16 lipca 2019

Trzysta trzydzieści dwa

Elena
Wystarczyła chwila, by Mira znów znalazła się tuż obok niej. Jeden rzut oka na bladą twarz demonicy, by stwierdzić najważniejsze: nie było dobrze. Nie żeby wcześniej sytuacja prezentowała się jakkolwiek lepiej.
– Co się…? – zaczęła w panice Elena, ale doczekała się jedynie naglącego spojrzenia że strony swojej towarzyszki.
– To jest ten moment, w którym uciekasz i nie zadajesz pytań.
Chciała zaprotestować, ale w tym samym momencie wyczuł ruch za plecami. Jedynie instynkt sprawił, że zdołała zareagować, na dodatek zanim w ogóle dotarło do niej, co się działo. Rozłożyła skrzydła, błyskawicznie wzbijając się w powietrze, chociaż korytarz nie sprzyjał lataniu. Musiała wyhamować, by nie zderzyć się z sufitem, przy okazji odkrywając, że strop znajdował się o wiele niżej, aniżeli początkowo zakładała.
Rafael był zaledwie o krok za nią, dokładnie w miejscu, w którym stała zaledwie ułamek sekundy wcześniej. Jakby tego było mało, prócz rozłożonych skrzydeł i furii w oczach, dostrzegła w jego dłoniach coś, co sprawiło, że serce podeszło jej aż do gardła. Rozpoznała ostrze, które zmieniał, z porażającą wyprawą obracając je w dłoniach – miecz, który widziała już wcześniej u Ciemności, a który najwyraźniej należał do demona.
Na moment zmarła, zawieszona w powietrzu i co najmniej oszołomiona. Nigdy nie widziała go takim, nawet podczas walki, kiedy wyglądał na zdolnego, żeby bez większego problemu roznieść na kawałki pierwszą osobę, która wpadłaby mu w ręce. Z zaciętym wyrazem twarzy, bronią w ręce i czarnymi skrzydłami sam również mógłby uchodzić za anioła – zemsty i zniszczenia, który przyszedł tylko i wyłącznie po to, by w krwawy sposób wymierzyć sprawiedliwość. I, cholera, był piękny, ale… 
– Elena! 
Nie od razu zorientowała się, kto wykrzyczał jej imię. Dopiero po chwili rozpoznała głos mamy, gdy już zmusiła ciało do współpracy i w panice uniknęła kolejnego wymierzonego w nią ciosu. Usłyszała szelest skrzydeł, ale już nie była pewna czy należały do niej, czy Rafaela. Wiedziała jedynie, że gdy tylko ciężko opadła na ziemię, pozwalając sobie na to, by stopami znów dotknąć posadzki, ktoś momentalnie chwycił ją za nadgarstek i pociągnął za sobą. Nie mając innego wyboru, pozwoliła pociągnąć się w głąb zakręcającego gwałtownie korytarza, choć szczerze wątpiła w to, by wiedzieli dokąd biegną.
Utrzymanie równego tempa okazało się problematyczne. Złożyła skrzydła na plecach, ale te i tak wydawały się ją spowalniać, zajmując zdecydowanie zbyt wiele miejsca. Nie mogła nawet sprawić, by zniknęły, od chwili przybycia do tego miejsca wątpiąc, by miała jakąkolwiek kontrolę akurat nad tą częścią swojej natury. Chciała tego czy nie, ten świat wyciągał z niej pełnię tego, kim naprawdę była.
Znajdźcie jakieś bezpieczne miejsce. Ja spróbuję go spowolnić, rozbrzmiał w jej głowie mentalny głos Miry. Dochodził jakby z oddali, zdradzając przede wszystkim narastającą panikę. I bez głupot, jasne?! 
Aż się zapowietrzyła. Bez głupot? Nie miała pewności, co rozumiała przez to Mira, ale jeśli sądziła, że Elena zamierzała grzecznie się schować i czekać na rozwój wypadków… 
Właśnie tak. Dać się zabić to nie sztuka.
Te słowa niejako uciekły dyskusję. Mentalna obecność demonicy zniknęła, pozostawiając Elenę oszołomioną i zdolną co najwyżej skupić się na utrzymaniu tempa, które narzucił jej Carlisle. Ucieczka w głąb korytarza, którego nie znali, nie brzmiała jak najlepszy pomysł na świecie, ale i tak wydawała się lepsza niż bieg w drugą stronę – wprost w objęcia rozszalałego demona.
Nie rozumiała, co się stało. Zmiana była gwałtowna i tak nienaturalna, że nawet bez prośby Rafaela dałoby się zorientować, że nie miała żadnego związku z jego wolną wolą. Pamiętała, że zarzekał się, że ojciec nie miał nad nim kontroli, ale teraz Elena była pewna, że sytuacja prezentowała się zgoła inaczej. Nie miała jeszcze pewności, co to oznaczało, ale jedno pozostawało aż nadto oczywiste: Ciemność właśnie nastawiła przeciw niej ostatnią osobę, z którą dziewczyna chciała walczyć. Nie żeby w ogóle mogła.
Nie po raz pierwszy, prawda?, uświadomiła sobie i tyle wystarczyło, by wzbudzić w niej jeszcze więcej wątpliwości. Myśli pędziły przed siebie, umysł zaś podsuwał kolejne, coraz to bardziej niepokojące scenariusze.
Rafa mówił o Hunterze, Mira z kolei już po śmierci demona stwierdziła, że ten nie przyznawał się do ataku na Elenę. Skoro tak… 
Światłości, tutaj! 
Wystarczyła chwilą, by rozpoznała ten głos. Z wrażenia omal nie potknęła się o własne nogi, ostatecznie po prostu zwalniając i w znaczącym geście ciągnąc ojca za rękę. Carlisle rzucił jej zaniepokojone spojrzenie, ale nie zaprotestował, kiedy pociągnęła go w kierunku z którego – jak przynajmniej podejrzewała – dochodził demoniczny szept.
Nie przypominała sobie, by w biegu mijali jakiekolwiek drzwi. Nagle dotarło do niej, że korytarz sam w sobie ciągnął się zdecydowanie zbyt długo, by ktokolwiek uwierzył, że faktycznie znajdował się w jakimkolwiek rzeczywiście istniejącym budynku. Nie miała pojęcia, czy to kolejne sztuczki Ciemności, czy może wciąż podążającego za nimi Rafaela, ale to nie miało znaczenia. Liczyło się, że nagle na dotychczas pustej ścianie po prawej stronie dostrzegła uchylone w dość jednoznaczny sposób drzwi.
Mogła tylko zgadywać, jak głupie było podążanie za jakimkolwiek demonem. Tym bardziej perspektywa wejścia do pomieszczenia, w którym mogło znajdować się dosłownie wszystko, tym samym na własne życzenie odcinając sobie drogę ucieczki, brzmiało jak czyste szaleństwo. Elena nie wątpiła, że właśnie coś takiego zaliczało się pod zakaz robienia głupich rzeczy, o którym wspominała Mira, a jednak… 
Jako pierwsza przekroczyła próg. Gwałtownie zatrzymała się, tkwiąc przy wejściu tak długo, aż również rodzice znaleźli się w środku. Dopiero wtedy zatrzasnęła drzwi, dla lepszego efektu opierając się o nie plecami, zupełnie jakby w ten sposób mogła powstrzymać ewentualnych niechcianych gości. Z naciskiem na jedną konkretną osobę.
Oddychanie okazało się nie lada wyzwaniem. Spazmatycznie chwytała oddech, próbując zapanować nad drżeniem mięśni i choć trochę się uspokoić. Serce przez cały ten czas tłukło jej się w piersi, aż rwąc się do tego, by wydostać się na zewnątrz. Mętlik w głowie dodatkowo wszystko komplikował, przy okazji skutecznie doprowadzając Elenę do szału.
Co się stało? Co, do jasnej cholery…?
Coś uderzyło w drzwi tuż za jej plecami. W panice krzyknęła, w pierwszym odruchu odskakując na bezpieczna odległość. Zaraz tego pożałowała, uprzytomniając sobie, że posuniecie było najgłupszym ze wszystkich, na jakie mogła się zdobyć. Natychmiast spróbowała się zreflektować, ponownie rzucając ku wejściu, ale w efekcie omal nie oberwała drzwiami, kiedy jakaś postać bezceremonialnie wdarła się do środka.
– Zamykaj… Zamykaj! – ponagliła Mira.
Do Eleny dopiero po chwili dotarło, że nie zwracała się do niej. Reakcja była natychmiastowa, a gdy tylko demonica wdarła się do pomieszczenia, coś poruszyło się w ciemności. Zaraz po tym drzwi, które zatrzasnęła ze sobą Miriam, z głośnym zgrzytem zasunęła pokaźnych rozmiarów, przesunięta przez jakąś niewidzialną siłę szafa.
Tyle wystarczyło, by dookoła na powrót zapanowała nieprzenikniona wręcz cisza. Siostra Rafaela z obawą spojrzała na zamknięte wejście, po czym ze świstem wypuściła powietrze.
A potem po prostu osunęła się na podłogę, nagle tracąc grunt pod nogami. Odkaszlnęła, spluwając krwią i z cichym, zdławionym jękiem chwytając się za bok.
– Mira? – zmartwiła się Elena.
Nie jako jedyna ruszyła się z miejsca. Chyba tylko jej ojciec był osobą, która nawet pod wpływem emocji, zwłaszcza szoku, zdecydowałaby się na zbliżenie do rannej demonicy. Kobieta opędziła go machnięciem ręki, zdecydowanym ruchem zaprzeczając temu, że mogłaby potrzebować pomocy.
– Potem – wykrztusiła, energicznie kręcąc głową. – Nie umrę od kilku siniaków. Teraz ważniejsze jest to, żeby się stąd wydostać.
– Kilku siniaków? – powtórzył natychmiast wampir, nie kryjąc sceptycyzmu. – Krwawisz.
Mira wywróciła oczami.
– Nie pierwszy i nie ostatni raz. Mój brat… – Przez jej twarz przemknął cień. – Mogło być gorzej. Zwłaszcza teraz.
Carlisle wyglądał na chętnego, by dalej się kłócić, ale nie miał po temu okazji. W zamian błyskawicznie przemieścił się, nagle materializując tuż przed Eleną i zastygłą zaledwie kilka kroków dalej Esme. Ponad ramieniem ojca dziewczyna spróbowała dostrzec, co się działo, ale nie od razu zdołała wypatrzeć znajome, ledwo zauważalne pulsowanie w mroku.
Światłości…, rozbrzmiał ponownie znajomy głos. Tyle w zupełności wystarczyło, żeby się rozluźniła.
– On nie ma złych zamiarów. Właśnie nam pomógł – oznajmiła z przekonaniem, bezceremonialnie wymijając ojca.
Nie była zaskoczona tym, że wampir w pośpiechu chwycił  ją za rękę. Kiedy ich spojrzenia się spotkały, przekonała się, że był zmartwiony – i to najdelikatniej rzecz ujmując.
– To jest…
– Tak, demon. Tak, niebezpieczny – przerwała, po czym westchnęła przeciągle. – Ale właśnie nam pomógł – powtórzyła z naciskiem. Chcąc nie chcąc pozostała na swoim miejscu, ale to nie powstrzymało ją od obejrzenia się na mgłę. – Jesteś tutaj – wyszeptała i tylko nieznaczne drżenie głosu zdradziło, że na swój sposób była tym faktem przerażona.
Ojciec zniknął. Udało mi się zrobić chociaż tyle, oznajmił z przekonaniem sam zainteresowany. Światłość wyglądała, jakby potrzebowała pomocy.
– Aktualnie potrzebuję bardzo wielu rzeczy – wymamrotała z rezerwą Elena.
Wyjaśnienia były pierwsze na liście, ale powstrzymała się przed zadaniem jakiegokolwiek pytania. Problem polegał na tym, że tak naprawdę sama nie była pewna, od czego powinna zacząć. Wszystko wydawało się równie abstrakcyjne i niewłaściwe, zresztą na pierwszy plan niezmiennie wysuwał się inny, o wiele ważniejszy problem.
– Nie wiem, ile mamy czasu – oznajmiła Mira, jakby czytając jej w myślach. – Mówiłam już, że jest dobry we wpływaniu na rzeczywistość. Ktoś właśnie wszedł mu w kompetencje, aczkolwiek… – Jęknęła, krzywiąc się, kiedy przy wstawaniu obolałe ciało znów dało o sobie znać. Mimo wszystko Mirze udało się dźwignąć na nogi, choć wyraźnie kosztowało ją to sporo energii. – Nie kojarzę cię. Czego chcesz?
Pomóc Światłości.
Demonica prychnęła, czego najwyraźniej zaraz pożałowała, bo znów zaczęła kaszleć.
– Siedzicie w mroku i szepczecie między sobą, ale wszyscy i tak jesteście ulegli ojcu. Albo Rafaelowi, ale to aktualnie żadne pocieszenie – zauważyła, wznosząc oczy ku górze. – Czego chcesz?
Chcę pomóc Światłości, powtórzył niczym mantrę. To moje… pragnienie. Miłe pragnienie.
Miriam zamrugała, przez moment sprawiając wrażenie kogoś, kogo właśnie porządnie zdzielono po głowie. Otworzyła i zaraz zamknęła usta, choć ostatecznie nie wydobył się z nich żaden dźwięk. W milczeniu wpatrywała się w miejsce, z którego dochodził głos demona, niedowierzając.
O bogini…, pomyślała w oszołomieniu Elena. Na nic więcej nie było jej stać.
– Poznaliśmy się wcześniej – powiedziała w końcu, krzyżując ramiona na piersiach. – Dzięki Rafaelowi, chociaż to bardziej skomplikowane – dodała wymijająco, unikając wnikania w szczegóły. „Bo wiecie, zaatakował mnie w Przedsionku, a potem wyłudził odrobinę mojej krwi” zdecydowanie nie brzmiało jak wyjaśnienie, które zadowoliłoby kogokolwiek, zwłaszcza jej rodziców. – Towarzyszył mi później, kiedy Ciemność… Och, nieważne! – zniecierpliwiła się. – Co się właśnie stało? Rafael…
– Próbował cię zabić. Absolutnie nic nowego w waszym przypadku – rzuciła jakby od niechcenia demonica. W pośpiechu uciekła wzrokiem gdzieś w bok, unikając spojrzenia Eleny.
– Mira! – wyrwało jej się.
– Spokojnie, kochanie – upomniał cicho Carlisle, ale nawet jemu daleko było do zwyczajowego opanowania. Mama po prostu milczała, w ciszy wpatrując się w przestrzeń. Już przynajmniej nie wspominała o płaczu dziecka, ale coś w jej zachowaniu i tak nie dawało Elenie spokoju. – Po kolei. To miejsce… – Carlisle z powątpiewaniem powiódł wzrokiem po właściwie pustym, zaciemnionym pomieszczeniu. – Jest bezpieczne, tak?
Jest… ukryte, stwierdził po chwili namysłu demon, ostrożnie dobierając słowa. Jego wyjaśnienia zdecydowanie nie zabrzmiały jak coś, co ktokolwiek mógłby ot tak pojąć. Próbuję, żeby było, ale brat na pewno je znajdzie. Rafael potrafi więcej.
– Co jest nie tak z Rafaelem?
To było pierwsze słowa, które Esme wypowiedziała od dłuższego czasu. Elena z trudem stłumiła jęk, bo pytanie mamy było tym, które dręczyło ją od dłuższego czasu. Natychmiast przeniosła wzrok na Mirę, ale ta unikała spojrzenia kogokolwiek, blada, skulona i z palcami nerwowo przyciśniętymi do obolałego boku.
– Poniekąd nic – przyznała cicho demonica. – I chyba w tym problem.
Tym razem nawet uspokajające gesty Carlisle’a nie powstrzymały jej przed dopadnięciem do szwagierki. W ostatniej chwili powstrzymała się przed chwyceniem Miry za ramiona, mimo wszystko nie chcąc dodatkowo sprawiać jej bólu. W zamian stanęła przed kobietą, spoglądając wprost w ciemne, wyprane z jakichkolwiek emocji oczy.
– Mój mąż – oznajmiła, dosłownie cedząc kolejne słowa – właśnie próbował nas wszystkich pozabijać, a ty mówisz, że wszystko gra? Nie wiem, co zrobił wasz ojciec i jakim cudem może wpłynąć na Rafaela, ale…
– Nie wpływa na Rafaela, ale na gniew. Rafael jest gniewem. Dlatego odpowiedź na pytanie twojej matki brzmi: nic mu nie dolega.
– O czym ty…?
– Elena, skarbie, nie bądź głupsza niż musisz być. Poślubiłaś demona – zniecierpliwiła się Mira, potrząsając z niedowierzaniem głową. – Naprawdę nie pojęłaś, co to oznacza? Teraz po prostu… – Westchnęła, znów krzywiąc się w odpowiedzi na obolałe skrzydła. – Ten świat wyciąga z nas to, kim jesteśmy. Lśnisz jak jebana latarenka, jeśli tego nie zauważyłaś. Rafa też jest po prostu sobą.
Przez moment miała ochotę porządnie kimś potrząsnąć albo zacząć krzyczeć. Wpatrywała się w Mirę, gotowa przysiąc, że ta mówiła do niej w jakimś obcym języku. Och, albo sobie żartowała, choć to wydawało się najmniej odpowiednim momentem.
Musiała sobie żartować, bo…
– Nie zaprzeczam wpływowi ojca, ale on nie kontroluje Rafaela. Nie może. Z to ma wpływ na naszą naturę – odezwała się ponownie demonica, ostrożnie krzyżując ramiona na piersiach. – Jakby ci to… Ludzkie wierzenia. Masz chwilę na rozmowę o religii? – wypaliła, kolejny raz wytrącając Elenę z równowagi.
– Teraz musisz sobie żartować.
Kobieta uśmiechnęła się w pozbawiony wesołości sposób.
– Chciałabym. Tak czy siak, kawałek historii w skrócie. Wiem, że przerobiliście to, jak działa ten świat… I to, że nie wszyscy z nas są ludzcy.
– Mówisz o kręgach piekielnych – mruknęła Elena, bezskutecznie próbując wszystko sensownie poukładać. Przypomnienie sobie akurat tej rozmowy z Rafaelem okazało się problematyczne, zwłaszcza że w tamtej chwili czuła się tak, jakby od jej odbycia minęły całe wieki, nie zaś raptem kilka tygodni. – To znaczy…
– Zwał jak zwał – przerwała zniecierpliwionym tonem Mira. – Więc jednak możemy porównać to do religii. Idąc tym tropem, słyszałaś kiedyś o siedmiu grzechach głównych?
– Hm…
– Chodzi o siedem podstawowych wad, od których miałyby się wywodzić wszystkie inne grzechy – wtrącił pośpiesznie Carlisle. – Nie wiem tylko co to ma do rzeczy, ale…
Urwał, podchwyciwszy spojrzenie Miry. Elena wcale nie poczuła się pewniej, kiedy ojciec postanowił się wtrącić, na dodatek stając tuż za nią i dla pewności zaciskając dłonie na jej ramionach. Wciąż trzymał się blisko, na dodatek ani trochę niezaniepokojony wciąż obecnymi, złożonymi na plecach Eleny skrzydłami.
– Większość religii się zazębia. Niektóre wierzenia mają w sobie trochę prawdy, bo w końcu skądś się wzięły – zauważyła przytomnie Mira. – Mój ojciec istnienie odkąd pamiętam. Ja również, a wierzcie mi, że widziałam sporo. Tak czy siak… Możliwe, że tradycja zaczęła się od nas – przyznała po chwili zastanowienia. – W sumie nawet mnie to nie obchodzi, więc przejdźmy do sedna. Można ująć, że… ojciec kilkoro z nas wyróżnił. I nie mówię tu tylko o ludzkich ciałach. – Przez twarz kobiety przemknął cień. – Demony nie rodzą się ot tak. Istniejemy i uosabiamy to, co najgorsze. Każde z nas… Cóż, gdyby się uprzeć, dominująca cecha naszej natury sprowadzałaby się właśnie do tego, co powiedziałam: do siedmiu grzechów, które uznają ludzie.
– Rafael…
– Rafa od zawsze był porywczy. Nie mów, że tego nie zauważyłaś – nie dawała za wygraną Miriam. – Widziałam rzeczy, które potrafił robić w szale. Obcowanie z ludźmi zmienia, a my nauczyliśmy się udawać, ale nic nie jest w stanie oszukać ojca i tego miejsca. Rafael ma wolną wolę, ale co z tego, skoro tak łatwo ulega czemuś innemu? I właśnie to podsyca Ciemność – oznajmiła z naciskiem demonica. – Nigdy nie chciałabym stanąć na drodze mojego brata, kiedy jest w takim nastroju. Nigdy… Rozumiesz już? – zapytała, z uwagą mierząc Elenę wzrokiem. – Dlatego tak bardzo zależało mi, żebyś pojęła, że jesteś za niego odpowiedzialna równie mocno, co i on za ciebie. Rozbudziłaś ludzkie uczucia i owinęłaś sobie wokół palca kogoś, kto nigdy nie będzie człowiekiem. Skoro go kochasz, rób to po całości, zwłaszcza wtedy, gdy jest sobą.
„Bo w końcu go kochasz, prawda?” – przypomniała sobie słowa Ciemności. To, w jaki sposób się w nią wtedy wpatrywał, nagle nabrały sensu. – „Nawet mimo jego prawdziwej natury”.
Gwałtownie nabrała powietrza do płuc. Przez moment poczuła się tak, jakby ktoś z całej siły zdzielił ją w brzuch – raz, a potem po raz kolejny. Mogła co najwyżej stać i bezmyślnie wpatrywać się w Miriam, podczas gdy…
– A ty? – doszedł ją jakby z oddali głos mamy. Choć Elena nie sądziła, że do tego dojdzie, z ulgą przyjęła fakt, że wampirzyca zabrzmiała o wiele pewniej i bardziej świadomie niż do tej pory. – Co z tobą w takim razie? Też jesteś…
Nie dokończyła, ale tak naprawdę nie musiała. Mira rozumiała ją aż nazbyt dobrze.
– Och, nie przejmujcie się. Ja mogę co najwyżej zacząć się do was zalecać. – Wywróciła oczami. – Pożądanie nie jest aż takie zabójcze, chociaż… Wiesz co? Jak spróbuję pocałować waszą córkę, po prostu mnie zabijcie.
W normalnym wypadku Elena by na nią warknęła. Zareagowałaby w jakikolwiek sposób, aż nazbyt świadoma, że Miriam próbowała ją prowokować – być może chcąc rozluźnić atmosferę, a może będąc po prostu sobą. Sęk w tym, że w tamtej chwili dziewczyna zdecydowanie nie miała do tego głowy. Myślami była daleko, bezskutecznie próbując uporządkować fakty.
Och, Rafa…
Dłoń nieznacznie jej drgnęła, ale Elenie udało się powstrzymać od instynktownego muśnięcia palcami policzka. Dlaczego jej nie powiedział? Czy powinna zauważyć już wtedy? Nie wspominając o tym, czy ta wiedza zmieniłaby cokolwiek, gdyby…?
Światłość znów się smuci.
Wzdrygnęła się, błyskawicznie zwracając z powrotem ku skrytemu w mroku demonowi. W tamtej chwili już nie czuła względem niego obaw, w gruncie rzecz żałując, że nie była w stanie ot tak otoczyć go ramionami i po prostu uściskać.
– Nie przejmuj się – mruknęła, bezskutecznie próbując wysilić się na blady uśmiech. Mimo wszystko czuła, że wyszło jej to marnie. I to najdelikatniej rzecz ujmując. – Ale dzięki, Mgiełku.
Mgiełku?
Dopiero wtedy uświadomiła sobie, że jednak wypowiedziała te słowa na głos. Choć nie sądziła, że będzie do tego zdolna, udało jej się parsknąć śmiechem – nieco nerwowym, histerycznym wręcz, ale jedna szczerym.
– Wybacz. Muszę się jakoś do ciebie zwracać – wyjaśniła usłużnie. – Ehm…
Więc to jest imię?, drążył i w tamtej chwili zabrzmiał na bardziej podekscytowanego niż jakkolwiek zagniewanego.
– Na wrota piekielne… – mruknęła gdzieś za jej plecami Mira, ale Elena bez żalu zdecydowała się ją zignorować.
– Ta… Tak, jasne. Czemu nie. To może być twoje imię – stwierdziła, po czym zesztywniała, kiedy mgła bez jakiegokolwiek ostrzeżenia ruszyła w jej stronę.
Nigdy nie miałem imienia… Dzięki ci, dobra Światłości.
Coś w jego tonie sprawiło, że sama nie była pewna czy się śmiać, czy może płakać. Brzmiał jak uradowane dziecko, któremu ktoś właśnie powiedział, że gwiazdka w tym roku wypada nie tylko wcześniej, ale na dodatek podwójnie. W oszołomieniu nie była w stanie nawet zwrócić mu uwagi na to, że znów nazywał ją Światłością, nie Eleną. W gruncie rzeczy zaczynało jej być wszystko jedno.
– Skończyłaś już się bawić? – odezwała się ponownie Miriam. – Znalazłaś sobie kolejne zwierzątko, świetnie. Czy teraz możemy…?
Nie miała okazji, żeby dokończyć myśl. Reszta jej słów zaginęła w huku, który rozbrzmiał, gdy coś w impetem uderzyło w zamknięte, zastawione szafą drzwi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa