10 lipca 2019

Trzysta dwadzieścia osiem

Claire
– Co tu robimy? – zapytała, niespokojnie rozglądając się po okolicy.
Nie znała tej części Seattle. Co prawda wszystko wskazywało na to, że znajdowali się w dzielnicy portowe, ale nawet ta wiedza nie wydała się Claire wystarczająca. Jakby tego było mało, zamiast przejmować się, że właśnie wylądowała w jakimś ślepym zaułku w towarzystwie dwójki w zasadzie obcych nieśmiertelnych – w tym ciotki, której miała do zarzucenia naprawdę wiele – była w stanie myśleć wyłącznie o tym, że właśnie tracili czas.
Claudia nie odpowiedziała, milcząca i pogrążona we własnych myślach. W tamtej chwili po raz kolejny zachowanie kobiety skojarzyło się Claire z tym, w jaki sposób zazwyczaj reagował Rufus. Kiedy w grę wchodził jakikolwiek plan, tata zwykle nie dbał o wyjaśnienia i wnikanie w szczegóły. Och, tak po prawdzie wampir po prostu liczył na to, że ewentualne towarzystwo albo zrezygnuje, albo w cudowny sposób domyśli się, co chodziło mu po głowie i bez słowa protestu się dostosuję. I to najlepiej bez zadawania zbędnych pytań.
Claire westchnęła, po czym wymownie spojrzała na Olivera. Po wyrazie jego twarzy poznała, że rozumiał niewiele więcej od niej. Jakkolwiek by jednak nie było, on bez wahania podążał za Claudią – krok w krok, niczym cień albo osobisty strażnik. Cisza w jego przypadku nie była niczym nowym, ale Claire i tak mimochodem pomyślała, że nie obraziłaby się nawet za kilka naskrobanych pośpiesznie karteczek – czy to z informacjami, czy jakimiś nic nie znaczącymi frazesami.
– Claudio… – zaczęła raz jeszcze, ale doczekała się wyłącznie przeciągłego westchnienia. Zaraz po tym wampirzyca jednak zdecydowała się na nią spojrzeć, przy okazji skutecznie zamykając bratanicy usta.
– Myślę. Naprawdę łatwiej o to, kiedy pracuje się w ciszy, wiesz? 
Coś w tych słowach sprawiło, że Claire zapragnęła się nerwowo roześmiać. Słodka bogini, zdecydowanie jakby słyszała ojca! Tym razem chcąc nie chcąc zdecydowała się zachować tę uwagę dla siebie, podejrzewając, że gdyby po raz wtóry spróbowała zasugerować coś podobnego Claudii, jak nic wylądowałaby w pobliskiej zatoce.
– Nie próbuję cię poganiać – zapewniła, chociaż obie wiedziały, że to było kłamstwo. Cóż, do pewnego stopnia na pewno. – Ale nie rozumiem, co robimy w mieście. Myślałam… – dodała, ale w ostatniej chwili ugryzła się w język.
„Myślałam, że chcesz pomóc”. Dokładnie te słowa cisnęły jej się na usta, ale Claire mimo wszystko nie zdecydowała się ich wypowiedzieć. Tak naprawdę Claudia niczego nie musiała. Dawała jej to do zrozumienia od samego początku, choć zarazem z jakiegoś powodu wciąż była obok. Cóż, nigdy tak naprawdę otwarcie nie wyrzuciła jej za drzwi, nawet jeśli zmienne nastroje wampirzycy sugerowały, że miała na to ochotę. Jakkolwiek by jednak nie było, ostatecznie sama zaryzykowała przyjście aż do domu Licavolich, a to o czymś świadczyło.
A przynajmniej w to chciała wierzyć Claire. Jakaś jej cząstka wręcz krzyczała, że postępowała głupio, jednak dziewczyna niezmiennie ją ignorowała. Czuła, że nie powinna – nie po tym jak Seth… Ale choć samo wspomnienie o nim bolało, nie potrafiła ot tak znienawidzić Claudii. Chciała tego czy nie, naprawdę wierzyła, że intencje kobiety były dobre. Chroniła ją, cokolwiek miałoby to znaczyć i niezależnie od tego, jak brzemienne w skutkach nieporozumienie się z tym wiązało.
Nieporozumienie… To brzmiało niewinnie, kiedy myślało się o tym w ten sposób. Na pewno łatwiej niż gdyby utożsamiała Claudię z morderczynią – a przy tym o wiele bardziej naiwnie. Nie sądziła, by ktokolwiek zrozumiał, czym kierowała się, jeśli chodziło o tę wampirzycę. Cóż, na pewno nie Licavoli – nie po tym, co zrobiła Beau – a tym bardziej nie tata, ale… 
Była tutaj, czyż nie? Na dodatek żywa, choć Claudia miała wystarczająco wiele okazji, by ją zabić.
– To tutaj – usłyszała i to wystarczyło, by wyrwać ją z zamyślenia.
Poderwała głowę, spodziewając się… Cóż, dosłownie czegokolwiek, co wydałoby się ważne. Do tego jednak zdecydowanie nie zaliczała niepozornej, położnej gdzieś na uboczu uliczki, tak naprawdę w żaden sposób niewyróżniającej się na tle wszystkich innych które mijali. Odrapane ściany i ubogie, zaniedbane witryny znajdujących się tu sklepów nie zachęcały, Claire zresztą szczerze wątpiła w to, by potencjalna klientela docierała do tego miejsca. Nawet jeśli wszystko wskazywało na to, że i tak było zbyt późno na zakupy.
Spojrzała na Claudię, gotowa zasypać ją kolejnymi pytaniami, ale nie miała po temu okazji. Wampirzyca zdążyła ruszyć się z miejsca, szybkim krokiem zmierzając ku jednemu ze sklepików. Claire początkowo nawet go nie zauważyła – niepozornego wejścia wciśniętego między magazyn i jakąś tanią jadłodajnię. Z braku lepszych perspektyw popędziła za ciotką, ale nie od razu weszła do środka, na moment przystając przy wejściu, by spojrzeć na witrynę. Musiała zmrużyć oczy, żeby dostrzec cokolwiek przez zabrudzoną szybę, a co dopiero odczytać napis, który – jak sądziła – musiał pełnić rolę nazwy.
Cudawianki.
Nie, to zdecydowanie nie brzmiało jak rozwiązanie dręczących Claire problemów. Och, nie brzmiało jak rozwiązanie czegokolwiek!
Tyle że Claudia najwyraźniej uważała inaczej. Wkroczyła do środka, zdecydowanym gestem otwierając drzwi i przy okazji wprawiając w ruch zawieszony przy framudze dzwoneczek. Nie zawahała się nawet przez moment, w przeciwieństwie do Claire, która dopiero po chwili zdecydowała się wkroczyć do pogrążonego w półmroku, obcego pomieszczenia. Jeszcze zanim przekroczyła próg, uderzyła ją duchota i dziwna mieszanka zapachów, która momentalnie skojarzyła się dziewczynie ze świątynią. Zioła? Świecie? Coś w tym musiało być, choć nie miała styczności z kapłankami na tyle, by ot tak rozpoznać poszczególne składniki.
Tym dziwniejsze okazało się to, że mimo późnej pory, sklepik – czy gdziekolwiek się znajdowały – wciąż był otwarty. Nigdzie nie zauważyła żadnej rozpiski z godzinami czy dniami. Claudia też tego nie sprawdzała, zachowując się jak ktoś, kto działał pod wpływem chwili. Trudno było myśleć o dobrym, sensownym planie, skoro wszystko sprowadzało się do kilku decyzji, podjętych w zaledwie kwadrans. Przynajmniej Claire nie sądziła, by wampirzyca miała więcej czasu, by wymyślić cokolwiek konkretnego.
Wzdrygnęła się, kiedy tuż za plecami wyczuła ruch. Z opóźnieniem przeniosła wzrok na kroczącego tuż za nią Olivera, bynajmniej nie będąc w stanie odwzajemnić uspokajającego uśmiechu, który ten jej posłał. Co prawda poczuła się odrobinę pewniej, kiedy nieśmiertelny jak gdyby nigdy nic ujął ją pod ramię, ale to wciąż niczego nie wyjaśniało.
Potrzebowała dłuższej chwili, by w ciemnościach zauważyć jasne włosy Claudii. Ciotka stała plecami do niej, w pośpiechu klucząc między ciasnymi alejkami. Całą powierzchnię niewielkiego sklepiku zajmowało zaledwie kilka zawalnych najróżniejszymi rzeczami regałów i podłużna, wieńcząca pomieszczenie lada. W powietrzu prócz ziół i gryzącego zapachu dymu, dało się wyczuć przede wszystkim kurz. Wrażenie było takie, jakby nikt od bardzo dawna nie tylko tu nie sprzątał, ale przede wszystkim nie wpadł na pomysł, by choć trochę przewietrzyć.
Claire niespokojnie wodziła wzrokiem na prawo i lewo, z każdą kolejną sekundą coraz bardziej zdezorientowana. Gdzie byli? Na pierwszy rzut miejsce skojarzyło jej się z księgarnią, zwłaszcza gdy zauważyła kilka ciężkich, starych tomiszczy na półkach, ale asortyment nie sprowadzał się wyłącznie do książek. O wiele właściwym określeniem wydawał się wręcz antykwariat, a przynajmniej tyle wywnioskowała, z powątpiewaniem spoglądając na inne, ustawione na regałach przedmioty. Problem polegał na tym, że nie wyglądały na zwykłe starocie, któryś ktoś pozbył się przy sprzątaniu strychu. Wyglądały na to zbyt niepokojąco.
Słoiczki, fiolki, dziwne figurki… Nawet świece wyglądały dziwnie, pokryte bliżej nieokreślonymi, starannie wyżłobionymi w wosku symbolami. Uniosła brwi na widok pentagramu, choć pamiętała, że symbol ten według wierzeń służył przede wszystkim ochronie, nie zaś rozpoznaniu satanistów. Dziwne symbole z kolei skojarzyły jej się z runami, choć nie wiedziała o nich zbyt wiele. Zapamiętywała szczegóły z książek, które czytała, ale to zdecydowanie nie były tematy, które byłyby jej jakkolwiek bliskie.
Wzdrygnęła się, nagle czując jeszcze bardziej nieswojo. To miejsce zdecydowanie nie przypominało zwykłego sklepu, do którego ludzie przychodzili na co dzień. Claudia z kolei nie była zwykłą klientką, chociaż…
Och, bez żartów, jęknęła w duchu, zupełnie jakby w ten sposób mogła odrzucić od siebie niechciane emocje i myśli. Jakaś jej cząstka – ta rozsądna, twardo stąpająca po ziemi – wciąż stanowczo protestowała temu, co powiedziała jej ciotka. Czary nie wchodziły w grę. Magia tym bardziej, zresztą jak i jej praktykowanie przez czarownice. Jeśli zaś chodziło o to, co zobaczyła… To też musiało się dać jakoś wytłumaczyć, prawda? Nie miała jeszcze pewności w jakiś sposób, ale wciąż szukała, w duchu raz po raz powtarzając sobie, że to po prostu kolejny dar – wyjątkowy, inny, ale jednak niewiele bardziej odmienny od tego, co potrafili telepaci.
Ale i w to podświadomie wątpiła.
Myślała, a jednak nic sensownego nie przychodziło jej do głowy – nie w taki sposób, jak mogłaby tego oczekiwać. Bo Claudia tak naprawdę nie miała powodów, żeby kłamać. To sprawiało, że Claire czuła się jedynie bardziej przerażona, wciąż mając wrażenie, jakby świat, który znała do tej pory – prosty, rządzący się oczywistymi zasadami, które miały sens – zaczynał się sypać. Odtwarzanie w myślach układu pierwiastków już nie pomagało jej poczuć, że wszystko było w porządku. Przestało całe lata temu, gdy w końcu przyjęła do świadomości, że proroctwa, które wychodziły spod jej ręki, były czymś więcej, aniżeli przypadkowymi wierszami.
A teraz to.
– Halo? – doszedł ją spięty głos Claudii. Dopiero w chwili, w której wampirzyca przerwała panującą ciszę, Claire uświadomiła sobie, że i ona nie była aż tak pewna siebie, jak wydawało się do tej pory. – Czuję, że pani tutaj jest. Nie wiem, czy mnie pani pamięta, ale…
– Oczywiście, dziecko.
Nowy głos rozbrzmiał, bynajmniej nie od strony, z której ktokolwiek spodziewał się go usłyszeć. Claire zesztywniała, nagle prostując się niczym struna, gdy dotarło do niej, że dochodził… nie zza lady, ale bezpośrednio zza jej pleców. Odwróciła się gwałtownie, w panice omal nie nokautując wciąż stojącego tuż obok Olivera – i to tylko po to, by w następnej sekundzie bezmyślnie wpatrywać się w całkowicie niepozorną, drobną staruszkę.
Nie miała pewności, jakim cudem nie zauważyła kobiety wcześniej. Co prawda ta okazała się niska i drobna, ale na pewno nie można było jej uznać za niewidoczną. Całkiem siwe, niemalże srebrzyste włosy upięła w ciasny kok, chociaż kilka kosmyków zdołało umknąć przytrzymującym je wsuwkom. Garbiła się nieznacznie, przez co wydawała się mniejsza, ale i tak miała w sobie coś takiego, co przyciągało wzrok. I nie, nie chodziło tylko o to, że skórę miała bladą jak papier i pomarszczoną tak bardzo, że równie dobrze mogłaby uchodzić za suszoną śliwkę.
Najniezwyklejsze okazały się jej oczy. Claire poczuła się co najmniej nieswojo, kiedy spoczęły na niej dwie białe plamy – tęczówki jaśniejsze od jej własnych po tym, jak już zdarzało jej się napisać kolejny wiersz. Różnica polegała na tym, że podczas gdy w jej przypadku srebrzysty kolor świadczył zwykle o nowym proroctwie, a z czasem wypierał go znajomy błękit, staruszka przed nią była najzwyczajniej w świecie niewidoma.
Cisza miała w sobie coś przejmującego. W milczeniu tkwiła u boku Olivera, próbując poukładać sobie wszystko to, co działo się wokół niej. Cóż, bezskutecznie, a obecność tej kobiety jedynie czyniła sprawy jeszcze trudniejszymi. W otoczeniu tych wszystkich rzeczy, zapachu ziół i dymu, nie przypominała zwykłego człowieka. Co prawda bez wątpienia nim była, ale Claire i tak poczuła się zdezorientowana. Ledwo czuła słodki zapach krwi, skutecznie przytłumiony przez całą mieszankę innych, mdlących wręcz woni. Serce kobiety z kolei biło tak cicho i wolno, że aż zaczęła się martwić o to, czy przypadkiem samo z siebie się nie zatrzyma.
– Aczkolwiek jestem zaskoczona, że wróciłaś – podjęła jak gdyby nigdy nic kobieta, bez pośpiechu ruszając ku kontuaru. Jak na kogoś, kto nie wiedział, poruszała się zaskakująco sprawnie, nawet przez moment nie wyglądając na bliską, by się z czymś zderzyć. – Na dodatek nie sama. Mało kiedy mam tu taki tłok.
– Do rzeczy – zniecierpliwiła się Claudia. Wyprostowała się niczym struna, wyraźnie spinając, choć wraz jej twarzy nie uległ zmianie. Na pierwszy rzut oka wydawała się obojętna. – Z cały szacunkiem, ale nie mam czasu na pogawędki. Potrzebuję jeszcze kilku rzeczy – wyjaśniła, w pośpiechu wyrzucając z siebie kolejne słowa.
W normalnym wypadku Claire spróbowałaby jakkolwiek zasugerować jej, żeby była milsza. Tylko trochę, choć szczerze wątpiła, by jej prośby wystarczyły, by wampirzyca spuściła z tonu i choć trochę się rozluźniła. Sytuacji jednak było daleko do normalności – i to w równym stopniu, co i obsługującej sklep kobiecie.
– Naturalnie. – Staruszka nie brzmiała na jakkolwiek urażoną czy zmartwioną pobrzmiewającym w głosie wampirzycy zniecierpliwieniem. – To zła noc. Pełna cieni.
Gwałtowny dreszcz wstrząsnął całym ciałem Claire w odpowiedzi na te słowa. Komentarz brzmiał niewinnie, jakby rzucony mimochodem i pozbawiony większego znaczenia, a jednak…
– Potrzebuję diagramów. Kwadratów magicznych – oznajmiła Claudia, za wszelką cenę próbując ignorować kolejne komentarze starszej kobiety. – Muszę…
– Potrzebujesz ochrony. Zwłaszcza teraz.
Słowa zamarły Claudii na ustach. Urwała gwałtownie, przez chwilę wyglądając jak ktoś, kogo nagle uderzono w brzuch. Opanowanie zniknęło na rzecz mieszanki szoku, zdenerwowania i – co najważniejsze – nieopisanego wręcz strachu.
Wampirzyca dumnie uniosła głowę. Odrzuciła na plecy jasne włosy, w pośpiechu biorąc się w garść.
– Powiedziałam już, że nie mam czasu na…
– Dlaczego tak naprawdę tutaj przyszłaś? Nie jesteś osobą, która ot tak pomaga innym, prawda? – nie dawała za wygraną kobieta. – Poraniona dusza, która wciąż ucieka… Albo uciekała. – Jej puste, niewidzące oczy bez jakiegokolwiek ostrzeżenia powędrowały ku Claire. – Ale tutaj nie przyszłaś sama. Jesteście spokrewnione, ale ona nie jest twoją córką. To łono stało się puste, zanim wydało na świat życie – dodała, a dłoń Claudii drgnęła, na ułamek sekundy lądując na brzuchu.
– Wystarczy – wycedziła przez zaciśnięte zęby. – Nie przyszłam tutaj, żeby…
– Dam ci czego potrzebujesz. Po prostu się zastanawiam… Co się zmieniło, hm? – Kobieta w zamyśleniu przechyliła głowę. – Zraniona dusza. I druga, tak bardzo niewinna… Trwasz w równowadze, kochaniutka. Piękny umysł i wrażliwa dusza, która już teraz zaznała zbyt wiele krzywd… Masz piękny dar i nie mówię tu tylko o tym, co czynią dłonie – stwierdziła, starannie dobierając słowa. W tamtej chwili Claire była gotowa przysiąc, że kobieta naprawdę ją widziała, choć to przecież nie było możliwe. To, że chwilę później spojrzała na Olivera, również nie. – I jeszcze mężczyzna, który zaprzysiągł milczeć. Cisza to czasem błogosławieństwo.
Claire słuchała jej jak oczarowana, z każdym kolejnym słowem bardziej wytrącona z równowagi. Próbowała zebrać myśli, ale te raz po raz jej umykały, plącząc się ze sobą. Zapach kadzidełek stopniowo doprowadzał ja do szału, tak jak i napierająca ze wszystkich stron cisza.
Nie miało znaczenia, dlaczego tak naprawdę tutaj przyszli i czego potrzebowała Claudia. To zeszło gdzieś na dalszy plan, skutecznie wyparte przez słowa niewidomej kobiety – niepokojące i… trafne, choć to wydawało się niemożliwe. Tak robią wróżki, prawda? Puste słowa, które każdy może przyporządkować do siebie, pomyślała, ale i to nie wydało jej się właściwym wyjaśnieniem. Nie, skoro wiedziała, że oszukuje samą siebie.
Dźwięk tłuczonego szkła skutecznie wyrwał ją z letargu. Wzdrygnęła się, z opóźnieniem orientując się, że hałas spowodowała pękająca fiolka, którą Claudia strąciła z półki, kiedy błyskawicznie okręciła się na pięcie, bezceremonialnie ruszając ku wyjściu. Nie odezwała się nawet słowem, nie wspominając o spojrzeniu na wciąż tkwiącą przy ladzie staruszkę. Jakby tego było mało, wybiegła ze sklepu wampirzym tempem, nie dbając o to, że ktokolwiek mógłby zauważyć, że nie była człowiekiem.
Dzwoneczek przy drzwiach znów się odezwał, uprzytomniając wszystkim obecnym, że kobieta opuściła sklep.
Gdzieś u boku Claire, Oliver drgnął niespokojnie. Wymienili niespokojne spojrzenia, on dodatkowo robiąc takich ruch, jakby chciał jak najszybciej popędzić za Claudią. Ostatecznie nie zrobił tego, w zamian w dość znaczący sposób ściskając dłoń towarzyszącej mu dziewczyny.
– Ja… – wyrwało jej się, ale nie była w stanie dokończyć. Nie żeby w ogóle wiedziała, co powiedzieć.
Mętlik w głowie nie był niczym nowym, ale mało kiedy towarzyszył jej w towarzystwie człowieka. Nie chodziło nawet o wrażenie, że staruszka jakimś cudem wiedziała, że nie miała do czynienia z ludźmi – w końcu dla kogoś, kto wychował się w Mieście Nocy, uświadomieni śmiertelnicy nie byli niczym nowym. O wiele gorsze okazało się wrażenie, że te dziwne białe oczy dosłownie przenikały ją na wskroś, dostrzegając więcej, aniżeli Claire mogłaby sobie tego życzyć.
A przecież to nie powinno mieć miejsca. Po prostu nie mogło, tak jak i wszystko to, co powiedziała Claudia…
– Weź to. Mówiła, że będą wam potrzebne – oznajmiła jak gdyby nigdy nic kobieta. Pochyliła się, by z jednej z półek zdjąć coś, co okazało się plikiem zakurzonych, spiętych razem kartek. – I to – dodała, zgarniając z innego regału pełen woreczek z czymś, czego Claire nie była w stanie dostrzec przez czarny, satynowy materiał. – To tylko trochę białej szałwii, ale nie zaszkodzi. Och, no i ty… Podejdź tu, dziecino.
Nie chciała tego robić. Co prawda strach przed starszą kobietą wydawała się irracjonalny, ale nie mogła zapanować nad kolejnymi dreszczami i wciąż narastającym zwątpieniem. Nie miała pojęcia, jakim cudem ostatecznie udało jej się ruszyć z miejsca i na drżących nogach, poruszając się trochę jak w transie, jednak podejść bliżej.
Claudia przyszła z konkretnego powodu. Potrzebowała czegoś, co mogła jej dać ta kobieta, a skoro tak…
– Przepraszam, ale… nie mam pieniędzy – powiedziała w końcu, wyrzucając z siebie pierwsze słowa, które przyszły jej do głowy. – Claudia miała…
– To nic – ucięła natychmiast staruszka. Wyciągnęła przed siebie rękę w geście wystarczająco jednoznacznym, by dziewczyna zrozumiała, że powinna podać jej swoją. Uścisk staruszki okazał się zadziwiająco zdecydowany i silny, choć jej dłonie wydawały się nienaturalnie kruche. – Uznaj to za prezent. Zwłaszcza to – dodała, a potem – nie czekając na jakiekolwiek protesty czy reakcję ze strony Claire – wprawnym ruchem wsunęła jej coś na szyję.
Dziewczyna wycofała się gwałtownie, z wrażenia omal nie potykając o własne nogi. Nerwowo spojrzała na przedmiot, który zawisł między jej piersiami, do samego końca niepewna, czego powinna się spodziewać. Uniosła brwi, gdy zorientowała się, że to kolejny woreczek – również czarny, zawieszony na rzemyku i pachnący w oszałamiający, ale na swój sposób kojący sposób. Mogła tylko zgadywać, co znajdowało się w środku.
Coraz bardziej wytrącona z równowagi, na drżących nogach wycofała się ku wyjściu. W ostatniej chwili przypomniała sobie jeszcze o tym, żeby zgarnąć z lady diagramy, które tak bardzo interesowały Claudię.
– Dziękuję – wymamrotała. W zasadzie sprowadzało się to wyłącznie do nerwowego, ledwo słyszalnego szeptu i ruchu warg. – Ja… Do widzenia.
– Uważaj na siebie, Claire.
Z bijącym sercem wypadła z powrotem na ulicę. Dopiero tam zatrzymała się, by złapać oddech i choć przez moment pooddychać świeżym powietrzem. Nawet unoszący się w dzielnicy portowej zapach wydawał się lepszy od ciężkiej, przytłaczającej woni dymu i kadzidełek.
Co to, na litość bogini, było…?
Nerwowo powiodła wzrokiem dookoła, w oszołomieniu nawet nie zwracając uwagi na obecność podążającego za nią Olivera. Oboje niemalże w tym samym momencie ruszyli tropem z Claudii, szybko przekonując się, że ta nie odeszła daleko. Claire mimowolnie rozluźniła się, gdy odkryła, że wampirzyca odeszła zaledwie kilka metrów dalej, po prostu stojąc pod ścianą innego z budynków i jakby od niechcenia wpatrując się w przestrzeń.
Dopiero wtedy do Claire dotarło, że staruszka ze sklepu zwróciła się do niej po imieniu, choć nie powinna go znać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa