18 lipca 2019

Trzysta trzydzieści trzy

Elena
Zamarła. Miriam wyprostowała się niczym struna, momentalnie przybierając pozycję obronną i z obawą wpatrując się w wejście. Nawet jeśli obolałe ciało dalej dawało jej się we znaki, nie dała niczego po sobie poznać.
– Ty… Mgiełku – wykrztusiła demonica, choć użycie tego imienia przyszło jej z wyraźnym trudem. Szeptała, choć Elena szczerze wątpiła, by przy wyostrzonych zmysłach wszystkich wokół miało to sens. Doskonale słyszała słowa kobiety nawet mimo nieustającego walenia w drzwi. – Powiedz mi przynajmniej, że kiedy tworzyłeś to miejsce, pomyślałeś o jakiejś drodze ucieczki. Tylnym wyjściu albo… czymkolwiek?
Ehm…
Wymowna cisza, która nastąpiła zaraz po tym, okazała się aż nazbyt jasna odpowiedzią. Mira jęknęła, chociaż to równie dobrze mogło być wyrazem bólu, zwłaszcza że zaraz po tym znów chwyciła się za bok.
– Świetnie.
Tyle wystarczyło, by uprzytomnić Elenie, że sprawy miały się co najmniej źle. Mogła się tego spodziewać, ale i tak coś ścisnęło ją w gardle, podsycając niepokój. Tkwiła w miejscu, bezwiednie zaciskając dłonie w pięści i próbując zapanować nad drżeniem. Jej myśli wirowały i choć nie sądziła, że będzie w stanie wymyślić cokolwiek, momentalnie pojęła jedną rzecz: to, że znaleźli się w potrzasku.
– Wejdzie tutaj? – rzuciła spiętym głosem. – Jeszcze nie rozwalił drzwi, chociaż… chyba powinien, prawda? Może…
– Ten świat rządzi się innymi prawami – przypomniała Mira, bezceremonialnie wchodząc jej słowo. – To iluzja. Wszyscy tak naprawdę zależy od tego, kto ma silniejszy umysł… I obawiam się, że w tej sytuacji nie mamy zbyt wile czasu – przyznała niechętnie.
Spojrzenie Eleny momentalnie powędrowało ku pulsującej w ciemnościach mgły. Ledwo widziała skrytego tam demona, ale to nie miało znaczenia. Równie mało istotne było to, że ten w żaden sposób nie zareagował na słowa Miry, po prostu milcząc i równie dobrze mogąc udawać to, że nie istniał. Wystarczyło, że Elena aż za dobrze rozumiała, co właśnie się działo.
Jakoś nie wątpiła w możliwości Rafaela. Nie bez powodu zajmował najwyższa pozycję, bez trudu kontrolując swoje rodzeństwo. Myśl o tym, że miałby walczyć z demonem, który nawet nie posiadał ludzkiej formy, o jakichkolwiek nadzwyczajnych zdolnościach nie wspominając, niepokoiła sama z siebie.
– Co robimy? – usłyszała zaniepokojony głos mamy. – Jeśli to Rafael…
Cokolwiek jeszcze powiedziała, Elenie nie było dane tego usłyszeć. Jej uwagę przykuło coś zupełnie innego, co na dłuższą chwilę przysłoniło wszystko inne, sprawiając, że dziewczyna poczuła się w równie oderwany od rzeczywistości sposób, co i w chwili, w której klęczała na posadzce, tuląc do siebie bezwładne ciało Aldero.
Głos, który nagle rozbrzmiał w jej głowie, a który tak dobrze znała…
Och, lilan…
Serce omal nie wyskoczyło jej z piersi. Zachwiała się, instynktownie cofając, choć w rzeczywistości miała ochotę podejść bliżej. Czuła, że powinna coś zrobić – może nawet wyjść na korytarz i raz jeszcze spróbować stanąć oko w oko z Rafaelem. Pragnęła porządnie nim potrząsnąć, może nawet zdzielić go po głowie i zażądać, żeby się opamiętać. Co prawda myśl o tym, że tyle wystarczy, zakrawała o naiwność, ale… powinna być w stanie coś zdziałać, prawda? Jeśli nie ona, kto inny?
Była jego żoną. W gruncie rzeczy to niejako wyczerpywało temat, przynajmniej zdaniem Eleny. Miriam miała rację, chociaż to wciąż brzmiało jak czysta abstrakcja, zresztą jak i tłumaczenia, których udzieliła jej demonica. Dlaczego nie powiedzieliście mi wcześniej?, pomyślała w oszołomieniu, ale w tamtej chwili odpowiedź na to pytanie wydawała się najmniej istotna. Chciała wierzyć, że na omówienie tej kwestii jeszcze mieli mieć czas.
Eleno…
Jego głos ją kusił, chociaż nie brzmiał tak, jak ponętny szept Ciemności. Nie miała wrażenia, że Rafael wzywał ją do siebie. Wręcz przeciwnie – było w tym coś błagalnego, jakby zależało mu tylko na tym, by przypomnieć, że powinna trzymać się z daleka. Paradoksalnie w ten sposób tylko wszystko bardziej komplikował, skutecznie wystawiając nerwy Eleny na próbę. Jakaś jej cząstka pragnęła wydostać się na zewnątrz, a potem…
Tyle że nie mogła. Obiecała mu, że nie pozwoli się zabić, a skoro tak…
– Ej! – Aż wzdrygnęła się, kiedy tuż przy uchu usłyszała podniesiony głos Miriam. – Przestań gapić się jak ciele na malowane wrota. Potrzebujemy planu.
– Sama twierdzisz, że nie ma stąd wyjścia – obruszyła się Elena. Zamrugała nieco nieprzytomnie, w roztargnieniu przenosząc wzrok na szwagierkę. – No i może tu nie wejdzie. Jeszcze się  nie przebił, więc…
Huk skutecznie zagłuszył resztę jej słów. Tym razem szafa aż się zachwiała, tylko cudem nie lądując na podłodze. Elena była gotowa przysiąc, że dostrzegła ledwo widzialne pęknięcia na powierzchni skrytych za okazałym meblem drzwi.
Jedynie spojrzała na bledszą niż do tej pory Mirę. Kobieta z wolna wycofała się w głąb pomieszczenia, wcześniej bezceremonialnie chwytając Elenę za ramię. Wolną rękę wyciągnęła przed siebie, a w jej zaciśniętej dłoni pojawiło się coś, co dziewczyna momentalnie rozpoznała – ten sam zdobiony sztylet, który wcześniej z rąk wytrąciła jej ciemność.
Jakby tego było mało, kobieta bezceremonialnie wcisnęła broń wprost w drżące dłonie Eleny.
– Skup się. I odłóż emocje na później – wyrzuciła z siebie na wydechu, ignorując oszołomione spojrzenie dziewczyny.
– To Rafael! – zaoponowała, mimowolnie podnosząc głos. – Nie zamierzam walczyć z…
– Obiecałam chronić ciebie. Jeśli będziesz musiała się przed nim bronić, po prostu to zrób – ucięła stanowczo Mira.
– Ale…
Zesztywniała, kiedy Miriam bezceremonialnie chwyciła ją za ramiona, odwracając w swoją stronę. Ciemne oczy demonicy wydawały się większe i bardziej lśniące niż zazwyczaj.
– Tak, do cholery, wiem. W tym chodzi o mojego brata. – Kobieta gniewnie zmrużyła oczy. – Tyle że on nigdy mi nie wybaczy, jeśli złamię akurat te obietnicę. Zresztą już ci coś kiedyś powiedziałam, Eleno – dodała, po czym ciągnęła dalej, nawet nie czekając na jakiekolwiek pytania ze strony Cullenówny. – Nie nienawidzę cię. Czegokolwiek bym nie robiła albo nie mówiła… Nie nienawidzę cię, rozumiesz? Więc zrób dla mnie chociaż tyle, że drugi raz nie dasz się zabić.
Gwałtownie zaczerpnęła powietrza. Wpatrywała się w Miriam, przez moment gotowa przysiąc, że ta mówiła do niej w jakimś innym, obcym języku. Poczuła się równie dziwnie, co i w Volterze, kiedy demonica pierwszy raz zasugerowała, że mogłaby ją… Cóż, na swój sposób lubić, o ile to w ogóle wchodziło w grę. Mimo wszystko nie mogła pozbyć się wrażenia, że w wykonaniu Miry, takie słowa świadczyły o dość wysokim poziomie sympatii.
Problem polegał na tym, że to niczego nie zmieniało. Ściskała w dłoniach ostrze i nie wyobrażała sobie, że miałaby wykorzystać je do tego, by zranić. Cóż, zdecydowanie nie Rafaela, nawet jeśli od tego miałoby zależeć czyjekolwiek życie. Tym bardziej nie chciała myśleć o tym, że przecież dobrze wiedziała, gdzie najlepiej uderzyć. Znała jego słabą stronę i to nawet lepiej, aniżeli mogłaby sobie tego życzyć.
Dłonie nieznacznie jej zadrżały, ale powstrzymała chęć odrzucenia od siebie ostrza. Za dużo śmierci jak na jeden wieczór, pomyślała, z łatwością mogąc sobie wyobrazić, że w rękach znów  trzymała kawałek drewna, taki jak ten, który wbiła w plecy Aldero. W jego przypadku przynajmniej nie musiała obawiać się ostatecznej śmierci, ale…
Musiało istnieć jakieś inne wyjście. Droga ucieczki albo…
Tyle że żadne sensowne wyjście nie przychodziło Elenie do głowy.
– Okej, jeśli się tu dostanie, ja się tym zajmę – doszedł jej pełen napięcia głos Miry. – Pewnie nie musze tego mówić, ale i tak powtórzę: nie dajcie się zabić. Chrońcie córkę i spróbujcie dostać się do wyjścia. Obawiam się, że w grę wchodzą tylko te drzwi, więc będzie trzeba wybrać odpowiedni moment. Później… po prostu się zobaczy.
To zdecydowanie nie brzmiało dobrze. Mira nie brzmiała ani trochę pewnie, co jednak nie przeszkadzało jej w pośpiesznym wyrzucaniu z siebie kolejnych poleceń. Myślała, choć przecież nie była odpowiedzialna za żadnego z obecnych, nie wspominając o tym, że zwrócenie się przeciwko bratu brzmiało jak coś zupełnie nienaturalnego w jej przypadku. To, że miałaby ryzykować, po prostu nie powinno wchodzić w grę.
Słodka bogini, musi być stąd jakieś wyjście… Musi.
Wybacz, Światłości, że o tym nie pomyślałem, rozbrzmiało w jej głowie.
Natychmiast zwróciła się ku Mgiełka. W zasadzie myślenie o nim jak o normalnej, obdarzonej imieniem i cechami osobie, przychodziło jej coraz łatwiej, nawet jeśli wciąż nie była pewna, czy powinna zwracać się do niego akurat w ten sposób. Jakkolwiek by jednak nie było, dostrzegała w nim kogoś więcej, aniżeli bezcielesny głos i macki, którymi w każdej chwili mógł sięgnąć ku wrogowi, by go zranić. Już nawet nie czuła niepokoju, kiedy przebywał obok, choć nie była pewna, co to oznaczało – to, że w którymś momencie przywykła na tyle, by zacząć mu ufać, czy może… coś innego. Cholera, najwyraźniej zepsuła kolejnego demona, chcąc nie chcąc budząc w nim naturę, o której nie miał pojęcia. Problem polegał na tym, że nadal nie potrafiła stwierdzić czy to dobrze.
– Nie jestem zła. I tak nam pomogłeś – wymamrotała, w pośpiechu wyrzucając z siebie kolejne słowa. – Inaczej mielibyśmy problem jeszcze na korytarzu, więc…
Urwała, na moment zamierając i już tylko bezmyślnie wpatrując się w miejsce, w którym znajdował się demon. A potem już tylko stała i wciąż patrzyła, gotowa przysiąc, że wzrok zaczynał płatać jej figle.
Przez moment w mroku widziała nie tyle pulsującą mgłę, co najprawdziwszą, w pełni ludzką postać. Była gotowa przysiąc, że dostrzegła dziecko – małego chłopca, który tkwił w mroku, zaciskając powieki i skupiając się na czymś, co działo się w jego głowie. Widziała nieco tylko zamazane, ale jedna dostrzegalne rysy twarzy i zacięty sposób, w jaki zaciskał usta. Napięte mięśnie drżały w ledwo zauważalny sposób, zdradzając cały włożony w zachowanie jednej postawy wysiłek.
Chłopiec zniknął równie nagle, co się pojawił. Elena zamrugała, co najmniej oszołomiona i coraz bardziej zdezorientowana. Przed sobą znów miała pulsującą mgłę – demona, który jednak już nie kojarzył jej się z krwiożerczą, niebezpieczną bestią.
Światłości?, doszedł ją niepewny, zmęczony szept.
Jedynie pokręciła głową. Nie odezwała się nawet słowem, wciąż niepewna, w jaki sposób wyjaśnić to, co zobaczyła – i to zarówno sobie, jak i któremukolwiek z obecnych. Nie była w stanie się odezwać, tak jak i nie mogła ot tak skupić się na tyle, by zacząć demona wypytywać – czy to o emocje, czy znów o Aldero, choć przez obecność Mgiełka akurat w tym miejscu, martwiła się o wampira coraz bardziej. Jeśli został sam w tej dziwnej kapliczce…
– Jest w porządku. Jestem ci wdzięczna za wszystko, co robisz – powiedziała tak cicho, że ledwo mogła zrozumieć samą siebie.
Jeszcze kiedy mówiła, bezwiednie ruszyła się z miejsca. Ściskała w dłoniach ostrze, ale było jej to równie obojętne, co i wciąż dochodzące od strony drzwi walenie. Tak naprawdę wszystko działo się jakby poza nią, równie dobrze mogąc uchodzić za jakiś koszmarny sen. Tak czuła się już od dłuższego czasu, od chwili, w którym wszyscy znaleźli się w tym miejscu. Gdyby do tego wszystkiego mogła się obudzić…
Fala gorąca rozeszła się po całym jej ciele. Elena drgnęła, przez moment czując się tak, jakby poraził ją prąd. Wyrwał jej się cichy, zdławiony jęk, dłoń zaś machinalnie powędrowała wprost do siły. Dopiero w chwili, w której palcami musnęła rysujące się pod materiałem sukienki niewielkie wybrzuszenie, uświadomiła sobie, że ciepło nie tylko było prawdziwe, ale przede wszystkim miało konkretne źródło.
Poruszając się trochę jak w transie, wyjęła wciąż zawieszony na łańcuszku klucz, który dostała od Andreasa. Nie miała pewności, czy w ogóle powinna mieć ten drobiazg przy sobie. Zdążyła o nim zapomnieć, jakiekolwiek błyskotki zresztą pozostawały ostatnim, o czym Elena byłaby w stanie myśleć, skoro po raz kolejny ktoś próbował zabić ją i jej rodzinę. Cóż, przynajmniej do tej pory, bo trudno było zignorować klucz, który dosłownie pulsował ciepłem, wręcz paląc jej palce.
Co, do jasnej cholery…?
Jakaś jej cząstka od początku wiedziała, że Andreas miał jakiś konkretny plan, kiedy zdecydował się podarować jej akurat coś takiego. Nie wyobrażała sobie, by wiekowy, zarządzający Przedsionkiem demon ot tak dał jej nic nieznaczący, prowadzący donikąd klucz. Aż za dobrze pamiętała sposób, w jaki na nią patrzył – jak ktoś, kto miał jakaś tajemnicę i tylko czekał aż komuś w końcu uda się ją odkryć.
Szkoda, że w pakiecie nie dałeś mi jakiejś instrukcji. Tak byłoby dużo prościej.
Mocniej zacisnęła palce wokół klucza, zupełnie jakby w ten sposób mogła sprawić, że ten przestanie się nagrzewać. Prawie nie czuła bólu, myślami będąc zbyt daleko, by zwracać uwagi na jakiekolwiek ludzkie słabości. Wystarczyło, że z każdym kolejnym uderzeniem w drzwi miała wrażenie, że głowa eksploduje jej z bólu, dosłownie pulsując w rytm zadawanych ciosów. Elena miała ochotę stanąć na środku pomieszczenia, a potem po prostu zacząć krzyczeć – tak długo, aż dookoła zapanowałby spokój i wszystko wróciłoby do normy.
Tyle że to nie działało w ten sposób. Ta myśl bolała równie mocno, co i narastające poczucie bezradności. Sztylet Miry ciążył jej w dłoni tak bardzo, że nagle zwątpiła w to, czy zdoła go utrzymać, a co dopiero właściwie użyć. Wydawał się ważyć tonę, ciągnąć jej dłoń ku dołowi, zupełnie jakby został wykonany z ołowiu.
Moment, w którym w końcu zdecydowała się poluzować uścisk, przyniósł Elenie wyłącznie ukojenie. Odetchnęła, wzdrygając się jedynie w momencie, w którym sztylet z brzdękiem wylądował na podłodze. Natychmiast poczuła na sobie spojrzenia wszystkich obecnych, ale to też działo się również jakby poza nią.
Nie zatrzymała się, gdy ktoś wypowiedział jej imię, gdy ot tak ruszyła ku zastawionym drzwiom.
Szafa, którą stawiono wejście, nie wyróżniała się niczym szczególnym. Mebel był prosty, choć pokaźnych rozmiarów, pozbawiony zbędnych zdobień czy choćby lustra, które ułatwiłoby przymierzanie ewentualnych ubrań. Tak naprawdę szafa wyróżniała się przede wszystkim rozmiarem i masywnością, jakby stworzona do tego, by zablokować potencjalnego przeciwnika. Elena wciąż nie do końca rozumiała, co powstrzymało Rafaela od wtargnięciem do środka, ale po słowach Miry nie mogła pozbyć się wrażenia, że chodziło przede wszystkim o mentalność i siłę woli. Demon, który ich ukrył, sprzeciwiał się bratu – a jego opór był równie wielki co i… szafa.
Z uwagą zmierzyła wzrokiem mebel. Wyciągnęła przed siebie rękę, przesuwając palcami po drewnianej, gładkiej powierzchni. Serce podeszło jej aż do gardła, kiedy przeszkoda zadrżała za sprawą kolejnego wydarzenia, ale nie odwróciła się, szukając dłonią czegoś, czym mogłaby ją otworzyć. Wtedy też odkryła, że szafę stworzono w starym stylu, bez zbędnych udziwnień i rozsuwanych drzwi. Dostrzegła za to dziurkę od klucza – niepozorną, mało znaczącą i…
Raz jeszcze uniosła dłonie do szyi. Była gotowa przysiąc, że klucz nagrzał się jeszcze bardziej, kiedy ściągnęła łańcuszek przez głowę.
– A ty kurwa co, szukasz Narni czy jak?! – rozbrzmiał tuż za jej plecami poirytowany głos Miry, jednak i to Elena zdecydowała się zignorować.
Właściwie sama nie była pewna, czego spodziewała się, kiedy spróbowała wpasować klucz do szafy. Na pewno nie tego, że ten okaże się idealnie pasować do zamka, a co dopiero przekręci z cichym kliknięciem, sprawiając, że już w ułamek sekundy później sprawiając, że drzwi uchy się z przeciągłym skrzypnięciem.
O bogini…
To, na co patrzyła, zdecydowanie nie było typowym wnętrzem szafy. Nie dostrzegła ani wieszaków na ubrania, ani jakiejkolwiek zawartości. Nie było nawet przysłowiowego trupa – czegokolwiek, co z założenia powinno znajdować się w środku, o ile nie powinna do tego zaliczyć długiego, prowadzącego wprost do wnętrza mebla – a nawet dalej, skoro nie widziała tylnej ścianki – korytarza. Droga ginęła w ciemnościach, ale w całym tym szaleństwie pozostawała jedyną, którą mieli.
Z jakiegoś powodu nie czuła strachu, kiedy tak po prostu wkroczyła do środka.
– Chodźcie tędy – rzuciła jak gdyby nigdy nic.
Nie obejrzała się, żeby sprawdzić, czy posłuchali. Wślizgnęła się do środka, nieznacznie krzywiąc, kiedy skrzydłami otarła o ściany korytarza. Niewiele widziała z tego, co znajdowało się przed nią, ale i tak ruszyła na oślep przed siebie, mimowolnie zastanawiając nad tym, czy to oznaczało, że całkiem już upadła na głowę. Z drugiej strony, po wszystkich dziwnych rzeczach, których doświadczyła w ciągu zaledwie kilku godzin. W porównaniu do momentu, w którym Ciemność niejako spaliła ją żywcem, podróż w głąb szafy nie brzmiała aż tak abstrakcyjnie.
Spodziewała się jakichkolwiek uwag albo – co najbardziej prawdopodobne – protestów Miry, jednak nic podobnego nie miało miejsca. Mimo wszystko powstrzymała chęć natychmiastowego obejrzenia się przez ramię, by sprawdzić, czy przypadkiem nie została sama. Skupiała się wyłącznie na stawianiu kroków, nie chcąc ryzykować upadku. Rozłożyła ramiona, by dotknąć obu ścian, ostrożnie przesuwając po nich palcami, w miarę jak zagłębiała się w głąb korytarza. Chciała wierzyć, że prowadził w bezpieczne miejsce, nie zaś prosto w pułapkę albo wprost do tej dziwnej świątyni, w której Aldero…
Gdzieś za plecami usłyszała dziwny hałas. Serce jak na zawołanie zabiło jej szybciej, a ciało napięło się, co na moment wytrąciło Elenę z równowagi. Pragnienie, by rzucić się do ucieczki, na dłuższą chwilę przysłoniło wszystko inne.
Lilan…
Tyle wystarczyło, żeby pojęła, że Rafael znajdował się gdzieś w pobliżu. Nie miała pojęcia czy z jego strony ostrzeżeniem, czy może czerpał przyjemność ze strachu, który poczuła, gdy uświadomiła sobie, że był obok. Natychmiast przyśpieszyła, w następnej sekundzie rzucając się do biegu. Co prawda demon równie dobrze mógł znajdować się tuż przed nią, ale nie wyobrażała sobie, że akurat teraz miałaby zawrócić.
Serce omal nie wyrwało jej się z piersi, kiedy dostrzegła jakiś ruch w ciemnościach przed sobą. Mimochodem zauważyła to, że korytarz stał się szerszy – na tyle, że już nie mogła dotknąć obu jego krańców.
– Panienko, z drogi!
Nie miała czasu, żeby zastanawiać się, do kogo należał głos. Wystarczyło, że w zasięgu jej wzroku dosłownie zmaterializowała się jakaś postać. Elena miała zaledwie kilka sekund na reakcję, kiedy intruz bez jakiegokolwiek ostrzeżenia skoczył w jej stronę.
Uskoczyła, zataczając się na ścianę korytarza. Andreas przemknął tuż obok niej z gracją i prędkością polującej kobry. Coś ze świstem przeszyło powietrze w miejscu, w którym zaledwie ułamek sekundy wcześniej znajdowała się Elena. Dopiero wtedy do dziewczyny dotarło, że demon dzierżył w dłoniach pokaźnych rozmiarów, zakończoną zakrzywionym, śmiercionośnym ostrzem kosę.
Broń z brzdękiem uderzyła o ścianę, kiedy Rafael zablokował cios. Wtedy też do Eleny dotarło, że demon było o wiele bliżej, niż początkowo zakładała. Natychmiast wyprostowała się niczym struna, gotowa pokusić się o zrobienie najgłupszej rzeczy na świecie i skoczenie między dwóch rozszalałych nieśmiertelnych – i to na dodatek nie po raz pierwszy.
Andreas kolejny raz się zamachnął, zdecydowanym ruchem przygwożdżając brata do ściany. Jego oczy błyszczały gniewnie, kiedy – cedząc każde kolejne słowo – zwrócił się do Rafaela.
– W tym miejscu to ja podejmuję decyzje – oznajmił nieznoszącym sprzeciwu tonem. – A w takim stanie nie jesteś tu mile widziany. Oboje wiemy, że musisz mnie posłuchać, więc…
Resztę jego słów zagłuszył zdławiony, zaskoczony jęk, który wyrwał się z ust demona. Elenę uderzył słodki zapach krwi, ale zanim zdążyła pojąć co się stało, Andreas ciężko osunął się na ziemię.
Rafael jeszcze przez chwilę tkwił pod ścianą, choć nikt go do tego nie przymuszał. Jego spojrzenie na krótką chwilę powędrowało ku żonie – tak udręczone, że to okazało się niemalże bolesne.
Zaraz po tym jak gdyby nigdy nic usłuchał ostatnich słów brata i zniknął.

1 komentarz:

  1. Jeśli ktoś byłby ciekaw, właśnie wleciał kolejny rozdział specjalny. O tutaj: KLIK.

    W skrócie: co ja zrobiłam? :"D

    OdpowiedzUsuń









After We Fall
stories by Nessa