27 czerwca 2019

Trzysta siedemnaście

Isabeau
Powrót do akurat tego domu okazał się co najmniej dziwny. Szła znajomym korytarzem, raz po raz rozglądając się na boki i szukając jakichkolwiek oznak tego, że otaczająca ją rzeczywistość nie była prawdziwa. Nasłuchiwała, ale poza własnym oddechem i biciem serca nie była w stanie wychwycić niczego niepokojącego. Jedynie od czasu do czasu dochodziły ją ciche rozmowy i oznaki obecności grupki, która udała się na dół.
To wszystko nie miało sensu. Gdyby nie świadomość, że nie było fizycznej możliwości, żeby ot tak wylądowali w Mieście Nocy, byłaby pewna, że naprawdę znajdowała się w domu Allegry. W tym wszystkim właśnie to okazało się najtrudniejsze – poruszanie się po znajomym piętrze, w otoczeniu tych wszystkich drzwi i z poczuciem, że kobieta nagle nie pojawi się gdzieś w zasięgu wzroku, śpiesząc w swoją stronę i w pośpiechu rzucając coś o tym, że miała do przygotowania kolejną ceremonię.
Dom był pusty. Musiała na nowo przywyknąć, tak jak na długo przed powrotem matki do Miasta Nocy, kiedy sporadycznie odwiedzała to miejsce, próbując ignorować cienie przeszłości, które nawiedzały rodzinną rezydencję. W którymś momencie przeszła z tym do porządku dziennego, nawet mimo wszystkiego, co rozegrało się w ogrodzie. Śmierć brata wciąż bolała, ale po całych wiekach Isabeau w końcu czuła się tak, jakby udało jej się uporządkować przeszłość.
Teraz niepokój powrócił, tak jak i dziwne poczucie pustki, które towarzyszyło jej w tym miejscu. Dom wydawał się zbyt wielki i pusty, w sposób zupełnie inny niż ten, do którego przywykła. Nawet po wyprowadzce Cullenów zawsze mogła liczyć na Allegrę i Marco, ale teraz…
– Wszystko w porządku?
W roztargnieniu spojrzała na Dimitra. Dotychczas milczał, podążając za nią niczym cień, a przynajmniej takie miała wrażenie. Wysiliła się na blady uśmiech, chociaż dobrze wiedziała, że gest przyszedł jej w zdecydowanie zbyt wymuszony sposób, by wampir uwierzył w jego szczerość. Sposób, w jaki na nią spoglądał, również wydawał się mówić sam za siebie. Wciąż się martwił, może nawet bardziej niż do tej pory.
– Nie – oznajmiła zgodnie z prawdą. – Jesteśmy cholera wie gdzie… A to miejsce wygląda w ten sposób. Dlaczego?
– Chciałbym ci odpowiedzieć – stwierdził, a ona westchnęła. – Wyczuwasz tu coś niepokojącego? – dodał, ale jedynie potrząsnęła głową.
– Cały czas – stwierdziła zgodnie z prawdą – ale to nic, co potrafiłabym nazwać. Zresztą trudno, żebym była spokojna po tym, co zobaczyliśmy na zewnątrz.
Wiedziała, do czego pił Dimitr. Nie mogła zaprzeczyć, że intuicja w jej przypadku mogła okazać się naprawdę dobrym doradcą, ale to wcale nie było takie proste. To nie tak, że przechadzając się znajomymi korytarzami wiedziała, że coś konkretnego zostało zmienione. Mieli kłopoty – to był fakt, do którego odkrycia żadne z nich nie potrzebowało wyjątkowych zdolności. Tyle wystarczyło, by przez cały czas siedziała jak na szpilkach, nie potrafiąc stwierdzić, które z towarzyszących jej emocji były naturalnym następstwem tego, co się działo, a za którymi kryło się coś więcej.
Wciąż o tym myślała, kiedy przystanęła przy jednym z mijanych pokoi. Od jakiegoś czasu podążali korytarzem, nie zwracając większej uwagi na mijane drzwi. Łatwo było uciec myślami od głównego problemu, ale to przecież prowadziło donikąd. Isabeau czuła, że od spacerowania po piętrze nie miała szansy dowiedzieć się niczego konkretnego. Co prawda nie sądziła, by sprawdzanie każdego pokoju po kolei miało cokolwiek zmienić, ale co innego tak naprawdę mieli w tej sytuacji do roboty?
– Hm… To jest plan? – zapytał z powątpiewaniem Dimitr. – Zwiedzamy i szukamy czegoś konkretnego?
– Kolejnego przejścia, chociaż nie wiem, czy chcę brnąć w to dalej – przyznała zgodnie z prawdą. Jakimś cudem udało jej się wysilić na uśmiech. – Albo teleportu do jakiegoś drogiego hotelu, chociażby na Hawajach. Byle tylko nocą, bo kąpiele słoneczne coś mi nie służą – dodała zaczepnym tonem.
Wampir prychnął, spoglądając na nią z błyskiem w oczach. Nie mogła pozbyć się wrażenia, że wciąż obserwował ją w bardziej niż zwykle przenikliwy sposób, jakby spodziewał się doszukać w jej zachowaniu… czegoś. Mogła tylko zgadywać, jakie ostatecznie wyciągnął wnioski.
– Marzysz o urlopie w jakimś miłym miejscu? Jedno słowo i zabiorę cię gdziekolwiek zechcesz, Nemezis – oznajmił i choć jego ton brzmiał lekko, wręcz żartobliwie, Isabeau była pewna, że mówił najzupełniej poważnie.
– Zostawić Dariusa z całym tym bałaganem i choć na trochę uciec? Brzmi kusząco – rzuciła bez większego przekonania. – Kiedy to wszystko się skończy…
Urwała. Ostatecznie wzruszyła ramionami, uświadamiając sobie, że tak naprawdę nie miała pojęcia, czego tak naprawdę chciała i jak powinna dokończyć. Prawda była taka, że od jakiegoś czasu coś tak normalnego, jak chociażby planowanie wakacji, brzmiało jak czysta abstrakcja – i to może nawet większa niż świat, w którym się znajdowali.
Bez słowa zacisnęła dłoń na klamce pokoju, który obrała sobie na pierwszy cel. Wydawał się jednym z bezpieczniejszych i neutralnych, w gruncie rzeczy służąc za jedną z kilku sypialni dla gości. Od wyprowadzki Cullenów stał pusty, chociaż długo służył Alice i Jasperowi. Tak czy siak, nie wzbudzał większych emocji i to wystarczyło, żeby wydał się Isabeau odpowiedni.
– Kiedy to wszystko się skończy – oznajmił z naciskiem Dimitr, bezceremonialnie chwytając ją za wolną dłoń – zabiorę cię gdzieś daleko od tego całego szaleństwa. Choćby na chwilę.
Zastygła z dłonią na klamce, początkowo przyjmując jego słowa w całkowitym milczeniu. Chwilę trwała w bezruchu, bezmyślnie wpatrując się w przestrzeń – tak długo, aż obraz zaczął rozmazywać jej się przed oczami.
„Tyle że ucieczka to nie rozwiązanie” – cisnęło jej się na usta, jednak ostatecznie nie wypowiedziała tych słów. Kto jak kto, ale Dimitr ją znał – aż za dobrze, może nawet lepiej niż podejrzewała. Westchnęła, po czym z wolna zwróciła się w jego stronę, z uwagą mierząc wpatrzonego w nią wampira wzrokiem. Dyskretnie zamrugała, próbując doprowadzić się do porządku i w żaden sposób nie zdradzić tego, co czuła naprawdę, zwłaszcza że sama nie do końca to rozumiała.
Sęk w tym, że również uciekanie przed nim niczego nie dawało. Uświadomił jej to aż nazbyt dobitnie podczas ostatniej rozmowy, przy okazji pokazując jej, z jaką łatwością mogłaby wszystko stracić. Starał się i to znaczyło więcej niż jakiekolwiek słowa, nieważne jak błaho brzmiące.
Zareagowała instynktownie, nagle materializując się tuż przed nim. Spojrzał na nią dziwnie, ale nie zaprotestował, kiedy wyciągnęła dłonie ku jego twarzy. Z czułością przesunęła palcami po jego bladej skórze, wydając się od nowa uczyć poszczególnych rysów i oswajać z charakterystycznym dla wampirów chłodem.
– Och, Dimitrze… – westchnęła, samą siebie zaskakując tym, w jaki sposób zabrzmiał jej głos. Coś ścisnęło ją w gardle, przez co wypowiedzenie kolejnych słów okazało się wyzwaniem. – To przerażające, ale coraz bardziej uświadamiasz mi na jak wiele z tego, co mam, po prostu nie zasłużyłam. Z tobą na czele.
– Bredzisz, Isabeau.
Prychnęła, nie mogąc się powstrzymać. Nie zdążyła choćby zastanowić się nad odpowiedzią, na moment zamierając, kiedy dłonie Dimitra bezceremonialnie wylądowały na jej ramionach. Przygarnął ją do siebie i – choć dobrze wiedziała, że to nie był odpowiedni moment – bez cienia wahania wpił się wargami w jej usta.
To nie był jeden z tych gwałtownych, pełnych pasji pocałunków, na które czasami sobie pozwalali, zwłaszcza kiedy nikt nie patrzył. Miał w sobie coś delikatnego i czułego, ale to wydawało się właściwe. Zamknęła oczy, w pośpiechu odwzajemniając pieszczotę, chociaż wciąż towarzyszyło jej to niepokojące wrażenie, że nie powinna. Kolejny raz zmuszała Dimitra do tego, żeby się starał, podczas gdy sama nie potrafiła wykrzesać z siebie niczego, co sprawiłoby, żeby poczuła się tak, jakby na cokolwiek zasłużyła. Dawał jej więcej niż oczekiwała, właściwie od zawsze, odkąd tylko…
Dźwięk tłuczonego szkła skutecznie wyrwał ją z zamyślenia. Odskoczyli od siebie jak oparzeni, jak na zawołanie zwracając się ku drzwiom, przy których tyle czasu tkwili. Isabeau pomyślała mimochodem, że przynajmniej raz okazali się zadziwiająco zsynchronizowanie w czymś więcej, niż tylko pocałunkach. Dimitr nie zaprotestował, kiedy skoczyła do przodu, niemalże wyważając drzwi, kiedy zdecydowała się wparować do środka. Podążył za nią niczym cień, skupiony i czujny, gotów jej bronić, gdyby po drugiej stronie zastali coś niepokojącego.
Pustka.
Beau ze świstem wypuściła powietrze. Wciąż tkwiła w progu, nerwowo napinając mięśnie i pozostając w pozycji gotowego do ataku drapieżnika. Instynktownie przywołała moc, pozwalając energii krążyć po całym ciele, skumulowanej wystarczająco, by mogła pozwolić sobie na natychmiastowy atak. Błyskawicznie omiotła wzrokiem pomieszczenie, obojętnie spoglądając na zakurzone, dawno nieużywane meble i starannie zasłane łóżko. Dookoła panował półmrok, ale wyostrzone zmysły robiły swoje, pozwalając dostrzec szczegóły, które zwykłym śmiertelnikom jak nic by umknęły. Problem polegał na tym, że w pokoju nie było niczego, co w ogóle miałoby szansę przykuć czyjąkolwiek uwagę.
Chcąc nie chcąc rozluźniła się, z wolna prostując i przez ramię oglądając na przyczajonego tuż za nią wampira. Jego oczy błyszczały niespokojnie, ciemniejsze niż zazwyczaj, choć to równie dobrze mogło mieć związek z wywołanymi pocałunkiem emocjami.
– Słyszałeś to, prawda? – zapytała nerwowo, chociaż jego reakcja mówiła sama za siebie. To jednak nie wyjaśniało pustki i niewinnego wyglądu opustoszałej sypialni.
– Jak i ty. – Przez twarz Dimitra przemknął cień. – Chyba że to na zewnątrz, ale… No, sama widzisz.
Widziała, aż nazbyt świadoma ziejącej po drugiej strony szyby pustki. Mimo wszystko szybkim krokiem przeszła przez pokój, przystając przy oknie, by raz jeszcze wyjrzeć na zewnątrz. Było coś niepokojącego we wszechogarniającej czerni, tak intensywnej i gęstej, że wydawała się pochłaniać wszystko wokół. Spodziewała się tego od chwili, w której zdecydowali się przejść do tego miejsca, ale i tak sam widok wystarczył, by poczuła się jeszcze bardziej nieswojo.
– Nie widzę niczego. A okno… Coś się stłukło, ale nie widzę tu nawet śladu – przyznała, w zamyśleniu dotykając chłodnej szyby. Prawie natychmiast zabrała rękę, ogarnięta irracjonalnym lękiem przed tym, że coś mogłoby chwycić ją od drugiej strony i pociągnąć w ziejąca pustkę. – Możliwe, że nie jesteśmy tutaj sami – dodała takim tonem, jakby właśnie dyskutowali o pogodzie.
Przez chwilę miała ochotę histerycznie się roześmiać, wręcz porażona wydźwiękiem tych słów. Och, coś takiego mogłaby usłyszeć w kolejnym tanim horrorze na kilka minut przed tragedią! Zresztą gdyby to był film, pewnie po tej kwestii padłaby trupem, jednak zaatakowana przez coś, co – być może – kryło się w ciemnościach.
Z drugiej strony, nie mogła pozbyć się wrażenia, że w domu naprawdę mogło kryć się coś więcej. Sen czy nie, coś było z nim nie tak. Wiedziała o tym równie dobrze, co i Gabriel, dzięki bratu mając wystarczające pojęcie o świecie snów. Co prawda nie była aż tak związana z tym miejscem jak Alessia czy jej ojciec, ale czuła, że coś się zmieniło. Jakby się rozpadał, pomyślała, mimowolnie przywołując do siebie słowa Gabriela. Nie miała pojęcia, co to oznacza, ale wierzyła, że to czyjaś zasługa. Najważniejszym pytaniem wciąż pozostawało to, kogo należało za taki stan rzeczy winić.
– Powinniśmy dać znać pozostałym – stwierdził natychmiast Dimitr. Nawet mimo odczuwanego niepokoju zachowywał się praktycznie.
– Wolałabym dokończyć sprawdzać piętro – przyznała zgodnie z prawdą. Skrzyżowała ramiona na piersiach, przez moment niepewna, co zrobić z rękoma. – Nie są głupi. Czujność to coś, czego uczono nas jeszcze w kołysce – dodała, ale z jakiegoś powodu czuła się tak, jakby okłamywała samą siebie.
Spokój niezmiennie szedł w parze z nadmiernym rozluźnieniem. Zdążyła się o tym przekonać zaledwie chwilę wcześniej, w tamtej chwili wręcz poirytowana tym, że dali sobie choćby chwilę na miłosne uniesienia. Niektóre kwestie musiały poczekać, nieważne jak istotne by się  nie wydawały. Ta cisza również mówiła sama za siebie, nagle wydając się bardziej niepokojąca i nienaturalna.
Jeśli ktoś tu był, wiedział, co robi. Wzbudzić fałszywe poczucie bezpieczeństwa, a potem zaatakować? Och, czemu nie…?
– Chodźmy. Tutaj niczego nie ma – rzuciła spiętym tonem, w pośpiechu się wycofując. – Sprawdźmy przynajmniej sąsiednie pomieszczenia. Jeśli tam nic nie będzie, zobaczymy, co dzieje się na dole.
Skinął głową, chociaż nie wyglądał na przekonanego. Jakoś nie wątpiła, że nie podobało mu się, że ruszyła przodem,  wystawiając na ewentualny atak. Wciąż podążał krok w krok za nią, trzymając na tyle blisko, że była w stanie poczuć bijący od jego ciała chłód. Było w tym coś kojącego, choć Isabeau nie potrafiła stwierdzić, w którym momencie bliskość męża zaczęła znaczyć dla niej aż tyle. Kiedyś byłaby poirytowana, gdy za wszelką cenę chciał ją chronić, ale teraz to wydawało się właściwe, zresztą tak jak i świadomość, że to wcale nie znaczyło, iż uznawał ją za słabą.
Tak naprawdę wcale nie musiała walczyć w pojedynkę. Cały czas chodziło tylko o to, choć zaakceptowanie tego faktu zajęło jej tyle czasu.
Kolejna sypialnia okazała się równie wielkim rozczarowaniem. Pomijając ciemność za oknem, nie wyróżniała się niczym, co mogliby uznać za niepokojące. Coś w widoku opustoszałego pokoju sprawiło, że Isabeau poczuła się sfrustrowana, nie mogąc pozbyć się wrażenia, że robiła z siebie idiotkę. Wkradanie się do pustych pomieszczeń z miną seryjnego mordercy, gotowością do ataku i zaciśniętymi pięściami, musiało wyglądać naprawdę głupio. W tamtej chwili żałowała nawet, że gdzieś za drzwiami nie czaił się choćby najsłabszy demon albo wariat z siekierą – cokolwiek, co uświadomiłoby im, na czym tak naprawdę stali.
Niepewność doprowadzała ją do szału. Co prawda Beau wiedziała, że najpewniej o to chodziło – jeśli ktoś tutaj był, bawił się nimi – ale nie czuła się dzięki temu lepiej. Przez moment miała wręcz ochotę zacząć nawoływać, by w otwarty sposób sprowokować to, co mogło kryć się w mroku.
– Zejdźmy na dół – zasugerował pośpiesznie Dimitr, bez trudu wyczuwając jej irytację. – Może innym się poszczęściło. Nawet jeśli nie, to przynajmniej upewnimy się, że nic im nie jest i…
Nie dokończył. Oboje zamarli, kiedy panującą dookoła ciszę przerwał aż nazbyt znajomy kobiecy wrzask. Isabeau gwałtownie zaczerpnęła tchu, zmuszona walczyć o oddech, kiedy nagle poczuła się tak, jakby ktoś z całej siły uderzył ją w brzuch.
Layla.
Nie musiała niczego mówić. Popędziła za Dimitrem, kiedy ten jako pierwszy okręcił się na pięcie, błyskawicznie ruszając ku miejscu, w którym się rozdzielili. W normalnych warunkach byłaby w stanie bez trudu go wyprzedzić, ale z jakiegoś powodu została znacznie w tyle, wolniejsza niż zazwyczaj. Nie miała pewności, co o tym zadecydowało – emocje czy wciąż towarzyszące jej dziwne poczucie, że umykało im coś istotnego. Tak czy siak, Isabeau czuła się tak, jakby poruszała się jak w transie, niezdolna przybliżyć się do celu.
Właśnie wtedy jej uwagę przykuło coś jeszcze. Zatrzymała się gwałtownie, nawet nie zastanawiając nad tym, co robi. Nie zwróciła nawet uwagi na to, że Dimitr zniknął jej z oczu, najwyraźniej nie dostrzegając tego, że się zatrzymała. Zresztą dlaczego miałaby? Jej siostra krzyczała i to samo w sobie sugerowało, że wydarzyło się coś niedobrego. Layla nie była strachliwa, a jednak w tamtej chwili…
Isabeau miała dość powodów, żeby dowiedzieć się, co się stało. W tamtej chwili jednak równie istotne okazało się dla niej coś innego, co wabiło ją niemalże w równym stopniu, co i światło przyciągało ćmy. Tkwiła na samym środku korytarza, bezmyślnie wpatrując w uchylone drzwi. Dobrze wiedziała, że prowadziły do łazienki i nie byłoby w tym niczego dziwnego, gdyby nie to, że… Cóż, były otwarte. A mogła przysiąc, że kiedy mijała je z Dimitrem, niczym nie wyróżniały się od wszystkich innych, które ją otaczały.
Była pewna, że dźwięk, który słyszeli, nie dochodził stąd. Nie mogło chodzić o pęknięte lustro czy ślady czyjejkolwiek bytności – nie wtedy, gdy ich uwaga została rozproszona po raz pierwszy. Tyle przynajmniej wnioskowała po tym, co podsunęły jej wyostrzone zmyły, a jednak coś definitywnie musiało być nie tak. W tamtej chwili ostatecznie zwątpiła w to, czy mogła ufać jakimkolwiek podszeptom intuicji i temu, co sugerowały kolejne wychwycone bodźce. Cokolwiek się działo, nie było normalne.
Poruszając się trochę jak w transie, zrobiła krok naprzód. Weź się w garść!, warknęła na siebie w duchu, tym samym próbując ukrócić wszelakie wątpliwości i wyrzuty sumienia. Oczywiście, że zamierzała sprawdzić, co działo się z Laylą, tylko… później.
Bardziej stanowczo pociągnęła drzwi, już na wstępie spoglądając w każdy kąt, by upewnić się, że nigdzie tam nie czaił się ewentualny przeciwnik. Ostrożnie przekroczyła próg, przez moment czując, że uchodzi z niej całe napięcie. Łazienka wyglądała na opustoszałą; pogrążona w ciemnościach, sprawiała dość posępne wrażenie, zwłaszcza że nawet wyściełające ja kafelki wydawały się szare. Isabeau machinalnie sięgnęła do włącznika światła, by z westchnieniem odkryć, że nie działał. Świetnie. Tego akurat mogła spodziewać się nawet w realnej wersji domu, zwłaszcza że go zaniedbywała. Po czasie, który wszyscy spędzali w Seattle, a także później, za wszelką cenę unikając odwiedzania tego miejsca, mogła spodziewać się najróżniejszych usterek, w tym przepalonej żarówki.
Kątem oka zauważyła ruch, ale zanim zdążyła podnieść alarm, odkryła, że to wyłącznie jej odbicie. Wywróciła oczami, bez pośpiechu podchodząc do umywalki, by spojrzeć w zawieszone nad nią lustro. Przez chwilę wpatrywała się w odbicie, ostatecznie dochodząc do wniosku, że jeśli już coś straszyło w tym miejscu, to wyłączone ona – blada, ze zmierzwionymi włosami i niezdrowo błyszczącymi oczami. W tamtej chwili pojęła, skąd brały się wszystkie wymowne spojrzenia Dimitra; wyglądała na chętną, żeby kogoś zamordować, a to zdecydowanie nie wróżyło dobrze.
Okej, niczego tu nie ma… A tym miałaś iść do Layli, upomniała się w duchu, a jednak nie ruszyła się z miejsca. Bez słowa oparła się o umywalkę, zaciskając palce na jej krawędziach. Włosy opadły jej na twarz, częściowo ją przysłaniając, kiedy pochyliła głowę. Uświadomiła sobie, że drży, chociaż za nic w świecie nie potrafiła tego wytłumaczyć. Pomyślała nawet, że z temperaturą w łazience mogło być coś nie tak, co mogłoby świadczyć o obecności demonów, ale takie wyjaśnienie też jej nie satysfakcjonowało. Z jakiegoś powodu po prostu nie miało dla niej sensu.
Palce tylko nieznacznie jej zadrżały, kiedy pod wpływem impulsu odkręciła wodę. Chociaż przez moment była gotowa przysiąc, że również kran odmówi posłuszeństwa, zimna woda popłynęła wartkim strumieniem. Isabeau nachyliła się, w pośpiechu przemywając twarz, jakby w nadziei, że dzięki temu łatwiej zapanuje nad mętlikiem w głowie. Chłód miał w sobie coś kojącego, ale wcale nie sprawił, że poczuła się jakkolwiek lepiej.
Niepotrzebnie marnowała czas. Jeśli coś było nie tak, to na dole – krzyk Layli mówił sam za siebie. Wiedziała, że już dawno powinna być przy siostrze, w normalnym wypadku wyprzedzając Dimitra, zanim ten w ogóle dotarłby do schodów, a jednak…
Dlaczego się zawahała? Co ją powstrzymywało, do jasnej cholery?
Huk za plecami wystarczył, żeby wyrwać ją z zamyślenia. Aż podskoczyła, prostując się niczym struna i błyskawicznie zwracając ku zamkniętym drzwiom. Dosłownie do nich doskoczyła, ignorując wciąż płynącą wodę, zwłaszcza że to nie kran był w tym wszystkim najważniejszym. Liczyło się, że drzwi zamknęły się samoistnie, kiedy zaś energicznie szarpnęła za klamkę…
– Hej, to nie jest śmieszne! – obruszyła się, chociaż opór, który napotkała, zdecydowanie nie wyglądał na element jakiegokolwiek żartu.
Napięła mięśnie, gotowa wyjść choćby z zawiasami. Nie miała cierpliwości do szarpania się z zamkiem, a skoro tak…
Ruch za plecami wytrącił ją z równowagi. Kiedy instynktownie obejrzała się przez ramię, zamarła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa