17 czerwca 2019

Trzysta osiem

Isabeau
Gwałtownie poderwała się do siadu. Choć sądziła, że wciąż będzie trwała w ciemnościach, kiedy otworzyła oczy i zamrugała w nieco nieprzytomny sposób, odkryła, że znajdowała się w dość konkretnym miejsc. Och, na dodatek znajomym, choć to wydawało się niemożliwe.
– Beau! – powtórzył głos i tym razem wampirzyca nie miała już wątpliwości co do tego, kto ja wołał.
Layla dosłownie się na nią rzuciła, przy okazji rozwiewając wszelakie wątpliwości co do tego, czy mogłaby być gdzieś obok. Tym razem jej głos nie rozbrzmiewał w głowie Isabeau, ale tuż przy jej uchu – równie prawdziwy, co i siostra, która tak po prostu wzięła ją w ramiona. Nienaturalnie nagrzanego ciała nie dało się pomylić z niczym innym.
– Co do…? – wyrwało jej się.
Nie była w stanie dokończyć. Wciąż oszołomiona, zdecydowanym ruchem chwyciła Laylę za ramiona i odsunęła ją na bezpieczną odległość. Skrzywiła się, kiedy wampirzyca przypadkiem zdzieliła ją w twarz burzą lśniących jasnych włosów. Uśmiechała się promiennie, choć jej niebieskie oczy zdradzały przede wszystkim niepokój.
– To było szybkie. – Layla z niedowierzaniem pokręciła głową. Chcąc nie chcąc odsunęła się, by móc spojrzeć na siostrę. – Nie wiem, co się stało. Pamiętam moc i… No cóż, ciemność.
Isabeau prychnęła, przez moment niepewna czy powinna się śmiać, czy może płakać. O, tak, to brzmiało znajomo! Jakoś nie wątpiła, co jeszcze by usłyszała, gdyby próbowała pytać: poczucie spadania, upadek i odkrycie, że… znajdowali się w domu?
– Albo Lilly robi sobie jaja, albo… – mruknęła, bardziej stanowczo odsuwając od siebie siostrę i podrywając się na równe nogi.
Tkwiła na samym środku salonu domu Gabriela i Renesmee, zupełnie jakby nic wartego uwago nie miało miejsca. Gdyby nie sytuacja, może nawet uwierzyłaby, że w którymś momencie straciła świadomość – czy to przez wizję, czy z innego powodu – trwając w zawieszeniu przez… całe dni? Albo tygodnie? Musiało minąć sporo czasu, skoro miałaby wyśnić coś takiego: całe to szaleństwo, w którym trwała od chwili, w której zdecydowała się wrócić od Miasta Nocy. Kto wie, może nawet przekonałaby samą siebie, że Allegra…
Tyle że to nie było tak. Isabeau widziała różne dziwne rzeczy, ale nie wierzyła w dobre zakończenia – już nie. Śmierć matki była nieodwracalna, tak jak i to, co spotkało Alessię. Cokolwiek się działo, wyjaśnienie musiało leżeć gdzieś indziej.
– To dom… Jesteśmy w domu, prawda? – rzuciła spiętym tonem, z trudem powstrzymując się od nerwowego krążenia po salonie. – Skoro tak, to jakim cudem?
– Myślałem, że ty nam to powiesz.
Zesztywniała, słysząc kolejny znajomy głos. Odwróciła się tak gwałtownie, że nawet mimo wyostrzonych zmysłów obraz zamazał jej się przed oczami. Z niedowierzaniem spojrzała na tkwiącego w progu, nienaturalnie bladego, ale za to jak najbardziej żywego Gabriela. Wyglądał lepiej niż w jej wizji, bynajmniej nie sprawiając wrażenia kogoś, kogo wampirzą królowa skazała na męczarnię albo… No cóż, śmierć.
– Ty… – wycedziła przez zaciśnięte zęby.
Bezwiednie zacisnęła dłonie w pięści. Uświadomiła sobie, że drży, aż rwąc się do tego, żeby zrobić… dosłownie cokolwiek. W najbardziej optymistycznym scenariuszu zamierzała porządnie potrząsnąć brata, w zdecydowanie niedelikatny, pozbawiony cenzury sposób pytając, czy całkiem już upadł na głowę. Nie żeby inaczej mogła wyjaśnić to, że tak po prostu zniknął, by ostatecznie jak skończony debil pójść wprost do Isobel.
Nie podejrzewała go o zdradę. Przeciwnie, bo jak znała Gabriela, wymyślił coś, co tylko w jego mniemaniu było dobrym planem. Problem polegał na tym, że „genialne pomysły” w wykonaniu z tego Licavolich zwykle sprowadzały się do ochrony tych, którzy byli dla niego ważni. I to byłoby w porządku, gdyby przy tym sam aż nie prosił się, żeby oberwać.
Milczała, zdolna co najwyżej gniewnie mierzyć go wzrokiem. Był blady i zakrwawiony, ale nic nie wskazywało na to, żeby dolegało mu coś więcej. Zaschnięta krew, którą dostrzegła na jego twarzy, ostatecznie okazała się konsekwencją pękniętej wargi. Och, no i nosa, a przynajmniej takie wrażenie miała Isabeau.
Wciąż uważnie obserwując brata, Beau z wolna uniosła brwi.
– Co ci się stało?
To nie było pytanie, które chciała zadać w pierwszej kolejności, ale i tak nie mogła się powstrzymać. Myślała, że szlag ją trafi, kiedy Gabriel po prostu się uśmiechnął – tylko kącikiem ust, w wymuszony, nieco roztargniony sposób.
– Och… Nic takiego – odparł wymijająco. Spoglądał na nią, ale wyraźnie unikał patrzenia komukolwiek w oczy. – Małe komplikacje, więc…
– Złamałam mu nos – oznajmiła w tym samym momencie Layla. W tamtej chwili zabrzmiała na wyjątkowo zadowoloną z siebie.
Tym razem Isabeau nie była w stanie powstrzymać się od parsknięcia.
– To najlepsza wiadomość, jaką usłyszałam przez cały dzień.
Chciała dodać coś jeszcze, ale nie miała okazji. Jej uwagę przykuły kroki, które rozbrzmiały gdzieś od strony przedpokoju, uprzytomniając jej, że ktoś w pośpiechu zbiegł ze schodów. To Dimitr jako pierwszy pojawił się w zasięgu jej wzroku i choć na początku jego obecność ją zaskoczyła, prawie natychmiast Beau poczuła przede wszystkim ulgę. Też tutaj był. Jakkolwiek znaleźli się w tym miejscu…
Zareagowała instynktownie, bez słowa ruszając w jego stronę. Pozwoliła, by wziął ją w ramiona, zdecydowanym ruchem przygarniając do siebie. Jego ramiona były zimne, ale jakimś cudem grzały ją bardziej niż niejeden płaszcz.
– Nemezis – westchnął i to wystarczyło, by zorientowała się, że też się zmartwił. Cóż, jak go znała, zdecydowanie nie tym, że jakimś cudem przenieśli się ze środka miasta akurat tutaj.
– Tak, tak… Jestem cała. Chyba wszyscy jesteśmy – stwierdziła spiętym tonem. Odsunęła się od wampira na tyle, by raz jeszcze rozejrzeć się po salonie. – Nawet mój brat, skoro jesteśmy przy temacie. A teraz bądźcie tacy dobrze i wyjaśnijcie mi, co się stało. Zwłaszcza ty – dodała z naciskiem, momentalnie przenosząc wzrok na Gabriela.
– To nie jest takie proste – mruknął sam zainteresowany.
Wampirzyca prychnęła.
– Ależ jest! – obruszyła się. Z niedowierzaniem potrząsnęła głowa, sama niepewna, w jaki sposób zareagować na jego słowa. Jakby tego było mało, zdecydowanie zaczynało brakować jej cierpliwości. – Co ty sobie myślałeś, hm? Omal nie dostałam zawału, kiedy… Ja… – Zacisnęła usta. Potrzebowała chwili, by zapanować nad sobą na tyle, żeby dokończyć. – Umierałam razem z tobą.
Momentalnie pożałowała tych słów, ale i tak pozwoliła, żeby rozbrzmiały. Zauważyła, że przez twarz Gabriela przemknął cień – błyskawicznie, tak szybko, że mógłby być zaledwie wytworem jej wyobraźni. Możliwe, że to było ciosem poniżej pasa, ale co innego miała zrobić? Tak naprawdę chciała, żeby żałował.
– Wierz mi, że nie tego chciałem. Zresztą to dłuższa historia i…
– Nie chcę wam przerywać tych ckliwych scenek – rozległo się w tym samym momencie, a Isabeau ledwo powstrzymała jęk, gdy usłyszała spięty głos Rufusa – ale spójrzcie na to.
Początkowo nie zauważyła wampira, choć – co nagle sobie uświadomiła – początkowo musiał towarzyszyć Dimitrowi. Nawet jeśli tak było, Rufus z jakiegoś powodu został w przedpokoju, a przynajmniej stamtąd dochodził jego głos. W tamtej chwili brzmiał nienaturalnie wręcz spokojnie i to zaniepokoiło Beau bardziej, niż gdyby wparował do salonu, by ustawić ich wszystkich do pionu.
Jako pierwsza ruszyła się z miejsca, jednak to Layla pierwsza dopadła do męża. Dosłownie zmaterializowała się tuż obok niego, bezceremonialnie otaczając wampira ramionami. Dosłownie uwiesiła się na nim, obejmując w najzupełniej naturalny, zdecydowany sposób.
– Dobrze cię widzieć – wyrzuciła z siebie na wydechu. – I uprzedzając, Gabriel i ja… O bogini!
Wystarczyła chwila, by Isabeau pojęła, co kryło się za pobrzmiewającym w głosie siostry zaskoczeniem. Zaraz też zrozumiała, co takiego chciał pokazać im Rufus. Wampir wciąż stał przy drzwiach wejściowych, wciąż zaciskając palce na klamce i wymownie spoglądając na to, co znajdowało się po drugiej stronie.
Beau gwałtownie zaczerpnęła powietrza. Spoglądała… w pustkę – napierającą ze wszystkich stron, ciasno oplatającą dom ciemność. Zanim zdążyła się zastanowić, szybkim krokiem podeszła bliżej, zaciskając palce na framudze i wyglądając na zewnątrz. Spodziewała się uderzenia ziemnego powietrza – czegokolwiek, co byłoby charakterystyczne dla panującego na dworze mrozu – ale nie poczuła niczego, nawet charakterystycznego dla okolicznych lasów zapachu. Wpatrywała się w ciemność, ale choć wysilała wzrok na wszystkie możliwe sposoby, nie była w stanie dostrzec niczego, nawet zarysu drzew czy podjazdu.
Gdzieś za plecami wychwyciła ruch. Cudze dłonie stanowczo zacisnęły się na jej ramionach, a po ich po temperaturze poznała, że trzymał ją Gabriel. Zastygł tuż za nią, wciąż trzymając ją za barki, ale nie próbował zmuszać do tego, by wycofała się w głąb budynku.
– To wygląda jak… – zaczął i urwał. Po jego tonie poznała, że nie dowierzał.
– Jak? – Isabeau obejrzała się przez ramię, by na niego spojrzeć. Zrozumiała zanim zdążył odpowiedzieć. – Jak świat snów? To chcesz powiedzieć? – zasugerowała, próbując wszystko sensownie poukładać.
– Skoro tak, gdzie są gwiazdy?
Oboje jak na zawołanie spojrzeli na Laylę. Odsunęła się od Rufusa, by podejść bliżej rodzeństwa i również wyjrzeć na zewnątrz. Wystarczyła chwila, żeby spoważniała, co najmniej zaniepokojona tym, co działo się na zewnątrz.
Dom wydawał się wisieć w powietrzu – tak po prostu, w samym środku otaczającej go pustki. Isabeau pierwszy raz widziała coś takiego, w gruncie rzeczy tak jak i Gabriel nie potrafiąc pojąć tego, co działo się wokół niej. To, że mogłaby śnic, nie wchodziło w grę.
– Nie wiem, ale nic innego nie przychodzi mi do głowy. Moglibyśmy… – dodała, ostrożnie przesuwając się naprzód, ale tym razem napotkała wyraźny opór ze strony trzymającego ją brata.
– Oszalałaś, jeśli sądzisz, że dam ci to sprawdzić w ten sposób – oznajmił nieznoszącym sprzeciwu tonem.
Jeśli to byłby sen, nic nie stałoby się, gdyby wkroczyła w ciemność. Kto jak kto, ale Gabriel dobrze znał ten stan, zwłaszcza że sam odpowiadał za sposób, w jaki zwykle objawiał im się świat snów. Po prostu zawisłaby w powietrzu, tak jak i dom, przy odrobinie szczęścia mogąc przywołać do siebie cudzą aurę albo spróbować się obudzić.
Problem polegał na tym, że nigdzie w pobliżu nie dostrzegła żadnego światła – choćby najsłabszego blasku, choć zazwyczaj otaczały ich tysiące gwiazd. Na zewnątrz królowała pustka, a Isabeau z łatwością mogła sobie wyobrazić, że się w nią zapada.
– Ma rację – wtrącił natychmiast Dimitr. Przemieścił się, również podchodząc bliżej drzwi. – Nieważne czy to sen, czy nie. No i… też tu jestem, prawda? – zauważył przytomnie. – Tacy jak ja nie śnią.
– To nie wyjaśnia, gdzie jesteśmy. Nie wiem jak wam, ale mnie to kojarzy się z cudownym ojcem waszego udomowionego demona. – Rufus z westchnieniem skrzyżował ramiona na piersi. – Pytanie tylko, co to oznacza. Telepatia to wasza działka, więc…
– Wierz mi, że takie rzeczy nie zdarzają nam się na co dzień – obruszyła się Isabeau. – Tak więc zależy o co pytasz. Nie, to nie moja wina – dodała, ale wampir nie wyglądał na szczególnie usatysfakcjonowanego.
– Pytam o to, czego powinniśmy się spodziewać – wyjaśnił, nie kryjąc zniecierpliwienia. – Jeśli to sen, śni umysł. Jesteśmy tu naprawdę czy to jakaś cudowna iluzja?
– Och.
Tylko na tyle było ją stać. Nie nad tym zastanawiała się, kiedy pojęła, że cokolwiek było nie tak, ale – chciała tego czy nie – nie mogła zaprzeczyć, że Rufus miał rację. To na ile dało się ich skrzywdzić, było istotne.
Zareagowała instynktownie, bez zbędnych przemyśleń podejmując decyzję. Gabriel zdecydowanie nie spodziewał się tego, że nagle odsunie się – i to tylko po to, by uderzyć go w twarz. Z wprawą wymierzyła cios, jednym ruchem sprawiając, że brat dosłownie zatoczył się, przyciskając dłonie do twarzy. Tyle wystarczyło, zwłaszcza że wampirzyca aż nazbyt wyraźnie poczuła zapach świeżej krwi.
– Serio?! – jęknął Gabriel, spoglądając na nią przez rozstawione palce. Na moment przeniósł wzrok na zakrwawione dłonie, ale prawie natychmiast jego spojrzenie skupiło się na Isabeau. – Zmówiłyście się na mnie? Isabeau, co…?!
– Był krzywy. Powinieneś mi podziękować – żachnęła się, wywracając oczami. – Zresztą oboje wiemy, że to mój obowiązek. Z całą miłością do Layli, ale to przecież ja muszę ci coś złamać co najmniej raz na dekadę. Sam zawsze to powtarzałeś.
– I akurat teraz sobie o tym przypomniałaś?
Wzruszyła ramionami.
– Moment dobry jak każdy inny. Nie marudź, Gabrysiu, bo oboje wiemy, że tak naprawdę powinnam pogruchotać ci kości – syknęła, na moment tracąc cierpliwość. – No i Rufus chciał odpowiedzi, więc proszę bardzo. Krwawi.
Jeszcze kiedy mówiła, wymownie spojrzała na szwagra. Była gotowa przysiąc, że przyłapała go na nieco zszokowanym, ale za to pełnym satysfakcji uśmiechu. Co prawda raptownie spoważniał, gdy podchwycił jej spojrzenie, ale Isabeau i tak wiedziała swoje.
– Cóż, krwawił wcześniej – zauważył ze spokojem, a Gabriel jęknął, gdy zorientował się, że jakiekolwiek dowody były Rufusowi zbędne.
– Cudownie! Ktoś jeszcze? – zapytał, wodząc wzrokiem po zebranych. – Przeprosiłem was. Co mam jeszcze zrobić?
– Naprawdę uważasz, że to wystarczy? – wyrwało jej się. – Umierałam z tobą! – powtórzyła raz jeszcze, starannie dobierając słowa. Ten argument skutecznie zamknął mu usta. – Widziałam, co ci zrobiła. Myślałam, że… – Urwała, by złapać oddech. – No i Layla. Pomyślałeś o niej? Albo o twoich dzieciach, zwłaszcza że Alessia…
– Przestańcie w tej chwili!
Głos Layli miał w sobie coś przeszywającego. Isabeau natychmiast zamilkła, zamierając w miejscu i ledwo łapiąc oddech. Wciąż zaciskała dłonie w pięści, aż rwąc się do tego, by raz jeszcze Gabrielowi przyłożyć – tak dla zasady, w przypływie nieopanowanego wręcz gniewu, który na moment przysłonił wszystko inne. Nie sądziła, że tak po prostu straci kontrolę, ale kiedy przyszło co do tego, była w stanie tylko krzyczeć, dając upust emocjom, które narastały w niej od dłuższego czasu.
Gabriel również zamilkł, bledszy i bardziej spięty niż do tej pory. To wystarczyło, by pożałowała doboru słów, ale już nie była w stanie ich wycofać. Słodka bogini, nawet nie chciała, mając wrażenie, że to był jeden z tych razów, kiedy powinna nim potrząsnąć. Najgorsze w tym wszystkim jednak było to, że aż za dobrze rozumiała, co nim kierowało – ten żal, skupienie na miłości i pragnienie ucieczki, którego sama doświadczyła. Kiedy w grę wchodziły emocje, nie myślała nawet o dzieciach, a to…
Tyle że to niczego nie usprawiedliwiało. Uciekała, ale już zdążyła do tego przywyknąć, zresztą jak i myśli o tym, że mogłaby być złą matką. Z bratem jednak sprawy miały się inaczej, a ona nie zamierzała pozwolić na to, żeby popełniał jej błędy. W przeszłości zdecydowanie zbyt wiele razy balansował gdzieś na granicy, poddając się emocjom, które nie powinny ujrzeć światła dziennego. Właśnie to doprowadzało Isabeau do szału, skutecznie przypominając, że nawet przed tym nie potrafiła go ocalić.
Bezsilność. Po raz kolejny, choć tak bardzo pragnęła działać.
– Co…? Co z Alessią? – Głos Gabriela zabrzmiał łagodniej niż do tej pory. – Co miałaś na myśli? Była bezpieczna w Mieście Nocy, tak?
– To nie ma teraz znaczenia. Ali jest cała – wtrąciła natychmiast Layla. – Poważnie, to może poczekać. Mamy problem, tak? – przypomniała, wymownie spoglądając z powrotem ku drzwiom i ziejącej po drugiej stronie pustce.
– Czegoś mi nie mówisz – stwierdził, błyskawicznie przenosząc wzrok na bliźniaczkę. – Tylko nie sugeruj, że jesteśmy kwita, bo to nie tak. Ten apartament… – Gabriel potrząsnął głową. – To coś między mną a Amelie. Nie ma znaczenia, bo ryzykowałem tylko ja.
– Pytając królową o Nessie? – zapytała wprost Isabeau.
Gabriel drgnął, co najmniej jakby poradził go prąd. Zorientowała się, że mimo wszystko trafiła w sedno.
– A co miałem zrobić? Musiałem…
– Niczego nie musiałeś – uświadomiła go Layla. – Nie w taki sposób, jak ci się wydaje. Nessie… – Westchnęła cicho. Pośpiesznie dopadła do brata, by móc objąć go ramionami. – Znaleźliśmy z Rufusem rozwiązanie, żeby ściągnąć ją z powrotem. No, prawie, bo widział ją tylko Joce, ale za to była z nami. Trochę jak duch, ale niekoniecznie.
Świetnie ci idzie, sis, pomyślała z przekąsem Beau. Chociaż nie sądziła, że to w ogóle możliwe, zauważyła, że twarz Gabriela stała się jeszcze bledsza.
– C-co takiego? Ale… Zaraz. – Odskoczył od siostry jak oparzony, by móc z uwagą zmierzyć ją wzrokiem. – W pewnym momencie wypowiedziałaś imię Nessie. Była tam? – zapytał, choć te słowa przyszły mu z wyraźnym trudem. – Jest tutaj? Powiedziałaś…
– W tej chwili wiem tyle, co i ty – ucięła pośpiesznie Layla. – Gabrielu…
Chwyciła go za ramię, jakby chcąc mieć pewność, że nie zrobi niczego głupiego. Zastygł w bezruchu, chwiejąc się na nogach i przez moment wyglądając tak, jakby utrzymywał się w pionie wyłącznie dzięki uściskowi siostry. Dopiero wtedy Isabeau zwróciła uwagę na to, że nie wyglądał dobrze, nie tylko przez wziąć zakrwawioną twarz. Bladość mówiła sama za siebie, zwłaszcza komuś, kto tak dobrze Gabriela znał.
Z wolna uniosła dłonie, by zwrócić na siebie uwagę. Przestąpiła naprzód, w milczeniu spoglądając na każdego z osobna, nim na powrót skupiła wzrok na bracie. Dopiero wtedy zdecydowała się odezwać.
– Okej, mamy problem. Na tym się skupmy, jasne? – zadecydowała nieznoszącym sprzeciwu tonem. – Po pierwsze, musisz doprowadzić się do porządku. Wiesz, o czym mówię.
– Jak i ja – podchwyciła natychmiast Layla. – Załatwię to.
Gabriel nie odpowiedział, co uznała za milczącą zgodę. Albo szok, ale było jej wszystko jedno. Prawda była taka, że prędzej osobiście skopałaby mu tyłek i postawiła w sytuacji, w której nie miałby większego wyboru, jak tylko pozwolić sobie pomóc, niż ot tak odpuściła. Jej brat była zdecydowanie zbyt dumny, a już na pewno miał niezdrowy zwyczaj cierpienia za wszystkich innych, ale to jeszcze nie znaczyło, że jako jego siostry nie miały niczego w tej kwestii do powiedzenia.
– Świetnie. – Isabeau odetchnęła. Przynajmniej to jedno zdołała w końcu ustalić. – Dimitr i ja rozejrzymy się po domu. Nie jestem za wychodzeniem, ale jeśli niczego tutaj nie znajdziemy, trzeba będzie pomyśleć co dalej. – Zamilkła, po czym spojrzała na Rufusa. – Idziesz z nami czy masz inny, cudowny plan?
Wampir jedynie potrząsnął głową. Nawet nie zwrócił uwagi na pobrzmiewającą w jej głosie kpiącą nutę. Po prostu zignorował uszczypliwości, myślami wydając się być gdzieś daleko.
– Kazałem Claire zostać w domu. Nie wyczuwam jej tu, ale nie wiem czy to dobrze – stwierdził, ostrożnie dobierając słowa. – W najlepszym wypadku to miejsce nie jest prawdziwe, ale to nie wyjaśnia na czym stoimy.
– Dlatego chcę to sprawdzić – przypomniała, pośpiesznie ruszając się z miejsca.
Nie była zaskoczona, kiedy Dimitr w pośpiechu podążył za nią. Pozwoliła mu na to, prowadząc go ku schodom. Co prawda miała wrażenie, że on i Rufus wylądowali właśnie tam, ale wątpiła, by którykolwiek z nich widział powód, by przeszukiwać znajome pomieszczenia.
Wbiegła po schodach, zatrzymując się w połowie tylko po to, by raz jeszcze spojrzeć na rodzeństwo. Layla wciąż z uporem tuliła się do Gabriela, wyrzucając z siebie kolejne, mniej lub bardziej kojące słowa. W tamtej chwili nie wyglądała na złą, tylko przede wszystkim bardzo zmartwioną.
Isabeau westchnęła bezgłośnie, po czym po prostu ruszyła dalej. Choć tego nie potrzebowała, dla pewności zacisnęła palce na poręczy, nagle nie ufając ani sobie, ani wyostrzonym zmysłom. To miejsce było dziwne i to nie tylko dlatego, że dryfowało w pustce.
– Dobrze sobie poradziłaś – stwierdził cicho Dimitr, gdy tylko znaleźli się na opustoszałym korytarzu. Znów znalazł się tuż obok niej, jak gdyby nigdy nic biorąc ją w ramiona. Objął Isabeau od tyłu, nachylając się na tyle, by móc swobodnie szeptać jej wprost do ucha. – To właśnie moja królowa… Cieszę się, że wróciłaś, Nemezis.
Zamknęła oczy. Może gdyby mogła podzielić jego entuzjazm, wszystko stałoby się dużo prostsze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa