Renesmee
Amelie nie traciła czasu.
Zniknęła mi z oczu, przez co nie od razu znalazłam ją w jednym z elegancko
urządzonych mieszkań na piętrze. Kolejny raz uderzyło we mnie to, jaka byłam
bezbronna – bez wyostrzonych zmysłów i materialnego ciała, mogłam co
najwyżej bezsensownie błądzić i zgadywać, gdzie się udała.
Myślami wciąż
byłam przy dopiero co podsłuchanej rozmowie. Powiedzieć, że cokolwiek
rozumiałam, byłoby największym kłamstwem w tym stuleciu. Nie miałam nawet
pojęcia, że Amelie i Michael się znali, nie wspominając o jakichkolwiek
wspólnych interesach. Może nie powinno mnie to dziwić – w końcu oboje byli
wiekowi i niebezpieczni – ale i tak coś w widoku tej dwójki, na
dodatek w tym miejscu, nie dawało mi spokoju. Mój były szef od zawsze
wzbudzał we mnie swego rodzaju niepokój, choć to wydawało się niczym przy
trudnym charakterze i licznych niedopowiedzeniach. Amelie z kolei… po
prostu była i to w jakiś
pokrętny sposób naprawdę tłumaczyło wszystko.
Z niedowierzaniem
potrząsnęłam głową. Cokolwiek planowali, nie brzmiało dobrze. Obecność tej dwójki
w miejscu, które miało jakikolwiek związek z Isobel, nie mogła być
przypadkowa. Zwłaszcza kobieta, którą wciąż widywałam u boku matki
wampirów, nie była osobą, która wzbudziłaby moje zaufanie – i to pomimo
tego, że z jakiegoś powodu już kilkukrotnie zdecydowała się nam pomóc.
„Jestem
wierna sobie”. Czyż nie to powiedziała zarówno mnie, jak i Rafaelowi? Te
słowa wciąż wracały, zresztą tak jak i sama Amelie, a jednak…
Wszelakie
myśli uleciały z mojej głowy w chwili, w której usłyszałam jej
głos. Na moment zamarłam, nasłuchując, zwłaszcza że dźwięk był tak cichy, że równie
dobrze mógł okazać się wytworem mojej wyobraźni. Decyzję podjęłam w ułamek
sekundy później, gdy zauważyłam wciąż uchylone drzwi. Nie przejmując się
próbami otworzenia ich na tyle, by swobodnie przez nie przejść, po prostu skorzystałam
z braku ciała, jak gdyby nigdy nic przenikając na drugą stronę.
Zamrugałam
nieco nieprzytomnie, gdy znalazłam się… na samym środku elegancko urządzonego
salonu. Aż za dobrze znałam nowoczesny styl, w którym urządzono wnętrze –
jasne barwy, kontrastujące z drogimi drewnianymi panelami. Nie wątpiłam,
że moje ciotki nie pogardziłyby ani dobrem kolorów, ani tym bardziej wystrojem,
który momentalnie skojarzył mi się z luksusowym hotelem. Wciąż oszołomiona,
powiodłam wzrokiem dookoła, z powątpiewaniem spoglądając na meble, płaski
telewizor, a finalnie również na prowadzące na zewnątrz drzwi balkonowe.
Zasłony nie były zaciągnięte, dzięki czemu miałam idealny widok na panoramę
pogrążonego w ciemnościach miasta.
Zacisnęłam
usta. W którymś momencie zaczęło padać, ale to nie było niczym nowym ani w stanie
Waszyngton, ani tym bardziej w Seattle. Widziałam wirujące, połyskujące w blasku
padającego z okien, witryn sklepowych i latarni światła. Było coś
kojącego w tym widoku – aż nadto znajomym, niezmąconym przez nadnaturalne
zjawiska i po prostu właściwym.
Tkwiłam w miejscu,
w którym mogło czaić się dosłownie wszystko, podczas gdy życie na zewnątrz
toczyło się swoim rytmem. I choć to nie był pierwszy raz, a ja powinnam
się do tego przyzwyczaić, ale nie potrafiłam.
Wszelakie
myśli uleciały z mojej głowy w chwili, w której na powrót
skupiłam się na nieustającym szepcie Amelie. Miałam wrażenie, że był
głośniejszy i – co ważniejsze – dochodził z głębi mieszkania,
najpewniej z innego pokoju. Gabriel,
powinnam poszukać Gabriela… Wiedziałam o tym, ale nie mogłam ot tak
zignorować obecności wampirzycy. Z jakiegoś powodu tu była, intrygując
mnie na tyle, bym chciała za nią podążyć.
Kiedy
podeszłam bliżej, już nie miałam wątpliwości, że dotarłam w odpowiednie
miejsce. Byłam nawet w stanie rozróżnić poszczególne słowa, ale te nie
miały dla mnie sensu. Język pierwotnych,
uświadomiłam sobie, przez moment zdolna co najwyżej tkwić w miejscu i wsłuchiwać
się w kolejne jakże melodyjne, przypominające cichą modlitwę sentencje.
Albo zaklęcie.
Coś w szepcie Amelie skojarzyło mi się właśnie z tym.
Właśnie
wtedy po raz pierwszy naszły mnie wątpliwości. Pojawiły się nagle, a ja
zamarłam, nagle czując się tak, jakbym natrafiła na jakąś niewidzialną ścianę. Nie
chciałam tu być, marząc już tylko o tym, by jak najszybciej się wycofać i…
Tyle że
przecież nie mogłam uciec.
Poruszyłam
się błyskawicznie, nie chcąc dać sobie szansy na zmianę decyzji. Drzwi do
sypialni były zamknięte, ale to nie miało dla mnie znaczenia. Wystarczył jeden ruch,
żebym znalazła się po drugiej stronie i zamarła ponownie.
– O bogini.
Ledwo
rozpoznałam własny głos. Coś ścisnęło mnie w gardle, gdy naszła mnie
niepokojąca myśl, że Amelie mogłaby mnie usłyszeć. Odrzuciłam ją, szybko
uprzytomniając sobie, że to przecież nie było możliwe.
Nie od razu
byłam w stanie zauważyć klęczącą na podłodze kobietę. Początkowo nie
zauważyłam jej, skrytej za zajmującym większą część pomieszczenia, wyglądającym
na nieużywane łóżkiem. Szata Amelie zlała się z ciemną barwą satynowej
pościeli i dopiero gdy zwrócona do mnie plecami wampirzyca się nachyliła, a kilka
blond kosmyków wymknęło się spod zaciągniętego na głowę kaptura, uświadomiłam
sobie jej obecność. Zaraz po tym dostrzegłam, że drżała, kołysząc się w rytm
nerwowo szeptanych słów. Gdyby nie to, że wampiry nie mogły płakać, a ja
chwilę wcześniej widziałam jak sensownie rozmawiała z Michaelem,
pomyślałabym nawet, że szlochała albo… była obłąkana.
Jakby jedno mogło wykluczać drugie…
– Amelie? –
zaryzykowałam, choć wiedziałam, że nie mogła mnie usłyszeć.
Nawet nie
drgnęła, ale dokładnie tego się spodziewałam. Zrobiłam ostrożny krok naprzód,
przez moment czując się tak, jakbym stąpała po cienkim lodzie. Coś było nie
tak, ale wciąż nie potrafiłam stwierdzić w jakim sensie. Zrozumiałam dopiero
po chwili, gdy już obeszłam łóżko i przyjrzałam się Amelie dokładniej,
nagle pojmując, że pochylała się nad kimś, kogo jak gdyby nigdy nic trzymała w ramionach.
Jęknęłam,
choć miałam ochotę krzyknąć. Zaraz po tym dosłownie rzuciłam się przed siebie, osuwając
na kolana tuż obok wampirzycy. Żałowałam, że nie byłam w stanie chwycić
jej za ramiona i porządnie potrząsnąć. Nie mogłam… wielu rzeczy, niezależnie
od tego, jak bardzo ich pragnęłam.
Było coś żałosnego
w sposobie, w jaki moje palce przeniknęły zarówno przez ciało
wampirzycy, jak i obejmowanego przez nią Gabriela.
– Och, nie…
Nie, nie…
Mój głos
mieszał się z niestającym szeptem Amelie, ani trochę do niego nie pasując.
Zmusiłam się do tego, by zamilknąć, przez moment gotowa przysiąc, że zakłócenie
potoku słów, które padały z jej ust, jedynie pogorszy sytuację.
Rozszerzonymi oczami spoglądałam to na wampirzycę, to znów na męża, nie mogąc pozbyć
się narastającego z każdą kolejną sekundą uczucia déjà vu.
Już raz
przez to przeszłam – lata temu, przy akompaniamencie krzyku Layli i trzepotu
skrzydeł odlatujących wraz ze wschodem słońca demonów. Pamiętałam strach, który
towarzyszył mi, gdy w panice szukałam Gabriela, w pamięci wciąż mając
uderzenie mocy i mentalne protesty zamartwiającej się o brata
Isabeau. To i pustkę, która towarzyszyła mi aż do chwili, w której –
podobnie jak i teraz w tym pokoju – znalazłam męża w objęciach
pochylonej nad nim, dziwnie spokojnej Amelie. Nigdy tak naprawdę nie
dowiedziałam się, co zrobiła tamtego dnia, ale i tak wszystko we mnie aż
krzyczało, że zawdzięczaliśmy jej o wiele więcej, niż którekolwiek z nas
mogłoby sobie życzyć.
Teraz
wszystko wróciło, skutecznie wytrącając mnie z równowagi. Bezradność
uderzyła we mnie z całą mocą, jedynie podsycając strach. Od chwili, w której
przyszła do mnie Rosa, wiedziałam, że wydarzyło się coś niedobrego, ale dopiero
wtedy dotarło to do mnie z całą mocą. Przez Amelie nie miałam jak
przyjrzeć się Gabrielowi, ale to nie było ważne. To, że dosłownie leżał w jej
ramionach, śmiertelnie blady i nieruchomy, mówiło samo za siebie. W nerwach
nie potrafiłam nawet stwierdzić, czy jego serce w ogóle biło, choć i tak
nie byłabym w stanie dopuścić do siebie innej możliwości. Próbowałam
zrzucać wszystko na własną niedyspozycyjność – to, że już nie dysponowałam wyostrzonymi
zmysłami, a puls zagłuszał melodyjny głos Amelie.
Chciałam
coś zrobić. Zażądać wyjaśnień albo tego, by się odsunęła i pozwoliła
działać mi. Nie miałam pojęcia, co się stało, ale kiedy w grę wchodził Gabriel,
na myśl przychodziło mi tylko jedno. Gdybym tylko mogła, bez wahania
przywołałabym moc, a potem…
Tyle że nie
mogłam i ta świadomość doprowadzała mnie do szaleństwa.
Gwałtownie zaczerpnęłam
powietrza do płuc, choć w moim przypadku brzmiało to jak czysta
abstrakcja. Spróbowałam się uspokoić, ale przyszło mi to marnie – i to
najdelikatniej rzecz ujmując. Bezwiednie wsunęła palce we włosy, chwytając się
za głowę, zupełnie jakbym w ten sposób mogła cokolwiek zdziałać. Nagląco
spojrzałam na Amelie, próbując przekonać samą siebie, że gdybym się postarała,
mogłabym zwrócić na siebie jej uwagę. Nie miałam telefonu ani kartki i długopisu,
ale to niczego nie zmieniało. Cokolwiek wydawało się lepsze od biernej
obserwacji i…
Jęk wampirzycy
wyrwał mnie z zamyślenia. Zauważyłam, że skuliła się, przyciskając dłoń do
ust, co na moment przytłumiło jej głos. Rytmiczny szept ucichł, ale wcale nie
poczułam się dzięki temu lepiej.
Cóż, do
czasu.
– To…
krew…?
Poczułam
się tak, jakby poraził mnie prąd – i to tylko po to, by w następnej
sekundzie kamień spadł mi z serca. Amelie drgnęła w odpowiedzi na te
słowa, momentalnie przestając szeptać i odsuwając się na tyle, by móc
spojrzeć na Gabriela. Kiedy zabrała dłoń, którą dotychczas przysłaniała twarz,
wydało mi się, że w istocie zauważyłam na niej krwawe ślady, ale zacisnęła
palce zbyt szybko, bym miała okazję się przyjrzeć.
– Twoja – wyjaśniła
pośpiesznie. Było coś fałszywego w jej tonie, ale prawie natychmiast
odrzuciłam od siebie tę myśl, zbytnio skupiona na Gabrielu, kiedy ten zdecydowanie
zbyt gwałtownie poderwał się do siadu. – Ja… Wybacz, że tyle to trwało – dodała,
pośpiesznie biorąc się w garść.
– Co się…?
I tym razem
nie pozwoliła mu dokończyć.
– Nie
przewidziałam, że tak się skończy… Chociaż oboje wiedzieliśmy, że się
zdenerwuje. – Amelie energicznie potrząsnęła głową. – W porządku?
– Mógłbym
pytać o to samo.
Wciąż klęczałam
na podłodze, roztrzęsiona i zdezorientowana. Co prawda wszystko w ułamku
sekundy przysłoniła ulga, ale i tak nie potrafiłam wyjaśnić, czego dopiero
co byłam świadkiem. Cokolwiek się wydarzyło…
Nie miałam
pojęcia, co zrobiła Amelie i co wydarzyło się w pokoju przed jej
przybyciem, ale tak naprawdę nie chciałam wiedzieć.
Nie
ruszyłam się z miejsca, kiedy wampirzyca z gracją poderwała się na
nogi. Zrobiła taki ruch, jakby chciała pomóc Gabrielowi się podnieść, ale ten
ubiegł ją, w pośpiechu uciekając z zasięgu jej rąk. Cóż, próbował, w następnej
sekundzie niebezpiecznie zataczając się i utrzymując w pinie
wyłącznie dzięki objęciom Amelie. Zauważyłam, że zesztywniał, momentalnie
jeszcze bardziej zmieszany i niespokojny. To, że wyglądał na zdezorientowanego,
nie dziwiło mnie ani trochę, ale aż nazbyt znajoma duma wystarczyła, bym
zapragnęła zdzielić go po głowie.
– Ponawiam
pytanie – rzuciła chłodno Amelie. – Już to przerabialiśmy, więc nie zachowuj się
jak dziecko. Musimy stąd wyjść i…
– Ugryzła
mnie! – przerwał, bezceremonialnie wchodząc jej w słowo. Poczułam się tak,
jakby ktoś z całej siły zdzielił mnie w brzuch. – Tyle w temacie
mojego samopoczucia. Ty… – Gabriel urwał, prostując się niczym struna i błyskawicznie
zwracając się twarzą ku wampirzycy. Jego oczy rozszerzyły się, jakby dopiero w tamtej
chwili dotarł do niego sens jego własnych słow. – Słodka bogini, co ty
zrobiłaś?
Nawet jeśli
mówił coś jeszcze, ja już nie słuchałam. Moje myśli wirowały, bardziej
niespójne i trudne do uporządkowania niż do tej pory. Wciąż klęczałam na
podłodze, w oszołomieniu próbując uporządkować to, czego się dowiedziałam.
„Ugryzła
mnie!”. Jasna cholera, jak miałam to rozumieć? Mówili o Isobel, co do tego
nie miałam wątpliwości, ale…
To nic takiego… Sama wiesz, że to nic takiego.
Energicznie
potrząsnęłam głową. Instynktownie uniosłam dłoń do gardła, choć i tak nie miałam
być w stanie wyczuć niczego, co sugerowałoby, że kiedyś sama przez to
przeszłam, na dodatek dwukrotnie. W przypadku pół-wampirów działanie jadu
było specyficzne, prócz bólu niosąc ze sobą wyłącznie lecznicze działanie, ale
mimo wszystko…
Ze świstem
wypuściłam powietrze. Amelie miała rację – Isobel mogła zareagować na Gabriela w tylko
jeden sposób. Cokolwiek tutaj robił, wszyscy mieliśmy szczęście, że w ogóle
był żywy.
O ile był. Co ja tak naprawdę zobaczyłam,
kiedy…?
Nie
chciałam wiedzieć.
– Chodź.
Niemalże z ulgą
skupiłam się na Amelie. Wciąż obejmowała Gabriela, najwyraźniej nie zamierzając
tak po prostu odpuścić. W zamian jak gdyby nigdy nic pociągnęła go za
sobą, nie pozostawiając mu innego wyboru, jak tylko uwiesić się na jej ramieniu
i podążyć za prowadzącą go wampirzycą. Dopiero wtedy otrząsnęłam się na
tyle, by sama również poderwać się na równe nogi i popędzić za nimi.
– Poradzę
sobie – zniecierpliwił się. – Zresztą gdzie ona jest? Miałaś dość czasu, żeby…?
– Wystarczająco
– odparła lakonicznie wampirzyca. – Możemy porozmawiać później, jasne? Zwłoka
to zły pomysł.
Jej słowa
zamknęły mu usta, choć byłam pewna, że chciał zaprotestować. Przez jego twarz
przemknął cień, ale skinął głową. Nie potrzebowałam więzi, by zorientować się,
że miał problem z zapanowaniem nad emocjami, nawet w połowie nie tak
spokojny, jak mogłoby sugerować jego zachowanie. Znałam Gabriela zbyt dobrze,
by uwierzyć, że ot tak pozwoliłby sobie na okazanie słabości, ale i tak wiedziałam
swoje.
Prawda była
taka, że sama wciąż byłam w szoku. Czułam się jakbym śniła, chociaż zdecydowanie
zbyt długo nie mogłam sobie na to pozwolić. Tak zresztą byłoby lepiej – nagle
otworzyć oczy i odkryć, że całe to szaleństwo było zaledwie wytworem mojej
wyobraźni.
Tak,
chciałoby się. Nie miałam siły oszukiwać samej siebie, zbyt wiele razy mając
okazję przekonać się, że to i tak prowadziło donikąd.
Wypadłam na
korytarz zaledwie chwilę po Amelie i Gabrielu. Nie zamierzałam spuścić ich
z oczu choćby na chwilę, zwłaszcza przez wzgląd na tego drugiego. Nie
miałam jeszcze pewności, w jaki sposób dać o sobie znać i co
zrobić z Gabrielem, ale nie byłam w stanie o tym milczeć. Jak
długo był cały, mogłam…
– Jasna
cholera – doszedł mnie spięty głos męża.
Zatrzymał
się gwałtownie, zmuszając wciąż asekurującą go wampirzycę do tego samego.
Wyglądał na zmęczonego i – co zwłaszcza rzucało się w oczy –
zdecydowanie zbyt bladego, ale nawet słabość nie powstrzymała go pod wyprostowaniem
się niczym struna. Przez chwilę nasłuchiwał, w napięciu wyczekując czegoś,
czego sama mogłam się tylko domyślać. Drgnęłam, gdy jego bystre spojrzenie
spoczęło w miejscu, w którym się znajdowałam, ale nic nie wskazywało
na to, żeby mnie zauważył. Chodziło o coś innego.
Albo o kogoś.
Gabriel nie
odezwał się nawet słowem. W zamian bezceremonialnie oswobodził się z uścisku
Amelie, zaskakując ją na tyle, że po prostu go puściła, pozwalając, by
dosłownie rzucił się ku schodom.
– Poczekaj!
– zaoponowała wampirzyca, ale jej słowa nie zrobiły na nim żadnego wrażenia.
Nie zastanawiając
się ani sekundy dłużej, popędziłam za nim. Nie obejrzałam się przez ramię, by
sprawdzić czy Amelie również ruszyła się z miejsca. W tamtej chwili chciałam
jak najszybciej zrównać się z Gabrielem, całą sobą czując, że wydarzyło
się coś niedobrego. Cokolwiek zaniepokoiło go aż do tego stopnia…
A potem
zrozumiałam, przez moment mając ochotę uderzyć się dłonią w czoło. To było
oczywiste! Skoro więź między nami zniknęła, była tylko jedna osoba, o którą
Gabriel mógł martwić się aż do tego stopnia.
Layla.
Tym razem
nie musiałam zastanawiać się nad tym, gdzie biec. W pewnym momencie
wyprzedziła nawet niczego nieświadomego męża, szybko orientując się, że
kierował się z powrotem na dół. Nie potrzebowałam wyostrzonych zmysłów, by
usłyszeć huk, który dosłownie wstrząsnął budynkiem, jedynie utwierdzając mnie w przekonaniu,
że coś było nie tak. Przybyłyśmy z Rosą pierwsze, ale najwyraźniej nie
jako jedyne.
Na parterze
również panował półmrok. Na pierwszy rzut oka recepcja wyglądała na
opustoszałą, a przynajmniej tak pomyślałam, w pierwszym odruchu gotowa
przysiąc, że jednak się pomyliłam. Hałas równie dobrze mógł rozbrzmiewać gdzieś
wyżej albo…
Wtedy ich zobaczyłam
i to wystarczyło, by zachowanie Gabriela stało się dla mnie jasne. Z niczym
nie mogłabym pomylić burzy jasnych loków Layli. To, że dotarła do tego miejsca,
nie było zaskoczeniem, nie wspominając o tym, że nie szokowało nawet w połowie
tak bardzo jak położenie, w którym się znajdowała. Nie sądziłam, że jakikolwiek
wampir byłby w stanie podejść dziewczynę, która jednym skinieniem mogła zamienić
go w żywą pochodnię, a tym bardziej nie miałam pojęcia, kim był zwrócony
do mnie nieśmiertelny, ale to nie było ważne.
Nie, skoro
Layla miała kłopoty.
Gniewny
charkot wyrwał mnie z zamyślenia. Wyczułam ruch za plecami, a potem
wszystko potoczyło się bardzo szybko. Było coś nieporadnego w ruchach
Gabriela, a on sam nie zdecydował się na wykorzystanie mocy, ale to nie
powstrzymało go przed atakiem. Po prostu skoczył przed siebie, błyskawicznie materializując
się tuż za przeciwnikiem siostry.
– Ty… –
wycedził przez zaciśnięte zęby.
Tylko na
tyle było go stać, zanim bezceremonialnie wylądował na posadzce. Ruch przeciwnika
był szybki i najwyraźniej zbyt precyzyjny, zwłaszcza że Gabriel nie miał
nawet okazji, by spróbować się bronić. Tkwiący przy Layli mężczyzna po prostu
odrzucił go od siebie, tak niecierpliwym ruchem, jakby opędzał się od owada.
Drgnęłam, w pośpiechu
przesuwając się bliżej. Dopadłam do Gabriela, choć moja obecność tak naprawdę nie
zmieniała niczego. Nie byłam w stanie wykrztusić z siebie choćby słowa,
roztrzęsiona tak bardzo, że chyba tylko cudem nie upuściłam spoczywającego w moich
dłoniach kryształu.
Gdzieś
jakby z oddali doszedł mnie zdławiony jęk, ale nie potrafiłam stwierdzić,
czy ten przypadkiem nie wyrwał się z mojego własnego gardła.
– To
naprawdę zaczyna być męczące – stwierdził wampir, wznosząc oczy ku górze. – Możemy
w końcu…?
Właśnie
wtedy Layla wykorzystała chwilę jego nieuwagi, by zdzielić go w twarz. Nie
miała szans skrzywdzić w ten sposób wampira, ale tyle wystarczyło, by mogła uciec z zasięgu
rąk mężczyzny. Odskoczyła od niego jak oparzona i – potykając się przy tym
o własne nogi – błyskawicznie dopadła do brata. Przez moment wyglądała na
chętną, by rzucić się bliźniakowi w ramiona, ale nie zrobiła tego, w zamian
stając tuż przed nim i przybierając pozycję obronną. Jej oczy zabłysły czerwienią,
gdy w pośpiechu osłoniła bliźniaka sobą, czając się jak gotowe do ataku
zwierzę.
Obserwujący
ją mężczyzna z niedowierzaniem potrząsnął głową. Bez pośpiechu podszedł
bliżej, uważnie mierząc wampirzycę wzrokiem. W jego lśniących, rubinowych tęczówkach
pojawiła się konsternacja.
– Och,
Laylo…
– Trzymaj
się z daleka – przerwała mu gniewnie. – Mówię poważnie, Simon – dodała,
starannie wypowiadając kolejne słowa, również imię.
Imię, które
doskonale znałam, choć do tej pory nie miałam okazji poznać sprawy całego
zamieszania. To zresztą nie miało sensu, prawda? Słodka bogini, byłam gotowa
przysiąc, że łowca, o którym wspominała Layla, nie był wampirem, ale…
Cóż, nawet
jeśli, najwyraźniej o tym nie wiedział.
– Tak, już to
przerabialiśmy. Puścisz mnie z dymem. – Simon uśmiechnął się smutno. –
Oboje wiemy, że nie możesz… I nie tylko tego. Sama to czujesz, czyż nie? –
zapytał, ale nie czekał na odpowiedź. – Właśnie to próbowałem ci powiedzieć,
zanim nam przerwano. Wygląda na to, że nie tylko ty jesteś tu uzdolniona.
Layla
wzdrygnęła się, ale nie ruszyła się z miejsca. Wciąż stała przed Gabrielem
i – czego nie mogła wiedzieć – również przede mną.
Klęcząc na
posadzce, instynktownie wyciągnęłam dłoń ku szwagierce, próbowałam chwycić ją
za rękę. Moje palce przeniknęły przez jej ciało, ale to wystarczyło.
Zrozumiałam
to w chwili, w której usłyszałam jej cichy, ledwo słyszalny szept.
– Nessie…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz