15 lipca 2019

Trzysta trzydzieści jeden

Elena

Zaczęło się na krótko po wyjściu z sali.
Wciąż trzęsła się na samo wspomnienie tego, co się wydarzyło. Nerwowo ściskała dłoń mamy, próbując choć trochę ją uspokoić, to jednak wydawało się z góry skazane na niepowodzenie, skoro sama wciąż czuła się tak, jakby w każdej chwili mogła przewrócić się przez nadmiar emocji. To wszystko wciąż jawiło się Elenie niczym sen – powoli zachodzący o zaczątki komedii koszmar. Chcąc nie chcąc wciąż to rozpamiętywała – każde słowo Ciemności, jego propozycję, wybuch Rafy… Aż po moment, w którym wylądowała w tej dziwnej świątyni, by finalnie jakimś cudem wrócić do sali.
Nie miała pojęcia, ile z tego mogła uznać za prawdę. Równie dobrze mogła śnić na jawie, ale to wcale nie było takie proste. Wciąż czuła się obolała, choć ślady krwi – zarówno jej, jaki i Aldero – zniknęły, zaś dyskomfort równie dobrze mógł się brać ze sposobu, w jaki przez cały czas napinała mięśnie. Tak naprawdę jej samopoczucie pozostawało w tym wszystkim najmniej ważne.
Milczeli, ale tak było lepiej. Elena nie mogła pozbyć się wrażenia, że wszyscy wciąż byli w szoku. Cóż, ona na pewno, to zresztą pozostawało jedynym wyjaśnieniem tego, dlaczego wciąż nie osunęła się na kolana i znów nie zaczęła płakać – tym razem wcale nie ze wzruszenia.
Wróciła. Najwyraźniej wciąż była żywa, ale to tak naprawdę nie czyniło niczego łatwiejszym. Martwiła się o Aldero i o to, co mogło się wydarzyć. Unieruchomiła go, bo musiała, jednak to nie zmieniało najważniejszego: że teraz był całkowicie bezbronny.
Dłoń nieznacznie jej zadrżała, co uświadomiła sobie w chwili, w której mama wzmocniła uścisk. Elena spojrzała na nią w roztargnieniu, myślami wciąż gdzieś daleko. Wymieniły krótkie, wymowne spojrzenia, choć dziewczyna szczerze wątpiła, by matka choć podejrzewała, jakie targały nią emocje. Chyba nawet wolała, by Esme nigdy nie musiała się tego dowiedzieć.
Nie tak… Wszystko po prostu było nie tak.
– Wydaje mi się, czy to miejsce jest teraz inne?
Natychmiast spojrzała na ojca, skutecznie wyrwana z zamyślenia jego słowami. Odezwał się po raz pierwszy od chwili, w której jeszcze w sali wypytywał ją o to, czy wszystko było w porządku. Kłamała, powtarzając, że jak najbardziej. Swoją drogą, jakoś nie wątpiła, że jej nie uwierzył, ale nawet jeśli tak było, nie skomentował tego w żaden sposób. Miała wrażenie, że tak naprawdę już i tak wystarczającym wyzwaniem była dla niego myśl o tym, że prawie umarła – i to po raz kolejny.
Dla Eleny również. W gruncie rzeczy nie dowierzała temu, co działo się wokół niej. W efekcie dopiero po słowach Carlisle’a zdecydowała się rozejrzeć dookoła, w końcu poświęcając uwagę pogrążonym w półmroku, zdobionych obrazami korytarzom. Wciąż wyglądały jak wnętrze bogato urządzonej rezydencji, ale wcale nie czuła się w takich warunkach dobrze.
– Ojciec kontroluje rzeczywistość. Trudno powiedzieć, jak to miejsce w ogóle powinno wyglądać – wtrąciła Mira. Jej głos zabrzmiał w niecierpliwy, zdradzający przede wszystkim podenerwowanie sposób. – Chociaż to nie do końca iluzja. Sen na jawie brzmi jak lepsza opcja – dodała, ale jej słowa w najmniejszym stopniu nikogo nie uspokoiły. Jak Elena znała tę kobietę, wcale nie miały.
– Sen na jawie… – powtórzyła cicho Esme.
Miriam wzruszyła ramionami. Dotychczas szła u boku Rafaela, jednak po przerwaniu pełnej napięcia ciszy, wystąpiła naprzód, ostatecznie decydując się przejąć prowadzenie. Elena mimochodem zauważyła, że demonica wciąż była spięta, a jej oczy lśniły w podejrzany, zdradzający nadmiar emocji sposób.
– Znajome, prawda? Tak jak z Łowcą. – Mira westchnęła, jakby sfrustrowana koniecznością wnikania w szczegóły. – Ojciec nigdy nie pojawił się aż tak osobiście. Nie w rozmowie ze mną – mruknęła, nagle zniżając głos do szeptu. – Rafa…
– Z nikim nie rozmawiał w ten sposób – uciął ze swojego miejsca demon. – Zwykle… Cóż.
– Miesza innym w głowach? – zasugerowała z powątpiewaniem Elena.
Nie mogąc się powstrzymać, zmierzyła Rafaela wzrokiem. Nie wyglądał tak pewnie jak zazwyczaj, w gruncie rzeczy wydając jej się bardziej ludzki niż zazwyczaj – i to nawet mimo pary czarnych, złożonych na plecach skrzydeł. Z drugiej strony, może to ona nie potrafiła patrzeć na niego tak jak do tej pory, w pamięci wciąż mając każde ze słów, które padło z jego ust. Samo wspomnienie wystarczyło, by zapragnęła do niego dopaść, wpaść mu w ramiona i pocałować, choć to zdecydowanie nie było dobrym momentem na nadmierną emocjonalność.
– To zależy. Raczej… – Demon zawahał się na moment. Elena nie mogła pozbyć się wrażenia, że patrzył na nią w bardziej przenikliwy, niepokojący sposób niż do tej pory. – Dobrze manipuluje cudzymi lękami, ale też pragnieniami. Słyszałem, że zwykle pojawiał się w najbardziej atrakcyjnej formie dla tego, kogo pragnie zwieść… Tyle że tym razem było inaczej. Tak sądzę. – Przez twarz Rafaela przemknął cień. – Nigdy nie walczyliśmy. I nigdy nie wydawał mi się aż tak prawdziwy.
– Ale skoro to iluzja… – zaczęła Esme, ale nie dokończyła. W zamian wyprostowała się niczym struna, zamierając i niespokojnie spoglądając w przestrzeń. – Czy wy też słyszycie płacz?
Jej słowa wystarczyły, by dookoła jak na zawołanie zapanowała nieprzenikniona cisza. Elena pytająco spojrzała na matkę, czując, że coś w nieprzyjemny sposób przewraca jej się w żołądku. Z bijącym sercem sama również się zatrzymała, nasłuchując i próbując wychwycić jakiekolwiek oznaki tego, że coś mogłoby być nie tak, ale odpowiedziała jej wyłącznie pełna napięcia cisza.
– Nie bardzo – przyznała zgodnie z prawdą, mimowolnie zniżając głos do szeptu. Lekko przekrzywiła głowę. – Niczego nie słyszę.
– Esme? – zaniepokoił się Carlisle.
Wampirzyca nawet na nich nie spojrzała. Wciąż z uwagą wodziła wzrokiem po korytarzu, myślami wydając się być gdzieś daleko. Złociste tęczówki pociemniały, a źrenice rozszerzyły się nieznacznie.
Kobieta bez jakiegokolwiek ostrzeżenia ruszyła się z miejsca, nagle zaczynając niespokojnie krążyć.
– Słyszę dziecko. Wciąż płacze – nie dawała za wygraną. – I mnie wzywa.
Jedynie wpatrywali się w nią bezradnie, coraz bardziej zdezorientowani. Niepokój powrócił i to ze zdwojoną mocą, jedynie utwierdzając Elenę w przekonaniu, że zniknięcie Ciemności niczego nie zmieniało. Słowa o tym, że puszczał ich wolno, tym bardziej nie miały znaczenia.
Nie zdążyła zareagować, kiedy mama tak po prostu ruszyła się z miejsca. Otworzyła usta, gotowa zaprotestować, ale w porę ubiegł ją Rafael. Ledwo wychwyciła ruch, kiedy demon dosłownie zmaterializował się na drodze Esme, w następnej sekundzie w gwałtowny, zdecydowanie niedelikatny sposób chwytając kobietę za nadgarstek.
– Żadnego. Rozdzielania – oznajmił przez zaciśnięte zęby, cedząc kolejne słowa tak, że zabrzmiały niczym oddzielne zdania.
Coś w jego tonie przyprawiło Elenę o dreszcze. Zabrzmiał inaczej niż wcześniej, gdy z jego ust padały stwierdzenia, którymi z taką łatwością przyprawił ją o łzy. Przez moment chciała się wtrącić, ale w ostatniej chwili powstrzymała się, próbując przekonać samą siebie, że tak było lepiej. To, że Rafael mógłby denerwować się akurat w tej sytuacji, wydawało się najzupełniej naturalne.
– Ale… – doszedł ją słaby głos Esme, jednak demon nie pozwolił kobiecie dokończyć.
– Tam niczego nie ma – oznajmił nieznoszącym sprzeciwu tonem. – Niczego – powtórzył z naciskiem. – Pamiętasz, co przez tyle czasu powtarzałem? Sen na jawie. Mój ojciec wykorzystuje lęki, by manipulować cudzymi umysłami… Albo najgorsze wspomnienia – dodał, poluzowując uścisk na nadgarstku kobiety na tyle, że ta zdołała z jękiem się wycofać.
– Ja przecież…
Nie dokończyła. Zamarła w bezruchu, spazmatycznie chwytając oddech i chwiejąc się na nogach. Elena z zaskoczeniem doszukała się łez w jej oczach, chociaż w przypadku wampirzycy nie powinno być to możliwe. Ten świat jest inny, pomyślała w oszołomieniu, ale nawet ta świadomość, jak i sugestie Ciemności, kiedy to w sali z takim uporem naciskał na wspólną kolację, nie przekonały ją na tyle, by poczuła się jakkolwiek pewniej. Wręcz przeciwnie.
Esme z zaskoczeniem dotknęła wilgotnych policzków. Jej oczy rozszerzyły się nieznacznie, ale zaskoczenie bynajmniej nie sprawiło, że zdołała nad sobą zapanować. Wręcz przeciwnie, bo nagle po prostu rozpłakała się jeszcze bardziej, drżące palce wplatając we włosy i chwytając się za głowę.
– Wciąż je słyszę – jęknęła, z trudem wyrzucając z siebie kolejne słowa. – Wciąż płacze. Dlaczego…?
To Carlisle zareagował jako pierwszy, błyskawicznie dopadając do żony i bezceremonialnie biorąc ją w ramiona. Nawet jeśli sytuacja jakkolwiek wytrąciła go z równowagi, nie dał niczego po sobie poznać. On po prostu zareagował – w tak naturalny i oczywisty sposób, że Elena aż zwątpiła w to, dlaczego sama wciąż jak ostatnia kretynka tkwiła w miejscu. Powinna coś zrobić, nawet jeśli nie rozumiała. Cokolwiek się działo…
Ale przecież wiedziała. To była jedna z tych kwestii, której bliscy – w przeciwieństwie do istnienia demonów czy etapu panowania Isobel – nigdy przed nią nie ukrywali. Jak kiedyś stwierdziła Rosalie, gdyby historie poszczególnych członków rodziny doczekały się dobrego zakończenia, wszyscy od dawna byliby martwi. To tyczyło się również mamy, choć Elena nigdy tak naprawdę nie przyjęła do wiadomości tego, co wiązało się z przeszłością Esme. Mąż tyran, strata dziecka i skok z klifu, które…
Tym razem i ona nie zastanawiała się nad tym, co robi. Bezceremonialnie ruszyła przed siebie, dopadając do wampirzycy tak szybko, jak tylko było to możliwe. Skrzydła utrudniały poruszanie, ale kiedy wyciągnęła ręce, by również wziąć mamę w ramiona, przestały jakkolwiek jej przeszkadzać. Wręcz przeciwnie – odpowiadało jej to, że mogła wykorzystać również je, by ciaśniej przylec do wampirzycy i choćby tylko spróbować osłonić ją przed czymś, czego żadna z nich nie rozumiała.
– Hej – wykrztusiła, z trudem zapanowując nad drżącym głosem. – Jestem tutaj, tak? Wciąż masz mnie, mamo.
Coś ścisnęło ją w gardle, kiedy uprzytomniła sobie, jak rzadko pozwalała sobie na podobne zachowanie, zwłaszcza w ostatnim czasie. W którymś momencie coś poszło nie tak. Nie miała pojęcia kiedy i jak, ale nie chciała o tym myśleć, zwłaszcza że ta świadomość i tak nie była w stanie niczego zmienić. Chciała tego czy nie, pozostawała bardziej obojętna niż sądziła. Stała obok, odsuwając od siebie emocje i z uporem zaprzeczając wszystkiemu, co dawała jej rodzina. W tamtej chwili pożałowała nawet cichego ślubu bez świadków, choć tak naprawdę nie wyobrażała sobie, że w tamtym okresie mogliby rozegrać to z Rafaelem jakkolwiek inaczej.
Bez znaczenia, powtórzyła z uporem, próbując przekonać samą siebie, że to prawda. Odetchnęła, kiedy mama odwzajemniła uścisk, niemalże kurczowo tuląc ją do siebie. To był stanowczy, wręcz desperacki uścisk, który Elenie skojarzył się ze sposobem, w jaki wampirzyca trzymała ją na krótko po tym, jak dziewczyna z powrotem pojawiła się w sali. Było w tym coś desperackiego, zupełnie jakby Esme sądziła, że córka w każdej chwili znów mogłaby zniknąć, tym razem na dobre.
Zamknęła oczy. Spróbowała się uspokoić, ale to okazało się trudniejsze niż początkowo zakładała. Jak miałaby, skoro…?
Huk wystarczył, by wyrwać ja z zamyślenia. Wzdrygnęła się, prostując niczym struna i niemalże w panice wodząc wzrokiem dookoła. Dopiero po chwili zwróciła uwagę na Rafaela – zwróconego do niej plecami i wciąż opartego o ścianę, w którą – jak nagle sobie uświadomiła – musiał chwilę wcześniej uderzyć pięściami.
– Rafa? – wyrwało jej się.
Nie odpowiedział. Wciąż tam stał, a do Eleny z opóźnieniem dotarło, że nieznacznie drżał. To, że nerwowo napinał mięśnie, okazało się aż nadto wyraźne nawet z odległości.
Wciąż tuliła do siebie Esme, przez co nie od razu ruszyła się z miejsca. Ubiegła ją Mira, błyskawicznie zwracając się ku serafina.
– Bracie? – zaniepokoiła się. Jej głos zdradzał przede wszystkim niepokój i to mówiło samo za siebie. Zamartwiająca się Miriam wciąż była dla Eleny czymś nienaturalnym. – Wszystko w porządku?
– Żartujesz sobie? – mruknął w odpowiedzi. Głos Rafaela dla odmiany nie zdradzał żadnych emocji. – Nic nie jest w porządku. Oczywiście, że tak po prostu nie odpuści.
– Dlatego musimy stąd spadać. To już chyba ustaliliśmy – zauważyła przytomnie.
Tym razem odpowiedź padła dopiero po dłuższej chwili.
– Wy musicie.
Elena wyprostowała się niczym struna. Nie od razu przyjęła do wiadomości to, co wynikało z wypowiedzi demona, choć przekaz był aż nazbyt oczywisty. Mimo wszystko w pierwszym odruchu umysł dziewczyny odmówił przetworzenia faktów, w zamian podsuwając jej najbardziej błahe i niemożliwe rozwiązanie: to, że po prostu się przesłyszała.
– O czym mówisz? – zapytał Carlisle, dosłownie wyjmując Elenie to pytanie z ust. Cóż, prawie, bo sama miała ochotę ująć je w nieco mnie łagodny, bezpośredni sposób.
Również tym razem demon nie zareagował. Wciąż zaciskając dłonie w pieści, z wolna wyprostował się, w końcu odsuwając od ściany. Elena wyraźnie widziała dwa pasujące do kształtu jego rąk wgłębienia.
– Miriam – zwrócił się do siostry. Wypowiedział imię demonicy z taką dokładnością, że ta aż się wzdrygnęła. – Pamiętasz, co mi obiecałaś, prawda?
Okej, co znowu mnie ominęło?
Żaden z obecnych demonów nie palił się, by udzielić odpowiedzi. Mira milczała, z uwagą wpatrując się w brata – w intensywny, wręcz przerażony sposób. „No chyba cię pojebało” – wydawało się sugerować jej spojrzenie. Zwłaszcza Elena z łatwością mogła sobie wyobrazić, jak kobieta wypowiada akurat te słowa. To by do niej pasowało, zwłaszcza że w emocjach nigdy nie bawiła się w uprzejmości.
– Pamiętam – potwierdziła cicho. – Co jeszcze mam zrobić? – dodała, choć jej ton sugerował, że wcale nie paliła się do uległości. Zadanie tego jednego pytania przyszło jej z wyraźnym trudem.
– Nic. Skup się na tym, co wychodzi ci najlepiej: na przeżyciu. – Przez twarz Rafaela przemknął cień. – I nie żałuj sobie – dodał, a Mira wybuchła niemalże histerycznym śmiechem.
– Nie omieszkam.
Ich wymiana zdań nie miała sensu. Było w tym coś słodko-gorzkiego, zwłaszcza ze strony Miriam, choć Elena nie była pewna, co o tym sądzić. Wystarczyło, że wciąż ledwo panowała nad sobą i sposobem, w jaki tuliła do siebie mamę. Przynajmniej nie słyszała już, by Esme płakała, ale to i tak wydawało się nierzeczywiste. Co prawda musiałaby być naiwna, by uwierzyć, że Ciemność ot tak odpuści, ale mimo wszystko…
A teraz to.
– O czym wy, do jasnej cholery, mówicie!? – nie wytrzymała, bezceremonialnie wchodząc w słowo dopiero co przygotowującego się do przerwania ciszy Rafaelowi.
Chcieli tego czy nie, jej nie mogli zignorować. Nie pozwoliłaby na to, nagle wytrącona z równowagi i zdecydowanie nie skora do tego, by spokojnie przysłuchiwać się jakiejkolwiek wymianie zdań – zwłaszcza takiej, z której nie rozumiała niczego.
Puściła Esme, chociaż to okazało się trudniejsze, niż początkowo zakładała – i to nie tylko dlatego, że kobieta wciąż niespokojnie się do niej tuliła. Kątem oka podchwyciła zaniepokojone spojrzenie ojca, ale całą uwagę była w stanie poświęcić wyłącznie jednej osobie.
Poczuła się dziwnie, kiedy spojrzenia jej i Rafaela się spotkały. Wtedy też z całą mocą uderzyło ją, że coś było nie tak i to najpewniej już od dłuższego czasu. To, że był blady, zauważyła już wcześniej, zresztą jego stan nie wydawał się aż tak zaskakujący po wszystkim, co się wydarzyło. Mogła to zrozumieć. Tak jak i była w stanie pojąć, że przez większość czasu milczał, myślami będąc gdzieś daleko. Kiedy sytuacja zaczynała być stresująca, Rafael robił wszystko, by zachowywać się praktycznie, nieważne, co miałoby to oznaczać. Towarzyszące mu napięcie wydawało się naturalne, jak i skupienie na czymś, czego Elena mogła co najwyżej się domyślać.
Tyle że tym razem w grę wchodziło coś więcej. Zrozumiała to w chwili, w której ich spojrzenia się spotkały, a ją kolejny raz oszołomił błękit jego oczu – zwykle przypominających niebo, ale w tamtej chwili…
Obojętność. Dostrzegła przede wszystkim obojętność, którą próbował zamaskować coś jeszcze.
– Podejdź tu do mnie, lilan.
Z jakiegoś powodu nie od razu zdołała zareagować na jego słowa. Poruszając się trochę jak w transie, przestąpiła naprzód, wciąż uważnie go obserwując. Demony miały to do siebie, że towarzysząca im aura sugerowała raczej, że należałoby rzucić się do natychmiastowej ucieczki, aniżeli zmniejszyć dystans. Sęk w tym, że już dawno temu nauczyła się ignorować to pragnienie, zwłaszcza gdy chodziło o Rafaela.
Do tego momentu.
Była pewna, że wyczuł jej obawy. Mogła wręcz przysiąc, że przez jego twarz przemknął cień, ale stało się to tak szybko, że równie dobrze mogło okazać się wyłącznie jej wrażeniem. Nie zaprotestowała, kiedy Rafael bez jakiegoś ostrzeżenia wyciągnął dłonie ku jej twarzy, w końcu rozprostowując dotychczas zaciśnięte w pięści palce.
– Skoro już mowa o obietnicach, też złożyłem ci jedną… Możesz coś dla mnie zrobić, najdroższa? – zapytał cicho, ostrożnie dobierając słowa.
– Dlaczego właśnie zaczęłam się ciebie bać, Rafa? – wypaliła, zanim zdążyła ugryźć się w język.
Ułożone na jej policzkach dłonie drgnęły, ale ich nie zabrał. Czuła, że było coś wymuszonego w sposobie, w jaki przeciągnął palcami po jej twarzy.
– Wciąż nie powiedziałem ci tak wielu rzeczy… – westchnął, ignorując jej wcześniejsze pytanie. Nie wyglądał nawet poirytowanego tym, że nie zareagowała na słowa, które sam wypowiedział, wyraźnie oczekując dość konkretnej reakcji. – To też było takie oczywiste…
– Bredzisz od rzeczy.
Kąciki jego ust drgnęły, ale się nie uśmiechnął. Wciąż nerwowo napinał mięśnie, z każdą kolejną sekundą coraz bardziej nieudolnie panując nad drżeniem.
– Zrzuciłem winę na ciebie i Huntera, a problem cały czas leżał we mnie.
Brwi Eleny powędrowały ku górze. To zdecydowanie nie były słowa, które spodziewała się usłyszeć.
– Co ja przed chwilą powiedziałam? – zapytała, potrząsając z niedowierzaniem głową. – Bre… – zaczęła raz jeszcze, ale tym razem nie dał jej dokończyć.
– Cokolwiek się teraz stanie… to bogini mi świadkiem – podjął, starannie dobierając słowa – że tego nie chciałem. Zwłaszcza jeśli chodzi o ciebie – oznajmił, w następnej sekundzie bezceremonialnie przyciągając ją do siebie. Zadrżała, kiedy poczuła jego ciepły oddech na policzku. Kolejne słowa wyszeptał wprost do jej ucha, tak ciche, że nawet mimo wyostrzonych zmysłów miała problem z tym, by je zrozumieć. – Obiecałem ci, Eleno, że umrzesz dopiero wtedy, gdy ja wyrażę na to zgodę… A na tę chwilę absolutnie nie wyrażam.
– Nie rozumiem, co…
– Nie chcę wyjść na kłamcę – podjął, kolejny raz ją ignorując – więc zrób dla mnie jedno: niezależnie od konsekwencji, nie pozwól mi się zabić. Rozumiemy się, najdroższa?
Nie dał jej czasu na wyjście z szoku. Nie zdążyła nawet otworzyć ust, a co dopiero zastanowić się nad znaczeniem tego, co sugerował jej Rafael. Wszystko potoczyło się błyskawicznie, bardziej gwałtownie niż w momencie, w którym zaatakował ją Aldero.
Zatoczyła się, kiedy demon bezceremonialnie odepchnął ją od siebie. Cudem nie upadła, w ostatniej chwili odzyskując równowagę. Zdążyła tylko zauważyć, że demon błyskawicznie się przemieścił, dosłownie rzucając się ku niej.
Mira zmaterializowała się przed nią tak nagle, jakby nagle nauczyła się teleportować. Rozłożyła skrzydła, osłaniając Elenę i z sykiem osuwając się na kolana, kiedy brat z impetem uderzył ją w plecy. Zdołała poderwać się z powrotem na równe nogi, błyskawicznie odsuwając od Rafaela i w pośpiechu niemalże zwalając wciąż oszołomioną Cullenówne z nóg.
– Na co czekasz, idiotko? – wycedziła, napinając mięśnie i szykując się do kolejnego ataku. – Ruszcie się w końcu! Całą trójką!
Te słowa ja otrzeźwiły. Cóż, do pewnego stopnia, bo do Eleny nie od razu dotarło do, co działo się wokół niej. To, że ruszyła się z miejsca, bezceremonialnie rzucając do biegu, zawdzięczała wyłącznie instynktowi, który momentalnie przejął kontrolę nad jej ciałem.
To niemożliwe… Niemożliwe.
Tyle że kolejny raz zdrowy rozsądek okazał się nie mieć racji bytu. Nie w opanowanym przez Ciemność świecie.
Potykając się o własne nogi, popędziła w głąb korytarza. Gdzieś za plecami wyraźnie usłyszała trzepot demonicznych skrzydeł.

1 komentarz:









After We Fall
stories by Nessa