18 czerwca 2019

Trzysta dziewięć

Layla
Isabeau i Dimitr szybko zniknęli z zasięgu jej wzroku. Odprowadziła ich spojrzeniem, nie od razu decydując się spojrzeć na milczącego, obserwującego ją uważnie Gabriela. Choć niczego nie powiedział, wiedziała, że miał na to ochotę. Te niewypowiedziane słowa zawisły gdzieś pomiędzy nimi, skutecznie mieszając Layli w głowę.
– Tak… Też się rozejrzę.
Tych kilka słów w przypadku Rufusa znaczyło więcej, niż mogłoby się wydawać. Tak przynajmniej pomyślała, ograniczając się tylko do zdawkowego skinięcia głową. Nie wnikała w to, co ostatecznie zadecydowało o tym, że wampir zdecydował się wycofać. Nie chciała nawet brać pod uwagę, że mógłby mieć w planach zrobienie czegoś wyjątkowo głupiego, w zamian woląc udawać, że tak naprawdę to było dość znaczącym gestem. Poszedł, by mogła swobodnie porozmawiać z Gabrielem, a to wyjątkowo dużo dla niej znaczyło.
Mimo wszystko atmosfera nie rozluźniła się, kiedy została z bratem sama. Czuła, że wciąż ją obserwował, ale z uporem unikała spoglądania w jego stronę. Chwilę trwała w bezruchu, gorączkowo szukając odpowiednich słów i próbując podjąć decyzję o tym, w jaki sposób powinna się zachować, ale nic sensownego nie przyszło jej do głowy. Ostatecznie po prostu ruszyła się z miejsca, bez pośpiechu przechodząc do kuchni. Poczuła się dziwnie z tym, że brat nie podążył za nią, ale próbowała o tym nie myśleć.
Wiedziała, że wciąż stał w przedpokoju – milczący, spięty i wytrącony z równowagi sposobem, w jaki potraktowały go z Beau. Przez myśl nawet przeszło jej, że może przesadziła z reakcją, ale z drugiej strony… Och, co tak naprawdę miała zrobić? W uszach wciąż dźwięczały jej słowa siostry – o tym, co widziała i że czuła się tak, jakby wraz z Gabrielem umierała. Było w tym coś przerażającego, a Layla błogosławiła w myślach fakt, że w przeciwieństwie do Isabeau, nie doświadczyła czegoś aż tak intensywnego. Zwłaszcza po śmierci Allegry, utrata kolejnej bliskiej osoby…
Nieznacznie potrząsnęła głową. Nie, o tym nie chciała myśleć.
Kuchnia nie różniła się w żaden sposób od tej, którą miała okazję widzieć w domu brata i jego żony. Co prawda Layla wątpiła, żeby dom był prawdziwy – trudno, by sam z siebie nagle zaczął dryfować w ciemnościach – ale było w tym fakcie coś kojącego. Co prawda równie dobrze mogło się okazać, że doświadczali ciszy przed burzą, a chwilowy spokój miał posłużyć wyłącznie rozproszeniu uwagi, ale i tę myśl jak najszybciej wyrzuciła z pamięci. Jak długo nie dostrzegali niczego podejrzanego, mogli choćby udawać, że wszystko było w porządku.
Chwilę krążyła po pomieszczeniu, ostatecznie przystając tuż przy zlewie. Znalazła porzucony na blacie, wciąż czysty ręcznik, który zdecydowała się namoczyć pod bieżącą wodą. Wycisnęła materiał i – nie dając sobie czasu na wątpliwości – z westchnieniem zdecydowała się wrócić do Gabriela.
Zastała go dokładnie w tym samym miejscu, w którym go zostawiła. Wciąż stał w przedpokoju, obojętnie wpatrując się w zamknięte drzwi. Coś ścisnęło Laylę w gardle, gdy pomyślała, że pod jej nieobecność mógł pokusić się o zrobienie czegoś tak głupiego, jak chociażby próba wyjścia na zewnątrz i sprawdzenia teorii, których mieli, ale i o tym zdecydowała się nie myśleć. Wciąż tutaj był i tego zamierzała się trzymać.
– Hej – rzuciła cicho, z wolna podchodząc bliżej.
Nie zaprotestował, kiedy wyciągnęła dłonie ku jego twarzy. Co prawda zrobił taki ruch, jakby chciał wyjąć jej ręcznik z rąk, ale mu na to nie pozwoliła. Wywrócił oczami, ale w żaden inny sposób nie okazał zniecierpliwienia, gdy z największą delikatnością zaczęła zmywać wciąż świeżą krew.
Przez moment poczuła się tak, jakby oboje cofnęli się w czasie. Znów miała raptem kilka lat i umysł nastolatki, drżącymi dłońmi próbując doprowadzić Gabriela do porządku po tym, jak kolejny raz odważył się stanąć między nią a ojcem. Poczuła pieczenie pod powiekami, więc zamrugała pośpiesznie, chcąc jak najszybciej nad sobą zapanować. Gdyby akurat teraz zaczęła płakać, jak nic pogorszyłaby sytuację, a na to nie zamierzała pozwolić.
Znów miała mętlik w głowie, a myślenie o Marco sprzed lat nie pomagało. Chwilami nie docierało do niej, że zwłaszcza przez ostatnie tygodnie zmieniło się naprawdę wiele – i to w szczególnie jej postrzeganiu ojca. W myślach wciąż ich rozgraniczała – potwora i mężczyznę, którym ostatecznie się stał i który wyniósł ją z siedziby łowców, obiecując, że wrócą do domu. Tego samego, którego chciała pocieszyć po śmierci Allegry i który zostawił ją samą na cmentarzu, twierdząc, że nigdy nie powinna mu dziękować… Nie za coś, co od samego początku powinno być jego obowiązkiem.
Uciekła wzrokiem gdzieś w bok. Dłoń lekko jej zadrżała, co uświadomiła sobie w momencie, w którym i Gabriel drgnął, nieznacznie się przy tym krzywiąc.
– Wybacz – wymamrotała, natychmiast odsuwając ręcznik od jego twarzy.
Taki miała zamiar, ale w porę chwycił ją za nadgarstki. Spojrzała na niego w roztargnieniu, gdy niemalże z czułością ujął ją za obie dłonie.
– Wciąż jesteś zła – stwierdził ze spokojem. Layla otworzyła usta, ale brat nie pozwolił na to, żeby doszła do słowa. – To w porządku. Zasłużyłem sobie.
– Zasłużyłeś – przyznała zgodnie z prawdą.
Uśmiechnął się – tylko nieznacznie, w całkowicie pozbawiony wesołości, ale za to niezwykle łagodny sposób. Było w tym coś kojącego, chociaż nie sądziła, że to możliwe.
Poczuła się dobrze dopiero w chwili, w której brat jak gdyby nigdy nic otoczył ją ramionami, zdecydowanym ruchem przyciągając do siebie. Nagle po prostu znalazła się w jego objęciach, pozwalając, by trzymał ją, metodycznymi ruchami raz po raz przeczesując palcami jej jasne włosy. Była niższa i drobniejsza od niego, ale wcale nie poczuła się jak dziecko. Przeciwnie – ten uścisk wydawał się znajomy i jak najbardziej na miejscu.
Zamknęła oczy, przez chwilę koncentrując wyłącznie na kojącym, aż nazbyt znajomym zapachu. Już nie krwawił, ale jego krew wciąż wydawała się wyraźniejsza niż do tej pory. Część wsiąkła w ręcznik, który Gabriel ostatecznie niedbale odrzucił gdzieś na bok.
– Nie planowałem tego… Nie w taki sposób, okej? – Westchnął przeciągle. Jego głos był cichy i melodyjny, a on sam szeptał wprost do ucha siostry, ostrożnie dobierając słowa. – Tyle że Nessie… Och, nie widziałaś tego, co ja – stwierdził, a Layla wyprostowała się niczym struna.
– Tego, że marniała na naszych oczach? – zapytała wprost. – Czy może tego, że cierpiałeś, musząc to oglądać? Gabriel, na litość bogini…
– Co innego miałem zrobić?
Prychnęła. Żartował sobie?
– Porozmawiać z nami! Albo ze mną – oznajmiła bez chwili wahania. – Nawet jeśli potrzebowałeś czasu, mogłeś… Słodka bogini, naprawdę mam ci to tłumaczyć? – zapytała wprost, nie kryjąc goryczy. – Dopiero co sama cudem wróciłam do domu. Sądzisz, że co sobie myślałam, kiedy tak po prostu zniknąłeś?
– Lay…
– Jeszcze nie skończyłem – przerwała mu bez chwili wahania. – Jesteś jedną z najważniejszych dla mnie osób, Gabrielu, ale są takie chwile, kiedy mam ochotę przetrącić ci kark, wiesz? Zwłaszcza wtedy, gdy robisz coś, co ma być dobre dla wszystkich poza tobą… Tyle że to tak nie działa. – Odsunęła się, krzyżując ramiona na piersiach. – Nie wierzę, że muszę ci to tłumaczyć, ale już od dawna nie ma w tym po prostu ciebie. Jesteśmy my, więc w końcu przyjmij to do wiadomości. Tak jak i to, że będę chroniła cię z równym uporem, co i ty nas wszystkich.
Znów poczuła cisnące się do oczu łzy, więc po prostu otarła je zniecierpliwionym ruchem. Musiała przerwać, chcąc nie chcąc decydując się zamilknąć, ale i to wydawało się właściwe. Czuła, że Gabriel ją obserwował, wsłuchując się w każde słowo, choć ostatecznie nie zdobył się na reakcję. Layla tak naprawdę wcale jej nie oczekiwała.
Nerwowo potarła ramiona, próbując zająć czymś ręce. Dopiero po dłuższej chwili zapanowała nad sobą na tyle, by ponownie się odezwać.
– Chodź, potrzebujesz energii. Zróbmy to, póki mamy jeszcze chwilę czasu.
Tak naprawdę nie wiedziała, czy faktycznie go mieli. Skoro dom nie był prawdziwy, w rzeczywistości mogło dziać się cokolwiek, ale nie miała głowy, by próbować o tym myśleć. Naglącym ruchem wyciągnęła do brata dłonie, nie chcąc nawet brać pod uwagę, że mógłby odmówić. W razie co mogła pokusić się o złamanie mu nosa raz jeszcze, niezależnie od tego czy po wszystkim znów miałaby osobiście doprowadzać go do porządku.
– Powiedz mi jeszcze jedną rzecz, sis – poprosił, ale przynajmniej ujął ją za ramiona. Wyczuła jego mentalną obecność, choć nie na tyle silną, by zaczęła odczuwać ubytek w mocy. – Powiedziałaś, że Renesmee… Sama wiesz.
– Że była z nami. Jestem pewna, że nie została w domu, kiedy zorientowałam się, że mnie potrzebujesz. – Layla wzruszyła ramionami. – Nie wiem, co się dzieje, ale wierzę, że dałaby o sobie znać, gdyby tutaj była. Cokolwiek się stało… Cóż, może pochłonęło tylko nas.
– Może – powtórzył z powątpiewaniem.
– Chciałabym powiedzieć ci coś bardziej optymistycznego, ale nie mogę. Ale wierzę w to, że Nessie jest cała, zwłaszcza że to najbardziej uparta osoba, jaką poznałam – oznajmiła z przekonaniem. – Joce stwierdziła, że to nie duch, a później potwierdziła to jeszcze jedna osoba… Chyba, bo cały czas pisałyśmy SMS-y – dodała z nieco nerwowym śmiechem. – Hm, poznałam Rosę. Na to wygląda.
Spojrzał na nią tak, jakby widział ją po raz pierwszy. Jego brwi momentalnie powędrowały ku górze, a w oczach pojawiło się zrozumienie.
– Rosę? Tę Rosę, która…?
Layla jedynie skinęła głową.
– Tę samą. Nie wiem czy zdajesz sobie z tego sprawę, ale twoja córka przyjaźni się z duchem. I to absolutnie przemiłym duchem – wyjaśniła pośpiesznie. – Tak czy inaczej, Nessie najpewniej jest najbezpieczniejsza z nas. Skoro jej tutaj nie ma, skupmy się na priorytetach, okej? Musimy się stąd wyrwać, a potem będziemy myśleć o innych problemach.
– A są jakieś? – nie dawał za wygraną Gabriel. – Mówiłaś, że Alessia…
Jedno jej spojrzenie wystarczyło, żeby zamknąć mu usta. Wzniósł oczy ku górze, ale najwyraźniej wyrzuty sumienia okazały się wystarczająco silne, by zdecydował się odpuścić. Layla nie była pewna czy to dobrze, ale w tamtej chwili naprawdę błogosławiła ten stan.
Przez chwilę oboje trwali w ciszy, skupieni wyłącznie na wymianie energii. W przeszłości oddawała mu swoją tak wiele razy, że już z przyzwyczajenia nie tylko w pełni otworzyła się na to, co robił, ale na dodatek spróbowała mu pomóc. Trwała w tym tak długo, aż Gabriel wycofał się jako pierwszy, dla pewności obejmując ją w pasie, kiedy zaczęła się chwiać.
– Trochę za dużo – stwierdził, uśmiechając się. Poczuła ulgę, kiedy zauważyła, że przynajmniej wyglądał lepiej niż do tej pory. – Dzięki, sis.
– Lepiej dla ciebie, żebyś tego nie zmarnował – odpowiedziała, próbując pokazać mu, że wciąż miała do niego pretensje, ale nie była pewna na ile jej to wyszło.
Denerwowanie się na Gabriela było trudne, zwłaszcza gdy ten zaczynał zachowywać się w dobrze jej znany, czarujący sposób. Zwłaszcza w sposobie, w jaki ucałował ją w czoło, było coś, przez co zapragnęła znów się w niego wtulić i o wszystkim zapomnieć.
– Nie masz się czym przejmować. Wolę nie ryzykować, że znów się na mnie zamachniesz – rzucił zaczepnym tonem. – Swoją drogą, ten cios był niezły. Zapomniałem, że potrafisz być aż taka niebezpieczna.
– Powinieneś się cieszyć, że nie pokusiłam się o więcej.
Parsknął, najwyraźniej nie mogąc się powstrzymać.
– Wierz mi, że doceniam. Dobrze wiedzieć, że moje siostry wciąż potrafią o siebie zadać. – Jego uśmiech przygasł. Gabriel raptownie spoważniał, po czym wymownie rozejrzał się dookoła. – Nie chcę nic mówić, ale powinniśmy sprawdzić, co tu się dzieje. Rozdzielanie się to zły pomysł.
– W zasadzie… – zaczęła, chcąc go uświadomić, że być może mieli kłopoty większe niż podejrzewał, ale nie miała okazji choćby zająknąć się na temat Łowcy, Ciemności i ostatnich komplikacjach.
– Ej, chodźcie tutaj!
Oboje spojrzeli na siebie, słysząc podenerwowany głos Isabeau. Dochodził z góry, ale to nie wydało się Layli dziwne, skoro chwilę wcześniej poszła tam z Dimitrem. Co więcej, wszystko wskazywało na to, że zdołała coś znaleźć.
To Gabriel pierwszy ruszył się z miejsca, ale nie miała problemu, żeby go dogonić. Omal nie wpadła na Rufusa, kiedy ten pojawił się tuż obok schodów, nadchodząc z kierunku przeciwnego niż ten, z którego nawoływała Beau. Rzucił jej przenikliwe, wymowne spojrzenie, ale nie odezwał się nawet słowem, w żaden sposób nie sugerując, że mógłby słyszeć jej rozmowę z bratem. Nie miała pojęcia czy mogła mu pod tym względem zawierzyć, ale nawet jeśli podsłuchiwał, nie miała mu tego za złe tak długo, jak nie próbował Gabriela prowokować.
– Z tamtej strony wszystko gra – wyjaśnił lakonicznie wampir. – Pomijając to, że za oknami nie ma absolutnie niczego.
Wzdrygnęła się, momentalnie przypominając sobie otaczającą dom pustkę. Nie podobało jej się to, tak jak i coraz bardziej prawdopodobna konieczność wyjścia na zewnątrz. Mogli albo bez celu krążyć po domu, albo w końcu sprawdzić, co tak naprawdę kryło się w mroku. Możliwe, że w grę naprawdę wchodził świat snów, ale nawet jeśli, Layla nie czuła się z tą świadomością lepiej. Brak aur ją niepokoił, a wszechobecna czerń wyglądała jak coś, w co mogliby się ot tak zapaść.
Beau i Dimitr dotarli niemalże na drugi kraniec korytarza na piętrze. Choć układ domu był znajomy, wampirzyca była gotowa przysiąc, że pokonanie odległości, która dzieliła ich od siostry, zajęło im więcej czasu niż powinno.
– Co jest? – rzucił spiętym tonem Gabriel.
Podszedł bliżej, spojrzenie skupiając przede wszystkim na Isabeau. Wampirzyca nie pozostała mu dłużna, w pierwszej kolejności z uwagą mierząc brata wzrokiem. Layla była gotowa przysiąc, że również Beau poczuła ulgę, gdy zauważyła, że Gabriel wyglądał lepiej.
– Masz szczęście, że choć jedna z nas była na tyle łaskawa, żeby ci pomóc – rzuciła zaczepnym tonem, ale nie pozwoliła sobie na więcej uszczypliwości. W zamian wyprostowała się, na powrót zwracając ku drzwiom, przy których stała wraz z Dimitrem. – Patrzcie na to. Niech któreś z was spróbuje je otworzyć – poprosiła, usuwając się na bok.
– Nie możesz darować sobie tych gierek i po prostu powiedzieć nam, co tam jest? – zapytał bez większego przekonania Rufus.
– To pokój Joce? – wtrąciła w tym samym momencie Layla.
Przez twarz Isabeau przemknął cień. Potrząsnęła głową, po czym z westchnieniem sama chwyciła za klamkę.
– Właśnie rzecz w tym, że niekoniecznie. Nie tutaj.
Layla nie miała pojęcia, co kryło się za tymi słowami. Zamarła, niepewna czego się spodziewać i do samego końca wyobrażając sobie, że i tym razem za drzwiami będzie czekała na nich absolutna nicość – ta sama czerń, która otaczała dom i która tak bardzo ją niepokoiła. Przez moment spodziewała się nawet pokoju Joce, ale w zupełnie innym, wyjętym żywcem z horroru wydaniu. W końcu czemu nie, prawda? Jeśli śnili, wszystko było prawdopodobne.
Żaden ze scenariuszy, który w tę krótką chwilę przeszedł jej przez myśl, nie okazał się właściwy. Uniosła brwi, z zaskoczeniem uświadamiając sobie, że spoglądali na… kolejny korytarz – równie znajomy, co i ten, w którym znajdowali się do tej pory.
– Dom Allegry?
Gabriel dosłownie wyjął jej te słowa z ust. Zanim zdążyła go powstrzymać, brat bez zastanowienia przekroczył próg, po czym z zaciekawieniem rozejrzał się dookoła. W pierwszym odruchu Layla zapragnęła na niego warknąć i kazać wrócić, zanim wydarzyłoby się coś niepokojącego, ale w ostatniej chwili się powstrzymała. Dookoła panował spokój, zaś po przejściu Gabriela nie wydarzyło się nic, co mogliby uznać za niepokojące. No, może pomijając to, że z jakiegoś powodu dwa znajdujące się w różnych zakątkach świata – i to na całkowicie odmiennych kontynentach! – domy, zostały ze sobą połączone.
– To musi być sen – stwierdził z rezerwą Rufus. I nim Layla zapragnęła potrząsnąć, kiedy bez zbędnych pytań ruszył w ślad za Gabrielem. – Chociaż to nie wyjaśnia na czym stoimy.
– Chciałbym wiedzieć.
Rufus rzucił szwagrowi wymowne, przesadnie wręcz przenikliwe spojrzenie.
– A nie wiesz? Moim zdaniem powinieneś – oznajmił, nie kryjąc rozczarowania. – O ile pamięć mnie nie myli, sny to twoja działka.
– Zarzucasz mi coś? – obruszył się Gabriel, momentalnie się spinając.
Nie zamierzała czekać aż spróbują rzucić się sobie do gardeł. Chciała tego czy nie, atmosfera była napięta – i to o wiele bardziej, niż mogliby początkowo sądzić. Jakby tego było mało, wciąż martwiła się o brata, nawet jeśli fizycznie doszedł do siebie.
– Nie kłóćcie się – wyrzuciła z siebie na wydechu, błyskawicznie materializując się między… Cóż, facetami swojego życia. Zdecydowanie zbyt upartymi, dumnymi i mającymi naturalny talent do wytrącania je z równowagi. – Coś jest nie tak, ale to niczyja wina. Na początek chociaż spróbujmy ustalić, co tu się dzieje.
– Znów się rozdzielamy? – zasugerował pośpiesznie milczący dotychczas Dimitr. Layla momentalnie zapragnęła go uściskać, wdzięczna za to, że w ogóle próbował zapanować nad sytuacją. – Cokolwiek to jest, z jakiegoś powodu łączy te miejsca ze sobą. Skoro jeden z pokoi prowadził dalej…
– To mamy brnąć jeszcze głębiej? – dokończyła z wahaniem Isabeau. – Jasne, ma sens, ale co dalej. Seattle, dom mamy… Niebiańska Rezydencja? – zasugerowała z powątpiewaniem. – Czy może od razu dzielnica wilkołaków?
– Nie wiem czy chcę wiedzieć, dokąd to prowadzi – przyznała niechętnie Layla.
– Ja w ogóle nie wiem czy powinniśmy. Brniemy w… sen – zauważył przytomnie Gabriel, starannie dobierając słowa. – O ile to faktycznie sen. Zastanawiam się tylko…
– Nad czym? – Isabeau rzuciła bratu naglące spojrzenie. – Pomińmy, że mamy do wyboru albo to, albo sprawdzać, co jest na zewnątrz. Z dwojga złego wolę sobie pozwiedzać.
To na moment zamknęło mu usta. Chcąc nie chcąc spoważniał, ostatecznie zdobywając się na potrząśnięcie głową.
– Nie czuję, żebym miał jakąkolwiek kontrolę nad tym miejscem. I w tym problem, bo nigdy nie zdarzyło się, żebym nie mógł wydostać się ze świata snów. To, że nie widzieliśmy choćby pojedynczej gwiazdy… – Urwał, wymownie rozglądając się dookoła. Skrzyżował ramiona na piersi, jakby sam nie był pewien, co zrobić z rękami. – Jeśli to świat snów – zaczął raz jeszcze – to bardzo się zmienił. Czuję… jakby się rozpadał – dodał, a Layla poczuła, że robi jej się zimno.
Cisza dzwoniła jej w uszach. Czekała aż ktokolwiek – choćby Rufus – zasugeruje jakieś cudowne rozwiązanie albo teorię, która zanegowałaby wątpliwości Gabriela, ale kolejne sekundy mijały i nikt nawet nie próbował się odzywać. Coś w tym stanie okazało się gorsze niż czekanie samo w sobie.
To Isabeau jako pierwsza zabrała głos.
– Nie mamy wyboru – oznajmiła nieznoszącym sprzeciwu tonem. – Stanie w przejściu nie sprawi, że problem nagle zniknie, więc… Zaklepuję piętro.
Wraz z tymi słowami, błyskawicznie przemknęła tuż obok Gabriela i Rufusa, by móc ruszyć w swoją stronę. Poruszała się lekko i pewnie, zwłaszcza że znała rodzinny dom lepiej niż ktokolwiek inny, ale Layla i tak wyczuła targające siostrą wątpliwości. Beau jak zwykle robiła wszystko, by nie okazywać strachu i to nawet wtedy, gdy była przerażona.
Dimitr jedynie westchnął, po czym ruszył za żoną. Nie musiał niczego mówić, by uświadomić im, że decyzja tak naprawdę zapadła w chwili, w której znaleźli przejście.
– Sprawdźmy drzwi – zasugerował bez większego zainteresowania Rufus. – Nie spodziewam się cudów, ale odhaczmy oczywistości.
Nie miała innego wyboru, jak tylko przyznać mu rację. Jakikolwiek plan wydawał się lepszy od zastanawiania nad tym, co mogłoby pójść nie tak.
Spojrzała pytająco na Gabriela. Milczał, w zamyśleniu przypatrując się drzwiom, którymi weszli. Po drugiej stronie wciąż znajdował się korytarz domu jego i Nessie. Wyglądało na to, że mogli tam wrócić, ale Layla nie miała pojęcia, czy to cokolwiek ułatwiało.
– Tak… – Gabriel drgnął, w końcu ruszając się z miejsca. – Chodźmy dalej.
Obawiała się, że to było jedynym, co mogli w tej sytuacji zrobić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa