Layla
Ból naprzemiennie to
przybierał, to znów tracił na sile. Wydawał się odległy i jakby
przytłumiony, dzięki czemu miała pewność, że nie odczuwała go naprawdę, ale
wcale nie czułą się dzięki temu lepiej. Wręcz przeciwnie – z każdą kolejną
minutą była przez to bardziej przerażona.
– Nessie? –
rzuciła, ale odpowiedziała jej cisza.
Musiała się
upewnić, gotowa przysiąc, że bratowa początkowo podążała tuż za nią. Przez
chwile tkwiła w bezruchu, nasłuchując i chcąc upewnić się, czy ktoś
przypadkiem nie planował podążyć za nią. Gdyby do tego doszło, nie byłaby
zdziwiona, zwłaszcza że mieli trzymać się razem, jednak im dłużej zwlekała, tym
pewniejsza była jednego: została sama.
Zacisnęła
usta. Jej myśli raz po raz uciekały ku bratu, zwłaszcza że jakoś nie wątpiła w to,
do kogo należało przytłumione cierpienie. Więź z Gabrielem była wyraźna
jak nigdy, choć sam zainteresowany jak zwykle robił wszystko, by ją od siebie
odciąć. Mogła się tego po nim spodziewać, w gruncie rzeczy zaniepokojona
przede wszystkim tym, że blokowanie się przychodziło mu w tak nieporadny
sposób. Coś było nie tak i nie chodziło tylko o to, że chwilami czuła
się, jakby ktoś zamienił wypełniającą jej żyły krew w lawę.
Och, braciszku…
Potrzebowała
zaledwie chwili, by podjąć decyzji. W zasadzie wiedziała, co zrobić od
chwili, w której pośpiesznie wypadła z domu, nie oglądając się na nic
i nikogo. Czekanie po prostu nie wchodziło w grę, nieważne jak
ryzykowne wydawało się rzucenie w pogoń za nieznanym. W cokolwiek
wpakował się Gabriel, potrzebował pomocy – i to niezależnie od tego, co
sugerowało jego zachowanie. To był jeden z tych momentów, w których
Layla miała ochotę porządnie zdzielić go po głowie i kazać schować dumę do
kieszeni. W zasadzie miała dość powodów, by porządnie nim potrząsnąć.
Jakaś jej
cząstka czuła, że powinna zaczekać. Mogła wrócić do domu, dać znać pozostałym –
w tym również Isabeau – a później spróbować ułożyć jakiś sensowny
plan. Tak byłoby rozsądniej, ale…
Tyle że do
tego potrzebowałaby czasu, zaś powracający raz po raz ból jednoznacznie
uświadomił jej, że go nie miała.
Skupienie
się na Gabrielu okazało się dziecinnie proste. Nie pierwszy raz korzystała z więzi,
z wprawą odcinając się od wszystkiego innego – w tym również Rufusa.
To, co łączyło ją z bliźniakiem, było aż nazbyt znajome. Pielęgnowali to
od dziecka, nawet wtedy, gdy którekolwiek z nich próbowało uciec przed
drugim. Brat mógł próbować odsunąć ją od siebie, ale oboje wiedzieli, że to nie
było możliwe. Gdyby jeszcze był w pełni sił, miałby szansę, ale w tej
sytuacji jego starania prowadziły donikąd. Layla dosłownie go stłamsiła, w kilka
zaledwie chwil doprowadzając do tego, by łącząca ich więź wysunęła się na
pierwszy plan.
Widziała ją
oczami wyobraźni – srebrzystą, mocną nić, prowadzącą wprost do osoby, która
zawsze miała być dla niej jedną z najważniejszych. Do tej pory się
ukrywał, ale teraz nie był już w stanie, Layla zresztą czuła się zbyt
zdeterminowana, by mu na to pozwolić. Wystarczyła chwila, żeby cienie zniknęły,
a wampirzyca nabrała pewności, gdzie powinna się udać.
Złe
przeczucia wróciły ze zdwojoną siłą, gdy tylko znalazła się w zatłoczonym
mieście. Poruszanie się po lesie było proste, skoro nie musiała martwić się
tym, że ktoś przypadkiem ją zauważy, ale w zatłoczonej metropolii
korzystanie z pełni wampirzych zdolności nie wchodziło w grę. Bardzo
szybko pożałowała, że jednak nie wróciła do domu, choćby tylko po to, by znów
pożyczyć samochód. Nie miało znaczenia, że przy odrobinie szczęścia mogła
poruszać się szybciej od auta, skoro pośród ludzi nie miała innego wyboru, jak
tylko dostosować się do ich nieznośnie wolnego tempa.
Czuła się
trochę jak w transie, raz po raz przepychając się między śmiertelnikami.
Błądziła kolejnymi ulicami, mając wrażenie, że dla postronnego obserwatora
musiała wyglądać co najmniej dziwnie. Nie żeby spieszący w swoją stronę
ludzie byli aż takim ewenementem, ale i tak czuła na sobie mniej lub
bardziej zaciekawione spojrzenia przechodniów. Słyszała, że niektórzy
pomstowali na nią, gdy przypadkiem zdarzało jej się kogoś potrącić. Lawirowała
między kolejnymi osobami, ale skupiona na bracie i podążaniu jego tropem,
bardzo łatwo zapominała o tym, że nie była sama.
Albo raczej
nie chciała pamiętać. Korciło ją, by zignorować to, czy przypadkiem się ujawni i natychmiast
rzucić się do biegu. Czuła, że poruszała się nieznośnie wolno, tracąc cenne
sekundy i aż prosząc się o to, by wydarzyło się coś złego.
Bała się,
że w którymś momencie ból zniknie, a więź po prostu się rozpadnie, w tym
wypadku mogąc znaczyć tylko jedno.
Potrząsnęła
głową, próbując opędzić się od niechcianych myśli. Niechętnie zatrzymała się na
światłach, z niedowierzaniem wpatrując się w zdecydowanie zbyt jasny,
intensywnie czerwony punkt.
– Niech to
szlag… – wyrwało jej się, choć to nawet w połowie nie oddawało tego, co
czuła, gdy tak nagle została unieruchomiona tuż przed pasami.
Nerwowo
powiodła wzrokiem dookoła, ale nie rozpoznawała okolicy, w której się
znajdowała. Prawda była taka, że wszystkie większe miasta wydawały się do
siebie podobne – zbyt głośne, nowoczesne i tak zatłoczone, że po czasie
spędzonym w Mieście Nocy, czuła się co najmniej nieswojo. Na co dzień może
i nie miała problemu z koniecznością znoszenia obecności
śmiertelników, jednak tym razem ograniczenia, które niosła ze sobą ich
obecność, okazały się nie do zniesienia.
Nie czuła
zmęczenia, ale serce i tak waliło jej jak oszalałe, niemalże boleśnie
tłukąc się w piersi. Coś raz po raz rozpraszało jej uwagę, choć próbowała
koncentrować się tylko i wyłącznie na łączącej ją z Gabrielem więzi.
Była tam – wciąż jasna, obecna i niegasnąca… A przynajmniej Layli
pozostawało mieć nadzieję, że konieczność zwłoki niczego pod tym względem nie
zmieni.
Gabrielu, co się dzieje?, zaryzykowała,
ciskając tę myśl w pustkę. Nie otrzymała odpowiedzi ani nawet poczucia, że
pytanie dotarło do kogokolwiek. Ta cisza ją martwiła, choć przynajmniej miała
pewność, że brat wciąż gdzieś tam był – i to na dodatek żywy.
Mimochodem
pomyślała, że lepiej dla niego było, by i ta kwestia nie uległa zmianie.
Nie poczuła
się lepiej, gdy w końcu doczekała się zielonego światła. Wciąż poruszała
się zbyt wolno, klucząc w tłumie i wciąż mając wrażenie, że poruszała
się zdecydowanie zbyt wolno. Niewiele brakowało, by do tego wszystkiego zaczęła
się cofać; uczucie to z każdą kolejną sekundą bardziej dawało się Layli we
znaki, dosłownie doprowadzając wampirzycę do szału.
Musiała
biec. Zrobić cokolwiek, zanim…
Znów
przystanęła, tym razem z własnej woli. Choć nie sądziła, że będzie do tego
zdolna, udało jej się zapanować nad sobą na tyle, by choć trochę się uspokoić.
Zawahała się, tkwiąc na skraju chodnika, by nie blokować przejścia kolejnym
przechodniom. Nikt nie zwrócił na nią uwagi, choć w panice wodziła
wzrokiem na prawo i lewo, jak nic musząc wyglądać jak jeden wielki kłębek
nerwów. Oddychała szybko i płytko, chyba tylko cudem nie dokonując
jakiegoś cudu i po prostu nie rozdwajając się na oczach tych wszystkich
ludzi.
Panikowanie
prowadziło donikąd. Wiedziała o tym, ale i tak musiała parokrotnie
powtórzyć w myślach to krótkie stwierdzenie, zupełnie jakby w ten sposób
mogła przekonać samą siebie do tego, że było prawdziwe. Musiała się skupić, ale
i to okazało się o wiele trudniejsze, aniżeli mogłaby sobie tego
życzyć. Wiedziała przecież, że emocje nie były dobrymi doradcami, ale mimo
wszystko…
Gabriel… Po prostu znajdź Gabriela.
Mogła tylko
zgadywać, w jakiej części miasta się znajdowała. Kiedy zaczęła zwracać
większą uwagę na mijane ulice i budynki, zauważyła, że okolica wyglądała
na zadbaną. Musiała być gdzieś w centrum, choć nie znała Seattle na tyle
dobrze, by stwierdzić to z całą pewnością. Przez moment poczuła się
nieswojo, kiedy dotarło do niej, że gdzieś w pobliżu znajdowały się hotel i podziemna
siedziba łowców, ale prawie natychmiast odrzuciła od siebie tę myśl. Gdyby trop
prowadził akurat tam, nie miałaby najmniejszych szans na choćby wyczucie
obecności brata, o odszukaniu go nie wspominając.
Gorączkowo rozejrzała
się po okolicy. Patrzyła, ale tak naprawdę nie skupiała się na tym, co podsuwały
wyostrzone zmysły – nie te, które mogłaby uznać za naturalne. Jej uwagę na
powrót pochłonęła więź, nagle jeszcze jaśniejsza i bardziej wyraźna.
Musiała odszukać Gabriela. Tylko to się liczyło, a skoro tak…
Przywołanie
do siebie mocy okazało się dziecinnie proste. W następnej sekundzie Layla
znów ruszyła przed siebie – szybkim, zdecydowanym krokiem, już nawet nie
zastanawiając się nad tym, gdzie powinna iść.
Nie była
pewna jak długo błądziła po mieście. To mogły być minuty albo godziny – i tak
nie zauważyłaby różnicy, skupiona wyłącznie na tym, by jak najszybciej dotrzeć
do celu. Kiedy w końcu zatrzymała się nad pozornie niczym nie wyróżniającym
się apartamentowcem, przez dłuższą chwilę po prostu tkwiła w bezruchu i bezmyślnie
wpatrywała się w budynek.
Tutaj? Tak
po prostu, w samym środku miasta? Nie miała pewności, czego się
spodziewała, ale zdecydowanie nie tego. Tuż za jej plecami ulica wiąż
przemykały samochody, a miasto tętniło życiem. Wszystko wyglądało się
absolutnie normalne, a świat toczył się swoim tempem, pełen cudownie
niewinnych, nieświadomych ludzi. To, że tuż pod nosami wszystkich wokół mogłoby
się dziać coś niepokojącego, wydawało się niedorzeczne.
A
przynajmniej tak pomyślałaby zaledwie kilka tygodni temu.
Ze świstem
wypuściła powietrze, próbując odsunąć od siebie niechciane myśli. Wracanie
pamięcią do łowców i miejscu, w którym ostatecznie się znalazła, było
ostatnim, czego potrzebowała, zwłaszcza w tej sytuacji, ale odcięcie się
od wspomnień okazało się o wiele trudniejsze, niż mogłaby sobie tego
życzyć. Zarówno warunki, jak i to, co się działo, wydawało się niepokojąco
znajome. Co prawda nie miała dowodów na to, że i tym razem chodziło o ludzi,
ale mimo wszystko…
Layla
jedynie potrząsnęła głową. Zanim zdążyła się zastanowić nad tym, czy wchodzenie
do przypadkowego budynku w pojedynkę miało sens, w pośpiechu dopadła
do głównych drzwi. Dla pewności spróbowała przeniknąć apartamentowiec umysłem,
by sprawdzić okolicę, ale niemalże natychmiast napotkała na opór, którego w żaden
sposób nie potrafiła wytłumaczyć. To jedynie utwierdziło ją w przekonaniu,
że jej obawy były słuszne.
– O bogini…
– wyrwało jej się.
Drzwi
ustąpiły bez najmniejszego nawet problemu. Bez pośpiechu weszła do
opustoszałej, pogrążonej w niemalże całkowitych ciemnościach klatki
schodowej, z zaciekawieniem spoglądając na elegancki wystrój i coś,
co na pierwszy rzut oka wyglądało na recepcję. Uniosła brwi, sama niepewna czy
powinna się śmiać, czy może płakać. Tego spodziewałaby się po jakimś drogim,
luksusowym hotelu, choć te miejsca już nigdy nie miały kojarzyć jej się dobrze.
Za kontuarem
nie było nikogo, kto mógłby zapytać ją o cel wizyty albo przy pierwszej
okazji wyrzucić za drzwi. Nie czuła niczego, co świadczyłoby o obecności
człowieka w ostatnim czasie, ale wcale nie poczuła się dzięki temu lepiej.
Coś było nie tak. Nie potrafiła co prawda stwierdzić, w czym leżał
największy problem, ale jedno pozostawało aż nazbyt oczywiste: trafiła
dokładnie tam, gdzie powinna. Cóż, nawet jeśli nie było tutaj Gabriela, miejsce
wciąż intrygowało ją na tyle, by chciała je sprawdzić.
Zdecydowała
się na kolejną myśl sondującą, ale wciąż miała wrażenie, że umykało jej coś
istotnego. Wrażenie było takie, jakby kolejne dawki energii ginęły w pustce,
niezdolne wrócić do niej z informacjami, których oczekiwała. Layla
wzdrygnęła się, momentalnie jeszcze bardziej zaniepokojona. Zdwoiła czujność,
prostując się niczym struna i dla pewności przywołując do siebie nie tylko
moc, ale przede wszystkim ogień. I bez patrzenia czuła, że jej skóra
zaczęła łagodnie połyskiwać, rozświetlona wewnętrznym płomieniem, który w każdej
chwili mógł ujrzeć światło dzienne. Wystarczyła chwila, by wampirzyca zamieniła
się w żywą pochodnię, w kilku ruchach zdolna pozbyć się każdego, kto
odważyłby się ją zaatakować.
Nawet
bliskość żywiołu nie zdołała jej uspokoić. Wciąż poruszając się swobodnym, w pełni
ludzkim tempem, Layla ruszyła ku majaczącym w oddali schodom. Zauważyła wyłącznik
światła, ale zrezygnowała z użycia go, woląc zbyt szybko nie zdradzać
swojej obecności. Co prawda podejrzewała, że została wykryta już w chwili,
w której przekroczyła próg budynku, ale lepiej było dmuchać na zimno.
Nigdzie w pobliżu
nie widziała kamer, ale nie byłaby zaskoczona, gdyby okazało się, że w budynku
znajdował się monitoring. Starannie urządzone, bez wątpienia drogie miejsce
wyglądało na takie, które należało dodatkowo chronić. Z drugiej strony,
być może zaczynała być przewrażliwiona po czasie spędzonym w siedzibie
łowców, ale obecność kamer – choćby i wyłączonych – była dla niej aż
nazbyt oczywista.
Im dłużej
zastanawiała się nad wyborem miejsca, tym bardziej sensowne jej się wydawało. Już
zdążyła się przekonać, że najciemniej było pod latarnią. Teraz musiała upewnić
się, co kryło się na kolejnych piętrach.
Stawiała
stopy ostrożnie, robiąc wszystko, by poruszać się bezszelestnie. To było proste,
zwłaszcza że już jako dziecko nauczyła się panować nad ciałem na tyle, by nie
zwracać niepotrzebnej uwagi potencjalnych wrogów. Mogła wiele zarzucić Marco,
ale zdecydowanie nie to, że pozostawił ją i Gabriela bezbronnych. W zasadzie
w tym leżał największy problem – potrafili się doskonale kryć i to
nawet przed sobą nawzajem, choć z czasem nauczyli się dostrzegać swoje
słabości.
Na pewno
znała te Gabriela. W tamtej chwili i tak wszystko wskazywało na to,
że brat nie był w stanie ukryć się na tyle dobrze, by zatrzeć łączącą ich
więź. Coś się zmieniło, ale nie była pewna czy to dobrze, czy wręcz przeciwnie.
W tym, że wpakował się w kłopoty, nie było niczego właściwego, jednak
sytuacja sama w sobie okazała się praktyczna.
Gabrielu?
Miała wrażenie,
że nawoływała w pustkę. Skrzywiła się i – nerwowo zaciskając przy tym
dłoń na poręczy – zamarła w pół kroku, z powątpiewaniem spoglądając
na pnące się ku górze stopnie. Widziała dość, żeby zauważyć, że pierwsze piętro
nie wyróżniało się niczym szczególnym. Zamknięte drzwi musiały prowadzić do
pierwszego z mieszkań, ale Layla nie była pewna, czy chciała je sprawdzać.
Było coś niewłaściwego w tym budynku, ale wszystko w niej aż
krzyczało, że powinna tego szukać jeszcze wyżej. Jakby tego było mało, to coś
(albo ktoś) na nią czekało, czając się w ciemnościach, obserwując i…
Zrozumiała,
przez chwilę mając ochotę roześmiać się w głos albo przynajmniej uderzyć
otwartą dłonią w czoło. Och, oczywiście! Jasne, że znalazła tę dziwną
atmosferę i poczucie bycia obserwowaną. Kiedyś doświadczała jej niemalże
na co dzień, chcąc nie chcąc obracając się w towarzystwie demonów.
Niepokój
przybrał na sile, ale Layla nawet nie próbowała panować nad strachem. Jeśli te
istoty kryły się gdzieś poza zasięgiem jej wzroku – bezcielesne, ale wciąż
niebezpieczne, nawet jeśli na pierwszy rzut oka przypominały mgłę – mogła
obawiać się najgorszego. Rafael może i był w pełni oddany Elenie, ale
przecież nie mógł ręczyć na swoje rodzeństwo. Jakby tego było mało, kiedy
ostatnim razem Layla widziała te istoty, towarzyszyły dość konkretnej osobie…
Dłoń
nieznacznie jej zadrżała. O ile się nie myliła, krążyły plotki, że Isobel
widziano właśnie w okolicach Seattle.
Nie chciała
myśleć o tym, ile było w nich prawdy, ale wnioski wydawały się
nasuwać samoistnie.
Błyskawicznie
pokonała kilka kolejnych stopni. Spojrzenie natychmiast skupiła na kolejnej
partii schodów, próbując wypatrzeć cokolwiek na ich szczycie. Podejrzewała, że
piętra nie będą różnić się od siebie niczym szczególnym, w tym również
tym, co najbardziej rzucało się w oczy: całkowitym brakiem mieszkańców.
Nigdzie w pobliżu nie czuła ludzi i to mówiło samo za siebie. Jeśli
ktokolwiek znajdował się w pobliżu, zdecydowanie nie był śmiertelnikiem.
Świetnie,
tego potrzebowała. Jeśli Gabriel wplątał się w coś, co wiązało się akurat z pierwotną…
Ciche kroki
wystarczyły, żeby wyrwać ją z zamyślenia. Gwałtownie zaczerpnęła powietrza
do płuc, jednocześnie okręcając się tak gwałtownie, że niewiele brakowało, by
stoczyła się z dopiero co pokonanych schodów. Instynktownie wysunęła kły,
jednocześnie przybierając przy tym pozycję gotowego do skoku drapieżnika.
Poruszając się trochę jak w transie, nachyliła się do przodu, uginając
nogi w kolanach i szykując do tego, by w razie potrzeby skoczyć
komuś do gardła albo odeprzeć atak.
A potem
zamarła, już tylko w oszołomieniu wpatrując się w ostatnią osobę,
którą spodziewała się zobaczyć w tym miejscu.
– Ach… To ty,
Laylo. Jak się masz?
Głos Simona
doszedł do niej jakby z oddali, obcy i znajomy zarazem. Z niedowierzaniem
zmierzyła wzrokiem sylwetkę spokojnie stojącego u stóp schodów, nienaturalnie
bladego mężczyzny. Pamiętała go aż nazbyt dobrze – sposób, w jaki się
uśmiechał, ostrożne ruchy i to jak na nią patrzył. Miała wrażenie, że jego
oczy lśniły, choć te dla odmiany w niczym nie przypominały tęczówek, które
zdołała zapamiętać.
Layla
otworzyła usta, ale nie była w stanie wykrztusić z siebie choćby
słowa. Co prawda najbardziej na świecie pragnęła dopaść do Simona, porządnie
nim potrząsnąć, a na koniec cisnąć nim przez cały budynek, ale nie zdołała
się zdobyć na nic więcej prócz biernej obserwacji. Jej myśli wirowały, kłębiąc
się, rwąc do przodu i mieszając ze sobą bardziej niż wtedy, gdy dotarło do
niej, co wydarzyło się w hotelu.
Był tutaj.
Tak po prostu, na dodatek…
– Chyba
teraz lepiej rozumiem niektóre rzeczy – zagaił jak gdyby nigdy nic Simon, przerywając
przeciągającą się ciszę. – No i teraz jesteśmy podobni, choć to dalej ty
jesteś wyjątkowa.
Wzdrygnęła
się w odpowiedzi na te słowa. Kiedy na dodatek Simon przemieścił się,
nagle materializując bliżej niej, w końcu zdobyła się na jakąkolwiek
reakcję. Odskoczyła jak oparzona, nerwowo napinając mięśnie i z trudem
powstrzymując od natychmiastowym skoczeniem na wpatrzonego w nią
mężczyznę.
Jak? To było jedno z tych pytań,
które zarazem chciała i nie chciała zadać. Poznanie odpowiedzi było zbędne
i tak naprawdę niczego by nie zmieniło, ale…
– Wciąż
jesteś płochliwa.
Tym razem
jego słowa wystarczyły, żeby wytrącić ją z równowagi. Żartował sobie? Miał
w ogóle czelność po tym, co zrobił, choć przez tyle czasu zarzekał się, że
chciał pomóc?
Strach
zniknął równie nagle, co wcześniej się pojawił. Usłyszała warknięcie, dopiero
po chwili pojmując, że wyrwało się z jej gardła. Była pewna, że jej oczy
zabłysły czerwienią, zwłaszcza że obraz nagle się wyostrzył, wydając się
delikatnie pulsować za sprawą intensywnie czerwonej, nie chcącej zniknąć z zasięgu
jej wzroku mgiełki.
Na moment
wszystko wróciło, choć nie chciała pamiętać. Mała cela, fałszywe słowa,
umierająca na jej oczach dziewczyna czy nawet wyrzucająca z siebie kolejne
gorzkie słowa Cassandra – to wszystko było ważne i sprowadzało się do
Simona, choć to nie te kwestie okazały się kluczowe.
Za to hotel
i huk wystrzału, gdyby Allegra…
I Gabriel.
Nessie. Gdyby nie ten mężczyzna, być może nic złego by się nie stało.
Wystarczył
ułamek sekundy. Tak naprawdę nie zarejestrowała momentu, w którym
ostatecznie puściły jej nerwy, a ona bez zastanowienia skoczyła do przodu,
dopadając do Simona w momencie, w którym ten jeszcze znajdował się na
schodach. Nawet nie poczuła bólu, kiedy oboje stoczyli się na sam dół, ona lądując
na nim. Przyparła go do posadzki, trzęsąc się od nadmiaru emocji i żałując,
że nie mogła tak po prostu uderzyć go w twarz. Nieważne jak bardzo tego
chciała, próba złamania mu nosa i tak zakończyłaby się niepowodzeniem.
Gniewnie
zmrużyła oczy, świadoma wyłącznie narastającego w jej ciała ciepła.
Może i nie
mogła ot tak go skrzywdzić, ale wciąż miała w sobie coś, dzięki czemu
mogła bardzo łatwo wszystko zakończyć…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz