Renesmee
Layla drgnęła, ale nie
spojrzała w moją stronę. To nie miało znaczenia, skoro wiedziała, że byłam
tuż obok – jej szept i sposób, w jaki się spięła, mówiły same za
siebie. Spojrzenie mimo wszystko utkwiła w Simonie, śledząc każdy jego
ruch. Nawet jeśli coś zauważył, nie dał niczego po sobie poznać.
Ale Gabriel
tak.
Zauważyłam,
że sztywnieje, a jego oczy rozszerzają się nieznacznie. Przeniósł wzrok na
siostrę, ale to z uporem go ignorowała, zachowując się tak, jakby nic
szczególnego nie miało miejsca. Miałam wielką ochotę dotknąć również jego – dać
mu do zrozumienia, że byłam o wiele bliżej, niż mógłby się spodziewać –
ale z trudem udało mi się powstrzymać. Nie ręczyłam za reakcję męża,
zresztą miałam wrażenie, że lepiej było, by Simon nie zorientował się, że
działo się coś wartego uwagi. Jasne, nie mogłam niczego zrobić, ale…
– Jesteś
uzdolniony… To mi sugerujesz? – zapytała cicho Layla, starannie dobierając
słowa. Z wolna wyprostowała się, wydając się przesadnie rozważać każdy
kolejny ruch i słowo. Wciąż osłaniała Gabriela, ale ten jakby tego nie
zauważał, w zamian niespokojnie wodząc wzrokiem na prawo i lewo. – To
ty mnie blokujesz. Jak?
Grała na
czas i nie miałam co do tego wątpliwości. Moje spojrzenie momentalnie
uciekło ku krążącemu jakby od niechcenia nieśmiertelnemu. Sądziłam, że
zignoruje zadane mu pytanie, jak najszybciej ukracając rozmowę, ale nic
podobnego nie miało miejsca. Wręcz przeciwnie – oczy mężczyzny zabłysły, jakby
od samego początku czekał aż ktoś zacznie temat.
– Coś
niezwykłego, nie uważasz? – rzucił z entuzjazmem. – Bogini też była
zaskoczona. Sądziłem, że wiem na czym stoję, bo dowiedziałem się o was
dość, ale… To ciekawe. – Wampir zawahał się na moment. – Słyszałem tę waszą
teorię, że po przemianie wyostrzają się cechy, które wyróżniały jednostkę za
życia. Jak widać… dużo we mnie człowieczeństwa.
Potrzebowałam
chwili, by podjąć, co tak naprawdę sugerował. Zignorowałam wzmiankę o Isobel,
w zamian skupiając się na tym, co wynikało z jego dalszych słów. W pierwszej
chwili pomyślałam o Annie i działaniu jej jadu, ale to przecież nie
było tak. Tak unikalne zdolności po prostu nie mogłyby się powtórzyć, zresztą…
– Więc to
nie telepatia. – Layla spojrzała na mężczyznę z niedowierzaniem. – Nie
blokujesz mnie, tylko…
– Tylko
wyzwalam ludzką naturę – wyjaśnił ze spokojem. – Sama jasno mi uświadomiłaś, że
człowiek nie ma szansy z wampirem, czyż nie?
Właściwie
nie musiał dodawać niczego więcej. Zrozumiałam, zresztą tak jak i Layla,
chociaż to wciąż do mnie nie docierało – to, że Simon tak po prostu mógłby ich
osłabiać. Ludzie nie dysponowali wyostrzonymi zmysłami, a jeśli chodziło o zdolności…
– Ty…
Obie
spojrzałyśmy na Gabriela niemalże w tym samym momencie. Wykorzystał chwilę
rozproszenia siostry i Simona, by poderwać się na nogi, choć dalej
przychodziło mu to z trudem. Jego oczy zabłysły gniewnie, w co
najmniej niepokojący sposób, który znalazłam aż nazbyt dobrze. Zdenerwowany
Gabriel nigdy nie wróżył niczego dobrego, ale choć zwykle obawiałabym się
wyłącznie o to, jak daleko mógłby się zapędzić, tak tym razem martwiłam
się wyłącznie od niego.
Layla
przemieściła się, bezceremonialnie chwytając brata za ramię. Nie zaprotestował,
ale wciąż wyglądał na chętnego, by jak najszybciej oswobodzić się z uścisku
siostry i rzucić do ataku.
– Gabrielu
– szepnęła, ale choć jej głos zabrzmiał kojąco, wyczułam narastające w nim
napięcie. Krótko spojrzała na bladą twarz brata, po chwili skupiając się na
powrót na przeciwniku. – Simon, proszę… – zaczęła, ale nie miała okazji, żeby
dokończyć.
– Chcesz z nim
dyskutować? – zapytał z niedowierzaniem Gabriel. – Gdyby nie on… Żartujesz
sobie ze mnie?
– Ty też
nie wyglądałeś na zbyt poważnego, kiedy tu przyszedłeś – wtrącił sam
zainteresowany. – To ciekawe, że znacie się z boginią… Chociaż nie
wyglądała na zbyt zadowoloną z twojego pojawienia się.
Z gardła
Gabriela wyrwało się coś z pogranicza jęku i warknięcia. Zrobił taki
ruch, jakby jednak zamierzał rzucić się do ataku, ale uścisk Layli zdołał go
powstrzymać. Cóż, przynajmniej na razie, bo obawiałam się, że w każdej
chwili sytuacja mogłaby ulec zmianie, gdyby nerwy puściły mu całkowicie.
Jakby tego
było mało, Simon trafił w sedno. Sama nie miałam pojęcia, co Gabriel robił
w tym miejscu, na dodatek ryzykując spotkanie z Isobel. W pamięci
miałam jego rozmowę z Amelie – to, jak pytał ją, czy miała odpowiednio
dużo czasu – ale te słowa nadal niczego nie tłumaczyły. Co planowali? I dlaczego,
na litość bogini, ryzykował aż do tego stopnia?
– Jesteś
ostatnią osobą, która ma prawo oceniać to, co zrobiłem – warknął Gabriel. – Mówisz
o bogini, podczas gdy ona… – Urwał, w zamian bezradnie potrząsając
głową. Wyrwało mu się pozbawione wesołości, kpiące parsknięcie. – Skrzywdziłeś
moją siostrę, córkę i żonę. Daj mi jeden powód, dla którego nie miałbym
rozerwać cię na kawałeczki.
Wzdrygnęłam
się w odpowiedzi na te słowa. „Jestem tutaj!” – miałam ochotę wykrzyczeć,
ale przecież i tak nie miałby szansy mnie usłyszeć. Nie miałam nawet
pewności, czy zwrócenie jego uwagi na to, że mogłabym być tuż obok, było dobrym
pomysłem. Layla próbowała dyskusji, ale przy wymęczonym, wytrąconym z równowagi
Gabrielu ta wydawała się z góry skazana na niepowodzenie.
Nerwowo
spojrzałam w stronę schodów, po cichu licząc, że zauważę tam Amelie.
Słodka bogini, była pierwotną, na dodatek taką, którą wszyscy kojarzyli ze
Śmiertelnym Kwartetem na usłuchać Isobel. Jeśli ten mężczyzna był oddany matce
wampirów, być może nie odważyłby się tknąć tej kobiety. Skoro to ona wpakowała
Gabriela w kłopoty…
Tyle że nic
nie wskazywało na to, żeby wampirzyca miała się pojawić. Byliśmy zdani na
siebie, ja na dodatek całkowicie bezradna i niematerialna. Powiodłam
wzrokiem dookoła, jakby w nadziei na jakieś cudowne rozwiązanie, ale w recepcji
nie widziałam niczego, co mogłabym wykorzystać. Gdybym przynajmniej mogła
narobić zamieszania i dać Licavolim szansę na dotarcie do drzwi, może
wtedy…
– Och.
Głos Simona
wyrwał mnie z zamyślenia. Uśmiech, który nagle rozjaśnił twarz wampira,
wydał mi się jeszcze bardziej niepokojący niż do tej pory. W końcu oderwał
wzrok od Layli i Gabriela, w zamian z zaciekawieniem spoglądając
w najbardziej zacienione kąty pomieszczenia. Jego oczy zabłysły, choć
początkowo nie byłam pewna dlaczego.
Aż do
momentu, w którym uświadomiłam sobie, że nie byliśmy sami.
Cienie
żyły, kłębiąc się gdzieś poza zasięgiem wzroku wszystkich obecnych.
Uprzytomniłam sobie, że za towarzyszącym mi niepokojem kryło się coś więcej niż
tylko poczucie tego, że w każdej chwili sprawy mogłyby przybrać
nieodpowiedni obrót. Strach miał swoje źródło również w innym miejscu,
narastając i stanowiąc pożywkę dla ostatnich istot, które chciałabym
napotkać na swojej drodze.
Nie
pierwszy raz miałam do czynienia z pozbawionymi fizycznej formy demonami.
Na pierwszy rzut oka przypominały kłębiące się, ledwo widoczne w mroku
cienie albo mgłę. Nie miałam pewności jak długo obserwowały rozwój wypadków,
czając się w pobliżu naszej czwórki, ale to nie było ważne. Liczyło się,
że nagle postanowiły się ujawnić, a ja… uprzytomniłam sobie, że były o wiele
prawdziwsze, niż sądziłam przez te wszystkie lata.
Forma, w której
trwałam, zmieniała wszystko. Dotychczas bezkształtna masa nabrała wyrazistości,
a do mnie w końcu dotarło, że raz po raz przybierała kształty, które
można byłoby utożsamić z ludzkimi sylwetkami. Co prawda postaci
naprzemiennie pojawiały się i znikały, raz po raz wracając do swej
cienistej postaci, ale – co najważniejsze – naprawdę tam były. Gdy Simon
zwrócił na nie uwagę, podpełzły bliżej, już nie próbując ukrywać swojej
obecności. Kątem oka zauważyłam, że Gabriel i Layla momentalnie się spięli,
ale prawie nie zwróciłam na to uwagi.
Nie, skoro
aż nazbyt wyraźnie mogłam usłyszeć szepty.
Dziewczyna… Powinniśmy tykać dziewczynę?,
zapytał ktoś i choć początkowo wydało mi się to niemożliwe, dotarło do
mnie, że najpewniej… mówili o mnie.
Gdybym wciąż
miała ciała, w tamtej chwili serce jak nic wyskoczyłoby mi z piersi.
Co prawda to, że akurat te istoty mogłyby mnie wyczuć, a może nawet
zobaczyć, nie było aż takie dziwne, skoro niejako trwaliśmy w podobnej
formie, ale i tak poczułam się tak, jakby ktoś z całej siły zdzielił
mnie po głowie. Obecność Rosy mogłam zaakceptować, w gruncie rzeczy wciąż
błogosławiąc los za to, że choć ona jedna mogła mnie dostrzec, ale to?!
Drgnęłam, z trudem
powstrzymując instynktowne pragnienie, by rzucić się do ucieczki. Gdyby
sytuacja była inna, nie zawahałabym się. Obcowanie z demonami nigdy nie
było dobrym pomysłem, z kolei teraz, gdy widziałam je tak wyraźniej…
Rafael zabronił.
Zamrugałam,
przez moment gotowa przysiąc, że się przesłyszałam. Otworzyłam i zaraz
zamknęła usta, bezmyślnie wpatrując się w miejsce, w którym
znajdowały się pulsujące cienie. Że… co?
Rafael zdradził. Pani była zła.
Ojciec też jest zły.
Nie byłam w stanie
rozróżnić poszczególnych głosów. Nawet nie próbowałam, zwłaszcza że niespójne
szepty wciąż wydawały się dochodzić zewsząd, rozbrzmiewając również w mojej
głowie. Słuchałam, bezskutecznie próbując uporządkować to, co właśnie się
działo. Uprzytomniłam sobie, że musieli rozmawiać o balu i momencie, w którym
Rafael już raz powstrzymał swoich braci przed zbliżeniem się do mnie, ale mimo
wszystko…
Potrząsnęłam
głową. Sprzeczające się demony zdecydowanie nie były czymś, czego spodziewałam
się doświadczyć na dobry koniec dnia.
Ale dziewczyna lśni, usłyszałam i to
wystarczyło, żeby jeszcze bardziej wytrącić mnie z równowagi.
Bezcielesne,
nieludzkie szepty zdecydowanie miały w sobie coś, co było w stanie
przyprawić o dreszcze. Tkwienie w miejscu i czekania na atak też
nie brzmiało jak dobry pomysł, ale próbowałam o tym nie myśleć. Wystarczyło,
że te istoty w ogóle tam były, dosłownie na wyciągnięcie ręki. Jakby tego
było mało, jakoś nie wątpiłam, że gdyby się postarały, mogłyby mnie skrzywdzić.
Lśni…, powtórzył ktoś.
Tym razem
spróbowałam się wycofać. To było niczym impuls – bezwiedny ruch, któremu się
poddałam, niemalże w panice odskakując do tyłu, by zwiększyć dzielącą mnie
od mgły odległość. Co to niby miało znaczyć. I dlaczego…?
Zrozumiałam.
Pulsujące
ciepło w dłoni było aż nazbyt oczywistą wskazówką. Wzdrygnęłam się, w pośpiechu
unosząc kryształ, by móc na niego spojrzeć i nie ryzykować spuszczenia
demonów z oczu. Obecność odłamka była dla mnie czymś oczywistym od chwili,
w której wylądowałam w takiej formie, przez co prawie zdążyłam zapomnieć
o jego obecności. To było proste, bo kamień nie wyróżniał się niczym
szczególnym, może poza mętną barwą. Coś w tym kolorze mnie odpychało i to
już od momentu, w którym zobaczyłam kryształ po raz pierwszy – jeszcze w całości,
w siedzibie łowców – ale prawda była taka, że i tak byłam gotowa
bronić odłamka za wszelką cenę. Nie miałam pojęcia jaką odgrywał rolę, ale
czułam, że był ważny.
A teraz
lśnił.
Przez
chwilę byłam w stanie co najwyżej stać i bezmyślnie spoglądać na
jarzący się łagodnym, złocisto srebrnym blaskiem kryształ. Coś w tym
kolorze momentalnie skojarzyło mi się z blaskiem mocy, ale to nie było tak.
Światło nie było tak czyste i kojące jak w przypadku więzi czy telepatii.
Niepokoiło mnie, zresztą jak i stopniowo przybierające na sile ciepło,
stopniowo przechodzące w coraz trudniejsze do zniesienia gorąco.
Musiałam
mocniej zacisnąć palce wokół kryształu, by nie ryzykować, że przypadkiem go upuszczę.
Wolałam nie wiedzieć, co by się wtedy stało.
– W czym
problem? – doszedł mnie spięty głos Simona. W porównaniu do szeptów wciąż
dyskutujących ze sobą, podenerwowanych demonów, jego słowa wydawały się odległe
i nic nieznaczące. – Jesteście tu na życzenie królowej. Co…?
Cokolwiek
miał do powiedzenia, zignorowano go. Nawet ja nie zwróciłam większej uwagi na
jego słowa, bardziej przejęta tym, co działo się wokół mnie. Sama już nie byłam
pewna, co niepokoiło mnie bardziej – demony, kryształ czy może… coś innego.
Mniej
więcej wtedy poczułam obecność czegoś jeszcze, o czym po prostu byłam
pewna, że nie powinno się tu znajdować. Nie dostrzegłam żadnej zmiany ani w zachowaniu
mgły, ani otaczającej nas ciemności, ale to nie było ważne. Nie, skoro wiedziałam,
że pojawił się ktoś więcej. Nerwowo powiodłam wzrokiem dookoła, próbując wypatrzeć
kogokolwiek, ale nie byłam w stanie. Intruz znajdował się gdzieś poza
zasięgiem wzroku nas wszystkich – kryjąc się i czekając, choć mogłam tylko
zgadywać na co.
Wzdrygnęłam
się po raz kolejny. Pod tą postacią nie miałam prawa odczuwać chłodu, a jednak
nagle zrobiło mi się zimno.
Coś jest nie tak…
Właśnie
wtedy wszystko potoczyło się bardzo szybko. Usłyszałam jedynie, że Layla
gwałtownie zaczerpnęła powietrza, jakby szykując się do tego, by zacząć
krzyczeć. Nie zrobiła tego, ale to nie było ważne – nie w chwili, w której
Gabriel wykorzystał zamieszanie i dezorientację Simona, żeby zaatakować.
To był pierwszy
raz, kiedy mogłam tak wyraźnie zobaczyć moc. Blask energii było o wiele
jaśniejszy od tego, który emitował kryształ. Na moment zamarłam, instynktownie
usuwając się na bok i jak oczarowana wpatrując się w złocistą falę,
która błyskawicznie rozeszła się po całym pomieszczeniu. To nie był pierwszy
raz, kiedy miałam do czynienia z telepatycznym uderzeniem, ale do tej pory
po prostu czułam – powiew mocy oraz tę dziwną elektryczność powietrza, kojarzącą
mi się ze świeżością i zapachem ozonu zaraz po burzy.
Teraz
mogłam zobaczyć.
Layla
drgnęła, po czym w pośpiechu wyciągnęła przed siebie ręce, by móc się
osłonić. Udało jej się ustać na nogach, choć zauważyłam, że zachwiała się
lekko, wciąż stojąc zdecydowanie zbyt blisko brata. Usłyszałam huk i to
wystarczyło, żebym pojęła, że Gabrielowi udało się sięgnąć celu. Nie mógł
skrzywdzić wampira – nie tak po prostu – ale uderzenie zaskoczyło Simona
wystarczająco, by cisnąć nim przez cały hol, aż uderzył plecami o ścianę.
Jakby tego było mało, z impetem przebił się na drugą stronę, wzbijając w powietrze
odłamki pyłu.
Cisza,
która nagle zapadła, dosłownie ogłuszała. Na ułamek sekundy świat zwolnił, choć
to wydawało się niemożliwe. Wyczułam zamieszanie pośród demonów, ale nic nie wskazywało
na to, by zamierzały zaatakować. Cóż, przynajmniej na razie, bo jakoś nie
wątpiłam, że atak wystarczył, by zwrócić ich uwagę na kogoś więcej, aniżeli
tylko mnie.
Gabriel
tkwił w samym środku tego zamieszania, ciężko dysząc. Lśniącymi gniewnie,
przypominającymi dwie czarne dziury oczami uważnie wodził dookoła, skupiony
przede wszystkim na miejscu, w którym zniknął Simon. To, że był zły,
wydawało się aż nazbyt oczywiste. Ba! Tak naprawdę w grę wchodziła wściekłość,
ale i tego mogłam się spodziewać. To był jeden z tych razów, kiedy
naprawdę zaczynałam obawiać się tego, co mógłby zrobić. Momentalnie zapragnęłam
do niego dopaść i zrobić… właściwie cokolwiek, byleby choć trochę go
uspokoić. Morderczy szał w jego wydaniu nigdy nie wróżył niczego dobrego.
Sama
również oddychałam szybko i płytko, jakby po przebiegnięciu maratonu. Nie
byłam w stanie się ruszyć, ze swojego miejsca wciąż obserwując męża. Kiedy
otrząsnęłam się na tyle, by przestać rozpamiętywać piękno rozchodzącej się na
wszystkie strony mocy i myśleć o targających Gabrielem emocjach, w końcu
zwróciłam uwagę na coś istotniejszego. Uderzyła mnie jego bladość i to tym
bardziej że już wcześniej miał problem z tym, żeby utrzymać się w pionie.
Był uparty, zresztą gdy w grę wchodziła Layla, lubił robić głupoty, ale
mimo wszystko…
Zachwiał
się. Tylko nieznacznie, ale to wystarczyło, żeby siostra zmaterializowała się
tuż obok niego.
– Idziemy –
ponagliła, ciągnąc go ku wyjściu. Przynajmniej próbowała, bo prawie natychmiast
napotkała opór. – Gabriel, do cholery…
– Jeszcze
nie skończyłem – obruszył się.
Przez twarz
wampirzycy przemknął cień.
– Skończyłeś
– wycedziła przez zaciśnięte zęby. Wymownie spojrzała najpierw na czające się w ciemności
demony, a potem na miejsce, w którym dopiero co zniknął Simon.
Podążyłam za jej wzrokiem, woląc się upewnić, że zwłaszcza ten drugi nie
spróbuje wrócić. Prawda była taka, że przy zdolnościach, które posiadał, nie
mieli z nim szans. – Duma do kieszeni i idziemy. Mamy do pogadania.
– Ale…
Spodziewałam
się wielu rzeczy, ale nie tego, co nastąpiło potem. Layla po prostu się od
niego odsunęła, by w następnej sekundzie zamachnąć się i uderzyć go w twarz.
To nie był zwykły policzek, którego może jeszcze bym się po niej spodziewała. Wręcz
przeciwnie, bo dziewczyna pokusiła się o wymierzenie bratu zaskakująco wprawnego,
celnego ciosu pięścią – i to na tyle silnego, że nawet z odległości
usłyszałam chrupnięcie.
Gabriel zachwiał
się, cofając bardziej z zaskoczenia niż bólu. Na chwilę przycisnął dłoń do
nosa, po czym spojrzał na pokrwawione palce. Coś w wyrazie jego twarzy
złagodniało, kiedy spojrzał na siostrę tak, jakby widział ją po raz pierwszy.
– Czy ty właśnie…
złamałaś mi nos? – zapytał, w tamtej chwili przede wszystkim oszołomiony.
– Złamałam i mam
ochotę na więcej, cholerny idioto! – Głos Layli zabrzmiał niemalże
histerycznie. Dopiero wtedy dotarło do mnie jak bardzo była zdenerwowana. – A teraz
rusz się w końcu. Mamy do pogadania.
Tym razem
po prostu za nią ruszył, zwłaszcza że tak po prostu ujęła go za rękę, zupełnie
jakby miała do czynienia z małym dzieckiem. Wciąż krwawił, ale nie
skomentował tego nawet słowem, w końcu decydując się dać siostrze wolną
rękę. Podążyłam za nimi, woląc nie sprawdzać, co jeszcze mogłoby się wydarzyć –
czy to za sprawą wytrąconej z równowagi Layli, czy Simona albo demonów.
Ledwo pomyślałam
o tych ostatnich, wyczułam ruch za plecami. Zesztywniałam, gdy
towarzyszący mi od jakiegoś czasu chłód przybrał na sile. Tym razem wyraźnie
wyczułam zmianę w powietrzu i otaczającej mnie rzeczywistości.
Wrażenie przywodziło na myśl zasypianie i to zaskoczyło mnie na tyle, bym
nie od razu zareagowała na narastające stopniowo zimno. Świat znów zwolnił, tracąc
na ostrości i kolorach, choć to ostatnie dotarło do mnie dopiero po
dłuższej chwili.
Ciemność wydawała
się gęstnieć, z wolna pochłaniając wszystko wokół. Jakby tego było mało,
coś bezceremonialnie zacisnęło się wokół mojego nadgarstka – delikatnie, jakby w niemej
proście o to, żebym się odwróciła.
Nie
chciałam tego robić, ale…
Czymkolwiek
była istota za mną, nie wątpiłam, że widziałam ją po raz pierwszy. Przypominała
skryty w mroku cień, przez co ledwo byłam w stanie dostrzec ją na tle
napierającej ze wszystkich stron pustki. Machinalnie spojrzałam na swoją dłoń,
ale choć spodziewałam się dostrzec owinięta wokół nadgarstka, krwiożerczą
mackę, dostrzegłam wyłącznie zarys cudzych palców. Cień jak najbardziej
przypominał człowieka albo raczej cudzą sylwetkę – zbyt niewyraźną, bym mogła
określić rysy twarzy czy choćby płeć.
To nie
miało znaczenia. Albo raczej przestało mieć w chwili, w której
dostrzegłam parę wpatrzonych we mnie oczu… Pod warunkiem, że tak mogłam
określić martwe, pozbawione jakichkolwiek emocji czarne punkty. Patrzenie w nie
miało w sobie coś hipnotyzującego.
Postać nie
odezwała się nawet słowem. Wiedziałam, że mnie obserwuje, choć nie miał w sobie
niczego, co świadczyłoby o życiu albo byciu człowiekiem.
Byłam
również gotowa przysiąc, że się uśmiechnął – i to pomimo tego, że nie
widziałam jego twarzy.
Nie
zaprotestowałam, kiedy bardziej stanowczo ujął mnie za rękę. Oboje spojrzeliśmy
na moją zaciśniętą w pięść dłoń – tę samą, w której trzymałam kryształ.
Otworzyłam usta, chcąc coś powiedzieć, ale ostatecznie nie wydałam z siebie
żadnego dźwięku, w zamian jak gdyby nigdy nic luzując uścisk.
Słowem nie
skomentowałam tego, że wyjął odłamek z mojej ręki. Pozwoliłam na to, choć
jakaś część mnie wręcz krzyczała, że nie powinnam się na to godzić.
Na moment
uścisnął moją rękę. „To będzie nasza tajemnica” – wydawał się komunikować, chociaż
i tego nie powiedział na głos.
Zanim zdążyłam
się zastanowić, zniknął razem z kryształem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz