
Ulrich
W którymś momencie musiał
przysnąć, choć nie miał pewności jak i kiedy. Pamiętał, że po wyjściu
Jenny czuwał, co jakiś czas (zdecydowanie zbyt często?) zaglądając do śpiącej
Leany. Wydawała się spokojna, poza tym – był gotów wręcz to przysiąc – już nie tak
zgrzana jak wcześniej. Co prawda nie miał pewności, czy to cokolwiek oznaczało,
ale choćby złuda poprawa wydała mu się najlepszym, czego mógłby oczekiwać.
W pamięci
wciąż roztrząsał rozmowę ze szwagierką. Nie miał pewności czy to, co
powiedziała mu kobieta, powinno zmienić jego sposób postrzegania Leany. W teorii
nie, zwłaszcza że wciąż niczego o niej nie wiedział. Tak naprawdę wszystko
sprowadzało się do jednego: jak ostatni kretyn zgarnął do samochodu całkowicie
obcą, nieśmiertelną dziewczynę. Już samo to brzmiało jak marny żart.
Nie miał
pojęcia, co z nią zrobić. Wiedział jedynie, że była zdecydowanie zbyt
ludzka i krucha, by wziął pod uwagę powiadomienie organizacji. Przez
moment nawet zastanawiał się, czy zwłoka z jego strony nie sprowadzała się
do próby zrobienia na złość Nickowi, ale ostatecznie odrzucił od siebie tę
myśl. Gdyby miał choć cień podejrzenia, że Leana nagle urządzi sobie krwawe
polowanie i zabije całą dzielnicę, nie wahałby się.
Chyba.
Prawda była
taka, że nie powinien jej ufać. Jakaś jego cząstka – tę, którą chcąc nie chcąc
utożsamiał ze zdrowym rozsądkiem – zdawała sobie z tego sprawę. Ulrich
czuł, że postępował głupio, ale zarazem nie potrafił zmusić się do podjęcia
innych decyzji. To, że dziewczyna była w dość marnym stanie, było niczym
wybawienie, pozwalając mu przesunąć konieczność podjęcia decyzji na później. W końcu
mógł zdecydować, gdy tylko jego nie do końca chciana podopieczna dojdzie do
siebie.
Nie miał
pewności, kiedy ostatecznie dopadło go zmęczenie. Tak czy siak, wylądował na
kanapie, przynajmniej tymczasowo nie mając co liczyć na możliwość skorzystania z sypialni.
Nie przeszkadzały mu ani wciąż zalegające na sofie dokumenty, ani chaos, który
jak zwykle panował w niewielkim mieszkaniu. Podobno kawalerki były
stworzone dla jednej osoby, zresztą Ulrich zdecydowanie zbyt często traktował
dom jak hotel, ale mała przestrzeń i tak wydawała mu się klaustrofobiczna.
Obudził go
hałas, który nie od razu rozpoznał jako brzdęk naczyń. Poderwał się tak
gwałtownie, że z wrażenia omal nie zsunął się na podłogę. Machinalnie
sięgnął dłonią za zagłówek, próbując odnaleźć szafkę nocną i spoczywającą w szufladzie
broń, ale z opóźnieniem dotarło do niego, że przecież nie był w sypialni.
Wciąż pełen złych przeczuć poderwał się do pionu, w rozespaniu spoglądając
ku miejscu, skąd dobiegł go hałas, a potem…
–
Przepraszam – doszedł go ledwo słyszalny, zawstydzony głos.
Leana stała
w części kuchennej, spoglądając na niego z obawą. Dłońmi
przytrzymywała pokaźny stos brudnych naczyń, które – jak nagle do niego dotarło
– musiała zebrać z blatów. Ostatecznie westchnęła i zadziwiająco
wprawnie ściągnęła nadmiar talerzy, układając je w dwóch niemalże idealnie
różnych kupkach.
Brzdęk
ucichł, a w pokoju na powrót zapanowała idealna wręcz cisza. Ulrich z niedowierzaniem
obserwował dziewczynę, próbując zebrać myśli. Opuścił rękę, gdy dotarło do
niego, że dłonią bezwiednie celował w Leanę tak, jakby jednak miał broń. W tamtej
chwili wręcz błogosławił to, że pistoletu nie było nigdzie pod ręką.
Pozostawało mu mieć nadzieję, że nieśmiertelna wciąż była zbyt oszołomiona albo
niezdolna do tego, by zorientować się, co chodziło mu po głowie.
Tyle że
dziewczyna nie wyglądała na nawet odrobinę zaniepokojoną. Co prawda wciąż była
trochę zbyt blada, a na sobie miała pozostawiające wiele do życzenia,
zdecydowanie zbyt duże ubrania, ale – przynajmniej zdaniem Ulricha –
prezentowała się całkiem dobrze.
– Co ty
robisz?
Zsunął się z kanapy,
w końcu decydując poderwać na równe nogi. Nawet nie zawahał się przed
podejściem bliżej, najpewniej w odpowiednim momencie, bo w tej samej
chwili Leana jak gdyby nigdy nic spróbowała przenieść talerze z jednego
miejsca do drugiego, wraz z pokaźną stertą próbując okręcił się w stronę
zlewu. Talerze znów zabrzęczały, więc zaalarmowany Ulrich natychmiast podbiegł
bliżej, by pomóc jej je przytrzymać.
– Sprzątam
– stwierdziła Leana takim tonem, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.
Och… No, pewnie, pomyślał w oszołomieniu,
wciąż patrząc na nią tak, jakby widzieli się po raz pierwszy. – Jak włączyć
wodę? Trochę kapało, więc musisz ją stąd brać – dodała, z powątpiewaniem
spoglądając na zlew.
– Ehm…
Odkręcić?
Pokiwała
głową, mimo wszystko nie wyglądając na przekonaną. W zasadzie nagle wydała
mu się zagubiona i zaintrygowana zarazem, zupełnie jakby nagle stanęła
przed koniecznością rozwikłania jakiejś wyjątkowo trudnej zagadki. Ulrich
chciał wykorzystać chwilę jej nieuwagi, by wyjąc jej naczynia z rąk, zanim
jednak doszłoby do tragedii, ale zanim zdążył choćby się poruszyć, Leana
odstawiła stosik tuż obok i tak zapełnionej komory.
– Tym tu? –
zapytała, wyciągając dłoń ku zaworom. Przekręciła jeden w tak delikatny,
nieufny sposób, jakby podejrzewała, że mógłby ją ukąsić. Pomiędzy jej brwiami
pojawiła się zmarszczka. – Och… Niczego nie popsułam, prawda? – zmartwiła się
na widok strumienia wody.
Ulricha
było stać tylko na to, by potrząsnąć głową. Momentalnie się rozbudził, chociaż
obserwowanie tej dziewczyny sprawiało, że wciąż czuł się tak, jakby śnił.
Cholera, czy właśnie instruował wampirzycę… jak zmywać naczynia? I to na
dodatek jego własne?
To nie było
normalne. Po prostu nie mogło być i to wytrąciło go z równowagi na
tyle, by nawet nie przejął się panującym dookoła bałaganem.
– Czekaj –
zaoponował, gdy Leana w nieco niezgrabny sposób spróbowała podwinąć rękawy
swetra. Zbyt długi, luźny materiał prawie natychmiast wrócił na swoje miejsce.
– Zostaw to. Ja sam przecież… – zaczął i zaraz urwał, bo spojrzała na
niego podejrzanie błyszczącymi oczami.
Nie
płakała, ale taka możliwość wydała się Ulrichowi zdecydowanie zbyt
prawdopodobna. To wystarczyło, by zamknąć mu usta, zresztą jak i odkrycie,
że w którymś momencie chwycił Leanę za obie dłonie, próbując powstrzymać
przed zrobieniem… czegokolwiek. W pośpiechu poluzował uścisk i odsunął
się, czego zaraz pożałował, bo dziewczyna nieznacznie się skuliła, opierając
plecami o blat i ciasno obejmując ramionami.
–
Przepraszam – powtórzyła raz jeszcze. W tamtej chwili zabrzmiała jak
skarcone dziecko. – Myślałam… Ach, nie powinnam niczego ruszać. I naprawdę
nie chciałam cię obudzić.
Ulrich nie
dowierzał. Stała tuż przed nim, tłumacząc się z taką zawziętością, jakby
faktycznie zrobiła coś, czego nie powinna.
– Przecież
nie musisz zmywać. Dlaczego w ogóle…?
– Chciałam
się odwdzięczyć – stwierdziła bez ogródek. – Byłeś zmęczony. I najwyraźniej
nie masz czasu, by sprzątać – dodała bez choćby cienia złośliwości czy zrażenia
takim stanem rzeczy.
Znów
spojrzał na nią tak, jakby miał przed sobą przybyszkę z innej planety.
Tkwiła w miejscu, pocierając ramiona i z uporem wpatrując się w jakiś
bliżej nieokreślony punkt przestrzeni. Nie wątpił, że unikała jego spojrzenia,
nie wspominając o tym, że jej częściowo przysłonięta przez włosy twarz jak
na zawołanie zrobiła się niemalże całkowicie czerwona. To ostatecznie
skutecznie przypomniało mu, w jakim stanie dopiero co była i dlaczego
w ogóle zdecydował się wezwać do niej Jennę.
Próbując
zyskać na czasie, zakręcił wciąż płynącą wodę. Przez moment miał ochotę wrócić
na kanapę, ciężko na nią opaś, a potem już tylko siedzieć w bezruchu i ubolewać
nad własną bezradnością.
Cóż, na to
mógł sobie pozwolić później.
– Nie
przyprowadziłem cię tutaj po to, żebyś sprzątała mi mieszkanie. Nie musisz tego
robić, jasne? – zaczął, próbując zabrzmieć jak najbardziej rzeczowo i stanowczo,
ale i tym razem Leana zdecydowała się go zaskoczyć.
– Mam nie
ruszać twoich rzeczy – oznajmiła z przekonaniem.
Brwi
Ulricha powędrowały ku górze. Nie, zdecydowanie nie w ten sposób powinna
odebrać jego słowa.
– Nie
powiedziałem tego – obruszył się. – Ja wcale nie… Och, bierz sobie, co tylko
zechcesz, jeśli potrzebujesz. Po prostu nie musisz sprzątać.
– Lubię
sprzątać – stwierdziła dziewczyna. – Zresztą to kobieta zwykle zajmuje się
domem. Myślałam, że… – Urwała, nagle uciekając wzrokiem gdzieś w bok. –
Zapędziłam się. Jestem tu na chwilę.
Nie
powiedziała niczego, co nie byłoby prawdą, zwłaszcza że wciąż nie zdecydował,
co z nią zrobić, ale i tak przez moment poczuł się tak, jakby ktoś z całej
siły zdzielił go czymś ciężkim po głowie. Nawet nie chodziło o to, że myślenie
dziewczyny zdecydowanie nie pasowało mu do kobiet, które widywał na co dzień.
Och, nie wspominając o tym, że po czymś takim jakiś ruch feministyczny
pewnie nie zostawiłby na nim suchej nitki!
Dobry Boże…
– Ile masz
lat, Leano? – wypalił, zanim zdążył ugryźć się w język.
Spojrzała na niego dziwnie, w końcu pozwalając na
to, by ich spojrzenia się spotkały. Jej oczy wciąż błyszczały w nieco
niepokojący sposób, ale przynajmniej nie płakała. Jak długo nie próbowała
wpadać w histerię albo znów słaniać się na nogach, mógł przynajmniej
udawać, że wszystko było w porządku.
– Hm…
Dwadzieścia pięć – wyjaśniła ze spokojem Leana. Nie brzmiała na szczególnie
urażoną tym, że zadał jej akurat takie pytanie. Wciąż wpatrywała się w niego
z uwagą i tą dziwną miną, która Ulrichowi niezmiennie kojarzyła się z wystraszonym
zwierzątkiem. – Coś nie tak?
Zamrugał
nieco nieprzytomnie. To brzmiało tak… jakby się o niego martwiła. Już samo
to wydawało się niedorzeczne, choć akurat wdzięczność była dla mężczyzny czymś,
co mógł zrozumieć. Sęk w tym, że wcale jej nie chciał, tak jak i tego,
by ta dziewczyna się przed nim płaszczyła. Cholera, to ani trochę nie ułatwiało
mu w zdecydowaniu, co robić dalej.
– W porządku
– powiedział w końcu, aż nazbyt świadom, że trwali w ciszy zdecydowanie
zbyt długo. Spojrzenie, którym obdarowała go Leana, jasno dało mu do
zrozumienia, że taki stan zaczynał ją niepokoić. – Nic się nie dzieje. Nie
musisz sprzątać, jeśli nie chcesz – powtórzył z naciskiem, siląc się na
cierpliwość. Czuł się trochę tak, jakby zwracał się do małego dziecka. – I może
nie powinnaś. Ach… Dobrze się czujesz? – zapytał wprost, w ostatniej
chwili powstrzymując się przed wyciągnięciem ręki ku jej czołu.
Nie
powinien jej dotykać. Nie powinien wielu rzeczy, przynajmniej póki dawała sobie
radę o własnych siłach. Jak na zawołanie wróciły do niego słowa Jenny – o tym,
że Leana była matką i mężatką. Jego spojrzenie momentalnie skupiło się na
jej dłoniach, co nie było trudne, bo wciąż obejmowała się, raz po raz
pocierając ramiona. Na jej palcach faktycznie dostrzegł biżuterię – obrączkę i jeszcze
jeden pierścionek z łagodnie połyskującym, intensywnie niebieskim oczkiem.
Nie miał pojęcia co to za kamień, ale drobiazg sam w sobie wyglądał na
drogi, stary i jak najbardziej nadający się na to, co można było podarować
ukochanej na zaręczyny.
Ulrich
zacisnął usta. Miał dziesiątki pytań, ale nie zadał żadnego, raz po raz
powtarzając sobie albo że to nie jego sprawa, albo że pewne kwestie mogły
zaczekać. No i to, ile miała lat… Okłamała go? Na pierwszy rzut oka
wydawała na młodszą, choć to nie jej wiek fizyczny go interesował. Dziwnie było
oswoić się z myślą, że ta drobniutka dziewczyna równie dobrze mogła liczyć
sobie całe stulecia, ale…
– Już jest w porządku
– doszedł go znacznie pewniejszy, melodyjny głos Leany.
Posłała mu
blady uśmiech, choć przyszło jej to z wyraźnym trudem. Dalej wyglądała na
przestraszoną, ale nie aż tak jak wtedy, gdy wybiegła mu pod koła. Przypomniał
sobie w jaki sposób zachowywała się przy Jennie, raz po raz przesuwając
się do niego, zupełnie jakby dzięki temu czuła się bezpiecznie. Wtedy
gorączkowała, więc głupie zachowanie wydało się Ulrichowi w pełni
uzasadnione.
– Skoro tak
twierdzisz… – mruknął, spoglądając na nią z powątpiewaniem. I tak nie
miał innego wyboru, jak tylko spróbować zaufać jej na słowo. – Zostaw te
naczynia, okej? Zajmij się sobą.
– Ale…
– Pokażę ci
łazienkę, co? – zaproponował pośpiesznie. – Mam twoje rzeczy. Przebierzesz się,
a później… pomyślimy co dalej.
Przez jej
twarz przemknął cień, ale posłusznie skinęła głową. Wciąż czuł się dziwnie, gdy
reagowała w ten sposób, sprawiając, że jego słowa zaczynały brzmieć
niemalże jak polecenia, które chciała wykonywać. Tym trudniej było mu patrzeć
na nią jak na potencjalną dorosłą, na dodatek taką, która mogłaby mieć rodzinę.
Sama Leana
nawet słowem nie zająknęła się na temat tego, że było jakieś miejsce, w którym
chciała się znaleźć. Przeciwnie – wydawała mu się zagubiona i jakby
oderwana od rzeczywistości. Wcześniej zwalił to na szok, zwłaszcza że zaraz po
tym zaczęła źle się czuć, ale teraz… Cóż, zachowywała się bardziej świadomie, a to
o czymś świadczyło. Ta cisza, która na powrót zapanowała po jego sugestii,
tym bardziej.
Łazienka. Rzeczy. Telefon do Jenny,
pomyślał, powtarzając tych kilka słów niczym mantrę, zupełnie jakby w ten
sposób mógł cokolwiek ułatwić. Gdyby to faktycznie było takie proste…
– Nie
śpiesz się. No i nie wiedziałem, co lubisz, więc… Jeśli będziesz chciała,
poszukamy ci czegoś innego, ale na razie to musi wystarczyć – wyrzucił z siebie
na wydechu, otwierając drzwi do łazienki. Przepuścił Leanę, bynajmniej nie
próbując wchodzić za nią. Pomieszczenie i tak było tak malutkie, że ledwo
mieściło się tam podstawowe wyposażenie. – Te ciuchy możesz wyrzucić. Później
je zabiorę – wyjaśnił, próbując przypomnieć sobie o wszystkich ważnych
kwestiach, które miał jej do przekazania. – Weź prysznic, a potem…
– Po co mi…
ten prysznic?
Zamrugał,
przez moment mając wrażenie, że mówiła do niego w jakimś innym języku.
Sądząc po tym, w jaki sposób się w niego wpatrywała i wahaniu, z jakim
wypowiedziała tych kilka słów, nie był w tym odosobniony – Leana dokładnie
w ten sam sposób musiała postrzegać jego.
– Słucham?
Leana
zmarszczyła brwi.
–
Powiedziałeś, że mam zabrać prysznic. Po co? – Potrząsnęła głową. – Nie chcę ci
niczego zabierać.
Przez
moment myślał, że sobie z niego żartowała, jakkolwiek dziwne by to nie
było. Problem polegał na tym, że wyglądała na całkowicie poważną. To, że bez
większych emocji rozejrzała się po łazience, wciąż zdezorientowana, jedynie utwierdziło
go w takim przekonaniu.
No i pytała
o odkręcanie zlewu. Zupełnie jakby…
– Nie, nie
– rzucił zaskoczony, w ostatniej chwili powstrzymując się od parsknięcia
śmiechem. Prawda była taka, że nie dowierzał. – Chodzi mi o kąpiel. Na
pewno chcesz się odświeżyć, więc… – zaczął i znów zawahał się na moment.
Miał wrażenie, że się pogrążał. – Nie widziałaś nigdy czegoś takiego? – zapytał
w końcu, przesuwając się tuż obok nie i odsuwając zasłonkę prysznica.
Spojrzała
na niego nierozumiejącym wzrokiem. Nadal wyglądała na co najmniej zagubioną.
– Nie.
O mój Boże…
Potrzebował
chwili, by odzyskać nad sobą panowanie i zebrać myśli. To, że Leana wciąż
się w niego wpatrywała, jedynie wszystko komplikowało. Nie miał pojęcia, w jaki
sposób się z nią obchodzić, by przypadkiem jej nie urazić, a jakby
tego było mało…
Cholera,
prysznic. Miał jej uczyć obsługi prysznica…?
– Ehm,
patrz. Tutaj – powiedział w końcu, w duchu modląc się o to, by
zabrzmieć jak najspokojniej. Jakim cudem wplątał się w coś takiego. – Tak
jak w kuchni. Odkręcasz i masz wodę… Rozumiesz? – dodał, rzucając jej
wręcz spanikowane spojrzenie.
Co
powiedziała mu o wieku? W tamtej chwili nie wydał jej się adekwatny
pod żadnym możliwym względem – ani z racji wyglądu, ani ewentualnej
psychiki. Zachowywała się jak przybyszka z innej planety albo… czasu, choć
taka możliwość wydała mu się szalona. Okej, z wampirami bywało różnie i nie
zdziwiłoby go, gdyby nagle oznajmiła, że wychowała się w jakimś średniowieczu,
ale to niczego nie tłumaczyło. Nie tego, że jakimś cudem mogłoby umknąć jej
kilkanaście ostatnich lat i nowinek technicznych.
– Hm… –
Leana lekko przekrzywiła głowę, wciąż z uwagą spoglądając na niego, to
znów na prysznic. – Chyba tak? – powiedziała w końcu, ale mimo wszystko zabrzmiało to
jak pytanie.
– Świetnie.
– Wycofał się w pośpiechu, nie zamierzając czekać aż okaże się, że mogłaby
jednak potrzebować pomocy przy przebraniu się. Jeśli faktycznie ma męża, jestem martwy, pomyślał i niewiele
brakowało, by jednak roześmiał się w całkowicie pozbawiony wesołości,
zdesperowany sposób. Jak nic… – Będę
obok. Po prostu… bądź ostrożna. I nie poparz się. Kolory to temperatura –
dodał, uświadamiając sobie, że to też mogło być dla niej niejasne. – Czerwony
to ciepła woda, zielony – zimna. Możesz się pobawić, póki nie znajdziesz właściwej
temperatury.
Wciąż się
na niego patrzyła, ograniczając się do nieznacznego skinięcia głową. Doszedł do
wniosku, że to musiało mu wystarczyć, przynajmniej na dobry początek.
Perspektywa sprzątania zalanej łazienki i tak nie brzmiała aż tak źle.
Odchrząknął,
po czym w pośpiechu wrócił na korytarz.
– Będę
obok. Zawołaj, jeśli nie będziesz sobie radziła – rzucił na odchodne, w duchu
modląc się o to, by nie przyszło jej to do głowy, gdy będzie naga.
Udało mu
się rozluźnić, kiedy w końcu znalazł się poza łazienką. Ze świstem
wypuścił powietrze, opierając się przy tym plecami o ścianę. Odchylił
głowę, wymownie spoglądając w sufit i nie pierwszy raz zastanawiając
się nad tym, co właśnie się wydarzyło.
W łazience
przez dłuższą chwilę panowała cisza, aż zwątpił w to, czy Leana zamierzała
sama ryzykować odkręcanie wody. Dopiero po kilku kolejnych sekundach usłyszał
szum – na początku cichy i nierówny, a później mocniejszy, choć nie
na tyle, by zaczął się martwić. Cóż, przynajmniej szybko się uczyła. Miał taką
nadzieję.
Wciąż pełen
wątpliwości, zastanawiając się jak wrażliwe były jej zmysły, przeszedł do
sypialni, którą dotychczas zajmowała dziewczyna. Westchnął, wywracając oczami,
gdy przekonał się, że przy wstawaniu nie tylko starannie poskładała pościel,
ale i musiała próbować uporządkować porzucone dookoła rzeczy. Perfekcyjna pani domu?, prychnął w duchu,
wciąż niepewny jak reagować na to, w jaki sposób się zachowywała. Och, no i że
próbowała sprzątać, kiedy akurat nie miał jej na oku. Im dłużej o tym
myślał, tym bardziej zażenowany stanem domu się czuł.
Usiadł na
skraju łóżka i wyjął telefon. Zaskoczył go widok dwóch nieodebranych
połączeń od Jenny. Spróbował oddzwonić, ale doczekał się wyłącznie komunikatu o tym,
że abonent był poza zasięgiem. Albo się obraziła, albo wybyła do pracy – nie
miał pewności, ale nie zamierzał dręczyć jej wydzwanianiem do przechodni. W zasadzie
nawet nie był pewien, czy wciąż miał jej służbowy numer, choć kiedyś na pewno
mu go podawała.
Dopiero
później zorientował się, że zostawiła mu wiadomość na sekretarce. Przez chwilę
nasłuchiwał, by upewnić się, że Leana wciąż sobie radziła, zanim w końcu
zdecydował się odsłuchać nagranie.
– Ehm…
Cześć. Nie dzwoniłeś, więc zakładam, że oboje żyjecie. Tyle dobrego. – Po
odgłosach w tle poznał, że Jenna musiała być w samochodzie. Na chwilę
zamilkła, ale prawie natychmiast na powrót usłyszał jej głos. – Pamiętaj, żeby
dać mi znać, gdyby coś się działo. Jeśli chodzi o tę dziewczynę… Nie znam
się na takich jak ona, okej? I będę to powtarzać. Ale gdybyś chciał znać
moją opinię, to wygląda mi na jakiś narkotyk – podjęła, a Ulrich
mimowolnie się spiął. Leana nie wyglądała na kogoś, kto sięgnąłby po coś
takiego. Nie świadomie. – Mówiłeś, że uciekała, więc może… ktoś próbował ją
oszołomić. Albo kiepsko trafiła z obiadem – dodała ciszej, ale i tak
doskonale ją usłyszał. – Dalej uważam, że powinieneś coś zrobić. Jeśli nie do
Nicka…
Nie słuchał
do końca. Przerwał wiadomość, w niemalże gniewny sposób odrzucając telefon
na bok. Z jękiem ukrył twarz w dłoniach, energicznie pocierając skronie
palcami, by łatwiej się uspokoić.
Jenna miała
rację. Wiedział przecież kim była Leana, a jednak…
Zaklął w duchu.
To była jego decyzja – to, co zamierzał z nią zrobić. Nie wiedział jeszcze,
co zrobić w przypadku tej dziewczyny, ale to nie było ważne.
Podjęcie decyzji
mogło poczekać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz