec pozostawał dla niej kimś neutralnym – na tyle, na ile to możliwe, skoro po ingerencji w Niebiańskiej Rezydencji narobiła sobie wrogów. Nie winiła Rufusa, choć to byłoby proste. Szukanie winnych śmierci kogoś, kogo się kochało, zawsze takie było. Sęk w tym, że Claudia dobrze wiedziała na kogo skierować cały gniew i nienawiść, które starannie pielęgnowała w sobie przez tyle czasu.
– Mój ojczym – uśmiechnęła się gorzko – był okrutnym człowiekiem… Człowiekiem. – Znów się zaśmiała, nawet nie kryjąc goryczy. – Słabi ludzie kryją się za namiastką władzy, jaką udało im się zdobyć. Tym i dominacją nad tymi, którzy nie potrafią się przed nimi bronić… A ja jeszcze miałam czelność przypominać mu, że nie jesteśmy spokrewnieni. Byłam… bękartem – wywróciła oczami – który nie potrafił z wdzięcznością przyjmować tego, co mu dano. Niewdzięczna, kalająca rodzinę Claudia.
Przez moment znów była bliska tego, żeby się roześmiać. Oczywiście, że tak. Słyszała podobne wyrzuty tyle razy, że nawet po wiekach potrafiła cytować je z pamięci. Choć ludzkie wspomnienia zatarły się, Claudia nie była w stanie ot tak zepchnąć ich w niebyt. Żyły gdzieś wewnątrz niej, tak jak i lęk, którym kierowała się przez tyle czasu. I niezmiennie rozbudzały w niej gorycz, jeśli już pokusiła się o to, by do nich sięgnąć.
Tym razem Oliver nie pozostał obojętny. Wampirzyca zamrugała nieprzytomnie, kiedy wyciągnął ku niej rękę. Potrzebowała chwili, by zorientować się, czego od niej chciał i ująć podsuniętą jej karteczkę.
nie musisz
– Chcę! Ja naprawdę…
Urwała, w oszołomieniu uprzytomniając sobie, że to prawda. Żyła z tym tyle czasu. Dwa ostatnie miesiące jedynie pogorszyły sytuację, wydając się dolewać oliwy do ognia. Nie sądziła, że kiedykolwiek dojdzie do wybuchu, ale to najwyraźniej był ten moment. Kolejne zmiany i spotkanie z Florą okazały się granicą, którą ostatecznie przekroczyła. Dotychczas uciekała, ale od chwili wyłamania się z rutyny – od dnia, w którym Amelie z pomocą Demetriego odnalazła Claudię w tamtym barze – zmieniło się wszystko. Musiała w końcu się do tego przyznać, ale to wcale nie było takie łatwe.
Oliver skinął głową. Claudia zawahała się, kiedy ich spojrzenia się spotkały – tylko na chwilę, bowiem prawie natychmiast uciekła wzrokiem gdzieś w bok. Jego spokój wciąż wytrącał ją z równowagi. To i zrozumienie, którego się tam doszukiwała.
Zrozumienie, nie współczucie. To była różnica, której nie pojmowała, choć okazała się nader istotna. Nie zniosłaby, gdyby spoglądał na nią z politowaniem.
Jesteś niczym anioł, którego postawiono na mojej drodze… Ale jaki anioł byłby pisany akurat mnie?
Na myśl nasuwało jej się jedno rozwiązanie, ale nie miała odwagi uznać go za prawdopodobne. Rozczarowanie, które jak nic poczułaby, gdyby przekonała się, że oszukuje samą siebie, byłoby zbyt bolesne.
Odetchnęła. Musiała się uspokoić i skupić na tym, co najważniejsze. Na kolejnych słowach, brzmieniu głosu i poczuciu, że wyrzucając z siebie to, co ją dręczyło, poczuje się lepiej. Zresztą on na to zasłużył. Skoro chciał przy niej trwać, powinien wiedzieć – choćby tylko po to, by świadomie podejść decyzję o odejściu, zanim wydarzy się coś niedobrego. Claudia nie miała wyboru, ale Oliver wciąż mógł się wycofać.
Opowiadam o kimś innym. Nic z tego nie dotyczy mnie…
Może gdyby powtórzyła to jeszcze ze sto razy, w końcu zaczęłaby wierzyć.
– Miałam tylko piętnaście lat… Tylko piętnaście – powtórzyła, a do jej tonu znów wkradła się gniewna nuta. – Ile już żyjesz, Oliverze? Obserwujesz ówczesny świat i… Och, kogo widzisz, kiedy spoglądasz na piętnastoletnią dziewczynkę? Bo ja dziecko. Wciąż dziecko, które nie ma żadnych szans z okrucieństwem własnej rasy, a co dopiero tym, które czai się w ciemnościach.
Wyczuła, że się zawahał. Rozchylił wargi, jakby jednak chciał spróbować coś powiedzieć, ale z jego ust nie padło nawet słowo. Również niczego nie napisał, wydając się czekać na rozwój wypadków.
Właśnie tego Claudia obawiała się najbardziej.
– Nie wiem ile ty czy Claire słyszeliście o Charonie, ale możesz mi wierzyć, że słuchanie o nim nic nie znaczy, jeśli nie poznałeś tej istoty osobiście. I bogini mi świadkiem, że nie życzę żadnemu z was takiego spotkania… A w moim przypadku jest ono nieuniknione. – Przełknęła z trudem. Nagle zaschło jej w ustach, choć nie sądziła, że to możliwe. Czuła nieprzyjemne palenie w przełyku, ale zarazem była pewna, że krew nie przyniosłaby jej ukojenia. Nie tym razem. – Miałam piętnaście lat – podjęła z naciskiem – kiedy mój ojczym sprzedał mnie potworowi. Gdybym wiedziała jak będą wyglądać kolejne dwa lata mojego życia, rozerwałabym sobie żyły nawet paznokciami, byleby tego nie doświadczyć… Powinnam była to zrobić. Powinnam…
Głos ostatecznie uwiązł jej w gardle. Czy w ogóle musiała mówić coś jeszcze? Znów milczała, drżała i walczyła z narastającym w jej piersi szlochem. Oddychała szybko i płytko, bezskutecznie próbując znaleźć jakiś stały rytm. Walczyła o zachowanie spokoju, ale tak naprawdę nie wierzyła, że będzie to możliwe. Zaprzepaściła szansę już w chwili, w której zaczęła ten temat.
Nie powiedziała Oliverowi wielu rzeczy. Nie wchodziła w szczegóły, nie rozwodziła się nad wszystkim, co miało miejsce, choć mogła. Sęk w tym, że konkretne słowa nie chciały przejść jej przez usta, będąc niczym najgorsza trucizna. Paliły bardziej niż pragnienie, ostatecznie sprawiając, że Claudia zdecydowała się poddać. Czasami łatwiej było milczeć i spróbować zapomnieć.
Tylko spróbować, choć to było z góry skazane na niepowodzenie…
Zachwiała się, ale prawie tego nie zauważyła. Zorientowała się dopiero w chwili, w której cudze dłonie objęły ją w pasie, pomagając odzyskać pion. Oliver znów ją trzymał, oszałamiając spokojem, bliskością i ciepłem ciała. Obejmował ją prawie jak tego dnia, kiedy niekontrolowanie szlochała w jego ramiona, wtedy niezdolna zdobyć się na jakiekolwiek wyjaśnienia. Po prostu był, tak jak to robił od samego początku, nie dając Claudii innego wyboru, jak tylko jego obecność zaakceptować. Nie odchodził nawet wtedy, gdy mu kazała i nic nie wskazywało na to, by miał to w planach po tym, co usłyszał.
Jakaś jej cząstka poczuła z tego powodu ulgę. Druga – jeszcze silniejszy niż do tej pory gniew.
– Wciąż nie rozumiesz – stwierdziła, nie widząc innego wyjaśnienia takiego stanu rzeczy. Ewentualnie był szalony, ale czy to cokolwiek zmieniało? – On po mnie przyjdzie. Uciekam od wieków… Rozumiesz to? Uciekam od zawsze – powtórzyła z naciskiem. – Przed nim. Zrezygnowałam ze wszystkiego, byleby mnie nie odszukał, ale teraz… On wyczuwa… – Zamilkła, by złapać oddech. Potrzebowała kilku kolejnych sekund, by zapanować nad sobą na tyle, by być w stanie dokończyć. – Wyczuwa moją magie. To, co odziedziczyłam po matce… I co najwyraźniej ma w sobie również Claire. Jeśli odejdę, pójdzie za nią… Albo dotrze do mnie. Do diabła, słyszysz, co do ciebie mówię?!
Nawet się nie skrzywił, kiedy podniosła głos. Skinął głowa, zupełnie jakby przyjmował do wiadomości coś neutralnego, nie zaś informację o śmiertelnym niebezpieczeństwie. To jedynie bardziej drażniło Claudię; wszystko w niej krzyczało, że Oliver nie dostrzegał albo nie chciał zauważyć tego, co niosło ze sobą przebywanie z nią.
Albo było mu wszystko jedno. Oszalał czy już tak naprawdę o nic nie dbał? Liczył na szybką śmierć z poczuciem spełnionego obowiązku? Myśli Claudii wirowały, pędząc przed siebie i podsuwając coraz to nowe scenariusze. Szukała, nagle zdeterminowana, by poznać prawdziwe motywy swojego towarzysza. Zbyt długo udawała, że ją to nie interesuje. Odpuściła, ale teraz już nie chodziło tylko o to, że mógłby drażnić ją swoją obecnością. Przeciwnie – chcąc nie chcąc czuła się za niego odpowiedzialna, nie wspominając o tym, że nie chciała być środkiem do osiągnięcia jakiegokolwiek celu (zwłaszcza potencjalnego samobójstwa), w którymś momencie zdążyła się do Olivera przywiązać.
I była mu wdzięczna. Czegokolwiek by od niej nie chciał…
Zawahała się. Wciąż trwała w objęciach podtrzymującego ja nieśmiertelnego, nie będąc w stanie się poruszyć. Poniekąd nie chciała. Z wolna przeniosła wzrok na twarz Olivera, przez chwilę lustrując ją wzrokiem. On również ją obserwował, przede wszystkim zmartwiony, choć w jego spojrzeniu Claudia doszukała się czegoś więcej. Nie potrafiła tego sprecyzować – w przypadku pół-wampira okazywało się to zaskakująco częste – ale nie miało to dla niej większego znaczenia. Znów uderzyła ją ta wzajemna bliskość, więź i emocje, których nie potrafiła nazwać.
Może – tylko być może – sprowadzało się to do jednego…
Nie miała pojęcia, co tak naprawdę podkusiło ją, by zaryzykować. Zanim zdążyła się zastanowić, przesunęła się jeszcze bliżej, po czym jak gdyby nigdy nic musnęła wargi Olivera wargami. To był nagły impuls, którego nawet nie próbowała opanowywać. Wciąż trwała w jego ramionach, ale to wydawało dziać się gdzieś poza nią – odległe i jakby związane z kimś innym. Całą jej uwagę pochłonął pocałunek, smak tych ciepłych, miękkich ust oraz… brak odpowiedzi.
Całowała go, ale nie otrzymywała nic w zamian. Wyczuła, że zesztywniał, wyraźnie oszołomiony, nawet mimo upływu kolejnych sekund nie robiąc niczego, by się odwzajemnić. Kiedy pierwszy szok minął, Oliver w końcu się poruszył, ale tylko po to, by położyć obie dłonie na jej ramionach i – delikatnym acz stanowym ruchem – dać jej do zrozumienia, że powinna się odsunąć.
Claudia natychmiast zwiększyła dzielącą ich odległość. Gdyby wciąż była człowiekiem, serce jak nic waliłoby jej jak młotem, a policzki płonęły. Czując się tak, jakby ktoś właśnie ją spoliczkował, w pośpiechu odwróciła głowę. Oddychała szybko i płytko, bezskutecznie próbując zapanować nad oddechem. Uświadomiła sobie, że drży, nagle bliska tego, żeby się popłakać – tak po prostu, mimo braku możliwych do uronienia łez.
Co ja sobie myślałam? Co ja…?
Wychwyciła ruch. Cofnęła się w popłochu, krzyżując ramiona na piersiach, by podkreślić to, że nie chciała być dotykana. Wciąż nie patrzyła na Olivera, ale dobrze wiedziała, że ten uważnie ją obserwował. W tamtej chwili błogosławiła fakt, że nie mówił, nie chcąc nawet wyobrażać sobie tego, że miałby zacząć się usprawiedliwiać. To nie miało znaczenia. Nie było słów, które zabrzmiałyby dobrze w tej sytuacji.
Milczenie też nie było dobre, tak jak i jego towarzystwo. Zapragnęła zniknąć mu z oczu i to najlepiej tak szybko, jak tylko byłoby to możliwe.
– Nieważne – wymamrotała, po czym odchrząknęła, by łatwiej zapanować nad głosem. – Ja po prostu… Nieważne – powtórzyła o wiele gwałtowniej niż zamierzała.
Jednak zdecydowała się na niego spojrzeć. Zamarł w miejscu, wciąż z uniesioną ręką, choć przynajmniej nie próbował jej dotykać. Na jego twarzy odmalowała się konsternacja; w spojrzeniu wciąż była w stanie doszukać się oszołomienia. To zdecydowanie nie był wzrok kogoś, kto co najwyżej spóźnił się z reakcją. Claudia popełniła błąd i czuła to całą sobą. Zresztą co tak naprawdę sobie myślała, kiedy…?
Nieważne.
– Powinnam tutaj sprzątnąć. Rób na co tylko masz ochotę i… – Urwała, dochodząc do wniosku, że niepotrzebne przeciąganie rozmowy nie miało sensu. Miała wrażenie, że w pokoju nagle zrobiło się zdecydowanie zbyt duszno. – Nie mam nastroju na rozmowy. Ja… muszę…
Bez słowa przemknęła obok Olivera, w następnej sekundzie wypadając na klatkę. Sprzątanie zeszło gdzieś na dalszy plan, zwłaszcza że nie wyobrażała sobie dalszego trwania w ciszy i prób ignorowania jego obecności. Próbowała skupić się na czymkolwiek innym, ale i to wydawało się z góry skazane na niepowodzenie.
Zatrzymała się gdzieś między piętrami, przystając na schodach i z westchnieniem opierając się o ścianę. Zamknęła oczy, po czym spuściła głowę, pozwalając, by włosy opadły jej na twarz. Dopiero wtedy pozwoliła sobie na to, by zacząć drżeć – tak niekontrolowanie i gwałtownie, jakby właśnie przechodziła febrę.
To był błąd. Była taka głupia… Zdecydowanie nie powinna do tego dopuścić. Co w ogóle sobie myślała, kiedy doszła do wniosku, że powinna…?
Nieważne, powtórzyła po raz wtóry.
Musiała wziąć się w garść i przestać błądzić. Zanim będzie za późno.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa