Elena
Wystarczyła chwila, by Mira
znów znalazła się tuż obok niej. Jeden rzut oka na bladą twarz demonicy, by
stwierdzić najważniejsze: nie było dobrze. Nie żeby wcześniej sytuacja
prezentowała się jakkolwiek lepiej.
– Co się…? – zaczęła w panice Elena, ale doczekała
się jedynie naglącego spojrzenia że strony swojej towarzyszki.
– To jest ten moment, w którym uciekasz i nie
zadajesz pytań.
Chciała zaprotestować, ale w tym samym
momencie wyczuł ruch za plecami. Jedynie instynkt sprawił, że zdołała
zareagować, na dodatek zanim w ogóle dotarło do niej, co się działo.
Rozłożyła skrzydła, błyskawicznie wzbijając się w powietrze, chociaż
korytarz nie sprzyjał lataniu. Musiała wyhamować, by nie zderzyć się z sufitem,
przy okazji odkrywając, że strop znajdował się o wiele niżej, aniżeli
początkowo zakładała.
Rafael był zaledwie o krok za nią, dokładnie w miejscu,
w którym stała zaledwie ułamek sekundy wcześniej. Jakby tego było mało,
prócz rozłożonych skrzydeł i furii w oczach, dostrzegła w jego
dłoniach coś, co sprawiło, że serce podeszło jej aż do gardła. Rozpoznała
ostrze, które zmieniał, z porażającą wyprawą obracając je w dłoniach
– miecz, który widziała już wcześniej u Ciemności, a który
najwyraźniej należał do demona.
Na moment zmarła, zawieszona w powietrzu i co
najmniej oszołomiona. Nigdy nie widziała go takim, nawet podczas walki, kiedy
wyglądał na zdolnego, żeby bez większego problemu roznieść na kawałki pierwszą
osobę, która wpadłaby mu w ręce. Z zaciętym wyrazem twarzy, bronią w ręce
i czarnymi skrzydłami sam również mógłby uchodzić za anioła – zemsty i zniszczenia,
który przyszedł tylko i wyłącznie po to, by w krwawy sposób wymierzyć
sprawiedliwość. I, cholera, był piękny, ale…
– Elena!
Nie od razu zorientowała się, kto wykrzyczał jej
imię. Dopiero po chwili rozpoznała głos mamy, gdy już zmusiła ciało do
współpracy i w panice uniknęła kolejnego wymierzonego w nią
ciosu. Usłyszała szelest skrzydeł, ale już nie była pewna czy należały do niej,
czy Rafaela. Wiedziała jedynie, że gdy tylko ciężko opadła na ziemię, pozwalając
sobie na to, by stopami znów dotknąć posadzki, ktoś momentalnie chwycił ją za
nadgarstek i pociągnął za sobą. Nie mając innego wyboru, pozwoliła
pociągnąć się w głąb zakręcającego gwałtownie korytarza, choć szczerze
wątpiła w to, by wiedzieli dokąd biegną.
Utrzymanie równego tempa okazało się
problematyczne. Złożyła skrzydła na plecach, ale te i tak wydawały się ją
spowalniać, zajmując zdecydowanie zbyt wiele miejsca. Nie mogła nawet sprawić,
by zniknęły, od chwili przybycia do tego miejsca wątpiąc, by miała jakąkolwiek
kontrolę akurat nad tą częścią swojej natury. Chciała tego czy nie, ten świat
wyciągał z niej pełnię tego, kim naprawdę była.
Znajdźcie jakieś bezpieczne miejsce. Ja
spróbuję go spowolnić, rozbrzmiał
w jej głowie mentalny głos Miry. Dochodził jakby z oddali, zdradzając
przede wszystkim narastającą panikę. I bez głupot, jasne?!
Aż się zapowietrzyła. Bez głupot? Nie miała
pewności, co rozumiała przez to Mira, ale jeśli sądziła, że Elena zamierzała
grzecznie się schować i czekać na rozwój wypadków…
Właśnie tak. Dać się zabić to nie sztuka.
Te słowa niejako uciekły dyskusję. Mentalna
obecność demonicy zniknęła, pozostawiając Elenę oszołomioną i zdolną co
najwyżej skupić się na utrzymaniu tempa, które narzucił jej Carlisle. Ucieczka w głąb
korytarza, którego nie znali, nie brzmiała jak najlepszy pomysł na świecie, ale
i tak wydawała się lepsza niż bieg w drugą stronę – wprost w objęcia
rozszalałego demona.
Nie rozumiała, co się stało. Zmiana była gwałtowna
i tak nienaturalna, że nawet bez prośby Rafaela dałoby się zorientować, że
nie miała żadnego związku z jego wolną wolą. Pamiętała, że zarzekał się,
że ojciec nie miał nad nim kontroli, ale teraz Elena była pewna, że sytuacja
prezentowała się zgoła inaczej. Nie miała jeszcze pewności, co to oznaczało,
ale jedno pozostawało aż nadto oczywiste: Ciemność właśnie nastawiła przeciw
niej ostatnią osobę, z którą dziewczyna chciała walczyć. Nie żeby w ogóle
mogła.
Nie po raz pierwszy, prawda?, uświadomiła sobie i tyle wystarczyło, by
wzbudzić w niej jeszcze więcej wątpliwości. Myśli pędziły przed siebie,
umysł zaś podsuwał kolejne, coraz to bardziej niepokojące scenariusze.
Rafa mówił o Hunterze, Mira z kolei już
po śmierci demona stwierdziła, że ten nie przyznawał się do ataku na Elenę.
Skoro tak…
Światłości, tutaj!
Wystarczyła chwilą, by rozpoznała ten głos. Z wrażenia
omal nie potknęła się o własne nogi, ostatecznie po prostu zwalniając i w znaczącym
geście ciągnąc ojca za rękę. Carlisle rzucił jej zaniepokojone spojrzenie, ale
nie zaprotestował, kiedy pociągnęła go w kierunku z którego – jak
przynajmniej podejrzewała – dochodził demoniczny szept.
Nie przypominała sobie, by w biegu mijali
jakiekolwiek drzwi. Nagle dotarło do niej, że korytarz sam w sobie ciągnął
się zdecydowanie zbyt długo, by ktokolwiek uwierzył, że faktycznie znajdował
się w jakimkolwiek rzeczywiście istniejącym budynku. Nie miała pojęcia,
czy to kolejne sztuczki Ciemności, czy może wciąż podążającego za nimi Rafaela,
ale to nie miało znaczenia. Liczyło się, że nagle na dotychczas pustej ścianie
po prawej stronie dostrzegła uchylone w dość jednoznaczny sposób drzwi.
Mogła tylko zgadywać, jak głupie było podążanie za
jakimkolwiek demonem. Tym bardziej perspektywa wejścia do pomieszczenia, w którym
mogło znajdować się dosłownie wszystko, tym samym na własne życzenie odcinając
sobie drogę ucieczki, brzmiało jak czyste szaleństwo. Elena nie wątpiła, że
właśnie coś takiego zaliczało się pod zakaz robienia głupich rzeczy, o którym
wspominała Mira, a jednak…
Jako pierwsza przekroczyła próg. Gwałtownie
zatrzymała się, tkwiąc przy wejściu tak długo, aż również rodzice znaleźli się w środku.
Dopiero wtedy zatrzasnęła drzwi, dla lepszego efektu opierając się o nie
plecami, zupełnie jakby w ten sposób mogła powstrzymać ewentualnych
niechcianych gości. Z naciskiem na jedną konkretną osobę.
Oddychanie
okazało się nie lada wyzwaniem. Spazmatycznie chwytała oddech, próbując
zapanować nad drżeniem mięśni i choć trochę się uspokoić. Serce przez cały
ten czas tłukło jej się w piersi, aż rwąc się do tego, by wydostać się na zewnątrz.
Mętlik w głowie dodatkowo wszystko komplikował, przy okazji skutecznie
doprowadzając Elenę do szału.
Co się stało?
Co, do jasnej cholery…?
Coś
uderzyło w drzwi tuż za jej plecami. W panice krzyknęła, w pierwszym
odruchu odskakując na bezpieczna odległość. Zaraz tego pożałowała, uprzytomniając
sobie, że posuniecie było najgłupszym ze wszystkich, na jakie mogła się zdobyć.
Natychmiast spróbowała się zreflektować, ponownie rzucając ku wejściu, ale w efekcie
omal nie oberwała drzwiami, kiedy jakaś postać bezceremonialnie wdarła się do
środka.
– Zamykaj…
Zamykaj! – ponagliła Mira.
Do Eleny
dopiero po chwili dotarło, że nie zwracała się do niej. Reakcja była
natychmiastowa, a gdy tylko demonica wdarła się do pomieszczenia, coś
poruszyło się w ciemności. Zaraz po tym drzwi, które zatrzasnęła ze sobą
Miriam, z głośnym zgrzytem zasunęła pokaźnych rozmiarów, przesunięta przez
jakąś niewidzialną siłę szafa.
Tyle
wystarczyło, by dookoła na powrót zapanowała nieprzenikniona wręcz cisza.
Siostra Rafaela z obawą spojrzała na zamknięte wejście, po czym ze świstem
wypuściła powietrze.
A potem po
prostu osunęła się na podłogę, nagle tracąc grunt pod nogami. Odkaszlnęła,
spluwając krwią i z cichym, zdławionym jękiem chwytając się za bok.
– Mira? –
zmartwiła się Elena.
Nie jako
jedyna ruszyła się z miejsca. Chyba tylko jej ojciec był osobą, która
nawet pod wpływem emocji, zwłaszcza szoku, zdecydowałaby się na zbliżenie do
rannej demonicy. Kobieta opędziła go machnięciem ręki, zdecydowanym ruchem
zaprzeczając temu, że mogłaby potrzebować pomocy.
– Potem – wykrztusiła,
energicznie kręcąc głową. – Nie umrę od kilku siniaków. Teraz ważniejsze jest
to, żeby się stąd wydostać.
– Kilku siniaków?
– powtórzył natychmiast wampir, nie kryjąc sceptycyzmu. – Krwawisz.
Mira
wywróciła oczami.
– Nie
pierwszy i nie ostatni raz. Mój brat… – Przez jej twarz przemknął cień. –
Mogło być gorzej. Zwłaszcza teraz.
Carlisle
wyglądał na chętnego, by dalej się kłócić, ale nie miał po temu okazji. W zamian
błyskawicznie przemieścił się, nagle materializując tuż przed Eleną i zastygłą
zaledwie kilka kroków dalej Esme. Ponad ramieniem ojca dziewczyna spróbowała
dostrzec, co się działo, ale nie od razu zdołała wypatrzeć znajome, ledwo
zauważalne pulsowanie w mroku.
Światłości…,
rozbrzmiał ponownie znajomy głos. Tyle w zupełności wystarczyło, żeby się
rozluźniła.
– On nie ma
złych zamiarów. Właśnie nam pomógł – oznajmiła z przekonaniem, bezceremonialnie
wymijając ojca.
Nie była zaskoczona
tym, że wampir w pośpiechu chwycił
ją za rękę. Kiedy ich spojrzenia się spotkały, przekonała się, że był
zmartwiony – i to najdelikatniej rzecz ujmując.
– To jest…
– Tak,
demon. Tak, niebezpieczny – przerwała, po czym westchnęła przeciągle. – Ale
właśnie nam pomógł – powtórzyła z naciskiem. Chcąc nie chcąc pozostała na
swoim miejscu, ale to nie powstrzymało ją od obejrzenia się na mgłę. – Jesteś
tutaj – wyszeptała i tylko nieznaczne drżenie głosu zdradziło, że na swój
sposób była tym faktem przerażona.
Ojciec
zniknął. Udało mi się zrobić chociaż tyle, oznajmił z przekonaniem sam
zainteresowany. Światłość wyglądała, jakby potrzebowała pomocy.
– Aktualnie
potrzebuję bardzo wielu rzeczy – wymamrotała z rezerwą Elena.
Wyjaśnienia
były pierwsze na liście, ale powstrzymała się przed zadaniem jakiegokolwiek
pytania. Problem polegał na tym, że tak naprawdę sama nie była pewna, od czego
powinna zacząć. Wszystko wydawało się równie abstrakcyjne i niewłaściwe,
zresztą na pierwszy plan niezmiennie wysuwał się inny, o wiele ważniejszy
problem.
– Nie wiem,
ile mamy czasu – oznajmiła Mira, jakby czytając jej w myślach. – Mówiłam
już, że jest dobry we wpływaniu na rzeczywistość. Ktoś właśnie wszedł mu w kompetencje,
aczkolwiek… – Jęknęła, krzywiąc się, kiedy przy wstawaniu obolałe ciało znów
dało o sobie znać. Mimo wszystko Mirze udało się dźwignąć na nogi, choć wyraźnie
kosztowało ją to sporo energii. – Nie kojarzę cię. Czego chcesz?
Pomóc Światłości.
Demonica
prychnęła, czego najwyraźniej zaraz pożałowała, bo znów zaczęła kaszleć.
– Siedzicie
w mroku i szepczecie między sobą, ale wszyscy i tak jesteście
ulegli ojcu. Albo Rafaelowi, ale to aktualnie żadne pocieszenie – zauważyła, wznosząc
oczy ku górze. – Czego chcesz?
Chcę
pomóc Światłości, powtórzył niczym mantrę. To moje… pragnienie. Miłe
pragnienie.
Miriam zamrugała,
przez moment sprawiając wrażenie kogoś, kogo właśnie porządnie zdzielono po
głowie. Otworzyła i zaraz zamknęła usta, choć ostatecznie nie wydobył się z nich
żaden dźwięk. W milczeniu wpatrywała się w miejsce, z którego
dochodził głos demona, niedowierzając.
O
bogini…, pomyślała w oszołomieniu Elena. Na nic więcej nie było jej
stać.
– Poznaliśmy
się wcześniej – powiedziała w końcu, krzyżując ramiona na piersiach. – Dzięki
Rafaelowi, chociaż to bardziej skomplikowane – dodała wymijająco, unikając
wnikania w szczegóły. „Bo wiecie, zaatakował mnie w Przedsionku, a potem
wyłudził odrobinę mojej krwi” zdecydowanie nie brzmiało jak wyjaśnienie, które
zadowoliłoby kogokolwiek, zwłaszcza jej rodziców. – Towarzyszył mi później, kiedy
Ciemność… Och, nieważne! – zniecierpliwiła się. – Co się właśnie stało? Rafael…
– Próbował
cię zabić. Absolutnie nic nowego w waszym przypadku – rzuciła jakby od
niechcenia demonica. W pośpiechu uciekła wzrokiem gdzieś w bok,
unikając spojrzenia Eleny.
– Mira! –
wyrwało jej się.
– Spokojnie,
kochanie – upomniał cicho Carlisle, ale nawet jemu daleko było do zwyczajowego
opanowania. Mama po prostu milczała, w ciszy wpatrując się w przestrzeń.
Już przynajmniej nie wspominała o płaczu dziecka, ale coś w jej
zachowaniu i tak nie dawało Elenie spokoju. – Po kolei. To miejsce… – Carlisle
z powątpiewaniem powiódł wzrokiem po właściwie pustym, zaciemnionym pomieszczeniu.
– Jest bezpieczne, tak?
Jest…
ukryte, stwierdził po chwili namysłu demon, ostrożnie dobierając słowa.
Jego wyjaśnienia zdecydowanie nie zabrzmiały jak coś, co ktokolwiek mógłby ot
tak pojąć. Próbuję, żeby było, ale brat na pewno je znajdzie. Rafael potrafi
więcej.
– Co jest
nie tak z Rafaelem?
To było pierwsze
słowa, które Esme wypowiedziała od dłuższego czasu. Elena z trudem
stłumiła jęk, bo pytanie mamy było tym, które dręczyło ją od dłuższego czasu.
Natychmiast przeniosła wzrok na Mirę, ale ta unikała spojrzenia kogokolwiek,
blada, skulona i z palcami nerwowo przyciśniętymi do obolałego boku.
– Poniekąd
nic – przyznała cicho demonica. – I chyba w tym problem.
Tym razem
nawet uspokajające gesty Carlisle’a nie powstrzymały jej przed dopadnięciem do
szwagierki. W ostatniej chwili powstrzymała się przed chwyceniem Miry za
ramiona, mimo wszystko nie chcąc dodatkowo sprawiać jej bólu. W zamian
stanęła przed kobietą, spoglądając wprost w ciemne, wyprane z jakichkolwiek
emocji oczy.
– Mój mąż –
oznajmiła, dosłownie cedząc kolejne słowa – właśnie próbował nas wszystkich
pozabijać, a ty mówisz, że wszystko gra? Nie wiem, co zrobił wasz ojciec i jakim
cudem może wpłynąć na Rafaela, ale…
– Nie
wpływa na Rafaela, ale na gniew. Rafael jest gniewem. Dlatego odpowiedź na
pytanie twojej matki brzmi: nic mu nie dolega.
– O czym
ty…?
– Elena,
skarbie, nie bądź głupsza niż musisz być. Poślubiłaś demona – zniecierpliwiła
się Mira, potrząsając z niedowierzaniem głową. – Naprawdę nie pojęłaś, co
to oznacza? Teraz po prostu… – Westchnęła, znów krzywiąc się w odpowiedzi
na obolałe skrzydła. – Ten świat wyciąga z nas to, kim jesteśmy. Lśnisz
jak jebana latarenka, jeśli tego nie zauważyłaś. Rafa też jest po prostu sobą.
Przez
moment miała ochotę porządnie kimś potrząsnąć albo zacząć krzyczeć. Wpatrywała się
w Mirę, gotowa przysiąc, że ta mówiła do niej w jakimś obcym języku.
Och, albo sobie żartowała, choć to wydawało się najmniej odpowiednim momentem.
Musiała sobie
żartować, bo…
– Nie
zaprzeczam wpływowi ojca, ale on nie kontroluje Rafaela. Nie może. Z to ma
wpływ na naszą naturę – odezwała się ponownie demonica, ostrożnie krzyżując ramiona
na piersiach. – Jakby ci to… Ludzkie wierzenia. Masz chwilę na rozmowę o religii?
– wypaliła, kolejny raz wytrącając Elenę z równowagi.
– Teraz
musisz sobie żartować.
Kobieta uśmiechnęła
się w pozbawiony wesołości sposób.
–
Chciałabym. Tak czy siak, kawałek historii w skrócie. Wiem, że
przerobiliście to, jak działa ten świat… I to, że nie wszyscy z nas
są ludzcy.
– Mówisz o kręgach
piekielnych – mruknęła Elena, bezskutecznie próbując wszystko sensownie
poukładać. Przypomnienie sobie akurat tej rozmowy z Rafaelem okazało się
problematyczne, zwłaszcza że w tamtej chwili czuła się tak, jakby od jej
odbycia minęły całe wieki, nie zaś raptem kilka tygodni. – To znaczy…
– Zwał jak
zwał – przerwała zniecierpliwionym tonem Mira. – Więc jednak możemy porównać to
do religii. Idąc tym tropem, słyszałaś kiedyś o siedmiu grzechach
głównych?
– Hm…
– Chodzi o siedem
podstawowych wad, od których miałyby się wywodzić wszystkie inne grzechy –
wtrącił pośpiesznie Carlisle. – Nie wiem tylko co to ma do rzeczy, ale…
Urwał,
podchwyciwszy spojrzenie Miry. Elena wcale nie poczuła się pewniej, kiedy ojciec
postanowił się wtrącić, na dodatek stając tuż za nią i dla pewności zaciskając
dłonie na jej ramionach. Wciąż trzymał się blisko, na dodatek ani trochę niezaniepokojony
wciąż obecnymi, złożonymi na plecach Eleny skrzydłami.
– Większość
religii się zazębia. Niektóre wierzenia mają w sobie trochę prawdy, bo w końcu
skądś się wzięły – zauważyła przytomnie Mira. – Mój ojciec istnienie odkąd
pamiętam. Ja również, a wierzcie mi, że widziałam sporo. Tak czy siak… Możliwe,
że tradycja zaczęła się od nas – przyznała po chwili zastanowienia. – W sumie
nawet mnie to nie obchodzi, więc przejdźmy do sedna. Można ująć, że… ojciec
kilkoro z nas wyróżnił. I nie mówię tu tylko o ludzkich ciałach.
– Przez twarz kobiety przemknął cień. – Demony nie rodzą się ot tak. Istniejemy
i uosabiamy to, co najgorsze. Każde z nas… Cóż, gdyby się uprzeć,
dominująca cecha naszej natury sprowadzałaby się właśnie do tego, co
powiedziałam: do siedmiu grzechów, które uznają ludzie.
– Rafael…
– Rafa od
zawsze był porywczy. Nie mów, że tego nie zauważyłaś – nie dawała za wygraną
Miriam. – Widziałam rzeczy, które potrafił robić w szale. Obcowanie z ludźmi
zmienia, a my nauczyliśmy się udawać, ale nic nie jest w stanie
oszukać ojca i tego miejsca. Rafael ma wolną wolę, ale co z tego,
skoro tak łatwo ulega czemuś innemu? I właśnie to podsyca Ciemność –
oznajmiła z naciskiem demonica. – Nigdy nie chciałabym stanąć na drodze
mojego brata, kiedy jest w takim nastroju. Nigdy… Rozumiesz już? –
zapytała, z uwagą mierząc Elenę wzrokiem. – Dlatego tak bardzo zależało mi,
żebyś pojęła, że jesteś za niego odpowiedzialna równie mocno, co i on za ciebie.
Rozbudziłaś ludzkie uczucia i owinęłaś sobie wokół palca kogoś, kto nigdy
nie będzie człowiekiem. Skoro go kochasz, rób to po całości, zwłaszcza wtedy,
gdy jest sobą.
„Bo w końcu
go kochasz, prawda?” – przypomniała sobie słowa Ciemności. To, w jaki
sposób się w nią wtedy wpatrywał, nagle nabrały sensu. – „Nawet mimo jego
prawdziwej natury”.
Gwałtownie
nabrała powietrza do płuc. Przez moment poczuła się tak, jakby ktoś z całej
siły zdzielił ją w brzuch – raz, a potem po raz kolejny. Mogła co najwyżej
stać i bezmyślnie wpatrywać się w Miriam, podczas gdy…
– A ty?
– doszedł ją jakby z oddali głos mamy. Choć Elena nie sądziła, że do tego
dojdzie, z ulgą przyjęła fakt, że wampirzyca zabrzmiała o wiele pewniej
i bardziej świadomie niż do tej pory. – Co z tobą w takim razie?
Też jesteś…
Nie
dokończyła, ale tak naprawdę nie musiała. Mira rozumiała ją aż nazbyt dobrze.
– Och, nie
przejmujcie się. Ja mogę co najwyżej zacząć się do was zalecać. – Wywróciła
oczami. – Pożądanie nie jest aż takie zabójcze, chociaż… Wiesz co? Jak spróbuję
pocałować waszą córkę, po prostu mnie zabijcie.
W normalnym
wypadku Elena by na nią warknęła. Zareagowałaby w jakikolwiek sposób, aż
nazbyt świadoma, że Miriam próbowała ją prowokować – być może chcąc rozluźnić
atmosferę, a może będąc po prostu sobą. Sęk w tym, że w tamtej
chwili dziewczyna zdecydowanie nie miała do tego głowy. Myślami była daleko, bezskutecznie
próbując uporządkować fakty.
Och,
Rafa…
Dłoń
nieznacznie jej drgnęła, ale Elenie udało się powstrzymać od instynktownego
muśnięcia palcami policzka. Dlaczego jej nie powiedział? Czy powinna zauważyć już
wtedy? Nie wspominając o tym, czy ta wiedza zmieniłaby cokolwiek, gdyby…?
Światłość
znów się smuci.
Wzdrygnęła
się, błyskawicznie zwracając z powrotem ku skrytemu w mroku demonowi.
W tamtej chwili już nie czuła względem niego obaw, w gruncie rzecz
żałując, że nie była w stanie ot tak otoczyć go ramionami i po prostu
uściskać.
– Nie
przejmuj się – mruknęła, bezskutecznie próbując wysilić się na blady uśmiech.
Mimo wszystko czuła, że wyszło jej to marnie. I to najdelikatniej rzecz
ujmując. – Ale dzięki, Mgiełku.
Mgiełku?
Dopiero
wtedy uświadomiła sobie, że jednak wypowiedziała te słowa na głos. Choć nie
sądziła, że będzie do tego zdolna, udało jej się parsknąć śmiechem – nieco
nerwowym, histerycznym wręcz, ale jedna szczerym.
– Wybacz.
Muszę się jakoś do ciebie zwracać – wyjaśniła usłużnie. – Ehm…
Więc to
jest imię?, drążył i w tamtej chwili zabrzmiał na bardziej podekscytowanego
niż jakkolwiek zagniewanego.
– Na wrota
piekielne… – mruknęła gdzieś za jej plecami Mira, ale Elena bez żalu zdecydowała
się ją zignorować.
– Ta… Tak,
jasne. Czemu nie. To może być twoje imię – stwierdziła, po czym zesztywniała,
kiedy mgła bez jakiegokolwiek ostrzeżenia ruszyła w jej stronę.
Nigdy
nie miałem imienia… Dzięki ci, dobra Światłości.
Coś w jego
tonie sprawiło, że sama nie była pewna czy się śmiać, czy może płakać. Brzmiał
jak uradowane dziecko, któremu ktoś właśnie powiedział, że gwiazdka w tym
roku wypada nie tylko wcześniej, ale na dodatek podwójnie. W oszołomieniu
nie była w stanie nawet zwrócić mu uwagi na to, że znów nazywał ją Światłością,
nie Eleną. W gruncie rzeczy zaczynało jej być wszystko jedno.
–
Skończyłaś już się bawić? – odezwała się ponownie Miriam. – Znalazłaś sobie
kolejne zwierzątko, świetnie. Czy teraz możemy…?
Nie miała
okazji, żeby dokończyć myśl. Reszta jej słów zaginęła w huku, który
rozbrzmiał, gdy coś w impetem uderzyło w zamknięte, zastawione szafą
drzwi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz