10 czerwca 2019

Trzysta cztery

Renesmee
Amelie nie traciła czasu. Zniknęła mi z oczu, przez co nie od razu znalazłam ją w jednym z elegancko urządzonych mieszkań na piętrze. Kolejny raz uderzyło we mnie to, jaka byłam bezbronna – bez wyostrzonych zmysłów i materialnego ciała, mogłam co najwyżej bezsensownie błądzić i zgadywać, gdzie się udała.
Myślami wciąż byłam przy dopiero co podsłuchanej rozmowie. Powiedzieć, że cokolwiek rozumiałam, byłoby największym kłamstwem w tym stuleciu. Nie miałam nawet pojęcia, że Amelie i Michael się znali, nie wspominając o jakichkolwiek wspólnych interesach. Może nie powinno mnie to dziwić – w końcu oboje byli wiekowi i niebezpieczni – ale i tak coś w widoku tej dwójki, na dodatek w tym miejscu, nie dawało mi spokoju. Mój były szef od zawsze wzbudzał we mnie swego rodzaju niepokój, choć to wydawało się niczym przy trudnym charakterze i licznych niedopowiedzeniach. Amelie z kolei… po prostu była i to  w jakiś pokrętny sposób naprawdę tłumaczyło wszystko.
Z niedowierzaniem potrząsnęłam głową. Cokolwiek planowali, nie brzmiało dobrze. Obecność tej dwójki w miejscu, które miało jakikolwiek związek z Isobel, nie mogła być przypadkowa. Zwłaszcza kobieta, którą wciąż widywałam u boku matki wampirów, nie była osobą, która wzbudziłaby moje zaufanie – i to pomimo tego, że z jakiegoś powodu już kilkukrotnie zdecydowała się nam pomóc.
„Jestem wierna sobie”. Czyż nie to powiedziała zarówno mnie, jak i Rafaelowi? Te słowa wciąż wracały, zresztą tak jak i sama Amelie, a jednak…
Wszelakie myśli uleciały z mojej głowy w chwili, w której usłyszałam jej głos. Na moment zamarłam, nasłuchując, zwłaszcza że dźwięk był tak cichy, że równie dobrze mógł okazać się wytworem mojej wyobraźni. Decyzję podjęłam w ułamek sekundy później, gdy zauważyłam wciąż uchylone drzwi. Nie przejmując się próbami otworzenia ich na tyle, by swobodnie przez nie przejść, po prostu skorzystałam z braku ciała, jak gdyby nigdy nic przenikając na drugą stronę.
Zamrugałam nieco nieprzytomnie, gdy znalazłam się… na samym środku elegancko urządzonego salonu. Aż za dobrze znałam nowoczesny styl, w którym urządzono wnętrze – jasne barwy, kontrastujące z drogimi drewnianymi panelami. Nie wątpiłam, że moje ciotki nie pogardziłyby ani dobrem kolorów, ani tym bardziej wystrojem, który momentalnie skojarzył mi się z luksusowym hotelem. Wciąż oszołomiona, powiodłam wzrokiem dookoła, z powątpiewaniem spoglądając na meble, płaski telewizor, a finalnie również na prowadzące na zewnątrz drzwi balkonowe. Zasłony nie były zaciągnięte, dzięki czemu miałam idealny widok na panoramę pogrążonego w ciemnościach miasta.
Zacisnęłam usta. W którymś momencie zaczęło padać, ale to nie było niczym nowym ani w stanie Waszyngton, ani tym bardziej w Seattle. Widziałam wirujące, połyskujące w blasku padającego z okien, witryn sklepowych i latarni światła. Było coś kojącego w tym widoku – aż nadto znajomym, niezmąconym przez nadnaturalne zjawiska i po prostu właściwym.
Tkwiłam w miejscu, w którym mogło czaić się dosłownie wszystko, podczas gdy życie na zewnątrz toczyło się swoim rytmem. I choć to nie był pierwszy raz, a ja powinnam się do tego przyzwyczaić, ale nie potrafiłam.
Wszelakie myśli uleciały z mojej głowy w chwili, w której na powrót skupiłam się na nieustającym szepcie Amelie. Miałam wrażenie, że był głośniejszy i – co ważniejsze – dochodził z głębi mieszkania, najpewniej z innego pokoju. Gabriel, powinnam poszukać Gabriela… Wiedziałam o tym, ale nie mogłam ot tak zignorować obecności wampirzycy. Z jakiegoś powodu tu była, intrygując mnie na tyle, bym chciała za nią podążyć.
Kiedy podeszłam bliżej, już nie miałam wątpliwości, że dotarłam w odpowiednie miejsce. Byłam nawet w stanie rozróżnić poszczególne słowa, ale te nie miały dla mnie sensu. Język pierwotnych, uświadomiłam sobie, przez moment zdolna co najwyżej tkwić w miejscu i wsłuchiwać się w kolejne jakże melodyjne, przypominające cichą modlitwę sentencje.
Albo zaklęcie. Coś w szepcie Amelie skojarzyło mi się właśnie z tym.
Właśnie wtedy po raz pierwszy naszły mnie wątpliwości. Pojawiły się nagle, a ja zamarłam, nagle czując się tak, jakbym natrafiła na jakąś niewidzialną ścianę. Nie chciałam tu być, marząc już tylko o tym, by jak najszybciej się wycofać i…
Tyle że przecież nie mogłam uciec.
Poruszyłam się błyskawicznie, nie chcąc dać sobie szansy na zmianę decyzji. Drzwi do sypialni były zamknięte, ale to nie miało dla mnie znaczenia. Wystarczył jeden ruch, żebym znalazła się po drugiej stronie i zamarła ponownie.
– O bogini.
Ledwo rozpoznałam własny głos. Coś ścisnęło mnie w gardle, gdy naszła mnie niepokojąca myśl, że Amelie mogłaby mnie usłyszeć. Odrzuciłam ją, szybko uprzytomniając sobie, że to przecież nie było możliwe.
Nie od razu byłam w stanie zauważyć klęczącą na podłodze kobietę. Początkowo nie zauważyłam jej, skrytej za zajmującym większą część pomieszczenia, wyglądającym na nieużywane łóżkiem. Szata Amelie zlała się z ciemną barwą satynowej pościeli i dopiero gdy zwrócona do mnie plecami wampirzyca się nachyliła, a kilka blond kosmyków wymknęło się spod zaciągniętego na głowę kaptura, uświadomiłam sobie jej obecność. Zaraz po tym dostrzegłam, że drżała, kołysząc się w rytm nerwowo szeptanych słów. Gdyby nie to, że wampiry nie mogły płakać, a ja chwilę wcześniej widziałam jak sensownie rozmawiała z Michaelem, pomyślałabym nawet, że szlochała albo… była obłąkana.
Jakby jedno mogło wykluczać drugie…
– Amelie? – zaryzykowałam, choć wiedziałam, że nie mogła mnie usłyszeć.
Nawet nie drgnęła, ale dokładnie tego się spodziewałam. Zrobiłam ostrożny krok naprzód, przez moment czując się tak, jakbym stąpała po cienkim lodzie. Coś było nie tak, ale wciąż nie potrafiłam stwierdzić w jakim sensie. Zrozumiałam dopiero po chwili, gdy już obeszłam łóżko i przyjrzałam się Amelie dokładniej, nagle pojmując, że pochylała się nad kimś, kogo jak gdyby nigdy nic trzymała w ramionach.
Jęknęłam, choć miałam ochotę krzyknąć. Zaraz po tym dosłownie rzuciłam się przed siebie, osuwając na kolana tuż obok wampirzycy. Żałowałam, że nie byłam w stanie chwycić jej za ramiona i porządnie potrząsnąć. Nie mogłam… wielu rzeczy, niezależnie od tego, jak bardzo ich pragnęłam.
Było coś żałosnego w sposobie, w jaki moje palce przeniknęły zarówno przez ciało wampirzycy, jak i obejmowanego przez nią Gabriela.
– Och, nie… Nie, nie…
Mój głos mieszał się z niestającym szeptem Amelie, ani trochę do niego nie pasując. Zmusiłam się do tego, by zamilknąć, przez moment gotowa przysiąc, że zakłócenie potoku słów, które padały z jej ust, jedynie pogorszy sytuację. Rozszerzonymi oczami spoglądałam to na wampirzycę, to znów na męża, nie mogąc pozbyć się narastającego z każdą kolejną sekundą uczucia déjà vu.
Już raz przez to przeszłam – lata temu, przy akompaniamencie krzyku Layli i trzepotu skrzydeł odlatujących wraz ze wschodem słońca demonów. Pamiętałam strach, który towarzyszył mi, gdy w panice szukałam Gabriela, w pamięci wciąż mając uderzenie mocy i mentalne protesty zamartwiającej się o brata Isabeau. To i pustkę, która towarzyszyła mi aż do chwili, w której – podobnie jak i teraz w tym pokoju – znalazłam męża w objęciach pochylonej nad nim, dziwnie spokojnej Amelie. Nigdy tak naprawdę nie dowiedziałam się, co zrobiła tamtego dnia, ale i tak wszystko we mnie aż krzyczało, że zawdzięczaliśmy jej o wiele więcej, niż którekolwiek z nas mogłoby sobie życzyć.
Teraz wszystko wróciło, skutecznie wytrącając mnie z równowagi. Bezradność uderzyła we mnie z całą mocą, jedynie podsycając strach. Od chwili, w której przyszła do mnie Rosa, wiedziałam, że wydarzyło się coś niedobrego, ale dopiero wtedy dotarło to do mnie z całą mocą. Przez Amelie nie miałam jak przyjrzeć się Gabrielowi, ale to nie było ważne. To, że dosłownie leżał w jej ramionach, śmiertelnie blady i nieruchomy, mówiło samo za siebie. W nerwach nie potrafiłam nawet stwierdzić, czy jego serce w ogóle biło, choć i tak nie byłabym w stanie dopuścić do siebie innej możliwości. Próbowałam zrzucać wszystko na własną niedyspozycyjność – to, że już nie dysponowałam wyostrzonymi zmysłami, a puls zagłuszał melodyjny głos Amelie.
Chciałam coś zrobić. Zażądać wyjaśnień albo tego, by się odsunęła i pozwoliła działać mi. Nie miałam pojęcia, co się stało, ale kiedy w grę wchodził Gabriel, na myśl przychodziło mi tylko jedno. Gdybym tylko mogła, bez wahania przywołałabym moc, a potem…
Tyle że nie mogłam i ta świadomość doprowadzała mnie do szaleństwa.
Gwałtownie zaczerpnęłam powietrza do płuc, choć w moim przypadku brzmiało to jak czysta abstrakcja. Spróbowałam się uspokoić, ale przyszło mi to marnie – i to najdelikatniej rzecz ujmując. Bezwiednie wsunęła palce we włosy, chwytając się za głowę, zupełnie jakbym w ten sposób mogła cokolwiek zdziałać. Nagląco spojrzałam na Amelie, próbując przekonać samą siebie, że gdybym się postarała, mogłabym zwrócić na siebie jej uwagę. Nie miałam telefonu ani kartki i długopisu, ale to niczego nie zmieniało. Cokolwiek wydawało się lepsze od biernej obserwacji i…
Jęk wampirzycy wyrwał mnie z zamyślenia. Zauważyłam, że skuliła się, przyciskając dłoń do ust, co na moment przytłumiło jej głos. Rytmiczny szept ucichł, ale wcale nie poczułam się dzięki temu lepiej.
Cóż, do czasu.
– To… krew…?
Poczułam się tak, jakby poraził mnie prąd – i to tylko po to, by w następnej sekundzie kamień spadł mi z serca. Amelie drgnęła w odpowiedzi na te słowa, momentalnie przestając szeptać i odsuwając się na tyle, by móc spojrzeć na Gabriela. Kiedy zabrała dłoń, którą dotychczas przysłaniała twarz, wydało mi się, że w istocie zauważyłam na niej krwawe ślady, ale zacisnęła palce zbyt szybko, bym miała okazję się przyjrzeć.
– Twoja – wyjaśniła pośpiesznie. Było coś fałszywego w jej tonie, ale prawie natychmiast odrzuciłam od siebie tę myśl, zbytnio skupiona na Gabrielu, kiedy ten zdecydowanie zbyt gwałtownie poderwał się do siadu. – Ja… Wybacz, że tyle to trwało – dodała, pośpiesznie biorąc się w garść.
– Co się…?
I tym razem nie pozwoliła mu dokończyć.
– Nie przewidziałam, że tak się skończy… Chociaż oboje wiedzieliśmy, że się zdenerwuje. – Amelie energicznie potrząsnęła głową. – W porządku?
– Mógłbym pytać o to samo.
Wciąż klęczałam na podłodze, roztrzęsiona i zdezorientowana. Co prawda wszystko w ułamku sekundy przysłoniła ulga, ale i tak nie potrafiłam wyjaśnić, czego dopiero co byłam świadkiem. Cokolwiek się wydarzyło…
Nie miałam pojęcia, co zrobiła Amelie i co wydarzyło się w pokoju przed jej przybyciem, ale tak naprawdę nie chciałam wiedzieć.
Nie ruszyłam się z miejsca, kiedy wampirzyca z gracją poderwała się na nogi. Zrobiła taki ruch, jakby chciała pomóc Gabrielowi się podnieść, ale ten ubiegł ją, w pośpiechu uciekając z zasięgu jej rąk. Cóż, próbował, w następnej sekundzie niebezpiecznie zataczając się i utrzymując w pinie wyłącznie dzięki objęciom Amelie. Zauważyłam, że zesztywniał, momentalnie jeszcze bardziej zmieszany i niespokojny. To, że wyglądał na zdezorientowanego, nie dziwiło mnie ani trochę, ale aż nazbyt znajoma duma wystarczyła, bym zapragnęła zdzielić go po głowie.
– Ponawiam pytanie – rzuciła chłodno Amelie. – Już to przerabialiśmy, więc nie zachowuj się jak dziecko. Musimy stąd wyjść i…
– Ugryzła mnie! – przerwał, bezceremonialnie wchodząc jej w słowo. Poczułam się tak, jakby ktoś z całej siły zdzielił mnie w brzuch. – Tyle w temacie mojego samopoczucia. Ty… – Gabriel urwał, prostując się niczym struna i błyskawicznie zwracając się twarzą ku wampirzycy. Jego oczy rozszerzyły się, jakby dopiero w tamtej chwili dotarł do niego sens jego własnych słow. – Słodka bogini, co ty zrobiłaś?
Nawet jeśli mówił coś jeszcze, ja już nie słuchałam. Moje myśli wirowały, bardziej niespójne i trudne do uporządkowania niż do tej pory. Wciąż klęczałam na podłodze, w oszołomieniu próbując uporządkować to, czego się dowiedziałam.
„Ugryzła mnie!”. Jasna cholera, jak miałam to rozumieć? Mówili o Isobel, co do tego nie miałam wątpliwości, ale…
To nic takiego… Sama wiesz, że to nic takiego.
Energicznie potrząsnęłam głową. Instynktownie uniosłam dłoń do gardła, choć i tak nie miałam być w stanie wyczuć niczego, co sugerowałoby, że kiedyś sama przez to przeszłam, na dodatek dwukrotnie. W przypadku pół-wampirów działanie jadu było specyficzne, prócz bólu niosąc ze sobą wyłącznie lecznicze działanie, ale mimo wszystko…
Ze świstem wypuściłam powietrze. Amelie miała rację – Isobel mogła zareagować na Gabriela w tylko jeden sposób. Cokolwiek tutaj robił, wszyscy mieliśmy szczęście, że w ogóle był żywy.
O ile był. Co ja tak naprawdę zobaczyłam, kiedy…?
Nie chciałam wiedzieć.
– Chodź.
Niemalże z ulgą skupiłam się na Amelie. Wciąż obejmowała Gabriela, najwyraźniej nie zamierzając tak po prostu odpuścić. W zamian jak gdyby nigdy nic pociągnęła go za sobą, nie pozostawiając mu innego wyboru, jak tylko uwiesić się na jej ramieniu i podążyć za prowadzącą go wampirzycą. Dopiero wtedy otrząsnęłam się na tyle, by sama również poderwać się na równe nogi i popędzić za nimi.
– Poradzę sobie – zniecierpliwił się. – Zresztą gdzie ona jest? Miałaś dość czasu, żeby…?
– Wystarczająco – odparła lakonicznie wampirzyca. – Możemy porozmawiać później, jasne? Zwłoka to zły pomysł.
Jej słowa zamknęły mu usta, choć byłam pewna, że chciał zaprotestować. Przez jego twarz przemknął cień, ale skinął głową. Nie potrzebowałam więzi, by zorientować się, że miał problem z zapanowaniem nad emocjami, nawet w połowie nie tak spokojny, jak mogłoby sugerować jego zachowanie. Znałam Gabriela zbyt dobrze, by uwierzyć, że ot tak pozwoliłby sobie na okazanie słabości, ale i tak wiedziałam swoje.
Prawda była taka, że sama wciąż byłam w szoku. Czułam się jakbym śniła, chociaż zdecydowanie zbyt długo nie mogłam sobie na to pozwolić. Tak zresztą byłoby lepiej – nagle otworzyć oczy i odkryć, że całe to szaleństwo było zaledwie wytworem mojej wyobraźni.
Tak, chciałoby się. Nie miałam siły oszukiwać samej siebie, zbyt wiele razy mając okazję przekonać się, że to i tak prowadziło donikąd.
Wypadłam na korytarz zaledwie chwilę po Amelie i Gabrielu. Nie zamierzałam spuścić ich z oczu choćby na chwilę, zwłaszcza przez wzgląd na tego drugiego. Nie miałam jeszcze pewności, w jaki sposób dać o sobie znać i co zrobić z Gabrielem, ale nie byłam w stanie o tym milczeć. Jak długo był cały, mogłam…
– Jasna cholera – doszedł mnie spięty głos męża.
Zatrzymał się gwałtownie, zmuszając wciąż asekurującą go wampirzycę do tego samego. Wyglądał na zmęczonego i – co zwłaszcza rzucało się w oczy – zdecydowanie zbyt bladego, ale nawet słabość nie powstrzymała go pod wyprostowaniem się niczym struna. Przez chwilę nasłuchiwał, w napięciu wyczekując czegoś, czego sama mogłam się tylko domyślać. Drgnęłam, gdy jego bystre spojrzenie spoczęło w miejscu, w którym się znajdowałam, ale nic nie wskazywało na to, żeby mnie zauważył. Chodziło o coś innego.
Albo o kogoś.
Gabriel nie odezwał się nawet słowem. W zamian bezceremonialnie oswobodził się z uścisku Amelie, zaskakując ją na tyle, że po prostu go puściła, pozwalając, by dosłownie rzucił się ku schodom.
– Poczekaj! – zaoponowała wampirzyca, ale jej słowa nie zrobiły na nim żadnego wrażenia.
Nie zastanawiając się ani sekundy dłużej, popędziłam za nim. Nie obejrzałam się przez ramię, by sprawdzić czy Amelie również ruszyła się z miejsca. W tamtej chwili chciałam jak najszybciej zrównać się z Gabrielem, całą sobą czując, że wydarzyło się coś niedobrego. Cokolwiek zaniepokoiło go aż do tego stopnia…
A potem zrozumiałam, przez moment mając ochotę uderzyć się dłonią w czoło. To było oczywiste! Skoro więź między nami zniknęła, była tylko jedna osoba, o którą Gabriel mógł martwić się aż do tego stopnia.
Layla.
Tym razem nie musiałam zastanawiać się nad tym, gdzie biec. W pewnym momencie wyprzedziła nawet niczego nieświadomego męża, szybko orientując się, że kierował się z powrotem na dół. Nie potrzebowałam wyostrzonych zmysłów, by usłyszeć huk, który dosłownie wstrząsnął budynkiem, jedynie utwierdzając mnie w przekonaniu, że coś było nie tak. Przybyłyśmy z Rosą pierwsze, ale najwyraźniej nie jako jedyne.
Na parterze również panował półmrok. Na pierwszy rzut oka recepcja wyglądała na opustoszałą, a przynajmniej tak pomyślałam, w pierwszym odruchu gotowa przysiąc, że jednak się pomyliłam. Hałas równie dobrze mógł rozbrzmiewać gdzieś wyżej albo…
Wtedy ich zobaczyłam i to wystarczyło, by zachowanie Gabriela stało się dla mnie jasne. Z niczym nie mogłabym pomylić burzy jasnych loków Layli. To, że dotarła do tego miejsca, nie było zaskoczeniem, nie wspominając o tym, że nie szokowało nawet w połowie tak bardzo jak położenie, w którym się znajdowała. Nie sądziłam, że jakikolwiek wampir byłby w stanie podejść dziewczynę, która jednym skinieniem mogła zamienić go w żywą pochodnię, a tym bardziej nie miałam pojęcia, kim był zwrócony do mnie nieśmiertelny, ale to nie było ważne.
Nie, skoro Layla miała kłopoty.
Gniewny charkot wyrwał mnie z zamyślenia. Wyczułam ruch za plecami, a potem wszystko potoczyło się bardzo szybko. Było coś nieporadnego w ruchach Gabriela, a on sam nie zdecydował się na wykorzystanie mocy, ale to nie powstrzymało go przed atakiem. Po prostu skoczył przed siebie, błyskawicznie materializując się tuż za przeciwnikiem siostry.
– Ty… – wycedził przez zaciśnięte zęby.
Tylko na tyle było go stać, zanim bezceremonialnie wylądował na posadzce. Ruch przeciwnika był szybki i najwyraźniej zbyt precyzyjny, zwłaszcza że Gabriel nie miał nawet okazji, by spróbować się bronić. Tkwiący przy Layli mężczyzna po prostu odrzucił go od siebie, tak niecierpliwym ruchem, jakby opędzał się od owada.
Drgnęłam, w pośpiechu przesuwając się bliżej. Dopadłam do Gabriela, choć moja obecność tak naprawdę nie zmieniała niczego. Nie byłam w stanie wykrztusić z siebie choćby słowa, roztrzęsiona tak bardzo, że chyba tylko cudem nie upuściłam spoczywającego w moich dłoniach kryształu.
Gdzieś jakby z oddali doszedł mnie zdławiony jęk, ale nie potrafiłam stwierdzić, czy ten przypadkiem nie wyrwał się z mojego własnego gardła.
– To naprawdę zaczyna być męczące – stwierdził wampir, wznosząc oczy ku górze. – Możemy w końcu…?
Właśnie wtedy Layla wykorzystała chwilę jego nieuwagi, by zdzielić go w twarz. Nie miała szans skrzywdzić w ten sposób wampira, ale  tyle wystarczyło, by mogła uciec z zasięgu rąk mężczyzny. Odskoczyła od niego jak oparzona i – potykając się przy tym o własne nogi – błyskawicznie dopadła do brata. Przez moment wyglądała na chętną, by rzucić się bliźniakowi w ramiona, ale nie zrobiła tego, w zamian stając tuż przed nim i przybierając pozycję obronną. Jej oczy zabłysły czerwienią, gdy w pośpiechu osłoniła bliźniaka sobą, czając się jak gotowe do ataku zwierzę.
Obserwujący ją mężczyzna z niedowierzaniem potrząsnął głową. Bez pośpiechu podszedł bliżej, uważnie mierząc wampirzycę wzrokiem. W jego lśniących, rubinowych tęczówkach pojawiła się konsternacja.
– Och, Laylo…
– Trzymaj się z daleka – przerwała mu gniewnie. – Mówię poważnie, Simon – dodała, starannie wypowiadając kolejne słowa, również imię.
Imię, które doskonale znałam, choć do tej pory nie miałam okazji poznać sprawy całego zamieszania. To zresztą nie miało sensu, prawda? Słodka bogini, byłam gotowa przysiąc, że łowca, o którym wspominała Layla, nie był wampirem, ale…
Cóż, nawet jeśli, najwyraźniej o tym nie wiedział.
– Tak, już to przerabialiśmy. Puścisz mnie z dymem. – Simon uśmiechnął się smutno. – Oboje wiemy, że nie możesz… I nie tylko tego. Sama to czujesz, czyż nie? – zapytał, ale nie czekał na odpowiedź. – Właśnie to próbowałem ci powiedzieć, zanim nam przerwano. Wygląda na to, że nie tylko ty jesteś tu uzdolniona.
Layla wzdrygnęła się, ale nie ruszyła się z miejsca. Wciąż stała przed Gabrielem i – czego nie mogła wiedzieć – również przede mną.
Klęcząc na posadzce, instynktownie wyciągnęłam dłoń ku szwagierce, próbowałam chwycić ją za rękę. Moje palce przeniknęły przez jej ciało, ale to wystarczyło.
Zrozumiałam to w chwili, w której usłyszałam jej cichy, ledwo słyszalny szept.
– Nessie…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa