Elena
Zamarła. Miriam wyprostowała się
niczym struna, momentalnie przybierając pozycję obronną i z obawą
wpatrując się w wejście. Nawet jeśli obolałe ciało dalej dawało jej się we
znaki, nie dała niczego po sobie poznać.
– Ty…
Mgiełku – wykrztusiła demonica, choć użycie tego imienia przyszło jej z wyraźnym
trudem. Szeptała, choć Elena szczerze wątpiła, by przy wyostrzonych zmysłach
wszystkich wokół miało to sens. Doskonale słyszała słowa kobiety nawet mimo
nieustającego walenia w drzwi. – Powiedz mi przynajmniej, że kiedy tworzyłeś
to miejsce, pomyślałeś o jakiejś drodze ucieczki. Tylnym wyjściu albo…
czymkolwiek?
Ehm…
Wymowna
cisza, która nastąpiła zaraz po tym, okazała się aż nazbyt jasna odpowiedzią.
Mira jęknęła, chociaż to równie dobrze mogło być wyrazem bólu, zwłaszcza że
zaraz po tym znów chwyciła się za bok.
– Świetnie.
Tyle
wystarczyło, by uprzytomnić Elenie, że sprawy miały się co najmniej źle. Mogła
się tego spodziewać, ale i tak coś ścisnęło ją w gardle, podsycając
niepokój. Tkwiła w miejscu, bezwiednie zaciskając dłonie w pięści i próbując
zapanować nad drżeniem. Jej myśli wirowały i choć nie sądziła, że będzie w stanie
wymyślić cokolwiek, momentalnie pojęła jedną rzecz: to, że znaleźli się w potrzasku.
– Wejdzie
tutaj? – rzuciła spiętym głosem. – Jeszcze nie rozwalił drzwi, chociaż… chyba
powinien, prawda? Może…
– Ten świat
rządzi się innymi prawami – przypomniała Mira, bezceremonialnie wchodząc jej
słowo. – To iluzja. Wszyscy tak naprawdę zależy od tego, kto ma silniejszy
umysł… I obawiam się, że w tej sytuacji nie mamy zbyt wile czasu –
przyznała niechętnie.
Spojrzenie
Eleny momentalnie powędrowało ku pulsującej w ciemnościach mgły. Ledwo
widziała skrytego tam demona, ale to nie miało znaczenia. Równie mało istotne
było to, że ten w żaden sposób nie zareagował na słowa Miry, po prostu
milcząc i równie dobrze mogąc udawać to, że nie istniał. Wystarczyło, że
Elena aż za dobrze rozumiała, co właśnie się działo.
Jakoś nie
wątpiła w możliwości Rafaela. Nie bez powodu zajmował najwyższa pozycję,
bez trudu kontrolując swoje rodzeństwo. Myśl o tym, że miałby walczyć z demonem,
który nawet nie posiadał ludzkiej formy, o jakichkolwiek nadzwyczajnych
zdolnościach nie wspominając, niepokoiła sama z siebie.
– Co
robimy? – usłyszała zaniepokojony głos mamy. – Jeśli to Rafael…
Cokolwiek
jeszcze powiedziała, Elenie nie było dane tego usłyszeć. Jej uwagę przykuło coś
zupełnie innego, co na dłuższą chwilę przysłoniło wszystko inne, sprawiając, że
dziewczyna poczuła się w równie oderwany od rzeczywistości sposób, co i w chwili,
w której klęczała na posadzce, tuląc do siebie bezwładne ciało Aldero.
Głos, który
nagle rozbrzmiał w jej głowie, a który tak dobrze znała…
Och,
lilan…
Serce omal
nie wyskoczyło jej z piersi. Zachwiała się, instynktownie cofając, choć w rzeczywistości
miała ochotę podejść bliżej. Czuła, że powinna coś zrobić – może nawet wyjść na
korytarz i raz jeszcze spróbować stanąć oko w oko z Rafaelem.
Pragnęła porządnie nim potrząsnąć, może nawet zdzielić go po głowie i zażądać,
żeby się opamiętać. Co prawda myśl o tym, że tyle wystarczy, zakrawała o naiwność,
ale… powinna być w stanie coś zdziałać, prawda? Jeśli nie ona, kto inny?
Była jego
żoną. W gruncie rzeczy to niejako wyczerpywało temat, przynajmniej zdaniem
Eleny. Miriam miała rację, chociaż to wciąż brzmiało jak czysta abstrakcja,
zresztą jak i tłumaczenia, których udzieliła jej demonica. Dlaczego nie
powiedzieliście mi wcześniej?, pomyślała w oszołomieniu, ale w tamtej
chwili odpowiedź na to pytanie wydawała się najmniej istotna. Chciała wierzyć,
że na omówienie tej kwestii jeszcze mieli mieć czas.
Eleno…
Jego głos ją
kusił, chociaż nie brzmiał tak, jak ponętny szept Ciemności. Nie miała wrażenia,
że Rafael wzywał ją do siebie. Wręcz przeciwnie – było w tym coś błagalnego,
jakby zależało mu tylko na tym, by przypomnieć, że powinna trzymać się z daleka.
Paradoksalnie w ten sposób tylko wszystko bardziej komplikował, skutecznie
wystawiając nerwy Eleny na próbę. Jakaś jej cząstka pragnęła wydostać się na
zewnątrz, a potem…
Tyle że nie
mogła. Obiecała mu, że nie pozwoli się zabić, a skoro tak…
– Ej! – Aż wzdrygnęła
się, kiedy tuż przy uchu usłyszała podniesiony głos Miriam. – Przestań gapić się
jak ciele na malowane wrota. Potrzebujemy planu.
– Sama
twierdzisz, że nie ma stąd wyjścia – obruszyła się Elena. Zamrugała nieco
nieprzytomnie, w roztargnieniu przenosząc wzrok na szwagierkę. – No i może
tu nie wejdzie. Jeszcze się nie przebił,
więc…
Huk
skutecznie zagłuszył resztę jej słów. Tym razem szafa aż się zachwiała, tylko
cudem nie lądując na podłodze. Elena była gotowa przysiąc, że dostrzegła ledwo
widzialne pęknięcia na powierzchni skrytych za okazałym meblem drzwi.
Jedynie
spojrzała na bledszą niż do tej pory Mirę. Kobieta z wolna wycofała się w głąb
pomieszczenia, wcześniej bezceremonialnie chwytając Elenę za ramię. Wolną rękę
wyciągnęła przed siebie, a w jej zaciśniętej dłoni pojawiło się coś,
co dziewczyna momentalnie rozpoznała – ten sam zdobiony sztylet, który wcześniej
z rąk wytrąciła jej ciemność.
Jakby tego
było mało, kobieta bezceremonialnie wcisnęła broń wprost w drżące dłonie
Eleny.
– Skup się.
I odłóż emocje na później – wyrzuciła z siebie na wydechu, ignorując
oszołomione spojrzenie dziewczyny.
– To
Rafael! – zaoponowała, mimowolnie podnosząc głos. – Nie zamierzam walczyć z…
– Obiecałam
chronić ciebie. Jeśli będziesz musiała się przed nim bronić, po prostu to zrób –
ucięła stanowczo Mira.
– Ale…
Zesztywniała,
kiedy Miriam bezceremonialnie chwyciła ją za ramiona, odwracając w swoją
stronę. Ciemne oczy demonicy wydawały się większe i bardziej lśniące niż
zazwyczaj.
– Tak, do
cholery, wiem. W tym chodzi o mojego brata. – Kobieta gniewnie
zmrużyła oczy. – Tyle że on nigdy mi nie wybaczy, jeśli złamię akurat te
obietnicę. Zresztą już ci coś kiedyś powiedziałam, Eleno – dodała, po czym ciągnęła
dalej, nawet nie czekając na jakiekolwiek pytania ze strony Cullenówny. – Nie
nienawidzę cię. Czegokolwiek bym nie robiła albo nie mówiła… Nie nienawidzę
cię, rozumiesz? Więc zrób dla mnie chociaż tyle, że drugi raz nie dasz się zabić.
Gwałtownie
zaczerpnęła powietrza. Wpatrywała się w Miriam, przez moment gotowa
przysiąc, że ta mówiła do niej w jakimś innym, obcym języku. Poczuła się
równie dziwnie, co i w Volterze, kiedy demonica pierwszy raz
zasugerowała, że mogłaby ją… Cóż, na swój sposób lubić, o ile to w ogóle
wchodziło w grę. Mimo wszystko nie mogła pozbyć się wrażenia, że w wykonaniu
Miry, takie słowa świadczyły o dość wysokim poziomie sympatii.
Problem
polegał na tym, że to niczego nie zmieniało. Ściskała w dłoniach ostrze i nie
wyobrażała sobie, że miałaby wykorzystać je do tego, by zranić. Cóż,
zdecydowanie nie Rafaela, nawet jeśli od tego miałoby zależeć czyjekolwiek
życie. Tym bardziej nie chciała myśleć o tym, że przecież dobrze
wiedziała, gdzie najlepiej uderzyć. Znała jego słabą stronę i to nawet
lepiej, aniżeli mogłaby sobie tego życzyć.
Dłonie
nieznacznie jej zadrżały, ale powstrzymała chęć odrzucenia od siebie ostrza. Za
dużo śmierci jak na jeden wieczór, pomyślała, z łatwością mogąc sobie
wyobrazić, że w rękach znów
trzymała kawałek drewna, taki jak ten, który wbiła w plecy Aldero. W jego
przypadku przynajmniej nie musiała obawiać się ostatecznej śmierci, ale…
Musiało
istnieć jakieś inne wyjście. Droga ucieczki albo…
Tyle że
żadne sensowne wyjście nie przychodziło Elenie do głowy.
– Okej,
jeśli się tu dostanie, ja się tym zajmę – doszedł jej pełen napięcia głos Miry.
– Pewnie nie musze tego mówić, ale i tak powtórzę: nie dajcie się zabić. Chrońcie
córkę i spróbujcie dostać się do wyjścia. Obawiam się, że w grę
wchodzą tylko te drzwi, więc będzie trzeba wybrać odpowiedni moment. Później…
po prostu się zobaczy.
To
zdecydowanie nie brzmiało dobrze. Mira nie brzmiała ani trochę pewnie, co
jednak nie przeszkadzało jej w pośpiesznym wyrzucaniu z siebie
kolejnych poleceń. Myślała, choć przecież nie była odpowiedzialna za żadnego z obecnych,
nie wspominając o tym, że zwrócenie się przeciwko bratu brzmiało jak coś
zupełnie nienaturalnego w jej przypadku. To, że miałaby ryzykować, po
prostu nie powinno wchodzić w grę.
Słodka
bogini, musi być stąd jakieś wyjście… Musi.
Wybacz,
Światłości, że o tym nie pomyślałem, rozbrzmiało w jej głowie.
Natychmiast
zwróciła się ku Mgiełka. W zasadzie myślenie o nim jak o normalnej,
obdarzonej imieniem i cechami osobie, przychodziło jej coraz łatwiej,
nawet jeśli wciąż nie była pewna, czy powinna zwracać się do niego akurat w ten
sposób. Jakkolwiek by jednak nie było, dostrzegała w nim kogoś więcej, aniżeli
bezcielesny głos i macki, którymi w każdej chwili mógł sięgnąć ku
wrogowi, by go zranić. Już nawet nie czuła niepokoju, kiedy przebywał obok,
choć nie była pewna, co to oznaczało – to, że w którymś momencie przywykła
na tyle, by zacząć mu ufać, czy może… coś innego. Cholera, najwyraźniej zepsuła
kolejnego demona, chcąc nie chcąc budząc w nim naturę, o której nie
miał pojęcia. Problem polegał na tym, że nadal nie potrafiła stwierdzić czy to
dobrze.
– Nie
jestem zła. I tak nam pomogłeś – wymamrotała, w pośpiechu wyrzucając z siebie
kolejne słowa. – Inaczej mielibyśmy problem jeszcze na korytarzu, więc…
Urwała, na
moment zamierając i już tylko bezmyślnie wpatrując się w miejsce, w którym
znajdował się demon. A potem już tylko stała i wciąż patrzyła, gotowa
przysiąc, że wzrok zaczynał płatać jej figle.
Przez
moment w mroku widziała nie tyle pulsującą mgłę, co najprawdziwszą, w pełni
ludzką postać. Była gotowa przysiąc, że dostrzegła dziecko – małego chłopca,
który tkwił w mroku, zaciskając powieki i skupiając się na czymś, co
działo się w jego głowie. Widziała nieco tylko zamazane, ale jedna
dostrzegalne rysy twarzy i zacięty sposób, w jaki zaciskał usta.
Napięte mięśnie drżały w ledwo zauważalny sposób, zdradzając cały włożony w zachowanie
jednej postawy wysiłek.
Chłopiec
zniknął równie nagle, co się pojawił. Elena zamrugała, co najmniej oszołomiona i coraz
bardziej zdezorientowana. Przed sobą znów miała pulsującą mgłę – demona, który
jednak już nie kojarzył jej się z krwiożerczą, niebezpieczną bestią.
Światłości?,
doszedł ją niepewny, zmęczony szept.
Jedynie
pokręciła głową. Nie odezwała się nawet słowem, wciąż niepewna, w jaki
sposób wyjaśnić to, co zobaczyła – i to zarówno sobie, jak i któremukolwiek
z obecnych. Nie była w stanie się odezwać, tak jak i nie mogła
ot tak skupić się na tyle, by zacząć demona wypytywać – czy to o emocje,
czy znów o Aldero, choć przez obecność Mgiełka akurat w tym miejscu,
martwiła się o wampira coraz bardziej. Jeśli został sam w tej dziwnej
kapliczce…
– Jest w porządku.
Jestem ci wdzięczna za wszystko, co robisz – powiedziała tak cicho, że ledwo
mogła zrozumieć samą siebie.
Jeszcze
kiedy mówiła, bezwiednie ruszyła się z miejsca. Ściskała w dłoniach
ostrze, ale było jej to równie obojętne, co i wciąż dochodzące od strony
drzwi walenie. Tak naprawdę wszystko działo się jakby poza nią, równie dobrze
mogąc uchodzić za jakiś koszmarny sen. Tak czuła się już od dłuższego czasu, od
chwili, w którym wszyscy znaleźli się w tym miejscu. Gdyby do tego
wszystkiego mogła się obudzić…
Fala gorąca
rozeszła się po całym jej ciele. Elena drgnęła, przez moment czując się tak,
jakby poraził ją prąd. Wyrwał jej się cichy, zdławiony jęk, dłoń zaś
machinalnie powędrowała wprost do siły. Dopiero w chwili, w której palcami
musnęła rysujące się pod materiałem sukienki niewielkie wybrzuszenie,
uświadomiła sobie, że ciepło nie tylko było prawdziwe, ale przede wszystkim
miało konkretne źródło.
Poruszając
się trochę jak w transie, wyjęła wciąż zawieszony na łańcuszku klucz,
który dostała od Andreasa. Nie miała pewności, czy w ogóle powinna mieć
ten drobiazg przy sobie. Zdążyła o nim zapomnieć, jakiekolwiek błyskotki
zresztą pozostawały ostatnim, o czym Elena byłaby w stanie myśleć,
skoro po raz kolejny ktoś próbował zabić ją i jej rodzinę. Cóż,
przynajmniej do tej pory, bo trudno było zignorować klucz, który dosłownie pulsował
ciepłem, wręcz paląc jej palce.
Co, do
jasnej cholery…?
Jakaś jej
cząstka od początku wiedziała, że Andreas miał jakiś konkretny plan, kiedy
zdecydował się podarować jej akurat coś takiego. Nie wyobrażała sobie, by
wiekowy, zarządzający Przedsionkiem demon ot tak dał jej nic nieznaczący,
prowadzący donikąd klucz. Aż za dobrze pamiętała sposób, w jaki na nią patrzył
– jak ktoś, kto miał jakaś tajemnicę i tylko czekał aż komuś w końcu
uda się ją odkryć.
Szkoda,
że w pakiecie nie dałeś mi jakiejś instrukcji. Tak byłoby dużo prościej.
Mocniej
zacisnęła palce wokół klucza, zupełnie jakby w ten sposób mogła sprawić, że
ten przestanie się nagrzewać. Prawie nie czuła bólu, myślami będąc zbyt daleko,
by zwracać uwagi na jakiekolwiek ludzkie słabości. Wystarczyło, że z każdym
kolejnym uderzeniem w drzwi miała wrażenie, że głowa eksploduje jej z bólu,
dosłownie pulsując w rytm zadawanych ciosów. Elena miała ochotę stanąć na
środku pomieszczenia, a potem po prostu zacząć krzyczeć – tak długo, aż
dookoła zapanowałby spokój i wszystko wróciłoby do normy.
Tyle że to
nie działało w ten sposób. Ta myśl bolała równie mocno, co i narastające
poczucie bezradności. Sztylet Miry ciążył jej w dłoni tak bardzo, że nagle
zwątpiła w to, czy zdoła go utrzymać, a co dopiero właściwie użyć.
Wydawał się ważyć tonę, ciągnąć jej dłoń ku dołowi, zupełnie jakby został
wykonany z ołowiu.
Moment, w którym
w końcu zdecydowała się poluzować uścisk, przyniósł Elenie wyłącznie
ukojenie. Odetchnęła, wzdrygając się jedynie w momencie, w którym sztylet
z brzdękiem wylądował na podłodze. Natychmiast poczuła na sobie spojrzenia
wszystkich obecnych, ale to też działo się również jakby poza nią.
Nie
zatrzymała się, gdy ktoś wypowiedział jej imię, gdy ot tak ruszyła ku
zastawionym drzwiom.
Szafa, którą
stawiono wejście, nie wyróżniała się niczym szczególnym. Mebel był prosty, choć
pokaźnych rozmiarów, pozbawiony zbędnych zdobień czy choćby lustra, które
ułatwiłoby przymierzanie ewentualnych ubrań. Tak naprawdę szafa wyróżniała się
przede wszystkim rozmiarem i masywnością, jakby stworzona do tego, by
zablokować potencjalnego przeciwnika. Elena wciąż nie do końca rozumiała, co
powstrzymało Rafaela od wtargnięciem do środka, ale po słowach Miry nie mogła
pozbyć się wrażenia, że chodziło przede wszystkim o mentalność i siłę
woli. Demon, który ich ukrył, sprzeciwiał się bratu – a jego opór był
równie wielki co i… szafa.
Z uwagą
zmierzyła wzrokiem mebel. Wyciągnęła przed siebie rękę, przesuwając palcami po
drewnianej, gładkiej powierzchni. Serce podeszło jej aż do gardła, kiedy
przeszkoda zadrżała za sprawą kolejnego wydarzenia, ale nie odwróciła się,
szukając dłonią czegoś, czym mogłaby ją otworzyć. Wtedy też odkryła, że szafę
stworzono w starym stylu, bez zbędnych udziwnień i rozsuwanych drzwi.
Dostrzegła za to dziurkę od klucza – niepozorną, mało znaczącą i…
Raz jeszcze
uniosła dłonie do szyi. Była gotowa przysiąc, że klucz nagrzał się jeszcze
bardziej, kiedy ściągnęła łańcuszek przez głowę.
– A ty
kurwa co, szukasz Narni czy jak?! – rozbrzmiał tuż za jej plecami poirytowany
głos Miry, jednak i to Elena zdecydowała się zignorować.
Właściwie
sama nie była pewna, czego spodziewała się, kiedy spróbowała wpasować klucz do
szafy. Na pewno nie tego, że ten okaże się idealnie pasować do zamka, a co
dopiero przekręci z cichym kliknięciem, sprawiając, że już w ułamek
sekundy później sprawiając, że drzwi uchy się z przeciągłym skrzypnięciem.
O bogini…
To, na co
patrzyła, zdecydowanie nie było typowym wnętrzem szafy. Nie dostrzegła ani wieszaków
na ubrania, ani jakiejkolwiek zawartości. Nie było nawet przysłowiowego trupa –
czegokolwiek, co z założenia powinno znajdować się w środku, o ile
nie powinna do tego zaliczyć długiego, prowadzącego wprost do wnętrza mebla – a nawet
dalej, skoro nie widziała tylnej ścianki – korytarza. Droga ginęła w ciemnościach,
ale w całym tym szaleństwie pozostawała jedyną, którą mieli.
Z jakiegoś
powodu nie czuła strachu, kiedy tak po prostu wkroczyła do środka.
– Chodźcie
tędy – rzuciła jak gdyby nigdy nic.
Nie
obejrzała się, żeby sprawdzić, czy posłuchali. Wślizgnęła się do środka,
nieznacznie krzywiąc, kiedy skrzydłami otarła o ściany korytarza. Niewiele
widziała z tego, co znajdowało się przed nią, ale i tak ruszyła na
oślep przed siebie, mimowolnie zastanawiając nad tym, czy to oznaczało, że
całkiem już upadła na głowę. Z drugiej strony, po wszystkich dziwnych
rzeczach, których doświadczyła w ciągu zaledwie kilku godzin. W porównaniu
do momentu, w którym Ciemność niejako spaliła ją żywcem, podróż w głąb
szafy nie brzmiała aż tak abstrakcyjnie.
Spodziewała
się jakichkolwiek uwag albo – co najbardziej prawdopodobne – protestów Miry,
jednak nic podobnego nie miało miejsca. Mimo wszystko powstrzymała chęć natychmiastowego
obejrzenia się przez ramię, by sprawdzić, czy przypadkiem nie została sama.
Skupiała się wyłącznie na stawianiu kroków, nie chcąc ryzykować upadku. Rozłożyła
ramiona, by dotknąć obu ścian, ostrożnie przesuwając po nich palcami, w miarę
jak zagłębiała się w głąb korytarza. Chciała wierzyć, że prowadził w bezpieczne
miejsce, nie zaś prosto w pułapkę albo wprost do tej dziwnej świątyni, w której
Aldero…
Gdzieś za
plecami usłyszała dziwny hałas. Serce jak na zawołanie zabiło jej szybciej, a ciało
napięło się, co na moment wytrąciło Elenę z równowagi. Pragnienie, by
rzucić się do ucieczki, na dłuższą chwilę przysłoniło wszystko inne.
Lilan…
Tyle
wystarczyło, żeby pojęła, że Rafael znajdował się gdzieś w pobliżu. Nie
miała pojęcia czy z jego strony ostrzeżeniem, czy może czerpał przyjemność
ze strachu, który poczuła, gdy uświadomiła sobie, że był obok. Natychmiast
przyśpieszyła, w następnej sekundzie rzucając się do biegu. Co prawda
demon równie dobrze mógł znajdować się tuż przed nią, ale nie wyobrażała sobie,
że akurat teraz miałaby zawrócić.
Serce omal
nie wyrwało jej się z piersi, kiedy dostrzegła jakiś ruch w ciemnościach
przed sobą. Mimochodem zauważyła to, że korytarz stał się szerszy – na tyle, że
już nie mogła dotknąć obu jego krańców.
– Panienko,
z drogi!
Nie miała
czasu, żeby zastanawiać się, do kogo należał głos. Wystarczyło, że w zasięgu jej
wzroku dosłownie zmaterializowała się jakaś postać. Elena miała zaledwie kilka
sekund na reakcję, kiedy intruz bez jakiegokolwiek ostrzeżenia skoczył w jej
stronę.
Uskoczyła, zataczając
się na ścianę korytarza. Andreas przemknął tuż obok niej z gracją i prędkością
polującej kobry. Coś ze świstem przeszyło powietrze w miejscu, w którym
zaledwie ułamek sekundy wcześniej znajdowała się Elena. Dopiero wtedy do
dziewczyny dotarło, że demon dzierżył w dłoniach pokaźnych rozmiarów,
zakończoną zakrzywionym, śmiercionośnym ostrzem kosę.
Broń z brzdękiem
uderzyła o ścianę, kiedy Rafael zablokował cios. Wtedy też do Eleny
dotarło, że demon było o wiele bliżej, niż początkowo zakładała. Natychmiast
wyprostowała się niczym struna, gotowa pokusić się o zrobienie najgłupszej
rzeczy na świecie i skoczenie między dwóch rozszalałych nieśmiertelnych – i to
na dodatek nie po raz pierwszy.
Andreas
kolejny raz się zamachnął, zdecydowanym ruchem przygwożdżając brata do ściany.
Jego oczy błyszczały gniewnie, kiedy – cedząc każde kolejne słowo – zwrócił się
do Rafaela.
– W tym
miejscu to ja podejmuję decyzje – oznajmił nieznoszącym sprzeciwu tonem. – A w takim
stanie nie jesteś tu mile widziany. Oboje wiemy, że musisz mnie posłuchać,
więc…
Resztę jego
słów zagłuszył zdławiony, zaskoczony jęk, który wyrwał się z ust demona.
Elenę uderzył słodki zapach krwi, ale zanim zdążyła pojąć co się stało, Andreas
ciężko osunął się na ziemię.
Rafael
jeszcze przez chwilę tkwił pod ścianą, choć nikt go do tego nie przymuszał.
Jego spojrzenie na krótką chwilę powędrowało ku żonie – tak udręczone, że to
okazało się niemalże bolesne.
Zaraz po
tym jak gdyby nigdy nic usłuchał ostatnich słów brata i zniknął.
Jeśli ktoś byłby ciekaw, właśnie wleciał kolejny rozdział specjalny. O tutaj: KLIK.
OdpowiedzUsuńW skrócie: co ja zrobiłam? :"D