8 czerwca 2019

Trzysta dwa

Layla
Ból naprzemiennie to przybierał, to znów tracił na sile. Wydawał się odległy i jakby przytłumiony, dzięki czemu miała pewność, że nie odczuwała go naprawdę, ale wcale nie czułą się dzięki temu lepiej. Wręcz przeciwnie – z każdą kolejną minutą była przez to bardziej przerażona.
– Nessie? – rzuciła, ale odpowiedziała jej cisza.
Musiała się upewnić, gotowa przysiąc, że bratowa początkowo podążała tuż za nią. Przez chwile tkwiła w bezruchu, nasłuchując i chcąc upewnić się, czy ktoś przypadkiem nie planował podążyć za nią. Gdyby do tego doszło, nie byłaby zdziwiona, zwłaszcza że mieli trzymać się razem, jednak im dłużej zwlekała, tym pewniejsza była jednego: została sama.
Zacisnęła usta. Jej myśli raz po raz uciekały ku bratu, zwłaszcza że jakoś nie wątpiła w to, do kogo należało przytłumione cierpienie. Więź z Gabrielem była wyraźna jak nigdy, choć sam zainteresowany jak zwykle robił wszystko, by ją od siebie odciąć. Mogła się tego po nim spodziewać, w gruncie rzeczy zaniepokojona przede wszystkim tym, że blokowanie się przychodziło mu w tak nieporadny sposób. Coś było nie tak i nie chodziło tylko o to, że chwilami czuła się, jakby ktoś zamienił wypełniającą jej żyły krew w lawę.
Och, braciszku…
Potrzebowała zaledwie chwili, by podjąć decyzji. W zasadzie wiedziała, co zrobić od chwili, w której pośpiesznie wypadła z domu, nie oglądając się na nic i nikogo. Czekanie po prostu nie wchodziło w grę, nieważne jak ryzykowne wydawało się rzucenie w pogoń za nieznanym. W cokolwiek wpakował się Gabriel, potrzebował pomocy – i to niezależnie od tego, co sugerowało jego zachowanie. To był jeden z tych momentów, w których Layla miała ochotę porządnie zdzielić go po głowie i kazać schować dumę do kieszeni. W zasadzie miała dość powodów, by porządnie nim potrząsnąć.
Jakaś jej cząstka czuła, że powinna zaczekać. Mogła wrócić do domu, dać znać pozostałym – w tym również Isabeau – a później spróbować ułożyć jakiś sensowny plan. Tak byłoby rozsądniej, ale…
Tyle że do tego potrzebowałaby czasu, zaś powracający raz po raz ból jednoznacznie uświadomił jej, że go nie miała.
Skupienie się na Gabrielu okazało się dziecinnie proste. Nie pierwszy raz korzystała z więzi, z wprawą odcinając się od wszystkiego innego – w tym również Rufusa. To, co łączyło ją z bliźniakiem, było aż nazbyt znajome. Pielęgnowali to od dziecka, nawet wtedy, gdy którekolwiek z nich próbowało uciec przed drugim. Brat mógł próbować odsunąć ją od siebie, ale oboje wiedzieli, że to nie było możliwe. Gdyby jeszcze był w pełni sił, miałby szansę, ale w tej sytuacji jego starania prowadziły donikąd. Layla dosłownie go stłamsiła, w kilka zaledwie chwil doprowadzając do tego, by łącząca ich więź wysunęła się na pierwszy plan.
Widziała ją oczami wyobraźni – srebrzystą, mocną nić, prowadzącą wprost do osoby, która zawsze miała być dla niej jedną z najważniejszych. Do tej pory się ukrywał, ale teraz nie był już w stanie, Layla zresztą czuła się zbyt zdeterminowana, by mu na to pozwolić. Wystarczyła chwila, żeby cienie zniknęły, a wampirzyca nabrała pewności, gdzie powinna się udać.
Złe przeczucia wróciły ze zdwojoną siłą, gdy tylko znalazła się w zatłoczonym mieście. Poruszanie się po lesie było proste, skoro nie musiała martwić się tym, że ktoś przypadkiem ją zauważy, ale w zatłoczonej metropolii korzystanie z pełni wampirzych zdolności nie wchodziło w grę. Bardzo szybko pożałowała, że jednak nie wróciła do domu, choćby tylko po to, by znów pożyczyć samochód. Nie miało znaczenia, że przy odrobinie szczęścia mogła poruszać się szybciej od auta, skoro pośród ludzi nie miała innego wyboru, jak tylko dostosować się do ich nieznośnie wolnego tempa.
Czuła się trochę jak w transie, raz po raz przepychając się między śmiertelnikami. Błądziła kolejnymi ulicami, mając wrażenie, że dla postronnego obserwatora musiała wyglądać co najmniej dziwnie. Nie żeby spieszący w swoją stronę ludzie byli aż takim ewenementem, ale i tak czuła na sobie mniej lub bardziej zaciekawione spojrzenia przechodniów. Słyszała, że niektórzy pomstowali na nią, gdy przypadkiem zdarzało jej się kogoś potrącić. Lawirowała między kolejnymi osobami, ale skupiona na bracie i podążaniu jego tropem, bardzo łatwo zapominała o tym, że nie była sama.
Albo raczej nie chciała pamiętać. Korciło ją, by zignorować to, czy przypadkiem się ujawni i natychmiast rzucić się do biegu. Czuła, że poruszała się nieznośnie wolno, tracąc cenne sekundy i aż prosząc się o to, by wydarzyło się coś złego.
Bała się, że w którymś momencie ból zniknie, a więź po prostu się rozpadnie, w tym wypadku mogąc znaczyć tylko jedno.
Potrząsnęła głową, próbując opędzić się od niechcianych myśli. Niechętnie zatrzymała się na światłach, z niedowierzaniem wpatrując się w zdecydowanie zbyt jasny, intensywnie czerwony punkt.
– Niech to szlag… – wyrwało jej się, choć to nawet w połowie nie oddawało tego, co czuła, gdy tak nagle została unieruchomiona tuż przed pasami.
Nerwowo powiodła wzrokiem dookoła, ale nie rozpoznawała okolicy, w której się znajdowała. Prawda była taka, że wszystkie większe miasta wydawały się do siebie podobne – zbyt głośne, nowoczesne i tak zatłoczone, że po czasie spędzonym w Mieście Nocy, czuła się co najmniej nieswojo. Na co dzień może i nie miała problemu z koniecznością znoszenia obecności śmiertelników, jednak tym razem ograniczenia, które niosła ze sobą ich obecność, okazały się nie do zniesienia.
Nie czuła zmęczenia, ale serce i tak waliło jej jak oszalałe, niemalże boleśnie tłukąc się w piersi. Coś raz po raz rozpraszało jej uwagę, choć próbowała koncentrować się tylko i wyłącznie na łączącej ją z Gabrielem więzi. Była tam – wciąż jasna, obecna i niegasnąca… A przynajmniej Layli pozostawało mieć nadzieję, że konieczność zwłoki niczego pod tym względem nie zmieni.
Gabrielu, co się dzieje?, zaryzykowała, ciskając tę myśl w pustkę. Nie otrzymała odpowiedzi ani nawet poczucia, że pytanie dotarło do kogokolwiek. Ta cisza ją martwiła, choć przynajmniej miała pewność, że brat wciąż gdzieś tam był – i to na dodatek żywy.
Mimochodem pomyślała, że lepiej dla niego było, by i ta kwestia nie uległa zmianie.
Nie poczuła się lepiej, gdy w końcu doczekała się zielonego światła. Wciąż poruszała się zbyt wolno, klucząc w tłumie i wciąż mając wrażenie, że poruszała się zdecydowanie zbyt wolno. Niewiele brakowało, by do tego wszystkiego zaczęła się cofać; uczucie to z każdą kolejną sekundą bardziej dawało się Layli we znaki, dosłownie doprowadzając wampirzycę do szału.
Musiała biec. Zrobić cokolwiek, zanim…
Znów przystanęła, tym razem z własnej woli. Choć nie sądziła, że będzie do tego zdolna, udało jej się zapanować nad sobą na tyle, by choć trochę się uspokoić. Zawahała się, tkwiąc na skraju chodnika, by nie blokować przejścia kolejnym przechodniom. Nikt nie zwrócił na nią uwagi, choć w panice wodziła wzrokiem na prawo i lewo, jak nic musząc wyglądać jak jeden wielki kłębek nerwów. Oddychała szybko i płytko, chyba tylko cudem nie dokonując jakiegoś cudu i po prostu nie rozdwajając się na oczach tych wszystkich ludzi.
Panikowanie prowadziło donikąd. Wiedziała o tym, ale i tak musiała parokrotnie powtórzyć w myślach to krótkie stwierdzenie, zupełnie jakby w ten sposób mogła przekonać samą siebie do tego, że było prawdziwe. Musiała się skupić, ale i to okazało się o wiele trudniejsze, aniżeli mogłaby sobie tego życzyć. Wiedziała przecież, że emocje nie były dobrymi doradcami, ale mimo wszystko…
Gabriel… Po prostu znajdź Gabriela.
Mogła tylko zgadywać, w jakiej części miasta się znajdowała. Kiedy zaczęła zwracać większą uwagę na mijane ulice i budynki, zauważyła, że okolica wyglądała na zadbaną. Musiała być gdzieś w centrum, choć nie znała Seattle na tyle dobrze, by stwierdzić to z całą pewnością. Przez moment poczuła się nieswojo, kiedy dotarło do niej, że gdzieś w pobliżu znajdowały się hotel i podziemna siedziba łowców, ale prawie natychmiast odrzuciła od siebie tę myśl. Gdyby trop prowadził akurat tam, nie miałaby najmniejszych szans na choćby wyczucie obecności brata, o odszukaniu go nie wspominając.
Gorączkowo rozejrzała się po okolicy. Patrzyła, ale tak naprawdę nie skupiała się na tym, co podsuwały wyostrzone zmysły – nie te, które mogłaby uznać za naturalne. Jej uwagę na powrót pochłonęła więź, nagle jeszcze jaśniejsza i bardziej wyraźna. Musiała odszukać Gabriela. Tylko to się liczyło, a skoro tak…
Przywołanie do siebie mocy okazało się dziecinnie proste. W następnej sekundzie Layla znów ruszyła przed siebie – szybkim, zdecydowanym krokiem, już nawet nie zastanawiając się nad tym, gdzie powinna iść.
Nie była pewna jak długo błądziła po mieście. To mogły być minuty albo godziny – i tak nie zauważyłaby różnicy, skupiona wyłącznie na tym, by jak najszybciej dotrzeć do celu. Kiedy w końcu zatrzymała się nad pozornie niczym nie wyróżniającym się apartamentowcem, przez dłuższą chwilę po prostu tkwiła w bezruchu i bezmyślnie wpatrywała się w budynek.
Tutaj? Tak po prostu, w samym środku miasta? Nie miała pewności, czego się spodziewała, ale zdecydowanie nie tego. Tuż za jej plecami ulica wiąż przemykały samochody, a miasto tętniło życiem. Wszystko wyglądało się absolutnie normalne, a świat toczył się swoim tempem, pełen cudownie niewinnych, nieświadomych ludzi. To, że tuż pod nosami wszystkich wokół mogłoby się dziać coś niepokojącego, wydawało się niedorzeczne.
A przynajmniej tak pomyślałaby zaledwie kilka tygodni temu.
Ze świstem wypuściła powietrze, próbując odsunąć od siebie niechciane myśli. Wracanie pamięcią do łowców i miejscu, w którym ostatecznie się znalazła, było ostatnim, czego potrzebowała, zwłaszcza w tej sytuacji, ale odcięcie się od wspomnień okazało się o wiele trudniejsze, niż mogłaby sobie tego życzyć. Zarówno warunki, jak i to, co się działo, wydawało się niepokojąco znajome. Co prawda nie miała dowodów na to, że i tym razem chodziło o ludzi, ale mimo wszystko…
Layla jedynie potrząsnęła głową. Zanim zdążyła się zastanowić nad tym, czy wchodzenie do przypadkowego budynku w pojedynkę miało sens, w pośpiechu dopadła do głównych drzwi. Dla pewności spróbowała przeniknąć apartamentowiec umysłem, by sprawdzić okolicę, ale niemalże natychmiast napotkała na opór, którego w żaden sposób nie potrafiła wytłumaczyć. To jedynie utwierdziło ją w przekonaniu, że jej obawy były słuszne.
– O bogini… – wyrwało jej się.
Drzwi ustąpiły bez najmniejszego nawet problemu. Bez pośpiechu weszła do opustoszałej, pogrążonej w niemalże całkowitych ciemnościach klatki schodowej, z zaciekawieniem spoglądając na elegancki wystrój i coś, co na pierwszy rzut oka wyglądało na recepcję. Uniosła brwi, sama niepewna czy powinna się śmiać, czy może płakać. Tego spodziewałaby się po jakimś drogim, luksusowym hotelu, choć te miejsca już nigdy nie miały kojarzyć jej się dobrze.
Za kontuarem nie było nikogo, kto mógłby zapytać ją o cel wizyty albo przy pierwszej okazji wyrzucić za drzwi. Nie czuła niczego, co świadczyłoby o obecności człowieka w ostatnim czasie, ale wcale nie poczuła się dzięki temu lepiej. Coś było nie tak. Nie potrafiła co prawda stwierdzić, w czym leżał największy problem, ale jedno pozostawało aż nazbyt oczywiste: trafiła dokładnie tam, gdzie powinna. Cóż, nawet jeśli nie było tutaj Gabriela, miejsce wciąż intrygowało ją na tyle, by chciała je sprawdzić.
Zdecydowała się na kolejną myśl sondującą, ale wciąż miała wrażenie, że umykało jej coś istotnego. Wrażenie było takie, jakby kolejne dawki energii ginęły w pustce, niezdolne wrócić do niej z informacjami, których oczekiwała. Layla wzdrygnęła się, momentalnie jeszcze bardziej zaniepokojona. Zdwoiła czujność, prostując się niczym struna i dla pewności przywołując do siebie nie tylko moc, ale przede wszystkim ogień. I bez patrzenia czuła, że jej skóra zaczęła łagodnie połyskiwać, rozświetlona wewnętrznym płomieniem, który w każdej chwili mógł ujrzeć światło dzienne. Wystarczyła chwila, by wampirzyca zamieniła się w żywą pochodnię, w kilku ruchach zdolna pozbyć się każdego, kto odważyłby się ją zaatakować.
Nawet bliskość żywiołu nie zdołała jej uspokoić. Wciąż poruszając się swobodnym, w pełni ludzkim tempem, Layla ruszyła ku majaczącym w oddali schodom. Zauważyła wyłącznik światła, ale zrezygnowała z użycia go, woląc zbyt szybko nie zdradzać swojej obecności. Co prawda podejrzewała, że została wykryta już w chwili, w której przekroczyła próg budynku, ale lepiej było dmuchać na zimno.
Nigdzie w pobliżu nie widziała kamer, ale nie byłaby zaskoczona, gdyby okazało się, że w budynku znajdował się monitoring. Starannie urządzone, bez wątpienia drogie miejsce wyglądało na takie, które należało dodatkowo chronić. Z drugiej strony, być może zaczynała być przewrażliwiona po czasie spędzonym w siedzibie łowców, ale obecność kamer – choćby i wyłączonych – była dla niej aż nazbyt oczywista.
Im dłużej zastanawiała się nad wyborem miejsca, tym bardziej sensowne jej się wydawało. Już zdążyła się przekonać, że najciemniej było pod latarnią. Teraz musiała upewnić się, co kryło się na kolejnych piętrach.
Stawiała stopy ostrożnie, robiąc wszystko, by poruszać się bezszelestnie. To było proste, zwłaszcza że już jako dziecko nauczyła się panować nad ciałem na tyle, by nie zwracać niepotrzebnej uwagi potencjalnych wrogów. Mogła wiele zarzucić Marco, ale zdecydowanie nie to, że pozostawił ją i Gabriela bezbronnych. W zasadzie w tym leżał największy problem – potrafili się doskonale kryć i to nawet przed sobą nawzajem, choć z czasem nauczyli się dostrzegać swoje słabości.
Na pewno znała te Gabriela. W tamtej chwili i tak wszystko wskazywało na to, że brat nie był w stanie ukryć się na tyle dobrze, by zatrzeć łączącą ich więź. Coś się zmieniło, ale nie była pewna czy to dobrze, czy wręcz przeciwnie. W tym, że wpakował się w kłopoty, nie było niczego właściwego, jednak sytuacja sama w sobie okazała się praktyczna.
Gabrielu?
Miała wrażenie, że nawoływała w pustkę. Skrzywiła się i – nerwowo zaciskając przy tym dłoń na poręczy – zamarła w pół kroku, z powątpiewaniem spoglądając na pnące się ku górze stopnie. Widziała dość, żeby zauważyć, że pierwsze piętro nie wyróżniało się niczym szczególnym. Zamknięte drzwi musiały prowadzić do pierwszego z mieszkań, ale Layla nie była pewna, czy chciała je sprawdzać. Było coś niewłaściwego w tym budynku, ale wszystko w niej aż krzyczało, że powinna tego szukać jeszcze wyżej. Jakby tego było mało, to coś (albo ktoś) na nią czekało, czając się w ciemnościach, obserwując i…
Zrozumiała, przez chwilę mając ochotę roześmiać się w głos albo przynajmniej uderzyć otwartą dłonią w czoło. Och, oczywiście! Jasne, że znalazła tę dziwną atmosferę i poczucie bycia obserwowaną. Kiedyś doświadczała jej niemalże na co dzień, chcąc nie chcąc obracając się w towarzystwie demonów.
Niepokój przybrał na sile, ale Layla nawet nie próbowała panować nad strachem. Jeśli te istoty kryły się gdzieś poza zasięgiem jej wzroku – bezcielesne, ale wciąż niebezpieczne, nawet jeśli na pierwszy rzut oka przypominały mgłę – mogła obawiać się najgorszego. Rafael może i był w pełni oddany Elenie, ale przecież nie mógł ręczyć na swoje rodzeństwo. Jakby tego było mało, kiedy ostatnim razem Layla widziała te istoty, towarzyszyły dość konkretnej osobie…
Dłoń nieznacznie jej zadrżała. O ile się nie myliła, krążyły plotki, że Isobel widziano właśnie w okolicach Seattle.
Nie chciała myśleć o tym, ile było w nich prawdy, ale wnioski wydawały się nasuwać samoistnie.
Błyskawicznie pokonała kilka kolejnych stopni. Spojrzenie natychmiast skupiła na kolejnej partii schodów, próbując wypatrzeć cokolwiek na ich szczycie. Podejrzewała, że piętra nie będą różnić się od siebie niczym szczególnym, w tym również tym, co najbardziej rzucało się w oczy: całkowitym brakiem mieszkańców. Nigdzie w pobliżu nie czuła ludzi i to mówiło samo za siebie. Jeśli ktokolwiek znajdował się w pobliżu, zdecydowanie nie był śmiertelnikiem.
Świetnie, tego potrzebowała. Jeśli Gabriel wplątał się w coś, co wiązało się akurat z pierwotną…
Ciche kroki wystarczyły, żeby wyrwać ją z zamyślenia. Gwałtownie zaczerpnęła powietrza do płuc, jednocześnie okręcając się tak gwałtownie, że niewiele brakowało, by stoczyła się z dopiero co pokonanych schodów. Instynktownie wysunęła kły, jednocześnie przybierając przy tym pozycję gotowego do skoku drapieżnika. Poruszając się trochę jak w transie, nachyliła się do przodu, uginając nogi w kolanach i szykując do tego, by w razie potrzeby skoczyć komuś do gardła albo odeprzeć atak.
A potem zamarła, już tylko w oszołomieniu wpatrując się w ostatnią osobę, którą spodziewała się zobaczyć w tym miejscu.
– Ach… To ty, Laylo. Jak się masz?
Głos Simona doszedł do niej jakby z oddali, obcy i znajomy zarazem. Z niedowierzaniem zmierzyła wzrokiem sylwetkę spokojnie stojącego u stóp schodów, nienaturalnie bladego mężczyzny. Pamiętała go aż nazbyt dobrze – sposób, w jaki się uśmiechał, ostrożne ruchy i to jak na nią patrzył. Miała wrażenie, że jego oczy lśniły, choć te dla odmiany w niczym nie przypominały tęczówek, które zdołała zapamiętać.
Layla otworzyła usta, ale nie była w stanie wykrztusić z siebie choćby słowa. Co prawda najbardziej na świecie pragnęła dopaść do Simona, porządnie nim potrząsnąć, a na koniec cisnąć nim przez cały budynek, ale nie zdołała się zdobyć na nic więcej prócz biernej obserwacji. Jej myśli wirowały, kłębiąc się, rwąc do przodu i mieszając ze sobą bardziej niż wtedy, gdy dotarło do niej, co wydarzyło się w hotelu.
Był tutaj. Tak po prostu, na dodatek…
– Chyba teraz lepiej rozumiem niektóre rzeczy – zagaił jak gdyby nigdy nic Simon, przerywając przeciągającą się ciszę. – No i teraz jesteśmy podobni, choć to dalej ty jesteś wyjątkowa.
Wzdrygnęła się w odpowiedzi na te słowa. Kiedy na dodatek Simon przemieścił się, nagle materializując bliżej niej, w końcu zdobyła się na jakąkolwiek reakcję. Odskoczyła jak oparzona, nerwowo napinając mięśnie i z trudem powstrzymując od natychmiastowym skoczeniem na wpatrzonego w nią mężczyznę.
Jak? To było jedno z tych pytań, które zarazem chciała i nie chciała zadać. Poznanie odpowiedzi było zbędne i tak naprawdę niczego by nie zmieniło, ale…
– Wciąż jesteś płochliwa.
Tym razem jego słowa wystarczyły, żeby wytrącić ją z równowagi. Żartował sobie? Miał w ogóle czelność po tym, co zrobił, choć przez tyle czasu zarzekał się, że chciał pomóc?
Strach zniknął równie nagle, co wcześniej się pojawił. Usłyszała warknięcie, dopiero po chwili pojmując, że wyrwało się z jej gardła. Była pewna, że jej oczy zabłysły czerwienią, zwłaszcza że obraz nagle się wyostrzył, wydając się delikatnie pulsować za sprawą intensywnie czerwonej, nie chcącej zniknąć z zasięgu jej wzroku mgiełki.
Na moment wszystko wróciło, choć nie chciała pamiętać. Mała cela, fałszywe słowa, umierająca na jej oczach dziewczyna czy nawet wyrzucająca z siebie kolejne gorzkie słowa Cassandra – to wszystko było ważne i sprowadzało się do Simona, choć to nie te kwestie okazały się kluczowe.
Za to hotel i huk wystrzału, gdyby Allegra…
I Gabriel. Nessie. Gdyby nie ten mężczyzna, być może nic złego by się nie stało.
Wystarczył ułamek sekundy. Tak naprawdę nie zarejestrowała momentu, w którym ostatecznie puściły jej nerwy, a ona bez zastanowienia skoczyła do przodu, dopadając do Simona w momencie, w którym ten jeszcze znajdował się na schodach. Nawet nie poczuła bólu, kiedy oboje stoczyli się na sam dół, ona lądując na nim. Przyparła go do posadzki, trzęsąc się od nadmiaru emocji i żałując, że nie mogła tak po prostu uderzyć go w twarz. Nieważne jak bardzo tego chciała, próba złamania mu nosa i tak zakończyłaby się niepowodzeniem.
Gniewnie zmrużyła oczy, świadoma wyłącznie narastającego w jej ciała ciepła.
Może i nie mogła ot tak go skrzywdzić, ale wciąż miała w sobie coś, dzięki czemu mogła bardzo łatwo wszystko zakończyć…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa