13 czerwca 2019

Trzysta pięć

Renesmee
Layla drgnęła, ale nie spojrzała w moją stronę. To nie miało znaczenia, skoro wiedziała, że byłam tuż obok – jej szept i sposób, w jaki się spięła, mówiły same za siebie. Spojrzenie mimo wszystko utkwiła w Simonie, śledząc każdy jego ruch. Nawet jeśli coś zauważył, nie dał niczego po sobie poznać.
Ale Gabriel tak.
Zauważyłam, że sztywnieje, a jego oczy rozszerzają się nieznacznie. Przeniósł wzrok na siostrę, ale to z uporem go ignorowała, zachowując się tak, jakby nic szczególnego nie miało miejsca. Miałam wielką ochotę dotknąć również jego – dać mu do zrozumienia, że byłam o wiele bliżej, niż mógłby się spodziewać – ale z trudem udało mi się powstrzymać. Nie ręczyłam za reakcję męża, zresztą miałam wrażenie, że lepiej było, by Simon nie zorientował się, że działo się coś wartego uwagi. Jasne, nie mogłam niczego zrobić, ale…
– Jesteś uzdolniony… To mi sugerujesz? – zapytała cicho Layla, starannie dobierając słowa. Z wolna wyprostowała się, wydając się przesadnie rozważać każdy kolejny ruch i słowo. Wciąż osłaniała Gabriela, ale ten jakby tego nie zauważał, w zamian niespokojnie wodząc wzrokiem na prawo i lewo. – To ty mnie blokujesz. Jak?
Grała na czas i nie miałam co do tego wątpliwości. Moje spojrzenie momentalnie uciekło ku krążącemu jakby od niechcenia nieśmiertelnemu. Sądziłam, że zignoruje zadane mu pytanie, jak najszybciej ukracając rozmowę, ale nic podobnego nie miało miejsca. Wręcz przeciwnie – oczy mężczyzny zabłysły, jakby od samego początku czekał aż ktoś zacznie temat.
– Coś niezwykłego, nie uważasz? – rzucił z entuzjazmem. – Bogini też była zaskoczona. Sądziłem, że wiem na czym stoję, bo dowiedziałem się o was dość, ale… To ciekawe. – Wampir zawahał się na moment. – Słyszałem tę waszą teorię, że po przemianie wyostrzają się cechy, które wyróżniały jednostkę za życia. Jak widać… dużo we mnie człowieczeństwa.
Potrzebowałam chwili, by podjąć, co tak naprawdę sugerował. Zignorowałam wzmiankę o Isobel, w zamian skupiając się na tym, co wynikało z jego dalszych słów. W pierwszej chwili pomyślałam o Annie i działaniu jej jadu, ale to przecież nie było tak. Tak unikalne zdolności po prostu nie mogłyby się powtórzyć, zresztą…
– Więc to nie telepatia. – Layla spojrzała na mężczyznę z niedowierzaniem. – Nie blokujesz mnie, tylko…
– Tylko wyzwalam ludzką naturę – wyjaśnił ze spokojem. – Sama jasno mi uświadomiłaś, że człowiek nie ma szansy z wampirem, czyż nie?
Właściwie nie musiał dodawać niczego więcej. Zrozumiałam, zresztą tak jak i Layla, chociaż to wciąż do mnie nie docierało – to, że Simon tak po prostu mógłby ich osłabiać. Ludzie nie dysponowali wyostrzonymi zmysłami, a jeśli chodziło o zdolności…
– Ty…
Obie spojrzałyśmy na Gabriela niemalże w tym samym momencie. Wykorzystał chwilę rozproszenia siostry i Simona, by poderwać się na nogi, choć dalej przychodziło mu to z trudem. Jego oczy zabłysły gniewnie, w co najmniej niepokojący sposób, który znalazłam aż nazbyt dobrze. Zdenerwowany Gabriel nigdy nie wróżył niczego dobrego, ale choć zwykle obawiałabym się wyłącznie o to, jak daleko mógłby się zapędzić, tak tym razem martwiłam się wyłącznie od niego.
Layla przemieściła się, bezceremonialnie chwytając brata za ramię. Nie zaprotestował, ale wciąż wyglądał na chętnego, by jak najszybciej oswobodzić się z uścisku siostry i rzucić do ataku.
– Gabrielu – szepnęła, ale choć jej głos zabrzmiał kojąco, wyczułam narastające w nim napięcie. Krótko spojrzała na bladą twarz brata, po chwili skupiając się na powrót na przeciwniku. – Simon, proszę… – zaczęła, ale nie miała okazji, żeby dokończyć.
– Chcesz z nim dyskutować? – zapytał z niedowierzaniem Gabriel. – Gdyby nie on… Żartujesz sobie ze mnie?
– Ty też nie wyglądałeś na zbyt poważnego, kiedy tu przyszedłeś – wtrącił sam zainteresowany. – To ciekawe, że znacie się z boginią… Chociaż nie wyglądała na zbyt zadowoloną z twojego pojawienia się.
Z gardła Gabriela wyrwało się coś z pogranicza jęku i warknięcia. Zrobił taki ruch, jakby jednak zamierzał rzucić się do ataku, ale uścisk Layli zdołał go powstrzymać. Cóż, przynajmniej na razie, bo obawiałam się, że w każdej chwili sytuacja mogłaby ulec zmianie, gdyby nerwy puściły mu całkowicie.
Jakby tego było mało, Simon trafił w sedno. Sama nie miałam pojęcia, co Gabriel robił w tym miejscu, na dodatek ryzykując spotkanie z Isobel. W pamięci miałam jego rozmowę z Amelie – to, jak pytał ją, czy miała odpowiednio dużo czasu – ale te słowa nadal niczego nie tłumaczyły. Co planowali? I dlaczego, na litość bogini, ryzykował aż do tego stopnia?
– Jesteś ostatnią osobą, która ma prawo oceniać to, co zrobiłem – warknął Gabriel. – Mówisz o bogini, podczas gdy ona… – Urwał, w zamian bezradnie potrząsając głową. Wyrwało mu się pozbawione wesołości, kpiące parsknięcie. – Skrzywdziłeś moją siostrę, córkę i żonę. Daj mi jeden powód, dla którego nie miałbym rozerwać cię na kawałeczki.
Wzdrygnęłam się w odpowiedzi na te słowa. „Jestem tutaj!” – miałam ochotę wykrzyczeć, ale przecież i tak nie miałby szansy mnie usłyszeć. Nie miałam nawet pewności, czy zwrócenie jego uwagi na to, że mogłabym być tuż obok, było dobrym pomysłem. Layla próbowała dyskusji, ale przy wymęczonym, wytrąconym z równowagi Gabrielu ta wydawała się z góry skazana na niepowodzenie.
Nerwowo spojrzałam w stronę schodów, po cichu licząc, że zauważę tam Amelie. Słodka bogini, była pierwotną, na dodatek taką, którą wszyscy kojarzyli ze Śmiertelnym Kwartetem na usłuchać Isobel. Jeśli ten mężczyzna był oddany matce wampirów, być może nie odważyłby się tknąć tej kobiety. Skoro to ona wpakowała Gabriela w kłopoty…
Tyle że nic nie wskazywało na to, żeby wampirzyca miała się pojawić. Byliśmy zdani na siebie, ja na dodatek całkowicie bezradna i niematerialna. Powiodłam wzrokiem dookoła, jakby w nadziei na jakieś cudowne rozwiązanie, ale w recepcji nie widziałam niczego, co mogłabym wykorzystać. Gdybym przynajmniej mogła narobić zamieszania i dać Licavolim szansę na dotarcie do drzwi, może wtedy…
– Och.
Głos Simona wyrwał mnie z zamyślenia. Uśmiech, który nagle rozjaśnił twarz wampira, wydał mi się jeszcze bardziej niepokojący niż do tej pory. W końcu oderwał wzrok od Layli i Gabriela, w zamian z zaciekawieniem spoglądając w najbardziej zacienione kąty pomieszczenia. Jego oczy zabłysły, choć początkowo nie byłam pewna dlaczego.
Aż do momentu, w którym uświadomiłam sobie, że nie byliśmy sami.
Cienie żyły, kłębiąc się gdzieś poza zasięgiem wzroku wszystkich obecnych. Uprzytomniłam sobie, że za towarzyszącym mi niepokojem kryło się coś więcej niż tylko poczucie tego, że w każdej chwili sprawy mogłyby przybrać nieodpowiedni obrót. Strach miał swoje źródło również w innym miejscu, narastając i stanowiąc pożywkę dla ostatnich istot, które chciałabym napotkać na swojej drodze.
Nie pierwszy raz miałam do czynienia z pozbawionymi fizycznej formy demonami. Na pierwszy rzut oka przypominały kłębiące się, ledwo widoczne w mroku cienie albo mgłę. Nie miałam pewności jak długo obserwowały rozwój wypadków, czając się w pobliżu naszej czwórki, ale to nie było ważne. Liczyło się, że nagle postanowiły się ujawnić, a ja… uprzytomniłam sobie, że były o wiele prawdziwsze, niż sądziłam przez te wszystkie lata.
Forma, w której trwałam, zmieniała wszystko. Dotychczas bezkształtna masa nabrała wyrazistości, a do mnie w końcu dotarło, że raz po raz przybierała kształty, które można byłoby utożsamić z ludzkimi sylwetkami. Co prawda postaci naprzemiennie pojawiały się i znikały, raz po raz wracając do swej cienistej postaci, ale – co najważniejsze – naprawdę tam były. Gdy Simon zwrócił na nie uwagę, podpełzły bliżej, już nie próbując ukrywać swojej obecności. Kątem oka zauważyłam, że Gabriel i Layla momentalnie się spięli, ale prawie nie zwróciłam na to uwagi.
Nie, skoro aż nazbyt wyraźnie mogłam usłyszeć szepty.
Dziewczyna… Powinniśmy tykać dziewczynę?, zapytał ktoś i choć początkowo wydało mi się to niemożliwe, dotarło do mnie, że najpewniej… mówili o mnie.
Gdybym wciąż miała ciała, w tamtej chwili serce jak nic wyskoczyłoby mi z piersi. Co prawda to, że akurat te istoty mogłyby mnie wyczuć, a może nawet zobaczyć, nie było aż takie dziwne, skoro niejako trwaliśmy w podobnej formie, ale i tak poczułam się tak, jakby ktoś z całej siły zdzielił mnie po głowie. Obecność Rosy mogłam zaakceptować, w gruncie rzeczy wciąż błogosławiąc los za to, że choć ona jedna mogła mnie dostrzec, ale to?!
Drgnęłam, z trudem powstrzymując instynktowne pragnienie, by rzucić się do ucieczki. Gdyby sytuacja była inna, nie zawahałabym się. Obcowanie z demonami nigdy nie było dobrym pomysłem, z kolei teraz, gdy widziałam je tak wyraźniej…
Rafael zabronił.
Zamrugałam, przez moment gotowa przysiąc, że się przesłyszałam. Otworzyłam i zaraz zamknęła usta, bezmyślnie wpatrując się w miejsce, w którym znajdowały się pulsujące cienie. Że… co?
Rafael zdradził. Pani była zła.
Ojciec też jest zły.
Nie byłam w stanie rozróżnić poszczególnych głosów. Nawet nie próbowałam, zwłaszcza że niespójne szepty wciąż wydawały się dochodzić zewsząd, rozbrzmiewając również w mojej głowie. Słuchałam, bezskutecznie próbując uporządkować to, co właśnie się działo. Uprzytomniłam sobie, że musieli rozmawiać o balu i momencie, w którym Rafael już raz powstrzymał swoich braci przed zbliżeniem się do mnie, ale mimo wszystko…
Potrząsnęłam głową. Sprzeczające się demony zdecydowanie nie były czymś, czego spodziewałam się doświadczyć na dobry koniec dnia.
Ale dziewczyna lśni, usłyszałam i to wystarczyło, żeby jeszcze bardziej wytrącić mnie z równowagi.
Bezcielesne, nieludzkie szepty zdecydowanie miały w sobie coś, co było w stanie przyprawić o dreszcze. Tkwienie w miejscu i czekania na atak też nie brzmiało jak dobry pomysł, ale próbowałam o tym nie myśleć. Wystarczyło, że te istoty w ogóle tam były, dosłownie na wyciągnięcie ręki. Jakby tego było mało, jakoś nie wątpiłam, że gdyby się postarały, mogłyby mnie skrzywdzić.
Lśni…, powtórzył ktoś.
Tym razem spróbowałam się wycofać. To było niczym impuls – bezwiedny ruch, któremu się poddałam, niemalże w panice odskakując do tyłu, by zwiększyć dzielącą mnie od mgły odległość. Co to niby miało znaczyć. I dlaczego…?
Zrozumiałam.
Pulsujące ciepło w dłoni było aż nazbyt oczywistą wskazówką. Wzdrygnęłam się, w pośpiechu unosząc kryształ, by móc na niego spojrzeć i nie ryzykować spuszczenia demonów z oczu. Obecność odłamka była dla mnie czymś oczywistym od chwili, w której wylądowałam w takiej formie, przez co prawie zdążyłam zapomnieć o jego obecności. To było proste, bo kamień nie wyróżniał się niczym szczególnym, może poza mętną barwą. Coś w tym kolorze mnie odpychało i to już od momentu, w którym zobaczyłam kryształ po raz pierwszy – jeszcze w całości, w siedzibie łowców – ale prawda była taka, że i tak byłam gotowa bronić odłamka za wszelką cenę. Nie miałam pojęcia jaką odgrywał rolę, ale czułam, że był ważny.
A teraz lśnił.
Przez chwilę byłam w stanie co najwyżej stać i bezmyślnie spoglądać na jarzący się łagodnym, złocisto srebrnym blaskiem kryształ. Coś w tym kolorze momentalnie skojarzyło mi się z blaskiem mocy, ale to nie było tak. Światło nie było tak czyste i kojące jak w przypadku więzi czy telepatii. Niepokoiło mnie, zresztą jak i stopniowo przybierające na sile ciepło, stopniowo przechodzące w coraz trudniejsze do zniesienia gorąco.
Musiałam mocniej zacisnąć palce wokół kryształu, by nie ryzykować, że przypadkiem go upuszczę. Wolałam nie wiedzieć, co by się wtedy stało.
– W czym problem? – doszedł mnie spięty głos Simona. W porównaniu do szeptów wciąż dyskutujących ze sobą, podenerwowanych demonów, jego słowa wydawały się odległe i nic nieznaczące. – Jesteście tu na życzenie królowej. Co…?
Cokolwiek miał do powiedzenia, zignorowano go. Nawet ja nie zwróciłam większej uwagi na jego słowa, bardziej przejęta tym, co działo się wokół mnie. Sama już nie byłam pewna, co niepokoiło mnie bardziej – demony, kryształ czy może… coś innego.
Mniej więcej wtedy poczułam obecność czegoś jeszcze, o czym po prostu byłam pewna, że nie powinno się tu znajdować. Nie dostrzegłam żadnej zmiany ani w zachowaniu mgły, ani otaczającej nas ciemności, ale to nie było ważne. Nie, skoro wiedziałam, że pojawił się ktoś więcej. Nerwowo powiodłam wzrokiem dookoła, próbując wypatrzeć kogokolwiek, ale nie byłam w stanie. Intruz znajdował się gdzieś poza zasięgiem wzroku nas wszystkich – kryjąc się i czekając, choć mogłam tylko zgadywać na co.
Wzdrygnęłam się po raz kolejny. Pod tą postacią nie miałam prawa odczuwać chłodu, a jednak nagle zrobiło mi się zimno.
Coś jest nie tak…
Właśnie wtedy wszystko potoczyło się bardzo szybko. Usłyszałam jedynie, że Layla gwałtownie zaczerpnęła powietrza, jakby szykując się do tego, by zacząć krzyczeć. Nie zrobiła tego, ale to nie było ważne – nie w chwili, w której Gabriel wykorzystał zamieszanie i dezorientację Simona, żeby zaatakować.
To był pierwszy raz, kiedy mogłam tak wyraźnie zobaczyć moc. Blask energii było o wiele jaśniejszy od tego, który emitował kryształ. Na moment zamarłam, instynktownie usuwając się na bok i jak oczarowana wpatrując się w złocistą falę, która błyskawicznie rozeszła się po całym pomieszczeniu. To nie był pierwszy raz, kiedy miałam do czynienia z telepatycznym uderzeniem, ale do tej pory po prostu czułam – powiew mocy oraz tę dziwną elektryczność powietrza, kojarzącą mi się ze świeżością i zapachem ozonu zaraz po burzy.
Teraz mogłam zobaczyć.
Layla drgnęła, po czym w pośpiechu wyciągnęła przed siebie ręce, by móc się osłonić. Udało jej się ustać na nogach, choć zauważyłam, że zachwiała się lekko, wciąż stojąc zdecydowanie zbyt blisko brata. Usłyszałam huk i to wystarczyło, żebym pojęła, że Gabrielowi udało się sięgnąć celu. Nie mógł skrzywdzić wampira – nie tak po prostu – ale uderzenie zaskoczyło Simona wystarczająco, by cisnąć nim przez cały hol, aż uderzył plecami o ścianę. Jakby tego było mało, z impetem przebił się na drugą stronę, wzbijając w powietrze odłamki pyłu.
Cisza, która nagle zapadła, dosłownie ogłuszała. Na ułamek sekundy świat zwolnił, choć to wydawało się niemożliwe. Wyczułam zamieszanie pośród demonów, ale nic nie wskazywało na to, by zamierzały zaatakować. Cóż, przynajmniej na razie, bo jakoś nie wątpiłam, że atak wystarczył, by zwrócić ich uwagę na kogoś więcej, aniżeli tylko mnie.
Gabriel tkwił w samym środku tego zamieszania, ciężko dysząc. Lśniącymi gniewnie, przypominającymi dwie czarne dziury oczami uważnie wodził dookoła, skupiony przede wszystkim na miejscu, w którym zniknął Simon. To, że był zły, wydawało się aż nazbyt oczywiste. Ba! Tak naprawdę w grę wchodziła wściekłość, ale i tego mogłam się spodziewać. To był jeden z tych razów, kiedy naprawdę zaczynałam obawiać się tego, co mógłby zrobić. Momentalnie zapragnęłam do niego dopaść i zrobić… właściwie cokolwiek, byleby choć trochę go uspokoić. Morderczy szał w jego wydaniu nigdy nie wróżył niczego dobrego.
Sama również oddychałam szybko i płytko, jakby po przebiegnięciu maratonu. Nie byłam w stanie się ruszyć, ze swojego miejsca wciąż obserwując męża. Kiedy otrząsnęłam się na tyle, by przestać rozpamiętywać piękno rozchodzącej się na wszystkie strony mocy i myśleć o targających Gabrielem emocjach, w końcu zwróciłam uwagę na coś istotniejszego. Uderzyła mnie jego bladość i to tym bardziej że już wcześniej miał problem z tym, żeby utrzymać się w pionie. Był uparty, zresztą gdy w grę wchodziła Layla, lubił robić głupoty, ale mimo wszystko…
Zachwiał się. Tylko nieznacznie, ale to wystarczyło, żeby siostra zmaterializowała się tuż obok niego.
– Idziemy – ponagliła, ciągnąc go ku wyjściu. Przynajmniej próbowała, bo prawie natychmiast napotkała opór. – Gabriel, do cholery…
– Jeszcze nie skończyłem – obruszył się.
Przez twarz wampirzycy przemknął cień.
– Skończyłeś – wycedziła przez zaciśnięte zęby. Wymownie spojrzała najpierw na czające się w ciemności demony, a potem na miejsce, w którym dopiero co zniknął Simon. Podążyłam za jej wzrokiem, woląc się upewnić, że zwłaszcza ten drugi nie spróbuje wrócić. Prawda była taka, że przy zdolnościach, które posiadał, nie mieli z nim szans. – Duma do kieszeni i idziemy. Mamy do pogadania.
– Ale…
Spodziewałam się wielu rzeczy, ale nie tego, co nastąpiło potem. Layla po prostu się od niego odsunęła, by w następnej sekundzie zamachnąć się i uderzyć go w twarz. To nie był zwykły policzek, którego może jeszcze bym się po niej spodziewała. Wręcz przeciwnie, bo dziewczyna pokusiła się o wymierzenie bratu zaskakująco wprawnego, celnego ciosu pięścią – i to na tyle silnego, że nawet z odległości usłyszałam chrupnięcie.
Gabriel zachwiał się, cofając bardziej z zaskoczenia niż bólu. Na chwilę przycisnął dłoń do nosa, po czym spojrzał na pokrwawione palce. Coś w wyrazie jego twarzy złagodniało, kiedy spojrzał na siostrę tak, jakby widział ją po raz pierwszy.
– Czy ty właśnie… złamałaś mi nos? – zapytał, w tamtej chwili przede wszystkim oszołomiony.
– Złamałam i mam ochotę na więcej, cholerny idioto! – Głos Layli zabrzmiał niemalże histerycznie. Dopiero wtedy dotarło do mnie jak bardzo była zdenerwowana. – A teraz rusz się w końcu. Mamy do pogadania.
Tym razem po prostu za nią ruszył, zwłaszcza że tak po prostu ujęła go za rękę, zupełnie jakby miała do czynienia z małym dzieckiem. Wciąż krwawił, ale nie skomentował tego nawet słowem, w końcu decydując się dać siostrze wolną rękę. Podążyłam za nimi, woląc nie sprawdzać, co jeszcze mogłoby się wydarzyć – czy to za sprawą wytrąconej z równowagi Layli, czy Simona albo demonów.
Ledwo pomyślałam o tych ostatnich, wyczułam ruch za plecami. Zesztywniałam, gdy towarzyszący mi od jakiegoś czasu chłód przybrał na sile. Tym razem wyraźnie wyczułam zmianę w powietrzu i otaczającej mnie rzeczywistości. Wrażenie przywodziło na myśl zasypianie i to zaskoczyło mnie na tyle, bym nie od razu zareagowała na narastające stopniowo zimno. Świat znów zwolnił, tracąc na ostrości i kolorach, choć to ostatnie dotarło do mnie dopiero po dłuższej chwili.
Ciemność wydawała się gęstnieć, z wolna pochłaniając wszystko wokół. Jakby tego było mało, coś bezceremonialnie zacisnęło się wokół mojego nadgarstka – delikatnie, jakby w niemej proście o to, żebym się odwróciła.
Nie chciałam tego robić, ale…
Czymkolwiek była istota za mną, nie wątpiłam, że widziałam ją po raz pierwszy. Przypominała skryty w mroku cień, przez co ledwo byłam w stanie dostrzec ją na tle napierającej ze wszystkich stron pustki. Machinalnie spojrzałam na swoją dłoń, ale choć spodziewałam się dostrzec owinięta wokół nadgarstka, krwiożerczą mackę, dostrzegłam wyłącznie zarys cudzych palców. Cień jak najbardziej przypominał człowieka albo raczej cudzą sylwetkę – zbyt niewyraźną, bym mogła określić rysy twarzy czy choćby płeć.
To nie miało znaczenia. Albo raczej przestało mieć w chwili, w której dostrzegłam parę wpatrzonych we mnie oczu… Pod warunkiem, że tak mogłam określić martwe, pozbawione jakichkolwiek emocji czarne punkty. Patrzenie w nie miało w sobie coś hipnotyzującego.
Postać nie odezwała się nawet słowem. Wiedziałam, że mnie obserwuje, choć nie miał w sobie niczego, co świadczyłoby o życiu albo byciu człowiekiem.
Byłam również gotowa przysiąc, że się uśmiechnął – i to pomimo tego, że nie widziałam jego twarzy.
Nie zaprotestowałam, kiedy bardziej stanowczo ujął mnie za rękę. Oboje spojrzeliśmy na moją zaciśniętą w pięść dłoń – tę samą, w której trzymałam kryształ. Otworzyłam usta, chcąc coś powiedzieć, ale ostatecznie nie wydałam z siebie żadnego dźwięku, w zamian jak gdyby nigdy nic luzując uścisk.
Słowem nie skomentowałam tego, że wyjął odłamek z mojej ręki. Pozwoliłam na to, choć jakaś część mnie wręcz krzyczała, że nie powinnam się na to godzić.
Na moment uścisnął moją rękę. „To będzie nasza tajemnica” – wydawał się komunikować, chociaż i tego nie powiedział na głos.
Zanim zdążyłam się zastanowić, zniknął razem z kryształem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa