10 października 2019

Cztery

Claire
Towarzystwo Olivera poprawiło jej nastrój, ale i tak myślała o Claudii. Wątpliwości wróciły zwłaszcza po tym jak już została sama, bez pośpiechu przemierzając Seattle ze Star u boku.
Nie miała pewności kiedy i jak do tego doszło, ale zdążyła przywyknąć do poruszania się po mieście – zbyt zatłoczonym, głośnym i tętniącym życiem. Instynktownie wymijała kolejnych przechodniów, próbując ignorować słodki zapach ludzkiej krwi. Na dłuższą metę przebywanie ze śmiertelnikami było męczące, zwłaszcza po czasie, który spędzała w liceum. Z drugiej strony, ten nagły kontakt z innymi osobami i stały rytm dnia sprawiały jej przyjemność. Było inaczej niż w Mieście Nocy, nawet jeśli jakaś cząstka Claire tęskniła za panującym w rodzinnych stronach spokojem.
Z drugiej strony nie wyobrażała sobie powrotu. Nie żeby w ogóle wchodził w grę po tym, co stało się we Florencji. Charon nie dawał znaku życia, ale to nie miało znaczenia, zwłaszcza że wcześniej uderzył właśnie w Miasto Nocy. Co więcej, Claire miała pewność, że podążał za nią – albo za Claudią, ale to niewiele zmieniało. W tej sytuacji zaszycie się w ogromnej, pełnej ludzi metropolii wydawało się najrozsądniejszym posunięciem.
Miałoby sens, gdybym wiedziała na czym stoję.
W tym leżał największy problem. Wiedziała, że Claudia nie powiedziała jej wszystkie i choć na początku mogła ten fakt ignorować, z biegiem czasu niedopowiedzenia zaczęły być męczące. Chwilami nie była pewna jak się zachować. To był jeden z takich właśnie dni – zwłaszcza moment, w którym nastroje wampirzycy zmieniały się ot tak, a Claire nie miała pewności dlaczego. W przypadku Rufusa nauczyła się przynajmniej przewidywać, co w danych momentach chodziło mu po głowie. Nie zawsze, ale poznała ojca na tyle, by być w stanie stwierdzić jak zareaguje i kiedy należało się wycofać.
Z Claudią było inaczej, bo tak naprawdę wciąż jej nie znała. Mogła co najwyżej zgadywać i załamywać ręce, wręcz porażona bezradnością, która chwilami ją ogarniała.
Jęknęła w duchu. Nie żeby miała prawo wymagać zwierzeń, ale te z pewnością wiele by ułatwiły – choćby szczątkowe, wyjaśniające, czego powinna spodziewać się po Charonie. Gdyby przynajmniej wiedziała, co zrobić, kiedy Claudia nagle zamierała, niespokojnie spoglądała w stronę drzwi i jakby czekała na coś, co…
Nie mogła pozbyć się wrażenia, że niedopowiedzenia w tej kwestii mogły okazać się co najmniej niebezpieczne. Co prawda ostatnie tygodnie wydawały się nienaturalnie wręcz spokojne, ale to jedynie potęgowało wątpliwości Claire. Chwilami wciąż niedowierzała, zwłaszcza gdy myślała o Selene, Ciemności i miejscu, w którym wylądowała właśnie za sprawą Claudii. W pamięci wciąż miała przenikliwy chłód, zapach ziół i melodyjne słowa, które szeptała wampirzyca. „Magia” – tylko takie wyjaśnienie miała dla niej ciotka, ale dla kogoś, kto całe życie spędził, wierząc w najlogiczniejszą strukturę świata, to jedno słowo brzmiało co najmniej niedorzecznie. Wspomnienia nie pomagały, prześladując dziewczynę na każdym kroku i jakby przypominając, że w którymś momencie coś się zmieniło. Tak naprawdę doszło do tego już w chwili, w której spotkała Claudię, ale dopiero teraz do Claire w pełni docierało, co to oznacza.
Świat, który znała, zaczął się sypać. I chociaż wciąż próbowała go poskładać, coraz wyraźniej czuła, że to niemożliwe. Tak naprawdę pozostawało jej tylko zaakceptować nową rzeczywistość, ale nie potrafiła.
Nie żeby Claudia choć trochę jej to ułatwiała. Claire do tej pory pamiętała wyraz twarzy i śmiech wampirzycy, kiedy ta czytała kolejne pytania w notesie. W takich chwilach zachowywała się trochę tak, jakby miała przed sobą nierozumiejące dziecko. To zachowanie również kojarzyło się Claire ze sposobem, w jaki uczył ją Rufus – tym nieco pobłażliwym tonem, którym wskazywał jej błędy. Kiedyś mogła to przełknąć, ale po czasie takie traktowanie okazało się zaskakująco frustrujące, zwłaszcza że już dawno nauczyła się wystarczająco wiele, by zwykle odnajdywać się w nowych tematach w krótkim czasie i bezbłędnie. Wierzyła w logikę, książki i odpowiednie przygotowanie, co sprawdzało się w większości tematów, z którymi miewała do czynienia na co dzień.
Ale nie tym razem. Czy w ogóle istniały jakieś sensowne, oparte na faktach poradniki, dzięki którym dało się zrozumieć… cóż, wiedźmę?
W pośpiechu odrzuciła od siebie niechciane myśli. Musiała podejść do tematu inaczej, ale wciąż nie była pewna jak. Jej uwagę i tak zaprzątało coś innego, zaczynając od zachowania Claudii, po zbliżającą się uroczystość, w której za żadne skarby nie chciała brać udziału. Słodka bogini, nie nadawała się do chodzenia na imprezy, tańce i paradowanie w sukience. Tym bardziej nie wyobrażała sobie siebie, próbującej bezpiecznie zejść po prowadzących do klubu Alice schodach, jeśli na nogach miałaby wysokie obcasy. Jak na złość zwłaszcza teraz nie miała pojęcia jak mogłaby bezpiecznie odmówić Claudii, zwłaszcza po tym jak już na odchodne zasugerowała, że jednak zamierza spróbować nauczyć się chodzić w tych piekielnych butach. Jeśli to był jakiś wymyślny sposób, w jaki ciotka planowała się jej pozbyć, to jak najbardziej była na dobrej drodze, by tego dokonać.
Zabiję się, a ona ucieknie. Wszyscy będą zadowoleni, prychnęła w duchu.
A potem spoważniała, przypominając sobie kolejne słowa Claudii. „A kto powiedział, że mi nie zależy?”. To było najbardziej przejmujące, zaskakujące wyznanie, jakie padło z ust wampirzycy w ostatnim czasie. Pobrzmiewające w tonie kobiety oburzenie jedynie wszystko komplikowało, nie dając Claire szansy na podważenie jego prawdziwości. Tak naprawdę nie chciała, choć sama nie była pewna, kiedy zaczęła liczyć się z tym, co myślała o niej ta kobieta. Ich relacja wciąż wydawała się krucha i skomplikowana, oparta na niedopowiedzeniach, więzach krwi i poczuciu, że każda z nich poruszała się w zupełnie innym świecie. Resztę rozumiała tylko i wyłącznie sama Claudia, ale nic nie wskazywało na to, by zamierzała się akurat tą wiedzą podzielić.
Claire nerwowym ruchem poprawiła pasek przerzuconej przez ramię torby. Ta wydawała się ciążyć jej bardziej niż zazwyczaj, raz po raz przypominając o wciśniętej na samo dno sukience.
Może się myliła, ale nie dawało się prezentów komuś, komu życzyło się źle.
Star zaskomlała cicho. Dziewczyna wysiliła się na blady uśmiech, kiedy poczuła gorący oddech na dłoni. Jedną ręką gładząc psa, powiodła wzrokiem dookoła, nagle ogarnięta niejasnym wrażeniem, że ktoś ją obserwuje. Przystanęła, kiedy przed sobą dostrzegła krawędź jezdni, pasy i bijące po oczach czerwone światło. Konieczność zatrzymania się jedynie podsyciła wątpliwości, bo choć nie wyobrażała sobie, że ktoś byłby na tyle szalony, by zaatakować ją na środku ruchliwej ulicy, to gdy pomyślała o Charonie…
– Cześć!
Ze świstem wypuściła powietrze. Drgnęła, po czym rozluźniła się, gotowa przysiąc, że zareagowała równie gwałtownie, co i Claudia na pojawienie się Olivera. Otworzyła i zaraz zamknęła usta, przez chwilę bezmyślnie wpatrując się w stojącego u jej boku chłopaka – rudowłosego, uśmiechającego się niepewnie i jak najbardziej znajomego.
Elliott. Znała go tylko z widzenia i opowieści Eleny, ale tyle wystarczyło, by zdołała go rozpoznać. Potrzebowała chwili, by pojąć, że jego obecność i to, że podszedł się przywitać nie było aż takie dziwne, skoro czasem mijali się na szkolnym korytarzu.
– Cześć, Elliott – odpowiedziała z opóźnieniem, którego – miała nadzieję – chłopak nawet nie zauważył. Wciąż spięta, kątem oka zerknęła na sygnalizację. Światło zmieniło się na zielone, więc sugestywnie skinęła głową na przejście. Nie była zaskoczona, kiedy jej nieoczekiwany towarzysz ochoczo ruszył za nią. – Zaskoczyłeś mnie.
– Pamiętasz jak mam na imię – zauważył i zabrzmiał na co najmniej zaskoczonego tym faktem.
– Mam dobrą pamięć. – Wzruszyła ramionami. – Chodzimy razem na matematykę, prawda? – dodała po chwili zastanowienia.
Akurat to jedno trudno było jej zapomnieć. Elliott był wystarczająco charakterystyczny ze swoimi płomiennymi, rzucającymi się w oczy włosami. Była pewna, że na zajęciach kilkukrotnie mignęła jej jego ruda czupryna, choć sam chłopak pozostawał dość neutralny. Cóż, na pewno nie zapamiętała go tak jak i Issie, która dosłownie kuliła się pod spojrzeniem nauczyciela historii, bezskutecznie próbując poskładać jakaś sensowną odpowiedź.
– O, tak! Zawsze tam błyszczysz.
Poczuła, że się rumieni. Odwróciła wzrok, pozwalając, by włosy przysłoniły jej twarz. W tamtej chwili zaczęła błogosławić fakt, że – poniekąd pod wpływem Gabriela – już dobrych kilka lat temu zrezygnowała ze skracania włosów tak, by sięgały do ramion.
– Wcale nie – wymamrotała speszona. Po prostu odpowiadała jeśli miała taką możliwość, zwłaszcza że na większości zajęć mimo wszystko się nudziła. A to, że robiła to dobrze… – Mam… dobrego nauczyciela.
Elliott nie odpowiedział, ale i tak czuła, że ją obserwował. Poczuła się co najmniej nieswojo, gdy przez kilka kolejnych minut towarzyszył jej niczym cień, najwyraźniej nie widząc niczego złego w tym, że podążał za nią dosłownie krok w krok.
– Ehm… Będziesz zła, jeśli cię o coś zapytam? – wypalił w pewnym momencie.
Ledwo powstrzymała sfrustrowany jęk. Naprawdę nie mógł zrobić tego już na samym wstępie?
– Śmiało.
– Okej. Okej… – Znów się zawahał. Nie widziała jego twarzy, ale mogła wyobrazić sobie jak bardzo był zmieszany. Słodka bogini, cokolwiek chodzi ci po głowie… – Elena zrezygnowała ze szkoły?
Claire uniosła brwi. Zamrugała nieco nieprzytomnie, po czym obejrzała się, jednak decydując na Elliotta spojrzeć. Przystanęła, zresztą tak jak i on, ostatecznie w pełni zwracając w kierunku chłopaka. Odsunęli się na bok, stając w cieniu jednego z budynków, by nie zawadzać przechodniom.
– I tylko tyle? – zapytała, nie kryjąc zaskoczenia. Przecież równie dobrze mógł zagadać, kiedy mijali się na szkolnym korytarzu. – Tak i to już jakiś czas temu. Myślałam, że wszyscy już wiedzą.
W odpowiedzi na jej słowa, Elliott zaczerwienił się jeszcze bardziej. Dyskretnie rozejrzał się dookoła, jakby chcąc upewnić się, że nikt im się nie przysłuchuje. Ostatecznie musiał dojść do wniosku, bo nachylił się w stronę Claire z zaskakująco poważnym wyrazem twarzy.
– Po prostu słyszałem różne rzeczy. Lubię Elenę, okej? Nawet jeśli ona… – Potrząsnął głową. – Ludzie opowiadają to i owo. Zwłaszcza dziewczyny.
– Co mówią?
Pytała, choć tak naprawdę wiedziała, co usłyszy. Zwłaszcza przy wyostrzonych zmysłach trudno było ignorować szepty i plotki, tym bardziej że sama była powodem przez który ludzie zaczynali temat. Chcieli tego czy nie, zarówno Cullenowie, jak i Licavoli rzucali się w oczy. Śmiertelnicy z natury czuli się nieswojo w towarzystwie nieśmiertelnych, nawet jeśli nie zdawali sobie sprawy z tego, z kim mieli do czynienia. Elena dodatkowo błyszczała, skutecznie prowokując wszystkich wokół. Oczywiście, że jej zniknięcie zostało odebrane dwojako.
– Podobno wyszła za mąż – przyznał w końcu Elliott. – No i że… Wiesz, wpadła. Jak inaczej wyjaśnić ślub w tym wieku?
Claire parsknęła śmiechem. Nie mogła się powstrzymać, zwłaszcza gdy spróbowała sobie wyobrazić Elenę i Rafaela w roli rodziców. Właściwie sama nie była pewna, co w tym wypadku byłoby bardziej niepokojące – zawsze idealna kuzynka z brzuchem czy wiekowy demon, próbując położyć zapłakane potomstwo spać. Nie żeby w przypadku tej dwójki założenie prawdziwej rodziny w ogóle było możliwe.
– Ślub potwierdzam – powiedziała w końcu. Przynajmniej tego jednego nie musieli ukrywać; Elena oficjalnie już od jakiegoś czasu była dorosła. – O dziecku nic mi nie wiadomo. Jak ostatnio się widziałyśmy, nie wyglądała jakby szukała łóżeczka – dodała, nie kryjąc rozbawienia.
– Okej, ale…
– Coś jeszcze? – zachęciła, kiedy Elliott znów się zawahał.
Potrząsnął głową. Spuścił wzrok, wbijając wzrok w spokojnie siedzącą na chodniku, dyszącą Star.
– Ładny pies.
Claire wywróciła oczami.
– Dziękuję, ale nie o tym rozmawiamy – przypomniała zniecierpliwionym tonem. – Dlaczego mam wrażenie, że nie chciałeś pytać tylko o to?
– Ehm… – Spodziewała się wielu rzeczy, ale nie tego, że chłopak jeszcze bardziej się zarumieni. Zwłaszcza przy kolorze jego włosów, czerwone policzki robiły dziwne wrażenie. – Ten jej mąż… To głupie, ale jest w jej wieku?
Tym razem jego pytanie skutecznie wytrąciło Claire z równowagi. Uniosła brwi, przez moment mając wrażenie, że Elliott mówił do niej w jakimś innym języku. Nie, Rafa zdecydowanie nie jest w jej wieku… Ani żadnego z nas, pomyślała, ale to zdecydowanie nie była odpowiedź, której mogłaby komukolwiek udzielić. Cóż, na pewno nie licealiście, dla którego temat nieśmiertelnych i żyjących eony demonów był obcy.
– Dlaczego pytasz? – zaryzykowała, próbując zyskać na czasie.
Wiedziała, że Elliott miał już styczność z demonami – chcąc nie chcąc, bo jeden nieźle namieszał mu w głowie. Zakochany w Elenie chłopak okazał się idealnym narzędziem dla polującego na dziewczynę Huntera, co skończyłoby się naprawdę źle, gdyby nie Rafael. Elliott miał to szczęście, że niczego nie zapamiętał, ale mimo wszystko…
Jaka była szansa na to, że po czasie zdołał sobie cokolwiek przypomnieć? Jeśli zacząłby mieć jakiekolwiek wątpliwości względem Rafaela, wszyscy mieliby kłopoty.
– Słyszałem – powiedział w końcu Elliott, starannie dobierając słowa – że Elena zaczęła prowadzać się ze starszymi od siebie. Wiesz, z mężczyznami… Nie wierze w to! – dodał pośpiesznie. – Ale pomyślałem, że lepiej, żeby wiedziała. Ktoś podobno wiedział ją w towarzystwie starszego od niej faceta i… No, dużo nie trzeba.
Claire otworzyła i zaraz zamknęła usta. L. i Beatrycze… Potrząsnęła głową, w tamtej chwili już sama niepewna czy powinna się śmiać, czy może płakać. Cóż, przynajmniej Elliott wciąż pozostawał cudownie nieświadomy, ale to nie rozwiązywało najważniejszego problemu.
– Wierz mi, że Rafael nie wygląda na starszego od niej. To tylko głupie plotki. – Nerwowo obejrzała się przez ramię. – Muszę lecieć. Ale dziękuję ci, że mi o tym powiedziałeś.
– Do potem! – usłyszała za plecami.
Jedynie niecierpliwym ruchem machnęła ręką. Ruszyła przed siebie szybkim, choć wciąż ludzkim krokiem, świadoma wyłącznie wypełniających ją, coraz bardziej sprzecznych emocji. Spodziewała się wielu rzeczy, ale nie tego, choć na dłuższą metę problemy były do przewidzenia. Nieświadomi sytuacji ludzie postrzegali rzeczy w zupełnie inny sposób i trudno było ich o to winić.
Lawrence i Beatrycze zaszyli się na drugim końcu miasta, szukając spokoju (w zasadzie to przede wszystkim L. go szukał), ale to nie miało znaczenia. Świat był mały, Seattle tym bardziej. To, że ktoś ze znajomych Eleny prędzej czy później zauważyłby jej bliźniaczo podobną babcię, było zaledwie kwestią czasu. I jak samo to nie byłoby aż takie złe, związek z Lawrence’em mógł przynieść ze sobą komplikacje. To nic, że próbując określić prawdziwy wiek wampira, przeciętny śmiertelnik pomyliłby się co najmniej dziesięciokrotnie. Faktem pozostawało, że razem dalej wyglądali jak córka z ojcem, a to mogło zostać odebrane w dość jednoznaczny sposób.
Elena się ucieszy.
Claire potrząsnęła głową. Takie plotki pozostawały najmniejszym problemem, ale i tak wolała ich nie ignorować. Łatwo było zapomnieć o ludziach, zresztą w każdej chwili mogli się wyprowadzić, ale – przynajmniej na razie – dziewczyna nie chciała brać takiej możliwości pod uwagę. Miała dość powodów, by chcieć zostać w Seattle jak najdłużej. Wierzyła, że Cullenowie też, zwłaszcza że Alice w końcu zrealizowała swój ambitny plan.
Tym razem nikt ani nic nie powstrzymało jej od dotarcia do domu Nessie i Gabriela. Ta część miasta była o wiele spokojniejsza, a obecność lasu sprawiła, że Claire w końcu udało się rozluźnić. Nie spieszyła się, pozwalając Star ruszyć przodem i wybiegać się przed dotarciem do celu. Wcześniej dla pewności i tak przytuliła psa na wszystkie możliwe sposoby, nie chcąc ryzykować, że ktoś wyczuje na niej zapachy Claudii i Olivera. Co prawda wiedziała, że nawet najsilniejsza woń zwierzęcia nie przysłoniłaby tej nieśmiertelnego, ale przynajmniej próbowała udawać, że miała wpływ na utrzymanie tajemnicy.
Tak naprawdę wszystko znów sprowadzało się do zdolności ciotki. Wampirzyca nigdy nie powiedziała w czym rzecz, w zamian lakonicznie stwierdzając, że nie ma powodów do obaw – cokolwiek miało to znaczyć. Claire nie pozostało nic innego, jak tylko kobiecie zaufać, zwłaszcza że odkąd się spotykały, nikt nie zasugerował, że coś mogłoby być nie tak.
– Claire! – usłyszała już od progu. Renesmee wyjrzała z salonu, a coś w jej tonie dało dziewczynie do zrozumienia, że tylko na nią czekała. – Masz prezent. Czeka w pokoju.
– Prezent – powtórzyła tępo.
Torba znów zaciążyła jej na ramieniu. Co, na litość bogini, wszyscy mieli z obsypywaniem ją podarunkami…?
Nessie energicznie skinęła głową. Wydawała się być w dobrym nastroju, tak jak Claudia. Różnica polegała na tym, że Renesmee przynajmniej nie miała ot tak wpaść w gniew.
– Z Florencji – wyjaśniła usłużnie. Tyle wystarczyło, by Claire nabrała pewności, czego się spodziewać. Rozluźniła się, nagle co najmniej zaintrygowana. – Matt kazał tego nie ruszać, więc nie ruszałam. Miałam ci tylko powiedzieć, że to pomysł Issie.
– Dzięki. – Natychmiast ruszyła w stronę schodów. W ostatniej chwili zatrzymała się, palce nerwowo zaciskając na poręczy. – Będziesz w najbliższym czasie widziała się z Eleną?
Renesmee zatrzymała się w pół kroku.
– Niekoniecznie – przyznała, oglądając się przez ramię. – Prędzej z babcia… Dlaczego?
– Nic takiego. Po prostu usłyszałam dzisiaj coś, co mogłoby ją zainteresować – przyznała lakonicznie. – Sama jakąś ją złapię.
– Będzie na otwarciu.
Claire z trudem powstrzymała grymas. Och, tak, świetnie. Jakby w ogóle mogła zapomnieć o uroczystościach w klubie.
– To świetnie – mruknęła, nawet nie próbując wykrzesywać z siebie entuzjazmu.
Właśnie o tym marzyła: o szukaniu Eleny – i to najpewniej będącej w towarzystwie Rafaela – by poinformować kuzynkę, co rozpowiadają o niej w szkole. Jakoś nie wątpiła, że tego samego wieczora miała zobaczyć również Beatrycze i Lawrence’a, co gwarantowało jeszcze lepszą zabawę. Co prawda nie sądziła, by przypadkowe plotki mogły im zaszkodzić, ale i tak wolała dmuchać na zimne. Inna sprawa, że niekoniecznie byłaby zachwycona, gdyby nagle zaczęła mieć opinię biegającej za starszymi mężczyznami panny lekkich obyczajów.
Star została na dole, jak gdyby nigdy nic podążając za Renesmee. Claire nie próbowała jej wołać, wciąż pogrążona we własnych myślach. W pośpiechu wbiegła po schodach i – starannie zamknąwszy za sobą drzwi pokoju – rozejrzała się dookoła, szukając wzrokiem wspomnianego przez Nessie prezentu. Jak znała pomysły Issie, mogła spodziewać się dosłownie wszystkiego. Tym bardziej nie zaskoczył jej widok pozostawionego na łóżku, opakowanego w ozdobny papier płaskiego pudełka.
W porządku, nie zapowiadało się źle. Przynajmniej paczka kształtem nie przypominała czegoś, co mogłoby zawierać ubrania. Nie miała pewności, co by zrobiła, gdyby również przyjaciółka spróbowała na odległość zadbać o to, by Claire dobrze zaprezentowała się podczas otwarcia klubu.
– Och, Issie…
Wywróciła oczami. Przysiadła na łóżku, po czym przyciągnęła paczkę do siebie, oglądając ją ze wszystkich stron. Była płaska, podłużna i nie zajmowała dużo miejsca. Szary papier nie ułatwiał określenia zawartości, zresztą po Marissie Claire spodziewała się dosłownie wszystkiego. Co prawda liczyła na wpływ Matta, z którym znała się wystarczająco dobrze, by wiedział, kiedy zareagować, ale kiedy w grę wchodził upór Issie, efekt wciąż mógł być różny.
Chcąc nie chcąc zdecydowała się zajrzeć do środka. Rozdarła papier, bez większego wysiłku uporała się z kartonem i zabezpieczeniami, po czym uniosła brwi, w końcu dostrzegając to, co znajdowało się w środku.
Już na wstępie powitała ją zapisana nieco niedbałym, zdradzającym pośpiech pismem kartka. Momentalnie zorientowała się, że notatka wyszła spod ręki Marissy.
Będziesz wiedziała co z tym zrobić
Nie dowierzając, nieznacznie potrząsnęła głową. Chwilę wpatrywała się w ozdobne serce na końcu. Tak, to wyglądało jak robota Issie. Nie wyobrażała sobie Pavarottich skrobiących pełne zawijasów i ozdobnych rysunków liściki.
Jednak nie to było w tym najważniejsze. Odrzuciła kartkę na bok, po czym raz jeszcze spojrzała na sam prezent – wciąż zapakowany z leżącym na jej kolanach pudełku.
W zamyśleniu postukała paznokciami w karton. Jeśli Marissa chciała ją zaskoczyć, udało jej się.
Do czego, na litość bogini, potrzebny mi laptop?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa