4 maja 2019

Dwieście siedemdziesiąt dziewięć

Ulrich
W którymś momencie musiał przysnąć, choć nie miał pewności jak i kiedy. Pamiętał, że po wyjściu Jenny czuwał, co jakiś czas (zdecydowanie zbyt często?) zaglądając do śpiącej Leany. Wydawała się spokojna, poza tym – był gotów wręcz to przysiąc – już nie tak zgrzana jak wcześniej. Co prawda nie miał pewności, czy to cokolwiek oznaczało, ale choćby złuda poprawa wydała mu się najlepszym, czego mógłby oczekiwać.
W pamięci wciąż roztrząsał rozmowę ze szwagierką. Nie miał pewności czy to, co powiedziała mu kobieta, powinno zmienić jego sposób postrzegania Leany. W teorii nie, zwłaszcza że wciąż niczego o niej nie wiedział. Tak naprawdę wszystko sprowadzało się do jednego: jak ostatni kretyn zgarnął do samochodu całkowicie obcą, nieśmiertelną dziewczynę. Już samo to brzmiało jak marny żart.
Nie miał pojęcia, co z nią zrobić. Wiedział jedynie, że była zdecydowanie zbyt ludzka i krucha, by wziął pod uwagę powiadomienie organizacji. Przez moment nawet zastanawiał się, czy zwłoka z jego strony nie sprowadzała się do próby zrobienia na złość Nickowi, ale ostatecznie odrzucił od siebie tę myśl. Gdyby miał choć cień podejrzenia, że Leana nagle urządzi sobie krwawe polowanie i zabije całą dzielnicę, nie wahałby się.
Chyba.
Prawda była taka, że nie powinien jej ufać. Jakaś jego cząstka – tę, którą chcąc nie chcąc utożsamiał ze zdrowym rozsądkiem – zdawała sobie z tego sprawę. Ulrich czuł, że postępował głupio, ale zarazem nie potrafił zmusić się do podjęcia innych decyzji. To, że dziewczyna była w dość marnym stanie, było niczym wybawienie, pozwalając mu przesunąć konieczność podjęcia decyzji na później. W końcu mógł zdecydować, gdy tylko jego nie do końca chciana podopieczna dojdzie do siebie.
Nie miał pewności, kiedy ostatecznie dopadło go zmęczenie. Tak czy siak, wylądował na kanapie, przynajmniej tymczasowo nie mając co liczyć na możliwość skorzystania z sypialni. Nie przeszkadzały mu ani wciąż zalegające na sofie dokumenty, ani chaos, który jak zwykle panował w niewielkim mieszkaniu. Podobno kawalerki były stworzone dla jednej osoby, zresztą Ulrich zdecydowanie zbyt często traktował dom jak hotel, ale mała przestrzeń i tak wydawała mu się klaustrofobiczna.
Obudził go hałas, który nie od razu rozpoznał jako brzdęk naczyń. Poderwał się tak gwałtownie, że z wrażenia omal nie zsunął się na podłogę. Machinalnie sięgnął dłonią za zagłówek, próbując odnaleźć szafkę nocną i spoczywającą w szufladzie broń, ale z opóźnieniem dotarło do niego, że przecież nie był w sypialni. Wciąż pełen złych przeczuć poderwał się do pionu, w rozespaniu spoglądając ku miejscu, skąd dobiegł go hałas, a potem…
– Przepraszam – doszedł go ledwo słyszalny, zawstydzony głos.
Leana stała w części kuchennej, spoglądając na niego z obawą. Dłońmi przytrzymywała pokaźny stos brudnych naczyń, które – jak nagle do niego dotarło – musiała zebrać z blatów. Ostatecznie westchnęła i zadziwiająco wprawnie ściągnęła nadmiar talerzy, układając je w dwóch niemalże idealnie różnych kupkach.
Brzdęk ucichł, a w pokoju na powrót zapanowała idealna wręcz cisza. Ulrich z niedowierzaniem obserwował dziewczynę, próbując zebrać myśli. Opuścił rękę, gdy dotarło do niego, że dłonią bezwiednie celował w Leanę tak, jakby jednak miał broń. W tamtej chwili wręcz błogosławił to, że pistoletu nie było nigdzie pod ręką. Pozostawało mu mieć nadzieję, że nieśmiertelna wciąż była zbyt oszołomiona albo niezdolna do tego, by zorientować się, co chodziło mu po głowie.
Tyle że dziewczyna nie wyglądała na nawet odrobinę zaniepokojoną. Co prawda wciąż była trochę zbyt blada, a na sobie miała pozostawiające wiele do życzenia, zdecydowanie zbyt duże ubrania, ale – przynajmniej zdaniem Ulricha – prezentowała się całkiem dobrze.
– Co ty robisz?
Zsunął się z kanapy, w końcu decydując poderwać na równe nogi. Nawet nie zawahał się przed podejściem bliżej, najpewniej w odpowiednim momencie, bo w tej samej chwili Leana jak gdyby nigdy nic spróbowała przenieść talerze z jednego miejsca do drugiego, wraz z pokaźną stertą próbując okręcił się w stronę zlewu. Talerze znów zabrzęczały, więc zaalarmowany Ulrich natychmiast podbiegł bliżej, by pomóc jej je przytrzymać.
– Sprzątam – stwierdziła Leana takim tonem, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie. Och… No, pewnie, pomyślał w oszołomieniu, wciąż patrząc na nią tak, jakby widzieli się po raz pierwszy. – Jak włączyć wodę? Trochę kapało, więc musisz ją stąd brać – dodała, z powątpiewaniem spoglądając na zlew.
– Ehm… Odkręcić?
Pokiwała głową, mimo wszystko nie wyglądając na przekonaną. W zasadzie nagle wydała mu się zagubiona i zaintrygowana zarazem, zupełnie jakby nagle stanęła przed koniecznością rozwikłania jakiejś wyjątkowo trudnej zagadki. Ulrich chciał wykorzystać chwilę jej nieuwagi, by wyjąc jej naczynia z rąk, zanim jednak doszłoby do tragedii, ale zanim zdążył choćby się poruszyć, Leana odstawiła stosik tuż obok i tak zapełnionej komory.
– Tym tu? – zapytała, wyciągając dłoń ku zaworom. Przekręciła jeden w tak delikatny, nieufny sposób, jakby podejrzewała, że mógłby ją ukąsić. Pomiędzy jej brwiami pojawiła się zmarszczka. – Och… Niczego nie popsułam, prawda? – zmartwiła się na widok strumienia wody.
Ulricha było stać tylko na to, by potrząsnąć głową. Momentalnie się rozbudził, chociaż obserwowanie tej dziewczyny sprawiało, że wciąż czuł się tak, jakby śnił. Cholera, czy właśnie instruował wampirzycę… jak zmywać naczynia? I to na dodatek jego własne?
To nie było normalne. Po prostu nie mogło być i to wytrąciło go z równowagi na tyle, by nawet nie przejął się panującym dookoła bałaganem.
– Czekaj – zaoponował, gdy Leana w nieco niezgrabny sposób spróbowała podwinąć rękawy swetra. Zbyt długi, luźny materiał prawie natychmiast wrócił na swoje miejsce. – Zostaw to. Ja sam przecież… – zaczął i zaraz urwał, bo spojrzała na niego podejrzanie błyszczącymi oczami.
Nie płakała, ale taka możliwość wydała się Ulrichowi zdecydowanie zbyt prawdopodobna. To wystarczyło, by zamknąć mu usta, zresztą jak i odkrycie, że w którymś momencie chwycił Leanę za obie dłonie, próbując powstrzymać przed zrobieniem… czegokolwiek. W pośpiechu poluzował uścisk i odsunął się, czego zaraz pożałował, bo dziewczyna nieznacznie się skuliła, opierając plecami o blat i ciasno obejmując ramionami.
– Przepraszam – powtórzyła raz jeszcze. W tamtej chwili zabrzmiała jak skarcone dziecko. – Myślałam… Ach, nie powinnam niczego ruszać. I naprawdę nie chciałam cię obudzić.
Ulrich nie dowierzał. Stała tuż przed nim, tłumacząc się z taką zawziętością, jakby faktycznie zrobiła coś, czego nie powinna.
– Przecież nie musisz zmywać. Dlaczego w ogóle…?
– Chciałam się odwdzięczyć – stwierdziła bez ogródek. – Byłeś zmęczony. I najwyraźniej nie masz czasu, by sprzątać – dodała bez choćby cienia złośliwości czy zrażenia takim stanem rzeczy.
Znów spojrzał na nią tak, jakby miał przed sobą przybyszkę z innej planety. Tkwiła w miejscu, pocierając ramiona i z uporem wpatrując się w jakiś bliżej nieokreślony punkt przestrzeni. Nie wątpił, że unikała jego spojrzenia, nie wspominając o tym, że jej częściowo przysłonięta przez włosy twarz jak na zawołanie zrobiła się niemalże całkowicie czerwona. To ostatecznie skutecznie przypomniało mu, w jakim stanie dopiero co była i dlaczego w ogóle zdecydował się wezwać do niej Jennę.
Próbując zyskać na czasie, zakręcił wciąż płynącą wodę. Przez moment miał ochotę wrócić na kanapę, ciężko na nią opaś, a potem już tylko siedzieć w bezruchu i ubolewać nad własną bezradnością.
Cóż, na to mógł sobie pozwolić później.
– Nie przyprowadziłem cię tutaj po to, żebyś sprzątała mi mieszkanie. Nie musisz tego robić, jasne? – zaczął, próbując zabrzmieć jak najbardziej rzeczowo i stanowczo, ale i tym razem Leana zdecydowała się go zaskoczyć.
– Mam nie ruszać twoich rzeczy – oznajmiła z przekonaniem.
Brwi Ulricha powędrowały ku górze. Nie, zdecydowanie nie w ten sposób powinna odebrać jego słowa.
– Nie powiedziałem tego – obruszył się. – Ja wcale nie… Och, bierz sobie, co tylko zechcesz, jeśli potrzebujesz. Po prostu nie musisz sprzątać.
– Lubię sprzątać – stwierdziła dziewczyna. – Zresztą to kobieta zwykle zajmuje się domem. Myślałam, że… – Urwała, nagle uciekając wzrokiem gdzieś w bok. – Zapędziłam się. Jestem tu na chwilę.
Nie powiedziała niczego, co nie byłoby prawdą, zwłaszcza że wciąż nie zdecydował, co z nią zrobić, ale i tak przez moment poczuł się tak, jakby ktoś z całej siły zdzielił go czymś ciężkim po głowie. Nawet nie chodziło o to, że myślenie dziewczyny zdecydowanie nie pasowało mu do kobiet, które widywał na co dzień. Och, nie wspominając o tym, że po czymś takim jakiś ruch feministyczny pewnie nie zostawiłby na nim suchej nitki!
Dobry Boże…
– Ile masz lat, Leano? – wypalił, zanim zdążył ugryźć się w język.
Spojrzała  na niego dziwnie, w końcu pozwalając na to, by ich spojrzenia się spotkały. Jej oczy wciąż błyszczały w nieco niepokojący sposób, ale przynajmniej nie płakała. Jak długo nie próbowała wpadać w histerię albo znów słaniać się na nogach, mógł przynajmniej udawać, że wszystko było w porządku.
– Hm… Dwadzieścia pięć – wyjaśniła ze spokojem Leana. Nie brzmiała na szczególnie urażoną tym, że zadał jej akurat takie pytanie. Wciąż wpatrywała się w niego z uwagą i tą dziwną miną, która Ulrichowi niezmiennie kojarzyła się z wystraszonym zwierzątkiem. – Coś nie tak?
Zamrugał nieco nieprzytomnie. To brzmiało tak… jakby się o niego martwiła. Już samo to wydawało się niedorzeczne, choć akurat wdzięczność była dla mężczyzny czymś, co mógł zrozumieć. Sęk w tym, że wcale jej nie chciał, tak jak i tego, by ta dziewczyna się przed nim płaszczyła. Cholera, to ani trochę nie ułatwiało mu w zdecydowaniu, co robić dalej.
– W porządku – powiedział w końcu, aż nazbyt świadom, że trwali w ciszy zdecydowanie zbyt długo. Spojrzenie, którym obdarowała go Leana, jasno dało mu do zrozumienia, że taki stan zaczynał ją niepokoić. – Nic się nie dzieje. Nie musisz sprzątać, jeśli nie chcesz – powtórzył z naciskiem, siląc się na cierpliwość. Czuł się trochę tak, jakby zwracał się do małego dziecka. – I może nie powinnaś. Ach… Dobrze się czujesz? – zapytał wprost, w ostatniej chwili powstrzymując się przed wyciągnięciem ręki ku jej czołu.
Nie powinien jej dotykać. Nie powinien wielu rzeczy, przynajmniej póki dawała sobie radę o własnych siłach. Jak na zawołanie wróciły do niego słowa Jenny – o tym, że Leana była matką i mężatką. Jego spojrzenie momentalnie skupiło się na jej dłoniach, co nie było trudne, bo wciąż obejmowała się, raz po raz pocierając ramiona. Na jej palcach faktycznie dostrzegł biżuterię – obrączkę i jeszcze jeden pierścionek z łagodnie połyskującym, intensywnie niebieskim oczkiem. Nie miał pojęcia co to za kamień, ale drobiazg sam w sobie wyglądał na drogi, stary i jak najbardziej nadający się na to, co można było podarować ukochanej na zaręczyny.
Ulrich zacisnął usta. Miał dziesiątki pytań, ale nie zadał żadnego, raz po raz powtarzając sobie albo że to nie jego sprawa, albo że pewne kwestie mogły zaczekać. No i to, ile miała lat… Okłamała go? Na pierwszy rzut oka wydawała na młodszą, choć to nie jej wiek fizyczny go interesował. Dziwnie było oswoić się z myślą, że ta drobniutka dziewczyna równie dobrze mogła liczyć sobie całe stulecia, ale…
– Już jest w porządku – doszedł go znacznie pewniejszy, melodyjny głos Leany.
Posłała mu blady uśmiech, choć przyszło jej to z wyraźnym trudem. Dalej wyglądała na przestraszoną, ale nie aż tak jak wtedy, gdy wybiegła mu pod koła. Przypomniał sobie w jaki sposób zachowywała się przy Jennie, raz po raz przesuwając się do niego, zupełnie jakby dzięki temu czuła się bezpiecznie. Wtedy gorączkowała, więc głupie zachowanie wydało się Ulrichowi w pełni uzasadnione.
– Skoro tak twierdzisz… – mruknął, spoglądając na nią z powątpiewaniem. I tak nie miał innego wyboru, jak tylko spróbować zaufać jej na słowo. – Zostaw te naczynia, okej? Zajmij się sobą.
– Ale…
– Pokażę ci łazienkę, co? – zaproponował pośpiesznie. – Mam twoje rzeczy. Przebierzesz się, a później… pomyślimy co dalej.
Przez jej twarz przemknął cień, ale posłusznie skinęła głową. Wciąż czuł się dziwnie, gdy reagowała w ten sposób, sprawiając, że jego słowa zaczynały brzmieć niemalże jak polecenia, które chciała wykonywać. Tym trudniej było mu patrzeć na nią jak na potencjalną dorosłą, na dodatek taką, która mogłaby mieć rodzinę.
Sama Leana nawet słowem nie zająknęła się na temat tego, że było jakieś miejsce, w którym chciała się znaleźć. Przeciwnie – wydawała mu się zagubiona i jakby oderwana od rzeczywistości. Wcześniej zwalił to na szok, zwłaszcza że zaraz po tym zaczęła źle się czuć, ale teraz… Cóż, zachowywała się bardziej świadomie, a to o czymś świadczyło. Ta cisza, która na powrót zapanowała po jego sugestii, tym bardziej.
Łazienka. Rzeczy. Telefon do Jenny, pomyślał, powtarzając tych kilka słów niczym mantrę, zupełnie jakby w ten sposób mógł cokolwiek ułatwić. Gdyby to faktycznie było takie proste…
– Nie śpiesz się. No i nie wiedziałem, co lubisz, więc… Jeśli będziesz chciała, poszukamy ci czegoś innego, ale na razie to musi wystarczyć – wyrzucił z siebie na wydechu, otwierając drzwi do łazienki. Przepuścił Leanę, bynajmniej nie próbując wchodzić za nią. Pomieszczenie i tak było tak malutkie, że ledwo mieściło się tam podstawowe wyposażenie. – Te ciuchy możesz wyrzucić. Później je zabiorę – wyjaśnił, próbując przypomnieć sobie o wszystkich ważnych kwestiach, które miał jej do przekazania. – Weź prysznic, a potem…
– Po co mi… ten prysznic?
Zamrugał, przez moment mając wrażenie, że mówiła do niego w jakimś innym języku. Sądząc po tym, w jaki sposób się w niego wpatrywała i wahaniu, z jakim wypowiedziała tych kilka słów, nie był w tym odosobniony – Leana dokładnie w ten sam sposób musiała postrzegać jego.
– Słucham?
Leana zmarszczyła brwi.
– Powiedziałeś, że mam zabrać prysznic. Po co? – Potrząsnęła głową. – Nie chcę ci niczego zabierać.
Przez moment myślał, że sobie z niego żartowała, jakkolwiek dziwne by to nie było. Problem polegał na tym, że wyglądała na całkowicie poważną. To, że bez większych emocji rozejrzała się po łazience, wciąż zdezorientowana, jedynie utwierdziło go w takim przekonaniu.
No i pytała o odkręcanie zlewu. Zupełnie jakby…
– Nie, nie – rzucił zaskoczony, w ostatniej chwili powstrzymując się od parsknięcia śmiechem. Prawda była taka, że nie dowierzał. – Chodzi mi o kąpiel. Na pewno chcesz się odświeżyć, więc… – zaczął i znów zawahał się na moment. Miał wrażenie, że się pogrążał. – Nie widziałaś nigdy czegoś takiego? – zapytał w końcu, przesuwając się tuż obok nie i odsuwając zasłonkę prysznica.
Spojrzała na niego nierozumiejącym wzrokiem. Nadal wyglądała na co najmniej zagubioną.
– Nie.
O mój Boże…
Potrzebował chwili, by odzyskać nad sobą panowanie i zebrać myśli. To, że Leana wciąż się w niego wpatrywała, jedynie wszystko komplikowało. Nie miał pojęcia, w jaki sposób się z nią obchodzić, by przypadkiem jej nie urazić, a jakby tego było mało…
Cholera, prysznic. Miał jej uczyć obsługi prysznica…?
– Ehm, patrz. Tutaj – powiedział w końcu, w duchu modląc się o to, by zabrzmieć jak najspokojniej. Jakim cudem wplątał się w coś takiego. – Tak jak w kuchni. Odkręcasz i masz wodę… Rozumiesz? – dodał, rzucając jej wręcz spanikowane spojrzenie.
Co powiedziała mu o wieku? W tamtej chwili nie wydał jej się adekwatny pod żadnym możliwym względem – ani z racji wyglądu, ani ewentualnej psychiki. Zachowywała się jak przybyszka z innej planety albo… czasu, choć taka możliwość wydała mu się szalona. Okej, z wampirami bywało różnie i nie zdziwiłoby go, gdyby nagle oznajmiła, że wychowała się w jakimś średniowieczu, ale to niczego nie tłumaczyło. Nie tego, że jakimś cudem mogłoby umknąć jej kilkanaście ostatnich lat i nowinek technicznych.
– Hm… – Leana lekko przekrzywiła głowę, wciąż z uwagą spoglądając na niego, to znów na prysznic. – Chyba tak? – powiedziała  w końcu, ale mimo wszystko zabrzmiało to jak pytanie.
– Świetnie. – Wycofał się w pośpiechu, nie zamierzając czekać aż okaże się, że mogłaby jednak potrzebować pomocy przy przebraniu się. Jeśli faktycznie ma męża, jestem martwy, pomyślał i niewiele brakowało, by jednak roześmiał się w całkowicie pozbawiony wesołości, zdesperowany sposób. Jak nic… – Będę obok. Po prostu… bądź ostrożna. I nie poparz się. Kolory to temperatura – dodał, uświadamiając sobie, że to też mogło być dla niej niejasne. – Czerwony to ciepła woda, zielony – zimna. Możesz się pobawić, póki nie znajdziesz właściwej temperatury.
Wciąż się na niego patrzyła, ograniczając się do nieznacznego skinięcia głową. Doszedł do wniosku, że to musiało mu wystarczyć, przynajmniej na dobry początek. Perspektywa sprzątania zalanej łazienki i tak nie brzmiała aż tak źle.
Odchrząknął, po czym w pośpiechu wrócił na korytarz.
– Będę obok. Zawołaj, jeśli nie będziesz sobie radziła – rzucił na odchodne, w duchu modląc się o to, by nie przyszło jej to do głowy, gdy będzie naga.
Udało mu się rozluźnić, kiedy w końcu znalazł się poza łazienką. Ze świstem wypuścił powietrze, opierając się przy tym plecami o ścianę. Odchylił głowę, wymownie spoglądając w sufit i nie pierwszy raz zastanawiając się nad tym, co właśnie się wydarzyło.
W łazience przez dłuższą chwilę panowała cisza, aż zwątpił w to, czy Leana zamierzała sama ryzykować odkręcanie wody. Dopiero po kilku kolejnych sekundach usłyszał szum – na początku cichy i nierówny, a później mocniejszy, choć nie na tyle, by zaczął się martwić. Cóż, przynajmniej szybko się uczyła. Miał taką nadzieję.
Wciąż pełen wątpliwości, zastanawiając się jak wrażliwe były jej zmysły, przeszedł do sypialni, którą dotychczas zajmowała dziewczyna. Westchnął, wywracając oczami, gdy przekonał się, że przy wstawaniu nie tylko starannie poskładała pościel, ale i musiała próbować uporządkować porzucone dookoła rzeczy. Perfekcyjna pani domu?, prychnął w duchu, wciąż niepewny jak reagować na to, w jaki sposób się zachowywała. Och, no i że próbowała sprzątać, kiedy akurat nie miał jej na oku. Im dłużej o tym myślał, tym bardziej zażenowany stanem domu się czuł.
Usiadł na skraju łóżka i wyjął telefon. Zaskoczył go widok dwóch nieodebranych połączeń od Jenny. Spróbował oddzwonić, ale doczekał się wyłącznie komunikatu o tym, że abonent był poza zasięgiem. Albo się obraziła, albo wybyła do pracy – nie miał pewności, ale nie zamierzał dręczyć jej wydzwanianiem do przechodni. W zasadzie nawet nie był pewien, czy wciąż miał jej służbowy numer, choć kiedyś na pewno mu go podawała.
Dopiero później zorientował się, że zostawiła mu wiadomość na sekretarce. Przez chwilę nasłuchiwał, by upewnić się, że Leana wciąż sobie radziła, zanim w końcu zdecydował się odsłuchać nagranie.
– Ehm… Cześć. Nie dzwoniłeś, więc zakładam, że oboje żyjecie. Tyle dobrego. – Po odgłosach w tle poznał, że Jenna musiała być w samochodzie. Na chwilę zamilkła, ale prawie natychmiast na powrót usłyszał jej głos. – Pamiętaj, żeby dać mi znać, gdyby coś się działo. Jeśli chodzi o tę dziewczynę… Nie znam się na takich jak ona, okej? I będę to powtarzać. Ale gdybyś chciał znać moją opinię, to wygląda mi na jakiś narkotyk – podjęła, a Ulrich mimowolnie się spiął. Leana nie wyglądała na kogoś, kto sięgnąłby po coś takiego. Nie świadomie. – Mówiłeś, że uciekała, więc może… ktoś próbował ją oszołomić. Albo kiepsko trafiła z obiadem – dodała ciszej, ale i tak doskonale ją usłyszał. – Dalej uważam, że powinieneś coś zrobić. Jeśli nie do Nicka…
Nie słuchał do końca. Przerwał wiadomość, w niemalże gniewny sposób odrzucając telefon na bok. Z jękiem ukrył twarz w dłoniach, energicznie pocierając skronie palcami, by łatwiej się uspokoić.
Jenna miała rację. Wiedział przecież kim była Leana, a jednak…
Zaklął w duchu. To była jego decyzja – to, co zamierzał z nią zrobić. Nie wiedział jeszcze, co zrobić w przypadku tej dziewczyny, ale to nie było ważne.
Podjęcie decyzji mogło poczekać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz









After We Fall
stories by Nessa