Layla
Isabeau i Dimitr szybko
zniknęli z zasięgu jej wzroku. Odprowadziła ich
spojrzeniem, nie od razu decydując się spojrzeć na milczącego, obserwującego ją
uważnie Gabriela. Choć niczego nie powiedział, wiedziała, że miał na to ochotę.
Te niewypowiedziane słowa zawisły gdzieś pomiędzy nimi, skutecznie mieszając
Layli w głowę.
– Tak… Też się rozejrzę.
Tych kilka słów w przypadku Rufusa znaczyło więcej, niż mogłoby
się wydawać. Tak przynajmniej pomyślała, ograniczając się tylko do zdawkowego
skinięcia głową. Nie wnikała w to, co ostatecznie zadecydowało o tym,
że wampir zdecydował się wycofać. Nie chciała nawet brać pod uwagę, że mógłby
mieć w planach zrobienie czegoś wyjątkowo głupiego, w zamian woląc
udawać, że tak naprawdę to było dość znaczącym gestem. Poszedł, by mogła
swobodnie porozmawiać z Gabrielem, a to wyjątkowo dużo dla niej
znaczyło.
Mimo wszystko atmosfera nie rozluźniła się, kiedy została z bratem
sama. Czuła, że wciąż ją obserwował, ale z uporem unikała spoglądania w jego
stronę. Chwilę trwała w bezruchu, gorączkowo szukając odpowiednich słów i próbując
podjąć decyzję o tym, w jaki sposób powinna się zachować, ale nic
sensownego nie przyszło jej do głowy. Ostatecznie po prostu ruszyła się z miejsca,
bez pośpiechu przechodząc do kuchni. Poczuła się dziwnie z tym, że brat
nie podążył za nią, ale próbowała o tym nie myśleć.
Wiedziała, że wciąż stał w przedpokoju – milczący, spięty i wytrącony
z równowagi sposobem, w jaki potraktowały go z Beau. Przez myśl
nawet przeszło jej, że może przesadziła z reakcją, ale z drugiej
strony… Och, co tak naprawdę miała zrobić? W uszach wciąż dźwięczały jej
słowa siostry – o tym, co widziała i że czuła się tak, jakby wraz z Gabrielem
umierała. Było w tym coś przerażającego, a Layla błogosławiła w myślach
fakt, że w przeciwieństwie do Isabeau, nie doświadczyła czegoś aż tak intensywnego.
Zwłaszcza po śmierci Allegry, utrata kolejnej bliskiej osoby…
Nieznacznie potrząsnęła głową. Nie, o tym nie chciała myśleć.
Kuchnia nie różniła się w żaden sposób od tej, którą miała okazję
widzieć w domu brata i jego żony. Co prawda Layla wątpiła, żeby dom
był prawdziwy – trudno, by sam z siebie nagle zaczął dryfować w ciemnościach
– ale było w tym fakcie coś kojącego. Co prawda równie dobrze mogło się
okazać, że doświadczali ciszy przed burzą, a chwilowy spokój miał posłużyć
wyłącznie rozproszeniu uwagi, ale i tę myśl jak najszybciej wyrzuciła z pamięci.
Jak długo nie dostrzegali niczego podejrzanego, mogli choćby udawać, że
wszystko było w porządku.
Chwilę krążyła po pomieszczeniu, ostatecznie przystając tuż przy
zlewie. Znalazła porzucony na blacie, wciąż czysty ręcznik, który zdecydowała
się namoczyć pod bieżącą wodą. Wycisnęła materiał i – nie dając sobie czasu
na wątpliwości – z westchnieniem zdecydowała się wrócić do Gabriela.
Zastała go dokładnie w tym samym miejscu, w którym go
zostawiła. Wciąż stał w przedpokoju, obojętnie wpatrując się w zamknięte
drzwi. Coś ścisnęło Laylę w gardle, gdy pomyślała, że pod jej nieobecność mógł
pokusić się o zrobienie czegoś tak głupiego, jak chociażby próba wyjścia na
zewnątrz i sprawdzenia teorii, których mieli, ale i o tym
zdecydowała się nie myśleć. Wciąż tutaj był i tego zamierzała się trzymać.
– Hej – rzuciła cicho, z wolna podchodząc bliżej.
Nie zaprotestował, kiedy wyciągnęła dłonie ku jego twarzy. Co prawda zrobił
taki ruch, jakby chciał wyjąć jej ręcznik z rąk, ale mu na to nie
pozwoliła. Wywrócił oczami, ale w żaden inny sposób nie okazał
zniecierpliwienia, gdy z największą delikatnością zaczęła zmywać wciąż
świeżą krew.
Przez moment poczuła się tak, jakby oboje cofnęli się w czasie.
Znów miała raptem kilka lat i umysł nastolatki, drżącymi dłońmi próbując
doprowadzić Gabriela do porządku po tym, jak kolejny raz odważył się stanąć
między nią a ojcem. Poczuła pieczenie pod powiekami, więc zamrugała
pośpiesznie, chcąc jak najszybciej nad sobą zapanować. Gdyby akurat teraz
zaczęła płakać, jak nic pogorszyłaby sytuację, a na to nie zamierzała
pozwolić.
Znów miała mętlik w głowie, a myślenie o Marco sprzed
lat nie pomagało. Chwilami nie docierało do niej, że zwłaszcza przez ostatnie
tygodnie zmieniło się naprawdę wiele – i to w szczególnie jej
postrzeganiu ojca. W myślach wciąż ich rozgraniczała – potwora i mężczyznę,
którym ostatecznie się stał i który wyniósł ją z siedziby łowców,
obiecując, że wrócą do domu. Tego samego, którego chciała pocieszyć po śmierci
Allegry i który zostawił ją samą na cmentarzu, twierdząc, że nigdy nie
powinna mu dziękować… Nie za coś, co od samego początku powinno być jego obowiązkiem.
Uciekła wzrokiem gdzieś w bok. Dłoń lekko jej zadrżała, co
uświadomiła sobie w momencie, w którym i Gabriel drgnął,
nieznacznie się przy tym krzywiąc.
– Wybacz – wymamrotała, natychmiast odsuwając ręcznik od jego twarzy.
Taki miała zamiar, ale w porę chwycił ją za nadgarstki. Spojrzała
na niego w roztargnieniu, gdy niemalże z czułością ujął ją za obie
dłonie.
– Wciąż jesteś zła – stwierdził ze spokojem. Layla otworzyła usta, ale
brat nie pozwolił na to, żeby doszła do słowa. – To w porządku. Zasłużyłem
sobie.
– Zasłużyłeś – przyznała zgodnie z prawdą.
Uśmiechnął się – tylko nieznacznie, w całkowicie pozbawiony
wesołości, ale za to niezwykle łagodny sposób. Było w tym coś kojącego,
chociaż nie sądziła, że to możliwe.
Poczuła się dobrze dopiero w chwili, w której brat jak gdyby
nigdy nic otoczył ją ramionami, zdecydowanym ruchem przyciągając do siebie.
Nagle po prostu znalazła się w jego objęciach, pozwalając, by trzymał ją, metodycznymi
ruchami raz po raz przeczesując palcami jej jasne włosy. Była niższa i drobniejsza
od niego, ale wcale nie poczuła się jak dziecko. Przeciwnie – ten uścisk
wydawał się znajomy i jak najbardziej na miejscu.
Zamknęła oczy, przez chwilę koncentrując wyłącznie na kojącym, aż
nazbyt znajomym zapachu. Już nie krwawił, ale jego krew wciąż wydawała się wyraźniejsza
niż do tej pory. Część wsiąkła w ręcznik, który Gabriel ostatecznie niedbale
odrzucił gdzieś na bok.
– Nie planowałem tego… Nie w taki sposób, okej? – Westchnął
przeciągle. Jego głos był cichy i melodyjny, a on sam szeptał wprost
do ucha siostry, ostrożnie dobierając słowa. – Tyle że Nessie… Och, nie
widziałaś tego, co ja – stwierdził, a Layla wyprostowała się niczym struna.
– Tego, że marniała na naszych oczach? – zapytała wprost. – Czy może
tego, że cierpiałeś, musząc to oglądać? Gabriel, na litość bogini…
– Co innego miałem zrobić?
Prychnęła. Żartował sobie?
– Porozmawiać z nami! Albo ze mną – oznajmiła bez chwili wahania.
– Nawet jeśli potrzebowałeś czasu, mogłeś… Słodka bogini, naprawdę mam ci to
tłumaczyć? – zapytała wprost, nie kryjąc goryczy. – Dopiero co sama cudem wróciłam
do domu. Sądzisz, że co sobie myślałam, kiedy tak po prostu zniknąłeś?
– Lay…
– Jeszcze nie skończyłem – przerwała mu bez chwili wahania. – Jesteś jedną
z najważniejszych dla mnie osób, Gabrielu, ale są takie chwile, kiedy mam
ochotę przetrącić ci kark, wiesz? Zwłaszcza wtedy, gdy robisz coś, co ma być
dobre dla wszystkich poza tobą… Tyle że to tak nie działa. – Odsunęła się,
krzyżując ramiona na piersiach. – Nie wierzę, że muszę ci to tłumaczyć, ale już
od dawna nie ma w tym po prostu ciebie. Jesteśmy my, więc w końcu
przyjmij to do wiadomości. Tak jak i to, że będę chroniła cię z równym
uporem, co i ty nas wszystkich.
Znów poczuła cisnące się do oczu łzy, więc po prostu otarła je
zniecierpliwionym ruchem. Musiała przerwać, chcąc nie chcąc decydując się
zamilknąć, ale i to wydawało się właściwe. Czuła, że Gabriel ją
obserwował, wsłuchując się w każde słowo, choć ostatecznie nie zdobył się
na reakcję. Layla tak naprawdę wcale jej nie oczekiwała.
Nerwowo potarła ramiona, próbując zająć czymś ręce. Dopiero po dłuższej
chwili zapanowała nad sobą na tyle, by ponownie się odezwać.
– Chodź, potrzebujesz energii. Zróbmy to, póki mamy jeszcze chwilę
czasu.
Tak naprawdę nie wiedziała, czy faktycznie go mieli. Skoro dom nie był
prawdziwy, w rzeczywistości mogło dziać się cokolwiek, ale nie miała
głowy, by próbować o tym myśleć. Naglącym ruchem wyciągnęła do brata
dłonie, nie chcąc nawet brać pod uwagę, że mógłby odmówić. W razie co
mogła pokusić się o złamanie mu nosa raz jeszcze, niezależnie od tego czy
po wszystkim znów miałaby osobiście doprowadzać go do porządku.
– Powiedz mi jeszcze jedną rzecz, sis
– poprosił, ale przynajmniej ujął ją za ramiona. Wyczuła jego mentalną
obecność, choć nie na tyle silną, by zaczęła odczuwać ubytek w mocy. – Powiedziałaś,
że Renesmee… Sama wiesz.
– Że była z nami. Jestem pewna, że nie została w domu, kiedy
zorientowałam się, że mnie potrzebujesz. – Layla wzruszyła ramionami. – Nie
wiem, co się dzieje, ale wierzę, że dałaby o sobie znać, gdyby tutaj była.
Cokolwiek się stało… Cóż, może pochłonęło tylko nas.
– Może – powtórzył z powątpiewaniem.
– Chciałabym powiedzieć ci coś bardziej optymistycznego, ale nie mogę.
Ale wierzę w to, że Nessie jest cała, zwłaszcza że to najbardziej uparta
osoba, jaką poznałam – oznajmiła z przekonaniem. – Joce stwierdziła, że to
nie duch, a później potwierdziła to jeszcze jedna osoba… Chyba, bo cały
czas pisałyśmy SMS-y – dodała z nieco nerwowym śmiechem. – Hm, poznałam
Rosę. Na to wygląda.
Spojrzał na nią tak, jakby widział ją po raz pierwszy. Jego brwi momentalnie
powędrowały ku górze, a w oczach pojawiło się zrozumienie.
– Rosę? Tę Rosę, która…?
Layla jedynie skinęła głową.
– Tę samą. Nie wiem czy zdajesz sobie z tego sprawę, ale twoja
córka przyjaźni się z duchem. I to absolutnie przemiłym duchem – wyjaśniła
pośpiesznie. – Tak czy inaczej, Nessie najpewniej jest najbezpieczniejsza z nas.
Skoro jej tutaj nie ma, skupmy się na priorytetach, okej? Musimy się stąd wyrwać,
a potem będziemy myśleć o innych problemach.
– A są jakieś? – nie dawał za wygraną Gabriel. – Mówiłaś, że
Alessia…
Jedno jej spojrzenie wystarczyło, żeby zamknąć mu usta. Wzniósł oczy
ku górze, ale najwyraźniej wyrzuty sumienia okazały się wystarczająco silne, by
zdecydował się odpuścić. Layla nie była pewna czy to dobrze, ale w tamtej
chwili naprawdę błogosławiła ten stan.
Przez chwilę oboje trwali w ciszy, skupieni wyłącznie na wymianie
energii. W przeszłości oddawała mu swoją tak wiele razy, że już z przyzwyczajenia
nie tylko w pełni otworzyła się na to, co robił, ale na dodatek spróbowała
mu pomóc. Trwała w tym tak długo, aż Gabriel wycofał się jako pierwszy,
dla pewności obejmując ją w pasie, kiedy zaczęła się chwiać.
– Trochę za dużo – stwierdził, uśmiechając się. Poczuła ulgę, kiedy
zauważyła, że przynajmniej wyglądał lepiej niż do tej pory. – Dzięki, sis.
– Lepiej dla ciebie, żebyś tego nie zmarnował – odpowiedziała,
próbując pokazać mu, że wciąż miała do niego pretensje, ale nie była pewna na
ile jej to wyszło.
Denerwowanie się na Gabriela było trudne, zwłaszcza gdy ten zaczynał
zachowywać się w dobrze jej znany, czarujący sposób. Zwłaszcza w sposobie,
w jaki ucałował ją w czoło, było coś, przez co zapragnęła znów się w niego
wtulić i o wszystkim zapomnieć.
– Nie masz się czym przejmować. Wolę nie ryzykować, że znów się na
mnie zamachniesz – rzucił zaczepnym tonem. – Swoją drogą, ten cios był niezły.
Zapomniałem, że potrafisz być aż taka niebezpieczna.
– Powinieneś się cieszyć, że nie pokusiłam się o więcej.
Parsknął, najwyraźniej nie mogąc się powstrzymać.
– Wierz mi, że doceniam. Dobrze wiedzieć, że moje siostry wciąż
potrafią o siebie zadać. – Jego uśmiech przygasł. Gabriel raptownie
spoważniał, po czym wymownie rozejrzał się dookoła. – Nie chcę nic mówić, ale powinniśmy
sprawdzić, co tu się dzieje. Rozdzielanie się to zły pomysł.
– W zasadzie… – zaczęła, chcąc go uświadomić, że być może mieli
kłopoty większe niż podejrzewał, ale nie miała okazji choćby zająknąć się na
temat Łowcy, Ciemności i ostatnich komplikacjach.
– Ej, chodźcie tutaj!
Oboje spojrzeli na siebie, słysząc podenerwowany głos Isabeau. Dochodził
z góry, ale to nie wydało się Layli dziwne, skoro chwilę wcześniej poszła
tam z Dimitrem. Co więcej, wszystko wskazywało na to, że zdołała coś
znaleźć.
To Gabriel pierwszy ruszył się z miejsca, ale nie miała problemu,
żeby go dogonić. Omal nie wpadła na Rufusa, kiedy ten pojawił się tuż obok
schodów, nadchodząc z kierunku przeciwnego niż ten, z którego
nawoływała Beau. Rzucił jej przenikliwe, wymowne spojrzenie, ale nie odezwał
się nawet słowem, w żaden sposób nie sugerując, że mógłby słyszeć jej
rozmowę z bratem. Nie miała pojęcia czy mogła mu pod tym względem
zawierzyć, ale nawet jeśli podsłuchiwał, nie miała mu tego za złe tak długo,
jak nie próbował Gabriela prowokować.
– Z tamtej strony wszystko gra – wyjaśnił lakonicznie wampir. –
Pomijając to, że za oknami nie ma absolutnie niczego.
Wzdrygnęła się, momentalnie przypominając sobie otaczającą dom pustkę.
Nie podobało jej się to, tak jak i coraz bardziej prawdopodobna
konieczność wyjścia na zewnątrz. Mogli albo bez celu krążyć po domu, albo w końcu
sprawdzić, co tak naprawdę kryło się w mroku. Możliwe, że w grę naprawdę
wchodził świat snów, ale nawet jeśli, Layla nie czuła się z tą
świadomością lepiej. Brak aur ją niepokoił, a wszechobecna czerń wyglądała
jak coś, w co mogliby się ot tak zapaść.
Beau i Dimitr dotarli niemalże na drugi kraniec korytarza na
piętrze. Choć układ domu był znajomy, wampirzyca była gotowa przysiąc, że
pokonanie odległości, która dzieliła ich od siostry, zajęło im więcej czasu niż
powinno.
– Co jest? – rzucił spiętym tonem Gabriel.
Podszedł bliżej, spojrzenie skupiając przede wszystkim na Isabeau. Wampirzyca
nie pozostała mu dłużna, w pierwszej kolejności z uwagą mierząc brata
wzrokiem. Layla była gotowa przysiąc, że również Beau poczuła ulgę, gdy
zauważyła, że Gabriel wyglądał lepiej.
– Masz szczęście, że choć jedna z nas była na tyle łaskawa, żeby
ci pomóc – rzuciła zaczepnym tonem, ale nie pozwoliła sobie na więcej
uszczypliwości. W zamian wyprostowała się, na powrót zwracając ku drzwiom,
przy których stała wraz z Dimitrem. – Patrzcie na to. Niech któreś z was
spróbuje je otworzyć – poprosiła, usuwając się na bok.
– Nie możesz darować sobie tych gierek i po prostu powiedzieć
nam, co tam jest? – zapytał bez większego przekonania Rufus.
– To pokój Joce? – wtrąciła w tym samym momencie Layla.
Przez twarz Isabeau przemknął cień. Potrząsnęła głową, po czym z westchnieniem
sama chwyciła za klamkę.
– Właśnie rzecz w tym, że niekoniecznie. Nie tutaj.
Layla nie miała pojęcia, co kryło się za tymi słowami. Zamarła,
niepewna czego się spodziewać i do samego końca wyobrażając sobie, że i tym
razem za drzwiami będzie czekała na nich absolutna nicość – ta sama czerń,
która otaczała dom i która tak bardzo ją niepokoiła. Przez moment
spodziewała się nawet pokoju Joce, ale w zupełnie innym, wyjętym żywcem z horroru
wydaniu. W końcu czemu nie, prawda? Jeśli śnili, wszystko było
prawdopodobne.
Żaden ze scenariuszy, który w tę krótką chwilę przeszedł jej
przez myśl, nie okazał się właściwy. Uniosła brwi, z zaskoczeniem
uświadamiając sobie, że spoglądali na… kolejny korytarz – równie znajomy, co i ten,
w którym znajdowali się do tej pory.
– Dom Allegry?
Gabriel dosłownie wyjął jej te słowa z ust. Zanim zdążyła go
powstrzymać, brat bez zastanowienia przekroczył próg, po czym z zaciekawieniem
rozejrzał się dookoła. W pierwszym odruchu Layla zapragnęła na niego
warknąć i kazać wrócić, zanim wydarzyłoby się coś niepokojącego, ale w ostatniej
chwili się powstrzymała. Dookoła panował spokój, zaś po przejściu Gabriela nie
wydarzyło się nic, co mogliby uznać za niepokojące. No, może pomijając to, że z jakiegoś
powodu dwa znajdujące się w różnych zakątkach świata – i to na
całkowicie odmiennych kontynentach! – domy, zostały ze sobą połączone.
– To musi być sen – stwierdził z rezerwą Rufus. I nim Layla zapragnęła
potrząsnąć, kiedy bez zbędnych pytań ruszył w ślad za Gabrielem. – Chociaż
to nie wyjaśnia na czym stoimy.
– Chciałbym wiedzieć.
Rufus rzucił szwagrowi wymowne, przesadnie wręcz przenikliwe
spojrzenie.
– A nie wiesz? Moim zdaniem powinieneś – oznajmił, nie kryjąc
rozczarowania. – O ile pamięć mnie nie myli, sny to twoja działka.
– Zarzucasz mi coś? – obruszył się Gabriel, momentalnie się spinając.
Nie zamierzała czekać aż spróbują rzucić się sobie do gardeł. Chciała
tego czy nie, atmosfera była napięta – i to o wiele bardziej, niż mogliby
początkowo sądzić. Jakby tego było mało, wciąż martwiła się o brata, nawet
jeśli fizycznie doszedł do siebie.
– Nie kłóćcie się – wyrzuciła z siebie na wydechu, błyskawicznie
materializując się między… Cóż, facetami swojego życia. Zdecydowanie zbyt
upartymi, dumnymi i mającymi naturalny talent do wytrącania je z równowagi.
– Coś jest nie tak, ale to niczyja wina. Na początek chociaż spróbujmy ustalić,
co tu się dzieje.
– Znów się rozdzielamy? – zasugerował pośpiesznie milczący dotychczas
Dimitr. Layla momentalnie zapragnęła go uściskać, wdzięczna za to, że w ogóle
próbował zapanować nad sytuacją. – Cokolwiek to jest, z jakiegoś powodu
łączy te miejsca ze sobą. Skoro jeden z pokoi prowadził dalej…
– To mamy brnąć jeszcze głębiej? – dokończyła z wahaniem Isabeau.
– Jasne, ma sens, ale co dalej. Seattle, dom mamy… Niebiańska Rezydencja? – zasugerowała
z powątpiewaniem. – Czy może od razu dzielnica wilkołaków?
– Nie wiem czy chcę wiedzieć, dokąd to prowadzi – przyznała niechętnie
Layla.
– Ja w ogóle nie wiem czy powinniśmy. Brniemy w… sen – zauważył przytomnie
Gabriel, starannie dobierając słowa. – O ile to faktycznie sen.
Zastanawiam się tylko…
– Nad czym? – Isabeau rzuciła bratu naglące spojrzenie. – Pomińmy, że mamy
do wyboru albo to, albo sprawdzać, co jest na zewnątrz. Z dwojga złego
wolę sobie pozwiedzać.
To na moment zamknęło mu usta. Chcąc nie chcąc spoważniał, ostatecznie
zdobywając się na potrząśnięcie głową.
– Nie czuję, żebym miał jakąkolwiek kontrolę nad tym miejscem. I w tym
problem, bo nigdy nie zdarzyło się, żebym nie mógł wydostać się ze świata snów.
To, że nie widzieliśmy choćby pojedynczej gwiazdy… – Urwał, wymownie rozglądając
się dookoła. Skrzyżował ramiona na piersi, jakby sam nie był pewien, co zrobić z rękami.
– Jeśli to świat snów – zaczął raz jeszcze – to bardzo się zmienił. Czuję… jakby
się rozpadał – dodał, a Layla poczuła, że robi jej się zimno.
Cisza dzwoniła jej w uszach. Czekała aż ktokolwiek – choćby Rufus
– zasugeruje jakieś cudowne rozwiązanie albo teorię, która zanegowałaby
wątpliwości Gabriela, ale kolejne sekundy mijały i nikt nawet nie próbował
się odzywać. Coś w tym stanie okazało się gorsze niż czekanie samo w sobie.
To Isabeau jako pierwsza zabrała głos.
– Nie mamy wyboru – oznajmiła nieznoszącym sprzeciwu tonem. – Stanie w przejściu
nie sprawi, że problem nagle zniknie, więc… Zaklepuję piętro.
Wraz z tymi słowami, błyskawicznie przemknęła tuż obok Gabriela i Rufusa,
by móc ruszyć w swoją stronę. Poruszała się lekko i pewnie, zwłaszcza
że znała rodzinny dom lepiej niż ktokolwiek inny, ale Layla i tak wyczuła
targające siostrą wątpliwości. Beau jak zwykle robiła wszystko, by nie okazywać
strachu i to nawet wtedy, gdy była przerażona.
Dimitr jedynie westchnął, po czym ruszył za żoną. Nie musiał niczego mówić,
by uświadomić im, że decyzja tak naprawdę zapadła w chwili, w której
znaleźli przejście.
– Sprawdźmy drzwi – zasugerował bez większego zainteresowania Rufus. –
Nie spodziewam się cudów, ale odhaczmy oczywistości.
Nie miała innego wyboru, jak tylko przyznać mu rację. Jakikolwiek plan
wydawał się lepszy od zastanawiania nad tym, co mogłoby pójść nie tak.
Spojrzała pytająco na Gabriela. Milczał, w zamyśleniu
przypatrując się drzwiom, którymi weszli. Po drugiej stronie wciąż znajdował
się korytarz domu jego i Nessie. Wyglądało na to, że mogli tam wrócić, ale
Layla nie miała pojęcia, czy to cokolwiek ułatwiało.
– Tak… – Gabriel drgnął, w końcu ruszając się z miejsca. –
Chodźmy dalej.
Obawiała się, że to było jedynym, co mogli w tej sytuacji zrobić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz