15 czerwca 2019

Trzysta sześć

Claire
Krążyła niespokojnie, raz po raz spoglądając na wyświetlacz telefonu. Kilkukrotnie próbowała dodzwonić się naprzemiennie to do Layli, to do Rufusa, ale żadne z nich nie odbierało. Dopiero potem znalazła komórkę mamy na piętrze, porzuconą na stoliku nocnych w sypialni, którą zajmowała. Jeśli chodziło o ojca, najwyraźniej uparł się ją ignorować, ale to w jego przypadku nie było niczym nowym.
– Och, na litość bogini – jęknęła, kiedy znów doczekała się informacji o tym, że połączenie nie może być zrealizowane. – Serio, tato?
Już nawet nie chodziło o to, że mieli do pogadania. Mogła nawet zignorować, że jak zwykle zadzwonił tylko po to, by dowiedzieć się tylko tego, czego potrzebował. Jasne, jak zawsze – zero wyjaśnień i lakoniczna rozmowa, która miała szansę posłużyć tylko jednej stronie. Claire wiedziała co najwyżej tyle, że działo się coś niedobrego, a Rufus w końcu pofatygował się do Seattle.
Świetnie.
Mogła się tego spodziewać. Tego oraz nieśmiertelnego „siedź w domu i nie przeszkadzaj”, zupełnie jakby była małym dzieckiem, które nie rozumiało powagi sytuacji. Czasami zaczynała mieć tego dość, zwłaszcza w chwilach takich jak ta, kiedy siedziała sama, dosłownie odchodząc od zmysłów.
Jakaś jej cząstka w napięciu oczekiwała czegoś, czego nie potrafiła wyjaśnić. Claire nerwowo to zaciskała dłonie w pięści, to znów luzowała uścisk, bezskutecznie próbując pozbyć się nieprzyjemnego mrowienia. Wiersz? Czasami czuła się w ten sposób, kiedy nadchodził, ale uczucie nie było na tyle silne, by miała pewność. Tak naprawdę chciała wierzyć, że zadręczała się bez powodu.
Ciężko opadła na kanapę, bezskutecznie próbując się uspokoić. Mogła wydzwaniać do pozostałych, ale jaki to tak naprawdę miało sens? Poza rodzicami mogła tak naprawdę zapytać tylko Renesmee, ale ta też była niedyspozycyjna. Wątpiła, by ktokolwiek jeszcze zdawał sobie sprawę z tego, co się działo. Nawet Bella i Edward zniknęli, zabierając ze sobą Joce, przez co tak czy inaczej została sama.
Była jeszcze jedna rzecz, którą mogła zrobić, choć szczerze wątpiła w jej powodzenie. Nie widziała odbicia od czasu powrotu z Florencji i to pomimo tego, że wielokrotnie przy zasypianiu liczyła na to, że znów obudzi się przy lustrze. Możliwe, że wariowała, skoro zaczynała wierzyć, że te sny miały jakiekolwiek większe znaczenie, ale mimo wszystko… Och, mogłaby wyobrazić sobie coś takiego? Skoro pisała prorocze wiersze, jak miałaby zwątpić w cokolwiek innego, nieważne jak nadnaturalne by nie było?
To wydawało się dziwne, ale naprawdę oczekiwała towarzystwa samej siebie. Nawet niejasne odpowiedzi, których udzielała tamta druga Claire wydawały się lepsze niż dalsze trwanie w niewiedzy. Wytwór jej wyobraźni czy też nie, odbicie już kilka razy zasugerowało jej coś, co miało sens. Tak było w przypadku Claudii, więc może gdyby zapytała o szczegóły również teraz…
Nadejście nowej wiadomości na moment wytrąciło ją z równowagi. Aż podskoczyła na kanapie, skutecznie wyrwana z zamyślenia. Natychmiast sprawdziła SMS, do samego końca licząc na jakiś znak życia od bliskich, ale treść i numer zdecydowanie nie miały związku z którymkolwiek z rodziców.
wyjdź przed dom
W milczeniu wpatrywała się w ekran. Powiodła wzrokiem po numerze, ale była pewna, że widziała go po raz pierwszy. To wystarczyło, żeby spięła się jeszcze bardziej niż do tej pory, co najmniej zaniepokojona. To miał być jakiś żart? Podążanie za poleceniami obcej osoby zdecydowanie nie należało do rozsądnych posunięć, ale z drugiej strony…
Spróbowała zadzwonić, chociaż podświadomie oczekiwała kolejnego niepowodzenia. O dziwo reakcji doczekała się niemalże natychmiast. Zamiast jakichkolwiek słów, odpowiedziała jej wyłącznie cisza i… czyjś oddech.
Serce zabiło jej mocniej niż do tej pory. Mimowolnie pomyślała, że to mógł być jakiś wyjątkowo głupi żart Aldero. Miał ją za niedoświadczoną, bojaźliwą i najwyraźniej niezaznajomioną z horrorami. Z drugiej strony…
A potem coś ją tknęło i pod wpływem impulsu zapytała:
– Oliver?
Nie doczekała się potwierdzenia, ale w tym wypadku wcale go nie oczekiwała. Zanim zdążyła zastanowić się nad tym, co robi, w pośpiechu poderwała się na równe nogi i – wciąż z komórką przy uchu – popędziła ku drzwi.
Na zewnątrz było już ciemno, ale to jej nie przeszkadzało. Wyszła przed dom, w pośpiechu wodząc wzrokiem dookoła. Podjazd wydawał się wręcz nienaturalnie cichy i opustoszały, ale starała się o tym nie myśleć. Uwagę skupiła na linii drzew, ewentualnego intruza spodziewając się dostrzec właśnie tam.
Właściwie nie zwróciła uwagi na to, że połączenie zostało zerwane. Nie wyczuła nikogo, ale w ciemnościach dostrzegła ledwo zauważalny ruch. Tyle wystarczyło.
Wciąż miała szansę, żeby się wycofać. Nie miała pewności, kto tak naprawdę czekał na nią w lesie, ale nie potrafiła ot tak tego zignorować. Nie czuła strachu, kiedy wsunęła telefon do kieszeni i bez pośpiechu ruszyła przez opustoszały podjazd. Ktokolwiek krył się między drzewami, nie próbował ukrywać swojej obecności. Czekał, nie reagując aż do momentu, w którym znalazła się wystarczająco blisko.
– Hej – rzuciła z ulgą. Kamień mimo wszystko spadł jej z serca, kiedy dostrzegła niepewny uśmiech, którym obdarował ją Oliver.
Więc jednak. Dopiero stojąc przed nim uświadomiła sobie, że ryzykowała i to o wiele bardziej, niż początkowo sądziła. Nie żeby cokolwiek mogło powstrzymać ewentualnego przeciwnika przed wejściem do domu, ale mimo wszystko…
– Sądziłam, że jesteś inteligentna. Chyba jednak zmieniłam zdanie.
Claudia pojawiła się znikąd, nagle dosłownie materializując tuż za plecami pół-wampira. Claire spojrzała na nią w oszołomieniu, machinalnie cofając się o krok. Wampirzyca była ostatnią osobą, którą spodziewała się zobaczyć, zwłaszcza że podczas ostatniego spotkania ciotka niejako wyrzuciła ją za drzwi – w dość uprzejmy sposób, ale jednak.
– Co wy tu robicie? – wykrztusiła z trudem.
Brwi Claudii powędrowały ku górze.
– Dobrze czuję, że nikogo nie ma? Jesteś sama – stwierdziła, najzwyczajniej w świecie ignorując zadane jej pytanie.
Zdecydowanie są spokrewnieni…
Claire zacisnęła usta. Rufus mógł unikać tematu albo twierdzić, co tylko chciał, ale i tak wiedziała swoje. Sęk w tym, że nadal nie była pewna, co to oznaczało.
– Jestem – przyznała, ostrożnie dobierając słowa. – Wszyscy wyszli, więc…
Nie dokończyła, ale Claudia najwyraźniej tego nie oczekiwała. W zamyśleniu skinęła głową, wciąż obojętna i dziwnie milcząca.
– Tym lepiej – ucięła stanowczo. Jeszcze kiedy mówiła, błyskawicznie odwróciła się plecami do wpatrzonej w nią dziewczyny. – Chodź. Nie chcę tracić czasu.
Nie czekała, żeby sprawdzić, czy ktokolwiek zareaguje na jej słowa. Claire otworzyła i zaraz zamknęła usta, przez moment niepewna, co zrobić. Miała tak po prostu za nią pójść? To brzmiało jak najgłupsze z możliwych posunięć, ale równie ryzykowne było to, że w ogóle pokusiła się o odnalezienie ciotki. Ciekawość wzięła górę, nie wspominając o tym, że w chwili, w której ruszyła się z miejsca, towarzyszący jej od dłuższego czasu niepokój po prostu zniknął.
– Nie powiedziałaś, co tutaj robisz – przypomniała spiętym tonem. Musiała przyśpieszyć, by dotrzymać wampirzycy kroku. – No i mogliście zadzwonić. Ja…
– Sama nie wiem, co robię, więc nawet mnie nie denerwuj. – Claudia westchnęła przeciągle. Z uporem wpatrywała się przed siebie. – Tak naprawdę nawet nie powinno mnie tu być, ale ucieczka już od jakiegoś czasu nie ma sensu. Utknęłam w martwym punkcie.
– Nie rozumiem – jęknęła, w ostatniej chwili powstrzymując się od chwycenia wampirzycy za rękę. Niewiele brakowało, żeby upadła, przypadkiem potykając się o wystający korzeń. – Chodzi o Charona? Znalazł cię czy…? – zaczęła, próbując poukładać wszystko to, co zdążyła wywnioskować z wcześniejszych rozmów.
– Nie!
Aż wzdrygnęła się, kiedy Claudia tak po prostu podniosła głos. Zesztywniała, natychmiast się zatrzymując i pozwalając na to, by wampirzyca w nerwowym geście chwyciła ją za ramiona. Ich spojrzenia spotkały się – lśniące od nadmiaru emocji rubinowe tęczówki i jasne, niemalże srebrzyste oczy Claire.
Przez twarz nieśmiertelnej przemknął cień. Odetchnęła, pośpiesznie luzując uścisk, jakby dopiero w tamtej chwili dotarło do niej to, co robiła.
– Nie – powtórzyła, tym razem o wiele łagodniej. – Na szczęście nie i… Och, to nie ma nic do rzeczy. – Wampirzyca potrząsnęła głową. Uciekła wzrokiem gdzieś w bok, z uporem unikając spoglądania na Claire. – Może to bez sensu, ale nie dajesz mi spokoju od ostatniej rozmowy. Normalnie bym to zignorowała, ale teraz… – Wzruszyła ramionami. – Zapytam wprost: czy też czujesz to cholerne napięcie w powietrzu?
Tym razem zdecydowała się spojrzeć wprost na Claire. Zdążyła nad sobą zapanować, z wprawą ukrywając jakiekolwiek emocje, ale dziewczyna i tak zorientowała się, że wampirzyca była spięta – i to najdelikatniej rzecz ujmując. Jej słowa również mówiły same za siebie, mając w sobie coś, co skutecznie przyprawiło pół-wampirzycę o dreszcze.
Ze świstem wypuściła powietrze. Spróbowała się rozluźnić, ale nie była w stanie, zbytnio oszołomiona pytaniem, które zadała jej ciotka. Czuła, że ta się niecierpliwiła, ale nie od razu zdołała odpowiedzieć, mając problem z tym, by w ogóle zebrać myśli.
– Tak naprawdę nie wiem już niczego – wyznała w końcu.
Ostatnia rozmowa, którą odbyły, nie przyniosła niczego. Co prawda miała już pewność, że była spokrewniona z Lily Anne, Claudią, a na domiar złego czymś najwyraźniej podpadła pierwotnemu wilkołakowi, ale to niczego nie zmieniało. W pamięci za to wciąż miała moment, w którym szlochająca wampirzyca opadła na kolana, zachowując się tak, jakby w każdej chwili mogła rozpaść się na kawałeczki. Była pewna, że ciotka prędzej zabiłaby ją niż pozytywne zareagowała na samą wzmiankę o tamtej chwili słabości, ale wspomnienie tej chwili mimo wszystko nie dawało Claire spokoju.
Claudia rzuciła jej przenikliwe, bliżej nieokreślone spojrzenie. Nie wyglądała na jakkolwiek usatysfakcjonowaną odpowiedzią, którą dostała.
– A to ciekawe… – powiedziała w końcu. Zmrużyła oczy, dosłownie taksując Claire wzrokiem. – Skup się i powiedz mi wszystko. Dawno tego nie robiłam, ale…
– Nie robiłaś czego?
– Musisz ciągle mnie coś pytać? – zniecierpliwiła się wampirzyca. – Zwłaszcza że byłam pierwsza. Głupoty naprawdę możemy omówić później.
– Zachowujesz się gorzej od mojego ojca – oznajmiła Claire pod wpływem impulsu.
Gdyby wzrok zabijał, Claudia jak nic miałaby ją na sumieniu. Dziewczyna drgnęła, ale – co odkryła z niejakim zaskoczeniem – wcale nie poczuła się szczególnie zaniepokojona. Nie tak, jakby miała przed sobą kogoś, kto zdołałby ją skrzywdzić.
Nie rozumiała tej nagłej zmiany, ale nie miała czasu, by zastanawiać się nad jej przyczyną.
– Nie porównuj mnie do swojego ojca! – syknęła Claudia. Z jej gardła wyrwało się gniewne warknięcie. – My nie… Och, na litość bogini! – jęknęła, nagle tracąc cierpliwość.
Claire spojrzała na nią z powątpiewaniem, krzyżując ramiona na piersiach. Tkwiły razem w samym środku lasu, rozmawiając o rzeczach, których w żaden sposób nie potrafiła zinterpretować – i jeśli miała być ze sobą szczera, wcale nie chciała. Już kiedy odkryła zdolności, którymi dysponowała, wydawały się zbyt skomplikowane. Teraz czuła, że chodziło o coś więcej i to zaczynało ją przerażać.
Cisza dzwoniła jej w uszach. Claudia milczała, nagle przypominając piękny, choć nienaturalnie poważny, drapieżny posąg. Tym razem nie unikała spoglądania na stojąca przed nią dziewczynę, ale to niczego nie zmieniało. Nie tego, że myślami wydawała się być gdzieś daleko i wciąż robiła wszystko, by ukryć targające nią emocje.
– Dobra. – Głos wampirzycy zabrzmiał dziwnie, odległy i wyprany z jakichkolwiek emocji. – To… skomplikowane, w porządku? I to z twojej winy – dodała, a Claire spojrzała na nią z niedowierzaniem.
– Mojej winy? – powtórzyła z niedowierzaniem. – To ty wróciłaś. I chciałaś zabić Isabeau. I…
– Wystarczy – ucięła pośpiesznie Claudia. – Nie mów o rzeczach, o których nie masz pojęcia, to raz. Dwa, jestem tu z twojego powodu – powtórzyła z naciskiem – więc owszem, to twoja wina. Zresztą nie wmówisz mi, że sama mnie nie szukałaś. Ciągnie nas do siebie nawzajem, chociaż to ostatnie, czego mogłabym sobie życzyć.
– To dalej nie ma sensu – zaoponowała Claire, ale do jej głosu wkradły się wątpliwości.
Może jednak miało, a ona nie potrafiła tego dostrzec? Może…?
– Dla kogoś, kto zbyt mocno stąpa po ziemi, bez wątpienia.
Coś w tych słowach dało jej do myślenia. Z jakiegoś powodu skojarzyły jej się z licznymi uwagami odbicia, zwracającego uwagę na rzeczy, które w normalnym wypadku zdecydowanie nie przyszłyby Claire do głowy. Zbyt długo próbowała porządkować wszystko wokół, podążając za zasadami, które dobrze znała i którymi rządził się świat. Jakimś cudem przeszła do porządku dziennego z proroctwami, bo te mogła jakkolwiek wyjaśnić – choćby i tym, że dary bywały w świecie nieśmiertelnych czymś powszechnym. Też rządziły się swoimi prawami, mając dość sensu, by je zaakceptowała, ale…
A potem pojawiły się te sny i wszystko się skomplikowało. Odbicie, Claudia, Lily Anne – wszystko to, czego nie rozumiała, choć najpewniej powinna.
Na niektóre rzeczy po prostu nie było miejsca w świecie, w którym trwała przez tyle czasu.
– To zabrzmi źle, ale… szukam w tobie matki – przyznała cicho Claudia. Jej słowa zabrzmiały dziwnie w dotychczas panującej ciszy. – Nie dosłownie, oczywiście, ale nie umiem zignorować tego, co robisz. I z czym do mnie przyszłaś, bo ona zrobiłaby dokładnie tak samo: przyszła do mnie z wierszem, który po prostu ma znaczenie, chociaż sama niekoniecznie by go dostrzegła. Nie miałoby żadnego znaczenia, czy ja chciałabym wiedzieć i…
– Nie musiałaś mnie wpuszczać, jeśli tego nie chciałaś.
Claudia zamilkła, rzucając jej roztargnione spojrzenie. Przez jej twarz po raz kolejny przemknął cień.
– Oliver zrobiłby to za mnie – mruknęła, krzyżując ramiona na piersiach. Wymownie zerknęła na stojącego tuż obok, milczącego nieśmiertelnego. – Zresztą jedynie upewniłaś mnie w tym, co wiedziałam od dawna.
– Nie rozumiem…
Miała wrażenie, że powtarzała te słowa zdecydowanie zbyt często. Doprowadzało ją to do szału, zwłaszcza że zdecydowanie nie przywykła do takiego stanu. Przy Rufusie decydowała się na to w ostateczności, zwykle prędzej czy później pojmując to, co próbował jej przekazać. Oczywiście pod warunkiem, że faktycznie zamierzał ją uczyć, a nie zostawić z niedopowiedzeniami, twierdząc, że to była jedna z kwestii, która jej nie dotyczyła.
Z Claudią było inaczej. Ona nawet nie próbowała tłumaczyć, po prostu stawiając ją przed faktem dokonanym i nie pozostawiając innego wyboru, jak tylko pytać.
Wampirzyca z westchnieniem przeczesała włosy palcami. Nawet jeśli była poirytowana, nie dała niczego po sobie poznać.
– Przestałam uciekać. Już wtedy, gdy moja stwórczyni poprosiła mnie o przysługę, ale wtedy nie chciałam tego przyznać – wyjaśniła niechętnie. – Teraz… nie mam już wyboru.
– Chodzi o Charona – domyśliła się. – Nie powiedziałaś mi, ale…
– Nie powiem. Nie teraz – Claudia energicznie potrząsnęła głową. Jej twarz wykrzywił grymas. – Tak, chodzi o Charona. Nie pamiętam już, kiedy z kimkolwiek o tym rozmawiałam. – Wzruszyła ramionami. – Uciekam tak długo, że już chyba zapomniałam, co znaczy rozmawiać. No, może poza Oliverem, ale on nie jest zbyt rozmowy – dodała, a kąciki jej ust nieznacznie drgnęły, chociaż ostatecznie nie zdobyła się na uśmiech. – Wiedziałam, że to się tak skończy. Nie sądziłam tylko, że wmieszam kogoś jeszcze w coś, co od zawsze dotyczyło tylko mnie… Ale skoro podążył za tobą, to może oznaczać tylko jedno.
Coś w słowach wampirzycy skutecznie przyprawiło Claire o dreszcze. Było coś niepokojącego w spojrzeniu, którym obdarowała ją ciotka. Próbowała zrozumieć dokąd prowadziła ta rozmowa, ale…
Cóż, tak naprawdę nie była pewna, czy naprawdę tego chciała.
– Odnalazłaś mnie. Albo ja ciebie… Pamiętasz? Tak jak Charon – zaczęła raz jeszcze Claudia. – Nie wiem jak ci o tym powiedzieć, ale to ważne. Powinnaś wiedzieć choćby za to, że w ogóle mnie ostrzegłaś.
– Claudio…
Kobieta jedynie potrząsnęła głową. Przez moment Claire była niemalże pewna, że za moment skoczy się tak jak ostatnim razem, kiedy wampirzyca z płaczem osunęła się na kolana. Problem polegał na tym, że przecież nie mogłaby jej zostawić w środku lasu, nawet w towarzystwie Olivera.
Była gotowa przysiąc, że minęła cała wieczność, zanim Claudia zdołała się odezwać. W jej oczach wciąż było coś dziwnego, jakby zbierało jej się na płacz, chociaż w przypadku istoty takiej jak ona łzy nie miały szansy popłynąć. Dopiero po dłuższej chwili wzięła się w garść na tyle, by nad sobą zapanować i w pełni ukryć emocje, ale Claire i tak wiedziała swoje.
Zesztywniała, kiedy kobieta bez jakiegokolwiek ostrzeżenia stanęła tuż przed nią, bezradnie rozkładając ramiona.
– Nazywam się Claudia Prime i… przeżyłam. Kosztem wszystkiego, co dla mnie ważne, ale czy to ma znaczenie? – wyrzuciła z siebie na wydechu, brzmiąc przy tym tak, jakby chciała przekonać przede wszystkim samą siebie. – Wieki temu oddałam cząstkę siebie, by uciec przed kimś, kto okazał się moją zgubą. Oddałam… to, co go do mnie przyciągało.
– Ja… Co takiego?
Claudia wydawała się tylko czekać na to pytanie.
– Magię – odparła takim tonem, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie. – Jestem… Byłam – poprawiła się pośpiesznie – czarownicą, choć nie mam pojęcia, czy w ogóle zasłużyłam sobie na to miano. W porównaniu do mojej matki… – Potrząsnęła głową. Tym razem zdobyła się na słaby uśmiech. – Moja mama była najpotężniejszą, najbardziej uzdolnioną istotą, jaką nosiła ta ziemia. Nawet Amelie nie miała prawa się z nią równać, chociaż… Och, wierz mi, ona też to potrafi. Nauczyła mnie wszystkiego.
Jej słowa brzmiały dziwnie, odległe i przypominające coś, co zostało wyrwane żywcem ze snu. Claire milczała, zdolna co najwyżej wpatrywać się w kobietę, ale nic ponadto. Czuła, że powinna coś powiedzieć, ale w głowie miała pustkę, zresztą wątpiła, żeby którekolwiek ze słów, na które ewentualnie mogłaby się zdobyć, zadowoliły Claudię. To nie tak, że jej nie wierzyła, ale…
Och, kogo próbowała oszukać? To było dokładnie tak! Magia stanowiła czystą abstrakcję, w żaden sposób nie wpasowując się w zasady, którymi rządził się świat. Ludzie mogli próbować tłumaczyć sobie w ten sposób nadnaturalne zjawiska, bo tak było im wygodniej. Idąc tym tropem, bardzo wiele rzeczy byłaby w stanie określić w ten sposób – od telepatii po każdy dar. Dla niektórych wiersze, które pisała, również mogłyby wyglądać jak magia.
Tyle że czary nie istniały. Co prawda też słyszała plotki o Amelie, ale nigdy nie uwierzyła w ich prawdziwość. Ta kobieta była związana z naturą, a już na pewno wzbudzała niepokój, jednak i to musiało się dać jakoś wyjaśnić. Jeśli z kolei chodziło o Claudię…
– Nie wierzysz mi, co? – Kobieta nie wyglądała na rozeźloną. Jedynie wywróciła oczami, bardziej znudzona niż sfrustrowana. – Oczywiście. Znam cię chwilę, ale nie spodziewałam się niczego innego.
– Wybacz, ale to przecież…
Nie miała okazji, żeby dokończyć.
Ruch był jeden, poprzedzony ledwo zauważalnym poruszeniem warg. Nie usłyszała tego, co powiedziała Claudia, ale to nie miało znaczenia.
Liczyło się wyłącznie to, że drzewo, w które wycelowała wampirzyca, złamało się wpół, w następnej sekundzie ciężko zwalając na ziemię. Claire krzyknęła, instynktownie odskakując, choć potężny konar upadł wystarczająco daleko, by nie mieć szansy jej skrzywdzić.
Zastygła w bezruchu, z bijącym sercem spoglądając to na wampirzycę, to znów na powalone drzewo. Złamało się jak krucha gałązka, tak po prostu, chociaż Claudia nawet go nie dotknęła. To musiało się dać jakoś wytłumaczyć, choćby telepatią, ale mimo wszystko…
– Wyszłam z wprawy – mruknęła wampirzyca, wzdychając przeciągle. Jakby od niechcenia spojrzała na swoje dłonie. – I może nie powinnam, ale jakie to ma znaczenie? On już i tak mnie znalazł. – W jej głosie pobrzmiewała przede wszystkim gorycz. Tego samego Claire doszukała się w uśmiechu, który wykrzywił usta nieśmiertelnej. – To nic. Prędzej czy później…
Reszta jej słów zaginęła w potężnym huku, który przeszył nocną ciszę, rozbrzmiewając gdzieś za plecami Claire. Aż zatoczyła się, wytrącona z równowagi uderzeniem mocy, której w żaden sposób nie potrafiła zidentyfikować.
Do głowy momentalnie przyszła jej tylko jedna, jedyna myśl.
Dom…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa