11 lipca 2019

Trzysta dwadzieścia dziewięć

Elena
Siedziała na posadzce, nerwowo kiwając się w przód i w tył. Ręce wciąż jej drżały, chociaż próbowała nad tym zapanować poprzez zaciśnięcie dłoni w pięści. Niewiele pomogło, Elena zaś czuła się raczej bliższa tego, by połamać sobie palce, a nie jakkolwiek się uspokoić. Słodki zapach wampirzej krwi nie pomagał, zresztą jak i spoczywające na jej kolanach ciało.
To nic. W końcu nie jest martwy, prawda?, pomyślała, ale i tak czuła się, jakby właśnie próbowała oszukać samą siebie. Wymowna, przenikliwa cisza dodatkowo pogłębiała wątpliwości, przez co już nie miało znaczenia to, co mimo wszystko wiedziała Elena. Co z tego, że wampiry nie umierały od kołka wbitego w serce – nie tak po prostu – skoro ten fakt nie zmieniał najważniejszego: tego, że zaledwie chwilę wcześniej zadźgała własnego kuzyna.
Słodka bogini, zabiła. Jak inaczej miała określić wbicie komukolwiek kawałka drewna w plecy? Jego serce się zatrzymało, co może i było normalne, ale dla Eleny pozostawało tak nienaturalne, jak tylko było to możliwe. Powody nie miały znaczenia. To, że nie miała innego wyboru, również nie.
Jej ciałem nie po raz pierwszy wstrząsnął gwałtowny dreszcz. Już nie płakała, ale bynajmniej nie dlatego, że czuła się lepiej. Wiedziała, że powinna coś zrobić, a przede wszystkim wydostać się z tego dziwnego miejsca, jednak nie miała pojęcia w jaki sposób. Gdziekolwiek się znajdowała, świat ten nie rządził się znajomymi prawami, w pełni uległy decyzjom Ciemności. Swoją drogą, jak dziwnie to brzmiało: inny świat.
Elena z wolna wypuściła powietrze. Spróbowała zebrać myśli, ale to okazało się równie trudne, co i próba pojęcia tego, co działo się wokół niej. Tak naprawdę wcale nie chciała rozumieć. Zachowanie Aldero, śmierć Lilly i to, że nie tak dawno temu sama umierała, kiedy płomienie…
Nie potrafiła dokończyć tej myśli. Sama próba zbyt mocno bolała, zresztą jak i wspomnienie krzyku mamy. Wiedziała jedynie, że to nie mogły być zaświaty czy jakkolwiek inaczej nazwać miejsce, w którym w teorii gromadzili się zmarli… Chyba. Powinna wiedzieć takie rzeczy, skoro już kiedyś umarła…?
Umarłam…
Zadrżała, po czym w pośpiechu odrzuciła od siebie niechciane myśli. Powinna wstać i działać, zwłaszcza że obiecała coś Aldero. I, cholera, zamierzała się z tego wywiązać, choć to wciąż brzmiało jak marny żart. Sama perspektywa wstania, zostawienia bezbronnego kuzyna i ruszenia w ciemność dosłownie Elenę paraliżowała – i to równie mocno, co i myśl o tym, co podczas jej nieobecności mogło dziać się w sali, w której ojciec Rafy zorganizował rodzinne spotkanie.
Gdzieś w pamięci zamajaczyło jej wspomnienie słów demona – układu, który jej zaproponował i na który wciąż była gotowa się zgodzić. Dlaczego po prostu ze mną nie porozmawiasz, skoro sam mnie tu sprowadziłeś?!, jęknęła w duchu, ale nie znalazła w sobie dość odwagi, by wypowiedzieć te słowa na głos. Wyzwanie Ciemności nie brzmiało jak najlepszy na świecie pomysł, zwłaszcza że ta słuchała i w każdej chwili mogła odpowiedzieć. W teorii to było właśnie tym, czego powinna oczekiwać Elena, a jednak…
Światłości?
Wyprostowała się niczym struna, słysząc dobiegający z mroku szept. W pierwszym odruchu napięła mięśnie, gotowa utożsamiać mentalny głos tylko z jedną osobą. Już raz się do niej odezwał, nawet na odległość mając kontrolę nad tym miejscem. Najwyraźniej to, że nie odważyła się do niego zwrócić, nie powstrzymało go przed pojawieniem się.
Dopiero potem zorientowała się, że głos nie należał do Ciemności. Mimo wszystko i tak poderwała się na równe nogi, rozkładając skrzydła i instynktownie osłaniając Aldero.
– Och… – wyrwało jej się, gdy w końcu pojęła z kim miała do czynienia. Albo raczej z czym, bo ledwo widoczna, zlewająca się ze wszechogarniającym mrokiem mgła nie wydawała się właściwa do utożsamienia z człowiekiem. – To ty.
Światłość jest smutna, padło w odpowiedzi.
Demon nie dodał niczego więcej, ale to nie miało znaczenia. Elena ze świstem wypuściła powietrze, niepewna w jaki sposób powinna zareagować na te słowa. Co prawda rozpoznała istotę, która zaatakowała ją w Przedsionku, a później poinformowała o kolacji, ale to nadal niczego nie wyjaśniało. Na pewno nie tego, czy w ogóle powinna czuć się przy niej bezpieczna.
– To ojciec cię przysłał? – zapytała wprost, decydując się postawić sprawę jasno.
Złożyła skrzydła, ale nie pozwoliła sobie na choćby chwilę rozluźnienia. Spróbowała przybrać stanowczy, nieco tylko naglący ton, trochę jak Rafael, gdy wydawał swojemu rodzeństwu rozkazy, oczekując konkretnych odpowiedzi. W tej sytuacji jak najbardziej ich potrzebowała.
Ojciec zajmuje się gośćmi, padło w odpowiedzi. Z trudem powstrzymała grymas, czując jak coś przewraca jej się w żołądku. Ale Światłość jest tutaj. Dlaczego?
Zawahała się przed odpowiedzią. Z jednej strony nie musiała nikomu z niczego się tłumaczyć, ale z drugiej… Nie wiedział, co się wydarzyło? Przyszedł z jej powodu? Te wnioski wydały się Elenie zbyt daleko idące, ale i tak nie mogła powstrzymać się przed takim kierunkiem myśli. Chciała zrozumieć, choć sama nie była pewna, czy faktyczne intencje demona miały jakiekolwiek znaczenie.
– Co tutaj robisz? – zapytała, ignorując fakt, że to demon jako pierwszy zadał pytanie.
Sądziła, że nie doczeka się odpowiedzi, zwłaszcza że sama mu jej nie udzieliła. Tym dziwniej poczuła się, gdy ta padła niemalże od razu – i że brzmiała na całkowicie szczerą.
Smutek Światłości czuć wszędzie. Tak jak i krew, choć to nie ty krwawisz… Eleno, dodał, jakby nagle przypomniał sobie, że nalegała, by zwracał się do niej po imieniu.
Otworzyła i zaraz zamknęła usta. Nie tego się spodziewała, choć akurat ta kwestia nie była w tym wszystkim aż taka dziwna. Jakby nie patrzeć, w ostatnim czasie działo się zdecydowanie zbyt wiele rzeczy, których nie miała szansy przewidzieć.
– Przejmujesz się? – wyrwało się Elenie, choć to stwierdzenie samo w sobie brzmiało niedorzecznie.
Jesteś żoną brata. Kazał cię chronić, odparł bez wahania nieśmiertelny. Ojciec też… Kiedyś nie chciał śmierci Światłości, a to tak, jakby kazał chronić, prawda?
Z niedowierzaniem potrząsnęła głową. Och, gdyby to było takie proste! Może z perspektywy tej istoty było, zwłaszcza że tok jej rozumowania wydawał się wręcz dziecinnie nieskomplikowany. Chyba w jakimś stopniu zaczynała tego zazdrościć.
– Muszę zobaczyć się z twoim ojcem – powiedziała w końcu, krzyżując ramiona na piersiach. Wyrzucenie z siebie tych słów przyszło jej z trudem.
Skoro tu jesteś, to ojciec najwyraźniej nie chce zobaczyć się z tobą, usłyszała w odpowiedzi. Z trudem powstrzymała sfrustrowany jęk, co najmniej rozczarowana odmową. W jakimś stopniu liczyła na to, że demon po prostu jej pomoże, nie zastanawiając się nad powodami, dla których znajdowała się w… Cóż, gdziekolwiek. Chociaż to dziwne, bo wcześniej bardzo chciał cię zobaczyć. Rozgniewałaś go, stwierdził po chwili wahania.
To też zabrzmiało prosto i logicznie, jak przyczyny i skutki – oczywiste zależności, które z perspektywy demona musiały być prawdziwe. W tamtej chwili Elenie trudno było stwierdzić, czy bardziej ją takie podejście fascynowało, czy może jednak zaczynało irytować.
– Co to znaczy? Musze z nim porozmawiać – zniecierpliwiła się. W pośpiechu wyrzucała z siebie kolejne słowa, próbując dobrać jak najprostsze z nich w nadziei, że dzięki temu zdoła cokolwiek osiągnąć. – Sam powiedziałeś, że chce mnie zobaczyć. Powinnam być na tej kolacji, więc… Och, nie możemy uznać, że po prostu się zgubiłam.
Tyle że się nie zgubiłaś.
– Skąd wiesz? – jęknęła, momentalnie tracąc cierpliwość.
Zdołała zarejestrować to, że mgła przesunęła się bliżej. Poczuła się nieswojo, kiedy demon zbliżył się do niej, zwłaszcza że aż nazbyt dobrze zdawała sobie sprawę z jego obecności. Zdążyła przywyknąć do specyficznej aury Rafaela, ale tym razem…
Przepraszam. Dużo w tobie negatywnych emocji.
Tyle wystarczyło, by instynktownie cofnęła się o krok. Słyszała, że demony żywiły się emocjami – zwłaszcza tymi skrajnymi i, co najważniejsze, skrajnymi. Mogła tylko zgadywać, co to tak naprawdę oznaczało, ale zdecydowanie nie miała ochoty zostać czyimkolwiek żywicielem.
– Nie zbliżaj się – zażądała, gniewnie mrużąc oczy.
Wcale nie poczuła się lepiej, kiedy demon usłuchał. Miała nawet wrażenie, że mgła nieznacznie się wycofała, ale i to nie zdołało w pełni Eleny uspokoić.
Przepraszam, Światłości, zreflektował się pośpiesznie. Pamiętam, że użyczyłaś mi krwi. Nie zrobiłbym niczego, czego byś sobie nie życzyła, dodał, na moment skutecznie wytrącając dziewczynę z równowagi tym, że próbował się tłumaczyć.
Kiedy mówił w ten sposób, wydawał się bardziej ludzki. Nie sądziła, że to w ogóle możliwe w przypadku kogoś, kto nawet nie dysponował konkretnym ciałem i tylko szeptał w jej głowie, ale jednak tak właśnie było. Co więcej, coś w jego słowach sprawiało, że mu wierzyło, choć kwestia zaufania komukolwiek w tym miejscu wydawała się co najmniej szalona.
Milczała, zdolna co najwyżej obserwować. Przynajmniej zdołała się uspokoić – na tyle, na ile było to możliwe, skoro skupiała się na konwersacji z kimś, kogo nawet nie mogła zobaczyć. Lęk choć na moment ustąpił, co prawda na rzecz frustracji, ale to wydawało się lepsze niż nic. Przynajmniej na dobry początek musiało wystarczyć.
Jakkolwiek by jednak nie było, bezruch niczego nie rozwiązywał. Wciąż trwała w tym dziwnym, pogrążonym w mroku miejscu – prawdziwym bądź nie, to akurat pozostawało kwestią drugorzędną. Miotała się, przytłoczona kolejnymi myślami i wątpliwościami. Rozmowa nie pomagała, tym bardziej że demon mimo wszystko nie zamierzał jej pomóc.
Zacisnęła usta. Wciąż pełna wątpliwości, z powątpiewaniem spojrzała wprost w pulsującą w ciemnościach mgłę.
– Dzięki, że przyszedłeś, ale nie potrzebuję ratunku. Wszystko ze mną w porządku – mruknęła, choć to zdecydowanie nie było prawdą. Cóż, przynajmniej w kwestiach, które demon najwyraźniej ignorował albo nie chciał się mieszać. Jakby nie patrzeć, we wszystkim wciąż chodziło o Ciemność. – Poradziłam sobie – dodała z nutką goryczy, wymownie spoglądając na posadzkę.
W tamtej chwili miała ochotę przekląć wyostrzone zmysły. Chciała tego czy nie, wciąż zbyt wyraźnie widziała cia… Aldero. Wciąż żył i tego zamierzała się trzymać, nawet jeśli jakaś jej cząstka z obawą interpretowała kolejne z podsuwanych przez zmysły bodźców – a może raczej ich brak. W końcu jak inaczej miałaby myśleć o kimś, kogo serce się zatrzymało, a oddech ucichł? Z technicznego punktu widzenia, naprawdę był martwy.
Zabiła go.
Nie wygląda, jakby było w porządku… Pozbyłaś się wroga?
Parsknęła pozbawionym wesołości śmiechem w odpowiedzi na te słowa. Och, gdyby ta istota zdawała sobie sprawę, kogo tak naprawdę Elena traktowała tu jak wroga!
– To nie jest mój wróg – oznajmiła tonem o wiele ostrzejszym, niż początkowo zamierzała. – Ja tylko… też próbuję chronić kogoś, kogo kocham.
Kochać…, powtórzył niczym echo.
Raz jeszcze z powątpiewaniem spojrzała w miejsce, z którego dochodził głos. Dlaczego w ogóle traciła czas na dyskusję, zamiast próbować działać? Och, gdyby jeszcze w grę po raz kolejny nie wchodził temat emocji i nieznających ich demonów…
– Uczucia są ważne – mruknęła. Przez moment poczuła się co najmniej dziwnie, zwłaszcza że te słowa zabrzmiały jak nic nieznaczący, oklepany już frazes.
Są dziwne. I zbędne.
Cóż, nie mogła zaprzeczyć. Jakoś nie wątpiła, że obojętność rozwiązałaby choćby kilka z dręczących ją problemów, ale… jakim kosztem? Zbyt wiele doświadczyła, by ot tak uznać to za bezwartościowe. Perspektywa utraty tak ważnych dla niej osób bolała, ale nic nie było w stanie sprawdzić, by Elena zaczęła tego żałować.
Zacisnęła dłonie w pięści, tym razem nie z nerwów, ale chcąc upewnić się, że obrączka wciąż znajdowała się na swoim miejscu. W jakiś pokrętny sposób ten drobiazg przynosił jej ulgę.
– Możliwe – powiedziała w końcu, starannie dobierając słowa. – Może tak jest, ale… – Wzruszyła ramionami. Skrzydła delikatnie zaszeleściły, kiedy się poruszyła. – Jak masz na imię? – dodała, coraz dziwniej czując się z koniecznością zwracania się do kogoś, kto jawił jej się co najwyżej jako bezcielesny głos w głowie.
Nie rozumiem.
– Twoje imię – zniecierpliwiła się. – Chcę wiedzieć, jak się do ciebie zwracać.
Nie potrzebuję żadnego, żebyś to robiła, Świa… Eleno, padło w odpowiedzi. Są zbędne, skoro ciągle trwamy w mroku.
– Ale Rafael i Mira… – zaczęła, jednak tym razem demon zdecydował się jej przerwać.
Są inni. I mają ciała, wyjaśnił w mechaniczny, jakby wyuczony sposób. My mamy słuchać i wykonywać rozkazy. Jak twoje, Eleno, dodał usłużnie. Prawie wszystkie.
Nie powstrzymała się od prychnięcia. Och, oczywiście! To byłoby zbyt proste, gdyby mogła poprosić o coś, co gryzło się z intencjami Ciemności.
– Tego nie rozumiem. Tych waszych… rozkazów. – Wywróciła oczami. W tamtej chwili czuła się gorzej niż wtedy, gdy próbowała dyskutować na ten temat z Rafaelem. – Teraz nie wykonujesz żadnych, skoro to nie ojciec cię przysłał. Przyszedłeś, bo wyczułeś, że jestem smutna. To nie są uczucia? – nie dawała za wygraną.
Odpowiedziała jej wymowna cisza. Mgła zafalowała i to wystarczyło, by Elena mimowolnie pożałowała swoich słów, niemalże pewna, że demon po prostu zniknie. Co prawda to rozwiązałoby problem dalszej rozmowy i zwlekania z działaniem, ale i tak przerażała ją perspektywa ponownego zostania samej w mroku. No, prawie, bo dwa trupy (w tym jeden prawie trup?) nie brzmiały jak doborowe towarzystwo, w którym pragnęła się znaleźć.
Pozwoliłaś spróbować swojej krwi, oznajmił w końcu demon. Jego głos zabrzmiał inaczej, bardziej łagodnie, jakby sam był zaskoczony tym, co nim kierowało. To było… Hm.
– Miłe? – podsunęła pod wpływem impulsu.
Może być miłe, zgodził się usłużnie. To było inne niż to, co czasem czuje. Takie inne. Bardziej… bardziej…
Nie dokończył, ale to nie miało znaczenia. Elena słuchała go w milczeniu, przez moment sama niepewna, w jaki sposób powinna zareagować na takie wyznania. Cholera, popsułam demona, pomyślała jedynie, przez moment mając ochotę histerycznie się roześmiać. Co prawda tym razem nie musiała żadnego całować, by do tego doszło, ale to i tak brzmiało jak marny żart. Jakby nie patrzeć, właśnie udało jej się zmusić tę istotę do tego, żeby zaczęła rozważać potencjalne emocje.
Czy w takim razie wszyscy je posiadali? Zawahała się, co najmniej oszołomiona tą myślą. W przypadku Rafaela łatwiej było jej sobie wyobrazić, że dysponował tą ludzką cząstką, zwłaszcza że z jej perspektywy na swój sposób był człowiekiem. Cóż, za takiego go uważała, kiedy nieudolnie podążał za nią krok w krok, zmuszony ukrywać skrzydła i prawdziwą naturę. Z innymi demonami jednak było inaczej, a Elena nie sądziła, że coś, co nawet nie byłoby materialne, a na domiar złego pochodziło od Ciemności, mogłoby zacząć czuć.
Tyle że wszystko na to wskazywało. W mniemaniu cienia, z których przyszło jej się po raz kolejny spotkać, chyba była miła. I najwyraźniej lubił ją na tyle, by przejąć się, że towarzyszył jej smutek.
Ktoś poprosił, żeby dotrzymać ci towarzystwa. I to nie ojciec… A ja naprawdę chciałem to zrobić, chociaż nie powinienem.
Poderwała głowę, co najmniej zaskoczona takim wyznaniem. Sama nie była pewna, co bardziej wytrąciło ją z równowagi – ta deklaracja czy może wynikające z niej wyznanie. Natychmiast otworzyła usta, gotowa zażądać bardziej szczegółowej odpowiedzi, ale zanim zdążyła sformułować jakąkolwiek, coś się zmieniło. Zesztywniała, choć sama nie była pewna dlaczego. Panujący dookoła mrok nie rozstąpił się nawet trochę, nic też nie zakłóciło panującej ciszy, a jednak…
A potem usłyszała aż nazbyt znajomy, dochodzący gdzieś jakby z oddali głos.
Elena…
Miriam
Wszystko było nie tak. W zasadzie to brzmiało jak niedopowiedzenie tysiąclecia, a wszystko wskazywało na to, że mogło być jeszcze gorzej. Jakby tego było mało, Mira trwała w samym środku tego szaleństwa, ale nie była w stanie zrobić niczego, by je powstrzymać.
Już tego doświadczyła. Przez moment poczuła się jak w Volterze, zmuszona obserwować jak sytuacja wymyka się spod kontroli, przybierając najgorszy z możliwych kierunków. Do tej pory pamiętała szał, w który wpadł Rafael, kiedy stracił Elenę. To był jeden z nielicznych razów, kiedy gniew brata przeraził ją do tego stopnia, by naprawdę pragnęła zejść mu z oczu. A przy tym pierwszy raz, gdy naprawdę drżała o swoje życie, gotowa wręcz przysiąc, że demon nie powstrzyma się przed rozerwaniem jej na kawałeczki.
Nie miało znaczenia, że tym razem w niczym nie zawiniła. To było do przewidzenia, bo wszyscy od dłuższego czasu wyczekiwali konfrontacji z ojcem. Miriam mogła co najwyżej zgadywać, w jaki sposób ta miała się potoczyć, ale i tak finał kolacji wytrącił ją z równowagi bardziej niż cokolwiek innego.
Eleny nie było. Jej matka wciąż szlochała, ale już przynajmniej nie próbowała wyrywać się z uścisku demonicy, po prostu tępo spoglądając w przestrzeń – wprost na miejsce, w  którym nie tak dawno temu płonął ogień, a teraz nie było niczego. To nie ma sensu… Zabijanie jej nie ma sensu, ojcze, powtarzała niczym mantrę w myślach, ale tak naprawdę i tego nie była pewna. Kiedy w grę wchodziły decyzje Ciemności, nic nie było oczywiste.
Ręce nieznacznie jej zadrżały, choć próbowała tego nie okazywać. W pewnym momencie już nie była pewna, czy to ona przytrzymywała Esme, czy może to wampirzyca była jedynym, co pozwalało zachować pion Mirze. Zwłaszcza w chwili, w której w nikłym blasku wypełniającego salę światła, zabłysło wymierzone wprost w Rafaela ostrze, Miriam musiała resztkami wolni powstrzymać się, by nie rzucić się do ataku. Nie chodziło nawet o to, że takie posunięcie byłoby niczym samobójstwo, zwłaszcza że Ciemność ostatecznie straciła cierpliwość. To po prostu nie miało racji bytu, skoro – podobnie jak i brat – pozostawała bezbronna. W ten sposób mogłaby co najwyżej sprowokować ojca do podjęcia przyśpieszonej decyzji, a to było ostatnim, czego pragnęła.
Mogła tylko stać i bezmyślnie patrzeć na to, co się działo. Czekała na koniec, o którym podświadomie wiedziała, że prędzej czy później nadejdzie, ale mimo wszystko wypierała go ze świadomości. To, że tutaj byli, wciąż wydawało się co najwyżej snem.
Och, Rafa…
Obawiała się tego, co mógłby zrobić. Już samo to, że zamierzył się na ojca, niejako przypieczętowało jego los. Co prawda doszło do tego już w chwili, w której zadeklarował, że dla Eleny sprzeciwi się nawet jemu, ale jednak do jakieś stopnia oboje liczyli, że nie będzie takiej potrzeby. Z uporem odwlekali nieuniknione – i to tylko po to, by wylądować tutaj.
Właśnie wtedy Rafael się roześmiał – w niemalże serdeczny, zaskakująco ciepły sposób. To nie był śmiech, z którym mogłaby utożsamić go w przeszłości. Nie brzmiał też jak coś histerycznego, czego spodziewałaby się po kimś pogrążonym w żałobie, komu drugi raz w zaledwie kilku tygodni wyrwano serce.
Oszalał, pomyślała w oszołomieniu. Jak nic oszalał, bo…
– Elena – westchnął, wypowiadając jej imię z tak nabożną czcią, że to aż bolało. Miało w sobie równie wiele mocy, co i każde lilan, które od jakiegoś czasu padało z jego ust. – Moje Światło – podjął, nie odrywając wzroku od nachylonej nad nim Ciemności – lśni jaśniej niż mógłbyś przypuszczać. A jeśli sugerujesz mi teraz, że w tym wszystkim chodzi wyłącznie o jej wdzięki, to tylko dowód na to, że nigdy nie poznałeś Eleny Cullen – oznajmił takim tonem, jakby właśnie rozmawiali o pogodzie.
Co ty bredzisz?, pomyślała, ale coś w jego słowach nie dawało jej spokoju. Zanim zastanowiła się nad tym, co robi, przestąpiła krok naprzód, w końcu decydując się puścić Esme.
Rafa tymczasem mówił dalej, coraz pewniejszy i mniej przejęty tym, że Ciemność z powodzeniem mogła rozerwać go na kawałeczki.
Kiedy na dodatek ojciec tak po prostu zabrał ostrze, pozwalając mu wstać, do Miry w pełni dotarło, że coś się zmieniło.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa