1 sierpnia 2019

Trzysta czterdzieści cztery

Claire
Co ja robię? Co ja, na litość bogini…?
Powtarzała te słowa niczym mantrę, siedząc naprzeciwko Claudii. Niespokojnie obserwowała twarz wampirzycy, próbując wychwycić jakiekolwiek oznaki tego, że ta jednak dobrze bawiła się kosztem… Cóż, wszystkich. Claire nawet nie miałaby jej tego za złe, jeśli tylko mogłaby uniknąć myślenia o bardziej niepokojących rzeczach, również tym, na co właśnie dobrowolnie się zgodziła.
Jakaś jej cząstka z uporem protestowała, raz po raz podważając prawdziwość dopiero co odbytych rozmów. To nie powinno mieć racji bytu. Bez znaczenia pozostawało to, w co dziewczyna wierzyła bądź nie. Słodka bogini, istniały granice, a przynajmniej tak zawsze jej się wydawało. Jak miałaby ze spokojem podchodzić do czegoś, co samo w sobie brzmiało jak czyste szaleństwo? Gdyby chodziło wyłącznie o telepatię i istnienie kropli astralnych, Claire nawet by się nie zawahała, ale skoro w to wszystko Claudia planowała wciągnąć również ją…
Nie była telepatką. Nie przejęła mocy, zresztą nie wyobrażała sobie, że miałaby ot tak spróbować czegoś, czego doświadczeni nieśmiertelni nie mogli osiągnąć nawet po wiekach starań. Inna sprawa, że właśnie przez podróże poza ciałem wciąż zamartwiali się o Renesmee. Dziewczynie przychodziło to w naturalny, ale za to całkowicie niekontrolowany sposób i proszę bardzo! Utknęła gdzieś, gdzie nikt nie był w stanie jej dosięgnąć, z równym powodzeniem mogąc uchodzić za martwą!
Claire z wolna wypuściła powietrze, bezskutecznie próbując się uspokoić. Nie miała pewności, co niepokoiło ją bardziej – fakt, że zasady, którymi kierował się dotychczas znany jej świat, znów miały zostać naruszone, czy może raczej to… że Claudia mogłaby mówić poważnie. Co prawda pół-wampirzyca z uporem wypierała taką możliwość, ale jakaś jej cząstka mimo wszystko przyjmowała słowa ciotki bez cienia protestu. Dlaczego nie? To nie byłoby dziwniejsze od istnienia zaświatów czy zdolności pisania wierszy, które się sprawdzały.
Magia mogła być równie rzeczywista, co i każdy bardziej przyziemny dar.
Gwałtowny dreszcz wstrząsnął jej ciałem. Pragnęła zrzucić to na działanie temperatury, zwłaszcza że chłód mimo wszystko dawał się we znaki tym, którzy dysponowali bardziej wrażliwymi, niemalże ludzkimi ciałami. Z drugiej strony, nie chodziło tylko o pogodę – i to nawet mimo panującego na zewnątrz mrozu. Zimno wydawało się mieć swoje źródło w innym miejscu, gdzieś wewnątrz Claire – dokładnie tam, gdzie rodził się paraliżujący wręcz strach. To, że nie była w stanie choćby przewidzieć, co mogło się wydarzyć, niczego nie ułatwiało.
– Jesteś tak przerażona, że czuję aż tutaj. Jeśli nie chcesz tego robić, po prostu mi powiedz.
Wzdrygnęła się w odpowiedzi na te słowa. Poderwała głowę, spoglądając wprost w rubinowe tęczówki obserwującej ją Claudii. Kobieta wydawała się spokojna, wręcz obojętna, jakby w rzeczywistości nie zależało jej na tym, jaką decyzje ostatecznie podjęłaby Claire. Jasne, że nie. Przecież jej to nie dotyczy, pomyślała mimochodem, ale wcale nie poczuła się dzięki temu lepiej. Tak naprawdę sama nie była pewna, co powinna czuć albo myśleć.
– Sama dałaś mi do zrozumienia, że nie mam wyboru – zauważyła cicho, uciekając wzrokiem gdzieś w bok. Wytrzymanie spojrzenia wampirzycy nagle okazało się swoistym wyzwaniem.
– No, tak… – Claudia westchnęła przeciągle. – Ale to nie ma znaczenia, skoro najwyraźniej wciąż mi nie wierzysz.
Nie odpowiedziała, ale najwyraźniej nie musiała tego robić. Tyle przynajmniej wywnioskowała w faktu, że zaledwie ułamek sekundy później wampirzyca dosłownie zmaterializowała się u jej boku. Claire drgnęła, machinalnie odchylając i opierając obiema dłońmi o przemarzniętą ziemię. Zadarła głowę, co najmniej nieswojo czując z tym, że Claudia mogłaby stać tuż obok i spoglądać na nią z góry.
Cisza nie pierwszy raz wydawała się czymś, co z łatwością mogłoby doprowadzić do szału. Tym większą ulgę Claire poczuła w chwili, w której wampirzyca jednak zdecydowała się odezwać.
– Musisz zdać się na mnie. Spróbuj się uspokoić, a wtedy wszystko będzie dobrze – stwierdziła takim tonem, jakby właśnie rozmawiały o pogodzie.
Claire z trudem powstrzymała sfrustrowany jęk. Och, zupełnie jakby to było takie proste! Prawda była taka, że od ostatniej godziny pozostawała jednym wielkim kłębkiem nerwów. Wycieczka do sklepu i sposób, w jaki opuściła go Claudia, dodatkowo to potęgowały, choć przy perspektywie zabawy kroplami astralnymi te kwestie i tak wydawały się mało znaczące.
Mimo wszystko nie odważyła się odezwać, w zamian ograniczając do sztywnego skinięcia głową. Czekała, w duchu odliczając kolejne sekundy, zupełnie jakby w ten sposób mogła się uspokoić. Nie pomogło, ale przynajmniej nie pokusiła się o zrobienie czegoś, czego później jak nic przyszłoby jej żałować. Nie mogła pozbyć się wrażenia, że cierpliwość ciotki już i tak była na wyczerpaniu, a wampirzyca nie zawahałaby się przed ostatecznym umyciem rąk i natychmiastową ewakuacją pod byle pretekstem.
– Jak wspomniałam, nie mamy teraz czasu na wyjaśnienia. I tak tracimy czas na głupoty, więc… – Wampirzyca westchnęła. Przez moment wydała się Claire przede wszystkim zmęczona, choć w przypadku nieśmiertelnej nie powinno być to możliwe. – Myśl sobie, co tylko chcesz o tym, o czym już rozmawiałyśmy, ale jednego raczej nie zanegujesz. Kapłanki wciąż wykorzystują zioła do rytuałów. Wiele z nich ma mniej lub bardziej specyficzne właściwości.
– Tak, zielarstwo – zauważyła przytomnie Claire. – Ale ostatnio nie chciałaś słyszeć o medycynie, więc…
– Dalej nie chcę słuchać o medycynie. Chodzi mi o coś innego – zniecierpliwiła się Claudia. – Skupmy się na ziołach. Ta kobieta w sklepie – podjęła, a przez jej twarz jak na zawołanie przemknął cień – dała nam trochę szałwii. Przyda się.
– Chcesz mnie czymś naćpać? – wypaliła pod wpływem impulsu Claire.
Serce jak na zawołanie zabiło jej szybciej. Tyle wystarczyło, by względny spokój, który udało jej się zyskać, ostatecznie zniknął. Nagle znów siedziała spięta, ledwo powstrzymując dreszcze. Jej myśli jak na zawołanie uciekły do jednego, jedynego razu, kiedy znalazła się pod wpływem środków odurzających. Co prawda niewiele zapamiętała z tego, co działo się wokół niej, kiedy Brian podrzucił jej narkotyk na imprezie, ale samego incydentu nie była w stanie ot tak wyrzucić z pamięci. Och, tym bardziej nie zamierzała ot tak zdecydować się na powtórkę.
Czy to właśnie było tą cudowną metodą Claudii? Wszystko miało sprowadzać się do odurzenia ziołami i…?
– Co? Nie! – obruszyła się wampirzyca. Parsknęła pozbawionym wesołości, zdradzającym wyłącznie niedowierzanie śmiechem. – Dziecko, serio? Byłabyś pierwszą, która odpłynęła od odrobiny szałwii.
– Więc co…?
– Och, na litość bogini – westchnęła Claudia, wznosząc oczy ku górze. – Biała szałwia działa kojąco, tak. Ale to nie to, o czym myślisz. W innym wypadku ludzie pewnie już dawno zaczęliby produkować masowo kadzidełka. – Znów jedynie potrząsnęła głową. – Białą szałwię w rytuałach stosuje się przede wszystkim w celach ochronnych. Nie zdajesz sobie sprawy, jak łatwo narazić się na niebezpieczeństwo, zwłaszcza gdy igra się z magią.
Znów to słowo… Claire z trudem powstrzymała grymas, robiąc wszystko, by zachować neutralny wyraz twarzy. Podejrzewała, że wyszło jej to dość marnie, ale nawet jeśli tak było, Claudia nie skomentowała tego nawet słowem.
Niespokojnie obserwowała kobietę, kiedy ta nagle zaczęła krążyć. Ujęła woreczek z ziołami, który Claire zabrała ze sklepu razem z wykresami, których tak bardzo potrzebowała wampirzyca. Z wprawą poluzowała krępujący go rzemyk, przez chwilę lustrując wzrokiem jego zawartość.
– Żadne z was nie ma przy sobie zapałek, prawda?
Claire potrząsnęła głową, chociaż ciotka nie patrzyła na nią. Wpatrywała się w Olivera, zwłaszcza że ten – dotychczas wycofany i spokojny – w pośpiechu doskoczył do Claudii. Coś zabłysło w jego dłoni, którą wyciągnął ku wampirzycy.
Kobieta znów ograniczyła się do przeciągłego westchnienia.
– Może być. Chociaż wolałabym zapałki – mruknęła. Dopiero gdy zabrała od Olivera ofiarowany jej przedmiot, Claire rozpoznała w nim zapalniczkę. – Co ja robię? Tkwię w środku Seattle i odprawiam rytuały… – dodała, w tamtej chwili zwracając się przede wszystkim do siebie, ale Claire i tak była w stanie ją usłyszeć.
Och, to jest nas dwie.
Wciąż nie dowierzała. Nieważne jak wiele razy Claudia zamierzała nazwać rzeczy po imieniu, to po prostu nie miało sensu. Co prawda Claire znała zarówno stare wierzenia, jak i widziała dość uroczystości, które kapłanki odprawiały w Mieście Nocy, ale przecież za każdym razem chodziło przede wszystkim o symbolikę. Czego innego miałaby oczekiwać tym razem?
Mimo wszystko nie odezwała się nawet słowem, nawet gdy powietrze już wypełnił wonny, zadziwiająco przyjemny zapach spalających się ziół. Dym momentalnie rozszedł się dookoła, niesiony podmuchami lodowatego wiatru. Claire wzdrygnęła się, nagle gotowa przysiąc, że temperatura dodatkowo spadła. Natychmiast odrzuciła od siebie tę myśl, zrzucając wszystko na wyobraźnię i wątpliwości, ale jakaś jej cząstka wydawała się wiedzieć swoje.
– Chodź, weź mnie za ręce.
W pierwszym odruchu bezmyślnie spojrzała na ciotkę. Chwilę wpatrywała się w wyciągnięte ku niej dłonie, nie od razu decydując się je ująć. Pozwoliła, by Claudia podciągnęła ją do pionu, stanowczo chwytając za obie ręce. Jej uścisk był zdecydowany, silny i równie lodowaty, co i otaczające je obie powietrze.
Z trudem powstrzymywała kolejne dreszcze. Przez moment niespokojnie wodziła wzrokiem dookoła, ogarnięta dziwnym, coraz trudniejszym do opanowania niepokojem. Jej spojrzenie uciekło ku pulsującej barierze i zapisanych na niej symbolach. Wtedy też przeszedł ją kolejny dreszcz, zwłaszcza gdy całą sobą poczuła emanującą od tego zjawiska energię. To było tak, jakby gdzieś na wyciągnięcie ręki znajdowało się potężne źródło prądu. Claire podświadomie wolała trzymać się z daleka, nie chcąc sprawdzać, co stałoby się, gdyby znalazła się zbyt blisko.
Zamknęła oczy. Wielokrotnie słyszała, że przez swoje zdolności mogła być wrażliwsza na niektóre zjawiska, ale i tę świadomość przez długi czas od siebie odsuwała. Chciała wierzyć w przenośnie albo przynajmniej to, że wszystko miało jakiś głębszy sens – znaczenie, do którego należało dotrzeć. Jak wiersze. Na pierwszy rzut oka mogły wydawać się niejasne, ale przecież koniec końców każdy rządził się konkretnymi zasadami, czyż nie?
Sęk w tym, że im dłużej o tym myślała, tym trudniej było jej zastosować tę samą analogię do darów. Tym bardziej nie była w stanie do tego dokonać, kiedy w grę wchodziły tłumaczenia Claudii, ale…
Zapach ziół ją oszałamiał. Nawet nie zorientowała się, kiedy jej oddech zwolnił, a ona zaczęła coraz to głębiej zaczerpywać przesyconego wonią szałwii powietrza, to jednak pozostawało najmniej istotne. Liczyło się, że to robiła, w pewnym momencie przestając zwracać uwagę na cokolwiek innego. Przez ułamek sekundy poczuła się dobrze, rozluźniając się na tyle, by przestać drżeć.
– W porządku. Czujesz więcej niż przyznajesz przed samą sobą – doszedł ją jakby z oddali spokojny głos Claudii. Kobieta wciąż stała tuż obok, pewnie trzymając bratanicę za ręce. – Tu jest tyle mocy, że trudno byłoby jej nie wyczuć. Teraz wystarczy ją wykorzystać.
Łatwo powiedzieć!
Tę uwagę również zdecydowała się zachować dla siebie. Mocniej zacisnęła powieki – tak bardzo, że aż zaczęły drżeć jej mięśnie. Miała ochotę otworzyć oczy, ale zrezygnowała w chwili, w której dookoła znów rozbrzmiał melodyjny szept Claudii. Różnica polegała na tym, że kobieta już nie tyle mówiła, co wręcz nuciła albo przynajmniej rytmicznie wypowiadała kolejne, niezrozumiałe dla Claire słowa. W pierwszym odruchu dziewczyna pomyślała o języku pierwotnych, zwłaszcza że podobne sztuczki czasem stosowały kapłanki, ale w tych słowach – dziwnych, melodyjnych i na swój sposób pięknych – było coś więcej.
W tamtej chwili bez znaczenia stało się to, w co chciała albo nie chciała wierzyć. Jakkolwiek by nie było, bliskość ziół i tych niezrozumiałych, przypominających dawno zapomnianą inkantację słów, wprawiła ją w dziwny stan. Claire wciąż próbowała chwytać się resztek zdrowego rozsądku i rzucić ten stan na atmosferę, ale im dłużej wsłuchiwała się w słowa ciotki, tym trudniej było jej udawać, że nie działo się nic wartego uwagi.
Chłód przybrał na sile. Zanim zdążyła choćby zastanowić się, co to oznaczało, wyraźnie wyczuła zmianę w pogodzie. Już nie tylko czuła przenikliwe zimno, ale miała wrażenie, że nagle znalazła się w samym środku szalejącego huraganu. Wiatr szarpał za ubranie, burzył włosy i skutecznie potęgował kolejne dreszcze. Claire nie ła wątpliwości, że nie było tak wcześniej, a tym bardziej nie wyobrażała sobie, że pogoda ot tak mogłaby się zmienić – nie w aż tak gwałtowny sposób.
Pragnienie, by otworzyć oczy, było coraz silniejsze. Równie intensywny okazał się strach, ostatecznie osiągając poziom, który odwiódł dziewczynę od tego pomysłu. Trwała w bezruchu, jakby sparaliżowana, wciąż nerwowo ściskając dłonie Claudii. W duchu modliła się, by to wszystko ustało, nieważne czy taki stan oznaczałby niepowodzenie. Pragnęła, by wiatr ucichł i zniknął. By to wszystko… przestało istnieć – zarówno opary ziół, jak i niecichnące, wciąż melodyjnie wypowiadane słowa. W którymś momencie szept ciotki zlał się w nieustający, nieludzki wręcz dźwięk. Wydawał się dochodzić zewsząd, wręcz wypełniając umysł – jak najczystsza forma telepatii, co podsunęło Claire myśl, że może jednak wampirzyca nie mówiła jej o wszystkim. Jeśli jednak miałaby do czynienia z kimś, kto potrafił używać mocy…
Ale podświadomie czuła, że chodziło o coś innego. Dobra bogini, telepatia akurat nie była jej obca. Co jak co, ale to Claire zdecydowanie zdołałaby rozpoznać.
Wokół niej działo się coś innego, ale wciąż nie potrafiła tego nazwać.
Właśnie wtedy po raz kolejny wszystko się zmieniło. Dotychczas wzburzone powietrze uspokoiło się, ale bynajmniej to nie sprawiło, że chłód zniknął. Claire wciąż czuła przenikające ją zimno – nieprzyjemne, przyprawiające o dreszcze i… jakby nierzeczywiste. Uprzytomniła sobie, że nie tyle chodziło o temperaturę, ale o energię, którą wyczuła już wcześniej – tę samą, którą wydawała się emanować otaczająca dom powłoka. Energię, która teraz przenikała również ją, napierając ze wszystkich stron i…
W pierwszym odruchu pomyślała, że nigdy wcześniej nie doświadczyła czegoś takiego. Dopiero potem uprzytomniła sobie, że przez cały ten czas oszukiwała samą siebie. Och, to nie było tak. Doświadczyła, choć nie w takim natężeniu.
Przeżywała coś podobnego za każdym razem, gdy jakaś nieznana siła skupiała się na jej dłoni, podsuwając słowa, które nie miały żadnego związku z tym, co tak naprawdę działo się w jej umyśle. To była ta sama energia, która towarzyszyła jej za każdym razem, gdy w napięciu oczekiwała kolejnego proroctwa.
Ta sama, która wydawała się emanować od jej własnego odbicia, kiedy…
Gdzieś jakby z oddali znów doszedł ją głos Claudii. Tym razem pośród wypowiadanych, obcych jej słów, dziewczyna zdołała wychwycić jedno, które zabrzmiało bardziej sensownie – takie, w którym rozpoznała ni mniej, ni więcej, ale imię.
Sigilami zakodowano czyjeś imię…
Claire wzdrygnęła się, kiedy zakręciło jej się w głowie. Zachwiała się, próbując uchwycić pion, ale nie było już niczego, czego mogłaby się uchwycić. Chciała krzyknąć, ale i to okazało się niemożliwe. Wiedziała za to, że nagle zaczęła spać – coraz niżej i niżej, wprost w ramiona wszechogarniającej ciemności. Coś w tym uczuciu wydało jej się znajome, trochę jak zasypianie albo sposób, w jaki straciła przytomność, kiedy odbicie uchroniło ją przed koniecznością mierzenia się z Charonem. Przez chwilę nawet miała nadzieję, że kiedy otworzy oczy, ocknie się tuż obok zwierciadła, by odbyć kolejną dziwną rozmowę z samą sobą, ale nic podobnego nie miało miejsca.
Uderzenie było gwałtowne, ale bezbolesne. W jednej chwili spadała, w następnej zaś leżała na czymś miękkim, spazmatycznie chwytając oddech. Chłód zniknął wyparty przez przyjemne ciepło – trochę jak muśnięcie letniego słońca. Czuła je na twarzy i ramionach, z wolna przestając dygotać, gdy jej ciało w końcu udało się odzyskać utraconą temperaturę. Pod powiekami zamiast ciemności dostrzegła jasną łunę, co uprzytomniło jej, że w pobliżu jak najbardziej musiało znajdować się źródło światła.
Choć wciąż pełna wątpliwości, w końcu zdecydowała się otworzyć oczy. Przez chwilę mrugała nieprzytomnie, próbując pozbyć się kolorowych plam, które zatańczyły w zasięgu jej wzroku. Dopiero po kilku kolejnych sekundach udało jej się odzyskać wizję na tyle, by w końcu pojąć, co działo się wokół niej.
Z jakiegoś powodu nie zaskoczyło ją odkrycie, że wpatrywała się w bezchmurne, intensywnie niebieskie niebo.
Słodka bogini…
Bezwiednie zacisnęła palce. Pod dłońmi wyczuła coś miękkiego, co dopiero po chwili zidentyfikowała jako trawę. Kiedy przechyliła głowę, w istocie dostrzegła ślady zieleni – zbyt intensywnej i żywej, by Claire uwierzyła, że mogłaby znajdować się na zaśnieżonym trawniku. Leżała na kwiecistej łące, na dodatek w promieniach przyjemnie przygrzewającego słońca.
Poderwała się tak gwałtownie, że aż zawirowało jej w głowie. Tym razem przynajmniej nie zaczęła spadać, ale i tak potrzebowała dłuższej chwili, by odzyskać równowagę. Wciąż wspierając się na dłoniach i oddychając tak szybko, jakby właśnie przebiegła maraton, w oszołomieniu powiodła wzrokiem dookoła.
Kwiecista łąka. Przygrzewające słońce… I majaczące w pobliżu jezioro.
Nie, to zdecydowanie nie wyglądało jak Seattle.
Gwałtownie zaczerpnęła powietrza do płuc. Przez chwilę chciała coś powiedzieć, choć w pobliżu i tak nie było nikogo, kto chciałby słuchać. W panice dla pewności powiodła wzrokiem dookoła, ale nigdzie w zasięgu jej wzroku nie było ani Claudii, ani Olivera. Jakimś cudem wylądowała sama w całkowicie obcym miejscu, przypominającym scenerię żywcem wyjętą z jakiegoś pięknego snu.
Sen… O to chodziło? Śniła, nawet jeśli nie pamiętała, by zasypiała? Czy właśnie tak zadziałały zioła, które podsunęła jej Claudia? Co prawda szałwia nie brzmiała groźnie, ale co tak naprawdę Claire wiedziała o tej kobiecie i jej zdolnościach? Zaufała wampirzycy, która wcześniej aż nazbyt dobitnie pokazała, że byłaby w stanie zrobić dosłownie wszystko, by osiągnąć cel. Istniało dość powodów, by miała względem kobiety wątpliwości. Sęk w tym, że na jakiekolwiek obawy czy wahania było już dawno za późno.
Nie miała nawet pewności, w jaki sposób powinien wyglądać świat snów. Wiedziała, że Gabriel i Alessia odwiedzali go regularnie, ale nigdy tak naprawdę nie zastanawiała się, co kryło się pod tym terminem. Telepatia jej nie dotyczyła, zresztą wciąż pozostawała czymś, co pozostawało poza zdolnościami pojmowania Claire. To był neutralny temat, od którego wolała trzymać się z daleka, o ile sytuacja nie wymagała czegoś innego.
Poruszając się trochę jak w transie, poderwała się na równe nogi. Zatoczyła się, przez  moment mając wrażenie, że nogi jednak odmówią jej posłuszeństwa. To niemożliwe… Po prostu niemożliwe, zaoponowała po raz wtóry, próbując przekonać przede wszystkim samą siebie, jednak i tym razem nawet najbardziej uparcie powtarzane słowa nie zabrzmiały jak coś, w co mogłaby uwierzyć. Nie, skoro tak naprawdę wiedziała swoje. Mogła zaprzeczać, ale przecież czuła, że coś było nie tak. Opór miał równie mało sensu co i wtedy, gdy próbowała udawać, że pisane przez nią wiersze są niczym więcej, jak tylko nowymi, zanotowanymi pod wpływem chwili haiku.
Nerwowo zacisnęła dłonie w pięści, by prawie natychmiast rozprostować palce. W tamtej chwili żałowała braku jakiegokolwiek impulsu, który zwiastowałby nadejście nowej przepowiedni. Każda, nawet najmniej jasna wskazówka, wydawała się być na wagę złota.
Tyle że żaden wiersz nie nadszedł. W zamian Claire pomyślała o słowach, które przez cały ten czas szeptała Claudia – a zwłaszcza o jednym, oznaczającym imię. Miała nadzieję, że to było właśnie to. Nawet jeśli nie, wciąż pozostawało wyłącznym elementem, który mimo mętliku w głowie wciąż była w stanie sobie przypomnieć. Musiało wystarczyć, choć w całym tym szaleństwie nadal nie rozumiała najważniejszego.
Och, nie rozumiała wielu rzeczy, począwszy od tego, gdzie w ogóle było, nie wspominając o…
Właśnie wtedy dotychczas nieprzeniknioną ciszę przerwał wrzask – rozpaczliwy, wręcz histeryczny i należący do kobiety. Do kogoś, kogo Claire doskonale znała.
Zamarła, przez moment czując się tak, jakby ktoś zdzielił ją czymś ciężkim po głowie.
Elena.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa